DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
indeks | antologia religijna | antologia filozoficzna | filozofia nauki
Wojciech Sady: wykłady | Jiddu Krishnamurti: życie i nauczanie (sites.google)
Jiddu Krishnamurti
Mowa w New Delhi 1983
tłum. Wojciech Sady
New Delhi, 13 listopada 1983
Przyjaciele, gdybyście słuchali siebie, mówca byłby jedynie lustrem, w którym ujrzelibyście się takimi, jacy jesteście. Jeśli widzicie siebie takimi, jacy jesteście, to możecie odrzucić lustro, rozbić je. Lustro jest nieważne. Bezwartościowe. Wartość ma to, że wyraźnie widzicie w tym lustrze siebie takimi, jacy jesteście, widzicie małostkowość, ciasnotę, brutalność, zmartwienia, lęki. Gdy zaczynacie rozumieć siebie, to wnikacie głęboko w coś, co przekracza wszelkie miary. Ale musicie zrobić pierwszy krok. I nikt nie zamierza wam w tym pomóc.
Myślimy wspólnie, krocząc drogą pełną spokoju i poczucia wielkiego piękna. Zastanówmy się, czym jest piękno. Patrzycie niekiedy na posąg, obraz, czy wspaniałe popiersie Buddy w muzeum, w domu i widzicie, jakie to cudowne; ale czym jest piękno, kryjące się poza słowami, poza strukturą obrazu, cieniami, proporcjami? Czy zawiera się w sposobie, w jaki patrzymy? W ludzkiej twarzy? Gdy widzisz cudowną górę na tle błękitnego nieba, głęboką dolinę i ośnieżone szczyty, kiedy spoglądasz na całe to piękno, na chwilę zapominasz o sobie. Góra jest tak ogromna, tak przedziwnie oświetlona przez wschodzące słońce, którego promienie padają na najwyższe szczyty, a cały twój mózg uderza dostojeństwo tego widoku, jego wspaniałość. I na chwilę zapominasz w ogóle o sobie, zapominasz o swych zmartwieniach, o swej żonie, swym mężu, swych dzieciach, o swym kraju. I patrzysz na ów widok całą swą istotą, a nie czujesz sprzeczności, rozdwojenia. Jego wspaniałość trwa, a ogrom tego piękna odsuwa na chwilę na bok jaźń, „ja”.
Kiedy tu wszedł, spojrzał na księżyc w nowiu, niesłychanie prosty. I dlatego pomyślał, jaki w ogóle sens ma mówienie? Jaki ma sens czytanie książek, udział w zebraniach, jaki ma sens cała ta egzystencja, jeśli nie umie się jasno patrzeć na tę prostą rzecz, z wielką miłością i uczuciem, prostą rzecz, podejść do życia, wraz z całą jego złożonością, prosto, bez całej tej nagromadzonej wiedzy o naszej przeszłości, o naszych tradycjach? Po prostu patrzeć na olbrzymi ruch życia, prosto, z mózgiem nie obarczonym, mózgiem czynnym, żywotnym, pełnym energii, jasno, prosto.
Powiedziawszy to, podążajmy wspólnie. My, ludzie, wiele wycierpieliśmy. Toczono nieustanne wojny. W ciągu ostatnich pięciu tysięcy lat nie było praktycznie roku bez wojny, ludzie zabijali jedni drugich, niszczyli to, co zbudowali, wielkie gmachy obracano w gruzy w ciągu paru chwil. Oto historia ludzkości, wieczny konflikt, wojny. A wskutek wojen człowiek cierpiał niesłychanie. Iluż ludzi opłakiwało synów, mężów okaleczonych na całe życie, bez rąk, bez nóg, ślepych. Ludzkość bez końca zalewała się łzami. I my też płaczemy, gdyż nasze życie jest puste, samotne. I my też cierpimy, każdy z nas, widzimy nie tylko cierpienia innych, ale też własny żal, ból, niepokój, nędzę ludzi, nie nędzę biednych, ale i nędzę własnych umysłów i serc. A gdy zaczynamy odkrywać tę olbrzymią nędzę, wbrew posiadanym informacjom i wiedzy, rodzi to również wielki smutek.
Istnieje smutek samotności, smutek wywołany przez nieludzkie traktowanie człowieka przez człowieka, smutek związany z utratą przyjaciela, brata, matki i tak dalej. Dźwigaliśmy ten smutek przez całe żywoty, przez tyle wieków. A nigdy nie zapytaliśmy, czy ta udręka może dobiec kresu. Pytamy o to teraz, wspólnie, patrząc na smutek świata i na smutek, w jakim żyjemy, we własnym sercu, we własnym umyśle, we własnym mózgu. Pytamy, czy ta udręka może kiedyś się skończyć, czy też mężczyźni i kobiety muszą nieustannie przenosić ją z przeszłości w przyszłość. Czy udręka może dobiec kresu?
