strona główna
jiddu krishnamurti
Wojciech Sady
Jiddu Krishnamurti: życie i nauczanie
10. Kiedy to się zaczęło?
Ponoć Krishnamurti powiedzieć miał kiedyś o sobie: "Prawdziwe przebudzenie nastąpiło w Indiach w latach 1947-1948". (Panditowie Maharasztry uznali go za Przebudzonego w 1948 r., panditowie z Varanasi dziesięć lat później). Jeśli przyjmiemy, że coś takiego jak Przebudzenie (Wyzwolenie, Oświecenie, moksza, samadhi, nirwana, satori) istnieje i że bohater naszej opowieści je osiągnął, powstaje pytanie, kiedy to nastąpiło. Twierdzono niegdyś, że przełom wywołała wieść o śmierci Nityanandy. Potem, gdy ujawniono relacje o wydarzeniach w Ojai 1922, niektórzy przesunęli datę o trzy lata wcześniej. Ale czy Przebudzonym, co zwykle wiąże się z bezpośrednim oglądem Prawdy, może być ktoś wierzący w teozoficznych Mistrzów? Oczywiście oświadczenia, składane przez samego Krishnamurtiego we wczesnych poezjach, świadczyć mogą tylko o tym, co się jemu samemu na temat własnego stanu wydawało. Do roku 1929 często, a przez kilka następnych lat sporadycznie, opierał swe nauczanie na doktrynie reinkarnacji. (A jednak, chyba w 1927 r., powiedział: "Reinkarnacja jest faktem, ale nie jest prawdziwa" i wyjaśnił: "To, co podlega reinkarnacji, jest nietrwałe, a zatem nie jest Prawdą, która jest trwała i wieczna" [S. Field, dz. cyt., s.64]. Przypomina to buddyjską naukę o niesubstancjalności jaźni). Później sama doktryna reinkarnacji poddana zostanie oglądowi: niczemu nie przecząc i nie potwierdzając, Krishnamurti naszą skłonność do wiary w reinkarnację uzna za coś, co ogarnąć trzeba rozumiejącym spojrzeniem. A podczas jednej z ostatnich w życiu mów pytać będzie słuchaczy, czy wierzą w reinkarnację, z wyraźną nutką ironii.
A zatem: czy i kiedy osiągnął Przebudzenie? Myślę, że tak na to, jak na wiele innych dotyczących go pytań nie znajdziemy zadowalającej odpowiedzi. Był dziwnym dzieckiem, bojaźliwym, uległym, zatopionym w marzeniach, wyglądającym na umysłowo niedorozwinięte; które wreszcie, w okresie dojrzewania, wplątane zostało w wir niezwykłych wydarzeń. A przecież otoczony uwielbieniem i mający do dyspozycji prawdziwą fortunę młody Krishnamurti nie uległ zepsuciu. Począwszy od 1922 r. zaczął przechodzić przez tajemniczy "proces": ciąg mistycznych doznań przeplatanych cierpieniami fizycznymi, którym towarzyszyło rozdwojenie, jeśli nie roztrojenie, osobowości. Wszystko to odbywało się bez żadnego niemal udziału z jego strony: nie był to skutek wieloletniej pracy nad sobą, wytrwałych praktyk ascetycznych i medytacyjnych, typowych dla duchowości Indii. Przebieg tych wydarzeń sugerować by mógł raczej jakąś ingerencję z zewnątrz, jeśli zaś człowiek zwany Krishnamurti miał w tym jakiś udział, to polegał on raczej, paradoksalnie, na braku udziału. Tak jak kiedyś bez zastrzeżeń przyjął przypisaną mu przez Leadbeatera rolę, tak po 1922 r. bez żadnego oporu przyjmował zarówno fizyczne tortury, jak i mistyczne uniesienia. Potem podniesie to do rangi jednego z filarów swego nauczania: nie da się świadomie szukać Prawdy, wszystko bowiem, czego możemy świadomie szukać, stanowi jedynie projekcję naszych obecnych uwarunkowań i związanych z tym złudzeń. Prawdy nie znamy, a wobec tego nie wiemy ani gdzie ani jak jej szukać. Dlatego, jak mówił kończąc swe wystąpienie w Londynie w 1953 r.:
Nieznane może zaistnieć gdy człowiek niczego nie szuka, nie pragnie, nie oczekuje i o nic nie prosi. Wtedy, rozumiejąc całość siebie samego, uspokaja się myślą i wchodzi w tę wielką ciszę, w której spotyka twórczą rzeczywistość i prawdę. [Przekład Wandy Dynowskiej.]
Co innego doznawać mistycznych stanów, co innego je interpretować, co innego wreszcie wskazać innym drogę do ich osiągnięcia. Początkowo Krishnamurti interpretował je najwyraźniej zgodnie z treścią Leadbeaterowego proroctwa, choć już przed 1922 r. wiele zastrzeżeń budziło w nim to, co teozofowie czynią z własnej doktryny. Po wydarzeniach w Ojai opis przyjmuje formę serii poematów. Do innych kierował w tym czasie apele w formie nakazów i zakazów. Te dwie formy ekspresji szybko zanikną po 1929 r. Te dwie daty, 1922 i 1929, dzieli szok wywołany śmiercią brata, co zaowocuje drugim z filarów nauczania: wątpieniem. By odkryć Prawdę trzeba powstrzymać się od jakichkolwiek interpretacji i po prostu widzieć to, co zachodzi. I nie wolno nam zatrzymywać tego w pamięci, bo zatrzymane tworzy szablon, do którego porównywać będziemy doświadczenia przyszłe, co od razu wzniesie w naszych umysłach psychologiczne bariery. Nie ma przeszłości, nie ma przyszłości, jest tylko TERAZ - oto główny motyw mowy wygłoszonej w Ommen w trzy dni po rozwiązaniu Zakonu Gwiazdy.
