strona główna

Wojciech Sady

Ludwik Fleck o powstawaniu i rozwoju faktów naukowych

Spór o racjonalność naukową: od Poincarégo do Laudana, wyd. 2 popr. i rozsz. Toruń: Wyd. UMK 2014, rozdz. 4

1. Poprzednicy, a zwłaszcza socjologowie wiedzy
2. Kolektywy myślowe
3. Kolektywny nastrój
4. Powstanie i rozwój stylu myślowego, a także powstanie i rozwój faktów
5. Czynne i bierne elementy stylu myślowego
6. Jak kolektyw myślowy to, co społecznie wytworzone, przekształca w rzeczywistość?
7. Niewspółmierność stylów myślowych i problem prawdy
8. O statusie i społecznej roli teorii kolektywów i stylów myślowych
Bibliografia

 

Urodził się w 1896 r. we Lwowie w rzemieślniczej, niereligijnej rodzinie żydowskiej, dość zamożnej, by jego dwie siostry studiowały w Wiedniu i Monachium. Ukończył renomowane polskie gimnazjum, w którym część lekcji prowadzono po niemiecku. Studia medyczne, przerwane przez służbę wojskową, odbywał na Uniwersytecie Jana Kazimierza w polskim już Lwowie, w trakcie studiów był asystentem znakomitego badacza tyfusu Rudolfa Weigla. W 1923 r. ożenił się i założył prywatne laboratorium analiz medycznych, rok później przyszedł na świat jego jedyny syn Ryszard. (Często próbki krwi i moczu do badań przynosił mu, wysyłany przez ojca-lekarza, Stanisław Lem). Jednocześnie kierował laboratorium bakteriologicznym w lwowskim Państwowym Szpitalu Powszechnym, a później w Miejskiej Ubezpieczalni Społecznej. W 1927 r. odbył kilkutygodniową praktykę w Państwowym Instytucie Seroterapii w Wiedniu. Choć nie miał bezpośrednich związków z Uniwersytetem, sam i ze współpracownikami prowadził badania medyczne, których wyniki zawarł do 1939 r. w około 40 artykułach opublikowanych w periodykach polskich i niemieckich.

Podczas studiów zetknął się z historykami i filozofami medycyny Włodzimierzem Sieradzkim (promotorem jego pracy doktorskiej), Władysławem Szumowskim (1935) i Zygmuntem Ziembickim, nieco później zaprzyjaźnił się z malarzem i filozofem Leonem Chwistkiem, filozofującym psychiatrą Jakóbem Frostigiem i słynnym matematykiem Hugo Steinhausem, utrzymywał jakieś kontakty z Kazimierzem Ajdukiewiczem. W 1927 r. ogłosił artykuł "O niektórych swoistych cechach myślenia lekarskiego", nie zapowiadający tego, co miało nastąpić już wkrótce – choć znaleźć tam można terminy "styl myślowy" oraz "niewspółmierność". Czytywał Die Naturwissenschaften, interdyscyplinarny tygodnik, w którym pisywali m.in. najznakomitsi fizycy, współtwórcy rewolucji kwantowej, a także empiryści logiczni. W 1929 r. ukazał się tam artykuł Flecka "Zur Krise der 'Wirklichkeit'", inspirowany zwłaszcza przemianami w fizyce, w którym – choć jeszcze bez charakterystycznej później terminologii – po raz pierwszy dał wyraz swej epistemologii. Pod koniec tekstu, odnosząc się do powstania mechaniki kwantowej, pisał:

Mamy obecnie szczęście być świadkami spektaklu narodzin, stworzenia nowego stylu myślowego. (…) Wcześniej czy później wiele rzeczy się zmieni: prawo przyczynowości, pojęcia obiektywności i subiektywności. Inne będą oczekiwania wobec naukowych rozwiązań, ważność uzyskają inne problemy. Wiele rzeczy udowodnionych okaże się nieudowodnionych, wiele z nieudowodnionych okaże się zbędnymi. (…) Stworzy się nową, przystającą do współczesności rzeczywistość.

We wrześniu 1933 r. Fleck przesłał Moritzowi Schlickowi maszynopis książki Die Analyse einer wissenschaftlichen Tatsache. Versuch einer vergleichenden Erkenntnistheorie. Co to był za tekst, nie wiadomo. W marcu 1934 r. Schlick wyraził gotowość polecenia książki do druku, o ile pozytywnie zrecenzuje ją też znawca historii medycyny. Co działo się w ciągu kolejnych miesięcy, nie wiemy. W 1935 r. nakładem Benno Schwabe z Bazylei ukazała się książka Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache. Einführung in die Lehre vom Denkstil und Denkkolektiv, która pozostała głównym wyrazem Fleckowskiej filozofii i socjologii nauki.

Ogłoszono 19 recenzji książki, w większości pochwalnych, ale tylko jedną napisał filozof, Leon Chwistek. Pozostałe opublikowano w periodykach medycznych i popularnonaukowych. W Experience and Prediction (1938) o książce Flecka wspomniał Hans Reichenbach, czyniąc to w sposób świadczący o niezrozumieniu tekstu. (Ta wzmianka sprawiła, że książkę, zaintrygowany tytułem, przeczytał po latach Thomas Kuhn, zob. rozdz. V). Fleck – którego właśnie wtedy, chyba w związku z antyżydowskimi poczynaniami władz sanacyjnych, zwolniono z posady w szpitalu – dodał nieco nowych idei w dwóch artykułach ogłoszonych w "Przeglądzie Filozoficznym": O obserwacji naukowej i postrzeganiu w ogóle (1935) oraz Zagadnienie teorii poznawania (1936). Na krytykę swych poglądów odpowiedział tekstem W sprawie artykułu Izydory Dąmbskiej w "Przeglądzie Filozoficznym" (1938). Wkrótce potem w artykule Nauka i środowisko zawarł skrajnie antyrealistyczne stanowisko w sprawie przedmiotów postulowanych przez teorie naukowe, powołując się przy tym na książkę psychiatry, historyka i filozofa medycyny Tadeusza Bilikiewicza. Bilikiewicz zareagował tekstem broniącym realizmu. Oba artykuły, wraz z polemicznymi odpowiedziami, ukazały się w numerze sierpniowo-wrześniowym 1939 Przeglądu Współczesnego; zdaje się, że Fleck nigdy nie dowiedział się o tych publikacjach.

Po zajęciu Lwowa przez Sowietów utracił prywatne laboratorium, mianowano go zaś kierownikiem Miejskiej Pracowni Sanitarno-Bakteriologiczej, a później docentem w Katedrze Mikrobiologii Uniwersytetu, noszącego wówczas imię Iwana Franki. Po wkroczeniu 30 czerwca 1941 r. do Lwowa wojsk niemieckich zaczęły się pogromy Żydów, hitlerowcy zamordowali też 22 profesorów Uniwersytetu, niektórych z rodzinami. Przesiedlony wraz z rodziną do getta, Fleck kierował laboratorium bakteriologicznym w Szpitalu Żydowskim. Wynalazł wówczas, co ogłosił w "Gazecie Żydowskiej", szczepionkę na tyfus produkowaną z moczu chorych. Gdy zaczęła się likwidacja lwowskich Żydów, umieszczono go z rodziną na terenie zakładów farmaceutycznych Laokoon i zatrudniono przy produkcji szczepionki przeciwtyfusowej dla niemieckich żołnierzy. W styczniu 1943 r. wraz z żoną i synem znalazł się w Auschwitz, gdzie zrazu pracował przy transporcie zwłok. Później w Instytucie Sanitarnym SS prowadził testy medyczne. W grudniu 1943 r. przeniesiono go do Obozu Koncentracyjnego w Buchenwaldzie, do utworzonego tam ośrodka badań nad tyfusem. Grupa więźniów, biologów i lekarzy, pod kierunkiem niedouczonego medycznie SS-mana, wytwarzała szczepionkę przeciw tyfusowi, starając się sabotować postawione przed nią zadania. (Po wojnie jeden ze współwięźniów oskarżył jednak Flecka o pośrednią współpracę z Niemcami).

Obóz w Buchenwaldzie został oswobodzony w kwietniu 1945 r. Miesiąc później Fleck odnalazł żonę i syna we Lwowie, skąd szybko wyjechali do Polski. W Lublinie objął Katedrę Mikrobiologii na Wydziale Lekarskim tworzonego właśnie Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Habilitował się w 1946 r., w 1950 r. został profesorem zwyczajnym. W 1948 r. składał zeznania w Norymberdze w sprawie zbrodniczej działalności koncernu I. G. Farben.

Ogłosił jeszcze po polsku dwa artykuły z zakresu filozofii nauki, oba w czasopismach popularnonaukowych: Problemy naukoznawstwa (1946) i Patrzeć, widzieć, wiedzieć (1947). Nie dodają one niczego istotnego do teorii sformułowanej w latach 1930-ch. Walcząc z brakami pomieszczeń, sprzętu, odczynników i ludzi zorganizował laboratorium, w którym prowadzono badania nad zjawiskiem zlepiania się leukocytów w stanach gorączkowych i w trakcie ciąży, które odkrył w 1942 r., a określił mianem "leukergii". Temu poświęcona była większość z ok. 80 artykułów medycznych, jakie ogłosił, sam lub ze współpracownikami, głównie po polsku, ale też po angielsku i po francusku. W 1952 r. Zakład Mikrobiologii Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Wielokrotnie odznaczany, miał do dyspozycji samochód służbowy, wyjeżdżał na międzynarodowe kongresy, a w 1954 r. został członkiem korespondentem Polskiej Akademii Nauk. W 1957 r. w wywiadzie zamieszczonym w komunistycznej Trybunie Ludu mówiąc o swoich pracach wspomniał, że pracuje nad drugim tomem dzieła "o metodologii nauk przyrodniczych" – w pozostałych po nim papierach nie odnaleziono jednak niczego na ten temat.

Był już poważnie chory, na serce i na raka, gdy jesienią 1957 r. wraz z żoną wyemigrował do Izraela. Tęsknił za synem, który mieszkał tam od lat, uciekał też przed rosnącą po upadku stalinizmu w Polsce falą antysemityzmu,. Parę lat pracował w Instytucie Badań Biologicznych w Ness Ziona, w 1959 r. został profesorem w Zakładzie Mikrobiologii Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Napisał wtedy, po angielsku, swój ostatni tekst filozoficzny, Crisis in Science. Towards a Free and More Human Science, który został odrzucony przez kilka czasopism filozoficznych. Zmarł 5 czerwca 1961 r. na skutek drugiego zawału serca.

