DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Wojciech Sady

Orygenes o Bogu, aniołach, ludziach i diabłach

z: Dzieje religii, filozofii i nauki: od Talesa z Miletu do Mahometa, Marek Derewiecki 2010

1. Życie i pisma
2. Dosłowny a duchowy sens Pisma Świętego
3. Ojciec, Syn i Duch Święty
4. Aniołowie, ludzie i diabły
5. Świat jako teren odnowy
6. Następstwo światów
7. Apokatastasis, czyli powrót do stanu początkowego

Pierwszy filozof chrześcijański w pełnym tego słowa znaczeniu, wyrósł w kosmopolitycznej Aleksandrii – milionowym mieście, gdzie obok siebie żyli Grecy, Żydzi, Rzymianie, Egipcjanie, Syryjczycy, nawet Hindusi. Żywe tam wciąż były idee Filona, a do filozofii nieco wcześniej zbliżył się platonizujący chrześcijanin, Klemens Aleksandryjski (ok.150-ok.215).

1. Życie i pisma

Orygenes urodził się ok. 186 r., w dzielnicy greckiej. Jego ojciec, Leonides, chrześcijański katecheta, prowadził własną szkołę. Ok. 200 r. dekret cesarza Septymiusza Sewera zakazał przyjmowania do Kościoła nowych członków. Gdy łamiący zakaz ojciec trafił do więzienia, Orygenes pisał do niego: „Uważaj, abyś ze względu na nas nie zmienił swego zapatrywania”. Wreszcie Leonides został ścięty. Szesnastoletni zaledwie Orygenes znalazł uczniów i otworzył na nowo szkołę ojca. Aresztowanych chrześcijan zachęcał do męczeństwa i towarzyszył im na miejsce kaźni. Idąc za słowami Jezusa: „są eunuchowie, którzy sami siebie zrobili eunuchami z powodu królestwa nieba” [wg Mateusza 19,12], wykastrował się.

Jego sława jako nauczyciela szybko rosła. Prowadząc życie skrajnie ascetyczne, nauczał przez cały dzień, a nocami studiował Biblię. Uczęszczał na wykłady Ammoniosa Sakkasa i studiował dzieła Filona. Wpływ na jego myślenie wywarły też pisma Numeniosa z Apamei. Bogacz Ambroży, którego nawrócił na chrześcijaństwo, ufundował mu scriptorium i obficie zaopatrywał z drogi papirus, co umożliwiło pracę nad Hexaplą, krytycznym wydaniem hebrajsko-greckiego tekstu Starego Testamentu.

Gdy w 215 r. w Aleksandrii wybuchły zamieszki, Orygenes schronił się na rok w Cezarei Palestyńskiej. Choć był człowiekiem świeckim, na życzenie tamtejszych biskupów wygłaszał kazania. Dało to początek obszernym komentarzom do ksiąg biblijnych, które zaczął spisywać po powrocie do Egiptu. Większość zaginęła, inne zachowały się jedynie w nie zawsze wiarygodnych przekładach łacińskich. Najważniejszy jest, spisany między 218 a 238 r., a ocalały w jednej czwartej, Komentarz do Ewangelii św. Jana, wzorcowy przykład alegorycznej egzegezy.

W latach 220-230 powstało dzieło O zasadach, w którym dał systematyczny wykład swej filozofii.

Podczas kolejnego pobytu w Palestynie w 230 r. został wyświęcony na prezbitra, co miało uwolnić go od zarzutu bezprawnego wygłaszania kazań, a doprowadziło do konfliktu z biskupem Aleksandrii. Synod w Rzymie unieważnił święcenia – jako przyjęte bez zgody własnego biskupa – i ogłosił, że nie może ich otrzymać eunuch. Zaczęto dopatrywać się w jego naukach herezji. W rezultacie Orygenes przeniósł swą szkołę na stałe do Cezarei Palestyńskiej.

W książeczce O modlitwie (233) zawarł rozważania o roli modlitwy w życiu chrześcijanina. Gdy w 235 r., w trakcie kolejnych prześladowań, aresztowano jego dwóch przyjaciół, napisał dla nich Zachętę do męczeństwa.

O ostatnich dwudziestu latach jego życia wiemy niewiele. W tym czasie powstały m.in. zachowany częściowo Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, dziesięć ksiąg Komentarza do Pieśni nad pieśniami (zachowały się cztery w łacińskim przekładzie Rufina), a także ważne Homilie o Księdze Jeremiasza, zawierające rozważania o zmartwychwstaniu i karach pośmiertnych. W napisanej w 248 r. najwybitniejszej apologii tego okresu, Przeciw Celsusowi, odpierał zarzuty, jakie ten filozof stawiał chrześcijaństwu.

Jako nauczyciel i kaznodzieja wywierał Orygenes wielki wpływ, budził też ostre kontrowersje. Oskarżany z różnych stron o herezje, sam tropił heretyków. Głównymi celami jego ataków byli modaliści (uważający Ojca, Syna i Ducha Świętego za trzy różne sposoby istnienia jedynego Boga), adapcjoniści (ich zdaniem Jezus był człowiekiem, nie istniejącym przed narodzinami, a usynowionym przez Boga), thnetopsychici (głoszący, że dusza umiera wraz z ciałem, a w dniu zmartwychwstania z ciałem wraca do życia).

Cesarz Filip Arab sprzyjał chrześcijaństwu, co wywołało masowy napływ do kościoła nowych członków. Orygenes w kazaniach ubolewał wtedy nad wywołanym tym upadkiem ideałów duchowych i moralnych. Gdy Filip został w 249 r. zamordowany i na tronie zasiadł Decjusz, wybuchły kolejne prześladowania chrześcijan. Orygenesa aresztowano i poddano torturom. Choć go uwolniono, odniesione obrażenia uniemożliwiły mu prowadzenie działalności nauczycielskiej i stały się chyba przyczyną jego śmierci ok. 254 r.

Gdy w IV w., o czym będzie mowa poniżej, ustalono zręby chrześcijańskiej ortodoksji, zasadnicze części filozofii Orygenesa uznano za heretyckie. W 398 r. Rufin, broniąc go przed oskarżeniami, przetłumaczył O zasadach na łacinę, usuwając z dzieła szereg kłopotliwych tez – twierdził, iż są to „sfałszowane wtręty dokonane przez innych autorów”. Jak sam przyznał w Przedmowie, pewne twierdzenia dotyczące Trójcy Świętej „pominąłem, jako sfałszowane i nie pochodzące od niego, albo też przedstawiłem, uzgodniwszy je z poglądem, który, jak można zauważyć, sam w wielu innych miejscach potwierdził”. Niestety (z wyjątkiem paru rozdziałów) zachował się tylko ten zniekształcony przekład. Dysponujemy krytycznymi uwagami św. Hieronima i pismami paru jeszcze autorów, które pozwalają ocenić, jak daleko poszły przeróbki Rufina – i do pewnego stopnia zrekonstruować pierwotny system.

2. Dosłowny a duchowy sens Pisma Świętego

Na początku III w. chrześcijaństwo było luźnym konglomeratem sekt, których członkowie rozmaicie pojmowali zasady swej wiary.

Otóż wielu wyznawców wiary Chrystusowej różni się między sobą nie tylko w poglądach na temat spraw drobnych, lecz również w zakresie problemów ważnych i zasadniczych, a więc w poglądach na temat Boga, na temat samego Pana Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, i nie tylko w tych sprawach, ale również w kwestii nauki o innych stworzeniach, mianowicie o świętych Mocach i Potęgach. [O zasadach I, Przedmowa, 2]

Jak wytłumaczyć te różnice poglądów, skoro wszyscy chrześcijanie opierają swą wiarę na Biblii?

W tym okresie, co trzeba podkreślić, kanon ksiąg biblijnych nie został jeszcze sprecyzowany. Jeśli o Stary Testament chodzi, to istniał ustalony ok. 100 r. n.e. hebrajski tekst, składający się z 39 ksiąg. Wielu chrześcijan wolało jednak Septuagintę, grecki przekład 46 ksiąg, sporządzony w Egipcie w II w. p.n.e., odbiegający w licznych szczegółach od tekstu żydowskiego. Spierano się o objawiony charakter m.in. Księgi Henocha. Krążyły też niezgodne wersje ksiąg. Orygenes, sporządzając Hexaplę, dokonał wielkiej pracy, mającej na celu ustalenie wersji definitywnej. Sam pierwszeństwo przyznawał Septuagincie. Jeśli o Nowy Testament chodzi, to posługiwał się zbiorem prawie identycznym z obowiązującym dzisiaj, choć włączał do niego Pasterza anioła pokuty Hermasa. Uznawał jedność obu Testamentów: Jahwe/Elohim z kart Starego jest Bogiem-Ojcem, o którym czytamy w Nowym:

Za słowa Chrystusa uznajemy jednak nie tylko to, czego nauczał będąc człowiekiem w ciele, bo i przedtem Chrystus jako Słowo Boże przebywał w Mojżeszu i w prorokach. [O zasadach I, Przedmowa, 1]

Pismo Święte, jako pochodzące od Boga, jest nieomylne – co do słowa. Ludzcy autorzy ksiąg biblijnych świadomie i dobrowolnie współpracowali z Duchem Świętym, który wprowadzał ich w stan wyższej świadomości. (Montaniści głosili wówczas, że Duch wprowadza proroków w stan świętego obłąkania, pozbawiając ich zarówno świadomości, jak i wolnej woli.) Orygenes podaje dwa „dowody” na natchniony charakter Biblii.

