DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady  |  Jiddu Krishnamurti: życie i nauczanie (sites.google)

 

Jiddu KRISHNAMURTI

Uwagi o życiu

Commentaries on Living, vol. II. Ed. by D. Rajagopal. London: Victor Gollancz 1959.
tłum. Wojciech Sady, II.19 tłum. Szczęsny Górski

II.01 Twórcze szczęście
II.02 Uwarunowanie
II.03 Lęk przed wewnętrzną samotnością
II.04 Nienawiść
II.05 Postęp i rewolucja
II.06
II.07
II.08
II.09
II.10
II.11
II.12
II.13
II.14
II.15
II.16
II.17
II.18
II.19 Jednostka a ideał (tłum. Szczęsny Górski)
II.20
II.21
II.22
II.23
II.24
II.25
II.26
II.27
II.28
II.29
II.30
II.31
II.32
II.33
II.34
II.35
II.36
II.37
II.38
II.39
II.40
II.41
II.42
II.43
II.44
II.45
II.46
II.47
II.48
II.49
II.50
II.51
II.52
II.53
II.54
II.55
II.56
II.57

II.01 Twórcze szczęście

Nad wspaniałą rzeką leży miasto; świat zdaje się tam żyć na szerokich i długich schodach prowadzących w dół, na sam brzeg. Od wczesnych godzin porannych do późnej nocy tłoczno na nich i gwarno; prawie na poziomie wody znajdują się małe stopnie, na których siedzą ludzie zagubieni w swych nadziejach i tęsknotach, w swych bogach i śpiewach. Rozbrzmiewają dzwony świątynne i nawoływania muezina; ktoś śpiewa, a ogromny tłum słucha w pełnej zachwytu ciszy.

Za zakrętem i wyżej w górę rzeki wznoszą się niezliczone budynki. Wzdłuż alei drzew i szerokich dróg ciągną się całymi kilometrami w głąb lądu. Podążywszy wzdłuż rzeki, wąską i brudną uliczką, wchodzi się na rozległy kampus. Iluż tam studentów z całego kraju, gorliwych, zabieganych, hałaśliwych. Nadęci wykładowcy konkurują o lepsze stanowiska i pensje. Chyba nikt nie przejmuje się tym, co dzieje się z uczniami po zakończeniu nauki. Nauczyciele przekazują pewną wiedzę i techniki, które bystrzy szybko przyswajają, uzyskują stopień i to wszystko. Nauczyciele mają stabilną pracę, ich rodziny są zabezpieczone; ale gdy studenci wyjeżdżają, muszą stawić czoła zamętowi i niepewności życia. W całym kraju są takie budynki, tacy nauczyciele i uczniowie. Niektórzy ze studentów zyskują pozycję w świecie, stają się sławni; inni mają dzieci, walczą i umierają. Państwo potrzebuje kompetentnych techników i administratorów, aby kierowali ludźmi i rządzili; zawsze istnieją armia, kościół i biznes. Na całym świecie jest tak samo.

Aby opanować pewną technikę i zdobyć pracę, zawód, przechodzimy przez ten proces napychania kory mózgowej faktami i wiedzą? Oczywiście we współczesnym świecie dobry technik ma więcej szans na to, że zarobi na utrzymanie; ale co potem? Czy ktoś, kto jest technikiem, lepiej radzi sobie ze złożonymi problemami egzystencji niż ten, kto nim nie jest? Zawód to tylko część życia; ale są też części ukryte, subtelne, tajemnicze. Kładzenie nacisku na jedno, a zaprzeczanie lub zaniedbywanie całej reszty, nieuchronnie prowadzi do bardzo koślawych i dezintegrujących zachowań. Właśnie to dzieje się w dzisiejszym świecie, pełnym nabrzmiewających konfliktów, zamętu i niedoli. Oczywiście jest kilka wyjątków: twórcy, ekstatycy, ci, którzy nawiązali kontakt z czymś, co nie zostało stworzone przez człowieka, którzy nie zależą od rzeczy umysłu.

Ty i ja mamy wrodzoną zdolność do bycia szczęśliwymi, bycia kreatywnymi, pozostawania w kontakcie z czymś, czego nie sięgają szpony czasu. Twórcze szczęście nie jest darem zastrzeżonym dla nielicznych. Dlaczego więc zdecydowana większość nie zna tego szczęścia? Dlaczego niektórzy zdają się utrzymywać kontakt z głębią niezależnie od okoliczności i wypadków, podczas gdy innych one niszczą? Dlaczego niektórzy są odporni, giętcy, podczas gdy inni pozostają nieugięci i giną? Jedni, wbrew zdobytej wiedzy, otwierają drzwi na to, czego nie zaoferuje żadna osoba ani żadna książka, podczas gdy innych przytłacza technika i autorytet. Dlaczego? Rzecz jasna umysł chce pogrążyć się w jakiegoś rodzaju aktywności i dzięki niej zyskać pewność, nie zważając na sprawy szersze i głębsze, gdyż wtedy znajduje się na bezpieczniejszym gruncie; tak więc nauczanie tej aktywności, wprawianie się w nią, wspiera się i utrzymuje na tym poziomie, a zawsze znajdą się wymówki, by poza to nie wykraczać.

Wiele dzieci, zanim skazi ich tzw. edukacja, styka się z tym, co nieznane; przejawiają to na wiele sposobów. Wkrótce jednak środowisko zaczyna otaczać je murem, a po pewnym czasie tracą to światło, to piękno, którego nie ma w żadnej książce czy szkole. Dlaczego? Nie mów, że życie to dla nich za dużo, że muszą stawić czoła trudnej rzeczywistości, że to ich karma, grzech ich ojców; to wszystko nonsens. Twórcze szczęście jest dla wszystkich, nie dla nielicznych. Może ty i ja wyrażamy je na różne sposoby, ale jest ono dla każdego. Twórcze szczęście nie ma wartości rynkowej; nie jest to towar, który sprzeda się temu, kto da najwięcej, ale tylko ono jest dostępne dla wszystkich.

Czy twórcze szczęście jest osiągalne? A zatem, czy umysł może pozostawać w kontakcie z tym, co jest źródłem wszelkiego szczęścia? Czy tę otwartość można utrzymać wbrew wiedzy i technice, wbrew edukacji i natłokowi życia? Być może, ale pod warunkiem, że nauczyciel jest nauczony tej rzeczywistości, że ten, kto uczy, sam pozostaje w kontakcie ze źródłem twórczego szczęścia. Tak więc naszym problemem nie jest uczeń, dziecko, ale nauczyciel i rodzic. Edukacja popada w błędne koło tylko wtedy, gdy nie dostrzegamy znaczenia, zasadniczej konieczności, ponad wszystko inne, tego najwyższego szczęścia. Otwarcie się na źródło wszelkiego szczęścia jest wszak najwyższą religią; ale aby to szczęście urzeczywistnić, musisz skupić na nim uwagę, tak jak robisz to w interesach. Zawód nauczyciela to nie zwykła, rutynowa praca, ale wyraz piękna i radości, których nie da się zmierzyć w kategoriach osiągnięć i sukcesu.

Światło rzeczywistości i rozkosz, jaką ona daje, zostają zniszczone, gdy umysł, siedziba jaźni, przejmuje kontrolę. Samopoznanie to początek mądrości; bez samowiedzy uczenie się prowadzi do ignorancji, konfliktów i smutku.