Po II wojnie światowej na temat epistemologii Flecka panowało głuche milczenie. W 1962 r. w Przedmowie do najsłynniejszej książki z filozofii nauki XX w., Struktury rewolucji naukowych, Thomas Kuhn wspomniał, że wiele z jego idei antycypował Fleck w Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache. Co osobliwe, przez kilkanaście lat, podczas ogromnej debaty wywołanej ukazaniem się Struktury nikt na tę wzmiankę nie zwrócił uwagi. Dopiero artykuł Wilhelma Baldamusa (1977) i książka jego ucznia Thomasa Schnellego (1982) sprawiły, że filozofia i socjologia nauki mikrobiologa ze Lwowa weszła na rynek idei. W 1979 r., z przedmową Kuhna, ukazał się angielski przekład jego książki Genesis and Development of a Scientific Fact, przekład polski Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym opublikowano w 1886 r. Książkę przetłumaczono też na włoski, hiszpański, rosyjski, szwedzki, francuski i koreański. Było to za późno, by Fleck mógł oddziałać na rodzący się mocny program socjologii wiedzy, a także inne nurty społecznego konstruktywizmu (zob. Zakończenie). Odkrywano jego koncepcje po fakcie, by ze zdumieniem stwierdzić, że nadal są świeże i odkrywcze. Wreszcie najważniejszy dziś społeczny konstruktywista, Bruno Latour, określił Flecka mianem "założyciela socjologii nauki" (2005).

1. Poprzednicy, a zwłaszcza socjologowie wiedzy

W swej teorii kolektywów myślowych i stylów myślowych Fleck łączył idee rozwinięte przez socjologów wiedzy z doświadczeniami badacza, refleksjami nad historią medycyny, a wreszcie pewnymi koncepcjami przejętymi od filozofów. Rozważmy te wpływy po kolei.

Przez długie wieki europejscy myśliciele pojmowali człowieka jako osobę, tzn. istotę wyposażoną w rozum i wolną wolę. Jeśli zachcemy użyć rozumu we właściwy sposób, powiadano, to uzyskamy prawdziwy pogląd na to, co dla człowieka poznawalne. Jakimi zasadami rozum winien się kierować i jakie są granice ludzkiej wiedzy – oto były wielkie problemy, z jakimi filozofowie Zachodu zmagali się przez długie wieki. Aż Karol Marks zaszokował ich twierdzeniem: "Nie świadomość ludzi określa ich byt, lecz, przeciwnie, byt społeczny ludzi określa ich świadomość" (Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, Przedmowa z 1859). Taka była podstawa jego teorii ideologii – z natury zwodniczych poglądów na świat, ludzi, bogów, wartości itd. To nie wrodzony nam rozum prowadzi do powstania takich czy innych poglądów, ale kształtują się one pod wpływem szczególnej sytuacji społecznej – rozkładu interesów klasowych związanych z panującym sposobem produkcji – w jakiej przyszło nam żyć. Nasze myślenie nie jest wolne, jest uwarunkowane przez coś, co nie zależy od naszej woli, a z czego zwykle nie zdajemy sobie sprawy.

Socjologii wiedzy, dyscyplinie systematycznie badającej związki między strukturą społeczeństwa a myśleniem jego członków, początek dali Max Scheler (Problemy socjologi wiedzy, 1926) i Karl Mannheim (Ideologia i utopia, 1929). Fleck najwyraźniej tych prac nie znał, przytaczał jedynie artykuł Wilhelma Jerusalema (1924) oraz niemiecki przekład książki Lucien Lévy-Bruhla Czynności umysłowe w społeczeństwach pierwotnych (1910). Według ustaleń Thomasa Schnellego (1986) socjologię wiedzy znał głównie z lektury popularnonaukowego artykułu Pawła Rybickiego (1929). Wspominał prace Émila Durkheima i Ludwika Gumplowicza na temat przymusów, jakie na myślenie jednostek wywierają struktury społeczne. Tego ostatniego cytował za Jerusalemem:

Największym błędem indywidualistycznej psychologii jest akceptacja tezy, że człowiek myśli. (…) to, co w człowieku myśli, to wcale nie jest on sam – ale jego społeczna wspólnota. Źródłem jego myślenia nie jest on sam, ale jego społeczne otoczenie, w którym żyje, społeczna atmosfera, którą oddycha, nie może myśleć inaczej niż to wypływa nieodzownie z koncentrujących się w jego mózgu wpływów otaczającego go społecznego środowiska (Gumplowicz, Grundriss der Soziologie, 1905; cyt. za Fleck 1935a, I,4).

Niemniej, twierdził dalej Fleck, wymienieni myśliciele swe analizy społecznych uwarunkowań postrzegania i myślenia prowadzili jedynie w odniesieniu do pozanaukowych stylów myślowych. W nauce, ich zdaniem, mamy do czynienia z "czysto obiektywną konstatacją faktów" i z "czysto teoretycznym myśleniem" wolnym od emocji – a zatem niepodległym wyjaśnieniom socjologicznym. Gdy przechodzimy od myślenia mitycznego do naukowego zaczynamy jakoby postrzegać świat "właściwie", a wiara np. w duchy i demony, warunkowana społecznie, zostaje, jak twierdzi Lévy-Bruhl, zastąpiona "wiedzą o tym, co jest fizycznie możliwe lub niemożliwe". A przecież, ripostuje Fleck, do niedawna fizycy uważali za niemożliwe to, co w świetle falowej teorii materii możliwym się stało. Sposoby, na jakie naukowcy myślą o świecie, podlegają nieustannym zmianom. I dlatego:

Każde poznanie jest działaniem społecznym nie tylko wtedy, gdy faktycznie wymaga współpracy, ponieważ zawsze opiera się na wiedzy i umiejętnościach przekazanych przez wielu innych. Ma charakter społeczny, gdyż podczas każdej długotrwałej wymiany myśli pojawiają się i rozwijają idee i standardy, których autorstwa nie da się przypisać żadnej jednostce. Powstaje kolektywny sposób myślenia wiążący wszystkich uczestników i z pewnością determinujący każdą czynność poznawczą. Dlatego właśnie poznanie rozważać musimy jako funkcję trzech składników: jest ono relacją między jednostkowym podmiotem, pewnym przedmiotem i danym kolektywem myślowym (Denkkollektiv), w ramach którego działa ów podmiot; udaje się coś poznać jedynie wtedy, gdy używa się pewnego stylu myślowego (Denkstil) powstającego w obrębie danego kolektywu (1986).

Nie tylko więc powstawanie ideologii, jako świadomości fałszywej, podlega wyjaśnieniom socjologicznym: podlega im też proces kolektywnego wytwarzania wiedzy zwanej "naukową". To właśnie twierdzenie sprawiło, że w pismach Flecka socjologia wiedzy przekształca się w (konstruktywistyczną) socjologię nauki. Natomiast, co warto podkreślić, od socjologów wiedzy przejmował on ogólne hasła, a nie szczegółowe koncepcje.

Jako naukowiec, pozostając poza uniwersytetem, Fleck prowadził w latach dwudziestych i trzydziestych badania o dość marginalnym znaczeniu. Podczas studiów słuchał wykładów o historii i filozofii medycyny, jednak jako historyk był raczej zaawansowanym amatorem niż fachowcem. Zestaw jego lektur filozoficznych wygląda na dość przypadkowy. Tu i ówdzie odwołuje się do Bergsona, Kanta i Simmela, filozofujących przyrodników Jamesa Clerka Maxwella, Nielsa Bohra i Edwina Schrödingera, parokrotnie wspomina o poglądach Macha, Carnapa i Schlicka, a także konwencjonalistów, ani razu jednak nie odwołuje się do prac Poincarégo (dostępnych wówczas w polskich przekładach) czy Duhema. W żadnej więc dziedzinie, by użyć jego własnej terminologii, nie należał do ściśle ezoterycznych kręgów odpowiednich kolektywów myślowych, niemniej – czerpiąc z unikalnej, multikulturowej atmosfery Lwowa – zmieszał różne style myślowe w nader oryginalną całość. (Nie musi to zdumiewać. W tym samym czasie Popper, który słabo znał zarówno filozofię, jak i nauki przyrodnicze, a w ogóle nie znał historii nauki, napisał Logikę odkrycia naukowego, jedną z najbardziej wpływowych książek z zakresu metodologii nauki).

Sam Fleck nie pomaga nam odpowiedzieć na pytanie o swych poprzedników, wręcz przeciwnie. Pięć wieków wcześniej, przesyłając De revolutionibus wydawcom, Kopernik usunął wzmiankę o swym najważniejszym poprzedniku, Arystarchu z Samos; nie wspomniał też o swych wybitnych i krytycznych wobec systemu Ptolemeusza nauczycielach astronomii, Wojciechu z Brudzewa i Dominiku Marii Novarze. Fleck postąpił tak samo: w swoich filozoficznych tekstach ani razu nie wymienił lwowskich historyków i filozofów medycyny: Szumowskiego, Sieradzkiego i Ziembickiego, a także lwowskich filozofów: Chwistka (którego koncepcja wielości rzeczywistości w sztuce, ale i w nauce, pod szeregiem względów zbieżna jest z jego poglądami) i Ajdukiewicza (który w tych latach był konwencjonalistą, a zatem zmierzał w podobnym jak Fleck kierunku). Nie wspomniał też swego przyjaciela Jakóba Frostiga, który w 1929 r. pisał:

Przez [wyrażenie "grupa społeczna"] rozumiemy każdą grupę ludzi powiązanych wspólną "intencją". Tak więc grupa matematyków jest grupą o bardzo swoistej, matematycznej mentalności. (…) jeden i ten sam człowiek może (…) należeć do bardzo różnych grup ludzi. (…) kolektywny zasób grupy wciąż się zmienia, a wraz z nim kryteria prawdy. (…) Jedynie w odniesieniu do kolektywnych zasobów danej grupy możemy określić pewien stan rzeczy jako poprawny bądź jako osobisty błąd (Das schizophrene Denken, 1929; cyt. za Schnelle 1986).