Ten proces oczyszczania umysłu za pomocą metodycznego wątpienia trwał przez kilka lat. Jeśli po jakości tekstów sądzić, to dopiero wystąpienia z 1933 r. stoją na jako takim poziomie. Teksty wcześniejsze stanowić dziś mogą, zdaniem piszącego te słowa, jedynie materiał do analizy ewolucji poglądów i stanu ducha ich autora, nie ma w nich jednak, jeśli nie liczyć rzadkich przebłysków, niczego, co potem skupiło wokół Krishnamurtiego tłumy poszukiwaczy Prawdy. Jakieś ważne przemiany dokonały się w nim na początku lat trzydziestych, a może jeszcze bardziej w ciągu spędzonych we względnej samotności i dość bezczynnie lat drugiej wojny światowej, oraz w ciągu długiej choroby zaraz potem. Tak czy inaczej dojrzałość osiągnęło jego nauczanie po II wojnie światowej. Nikną wtedy próby interpretowania własnych mistycznych stanów, co najwyżej sygnalizuje się je, zaznaczając zarazem, że niczego się tu słowami wyrazić nie da. Poetycką ekspresję zastępuje trzeźwy opis tych procesów psychicznych, które wikłają nas w świat ułudy, wywołując chaos i cierpienie. Nie tylko niknie nawoływanie do realizacji ideału, ale pojawia się twierdzenie przeciwne: przeciwstawianie naszego faktycznego życia ideałowi uniemożliwia zobaczenie życia takim, jakie jest - a tylko zobaczenie go takim, jakie jest, bez teoretyzowania, prowadzi do wyzwolenia.
Na pytanie, czy doznał Przebudzenia w 1922 r., a potem przez dwadzieścia z górą lat uczył się sztuki przekazywania innym zdobytej Prawdy, czy też ewoluował duchowo wraz z ewolucją swego nauczania począwszy od roku 1922 (lub jeszcze wcześniej) po rok (co najmniej) 1947, nigdy zapewne nie uzyskamy odpowiedzi. Tylko zewnętrzne wydarzenia jego życia podlegają, koniec końców, rzetelnemu badaniu. Reszta to nieuchronnie kwestia wiary.
Wiele spisanych relacji budzi pytanie, czy K posiadał tzw. moce paranormalne, określane w tradycji indyjskiej mianem siddhis. Podczas publicznych mów, wyjąwszy może wystąpienia wczesne, konsekwentnie o tym milczał - ale też niczemu nie przeczył. Szereg osób twierdziło, że, działając celowo, wyleczył je, przez nakładanie dłoni, z różnych chorób. On sam wyznawał czasem przyjaciołom, że ma zdolności jasnowidzenia, podkreślał jednak natychmiast, że są one dla postępu zmierzającego do Wyzwolenia obojętne. Często odczuwał obecność jakiejś wielkiej energii - i czasem odczuwali ją też inni, którzy zapewniali potem, że nie był to tylko wynik sugestii. Twierdził, że nie wolno mu mówić o pewnych sprawach związanych z odkryciem go przez Leadbeatera, o wydarzeniach w Ojai 1922, o "procesie", choć próbował czasem odpowiadać na zadawane na te tematy pytania - a wtedy ta ogromna energia zaczynała wokół pulsować. Niezwykle silnie odczuła jej działanie Mary Lutyens - osoba o bardzo trzeźwej osobowości - w chwilę potem, jak zgodziła się na prośbę Krishnamurtiego napisać jego biografię. Zachowały się relacje o jego dziwnym zachowaniu, gdy, jak sam wyjaśniał, ochraniał czasem jakieś miejsce przed wtargnięciem tam złych mocy. A spacerując np. po opustoszałej plaży mówił niekiedy przyjaciołom, że, jeśli chce, dostrzega wiele znajdujących się tam istot. Część z nich to - nietrwałe - echo po zmarłych.
11. Rozkwit nauczania
Wkrótce po przybyciu do Bombaju K poznał dwie siostry, które na następnych czterdzieści lat stały się głównymi organizatorkami jego nauczycielskiej działalności w Indiach. Pierwsza to Nandini Mehta, piękna żona bogatego przemysłowca, która wkrótce po pierwszym spotkaniu z Krishnamurtim wystąpiła do sądu o rozwód z mężem, oskarżając go o okrucieństwo (rzecz w tym czasie w Indiach trudna do pomyślenia!). Druga to Pupul Jayakar, wieloletnia przyjaciółka i współpracowniczka Indiry Gandhi, zaangażowana w rozwój rzemiosł w swym kraju. Siostry były świadkami "procesu", który przebiegał podobnie jak w Kalifornii. Podczas tego pobytu w Indiach, trwającego nieprzerwanie do kwietnia 1949 r., K wygłosił dziesiątki mów, słuchanych zwykle przez ponad trzy tysiące ludzi, odbył też setki rozmów prywatnych i spotkań w niewielkich grupach. Zetknął się z Jawaharlahem Nehru, który po zamordowaniu 30 stycznia 1948 Mahatmy Gandhiego stał się ponoć, choć w sekrecie, gorącym zwolennikiem jego nauczania. W ogóle do K zbliżyło się wielu dawnych współpracowników Gandhiego, rozczarowanych tym, co działo się w Indiach po odzyskaniu niepodległości: erupcją gwałtu, społeczną niesprawiedliwością i bezwzględną walką o władzę toczoną przez niedawnych bojowników o idee satyagrahy. Jeśli chodzi o samego Gandhiego, to Krishnamurti zawsze odnosił się do niego i jego działalności z rezerwą, podkreślając, że gloryfikując go niesłusznie zapomina się o zasługach, jakie dla sprawy niepodległości Indii mają inni, a wśród nich Annie Besant.
W maju 1948 odpoczywał, w towarzystwie obu wspomnianych sióstr, w Ootacamund - gdzie wcześniej kurował się Nitya podczas jednego z nawrotów choroby. Tam siostry były świadkami"procesu":
Kryszna szykował się do wyjścia na spacer, gdy nagle powiedział, że czuje się zbyt słaby i nie ma go w tym wszystkim. Rzekł: „Ale boli”, złapał się za tył głowy i położył. Po kilku minutach K, jakiego znałyśmy, nie było. Przez dwie godziny doskwierał mu, na naszych oczach, straszny ból. Nigdy nie widziałam, by ktoś tak cierpiał. Powiedział, że boli go kark. Dokuczał mu ząb, żołądek spuchł i stwardniał, jęcząc uciskał go. Czasami krzyczał. Kilka razy zemdlał. Kiedy doszedł do siebie po raz pierwszy, rzekł: „Zamknij mi usta, gdy zemdleję”. Ciągle powtarzał: „Amma, och, Boże, daj mi spokój. Wiem, co zamierzają. Oddzwoń do niego, wiem, kiedy granica bólu zostanie osiągnięta - wtedy wrócą. Wiedzą, ile ciało może znieść. Jeśli oszaleję, opiekuj się mną. Nie znaczy to, że oszaleję. Postępują z tym ciałem bardzo ostrożnie - czuję się taki stary - tylko część mnie funkcjonuje. Jestem niczym gumowa zabawka z Indii, którą bawi się dziecko. To dziecko ją ożywia.