Sformułowano dotąd, jak pisze, wiele systemów praw, których obowiązywanie ograniczone jest jednak – mimo wysiłków prawodawców – do poszczególnych narodów i grup społecznych.

Tymczasem na całym świecie (…) jest niezliczona rzesza ludzi, którzy porzucili ojczyste prawa oraz swoich bogów i gorliwie przestrzegają Prawa mojżeszowego oraz stali się uczniami i czcicielami Chrystusa (…). I możemy stwierdzić, w jak krótkim czasie religia ta urosła czerpiąc siły z cierpień i śmierci swoich wyznawców oraz z utraty ich dóbr i ze znoszenia przez nich wszelkiego rodzaju prześladowań; a jest to tym bardziej zadziwiające, iż nawet ich nauczyciele nie są szczególnie zdolni (…). Wynika stąd ponad wszelką wątpliwość, iż nie dzięki ludzkiej sile i działaniu nauka Jezusa Chrystusa nabierała mocy we wszystkich umysłach i duszach z całą wiarą i powagą. [O zasadach IV,1,1-2]

Po drugie, znajdujemy w Biblii wiele proroctw, które się spełniły. Orygenes wymienia przede wszystkim przepowiednie dotyczące Jezusa (przykłady, jakie podaje, muszą budzić u bezstronnego czytelnika wątpliwości), po czym stwierdza:

A trzeba nadto zwrócić uwagę, że fakt, iż przepowiednie proroków i Prawo mojżeszowe pochodzą od Boga i otrzymały natchnienie Boże, odtąd w najwyższym stopniu stał się jasny i udowodniony, odkąd Chrystus przybył na świat. Zanim bowiem wypełniło się to, co zostało tam zapowiedziane, chociaż było prawdą, (…) nie mogło zostać udowodnione jako prawda, ponieważ proroctwa nie zostały jeszcze wówczas potwierdzone przez dokonane fakty. Natomiast przyjście Chrystusa wyraźnie pokazało, iż słowa proroków są prawdą i że zostały natchnione przez Boga. [O zasadach IV,1,6]

Z drugiej jednak strony znajdujemy na kartach Biblii liczne proroctwa, które się nie spełniły. Czytamy np., że Chrystus „Mlekiem zsiadłym i miodem żywić się będzie do czasu, gdy nauczy się odrzucać złe, a wybierać dobre” [Izajasza 7,15], mamy też u Izajasza zapowiedzi, że po przyjściu Chrystusa nastąpi „złoty wiek”. W rezultacie Żydzi, widząc, że żadna z tych wszystkich zapowiedzi na Jego temat nie spełniła się w sensie historycznym, a wierzyli, że są to znaki przyjścia Mesjasza, które muszą się spełnić, nie chcieli uznać obecności Pana naszego Jezusa Chrystusa, co więcej, ukrzyżowali Go jako człowieka, który niegodziwie i bezprawnie, to znaczy wbrew obietnicy proroctwa, przywłaszczył sobie imię Mesjasza. [O zasadach IV,2,1]

Mamy w Księdze Rodzaju opisy faktów, które nie mogły zajść; czytamy np. o tym, że trzy pierwsze dni stworzenia były bez słońca, księżyca i gwiazd, a pierwszy nawet bez nieba.

Jeśli o prawo chodzi, to znajdujemy w Biblii przykazania niemożliwe do wypełnienia, np. „niechaj nikt w dniu szabatu nie opuszcza swego miejsca” [Wyjścia 16,29]. Mamy liczne nakazy rażące swą niesprawiedliwością, np. polecenie zgładzenia mężczyzny, który nie został obrzezany ósmego dnia życia – podczas gdy jest oczywiste, że karze powinni podlegać rodzice, a nie niewinne niemowlę. Czytamy o postępkach, których nie sposób uznać za moralne – np. o współżyciu córek Lota z ojcem, o dwóch siostrach i ich służebnicach, z którymi miał synów Józef – a zostały one przedstawione z wyraźną aprobatą. Mamy wreszcie zdania dotyczące Boga, a przeczące Jego dobroci, np. „Jestem Bogiem zawistnym, który karze synów za grzechy ojców do trzeciego i czwartego pokolenia” [Wyjścia 20,5], „Ja przygotowuję zarówno zbawienie, jak i nieszczęście” [Izajasza 45,7], „Następnego dnia wstąpił w Saula zły duch od Boga” [I Samuela 18,10]. Prowadziło to gnostyckich chrześcijan do twierdzenia, że Jahwe-Stwórca nie jest Bogiem-Ojcem, o którym nauczał Jezus. I tu Orygenes stwierdza o „heretykach”:

Otóż jedyną, wyłączną przyczyną fałszywych wyobrażeń ich wszystkich na temat wyżej przedstawionych spraw jest fakt, że pojmują oni Pismo Święte nie w sensie duchowym, lecz dosłownie. [O zasadach IV,2,2]

Prorocy i apostołowie, natchnieni przez Ducha Świętego, zgodnie z wolą Boga, a za pośrednictwem Jego Słowa,

(…) przenośnie opisywali tajemnice, które poznali i które Duch im objawił, opowiadając jak gdyby o jakichś czynach ludzkich albo przekazując pewne przepisy i nakazy prawne; uczynili to nie po to, aby każdy, kto chce, mógł łatwo je podeptać, (…) ale po to, by ten, kto z całą powściągliwością i czujnością poświęcił się sprawom tego rodzaju, mógł odkryć głęboko schowany i ukryty w zwyczajnym opowiadaniu odnoszącym się do zupełnie innych spraw sens Ducha Bożego i w ten sposób stał się towarzyszem wiedzy Ducha i uczestnikiem Bożego planu. [O zasadach IV,2,7]

Gdyby cała Biblia dała się rozumieć jako historycznie prawdziwa i gdyby nie było tam przykazań moralnie niestosownych, pojmowalibyśmy ją dosłownie i na tym byśmy się zatrzymali.

(…) dlatego Boża mądrość przygotowała pewne przeszkody i trudności w historycznym pojmowaniu Pisma, umieszczając w nim jakieś sprawy niemożliwe i niestosowne. Stało się tak po to, aby samo przerwanie toku opowiadania (…) zagrodziło drogę i przejście temu zwyczajnemu pojmowaniu, a zatrzymawszy nas i naraziwszy na wstrząs skierowało na inną drogę (…). Wszystko to, jak powiedzieliśmy, po to przygotował Duch Święty, aby na ich podstawie – gdy to, co widzimy na pierwszy rzut oka, nie może być prawdziwe albo pożyteczne – zachęcić nas do szukania prawdy dogłębnie przemyślanej i staranniej przeanalizowanej, abyśmy w Pismach, które zgodnie z naszym przekonaniem zostały przez Boga natchnione, znaleźli sens godny Boga. [O zasadach IV,2,9]

Liczne fragmenty Biblii należy więc rozumieć jako alegorie, zaszyfrowany przekaz prawd dostępnych tylko dla nielicznych.

