DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Wojciech Sady

Sceptycy pirrońscy i akademiccy

z: Dzieje religii, filozofii i nauki: od Talesa z Miletu do Mahometa, Marek Derewiecki 2010

1. „Święty” sceptycyzmu: Pirron z Elidy
2. Sceptycy z Akademii: Arkezylaos z Pitane i Karneades z Cyreny
3. Eklektyzm Antiocha z Askalonu
4. Sceptyczne tropy Ainezydema i Agryppy
5. Sceptycyzm w ujęciu Sekstusa Empiryka

W 270 r. p.n.e. zmarł Epikur, a choć epikureizm trwał nadal, to w Ogrodzie programowo nie dodawano niczego istotnego do nauk założyciela. Liceum upadło po śmierci Stratona w 268 r. p.n.e. Jedynym systemem filozoficznym, który po 270 r. p.n.e. miał – dzięki pracom Chryzypa – przyjąć dojrzałą postać, a potem podlegać twórczym przeobrażeniom, był stoicyzm. Sprzeciwiając się rozwojowi stoickich „dogmatów”, nowy scholarcha Akademii, Arkezylaos, skierował ją na tory sceptycyzmu.

1. „Święty” sceptycyzmu: Pirron z Elidy

W odróżnieniu od dogmatyków, czyli myślicieli, którzy coś stanowczo twierdzą, sceptyk, świadom zawodności wszystkich twierdzeń (z wyjątkiem opisu własnych bieżących doznań), wstrzymuje się od zajmowania jakiegokolwiek stanowiska. Jeśli coś mówi – bo nie da się przeżyć życia milcząc – to natychmiast zaznacza, że tak mu się tylko wydaje i wcale się przy wyrażonej opinii nie upiera.

Sceptycyzm był trzecim głównym nurtem filozofii hellenistycznej. Jego historia obfituje w niejasności, nie wiadomo nawet, kto i kiedy ten ruch zapoczątkował. Wielu filozofów można uznać za poprzedników Arkezylaosa. Ksenofanes kwestionował panujące poglądy na temat bogów; eleaci i Demokryt wątpili w zgodność wrażeń zmysłowych z naturą rzeczywistości; Protagoras podkreślał względność wszelkich, być może, poglądów. (Między relatywizmem a sceptycyzmem zachodzi jednak znaczna różnica. Relatywista, wskazując na psychiczne, społeczne czy kulturowe uwarunkowania ludzkich poglądów, uważa pojęcie prawdy obiektywnej za iluzoryczne. Sceptyk jest bardziej ostrożny: powie raczej, że być może prawda obiektywna istnieje, tyle że my jej nie znamy i poznać nie możemy.)

Kiedy sceptycyzm przyjął postać zorganizowanego ruchu – co stało się dwieście lat po Arkezylaosie – zyskał też swoich „świętych”. Pierwszym był Sokrates, drugim na wpół legendarny Pirron.

Pirron z Elidy (ok.365-ok.275) dotarł – według niepewnych źródeł – z wyprawą Aleksandra Wielkiego do Indii i tam zetknął się z „nagimi mędrcami”. Po powrocie osiadł w Elidzie, gdzie zgromadził nieformalną grupę uczniów. Niczego nie pisał. Jego życie i poglądy rozsławił Tymon z Fliuntu. Tymon pisał m.in. satyry, w których szydził z „dogmatycznych” filozofów, od presokratyków poczynając; pobłażliwie traktował Ksenofanesa, eleatów, Demokryta i Protagorasa, natomiast powstrzymującego się od sądów Pirrona podniósł do rangi świętego:

O starcze! O Pirronie! Jak i gdzie znalazłeś
sposób wyrwania się z niewoli sofistycznych urojeń
i zerwania więzów ułudy i kłamstwa?
Tobie nie zależy na dociekaniu, jakie wiatry
W Helladzie wieją, skąd się biorą i dokąd zmierzają.
[Diogenes Laertios, Żywoty IX 11]

Jak pisał Diogenes Laertios, który jednak w tego typu przypadkach bezkrytycznie miesza fakty z legendami, Pirron do tego stopnia nie ufał świadectwu zmysłów, że nie zważał „na napotykane na drodze wozy, rowy, psy, i w ogóle nie zważał na świadectwo zmysłów [i] tylko towarzyszącym mu zawsze uczniom zawdzięczał, że wychodził cało” [IX,62]. (Mówiono też, że pewnego razu przestraszył się psa – a gdy mu to wytknięto, odparł, że trudno całkowicie wyzbyć się ludzkich słabości. Innym razem zirytował się, gdy znieważono jego matkę – a na zarzuty o niekonsekwencję odpowiedział, że jest sceptykiem, ale nie wtedy, gdy ktoś obraża kobietę.)

Za podstawowy wyraz filozoficznego programu Pirrona uchodzi tekst następujący:

Kto chce być szczęśliwy, winien najpierw rozważyć, czym są rzeczy; po wtóre, jak winniśmy się wobec nich zachowywać – a wreszcie: co z tego zachowania się wyniknie. Pirron twierdzi, że rzeczy są jednakowe i nie różnią się między sobą, są one niestałe i nie dające się rozróżnić i że wobec tego nasze poglądy nie są ani prawdziwe, ani fałszywe. Co do drugiego punktu powiada, że nie należy niczego uznawać, lecz być bez poglądów i bez skłonności i w tym stanie trwać niewzruszenie; żadna rzecz nie bardziej jest, niż nie jest – ani zarazem jest i nie jest. Co do trzeciej sprawy powiada Tymon, że z takiego usposobienia wyniknie najpierw milczenie, a następnie spokój [ataraksja]. [Euzebiusz z Cezarei, Przygotowanie ewangeliczne XIV,18]

Kluczowe jest odgadnięcie, co miało znaczyć, że „rzeczy są jednakowe i nie różnią się między sobą”? Czyżby – takie, jakie jawią się naszym zmysłom – miały te same barwy bądź wielkości? Zakrawa to na absurd. A jeśli Pirronowi chodziło o rzeczy takie, jakimi są same w sobie, to cytowane twierdzenie przekreślałoby jego prawo do miana sceptyka: bo skąd by wiedział, że rzeczy są jednakowe? Co więcej, dlaczego „zawieszenie sądów” miałoby prowadzić do duchowego spokoju, a nie do nieustannej niepewności?