Twarz drżała mu z bólu, zaciskał pięści, a z oczu płynęły łzy. Gdy po dwóch godzinach doszedł do siebie, rzekł: „Ból ustąpił. Głęboko we mnie wiem, co się wydarzyło. Mój zbiornik na benzynę jest pełny”. Podobne wydarzenia powtórzyły się jeszcze kilka razy. Na czas cierpień, jak oznajmiało to, co pozostawało z K, Krishna odchodził, a gdy powracał, ból ustawał. Siostry, podobnie jak wcześniej inni świadkowie "procesu", parokrotnie odczuły wypełniającą pomieszczenie potężną, pulsującą moc.
Po półtorarocznej przerwie K wrócił w kwietniu 1949 przez Londyn do Ojai, gdzie po krótkim odpoczynku wygłosił cykl mów w Dębowym Gaju. Wcześniej, według relacji Pupul Jayakar, Rajagopal bardzo niepokoił się faktem, że Krishnamurti znalazł w Indiach grono nowych przyjaciół i może prowadzić działalność nauczycielską bez jego pomocy. Teraz Rosalind zaczęła go podejrzewać o romans z Nandini Mehta (czego nigdy nie potwierdzono). Zrozpaczona opowiedziała Rajagopalowi o ich romansie. Ten był głęboko dotknięty tym, iż K tak długo go oszukiwał i żył w sposób sprzeczny z tym, czego, w odczuciu Rajagopala, sam od nich wymagał. Wkrótce potem Radha była świadkiem gwałtownej kłótni obu mężczyzn, po której K prosił, aby Rajagopal nadal organizował jego działalność. Jak pisała czterdzieści lat później:
Raja[gopal] nabrał jeszcze silniejszego niż kiedyś przekonania, że jest "dwóch Krishna[murtich]", pierwszy, który tak wnikliwie mówi o stanie, w jakim znajduje się ludzkość, i drugi, zagadkowy Krishna, który jest w stanie oszukać i zdradzić człowieka, od którego zależy, a następnie prosić o przebaczenie bez najmniejszego zamiaru naprawienia spraw. Być może łatwiej było Raja[gopalowi] uznać, że istnieje tych dwóch Krishna[murtich]. Pewnego dnia Rosalind miała dojść do podobnego wniosku. [Lives in the Shadow..., s. 221]
W listopadzie K wraca do Indii i rozpoczyna zwykłą turę objazdową, odwiedzając po drodze Cejlon. W marcu 1950 wygłasza mowy w Paryżu, w czerwcu w Nowym Jorku, w lipcu w Seattle. W sierpniu wraca do Ojai, gdzie pozostaje aż do listopada 1951, zawieszając na półtora roku działalność nauczycielską. Większość czasu spędza samotnie, medytując, chodząc na długie spacery po okolicznych wzgórzach i uprawiając ogród. Rosalind jest bardzo zajęta prowadzeniem szkoły, a Rajagopal - jak zawsze - bez reszty pogrążony w pracy.
Następny cykl mów wygłosił dopiero w styczniu i lutym 1952 w ogrodzie Vasanta Vihar w Madrasie, leżącym nad rzeką Adyar na przeciwko Siedziby Głównej Towarzystwa Teozoficznego. Choć K na drugą stronę rzeki nie przeszedł. Uczynił to towarzyszący mu Rajagopal, który spotkał się z teozoficznymi przyjaciółmi sprzed lat. Wygłoszone w Vasanta Vihar mowy są świadectwem podejmowanych w ciągu półtorarocznego milczenia prób znalezienia nowych form wyrazu dla starych treści. W kwietniu przemawiał kilkakrotnie w Londynie, a w sierpniu w sobotnie wieczory i niedzielne poranki w Dębowym Gaju. Zimą 1952/1953 znów objechał Indie, w marcu 1953 nauczał w Londynie (te jego mowy przełożyła i wydała Wanda Dynowska), a latem w Ojai.
Wszystkie wygłaszane publicznie mowy były stenografowane, a następnie, opracowane przez Rajagopala, drukowane w tomach wydawanych przez Krishnamurti Writings Inc. W 1953 r. ukazała się pierwsza książka opublikowana przez wydawnictwo komercyjne, Harper and Row w Stanach Zjednoczonych. Nosiła tytuł Wychowanie a sens życia i wyrażała poglądy na edukację. W tym czasie pod jego patronatem działały założone w Indiach pod koniec lat 20-ch szkoły w Rishi Valley i Rajghat (Benares); wycofał się natomiast ze współpracy z prowadzoną przez Rosalind i mającą znakomitą opinię Happy Valley School. Natomiast w 1954 r. otwarto w Bombaju kolejną działającą pod jego patronatem, a kierowaną przez Nandini Mehta, szkołę dla około 130 biednych dzieci w wieku od 4 do 14 lat, przyjmowanych niezależnie od przynależności kastowej i religii. Działała w ramach Foundation for New Education, utworzonej w miejsce dawnego Rishi Valley Trust.
Wychowanie a sens życia przedrukowało w 1955 r. londyńskie wydawnictwo Victor Gollancz - odtąd w obu wydawnictwach książki K ukazywały się równolegle. Wielkim sukcesem okazała się druga z nich, wydana w maju 1954 The First and Last Freedom (Wolność pierwsza i ostatnia). Składało się na nią kilkadziesiąt fragmentów, wybranych przez Rajagopala z różnych mów i odpowiedzi na pytania, całość wstępem poprzedził Aldous Huxley. Następnymi wydanymi u Gollancza i w Harper and Row książkami były trzy tomy Uwag o życiu. Łącznie w latach 1953-1987 wydawnictwa te opublikowały 23 książki Krishnamurtiego, kilkanaście ukazało się nakładem innych oficyn.
Jesienią 1953 przed udaniem się do Indii K przebywał przez dwa tygodnie w Il Leccio we Włoszech, miejscowości położonej ponad Fiesole, w domu należącym do Signory Vandy Scaravelli. Vanda, znakomita pianistka, którą poznał w 1937 r., pochodziła ze sfer arystokratycznych. Jej mąż, z którym miała dwoje dzieci, wykładał filozofię na Uniwersytecie Rzymskim. Wprowadziła Krishnamurtiego w świat artystycznej elity Rzymu. Teraz zorganizowała w Il Leccio dwutygodniowe spotkanie z nim dla około 40 zaproszonych osób. Odtąd gościł w Il Leccio niemal co roku; tu odzyskiwał siły wracając z wyczerpującego zimowego objazdu Indii.
