DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Wojciech Sady

Działalność nauczycielska Jezusa według Jana

z: Dzieje religii, filozofii i nauki: od Talesa z Miletu do Mahometa, Marek Derewiecki 2010

1. Zagadki czwartej ewangelii
2. Janowy Jezus o sobie
3. Wrogość Żydów
4. Marsz ku śmierci
5. Śmierć i zmartwychwstanie

Czwarta w kanonie Nowego Testamentu Ewangelia Jana powstała zapewne ok. 100 r. Liczne hebraizmy i arameizmy każą sądzić, że autor był Żydem. Styl literacki jest prymitywny, słownictwo ubogie. Tradycyjnie za jej autora uważa się Jana, który w relacjach synoptyków był, obok Piotra i Jakuba, najważniejszym z wysłanników. Jego imię w czwartej ewangelii w ogóle się nie pojawia i trudno dziś poprzeć świadectwo tradycji wiarygodnymi argumentami.

1. Zagadka czwartej ewangelii

Ewangelia Jana ogromnie różni się od ewangelii synoptycznych. Wydarzenia opisane przez Marka z jednej strony, a przez Jana z drugiej są – wyjąwszy relację o aresztowaniu i śmierci Jezusa – tak odmienne, że można wręcz podejrzewać, iż teksty dotyczyły pierwotnie innych postaci. Również nauczanie Jezusowe według Jana ma niewiele wspólnego z tym przekazanym przez Mateusza i Łukasza. Przypowieści, tak charakterystycznych dla synoptyków, w ogóle nie ma. W wydarzeniach nie uczestniczą, tak ważne w narracjach synoptyków, diabły. (Jedynie Judasz zostaje przez Jezusa nazwany diabłem [6.70], a jego zdrada tłumaczona jest opętaniem przez Szatana [13,27]; Jezus też mówi do Żydów: „Waszym ojcem jest diabeł” [8,44].) Rolę diabłów jako wrogów Jezusa przejmują „Żydzi”, o których autor pisze zaniedbując panujące między nimi podziały.

Najstarszy papirus z niewielkim fragmentem Ewangelii Jana, pochodzący sprzed 120 r., odnaleziono w Egipcie. Czy tam powstała? Analogie między filozofią Filona i jego następców, a wyobrażeniami, które zdają się leżeć u podstaw Janowej narracji, są dość wyraźne, a jednak nie na tyle liczne, aby zdecydowanie umiejscowić tekst w tradycji aleksandryjskiej. Tym bardziej, że liczne niejasności prowokują do interpretacji życzeniowych.

Zacznijmy od zrelacjonowanych w tekście wydarzeń. Jan, podobnie jak Marek, przedstawił tylko okres nauczycielskiej działalności Jezusa, syna Józefa z Nazaretu [1,45]. Nie twierdzi, że Józef nie był biologicznym ojcem Jezusa, nie wspomina o dziewiczych narodzinach, nie podaje imienia jego matki.Podobnie jak u synoptyków, wszystko zaczęło się od spotkania z Janem Chrzcicielem, choć nie ma ani słowa o Jezusowym chrzcie, poście na pustyni czy spotkaniach z szatanem. Ewangelię otwiera poetycki Prolog – do którego jeszcze wrócimy – napisany chyba przez innego autora. Być może pierwotny tekst zaczynał się od słów:

Był człowiek wysłany od Boga, na imię miał Jan. Ten przyszedł na świadectwo, aby świadczyć o świetle, aby przez niego wszyscy uwierzyli. Nie był on światłem, lecz miał świadczyć o świetle. [1,6-8]

Jan (Chrzciciel) zanurzał w wodach Jordanu tych, którzy do niego przychodzili. Sens jego poczynań nie został w Ewangelii wyjaśniony. Na widok Jezusa oznajmił:

Oto baranek Boga, usuwający grzech świata. Ten jest, o którym powiedziałem: za mną przychodzi mąż, który stał się przede mną, bo pierwszy był ode mnie. I ja go nie znałem, ale dlatego przyszedłem zanurzając w wodzie, aby się ujawnił Izraelowi. I zaświadczył Jan mówiąc: Ujrzałem ducha zstępującego niczym gołąb z nieba, i został na nim. Ja go nie znałem, ale ten, który mnie posłał, bym zanurzał w wodzie, powiedział mi: Ten, na którego, jak zobaczysz, zstępuje duch i na nim zostaje, zanurza w Duchu Świętym. I ja ujrzałem i teraz zaświadczam, że ten jest Synem Boga. [1,29-34]

Wkrótce potem Jan wyjaśnił:

Ja nie jestem Pomazańcem, lecz zostałem posłany przed nim. (...) On ma rosnąć, ja zaś stawać się mniejszym. Z góry przychodzący ponad wszystkimi jest. Będący z ziemi jest z ziemi i z ziemi mówi. Z nieba przychodzący ponad wszystkimi jest, co ujrzał i usłyszał to świadczy i świadectwa jego nikt nie przyjmuje. Ten, kto przyjął jego świadectwo, potwierdził, że Bóg mówi prawdę. Ten bowiem, którego posłał Bóg, mówi słowa Boga, bez miary daje Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w jego rękę. Wierzący w Syna ma życie wieczne, kto zaś nie podlega Synowi, nie zobaczy życia, ale gniew Boga spoczywa na nim. [3,28-36]

Po złożeniu tych świadectw, Jan Chrzciciel znika z kart czwartej ewangelii.

