DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
indeks | antologia religijna | antologia filozoficzna | filozofia nauki
Wojciech Sady: wykłady | Jiddu Krishnamurti: życie i nauczanie (sites.google)
Jiddu Krishnamurti
Z mów w Brockwood Park 1980
tłum. Wojciech Sady
Brockwood Park, 6 i 7 września 1980
Zastanawiamy się, obserwując to, co dzieje się na świecie, dlaczego panuje taki chaos, dlaczego ludzie niszczą się nawzajem. Dlaczego tak strasznie wiele wydaje się na zbrojenia? Dlaczego ludzie podzielili się na plemienne, romantyczne narody? Dlaczego zinstytucjonalizowane religie, zaakceptowane religie, na całym świecie podzieliły się? Dlaczego panują takie podziały? Skłaniamy się do poglądu, że cały ten bałagan stworzył jakiś czynnik zewnętrzny, że „Bóg” bądź jakaś inna najwyższa istota, stworzywszy człowieka, puściła go wolno na ziemię. To, co ludzie uczynili, nie tylko innym ludziom, ale i sobie, jest niewiarygodne i szokujące. Dlaczego na świecie żyje tylu neurotyków? Dlaczego toczy się ta nieustanna wojna między mężczyzną a kobietą? Dlaczego panuje taki wewnętrzny nieład, który naturalnie musi znajdować wyraz w nieładzie zewnętrznym?
Nasze żywoty wyprodukowały społeczeństwo, w którym żyjemy. Społeczeństwa nie stworzyły jakieś nadzwyczajne wydarzenia, stworzyły go nadzwyczajne żywoty, nie tylko nasze, ale też przeszłych pokoleń. Czy moglibyśmy w to wspólnie się zagłębić, wspólnie to przemyśleć, a nie tylko przemyśleć, ale i wykroczyć poza królestwo myśli? Wskazywaliśmy tak wiele razy, że myśl rodzi się z pamięci, pamięć jest produktem wiedzy i doznań. A w rezultacie myśl jest zawsze ograniczona, gdyż wiedza jest wiecznie ograniczona, nie może bowiem istnieć pełna wiedza o czymkolwiek. A zrodzona z niej myśl musi być bardzo, bardzo ograniczona. Świat zaś, w którym żyjemy, nasze codzienne życie, nasze kariery, nasze niepokoje, lęki i smutki, są rezultatem naszego myślenia i produktem naszych codziennych działań.
Czy moglibyśmy wspólnie przyjrzeć się życiu jako całości, naszej edukacji, naszym zajęciom, naszym rozrywkom, pracy, wszystkim kłopotom istniejącym wewnątrz, psychicznym konfliktom, niepokojom, lękom, przyjemnościom, smutkom? Czy moglibyśmy ująć to jako całość i nie dopuścić, by myśli uległa zaabsorbowaniu jedną szczególną częścią, jednym szczególnym wzorcem, by przylgnęła do jednego szczególnego doznania, spoglądała na życie z tego jedynie punktu widzenia? Dlaczego żyjemy w taki a nie inny sposób? Dlaczego w świecie i w nas samych panuje tak wielki nieład? Czy nieład świata różni się od naszego nieładu?
Dlaczego panuje nieład zewnętrzny i nieład wewnętrzny? Czy jeden jest od drugiego odrębny? Czy też składają się na jednolity proces? Nieład poza mną nie różni się od nieładu we mnie, nieład jest raczej ruchem wychodzącym na zewnątrz i wnikającym do wnętrza. Jest niczym oceaniczny przypływ, bez końca wycofujący się i powracający. Czy możemy zacząć wprowadzać w nasze życie ład? Gdyż bez ładu nie ma wolności. Pełny ład, nie od czasu do czasu bądź raz w tygodniu, nie tylko niesie ze sobą wolność; w tym ładzie pojawia się miłość. Umysł, w którym panuje chaos, zamęt, umysł pogrążony w konfliktach, nie jest zdolny do miłości bądź uświadomienia sobie, czym ona jest.
Czy absolutny ład kiedyś nastanie? Używamy słowa absolutny w sensie właściwym, całościowym, pełnym, nie chodzi nam o ład zaprowadzony intelektualnie, oparty na wartościach, nie chodzi o ład będący wynikiem nacisków środowiskowych czy przystosowania się do pewnych norm, do pewnego wzorca. Mówimy o absolutnym, pełnym ładzie, w którym w ogóle nie ma żadnych podziałów jako nieładu. Pytamy, czy istnieje ład, w którym nigdy nie pojawi się nieład.
Dlaczego nasz umysł, obejmujący mózg, nasze reakcje emocjonalne, reakcje zmysłowe i tak dalej, akceptuje nieład i w nim żyje? Jeśli obserwujecie własny umysł, czyli swe życie, oparte na waszym umyśle, waszych myślach, emocjach, doznaniach, wspomnieniach, żalach, obawach, to dlaczego ten umysł, który to wszystko zawiera w swej świadomości, akceptuje nieład? Nie tylko nieład neurotyczny - akceptacja nieładu i życie z nim - ale dlaczego umysł ma to poczucie podziału, to poczucie ładu i nieładu, tego nieustannego przystosowywania się? Nie da się tego uniknąć? To nasz stan naturalny? Jeśli tak, to skazani jesteśmy na życie w stanie konfliktu, w tym nieładzie, od chwili narodzin do samej śmierci. A jeśli jest to nienaturalne, co oczywiste, to jaką ma przyczynę? Jaką ma to wszystko podstawę, jakie korzenie? Czy podstawa zależy od naszych szczególnych nastawień, od naszych szczególnych pragnień?