II,02 Uwarunkowanie

BARDZO troszcząc się o to, by pomóc ludzkości, by spełniać dobre uczynki, działał w różnych organizacjach społecznych. Nigdy, jak zapewnił, nie wziął dłuższego urlopu, a odkąd ukończył szkołę nieustannie pracował na rzecz poprawy człowieka. Oczywiście nie brał pieniędzy za pracę, którą wykonywał. Zawsze przykładał do niej wielką wagę, bardzo przywiązany do tego, co robił. Został wysokiej klasy pracownikiem socjalnym i bardzo mu się to podobało. Ale podczas jednej z mów usłyszał coś o różnych rodzajach ucieczek, które warunkują umysł, i chciał o tym porozmawiać.

„Czy uważasz, że bycie pracownikiem socjalnym warunkuje? Czy to wiedzie tylko do kolejnych konfliktów?”

Zastanówmy się, co rozumiemy przez uwarunkowanie. Kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy uwarunkowani? Czy kiedykolwiek to sobie uświadamiamy? Czy zdajemy sobie sprawę ze swych uwarunkowań, czy też uświadamiamy sobie tylko konflikty, walki na różnych poziomach swej istoty? Z pewnością uświadamiamy sobie nie swoje uwarunkowania, a jedynie konflikty, bóle i przyjemności.

„Co rozumiesz przez konflikt?”

Chodzi mi o konflikty wszelkiego rodzaju: między narodami, między różnymi grupami społecznymi, między jednostkami, a także o konflikt w sobie. Czyż nie jest on nieuchronny, dopóki działający nie zintegruje się ze swymi działaniami, a wyzwanie z reakcją? Konflikt to nasz problem, prawda? Nie jeden konkretny konflikt, ale wszystkie konflikty: walki między ideami, wierzeniami, ideologiami, między przeciwieństwami. Gdyby nie było konfliktu, nie byłoby problemów.

„Czy sugerujesz, że wszyscy powinniśmy dążyć do życia w izolacji, kontemplacji?”

Kontemplacja jest uciążliwa, niesłychanie trudno ją zrozumieć. Izolacja, choć każdy świadomie lub nieświadomie poszukuje jej na własny sposób, nie rozwiązuje naszych problemów; wręcz przeciwnie, powiększa je. Staramy się zrozumieć, jakie czynniki nas warunkujące wywołują kolejne konflikty. Uświadamiamy sobie tylko konflikt, ból i przyjemność, a nie nasze uwarunkowania. Co nas warunkuje?

„Wpływy społeczne lub środowiskowe: społeczeństwo, w którym się urodziliśmy, kultura, w której nas wychowano, naciski gospodarcze bądź polityczne itd.”

Owszem; ale czy to wszystko? Te wpływy to nasz wytwór, czyż nie? Społeczeństwo, co dość oczywiste, powstaje z relacji międzyludzkich. Podstawą tych relacji jest użyteczność, nasze potrzeby, szukamy w nich pocieszenia, gratyfikacji, a to stwarza wpływy, wartości, które nas wiążą. Te więzi nas warunkują. Wiążą nas własne myśli i działania; ale tych więzi sobie nie uświadamiamy, uświadamiamy sobie tylko konflikt przyjemności i bólu. Nigdy, jak się wydaje, poza to nie wychodzimy; a jeśli nawet, to wpadamy tylko w kolejny konflikt. Nie uświadamiamy sobie własnego uwarunkowania, a póki to się nie stanie, wywołujemy wyłącznie dalsze konflikty i zamęt.

„Jak uświadomić sobie własne uwarunkowania?”

Da się to osiągnąć tylko dzięki zrozumieniu innego procesu, procesu przywiązania. Jeśli zdołamy zrozumieć, dlaczego jesteśmy przywiązani, to być może zdołamy uświadomić sobie własne uwarunkowania.

„Czy to nie za długa droga, aby wprost o to zapytać?”

Czyżby? Po prostu staraj się uświadamiać sobie swoje uwarunkowania. Możesz je poznać tylko nie wprost, w odniesieniu do czegoś innego. Nie możesz uświadamiać sobie własnych warunkowań jako abstrakcji, bo wtedy jest to jedynie werbalne, niewiele warte. Uświadamiamy sobie tylko sam konflikt. Konflikt ma miejsce, gdy wyzwanie nie jest zintegrowane z reakcją. Ten konflikt jest wynikiem naszych uwarunkowań. Uwarunkowanie to przywiązanie: przywiązanie do pracy, tradycji, własności, ludzi, idei i tak dalej. Gdyby nie było przywiązania, czy nadal bylibyśmy uwarunkowani? Oczywiście nie. Dlaczego więc jesteśmy przywiązani? Jestem przywiązany do swojego kraju, bo poprzez utożsamienie się z nim staję się kimś. Utożsamiam się ze swoją pracą, a praca staje się ważna. Jestem swoją rodziną, swoją własnością; jestem do nich przywiązany. Obiekt przywiązania oferuje mi sposób ucieczki od własnej pustki. Przywiązanie jest ucieczką i to ucieczka wzmacnia uwarunkowanie. Jeśli jestem do ciebie przywiązany, to dlatego, że stałeś się sposobem, na jaki uciekam od siebie; dlatego jesteś dla mnie bardzo ważny i muszę cię posiąść, trzymać się ciebie. Stajesz się czynnikiem warunkującym, a ucieczka jest uwarunkowaniem. Jeśli jesteśmy świadomi naszych ucieczek, to możemy dostrzec czynniki, wpływy, które składają się na uwarunkowanie.

„Czy uciekam od siebie poprzez pracę socjalną?”

Czy jesteś do niej przywiązany, czy ci na niej zależy? Czy czułbyś się zagubiony, pusty, znudzony, gdybyś nie wykonywał pracy społecznej?

„Jestem pewien, że tak”.

Przywiązanie do pracy jest twoją ucieczką. Ucieczki występują na wszystkich poziomach naszego istnienia. Ty znajdujesz ucieczkę w pracy, ktoś inny w piciu, jeszcze inni w ceremoniach religijnych, w wiedzy, w Bogu, a wreszcie ktoś jest uzależniony od rozrywki. Wszystkie ucieczki są takie same, nie ma ucieczki wyższej ani niższej. Bóg i alkohol są na tym samym poziomie, o ile są ucieczkami od tego, kim jesteśmy. Gdy uświadamiamy sobie swe ucieczki, tylko wtedy możemy poznać nasze uwarunkowania.

„Co mam zrobić, jeśli przestanę uciekać w pracę socjalną? Czy mogę zrobić cokolwiek bez uciekania? Czy wszystkie moje działania nie są formą ucieczki od tego, kim jestem?”

Czy to pytanie jest tylko werbalne, czy też odzwierciedla ono rzeczywistość, fakt, którego doświadczasz? Gdybyś nie uciekał, co by się stało? Czyś kiedykolwiek spróbował?

„To, co mówisz, jest tak negatywne, jeśli mogę tak rzec. Niczego w zamian nie oferujesz”.