Jezus zebrał wokół siebie gromadę uczniów, w tym dwunastu zwanych wysłannikami (apostołami), z których po imieniu wymienionych jest tylko paru. U synoptyków najważniejsi to Piotr, Jan i Jakub; u Jana natomiast główną rolę odgrywają Piotr, Andrzej (będący wcześniej uczniem Jana Chrzciciela) i Filip. Wymienieni są jeszcze Judasz, (niewierny) Tomasz i Natanael, a także anonimowy uczeń, „którego Jezus kochał”.

Wkrótce po zebraniu uczniów, Jezus poszedł z nimi na wesele do Kany Galilejskiej, gdzie była jego matka. Ona sprowokowała go do przemienienia wody w wino. Nie jest jasne, skąd wiedziała, że jest do tego zdolny, on zaś początkowo stawiał opór: „Co mi i tobie, kobieto? Jeszcze nie nadeszła moja godzina” [2,4]. Uległ jednak prośbie, dał pierwszy znak (semeion), „ujawnił swoją chwałę i uwierzyli weń uczniowie jego” [2,11].

(Cudownych) znaków Jan opisuje siedem, tylko dwa z nich – nakarmienie kilku tysięcy ludzi paroma chlebami i chodzenie po wodzie – są wspólne z synoptykami. Trzy to przypadki uzdrowień; dwa, dokonane w szabat, wywołały spory i wrogość Żydów [5,16; 9,16]. O znaku najbardziej ze wszystkich spektakularnym, czyli wskrzeszeniu Łazarza, będzie mowa poniżej.

Podczas gdy cała działalność nauczycielska Jezusa, wyjąwszy kilka ostatnich dni, miała, według synoptyków, miejsce w Galilei, Jezus u Jana działa i naucza przede wszystkim w Judei. W tekście wspomniane są trzy święta paschy, co odczytuje się jako informację, że jego działalność trwała ponad dwa lata; nie jest jednak jasne, czy chodzi o różne (i kolejne) święta. W ogóle ciąg wydarzeń u Jana nie układa się w spójną całość. W Judei Jezus zanurzał (chrzcił), lub czynili to jego uczniowie [por. 3,22 i 4,1-2] – o czym u synoptyków nie ma ani słowa. Wbrew relacjom trzech pierwszych ewangelii, Jezus w trakcie wędrówki z Judei do Galilei z własnej inicjatywy wdał się w rozmowę z Samarytanką – mówiąc jej wprost, że jest Mesjaszem! – po czym przez dwa dni nauczał Samarytan. Mało tego: część z nich w niego uwierzyła [4,25-26 i 40-42]. Być może są więc u Jana tendencje uniwersalistyczne: choć „zbawienie pochodzi od Żydów”, to „mam i inne owce, które nie są z tej owczarni. I tamte trzeba mi poprowadzić (...) i stanie się jedna trzoda i jeden pasterz” [10,16].

2. Janowy Jezus o sobie

Jezusowe nauczanie w Ewangelii Jana ma niewiele wspólnego z nauczaniem u synoptyków. Tam miało charakter etyczno-apokaliptyczny, tu apokaliptyka odgrywa rolę marginalną, a etyki nie ma właściwie wcale. Jedyna scena przypominająca nastrojem relacje Mateusza i Łukasza – ta z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie [8,3-11] – została dodana do tekstu w późniejszych wiekach. (Sprowokowany przez uczonych w piśmie i faryzeuszy Jezus unieważnia jedno z praw mojżeszowych, nakazujące za cudzołóstwo karać śmiercią. „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”, wezwał zebranych. Nikt kamieniem nie rzucił – wstyd pokonał literę Prawa. Jezus zaś dał modelowy przykład wyrozumiałości: „I ja cię nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz”.)

Jezus u Jana mówi przede wszystkim o sobie: kim jest i co robi w tym świecie. Można zatem traktować czwartą ewangelię jako uzupełnienie trzech pierwszych. Roboczo przyjąłem inną optykę: traktuję relacje Marka, Mateusza i Łukasza z jednej strony, a Jana z drugiej, jako należące do różnych tradycji, które jedynie w wyniku szczególnego zbiegu okoliczności zestawiono razem.