Chcemy ustalić, jaką ten nieład ma podstawę, jakie korzenie. Aby to ustalić, jak do tego podejdziemy? Jak podchodzimy do problemu nieładu, aby całkowicie go rozwiązać? Jak ty do tego podchodzisz? Czy tak, aby w nieładzie odnaleźć ład, a w rezultacie twoje podejście jest już ukierunkowane? Przypuśćmy, że pogrążony jestem w nieładzie i pragnę zaprowadzić ład. Samo to pragnienie dyktuje, czym ład być musi, jeśli natomiast podchodzę do problemu nieładu tak jakbym chciał znaleźć jego korzeń, to nie zbaczam z drogi, nie tracę energii na różne intelektualne, werbalne i emocjonalne utarczki, ale cała moja uwaga nakierowana jest na jego przyczynę. Jak zatem ty, istota ludzka, żyjąca w tym świecie, w nieładzie zarówno zewnętrznym, jak i wewnętrznym, do tego podchodzisz? Musimy mieć co do tego zdecydowaną jasność.
Jeśli mamy jasność, to stwierdźmy wspólnie, co stanowi korzeń nieładu. Może wewnętrzna sprzeczność? A może pragnienie, które stworzyło w nas ów podział? Wszędzie, gdzie występuje podział, musi panować konflikt, on zaś oznacza nieład. Konflikt jest nieładem, zarówno konflikt drobny, jak i ten wywołujący wielki kryzys. A zatem czy nasz konflikt to wewnętrzna sprzeczność, mówienie jednego, robienie czegoś innego, posiadanie ideałów i nieustanne próby dostosowania się do nich? Czy też nasze pragnienie, by się czymś stać? A może ten konflikt stworzyła myśl? Bowiem myśl sama w sobie jest, jak powiedzieliśmy, ograniczona, a w rezultacie wprowadza podział na zewnętrze i wnętrze, „ty” i „ja”. Myśl usiłuje stać się czymś, czym nie jest. Czy te nieustanne podziały, stawania się, sprzeczności, dostosowywanie się, porównywanie, są różnymi wyrazami pewnej centralnej przyczyny?
Cóż więc stanowi tę centralną przyczynę, korzeń tego wszystkiego? Ćwiczysz swój umysł; w rezultacie uświadamiasz sobie, jak podchodzisz do problemu, uświadamiasz sobie sprzeczności, w jakie popadasz, własne konflikty, własne podziały, własne obawy. Czy jest się świadomym tego wszystkiego? Czy też uświadamiamy sobie jedynie fragment, ten domagający się natychmiastowej reakcji? Jeśli pochłania mnie zdobywanie środków do życia, to nie interesuję się niczym innym, gdyż tego bezpośrednio potrzebuję. Potrzebuję pieniędzy, żywności; mam dzieci, za coś odpowiadam; w rezultacie pragnienia znalezienia pracy ukierunkuje moje podejście do całego tego problemu. Albo jeśli myślałem zgodnie z pewnym wzorcem, w sposób ukierunkowany, i jeśli nie uświadamiam sobie, że ten wzorzec mnie pęta, to gdy podchodzę do tego pytania, zawsze podchodzę do niego zgodnie z tym wzorcem, ustanowionym przez mój umysł. A jeśli jestem uczuciowy, romantyczny, to moje podejście będzie ckliwe, nieprecyzyjne, nieścisłe.
A zatem trzeba z wielką jasnością zdawać sobie sprawę w tego, jak podchodzi się do tego problemu, jeśli bowiem podchodzimy wyposażeni w jakikolwiek wzorzec, to nie będziemy w stanie go rozwiązać. Czy więc nasz umysł jest wolny od wzorców? Od ideałów? Od ukierunkowania? Czy uświadamiacie sobie zamęt panujący w świecie, który z dnia na dzień się pogarsza? I zamęt w nas, który odziedziczyliśmy i powiększyliśmy? Czy uświadamiacie sobie, że społeczeństwo, w którym żyjecie, jest pogrążone w strasznym zamęcie, że panuje tam tak wielka niesprawiedliwość: miliony głodują, a inni opływają w dostatki; że tyrania sąsiaduje z demokratyczną wolnością, pozwalającą ci myśleć i mówić, co zechcesz?
Nasz umysł i nasza świadomość są świadomością i umysłem świata. Gdziekolwiek się udasz, ludzie cierpią, są niespokojni, niepewni, samotni, zrozpaczeni samotnością, obarczeni smutkiem, pozbawieni wiary w siebie. Psychicznie ty jesteś człowieczeństwem, nie jesteś czymś odrębnym od reszty ludzkości. Idea, że jesteś jednostką, mającą umysł specyficznie własny, jest absurdem, gdyż twój umysł ewoluował przez miliony lat. Jest to mózg ludzkości, i ów mózg stanowi część ludzkości, genetycznie, i tak dalej, i tak dalej. Tak więc ty jesteś światem, a świat jest tobą. To nie idea bądź pojęcie, utopijny nonsens, to fakt. I ten umysł popadł w stan zupełnego zamętu. My zaś próbujemy odkryć, sami dla siebie, jego korzeń.