U Salomona w Księdze Przysłów znajdujemy taki nakaz odnoszący się do przestrzegania Pisma Świętego: „I ty, powiada, zapisz sobie potrójnie w pamięci i rozumie, abyś mógł prawdziwie odpowiadać tym, którzy cię pytać będą”. Potrójnie więc należy zapisywać w swej duszy wszelkie rozumienie pism Bożych: to znaczy żeby każdy prosty człowiek czerpał zbudowanie z samego, że tak powiem, ciała Pisma – bo tak nazywamy pojmowanie zwyczajne i historyczne; jeśli zaś ktoś zaczął już czynić postępy i może patrzeć nieco szerzej, niech się buduje samą duszą Pisma; ci zaś, którzy są doskonali, (…) niechaj jakby z ducha czerpią zbudowanie z samego prawa duchowego, które „zawiera cień przyszłych dóbr”. Jak zatem mówimy, iż człowiek składa się z ciała, duszy i ducha, tak samo i Pismo Święte, którego szczodrobliwość Boża udzieliła dla zbawienia ludzi. [O zasadach IV,2,4]

„Ciałem” Pisma jest jego sens dosłowny: biblijne opowieści o Adamie i Ewie, Potopie, patriarchach, wyjściu z Egiptu itp. Jest on przeznaczony dla zwykłych ludzi – dla większości chrześcijan. „Duszą” Pisma są zawarte w nim nauki moralne, również adresowane do wszystkich. Ale w tekście jest też ukryty „Duch”: sens chrystologiczny. Jest ukryty, bowiem nie każdemu i nie w każdej sytuacji należy mówić prawdę. Lekarz, dla dobra pacjenta, często okłamuje go. Lepiej nie mówić prawdy dzieciom i ludziom niedojrzałym duchowo, jeśli mogliby zyskaną wiedzę wykorzystać dla złych celów. Na przykład, zdaniem Orygenesa, biblijne wizje piekła skutecznie skłaniają ludzi prostych do unikania grzechu – czego nie dałoby się osiągnąć za pomocą abstrakcyjnych wywodów.

Idąc za Filonem Aleksandryjskim i innymi, Orygenes dokonuje alegorycznej interpretacji Biblii. Wiele jest w Piśmie zdań, które są prawdziwe przy ich dosłownym rozumieniu. Inne zdania – niespełnione proroctwa, niemoralne zasady itd. – należy rozumieć wyłącznie alegorycznie. Jeszcze inne są zarówno historycznie prawdziwe, jak i zawierają ukryty sens duchowy. Ale jak rozpoznać zwłaszcza te ostatnie? Albo jeśli znajdujemy dwa zdania sprzeczne – co dowodzi fałszywości przynajmniej jednego z nich – to skąd wiadomo, które zinterpretować alegorycznie, a które (być może) dosłownie? Na te pytania Orygenes nie odpowiada. A raczej odpowiada, że sens duchowy jest zrozumiały tylko dla tych, „którzy od Ducha Świętego otrzymali specjalną łaskę mądrości i wiedzy”. Ale jeśli prawdziwa alegoryczna interpretacja jest darem Ducha Świętego, to jest natchniona podobnie jak sama Biblia. Jak jednak, wśród znajdujących się w obiegu, odróżnić interpretacje prawdziwe od fałszywych? Może kryterium stanowi czystość życia interpretatora? Czy autokastracja miała zapewnić Orygenesowi czystość niezbędną do uzyskania „łaski mądrości i wiedzy”?

Ogólnie rzecz biorąc, Orygenes tezy o Bogu Ojcu, Synu i Duchu Świętym rozumie w dużej mierze dosłownie, natomiast te o aniołach, ludziach i diabłach jako jedną wielką alegorię. Zacznijmy od tego, co Biblia mówi o Bogu.

3. Ojciec, Syn i Duch Święty

Powiedziano w Biblii w sposób jasny,

(…) że jest jeden Bóg, który wszystko stworzył i urządził i który sprawił, że wszystko powstało z niczego, Bóg, który od stworzenia pierwszej rzeczy i od stworzenia świata jest Bogiem wszystkich sprawiedliwych (…); dalej, że ten Bóg w ostatnich czasach – tak jak to uprzednio obiecał za pośrednictwem swoich proroków – zesłał Pana Jezusa Chrystusa, który miał najpierw powołać Izraela, a później, po popełnieniu zdrady przez lud izraelski, miał wezwać również pogan. Ten Bóg, sprawiedliwy i dobry, Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, dał ludziom Prawo, Proroków i Ewangelie i jest Bogiem apostołów oraz Starego i Nowego Testamentu. [O zasadach I, Przedmowa, 4]

Bóg jest duchem, nie mającym żadnych cech przysługujących ciałom materialnym. Gdyby był cielesny, to podlegałby zmianom, a zatem byłby przemijający. Jest prosty, gdyż inaczej można by twierdzić, że wcześniejsze są od niego elementy, z których się składa. Jest Rozumem.

Rozum zaś, aby się poruszać i działać, nie potrzebuje materialnej przestrzeni, nie potrzebuje dostrzegalnych zmysłowo rozmiarów, materialnego wyglądu, zewnętrznego kształtu i barwy ani niczego, co stanowi cechę charakterystyczną ciała czy materii. [I,1,6]

O tym, że Bóg nie istnieje w przestrzeni, wiemy na podstawie analizy własnego umysłu: ciało ma wielkość, kształt i zajmuje określone położenie, ale nie duch. Bóg jako niezmienny nie istnieje też w czasie. W rezultacie Bóg

(…) jest bytem niepojętym i niezgłębionym. Cokolwiek bowiem możemy pomyśleć albo wyobrazić sobie o Bogu, musimy koniecznie uznać, że przekracza On wszelkie nasze o Nim wyobrażenie. [I,1,5]

Można mówić o Bogu językiem negatywnym – kim lub czym On nie jest. Orygenes dopuszcza też, do pewnego stopnia, mówienie o Bogu przy użyciu przymiotników w stopniu najwyższym. Umysł nasz bowiem może coś z Jego natury pojąć, „zwłaszcza jeśli oczyści się i oddali od cielesnej materii”.

Co ciekawe, Orygenes nie przypisywał Bogu nieograniczonej mocy, co eliminowało m.in. możliwość, że świat jest nieskończenie wielki.

Trzeba bowiem stwierdzić, że moc boża jest ograniczona, i nie należy usuwać jej granic pod pozorem oddawania czci Bogu. Gdyby bowiem moc boża była nieskończona, to z konieczności nie mogłaby pojąć sama siebie: wszak z samej natury to, co nie ma granic, jest też nieogarnione. Bóg zatem stworzył tyle bytów, ile mógł ogarnąć, ile mógł mieć pod ręką i iloma mógł rządzić mocą swej opatrzności; podobnie też – stworzył taką materię, w jakiej mógł zaprowadzić ład. [II,9,1]

Ograniczoność mocy bożej ujawnia się m.in. w Jego niezdolności do czynienia zła:

Jak rzecz z natury słodka nie może sama z siebie uczynić słodyczy gorzką, jak naturalna jasność nie może powodować ciemności, tak i Bóg nie może czynić niesprawiedliwości. Zdolność bowiem czynienia niesprawiedliwości sprzeciwia się Jego boskiej naturze i Jego wszechmocy. [Przeciw Celsusowi III,70]

Zdanie z Ewangelii Jana: „Boga nikt nigdy nie widział” [1,18] rozumie Orygenes dosłownie, odnosząc je nawet do Syna, który Ojca nie widzi, a jedynie Go zna: „(…) nikt nie zna Ojca, tylko Syn” [wg Mateusza 11,27]. (Aby usunąć pozorną sprzeczność tego typu stwierdzeń np. z błogosławieństwem z Kazania Na Górze: „Szczęśliwi czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”, trzeba, jak podkreśla, rozumieć „oglądać” jako „pojmować”.)

Znajdujemy też w Biblii wyrażone w sposób jasny pewne prawdy o Chrystusie:

Po drugie, że Jezus Chrystus, ten sam, który przybył na ziemię, narodził się z Ojca przed wszelkim stworzeniem. On to, chociaż pomagał Ojcu w stworzeniu wszystkich rzeczy – bo „przez niego wszystko się stało” – w ostatnich czasach „ogołocił samego siebie” i stał się człowiekiem, przyjął ciało, mimo że był Bogiem, a stawszy się człowiekiem nie przestał być tym, czym był – Bogiem. Przyjął ciało podobne do naszego ciała, z tą tylko różnicą, że narodziło się ono z Dziewicy i Ducha Świętego. I że Jezus Chrystus urodził się i cierpiał prawdziwie, nie pozornie, i naprawdę umarł śmiercią wspólną wszystkim ludziom; prawdziwie też zmartwychwstał, po zmartwychwstaniu obcował ze swoimi uczniami i został wzięty do nieba. [O zasadach I, Przedmowa, 4]

Odwołując się do słów Pawła, Orygenes stwierdza: „jednorodzony Syn Boży jest substancjalnie istniejącą Mądrością Boga”. A ponieważ nikt, „kto umie myśleć o Bogu”, nie może przypuścić, że był czas, gdy Ojciec nie mógł bądź nie chciał zrodzić Mądrości, to

(…) wierzymy, że Bóg zawsze jest Ojcem swego jednorodzonego Syna, który wprawdzie narodził się z niego i od niego pochodzi, jednakże bez żadnego początku: ani takiego, który da się określić w czasie, ani takiego, który można sobie wyobrazić wyłącznie rozumowo. [I,2,2]