Czy każdy substytut nie jest inną formą ucieczki? Kiedy jedna konkretna forma aktywności nie satysfakcjonuje nas lub prowadzi do dalszego konfliktu, zwracamy się do innej. Zastępowanie jednej czynności przez drugą, bez zrozumienia ucieczek, jest daremne, prawda? To właśnie te ucieczki i nasze przywiązanie do nich tworzą uwarunkowanie. Uwarunkowanie rodzi problemy, konflikty. To uwarunkowanie uniemożliwia nam zrozumienie wyzwania; skoro jesteśmy uwarunkowani, nasze reakcje muszą wywołać konflikty.

„Jak można uwolnić się od uwarunkowań?”

Tylko przez zrozumienie, bycie świadomym swych ucieczek. Uwarunkowuje nas przywiązanie do osoby, do pracy, do ideologii; to właśnie musimy zrozumieć, a nie szukać lepszej czy bardziej inteligentnej ucieczki. Wszystkie ucieczki są nieinteligentne, gdyż nieuchronnie prowadzą do konfliktu. Kultywowanie nieprzywiązania jest inną formą ucieczki, izolacji; jest przywiązaniem do abstrakcji, do ideału zwanego nieprzywiązaniem. Ten ideał to stworzona przez ego fikcja, a stanie się ideałem to ucieczka od tego, co jest. Rozumienie tego, co jest, stosowne działanie ku temu, co jest, następuje tylko wtedy, gdy umysł nie szuka już żadnej ucieczki. Samo myślenie o tym, co jest, jest ucieczką od tego, co jest. Myślenie o problemie jest ucieczką od problemu; gdyż myślenie jest problemem i to problemem jedynym. Umysł, nie chcąc być tym, czym jest, bojąc się tego, czym jest, poszukuje tych różnych ucieczek; a sposobem na ucieczkę jest myśl. Dopóki trwa myślenie, muszą istnieć ucieczki, przywiązania, które tylko wzmacniają uwarunkowanie.

Wolność od uwarunkowań nastaje wraz z uwolnieniem się od myślenia. Tylko wtedy, gdy umysł jest całkowicie spokojny, może zaistnieć to, co rzeczywiste.

II.03 Lęk przed wewnętrzną samotnością

JAKŻE trzeba umierać co dnia, umierać co minuta dla wszystkiego, dla wielu dni wczorajszych i dla chwili, która właśnie przeminęła! Bez śmierci nie nastąpi odnowa, bez śmierci nie ma tworzenia. Brzemię przeszłości rodzi własną ciągłość, a wczorajsze zmartwienia dają nowe życie troskom dnia dzisiejszego.

Wczoraj utrwala dzisiaj, a jutro to wciąż wczoraj. Tylko śmierć wyzwala z tej ciągłości. W umieraniu jest radość. Ten nowy poranek, świeży i jasny, jest wolny od wczorajszego światła i ciemności; śpiew tego ptaka słychać już od pierwszego brzasku, a hałas, jaki robią te dzieci, nie jest wczorajszy. Nosimy w sobie wspomnienie o wczoraj, które zaciemnia nasze bycie. Dopóki umysł jest mechaniczną maszyną do pamiętania, nie zna spokoju, ciszy; zawsze ulega zużyciu. To, co jest, może się odrodzić, ale wszystko, co znajduje się w ciągłym ruchu, zużywa się i jest bezużyteczne. Źródło tryska, gdy wszystko się kończy, a śmierć jest równie bliska jak życie.

Jak wyznała, przez wiele lat studiowała pod kierunkiem jednego ze słynnych psychologów, który poddał ją psychoanalizie, co zajęło sporo czasu. Chociaż wychowano ją na chrześcijankę, a zgłębiała też filozofię hinduską i jej nauczycieli, nigdy się nie przyłączyła do którejś z grup ani nie związała z żadnym systemem myślowym. Wciąż niezadowolona odłożyła na bok nawet psychoanalizę; a teraz zaangażowała się w jakąś pracę społeczną. Była mężatką i znała wszystkie nieszczęścia życia rodzinnego, a także jego radości.

Schronienie zapewnić jej miały prestiż społeczny, praca, pieniądze czy ciepłe rozkosze w tym kraju nad błękitnym morzem. Mnożyły się smutki, które były do zniesienia; ale nigdy nie zdołała zejść na głębinę, a ta, na jaką schodziła, nie była zbyt głęboka.

Prawie wszystko jest płytkie i wkrótce się kończy, by znów zacząć się na kolejnej płyciźnie. Tego, co niewyczerpane, nie da się odkryć w wyniku jakiejkolwiek aktywności umysłowej.

„Przerzucałam się z jednej aktywności na inną, z jednych niedoli w inne, zawsze przez coś pchana, do czegoś dążąca. Teraz, gdy dotarłam do kresu jednych pragnień, a zanim na kolejne lata podążę za innymi, pod wpływem jakiegoś silniejszego impulsu pojawiłam się tutaj. Żyłam dobrze, wesoło i bogato. Interesowało mnie wiele spraw, dość głęboko studiowałam pewne przedmioty; ale jakoś, po tylu latach, wciąż jestem na marginesie, nie wydaje mi się, abym mogła przeniknąć gdzieś dalej; chcę zejść głębiej, a nie mogę. Powiedziano mi, że jestem dobra w tym, co robię, i to właśnie to bycie dobrą mnie pęta. Warunkuje mnie pewnego rodzaju dobroczynność: czynienie dobra innym, pomoc potrzebującym, troska, hojność i tak dalej; ale to mnie wiąże, jak każde inne uwarunkowanie. Chcę być wolną, nie tylko od tego uwarunkowania, ale od każdego innego, i wyjść poza nie. Odczuwam to jako konieczność, nie tylko z uwagi na wysłuchane mowy, ale także z powodu własnych obserwacji i doświadczeń. Na razie zawiesiłam swoją działalność opiekuńczą, a czy będę ją kontynuowała, okaże się później”.

Dlaczego wcześniej nie zapytałaś siebie o powód tych wszystkich działań?

„Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, aby zadać sobie pytanie, dlaczego pracuję w pracy społecznej. Zawsze chciałem pomagać, czynić dobro i nie był to tylko pusty sentymentalizm. Odkryłem, że ludzie, z którymi żyję, nie są prawdziwi, że noszą maski; prawdziwi są ci, którzy potrzebują pomocy. Życie z noszącymi maski jest nudne i głupie, a tym drugim towarzyszy walka, ból”.

Dlaczego angażujesz się w opiekę społeczną lub jakąkolwiek inną pracę?

„Przypuszczam, że chodzi o to, by jakoś szło. Trzeba żyć i działać, a byłam uwarunkowana, by działać tak przyzwoicie, jak to tylko możliwe. Nigdy nie pytałam, dlaczego robię takie rzeczy, a teraz muszę się dowiedzieć. Ale zanim przejdziemy dalej, powiem, że jestem samotna; choć widuję wielu ludzi, jestem sama i lubię to. Jest coś ekscytującego w samotności”.

Bycie samotnym, w najwyższym sensie, jest istotne; ale samotność wycofania daje poczucie siły, mocy, nietykalności. Taka samotność to izolacja, ucieczka, schronienie. A czy nie jest ważne, aby dowiedzieć się, dlaczego nigdy nie zadałeś sobie pytania o powód wszystkich swoich ponoć dobrych działań? Czy nie powinnaś tego zbadać?

„Tak, zróbmy to. Myślę, że to lęk przed wewnętrzną samotnością skłonił mnie do robienia tego wszystkiego”.

