strona główna

Wojciech Sady

Działalność nauczycielska Jezusa według synoptyków

z: Dzieje religii, filozofii i nauki: od Talesa z Miletu do Mahometa, Marek Derewiecki 2010

1. Zagadka powstania ewangelii synoptycznych
2. Dwie opowieści o cudownych narodzinach Jezusa z Nazaretu
3. Początki nauczycielskiej działalności Jezusa w Galilei
4. Dzieła mocy, czyli znaki
5. Galilejskie nauczanie Jezusa
6. Ciemne chmury
7. W Jerozolimie
8. Proces i śmierć
9. Dwie opowieści o Jezusie wskrzeszonym z martwych

Zaczęło się wszystko około 30 r. n.e. w Galilei, skończyło może po roku, a może po trzech latach w Jerozolimie – i od tego czasu wpływa na dzieje ludzkości w skali globalnej. O bohaterze tej historii, Jezusie z Nazaretu, wiemy zatrważająco niewiele. Milczą o nim jakiekolwiek źródła pozachrześcijańskie. Jest jedna wzmianka w dostępnych dziś odpisach dzieła Józefa Flawiusza:

W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeśli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów, jako też pogan. On to był Chrystusem [Mesjaszem]. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów, Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, co o nim, jak i wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje plemię chrześcijan, którzy od niego otrzymali tę nazwę. [Dawne dzieje Izraela 18,3]

Chyba nikt rozsądny nie uważa, że ten fragment znajdował się w oryginalnym tekście Flawiusza – choć pełna oburzenia wzmianka o skazaniu Jakuba, „brata Jezusa zwanego Chrystusem” [20, 200], zdaje się świadczyć o tym, że istniała jakaś uwaga o samym Jezusie, zastąpiona w późniejszych wiekach przez zacytowany przed chwilą tekst. (Orygenes, który czytał Dawne dzieje Izraela na początku III w., podkreślał: „Józef nie wierzył w Jezusa jako w Mesjasza”.)

Jezus zginął między 28 a 33 r. O działalności jego bezpośrednich uczniów, a przede wszystkim o losach Pawła, w okresie od ok. 30 r. do ok. 63, była mowa powyżej. Co zdarzyło się później? Jakub brat Jezusa został ukamienowany (o czym milczy Nowy Testament, ale pisze Józef Flawiusz), z nieznanych bliżej powodów, w Jerozolimie w 62 r. Co się stało z apostołem Janem nie wiadomo – jedne źródła donoszą, że zginął śmiercią męczeńską ok. 44 r., według innych zmarł w Efezie pod koniec I w., żadne nie są dość wiarygodne. W 64 r. wybuchł wielki pożar Rzymu. Miasto płonęło przez tydzień, liczba ofiar była ogromna. Chrześcijan było wtedy w Rzymie, według niepewnych szacunków, około trzy tysiące. Zdaje się, że powitali pożar z radością, widząc w nim zapowiedź zbliżającego się Dnia Sądu. Ich właśnie cesarz Neron oskarżył o podpalenie miasta. Około trzystu poniosło męczeńską śmierć na arenach i ulicach – tego typu widowiska nie były w tym czasie i miejscu czymś niezwykłym. W Nowym Testamencie wieści o Piotrze urywają się w chwili, gdy dotarł po 50 r. do Antiochii. Nie ma ani słowa o tym, aby został później biskupem Rzymu, nie potwierdzają tego inne wiarygodne źródła. Natomiast w liście Klemensa Rzymskiego z ok. 95 r. czytamy, że Piotr poniósł śmierć męczeńską w Rzymie podczas prześladowań Nerona, między 64 a 67 r.

Judaizm, o czym już była mowa, występował tym okresie w wielu odmianach. Część z podziałów – zwłaszcza ten między konserwatywnym i szowinistycznym faryzeizmem rabbiego Szammaja, a reformistycznym i uniwersalistycznym faryzeizmem rabbiego Hillela, dziedziczyło rodzące się chrześcijaństwo. Nic nie wskazuje na to, aby śmierć Jakuba i Piotra z jednej strony, a Pawła z drugiej, złagodziła spory między żydochrześcijanami a uczniami Apostoła Narodów.

Te podziały wśród wyznawców zarówno judaizmu, jak i chrześcijaństwa utrzymałyby się zapewne jeszcze długo, gdyby nie zlikwidowały ich wydarzenia historyczne. Pomimo wysiłków saduceuszy, w 66 r. fanatyczni przywódcy religijni wzniecili w Palestynie powstanie przeciw Rzymianom. Wojna, którą rozpoczęła rzeź garnizonu rzymskiego w Jerozolimie, toczyła się wśród bratobójczych walk między samymi Żydami. Dochodziło też do rzezi nieżydowskiej ludności Galilei i Judei; z kolei w różnych częściach Cesarstwa poczęto mordować Żydów, którzy utracili ochronę ze strony władz. W 70 r. Rzymianie przystąpili do oblężenia Jerozolimy. Stronnictwa religijnych fanatyków nie zaprzestały walk między sobą, mało tego, aby postawić mieszkańców w sytuacji bez wyjścia (i może zmusić Boga do przysłania Mesjasza) zniszczono zapasy żywności. Zdobywając miasto Rzymianie zburzyli Świątynię, która już nigdy nie została odbudowana. Ocalał tylko fragment muru oporowego, noszący dziś nazwę Ściany Płaczu. (Ostatnim bastionem powstańców była zbudowana przez Heroda Wielkiego twierdza Masada; gdy dalszy opór stał się w 73 r. niemożliwy, prawie wszyscy obrońcy popełnili samobójstwo.)

1. Zagadka powstania ewangelii

Ponoć spora grupa żydochrześcijan krótko przed oblężeniem Jerozolimy w 70 r. opuściła miasto. Uciekinierzy utworzyli w Palestynie i Syrii m.in. kościoły ebionitów i nazarejczyków, które przetrwały parę stuleci. Jednak po wykluczeniu z synagogi (zob. § XVII.1) żydochrześcijanie zaczęli szybko tracić na znaczeniu. Zyskiwali natomiast, pochodzący z różnych narodów, chrześcijanie Pawłowi.

Przypomnijmy, że Jakub brat Pana, Piotr i Paweł stracili życie prawdopodobnie kilka lat przed zburzeniem Świątyni. W sytuacji, gdy pierwsze pokolenie przywódców nie żyło, a po wojnie zapanował w Palestynie chaos, pojawiła się pilna potrzeba spisania relacji o życiu i nauczaniu Jehoszui z Nazaretu.

Prawie wszystkie napisano po grecku, w rezultacie ich bohater przeszedł do historii pod helleńskim imieniem Iesous. (Żadne z nauk Jezusa, wygłaszanych w języku aramejskim, nie dotarły więc do nas w oryginale.) Określano taki tekst mianem „radosne posłanie” lub „dobra nowina”, czyli euangelion. Ile ewangelii spisano, trudno powiedzieć. Następnie, w ciągu wielu dziesięcioleci, dokonywano selekcji powstałych tekstów, jednocześnie tworząc kolejne. W V w. ukształtował się ostatecznie zbiór 27 ksiąg, zwany Nowym Testamentem. Weszły do niego cztery ewangelie, zwane odtąd kanonicznymi, w odróżnieniu od ewangelii apokryficznych. (Za kanoniczne uznano też napisane przez autora trzeciej ewangelii Dzieje Apostolskie, dwadzieścia jeden listów – z których najważniejsze są dziełami Pawła z Tarsu – a wreszcie opowiadającą o końcu świata Apokalipsę Jana.)

Odtąd interesować nas będą wyłącznie teksty kanoniczne. Nie wiemy, kto je napisał; tradycja każe je nazywać ewangeliami według Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Trzy pierwsze są do siebie bardzo podobne, dlatego zwiemy je synoptycznymi (od greckiego synopsis, „spojrzenie całościowe”). Ewangelia Jana jest prawie zupełnie od nich różna i omówiona zostanie w oddzielnym rozdziale.

Wiele wskazuje na to, że najwcześniej powstała Ewangelia Marka. Kto i gdzie ją napisał, nie wiadomo, choć jej pierwsza wersja mogła być gotowa jeszcze przed zburzeniem Świątyni. Daje nam zarys nauczycielskiej działalności Jezusa i czynionych przezeń cudów, niewiele jest w niej jego mów (choć tylko u Marka znajdziemy wspomnianą już formułę Hillela: „Szabat stał się z powodu człowieka, a nie człowiek z powodu szabatu” [2,27]; i tylko tam, wypędzając przekupniów ze Świątyni, Jezus woła w uniwersalistycznym duchu Deuteroizajasza: „Dom mój dla wszystkich narodów będzie nazwany domem modlitwy” [11,17]). Ewangelia Mateusza i Ewangelia Łukasza – napisane między 70 a 100 rokiem – powtarzają, często niemal dosłownie, około dziewięćdziesięciu procent tekstu Marka, dodają zaś do niego relacje o narodzinach i zmartwychwstaniu Jezusa z jednej, a jego mowy z drugiej strony. Ponieważ mowy są w dużej mierze te same – choć inaczej ułożone – przypuszcza się, że obaj autorzy korzystali z zaginionego źródła, zwanego Q. A może istniała już wtedy zaginiona dziś Ewangelia Hebrajczyków i to z niej „Mateusz” i „Łukasz” czerpali teksty mów? Jeśli nie nastąpią rewolucyjne odkrycia archeologiczne, zapewne nie dowiemy się, jak i na jakiej podstawie ewangelie powstawały.

2. Dwie opowieści o cudownych narodzinach Jezusa z Nazaretu

Marek zaczyna swą opowieść w chwili, gdy trzydziestoletni Jezus zostaje zanurzony przez Jana Chrzciciela w Jordanie. Mateusz i Łukasz zaczynają natomiast od opowieści o cudownych narodzinach Jezusa. Ich relacje zgodne są ze sobą tylko, jeśli chodzi o dwie kwestie o kluczowym dla autorów znaczeniu. Pierwszą jest ziszczenie – zaratusztriańskich, obcych tradycji judaizmu – oczekiwań, że wkrótce przed końcem świata pojawi się prorok zrodzony z dziewicy. (Mateusz pisze: „To zaś wszystko się stało, aby się wypełniło słowo Pana wypowiedziane przez proroka: Oto dziewica pocznie i porodzi syna i nadadzą mu imię Emmanuel” [1,22-23], nie przejmując się tym, że w oryginale jest nie „dziewica”, ale „młoda kobieta”, a dalszy ciąg proroctwa: „Zsiadłym mlekiem i miodem będzie się żywił, do czasu gdy nauczy się odrzucać zło a wybierać dobro, gdyż zanim chłopiec nauczy się odrzucać zło a wybierać dobro, kraj, którego obu królów się lękasz, będzie spustoszony” [Izajasza 7,15-16], zupełnie nie pasuje do postaci Jezusa.) Kwestia druga to, zgodne z oczekiwaniami mesjańskimi, ulokowanie narodzin Jezusa w rodzinnym mieście króla Dawida, Betlejem (położonym kilka kilometrów na południe od Jerozolimy) – choć wszyscy wiedzieli, że Jezus pochodził z galilejskiego miasteczka Nazaret. Poza tym występują między ewangelistami różnice dyskwalifikujące co najmniej jedną z opowieści.