Wydaje się, że przywrócimy poglądom Pirrona spójność, jeśli uznamy, że chodziło mu o to, że rzeczy mają jednakową wartość pod względem etycznym. Skoro tak, to nie ma powodu, aby do czegoś dążyć lub czegoś unikać. (Nie ma też powodu, aby cokolwiek poznawać – ale nie dlatego, że niczego nie da się poznać, a raczej, iż wiedza jest tyle samo warta co niewiedza.) Kiedy to zrozumiemy, zyskujemy spokój (ataraksja), a tym samym osiągamy szczęście. Przy tej interpretacji byłby on moralistą, a nie sceptykiem. (Tak właśnie traktował go żyjący w I w. p.n.e. Cyceron, którego relacja o Pirronie jest najwcześniejszą z ocalałych). Może więc inicjatorem sceptycyzmu był Tymon z Fliuntu, który – tak jak Platon uczynił to z Sokratesem – włożył w usta mistrza własne poglądy? A może ruch sceptyczny zaczyna się jednak od Arkezylaosa?

2. Sceptycy z Akademii: Arkezylaos z Pitane i Karneades z Cyreny

Arkezylaos z Pitane (ok. 315-ok.240) był zrazu ortodoksyjnym platonikiem, w duchu Speuzypa i Polemona. Gdy ok. 268 r. stanął na czele Akademii, zwrócił uwagę na fakt, że w dialogach Platona – nie tylko wczesnych, sokratejskich – nie głosi się zdecydowanych poglądów. Zamiast tego prowadzone są otwarte dociekania, rozważane argumenty za i przeciw danej tezie, pewności zaś nie osiąga się nigdy. W końcu, radykalizując maksymę Sokratesa „Wiem, że nic nie wiem”, Arkezylaos zaczął głosić, iż nie wie nawet tego, że niczego nie wie.

W starożytności znano nauczanie Arkezylaosa – który sam niczego nie pisał – z (zaginionych później) relacji uczniów. Ponoć stosował dwie metody argumentacji. Formułował jakieś twierdzenie, po czym wykazywał, że równie mocne argumenty przemawiają za nim, jak za jego negacją. Formułował jakieś twierdzenie, po czym wykazywał, że nie da się go pogodzić z innymi twierdzeniami, które jego słuchacze muszą uznać. Celem takiej działalności było doprowadzenie uczniów do tego, by zawiesili sąd w każdej sprawie.

W ten sposób, jak pisał chrześcijański komentator Laktancjusz, „Stworzył nową filozofię nie-filozofowania”. Niczego nie głosił, a jedynie wykazywał wszystkim, którzy cokolwiek stanowczo twierdzili, że nie są w stanie poprawnie swych twierdzeń uzasadnić. Jako że najważniejszymi filozofami dogmatycznymi byli wówczas w Atenach stoicy, to Arkezylaos ich głównie krytykował. W szczególności za zwodnicze uważał pojęcie wrażeń kataleptycznych, z uporem przypominając, że dokładnie te same wrażenia mogą być w nas wzbudzane przez różne rzeczy. (Przypomnijmy anegdoty o stoickich mędrcach biorących do ust „owoce” z wosku.)

Jak jednak pogodzić sceptycyzm z wymogami życia codziennego? Czy sceptyk może spożyć posiłek, skoro nie wie, że to, co widzi przed sobą, jest jedzeniem, a nie np. zręczną imitacją? Czy nie wejdzie pod rozpędzony wóz, skoro wątpi w jego realność? Arkezylaos na tego typu zarzuty odpowiadał, że do działania nie są nam potrzebne stanowcze przekonania – wystarczą zjawiska i chęci. Na przykład, gdy widzę smaczny owoc i mam ochotę go zjeść – po prostu sięgam po niego i jem. Nie potrzebuję przy tym wygłaszać żadnych twierdzeń.

Karneades z Cyreny (214-129 p.n.e.) nauki pobierał najpierw u jednego ze stoików, a w końcu wstąpił do Akademii, gdzie pełnił funkcję scholarchy od 167 do 137 r. p.n.e. Niczego nie pisał, a jego uczeń Kleitomach, którzy relacjonował poglądy mistrza (te relacje nie przetrwały), przyznawał, że nie jest w stanie niektórych jego wywodów zrozumieć. Atakował głównie poglądy stoików (do znanej maksymy: „Gdyby nie było Chryzypa, nie byłoby Stoi”, dodawał: „Gdyby nie było Chryzypa, nie byłoby mnie”), ale zwracał się też przeciw twierdzeniom Epikura.

W 156 r. p.n.e. przybył do Rzymu w poselstwie, mającym uprosić senat o zdjęcie haraczu, nałożonego na Ateny za napaść na Orop. Towarzyszyli mu perypatetyk Krytolaos i stoik Diogenes z Babilonu. Korzystając z okazji, wszyscy trzej wygłosili publiczne mowy przed licznie zgromadzoną publicznością. (Był to chyba pierwszy kontakt mieszkańców Wiecznego Miasta z filozofią.) Dwa wykłady Karneadesa dotyczyły sprawiedliwości. Pierwszego dnia dowodził, że należy żyć sprawiedliwie, a czynił to tak zręcznie, że swych słuchaczy przekonał. Drugiego dnia przedstawił równie mocne argumenty, że sprawiedliwość jest niezgodna z naturą ludzką, zaś sprawiedliwe postępowanie prowadzi rychło do nieszczęść, nędzy, a nawet śmierci. Znów przekonał zgromadzonych. Własnych twierdzeń nie dodał – po prostu zademonstrował, iż dwie sprzeczne tezy można równie przekonująco uzasadnić. (W rezultacie Katon Starszy, zaniepokojony destruktywnym wpływem filozofii na myślenie i postawy rzymskiej młodzieży, podjął starania o jak najszybsze wydalenie ateńskich „miłośników mądrości” z miasta.)