(...) musimy uznać, że istnieje tam coś wyjątkowego, coś, co odpowiada tylko Bogu i o czym nie może być żadnego porównania ani rzeczywistego, ani nawet myślowego, tak że myśl ludzka nie potrafi pojąć, jak to się dzieje, iż niezrodzony Bóg stał się Ojcem jednorodzonego Syna. Jest to bowiem narodzenie wieczne i wiekuiste, podobne do narodzin blasku ze światłości. [II,II,4]

Choć Rufin w przekładzie usunął prawie wszystkie twierdzenia na ten temat, to z listów św. Hieronima dowiadujemy się, że Syn, zdaniem Orygenesa, jest mniejszy od Ojca:

Syn, jako obraz niewidzialnego Ojca, w zestawieniu z Ojcem nie jest Prawdą; dla nas natomiast, ponieważ nie możemy bezpośrednio ogarnąć prawdy wszechmocnego Boga, wydaje się obrazem Prawdy, tak iżby można było w Synu dostrzec jak gdyby odmalowany majestat i wielkość Tego, który jest większy. (…) [Orygenes] przytacza przykład dwóch posągów – dużego i małego; duży wypełnia świat i z powodu jego wielkości nie można go ujrzeć, mały natomiast podpada pod zmysł wzroku; z pierwszym posągiem porównuje Ojca, z drugim Syna. (…) Boga Ojca nazywa istotą dobrą, o doskonałej dobroci. Syn nie jest „dobry”, lecz jest jak gdyby powiewem i obrazem dobroci i dlatego nie nazywa Go po prosu „dobrym, lecz z jakimś dodatkiem, np. „dobry Pasterz” itd. [Hieronim, List 124,2]

Znajdujemy też w Biblii pewne prawdy o Duchu Świętym:

Pouczyli nas wreszcie apostołowie, że Duch Święty jest zjednoczony z Ojcem i Synem w chwale i godności. Nie rozstrzygnięto wyraźnie, czy Duch jest zrodzony, czy nie jest zrodzony oraz czy i On ma być uważany za Syna Bożego, czy nie (…). To wszakże jasno głosi nauka Kościoła, że ów Duch Święty zsyłał natchnienie wszystkim świętym, zarówno prorokom, jak apostołom, i ten sam Duch mieszkał zarówno w dawnych świętych, jak i w tych, którzy otrzymali natchnienie po przyjściu Chrystusa. [O zasadach I, Przedmowa, 4]

Duch Święty, podobnie jak Ojciec i Syn, jest niecielesny, nie istnieje w czasie i przestrzeni.

Hieronim wyjaśnia, że, zdaniem Orygenesa,

(…) potęga Ojca jest większa od potęgi Syna i Ducha Świętego, a znów potęga Syna większa jest od potęgi Ducha Świętego, i z kolei moc samego Ducha Świętego jest większa od mocy innych istot zwanych świętymi. [Hieronim, List 124,2]

Mamy natomiast w łacińskim przekładzie O zasadach stwierdzenie:

Zdaje mi się, że działalność Ojca i Syna przejawia się zarówno w świętych, jak i w grzesznikach, w rozumnych ludziach i w niemych zwierzętach oraz w istotach nieożywionych, ogólnie – we wszystkim, co istnieje; natomiast działalność Ducha Świętego w najmniejszym stopniu nie odnosi się do bytów nieożywionych ani do ożywionych, ale niemych, co więcej, nie dotyczy ona nawet tych istot, które mają wprawdzie rozum, ale „pogrążyły się w występku” i nie zwracają się ku dobru. Działanie Ducha Świętego, jak sądzę, przejawia się wyłącznie w tych, którzy zwracają się ku dobru i kroczą „drogami Jezusa Chrystusa”, to znaczy obracają się wśród dobrych uczynków i trwają w Bogu. [I,3,5]

Trójca składa się więc z trzech substancjalnie odmiennych osób, o różnym stopniu doskonałości i mocy, a także różnym zakresie działania, zespolonych natomiast jednością woli.

4. Aniołowie, ludzie i diabły

Ojciec nie tylko rodzi „przed wszelkim stworzeniem” swego jedynego Syna, ale stwarza też wielką (choć skończoną) liczbę rozumnych, duchowych istot (logikoi). Stwarza je „po” Synu nie w sensie czasowym; skoro Bóg jest dobry i potężny, to:

Głupie i jednocześnie bezbożne jest mniemanie, iż owe moce w jakimś czasie i do jakiegoś momentu pozostawały bezczynne. (…) Nie należy sądzić, że moce owe, które są w Bogu, a nawet są Bogiem, doznawały jakichś przeszkód z zewnątrz; nie można też wierzyć, że chociaż nic nie stało na przeszkodzie, wstydziły się one działania i spełniania tego, co było ich godne, albo że je lekceważyły. Wcale więc nie można wyobrazić sobie takiego momentu, w którym ta dobroczynna moc nie czyniłaby dobrze. Wynika stad konsekwentny wniosek, że zawsze też istniały byty, którym moc ta czyniła dobrze – mianowicie jej stworzenia; a czyniąc dobrze udzielała im dobrodziejstw mocą opatrzności w porządku i wedle zasługi. Trzeba też przyjąć, że nie było takiego momentu, w którym Bóg nie był Stworzycielem, Dobroczyńcą i Opiekunem. [I,4,3]

W sensie czasowym logikoi są więc równie wieczne jak Bóg.

Ponieważ jest sprawiedliwy, Ojciec uczynił wszystkie stworzenia równymi, a ponadto obdarzył je wolną wolą. Ojciec, Syn i Duch Święty są dobrzy substancjalnie: ze swej natury nie są zdolni do zachowań złych czy niesprawiedliwych. Tymczasem rozumne duchy nie muszą być dobre, a jedynie mogą być dobre na mocy wyboru. Wolna wola pozwala im wybrać między pozostaniem w jedności z Ojcem a odsunięciem się od Niego.

Bóg jest dobry, sprawiedliwy i wszechmocny. On, „tworząc na początku” to, co chciał stworzyć, czyli istoty rozumne, nie miał żadnej przyczyny tworzenia poza sobą samym, to znaczy poza swoją dobrocią. Ponieważ więc sam był przyczyną sprawczą tego, co miało zostać stworzone, a nie było w Nim ani niestałości, ani zmienności, ani niemożności, a zwłaszcza żadnego powodu dla zmienności i niestałości, wszystkie stworzenia swoje uczynił równymi i podobnymi. Stworzenia owe jednak (...) zostały obdarzone wolną wolą i właśnie wolna wola pociągnęła każdą poszczególną istotę albo do rozwoju przez naśladowanie Boga, albo popchnęła ku upadkowi wskutek niedbałości. I to właśnie (...) stało się przyczyną różnic między stworzeniami rozumnymi; przyczyna ta nie wywodzi się z woli albo z wyroku Stwórcy, lecz z wolnej woli stworzeń. [II,9,6]

Lenistwo, lekceważenie wyższych wartości, niechęć do podejmowania wysiłków, jakich wymaga zachowywanie dobra – a zatem te cechy, które obserwujemy u siebie na co dzień – zapoczątkowały odchodzenie stworzeń od Stwórcy. W ten sposób pojawiło się zło: nie jako twór Boga, ale jako rezultat wolnego wyboru dokonanego przez rozumne duchy.

Ponieważ owe natury rozumne, uczynione – jak powiedzieliśmy – na początku, zostały stworzone z niebytu, przez to samo, że nie istniały i zaczęły istnieć, z konieczności są zmienne i niestałe, bo istota ich substancji, jakakolwiek by ona była, nie zawierała się w nich w sposób naturalny, lecz powstała dzięki dobrodziejstwu Stworzyciela. Istnienie zatem nie jest ich wieczną własnością, lecz darem Bożym: nie było go zawsze, a wszelki dar może zostać odebrany i może przepaść. Przyczyną tego przepadnięcia będzie fakt, iż poruszenia duchów nie są kierowane należycie i rozsądnie. Stwórca bowiem zezwolił stworzonym przez siebie umysłom na dobrowolne i swobodne działanie, aby powstało w nich ich własne dobro, gdyby zachowywały je z własnej woli; jednakże lenistwo i wstręt do wysiłku w zachowaniu dobra oraz niechęć i lekceważenie wyższych wartości dały początek odchodzeniu od tego, co dobre. Odchodzenie od dobra nie jest bowiem niczym innym jak formowaniem się w złu. Z całą przecież pewnością złem jest brak dobra. Stąd też dzieje się tak, że w takiej mierze ktoś popada w zło, w jakiej mierze odszedł od dobra. A zatem każdy umysł zgodnie z własnym działaniem bardziej lub mniej lekceważący dobro był pociągany ku jego przeciwieństwu, które z pewnością jest złem. [II,9,2]

Stworzenia odeszłyby, z własnego wyboru, od Stwórcy na zawsze, gdyby – i tu tkwi sedno Orygenesowej filozofii – nie wtrącił się On i w pewnej „odległości” od siebie ich nie zatrzymał. Bóg mianowicie stwarza dla oddalających się istot świat materialny – i chwyta je niby w sieć, wyposażając w ciała „zmysłowe”.