Rajagopal towarzyszył zwykle Krishnamurtiemu w Europie i Stanach Zjednoczonych. W Indiach opiekowała się nim głównie Pupul Jayakar; wygłaszał z reguły mowy w Madrasie, Bombaju, Delhi i Benares, rzadziej w Bangalur i w Poonie; raz tylko, w grudniu 1982, przemawiał w rządzonej przez komunistów Kalkucie. W 1956 doszło do jego spotkania z Dalaj Lamą XIV, który przybył do Indii na obchody urodzin Buddy; Tenzin Gyatso zaczął od pytania "W co Pan wierzy?", a po rozmowie - która odbyła się wbrew obowiązującemu go protokołowi - stwierdził "Wielki duch, wielkie doświadczenie". Jak dawniej sporo czasu Kspędzał w szkołach w Rajghat i Rishi Valley. Publiczne mowy w Indiach odbywały się zazwyczaj pod gołym niebem. Ich uczestnicy stanowili niesłychanie barwną mieszaninę. Obok zwykłych ludzi, odnoszących się do mówcy z nabożną czcią, zasiadali dostojni buddyjscy mnisi, intelektualiści, a od połowy lat sześćdziesiątych również młodzi długowłosi Europejczycy, poszukujący w Indiach sensu życia. Ponieważ słuchacze otaczali podium, na którym Krishnamurti siedział w pozycji kwiatu lotosu, ze wszystkich stron, wiele trudu kosztowało go często przedarcie się przez tłum ludzi, chcących za wszelką cenę dotknąć choćby jego odzieży w wierze, że przyniesie im to błogosławieństwo. Obok okazywanej mu na każdym niemal kroku religijnej czci - co zawsze w ostrych słowach krytykował - traktowany był też w Indiach jako "bardzo ważna osoba" przez władze państwowe. Wspomniano już o jego kontaktach z Nehru. Spotykał się też wielokrotnie z jego córką, Indirą Gandhi. Wedle zapewnień Pupul Jayakar to właśnie rozmowa z nim późną jesienią 1976 r., gdy trwały wielkie społeczne niepokoje wywołane polityką mającą na celu powstrzymanie przyrostu naturalnego, sprawiła, że w roku następnym ogłosiła przedterminowe wybory, których wynik na trzy lata odsunął ją od władzy. W 1980 r. Indira, wraz z synem Rajivem, odwiedziła Rishi Valley. Korespondowali ze sobą. 3 listopada 1984 miała zjeść obiad z Krishnamurtim i Dalaj Lamą, trzy dni wcześniej zginęła w zamachu. Jedną z zadziwiających cech w charakterze Krishnamurtiego był szacunek, wręcz respekt, jaki czuł wobec ludzi zajmujących wysokie stanowiska polityczne, mających wysokie stopnie akademickie czy szlachetne pochodzenie.
Ze szczególnym oficjalnym uznaniem spotykał się podczas pobytów na Cejlonie, który odwiedził w latach 1949, 1957 i 1980. Wygłaszane tam mowy transmitowało radio, gazety pełne były wywiadów i komentarzy, organizowano dyskusje ze znakomitymi buddyjskimi mnichami, spotykali się z nim najwyżsi dostojnicy państwowi.
Zwykle w marcu lub kwietniu odlatywał do Europy. Po likwidacji obozów w Ommen, nie miał do 1960 r. stałego miejsca pobytu i nauczania. Nocował w hotelach, czasem w domach starych przyjaciół. Mowy wygłaszał w wynajętych salach, regularnie w Londynie, rzadko w innych miastach. Dość szybko odlatywał do Stanów Zjednoczonych na paromiesięczny pobyt w Ojai, gdzie odpoczywał i wygłaszał sobotnio-niedzielne mowy w Dębowym Gaju. Czasem przemawiał w wielkich miastach U.S.A. Po czym jesienią wyruszał, przez Europę, do Indii. W latach 1955 i 1970 odwiedził z cyklem mów Sydney.
Tak z grubsza wyglądały trasy jego podróży. Nigdy, nie licząc krótkich postojów o charakterze turystycznym w Kairze i Aleksandrii, nie był w Afryce, nie odwiedził też po 1935 r. Ameryki Łacińskiej. Nie przemawiał w żadnym z państw islamu ani w kraju socjalistycznym, jakoś omijał Japonię i Koreę. Wstęp na jego publiczne wystąpienia był darmowy, z wyjątkiem nielicznych przypadków, gdy trzeba było wprowadzić bilety z powodu wysokich kosztów wynajmu sal. W Indiach mów słuchało zwykle 3-4 tysiące ludzi, na Zachodzie liczbę słuchaczy ograniczała pojemność pomieszczeń (parokrotnie w U.S.A. sięgnęła 16 tysięcy). Mowy zawsze były improwizowane, czasem wręcz przed ich rozpoczęciem Krishnamurti wyznawał przyjaciołom, że nie ma pojęcia, o czym będzie za chwilę mówił. Po czym zajmował miejsce na podium - siedział na twardym drewnianym krześle w Europie i w Ameryce, a w Indiach na dywaniku ze skrzyżowanymi nogami - przez minutę lub dwie wpatrywał się w twarze słuchaczy, po czym bez żadnych przerw mówił przez około godzinę. Czytając teksty mów trudno rozpoznać, czy wygłoszone zostały na Zachodzie czy w Indiach. Bez przerwy podkreślał, że nie jest to wykład żadnej doktryny, zaś celem jest pobudzenie słuchaczy, by sami ujrzeli to, o czym mówi - jego słowa mają być niczym luastro, w którym należy ujrzeć siebie. Czasem wyrażał zdziwienie, dlaczego tylu ludzi przychodzi słuchać mów przez wiele lat z rzędu - nie mówi przecież niczego nowego, niektórzy z obecnych z góry potrafią przewidzieć, co powie za chwilę. A jednak kiedy Radha spytała go w połowie lat sześćdziesiątych, po co od tylu lat przemawia, skoro w istocie nie dodaje niczego nowego do tego, co już powiedział, odparł: "To paradoks. Mówię, aby żyć, a nie żyję po to, aby mówić, gdyby nie było dalszych mów, umarłbym" [Lives in the Shadow..., s. 287].