Dlaczego używasz słowa ‘lęk’ w odniesieniu do wewnętrznej samotności? Na zewnątrz nie masz nic przeciwko byciu samej, ale odwracasz się od wewnętrznej samotności. Czemu? Lęk to nie abstrakcja, istnieje tylko w związku z czymś. Lęk nie istnieje sam z siebie; istnieje jako słowo, ale odczuwa się go tylko w kontakcie z czymś innym. Czego się boisz?

„Tej wewnętrznej samotności”.

Lęk przed wewnętrzną samotnością istnieje tylko w związku z czymś innym. Nie możesz się bać wewnętrznej samotności, ponieważ nigdy na nią nie spojrzałeś; mierzysz ją teraz tym, co już wiesz. Znasz swoją wartość, jeśli można tak to ująć, jako pracownika socjalnego, jako matki, jako osoby zdolnej i efektywnej i tak dalej; znasz wartość swej zewnętrznej samotności. Tak więc w odniesieniu do tego wszystkiego zbliżasz się do wewnętrznej samotności lub ją oceniasz; wiesz, co było, ale nie wiesz, co jest. Znane, patrząc na nieznane, wzbudza lęk; lęk powoduje właśnie ta aktywność.

„Tak, to prawda. Porównuję wewnętrzną samotność z tym, co znam z doświadczenia. To właśnie te doświadczenia wywołują lęk przed czymś, czego tak naprawdę w ogóle nie doświadczyłam”.

Więc twój lęk tak naprawdę nie dotyczy wewnętrznej samotności, ale przeszłość boi się czegoś, czego nie zna, czego nie doświadczyła. Przeszłość chce wchłonąć nowe, uczynić z tego doświadczenie. Ale czy przeszłość, którą jesteś, może doświadczyć nowego, nieznanego? Znane może doświadczyć tylko tego, co zna, nigdy nie doświadczy nowego, nieznanego. Nadając nieznanemu imię, nazywając je wewnętrzną samotnością, rozpoznałaś je tylko werbalnie, a słowo zastępuje doświadczanie; bo słowo jest zasłoną lęku. Termin ‘wewnętrzna samotność’ skrywa fakt, to, co jest, a samo słowo wywołuje lęk.

„Ale jakoś nie jestem w stanie na to patrzeć”.

Najpierw zrozummy, dlaczego nie jesteśmy w stanie patrzeć na fakt i co uniemożliwia nam jego bierną obserwację. Nie próbuj teraz na to patrzeć, ale słuchaj cicho tego, co zostało powiedziane. To, co znane, przeszłe doświadczenie próbuje wchłonąć to, co nazywa wewnętrzną samotnością; ale nie może tego doświadczyć, bo nie wie, co to jest; zna termin, ale nie to, co się za nim kryje. Nieznanego nie można doświadczyć. Możesz myśleć lub spekulować na temat nieznanego lub się go bać; ale myśl nie może tego pojąć, ponieważ jest wytworem znanego, doświadczenia. Ponieważ myśl nie może poznać nieznanego, boi się go. Lęk trwa dopóty, dopóki myśl chce doświadczyć, zrozumieć to, co nieznane.

„Więc co...?”

Proszę słuchać. Jeśli dobrze posłuchasz, ujrzysz prawdę tego wszystkiego i wtedy prawda będzie jedynym działaniem. Cokolwiek myśl robi w odniesieniu do wewnętrznej samotności, jest ucieczką, unikaniem tego, co jest. Unikając tego, co jest, myśl tworzy własne uwarunkowania, które uniemożliwiają doświadczanie nowego, nieznanego. Lęk to jedyna reakcja myśli na nieznane; myśl może nazwać to innymi słowami, ale to wciąż jest lęk. Po prostu zobacz, że myśl nie może operować na nieznanym, na tym, co kryje się za terminem ‘wewnętrzna samotność’. Dopiero wtedy to się rozwija i jest niewyczerpalne.

Teraz, jeśli można zasugerować, zostaw to w spokoju; usłyszałaś i niech to działa samo przez się. Odpoczynek po orce i siewie rodzi twórczość.

II.04 Nienawiść

BYŁA nauczycielką, a raczej była nią niegdyś. Jej czułość i życzliwość zmieniły się prawie w rutynę. Uczyła, jak wyznała, przez ponad dwadzieścia pięć lat i to ją uszczęśliwiało; a chociaż pod koniec chciała oderwać się od tego wszystkiego, to trwała na posterunku. Niedawno zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, co tkwiło głęboko w jej naturze. Nagle to odkryła w trakcie jakiejś dyskusji i naprawdę ją to zaskoczyło i zszokowało. Nie chodziło o zwykłe samooskarżanie; ale kiedy spojrzała na minione lata, zobaczyła, że towarzyszyło jej to zawsze. Przepełniała ją nienawiść. Nie żeby nienawidziła kogokolwiek w szczególności, ale czuła nienawiść tak w ogóle, tłumiony antagonizm wobec wszystkich i wszystkiego. Kiedy po raz pierwszy go odkryła, pomyślała, że jest to coś bardzo powierzchownego, co może łatwo odrzucić; ale w miarę upływu dni odkryła, że nie było to coś błahego, ale głęboko zakorzeniona nienawiść, która trwała przez całe jej życie. Zszokowało ją to, bo zawsze myślała, że jest czuła i życzliwa.

Miłość to coś dziwnego. Znika, gdy tylko wplącze się myśl. Kiedy myślisz o kimś, kogo kochasz, ta osoba staje się symbolem przyjemnych wrażeń, wspomnień, obrazów; ale to nie jest miłość. Myśl jest doznaniem, a doznanie nie jest miłością. Sam proces myślenia jest zaprzeczeniem miłości. Miłość jest płomieniem bez dymu myśli, zazdrości, antagonizmu, robienia użytku, które są rzeczami umysłu. Dopóki serce jest obciążone sprawami umysłu, musi istnieć nienawiść; umysł jest bowiem siedliskiem nienawiści, antagonizmu, sprzeciwu, konfliktu. Myśl jest reakcją, a ta zawsze, w taki czy inny sposób, rodzi wrogość. Myśl to sprzeciw, nienawiść; zawsze konkuruje, zawsze dąży do celu, do sukcesu; jej spełnieniem jest przyjemność, a frustracją nienawiść. Konflikt to myśl złapana w przeciwieństwa; syntezą przeciwieństw jest wciąż nienawiść, antagonizm.

„Zawsze sądziłam, że kocham dzieci. Nawet gdy dorosły, szukały u mnie pocieszenia w tarapatach. Uznałam za pewnik, że je kocham, zwłaszcza te, które szczególnie lubiłam poza szkołą; ale teraz widzę, że zawsze kryła się pod tym nienawiść, głęboko zakorzeniony antagonizm. Co mam zrobić z tym odkryciem? Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to przeraża, i chociaż mówisz, że nie wolno nam potępiać, to odkrycie było zbawienne”.

Czy odkryłaś również proces nienawiści? Dostrzec przyczynę, poznać, dlaczego nienawidzisz, jest dość łatwo; ale czy zdajesz sobie sprawę z dróg nienawiści? Czy obserwujesz to niczym dziwne nowe zwierzę?

