strona główna
jiddu krishnamurti
Kazimierz TOKARSKI
O Wandzie Dynowskiej-Umadevi
Urodziła się 30 czerwca 1888 r. w Petersburgu, jako córka adwokata Eustachego i Heleny z Sokołowskich. Całe jej dzieciństwo i lata młodzieńcze związane były z rodowym majątkiem ziemskim Istalsno, koło miasteczka Lucyn (łotewskie Łudza).
Dwór znajdował się nad jeziorem Istal, w miejscu wyjątkowo pięknym. Bezpośredni kontakt z przyrodą sprawił, że ta wątłego zdrowia jedynaczka do końca życia kochała kwiaty, zioła, drzewa i duszki przyrody. Lubiła zwierzęta, gdy pod koniec życia pisała o swym stanie zdrowia, własne ciało nazywała "psem". Matka Wandy łączyła cechy znakomitego gospodarza 800-hektarowego majątku z wielką wrażliwością duchową i zdolnościami jasnowidzenia. Sąsiedzi uważali dwór Dynowskich za "nawiedzony". Religijność tej rzymsko-katolickiej rodziny była niezbyt zaangażowana, statyczna, podobna do typu religijności polskich do mów ziemiańskich tego okresu (zob. np. S. Stomma, Niedziela, 2 listopada 1986). Ojciec Wandy zamykał raz w roku na dłuższy czas swoją kancelarię adwokacką, przyjeżdżał do Istalsna i wtedy nie rozstawał się niemal z córką. Bardzo przeżyła jego przedwczesny zgon na atak serca.
Wanda uczyła się w domu, przyjeżdżali nauczyciele, czasem też dojeżdżała na lekcje matematyki do Wilna, a wtedy nie omijała okazji obejrzenia sztuki teatralnej czy wysłuchania koncertu. W domu grywała często na fortepianie lub gitarze, akompaniując sobie do śpiewu. Częstymi gośćmi w majątku byli ludzie sztuki, literaci, społecznicy; salon rozbrzmiewał dyskusjami, które dla dorastającej panienki były wspaniałą szkołą kultury umysłowej i patriotyzmu. Panna Dynowska wiele czytała, m.in. Biblię, Bhagawadgitę i Koran, polską poezję romantyczną i dzieła polskich filozofów XIX w. Wyjątkowe uzdolnienia językowe i częste wyjazdy zagraniczne sprawiły, że władała biegle francuskim, włoskim, hiszpańskim i łotewskim; rosyjskim posługiwała się tylko w koniecznych przypadkach. Uczestniczyła w pracach polowych i tańczyła w izbie czeladnej z chłopską młodzieżą, co w sąsiednich domach ziemiańskich wywoływało zgorszenie. Razem z matką zachodziła do chłopskich chat, aby leczyć i pomagać potrzebującym.
Z osób odwiedzających dwór w Istalsnie wpływ na rozbudzenie teozoficznych zainteresowań Wandy wywrzeć mógł przede wszystkim Tadeusz Miciński. Jednak na pytanie polskiego okultysty, Antoniego Sobieskiego, co przywiodło ją do ezoteryzmu, odparła: "Własne rozmyślania i zapewne wspomnienia z przeszłych wcieleń, bo dojście, że jedynym logicznym wyjaśnieniem zagadek życia (nierówności umysłowych, moralnych, społecznych itd.) jest reinkarnacja było własne, samorzutne już w wieku 16-18 lat" (z materiałów autora). Pierwsza lektura teozoficzna, książka Filozofia ezoteryczna Indii, wywarła na Wandzie wielkie wrażenie; wiele lat później pisała o tym tak: "Bezkresne perspektywy. Życie nie ma początki ni końca, jest wieczystą twórczością, nieodłącznym atrybutem świadomości najwyższej - Boga" (Razem pod wiatr, Biblioteka Polsko-Indyjska).
O swoich studiach przed 1914 r. pisała: "Studiowałam romanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie (...) Studia te miały mnie przygotować do pracy literackiej do której ciągnęło mnie od dzieciństwa. Natomiast nauka na Uniwersytecie w Lozannie była przygotowaniem do pracy na roli w Istalsnie . W końcu ani jedno ani drugie nie stało się moim zawodem. Już jako redaktor i wydawca podpisywałam się nieraz w rubryce zawód: writer and social worker" (z relacji pozyskanych przez A. Sobieskiego ).
W jej biografii teozoficznej dużą rolę odegrało spotkanie z wybitnymi teozofkami rosyjskimi w Moskwie. W domu tych nowych przyjaciółek rozmawiała wyłącznie po francusku, co było z całą uprzejmością tolerowane. Nie związała się z Rosyjskim Towarzystwem Teozoficznym, wstąpiła natomiast do Włoskiego. W latach 1917-1918 przebywała na Krymie i wierząc w powstanie Polski niepodległej snuła plany założenia polskiego oddziału Towarzystwa.