12. Zerwanie z Rajagopalem
Sprawy praktyczne K oddawał najchętniej w ręce innych. Wybranym przez siebie ludziom ufał, bez czytania podpisywał podsuwane mu dokumenty i bez wnikania w sytuację postępował tak, jak mu doradzali. Z dziecinną naiwnością dawał się wplątywać w ich spory, a wtedy często mówił i czynił rzeczy sprzeczne. Gdy wreszcie orientował się w sytuacji, podejmował własne decyzje nie licząc się z uczuciami zaangażowanych osób. Ważne było tylko nauczanie i to, by w postaci nieskażonej docierało do ludzi. On sam, choć wciąż jeździł luksusowymi samochodami i nie odrzucał zaproszeń na wytworne przyjęcia, nie miał osobistych ambicji - i chyba nie przychodziło mu do głowy, że jego współpracownicy posiadać takowe mogą. Tymczasem otaczający go ludzie łączyli z jego osobą własne nadzieje, kontakt z nim stawał się dla nich źródłem dumy i sposobem na zdobycie pozycji społecznej. Kochali go lub nienawidzili, ale nigdy nie byli wobec niego obojętni. On żądał od nich duchowej niezależności, a oni otaczali go, gdyż byli od niego zależni - i pragnęli, by on zależał od nich. Świadomość, że każdego z nich może porzucić bez żalu, niszczyła ich poczucie psychicznego bezpieczeństwa i pchała czasem do zachowań niestosownych, w co - jak powiedziano - dawał się wciągać sam Krishnamurti. Takie było, jak się wydaje, tło jego długiego i bolesnego konfliktu z Rajagopalem, w który wciągnięci zostali niemal wszyscy otaczający ich ludzie i który doprowadził wreszcie do rozłamu.
Najpierw w roku 1954 nastąpiły bardzo przykre nieporozumienia w związku z książką Lady Emilii Lutyens, Candles in the Sun (Świece w słońcu). Była to autobiograficzna opowieść o życiu i działalności autorki w Towarzystwie Teozoficznym, w której Krishnamurti odgrywał główną rolę - tytuł miał podkreślać, że nauczanie tych wszystkich, którzy przygotowywali świat na przyjście Nauczyciela, z chwilą Jego przyjścia zbladło tak, jak blednie światło świec gdy wschodzi słońce. W pracy nad książką pomagała Emilii jej córka, Mary, profesjonalna pisarka. Do tekstu włączone miały być nie znane nikomu, z wyjątkiem liderów Towarzystwa Teozoficznego, relacje z wydarzeń w Ojai w 1922 r., na co K udzielił latem 1953 zgody. Po kilku miesiącach otrzymał maszynopis do aprobaty - przeczytawszy całość napisał w liście, że chciałby jeszcze pewne kwestie przedyskutować, ale decyzja o publikacji należy do autorki. Wreszcie po rozmowie z nim w maju 1954 Emilia i Mary przekazały tekst wydawnictwu. I nagle we wrześniu, po wysłaniu szczotkowych odbitek do Ojai, Lady Emily otrzymała list, w którym Krishnamurti stanowczo sprzeciwił się publikacji książki. Nie pomogły żadne argumenty, również te związane z koniecznością pokrycia poniesionych już przez wydawnictwo kosztów: w kolejnych listach niezmiennie podkreślał, że publikacja relacji o wydarzeniach z 1922 r., wyrządziłaby jego misji nieodwracalne szkody, wielu ludzi krzywdząc, wzbudzając niepotrzebne sensacje i skupiając uwagę na rzeczach nieważnych. Nigdy, również po jego śmierci, nie wolno wspomnianych relacji publikować. W końcu dzięki życzliwości wydawców udało się z opresji wybrnąć. Gdy w październiku Krishnamurti przybył do Londynu, natychmiast udał się do domu Lutyensów. Na pytanie Lady Emily, czy publikacja książki oznaczałaby zerwanie ich przyjaźni, odparł: "Doprawdy, mamo, cóż by to mogło zmienić?" - po czym długo siedział trzymając ją za rękę. Świece w słońcu ukazały się w 1957 r. w zmienionej wersji, bez listów Krishnamurtiego do Lady Emily i relacji o wydarzeniach w Ojai 1922.
Na początku marca 1957 po pobycie w Indiach przybył jak zwykle do Il Leccio, po czym, w związku ze zły stan zdrowia, odwołał wszystkie zaplanowane wystąpienia. Wkrótce potem doszło do ostrego starcia między nim a przybyłym do Włoch Rajagopalem.
Rajagopal, niezależnie od przeżytego parę lat wcześniej rozczarowania, był coraz bardziej poirytowany przejawianym przez K brakiem odpowiedzialności w sprawach praktycznych i niekonsekwencjami w jego postępowaniu. Miał też prawo czuć się niedowartościowany. Znakomicie wykształcony, o dużym talencie organizacyjnym, zrezygnował niegdyś z osobistej kariery, by służyć bez reszty człowiekowi, któremu nigdy chyba na myśl nie przyszło, aby mu za tę pracę podziękować. Przez całe dziesięciolecia mieszkał w nie swoim domu, żył za nie swoje pieniądze - a K, który z wyjątkiem dwóch zegarków i pewnej ilości ubrań niczego na własność nie posiadał, zaś tym co posiadał z nim się dzielił, zapewne nie pomyślał, że tamtemu może to nie odpowiadać. Czyż można się dziwić, że Rajagopal sam wreszcie podjął (o czym za chwilę) kroki mające na celu zapewnienie sobie pozycji? Ale nigdy nie był wyrachowanym graczem i dając się ponosić emocjom przegrywał. A gdy K zerwał nagle zaaranżowane już mowy i spotkania i przestał robić cokolwiek, nie wytrzymał i wyjechał do Ojai zostawiając go samego i niemal bez pieniędzy we włoskiej miejscowości Villars.