„To wszystko jest dla mnie takie nowe, a nigdy nie obserwowałem procesu nienawiści”.

Zróbmy to teraz i zobaczmy, co się stanie; śledźmy biernie nienawiść, gdy się rozwija. Nie bądź zszokowana, nie potępiaj ani nie znajduj wymówek; po prostu biernie śledź. Nienawiść jest formą frustracji? Spełnienie i frustracja zawsze idą w parze. Czym się interesujesz, nie zawodowo, ale w głębi?

„Zawsze chciałem malować”.

Dlaczego nic z tego nie wyszło?

„Mój ojciec upierał się, że nie powinnam robić niczego, co nie przynosiłoby pieniędzy. Był pełen agresji, a pieniądze były dla niego wszystkim; nigdy nie zrobił niczego inaczej niż dla pieniędzy lub jeśli nie przyniosło to większego prestiżu, większej władzy. ‘Więcej’ było jego bogiem, a my wszyscy byliśmy jego dziećmi. Chociaż go lubiłem, sprzeciwiałam mu się na wiele sposobów. Ta idea wagi pieniądza była we mnie głęboko zakorzeniona; a lubiłem uczyć, prawdopodobnie dlatego, że dawało mi to możliwość bycia szefem. W wakacje malowałem, ale to było najgorsze. Chciałem poświęcić temu całe życie, a nie tylko kilka miesięcy w roku. W końcu przestałem malować, ale to płonęło wewnątrz. Teraz widzę, jak to rodziło antagonizm”.

Czy byłaś kiedykolwiek zamężna? Czy masz dzieci?

„Zakochałam się w żonatym mężczyźnie, mieszkaliśmy razem potajemnie. Byłam wściekle zazdrosna o jego żonę i dzieci, bałam się urodzić własne, choć mi ich brakowało. Odmówiono mi wszystkich naturalnych rzeczy, codziennego towarzystwa i tak dalej, a zazdrość mnie dławiła. On musiał przeprowadzić się do innego miasta, a moja zazdrość nigdy nie ustała. To było nie do zniesienia. Aby zapomnieć o tym wszystkim, zaczęłam intensywniej uczyć. Ale teraz widzę, że wciąż jestem zazdrosna, nie o niego, bo on nie żyje, ale zazdroszczę szczęśliwym ludziom, małżeństwom, celebrytom, prawie każdemu. Odmówiono nam możliwości bycia razem!”

Zazdrość to nienawiść, prawda? Jeśli się kocha, to brak miejsca na cokolwiek innego. Ale my nie kochamy; dusi nas dym, a płomień gaśnie.

„Widzę teraz, że w szkole, w relacjach z moimi zamężnymi siostrami i w prawie wszystkich moich związkach, toczyła się wojna, tyle że skryta. Stawałam się idealnym nauczycielem; do tego dążyłam i za taką uchodziłam”.

Im silniejszy ideał, tym głębsze stłumienie, tym głębszy konflikt i antagonizm.

„Tak, teraz to wszystko widzę; i o dziwo, kiedy patrzę, nie mam nic przeciwko byciu taką, jaką naprawdę jestem”.

Nie masz nic przeciwko temu, ponieważ istnieje pewnego rodzaju brutalne przyznanie się, prawda? Ono samo przynosi pewną przyjemność; daje witalność, poczucie pewności, że znasz siebie, potęgę wiedzy. Tak jak zazdrość, choć bolesna, sprawiała przyjemność, tak teraz wiedza o twojej przeszłości daje poczucie mistrzostwa, które jest również przyjemne. Nadałaś teraz nową nazwę zazdrości, frustracji, byciu opuszczoną: jest to nienawiść i wiedza o niej. Wiedza napełnia dumą, czyli inną formą antagonizmu. Zamieniamy jeden substytut na drugi; ale w istocie wszystkie substytuty są takie same, chociaż werbalnie mogą wydawać się niepodobne. Tak więc pochwyciła cię sieć własnych myśli, prawda?

„Tak, ale co jeszcze można zrobić?”

Nie pytaj, ale obserwuj proces własnego myślenia. Jakże jest przebiegły i zwodniczy! Obiecuje uwolnienie, a wywołuje tylko kolejny kryzys, kolejny antagonizm. Po prostu biernie się temu przyglądaj i pozwól, aby prawda wyszła na jaw.

„Czy uwolnię się od zazdrości, nienawiści, od tej nieustannej, tłumionej walki?”

Kiedy masz nadzieję na coś pozytywnego lub negatywnego, to projektujesz własne pragnienie; spełni się ono, ale jest to tylko kolejny substytut, a bitwa trwa nadal. To pragnienie zdobycia lub uniknięcia nadal lokuje się wśród sprzeciwów, czyż nie? Postrzegaj fałsz jako fałsz, a wtedy pojawia się prawda. Nie musisz jej szukać. Znajdziesz to, czego szukasz, ale to nie będzie prawda. Podejrzliwy człowiek znajduje to, co podejrzewa, a to jest dość łatwe i głupie. Po prostu bądź biernie świadoma całego tego procesu myślowego, a także pragnienia, by się od niego uwolnić.

„Odkryłam w tym wszystkim coś niezwykłego, zaczynam dostrzegać prawdę w tym, co mówisz. Mam nadzieję, że wyjście poza ten konflikt nie zajmie mi wielu lat. Odzyskałam nadzieję! Będę w milczeniu obserwowała i zobaczę, co się stanie”.

 

II.05 Postęp i rewolucja

Świątynię z rzeźbionego kamienia, masywną i niezniszczalną, wypełniał śpiew. Ponad trzydziestu kapłanów, nagich do pasa, wyraźnie i precyzyjnie wymawiało sanskryckie formuły. Rozumieli sens pieśni. Głębia i dźwięk słów niemal wprawiały te ściany i filary w drgania, a grupa obecnych instynktownie zamilkła. Śpiewano o stworzeniu, początku świata i narodzinach człowieka. Ludzie zamknęli oczy, a pieśń wprawiła ich w przyjemny zamęt: nostalgiczne wspomnienia z dzieciństwa, myśli o postępach, jakie zrobili od tamtych młodzieńczych dni, dziwny efekt sanskryckich słów, radość z ponownego słuchania pieśni. Niektórzy nucili pod nosem, ich wargi poruszały się. Czuło się silne emocje, kapłani śpiewali dalej, a bogowie milczeli.

Tak czule pielęgnujemy ideę postępu. Lubimy myśleć, że osiągniemy lepszy stan, staniemy się bardziej miłosierni, pokojowi i cnotliwi. Uwielbiamy lgnąć do tej iluzji i niewielu zdaje sobie sprawę, że owo stawanie się to udawanie, satysfakcjonujący mit. Uwielbiamy myśleć, że kiedyś będziemy lepsi, a tymczasem ciągniemy swoje sprawy dalej. Postęp to takie pocieszające, tak krzepiące słowo, słowo, którym sami siebie hipnotyzujemy. Rzecz, która jest, nie może stać się czymś innym; chciwość nie zamieni się w dobroczynność, tak jak przemoc nie przeobrazi się w niestosowanie przemocy. Można z surówki zrobić cudowną, skomplikowaną maszynę, ale postęp jest iluzją, gdy odnosi się do stawania się sobą. Idea, że „ja” stanie się czymś wspaniałym, jest prostym oszustwem zrodzonym z pragnienia bycia wielkim. Czcimy sukces państwa, ideologii, nas samych i oszukujemy się pocieszającą iluzją postępu. Myśl może dokonać postępu, stać się czymś więcej, zmierzać w kierunku doskonalszego celu lub wyciszyć się; ale dopóki myśl jest ruchem zachłanności lub wyrzeczenia, pozostaje tylko reakcją. Reakcja nieodmiennie rodzi konflikt, a postęp w stanie konfliktu to dalszy zamęt, dalszy antagonizm.