Co stanowi przyczynę tych podziałów między mężczyzną a kobietą, między narodami, między jedną a drugą grupą, tego zróżnicowania wierzeń, ideałów, pojęć, historycznych wniosków i materialistycznych podejść? Podział nieuchronnie wywołuje konflikt. To fakt. Sądzimy, że dzięki podziałom zyskamy bezpieczeństwo; kiedy następuje podział na Brytyjczyków, Francuzów, Niemców, a każdą grupę łączy idea, pojęcie, flaga, to myślą oni, że są bezpieczni. A ta izolacja nieuchronnie wywołuje podział. Czy więc rozumiemy dogłębnie tę prawdę, że dopóki istnieje podział, musi trwać konflikt? Oczywiście w tej izolacji, w tym odosobnieniu bezpieczeństwa nie ma. Możecie jako naród wznieść wokół siebie mur, ale ktoś go przecież zburzy.
Co zatem stanowi przyczynę, korzeń tego podziału? Każda ludzka istota na tym świecie sądzi, żyjąc zgodnie ze wzorcem, że jest czymś odrębnym, ma swoje problemy, swoje niepokoje, swoje nerwice, swój szczególny sposób myślenia. Obraca się to wokół idei, iż jestem odrębny od ciebie. A czy to jest faktem? Czy faktem jest, że jesteśmy odrębnymi jednostkami, zupełnie od siebie różnymi? Możesz być wysoki, możesz być niski, mieć ciemne włosy, jasne włosy, ale czy różnimy się wewnętrznie? Wewnętrznie wszyscy przechodzimy przez to same, lub podobne, rzeczy. A zatem psychicznie nie ma podziału. I dopóki akceptujemy tę ideę, że jesteśmy odrębni, dopóty musisz wchodzić w konflikt, a w rezultacie żyć wśród podziałów, w zamęcie.
Słyszysz twierdzenie takie jak to, że dopóki sądzisz, że jesteś psychicznie odrębny od innej ludzkiej istoty, panować muszą konflikt i nieład. To fakt. Kiedy to słyszysz, to czy przekształcasz to w abstrakcję jako ideę, a następnie zastanawiasz się, jak tę ideę wprowadzić w życie? Czy też jest to fakt? Jeśli jest to fakt, to możesz coś z tym zrobić. Ale jeśli jedynie przekształcasz ten fakt w ideę, to gubimy się, gdyż ty masz swoją ideę, a ja swoją. Wspólnym jednak faktem, na którym wspieramy się jako ludzie, jest to, że dopóki w twoim i moim wnętrzu trwa podział, dopóty panować muszą konflikt, nieład i zamęt. Ale nasze umysły są tak uwarunkowane; przez tysiące lat warunkowano nas przez to, co powiedzieli inni ludzie, tak, byśmy myśleli, że jesteśmy odrębni. Religie orzekły, że jesteśmy odrębni, że każda jednostka musi zbawić siebie; cały ten wzorzec powtarza się niezliczoną ilość razy. Będąc tak uwarunkowanym, bardzo trudno zaakceptować coś, co być może jest prawdą. Używam słów być może, gdyż nie jestem dogmatykiem; ale to fakt. Wnikając w to wraz z wami analitycznie, jeśli chcecie, rozumowo, intelektualnie, argumentując, w końcu dochodzimy do tego samego.
Jeśli chcemy zrozumieć naturę zamętu i jego zanik – całkowity, nie względny – czy uświadamiamy sobie ten fakt? Jeśli tak, to powstaje pytanie: Co mam robić? Wiem, że we mnie istnieją podziały, a jak mam je usunąć?
Czy fakt tego podziału jest odrębny od obserwującego, który ten fakt obserwuje? Coś wyjaśnię. Obserwuję chciwość. Jestem chciwy. Czy chciwość, którą obserwuję, jest czymś odrębnym ode mnie, od obserwującego, który powiada: „Jestem chciwy”? A może chciwość jest obserwującym? Może? A zatem nie ma rozdziału między obserwatorem, który mówi: „Jestem chciwy” i który oddziałuje na chciwość mówiąc: „Nie wolno mi być chciwym. Muszę to kontrolować. Muszę to stłumić. Muszę poza to wykroczyć”. Tak więc panuje podział, a ten podział jest konfliktem, a w rezultacie nieładem. Faktem jest jednak, że obserwujący, który mówi „Jestem chciwy”, ów obserwujący jest samą chciwością. Chwytacie to jeszcze? Jeśli tak, to pytam: Czy ten zamęt, ten podział są czymś innym od obserwującego, który jest mną to obserwującym? A może ten zamęt, ten podział są mną? Cała moja istota jest tym, prawda? Zastanawiam się, czyście do tego doszli, w przeciwnym razie nie możemy posunąć się dalej. Proszę, zróbcie to! To naprawdę ważne, czy naprawdę potraficie to raz na zawsze zrozumieć jako fakt. Jeśli to zrozumiecie, zmieni to życie zupełnie, albowiem nie ma w tym konfliktu. Wykażę to.