Janowy Jezus mówi o sobie używając niejasnych symboli, których sensu nie wyjaśnia – a jednocześnie ma wciąż pretensję do słuchaczy, że go nie rozumieją. Brak jest jakichkolwiek argumentów, a wywody popadają wciąż w błędne koło. Oto przykład:

Ja jestem światło świata. Kto mi towarzyszy, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światło życia. Powiedzieli mu więc faryzeusze: Ty sam o sobie świadczysz, twe świadectwo nie jest prawdziwe. Jezus im odpowiedział: Choć sam o sobie świadczę, moje świadectwo jest prawdziwe, bo wiem, skąd przyszedłem i gdzie odchodzę. Wy zaś nie wiecie, skąd przychodzę lub gdzie odchodzę. Wy sądzicie według ciała, ja nikogo nie sądzę. A jeśli już sądzę, to sąd mój jest prawdziwy, bo nie jestem sam, lecz jestem ja i Ojciec, który mnie posłał. A w waszym Prawie napisano, że świadectwo dwóch ludzi jest prawdziwe. Ja świadczę o sobie i świadczy o mnie Ojciec, który mnie posłał. Mówią mu więc: Gdzie jest twój Ojciec? Jezus odparł: Ani mnie nie znacie, ani mego Ojca. Gdybyście mnie znali, znalibyście i mego Ojca. [8,12-19]

Czy można dziwić się ludziom, którzy odrzucali tego rodzaju wywody? W końcu pozostawał im wniosek, że albo Jezus jest w Izraelu obcy, albo opętał go diabeł:

Rzekł im Jezus: Gdyby Bóg był waszym ojcem, kochalibyście mnie, gdyż od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie przyszedłem bowiem sam od siebie, ale ów mnie wysłał. Dlaczego nie poznajecie mojej mowy? Bo nie możecie słuchać mego słowa. Waszym ojcem jest diabeł i chcecie postępować według pożądań swego ojca. On od początku był zabójcą człowieka i nie wytrwał w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Gdy kłamie, mówi ze swego, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. A ponieważ ja mówię prawdę, nie wierzycie mi. (...) Kto jest z Boga, słucha słów Boga. Wy nie słuchacie dlatego, że nie jesteście z Boga. Odpowiedzieli mu Żydzi: Czy nie słusznie mówimy, że jesteś Samarytaninem i masz demona? [8,42-48]

Pominąwszy błędne koła i tego typu wzajemne oskarżenia, wywody Jezusa układają się jednak w dość czytelny schemat.

Podstawowe dla tekstu jest rozróżnienie Boga i świata, ducha i ciała, nieba i ziemi. Ludzie, którzy narodzili się z ciała, przynależą do świata i dążą do chwały ziemskiej. Pojawienie się Jezusa – Syna Boga – na ziemi zwiastuje zwrot w historii: ci, których Ojciec i Syn do tego przeznaczyli, mają narodzić się z ducha, co otworzy im drogę do życia wiecznego. Tego dotyczy rozmowa z Nikodemem, otwierająca Jezusowe nauczanie:

(...) jeśli ktoś nie narodzi się na nowo, nie może ujrzeć królestwa Boga. (...) jeśli ktoś nie narodzi się z wody i ducha, nie może wejść do królestwa Boga. Zrodzone z ciała jest ciałem, a zrodzone z ducha jest duchem. (...) Wiatr wieje dokąd chce i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zmierza. Tak jest z każdym, kto narodził się z wiatru. [3,3-8]

Ważne dopowiedzenie następuje podczas rozmowy z Samarytanką, która zwierza się z wątpliwości, czy Boga należy czcić w Świątyni jerozolimskiej, czy – zwyczajem jej rodaków – na szczycie góry Garizim.

Mówi jej Jezus: Wierz mi, kobieto, że przychodzi godzina, gdy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcić Ojca. Wy czcicie tego, kogo nie znacie, my czcimy tego, kogo znamy, bo zbawienie jest z Żydów. Ale nadchodzi godzina i już nadeszła, gdy prawdziwi czciciele będą czcić Boga w duchu i prawdzie. (...) Bóg jest duchem i jego wyznawcy mają go czcić w duchu i prawdzie. [4,21-24]

Bóg jest duchem, a zjednoczenie z Nim oznacza porzucenie tego świata. Jak synoptycy wahają się, czy królestwo Boga ma dopiero nadejść, czy już nadeszło, tak i u Jana wciąż powtarzają się określenia w rodzaju cytowanego przed chwilą „nadchodzi godzina i już nadeszła”: zjednoczeni z Bogiem oczekują życia wiecznego po śmierci, a właściwie osiągnęli je już teraz. Jednak ludzie nie są zdolni narodzić się z Ducha o własnych siłach. Niezbędny jest pośrednik: Syn Boga. Wróćmy do rozmowy z Nikodemem:

I nikt nie wstąpił do nieba, tylko ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieka. (...) Tak bowiem Bóg pokochał świat, że jednorodzonego Syna dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Nie wysłał bowiem Bóg Syna na świat, aby potępił świat, ale aby świat został przez niego zbawiony. Kto w niego wierzy, nie jest potępiony, zaś niewierzący już został potępiony, bo nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Boga. Wierzący w Syna ma życie wieczne. Zaś nieuległy Synowi nie ujrzy życia, lecz spoczywa na nim gniew Boga. [3,13-18 i 36]