Karneades kwestionował pojęcie wrażeń kataleptycznych. Gdy śnimy lub ulegamy halucynacjom, nasze spostrzeżenia wydają nam się najzupełniej wiarygodne. Gdy widzę przed sobą Kastora i prawdziwie sądzę, że to Kastor, to nie dlatego, iż moje spostrzeżenie jest kataleptyczne, bo identycznych wrażeń bym doznawał widząc jego brata bliźniaka Polluksa. Gdy patrzę na zanurzone częściowo w wodzie wiosło, to wyraźnie widzę, że jest złamane, co przecież nie jest prawdą. I tak dalej.

Uporczywie krytykował stoickie „dowody” na istnienie Boga. Wiara w Boga nie jest bynajmniej, wbrew twierdzeniom stoików, powszechna. Jasnowidzenie bądź proroctwa mogą być oszustwami lub przejawami zaburzeń umysłowych, a spełnianie się przepowiedni bywa wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczności. Samo pojęcie Boga prowadzi do licznych paradoksów. Gdyby Bóg nie był cielesny, nie mógłby – wbrew obiegowym poglądom – oddziaływać na świat, a gdyby był cielesny, byłby – znów wbrew powszechnym wierzeniom – zniszczalny. Nic też w świecie nie wskazuje na to, aby był on rozumnie zaprojektowany, a zwłaszcza, by jako całość był dobry. Niezliczone rzeczy dzieją się bez celu, a trudno uwierzyć, by te wszystkie nieszczęścia, jakie na nas spadają, szaleństwa i podłości, których jesteśmy świadkami, miały błogosławione skutki.

Na zarzuty, iż konsekwentny sceptyk nie mógłby uporać się z wymogami życia praktycznego, Karneades w miejsce rzekomych stoickich wrażeń chwytających wprowadził „wrażenia wiarygodne”: choć nie możemy być niczego pewni, to niektóre z naszych przekonań są wiarygodne, a inne niewiarygodne. Mogę mylnie wziąć węża za kawałek sznura, zwykle się jednak nie mylę. Co więcej, zanim wezmę widziany przedmiot do ręki, mogę się upewnić, że nie jest to wąż, np. potrącając go patykiem. Jeśli nie poruszy się, to moje przekonanie stanie się nie tylko wiarygodne, ale również niezaprzeczone. A wreszcie różne nasze wrażenia są powiązane i jedno może potwierdzać drugie. W niektórych krajach węże spotyka się często, w innych rzadko, w jeszcze innych wcale. W rezultacie nasze wyobrażenia wiarygodne i niezaprzeczone bywają też sprawdzone. Choć pewności nie osiągniemy nigdy, to w życiu powinniśmy kierować się przekonaniami wiarygodnymi, a jeśli to możliwe, to również niezaprzeczonymi i sprawdzonymi. To zwykle wystarczy, by przeżyć.

3. Eklektyzm Antiocha z Askalonu

Jednego z kluczowych argumentów na rzecz sceptycyzmu dostarczały rozbieżności miedzy poglądami filozofów. Skoro wielu ludzi głosi poglądy sprzeczne ze sobą, to od razu wiadomo, że wszyscy, oprócz co najwyżej jednego, są w błędzie. A jeśli nawet któryś z nich mówi prawdę, to my nie mamy żadnego neutralnego sposobu, aby dowiedzieć się który. Można odpierać te ataki sceptyków dowodząc, że różnice między poglądami wielkich filozofów są pozorne. Naprawdę próbowali oni wyrazić to samo, a jedynie posługiwali się odmienną terminologią, inaczej rozkładali akcenty itd. Próby znalezienia interpretacji, które pogodziłyby twierdzenia wielkich filozofów, podjęto w I w. p.n.e.

Filon z Laryssy (ok.160-ok.83) nauki pobierał u przyjaciela Karneadesa. Jako scholarcha Akademii w latach od 110 do 88 kontynuował jej kierunek sceptyczny. Później, wśród chaosu I wojny mitrydatejskiej, przeniósł się do Rzymu, gdzie uczył m.in. Cycerona. W tym okresie w jego poglądach zaszła nagła zmiana, której powody, z uwagi na fragmentaryczność świadectw, trudno ustalić. W każdym razie zaczął twierdzić, że Arkezylaos i Karneades faktycznie – niezależnie od własnych na ten temat zapatrywań – nie twierdzili, że wiedza jest nieosiągalna, a jedynie krytykowali znajdujące się w obiegu pojęcie wiedzy.

Antioch z Askalonu (ok.130-68) był najpierw ortodoksyjnym sceptykiem z Akademii, później wjechał do Aleksandrii, gdzie zetknął się z rzymskimi pracami Filona. Po powrocie do Aten ok. 79 r. p.n.e. ogłosił program odnowienia prawdziwej, platońskiej, filozofii. Wkrótce znów wyruszył na Wschód, zmarł w Mezopotamii. Twierdził, że Platon, Arystoteles i Zenon z Kition faktycznie głosili to samo, a jedynie wyrażali się inaczej. Arystotelizm i stoicyzm są modyfikacjami platonizmu, zaś spory między nimi dotyczą raczej słów niż idei. Jedynie epikureizmu – z jego mechanicyzmem (przeciwstawnym teleologii), atomizmem (przeciwstawnym ciągłości) i pogonią za przyjemnościami (a nie dążeniem do cnoty) – nie da się pogodzić z trzema wymienionymi filozofiami. Zdaje się jednak, że Antioch łączył Platona z Arystotelesem i Zenonem za cenę rezygnacji z doktryny dla platonizmu najważniejszej: teorii transcendentnego świata idei.

4. Sceptyczne tropy Ainezydema i Agryppy

I wojna mitrydatejska – w trakcie której wojska Sulli w 86 r. p.n.e. zdobyły i złupiły Ateny – zrujnowała działające tam szkoły filozoficzne. Od tego czasu ważniejsi filozofowie – z paroma wyjątkami u samego schyłku starożytności – działali poza Atenami.