Przypuśćmy, że przywiązałem się do pewnej osoby. W tym przywiązaniu i jego następstwach kryją się niezliczone bóle, zazdrość, zależność, całość następstw przywiązania. W tym przywiązaniu do osoby natychmiast następuje podział. A czy to przywiązanie, uczucie zależności, lgnięcie, trzymanie się kogoś, jest czymś odrębnym ode mnie? A może ja jestem tym? Ja jestem przywiązaniem. Jeśli się to pojmuje, konflikt wygasa. Tak to jest. Nie że muszę się tego pozbyć, nie że muszę być niezależny, osobny; odosabnianie się jest przywiązaniem; jeśli próbuję się odosobnić, przywiązuję się do owego odosabniania.
Tak więc teraz jasno pojmuję, iż nie ma podziału: Gdy mówię, że jestem przywiązany, to jestem przywiązaniem, jestem w stanie przywiązania. Dlatego też całkowicie wygasiłem wszelkie konflikty, nieprawdaż? Pojmujecie to? Jestem tym.
Tak więc ja jest zamętem. Nie że pojmuję, iż jestem zamętem, bądź że powiedziano mi, iż jestem zamętem, ale faktem jest, że ja, jako istota ludzka, jestem w stanie zamętu. Każde działanie, jakie podejmuję, wywoła jeszcze większy zamęt. Tak więc jestem w stanie pełnego zamętu. A cała walka o to, by go przezwyciężyć, stłumić, odciąć się, wszystko to minęło, wszelki ruch ucieczki kompletnie ustał. Jeśli nie ustał, nie ruszaj się stamtąd. Najpierw uwolnij się od wszelkich ucieczek, od wszelkich werbalnych, symbolicznych ucieczek i pozostań bez reszty w obliczu faktu, że ty, jako istota ludzka, jesteś w stanie zamętu. Co potem zaszło?
Jesteśmy dwójką przyjaciół rozmawiających o tym, to nie terapia bądź któraś z tych niedorzeczności, albo analiza psychologiczna. Jesteśmy dwójką ludzi wspólnie o tym dyskutujących, mówiących, jak doszliśmy do tego punktu, logicznie, racjonalnie, bez emocji, a zatem zdrowo. Gdyż bycie psychicznie zdrowym to najtrudniejsza z rzeczy. A zatem doszliśmy do tego punktu: to jest, ja jestem tym. Co zaszło w umyśle?
Wcześniej marnotrawiłem energię na tłumienie, próby odkrycia, jak nie być w stanie zamętu, na chodzenie do pewnego guru bądź kogoś innego. Wszystko, co czyniłem, to marnotrawienie energii. Teraz, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że jestem w stanie zamętu, co się stało? Myśl ze mną! Mój umysł ujmuje zamęt z pełną uwagą. Mój umysł jest w stanie pełnej uwagi w odniesieniu do zamętu. Słusznie? Co w rezultacie się dzieje? Gdy panuje pełna uwaga, zamętu nie ma. Zamęt powstaje jedynie wtedy, gdy nie ma uwagi. Zamęt powstaje, gdy panuje podział, który jest nieuwagą.
Gdy panuje pełna uwaga, energia się nie rozprasza. Kiedy mówię: „Jak mam osiągnąć ów stan pełnej uwagi?”, energia jest marnotrawiona. Gdy widzisz, że tam, gdzie panuje zamęt, wywołuje go nieuwaga, to sama ta nieuwaga jest uwagą.
Teraz z tą uwagą zamierzamy zbadać lęk, przyjemność, cierpienie. Ważne jest, by być wolnym od lęku. Umysł nigdy nie był wolny od lęku. Możesz go ukryć, stłumić, możesz go sobie nie uświadamiać, możesz ulec takiemu zauroczeniu światem zewnętrznym, że nie będziesz sobie zdawał sprawy z własnych, głęboko zakorzenionych lęków. Tam, gdzie jest lęk, nie ma wolności, nie ma miłości, panuje niezadowolenie. Aby to ujrzeć, musisz być w stanie biegać – biegać, skakać nie fizycznie, ale psychicznie – a nie posuwać się krok za krokiem, niczym ślimak.
Widzimy, co czyni lęk w naszym życiu. Lęk pogrąża umysł w mroku. Nie mówimy o jakimś lęku neurotycznym, ale o lęku samym w sobie. Kiedy rozumiemy jego korzeń, lęk o coś szczególnego znika. Lękam się ciemności, to mój osobliwy lęk i chcę, by ów osobliwy lęk się rozwiał; nie interesuje mnie cała dziedzina lęku. Ale jeśli rozumiem tę całość, nic innego nie istnieje. Nas interesuje cała dziedzina lęku. Czy ten lęk może zostać całkowicie rozwiany, tak że lęk fizyczny i złożone lęki psychiczne znikają? Z lękami fizycznymi uporać się jest dość prosto, ale jeśli przywiązałeś się do lęków fizycznych i interesuje cię jedynie rozwiewanie lęków tego rodzaju, to jesteś do tego przywiązany, co następnie wywoła podział, a w rezultacie konflikt. Jeśli najpierw rozumiemy lęki psychiczne, to następnie można uporać się z lękami fizycznymi, nie na odwrót. Najpierw zajmij się szerszym lękiem, głębią, naturą i mrokiem lęku, następnie sam rozwiejesz szczególne lęki fizyczne. Nie zaczynaj z drugiej strony, od lęku fizycznego, a to właśnie wszyscy chcemy czynić.