Powstaje tu zasadnicze pytanie: kim jest Syn Boga? Pierwszą – enigmatyczną – odpowiedź znajdujemy w Prologu (pominięto fragmenty odnoszące się do Jana Chrzciciela):

Na początku był logos i logos był u Boga i Bogiem był logos. On był na początku u Boga. Wszystko przezeń się stało i nic nie stało się bez niego. Co stało się w nim, było życiem, a życie było światłem ludzi. A światło ukazuje się w ciemności i ciemność go nie opanowała. (...) Było światło prawdziwe, które oświetla każdego człowieka przychodzącego na świat. Było na świecie i świat przez nie powstał i świat go nie poznał. Do swoich przyszło i swoi go nie przyjęli. Tym zaś, którzy je przyjęli, dało moc stania się dziećmi Boga, wierzącym w jego imię, którzy narodzili się nie z krwi, ani z woli ciała, ani z woli mężczyzny, ale z Boga. I słowo stało się ciałem i rozbiło namiot wśród nas i ujrzeliśmy jego chwałę, chwałę jaką jednorodzony ma od Ojca, pełen łaski i prawdy. (...) Bo Prawo zostało dane przez Mojżesza, a łaska i prawda stała się przez Jezusa Pomazańca. Boga nikt nigdy nie widział: jednorodzony Bóg, będący w łonie Ojca, dał Go poznać. [1,1-18]

Jak to wszystko rozumieć? Prolog powstał chyba niezależnie od reszty Ewangelii Jana, w której nie występuje kluczowy tu termin logos (= „słowo”). Najbardziej zasadne wydaje się założenie, że u podstaw tekstu leży, milcząco przyjęta, gradualistyczna ontologia w rodzaju tej rozwiniętej przez Filona z Aleksandrii: Logos, zrodzony przez Boga, w pewien sposób oddziela się od niego jako byt pośredni między Bogiem a światem, a może też jako stwórca świata. Syn pojawił się przed zaistnieniem świata: „Zaprawdę, powiadam wam: zanim Abraham stał się, ja jestem” [8,58]. Syn miał u Ojca chwałę „zanim świat powstał” [17,5], Ojciec pokochał go „przed stworzeniem świata” [17,24].

Wyraźne jest, podobnie jak u Filona, wahanie między zrównywaniem Logosu z Bogiem, a podkreślaniem jego niższości. Raz więc czytamy:

Ja i Ojciec jedno jesteśmy. [10,30]

(...) ja jestem w Ojcu i Ojciec jest we mnie. [14,10]

A w innych miejscach:

Jak bowiem Ojciec ma życie w sobie, tak i Synowi dał, aby miał życie w sobie. [5,26]

Ja nie mogę uczynić od siebie nic. Jak słyszę, tak sądzę, a sąd mój jest sprawiedliwy, bo nie szukam swojej woli, ale woli tego, który mnie posłał. [5,30]

Bo zstąpiłem z nieba nie aby spełniać własną wolę, ale wolę tego, który mnie posłał. [6,38]

Moja nauka nie jest moja, ale tego, który mnie posłał. [7,16]

I słowo, które słyszycie, nie jest moje, ale tego, który mnie posłał, Ojca. [14,24]

Ojciec większy jest ode mnie. [14,28]

Jeśli – przyjmijmy roboczo taką tezę – Syn jest mniejszy od Ojca, to w każdym razie:

(…) Ojciec nikogo nie sądzi, ale cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy szanowali Syna, jak szanują Ojca. [5,22-23]

Ja jestem droga i prawda i życie, nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze mnie. [14,6]

Nawet uwierzyć w Ojca i Syna nikt nie jest w stanie, jeśli Oni go do tego nie powołali. Doktryna predestynacji – zgodnie z którą o naszym zbawieniu lub potępieniu decyduje wybór dokonany nie przez nas, a przez Boga – stanowi jeden z filarów nauczania Janowego Jezusa:

Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli Ojciec, który mnie posłał, go nie pociągnie. [6,44]

(...) nikt nie może przyjść do mnie, jeśli nie jest mu to dane od Ojca. [6,65]

Parafrazując Izajasza, ewangelista wyjaśnia przyczynę niewiary Żydów:

Oślepił ich oczy i skamienił ich serce; aby nie zobaczyli oczyma i nie zrozumieli sercem i nie nawrócili się i abym ich nie uleczył. [12,40]

3. Wrogość Żydów

Nad jeziorem Genezaret Jezus „poznawszy, że zamierzają przyjść i porwać go, aby uczynić królem” [6,15], skrył się na pustkowiu. Czyżby widziano w nim Mesjasza, który odnowi królestwo Izraela? I może odmowa przejęcia przywództwa politycznego wywołała rozczarowanie: gdy Jezus oznajmił, że zstąpił z nieba i tam powróci, oddając wcześniej ciało za życie świata – a tych, którzy w niego uwierzą, wskrzesi w Dniu Ostatnim – „liczni z jego uczniów wycofali się i już za nim nie chodzili” [6,66]. Dwunastu zostało, zaś Szymon Piotr oznajmił: „uwierzyliśmy i poznaliśmy, że ty jesteś Święty Boga” [6,69]. Zaraz dalej znajdujemy uwagę, że „nawet bracia jego w niego nie wierzyli” [7,5]. Ale kim miał być, zgodnie z oczekiwaniami wysłanników, „Święty Boga” i w co nie wierzyli bracia Jezusa, tego ewangelista nie wyjaśnia.