Tam K pozostał przez cały miesiąc rozkoszując się samotnymi spacerami, nie widując nikogo prócz służby hotelowej, nie odpowiadając nawet na listy. Gdy zabrakło mu pieniędzy następnych parę miesięcy spędził w domu włoskiego przyjaciela. Wreszcie w listopadzie odleciał - po raz ostatni w towarzystwie Rajagopala - do Indii. Ale aż do września 1958 nie wygłaszał mów, odpoczywając kolejno w Rishi Valley, Rajghat i górskim uzdrowisku na północy. Wreszcie po półtorarocznym milczeniu wyruszył w zwyczajną trasę, nauczając w Poonie, Madrasie, Bombaju, Rishi Valley i Rajghat. A w listopadzie podpisał, zapewne pod czyimś naciskiem, dokument stwierdzający wyłączność praw Rajagopala do publikowania jego książek. Wcześniej, jak się wkrótce okazało, podpisał, nie wiedząc może co czyni, swą rezygnację z udziału w Krishnamurti Writings Inc.
Na początku 1959 r. przemawiał w Delhi, a w kwietniu wyjechał w niebotyczne góry Kaszmiru. Stamtąd przywieziono go w sierpniu do Delhi z ostrym zakażeniem nerek. Zaaplikowane mu po raz pierwszy w życiu antybiotyki wywołały częściowy paraliż nóg. Wyzdrowiał dopiero w październiku - i od razu zaczął wygłaszać trwające do marca 1960 cykle mów. Gdy wreszcie znalazł się u Vandy Scaravelli w Il Leccio był w stanie skrajnego wyczerpania. Lekarze z kliniki Bircher-Bennera przepisali mu specjalną dietę i zalecili częste odpoczynki. W połowie maja dotarł do Ojai, odmówiwszy przedtem podróżowania samolotem pierwszą klasą. Jak zwykle zamieszkał w Sosnowej Chacie, a posiłki jadał w Arya Vihara. Tymczasem Rajagopal zakochał się w kilkanaście lat młodszej od siebie kobiecie i zamieszkał z nią w domu, który zbudował niepodal Dębowego Gaju. Wtedy K przekazał na piśmie Arya Vihara Rosalind i jej córce (wtedy już mężatce i matce dwójki dzieci).
Szereg osób poczęło niepokoić się o losy przekazanych wcześniej darowizn, tym bardziej, że Rajagopal - jak się okazało - sprawował teraz niemal całkowitą kontrolę nad zgromadzonymi pieniędzmi. Pod ich naciskiem Krishnamurti poprosił o informacje na temat finansów Krishnamurti Writings Inc.; Rajagopal odmówił zarówno ich udzielenia, jak i przyjęcia go na powrót do Zarządu.
Tymczasem Krishnamurti nagle w połowie przerywa cykl ośmiu mów, jakie wygłosić miał w maju i w czerwcu w Ojai i znów pogrąża się w bezczynności. To jeszcze bardziej wzmaga irytację Rajagopala, który publicznie oświadcza, że jeśli nie ma on żadnych planów to tylko dlatego, że mieć ich nie chce. W listopadzie Krishnamurti przybywa do Indii, ale nadal żadnych mów nie wygłasza. Dopiero w maju w Londynie odbyło się dwanaście spotkań, na które zaproszono około 150 osób - wtedy po raz pierwszy zgodził się na nagranie mów na magnetofon. Tymczasem Doris Pratt, sekretarka i agent Krishnamurti Writings Inc. w Anglii, w najwyższym stopniu zaniepokojona jego stanem, pisała do Rajagopala:
(...) było kilka bardzo dziwnych i trudnych chwil, gdy wydawało się, że jego ciało jest pozbawione wszelkiego życia i energii - i gdy stawał się alarmująco "słaby i chory". Zajścia te trwały w istocie tylko kilka chwil, ale potem zmuszały do odpoczynku. Parokrotnie krzyczał na głos w nocy (...) Podobnie parokrotnie podczas posiłków upuszczał sztućce i przez chwilę lub dwie wyglądał jak sparaliżowany, potem zaś zaczynał słabnąć i mdleć, tak iż wydawało się, że upadnie na podłogę. Wypytywałam go o to, chciałam bowiem wiedzieć, czy świadek takich zajść może cokolwiek uczynić. Odparł, że nie możemy uczynić niczego, powinniśmy tylko zachować spokój, rozprężyć się i o nic nie martwić, ale również go nie dotykać. Na moje nalegania dodał jeszcze, że choć sam wie dokładnie, co się wydarzyło, to nie może nam tego wyjaśnić. Powiedział, że ma to związek ze zdarzeniami, o których wspomniano w nieokrojonej książce Lady Emily. Podczas tych ośmiu tygodni, gdy mieszkaliśmy w jednym domu, wielokrotnie czułam, że jestem świadkiem najgłębszej i straszliwej tajemnicy. To człowiek, który, na podium, wnikając bezpośrednio w ludzki umysł i serce, stawia wspaniałe rusztowanie, oszałamiająco wnoszące się do samego nieba, rozwija zdolności każdego z obecnych tak, że wielu czuje, iż mogłoby podać dłoń samemu Bogu. To następnie człowiek, który bez namysłu formułuje zwięzłe i dokładne instrukcje dotyczące spotkań, nagrań magnetofonowych itd. i który nie ścierpiałby żadnej bzdury. To człowiek, który wobec kogoś znajdującego się w prawdziwej rozpaczy jest czuły niczym matka. To również człowiek głęboko przejęty jedzeniem, właściwą dietą i zdrowiem, zapamiętale i skrupulatnie starający się - jak mi się zdaje - pokonać obezwładniającą go fizyczną niemoc. Niekiedy katar sienny był wręcz zatrważający. To następnie wieczny podróżnik, uskarżający się na koszmar wojażowania, pakowania rzeczy i nudną konieczność posiadania ubrań odpowiednich dla różnych klimatów. A wreszcie człowiek, który podczas swej porannej medytacji okrywa cały dom płaszczem wielkiego spokoju, który odczuwa nawet taki nosorożec jak ja. A wreszcie te tajemnicze ataki i równie tajemnicze wyzdrowienia (...).
Tymczasem Krishnamurti 18 czerwca 1961 r. zaczął w Nowym Jorku, gdzie na parę dni przerwał swą podróż z Anglii do Kalifornii, pisać dziennik - zapis swych stanów świadomości. Te prowadzone przez pół roku zapiski, opublikowane 15 lat później jako Krishnamurti’s Notebook (Notatnik Krishnamurtiego), uważane są dziś przez wielu za klucz do jego nauczania.