Ten fragment bez zmian mógłby się znaleźć w tekście Flecka! Zostawmy dociekania na temat źródeł poszczególnych idei i przyjrzyjmy się gotowemu systemowi jego społecznej epistemologii. To też nie jest zadanie łatwe, z uwagi na charakter jego pism. Powstanie i rozwój faktu naukowego rozpada się jakby na dwie odrębne części. Pierwsza to Rozdział I, o historii pojęcia kiły i Rozdział II, zawierający rozproszone twierdzenia epistemologiczne do tej historii nawiązujące. Rozdział III opowiada o odkryciu reakcji Wassermanna, a Rozdział IV to stosunkowo systematyczny wykład teorii kolektywów myślowych i stylów myślowych. Jednak centralne twierdzenia pojawiają się w kolejności dość przypadkowej, tematy powracają czasem nie całkiem wiadomo dlaczego, by nagle zniknąć bez widocznego powodu. Książka ma marny wstęp i w ogóle nie ma zakończenia. Towarzyszące jej artykuły sprawiają wrażenie serii swobodnych skojarzeń na dany temat. A jednak w tekstach tych wciąż napotykamy na twierdzenia niesłychanie ciekawe, otwierające nowe horyzonty poznawcze, tu i ówdzie przewyższające to, co dziś rozwija się jako społeczne studia nad nauką i technologią.

2. Kolektywy myślowe

Fleck przyjmuje dwa założenia konstytutywne dla kantyzmu: (1) zanim zaczniemy uczyć się z doświadczenia, musimy coś wiedzieć przed doświadczeniem, gdyż umysł pusty ani by nie spostrzegał, ani by nie myślał; (2) założenia a priori pełnią w procesie poznawania rolę czynną, kształtując – w sposób przez nas nieuświadomiony – zarówno nasze postrzeżenia, jak i myśli. Nie poznajemy świata takim, jakim jest sam w sobie, ale takim, jaki jawi się przez pryzmat naszych form i kategorii poznawczych. Jednak narodziny i poznawcze sukcesy mechaniki kwantowej wykazały, że w sądach syntetycznych a priori nie ma niczego koniecznego czy niezmiennego. Skąd więc pochodzą przeddoświadczalne składniki naszej wiedzy?

Budowanie systemu epistemologicznego zacząć musimy, podkreśla Fleck, od uznania, że ludzie różnią się poglądami, ale różnice te występują nie tyle między jednostkami, co między grupami ludzi:

(…) istnieją ludzie mogący się ze sobą porozumieć, tj. którzy myślą jakoś podobnie, należą niejako do tej samej grupy myślowej, i ludzie, którzy zupełnie nie mogą się dogadać i porozumieć ze sobą, więc jakby należeli do różnych grup (zespołów) myślowych. Przyrodnicy, filologowie, teologowie lub kabaliści mogą się w obrębie swoich zespołów doskonale porozumiewać, lecz porozumienie fizyka z filologiem jest trudne, z teologiem bardzo trudne, a z kabalistą lub mistykiem niemożliwe. Przedmiot rozmowy nie gra roli decydującej, bo nawet o identycznym na pozór przedmiocie, np. w sprawie pewnej choroby lub zjawiska na niebie fizyk zrozumie biologa, a nie dogada się z teologiem lub gnostykiem. Będą mówili obok siebie, a nie do siebie: należą do innego zespołu myślowego, mają inny styl myślowy. Co dla jednego jest ważne, nawet istotne, dla drugiego jest rzeczą uboczną, niewartą rozważania. Co dla jednego jest oczywiste, dla drugiego jest nonsensem. Co dla jednego jest prawdą (ew. "wzniosłą prawdą"), dla drugiego jest "podłym wymysłem" (ewentualnie naiwnym złudzeniem) (1936, § II).

Towarzyszą temu różnice sposobów spostrzegania: patrząc z tego samego miejsca w tym samym kierunku członkowie jednej grupy zobaczą to samo, ale ludzie z różnych grup często dostrzegają coś innego bądź tam, gdzie jeden coś dostrzega, drugi nie reaguje.

Poznawanie jest czynnością zbiorową. Człowiek z samej swej natury nie spostrzega i nie myśli w jakiś sensowny sposób – zaczyna to czynić gdy poddany zostanie procesowi socjalizacji. Dlatego mówienie po prostu, że "osobnik X poznał zjawisko P" jest niekompletne – i mylące. Należy mówić, że "X poznał P w stylu myślowym S z epoki E". To, co kantyście jawi się jako aprioryczna forma spostrzegania czy aprioryczna kategoria myślenia, jest wytworem kolektywu myślowego, do którego należy X.

Niemożliwy jest naprawdę izolowany badacz, niemożliwe jest ahistoryczne odkrycie, niemożliwa jest bezstylowa obserwacja. Izolowany badacz bez uprzedzeń i tradycji, bez działających na niego sił społeczeństwa myślowego i bez wpływu ewolucji tego społeczeństwa byłby ślepy i bezmyślny. Myślenie jest czynnością zbiorową jak śpiew chóralny lub rozmowa. Podlega ono swoistym zmianom w czasie, wykazuje historyczną ciągłość tych przemian. Produktem jego jest pewien obraz, widoczny tylko dla tego, kto w tej czynności społecznej bierze udział, lub myśl jasna również tylko dla członków kolektywu. Co myślimy i jak widzimy zależy od kolektywu myślowego, do którego należymy (1935b).

Niemożliwe jest ahistoryczne, oderwane od historii poznawanie, podobnie jak niemożliwe jest poznawanie asocjalne, dokonywane przez izolowanego badacza. "Umysł pusty" nie postrzega, nie porównuje, nie uzupełnia, nie pogłębia: nie myśli (1936, § VI).

Kolektyw myślowy definiuje Fleck jako wspólnotę ludzi związanych wymianą myśli lub wzajemnym oddziaływaniem intelektualnym (1935a, § II.4). Członkowie kolektywu nie tylko przyswoili sobie pewne sposoby spostrzegania i myślenia, ale nieustannie je przeobrażają – a dzieje się to nie tyle w ich głowach, co w przestrzeni między nimi.

Każdy zapewne zaobserwował, że podczas żywej, absorbującej rozmowy kilku ludzi powstaje po pewnym czasie jakiś szczególny stan, który powoduje, że uczestnicy wypowiadają myśli, jakich w innym zespole nigdy tak nie wyrażają. Zjawia się wspólny nastrój intelektualny i wreszcie rodzi się z wzajemnego porozumienia, a także z wzajemnych nieporozumień swoisty twór myślowy, którego autorstwo nie należy do żadnej osoby, lecz tylko do owego kolektywu (1936, § V).

Mowa tu, co warto podkreślić, o rodzeniu się z jednej strony swoistego stylu myślowego, a z drugiej pewnego zbiorowego nastroju, który wzmacnia więzi grupowe i pcha członków kolektywu do określonych zachowań.

Niektóre kolektywy istnieją krótko, w skrajnych przypadkach tyle, ile trwa pojedyncza rozmowa. Gdy społeczne siły wiążące ludzi działają przez czas dłuższy, powstają kolektywy myślowe w postaci ruchów religijnych, tradycji ludowych, sztuki czy nauki. W przypadku kolektywów trwałych tworzone są społeczne instytucje umożliwiające i regulujące włączanie w ramy danego kolektywu kolejnych pokoleń. Są to, po pierwsze, systemy edukacyjne, a, po drugie, społeczne obrzędy towarzyszące przyjmowaniu nowych członków do kolektywu. Obowiązują też w jego ramach swoiste systemy wartości, systemy nakazów i zakazów, nagród i kar, sposoby zyskiwania uznania itd.

W przypadku społeczności etnicznych wszyscy są członkami jednego kolektywu myślowego: każdy spostrzega i myśli tak samo, każdy też wykonuje takie same lub podobne czynności. W społeczeństwach rozwiniętych, z jakimi mamy dziś do czynienia na całej prawie Ziemi, powstaje mnóstwo różnych kolektywów: religijne, artystyczne, naukowe, astrologiczne, kolektywy świata mody, polityczne, ekonomiczne, lekarskie, znachorskie, sportowe itd., itd.

Gdy rozwijany i stosowany przez kolektyw styl myślowy staje się odpowiednio wyrafinowany, kolektyw rozpada się na stosunkowo niewielki krąg ezoteryczny, czyli grono specjalistów, "wtajemniczonych", oraz szerszy krąg egzoteryczny, czyli tych wszystkich, którzy poddają się działaniu stylu, ale nie odgrywają czynnej roli w jego formowaniu. Ci pierwsi to "wtajemniczeni" – kapłani i teolodzy w przypadku danej religii, artyści i krytycy sztuki w przypadku malarstwa czy muzyki, twórczo pracujący naukowcy w przypadku nauki itd. Odpowiednie kręgi egzoteryczne stanowić będą w wymienionych przypadkach wierni świeccy, miłośnicy sztuki, nauczyciele szkolni, inżynierowie czy ludzie ogólnie zainteresowani postępami nauk.

Kręgi egzoteryczne mają dostęp do stylu myślowego jedynie za pośrednictwem kręgów ezoterycznych; np. dzięki temu, że słuchają kazań wygłaszanych przez kapłanów lub czytają książki popularnonaukowe. Członkowie kręgów egzoterycznych ufają wtajemniczonym. Ale specjaliści też nie są niezależni od kręgów egzoterycznych: to "opinia publiczna", wsparcie ze strony sympatyków czy wiernych, uzasadnia działania specjalistów i dostarcza im bodźca do działań.

We współczesnych społeczeństwach prawie każdy należy do wielu kolektywów jednocześnie, przy czym większość ludzi znajduje się wyłącznie w kręgach egzoterycznych. Nieliczni wchodzą ponadto do jakiegoś kręgu ezoterycznego, sporadycznie do więcej niż jednego. Np. naukowiec może być też członkiem jakiegoś kościoła, partii politycznej, klubu wspinaczy wysokogórskich, a ponadto każdy należy do szerokiego kolektywu "życia codziennego" danego społeczeństwa.

W obrębie naukowego kręgu ezoterycznego Fleck wyróżnia awangardę, twórczo opracowującą dany problem, grupę zasadniczą, czyli "oficjalną wspólnotę", a wreszcie maruderów (1935a, § IV.4). W innym miejscu pomija maruderów, odróżnia zaś specjalistów i fachowców ogólniejszych (1936, § VI). Odpowiada temu podział piśmiennictwa naukowego – do czego wrócimy poniżej.

3. Kolektywny nastrój

Jak już powiedziano, wraz z narodzinami stylu myślowego wytwarza się swoisty nastrój zbiorowy, siła łącząca członków kolektywu, a zarazem izolująca ich od kolektywów, których członkowie "to samo" postrzegają inaczej i o "tym samym" inaczej myślą.