W ostatnich latach pobytu w Istalsnie wybuchła miłość wielka i piękna, którą Wanda Dynowska w późnym już wieku w liście opisywała tak, jakby miała miejsce przed rokiem lub dwoma. Było to odwzajemnione uczucie do młodszego od niej studenta z Dorpatu imieniem Szczęsny, syna właściciela sąsiedniego majątku ziemskiego. W czasie kiedy Wanda z matką w pierwszym okresie Rewolucji Bolszewickiej mieszkały w Jałcie, Szczęsny, w trakcie krótkich odwiedzin, oświadczył się. Później, w trakcie walk rewolucyjnych, zdał w oczach narzeczonej jeden z najtrudniejszych egzaminów życiowych. Pewnego dnia pojawiła się grupa uzbrojonych ludzi, którzy zmusili go, aby patrzył na śmierć swego ojca, żywcem podpalonego we własnym dworze. Widział, jak wśród płomieni ojciec wyszedł na ganek i zastrzelił się. Lecz kiedy po kilku dniach nadjechał oddział prowadzący podpalaczy jako jeńców, syn poproszony o rozpoznanie morderców nie skorzystał z okazji do zemsty.
W 1919 r. Wanda jest już w Warszawie i przystępuje do pierwszych rozmów mających na celu utworzenie Polskiego Towarzystwa Teozoficznego. Rozmawia m.in. z Henrykiem Münchem , członkiem sekcji niemieckiej i z Jerzym Znamierowskim, należącym do sekcji rosyjskiej. Utrzymuje żywy kontakt z Zofią Wojnarowską i innymi teozofami z dawnego Warszawskiego Towarzystwa Teozoficznego z okresu zaboru rosyjskiego. W tymże roku za pieniądze uzyskane za zastawioną w lombardzie biżuterię i ofiarowane przez przyjaciół jedzie do Paryża, by uzyskać od Annie Besant zgodę na założenie Polskiego Towarzystwa Teozoficznego. Nie spotyka jej osobiście, ale otrzymuje pisemną aprobatę. Poznaje natomiast Jiddu Krishnamurtiego i nawiązując do wcześniejszych rozmów ze Szczęsnym snuje plany, w których właśnie jego widzi jako prowadzącego sprawy Zakonu Gwiazdy na Wschodzie w odrodzonej Polsce.
Po powrocie do kraju spotyka się ze Szczęsnym, który przebywa na krótkim urlopie wojskowym i pragnie jak najszybciej zawrzeć związek małżeński. Niechęć jego rodziny odwleka jednak zgodę Wandy. Pełen goryczy wraca do pułku, walczącego w wojnie z bolszewikami, zgłasza się na niebezpieczny patrol i ginie jako ułan pod Baranowiczami.
Wanda Dynowska rzuca się w wir działalności teozoficznej, stając się pierwszą osobą i duszą teozofii polskiej. Bierze żywy udział we wszystkich formach działalności Polskiego Towarzystwa Teozoficznego. Współpracuje z Angielką Miss Arnold, skierowaną do Polski przez Annie Besant w celu założenia przy PTT Szkoły Ezoterycznej.
Poglądy społeczne Wandy w pewnej mierze ukształtował Bolesław Limanowski, wybitny historyk, socjolog i publicysta, współtwórca Polskiej Partii Socjalistycznej. Polscy teozofowie pod względem politycznym różnili się. Najliczniejszą grupę stanowili zwolennicy Marszałka Józefa Piłsudskiego, do nich należała Dynowska, do końca wierna Jego pamięci.
Bardziej jednak porwał ją teozoficzny ideał powszechnego braterstwa. W lipcu 1923 r. na kongresie w Wiedniu odbiera z rąk Jinarajadasy dyplom polskiej sekcji Towarzystwa Teozoficznego. Wkrótce potem zostaje sekretarzem generalnym Polskiego Towarzystwa Teozoficznego. Wygłasza odczyty w wielu miastach Polski, inicjuje powstanie spółdzielczego wydawnictwa Adyar, dokonuje licznych przekładów literatury teozoficznej. Redaguje w Warszawie od 1921 r. czasopismo Przegląd Teozoficzny, którego tytuł później został zmieniony na Myśl Teozoficzną i Biuletyn Teozoficzny; ogłasza też sporo własnych prac.
Władysław Bocheński tak opisywał swoje spotkanie z Wandą Dynowską w 1922 r.: "W pokoju, do którego mnie wprowadzono, zastałem młodą, trzydziestokilkuletnią kobietę, o drobnej, niemal dziewczęcej twarzy, ogromnych, pięknych szarozielonych oczach i promiennym uśmiechu. Po rozmowie, która pozostawiła na mnie głębokie wrażenie, zostałem przyjęty do Towarzystwa" (maszynopis w posiadaniu autora). Niewątpliwie jej osobisty czar i zaangażowanie miały wielką siłę przyciągania dla osób zainteresowanych ezoteryką. Warto wspomnieć pracę ideową w wiejskim uroczysku nieopodal wsi Mężenin nad Bugiem, gdzie każdego lata organizowano co najmniej trzy turnusy wakacyjne dla członków i sympatyków Towarzystwa, a również dla gości zagranicznych.
Pod koniec pierwszego pięciolecia działalności PTT, kiedy Dynowska utworzyła wspólnotę podobną do paryskiej, w której przez jakiś czas mieszkała na zaproszenie Pasqualine Mallet, postanowiła zaprosić do Polski dra George’a Arundale z żoną Rukmini Devi. Dwukrotne ich odwiedziny były wydarzeniem wielkiej miary, w ich wyniku kilku polskich teozofów, a wśród nich bohaterkę niniejszego szkicu, przyjęto do Zakonu Służebników.