Tego lata był w Ojai tylko 19 dni. "Proces" trwał z dużym natężeniem. Często budził się w nocy jęcząc i krzycząc z bólu, a jednocześnie przeżywał stany ekstazy. Potem przez Londyn wyruszył do Szwajcarii. Tam w miejscowości Gstaad Vanda Scaravelli wynajęła dla niego dom zwany Chalet Tanneg. W pobliskiej zaś wiosce Saanen wygłosił między 25 lipca a 13 sierpnia dziesięć mów do 350 słuchaczy. Na tydzień przed ich rozpoczęciem Vanda po raz pierwszy była świadkiem "procesu":
Po obiedzie rozmawialiśmy. W domu nie było nikogo. Nagle K zemdlał. Tego, co stało się potem, nie sposób opisać, brak bowiem słów, które by się jakoś do tego nadawały; ale jest to również coś zbyt poważnego, zbyt niezwykłego, zbyt ważnego by trzymać to w ciemnościach, skrywać w milczeniu lub o tym nie wspomnieć. Twarz K uległa zmianie. Oczy jego stały się większe, szersze i głębsze, patrzył w niesamowity sposób, poza wszelkimi kategoriami. Było to tak, jakby panowała jakaś potężna obecność należąca do innego wymiaru. Panowało niewyjaśnialne poczucie pustki i pełni jednocześnie.
Tymczasem Krishnamurti - a raczej to, co z niego zostało - mówił do Vandy głosem małego dziecka:
Nie zostawiaj mnie samego dopóki on nie wróci. Musi cię kochać jeśli pozwala ci mnie dotykać, jest bowiem pod tym względem bardzo wrażliwy. Nie pozwalaj nikomu zbliżyć się do mnie zanim on znów się nie zjawi.
Następnego dnia "proces" się powtórzył i znów Vanda zanotowała wypowiedziane przez "ciało" słowa:
Czuję się bardzo dziwnie. Gdzie jestem? Nie zostawiaj mnie. Czy zechciałabyś łaskawie być ze mną póki on nie wróci? Czy ci wygodnie? Usiądź na krześle. Czy go dobrze znasz? Czy będziesz się nim opiekować?
A oto jak te wydarzenia wyglądały z punktu widzenia K:
Wczoraj po południu proces był szczególnie intensywny. Czekając w samochodzie zapomniał niemal o tym, co się wokół niego działo. Natężenie wzrosło i trudno to było znieść, tak że musiał się położyć. Na szczęście ktoś [Vanda] był w pokoju. Pokój wypełnił się tym błogosławieństwem. Tego, co teraz nastąpiło, słowami nie da się niemal wyrazić; słowa są tak martwe, mają ustalone znaczenia, a to, co się działo, wykraczało poza wszelkie słowa i wszelkie opisy. Było to centrum wszelkiej twórczości, była to oczyszczająca powaga, która opróżniała mózg ze wszelkich myśli i uczuć; powaga tego czegoś była niczym błyskawica, która niszczy i doszczętnie spala; jego głębia była niemierzalna, panowało nieporuszone, nieprzeniknione, trwałość jaśniejąca niczym niebiosa. Było w oku, było w oddechu. Było w oczach, a oczy mogły widzieć. Oczy, które widziały, które patrzyły, nie miały nic wspólnego z oczami jako organem cielesnym, a jednak były to te same oczy. Istniało tylko widzenie, oczy widzące poza czasem i przestrzenią. Panowało nieprzeniknione dostojeństwo i spokój będący istotą wszelkiego ruchu i działania. Żadna cnota nie miała z tym nic wspólnego, wykraczało to bowiem poza wszelką cnotę i ustanowione przez ludzi sankcje. Trwała miłość całkowicie zniszczalna, mająca zatem delikatność każdej nowej rzeczy, miłość bezbronna, łatwa do zniszczenia, a jednak wykraczająca poza to wszystko. Było to niezniszczalne, nienazywalne, nieuświadomione. Myśl nie mogła tego dotknąć. Było "czyste", nietknięte, a więc zawsze śmiertelnie piękne. [Krishnamurti’s Notebook, 20 lipca 1961.]
Zawiązano komitet, który miał organizować coroczne Zgromadzenia w Saanen. Choć działał pod egidą Krishnamurti Writings Inc., wywołało to ostrą reakcję Rajagopala, obawiającego się najwyraźniej, że zyskawszy stałe miejsce wystąpień w Europie Krishnamurti zrezygnuje z wygłaszania mów w Ojai. On tymczasem pozostał jeszcze z Vandą w Saanen przez trzy tygodnie. "Proces" trwał. We wrześniu wygłosił cykl mów w Paryżu, a po paru tygodniach odleciał do Indii.
Gdy po wygłoszeniu 23 mów w Indiach i odbyciu setek dyskusji i spotkań prywatnych wylądował 15 marca 1962 w Rzymie, był skrajnie wyczerpany. Położył się z wysoką gorączką do łóżka - i zaczął mówić do Vandy:
Nie zostawiaj mnie samego. On odszedł bardzo, bardzo daleko. Powiedziano ci, byś się nim opiekowała. Nie powinien odchodzić. Powinnaś mu to powiedzieć. (...) Przyjemnie na taką twarz spojrzeć. Te rzęsy to zbytek dla mężczyzny. Dlaczego ich sobie nie weźmiesz? Bardzo starannie nad tą twarzą pracowano. Oni tak długo pracowali i pracowali, tyle wieków, by stworzyć takie ciało. Znasz go? Nie możesz go znać. Jak możesz poznać płynącą wodę? Słuchaj. Nie zadawaj pytań. Musi cię kochać, jeśli ci pozwolił tak się do siebie zbliżyć. Bardzo dba o to, by inni ludzie nie dotykali jego ciała. Wiesz, jak on cię traktuje. Chce, by ci się nic nie przytrafiło. Nie czyń niczego lekkomyślnie. Całe to podróżowanie przerasta jego siły. Ci ludzie w samolocie, palący papierosy, i całe to pakowanie przez cały czas, przyjazdy i odjazdy, to dla tego ciała za wiele. Chciał przybyć do Rzymu z powodu tej kobiety [Vandy]. Znasz ją? Chciał do niej szybko przyjechać. Bardzo się przejmuje, jeśli coś jej jest. Całe to podróżowanie - nie, nie skarżę się. Widzisz, jaki on jest czysty. Na nic sobie nie pozwala. To ciało przez cały ten czas stało na skraju przepaści. Uważano na nie, doglądano go niczym szaleńca przez te wszystkie miesiące i jeśli mu się pozwoli, on odejdzie bardzo daleko. Śmierć jest blisko. Powiedziałem mu, że to za wiele. Gdy on jest na tych lotniskach, jest sam. Nie jest całkiem tam. Cała ta nędza w Indiach i ci umierający ludzie. Straszne. To ciało również by umarło, gdyby nie zostało odkryte [przez Leadbeatera]. I wszędzie ten brud. Jego ciało jest zawsze takie czyste. Tak starannie je myje. Tego ranka chciał ci coś przekazać. Nie zatrzymuj go. Musi cię kochać. Powiedz mu. Weź ołówek, powiedz mu: "śmierć zawsze czeka, bardzo blisko ciebie, by cię chronić. A gdy się schronisz, umrzesz".