Ten nastrój wytwarza gotowość do jednako skierowanego postrzegania, wartościowania i użytkowania postrzeganego, tj. wspólny styl myślowy. Jest on także źródłem owego poczucia solidarności myślowej wewnątrzgrupowej, (…) owego koleżeństwa swoistego, które stwarza "towarzysza", "ziomka" "współwyznawcę", "kolegę" itp. Przeciwieństwem jest uczucie wrogości dla "obcego", dla tego, który czci obce bogi, używa obcych słów pozbawionych tajemnego czaru odczuwanego wewnątrz kolektywu. Jest on "niemym", jego zdania są nonsensami lub złudzeniami (por. Scheinprobleme nowoczesnych nauk przyrodniczych). Wypowiedzi jego, burzące nastrój intelektualny kolektywu, budzą nienawiść (1936, § V).

Kolektywny nastrój to gotowość do zarówno selektywnego odczuwania, jak i odpowiednio ukierunkowanych działań. Wytwarza on np. w członkach kolektywów religijnych w pewnych sytuacjach współczucie czy litość, a w innych wstręt i święte oburzenie, pcha ich zarówno do poświęcenia dla innych, jak i do rozpalania stosów, na których płoną innowiercy. Zaś naukowcom każe działać na rzecz oświecenia publicznego, zarazem wzbudzając w nich uczucie pogardy dla astrologów, alchemików czy zwolenników medycyny niekonwencjonalnej.

Nie ma myślenia, podkreśla Fleck, wolnego od emocji – a te mają charakter społeczny. Kryją się już w języku, jakim posługuje się dany kolektyw. Terminy specjalistyczne nie tylko do czegoś się odnoszą, ale niosą w sobie pewną specyficzną moc, są nie tylko nazwami, ale niejako zawołaniami bojowymi. Żaden z terminów takich, jak "król", "wróg", "duch", "materia", ale też "gatunek", "atom", "analiza", "funkcja",

(…) nie da się bez reszty zastąpić eksplikacją logiczną, bo tradycja danej dyscypliny, jej rozwój historyczny otoczyły ją ową swoistą mocą sakramentalną, przemawiającą do członków kolektywu silniej niż treść logiczna. Gdyby nie moc terminu "gatunek" niemożliwa byłaby walka o ewolucjonizm i darwinizm, gdyby nie podobna moc terminu "kwadratura koła", może nikt by się o nią nie troszczył (1936, § V).

Dlatego wraz z opanowaniem specjalistycznej terminologii pojawia się u członków kręgu ezoterycznego poczucie misji, zaś samo przyłączenie się do takiego kręgu ma "wartość sakramentu wtajemniczenia".

Jeśli pozycja elity jest silniejsza niż pozycja masy, elita izoluje się, a od masy żąda posłuszeństwa. Rozwijają się wtedy dogmatyczne style myślenia, w których sprawdzian poprawności lokowany jest zwykle w odległej przeszłości, w mniej lub bardziej mitycznym mistrzu czy zbawicielu. Kolektywne życie nabiera w związku z tym charakteru ceremonialnego, a dostęp do kręgów ezoterycznych jest pilnie strzeżony. Panuje konserwatyzm: nie ma miejsca dla zasadniczo nowych idei, można jedynie gorzej lub lepiej realizować prawdy niegdyś objawione. Taki charakter ma większość kolektywów religijnych.

Jeśli pozycja masy jest silniejsza niż pozycja elity – a tak dzieje się w kolektywach naukowych – elita zabiega o zaufanie i uznanie masy, zapewniając, że służy dobru publicznemu. Taki kolektyw ma charakter demokratyczny: sprawdzianem poprawności jest "uznanie wszystkich", a każde twierdzenie może i powinno być dyskutowane przez każdego. Wszyscy są zachęcani do uczenia się, a każdy, kto spełni odpowiednie standardy intelektualne, może stać się, jeśli zechce, członkiem odpowiedniego kręgu ezoterycznego. Specyficzny dla naukowych kolektywów nastrój realizuje się

Przede wszystkim jako obowiązek wycofania się osoby badacza, który wyraża się także w demokratycznie równomiernym szacunku dla każdego poznającego: wszyscy badacze są zasadniczo uważani za równoprawnych i wszyscy, którzy są w służbie ideału, w równym stopniu muszą swoją osobę usunąć w cień . Indywidualne mniemania uważane są w nauce za tymczasowe (1935, § IV.5).

Każdy, kto przyswoił sobie styl myślowy – a dostęp do niego jest otwarty – ma być w stanie sprawdzić, czy dane twierdzenie jest prawdziwe, móc powtórzyć eksperyment wykonany przez innych itd.

Tu pojawia się praktyczny problem nie do rozwiązania. Mianowicie ogólne wykształcenie, niezbędne do włączenia się do naukowych kolektywów, nabywa się w szkole przed wejściem w okres dojrzałości – a jeśli to się nie uda, jednostka jest praktycznie skazana na pozostanie poza kolektywem nauk. W nauce nie ma przejść między niewykształconym ogółem a gronem specjalistów. Niemniej demokratyczny szacunek dla (wyimaginowanego) "każdego" nadaje naukowym stylom myślowym charakter bezosobowy.

Wyraża się on we wspólnym uwielbieniu pewnego ideału, ideału prawdy obiektywnej, jasności i dokładności. Składa się z wiary, że to, co wielbione, stanie się osiągalne dopiero, być może, w bardzo odległej, może nieskończenie odległej przyszłości. Z gloryfikacji poświęcenia się swojej służbie. Z określonego kultu bohaterów i pewnej określonej tradycji (1935a, § IV.5).

Część kolektywnego nastroju powstaje na styku kręgów ezoterycznego i egzoterycznego. Z jednej strony, jak już powiedziano, członkowie kręgów egzoterycznych zazwyczaj ufają fachowcom i podziwiają ich. Z drugiej strony, kręgi ezoteryczne działają pod presją oczekiwań ze strony mas. Gdy wsparcia z zewnątrz zabraknie, dana dyscyplina nie odnotowuje tak znaczących osiągnięć. Fleck ucieka się tu do obrazu piasku niesionego przez wiatr. Podczas gdy rzucony kamień czasem trafia, a czasem nie, to pył wiatrem niesiony nieuchronnie gromadzi się w zagłębieniach. Gdy więc presja społeczna sprawi, że dostatecznie wielu badaczy przez dostatecznie długi czas pracuje nad jakimś zagadnieniem, przy czym otrzymują oni dostateczne wsparcie zarówno materialne, jak i duchowe, to w końcu dochodzą do mniej lub bardziej zadowalających rezultatów. Warunkiem sukcesu nie jest rzekoma prawdziwość używanych teorii, ale systematyczność badań.

4. Powstanie i rozwój stylu myślowego, a także powstanie i rozwój faktów

Demokratycznie równy szacunek dla każdego każe naukowcom pisać prace popularne, mające zapoznać laików, na ile to możliwe, z aktualnym stanem wiedzy. Używają w nich zrozumiałego dla ogółu języka potocznego, pełnego wyrażeń nieścisłych i metafor. Ponieważ w tekście popularnym trzeba pominąć komplikacje, na jakie w swej pracy wciąż napotyka fachowiec, a jego autor zwraca się do laików jako autorytet, to charakterystycznym rysem prac popularyzatorskich jest ich dogmatyczny charakter. W miejsce zastrzeżeń w rodzaju "wydaje się", "jak usiłowano wykazać", jakich pełno w specjalistycznych artykułach, w tekstach popularnych zwykle czytamy "jest faktem, że" czy "jak nauka wykazała". Ma to ważne (choć niezamierzone) skutki dla rozwoju samej nauki, gdyż ci, którzy w przyszłości staną się badaczami, wchodzą w pierwszy kontakt z daną dyscypliną właśnie w wyniku lektury prac popularnych. One też kształtują ich wyobrażenia o tym, czym jest nauka i jak się ją uprawia. W rezultacie to, co zostało wytworzone przez ludzi, nabiera charakteru bezosobowego, samoistnego, zaczyna jawić się jako proste odzwierciedlenie rzeczywistości.

Oddalenie społeczne zamienia autora z twórcy w odkrywcę. Rosnący fakt naukowy zmienia się z tworu myślowego w przedmiot. Staje się nieosobowy, samoistny, staje się rzeczą. [I tak rodzi się mityczne] pojęcie prawdy jako odwzorowania niezależnej od poznającego rzeczywistości (1936, § VI).

Później przychodzi pora na lekturę podręczników – o których poniżej – a także praktyczne ćwiczenia w rozwiązywaniu wzorcowych problemów teoretycznych i pracy doświadczalnej odbywane pod okiem specjalistów. Takie wprowadzenie w daną dziedzinę ma nadal charakter dogmatyczny.

Przygotowuje się umysł dla pewnej dziedziny, przyjmuje się go w zamknięty w sobie świat, udziela mu się pewnego rodzaju wtajemniczenia. (…) Fachowiec (…) jest specjalnie uformowanym człowiekiem, który już nie może ujść swoim tradycyjnym i kolektywnym związkom, bez których nie byłby fachowcem (1935a, § III).

Uformowany już specjalista zaczyna się mierzyć z pewnymi zagadnieniami badawczymi. Nie czyni tego sam: jest przecież członkiem kolektywu, w którym wszyscy podobnie spostrzegają świat i podobnie o świecie myślą. I jeśli zagadnienie jest nowe, to szansa na sukces istnieje tylko wtedy, gdy w badania zaangażuje się cała grupa naukowców. Zwykle badane zjawiska są niebywale skomplikowane, zróżnicowane – i trzeba je poodróżniać, posegregować, powiązać, uprościć, a to są zadania przerastające siły pojedynczego badacza. Tylko zorganizowany zespół naukowców, pracujący przez szereg lat, ma szanse stworzenia klarownego obrazu badanych zjawisk.

Nie chodzi jednak tylko o to, że pracy jest za wiele. Jeśli mamy do czynienia z takim rodzajem zjawisk, jaki jeszcze nie został zadowalająco zbadany, brak nam pojęć, za pomocą których zjawiska te można adekwatnie opisać. Nie można też zacząć od gromadzenia faktów. Tradycyjnie fakty uważano – i wielu nadal uważa – za to, co dane, dostępne za pośrednictwem zmysłów. Nowożytni empiryści głosili, że nie ma niczego w umyśle, czego by przedtem nie było w zmyśle. Fleck odwraca tę maksymę: nie ma niczego w zmyśle, czego by przedtem nie było w umyśle. Aby coś dostrzec, trzeba przedtem czegoś się nauczyć. Nie jest tak, byśmy zrazu dostrzegali barwne plamy w ruchu itd., a dopiero potem składali z nich takie czy inne całości. Jest na odwrót:

Chodzimy po świecie i nie widzimy wcale punktów, kresek, kątów, świateł czy cieni, z których byśmy mieli przez syntezę lub wnioskowanie układać "to co jest", lecz widzimy od razu dom, pomnik na placu, oddział żołnierzy, wystawę z książkami, gromadę dzieci, panią z pieskiem: same gotowe postacie (1947, § II).