W rozpoczynającym się drugim pięcioleciu życia PTT wielu polskich teozofów podejmuje pracę także w innych nurtach ezoteryki światowej. Dynowska wraz z Tadeuszem Bibro i Michałem Tokarzewskim-Karaszewiczem tworzą, w oparciu o federację angielską, w 1925 pierwszy trójkąt "Le Droit Humain" i do czasu powstania samodzielnej polskiej federacji Wanda, nosząca w organizacji nazwisko Doboszówna, była przedstawicielem Masonerii Mieszanej w Radzie Najwyższej w Paryżu. (Zob. L. Chajn, Wolnomularstwo w II Rzeczypospolitej, Warszawa 1984; L. Hass, Ambicje, rachuby, rzeczywistość, Warszawa 1984; L. Hass, Zasady w godzinie próby, Warszawa 1987.) W latach dwudziestych zaczęła organizować w Polsce Liberalny Kościół Katolicki. Przekładała literaturę i zapraszała biskupów Mazela i Wedgwooda. W rezultacie w latach 1926-1927 kościół ten miał pierwszych księży.
Wanda Dynowska uczestniczy we wszystkich europejskich kongresach Towarzystwa Teozoficznego i w zjazdach Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. Przebywa w Austrii, Bułgarii, Czechosłowacji, Francji, Jugosławii, Rumunii, na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii. W Wiedniu i w Domu Młodzieży w pobliżu stolicy Austrii jest gościem Johna Cordesa . W 1927 r. wędruje po znaczniejszych miastach Anglii i Szkocji z cyklem odczytów. Podróże Dynowskiej i innych polskich teozofów pomagają utrzymać pracę sekcji polskiej na światowym poziomie.
Podobnie jak wielu polskich teozofów należała do Zakonu Gwiazdy na Wschodzie, który u nas nosił nazwę Zakonu Jutrzenki (przewodniczyła mu Helena Bołoz-Antoniewiczowa). Zakon miał za zadanie przygotować ludzkość na pojawienie się na Ziemi kolejnej inkarnacji Wielkiego Nauczyciela Świata, co miało się dokonać w osobie Jiddu Krishnamurtiego. W 1927 r. Rada Zakonu ogłosiła, że inkarnacja już się dokonała i w związku z tym zmieniono nazwę na Zakon Gwiazdy (u nas od początku 1929 r. na Zakon Gwiazdy w Polsce) i przyjęto nowy program działania. W sierpniu 1927 r. przyjechała do Warszawy Sekretarz Generalny Wszechświatowego Towarzystwa Teozoficznego, Annie Besant. Odbyła szereg grupowych i indywidualnych spotkań z polskimi teozofami.
Wydarzeniem, które wstrząsnęło ruchem teozoficznym było rozwiązanie podczas Kongresu w Ommen w sierpniu 1929 r. przez Krishnamurtiego Zakonu Gwiazdy. Stwierdził on, że w życiu duchowym niepotrzebne - a wręcz szkodliwe - są organizacje. Odbiło się to natychmiast na pracy Dynowskiej i sytuacji Towarzystwa, ponieważ troje najbliższych i najbardziej zaangażowanych przyjaciół odeszło, co wywołało zrazu spore trudności. Dynowska pisała wtedy co następuje: "Od wielu ludzi słyszałam, że Kongres [w Ommen] nie był ani ukojeniem, ani szczęściem lecz przewrotem w życiu, który we wstrząsie wielkim wszystkim zachwiał. Osobista moja uwaga, że najcudowniejszym dla mnie, bo jestem fanatykiem prawdy, było odsłanianie się prawdy pod dotknięciem jego [Krishnamurtiego] słów. Widziałam na Kongresie dwa rodzaje ludzi - jedni - to ci, których - wczoraj - przestało istnieć, runęło w gruzy, którzy budowali dotąd swe życie na piaskach nieprawdy i tym jego energia ich - domki z kart - nietrwałe wniwecz obróciła. I drugich widziałam, tych w których nic się nie zmieniło, którzy zostali jakby umocnieni w tym, co było w nich najistotniejszym. U mnie tak było. Pewność mego wyboru wzmogła się stukrotnie . I jedyną dla mnie drogą, od której nie odstąpię nigdy, jest służenie Mistrzom i praca" (fragment odczytu - maszynopis). W tym czasie Dynowska podziela pogląd Jinarajadasy, że można pogodzić uczestnictwo w życiu Towarzystwa Teozoficznego z nauką Krishnamurtiego. (Zob. C. Jinarajadasa, "Czy teozofia i nauka Krishnamurtiego nie dadzą się ze sobą pogodzić?", Myśl Teozoficzna nr 1, 1933, s. 281-283.)