Jeśli o budowę świata chodzi, to Orygenes nie przejawiał najmniejszego zainteresowania fizyką czy astronomią jako takimi. Materię, podobnie jak Platon, Arystoteles i stoicy, pojmował jako tworzywo, z którego – po przyjęciu jakości ciepła albo zimna, suchości albo wilgoci – powstają rozmaite ciała. Za Arystotelesem twierdził też, że po odpowiedniej zmianie jakości woda przeobraża się w powietrze, ogień w ziemię itd. Odwołując się do autorytetu (nie uznanej przez Żydów, a później też przez protestantów, za objawioną) Drugiej Księgi Machabejskiej i do (dziś nie uznawanego za objawiony przez nikogo) Pasterza Hermasa, dodawał do tego twierdzenie, że Bóg stworzył materię z niczego. Przejął platońsko-arystotelesowski obraz kulistego świata, w którym Ziemia zajmuje miejsce centralne, ponad sferami otaczającego ją powietrza i ognia znajduje się siedem eterycznych „nieb” planetarnych, a jeszcze wyżej ósme niebo gwiazd stałych. W taki świat spadają rozumne duchy.

Te logikoi, które w dużym stopniu zachowały pierwotną czystość, stają się aniołami („posłańcami”) lub innymi istotami zajmującymi w światowym rządzie wysokie miejsca:

Co się zaś tyczy tych, którzy wytrwali w owym początkowym stanie, (…) to w organizacji i zarządzie świata jedni z nich otrzymują stanowisko aniołów, inni stają się Mocami, Księstwami, Władzami – pełnią mianowicie władzę nad tymi, którzy „potrzebują władzy nad głową”, inni otrzymują urząd Tronów – to znaczy przywileje sądzenia i kierowania tymi, którzy tego wymagają, a jeszcze inni są Panowaniem – oczywiście panowaniem nad niewolnikami; wszystko to zostało im udzielone słusznym i sprawiedliwym wyrokiem Bożej opatrzności stosownie do ich zasług i rozwoju, dzięki któremu poczynili postępy uczestnicząc w Bóstwie i naśladując je. [I,6,2]

Aniołowie przebywają w powietrzu i na sferach niebieskich. Widzialne planety i gwiazdy są też istotami rozumnymi. Odwołując się do Księgi Hioba [25,5] Orygenes twierdzi, że ich duchy, umieszczone przez Boga w stworzonych ciałach, są choć trochę upadłe.

Duchy upadłe jeszcze bardziej otrzymały ciała ludzkie – i zamieszkały na powierzchni Ziemi. Tak jak istnieje hierarchia wśród aniołów, tak też ludzie różnią się między sobą z urodzenia:

(…) jedni są barbarzyńcami, drudzy Grekami, a wśród barbarzyńców jedni są okropni i dzicy, a inni nieco łagodniejsi; jedni mają doskonałe prawa, inni prawa gorsze i surowe, a jeszcze inni stosują się raczej do nieludzkich, zwierzęcych obyczajów niźli do praw; jedni od chwili urodzenia są uniżeni, pokorni i otrzymują niewolnicze wychowanie, podlegają panom, władcom lub tyranom, inni są wychowywani swobodniej i rozsądniej; jedni są zdrowi na ciele, inni chorują od maleńkości, jedni są ślepi, inni głusi i niemi – niektórzy od urodzenia, niektórzy tracą te zmysły zaraz po urodzeniu albo już w dojrzałym wieku doznają takich nieszczęść. [II,9,3]

Do jednych narodów Bóg wysyłał proroków, a wreszcie posłał Syna, innym – z własnego wyroku – nie dał znajomości Prawa ani zasad prawdziwej wiary.

Niektóre wreszcie stworzenia rozumne zbuntowały się tak bardzo, że nie tylko same od Boga odeszły bardzo daleko, ale i innych od Niego odciągają. Te z Bożego wyroku utworzyły hierarchie diabelskie:

Trzeba jednak wiedzieć, iż wśród tych, którzy odpadli z owego pierwotnego stanu, (…) niektórzy ulegli tak wielkiej niegodziwości i złu, że nie tylko uznano ich za niegodnych nauki i pouczenia, które przy wsparciu niebieskich potęg otrzymuje ród ludzki przebywając w ciele, lecz przeciwnie, są wrogami i nieprzyjaciółmi tych, którzy otrzymują naukę i wykształcenie. Dlatego też w całym życiu ludzie toczą walki i zmagania, bo przecież walczą z nimi i wojują ci, którzy nieodwołalnie odpadli od lepszego stanu, a którzy zwą się „diabłem i jego aniołami”, a także inne ze istoty, które Apostoł wyliczył wśród wrogich mocy. [I,6,3]

Duch najbardziej z własnego wyboru zdeprawowany, Szatan, spadł do środka Ziemi. Otaczają go podległe mu diabły.

5. Świat jako teren odnowy

Gdybyśmy, podkreśla Orygenes, wierzyli w to, że Bóg uczynił pewne istoty diabłami lub ludźmi o złych skłonnościach od samego początku, to albo uznawalibyśmy jedynego Boga za twórcę zła, albo, jak gnostycy, odróżnialibyśmy dobrego Boga-Ojca od niedoskonałego Boga-Stwórcy. Bóg, który od samego początku stwarzałby jedne istoty wyższymi, a drugie niższymi, jedne panami a inne niewolnikami, jedne zdrowymi a inne chorymi, nie byłby Bogiem sprawiedliwym. Odpowiedź Orygenesa na tego typu zarzuty przeciwko dobroci, sprawiedliwości i wszechmocy Boga właściwie już znamy: różnice między miejscami zajmowanymi przez poszczególne logikoi spowodowane są rozmiarem i rodzajem odstępstw od jedności z Bogiem, jakich dopuściły się przed narodzinami. Odchodząc od Boga, który jest dobrem, pogrążyły się mniej lub bardziej w złu.

A skąd się wzięło zło? Czy stworzył je Bóg? Nie, gdyż zło substancjalnie nie istnieje: „złem jest brak dobra” [II,9,2]. Materialny – postrzegalny zmysłowo – świat nie jest zły. Bóg stworzył świat nie jako miejsce kary za niegdysiejsze odstępstwo, ale po to, aby zbuntowane duchy wychować i przywieść na powrót do jedności z sobą.

Tymczasem jednak zarówno w światach widzialnych i przemijających, jak i w niewidzialnych i wiecznych wszystkie te istoty są rozmieszczane wedle stanu, wartości, stopnia i godności zasług: dzieje się tak, że jedne z nich w pierwszych wiekach, inne w następnych, a niektóre nawet w czasach ostatecznych znoszą wielkie, ciężkie oraz długotrwałe i, że się tak wyrażę, przez wiele wieków trwające kary, są odnawiane za pomocą surowych skarceń i przywracane do dawnego stanu najpierw przez anielską naukę, a potem przez potęgi wyższych stopni, a dźwigając się dzięki temu coraz wyżej docierają aż do tego, co jest niewidzialne i wieczne, oczywiście wypełniwszy uprzednio wszystkie obowiązki niebieskich mocy na określonym poziomie nauki. [I,6,2]

(Oczywiście, Orygenes milcząco przyjmuje – obiegowy wówczas w środowisku filozofów – platoński pogląd, że znalazłszy się w ciele rozumny duch zapomina, kim kiedyś był i co czynił. Pamiętaj, czytelniczko/ku, to dotyczy Ciebie: to Ty jesteś rozumnym duchem, który upadł, po czym został przez Boga umieszczony w ludzkim ciele.)