Ten zespół postaci, jakie wokół siebie spostrzegamy, został wytworzony przez kolektyw myślowy, a jednostce przekazany w procesie socjalizacji. Gdy wprowadzimy laika do laboratorium naukowego i poprosimy go o opisanie przebiegu eksperymentu, to fachowcy od razu stwierdzą, że nie jest on w stanie tego uczynić. Sformułuje zapewne opis długi, wymieni mnóstwo nieistotnych bądź przypadkowych szczegółów, nie zwróci natomiast uwagi na to, co z punktu widzenia naukowca istotne, na te cechy zjawiska, które akurat są przedmiotem badań.

Zupełnie nieobeznany laik nie dostaje żadnego wyniku [obserwacji], żadnej uchwytnej postaci, ponieważ przeżywa tylko chaos migoczących, zmieniających się co chwila wrażeń i nastrojów, sprzecznych ze sobą i niweczących się nawzajem. Gdybyśmy koniecznie chcieli oddać słowami jego przeżycie, najlepiej jeszcze odpowiadałoby mu hasło "szukam" albo "mam chaos" (1935b).

Fachowiec widzi inaczej niż laik, gdyż przeszedł specjalny proces szkolenia, w trakcie którego zapoznano go z licznymi przykładami np. objawów danej choroby, a jednocześnie przykładami objawów innych chorób (a więc zarówno z tym, co jest X, jak i z tym, co jest nie-X). Równolegle przekazano mu pewien zespół poglądów na to, czym jest dana choroba, jak przebiega, jak wpływają na nią warunki zewnętrzne itd. Jeśli ten proces szkolenia zakończy się powodzeniem, to nowy członek kolektywu ujrzy bezpośrednio to samo, co widzą "naocznie" inni jego członkowie.

"Widzieć" znaczy to: odtwarzać w odpowiednim momencie obraz, wytworzony przez społeczność myślową, do której się należy (1935b).

Jednak kiedy specjalista zaczyna badania nad zjawiskami nowego rodzaju, jest w sytuacji laika: nie wie, co i jak obserwować, nie rozpoznaje określonych postaci, doznaje chaosu, w którym trudno uchwycić cokolwiek stałego. Dlatego, jak powiedziano, badacze nie mogą zacząć od gromadzenia danych doświadczalnych. Nie istnieje też, podkreśla Fleck, spontaniczne wytwarzanie pojęć. Nowe badania zaczynają się zwykle – choć nie zawsze – od preidei, często o charakterze religijnym czy filozoficznym, które istniały przez wieki nim zyskały charakter naukowy. Np. długo przed Kopernikiem pojawiła się preidea systemu heliocentrycznego, mieliśmy przed Lavoisierem preideę pierwiastka chemicznego, przed Daltonem preideę atomu, a przed Leeuwenhoekiem preideę drobnoustroju.

Te preidee są niejasne, wobec czego nie mogą być traktowane jako w rozumieniu naukowym prawdziwe bądź fałszywe. (Choć były prawdziwe dla członków odpowiednich, filozoficznych czy religijnych, kolektywów myślowych.) Mogą natomiast stać się punktem wyjścia dociekań. Nie może tych dociekań prowadzić izolowany badacz, ten bowiem kręciłby się w kółko, powtarzałby bez końca stare formuły. Niezbędne jest, jak powiedziano, uformowanie się kolektywu badawczego, do czego dochodzi o ile pojawi się odpowiedni nastrój, łączący ludzi i pchający ich do pracy. W analizowanym w (1935a, rozdz. I i III) przypadku badań, które doprowadziły do odkrycia reakcji Wassermanna, źródłem nastroju była presja społeczna, powszechne domaganie się skutecznych środków walki z kiłą jako chorobą wstydliwą, uwłaczającą. (Kontrowersyjne są twierdzenia Flecka, że brak analogicznych sukcesów w walce z gruźlicą związany był z powszechnym traktowaniem jej jako choroby "romantycznej" – co skutkowało brakiem dostatecznie silnej presji na jej pokonanie.) To sprawiło, że rząd niemiecki włączył się w organizowanie w tej dziedzinie zespołów badawczych; dodatkowo po to, aby dokonania naukowców niemieckich przewyższyły to, co osiągnęli inni. "Nastrój dał więc siłę popędową, a preidea kierunek" (1934).

Jeśli do pracy badawczej przystąpi grupa ludzi, zaczyna zachodzić osobliwy proces. Każdy mianowicie z członków grupy czytał nieco inne teksty, zarówno popularne, jak i fachowe, brał wcześniej udział w odmiennych pracach eksperymentalnych, przynależy równocześnie do innych kolektywów myślowych, zarówno naukowych, jak i pozanaukowych. Dlatego gdy zaczynają oni do siebie mówić lub czytać swe teksty, dochodzi do serii nieporozumień. Idee krążą w kolektywie wzbogacane o wciąż nowe asocjacje, a tym samym słowa wciąż zmieniają znaczenia – z czego uczestnicy debaty nie zdają sobie sprawy. Niekiedy ze znaczeń, jakie te słowa miały dla dawnych autorów, nie pozostaje nic. Czasem takie zmiany biorą się ze zderzenia różnych preidei – a o tym, że do takich zderzeń dochodzi, decydują często czynniki społeczne. Po przeprowadzeniu niezliczonych badań i odbyciu niezliczonych rozmów, po długiej wędrówce po omacku, naukowcy wytwarzają wreszcie styl myślenia, którego nikt nie zamierzył. Nikt też po fakcie nie wie, kiedy i jak ów styl powstał, a jego autorstwa nie da się przypisać żadnej jednostce.

Myśli krążą od jednostki do jednostki, za każdym razem nieco przekształcone, ponieważ inne jednostki tworzą z nich odmienne asocjacje. Ściśle biorąc, odbiorca nigdy nie rozumie całkowicie myśli w taki sposób, w jaki nadawca chciał, aby była rozumiana. Po szeregu takich wędrówek praktycznie nic już nie zostaje z oryginalnej treści. Czyja to jest myśl, która nadal krąży? Jest to właśnie myśl należąca nie do jakiejś jednostki, ale do kolektywu (1935a, § II.4).

Oczywiście ten proces, którego istotnym elementem są nieporozumienia między badaczami, nie podlega rekonstrukcji logicznej.

Równolegle z mutacją idei ma miejsce wyłanianie się nowych postaci rozpoznawanych we wrażeniach. Początkowo, obserwując zjawiska nowego rodzaju, sięga się do zbioru postaci znanych – by stwierdzić, że to, co nowe, czasem i pod pewnymi względami przypomina to, co już znane, a czasem i pod innymi względami jest odmienne. W tym okresie opisy wyników doświadczeń są pełne porównań z tym, co wcześniej nauczono się dostrzegać, ale też zastrzeżeń, że te porównania bywają zawodne. Zawodność porównań objawia się w niepowtarzalności początkowych doświadczeń: coś wychodzi inaczej, niż wyszło wcześniej, a my nie wiemy ani dlaczego, ani co należy zrobić, by następnym razem wyszło to samo. Rodzi to niepokój, gotowość do zmiany. Badacz, działając mniej lub bardziej po omacku, szuka oporu, przymusu myślowego:

Praca badacza polega na odróżnieniu – w plątaninie i w chaosie, w którym się znajduje – tego, co jest jego woli posłuszne, od tego, co się samo spontanicznie tworzy i nie poddaje się jego woli. Jest to właśnie ten twardy grunt, którego on, jako przedstawiciel kolektywu myślowego, wciąż od nowa poszukuje. (…) Fakt powstaje w taki oto sposób: najpierw awizo oporu w początkowym chaotycznym myśleniu, potem określony przymus myślowy, w końcu postać, która ma być bezpośrednio postrzegana (1935a, § IV.2).

Zmiany sposobu widzenia nie może, jak powiedziano, dokonać jednostka. Opisy doświadczeń krążą natomiast między naukowcami i znów, w wyniku serii porozumień i nieporozumień tradycyjne postacie ulegają – a czego uczestnicy całego procesu nie zdają sobie sprawy – przekształceniu, niektóre zostają odrzucone, inne połączone w unikalne całości.

(…) z zapasu tradycyjnych obrazów przymierza się pewne obrazy i ich kombinacje, potem odrzuca część, przestylizowuje inne, przechodzi pewnego rodzaju walkę z narzucającymi się naprzemiennie obrazami – aż wreszcie wytwarza się nowe pogotowie, tj. pogotowie widzenia nowej, swoistej postaci (1935b).

Wtedy, co charakterystyczne, w opisach zamieszczanych w artykułach specjalistycznych porównania znikają, a pojawiają się stwierdzenia, że obserwowano to a to. (Tak jak po pewnym czasie obcowania z alfabetem łacińskim bezpośrednio rozpoznajemy literę A, mimo olbrzymiej różnorodności kształtów, w jakich ona występuje, a zarazem nie jesteśmy w stanie powiedzieć, na czym to rozpoznanie polega, co decyduje, że pewien symbol jawi nam się jako litera A).

Nie można więc czegoś radykalnie nowego zobaczyć tak po prostu, gdyż stoimy naprzeciw takiego a takiego obiektu: najpierw musi zostać usunięta przemoc starego stylu myślenia i wyłonić się nowy styl, musi się zmienić nastrój kolektywu myślowego – a na to trzeba czasu i wspólnej pracy. W miarę trwania wymiany międzyludzkiej ewoluują pojęcia, a wraz z nimi zmieniają się fakty, co pobudza do tworzenia nowych pojęć.

Zmienne są zarówno fakty, jak i myślenie, chociażby dlatego, że zmiany w myśleniu przejawiają się w zmienionych faktach i na odwrót: zasadniczo nowe fakty można odkryć tylko dzięki nowemu myśleniu (1935a, § II.4).