Jej biografia z okresu międzywojennego tak dalece pokrywa się z dziejami wszystkich nurtów Polskiego Towarzystwa Teozoficznego, że trudno doszukać się jakiegoś wątku bardziej osobistego (może w jakiejś mierze był czymś takim klejnot - miodowy amulet z chryzolitu słonecznego, wielkości dłoni - który zawsze nosiła, a który należał wcześniej kolejno do Bławackiej i Besant. Wśród licznych prac, jakich dokonuje w latach trzydziestych, jest przekład szóstego wydania książki Paula Bruntona A Search In Secret India na język polski pt. Ścieżkami jogów, która ukazała się wydana drukiem przez jedną z największych polskich oficyn Książnicę-Atlas.
Jesienią 1935 r. żegna się z Polską, odwiedzając w Krakowie Wawel i Kopiec Piłsudskiego, a także Tatry. Po dłuższej podróży morskiej przybywa 22 grudnia do Adyaru, gdzie rozpoczyna się Kongres Towarzystwa Teozoficznego.
Pierwsze lata pobytu w Indiach przynoszą w jej życiu szereg ważnych wydarzeń. Poznaje Mahatmę Gandhiego i zostaje jego bliską współpracowniczką. Często odwiedza jego główną kwaterę w Magawadi-Wardha . Włącza się w działalność na rzecz niepodległości Indii. W listach wiele pisze o stosunkach społecznych, poznaje warunki życia ludności wiejskiej. Uczestniczy w spotkaniach z różnymi hinduskimi środowiskami, przemawia m.in. na temat miłości ojczyzny i wpajania jej w serca dzieci, uczy słuchaczy dostrzegania wielkości Indii. Stara się uczestniczyć w życiu Hindusów i w tym celu np. podróżuje pociągami trzecią klasą.
W pierwszych latach pobytu w Indiach powstają wiersze "Awiczi", napisany w Magawadi-Wardha w grudniu 1936 r. i "Tęsknota odwieczna do Maharisziego", pisany w Aśramie Tiruwannamalai pod Górą Świętego Płomienia. Związana szczególną duchową więzią z osobą Śri Ramany Maharisziego będzie często wracała pod świętą górę Arunczala; twierdziła, że to Mahariszi w sposób duchowy wpłynął na jej przyjazd do Indii. W przyszłości w jej korespondencji odnajdziemy odkrywane przez nią podobieństwa między nauką Maharisziego a myślą Krishnamurtiego. Wnika coraz głębiej w duchowość hinduizmu, poznaje u źródeł jogę i wielu jej wybitnych przedstawicieli. Wiersz "Gdzie jesteś", poświęcony Swamiemu Lakszmana z Iszbar w Himalajach, pisała w Mysore na świętej górze bogini Czamundi . (Zob. W. Dynowska, Pielgrzymka hinduska w głąb Himalajów oraz Kaszmir, Biblioteka Polsko-Indyjska 1959.) W Bangalur w lipcu 1937 r. powstaje wiersz "Noc Sziwy" dedykowany Morowi, czyli inżynierowi Maurycemu Frydmanowi (1901-1976). Przybył do Indii wcześniej, otrzymał imię Bharatananda, a teraz wprowadzał Dynowską w wiele spraw ich drugiej ojczyzny, inspirując ją do podjęcia szeregu ważnych przedsięwzięć. Wanda była także przedstawicielką Pen Clubu na Indie.
Tę działalność przerwał wybuch II Wojny światowej. Wanda Dynowska podejmuje próbę powrotu do kraju, dociera jednak tylko do Rumunii. Mahatma Gandhi publikuje w swym czasopiśmie Haridżan listy pożegnalny Dynowskiej z 8 września 1939 r. i swoją odpowiedź. Wracając do Adyaru Wanda odwiedza aśram Śri Aurobindo w Pondichery.
Osobnym rozdziałem jej życiorysu była podjęta spontanicznie praca wśród Polaków, którzy zdołali wyjechać z Armią Andersa ze Związku Sowieckiego i przez Iran dotarli do Indii. Szczególnie związana była z obozem w Valivade i chociaż nie wszyscy ją aprobowali ze względu na światopogląd i indyjskie sari, czyniła co mogła aby mieszkających tam Polaków wprowadzić w świat miejscowej kultury i warunków życia, a także ulżyć ich troskom. Jerzy Krzysztoń pisał: "Przyjaźniła się z Gandhim i starała się zainteresować go naszym losem. (...) Natomiast to my z resztą Hindusów wysypywaliśmy jego prochy do rzeki Pandżagangi" (z listu do autora z 5 kwietnia 1981 r.). Nie bez oporów, ze względu na działalność przeciw panowaniu angielskiemu, zostaje zatrudniona w Konsulacie Polskim w Bombaju. Rozwija swą działalność we współpracy z wybitnym poetą hinduskim Harisczadra Bhatt , tłumaczem literatury polskiej. W prasie indyjskiej publikuje artykuły informujące indyjskie społeczeństwo o sprawach swej ojczyzny. Organizuje też zespół regionalny, który odbył tourne po południowych Indiach, występując m.in. przed Śri Ramana Mahariszim. (Z relacji byłych mieszkańców obozu w Valivade , materiały w posiadaniu autora).