W Il Leccio chorował na świnkę i nerki tak poważnie, że Vanda obawiała się o jego życie. A jednak w maju i czerwcu znów przemawiał i odbywał spotkania dyskusyjne w Londynie. Często odwiedzał Emilię Lutyens, którą w wieku 87 lat zawodziła już pamięć; siadywał przy niej i trzymając ją za rękę cicho śpiewał jej sanskryckie pieśni.
Tego roku mowy w Saanen odbyły się na przełomie lipca i sierpnia w specjalnie skonstruowanym ogromnym namiocie mieszczącym 900 osób, rozbitym na wynajętym terenie. Po zakończeniu spotkań, dręczony przez chorobę nerek i ogólne wyczerpanie, odwołał swój pobyt w Indiach i pozostał w Chalet Tanneg do Bożego Narodzenia. Odwiedził go tam Rajagopal w nadziei przywrócenia przyjacielskich stosunków, ale ponieważ K uparcie domagał się włączenia go z powrotem do zarządu Krishnamurti Writings Inc., do zgody nie doszło. Mimo to Rajagopal, kochający i nienawidzący go zarazem, odmawiał wycofania się z pracy dla niego - a z prawnego punktu widzenia kontrolę nad publikacjami i finansami sprawował niemal nieograniczoną.
Do maja 1963 K przebywał w Rzymie, gdzie po raz ostatni spotkał się z Huxleyem, który zmarł w kilka miesięcy później. Ogłosił w tym czasie, że odtąd jego publiczne mowy w Europie odbywać się będą w jednym miejscu - w Saanen. Pod koniec maja wyjechał do Gstaad, gdzie przez kilka tygodni mieszkał niemal sam. Jeździł nieco po okolicy Mercedesem stanowiącym własność Komitetu Saanen, osobiście czyszcząc samochód do połysku po każdej przejażdżce. Tego roku mowy wygłoszone zostały w tym samym namiocie, przeniesionym nad brzeg rzeki Saanen - ten półhektarowy teren, zakupiony rok później przez Komitet, stał się odtąd stałym miejscem Zgromadzeń. Każda godzinna mowa musiała być parokrotnie przerywana gdy obok przejeżdżał lokalny pociąg lub w górze przelatywał odrzutowiec. Uczestnicy spali w wynajętych pokojach lub obozowali na miejscowym campingu. Podobnie jak niegdyś w Ommen, mowy na miejscu tłumaczono na francuski, niemiecki i flamandzki. Gdy później zaczęto używać sprzętu wideo, wieczorem można było obejrzeć nagranie porannej mowy z tekstem przetłumaczonym na te języki. Od 1961 do 1985 r. K wygłaszał w Saanen co roku cykle publicznych mów i odpowiadał na zadawane mu pytania. Potem odbywały się zamknięte spotkania w małym gronie, a wreszcie przez parę tygodni odpoczywał w Chalet Tanneg.
W 1964 r. pojawiła się w Saanen Mary Zimbalist, która odtąd stała się jego najbliższą towarzyszką życia. Żona znanego hollywoodzkiego producenta filmowego, pochodząca ze znakomitej nowojorskiej rodziny; świetnie wykształcona i szalenie elegancka, o wyrafinowanym guscie. Po raz pierwszy słyszała Krishnamurtiego w Ojai w 1944 r. Mąż jej zmarł nagle na atak serca w 1958 r. W 1960 r. przyjechała do Ojai po raz drugi - prywatna rozmowa o śmierci, jaką wtedy z nim odbyła, wywarła na niej niesłychane wrażenie.
Mary poznała w Saanen Alaina Naudé, 36-letniego wówczas znakomitego pianistę i wykładowcę Uniwersytetu w Pretorii. Znerwicowany, leczący się psychicznie, porzucił właśnie dotychczasowe zajęcia i poświęcił się życiu religijnemu. Spotkawszy Krishnamurtiego w Indiach zimą 1964-1965 został czymś w rodzaju jego sekretarza, za niewielkie pieniądze płacone przez Krishnamurti Writings Inc. Towarzyszył mu do lata 1969. Ich rozmowy złożyły się na opublikowaną w 1971 r. książkę O konieczności przemiany.
Zimę 1965-1966 K spędził w Indiach w towarzystwie Mary i Alaina. Odtąd wciąż wędrowali w trójkę. Ogromnie zmieniło to zewnętrzne życie Krishnamurtiego. Zyskał energicznych, wesołych i dobrze rozumiejących go przyjaciół. A w towarzystwie bogatej Mary zaczął mieszkać w luksusowych apartamentach. Po Europie woziła go Jaguarem, którego jednak na jego prośbę zamieniła na Mercedesa (tę markę cenił najwyżej).
W połowie lat sześćdziesiątych na Zachodzie zaczęły gwałtownie rozwijać się młodzieżowe ruchy kontrkultury. W 1966 r. Krishnamurti po raz pierwszy przemawia na amerykańskich uniwersytetach. W Nowym Jorku w New School for Social Research spotyka się z prorokami kontrkultury: Timothym Leary’m i Allenem Ginsbergiem. Ale do nowych ruchów odnosił się z dużym krytycyzmem, zarzucając im powierzchowność. Następnie z Mary i Alainem wyjeżdża do Ojai, gdzie po sześcioletniej przerwie wygłasza cykl mów (w tym okresie zamiast w Ojai coroczne kalifornijskie mowy wygłaszał w Santa Monica, mieszkał zaś w luksusowym domu Mary w Malibu). Trzecia z nich była jego pierwszą mową utrwaloną na taśmie filmowej. Ale stosunki z Rajagopalem, mimo kilku spotkań w cztery oczy, jeszcze się pogorszyły. Rajagopal odmówił nawet oddania przesłanych do Ojai notatników z lat 1961-1962. W rezultacie mowy wygłoszone w Indiach na początku 1967 r. stały się ostatnią publikacją Krishnamurti Writings Inc.