Niekiedy nowe idee przychodzą z kierunków zgoła nieoczekiwanych i z samą nauką nie mających nic wspólnego. Tak np. Fleck wyjaśnia odkrycie plemników, które zbiegło się w czasie z upadkiem politycznego absolutyzmu i rozpowszechnieniem idei indywidualnej wolności pojętej w pierwszym rzędzie jako swoboda zmiany miejsca pobytu. Nie można było odkryć plemników po prostu patrząc przez mikroskop. Ale ktoś, kto myślał o wolnej osobie, mógł dojrzeć swobodnie poruszające się, czyli "wolne" plemniki. To wpływ środowiska wytworzył niespokojny nastrój niezbędny, aby szukać czegoś nowego, a nowy sposób myślenia, wytworzony w innej dziedzinie życia, pozwolił to coś dostrzec, wyodrębnić i opisać tak, aby pobudzić innych – również uczestniczących w rewolucyjnych przemianach społecznych – do refleksji.

Aby nastąpiło wyłonienie się nowych form zmysłowych i myślowych, najpierw musi powstać pewien szczególny niepokój myślowy, zmienić się nastrój kolektywu (1935b). Gdyby ktoś dokonał ważnego odkrycia, ale nie towarzyszyłaby temu zmiana społecznych nastrojów, nie znalazłby ludzi, którzy by go wysłuchali i poprowadziliby jego badania dalej. Z drugiej strony fakty są powiązane w pewne całości, wzajem od siebie zależne, a zatem "każdy nowy fakt chociażby w małym stopniu zmienia harmonijnie wszystkie poprzednie fakty" (1935a, IV.3). W rezultacie niekiedy okazuje się, że obserwacje, od których zaczynano badania, nie należą do tej klasy faktów, jaka się z badań ostatecznie wyłania. (Badania nad zmiennością bakterii zapoczątkowały obserwacje dokonane w 1906 r. przez by Neissera and Massiniego, które dziś uważane są za efekt działania bakteriofagów). Czasem też nic nie zostaje z tych preidei, od których zaczynano dociekania i które inspirowały wczesne prace eksperymentalne. (Tak jak preidea zatrutej krwi ma niewiele wspólnego z dzisiejszą reakcją Wassermanna). Wreszcie powstaje gmach wiedzy, którego nikt nie przeczuwał i nie zamierzał.

W całym tym procesie nie ma niczego koniecznego, rozmaite przypadkowe okoliczności decydują bowiem o tym, które idee staną się podstawą dociekań i rozpowszechnią się w kolektywie, do jakich spotkań między naukowcami dojdzie, które badania zyskają społeczne wsparcie, które zostaną przeprowadzone najpierw itd. Gdyby np., twierdzi Fleck, swego czasu upowszechniła się obecna w pracach Siegla idea podobnych do pierwotniaków struktur wywołujących kiłę, pojęcie tej choroby byłoby dziś odmienne, np. niektóre z przypadków rozpoznawanych dziś jako kiła uważalibyśmy "za ospę lub inną chorobę z ciałkami wtrętowymi". I podobnie "W związku z ideą zarazy rozkoszy powstałyby zupełnie inne pojęcia chorób zakaźnych i jednostek chorobowych. W końcu doszlibyśmy na tej drodze także do harmonijnego systemu wiedzy, który by jednak daleko odbiegał od dzisiejszego" (1935a, § II,4). Natomiast w miarę, jak dany styl myślenia się rozwija i opanowuje umysły badaczy, alternatywne drogi rozwojowe zostają zamknięte. Podsumowując to wszystko Fleck stwierdza:

(…) co najmniej trzy czwarte, jeśli nie całość treści nauki jest uwarunkowana i może zostać wytłumaczona przez historię myśli, psychologię i socjologię myślenia (1935a, § II.1).

Oczywiście seria nieporozumień nie wystarczy, aby powstał jeden styl myślowy wiążący wszystkich. Dlatego niezbędna dla istnienia danej dyscypliny jest grupa zasadnicza kręgu ezoterycznego, składająca się z fachowców ogólnych, dobrze przygotowanych do tego, by z propozycji awangardy wybrać te najbardziej użyteczne, dopracować je, zastosować, zharmonizować ze sobą. By, jednym słowem, ze zbioru prowizorycznych twierdzeń – zawartych w artykułach adresowanych do profesjonalistów – stworzyć system, a następnie przekazać go kolejnemu pokoleniu badaczy. "Odkrywa specjalista, weryfikuje fachowiec ogólny", podkreśla Fleck, a dokonuje się to gdy powstają podręczniki:

(...) sąd o istnieniu lub nieistnieniu jakiegoś zjawiska należy w demokratycznym kolektywie do wieloosobowego kolegium, nie do jednostki. Podręcznik zamienia sąd subiektywny autora w udowodniony fakt. Zespoli go z całym systemem nauki, będzie odtąd uznawany i uczony, będzie podstawą dalszych faktów, wytyczną tego, co się będzie widziało i stosowało, aż póki nowa fala rozwojowa nie spłucze go (1936, § VI).

Społeczna struktura naukowego kolektywu myślowego znajduje odzwierciedlenie w rodzajach naukowego piśmiennictwa. Artykuły w czasopismach naukowych pisane są przez naukowców pracujących nad aktualnie ważnymi problemami. Fachowcy ogólni piszą podręczniki spajające dany krąg ezoteryczny i służące kształceniu jego nowych członków – w czym aktywnie uczestniczą na poziomie uniwersyteckim. Do kręgów egzoterycznych adresowane są prace popularne. Książki i artykuły popularnonaukowe – tworzące pomost między fachowcami a ich społecznym otoczeniem – dopełniają procesu, w wyniku którego to, co społecznie skonstruowane, zaczyna być postrzegane jako rzeczywistość:

Książka popularna (...) zrobi ze zgodnego z [aktualnym] systemem nauki faktu udowodnionego – postać bezpośrednio postrzegalną. W cień ustępuje dowód, działać zaczynają autorytet, magia prostego podania, że "uczeni odkryli, iż..." i odpowiednia apoteoza bohaterów nauki. Oddalenie socjalne zmienia autora z twórcy w odkrywcę. Rosnący fakt naukowy zmienia się z tworu myślowego w przedmiot. Staje się bezosobowy, samoistny, staje się rzeczą (1936, § VI).

Zwycięstwo stylu myślowego zależy od tego, czy uda się wychować nowe pokolenie jego zwolenników, a zarazem uchronić je przed wpływami innych stylów. Trzeba rozpropagować pewne problemy badawcze, a usunąć inne. Trzeba wytworzyć wśród adeptów nauki swoiste pogotowie myślowe. Jeśli się to uda, wszyscy badacze będą "widzieli nową postać wprost, bezpośrednio, naocznie, jak gdyby prawdę niezależną od ludzi, jedną, odwieczną" (1935b).

Zwycięstwo stylu myślowego nigdy nie jest ostateczne. Każde nowe odkrycie doświadczalne i każda nowa idea teoretyczna mniej lub bardziej zmieniają cały system. Choć początkowo widzi się tylko to, co odpowiada teorii, to po pewnym czasie następują komplikacje i ujawniają się wyjątki, co wcześniej czy później prowadzi do rewizji pewnych pojęć i założeń. Wciąż następują "mutacje" stylu myślowego, podkreśla Fleck, co obecnie (tzn. w latach 1920-ch i 1930-ch) dzieje się w fizyce czy w bakteriologii. Prędzej czy później, jak przewiduje, trzeba będzie zmienić prawo zachowania energii oraz każde inne pojęcie i twierdzenie. W historycznym rozwoju nauki nie ma niczego ustalonego raz na zawsze, żadnych niezmienników: zmieniają się zarówno myślenie, jak i fakty.

5. Czynne i bierne elementy stylu myślowego

Pora przyjrzeć się dokładniej strukturze i funkcjonowaniu stylu myślowego.

Możemy więc definiować styl myślowy jako ukierunkowane postrzeganie wraz z odpowiednią obróbką myślową i rzeczową tego, co postrzegane. Charakteryzują go specyficzne problemy, którymi kolektyw jest zainteresowany; sądy, które uważa za oczywiste, metody, których używa jako środków poznawczych (1935a, § IV.3).

To, co wspólnotowo wypracowane, odgrywa w poznaniu rolę czynną: kształtuje sposoby, na jakie spostrzegają i myślą członkowie kolektywu myślowego. Jednostka, która dany styl myślowy sobie przyswoiła, prowadząc standardowe badania zachowuje się już biernie: rozpoznaje w otoczeniu określone postacie, a z przyswojonych twierdzeń, ewentualnie w koniunkcji z rezultatami badań eksperymentalnych, wyciąga określone, takie a nie inne wnioski.

Poznać znaczy więc przede wszystkim – według danych założeń ustalić narzucające się siłą rzeczy rezultaty. Założenia odpowiadają czynnym powiązaniom i stanowią kolektywną część poznania. Wymuszone rezultaty odpowiadają powiązaniom biernym i tworzą to, co odczuwane jest jako obiektywna rzeczywistość. Udziałem jednostki jest akt stwierdzania (1935a, § II.4).

Pojawienia się elementów biernych nie da się wytłumaczyć socjologicznie. Są one, by tak rzec, wynikiem przyłożenia pojęciowej miary, będącej wytworem złożonych okoliczności historycznych i kulturowych, do wyników doświadczeń – które powstały wraz z narodzinami stylu myślowego i wraz z nim się rozwijają.

Fleckowskie elementy czynne stylu myślowego Poincaré nazywał "zasadami", a traktował jako "definicje w przebraniu". Fleck, podobnie jak autor Nauki i hipotezy, podkreśla, że w tego typu definicjach nie ma niczego koniecznego, zauważa np., że kiłę w XIX w. definiowano na wiele sposobów: jako zarazę rozkoszy, jako chorobę, którą można leczyć rtęcią, a wreszcie używano rozmaitych pojęć eksperymentalno-patologicznych. I stwierdza:

Wolno więc definiować kiłę jako zarazę rozkoszy, a tym samym podciągałoby się pod to pojęcie również rzeżączkę, wrzód miękki itd. (…) Definicję można też budować na skuteczności działania rtęci (…). Z tego formalnego punktu widzenia pewne relacje pozostawione są swobodnemu wyborowi, inne zaś wynikają z tamtych w sposób konieczny (1935a, § I).

W obliczu tych samych doświadczeń ten, kto zdefiniował kiłę jako chorobę, którą można leczyć rtęcią, wnioskowałby, iż w danym przypadku nie miał do czynienia z kiłą. Sprzeciwiał się natomiast Fleck poglądowi konwencjonalistów, jakoby wybór definicji był swobodny. Nie możemy w stosunku do czynnych założeń stylu myślowego przyjąć postawy krytycznej – bo założenia te kształtują sposoby, na jakie postrzegamy zjawiska i na jakie o nich myślimy. Definicje rodzą się wraz z narodzinami stylu myślowego, a o ich powstaniu decydują zarówno uwarunkowania kulturowo-historyczne, jak i scharakteryzowany powyżej proces wymiany idei między badaczami. Dojrzały styl myślowy jest systemem, w którym definicje wzajemnie się warunkują, a przyjęcie jednych może uniemożliwić przyjęcie innych.