Powiedział, że jest rewolucjonistą, gotowym zabić lub zostać zabitym dla swojej sprawy, dla swojej ideologii. Był gotów zabijać w imię lepszego świata. Zniszczenie obecnego porządku społecznego spowodowałoby oczywiście większy chaos, ale ten zamęt można by wykorzystać, aby zbudować społeczeństwo bezklasowe. Cóż by znaczyło zabicie pewnej liczby ludzi w procesie budowania idealnego ładu społecznego? Liczył się człowiek nie ten obecny, ale przyszły. W nowym świecie, który mieli zbudować, nie będzie nierówności, wszyscy będą mieć pracę i zapanuje powszechne szczęście.

Jak możesz z taką pewnością orzekać o przyszłości? Co sprawia, żeś się wyzbył na jej temat wątpliwości? Ludzie religijni obiecują niebo, a wy obiecujecie lepszy świat w przyszłości; macie swoją księgę i swoich kapłanów, tak jak oni mają swoich, więc naprawdę niewiele was różni. Ale co sprawia, że masz taką pewność, tak jasny obraz przyszłości?

„Logicznie rzecz biorąc, jeśli podążymy określonym kursem, koniec jest pewny. Co więcej, istnieje wiele historycznych dowodów na poparcie naszego stanowiska”.

Wszyscy tłumaczymy przeszłość zgodnie z naszymi szczególnymi uwarunkowaniami i interpretujemy ją zgodnie z naszymi uprzedzeniami. Tak samo brak ci pewności co do jutra, jak reszcie z nas i całe szczęście, że tak jest! Ale poświęcanie teraźniejszości dla złudnej przyszłości jest oczywiście najbardziej nielogiczne.

„A ty wierzysz w zmianę, czy może jesteś narzędziem kapitalistycznej burżuazji?”

Zmiana jest zmodyfikowaną kontynuacją, którą można nazwać rewolucją; ale rewolucja fundamentalna to zupełnie inny proces, nie ma nic wspólnego z logiką ani z dowodami historycznymi. Fundamentalną rewolucję wywołuje tylko zrozumienie całego procesu działania, nie na jakimś szczególnym poziomie, ekonomicznym czy ideologicznym, ale działania jako zintegrowanej całości. Takie działanie nie jest reakcją. Znasz tylko reakcję, reakcję antytezy i dalszą reakcję, którą nazywasz syntezą. Integracja nie jest intelektualną syntezą, werbalnym wnioskiem opartym na badaniach historycznych. Integracja może zaistnieć tylko dzięki zrozumieniu reakcji. Umysł to seria reakcji; a rewolucja oparta na reakcjach, na ideach, wcale nie jest rewolucją, a jedynie zmodyfikowaną kontynuacją tego, co było. Można to nazwać rewolucją, ale faktycznie nią nie jest.

„Czym dla ciebie jest rewolucja?”

Zmiana oparta na idei nie jest rewolucją; idea jest bowiem reakcją pamięci, która znowu jest reakcją. Fundamentalna rewolucja może nastąpić tylko wtedy, gdy idee nie są ważne, a więc gdy znikły. Rewolucja zrodzona z antagonizmu przestaje być tym, za co się podaje; to tylko sprzeciw, a sprzeciw nie bywa twórczy.

„Tego rodzaju rewolucja, o której mówisz, jest czystą abstrakcją, nie ma na nią miejsca we współczesnym świecie. Jesteś mętnym idealistą, zupełnie niepraktycznym”.

Przeciwnie, idealista to człowiek z ideą i to on nie jest rewolucjonistą. Idee dzielą, a podział to dezintegracja, a nie rewolucja. Człowiek z ideologią pogrążony jest w ideach, w słowach, obce mu jest bezpośrednie działanie; unika bezpośredniego działania. Ideologia takiemu działaniu przeszkadza.

„Nie sądzisz, że rewolucja można przynieść równość?”

Rewolucja oparta na idei, choćby logiczna i zgodna z dowodami historycznymi, nie zapewni równości. Idea z natury dzieli ludzi. Wiara, religijna lub polityczna, ludzi konfliktuje. Tak zwane religie nas podzieliły i nadal dzielą. Zorganizowana wiara, którą nazywamy religią, jest, jak każda inna ideologia, rzeczą umysłu, a zatem wprowadza podziały. Ty ze swoją ideologią robisz to samo, prawda? Co więcej, formujesz jądro lub grupę wokół idei; chcesz, podobnie jak czynią to wierzący, włączyć wszystkich do swojej grupy. Chcesz zbawić świat na swój sposób, tak jak oni na swój. Mordujecie i likwidujecie się nawzajem, a wszystko dla lepszego świata. Nikogo z was nie interesuje lepszy świat, chcecie kształtować świat według własnej idei. Jak idea może zrodzić równość?

„W obrębie tej idei wszyscy jesteśmy równi, chociaż możemy pełnić różne funkcje. Jesteśmy najpierw tym, co prezentuje idea, a potem jesteśmy indywidualnymi funkcjonariuszami. Jesteśmy zhierarchizowani jako funkcjonariusze, a nie jako przedstawiciele ideologii”.

Ależ dokładnie to głosiło każde inne zorganizowane przekonanie. W oczach Boga wszyscy jesteśmy równi, ale różnimy się zdolnościami; życie jest jedno, ale podziały społeczne są nieuniknione. Zastępując jedną ideologię drugą nie zmieniłeś podstawowego faktu, że dana grupa lub jednostka traktuje inną jako gorszą. Faktycznie ma miejsce nierówność na wszystkich poziomach egzystencji. Jeden jest utalentowany, a drugi nie; jeden prowadzi, a drugi podąża za nim; jeden jest nudny, a drugi wrażliwy, czujny, elastyczny; jeden maluje lub pisze, a drugi kopie; jeden jest naukowcem, a drugi zamiataczem. Nierówność jest faktem i żadna rewolucja nie może jej usunąć. Tak zwana rewolucja jedynie wprowadza jedną grupę w miejsce drugiej. Nowa grupa przejmuje wtedy władzę, polityczną i ekonomiczną; staje się nową klasą wyższą, która umacnia się przyznając sobie przywileje i tak dalej. Zna wszystkie sztuczki klasy, która została zdegradowana. Nie zniosło to nierówności, prawda?

„Ale w końcu to nastąpi. Kiedy cały świat będzie myślał tak, jak my, nastanie ideologiczna równość”.

To wcale nie jest równość, a tylko idea, teoria, marzenie o innym świecie, niczym marzenia ludzi religijnych. Jak bardzo jesteście podobni! Idee dzielą, separują, rodzą konflikty. Idea nigdy nie zrodzi równości, nawet w swym własnym świecie. Gdybyśmy wszyscy wierzyli w to samo w tym samym czasie, na tym samym poziomie, nastałaby pewna równość; ale to niemożliwe, to tylko spekulacja, prowadząca jedynie do złudzeń.