Mateusz umieszcza narodziny Jezusa w czasach Heroda Wielkiego, który zmarł w 4 r. p.n.e. Sugeruje, że Józef, który właśnie ożenił się lub zaręczył z Mariam, mieszkał w Betlejem. Zanim doszło między nimi do zbliżenia, okazało się, że ona jest w ciąży „z Ducha Świętego”. We śnie zwiastun (angelos) wyjaśnił Józefowi, co się stało, odwodząc go od pomysłu potajemnego oddalenia żony. „Józef nie współżył z Marią, aż urodziła syna” [Mt 1,25].

Wkrótce po narodzinach Jezusa, do Jerozolimy przybyli trzej „magowie ze wchodu”. Czy byli to zaratusztrianie? Tak czy inaczej ewangelista nie wiąże ich z tradycją judaizmu. Ujrzeli wschodzącą gwiazdę i przyszli oddać pokłon „narodzonemu królowi Żydów”. Po drodze o tym, co się stało, powiedzieli Herodowi. Następnie za gwiazdą dotarli do Betlejem i pokłonili się dziecku, ofiarując mu złoto, kadzidło i mirrę (zwyczajowe na Wschodzie podarki). Wracając, ostrzeżeni we śnie, uniknęli spotkania z Herodem, któremu wcześniej obiecali wskazać miejsce narodzin króla. Na to rozgniewany władca kazał zabić w Betlejem i okolicach wszystkie dzieci młodsze niż dwa lata. (Jak wytłumaczyć milczenie Józefa Flawiusza na temat tak straszliwej w oczach Żydów zbrodni?). Józef z Marią i dzieckiem, ostrzeżony we śnie przez anioła, uciekł wcześniej do Egiptu. Po śmierci Heroda, znów we śnie, otrzymał polecenie powrotu. Bał się jednak wrócić do Judei, gdzie panował syn prześladowcy Jezusa; w końcu rodzina osiedliła się w Galilei, w miasteczku Nazaret.

Łukasz umieszcza narodziny Jezusa podczas spisu ludności zarządzonego przez namiestnika Syrii, Kwiryniusza, ten zaś odbył się w 6 lub 7 r. n.e. – dziesięć lat po śmierci Heroda Wielkiego. Pisze o dwóch cudownych narodzinach. Najpierw, po rozmowie Zachariasza ze archaniołem Gabrielem, w ciążę zaszła jego żona, bezdzietna i stara już Elżbieta (oczywista analogia z żoną Abrahama). Kilka miesięcy później Gabriel został przez Boga posłany do Nazaretu, do Mariam, zaręczonej z Józefem, pochodzącym z rodu Dawida (z nim jednak, wg relacji Łukasza, nie rozmawiał). Oznajmił jej, że urodzi syna, a na uwagę, że przecież jest dziewicą, odparł:

Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego okryje cię. Dlatego też to święte, które się narodzi, zostanie nazwane Synem Boga. [Łk 1,35]

Zgodnie z przekazanym przez Gabriela poleceniem, syn Elżbiety otrzymał imię Jan, później stał się znany jako Chrzciciel (= „Zanurzacz”); synowi Mariam nadano imię Jezus (a nie, jak w proroctwie Izajasza, Emmanuel).

Łukasz twierdzi, że Józef i Mariam mieszkali w galilejskim miasteczku Nazaret, zaś do Betlejem przybyli, gdyż na rozkaz władz wszyscy mieli się stawić na spis ludności w miejscu swego pochodzenia (czego nie potwierdzają źródła historyczne). Nie było miejsca w gospodach i gdy nastąpił poród, niemowlę położono w żłobie, w jakiejś stajni czy grocie. Maleńkiemu Jezusowi pokłon złożyli, skierowani przez zwiastuna, pasterze. Nie ma ani słowa o magach ze wschodu i o rzezi niemowląt. Dziecko, zgodnie ze zwyczajem, ósmego dnia ofiarowano w Świątyni: poddano, jak można się domyślić, obrzezaniu i złożono skromną ofiarę. Obecny przy tym Symeon, natchniony Duchem Świętym, rzekł m.in.:

Teraz uwalniasz swego sługę, władco, według słowa twego w pokoju. Bo zobaczyły me oczy twoje zbawienie, które przygotowałeś przed obliczem wszystkich ludów, światło ku objawieniu dla narodów i chwałę twego ludu Izraela. [Łk 2,29-32]

Ewangelista – jakby nie pamiętał już o cudownym poczęciu i zwiastowaniu – zaraz dodaje: „A jego ojciec i matka dziwili się temu, co o nim mówiono”. Bezpośrednio po ofiarowaniu rodzina – zamiast uciec do Egiptu – powróciła do Galilei.

Ewangelia Łukasza – i tylko ona – opowiada jeszcze o przygodzie z dwunastoletnim Jezusem, który zamiast wracać z rodziną z Jerozolimy do Nazaretu pozostał w Świątyni i prowadził debaty z nauczycielami. Odnaleziony po trzech dniach przez rodziców, na ich wyrzuty odpowiedział stanowczo: „Czemuście mnie szukali? Nie wiedzieliście, że trzeba mi być w tym, co jest Ojca mego?”. I znów ewangelista dodaje: „Lecz oni nie rozumieli słowa, które im mówił” [Łk 2,49-50].

O następnych latach życia Jezusa ewangelie kanoniczne milczą. Nie wiemy, co porabiał. Marek określa raz jego zawód słowem tekton, co mogło oznaczać rzemieślnika znającego się na obróbce drzewa i kamienia. Ale umiał czytać, co wśród prostego ludu było rzadkością. Nie wiemy, gdzie przebywał (krążą w związku z tym legendy o jego podróżach do Mezopotamii, a nawet do Indii). Nie wiemy nic o jego wyglądzie, zwyczajach, sposobie ubierania się czy odżywiania.

3. Początki nauczycielskiej działalności Jezusa w Galilei

W tym paragrafie spróbuję przedstawić okres nauczycielskiej działalności Jezusa, łącząc relacje trzech synoptyków. Tekst Marka, jeśli chodzi o wydarzenia, traktuję jako podstawowy. Będę przy tym pomijał drobne niezgodności między ewangeliami.

Jezus miał około trzydziestu lat (ten zwrot mógł też znaczyć: był dojrzałym mężczyzną), gdy pojawił się nad Jordanem, gdzie zanurzał prorok Jan. (Greckie baptisma, oddawane dziś przez „chrzest”, znaczyło „zanurzenie” – obrzęd, o którym mowa, polegał właśnie na całkowitym zanurzeniu w wodę.) O Janie Chrzcicielu wiemy nieco od Józefa Flawiusza i z innych źródeł, ewangelie dają nam obraz odmienny i chyba zafałszowany. Działał na pustyni Judzkiej, z dala od ludzkich siedzib. Być może wcześniej był esseńczykiem. Z nauczania Jana wzięła początek sekta joannitów, konkurencyjna wobec wczesnego chrześcijaństwa. A mimo to ewangelie synoptyczne opowieść o działalności nauczycielskiej Jezusa rozpoczynają właśnie od przyjęcia przezeń Janowego chrztu. Najzwięźlejsza jest, jak zwykle, relacja Marka:

W tym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i został zanurzony przez Jana w Jordanie. I zaraz, gdy wychodził z wody, ujrzał rozdarte niebo i Ducha zstępującego nań niczym gołąb. I rozległ się głos z nieba: Ty jesteś mój syn umiłowany, ciebie upodobałem. [Mk 1,9-11]

O reakcji Jana na ów głos ewangelie milczą – dalej okaże się, że niewiele z tego rozumiał.

Zaraz potem Jezus udał się na pustynię. „I był na pustyni przez czterdzieści dni doświadczany przez Szatana” [Mk 1,13]. Synoptycy, jak się wydaje, piszą tu raczej w tradycji zaratusztriańskiej niż mojżeszowej. Do tej lakonicznej wzmianki Marka, Mateusz i Łukasz dodają, że diabeł (w miejsce Markowego Satanas, piszą diabolos) oferował Jezusowi panowanie nad światem, o ile ten złoży mu pokłon: „władza [nad królestwami świata] została mi przekazana i daję ją, komu chcę” [Łk 4,6]. Oferta została odrzucona – Jezus oddał się w służbę Boga. Wyparł się królestw ziemskich, wybrał królestwo nieba. Łukasz dodaje jeszcze zagadkową uwagę: „A diabeł, zakończywszy kuszenie, odstąpił od niego aż do sposobnej pory” [4,13]. Potem Jezus powrócił do Galilei; na jak długo, ewangeliści nie podają.

Syn Heroda Wielkiego, władający Galileą Herod Antypas, kazał uwięzić Jana Chrzciciela. Według Józefa Flawiusza chciał w ten sposób zapobiec wybuchowi buntu mas. Wtedy Jezus rozpoczął działalność nauczycielską. Wyprowadził się z rodzinnego Nazaretu i zamieszkał w Kafarnaum, miasteczku na północnych brzegach Jeziora Genezaret.

Mówił: Wypełnił się czas i zbliżyło się królestwo Boga, zmieńcie myślenie i wierzcie dobrej nowinie. [Mk 1,15]

Wokół zwiastowania królestwa Boga – lub, jak pisze Mateusz, królestwa nieba – obracało się wczesne nauczanie Jezusa. Czym miało być owo królestwo, ewangelie nie wyjaśniają, a z ich kart wynika, że wśród uczniów Jezusa panowały na ten temat poważne nieporozumienia. Przynajmniej część rozumiała ów zwrot jako zapowiedź przywrócenia królestwa Izraela, rządzonego przez Mesjasza, namaszczonego przez Boga potomka Dawida. Jeśli sam Jezus, przynajmniej we wczesnym okresie swej działalności, miał na temat królestwa Boga dobrze określone pojęcie, to trudno sobie wyobrazić, aby piszący parędziesiąt lat później ewangeliści byli w stanie coś z tego przekazać. Przedstawili raczej wyobrażenia, narosłe w międzyczasie we wspólnotach pierwszych chrześcijan.