Lęki psychiczne są o wiele ważniejsze; one tak nas oszpecają. Gdy nadchodzi lęk, stajemy się agresywni, chcemy niszczyć w imię Boga, w imię religii, w imię rewolucji społecznej i tak dalej, i tak dalej. A czy możemy, jako ludzie, którzy żyli w lęku przez niezliczone wieki, od niego się uwolnić? Zadaliśmy to pytanie; a jak podchodzisz do problemu lęku? Czy z pragnieniem rozwiania go? Jeśli tak, to znów oddzielasz się od faktu lęku. Czy zatem podchodzisz do niego jako obserwujący, który się obawia i chce lęk rozwiać, czy też pojmujesz, że jesteś lękiem?
Czy zwróciłeś na ten fakt pełną uwagę? Że ty, jako człowiek, który jest resztą ludzkości, jesteś przerażony, żyjesz w lęku, świadomie bądź nieświadomie, z lękami zarówno powierzchownymi, jak i głęboko ukrytymi? Jeśli jesteś uważny, to lęk ukryty wychodzi całkiem na jaw.
Badasz, przyglądasz się sobie, nie zgadzasz się z mówcą, mówca nie jest ważny. I serio tak myślę, on nie jest ważny. Ważne jest, byś odszedł stąd bez cienia lęku. Gdy więc uświadomisz sobie lęk, to czy od niego uciekasz? Próbujesz znaleźć na to odpowiedź? Jeśli tak, to rozpraszasz energię; dzielisz, a w rezultacie następuje konflikt wokół lęku i tego, jak się od niego uwolnić. Wszystko to powstaje. Ale gdy pojmiesz, że lęk jest tobą, to nie ma ruchu do zrobienia. Nie ma ruchu do zrobienia, ty jesteś tym, a zatem cała twoja uwaga jest nakierowana, jest tym; ta uwaga obezwładnia lęk.
To zależy od ciebie. Widzisz, dopóki próbujemy przezwyciężać, dopóty samo przezwyciężanie musi zostać przezwyciężone. Ale jeśli mówisz: „Tak, to fakt i stąd się nie ruszam”, wtedy rzecz cała się rozprasza – całkowicie, nie względnie, nie żeby jednego dnia był spokój, a następny był pełen lęków. To przeminęło, gdyś poświęcił temu pełną uwagę.
Podobnie jest z przyjemnością. A teraz uważaj! Tu musimy bardzo uważać.
Nie wiem, czyś zauważył, że od najdawniejszych czasów jednym, co nieustannie popychało człowieka do działania, była przyjemność, pogoń za przyjemnością i unikanie cierpienia. Widać to na rysunkach, obrazach, w starożytnych pismach, symbolach. Wszystko powiada: dąż do tego, tamtego unikaj. Myśl może dzielić życie na lęk, przyjemność, udrękę, pracę zawodową; ale to wszystko jest jednym i tym samym, nieprawdaż? Zobacz, cośmy uczynili: nasz umysł został uwarunkowany, akceptuje, żyje zgodnie z normą ciągłej pogoni za przyjemnością. Bóg, jeśli ma się to wyobrażenie, stanowi istotę przyjemności. Nazywasz to inaczej, ale gorąco pragniesz osiągnąć tę ostateczną, wzniosłą przyjemność, tak że nikt i nic nie będzie cię już niepokoić, nigdy nie wejdziesz w konflikt i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. I musimy to zrozumieć, nie tłumić, nie uciekać przed tym.
Dlaczego przyjemność, podobnie jak udręka, podobnie jak lęk, nabrały w życiu tak wielkiej wagi? Czy rozumiesz słowo udręka, ludzkie cierpienie, cierpienie wieków, wojna za wojną, niszczenie ludzi, niszczenie przyrody, zabijanie zwierząt, wielorybów, wszystkiego. Człowiek nie tylko cierpi, ale i wywołuje cierpienie. To część nas, część naszej świadomości. I próbujemy tego uniknąć, bośmy nie znaleźli rozwiązania. Sądzimy, że pogoń za przyjemnością to rzecz najważniejsza, że w niej przynajmniej znajdziemy coś właściwego, coś rzeczywistego, co będzie trwało. W rezultacie zaczyna ona dominować, a lęk, udręka, niepokój i wszystko, co temu towarzyszy – nie tylko przyjemności seksualne, ale wspomnienia, obrazy i cała ta reszta, trwają w umyśle nadal. Jeśli to śledzicie, widzicie, co się dzieje, że to wypełnia wasze umysły. Nie faktyczny czyn, ale całe to nawarstwianie się, a to nawarstwianie się nazywane jest miłością. Tak więc przyjemność, miłość, cierpienie, lęk splatają się, wiążą ze sobą .