Rosła natomiast wrogość Żydów. Jan, jak powiedziano, pisze o Żydach po prostu, a nie o faryzeuszach czy saduceuszach. (Być może dlatego, że w środowisku, w którym tekst powstał – parę dziesiątków lat po zburzeniu Jerozolimy – nie pamiętano już o dawnych podziałach.) Jeden z wybitnych faryzeuszy, Nikodem, przedstawiony jest jako potajemny zwolennik Jezusa. Z drugiej strony, w Ewangelii Jana wciąż odróżnia się lud – żydowski przecież – od Żydów. Gdy Jezus potajemnie poszedł do Jerozolimy podczas święta namiotów,

W tłumie wiele na jego temat szeptano. Jedni mówili: Jest dobry, drudzy zaś: Nie, zwodzi tłum. Nikt jednak otwarcie o nim nie mówił ze strachu przed Żydami. [7,12-13].

Czasem powstawały na tym tle przedziwne nieporozumienia. Gdy Żydzi dziwili się, skąd Jezus – nieuczony – zna Pisma, ten zareagował zarzutem:

Czy to nie Mojżesz dał wam Prawo? A nikt z was Prawa nie wypełnia. Dlaczego usiłujecie mnie zabić? Odpowiedział tłum: Demona masz. Kto usiłuje cię zabić? [7,19-20]

Czyżby żydowski lud nie wiedział, co szykują Żydzi? Tymczasem:

Żydzi tym bardziej usiłowali go zabić, bo nie tylko unieważniał szabat, ale i Boga nazywał własnym ojcem, czyniąc siebie równym Bogu. [5,18]

Gdy zaś już minęła połowa świąt, Jezus wszedł do Świątyni i nauczał. (...) Mówili więc niektórzy z mieszkańców Jerozolimy: Czy to nie jest ten, którego usiłują zabić? A oto otwarcie przemawia i nic mu nie mówią. Czyż przywódcy nie poznali prawdziwie, że ten jest Pomazańcem? Ale o nim wiemy, skąd jest, gdy zaś przyjdzie Pomazaniec, nikt nie będzie wiedział, skąd jest. Jezus więc zawołał nauczając w Świątyni słowami: I znacie mnie i wiecie, skąd jestem, a nie przyszedłem sam od siebie, lecz jest prawdziwy ten, który mnie posłał, a którego wy nie znacie. Ja go znam, bo od niego jestem i on mnie posłał. Usiłowali więc go pojmać, nikt jednak nie podniósł na niego ręki, bo jeszcze nie nadeszła jego godzina. [7,14 i 25-30]

Żydzi znów naznosili kamieni, aby go kamienować. Odpowiedział im Jezus: Ukazałem wam wiele dobrych czynów od Ojca. Za który z nich mnie kamienujecie? Odpowiedzieli mu Żydzi: Nie kamienujemy cię za dobry czyn, ale za bluźnierstwo i że ty, będąc człowiekiem, czynisz siebie Bogiem. Odpowiedział im Jezus: Czy nie jest napisane w waszym Prawie: Rzekłem: Bogami jesteście? Jeśli nazwał bogami tych, do których doszło słowo Boga, a Pismo nie może zostać uchylone, o tym zaś, którego Ojciec uświęcił i posłał na świat, mówicie: Bluźnisz, bo powiedziałem: Jestem Synem Boga. (...) Usiłowali więc go pojmać. I uszedł z ich ręki. [10,31-36]

Tłum też miał wątpliwości:

Usłyszawszy słowa [Jezusa] jedni z tłumu mówili: Ten jest prawdziwie prorokiem. Inni mówili: Ten jest Pomazańcem. Oni zaś mówili: Czyż Pomazaniec przychodzi z Galilei? Czy Pismo nie powiada, że Pomazaniec przychodzi z nasienia Dawida i ze wsi Betlejem, gdzie był Dawid? Przez niego doszło w tłumie do rozłamu. [7,40-43]

Ten ostatni argument (u Jana nie ma ani słowa o tym, że Jezus urodził się w Betlejem) przekonał faryzeuszy i saduceuszy. W Jezusa, podkreślali, wierzy „tylko ten tłum, który nie zna Prawa” [7,49]. Gdy zaś Nikodem próbował ich zachęcić do dokładniejszego zbadania sprawy, ucięli krótko: „Zbadaj i zobacz, że z Galilei prorok się nie wywodzi” [7,52].