Sprzeciwiając się „dogmatycznemu” zwrotowi Antiocha, Ainezydem z Knossos założył, zapewne w Aleksandrii, niezależną szkołę sceptyczną. Chyba on właśnie, w ukończonych ok. 43 r. p.n.e. Pyrrhoneia (Rozważaniach pirrońskich), nadał sceptycyzmowi charakter systemowy. Uporządkował mianowicie – w dziesięć „hamulców” lub „tropów” – sposoby argumentacji, służące podważaniu dowolnego poglądu. (Sam był jednak podejrzewany o to, że sceptyczne argumenty doprowadziły go wreszcie do przyjęcia filozofii Heraklita.) Dzieło Ainezydema zaginęło, a tropy znamy dzięki Sekstusowi Empirykowi (zob. § XV.10), który omówił je w I księdze Zarysów pirrońskich, a także poświęconemu Pirronowi rozdziałowi IX.11 Żywotów i poglądów słynnych filozofów Diogenesa Laertiosa.

Trop (lub „hamulec”) pierwszy wskazywał na to, że rozmaite stworzenia doznają różnych wrażeń. Kluczowe było spostrzeżenie, że nie ma takiej przepaści między zwierzętami a ludźmi, jak to się zwykle sądzi:

(...) zwierzę (...) wybiera rzeczy właściwe i unika szkodliwych, posiada zdolność zdobywania pierwszych, ma świadomość swoich cierpień i umie je uśmierzać, a wreszcie nie jest mu obca cnota. Jeśli tak, to skoro na tych rzeczach polega doskonałość wewnętrznej myśli, pies będzie chyba pod tym względem doskonały. (...) Co się znowu tyczy myśli wyrażonej w słowach, to (...) jeśli nie rozumiemy głosów tak zwanych zwierząt nierozumnych, to jeszcze nie jest rzeczą zgoła niemożliwą, że one porozumiewają się wzajemnie, a tylko my ich nie rozumiemy. [Sekstus Empiryk, Zarysy pirrońskie I,72-74]

Wszystko wskazuje na to, że zwierzęta o odmiennie zbudowanych oczach (np. koty mające podłużną źrenicę i oczy świecące w ciemnościach) doznają odmiennych wrażeń. Liczne zwierzęta słyszą niesłyszalne dla nas dźwięki lub czują zapachy, których my nie czujemy. Pewne rzeczy, które w nas budzą odrazę, niektórym zwierzętom sprawiają przyjemność i na odwrót. Nie mamy żadnych podstaw, by sądzić, że ich wrażenia są mniej wiarygodne od ludzkich. A zatem niedorzeczne jest m.in. stoickie pojęcie wrażeń kataleptycznych, w których rzeczy jawiłyby się takimi, jakimi są „z natury”.

Trop drugi – analogiczny do pierwszego – wskazuje na zachodzenie różnic między poszczególnymi ludźmi.

Oto innymi rzeczami radują się Hindusi, a innymi nasi krajanie, owa zaś radość z odmiennych rzeczy zdradza przejmowanie odmiennych wyobrażeń od przedmiotów. [I,81]

Nie dysponujemy kryterium, na podstawie którego można by stwierdzić, że ktoś spostrzega rzeczy wierniej od innych. Na nic się nie zda w szczególności mówienie (w stylu stoickim), że mędrzec widzi słuszniej niż pozostali (gdyż nie miesza wrażeń kataleptycznych z innymi) – bo zwolennicy różnych filozofii różnych ludzi wskażą jako mędrców.

Trop trzeci przypomina o rozmaitości zmysłów, jakie posiada pojedynczy człowiek – i o przypadkowości tego, że posiadamy takie a nie inne. Jabłko jest gładkie dla dotyku, żółte dla wzroku, wonne dla węchu, słodkawe dla smaku – ma więc różne własności dla różnych zmysłów.

Nie jest więc rzeczą wykluczoną, że (...) mając tylko pięć zmysłów, odbieramy spośród jakości jabłka wrażenia tylko tych, na które jesteśmy wrażliwi, a tymczasem istnieją jeszcze inne jakości, jawne dla innych zmysłów, których my nie posiadamy i dlatego nie jesteśmy wrażliwi na właściwą jakość zmysłową. [I,97]

Nie ma więc sensu mówienie o zgodności wrażeń z naturą rzeczy – tym bardziej, że różne szkoły dogmatycznej filozofii inaczej ową domniemaną naturę pojmują.

Trop czwarty opiera się na spostrzeżeniu, że inne wrażenia odbierają ludzie zdrowi, a inne dotknięci pewnymi chorobami; w tej samej sytuacji młodym jest ciepło, a starym zimno; ludzie w przystępie świętego szału widzą i słyszą bogów, czego nie doznaje większość itd. Nie istnieje zaś stan neutralny, o którym moglibyśmy sądzić, że w nim spostrzegamy rzeczy takimi, jakimi są z natury:

Szczytem niedorzeczności byłoby zaiste utrzymywać, że [ktoś] nie znajduje się w żadnym w ogóle stanie, a więc ani w zdrowiu, ani w chorobie, ani w ruchu, ani w spoczynku, ani w żadnym okresie wieku i że jest wolny także od innych stanów. Jeśli zaś będzie wyrokować o wyobrażeniach, znajdując się w jakimś stanie, to będzie jedną ze stron sporu i zgoła nie będzie niepokalanym sędzią zewnętrznych przedmiotów, ponieważ pokalają go stany, w jakich się właśnie znajduje. [I,112-113]

Trop piąty uzmysławia, że to, co widzimy, zależy nie tylko od domniemanej natury przedmiotu, ale też od położenia, jakie zajmuje obserwator:

(…) ten sam statek wydaje się z daleka małym i nieruchomym, z bliska zaś wielkim i ruchomym, (...) to samo wiosło wydaje się w wodzie morskiej złamanym, a zewnątrz niej prostym, (...) ten sam obraz wydaje się gładkim w położeniu poziomym, a trochę nachylony ma jakby wklęsłości i wypukłości. Szyje gołębi mienią się rozmaitymi barwami stosownie do rozmaitych nachyleń. [I,118-120]

Jak nie istnieje wyróżniony stan ciała i duszy, w którym spostrzegalibyśmy „słusznie”, tak nie ma takiego położenia, takiej odległości od widzianej rzeczy czy takiej sytuacji obserwacyjnej, w której moglibyśmy stwierdzić, że nasze wrażenia odpowiadają rzeczy takiej, „jaką jest ona istotnie”.