Czy będziecie borykali się z lękiem, przyjemnością, udręką oddzielnie, po kolei? A może zdołacie poradzić sobie z tą całością? Nasze umysły są rozbite, tak więc bierzemy kawałek po kawałku, mając nadzieję, że przeanalizujemy je jeden po drugim i położymy kres rozbiciu, fragmentacji. A jak uporacie się z całością? Uporacie się z nieładem, przyjemnością, lękiem, udręką jako całościowym ruchem życia? Nie jako z czymś odrębnym, ale jako całością. Zdołacie to uczynić? To znaczy, czy zdołacie ujrzeć siebie niczym w lustrze, psychicznie, jako całość? Czy też umiecie jedynie patrzeć na pewną część?
Jak spoglądacie na siebie? Czy ujmujecie swą pracę, żonę i dzieci, swą religię, swój szczególny sposób myślenia, swoje doznania, swoje idee, swoje intencje, swoje ambicje, jako jeden, jednolity ruch? Oto jedyny sposób, by cały dylemat rozwiązać, nie da się tego uczynić analizując fragmenty.
A jak umysł, mózg, który pokolenie za pokoleniem rozbijały, podejdzie do całości i ją sobie uświadomi? Czy ujmiesz całość życia fragmentarycznie, najpierw interesy, najpierw pieniądze, najpierw dom, żona, dzieci, seks, kawałek po kawałku? A może twój umysł ujrzy całość egzystencji? Potrafi tego dokonać? A może ty usiłujesz ujrzeć całość? Jeśli usiłujesz ujrzeć całość egzystencji, to koniec, nigdy tego nie osiągniesz, gdyż wtedy wywołujesz podział, konflikt, zamęt. By ujrzeć, że życie to jeden ruch, naprawdę musisz się uczyć. Uczyć się – nie ode mnie! Uczyć się od siebie obserwując. Uczyć się obserwować podział i widzieć daremność ujmowania go; widzieć ów oczywisty fakt, że jeden fragment nie jest w stanie ująć całego wszechświata. Musisz mieć umysł zdolny do ogarnięcia całości wszechświata, a jest to możliwe jedynie wtedy, gdy umysł jest wolny od zamętu, lęku. Wtedy nie ma ani śladu podziału, jako „ja” i „ty”, mój kraj, twój kraj, mój dogmat i tak dalej. To znaczy, spostrzega się całość, gdy jest się całkowicie wolnym. A na podstawie tego zrozumienia, tej inteligencji, można działać w świecie, dostać pracę, nie dostać pracy, robić cokolwiek. Teraz jednak podchodzimy do tego jako części i wywołujemy w świecie spustoszenie.
---------------
Dlaczego umysł żyje w czasie? Wyewoluował w czasie. Umysł, jaki mamy obecnie, ewoluował przez tysiące lat. To, oczywiście, jest normalne i zdrowe. My jednak pytamy, dlaczego czas nabrał psychicznie, wewnętrznie takiej doniosłości. Proszę, zapytajcie o to siebie. Jest tak, gdyż zawsze unikamy tego, co jest, tak aby stać się czymś innym, przejść od tego do tamtego. Psychicznie jestem tym, ale powinienem być nie tym, lecz tamtym. Psychicznie jestem nieszczęśliwy, lecz muszę być szczęśliwy. Owo „muszę”, „będę” lub „mam być” jest ruchem czasu. Tak więc umysł został uwięziony w czasie, gdyż zawsze ucieka od tego, co jest. Zmieni się w czasie: „Będę dobry, dajcie mi trochę czasu”. Przypomina to rozwijanie mięśni. Twój mięsień nie jest może dość silny, ale jeśli będziesz wytrwale robić coś, by go wzmocnić, to nabierze siły. Ta sama mentalność kryje się za powiedzeniem: „Jestem tym, będę tamtym, dajcie mi więc trochę czasu”. Ale czy to, co jest, zmieni się z upływem czasu? Kiedy strasznie się martwię, czy to zmartwienie może się zmienić z upływem czasu? To znaczy, czy znajdę się w stanie wolnym od zmartwień? Widzisz, co uczyniłem? Martwię się; wymyśliłem stan wolny od zmartwień; aby się w tym stanie znaleźć muszę mieć czas. Nigdy jednak nie pytam, czy moje zmartwienie można zmienić natychmiast, nie przeznaczając na to czasu. Zobacz, co się dzieje: Martwię się; mam nadzieję się nie martwić; jest interwał, odstęp czasu i w jego trakcie zachodzą wszystkie inne działania, coś innego wywiera presję, zaniedbuje się coś, tak więc zmartwienie nie zostaje rozwiane. Sądzę, że dojdę do owego stanu wolnego od zmartwień, a zatem walczę, walczę. Przypomina to przypadek człowieka brutalnego. Wymyślił niestosowanie przemocy, ale w tym interwale czasowym jest brutalny, a zatem nigdy nie dochodzi do niestosowania przemocy.
Tak więc pytanie brzmi: Czy to, co jest, można przeobrazić natychmiast, czyli nie pozwalając czasowi się w to wtrącać? Wsłuchajcie się, a odkryjecie, to naprawdę proste. Jeśli użyjemy umysłu, możemy rozwiązać wszystko. Ludzie polecieli na Księżyc, zbudowali wspaniałe łodzie podwodne, dokonali rzeczy niewiarygodnych. Tutaj, psychicznie, tak się ociągamy, jesteśmy tak nieudolni lub takimi się uczyniliśmy. Jeśli nie dopuszczamy czasu lub nie myślimy w jego kategoriach, wtedy owego faktu nie ma. Ten fakt nabrał wagi, gdyż dopuszczamy czas. Jeśli nie ma czasu, ulega to rozwiązaniu. Nawet gdybym umarł w tej sekundzie, nie ma problemu. Kiedy dopuszczam czas, obawiam się śmierci. Jeśli żyję całkowicie bez psychicznego czasu, dzieje się coś nadzwyczajnego. Czas oznacza gromadzenie. Czas oznacza pamiętanie. Czas oznacza gromadzenie wiedzy o sobie. Ale jeśli w ogóle nie ma czasu, to nie ma niczego.