4. Marsz ku śmierci

Przełomowym wydarzeniem stało się wskrzeszenie nie żyjącego od czterech dni Łazarza. (Synoptycy o tym nie wspominają, Jan ze swej strony nie pisze ani słowa o przemienieniu na górze, które stanowi punkt zwrotny u Marka, Mateusza i Łukasza.) „Znak” został dany w Betanii, nieopodal Jerozolimy. Pod wpływem tego wydarzenia wielu Żydów uwierzyło w Jezusa. Na wieść o tym faryzeusze i arcykapłani zwołali wspólnie sanhedryn (Radę Najwyższą):

Co robić? Ten człowiek czyni wszak różne znaki. Jeśli tak go pozostawimy, to wszyscy w niego uwierzą. A wtedy przyjdą Rzymianie i zabiorą to nasze miejsce i naród. A jeden z nich, Kajfasz, będący tego roku arcykapłanem, rzekł im: (...) lepiej jest dla nas, aby jeden człowiek umarł za lud niżby miał zginąć cały naród. [11,47-50]

Od tej chwili los Jezusa – jako domniemanego przywódcy powstania – był przesądzony: „Arcykapłani i faryzeusze wydali rozkaz, aby ten, kto by wiedział, gdzie on jest, zgłosił to, aby mogli go pojmać” [11,57].

Wielu gorączkowo zastanawiało się, czy Jezus w tej sytuacji przybędzie na święto paschy do Jerozolimy. Przybył, jadąc demonstracyjnie na oślicy.

Świadczył więc o nim tłum, który był z nim, gdy Łazarza wywołał z grobu i wskrzesił z martwych. Dlatego tłum wyszedł mu na spotkanie, usłyszeli bowiem, że uczynił znak. Faryzeusze mówili tedy między sobą: Widzicie, że nic nie wskóracie, oto świat za nim poszedł. [12,17-19]

Chciała go wysłuchać grupa nawróconych na judaizm Greków, ale nie jest jasne, czy do tego doszło. Uwierzyli zaś w niego nawet niektórzy członkowie sanhedrynu, choć nie odważyli się do tego przyznać. Atmosfera gęstniała.

Jezus, wiedząc o czekającej go śmierci, podczas wieczerzy umył nogi swoich uczniów. (Synoptycy o tym nie wspominają, Jan ze swej strony milczy o ustanowieniu obrzędu eucharystii.) Judaszowi, w którego „wszedł Szatan”, polecił: „Co czynisz, czyń szybciej” [13,27], a z pozostałymi uczniami zaczął się żegnać.

Teraz został uwielbiony syn człowieka i Bóg został wraz z nim uwielbiony. (...) Jeszcze chwilę jestem z wami. Będziecie mnie szukać i jak powiedziałem Żydom: Gdzie ja idę, wy przyjść nie możecie, i wam mówię to teraz. [13,31-33]

Po czym sformułował „nowe przykazanie”, jedyną regułę moralną, jaką można znaleźć na kartach czwartej ewangelii:

Daję wam nowe przykazanie, abyście kochali się wzajemnie. Kochajcie się wzajemnie, jak ja was pokochałem. Po tym wszyscy poznają, żeście moimi uczniami, że będziecie kochać się wzajemnie. [13,34-36]

Z miejsca uderza brak, tak rewolucyjnego u synoptyków, wezwania do kochania nieprzyjaciół. Miłość ma łączyć uczniów Jezusa, o innych ludziach się nie wspomina. Innych Jezus wyklucza też w trakcie modlitwy do Ojca: „Ja za nimi proszę, nie za światem proszę” [17,9].

Rozdziały 14, 15 i 16 wypełnia pożegnalna mowa Jezusa do uczniów. Odchodzę, oznajmia im, aby „przygotować wam miejsce (...) abyście, gdzie ja jestem, i wy byli” [14,2-3]. Uczniowie niewiele z tego rozumieją. Piotr pyta: „Panie, gdzie idziesz? (...) Czemu nie mogę teraz iść z tobą?” [13,36-37]. Jezus nie odpowiada, a jedynie oznajmia (podobnie jak u synoptyków), że w niebezpieczeństwie Piotr się go zaprze. Zaraz potem, o dziwo, stwierdza: „Gdzie odchodzę, znacie drogę” [14,4]. Tomasz temu przeczy: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz, jakże możemy znać drogę”. Jezus upiera się przy swoim, ale na wątpliwości odpowiada dalszymi zagadkami: „Ja jestem droga i prawda i życie. (...) Jeśli mnie poznaliście i Ojca mojego poznacie. I od tej chwili poznajecie go i ujrzeliście” [14,6-7]. Filip upiera się, że przecież Ojca nie widzieli i najwyraźniej nie zadowala go odpowiedź: „Kto mnie widział, widział Ojca”. Zaraz dalej Jezus dodaje kolejną zagadkę: „Już niedługo, a świat mnie nie widzi, lecz wy mnie widzicie, bo ja żyję i wy będziecie żyć” [14,19], która mnoży wątpliwości: „Panie, co się stało, że masz się objawić nam, a nie światu?” [14,22]. Pytanie to pozostaje bez odpowiedzi, ale dalsze wywody Jezusa potwierdzają przypuszczenie, że jego misja skierowana jest jedynie do wybranych.