Podział systemu myślowego na elementy czynne i elementy bierne nie jest całkiem jasny. Niektóre przykłady są oczywiste:

Liczba 16 dla ciężaru atomowego tlenu jest niemal całkiem świadomie konwencjonalno-arbitralna. Jeśli się dla O przyjmie ciężar atomowy 16, to dla H ciężar wynosi z konieczności 1,008. Stosunek liczbowy obu ciężarów jest więc biernym elementem naukowym (1935a, § IV.1).

Ale jako czynny element wiedzy Fleck wymienia też "użycie alkoholu do przygotowania wyciągu", dodając, że "użyteczność tego wyciągu jest elementem biernym, z koniecznością wynikającym z takiego działania". Pisze też, iż pojęcia pierwiastka chemicznego czy atomu pochodzą ze zbiorowej wyobraźni, ale że użyteczność tych pojęć jest w chemii niezależna od poznającego. "Każde twierdzenie, każde prawo chemiczne można rozłożyć na część czynną i bierną" (1935a, § IV.1), a części tych nie da się oddzielić, ani logicznie, ani historycznie.

Oba rodzaje elementów da się odnaleźć w każdym stylu myślowym, również w myśleniu mitycznym czy religijnym. W jednym miejscu Fleck zauważa, że podczas gdy mit zawiera niewiele elementów biernych, to charakterystyczną cechą nauki jest to, że próbuje ona włączyć do swego systemu tak wiele elementów biernych, jak tylko zdoła. Jednak myśli tej nigdy nie rozwinął, a szkoda, mógłby to być bowiem jego wkład w rozwiązanie Popperowskiego problemu demarkacji.

W paru miejscach natomiast zauważa coś, co może uzupełnić wywody poprzedniego paragrafu: "to, co należało dawniej do elementów biernych jakiejś nauki, może przejść do czynnych" (1935a, § IV.2) i na odwrót. Znów należy żałować, że ta myśl nie została rozwinięta, mógłby to bowiem być przyczynek do zrozumienia mechanizmu tych przeobrażeń wiedzy, którym Kuhn nadał miano "rewolucji naukowych" (zob. rozdz. następny). Bo w każdym razie sugeruje to, że nie tylko przednaukowe preidee, ale też bierne rezultaty uzyskane w ramach starego naukowego stylu myślowego, mogą służyć za punkt wyjścia przy budowie nowego stylu.

6. Jak kolektyw myślowy to, co społecznie wytworzone, przekształca w "rzeczywistość"?

To, co i jak widzimy i o czym i jak myślimy, zależy więc od kolektywnie wytworzonego stylu myślenia, który sobie w kontaktach z innymi przyswoiliśmy. Ale

Jednostka nie ma nigdy, lub prawie nigdy, świadomości kolektywnego stylu myślenia, który prawie zawsze wywiera bezwzględny przymus na jej myślenie i wbrew któremu niczego nie można pomyśleć (1935a, § II.4).

Co osobliwe, często nie zdają sobie też z tego sprawy ci, którzy uczestniczyli w społecznym wytwarzaniu stylu myślowego. Po latach nie pamiętają, że kiedyś spostrzegali i myśleli inaczej, a przebieg własnych badań wspominają nie jako krętą drogę, pełną zwrotów, krążenia po omacku, sukcesów odnoszonych w wyniku kompensowania się przypadkowych błędów itd. A przede wszystkim nie zapisują w pamięci chwil, gdy nowe idee pojawiały się w wyniku nieporozumień między badaczami. Fleck analizuje prace Wassermanna i jego współpracowników z różnych lat by pokazać, że odkrycia sławnej reakcji dokonała nie jednostka, ale metodycznie pracujący kolektyw; że zarówno fakty doświadczalne, jak i idee teoretyczne idąc od głowy do głowy wielokrotnie zmieniały swą treść; a wreszcie powstał gmach wiedzy przez nikogo nawet nie przeczuwany. Dokonanie Wassermanna porównuje do Kolumba, który szukał Indii, a znalazł Amerykę. Gdy natomiast czytamy pisane po latach wspomnienia odkrywcy, natrafiamy na charakterystyczne zjawisko konfabulacji:

Po 15 latach nastąpiła u Wassermanna identyfikacja wyników i zamiarów. Zygzakowata linia rozwoju, której etapy na pewno bardzo przeżywał, zmieniła się w prostą, wiodącą do celu drogę. (…) Oto więc ustalony, a mogący być zasadą dla wielu odkryć, faktyczny stan rzeczy: z fałszywych przesłanek i niepowtarzalnych pierwszych doświadczeń powstało, po wielu pomyłkach i manowcach, ważne odkrycie. Bohaterowie tego dokonania nie mogą nam powiedzieć, jak to się stało: racjonalizują, idealizują przebytą drogę. Jedni spośród naocznych świadków mówią o szczęśliwym przypadku, inni – życzliwi – o genialnej intuicji. Stwierdzenia obu stron nie mają znaczenia naukowego (1935a, § III).

Tym bardziej ci, którzy nabyli styl myślowy już wypracowany, nie dostrzegają zmian faktów i towarzyszących im zmian pojęć, do jakich dochodziło w przeszłości ich dyscypliny. Nie spostrzegając świata tak, jak ich poprzednicy i na podstawie innych założeń czynnych myśląc, nie są w stanie zrozumieć znaczeń słów, które znajdują w dawnych tekstach. Nie wiedzą, iż niegdyś nie tyle myślano inaczej (bo niepoprawnie) o tym, o czym oni myślą, i inaczej (bo niewłaściwie) widziano to, co oni widzą, co myślano o czymś innym i spostrzegano coś innego. Odruchowo rozumieją dawne teksty zgodnie z własnym stylem myślowym i traktują je jako krok wiodący – mimo wyraźnych potknięć – w kierunku tego obrazu świata, jaki uważają za rzeczywistość samą.

Kolejnym aspektem społecznej natury poznania jest to, że członkowie kolektywu myślowego utwierdzają się wzajem w przekonaniu, iż ich styl myślenia jest prawdziwy. Członkowie wspólnoty religijnej, pod wpływem grupowej presji, nie traktują swej wiary jako jednej z wielu, ale jako prawdę ostateczną; zasady postępowania, jakie im ich wiara narzuca, uważają nie za reguły jednego z możliwych sposobów życia, ale za trafiające w samą istotę moralności itd. Naukowcy podobnie, tyle że jako członkowie kolektywów demokratycznych przekonani są, iż ich styl myślowy jest dziś prawdziwy częściowo, natomiast w miarę upływu czasu staje się, dzięki wspólnej pracy, coraz prawdziwszy.

Ale przecież, powie ktoś, przekonanie o prawdziwości stylu myślowego może się rozsypać pod presją przeczących mu faktów, a także w wyniku konfrontacji z tymi, którzy myślą inaczej. Dotychczasowe uwagi dość już jasno uświadamiają, że tak się nie dzieje, niemniej podsumujmy stanowisko Flecka w tych kwestiach (wyrażone zwłaszcza w 1935a, § II,3).

Po pierwsze, styl myślenia zawarty jest już w samych znaczeniach słów, a te znaczenia traktowane są przez członków kolektywu nie jako ustanowione przez ludzi, ale jako "obiektywne". W rezultacie sprzeciw wobec systemu staje się nie do pomyślenia: ten, kto się sprzeciwia, uznany zostaje za tego, kto nie rozumie, co znaczą słowa, których używa.

Po drugie, każdy "przyrząd naukowy, będąc realizacją pewnych wyników określonego stylu myślowego, skierowuje automatycznie myślenie na tory tego stylu" (1936, § VI). Gdyby eksperymentator jakimś cudem uwolnił się spod presji stylu, przestałby być eksperymentatorem: wyposażenie jego laboratorium zamieniłoby się w skład rupieci zestawionych ze sobą bez sensu, a on nie mógłby zaplanować i przeprowadzić żadnego doświadczenia.

Po trzecie, kształtując naszą aktywność poznawczą, nasze widzenie i myślenie, "Poznanie zmienia poznającego, dopasowując go harmonijnie do poznanego" (1935a, § IV.2). Skoro każdy widzi świat tak, jak każe mu go widzieć nabyty styl myślowy, to na każdym kroku spostrzega fakty, które owemu stylowi odpowiadają, a nie dostrzega tych do stylu nie pasujących.

Po czwarte, jeśli nawet niezgodne ze stylem myślowym fakty zostają zauważone, to ignoruje się je bądź uznaje za nieważne. Np. fizycy przez parę dziesięcioleci wiedzieli, że Merkury nie porusza się tak, jak powinien się poruszać w świetle mechaniki Newtona, ale przemilczali to przed ogółem. Dopiero dziś, pisze Fleck w 1935, omawia się te ruchy dokładnie, gdyż potwierdzają nowy styl myślenia, czyli ogólną teorię względności.

Po piąte, problemy poznawcze, jakie podejmujemy, nie pochodzą z jakiegoś neutralnego zbioru takowych, który istniał przed powstaniem nauk, ale rodzą się na gruncie narzuconego nam stylu myślenia – i zwykle znajdują w jego ramach udane rozwiązania. Nie podejmujemy zaś problemów, jakie rodzą się w ramach innych stylów – te kolektyw uznaje za niegodne uwagi, nieważne lub bezsensowne.

Po szóste, gdy nie da się anomalnych faktów ignorować, podejmuje się wysiłki by pokazać, że nie są one ze stylem myślowym niezgodne. (W dzisiejszej terminologii polega to na dodawaniu do systemu rozmaitych hipotez ad hoc).

Po siódme, spotykamy czasem opisy doświadczeń, które po latach – przez użytkowników innego stylu myślowego – zostają uznane za złudzenia. A jednak dochodzi do tego, że ktoś widzi coś, co odpowiada panującym poglądom, zaś inni członkowie kolektywu potwierdzają jego doznania. "Bardzo intensywny wspólny nastrój może prowadzić do tzw. zbiorowych sugestii i halucynacji" (1936, § V).

Wszystko to sprawia, że nie da się porównać teorii z domniemaną rzeczywistością. Owszem, użytkownicy stylu myślowego podają argumenty na rzecz swoich poglądów, mają one jednak wartość ograniczoną, jako że każda próba uprawomocnienia odwołuje się do standardów powiązanych z tymże stylem myślowym, który ma zostać uprawomocniony.