Tak jak istnieje sztuka miłości, tak też istnieje sztuka zadawania pytań, wątpienia; wątpienia we własne wnioski, własne opinie, pytania, dlaczego znosimy ten wielki ciężar smutku. Smutek to również użalanie się nad sobą, uczucie zupełnej samotności, a także smutek wywołany przez wielkie niepowodzenia, porównania, przez cały ruch poczucia braku więzi z kimkolwiek. Nigdy jednak nie dochodzimy do samego końca. Raczej byśmy od tego uciekli, poszukali jakiegoś wsparcia, narkotyku niosącego nam pociechę.
A zatem, czy moglibyśmy nie próbować znaleźć odpowiedzi, nie pytać o to, czy smutek można pokonać, ale być czujni, tak aby widzieć pełne znaczenie słowa smutek. Smutek [sorrow] oznacza też, etymologicznie, żarliwość – nie pożądanie, ale żarliwość. Życie bez żaru staje się nudne, bezsensowne. A zniknięcie smutku rodzi żarliwość. Tak więc wspólnie przyglądamy się temu słowu, jego treści, znaczeniu tego, co zwie się smutkiem, a co człowiek dźwigał przez całe swe życie – przyglądamy się, bez usprawiedliwiania, nie znajdując przyczyny. Smutek ma wiele przyczyn – śmierć syna, niepowodzenie w drodze do sukcesu, niezdolność do samorealizacji, utożsamienia się z czymś itd., itd. – ale jeśli dociekasz przyczyn smutku, to powstrzymujesz się od przyjrzenia się temu słowu, jego pięknu, jego sile.
Smutek oznacza żal, zmartwienie, rozpaczliwą samotność, bezsens tej egzystencji. To wszystko i jeszcze więcej zawiera się w tym słowie. Czy umiesz spojrzeć na nie całościowo, tak jakbyś trzymał cenny klejnot, wspaniałą rzeźbę? Trzymaj je, trwaj przy nim i w żaden sposób nie pozwól myśli, by się wtrąciła w tę rzeczywistość. Jeśli zdołasz tak przy nim wytrwać, to samo to słowo, jego znaczenie, całkowicie znika. My jednak przy niczym nie trwamy. Zawsze chcemy znaleźć cel, a zatem zawsze oddalamy się od samego tego klejnotu, który zapewniłby nam wielką żywotność, wielką siłę, wielką żarliwość.
Czy wędrujemy razem, czy też jedynie słuchacie tych słów i wzruszacie się, popadacie w romantyczny nastrój, a w rezultacie nigdy na to coś nie patrzycie, na ból, żal, pustkę własnego bycia? Gdyby ktoś zdołał zatrzymać ten klejnot, to jest to wielki klejnot, lecz człowiek próbował zrobić wszystko, co możliwe, aby przed nim uciec; napisano o tym całe tomy. Ale księgi, wyjaśnienia, słowa, to nie fakty. Pozostań wśród faktów, a wtedy sama uwaga położy kres temu czemuś, co zwiemy smutkiem.
Tam, gdzie panuje smutek, nie pojawia się miłość. Miłość nie wiąże się z żadną z czynności ludzkiego mózgu. Miłość jest czymś, co się pojawia, gdy nie lękamy się, gdy znika smutek. Wtedy sama ta miłość staje się współczuciem, będącym żarliwością, z jej olbrzymią inteligencją.
Wszyscy mamy umrzeć, ale my, ludzie, odsuwamy to od siebie tak daleko, jak to tylko możliwe; a zatem pojawia się rozdwojenie: życie i śmierć. Zastanowiłeś się kiedyś, czym jest rozdwojenie i czy rozdwojenie, przeciwieństwo, w ogóle istnieje? Tradycja, wykształcenie, książki ukształtowały nas tak, byśmy myśleli, że istnieje rozdwojenie, sprzeczność, mężczyzna i kobieta, gniew i brak gniewu, przemoc i niestosowanie przemocy i tak dalej. A zatem podzieliliśmy całość życia na przeciwieństwa. Czy psychicznie istnieje coś takiego jak rozdwojenie, czy istnieje przeciwieństwo? Oczywiście, zachodzi przeciwieństwo między mężczyzną a kobietą, między światłem dnia a mrokiem, wschodem a zachodem słońca. Jesteś wyższy od swego sąsiada, jeden jest sprawiedliwszy od drugiego, ten jest bardziej uczony niż tamten; zachodzi to rozdwojenie fizyczne, przeciwieństwa, ciemne włosy, jasne włosy, piękny i brzydki.