Napływ ludności polskiej do Indii staje się przyczyną otwarcia kolejnego wielkiego rozdziału pracy Wandy Dynowskiej: razem z Maurycym Frydmanem rozpoczynają w 1944 r. wydawanie Biblioteki Polsko-Indyjskiej. Pierwszy tom, oznaczony numerem P-1 nosił tytuł Z pielgrzymką hinduską w głąb Himalajów. Większość ze swych skromnych zarobków w Konsulacie poświęcała wówczas na zakup polskich czcionek. Inicjują również Bibliotekę Indyjsko-Polską, wydając pod numerem A-1 książkę P. Jordana First to Flight, w której zawarty był opis Kampanii wrześniowej 1939 r. i charakterystyka narodu polskiego, który nie wydał ani Quislinga, ani Lavala. W tej drugiej serii Dynowska publikowała książki w językach angielskim, hindi i tamil, m .in. dokonała wyboru i przekładu na angielski poezji polskiej od Kochanowskiego do współczesności: The Scarlett Muse. Redagowała i współtworzyła zbiorową pracę All for Freedom - The Warsaw Epic (1946).
Biblioteka Polsko-Indyjska rozwijała się przez następne dziesięciolecia w kilku kierunkach tematycznych. Znakomitą większość książek teozoficznych tłumaczyła na zamówienie dra T. Drobnego z USA. Część z uzyskanych tą drogą honorariów przeznacza na wydawanie drogich sercu tomików Krishnamurtiego. Ale prawdziwe opus magnum pracy literackiej i wydawniczej to kolejne edycje sześciu tomów Antologii Indyjskiej - w tym przypadku korzystała z funduszy Indyjskiego Ministerstwa Oświaty. Polski orientalista Tadeusz Margul nazwał ją "Wielką ambasadorką kultury indyjskiej" ("Wkład uczonych polskich do poznania myśli indyjskiej", Przegląd Orientalistyczny nr 1, 1980).
Praca nad tomami Antologii Indyjskiej była ogromna. Studia przeprowadzała głównie we wspaniałej bibliotece Towarzystwa Teozoficznego w Adyarze; egzegezę starych, klasycznych tekstów konsultowała ze znawcami problematyki i tak przy pracy nad tomem VI bardzo jej pomógł Swami Anirwan. Była w jednej osobie tłumaczem, korektorem, musiała zdobywać papier i fundusze, walczyć z nieuczciwymi kierownikami drukarń. Przeważnie sama pakowała książki, adresowała i wysyłała po kilka egzemplarzy do indywidualnych odbiorców w Polsce i innych krajach. Koszty przesyłek były nieraz więcej niż uciążliwe. Nie wszystkie paczki docierały do adresatów. Wydanie i rozesłanie kilkudziesięciu tomów Biblioteki było gigantycznym przedsięwzięciem! Nigdy nie była pewna, czy wystarczy pieniędzy na dokończenie druku, oprawę i wysyłkę jakiejś pozycji, o pieniądze musiała niekiedy niemal żebrać. Niekiedy trochę zarabiała drukując książki nie związane z jej seriami. Do książek ukochanych należał pierwszy tom Antologii, Sanskryt, a także Jezus Gibrana. Dla czytelników Wstępu do wydania Bhagawadgity w Bibliotece Narodowej nr 224 (Ossolineum 1988), gdzie jest mowa o tym, że Dynowska tekst ten tłumaczyła najpewniej z angielskiego, interesujący może być fragment listu do Stefanii Krasowskiej z 30 października 1955 r.: "miałam list od poety, który strzelił grubego byka w rozmowie z prof. Słuszkiewiczem mówiąc, że Gita była tłumaczona nie z sanskrytu, a z angielskiego. Skąd to wytrzasnął to nie wiem".
Dopiero ok. 1969 r. większość spraw wydawniczych przekazała Frydmanowi. W jednym z listów do Krasowskiej pisała: "Ów pomost, który buduję książkami między duszą Indii i Polski (...) jest dla dalekiej przyszłości. Co wart i jakie ma znaczenie nie wiem (...) Dowiem się o tym w chwili śmierci bo się wówczas w jednym błysku widzi istotną prawdę swego życia, Dharmę swą i posłannictwo". Wielki dar Wandy Dynowskiej-Umadevi dla Polski, Biblioteka Polsko-Indyjska, ciągle czeka na fachowe opracowanie.
Jej związek duchowy i spotkania z Jiddu Krishnamurtim trwały od roku 1920. Pewna przerwa nastąpiła w latach wojny, kiedy, jak pisała ok. 1953 do Zofii Wilczyńskiej: "duszę miałam tak pełną polskiej tragedii, rozszarpania waszego i innych zbiorowości, że na nic innego nie było miejsca zwłaszcza, że cała nauka Krishnamurtiego jest ponadnarodowa". Wraca do tej nauki po 1948 r. W liście pisanym w Górach Nilgirii stwierdza: "Dziś nie wolno - przystanąć - dziś Krdżi trudzi się o człowieka, o - zbawienie - ludzkości, o Prawdę, a ja Jemu - oddałam - siebie na ten wielki eksperyment budzenia nowej, wyższej świadomości w Człowieku. Jedno serce jest żywą cząstką całości. Takich mu trzeba w których by się przemieniło do dna i wychyliło w nowy wymiar życia" (list do Zofii Wilczyńskiej 21 maja 1950).
Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych Dynowska zrywa wszystkie formalne związki z organizacjami, do których wcześniej należała, m.in. z Towarzystwem Teozoficznym - choć jeszcze przez dłuższy czas mieszkała w jego siedzibie w Adyarze. Kiedy w 1960 r. wróci do Madrasu po kilkumiesięcznym pobycie w Polsce, zobaczy niespodziewanie Krishnamurtiego w postawie medytacyjnej w adyarskim Parku Pamięci. Główna Kwatera Towarzystwa Teozoficznego była dla nich obojga do końca otwarta.
W licznych listach do przyjaciół stara się wyjaśnić, jak zrozumieć Krishnamurtiego: "Jeśli się nie rozumie - co jest zwykłe na Zachodzie - że umysł, myśl, jest przeszkodą w szukaniu nieuwarunkowanej Prawdy - to trudno będzie odczuć Krji. Ale każdy kto ma trochę filozoficznego wykształcenia wie, że my przy obecnych środkach poznawczych, tj. myśli i zmysłach obracamy się tylko wśród własnym umysłem tworzonych obrazów o rzeczach, a nie dotykamy rzeczy samej w sobie. Dlatego to nazywanie i określanie Celu, Prawdy, Boga - będzie znowu tylko obrazem własnej myśli, a więc uwarunkowanym i względnym. Ludzie modlą się do Boga stworzonego własną koncepcją, a gdy nagle porwie ich zachwyt wobec Przyrody - lub miłość do drugiego człowieka, nie przypuszczają, że właśnie wtedy stają twarzą w twarz z Bogiem, z Tym, co w żadne idee ani koncepcje nie da się zamknąć, a jest wciąż wszędzie wokół nas i w nas. Cała tzw. nauka Krji a raczej prowadzenie słuchacza zmierza do wyrwania go z mentalu , a wskazania mu jaką klatką jest ów mental , a jakim bezmiarem i szczęściem jest życie poza nim. (...) Niech każdy przyjmie (z nauk Krji) to co doń przemawia, choćby to było parę zdań, i z nim eksperymentuje" (z listu do Stefanii Krasowskiej 11 października 1955).
Proszona, aby coś więcej powiedzieć o Krishnamurtim, pisała: "To bardzo trudno, bo nieuchwytne. Kiedyś, gdy byłam jeszcze dość odeń daleko powiedział mi Mor [Frydman], który go o wiele bliżej znał: Jest trzech Krdżi , jeden to ‘prywatny człowiek’, delikatny, nieśmiały, niezmiernie wrażliwy, zwłaszcza na piękno, na życie, na ludzi, współczujący, miękki. Drugi to nauczyciel, filozof, myśliciel, psycholog o nieubłaganej przenikliwości: surowy, ścisły, nieraz jak Skarga ‘karcący’, obnażający kłamstwo, fałsz, pozór i nicość ludzką; ukazujący temu, kto o to prosi, jego prawdziwe oblicze, obnażone z psychicznych fatałaszków, nagie... Jest niezrównany w zmuszaniu ludzi do patrzenia trzeźwo, jasno, w prawdziwe. Czasem, czasem, bardzo rzadko, gdy go ktoś poważnie zapyta o Miłość, zmienia się, cichnie, zapada jakby w głąb, cała twarz staje się Ciszą, i gdy powie powoli parę słów, to się coś zaczyna DZIAĆ. I w takie chwile jawi się na sekundę ktoś jeszcze od niego większy - Wielki Nauczycie, z którym on się niepodzielnie jednoczy. Są to chwile istotnych objawień. Miłość żywa staje przed nami i unosi w swój niewymierny świat. On sam także się zmienia, że trudno uwierzyć; głos ma cichy, jakby z wielkiej oddali. Dzieje się Misterium. To chwile niezmiernie rzadkie, może pamiętam trzy czy cztery, nie więcej, są krótkie, ale siła ich może trwać długo" (z listu do Magdaleny Jasińskiej z października 1967).
Korespondencja Dynowskiej z lat 1949-1964 zawiera wiele wzmianek o Krishnamurtim . Pisała o własnych mistycznych przeżyciach, o swoim rozumieniu jego nauczania i o tym, jak go czytać: "Powiedz panu S. niech czyta książki Krdżi bez myślenia i analizy - wprost jak szumu drzew słucha lub plusku fal albo muzyki i niech przekona się jak to działa. Intelekt trzeba wyrzucić za drzwi!" (z listu do Stefanii Krasowskiej, bez daty).
Wanda Dynowska po II Wojnie światowej odwiedziła Polskę dwukrotnie: w 1960 i 1969 r. W jej obszernej korespondencji wiele jest wyrazów tęsknoty za krajem i żywego zainteresowania sprawami Polaków. Zarówno pierwsza, jak i druga wizyta trwały po kilka miesięcy, wygłosiła w ich trakcie dziesiątki odczytów i odbyła setki spotkań. Mówiła m.in. o Gandhim, Krishnamurtim i Śri Ramana Mahariszim. Spotkała się z życzliwym przyjęciem i dużym zainteresowaniem.