Ponieważ dopuściliśmy czas jako czynnik pośredniczący między życiem a śmiercią, to rodzi się lęk. Naturę umierania można odkryć żyjąc. To znaczy, śmierć jest końcem, końcem tego, co posiadam, mojej żony, moich dzieci, mojego domu, konta bankowego. Koniec bezdyskusyjny. Nie mówię do śmierci: „Proszę, poczekaj chwilę”. Tam więc, gdzie następuje koniec, pojawia się początek. Do tego teraz przejdę.
Kiedy przywiązanie wygasa – całkowicie, nie jedynie do osób i idei, chodzi o cały proces przywiązania, ze wszystkimi jego konsekwencjami – pojawia się zupełnie inny stan umysłu. Nieprawdaż? Byłem przywiązany do swych mebli, a to przywiązanie mi ciążyło. Wraz z usunięciem owego ciężaru zyskałem wolność. Koniec jest więc ważniejszy niż początek. Czy mogę zatem, żyjąc, kłaść kres? Kłaść kres swym zmartwieniom, swym lękom. Nie mówię o likwidacji konta bankowego, ale o kładzeniu kresu psychicznie. Kładzeniu kresu mojej niepewności. Kiedy pogrążony jestem w zamęcie, położyć temu kres, nie mówić: „Muszę stwierdzić, dlaczego pogrążyłem się w zamęcie, co stanowi przyczynę zamętu, i muszę się od tego uwolnić”. To wszystko jest czasem. Jest niedbalstwem, natomiast gorliwość to uświadomienie sobie całego ruchu czasu i natychmiastowa likwidacja zmartwień. W rezultacie nie pojawia się psychiczne gromadzenie jako wiedza.
A śmierć to koniec. Koniec wszystkiego. Śmierć to koniec, a ja żyję. Żyjemy, działamy. Czy możemy psychicznie położyć wszystkiemu kres? Czy możesz natychmiast położyć kres swemu przywiązaniu – swemu gniewowi, swej brutalności, swej chciwości, tamtemu czy owemu, skończyć z tym, gdy żyjesz? Wtedy życie jest umieraniem. Nie życiem, a ostatecznie umieraniem. Życie znaczy umieranie, w przeciwnym razie brak ci żywotności. A większość z nas lęka się umierać, gdyż nie potrafiliśmy żyć właściwie, nigdy nie żyliśmy. Żyliśmy w stanie konfliktu, walcząc, w bólu, wśród zmartwień, a nazywamy to życiem. Życie to nie to wszystko. Życie się pojawia, gdy temu wszystkiemu kładzie się kres. Wtedy żyjesz i umierasz. Jedno drugiemu towarzyszy, niczym kwiat i zapach.
To faktycznie kładzie kres otępieniu, jeśli dogłębnie to zbadasz, tak że umysł się nie starzeje, niczym maszyna, która zawsze ulega zużyciu z powodu tarcia. Nie jest to jednak twój umysł, jest to umysł ludzki. Umysł to wytwór milionów lat, to umysł Hindusów, Chińczyków, Rosjan, wszystkich innych ludzi, ponieważ wszyscy oni przechodzą przez podobne bóle, niepokoje, udręki, przyjemności, sporadyczne radości i przelotną miłość. A zatem nasz mózg, nasz umysł, jest umysłem ludzkości. Jeśli zdołasz zrozumieć ten jeden realny fakt, to będziemy żyli nie wprowadzając podziałów, które powodują w świecie takie nieszczęścia.
Ponieważ ich umysły nieustannie paplą, wiecznie przeskakują z tematu na temat, poruszane pragnieniem, napędzane poszukiwaniem nagrody i unikaniem bólu, ludzkie istoty zawsze poszukiwały pewnego rodzaju ciszy, pewnego rodzaju spokoju, w którym przynajmniej na dziesięć minut mogłyby ucichnąć. Człowiek tego szukał. Idź do kościoła, usiądź tam w ciszy. Idź do wspaniałej katedry, gdy nie odbywa się tam ten cyrk i milcz. To przedziwny fakt, że w tych wszystkich kościołach nie ma chwili ciszy, nawet gdy jest pusto. Jeśli bowiem milczysz, możesz badać. Jeśli milczysz, możesz zacząć wątpić. Ale jeśli przez cały czas jesteś czymś zajęty, to nie masz czasu by rozejrzeć się wokół, kwestionować, wątpić, pytać. Jest to chyba jedna z wielkich sztuczek ludzkiego umysłu.