Trop szósty wskazuje na to, że

(...) skoro żaden przedmiot nie podpada pod nasze zmysły sam przez się, lecz tylko z czymś innym pospołu, to może dałoby się powiedzieć, jak się przedstawia mieszanina owego zewnętrznego przedmiotu i tego, z czym się go postrzega, ale nie moglibyśmy wydać orzeczenia, jaki jest ów zewnętrzny przedmiot w swej czystości. [I,124]

Na przykład, ciało zanurzone w wodzie jest lekkie, a w powietrzu ciężkie – nic zaś nie daje nam podstaw do rozstrzygnięcia, która z wag odpowiada jego domniemanej naturze.

Trop siódmy opiera się na spostrzeżeniu, że wrażenia zmieniają się w zależności od natężenia bądź ilości spostrzeganych jakości czy rzeczy.

Opiłki srebra wydają się (...) czarnymi w swym odosobnieniu, a razem z całością robią wrażenie białych. (...) Krzepi nas wino, jeśli się je pije w miarę, w nadmiernej jednak ilości osłabia ciało. [I,129-131]

Nie mamy kryterium rozstrzygającego, przy jakiej ilości czy jakim natężeniu rzeczy jawią się nam takimi, jakimi są z natury.

Trop ósmy podkreśla względność rzeczy. Dana rzecz jest duża nie sama w sobie, ale w porównaniu z czymś od niej mniejszym itd. Stąd wniosek,

(...) że nie będziemy mogli orzekać, jaki jest każdy poszczególny przedmiot w swej naturze i bezwzględnej czystości, lecz tylko, jakim się wydaje ze względu na coś, z tego zaś wynika, że powinniśmy się wystrzegać od wyrokowania o naturze rzeczywistości. [I,140]

Trop dziewiąty wskazuje na dysproporcje w rozkładzie naszej uwagi. Przyciągają ją mianowicie zjawiska rzadkie, w rezultacie przypisujemy im szczególne role. I tak pojawienie się komety uważamy za znak od Boga, a złoto za coś cennego.

Skoro więc te same rzeczy wydają się zależnie od tego, czy częściej, czy też rzadziej się spotykają, raz cudownymi, lub bardzo cennymi, a innym razem takimi się nie wydają, to wnioskujemy, że moglibyśmy może orzekać, jaką się każda z tych rzeczy wydaje łącznie z ową częstotliwością, względnie rzadkością, ale nie możemy orzekać, jaki jest sam w sobie każdy z zewnętrznych przedmiotów. [I,144]

Trop dziesiąty odnosi się do zagadnień etycznych, a wskazuje na różnice praw i obyczajów panujących wśród rozmaitych narodów. (Przez „prawo” rozumie Sekstus umowę zawartą między ludźmi, za łamanie której wymierzane są kary; członkowie danej grupy na ogół przestrzegają też panujących w niej „obyczajów”, choć za ich przekraczanie kara nie grozi.) Należy sobie uświadomić,

(...) że u Persów jest obyczajem cielesne obcowanie mężczyzn z mężczyznami, a u Rzymian jest ono zakazane przez prawo, że u nas nie wolno cudzołożyć, a u Massagetów należy to do rzeczy obojętnych według odwiecznego obyczaju (...) u Egipcjan żenią się znowu z siostrami, czego u nas prawo zabrania. [I,152]

A skoro nie istnieje kryterium, na podstawie którego można by orzec, że jakiś naród czy grupa są lepsze, bądź stoją wyżej od innych, to

(...) wobec tak wielkiej rozmaitości, jaką wskazuje także ten [trop], nie będziemy mogli powiedzieć, jaki jest dany przedmiot z natury, a tylko, jakim się wydaje ze stanowiska takiej a takiej dążności, takiego a takiego prawa, takiego a takiego obyczaju i w ogóle każdej innej rzeczy. [I,163]

Zaraz dalej Sekstus krótko wymienia pięć tropów sformułowanych przez „młodszych sceptyków”; ich autorstwo Diogenes Laertios przypisuje Agryppie, o którym niczego nie wiemy. Cztery spośród tropów Agryppy mają odmienny charakter niż tropy Ainezydema, choć w komentarzach do tych ostatnich można było znaleźć wiele zawartych w nich wątków. Warto o nich dla pełności obrazu wspomnieć.

Powtórzeniem tropów od pierwszego do siódmego jest trop trzeci Agryppy:

Trop względności polega (...) na tym, że przedmiot wydaje się takim lub takim ze względu na podmiot, tudzież na razem rozpatrywane rzeczy, ale musimy się powstrzymać od wyrokowania, jaki on jest sam przez się. [I,167]

Trop pierwszy wskazuje na fakt, że w niezliczonych kwestiach brak między ludźmi zgody, a nie istnieją powszechnie uznane kryteria pozwalające na usunięcie rozbieżności:

Trop niezgody polega na tym, że w danej sprawie znajdujemy tak w życiu, jak i u filozofów spór, nie dający się rozstrzygnąć, i nie mogąc skutkiem owego sporu niczego przyjąć, ani odrzucić, dochodzimy w końcu do powściągliwości. [I,165]

Jeśli przyjmujemy jakikolwiek pogląd, to albo czynimy to bez dowodu, albo próbujemy go dowieść. Do przypadków pierwszego rodzaju odnosi się trop czwarty Agryppy:

Czwarty trop, dotyczący nieudowodnionych założeń, odnosi się do przypadków, gdy jakaś szkoła twierdzi, że pierwsze zasady rzeczy trzeba przyjąć jako pewne i nie wymagające już dla siebie dowodu; to zaś jest nieuprawnione, bo równie dobrze można by przyjąć założenia wręcz przeciwne. [Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów IX, 89]

Ponadto, co uzmysławia trop pierwszy, różne szkoły filozoficzne odmienne twierdzenia uważają za oczywiste, jasne i wyraźne itd.

Natomiast każda próba przeprowadzenia dowodu, o czym mówią trop drugi i piąty, wiedzie albo do regresu w nieskończoność, albo do błędnego koła. A mianowicie, tak jak nie ma samooczywistych założeń, tak też nie ma samooczywistych dowodów. Jeśli dowodzimy danego założenia na podstawie innych założeń, to ich z kolei należałoby dowieść – i albo będziemy tak postępować bez końca, albo w końcu w naszych wywodach pojawi się, jako założenie, to twierdzenie, które miało być dowiedzione.