Pierwszym sposobem na wywołanie duchowej odnowy jest zadawanie nam cierpień:

Bóg czasami sprawia cierpienie – ale doktor, jak dobrze wiecie, często czyni to samo. I kiedy Bóg sprawia, że ludzie cierpią, jest to sposobem przywrócenia ich do zdrowia. Tak więc kiedy uderza człowieka, dobroć jest tym, co nim kieruje. (...) To, co Pismo nazywa Bożym gniewem, współdziała ze zbawieniem, wiodąc do poprawy, albowiem jest to dobry gniew Boży. [Komentarz do Ewangelii św. Mateusza 15,11]

Wygląda to wszystko nader osobliwie. Orygenes pisze najpierw, że Bóg dał nam wolną wolę, pozwolił przy sobie pozostać bądź od siebie odejść. Kiedy jednak odeszliśmy, w subtelny sposób nas wolnej woli pozbawia. Niby nadal możemy robić, co nam się podoba, ale zadając nam cierpienia – i stworzywszy tak, byśmy odruchowo starali się ich unikać – nieustępliwie kieruje nas ku sobie. Mało tego, pozbawiwszy rozumne duchy w chwili cielesnych narodzin wspomnień, Bóg czyni z nich niejako małe dzieci, bezbronne wobec zabiegów wychowawczych. Podobnie też do platońskiego filozofa-władcy, ucieka się – dla naszego dobra – do oszustw:

Bóg patrzy na nas wszystkich jak na dzieci i wszyscy potrzebujemy tego rodzaju kształcenia, jakie otrzymują dzieci. Stąd, w swoim miłosierdziu, Bóg zwodzi nas. Nie pozwala, byśmy byli świadomi tego oszustwa aż do nastania właściwego czasu. A jednak Orygenes twierdzi z uporem, że duchy rozumne po wcieleniu nadal mają wolną wolę:

Dlatego też, jak sądzę, Ojciec wszystkich rzeczy, Bóg, mając na celu zbawienie wszystkich swoich stworzeń tak to wszystko urządził niewysłowionym rozumem swego Słowa i Mądrości, iż wszystkie poszczególne duchy lub dusze – czy jak tam nazwiemy istoty rozumne – nie są zmuszone do działania wbrew własnej woli i wbrew chęciom umysłu; w przeciwnym bowiem wypadku można by sądzić, że zabrano im wolną wolę, a to przecież zmieniłoby jakość ich natury; różnorodne ich poczynania w sposób stosowny i korzystny zostały uzgodnione z harmonią jednolitego świata: jedne byty rozumne potrzebują pomocy, inne potrafią im tej pomocy udzielić, a jeszcze inne stają do walki i zawodów z tymi, które się rozwijają: walka potwierdza ich gorliwość, a po zwycięstwie osiągają one pełniejszy stan odzyskanej godności; stan ten powstaje na gruncie trudów poniesionych przez walczące dusze. [II,1,2]

Jak to pogodzić ze wspomnianym powyżej oszukiwaniem nas i traktowaniem niczym dzieci, trudno pojąć. Do pewnego stopnia poglądom Orygenesa przywracają spójność uwagi, że skoro i po wcieleniu logikoi zachowują wolną wolę, to rezultaty Bożych zabiegów wychowawczych bynajmniej nie są gwarantowane: podczas gdy jedne duchy wracają do dobra, inne pogrążają się coraz bardziej w złu.

(...) wszystkie istoty rozumne zgodnie ze swym zamierzeniem i postępowaniem nawracają się niekiedy od zła ku dobru, a niekiedy od dobra odpadają ku złu; niektóre trwają w dobru, a inne się rozwijają i wciąż wspinają ku górze, aż osiągną najwyższą godność; jeszcze inne trwają w złu albo, jeśli zło zacznie się w nich obficie szerzyć, staczają się i toną w otchłani zła. (…) dusza, która jak to już wiele razy powtarzaliśmy, jest nieśmiertelna i wieczna, może w ciągu nieskończonych okresów czasu, w ciągu niezmierzonych i różnorodnych wieków zstąpić ze szczytów dobra w najniższą głębię zła albo z otchłani zła powrócić na szczyt dobra. [III,1,23]

Jest to oczywiste z uwagi na potoczne obserwacje – widzimy przecież na co dzień, jak niezliczeni ludzie robią się z upływem lat coraz gorsi, inni zaś krok po kroku doskonalą się, stają się coraz mądrzejsi, pobożniejsi, lepsi.

Widzimy też na co dzień, że ludzie jedni drugich polepszają lub deprawują. Jeśli o oddziaływanie złoczyńców chodzi, to codzienne obserwacje świadczą o tym, że nie pociągają oni za sobą w otchłań zła wszystkich, a jedynie tych, którzy wcześniej już stali się podatni na deprawację. Podobnie, twierdzi Orygenes powołując się na autorytet Pisma Świętego, jest z oddziaływaniem na ludzi diabłów: gdy tracimy umiar w używaniu rzeczy naturalnych,

(…) i nie stawiamy oporu pierwszym odruchom nieumiarkowania, wówczas nieprzyjacielska potęga zajmuje miejsce tego pierwszego wykroczenia oraz podnieca nas i podżega starając się wszelkim sposobem rozszerzyć grzechy: my, ludzie, stwarzamy okazje i zaczynamy grzeszyć, natomiast wrogie moce rozszerzają grzechy coraz bardziej i, jeśli to możliwe, bez końca. Tak na przykład w skąpstwo ludzie popadają wówczas, gdy początkowo pożądają niewielkiej sumy pieniędzy, a potem wraz ze wzrostem błędu rośnie pożądanie. Następnie gdy namiętność spowoduje zaślepienie umysłu, a wrogie potęgi udzielają podniet i pokus, już nie pożąda się pieniędzy, lecz się je rabuje i zdąża do nich drogą przemocy i rozlewu ludzkiej krwi. [III,2,2]

Orygenes podkreśla jednak, że choć Bóg dopuścił, aby złe moce przywodziły nas do grzechu, to chroni nas przed atakami tych diabłów, które – zważywszy na nasz obecny stan – są tak potężne, że nie moglibyśmy się przed nimi obronić.

Tak jak z woli Boga mamy w świecie wrogów, tak też mamy pomocników: anioły i ludzi świętych. Otwierając się na ich pomoc – otrzymujemy ją. Dostajemy tyle i takiej, na jakiej przyjęcie jesteśmy gotowi: „czasem szybka kuracja nie wychodzi na dobre” i dlatego Bóg „w wielkiej dobroci swojej opóźnia leczenie” [III,1,17]. W ten sposób Orygenes tłumaczy, dlaczego Jezus do tłumu mówił w przypowieściach, ukrywając przez nieprzygotowanymi swoje nauki, aby „patrząc patrzyli i nie widzieli, aby słuchając słyszeli i nie rozumieli, aby się nie nawrócili i nie zostało im odpuszczone” [wg Mateusza 4,12]. Teraz staje się też jasne, dlaczego tylko niektórzy ludzie są w stanie pojąć duchowy sens Pisma Świętego.

Szczególnej pomocy udzielił nam Syn Boży, który w odpowiednim momencie historii wcielił się.

(…) gdy już zagrażał światu nadchodzący koniec, a cały rodzaj ludzki staczał się ku ostatecznej zagładzie, kiedy osłabli nie tylko ci, którzy podlegali władzy, ale i ci, którym powierzono troskę władania, wówczas ród ludzki nie potrzebował już takiej opieki ani podobnych do siebie obrońców, lecz domagał się pomocy ze strony swego Stworzyciela i Twórcy, który odnowiłby zepsuty i zbezczeszczony porządek – dla jednych porządek poddania, dla drugich porządek władzy. Stąd jednorodzony Syn Boży, który był Słowem i Mądrością Ojca, choć przebywał u Ojca w chwale, którą miał „zanim świat powstał”, „ogołocił sam siebie, a przybierając postać sługi stał się posłuszny aż do śmierci” po to, ażeby posłuszeństwa nauczyć tych, którzy przez posłuszeństwo mogli zyskać zbawienie, i żeby odnowić zniszczone prawa rządzenia i władania przez to, że „nieprzyjaciół położył sobie pod stopy”; a ponieważ „trzeba było, żeby panował, więc kładąc pod stopy swoje przeciwników swoich” i „niszcząc ostatniego nieprzyjaciela – śmierć”, samych władców uczy, jak mają rządzić. [O zasadach III,5,6]

Syn, ofiarując siebie na śmierć męczeńską, wykazał się skrajnym posłuszeństwem, a przez zmartwychwstanie pokonał śmierć. Uczynił to nie tylko jako Bóg, ale i jako człowiek:

(...) w Chrystusie tkwią dwie natury: natura boska, ponieważ jest On jednorodzonym Synem Ojca, oraz natura ludzka, którą w ostatnich czasach przybrał dla spełnienia bożego planu zbawienia. [I,II,1]

Aby stać się człowiekiem, wykorzystał jedyną duszę – mającą naturę wspólną ze wszystkimi innymi duszami, a więc zdolną do przyjęcia lub odrzucenia dobra – w której nie powstała żadna myśl o grzechu, do tego stopnia, że wskutek „długotrwałego działania afektu” straciła zdolność do czynienia zła.