Ale psychicznie, wewnętrznie, czy przeciwieństwa zachodzą? Twoja tradycja powiada, że tak. Napisano o tym książki, twierdzące, iż jedynie człowiek wyzwolony jest wolny od przeciwieństw – cóż za kompletny nonsens. Przykro mi. Ty i ja możemy spojrzeć na ten problem bardzo prosto – prosto, unikając wszystkich komplikacji wprowadzonych przez filozofów. Zachodzi rozdwojenie poza nami, ale wewnętrznie, psychicznie, w obrębie skóry jest tylko jedno. Jest gniew, na przykład, a kiedy powiadasz: „Nie wolno mi się gniewać”, następuje rozdwojenie, ideał, który myśl zaprojektowała, skonstruowała z bólu, jaki odczuwa. A zatem istnieje tylko ten fakt. Przemoc jest faktem, niestosowanie przemocy jest nie-faktem. Dlaczego więc przypisujemy taką wagę nie-faktowi, który staje się przeciwieństwem? Uwikłaliśmy się w te paskudne rozdwojenia, a to oznacza wybór, selekcjonowanie.
Czy istnieje przeciwieństwo, psychicznie, w czymkolwiek? Istnieją przemoc, gniew, nienawiść, niechęć. To są fakty. Ale wymyślone nie-fakty, w rodzaju niestosowania przemocy, nakazu lubienia ludzi itd. itd., są po prostu nierealne. I dlatego istnieje tylko fakt. A fakt nie ma przeciwieństwa. Kiedy godzimy się z faktem, to nie wikłamy się w konflikt. Zrozumieliście coś z tego? Ale cały nasz status społeczny na tym się opiera: jestem tym, nie wolno mi być tamtym; jestem tchórzem, muszę być dzielny; jestem na własny temat ignorantem, a zatem muszę się o sobie uczyć. Wszystko to mnie więzi. My zaś twierdzimy, że w rzeczywistości psychicznie nie ma żadnych w ogóle przeciwieństw. Przeciwieństwo skonstruowała bądź stworzyła myśl, aby uciec od rzeczywistości. Jestem brutalny, oto fakt; ale bardzo wielu ludzi mówi mi, że tak nie wolno. Powstrzymanie się od brutalności jest całkowicie nierzeczywiste, gdyż jestem brutalny. Ale jeśli pozostaję sam na sam z rzeczywistością, to mogę coś z tym zrobić, albo nie robić z tym niczego, nie udawać. Dążenie do ideału niestosowania przemocy to zabawa z sobą samym. Dążąc do niestosowania przemocy, faktycznie stosujesz przemoc. A zatem twierdzimy, że nie ma przeciwieństw psychicznych, jest tylko to, co jest. A jeśli to rozumiesz, to czy w ogóle istnieje konflikt dualizmu?
Mając mózg zdolny do rozumienia tego pytania o rozdwojenie, przyjrzyjmy się temu, co zwane jest życiem i śmiercią. Próbujemy całkowicie usunąć konflikt między tym, co jest, a „tym, co być powinno”. Wtedy mózg jest wolny i pełen energii, aby stanąć twarzą w twarz z rzeczami takimi, jakimi są. A zatem istnieją życie i umieranie jako dwa przeciwieństwa. Aby zrozumieć oba, życie i umieranie, musimy do tego podejść niedualistycznie. Czym jest życie, co nazywasz życiem? Chodzenie do biura od dziewiątej rano do szóstej wieczór, co dzień, przez całe życie, przez następnych sześćdziesiąt lat, awanse, bycie zastraszanym i zastraszanie innych? A może jesteś biznesmenem, wciąż pragnącym kolejnych pieniędzy, większej władzy, lepszego stanowiska, a potem wracasz do domu i kłócisz się z żoną, śpisz z nią lub dręczysz słowami bądź cieleśnie. I tak trwają ta nieustanna walka, nieustanny konflikt, wielka rozpacz, beznadziejność. Oto co nazywamy życiem. A na dnie serca kryją się lęk, rozpacz, niepokój, żal. To jest rzeczywistość, nieprawdaż? I lękasz się to porzucić, gdyż nadchodzi śmierć. Utożsamiasz się głęboko z tak zwanym życiem, zakorzeniłeś się w nim i lękasz się z tym wszystkim skończyć.