Drugi trop, dotyczący regresu w nieskończoność, wykazuje, że nigdy nie można niczego uznać za niewątpliwie dowiedzione, ponieważ każdy człon dowodu czerpie swą pewność z poprzedniego i tak w nieskończoność. [Diogenes Laertios, Żywoty IX,88]

Wreszcie trop [piąty] dotyczący błędnego koła w dowodzeniu odnosi się do przypadków, gdy to, co ma służyć jako dowód dla rzeczy poszukiwanej, samo wymaga dla swego potwierdzenia tej właśnie rzeczy poszukiwanej; np. gdyby ktoś chciał udowodnić istnienie porów na tej podstawie, że wydziela się pot, a równocześnie faktem istnienia porów tłumaczył zjawisko potu. [IX,89]

Dwa tropy, wymienione dodatkowo w Zarysach pirrońskich [I,178-179], niczego już do rozważań nie wnoszą.

5. Sceptycyzm w ujęciu Sekstusa Empiryka

O historii sceptycyzmu po Ainezydemie (zob. § IX.5) nie wiemy właściwie niczego. Znamy jedynie wykaz tropów Agryppy i kilka imion sceptyków podanych przez Diogenesa Laertiosa [IX,116].

Co ciekawe, filozofia sceptycka została na przełomie er wciągnięta w spory między szkołami medycznymi. Szkoła teoretyków, odwołująca się do tradycji Korpusu Hippokratejskiego (zob. § I,14), usiłowała ustalić ukryte przyczyny chorób (takie jak zaburzenie równowagi między płynami organicznymi) i na tym oprzeć kurację. Przeciwstawiała się im szkoła metodyków, założona w I w. p.n.e. przez Temisona z Laodycei. Ich zdaniem, zamiast tracić czas na poszukiwanie trudno wykrywalnych przyczyn, należy w praktyce lekarskiej przede wszystkim obserwować symptomy chorób i przypisywać kurację na podstawie nabytych wcześniej doświadczeń. Najbardziej radykalna była szkoła empiryków, którzy twierdzili, że ukryte przyczyny chorób są niepoznawalne. Wybitnym rzecznikiem tej szkoły był Menodot z Nikomedii, żyjący chyba w połowie II w., a znany głównie z polemik, jakie toczył z nim Galen z Pergamonu (zob. § XVI.3). Lekarz powinien osobiście i bezpośrednio obserwować symptomy choroby i okoliczności, w jakich się pojawiła. Następnie trzeba odszukać opisy podobnych przypadków poczynione przez innych lekarzy i zastosować takie środki lecznicze, jakie niegdyś okazały się najskuteczniejsze. Należy przy tym wystrzegać się jakiegokolwiek teoretyzowania.

Do tej ostatniej szkoły należał Sekstus Empiryk, który w systematyczny sposób przedstawił w swoich dziełach argumenty sceptyków za tym, że poznawalne są jedynie zjawiska, natomiast ich domniemane ukryte przyczyny w żaden sposób poznane być nie mogą. Żył prawdopodobnie na przełomie w II i III w.; gdzie, nie wiadomo. Syntetyczne wprowadzenie do sceptycyzmu dał w Zarysach pirrońskich. Znamy też jedenaście ksiąg Przeciw uczonym, których kolejne księgi noszą tytuły Przeciw gramatykom (I), Przeciw retorom (II), Przeciw geometrom (III), Przeciw arytmetykom (IV), Przeciw astrologom (V), Przeciw muzykom (IV), Przeciw logikom (VII, VIII), Przeciw fizykom (IX, X) i Przeciw etykom (XI).

Z dzisiejszego punktu widzenia bardzo poważną wadą polemik Sekstusa jest to, że wymierzone są one w poglądy filozofów, natomiast zupełnie ignoruje on dokonania uczonych hellenistycznych (zob. rozdz. VI), których styl myślenia najbardziej przypominał ten charakterystyczny dla nauk przyrodniczych. Nie odnosi się więc Sekstus do osiągnięć Euklidesa, Archimedesa czy Apolloniosa w zakresie geometrii i arytmetyki, a krytykuje matematyczne poglądy pitagorejczyków, Platona czy Arystotelesa (sic!). Podobnie uwagi o astrologii zaczyna od stwierdzenia:

Następnym zadaniem jest zbadanie astrologii, czyli matematyki, ale nie tej doskonałej, na którą składają się arytmetyka i geometria (przedstawiliśmy już argumentację przeciw przedstawicielom tych nauk), ani też umiejętności zajmującej się przewidywaniem, uprawianej przez Eudoksosa i Hipparcha oraz im podobnych, którą niektórzy nazywają astronomią; jest ona bowiem obserwacją zjawisk, tak samo jak rolnictwo oraz sztuka sternika. [Przeciw astrologom 1-2]

Po wykluczeniu prac Eudoksosa z Knidos czy Hipparcha z Nikai krytykuje się następnie wiarygodność prognoz dokonywanych przez astrologów chaldejskich – co jest zadaniem niewątpliwie łatwiejszym niż zmierzenie się z dokonaniami matematycznych astronomów.

Sekstus twierdzi, że sam nie wniósł do sceptycyzmu własnych myśli, a stara się jedynie wiernie omówić sposoby, na jakie sceptycy wykazywali, że poglądy „dogmatyków” są bezzasadne. Przeciwstawia sceptykom nie tylko filozofów dogmatycznych, ale też „sceptycznych” akademików, a wśród nich Karneadesa:

(...) w przypadku rzeczy, poszukiwanych przez filozofów, jedni orzekli, że znaleźli prawdę, inni oświadczyli przeciwnie, że nie można jej uchwycić, a inni jeszcze wciąż szukają. I myślą tak zwani dogmatycy, że ją znaleźli, na przykład wyznawcy Arystotelesa, Epikura, stoicy (...). Kleitomach znowu wraz z Karneadesem, tudzież inni akademicy wypowiedzieli się o niej jako o czymś nieuchwytnym. A sceptycy wreszcie wciąż szukają. Uzasadnionym wydaje się tedy mniemanie, że są trzy najogólniejsze filozofie: dogmatyczna, akademicka i sceptyczna. [Zarysy pirrońskie I,2-3]

(Skepsis to „badanie”, „rozważanie”.) Nie jest to chyba uczciwa charakterystyka filozofii akademickiej, ale przytoczony fragment pozwala się domyślić, że opracowanie Sekstusa opiera się na dziełach z kręgu następców Ainezydema, którzy chyba poczuli się urażeni tym, iż filozofowie z Akademii porzucili sceptycyzm na rzecz dogmatycznego eklektyzmu.