„Czy przeczysz wszelkiej równości? Czy jesteś cynikiem, potępiającym wszelkie wysiłki na rzecz zapewnienia wszystkim równych szans?”

Nie jestem cynikiem, a jedynie stwierdzam oczywiste fakty; nie jestem też przeciw równym szansom. Można rzecz jasna spojrzeć na to z zewnątrz i odkryć skuteczne podejście do problemu nierówności tylko wtedy, gdy zrozumiemy stan faktyczny, to, co jest. Ujęcie tego, co jest, przez pryzmat idei, wniosku, marzenia sennego, nie prowadzi do zrozumienia go. Stronnicza obserwacja wcale nie jest obserwacją. Faktem jest, że ma miejsce nierówność na wszystkich poziomach świadomości, życia; a cokolwiek uczynimy, ten fakt nie ulegnie zmianie.

Czy można zmierzyć się z faktem nierówności bez tworzenia dalszego antagonizmu, dalszego podziału? Rewolucja wykorzystała człowieka jako środek do celu. Cel był ważny, nie człowiek. Religie utrzymywały, przynajmniej werbalnie, że człowiek jest ważny; ale również wykorzystały człowieka do budowania wiary, dogmatu. Wykorzystywanie człowieka jako środka do celów nieuchronnie wzbudza poczucie przywódcy i poddanego, tego, kto jest blisko i tego, kto pozostaje w oddali, tego, kto wie i ignoranta. Ten podział rodzi psychologiczną nierówność, dezintegruje społeczeństwo. Obecnie znamy relacje tylko jako coś użytecznego; społeczeństwo posługuje się jednostką, tak jak jednostki wykorzystują siebie nawzajem, aby na różne sposoby czerpać korzyści. To używanie innych jest podstawową przyczyną psychologicznego podziału konfliktującego ludzi.

Przestajemy się wykorzystywać tylko wtedy, gdy idea nie jest czynnikiem motywującym w związku. Wraz z ideą rodzi się wyzysk, a wyzysk wywołuje antagonizm.

„W takim razie co następuje, gdy idea znika?”

To miłość, a wyłącznie ona może wywołać fundamentalną rewolucję. Miłość to jedyna prawdziwa rewolucja. Ale miłość nie jest ideą; nastaje gdy nie ma myśli. Miłość nie jest narzędziem propagandy; nie jest czymś, co można kultywować i krzyczeć o tym ze szczytów domów. Miłość może nastać dopiero wtedy, gdy znikną wiara, przywódca, idea jako zaplanowane działanie; a miłość to jedyna twórcza i ciągła rewolucja.

„Ale miłość nie uruchomi maszyn, prawda?”

 

 

II.19 Jednostka a ideał

„Nasze życie tu w Indiach jest mniej lub bardziej zszargane, chcemy coś z tym zrobić, ale nie wiemy, od czego zacząć. Pojmuję wagę działań masowych, a także kryjące się w nich zagrożenia. Kierowałem się ideałem niestosowania przemocy, ale lała się krew i szerzyła niedola. Od Podziału [na Indie i Pakistan] kraj miał ręce zbroczone krwią, a teraz tworzymy siły zbrojne. Mówimy o niestosowaniu przemocy, a jednak przygotowujemy się do wojny. Jestem równie zdezorientowany jak przywódcy polityczni. W więzieniu bardzo wiele czytałem, ale to nie pomogło mi wypracować własnego stanowiska. Czy możemy wnikać w poszczególne kwestie, rozważając je jedna po drugiej? Po pierwsze, kładzie pan wielki nacisk na jednostkę, ale czy to nie kolektywne działanie jest niezbędne?”

Jednostka jest z istoty kolektywem, a społeczeństwo jest wytworem jednostki. Jednostka i społeczeństwo są wzajemnie powiązane, nieprawdaż? Nie są odrębne. Jednostka buduje strukturę społeczną, a społeczeństwo i środowisko kształtują jednostkę. Choć środowisko uwarunkowuje jednostkę, to może ona zawsze się uwolnić, oderwać od swego otoczenia. Jednostka jest twórcą tego samego środowiska, które ją zniewala; ale ma także moc, pozwalającą jej oderwać się od niego i stworzyć środowisko, które nie stępi jej umysłu czy ducha. Znaczenie jednostki polega na tym jedynie, że jest zdolna do uwolnienia się od swych uwarunkowań i zrozumienia rzeczywistości. Indywidualność zwyczajnie bezlitosna w swoim uwarunkowaniu buduje społeczeństwo, którego fundamenty wspierają się na gwałcie i antagonizmie. Jednostka istnieje jedynie we wzajemnych związkach, w przeciwnym razie jej nie ma. I właśnie brak zrozumienia tych relacji wywołuje konflikt i zamęt. Jeśli jednostka nie rozumie swych związków z ludźmi, z posiadanymi rzeczami, z ideami lub wierzeniami, to zmuszenie jej do wspólnotowego życia lub narzucenie jakiegoś wzorca po prostu mija się z celem. Wprowadzenie nowego wzorca będzie wymagało tak zwanych działań masowych, ale ten nowy wzorzec został wymyślony przez kilka jednostek, zaś masa zostaje zahipnotyzowana najnowszymi sloganami, obietnicami nowej utopii. Masa jest taka, jaka była, a jedynie otrzymuje teraz nowych przywódców, nowe zwroty, nowych kapłanów, nowe doktryny. Masę tworzymy ty i ja, składa się ona z jednostek; masa jest fikcją, wygodnym określeniem, którym igrają wyzyskiwacz i polityk. Tłumy są przez nielicznych popychane do działań, wysyłane na wojny; niewielu reprezentuje pragnienia i chęci mas. W przeobrażeniu jednostki, ale nie według jakiegokolwiek wzorca, ma to najwyższą wagę. Wzorce zawsze warunkują, a uwarunkowana jednostka nieustannie wchodzi w konflikt z sobą i społeczeństwem. Względnie łatwo jest podstawić nowy wzór uwarunkowań w miejsce starego; ale czymś zupełnie innym jest uwolnienie się jednostki od wszelkich uwarunkowań.

„To wymaga starannego i szczegółowego namysłu, sądzę jednak, że zaczynam to rozumieć. Kładzie pan nacisk na jednostkę, ale nie jako na odrębną i antagonistyczną siłę w obrębie społeczeństwa. A teraz druga sprawa. Zawsze pracowałem dla ideału i nie rozumiem, jak może go pan odrzucać. Zastanowimy się nad tym?”

Dzisiejsza moralność opiera się na przeszłości lub przyszłości, na tradycji lub na tym, co powinno być. To, co powinno być, jest ideałem, w przeciwieństwie do tego, co było dotąd, przyszłość przeciwstawia się przeszłości. Niestosowanie przemocy jest ideałem, tym, co powinno być; a tym, co było, jest przemoc. To, co było, określa to, co być powinno; ideał jest dziełem ludzkim, określanym przez swe przeciwieństwo, przez fakty. Antyteza jest przedłużeniem tezy; przeciwieństwo zawiera element tego, co mu się przeciwstawia. Będąc brutalny, umysł projektuje swe przeciwieństwo, ideał niestosowania przemocy. Powiada się, że ideał pomaga przezwyciężyć własne przeciwieństwo, ale czy to prawda? Czy ideał nie jest unikiem, ucieczką od tego, co było lub od tego, co jest? Konflikt między faktami a ideałem jest oczywiście sposobem na odroczenie zrozumienia rzeczywistości, a ten konflikt jedynie wywołuje inny problem, który pomaga ukryć problem bezpośredni. Ideał jest piękną i szacowną ucieczką przed faktami. Ideał niestosowania przemocy, tak jak utopia wspólnotowa, jest fikcją; ideał, to, co być powinno, pomaga nam ukrywać to, co jest i tego unikać.