Od pierwszych dni swojej działalności Jezus gromadził wokół siebie uczniów. Zwykle nie czekał, aż pójdą za nim, sam wzywał ich do zostania „rybakami ludzi”. Prawie wszyscy pochodzili z prostego ludu. Niewiele wcześniej posiadali, a i to zostawiali i szli za nim. Kazał im porzucać rodziny, nie pozwalał nawet na pożegnania:

Powiedział do innego: Chodź za mną. Ten zaś rzekł: Panie, pozwól mi najpierw pogrzebać mego ojca. Powiedział mu: Niech umarli grzebią umarłych swoich, ty zaś odszedłszy głoś królestwo Boga. Rzekł inny: Pójdę za tobą, Panie, ale najpierw pozwól mi pożegnać się z moimi w domu. Jezus zaś powiedział: Nikt, kto przyłoży rękę do pługa, a ogląda się za siebie, nie nadaje się do królestwa Boga. [Łk 9,59-62]

Wyjaśniał:

Nie sądźcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Gdyż przyszedłem poróżnić syna z ojcem, a córkę z matką i synową z teściową. I staną się wrogami człowieka jego domownicy. [Mt 10,34-36]

Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie nienawidzi swego ojca i matki i żony i dzieci i braci i sióstr, a nawet życia swego, nie może być moim uczniem. [Łk 14,26]

Sam dał przykład, odmawiając, na początku swej działalności, spotkania z matką i braćmi:

I poszedł do domu, a tłum za nim, tak że nie mogli nawet zjeść chleba. A gdy o tym usłyszeli jego bliscy, przyszli, aby go powstrzymać, mówili bowiem, że odszedł od zmysłów. (...) Przyszli jego matka i bracia, a stojąc na dworze posłali po niego, wzywając go. A wokół niego siedział tłum. Mówią mu: Twoja matka i bracia i siostry są przed domem i poszukują cię. I odpowiadając im mówi: Kto jest moją matką i braćmi? I spojrzawszy na siedzących wokół mówi: Oto matka moja i bracia moi. Ten bowiem, kto wypełnia wolę Boga, jest moim bratem i siostrą i matką. [Mk 3,20-21 i 31-35]

Rychło Jezus wybrał dwunastu uczniów i nazwał ich „wysłannikami” (po grecku apostolos; wyjątkowo w tym i następnym rozdziale będzie użyty termin polski). Na czoło wysuwali się rybak Szymon i jego towarzysze, Jan i Jakub. Inny, też o imieniu Szymon, był zelotą. Pochodzący z Judei (pozostali byli Galilejczykami) Judasz Iskariota miał odegrać fatalną rolę pod koniec opisywanych tu wydarzeń. Towarzyszyło mu też kilka kobiet, których nigdy nie nazywa się jego uczennicami. Wśród nich wyróżniała się Maria Magdalena, „z której wypędził siedem demonów”, a którą późniejsza legenda bezpodstawnie utożsamiła z nawróconą prostytutką. Kobiety te we wspólnocie pełniły funkcje służących, zaś u Łukasza czytamy, że niektóre oddawały do dyspozycji Jezusa i uczniów swoje majątki [8,3].

4. Dzieła mocy, czyli znaki

Jezus potwierdzał swą misję dokonując „dzieł mocy” (dynamis; podobny sens ma u synoptyków semeion = „znak” lub ergon = „czyn”; w tłumaczeniach te terminy oddaje się często przez „cuda”). Podzielić je można na trzy grupy.

Do pierwszej zaliczymy uciszenie burzy na jeziorze, chodzenie po wodzie, spowodowanie obfitego połowu ryb oraz nakarmienie kilku tysięcy ludzi paroma chlebami.

Grupa druga to uzdrowienia, a w dwóch przypadkach wskrzeszenia z martwych. Część uzdrowień ewangeliści łączą z emanowaniem przez Jezusa mocy: „A cały tłum starał się go dotknąć, gdyż moc wychodziła z niego i wszystkich uzdrawiała” [Łk 6,19]. Niekiedy działo się to bez jego świadomego udziału:

I kobieta, mająca od dwunastu lat krwotok, która cały swój majątek wydała na lekarzy, a żaden nie mógł jej wyleczyć, podeszła z tyłu i dotknęła skraju jego szaty, a krwotok natychmiast ustał. Jezus rzekł: Kto mnie dotknął? (...) Ktoś się mnie dotknął, poznałem bowiem, że moc wyszła ze mnie. [Łk 8,43-46]

Niekiedy uciekał się do zabiegów znanych z tradycji szamańskich:

I przynoszą mu głuchego i ledwo mówiącego i proszą, aby nałożył na niego rękę. I zabrawszy go na bok od tłumu, włożył w jego uszy swoje palce i splunąwszy dotknął jego języka. Spojrzał w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, co znaczy: otwórz się. I otworzyły się mu uszy (...) i mówił poprawnie. [Mk 7,32-34]

W wielu przypadkach łączył uzdrowienia z wiarą: „wiara twoja cię uzdrowiła”. Gdy np. prosili go o uzdrowienie dwaj ślepi, zapytał:

Czy wierzycie, że mogę to uczynić? Mówią mu: Tak, panie. Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Niech się wam stanie według waszej wiary. I otworzone zostały ich oczy. [Mt 9,28-29]

Pewnego razu wysłannicy – którym udzielił mocy – nie mogli uleczyć lunatyka. Jezus łatwo się z tym uporał, po czym wyjaśnił, iż przyczyną niepowodzenia był brak z ich strony silnej wiary. I dodał:

Jeśli macie wiarę jak ziarnko gorczycy, a powiecie tej górze: Przenieś się tam, to przeniesie się i nie będzie rzeczy, która byłaby dla was niemożliwa. [17,20]

Co ciekawe, negatywny wpływ wywierał brak wiary ze strony otoczenia. Sam Jezus, gdy zaszedł do rodzinnego Nazaretu, został przez jego mieszkańców odrzucony – co ograniczyło posiadaną przezeń moc.

[Pytali:] Czyż nie jest on cieślą [tekton], synem Marii i bratem Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? A czy jego siostry nie mieszkają tu z nami? I byli z jego powodu zgorszeni. (...) I nie mógł tam dokonać żadnego dzieła mocy, tylko niektórych chorych uzdrowił, wkładając na nich ręce. [Mk 6,3-5]

Uzdrawiając ludzi, Jezus często odpuszczał im jednocześnie grzechy: „Przynieśli mu sparaliżowanego, leżącego na łożu. A gdy Jezus ujrzał ich wiarę, rzekł do sparaliżowanego: Ufaj, synu, twoje grzechy są odpuszczone” [Mt 9,2]. (Co zapewne wiązało się z poglądem, że choroba jest karą za grzechy.)

Licznych uzdrowień dokonywał Jezus publicznie, wywołując tym zarówno sensacyjne plotki, jak i napływ kalek i chorych. W wielu przypadkach, o dziwo, prosił jednak o zachowanie swych poczynań w tajemnicy. Oba dzieła mocy przytoczone przed chwilą kończyły się usilną o to prośbą: „I przykazał im, aby nikomu o tym nie mówili” [Mk 7,36]; „I Jezus przykazał im surowo: uważajcie, aby nikt się o tym nie dowiedział” [Mt 9,30].

Trzeci, niesłychanie ważny rodzaj znaków, polegał na wypędzaniu z ludzi diabłów (zamiennie używane są w tych kontekstach określenia diabolos = „oszczerca”; daimon = „demon”; pneuma akatharton = „duch nieczysty”). Te relacje najtrudniej dziś traktować dosłownie. Jedni próbują je interpretować jako uzdrowienia psychicznie chorych, inni odczytują alegorycznie, jako uwarunkowany panującymi wówczas wyobrażeniami zapis interwencji w bieg ludzkich spraw. Moim zdaniem, należy je odczytywać dosłownie, pamiętając o ich zaratusztriańskim tle. Ewangelie przytaczają wszak towarzyszące egzorcyzmom rozmowy między demonami a Jezusem. Niesłychanie w tych dialogach charakterystyczne jest, że właśnie diabły, od samego początku – w przeciwieństwie do uczniów i pozostałych świadków wydarzeń – doskonale zdają sobie sprawę z tego, z kim mają do czynienia. Już w pierwszym rozdziale Ewangelii Marka duch nieczysty krzyczy: „Czego od nas chcesz, Jezusie z Nazaretu? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kim jesteś: święty Boga” [1,24]. Zaraz dalej dowiadujemy się, że Jezus, rozpoczynając w Kafarnaum swoją działalność, wypędził wiele demonów, „ale nie pozwolił demonom mówić, bo go znały” [1,34].

Wychodziły też z wielu demony, które krzyczały: Ty jesteś Syn Boga. On zaś surowo zabraniał im mówić, gdyż wiedziały, że on jest Pomazańcem. [Łk 4,41]

W tym czasie żaden z wysłanników o tym nie wiedział! Nie wiedział też Jan Chrzciciel. Czy mogliby zdawać sobie z tego sprawę umysłowo chorzy? Pozostaje przyjąć, że Jezus od początku walczy z mocami zła. W tym miejscu warto wspomnieć o jego zagadkowym wyznaniu: „Widziałem jak Szatan, niczym błyskawica, spadł z nieba” [10,18]. Niestety, tekst nie wyjaśnia, czy upadek Szatana stanowił oznakę jego słabnięcia, czy raczej miał zapoczątkować – zgodnie z duchem Apokalipsy – poprzedzające Sąd Ostateczny panowanie sił zła na ziemi.