Co ciekawe, tropy Ainezydema i Agryppy – omówione w I księdze Zarysów – nie są systematycznie wykorzystywane w dalszych partiach tekstu, a wiele rozważań nie ma z nimi związku. Całość zasadza się na rozróżnieniu „rzeczy jawnych” i „rzeczy niejawnych” lub „umysłowych”. Rzeczy jawne to nasze wrażenia, zaś rzeczy umysłowe to wszelkie domysły dotyczące ukrytej natury bytu, przyczyn zachodzących zjawisk, bogów itd. „Dogmatem” nazywano „stanowcze uznanie jakiejś z rzeczy niejawnych, poszukiwanych w różnych dziedzinach tak zwanej wiedzy” [I,13].

Sekstus Empiryk z upodobaniem przytacza argumenty eleatów przeciwko istnieniu ruchu czy wielości rzeczy. Po czym wskazuje, że jakkolwiek by wszystkie te argumenty nie brzmiały przekonująco, to przeczy im to, co wokół siebie widzimy czy słyszymy:

(...) sceptyków z jednej strony kuszą owe wywody, ale z drugiej onieśmiela jawność zmysłowa. Dlatego nie przechylamy się na żadną stronę, przynajmniej w zakresie wypowiedzi dogmatyków, lecz wstrzymujemy się od wyrokowania. [Zarysy pirrońskie III,136]

Jeśli chodzi np. o Boga lub bogów, to Sekstus krytykuje jedynie stanowczość, z jaką dogmatycy wypowiadają się na temat ich istnienia bądź nieistnienia, a także na temat boskich przymiotów. Jednocześnie panuje wśród dogmatyków olbrzymia różnorodność wykluczających się poglądów. Co więcej, rzeczy jawne każą przypisywać Bogu cechy niezgodne:

(...) ci, którzy stanowczo twierdzą, jakoby Bóg był, są bodaj zmuszeni do bluźnierstwa: mówiąc bowiem, że troszczy się o wszystkie sprawy, uczynią Boga odpowiedzialnym za każde zło, mówiąc zaś, że troszczy się o niektóre lub w ogóle o nic, będą musieli nazwać Boga albo zawistnym, albo bezsilnym, a to są najwyraźniej słowa bluźnierców. [III,12]

Niektóre z rozważań Sekstusa wspierają się na „faktach”, które dziś uważamy za rozpowszechnione wówczas przesądy, np.

Ze [zwierząt], które się rodzą bez aktu płciowego, jedne rodzą się z ognia, jak żyjątka, pojawiające się w piecach, inne z nadpsutej wody, jak komary, (...) inne z mułu, jak żaby, (...) inne z padlin, jak pszczoły z gnijących byków, a z koni osy. [I,41]

Niektóre wywody, np. dotyczące zbędności definicji [II,205-212] i dedukcyjnych dowodów [II,134-192], dziś uznajemy za nietrafne. Pełną natomiast aktualność zachowały uwagi o popularnych w starożytności sofizmatach, np. „nikt nie daje powiedzenia do wypicia, atoli wypić piołun jest powiedzeniem, więc nikt nie daje piołunu do wypicia”. Sekstus zauważa, że opierają się one na wieloznaczności występujących w nich wyrażeń i na nadużywaniu reguł składni. Co więcej, podkreśla swoistą bezużyteczność filozofii w porównaniu z umiejętnościami specjalistów:

(...) wszystkie te dwuznaczności, których rozwiązanie jest pożyteczne (...) rozwiążą ludzie zaprawieni w każdej poszczególnej umiejętności, ponieważ znają z własnego doświadczenia ukute przez siebie na mocy umowy użycie wyrazów w danych znaczeniach, przenigdy zaś dialektyk. [Zarysy pirrońskie II,256]

Nierozwiązywalne okazują się jedynie te dwuznaczności, które „polegają na dogmatycznych mrzonkach i nie posiadają żadnego znaczenia dla życia wolnego od urojeń” [II,258]. Dlatego np. tym, którzy przeczą istnieniu ruchu, należy po prostu przypomnieć, że

(...) ludzie w codziennym życiu odbywają podróże piesze i morskie, budują okręty i domy, tudzież płodzą dzieci, nie troszcząc się o wywody przeciwko ruchowi i tworzeniu. [II,244]

Sofizmatami nie należy się przejmować nawet wtedy, gdy nie potrafimy znaleźć w nich błędu:

Jak bowiem nie uznajemy wyczynów kuglarzy za prawdziwe, lecz wiemy, że oszukują, choćbyśmy nie wiedzieli, w jaki sposób oszukują, to nie zawierzymy również fałszywym, a mającym pozory wiarygodności, wywodom, choćbyśmy nie wiedzieli, w jaki sposób kłamią. [II,250]

Filozofów dogmatycznych traktuje Sekstus Empiryk niczym ludzi chorych umysłowo – których należy w związku z tym nie tyle przekonywać, ile leczyć, dostosowując środki lecznicze do rodzaju choroby:

Sceptyk jest życzliwie usposobiony do ludzi i dlatego chce za pomocą słowa leczyć w miarę możności karkołomny szał dogmatyków. Jak tedy lekarze cielesnych niedomagań mają rozmaite co do stopnia środki zaradcze, (...) tak samo i sceptyk posługuje się rozmaitymi co do siły wywodami, a mianowicie miażdżących i walnie usuwających chorobliwy szał stanowieńców używa w przypadku tych, których srodze zatruła gorączka przedwczesnego wyrokowania, lżejszych zaś znowu w przypadku tych, których stanowieńcze cierpienie jest powierzchowne tudzież łatwe do uleczenia. [Zarysy pirrońskie III,280-281]