Wybrani, choć na razie nic nie rozumieją, zostaną oświeceni przez Ducha Prawdy, którego Ojciec im ześle:

Ja poproszę Ojca i da wam innego obrońcę, aby był z wami na wieki, Ducha Prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo go nie widzi ani nie zna. Wy go znacie, bo u was pozostaje i w was będzie. (...) Zaś obrońca, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co powiedziałem. [14,16-17 i 26]

Kiedy zaś przyjdzie on, Duch Prawdy, poprowadzi was w całej prawdzie, nie będzie bowiem mówił od siebie, ale będzie mówił to, co usłyszy i oznajmi wam, co ma nastąpić. [16,13]

Zachowując jedność z Synem Boga, wybrani mają „wydać liczne owoce”, gdyż w przeciwnym razie, podobnie do nieurodzajnych gałęzi, zostaną „wrzuceni w ogień i spłoną”. Niech jednak pamiętają o tym, że

Nie wyście mnie sobie wybrali, ale ja was sobie wybrałem i przeznaczyłem, byście poszli i przynieśli owoc, a owoc wasz będzie trwał, aby Ojciec dał wam wszystko, o co tylko poprosicie w imię moje. [15,16]

Niech przygotują się na prześladowania. Tak jak ludzie, którzy „są ze świata”, bez przyczyny znienawidzili Syna Boga, tak znienawidzą jego uczniów:

Wykluczą was z synagogi. A przychodzi godzina, kiedy każdy, kto was zabije, będzie uważał, że oddaje cześć Bogu. I będą to czynić, bo nie poznali Ojca ani mnie. [16,2-3]

Tak jak Syn Boga otrzymał życie wieczne od Ojca, tak teraz daje życie wieczne wybranym uczniom. Tak jak Ojciec posłał Syna w świat, tak teraz Syn posyła w świat uczniów, aby dawali życie wieczne kolejnym wybranym. I tak jak Syn nie jest z tego świata, tak uczniowie – po narodzinach z Ducha – nie są z tego świata. Jak jego świat prześladował, tak będzie prześladował uczniów.

Tekst „pożegnalnych” rozdziałów wciąż się rwie i jest w nim szereg sprzeczności. Choć Piotr i Tomasz pytali go wcześniej, dokąd idzie, a on nie udzielił odpowiedzi, to mówi z wyrzutem: „Teraz odchodzę do tego, który mnie posłał, a nikt z was nie pyta mnie: Dokąd odchodzisz?” [16,5]. Uczniowie znów nie rozumieją jego alegorycznych przepowiedni: „Nie wiemy, co mówi” [16,18]. Na to Jezus oznajmia wreszcie: „Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat. Z powrotem opuszczam świat i idę do Ojca” [16,28]. Gdy jednak uczniowie reagują na to aprobującym „Teraz wiemy, że wiesz wszystko i nie potrzebujesz, aby cię ktoś pytał. Dlatego wierzymy, że wyszedłeś od Boga” [16,30], Jezus natychmiast oponuje: „Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, i już nadeszła, że rozproszycie się, każdy do swoich, a mnie zostawicie samego” [16,31-32].

W modlitwie do Ojca, bezpośrednio przed aresztowaniem, Jezus wypowiada kilka ważnych myśli:

Ja ciebie wysławiłem na ziemi, wypełniłem dzieło, które mi powierzyłeś. (...) I teraz ty, Ojcze, mnie wsław u siebie chwałą, którą miałem u ciebie przed powstaniem świata. (...) Objawiłem twe imię ludziom, których mi dałeś ze świata. (...) Teraz poznali, że wszystko, co mi dałeś, od ciebie jest. Bo dałem im słowa, które ty mi dałeś, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od ciebie wyszedłem i uwierzyli, że ty mnie wysłałeś. Ja za nimi proszę, nie za światem proszę, ale za tymi, których mi dałeś, bo twoi są. (…) Ja już nie jestem w świecie, a oni są w świecie, ja zaś do ciebie idę, Ojcze święty. Ustrzeż ich w imieniu twym, które mi dałeś, aby byli jedno, jak my. (...) Ja dałem im twoje słowo i świat ich znienawidził, bo nie są ze świata, jak ja nie jestem ze świata. (...) Jak mnie posłałeś w świat, tak ja wysłałem ich w świat. I za nich uświęcam siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie. A nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy uwierzą we mnie z powodu ich słowa, aby wszyscy byli jedno, jak ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni w nas byli, aby świat uwierzył, że tyś mnie posłał. [17,4-21]

W tych ostatnich słowach pojawia się motyw budzący metafizyczny dreszcz: jak Ojciec i Syn stanowią jedno, tak jedno stanowić będą z nimi uczniowie Syna. Ma to być ta sama jedność: jak – mówi Jezus – Ojciec jest we mnie, a ja w Ojcu, tak „wy we mnie a ja w was”. Być może więc słowa Jezusa: „Bogami jesteście” [14,20], należy – w odniesieniu do jego uczniów – rozumieć dosłownie? Co oczywiście nie wyklucza, że tak jak Bóg-Ojciec jest większy od Boga-Syna, tak Bóg-Syn jest większy od bogów-uczniów.