Przy okazji, warto podkreślić – zwłaszcza z uwagi na omawiane w poprzednim rozdziale spory między Pawłem a Jakubem i Piotrem – że według synoptyków Jezus działał tylko wśród Żydów i niechętnie czynił wyjątki:

Udał się Jezus w okolice Tyru i Sydonu. A pochodząca stamtąd Chananejka [Marek: Greczynka] wyszła i zawołała: Ulituj się nade mną panie, Synu Dawida. Demon bardzo dręczy moją córkę. On zaś nie odpowiedział jej ani słowem. Uczniowie podeszli do niego prosząc: Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Odpowiadając zaś rzekł: Jestem posłany tylko do zaginionych owiec z domu Izraela. Ona jednak podeszła, pokłoniła mu się i rzekła: Panie, pomóż mi. Odpowiadając zaś rzekł: Nie dobrze jest [część rękopisów: nie jest dozwolone] odbierać chleb dzieciom i rzucać szczeniętom. Ona zaś rzekła: Tak, panie, ale i szczenięta jedzą okruchy spadające ze stołów ich panów. Wtedy Jezus odpowiadając rzekł: Kobieto, wielka jest twoja wiara, niech ci się stanie jak chcesz. I uleczona została jej córka od tej godziny. [Mt 15,22-28]

Jeśli chodzi o ogólną ocenę Jezusowych dzieł mocy, to należy pamiętać, że teksty z tego okresu pełne są relacji o cudotwórcach i ich dokonaniach. Żydzi jako wyposażonych w nadnaturalne moce wymieniali m.in. żyjących w czasie, gdy spisywano ewangelie, Hanina ben Dosa i Elizera ben Hyrkanosa. Grecy nawet po wielkich filozofach spodziewali się, jako potwierdzenia prawdziwości ich nauk, zdolności nadprzyrodzonych. Rzymscy historycy piszą o cesarzach, dokonujących cudownych uzdrowień. Również w Nowym Testamencie wspomniani są ludzie, czyniący cuda; raz nawet spotkało się to z aprobatą samego Jezusa:

Rzekł mu Jan: Nauczycielu, zobaczyliśmy kogoś, wypędzającego w twoim imieniu demony i zabroniliśmy mu, bo nie towarzyszył nam. Zaś Jezus powiedział: Nie zabraniajcie mu, nie ma bowiem takiego, kto by czynił dzieło mocy w moim imieniu i mógł wkrótce mi złorzeczyć. Kto bowiem nie jest przeciw nam, jest za nami. [Mk 9,38-40]

Z drugiej strony cuda – czy to jako wytwory złudzeń, oszustw, czy jako realne zdarzenia – nie były z pewnością czymś zwyczajnym i budziły sensację. Dzieła mocy Jezusa ściągały tłumy ciekawskich, poszukiwali go też chorzy i kalecy. Nic jednak, w relacjach synoptyków, nie świadczy o tym, aby świadkowie dzieł mocy rozumieli, z kim mają do czynienia.

5. Galilejskie nauczanie Jezusa

Co jakiś czas Jezus odchodził na pustynię lub na szczyt góry, aby w samotności modlić się i pościć. Swoją działalność nauczycielską prowadził jednak, w odróżnieniu od Jana Chrzciciela, na zatłoczonych ulicach galilejskich wsi i miast. Jego wystąpienia gromadziły „mnóstwo ludu”, ewangeliści wspominają czasem o kilku tysiącach słuchaczy i gapiów. Z boku – i z rosnącą wrogością – przysłuchiwali się faryzeusze. Do tłumu Jezus mówił jednak nie wprost, ale posługując się przypowieściami. Miały one charakter krótkich opowiadań lub przybierały postać szeregu porównań, a sens całości rzadko bywał jasny. Pierwsza przypowieść, przytoczona przez Marka, brzmi:

Słuchajcie. Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno ziarno padło obok drogi, przyleciały ptaki i je zjadły. Inne padło na grunt skalisty, gdzie (...) szybko wzeszło, gdyż gleba nie była głęboka. A gdy wzeszło słońce, wypaliło je i uschło, bo nie miało korzenia. A inne padło między ciernie, a ciernie wzrosły i zadusiły je i nie wydało owocu. Inne jednak padły na dobrą ziemię, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stukrotny. [Mk 4,3-9]

Pytany na osobności przez uczniów, dlaczego posługuje się przypowieściami, udzielił uderzającego wyjaśnienia:

Dano wam tajemnicę królestwa Boga, ale tym, którzy nie są z wami, wszystko podaje się w przypowieściach, aby patrząc patrzyli i nie widzieli, aby słuchając słyszeli i nie rozumieli, aby się nie nawrócili i nie zostało im odpuszczone. [4,11-12]

Wam dano poznać tajemnice królestwa nieba, tamtym zaś nie dano. Temu bowiem, kto ma, będzie dodane (...), a temu, kto nie ma, i to, co ma, zostanie zabrane. [Mt 13,11-12]

Jezus kierował więc swe nauczanie jedynie do wąskiego grona wybranych. Oni i tylko oni mieli wejść do królestwa nieba.

Rozproszone w trzeciej ewangelii mowy Mateusz zebrał razem i umieścił na samym początku galilejskiej działalności Jezusa. Stworzył w ten sposób jeden z najpiękniejszych tekstów, jakie kiedykolwiek powstały: Kazanie na Górze.

U podstaw nauczania kryje się (zaratusztriańskie?) przekonanie, że świat jest terenem walki sił dobra z siłami zła. Ludzie dzielą się na tych, którzy – przez Syna Człowieka – pochodzą od Boga i tych, których posiał Szatan. Dlatego chyba do tłumu – dzieci Szatana – Jezus mówił niezrozumiale, a sens przypowieści wyjaśniał jedynie wybranym.

Wtedy odprawił tłumy i poszedł do domu. I podeszli do niego uczniowie mówiąc: Wyjaśnij nam przypowieść o chwastach [kąkolach?] z pola. On zaś odpowiadając rzekł: Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieka. Zaś polem jest świat. Dobrym nasieniem są synowie królestwa, zaś chwastami są synowie Złego, a nieprzyjaciel, który je posiał, to diabeł. Żniwo to spełnienie się wieku [koniec świata], zaś żniwiarzami są zwiastunowie. Jak więc zbierane są chwasty i spalane w ogniu, tak będzie w spełnieniu się wieku. Wyśle Syn Człowieka swoich zwiastunów i zbiorą z jego królestwa wszystkie zgorszenia i czyniących bezprawie. I wrzucą ich do ognistego pieca. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi zabłysną jak słońce w królestwie ich Ojca. [Mt 13,36-43]

Siły dobra odnoszą właśnie ostateczne zwycięstwo – a wielka rola w pokonaniu Szatana przypada zrodzonemu z dziewicy prorokowi. Zapowiada to rychłe nadejście Dnia Sądu i ostatecznego rozdzielenia zbawionych synów Boga od potępionych synów Złego. Na pytanie, jak dostać się do królestwa Boga, odpowiada właśnie Kazanie na Górze. Choć zostało wygłoszone do tłumu, to Jezus, o dziwo, mówił wprost, bez przypowieści, zaś mowa miała charakter niesłychanie radykalny. (Liczni chrześcijańscy duchowni reagowali z osłupieniem, gdy czerpane z tego tekstu zasady Mahatma Gandhi zaczął wcielać w życie.)

Na wstępie Jezus pobłogosławił biednych duchem, bolejących, łagodnych, pragnących sprawiedliwości, litościwych, czystych sercem, czyniących pokój, prześladowanych z powodu sprawiedliwości – „bo ich jest królestwo nieba”. Oni są „solą ziemi”, „światłem świata” i powinni dawać przykład przed ludźmi, „aby zobaczyli wasze dobre czyny i otoczyli chwałą waszego Ojca, który jest w niebie” [Mt 5,16].

Później oznajmił, że przyszedł nie po to, aby unieważnić Prawo, ale aby je wypełnić. Niezgodnie z nauczaniem Pawła, że po Chrystusie Prawo zastępuje wiara, mówił: „Kto by więc rozwiązał jedno z tych najmniejszych przykazań i tak by nauczał ludzi, będzie nazwany najmniejszym w królestwie nieba” [5,19]. Zaraz potem radykalizował Prawo tak, że wypełnienie nowych reguł przekraczało właściwie ludzkie możliwości:

Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd. A ja wam mówię, że każdy, kto gniewa się na swego brata, pójdzie pod sąd, (…) a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny. [Mt 5,21-22]

Słyszeliście, że powiedziano: Nie będziesz cudzołożył. A ja wam mówię, że każdy, kto patrzy na kobietę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w swym sercu. Jeśli zaś twe prawe oko cię gorszy, wyłup je i odrzuć od siebie. Gdyż pożyteczniej będzie dla ciebie, aby zginął jeden z twych członków, niżby całe twe ciało było rzucone do piekła. [5,27-29]

Znów słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał (…). A ja wam mówię, w ogóle nie przysięgajcie (…). Niech zaś słowo wasze będzie tak tak, nie nie. A co ponad to, to jest od złego. [5,33-37]

Pewne reguły Jezus jednak unieważniał:

Powiedziane zaś zostało: Kto by oddalił swą żonę, niech da jej list rozwodowy. A ja wam mówię, że każdy, kto oddala swą żonę, wyjąwszy powód rozpusty, prowadzi ją do cudzołóstwa, a kto by oddaloną poślubił, cudzołoży. [5,31-32]

Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A ja wam mówię, nie przeciwstawiajcie się złemu, a kto by cię uderzył w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. [5,38-39]

Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego i będziesz nienawidził swego wroga. A ja wam mówię: miłujcie swoich wrogów i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami waszego Ojca w niebie, bo jego słońce wschodzi nad złymi i dobrymi, a deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. [5,43-45]

Należy dawać jałmużnę i pościć w ukryciu, w ukryciu też trzeba się modlić:

A kiedy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Bo kochają modlić się stojąc w synagogach i na rogach ulic, aby pokazać się ludziom. Zaprawdę mówię wam, otrzymują swoją zapłatę. Ty zaś, kiedy się modlisz, wejdź do swego pokoju i zamknąwszy swe drzwi módl się do twego Ojca, tego w ukryciu. I Ojciec twój, widzący w ukryciu, ci odpłaci. [6,5-6]

Modlić się trzeba krótko – i tu Jezus podyktował tekst powszechnie znanej modlitwy. Warto nadmienić, że w najstarszych odpisach Ewangelii Łukasza jest ona jeszcze bardziej lakoniczna:

Ojcze, niech zostanie uświęcone twe imię, niech przyjdzie twe królestwo. Chleb nasz powszedni dawaj nam co dzień i odpuść nam nasze grzechy, sami bowiem odpuszczamy swoim winowajcom. I nie wystawiaj nas na pokusę. [Łk 11,2-4]

Dla królestwa Boga należy wyrzec się tego świata:

Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczy, a złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie zaś sobie skarby w niebie, gdzie ani mól ani rdza nie niszczy, a złodzieje nie włamują się i nie kradną. Gdzie bowiem jest skarb twój, tam będzie i twoje serce. (…) Nie możecie służyć Bogu i mamonie. (…) Nie martwcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jedli? albo: Co będziemy pili? albo: W co się przyodziejemy? Bo tego wszystkiego szukają narody [pogańskie]; bo Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Szukajcie więc najpierw królestwa Boga i jego sprawiedliwości, a to wszystko będzie wam dodane. Nie martwcie się więc o jutro, bo jutro będzie się martwić o siebie. Każdy dzień ma dość własnych trosk. [Mt 6,19-34]

Dalej mamy jeszcze szereg drobnych nakazów i upomnień:

Nie sądźcie, aby was nie osądzono. Jakim bowiem sądem sądzicie, takim was osądzą, i jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą. Dlaczego widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki w swoim oku nie dostrzegasz? (…) Nie dawajcie psom tego, co święte, ani nie rzucajcie pereł swoich przed świnie, aby ich nie podeptały, a obróciwszy się nie rozerwały was. (…) Wszystko więc, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, tak i wy im czyńcie, takie bowiem jest Prawo i Prorocy. [7,1-12]

Zbawieni będą tylko nieliczni:

Wchodźcie przez wąską bramę. Bo do zguby prowadzi szeroka brama i przestronna droga i liczni są ci, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia i nieliczni ją znajdują. [7,13-14]

Chodzi po świecie wielu fałszywych proroków, których można poznać po owocach. Jednak o jakie owoce chodzi i jak rozpoznać, że są złe, nie powiedziano.