W czasie drugiego pobytu w rozmowach z Umadevi przewijała się problematyka tybetańska, a także zagadnienie "Trójkątów", ruchu zapoczątkowanego przez Alicję Bailey, w który była głęboko zaangażowana przyjaciółka Dynowskiej, Helena Potulicka. Wiele czasu spędzała w Krakowie i w Zakopanem, medytowała w Katedrze Wawelskiej.
W sierpniu 1960 r. przyjął Dynowską na audiencji Biskup Karol Wojtyła, któremu ofiarowała wydane przez siebie tomy Antologii Indyjskiej. Ponowna audiencja miała miejsce w listopadzie 1969 r. Specjalnie odkładała termin wyjazdu z Krakowa, aby spotkać powracającego z podróży zagranicznej Kardynała Wojtyłę. Przedstawiła mu rozpaczliwe położenie narodu tybetańskiego. Kardynał wyraził swe głębokie współczucie i obiecał odprawić mszę w intencji pomordowanych i żyjących Tybetańczyków (zob. Kalendarium życia Karola Wojtyły, oprac. Ks. A. Boniecki, Znak, Kraków, s. 180 i 354.) Pamiętam jej słowa skierowane do mnie wówczas w listopadzie 1969 r.: "Kardynał Wojtyła będzie pierwszym słowiańskim papieżem". Po wyjeździe z Polski wielokrotnie wspominała w listach o głębokim wewnętrznym kontakcie z Księdzem Kardynałem i o godzinach przeżytych w Katedrze na Wawelu prosząc o pamięć i modlitwę specjalnie w tym sanktuarium.
W 1960 r. Dynowska rozpoczyna ostatni i bardzo znaczący rozdział życia: postanawia pracować wśród dzieci tybetańskich, które w czasie inwazji chińskiej i przeprawy przez Himalaje utraciły rodziców. Wyjeżdża na północ Indii i już 27 grudnia 1960 r. z himalajskiej miejscowości Upper Dharamsala pisze, jak się jej serce wyrywa do tych dzieci: "ludzie w sześćdziesiątym roku życia idą na emeryturę, a ja w siedemdziesiątym trzecim zacznę nową dziedzinę pracy". Tę pierwszą zimę zdołała przetrwać w bardzo prymitywnych, wręcz surowych warunkach w górach, następną spędza w Adyarze, a później w osadzie tybetańskiej Bylakuppe koło Mysore. Do Upper Dharamsala, siedziby Dalaj Lamy i dużego skupiska Tybetańczyków, dojeżdżała wiosną, aby pracować tam do późnej jesieni.
Co robi? Można śmiało powiedzieć, że w ciągu tego "tybetańskiego dziesięciolecia" - wszystko! Opatruje i karmi, szyje sukienki i wyprawki do szkół, uczy różnych przedmiotów, przede wszystkim języka angielskiego. Znajduje szkoły i miejsca w internatach dla młodzieży w różnych ośrodkach Indii i poza ich granicami; dla znacznej grupy zdobywa stypendia, m.in. szwajcarskie. Pozostaje w stałym kontakcie z Dalaj Lamą i jego otoczeniem.
Z biegiem lat coraz więcej czasu i serdecznego wysiłku poświęca kulturze i oświacie tybetańskiej. Pomimo tak wielu obowiązków nie zaniedbuje pracy wydawniczej. W Bibliotece Polsko-Indyjskiej ukazują się tomiki Krishnamurtiego, ale tematyka się zmienia. W 1962 r. ukazuje się Nauka Buddy Paula Carusa. Książka ta była podstawą do nauczania religii w opowiadaniach, kiedy młodzi Tybetańczycy przebywający w Madrasie (porą zimową) w każdy wolny dzień przychodzili do adyarskiego mieszkania - jak ją nazywali - Babci Moli. W 1965 r. ukazuje się Buddyzm mahajana, a w 1967 uroczy tomik Wianuszek drogocenny o Dharmie Buddy wśród Ptaków - Ludowa Pieśń Tybetańska. Z pewnym mnichem tybetańskim pracowała nad książką o mahajanie (z listu do Zofii Wilczyńskiej z 22 czerwca 1964). Opracowała referat o symbolicznym, religijnym tańcu Tybetu, który został przedstawiony na Zjeździe Orientalistów w New Delhi w 1964 r.
W liście z 15 lutego 1969 r. do Maurycego Frydmana pisze, że postawiła sobie trzy zadania: zapoczątkować metodę Montessori w ochronkach i to już wykonała; założyć tybetańską szkółkę i to już prawie gotowe; a wreszcie uruchomić dwuletni kurs dla nauczycieli tybetańskich , o tę ostatnią sprawę walczyła przez długi czas. W liście z 25 marca 1970 zaś: "Wiem, że jestem tu =delegowana= by pomóc im utrzymać, zachować (a może i rozwinąć) swoją kulturę, odrębność, swoistość, a to jest życiem Umy [Umadevi]. Dowodów na to mam parę". Wreszcie 14 października 1970 r. informuje Frydmana o tym, że opuściła Dharamsalę na stałe, gdyż zdrowie nie pozwala jej żyć na tej wysokości - pozostanie więc w Bylakuppe . I dalej: "Mam dużą =pociechę= z mej młodzieży już uniwersyteckiej. Chłopcy jak młode dębczaki, a zdolni i inteligentni (...) Sama już nie pracuję tylko czuwam i utrzymuję kontakt. Szkoły są w Mysore więc nie trudno".