Substancja tej duszy pośredniczy więc między Bogiem a ciałem, ponieważ bez pośredniczącego ogniwa istota Bóstwa nie mogła się z ciałem związać; dzięki temu narodził się, jak powiedzieliśmy, Bóg-Człowiek. Owa pośrednia substancja miała bowiem taką naturę, że mogła przyjąć ciało; z drugiej strony dusza ta, będąc substancją rozumną, z natury swojej mogła również przyjąć do siebie Boga, w którego, jak powiedzieliśmy wyżej, wtopiła się już całkowicie jako w Słowo, Mądrość i Prawdę. [II,6,3]

(Za średnimi platonikami Orygenes przyjmuje, że człowiek składa się z ciała, ożywiającej je duszy i mieszkającego w ciele ducha.)

Ale przecież Chrystus nie wszystkich zbawił: wielu jest takich, którzy w Niego nie uwierzyli, a także takich, do których – zgodnie z Bożym planem – nie dotarła wieść o Jego przyjściu. Nawet do większości z tych, których spotykał na ziemi, mówił niejasno. Niezliczeni ludzie nadal postępują wbrew jego nauczaniu. Co z nimi się stanie?

6. Następstwo światów

Czy upadając, a potem dostając się we władzę szatana, duchy skazują się na wieczne potępienie? Byłoby to niezgodne z dobrocią Bożą. Dlatego, twierdzi Orygenes, złoczyńcy otrzymują następne okazje do poprawy. Nawiązując do losów faraona z biblijnych opowieści o wyjściu Żydów z Egiptu, pisał:

Musimy Bogu pozostawić sztukę, moc i umiejętność działania, bo tylko On może znać odpowiednie lekarstwa i określić czas leczenia. (...) wie, jaką drogą powinien faraona doprowadzić do takiego stanu, ażeby „rozsławić przez niego imię swoje na całej ziemi” – skarciwszy go najpierw wieloma plagami i zawiódłszy aż do utopienia w morzu. Nie można jednak mniemać, że na utopieniu skończyło się działanie opatrzności Bożej względem faraona: nie wolno nam sądzić, że utonąwszy, zginął on substancjalnie. [III,1,14]

Ten fragment zawiera dwie bardzo doniosłe sugestie. Po pierwsze, przynajmniej niektórzy złoczyńcy są doprowadzani – zapewne dla własnej korzyści – do takiego stanu przez Boga (co znów koliduje z uwagami o wolnej woli wcielonych duchów). Po drugie, Orygenes stwierdza, że również ci, którzy trafią do piekła, a nawet same diabły, mogą w przyszłości poprawić się:

Powstaje pytanie, czy niektóre istoty należące do stanów podległych władzy diabła i poddanych jego złu będą mogły kiedyś w przyszłych wiekach nawrócić się ku dobru – bo przecież mają wolną wolę – czy też trwałe i zestarzałe zło wskutek nawyku stanie się ich naturą. (...) sama logika wskazuje, iż każda istota rozumna przechodząc z jednego stanu w inny może przez poszczególne stopnie dotrzeć do każdego stanu i odbyć tę drogę w odwrotnym kierunku, gdyż każdy wedle swojej wolnej woli doznaje powodzenia lub upadku, zależnie od motywów swego działania i własnych usiłowań. [I,6,3]

Piekło, podobnie jak ziemia, nie jest miejscem kary dla samej kary, ale miejscem, gdzie przez kary przywodzi się zbuntowane duchy ku poprawie: „jeśli choroba rozwinie się zbyt daleko, wówczas dopiero ogień zupełnie ją wypala” [II,10,6].

Ale jak może dojść do poprawy faraon, który przecież, według Księgi Wyjścia, zginął w głębinach morskich? I jaka będzie przyszłość tych potępionych, w których ogień piekielny wypalił przynajmniej część skłonności do zła? Odpowiadając na takie pytania, Orygenes przyjmuje doktrynę reinkarnacji. „Nie ma nic nowego pod słońcem” z Księgi Koheleta interpretuje jako twierdzenie, że „Bóg nie zaczął być Stworzycielem w określonym momencie, a przedtem nim nie był” [I,4,5]. A zatem przed obecnym światem istniały światy wcześniejsze. W nich żyliśmy, stopniowo – na mocy dokonywanych w każdym życiu wyborów – spadając coraz wyżej lub krok po kroku wznosząc się w górę. Jak pisał św. Hieronim:

Orygenes uczy, że stworzenia rozumne po drabinie Jakuba zstępują powoli na najniższy szczebel, to znaczy do ciała i krwi, i że nie może się zdarzyć, iżby ktoś z setnego szczebla spadł od razu na pierwszy szczebel, lecz tylko po kolejnych stopniach może dojść aż do ostatniego; i że tylekroć zmieniają się ciała, ilekroć przechodzą do kolejnych siedzib w drodze z nieba na ziemię. [Hieronim, Przeciw Janowi Jerozolimskiemu 19]

Podobnie nie można odzyskać utraconej jedności z Bogiem w ciągu jednego życia:

(…) stanie się to nie nagle, lecz powoli i stopniowo, w ciągu wielu nieprzeliczonych wieków, gdy poszczególne istoty z wolna osiągną nawrócenie i poprawę; jedne byty wyprzedzą inne i szybciej biec będą do szczytu doskonałości, inne będą szły tuż za nimi, a jeszcze inne dotrą tam dużo później (…). [O zasadach III,6,6]

Nasz świat zostanie wprawdzie przez Boga zniszczony, ale stworzy On świat kolejny. A potem jeszcze następny. W każdym z nich upadłe duchy zyskają nową szansę powrotu do Boga lub oddalenia się od Niego. Znów przywołajmy świadectwo św. Hieronima:

Stąd logika rozumowania wskazuje, że każde stworzenie rozumne może powstać z każdego stworzenia rozumnego, i to nie jeden raz, lecz wielokrotnie; i my będziemy znów aniołami, albo, jeśli będziemy postępować niedbale, staniemy się demonami; demony zaś, jeśli zechcą przyjąć cnotę, dochodzą do godności anielskiej. [Hieronim, List 124,3]

O powstawaniu wciąż kolejnych światów nauczali filozofowie hellenistyczni. Epikur twierdził, że w nieskończonej przestrzeni wciąż rodzą się i giną niezliczone światy, a dzieje się to wszystko w wyniku przypadkowego zbiegu okoliczności. Stoicy głosili, że świat cyklicznie powstaje i ginie, a dzieje się to zgodnie z projektem sporządzonym przez Boga i pod Jego nadzorem. Orygenes przyznałby pod tym względem rację stoikom, przeciwstawiał się natomiast ich twierdzeniu, że kolejne światy – jako najlepsze z możliwych – są identyczne. U stoików Bóg, gdy projektuje świat, jest sam: wszystkie dusze wcześniej spłonęły w kosmicznym pożarze. U Orygenesa Bóg bierze pod uwagę stan wszystkich rozumnych duchów i projektuje kolejny świat tak, aby dać im optymalne warunki do rozwoju.

Skoro powyższy wywód wykazał, że przyczyną różnorodności tego świata są rozmaite działania i różne myśli stworzeń rozumnych, to powstaje pytanie, czy koniec tego świata nie będzie przypadkiem podobny do jego początku. Bez wątpienia koniec świata zastanie go w dotychczasowej wielkiej różnorodności, a różnorodność, która okaże się przy końcu tego świata, stanie się znowu powodem i okazją do powstania różnic w innym świecie – oczywiście dlatego, że koniec naszego świata stanowi początek świata, który nadejdzie. [O zasadach II,1,3]

Tak więc o tym, jaki jest świat, współdecyduje wolna wola stworzeń, a skoro wolne wybory się nie powtarzają – właśnie dlatego, że są wolne – to przyszły świat będzie inny niż obecny.