I gdy Jezus skończył mówić, tłumy zdumiewały się nad jego nauką. Nauczał ich bowiem jako mający moc, a nie jak ich uczeni w piśmie. [7,28-29]

Co Jezus w ewangeliach synoptycznych mówi o sobie? Kim jest i na czym polega jego misja? Problem w tym, że o sobie właściwie nie mówi nic. U Mateusza mamy tylko jedno zagadkowe zdanie:

Wszystko zostało mi przekazane przez mojego Ojca i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, i nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. [11,27]

Nie ma ani jednego zdania, które by sugerowało, że Jezus był wcielonym Bogiem. Raczej da się z tych trzech tekstów wyczytać, że był człowiekiem przez Boga wybranym i usynowionym. A co, według synoptyków, o Jezusie sądzili świadkowie wydarzeń?

6. Ciemne chmury

W ewangeliach znajdujemy liczne uwagi, że wysłannicy, idąc za Jezusem i wypełniając jego polecenia, nie pojmowali, z kim mają do czynienia i w czym uczestniczą. Zdecydowaną natomiast opinię o jego działalności wyrobili sobie faryzeusze i uczeni w Piśmie. Jezus, jak powiedziano, nauczał kwestionując reguły Prawa mojżeszowego („słyszeliście, że powiedziano przodkom... a ja wam mówię...”). Innym wielkim bluźnierstwem było, w ocenie faryzeuszy, to, że Jezus, uzdrawiając, niekiedy odpuszczał grzechy:

A Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do sparaliżowanego: Synu, twoje grzechy są odpuszczone. Siedzieli tam niektórzy uczeni w Piśmie i zastanawiali się: Dlaczego on tak mówi? Bluźni. Kto oprócz Boga może odpuszczać grzechy? [Mk 2,5-7]

A co jeśli chodzi o dzieła mocy? Otóż zgodnie z panującymi wówczas – i przez długie jeszcze wieki – wyobrażeniami, można ich dokonywać przy pomocy albo Boga, albo Szatana. Faryzeusze przeprowadzili w tej kwestii eksperyment rozstrzygający:

I wszedł znowu do synagogi, a był tam człowiek z uschniętą ręką. I podpatrywali [go uczeni w Piśmie i faryzeusze, czy] uzdrowi w szabat, aby go oskarżyć. I rzekł do człowieka, który miał uschniętą rękę: Wyjdź na środek. Do nich zaś: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy źle? Ratować życie, czy zabijać? A oni milczeli. Spojrzał na nich z gniewem i zasmucony zatwardziałością ich serc mówi człowiekowi: Wyciągnij rękę. I wyciągnął i odzyskał władzę w ręce. A faryzeusze wyszli i zaraz przystąpili do narad z herodianami, jakby go zabić. [Mk 3,1-6; dod. Łk 6,7]

Dla faryzeuszy i uczonych w Piśmie wniosek był oczywisty: „Mówili, że ma Belzebuba i mocą księcia demonów wypędza demony” [Mk 3,22]. A zatem powinien zostać zabity. Pierwsza taka próba miała, według Łukasza, miejsce w rodzinnym Nazarecie: po wystąpieniu Jezusa w synagodze dawni sąsiedzi próbowali go strącić z urwiska [Łk 4,16-30].

W pewnym momencie Jezus dał wysłannikom władzę nad duchami nieczystymi oraz moc leczenia chorób – i rozesłał ich do wsi i miast Izraela. Specjalnie przykazał im unikać nie-Żydów: „Nie zachodźcie do pogan i nie wchodźcie do miast Samarytan. Idźcie raczej do zaginionych owiec z domu Izraela” [Mt 10,5-6]. Sens misji pozostaje niejasny. Jedni uważają, że Jezus był konspiratorem, przygotowującym powstanie narodowowyzwoleńcze. Inni, że misja miała przygotować wysłanników do samodzielnej działalności po jego śmierci. Jeszcze inni sądzą, że chodziło o przyspieszenie głoszenia Dobrej Nowiny. Według Mateusza, Jezus wiązał z misją oczekiwania eschatologiczne. Wysłannicy po wsiach i miastach mieli szukać tych, „którzy są godni” [10,11] i głosić im nadejście królestwa nieba. Przepowiedział, że spotkają ich prześladowania, a zarazem prorokował: „Nie zdążycie obejść miast Izraela, gdy przyjdzie Syn Człowieka” [10,23]. Terminem „Syn Człowieka” Jezus określał siebie. Być może nawiązywał w ten sposób do tradycji Księgi Daniela, gdzie pojęcie to oznaczało odkupioną wspólnotę Izraela. A może zapowiadał rychłe nadejście Dnia Sądu?

Zaprawdę, mówię wam, że są wśród stojących tu tacy, którzy nie zaznają śmierci, aż zobaczą Syna Człowieka przychodzącego w jego królestwie. [Mt 16,28]

Wysłannicy wrócili, ale ani świat się nie skończył, ani nie wybuchło powstanie. Nie zjednali też Jezusowi nowych zwolenników czy wyznawców. Wprawdzie u Marka czytamy, że po powrocie wielu ich rozpoznawało i tych, co przychodzili i odchodzili było wielu” [6,31], jednak były to chyba zwykłe tłumy gapiów. Tak czy inaczej Jezus zaczął się skarżyć, że w miastach Galilei nie znalazł uznania:

Wtedy zaczął łajać miasta, w których dokonał bardzo wiele dzieł mocy, że nie zmieniły myślenia: Biada ci, Korozain, biada ci, Betsaido, do gdyby w Tyrze i Sydonie stały się dzieła mocy, które stały się wśród was, dawno by w worze i popiele zmieniły myślenie. Nadto mówię wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w Dniu Sądu niż wam. I ty, Kafarnaum, czy aż do nieba będziesz wywyższone? Aż do piekła spadniesz. Bo gdyby w Sodomie stały się dzieła mocy, które stały się u ciebie, trwałaby do dzisiaj. Nadto mówię wam, że ziemi Sodomy znośniej będzie w dniu sądu niż wam. [Mt 11,20-24]

W tej sytuacji Jezus musiał sam zmienić plany lub oczekiwać nowych poleceń z góry.

Na razie przybyli posłańcy od uwięzionego Jana Chrzciciela z zapytaniem: „Jesteś tym, który ma przyjść, czy mamy czekać na innego?” [Mt 11,3]. O dziwo, Jezus jasnej odpowiedzi nie udzielił. Zaraz potem, według relacji Mateusza, wyjaśnił uczniom, że Jan jest „Eliaszem, który miał przyjść”, aby przygotować mu drogę. Nigdzie jednak ewangelie nie wyjaśniają, na czym owo przygotowanie miało polegać i co znaczy utożsamienie Jana z prorokiem osiem wieków wcześniej żywcem wziętym do nieba. Wkrótce Jan Chrzciciel został z rozkazu Heroda Antypasa ścięty. (O jego śmierci wspomina Józef Flawiusz, wyjaśniając jej przyczyny inaczej niż czynią to Mateusz i Marek.) Sam Jezus zaś znalazł się w sytuacji kryzysowej.

Z jednej strony narastała wrogość faryzeuszy, oskarżających go o służenie diabłu. Odpowiadał atakiem: „Płody żmij, jakże możecie dobrze mówić źli będąc?” [Mt 12,34], odmówił też faryzeuszom dania znaku, który dowiódłby, że służy Bogu: „Pokolenie złe i cudzołożne znaku poszukuje, a znak nie zostanie mu dany, chyba tylko znak Jonasza” [16,4]. (Prorok Jonasz przez trzy dni przebywał w brzuchu wielkiej ryby.)

Wysłannicy też nie pojmowali sensu wydarzeń, w których uczestniczyli:

A oni rozmawiali o tym, że nie mają chleba. Spostrzegł to i rzekł do nich: Dlaczego rozmawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie zauważacie i nie rozumiecie? Skamieniały wam serca? Oczy mając nie patrzycie i uszy mając nie słuchacie? [Mk 8,16-18]

Jezus – przez jednych zwalczany, przez innych odrzucony, a wreszcie nie rozumiany przez uczniów – postawił wysłannikom pytanie:

I przyszedł Jezus z uczniami do wiosek koło Cezarei Filipowej, i pytał w drodze swoich uczniów mówiąc: Kim ja, jak ludzie mówią, jestem? Oni zaś powiedzieli mu mówiąc: Janem Chrzcicielem, inni Eliaszem, jeszcze inni że jednym z proroków. I zapytał ich: Kim zaś, waszym zdaniem, jestem? Odpowiadając Piotr mówi mu: Ty jesteś Pomazaniec. I upomniał ich, żeby nikomu o nim nie mówili. [8,27-30]

Mateusz – i tylko on – dodaje, że Jezus, najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi, stwierdził:

Szczęśliwy jesteś Szymonie, synu Jana, bo nie ciało i krew objawiły ci to, ale Ojciec mój w niebie. A ja zaś ci mówię, że ty jesteś opoka i na tej opoce zbuduję mą społeczność zwołanych [ekklezia] i bramy piekielne jej nie przemogą. Dam ci klucze królestwa nieba i co byś związał na ziemi będzie związane w niebie i co byś rozwiązał na ziemi będzie rozwiązane w niebie. Wtedy przykazał uczniom, aby nikomu nie mówili, że jest Pomazańcem. [Mt 16,17-20]

W ten sposób od greckiego petra (= „opoka”), Szymon otrzymał nowe imię: Piotr. (Alternatywnie, po aramejsku, zwano go Kefas.)

W tej kryzysowej sytuacji nastąpiło wydarzenie, którego sens pozostaje głęboko niejasny, a które w działalności Jezusa stanowiło punkt zwrotny. Zaprowadził Piotra, Jana i Jakuba na szczyt jakiejś góry. Tam, w trakcie modlitwy, jego twarz zmieniła się, szata stała się olśniewająco biała. Nagle trzej wysłannicy ujrzeli Mojżesza i Eliasza. O czymś z Jezusem rozmawiali, ale o czym, nikt nie wie. Jedynie Łukasz stwierdza: „mówili o jego zgonie, który ma nastąpić w Jerozolimie” [9,31], ale zaraz dodaje, iż wysłannicy zasnęli, a zatem nie słyszeli rozmowy. Wkrótce obaj prorocy znikli, zaś Jezus zobowiązał towarzyszy, aby do jego śmierci nikomu nie opowiadali o tym, co widzieli.