Zarzucano sceptykom, że twierdzą, iż niczego nie należy twierdzić – a zatem ich stanowisko jest wewnętrznie sprzeczne. Sekstus na to odpowiada, że gdy sceptyk mówi np. „nie więcej to niż tamto”, „jest rzeczą przypuszczalną” i „nie jest rzeczą przypuszczalną”, „wstrzymuję się od wyrokowania”, „każdy wywód ma swój równie silny wywód przeciwny”, „niczego nie określam” itd., to niczego nie twierdzi, a jedynie wyraża pewien nastrój:

(...) sceptyk niczego nie określa, nawet owej wypowiedzi „niczego nie określam”. Nie wyraża ona bowiem dogmatycznego mniemania (...), lecz wyraża nasze własne poczucie doraźne. Kiedy więc sceptyk powie „niczego nie określam”, to powiada „jestem teraz w takim nastroju, iż żadnej z rzeczy, stanowiących przedmiot obecnych poszukiwań, ani nie uznaję, ani nie odrzucam stanowczo”. (...) kiedy mówimy „wszystko jest nieuchwytne” (...) nie jest to powiedzenie kogoś, kto by twierdził stanowczo, jakoby rzeczy poszukiwane u dogmatyków były nieuchwytne z natury, lecz kogoś, kto donosi o swoim doraźnym poczuciu, zgodnie z którym „przypuszczam” – powiada – „że nie uchwyciłem w świadomości aż do obecnej chwili włącznie żadnej z owych rzeczy z powodu równowagi wzajemnych przeciwieństw”. [I,197-200]

Inny standardowy zarzut przeciwko sceptycyzmowi głosił, że uniemożliwiłby on uporanie się z wymogami życia. Na to Sekstus odpowiada:

Żyjemy tedy bez żadnych stanowczych przesądów, ale zważając na zjawiska, wedle życiowego doświadczenia, ponieważ nie możemy być zgoła bezczynni. Ma zaś owo doświadczenie życiowe cztery, jak się zdaje, dziedziny: polega na wskazówkach natury, na przymusie doznań, na przekazanych prawach i obyczajach i wreszcie na nauczaniu kunsztów. Na wskazówkach natury, jako że głód przymusza nas do jedzenia, a pragnienie do picia, na przekazanych prawach i obyczajach, jako że z pokolenia na pokolenie słyszymy na przykład, iż pobożność jest dobrem, a bezbożność złem, i wreszcie na nauczaniu kunsztów, jako że przykładamy się do tych kunsztów, które przejmujemy z przeszłości. [I,11]

Tak więc sceptyk, po pierwsze, poddaje się naturalnym pragnieniom (zamiast je tłumić). Po drugie, dążąc do ich zaspokojenia, ufa zjawiskom (nie zastanawiając się, czy i co za zjawiskami się kryje). Po trzecie, uprawiając rolę (aby zaspokoić naturalny głód) czy szyjąc ubrania (aby ochronić się przed zimnem), polega na regułach postępowania wypracowanych przez przeszłe pokolenia. Po czwarte, jest posłuszny zastanym prawom i obyczajom.

Starożytny sceptycyzm nie był przedsięwzięciem czysto intelektualnym. Sceptyczne zawieszenie sądu zalecane było nie samo dla siebie, ale jako środek osiągnięcia spokoju (ataraksja), o którym zwolennicy tej filozofii twierdzili, że stanowi najwyższą wartość.

Celem jest to, gwoli czego wszystko się czyni lub myśli, a ono samo nie jest niczemu podporządkowane, innymi słowy szczytowa wartość. Powiadamy na razie, że celem sceptyka jest niezakłócony spokój wobec przypuszczeń, a wobec rzeczy mu narzuconych umiarkowane ich doznawanie. Zacząwszy bowiem filozofować (...) utknął na równowadze sprzeczności, a nie mogąc jej rozsądzić, powstrzymał się od wyrokowania, a kiedy się powstrzymał, uzyskał zrządzeniem losu niezakłócony spokój wobec przypuszczeń. Kto przypuszcza na przykład, że coś jest istotnie piękne, albo złe, ten skazuje się na ustawiczny zamęt. Nie mając mianowicie tego, co uważa za piękne, sądzi, że trapi go rzeczywiste zło i ugania się za rzeczami, jak mniema, dobrymi. A skoro je posiądzie, to popada w jeszcze większy zamęt, ponieważ się nierozumnie i niepomiernie wynosi i (...) robi wszystko, byleby tylko nie utracić swoich dóbr domniemanych. Kto natomiast nie wyrokuje o rzeczach istotnie pięknych, albo złych, ten ani nie ucieka, ani nie ściga bez wytchnienia, a zatem zażywa spokoju. [I,25-28]

Sekstus przedstawia osiągnięcie przez sceptyków spokoju jako niezamierzony produkt uboczny – bo przecież nie mogliby czegoś takiego poszukiwać w sposób planowy. Niegdyś, podobnie jak dogmatycy, dążyli do zdobycia wiedzy, a nie mogąc jej osiągnąć, zawiesili poglądy, „(...) kiedy zaś się wstrzymali, wydarzył się im niejako niezakłócony spokój, towarzyszący powściągliwości niby cień ciału” [I,29]. Tego, kto zawiesił przekonania i zyskał spokój, Sekstus nie nazywa mędrcem i nie twierdzi – jak to czynili stoicy i epikurejczycy – by nawet wśród tortur był on szczęśliwy:

I nie utrzymujemy wcale, jakoby sceptyk był wolny od wszelkich dolegliwości. Przyznajemy, że dolegają mu rzeczy narzucone, albowiem nieraz cierpi z powodu zimna, z powodu pragnienia i w ogóle z powodu rzeczy tego rodzaju. Ale i w tych warunkach ludzie zwyczajni cierpią podwójnie, a mianowicie tak z powodu samych doznań, jak nie mniej dlatego, że uważają owe dopusty za zło istotne. Sceptyk natomiast, wystrzegając się mniemania, jakoby każda z owych rzeczy była istotnie zła, cierpi od nich umiarkowaniej. [I,29-30] 

strona główna