Za rzecz podobnie niemożliwą uznaję, iżby świat mógł się ponownie odrodzić w identycznym układzie i żeby ludzie mogli w owym świecie rodzić się, umierać i działać tak samo jak poprzednio; przeciwnie, różne światy mogą istnieć z ogromnymi odmianami, tak że z oczywistych powodów jeden świat może być od drugiego lepszy, gorszy albo równocześnie lepszy i gorszy pod różnymi względami. Przyznaję jednak, że nie znam liczby światów ani prawideł rządzących nimi. [II,3,5]

Niektórzy, dzięki pomocy uzyskanej z zewnątrz lub własnemu postanowieniu, zostają świętymi. Święci po śmierci trafią do raju – ale i raj nie będzie miejscem ostatecznego pobytu. Będzie szkołą, przygotowującą dusze do dalszej wędrówki wzwyż. Oto najpełniejszy w O zasadach jej opis. Warto zwrócić uwagę, że odbywa się ona w świecie takim, jak ten z pism Platona i Arystotelesa (raj odpowiada Wyspom Szczęśliwym z kart Fedona), a jej przestrzenny charakter jest chyba rozumiany dosłownie:

Sądzę mianowicie, że wszyscy święci odchodząc z tego życia będą przebywać w określonym miejscu na ziemi, w miejscu, które Pismo święte nazywa „rajem”, a będzie to jakby miejsce nauczania oraz, że się tak wyrażę, sala wykładowa i szkoła dusz; tam święci otrzymują naukę o tym wszystkim, co dzieje się na ziemi, a ponadto otrzymują jakieś wskazówki o sprawach przyszłych – podobnie jak będąc jeszcze w tym życiu otrzymywali przecież jakieś wskazówki o sprawach przyszłych, choć były one udzielane „w zwierciadle i niejasno” (…). I jeśli ktoś będzie „czysty w sercu”, oczyszczony w umyśle i wyćwiczony w myśli, to ten szybciej się rozwijając szybko też wzniesie się do owego miejsca w powietrzu i dotrze do królestwa niebieskiego, przechodząc, że tak powiem, przez poszczególne miejsca, które Grecy określili jako „sfery”, czyli kręgi, a które Pismo Boże nazywa „niebiosami”; i najpierw ujrzy, co się tam dzieje, a potem pozna przyczyny tych działań; i tak po kolei przejdzie przez poszczególne sfery idąc za tym, „który przeszedł przez niebiosa”, za „Jezusem, Synem Bożym”, który mówi: „Chcę, aby i oni byli ze mną tam, gdzie ja jestem”. [II,11,6]

Droga do odzyskania utraconej jedności z Bogiem składa się z wielu etapów, które trzeba przebyć kolejno.

Ponieważ „dobra droga” jest bardzo długa, to trzeba uznać, że jej początkiem jest życie praktyczne, polegające na „czynieniu sprawiedliwości”, dalszym jej ciągiem jest natomiast życie kontemplacyjne, w którym, jak sądzę, zawiera się też koniec tej drogi – mianowicie w tak zwanej „apokatastazie”: wówczas bowiem nie ma już żadnego wroga, jeśli prawdą jest zdanie: „Trzeba bowiem, aby on królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół swoich pod swoje stopy; jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć”. Albowiem w owym czasie ci, którzy dzięki będącemu u Boga Słowu dotrą do Boga, będą mieć jedno zdanie – oglądać Boga, a to w tym celu, aby wszyscy, przekształceni przez poznanie Ojca, stali się w pewien sposób doskonałym synem Bożym i znali Boga tak, jak teraz tylko Syn zna Ojca (…) i stali się jednością tak, jak jednością jest teraz Syn i Ojciec. [Komentarz do Ewangelii św. Jana, I,16; cytat z I Kor. 15,25–26]

Gdy święci dotrą do najwyższego nieba, zrozumieją m.in., dlaczego odległości między gwiazdami i ich jasności są takie a nie inne. Wtedy dusza, niczym w wizjach Platona,

(…) nie doznaje już przeszkód ze strony cielesnych zmysłów, lecz wzbogacona intelektualnym wzrostem wciąż ogląda wyraźnie i „twarzą w twarz” przyczyny rzeczy i ma doskonałość, najpierw tę, dzięki której tam dotarła, a później tę, dzięki której tam przebywa; pokarmem jej są zasady, poznanie rzeczy i istota przyczyn. (…) We wszystkich zaś umysłach za pokarm ten trzeba uznać oglądanie i rozumienie Boga (…). [II,11,7]

Oczywiście, u kresu duchowej drogi wzwyż, w miejsce oglądu Platońskich bezosobowych idei, u Orygenesa pojawia się pojmowanie osobowego Boga. Na temat stanu i miejsca, w jakim znajdziemy się po uzyskaniu doskonałej szczęśliwości, Orygenes wygłasza trzy możliwe opinie, nie opowiadając się po stronie żadnej z nich. Według pierwszej, kiedy „Bóg będzie wszystkim we wszystkim”, będziemy wiedli życie w stanie bezcielesnym. Według drugiej – zgodnie ze słowami Pawła z Tarsu – ciała zmysłowe zostaną zamienione na „duchowe”: „wówczas zabłyśnie również substancja cielesna zjednoczona z najlepszymi i najczystszymi duchami oraz przemieniona w stan eteryczny” [II,3,7]. Według trzeciej (podobnie jak w wizji z kart Platońskiego Fajdrosa), „miejsce pobytu istot świętych i błogosławionych mieści się ponad sferą gwiazd stałych”.

7. Apokatastasis, czyli powrót do stanu początkowego

Gdy jedne duchy wznoszą się ku Bogu, inne się od Niego oddalają. A jednak Orygenes, z niewyjaśnionych powodów, wierzy, że po upływie niezliczonych wieków, w których trakcie stworzonych zostanie i zniszczonych wiele światów, nadejdzie czas, gdy wszystkie istoty rozumne powrócą do jedności z Bogiem.

Bóg będzie wszystkim we wszystkim, co oznacza, że będzie On wszystkim także w poszczególnych istotach, a to w tym sensie, że dla duszy rozumnej, oczyszczonej z błota grzechów i uwolnionej z mgły występku, Bóg będzie wszystkim, co ona może czuć, rozumieć czy myśleć (...) nie będzie już ona rozróżniać między dobrem a złem, bo zła już wcale nie będzie (...). Jeśli przeto koniec doprowadzony do początku i kres wszechrzeczy zrównany z ich zaraniem przywróci stan, w którym stworzenie rozumne znajdowało się wówczas, gdy nie potrzebowało jeść z drzewa wiadomości dobrego i złego, po to, aby po usunięciu wszelkiego zła i przywróceniu uczciwości i czystości jedyny Bóg stał się dla niego wszystkim, i to nie w nielicznych czy nawet w wielu istotach, ale we wszystkich, to Bóg naprawdę będzie wszystkim we wszystkim wówczas, gdy już nie będzie nigdzie śmierci ani ościenia śmierci, ani w ogóle żadnego zła. [O zasadach III,6,3]

Piekło pozostanie puste: zarówno potępieni, jak i same diabły, wrócą do jedności z Bogiem. W tym stanie wszystkie rozumne duchy będą równe, bez względu na swą przeszłość. Tak stanowisko Orygenesa charakteryzował św. Hieronim:

A po wszystkich wiekach oraz po jednym odnowieniu wszystkich bytów tym samym będzie Gabriel co i diabeł, Paweł będzie tym samym co Kajfasz, a dziewice tym samym co nierządnice. [Hieronim, List 84,7]

Powstaje w tym miejscu wielkie pytanie, analogiczne do tego, jakie rodzą wizje z kart dialogów Platona. Zarówno Platon, jak i Orygenes, pojmowali zbawienie jako powrót do stanu początkowego – co po grecku brzmi apokatastasis.

Zawsze bowiem koniec podobny jest do początku; a zatem jak jeden jest kres wszystkich rzeczy, tak samo należy uznać istnienie jednego początku wszystkiego; i jak jeden jest kres wielu rzeczy, tak też od jednego początku wywodzą się liczne różnice i różnorodności, które przez dobroć Bożą, przez poddanie Chrystusa i jedność Ducha Świętego są z powrotem przywoływane do jednego kresu, który do początku jest podobny. [O zasadach I,6,2]

U obu myślicieli nie jest jasne, czy duchy coś w wyniku upadku, a później mozolnej drogi powrotnej, zyskują, czy czegoś się na trwałe uczą. Zdaje się, że nie uczą się niczego. A wobec tego z chwilą, gdy osiągną jedność z Bogiem, zaczynają być podatne na kolejny upadek!

Czy czas jakiś po apokatastasis duchy rozumne znowu, wskutek zaniedbania i lekceważenia dobra, odpadną od jedności z Bogiem – i wszystko zacznie się na nowo? Jasnych twierdzeń na ten temat w posiadanej przez nas wersji O zasadach nie ma. Ale jeśli „koniec jest podobny do początku”, to raczej należałoby się spodziewać kolejnego upadku i powstania kolejnego ciągu światów, w których znów będziemy przywoływani do powrotu. Może tak należy rozumieć słowa Orygenesa, przytoczone przez wybitnego bizantyjskiego teologa i mistyka z VII w.:

(…) jak mówi Orygenes w pierwszej księdze O zasadach: (…) „Po każdym końcu następuje znów odpływ i upadek”. [Maksym Wyznawca, Scholia do księgi „O hierarchii kościelnej” 6,6]

Może więc już niezliczenie wiele razy odchodziliśmy od Boga, by do Niego powrócić i niezliczenie wiele razy zdarzy się to w przyszłości?

strona główna