Tuż przed wstąpieniem na górę i zaraz po zejściu Jezus uprzedził wysłanników o swojej bliskiej śmierci, a także o tym, że po trzech dniach zostanie wskrzeszony z martwych. Ewangelista dodaje w związku z tym charakterystyczny komentarz: „Lecz oni tego nie rozumieli, a bali się go pytać” [Mk 9.32]. Tak czy inaczej, wkrótce po przemienieniu Jezus, z wysłannikami i paroma kobietami, ruszył w drogę. „Lecz trzeba mi dziś i jutro i pojutrze iść, bo jest niedopuszczalne, aby prorok zginął poza Jerozolimą” [Łk 13,33].

W Ewangelii Łukasza Jezus wygłasza większość ze swych mów w trakcie drogi do Jerozolimy [9,51-19,27]. Ten obszerny tekst jest, w ocenie piszącego te słowa, marnie skomponowany, wiele nauk ma niejasny sens, a moralne przesłanie niektórych jest wątpliwe (zob. zwł. przypowieści o przebiegłym zarządcy [16,1-13], bogaczu i Łazarzu [16,19-31], a wreszcie o dziesięciu minach [19,11-27]). Jakiż kontrast z Kazaniem na Górze!

U Mateusza opis drogi do Jerozolimy zajmuje rozdziały 19 i 20, a znajdujemy tam dwie ważne mowy. Młodzieńcowi, który zapytał: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, abym miał życie wieczne?”, Jezus najpierw przypomniał przykazania mojżeszowe: „Nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, nie będziesz kradł, nie będziesz kłamliwie świadczył, szanuj ojca i matkę, i: będziesz miłował bliźniego twego jak siebie samego” [Mt 19,18-19]. A potem dodał: „Jeśli chcesz być doskonały, odejdź, sprzedaj swój dobytek i daj biednym, a będziesz miał skarb w niebie, i przyjdź mi towarzyszyć” [19,21]. Gdy zaś młodzieniec odszedł zasmucony – gdyż nie miał zamiaru rozdawać swych licznych posiadłości – Jezus zwrócił się do uczniów ze słowami:

Zaprawdę mówię wam, że bogaty z trudem wejdzie do królestwa nieba. A jeszcze mówię wam, łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Boga. Usłyszawszy zaś uczniowie zdumiewali się bardzo i mówili: Kto zatem może się uratować? Jezus zaś spojrzał na nich i rzekł: u ludzi to jest niemożliwe, u Boga zaś wszystko możliwe. [Mt 19,23-26]

Wysłannikom, którzy poszli za nim zostawiając wszystko, obiecał: „przy odrodzeniu [palingenesis], gdy Syn Człowieka zasiądzie na tronie swej chwały, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach, sądząc dwanaście plemion Izraela” [19,28]. Zaraz potem wygłosił przypowieść o robotnikach w winnicy [20,1-16], której sens jest najwyraźniej taki, że królestwo Boga osiągną na równych prawach ci, którzy za nim pójdą, niezależnie od tego, czy szli przez całe życie, czy też wyruszą krótko przed śmiercią.

7. W Jerozolimie

Wysłannicy nie tylko – z perspektywy późniejszego rozwoju wydarzeń – nie rozumieli sensu działań Jezusa, ale już w przeddzień wymarszu rozpoczęły się między nimi spory o to, kto z nich jest największy [Mk 9,33]. W drodze Jakub i Jan – a według Mateusza ich matka – prosili o to, aby w swoim królestwie zapewnił im wyróżnione miejsca. Czyżby szykowali się na objęcie wysokich urzędów po wyzwoleniu Izraela z rzymskiej niewoli? Sam Jezus natomiast zachowywał się tak, jakby prowokował własną śmierć.

Wkraczali do Jerozolimy parę dni przed rozpoczęciem Paschy. Na to całotygodniowe święto do miasta, liczącego dwadzieścia kilka tysięcy mieszkańców, przybywało paręset tysięcy pielgrzymów. Morze namiotów wokół, na ulicach tłumy, wśród których krążą religijni i polityczni agitatorzy. Wszędzie stragany, a przy nich sprzedawcy, krzycząc na całe gardło, oferują pielgrzymom zarówno strawę, jak i dewocjonalia. Inni wymieniają zagraniczne pieniądze na sykle, którymi opłaca się podatek świątynny. Na dziedzińcu Świątyni kupcy sprzedają zwierzęta ofiarne. Słychać ryki zarzynanych zwierząt, czuć smród palonego mięsa. Atmosferę podgrzewa obecność rzymskich oddziałów. Krążą plotki o kolaborancie, zasztyletowanym właśnie przez jakiegoś zelotę. Ktoś zapowiada pojawienie się proroka, może samego Mesjasza…

Jezus zdawał się spełniać mesjańskie oczekiwania uczniów: wjechał do miasta na oślęciu, zgodnie ze starotestamentowym proroctwem o zwycięskim władcy przyszłego Izraela [Zachariasza 9,9]. Zaś otaczający go uczniowie wołali, zapewne na jego polecenie: „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana. Błogosławione nadchodzące królestwo naszego ojca Dawida” [Mk 11,9-10]. (W miarę upływu lat legenda rosła: Łukasz pisze już o „mnóstwie” uczniów, Mateusz twierdzi wręcz, że do wiwatów dołączały się obecne na ulicach tłumy.)

Na drugi dzień Jezus zachował się wyzywająco: po wejściu do Świątyni zaczął wywracać stragany, na których sprzedawano zwierzęta ofiarne i wymieniano pieniądze – co uderzało w interesy saduceuszy. Gdy jednak ewangelista pisze, że arcykapłani i uczeni w piśmie szukali odtąd sposobu, aby go zabić, „gdyż cały lud zdumiewał się nad jego nauką”, brzmi to zupełnie niewiarygodnie: wydarzenie musiało przecież mieć rozmiary chuligańskiego wybryku. Tym bardziej, że gdy następnego dnia Jezus powrócił do Świątyni, wdali się z nim w długą debatę. Najpierw wykręcił się od odpowiedzi na ich pytanie: „Jaką mocą to czynisz?” Potem opowiedział skierowaną przeciw nim przypowieść o dzierżawcach winnicy – którzy przeganiali służących właściciela, mających odebrać od nich opłatę, a wreszcie zabili jego syna. Dlatego, jak mówił do saduceuszy i faryzeuszy: „królestwo Boga zostanie wam zabrane, a zostanie dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce” [Mt 21,43].

Wyraźnie prowokowany do antypaństwowych wypowiedzi, Jezus nakazał płacić podatek Rzymianom: „Co cesarza, oddajcie cesarzowi, a co Boga, Bogu” [Mk 12,17]. Według Marka i Mateusza, odpowiadając na pytanie faryzeuszy, sformułował najważniejsze przykazanie:

Będziesz miłował Pana, Boga twego, całym swym sercem i całą swą duszą i całą swą myślą. To jest wielkie i pierwsze przykazanie. Drugie zaś podobne mu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. [Mt 22,37-40]

Wygłosił też, używając skrajnych sformułowań, publiczną mowę przeciw faryzeuszom i uczonym w piśmie:

Biada wam, uczeni w piśmie i faryzeusze obłudnicy, gdyż zamykacie królestwo nieba przed ludźmi. Sami bowiem nie wchodzicie, ani nie pozwalacie wejść wchodzącym. (...) Biada wam, uczeni w piśmie i faryzeusze obłudnicy, gdyż jesteście podobni do grobów pobielanych, które wprawdzie z zewnątrz wyglądają pięknie, wewnątrz jednak są pełne martwych kości i wszelkiej nieczystości. Tak i wy na zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, wewnątrz jednak jesteście pełni obłudy i nieprawości. (...) Węże, płody żmij, jak ujdziecie przed sądem Gehenny [piekła]? [23,13-33]

Wreszcie, w otoczeniu saduceuszy – którzy, o czym już była mowa, nie wierzyli w zmartwychwstanie – wyraźnie stwierdził, że kiedyś zostaniemy wskrzeszeni. (Przy okazji zapowiedział, że ludzie w przyszłym świecie nie będą ani się żenić, ani za mąż wychodzić, „lecz będą jako zwiastunowie w niebie” [Mk 12,25].)

W ten sposób Jezus kierował przeciw sobie, jedno po drugim, wszystkie liczące się w Jerozolimie ugrupowania religijne. Jednych obrażał, drugich prowokował, jeszcze innych niepokoił. A gdy już zwrócili się przeciw niemu, zaczął opowiadać swoim uczniom – na osobności – o zbliżającym się końcu świata.

Tak zwana „mała apokalipsa” to tekst pełen niejasnych metafor. Przed końcem świata, zapowiadał Jezus, pojawi wielu fałszywych proroków. Wybuchną wojny, nastąpią trzęsienia ziemi i klęski głodu. Na jego uczniów spadną prześladowania:

I będziecie znienawidzeni przez wszystkich z powodu mojego imienia. A ten, kto wytrwa do końca, zostanie uratowany. [Mk 13,13]

(Jeśli tekst Marka powstał, a przynajmniej przeredagowano go, po 70 r., to część uwag stanowi zapewne aluzję do wydarzeń z wojny żydowskiej, m.in. do bratobójczych walk w Jerozolimie, a wersety 13,14-20 mogą dotyczyć ucieczki żydochrześcijan z miasta.) Potem ten świat ulegnie zagładzie:

A po tych dniach po tej udręce, słońce pogrąży się w ciemności i księżyc nie zalśni swym blaskiem. I gwiazdy będą spadać z nieba i moce w niebie zostaną zachwiane. I wtedy zobaczą Syna Człowieka przychodzącego w chmurach z wielką mocą i chwałą. I wtedy pośle zwiastunów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od skraju ziemi aż po skraj nieba. [13,24-27]

Wszystko to ma nastąpić wkrótce, choć Jezus przyznawał, że dokładnej daty sam nie zna:

Zaprawdę mówię wam, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. (...) O dniu zaś owym lub godzinie nikt nie wie, ani zwiastunowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. [13,30-32]

O tym, co ma nastąpić potem, Marek i Łukasz milczą, jedynie u Mateusza Jezus mówi o Sądzie Ostatecznym i jego konsekwencjach:

Kiedy zaś przyjdzie Syn Człowieka w swej chwale, a wszyscy zwiastunowie z nim, wtedy zasiądzie na tronie swej chwały. I zebrane zostaną przed nim wszystkie narody i oddzieli jednych od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. I ustawi owce po swej prawicy, a kozły po lewicy. Wtedy powie król tym po prawicy: Chodźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata. Byłem bowiem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony i napoiliście mnie (...). Wtedy odpowiedzą mu sprawiedliwi: Panie, kiedy zobaczyliśmy cię głodnego i nakarmiliśmy lub spragnionego i napoiliśmy? (...) I odpowiadając król powie im: Zaprawdę, mówię wam, coście uczynili jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście. Wtedy powie i tym po lewicy: Ruszajcie ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego zwiastunom. Byłem bowiem głodny i nie daliście mi jeść, byłem spragniony i nie napoiliście mnie (...). Wtedy odpowiedzą mu i oni: Panie, kiedy cię zobaczyliśmy zgłodniałego lub spragnionego (...) i nie usłużyliśmy ci? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, mówię wam, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnie nie uczyniliście. I odejdą ci na karę wieczną, a sprawiedliwi w życie wieczne. [Mt 25,31-46]

8. Proces i śmierć

Powody aresztowania i skazania Jezusa pozostają niejasne. Albo autorzy ewangelii synoptycznych coś ukryli, albo sami nie wiedzieli, jak i dlaczego to się stało. Czyżby saduceusze obawiali się wpływu Jezusa na lud? Chyba nie. Czytamy wprawdzie, że „liczny tłum chętnie go słuchał” [Mk 12,37], nie ma jednak ani słowa o tym, aby Jezus skutecznie pociągał tłum za sobą. Jednorazowy incydent z wywracaniem stołów handlarzy przeszedł zapewne bez echa. Polemika dotycząca zmartwychwstania była jedną z niezliczonych podobnych, jakie saduceusze prowadzili. Nie sposób też wyjaśnić podjęcia tak drastycznych środków tym, że Jezus obrzucał ich wyzwiskami.

Nieznane są powody zdrady jednego z wysłanników, Judasza Iskarioty.

A Judasz Iskariota, jeden z dwunastu, poszedł do arcykapłanów, aby im go wydać. Oni zaś, gdy to usłyszeli, uradowali się i obiecali dać mu srebro. I szukał sposobnej pory, aby go wydać. [Mk 14,10-11]

Od miesięcy słuchał nauk Jezusa, był świadkiem dzieł mocy – a teraz postanowił wydać go w ręce wrogów. Skąd znał intencje arcykapłanów i do czego sam zmierzał? Łukasz twierdzi, że w zdrajcę wstąpił szatan; Mateusz sugeruje, że chodziło o nagrodę pieniężną. Ale po co miał wydawać Jezusa, który co dzień pojawiał się w Jerozolimie, o tym ewangeliści milczą.

Nadszedł dzień czternasty Nisan, kiedy według prawa zabijano baranka i wyprawiano wieczerzę, otwierającą pierwszy i najuroczystszy dzień Paschy. Sposób, w jaki Jezus wskazał dom, gdzie zamierzał zjeść paschę z wysłannikami, przypomina warunki konspiracyjne:

I wysyła swoich dwóch uczniów i mówi im: Idźcie do miasta i spotka was człowiek dźwigający dzban wody. Towarzyszcie mu, a gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: Gdzie jest moja kwatera, gdzie bym zjadł paschę ze swymi uczniami? I on wam pokaże piętro wielkie, usłane, gotowe, tam nam przygotujecie. [Mk 14,13-15]

Czyj to był dom i co wiązało gospodarza z Pomazańcem, nie wiemy. Podczas wieczerzy Jezus oznajmił, że zostanie wydany przez jednego z dwunastu. Rozdał chleb ze słowami: „Weźcie, to jest ciało moje” [14,22]. Zaś podając kielich z winem rzekł: „To jest moja krew przymierza, wylewająca się za wielu” [14,24]. Według Mateusza dodał jeszcze: „Mówię zaś wam, nie będę odtąd pił z tego plonu winorośli, aż do owego dnia, gdy go będę pił z wami na nowo w królestwie mego Ojca” [Mt 26,29]. (Pełniejszą wersję podaje Paweł w I Liście do Koryntian 11,23-25.) Tymczasem, według Łukasza, wysłannicy wiedli spór o to, który z nich jest największy.

Po skończonej wieczerzy udali się, w środku nocy, pod miasto do ogrodu Getsemani, u stóp Góry Oliwnej. Po drodze Jezus zapowiedział: „Wszyscy mnie opuścicie”, i dodał: „Ale po wskrzeszeniu mnie, poprzedzę was do Galilei” [Mk 14,27-28]. Na zapewnienia Piotra, że się „nie potknie”, odparł: „tej nocy, zanim kogut dwakroć zapieje, trzy razy mnie się wyprzesz” [14,30]. Na miejscu oddalił się w towarzystwie trzech najbliższych uczniów, Piotra, Jana i Jakuba. Modlił się żarliwie do Ojca, przerażony tym, co go czeka, a jednak gotów przyjąć mękę: „ale nie co ja chcę, ale co ty” [14,36]. Wysłannicy tymczasem spali.

„Nadszedł Judasz, jeden z dwunastu, a za nim tłum z mieczami i kijami od arcykapłanów i uczonych w piśmie i starszych” [14,43]. Zdrajca wskazał im Jezusa, całując go. Nie znali go zatem – choć przez parę dni w Jerozolimie miały go słuchać wielkie tłumy. Któryś z uczniów wyciągnął miecz i uciął słudze arcykapłana ucho, Jezus jednak zakazał walki i oddał się w ręce przybyszy. „I opuściwszy go, wszyscy uciekli” [14,49].

Jeszcze tej nocy, w domu najwyższego kapłana, Kajfasza, odbył się przed sanhedrynem – zgromadzeniem arcykapłanów, starszych ludu i nauczycieli prawa – proces Jezusa. Czyżby chciano zachować tajemnicę i postawić ewentualnych oponentów przed faktem dokonanym? Czemu w takim razie nie zabito Jezusa w zasadzce? Trudno dopatrzyć się jakiejś logiki wydarzeń. O tak niezwykłej porze sprowadzono, nie wiadomo skąd, „wielu fałszywych świadków” [Mt 26,60], jednak ich zeznania nie były zgodne. Zamiast, jak nakazywało prawo, świadków ukarać, a Jezusa uwolnić, Kajfasz wreszcie zwrócił się z pytaniem do oskarżonego: „Ty jesteś Pomazańcem, synem Błogosławionego?”

Zaś Jezus powiedział: Ja jestem. I zobaczycie Syna Człowieka, siedzącego po prawicy mocy i przychodzącego z obłokami nieba. [Mk 14,62]

Po tej odpowiedzi, nawiązującej do starotestamentowego proroctwa [Daniela 7,13], zebrani osądzili, że – jako bluźnierca – winien jest śmierci. Tymczasem Piotr, stojący przed budynkiem, w którym odbywał się sąd, zapewniał pod przysięgą służących i gapiów, że nie zna Jezusa.

Po kapturowym procesie, wczesnym rankiem zaprowadzono Jezusa przed namiestnika rzymskiego, Piłata. Oskarżając go, że ogłosił się królem Żydów – a więc wystąpił przeciw rzymskiemu panowaniu – domagano się zatwierdzenia wydanego wyroku.

W tym miejscu docieramy do jednej z największych zagadek, jakie kryją w sobie ewangelie synoptyczne. Otóż na święto, jak czytamy, namiestnik rzymski miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia. Więziono wówczas Barabbasa, który wraz z innymi powstańcami – może walczącymi przeciw Rzymianom – popełnił zabójstwo. Lud żydowski upomniał się o wypuszczenie skazańca. Piłat, jak czytamy, chciał przy tej okazji ratować Jezusa – w którym nie znajdował żadnej winy. Jednak lud, podburzony przez kapłanów, domagał się uwolnienia Barabbasa, krzycząc przy tym, aby Jezusa ukrzyżować. Tak ta historia brzmi w standardowych dziś przekładach. Problem w tym, że w niektórych najdawniejszych odpisach ewangelii rzeczony buntownik nosi imiona Iesous Barabbas. Zaś Barabbas to, dosłownie, Syn Ojca, wobec czego pytanie, jakie Piłat zadaje ludowi żydowskiemu, brzmi:

Kogo chcecie, bym wam uwolnił, Jezusa Syna Ojca, czy Jezusa zwanego Pomazańcem? [Mt 27,17]

O co w tym wszystkim chodzi? Czy ewangeliści użyli szyfru, zrozumiałego tylko dla wtajemniczonych? Strach tu cokolwiek sugerować.

Zaś Piłat znowu odpowiadając mówił im: Co więc chcecie, bym uczynił z tym, którego zwiecie królem żydowskim? Oni zaś znowu zawołali: Ukrzyżuj go! Zaś Piłat mówił im: Co więc złego uczynił? Oni zaś krzyczeli tym głośniej: Ukrzyżuj go! Zaś Piłat, postanawiając zadowolić lud, uwolnił im Barabbasa [Syna Ojca], a wydał Jezusa, aby został wychłostany i ukrzyżowany. [Mk 15,12-15]

Zaraz potem żołnierze, ubiczowawszy Jezusa i włożywszy mu na głowę koronę z cierni, wyprowadzili go pod miasto, na wzgórze zwane Trupia Czaszka [aram. gulgota]. Tylko Łukasz twierdzi, że szli za nim liczni ludzie i kobiety, które nad nim płakały. Przypadkowego przechodnia, Szymona Cyrenajczyka, żołnierze zmusili, aby niósł krzyż.

Przebiegu samego ukrzyżowania ewangeliści nie opisują, trzeba więc odwołać się do wiedzy historycznej. Rzymski krzyż miał zwykle kształt litery T. Belka pionowa była wbita, na miejscu kaźni, na stałe w ziemię. Wysokość jej bywała różna: czasem skazaniec niemal dotykał gruntu stopami, a czasem stopy znajdowały się na wysokości głowy stojącego obok człowieka. Jak wysoki był krzyż Jezusa, nie wiadomo. Nagiego skazańca przybijano (lub przywiązywano), za przeguby rąk, do belki poziomej, którą następnie mocowano na górze, tak aby ciało oparło się rozkrokiem na kołku, umieszczonym w środku krzyża. Jezusowi, jak to często czyniono, przybito następnie stopy. Umieszczony w takiej pozycji skazaniec zaczynał się dusić, wśród straszliwego bólu wywołanego przez wbite gwoździe. Silni mężczyźni konali przez kilka dni.

Po obu stronach Jezusa ukrzyżowano jeszcze dwóch rozbójników, a nad jego głową umieszczono szyderczy napis: Król Żydów. Podzieliwszy się jego ubraniami, żołnierze usiedli i pilnowali skazańców. Czy ktoś jeszcze znajdował się w pobliżu?