5. Śmierć i zmartwychwstanie

Jezusa aresztowali, w ogrodzie pod Jerozolimą, słudzy arcykapłanów i faryzeuszy, przyprowadzeni przez Judasza. Postawiony przed sanhedrynem odmówił odpowiedzi na pytania o uczniów i naukę. W międzyczasie Piotr, zaczepiany przez służących, wypierał się znajomości z nim.

Nie jest jasne, dlaczego Żydzi, zamiast sami – zgodnie z Prawem – ukamienować Jezusa, wydali go Piłatowi z żądaniem, aby kazał go ukrzyżować. Po krótkim przesłuchaniu Piłat stwierdził: „Nie znajduję w nim żadnej winy” i starał się go uwolnić, ugiął się jednak przed groźbą, że sprzeciwi się cesarzowi, jeśli nie zabije samozwańczego króla Żydów (co potwierdza przypuszczenie, iż w Jezusie widziano potencjalnego przywódcę powstania narodowego).

Ukrzyżowano go w dniu Przygotowania Paschy na Golgocie, między dwoma innymi mężczyznami, których ewangelista nie charakteryzuje. Podczas gdy synoptycy twierdzą, że jedynie towarzyszące Jezusowi kobiety przyglądały się, z oddali, jego śmierci, to według Jana pod krzyżem stali matka Jezusa z siostrą, Maria żona Kleofasa, Maria Magdalena oraz uczeń, „którego Jezus kochał”. Temu uczniowi polecił zaopiekować się matką – zwrócił się jednak do niej w krzyża nie „matko”, ale „niewiasto”. Zmarł szybko, ze słowami „Wykonało się”.

Zaczynał się szabat i trzeba było ciała usunąć z widoku. Obaj mężczyźni jeszcze żyli, po zdjęciu z krzyży połamano im więc golenie. Jezus był martwy, co sprawdzono przebijając mu bok włócznią. Kobiety gdzieś przepadły, wysłannicy uciekli. Syna Boga pochowali dwaj sprawiedliwi, którzy byli potajemnie jego uczniami: faryzeusz Nikodem i Józef z Arymatei, zawijając ciało w prześcieradła z wonnościami.

W niedzielę rano Maria Magdalena (która nie musiała już, jak u synoptyków, nieść wonności) poszła do grobu i ujrzała, że wnętrze jest puste. Wezwany przez nią Piotr wszedł do środka „i ujrzał leżące płótna, a chustę, która była na jego głowie (...) zwiniętą osobno w innym miejscu” [20,6-7]. Inny uczeń, zobaczywszy to, uwierzył. „Jeszcze bowiem nie znali Pisma, że on ma powstać z martwych” [20,9]. (Ale o jakie Pismo chodzi, nie wiadomo: w Starym Testamencie nie ma o zmartwychwstaniu Mesjasza ani słowa.)

Wskrzeszony Jezus ukazał się wkrótce Marii Magdalenie – która go zrazu, co ciekawe, nie poznała. (Podobnie u Łukasza nie poznali go uczniowie idący do Emaus, a według relacji Mateusza niektórzy z tych, którzy spotkali się ze zmartwychwstałym Jezusem na szczycie góry w Galilei, wątpili.) Gdy już nazwała go „nauczycielem”, skierował do niej zagadkowe słowa:

Nie dotykaj mnie, bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca. Idź zaś do mych braci i powiedz im: Wstępuję do mego Ojca i waszego Ojca. [20,17].

Tego samego wieczora stanął wśród zlęknionych uczniów:

Pokój wam. Jak mnie wysłał Ojciec, tak ja was posyłam. I to powiedziawszy tchnął i mówi im: Weźcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy, temu są odpuszczone, a komu zatrzymacie, temu są zatrzymane. [20,21-23]

Tomasza przy tym nie było, a w opowieści nie uwierzył. Gdy po ośmiu dniach Jezus pojawił się znowu, polecił Tomaszowi obejrzeć swe rany i włożyć dłoń w przebity włócznią bok.

Na tym się Ewangelia Jana kończyła. Później dopisano jeszcze rozdział 21, opowiadający o spotkaniach Jezusa z Piotrem i paroma innymi uczniami, a wśród nich z tym, „którego Jezus kochał” i który miał być autorem tekstu.

strona główna