W 1970 r. zdrowie Dynowskiej załamało się; 18 sierpnia tego roku pisała do Frydmana: "Pies wytrzymał podróż z Upper Dharamsala do New Delhi ale jest na wpół przytomny". Dopytuje się o warunki przyjęcia do pewnego kolegium dla Tybetańczyków i przedstawia wręcz rozpaczliwe wyniki własnych badań lekarskich. Swój zły stan zdrowia łączy z przeżyciami psychicznymi: "Sytuacja Tybetańczyków i nie możność poradzenia jest osobistą tragedią, co gdzieś jest ukryte - i otwarła się otchłań". Jesienią 1970 r. przeniosła się do rzymsko-katolickiego klasztoru w Mysore, gdzie mieszkały i uczyły się jej podopieczne, dziewczęta tybetańskie. Zaprzyjaźniona z nią przeorysza, Siostra Barbara, serdecznie zajęła się chorą, w czym pomagały jej dwie tybetańskie uczennice i pielęgniarka Zofia Pawlik. Odwiedzali i wspierali ją lamowie. Dzięki katolickiemu arcybiskupowi Mysore nawiązał z nią kontakt ks. Marian Batogowski. Długie były rodaków rozmowy, czytali wiersze Konopnickiej, dyskutowali, ksiądz przyniósł jej okruchy polskiego chleba (wg "Diariusza" ks. Batogowskiego i relacji ustnej spisanej przez autora).
Gdy nastąpiło znaczne pogorszenie, Wanda Dynowska odmówiła przyjmowania leków. 20 marca 1971 r. przyjęła Sakramenty św., odprawiła wspólnie z ks. Batogowskim medytację i krótko przed północą umarła. Zgodnie z jej ostatnią wolą i za zgodą arcybiskupa Mysore tej samej nocy jej zwłoki Tybetańczycy zabrali do Bylakuppe , gdzie następnego dnia lamowie, przy współudziale tamtejszej społeczności, dokonali obrzędów pogrzebowych. Pamięć Wandy Dynowskiej uczczono bardzo znaczącym gestem, budując w pobliżu Bylakuppe stuppę Tenzin Chodon (takie nosiła tybetańskie imię). Wydano też drukiem krótkie wspomnienie z jej podobizną: Ku pamięci Umadevi, z podtytułem: Broszura wydana ku wiecznej i serdecznej pamięci o Umadevi została przygotowana i wydana przez jej chłopców i dziewczęta z Tybetu oraz wydrukowana przy łaskawej pomocy przyjaciół Umadevi z Madrasu. Ks. Marian Batogowski żegnając się z młodzieżą tybetańską powiedział: "jej życie i praca były pięknym mostem między Zachodem a Wschodem, mostem, po którym nie szły czołgi ale zwyczajna ludzka dobroć i miłość".
BIBLIOGRAFIE I RECENZJE PRAC WANDY DYNOWSKIEJ-UMADEVI
1. F. Michalski, Przegląd
Orientalistyczny - Recenzje nr 4, 1959, s. 423-425.
2. F. Michalski, "
Znak"-Zdarzenia-Książki-Ludzie nr 6, 1960, s. 862-864.
3. K. Drygas, Przegląd
Humanistyczny nr 1, 1963, s. 174-175.
4. T. Gerlach, Przegląd
Orientalistyczny nr 4, 1971, s. 433-434.
5. Rocznik
Literacki 1971, s. 628-629.
6. J. Czachowska, Słownik
współczesnych pisarzy polskich, Warszawa 1977, t. I, s. 229-232.
PRACE O WANDZIE DYNOWSKIEJ
1. L. Porębski, "Indie Polsce", Współczesność 1-15
listopada 1958.
2. S. Garztecki, "Wanda
Dynowska - polska literatka w Indii" (rozmowa z Dynowską), 7
Dni 16 października 1960.
3. T. Pobożniak, "Gandhi
a Polska", Przegląd Orientalistyczny nr
4, 1969.
4. A. Boniecki, "Gandhi,
aszramy i Tybetańczycy" (wywiad z Dynowską), Tygodnik Powszechny 26
października 1969.
5. A. Boniecki, "Wanda
Dynowska-Umadevi", Tygodnik Powszechny 9 maja 1971.
6. I. Hradyska,
"Hinduska ze słowiańską twarzą", Wiadomości nr
1326, 29 August 1971.
7. H. Potulicka,
"Paradoks czy synteza", Wiadomości nr
1326, 29 August 1971.
8. A. Zaczyński,
"Umadevi", Za i Przeciw 26 marca 1972.
9. A. Zaczyński, "Wanda
Dynowska zapomniana", Kierunki 23
czerwca 1974.
10. P. Czapliński,
"Wanda Dynowska-Umadevi", Zeszyty Studenckiego Koła
Orientalistycznego w Lublinie nr 3, lipiec 1981.
11. Z. Pawlik, "Tande -
znaczy tata. Wspomnienie o księdzu Marianie Batogowskim ", Papieskie
Intencje Misyjne nr 3, 1982, s. 12-13.
12. S. Tokarski, Orient
i kontrkultury, Warszawa 1984.