Jacyś przechodnie bluźnili: „Hej, który rozwalasz przybytek i budujesz w trzy dni, uratuj siebie zstępując z krzyża” [Mk 15,29-30]. Szydzili z niego żołnierze. Zaś arcykapłani i uczeni w piśmie (czyżby fatygowali się na miejsce kaźni?) rozmawiali drwiąco: „Innych uratował, siebie nie może uratować. Niech Pomazaniec, król Izraela, zejdzie teraz z krzyża, abyśmy zobaczyli i uwierzyli” [15,31-32]. Marek i Mateusz twierdzą, że lżyli też Jezusa obaj ukrzyżowani z nim rozbójnicy. U Łukasza natomiast czytamy, że jeden z nich prosił go o wstawiennictwo u Boga – i otrzymał obietnicę zbawienia.

Według synoptyków, pod krzyżem nie stał nikt z bliskich Jezusowi: umierał opuszczony przez uczniów, bez krewnych (których sam się wcześniej wyrzekł). Jedynie z daleka przypatrywało się jego męce parę towarzyszących mu kobiet (synoptycy nie wspominają o obecności jego matki.) Między godziną – według naszej miary – dwunastą a piętnastą „ciemność zaległa całą ziemię”. O piętnastej Jezus zawołał:

Boże mój, Boże mój, czemu mnie opuściłeś? [Mk 15,34; Mt 27,46]

I umarł. Łukasz zmienia te słowa, których sensu nikomu nie udało się w zadowalający sposób wytłumaczyć, na nie budzące zastrzeżeń:

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego. [Łk 23,46]

Od aresztowania do śmierci Jezusa upłynęło zaledwie kilkanaście godzin. Gdy skonał, w Świątyni rozdarła się zasłona. Mateusz pisze o trzęsieniu ziemi i powstaniu z grobów wielu świętych, którzy weszli do Jerozolimy i ukazali się ludziom.

Po zwłoki nie zgłosił się żaden z wysłanników. Gdzie byli i co robili w czasie, gdy Jezus konał, ewangeliści milczą. I nagle znalazł się człowiek ani razu dotąd w ewangeliach nie wspomniany: Józef z Arymatei, wpływowy członek sanhedrynu, według Łukasza nie zgadzający się z postępowaniem rady, a według Mateusza będący (potajemnie?) uczniem Jezusa. Uzyskawszy od Piłata – który zdziwił się, że skazaniec umarł tak szybko – zezwolenie na zdjęcie zwłok (zwykle pozostawiano je na krzyżu na pastwę dzikich zwierząt i ptaków), owinął je płótnem i pochował we własnym grobie. Dwie lub trzy towarzyszące Jezusowi kobiety, a wśród nich Maria Magdalena, z dala podpatrywały, co się dzieje.

9. Dwie opowieści o Jezusie wskrzeszonym z martwych

Pierwotny tekst Ewangelii Marka opowiadał, że gdy minął szabat, Maria Magdalena, Maria Józefowa i Salome poszły do grobu, aby namaścić zwłoki – i ujrzały odwalony kamień, wcześniej zagradzający wejście, a we wnętrzu młodzieńca odzianego w białą szatę.

On zaś rzekł do nich: Nie bójcie się. Szukacie ukrzyżowanego Jezusa z Nazaretu? Wstał z martwych. (...) Ale idźcie i powiedzcie jego uczniom i Piotrowi, że podąża przed wami do Galilei, tam go ujrzycie, jak wam powiedział. Wyszedłszy, uciekły od grobu, bo dławił je lęk. I nikomu nic nie powiedziały, bo się bały. [16,6-8]

Najstarsze i najlepsze rękopisy Ewangelii Marka kończą się w tym miejscu, dalszych dwanaście wierszy obecnego tekstu zostało dopisanych chyba w III w. Natomiast Mateusz i Łukasz opowiadają o spotkaniach „powstałego z martwych” Jezusa z uczniami. Podobnie jak różne są przytaczane w tych ewangeliach relacje o narodzinach Jezusa, tak też jest z opowieściami o Jezusie wskrzeszonym.

Według Mateusza, Jezus ukazał się Marii Magdalenie i „innej” Marii, gdy szły od pustego grobu do uczniów. Polecił im: „Nie bójcie się. Odejdźcie, oznajmijcie moim braciom, aby udali się do Galilei, tam mnie zobaczą” [Mt 28,10]. Dalej tekst jest skrajnie lakoniczny:

Zaś jedenastu uczniów podążyło do Galilei, na górę, którą wyznaczył im Jezus. A ujrzawszy go pokłonili się, niektórzy zaś wątpili. I podszedłszy Jezus rzekł do nich: Została mi dana wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, zanurzając je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. I oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do spełnienia się wieku. [Mt 28,16-20]

Kto i dlaczego wątpił, nie wiadomo. Warto zwrócić uwagę na to, że Jezus otrzymał „władzę w niebie i na ziemi” już po swojej śmierci.

Według Łukasza, po spotkaniu ze zwiastunem w pustym grobie kobiety pobiegły – nie spotykając Jezusa po drodze – do wysłanników, którzy jednak nie uwierzyli we wskrzeszenie go z martwych. Piotr pobiegł do grobu i ujrzał płótna, w które zawinięte były zwłoki, „i odszedł do siebie, dziwiąc się temu, co się stało” [24,12]. Wkrótce potem ktoś zaczepił dwóch uczniów Jezusa w pobliżu Jerozolimy i zapytał, co ich gnębi.

Odpowiedzieli: Nie wiesz, co się stało z Jezusem z Nazaretu? Był prorokiem mocnym w czynie i słowie przed Bogiem i całym ludem, ale nasi arcykapłani i przywódcy wydali na niego wyrok śmierci i ukrzyżowali go. A myśmy mieli nadzieję, że on jest tym, kto wykupi Izraela. [Łk 24,19-21]

Uważali więc Jezusa za obiecanego przez Boga wyzwoliciela narodu. Towarzysz skarcił ich i zaczął tłumaczyć, co o Pomazańcu napisano u Mojżesza i proroków – ale co, ewangelista nie wyjaśnia. Wieczorem zasiadł z nimi przy stole, a gdy zaczął łamać i błogosławić chleb, „otworzyły im się oczy” i poznali, że to Jezus. Wtedy on „stał się dla nich niewidzialny”. Gdy dotarli do Jerozolimy i znaleźli zgromadzonych jedenastu wysłanników, dowiedzieli się, że w międzyczasie Jezus ukazał się Piotrowi.

A gdy to mówili, on stanął między nimi i rzekł: Pokój wam. Pełni lęku i przestraszeni uważali, że oglądają ducha. I powiedział: Czemuście tacy przerażeni i czemu w sercach waszych budzą się wątpliwości? Spójrzcie na moje ręce i stopy, że to ja sam jestem. Dotknijcie mnie i patrzcie, bo duch nie na mięsa ani kości, a ja, jak widzicie, mam. (...) Gdy zaś z radości jeszcze nie wierzyli i dziwili się, rzekł: Macie tu coś do zjedzenia? Oni zaś podali mu część smażonej ryby. A on wziął i jadł przy nich. [24,36-43]

Ewangelista dobitnie podkreśla w ten sposób cielesność wskrzeszonego z martwych Pomazańca. Dalej Jezus wyjaśniał:

Jest napisane, że Pomazaniec ma cierpieć, a trzeciego dnia powstać z martwych. I, począwszy od Jerozolimy, ma być głoszona wszystkim narodom zmiana myślenia dla odpuszczenia grzechów. Wyście tego świadkami. I oto ja wysyłam do was obietnicę mego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż wdziejecie na siebie moc z wysokości. [24,46-49]

Gdzie i w jaki sposób było u Mojżesza i proroków napisane, że Pomazaniec ma cierpieć, a potem zmartwychwstać, ewangelista milczy – i do dziś nikt na to pytanie nie odpowiedział.

Łukasz, podobnie jak Mateusz, pisze – w przytoczonych przed chwilą fragmentach – że Pomazaniec wszedł „do swej chwały” po męczeńskiej śmierci, a w jego ziemskim życiu przedstawia go jako proroka „mocnego w czynie i słowie”. Nie ma ani słowa o tym, aby był wcielonym Bogiem. Czy Łukaszowe „wejście do chwały” należy utożsamić z Mateuszowym oddaniem Jezusowi władzy na ziemi i w niebie, pozostaje niejasne.

Jak pogodzić relacje o ukazaniu się Jezusa jedenastu wysłannikom w Jerozolimie i w odległej o sto kilkadziesiąt kilometrów Galilei? Tym bardziej, że Jezus w relacji Łukasza wręcz nakazał im pozostać w Jerozolimie. Sprzeczność między oboma przekazami wydaje się nieusuwalna. Być może autorzy omawianych teraz ewangelii byli związani z różnymi grupami (żydo?)chrześcijan i w związku z tym przekazywali odmienne narosłe do tego czasu legendy. Grupa „mateuszowa” działałaby w Galilei – i tam lokowała spotkania zmartwychwstałego Jezusa z uczniami. Łukasz natomiast spisywałby podania krążące wśród żydochrześcijan jerozolimskich – zwłaszcza jeśli faktycznie był towarzyszem Pawła, który na początku swej działalności spędził dwa tygodnie w towarzystwie Piotra.

Według Łukasza, Jezus miał wstąpić do nieba z okolic Jerozolimy:

I wyprowadził ich aż do Betanii i podniósłszy swe ręce pobłogosławił ich. I stało się, że gdy błogosławił, rozstał się z nimi i wzniósł się do nieba. A oni, pokłoniwszy się mu, wrócili do Jerozolimy z wielką radością. I przebywali przez cały czas w Świątyni, błogosławiąc Boga. [Łk 24,50-53]

Z pierwszych wierszy Dziejów Apostolskich – dalszego ciągu trzeciej ewangelii – dowiadujemy się, że zmartwychwstały Jezus przebywał z uczniami przez czterdzieści dni, mówiąc im o królestwie Boga. Po tych naukach nie pozostały żadne relacje. Polecił im nie opuszczać Jerozolimy, ale oczekiwać tam na spełnienie obietnicy i zanurzenie w Duchu Świętym. Przynajmniej część wysłanników uważała Go nadal za Mesjasza z proroctw Jeremiasza i Ezechiela, wodza zwycięskiego powstania narodowowyzwoleńczego: „Gdy się zeszli, pytali Go: Panie, czy w tym czasie odbudujesz królestwo Izraelowi?” Odpowiedział wymijająco:

Nie wasza to sprawa znać czasy i chwile, które Ojciec zastrzegł dla siebie. Otrzymacie moc Ducha Świętego, który na was zstąpi i będziecie mi świadkami w Jerozolimie, w całej Judei, Samarii i na całym świecie. [Dzieje Apostolskie 1,7-8]

Po czym Jezus został uniesiony w górę i znikł w chmurze. 

strona główna