A zatem twierdzisz, że będzie następne życie. Następne życie to dalszy ciąg tego samego starego schematu, tylko być może w innym otoczeniu. Jeśli wierzysz w kolejne życie, to teraz musisz żyć właściwie – moralnie, etycznie, z poczuciem pokory. Ale tak naprawdę w następne życie nie wierzysz, mówisz o nim, piszesz na jego temat całe tomy. Jeśli naprawdę wierzysz, to musisz teraz żyć właściwie, gdyż jaki jesteś teraz, taka będzie twoja przyszłość. Jeśli teraz się nie zmienisz, twoja przyszłość będzie taka sama. To logiczne. Rozsądne.
Dla nas śmierć jest końcem wszystkiego, końcem przywiązań, końcem wszystkiego, coś nagromadził. Nie zabierzesz tego ze sobą. Może chcesz to zachować do ostatniej chwili, ale w żaden sposób nie zdołasz tego ze sobą zabrać. Podzieliłeś swój żywot na umieranie i życie, a z tego podziału powstał wielki lęk. Z powodu tego lęku wymyślamy wszelkiego rodzaju teorie, niosące wielkie pocieszenie; może to złudzenia, ale bardzo pocieszające. Złudzenia są wygodnie neurotyczne. Ale czy można, gdy żyjemy, umierać dla rzeczy, do których jesteśmy przywiązani? Jeśli zależy mi na reputacji, a śmierć nadchodzi, starzeję się i lękam, gdyż stracę wszystko. Czy zdołam więc całkowicie uwolnić się od tego wyobrażenia, od reputacji, którą się cieszę u ludzi? Tak że umieram w trakcie życia. A zatem krawędź dzieląca życie od umierania nie znajduje się gdzieś w oddali, jedno towarzyszy drugiemu. Czy rozumiesz to wielkie piękno, że co dzień, co sekundę niczego się nie gromadzi, psychicznie się nie gromadzi? Musisz zgromadzić ubrania, pieniądze i tak dalej, to inna sprawa, ale psychicznie nie ma gromadzenia jako wiedzy, jako przywiązania, mówienia „To moje”.
Zrobisz to? Czy faktycznie to zrobisz, tak że ów konflikt pomiędzy umieraniem a życiem, z całym kryjącym się w tym bólem, lękiem i niepokojem, całkowicie znika? Tak że się odradzasz – mózg się odradza. Wtedy mózg rodzi się na nowo, tak że zyskuje olbrzymią wolność. A zatem żyjąc, bądź ze śmiercią, tak że jesteś gościem w tym świecie, tak że nigdzie nie zapuszczasz korzeni, tak że masz umysł niesłychanie żywotny. Jeśli bowiem dźwigasz wszystkie ciężary dnia wczorajszego, twój umysł ulega mechanizacji, tępieje. Jeśli co dzień zostawiasz za sobą wszystkie psychiczne wspomnienia, krzywdy, bóle, oznacza to jednoczesne umieranie i życie. W tym nie ma lęku.
Co dzieje się z osobą, która niczego z tym nie robi? Proszę, powiedziano to z wielką pokorą, z wielkim współczuciem i sympatią. Dochodzą mnie słuchy o zupełnie innym sposobie życia. Widzę, że to logiczne, psychicznie zdrowe, czyste. Pojmuję to intelektualnie, werbalnie – i akceptuję. Ale nadal żyję w stary sposób, do którego przywykłem. I mam umrzeć, i lękam się, tak jak lęka się większość ludzi. A więc pytam, co się stanie? Czy się odrodzę?
Moja świadomość akceptuje ów stary sposób życia i ma nadzieję, że może następne życie da jej większą szansę. Ale czy ta świadomość, o której mówię, iż jest „moja”, jest w ogóle moją świadomością? Ta świadomość jest świadomością ludzkości. Każdy z nas w tej świadomości uczestniczy, a zatem nie jest ona moja. Proszę, musisz zadać pytanie, czy twoja świadomość jest twoją indywidualną świadomością, czy też podziela ją cała ludzkość. Wszyscy ludzie przechodzą przez to, przez co my przechodzimy, w odmiennych okolicznościach, w innej atmosferze. A więc faktycznie nie jesteś jednostką. Możesz od innego różnić się ciałem, mieć lepsze konto bankowe. Jeden jest kaleki, drugi zdrowy, ale wewnętrznie twoje bycie jest wspólne całej reszcie ludzkości. I dlatego jesteś ludzkością. Dopóki sądzisz, że jesteś jednostką, dopóty żyjesz wśród złudzeń, gdyż twoja świadomość, twoje życie jest wspólne wszystkim na tej ziemi. Tak więc gdy umrzesz, twoja świadomość, podzielana przez całą ludzkość, będzie trwać. A ta świadomość przejawia się przez kogoś, kto następnie twierdzi: „To moje”, „Jestem jednostką”, „Atman”, „dusza” i tak dalej.