Dążąc do ideału poszukuje się nagrody. Można odrzucić nagrody, jakie świat oferuje, jako głupie i barbarzyńskie – a takie właśnie są. Lecz dążąc do ideału poszukuje się nagrody na innym poziomie, co również jest głupotą. Ideał to kompensacja, fikcyjny stan wyczarowany przez umysł. Będąc brutalny, wyodrębniony i zajęty tylko sobą, umysł projektuje satysfakcjonującą kompensację, fikcję, którą nazywa ideałem, utopią, przyszłością i daremnie do niej dąży. Samo dążenie jest konfliktem, ale jest też przyjemnym odroczeniem spotkania z faktami. Ideał, to, co powinno być, nie pomaga rozumieć tego, co jest; przeciwnie, zapobiega rozumieniu.

„Czy chce pan powiedzieć, że nasi przywódcy i nauczyciele mylili się broniąc ideałów i przekazując je dalej?”

A jak pan sądzi?

„Jeśli prawidłowo rozumiem pańskie słowa…”

Ależ to nie jest kwestia rozumienia tego, co ktoś inny ma do powiedzenia; chodzi o stwierdzenie, co jest prawdą. Prawda to nie opinia; prawda nie zależy od żadnego przywódcy czy nauczyciela. Ważenie opinii jedynie zapobiega ujrzeniu prawdy. Albo ideał jest stworzoną przez ludzi fikcją, zawierającą własne przeciwieństwo, albo nie jest. Jedno albo drugie. To nie zależy od żadnego nauczyciela, musisz ujrzeć tę prawdę sam dla siebie.

„Jeśli ideał jest fikcją, to rewolucjonizuje to całe moje myślenie. Czy chce pan powiedzieć, że nasze dążenie do ideału jest całkowicie daremne?”

To próżna walka, przyjemne oszukiwanie się, czyż nie?

„To bardzo niepokojące, a zmuszony jestem przyznać panu rację. Tak wiele rzeczy uznajemy za oczywiste, że nigdy nie pozwalamy sobie na to, by bliżej przyjrzeć się temu, co jest pod ręką. Oszukiwaliśmy się, a to, na co pan wskazuje, unicestwia strukturę mego myślenia i działania. Zrewolucjonizuje to edukację, cały sposób, w jaki żyjemy i pracujemy. Dostrzegam, jak sądzę, konsekwencje uwolnienia umysłu od ideału, od tego, co powinno być. Działanie ma dla takiego umysłu sens zupełnie odmienny od tego, jaki nadajemy mu obecnie. Działanie kompensacyjne w ogóle nie jest działaniem, a jedynie reakcją – a my się nim chełpimy! Ale jak bez ideału mamy uporać się z obecnymi faktami lub z tym, co było?”

Zrozumienie rzeczywistości jest możliwe jedynie wtedy, gdy ideał, to, co powinno być, wymażemy z umysłu; to znaczy, gdy fałsz ujrzymy jako fałsz. To, co być powinno, jest również tym, co powinno nie być. Dopóki umysł podchodzi do faktów szukając pozytywnej lub negatywnej kompensacji, zrozumieć ich się nie da. Aby zrozumieć rzeczywistość, musisz pozostawać z nią w bezpośrednim kontakcie, twój z nią związek nie może być zapośredniczony przez ekran ideału lub przez ekran przeszłości, tradycji, doświadczenia. Uwolnić się od złego podejścia, oto jedyny problem. A to faktycznie oznacza zrozumienie uwarunkowań, będących umysłem. Problem stanowi sam umysł, a nie te problemy, jakie on rodzi; rozwiązanie problemów zrodzonych przez umysł jedynie łagodzi skutki, a to wiedzie tylko do dalszego zamętu i złudzeń.

„Jak mamy zrozumieć umysł?”

Sposób działania umysłu jest sposobem życia – nie idealnego, ale faktycznego życia pełnego udręk i przyjemności, podstępów i szczerości, zarozumialstwa i udawanej pokory. Zrozumieć umysł to uświadomić sobie pragnienie i lęk.

„To już dla mnie o wiele za dużo. Jak mam zrozumieć mój umysł?”

Czy aby poznać umysł, nie trzeba uświadomić sobie jego działań? Umysł jest jedynie doświadczeniem, nie tylko najnowszym, ale też nagromadzonym. Umysł to przeszłość reagująca na teraźniejszość, co tworzy przyszłość. Musimy zrozumieć cały proces działania umysłu.

„Skąd mam zacząć?”

Od jedynego początku: od relacji. Relacje są życiem; być to być w relacjach. Umysł ma zostać zrozumiany jedynie w zwierciadle relacji i musi pan zacząć od ujrzenia siebie w tym zwierciadle.

„Czy chodzi panu o moje relacje z żoną, z sąsiadem i tak dalej? Czy nie jest to proces bardzo ograniczony?”

To, co wydaje się małe, ograniczone, właściwie ujęte okazuje się niezgłębione. Jest podobne do lejka, wąski otwór przechodzi w szeroki wlew. To, co ograniczone, obserwowane z pasywną czujnością, ujawnia to, co bezgraniczne. Koniec końców, u źródła rzeka jest malutka, ledwie warta uwagi.

„A zatem muszę zacząć od siebie i swoich bezpośrednich relacji?”

Oczywiście. Relacje są ograniczone lub znikome. Relacja z jednostką lub grupą to złożony proces, a można odnieść się do niej małostkowo lub swobodnie i otwarcie. To podejście znów zależy od stanu umysłu. Jeśli nie zacznie się od siebie, gdzież indziej można by zacząć? Nawet jeśli rozpocznie się od pewnych marginalnych działań, to pozostaje się z nimi w relacjach, a umysł stanowi ich centrum. Czy zaczniesz blisko czy daleko, ty tam jesteś. Bez zrozumienia siebie wszystko, co zrobisz, wywoła zamęt i udrękę. Początek jest końcem.

„Zawędrowałem daleko. Wiele widziałem, dokonałem licznych dzieł, cierpiałem i śmiałem się podobnie jak tylu innych, a jednak musiałem wrócić do siebie. Jestem niczym sannyasi, który wyruszył w poszukiwaniu prawdy. Przez wiele lat wędrował od jednego nauczyciela do drugiego, a każdy wskazywał inną drogę. W końcu zmęczony wrócił do swego domu, a tam znajdował się klejnot! Widzę, jak jesteśmy głupi, przeszukując świat w pogoni za tym szczęściem, które da się znaleźć jedynie w naszych sercach, kiedy umysł zostaje oczyszczony ze swych działań. Ma pan całkowitą rację. Zaczynam od punktu wyjścia. Zaczynam od tego, czym jestem.”

II.20