Czym jest medytacja i dlaczego należy medytować? Czy to naturalne? Niczym oddychanie, widzenie, słyszenie, czy to naturalne? I dlaczego uczyniliśmy to tak nienaturalnym? Przyjmowanie postawy, kierowanie się systemami medytacji buddyjskiej, medytacji tybetańskiej, medytacji chrześcijańskiej, medytacji tantrycznej, wszystkich tych medytacji przepisanych przez twego ulubionego guru. Czy wszystkie one nie są w rzeczywistości nienormalne? Dlaczego, aby medytować, miałbym przyjąć jakąś pozycję? Dlaczego miałbym ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć? Aby dotrzeć, ale gdzie? Czy kierując się systemem – dwadzieścia minut rano, dwadzieścia minut wieczorem – mogę uciszyć umysł? Uzyskawszy ciasny, cichy umysł, mogę sobie pójść i szkodzić przez cały dzień.
Czy istnieje sposób medytowania, który żadnej z tych rzeczy nie przypomina? Ludzie mówią, że medytuje się po to, aby uciszyć umysł, aby umysł zyskał zdolność obserwowania, w pełni się skoncentrował, tak że nie pozostaje w nim żadna myśli oprócz tej jednej, jednego obrazu, jednego wyobrażenia, jednego centrum, na które się spogląda. Słusznie? Nie wiem, czyście przez to wszystko przeszli? Mówca bawił się z tymi medytacjami, poświęcając po pół godziny, po dziesięć minut, po pięć minut na każdą z nich, a nie miały one żadnego sensu.
Musicie rozważyć pytanie, kto jest kontrolującym, a kto kontrolowanym. Całe nasze życie, jeśli się przyjrzycie, tak się toczy: kontrolowanie i nie kontrolowanie: muszę kontrolować swe emocje; muszę kontrolować swe myślenie; kontrolować myślenie można jedynie za pomocą stałych ćwiczeń; aby zaś ćwiczyć niezbędny jest system. System wiedzie do procesu mechanicznego, mechanizującego umysł coraz bardziej i bardziej. Już działa on mechanicznie, ale my chcemy stępić go znacznie bardziej. Dlaczego przez to wszystko przechodzimy? Pragniesz doznań, a wiesz, że narkotyki ci szkodzą; dlatego odkładasz je na bok, ale masz nadzieję, że ćwicząc się w czymś doświadczysz czegoś innego.
Dlaczego ludzie tak pragną doznań? Czy umysł śpi, a doznanie oznacza wyzwanie? A może umysł czuwa, a zatem nie potrzebuje doznań. Musisz stwierdzić, czy twój umysł śpi, albo czy nudzą go doznania już przeżyte: seks, narkotyki i cała ta reszta. Chcesz czegoś daleko poza to wykraczającego, nieustannie łakniesz doznań wspanialszych, bardziej ekstrawaganckich. Dlaczego umysł domaga się doznań? Proszę, zadajcie sobie to pytanie.
Jest tylko jedno. Umysł, który jest zupełnie przejrzysty, jest wolny od powikłań związanych z przywiązaniem. Taki umysł jest sam dla siebie światłem. I dlatego nie chce doznań, nie ma niczego do doznania. Nie da się doznać oświecenia. Sama idea doznania go jest głupia; powiedzenie „Osiągnąłem oświecenie” jest nieuczciwe. Nie można doznać prawdy, gdyż aby doznać, musi istnieć doznający. Jeśli nie ma doznającego, to w ogóle nie ma doznania. My jednak jesteśmy przywiązani do naszego doznającego, a w rezultacie zawsze prosimy o więcej i więcej i więcej.
Medytacja taka, jaką się dziś powszechnie za takową uważa, polega na praktykowaniu pewnego systemu, na prawidłowym oddychaniu, siedzeniu we właściwej pozycji, łaknieniu świetniejszych doznań lub doznań najwyższych. Oto co czynimy. A to wszystko jest nieustanną walką, toczoną w nadziei zakończenia wszelkich walk! Zobacz, cośmy uczynili. Walczę, walczę, walczę o to, by zakończyć walkę kiedyś w przyszłości. Zobacz, jak sam siebie oszukuję. Jestem więźniem czasu. Nie mówię: „Dlaczego w ogóle miałbym walczyć?” Jeśli mogę przerwać tę walkę, oto jest oświecenie. Ani cienia konfliktu. My jednak nie chcemy zaniechać tych wszystkich wysiłków; jesteśmy więźniami czasu. A wolność od czasu oznacza swobodę czystego obserwowania, a wtedy umysł pogrąża się w niezwykłej ciszy. Nie musisz umysłu uciszać. Jeśli kładziesz kres wszelkim konfliktom, umysł milknie w sposób naturalny. A gdy osiągnie ciszę absolutną, bez najmniejszego poruszenia myśli, wtedy być może ujrzysz coś, być może istnieje coś świętego, poza wszelkimi określeniami słownymi. Tego zaś człowiek szukał od wieków, czegoś poza wszelką miarą, poza myślą, niezniszczalnego, nienazywalnego, wiecznego. Może się to pojawić jedynie wtedy, gdy umysł jest absolutnie wolny i zupełnie cichy.
A zatem trzeba zacząć bardzo blisko, bardzo blisko. Gdy
zaś zaczynasz bardzo blisko, nie ma dali. Gdy zaczynasz blisko, nie ma
odległości, a w rezultacie nie płynie czas. I jedynie wtedy może zaistnieć to,
co najświętsze.