A zatem istnieje zupełnie inny sposób życia. Wtedy pochłania cię już nie umieranie, ale życie – życie obejmujące śmierć i wraz z nią podążające. Zostawiam to wam. Jeśli tego nie rozumiecie, proszę, nie zaprzeczajcie, ale odkryjcie, pytajcie, kwestionujcie własną indywidualność. Można żyć psychicznie tak, aby nieustannie nie rejestrować, rejestrowanie znika. Schlebiają ci lub cię obrażają, zostaje to zapisane. A nie rejestrować pochlebstw bądź obraz, to mieć umysł wolny, nie obarczony tysiącami zapisów z tysięcy wczorajszych dni.
Religie istniejące na całym świecie akceptują dogmaty, jakieś fantastyczne wierzenia, jakieś bezsensowne rytuały. Aby stwierdzić, czym jest religia, musimy wątpić w to, co zaakceptowane, mieć zapał i siłę, by to unicestwić. Trzeba kwestionować, wątpić, unicestwiać wszelkie struktury wzniesione przez myśl. Gdy się to wszystko kwestionuje, by odsłonić naturę religijnego mózgu, religijnego umysłu, badania muszą być nieskrępowane. Jeśli stawiasz hipotezę, trzeba jej dowieść pod mikroskopem bądź pod własnym, uważnym spojrzeniem. Jeżeli człowiek, ty, ma intencję, zapał, energię, żarliwe pragnienie, by odkryć, czy istnieje coś świętego, to aby to uczynić nie wolno się lękać, czuć niepokoju, panować musi całkowita wolność. Tym zaś jest medytacja.
Medytacja może być faktyczna, prawdziwa, uczciwa tylko wtedy, gdy nie ma lęku, krzywd, niepokoju, smutku. Medytuje się tylko wtedy, gdy nie podejmuje się świadomego wysiłku by medytować. Obawiam się, iż sprzeciwia się to wszystkiemu, w co wierzycie.
Jak natrafia się na to, co święte? Czy istnieje coś świętego? Człowiek przez długie wieki szukał czegoś poza. Od czasów starożytnych Sumerów, Egipcjan, Rzymian, ludzie szukiwali. Czcili światło, czcili słońce, czcili drzewa, czcili matkę, niczego nie znajdując. Czy więc zdołamy wspólnie odkryć, a raczej natrafić na to, co najświętsze?
To może pojawić się jedynie wtedy, gdy panuje absolutna cisza, gdy mózg zupełnie zamilkł. Możesz to sam dla siebie odkryć – jeśli jesteś uważny, czujny, zważasz na swe słowa, na ich znaczenie, nie mówisz jednego, a czynisz drugie, jeśli przez cały czas zważasz na to, że mózg ma własny, naturalny rytm. Ale na ten naturalny rytm myśl narzuciła najrozmaitsze rzeczy. Dla nas wiedza ma niesłychaną wagę. Zrobienie czegoś w sensie fizycznym wymaga wiedzy, ale wiedza psychologiczna, wiedza, jakąś nagromadził na temat doznanych krzywd, na temat własnej próżności, arogancji, ambicji, cała ta wiedza jest tobą. I posługując się nią próbujemy odkryć, czy istnieje coś najświętszego. Nigdy tego nie odkryjesz dzięki wiedzy, gdyż ma ona swe granice i zawsze mieć będzie – fizyczne, technologiczne i psychiczne.
A więc mózg musi całkowicie zamilknąć, nie w wyniku kontroli, nie dzięki zastosowaniu pewnej metody, pewnego systemu, nie przez pielęgnowanie ciszy. Cisza wymaga przestrzeni. Czyście zauważyli, jak mało mamy miejsca w mózgu? Jest zagracony, wypełnia go tyle tysięcy rzeczy; tak niewiele tam miejsca. A cisza potrzebuje przestrzeni, gdyż to, co bezmierne, co nienazywalne, nie może istnieć w małym, ciasnym mózgu lub być przez niego spostrzegane. Jeśli wyruszycie w podróż do własnego wnętrza, opróżnicie je ze wszystkiego, coście zgromadzili i wnikniecie bardzo, bardzo głęboko, to tam znajdziecie olbrzymią przestrzeń, tak zwaną pustkę, pełną energii.
A jedynie w tym stanie pojawia się to, co najświętsze.