Uprawomocnienie jest więc możliwe tylko tam, gdzie właściwie już nie jest potrzebne, a mianowicie wśród osób o jednakowej, zgodnej z określonym stylem myślenia konstytucji psychicznej i mniej więcej tym samym wykształceniu przygotowawczym (1935a, § II.3).

I właśnie dlatego "W naukach przyrodniczych, tak jak w sztuce i w życiu, nie ma innej wierności naturze niż wierność kulturze" (1935a, § II.3).

Ale, powie ktoś, poza rzeczywistością są jeszcze inni ludzie, wyposażeni w odmienne style myślowe. Czy oni nie mogą przekonać nas, że nasz styl myślenia jest wadliwy? Nie, gdyż każdy człowiek uważa, iż miarodajni są tylko ci, którzy należą do tego samego kolektywu myślowego co on, podczas gdy inni się nie liczą jako mniej lub bardziej "nienormalni", "grzeszni" itd. Skoro uwaga każdego jest skoncentrowana na członkach własnego kolektywu, to na każdym kroku znajduje on potwierdzenie swych poglądów. Dodatkowo, podkreśla Fleck, przeświadczenie o tym, że to my posiedliśmy prawdę, wzmacniane jest przez krążenie myśli między kręgiem ezoterycznym a egzoterycznym: laicy przyjmują opinię specjalisty jako objawienie, a gdy ta opinia wraca od laików do specjalisty, ten przyjmuje ją jako głos ludu potwierdzający jego osiągnięcia.

Gdy spotykają się członkowie różnych kolektywów myślowych, zachodzi osobliwe zjawisko. We własnym stylu myślowym dostrzega się elementy bierne, podczas gdy to, co czynne, pozostaje niemal nieuświadomione. Gdy natomiast dyskutujemy z kimś z innego kolektywu, uwaga pada właśnie na elementy czynne jego myślenia, które jawią się jako twory chorej psychiki:

Naiwnie onieśmielonemu przez własny styl myślowy badaczowi obce style myślenia przedstawiają się niczym wolne twory wyobraźni, ponieważ widzi on w nich tylko to, co aktywne, prawie dowolne. Natomiast własny styl myślowy jawi mu się jako to, co zniewalające, ponieważ, jakkolwiek uświadamia on sobie własną pasywność, jego własna aktywność na skutek wychowania, przygotowania naukowego i uczestnictwa w interkolektywnej wymianie myśli staje się oczywista, prawie nieświadoma jak oddychanie (1935a, § IV.5).

Skoro bierne rezultaty uzyskane w ramach obcego stylu myślowego jawią się mu jako błędy – bo przecież zbudowane są na "arbitralnych", "fałszywych" podstawach – to nie jest w stanie dostrzec ich zalet, nie rozumie, że ludzie inaczej myślący z powodzeniem używają swego obrazu świata.

Zasady obcego kolektywu odczuwa się – jeśli się je w ogóle spostrzega – jako arbitralne, ewentualne uzasadnienie jako petitio principii. Obcy styl myślowy wydaje się być mistyczny, odrzucone przez niego pytania są często uważane za najważniejsze, wyjaśnienia – za nieprzekonujące albo chybione, problemy często są nieważną albo bezsensowną zabawą. Pojedyncze fakty i pojedyncze pojęcia – zależnie od pokrewieństwa kolektywów – są uważane albo za swobodne pomysły, których się nie bierze pod uwagę (jak np. "fakty spirytystyczne" przez przyrodników), albo też – w przypadku kolektywów mniej dywergentnych – zostają inaczej zinterpretowane, tzn. przełożone na język innego myślenia, a następnie przyjęte przez odnośny kolektyw (jak np. spirytystyczne fakty przez teologów) W ten sposób nauki przyrodnicze przejęły wiele pojedynczych faktów alchemii (1935a, § IV,3).

To prowadzi nas do zjawiska, które Fleck parokrotnie określił mianem "niewspółmierność".

7. Niewspółmierność stylów myślowych a problem prawdy

Jak powiedziano, gdy spotykają się ludzie o różnych stylach myślenia, jeden drugiego mniej lub bardziej nie rozumie, a równocześnie uważa za głupca i heretyka. Fleck na przykładach z historii medycyny pokazuje, że taki brak porozumienia występuje nie tylko wtedy, gdy dochodzi do rozmowy fizyka z metafizykiem czy z astrologiem, ale również wtedy, gdy dzisiejsi naukowcy czytają prace swoich odległych w czasie poprzedników. Fleck, co trzeba podkreślić, nie uważa, iż historia fizyki jako nauki zaczęła się od Galileusza i Newtona, a historia chemii od Lavoisiera. Nam poglądy np. uczonych średniowiecza wydają się fantastyczne, nieuzasadnione, bezużyteczne – a zatem "nienaukowe". Ale co by się stało, pyta Fleck, gdyby oni mogli czytać nasze "naukowe" rozprawy? Zapewne także uznaliby je za sztuczne, arbitralne, bezsensowne. Oni dobrze jeden drugiego rozumieli i wspólnym wysiłkiem rozwijali swe style myślenia. Tak jak nasze poglądy pozwalają nam radzić sobie z potrzebami życiowymi, tak poglądy "teologiczne" pozwalały naszym przodkom organizować życie, dawały im poczucie sensu itd.

Tu i ówdzie, zwłaszcza w (1927) i (1939a), Fleck pisze o niewspółmierności pojęć czy idei. Nigdzie tego zagadnienia nie rozwija, łatwo jednak, spoglądając przez Kuhnowskie okulary (zob. poniżej, § V.7), wydobyć z jego pism dość dobrze rozwiniętą teorię niewspółmierności stylów myślowych. Jej jądro stanowi twierdzenie, że w historycznym rozwoju nauki nie ma żadnych niezmienników.

Zmienia się język, jakim opisujemy to, co członkom danego kolektywu na danym etapie jawi się jako rzeczywistość. Jedne słowa znikają, pojawiają się inne, a nawet jeśli słowa zostają, ich znaczenia ulegają zmianom. Fleck m.in. cytuje fragmenty pism fizyka Jamesa Clerka Maxwela i filozofa Henri Bergsona na temat ruchu i wiedzy o nim i konkluduje:

W gruncie rzeczy, prawie wszystkie słowa mają u nich odmienny sens: nie tak, aby słowo jednego z nich oznaczało rzecz przez drugiego inaczej nazywaną, lecz tak, że pewna rzecz nazwana jakoś przez jednego z nich dla drugiego w ogóle nie istnieje. Dlatego wcale nie można dokładnie przetłumaczyć mowy jednego z nich na język drugiego (1936, § II).

Możemy podobne przykłady czerpać z pism ludzi, co do których nie ma wątpliwości, że byli naukowcami. "Ciepło" w II połowie XVIII w. znajdowało się na listach pierwiastków chemicznych, a w XIX w. stało się ruchem atomów; to więc, co Lavoisier czy Carnot nazywali ciepłem, dla Maxwella czy Boltzmanna w ogóle nie istniało, tak jak dla tamtych nie istniały atomy w ruchu. Gdyby więc mogli spotkać się i rozmawiać, okazałoby się, że nie tyle wypowiadają niezgodne twierdzenia o tym samym, co mówią coś innego o czymś innym. "Nie można oddać dzisiejszymi słowami treści poglądu odległej epoki, bo poszczególne pojęcia tej epoki są niewspółmierne z dzisiejszymi" (1939a).

Nie da się, rzecz jasna, objaśnić komuś spoza naszego kolektywu myślowego znaczeń używanych przez nas pojęć za pomocą definicji werbalnych – bo wtedy definiujemy słowa przez inne słowa, których on nie rozumie w równym stopniu, jak słowa definiowanego. Nie da się też objaśnić owych znaczeń ostensywnie – bo ów człowiek nie spostrzega w świecie tych przedmiotów, które my spostrzegamy jako należące do zakresu danej nazwy. Jedyne, co można zrobić, to starać się wdrożyć rozmówcę w podstawy naszego stylu myślenia, podobnie jak uczymy dzieci i młodzież. Pierwszy krok polega czasem na tym, że za cenę zubożenia treści i pewnych deformacji tworzy się platformę częściowego choćby porozumienia z członkiem obcego kolektywu – ale to jest nie argumentacja, ale propaganda.

Przy przejściu od jednego stylu myślowego do drugiego w ramach "tej samej" dyscypliny naukowej zmieniają się problemy badawcze. Obok zysków występują też poznawcze straty. Np. gdy pojawiło się współczesne pojęcie kiły, dowiedziano się wiele nowego, "ale też zagubiono wiele szczegółów dawnej nauki" (1935a, § I). Dawni badacze nie znali wielu znanych nam szczegółów, ale mieli więcej niż my do powiedzenia o tym, co według nich miało większą wartość. Późniejsi badacze szereg tych problemów, z którymi z powodzeniem borykali się ich poprzednicy, uznają za nieważne bądź za bezsensowne. "Wynika z tego swoiste wartościowanie i charakterystyczny brak tolerancji: wspólny rys każdej zamkniętej wspólnoty" (1935a, § IV.3).

To wartościowanie wzmacnia się jeszcze, gdyż przy przejściu od jednego stylu myślowego do drugiego mniej lub bardziej zmieniają się metody badawcze i standardy na podstawie których ocenia się wartość wyników badań. Zmienia się też to, co rzekomo "dane" czyli fakty:

(…) dwaj obserwatorzy o dość odległych stylach nie mają wspólnych przedmiotów obserwacji, lecz każdy z nich obserwuje w zasadzie inny przedmiot (1935b).

Uważne studia nad dawnymi pracami uświadamiają nam w końcu, iż

Tamci ludzie myśleli i widzieli inaczej niż my. (…) dla [ich] myślenia zbliżony do naszego sposób ujmowania przedmiotów i zjawisk był całkowicie obcy: nasza fizyczna rzeczywistość nie istniała dla tamtych ludzi. Z drugiej strony gotowi oni byli uważać inne rzeczy – dla których my już nie mamy zrozumienia – za rzeczywiste (1935a, IV.5).

Wszystko to prowadzi do stanowiska skrajnie antyrealistycznego. W pewnym ważnym, a – chciałoby się dodać do wywodów Flecka – niewyrażalnym sensie styl myślowy stwarza rzeczywistość.

(…) żadna nauka nie zawiera obiektywnego obrazu świata, w znaczeniu jedno-jednoznacznego semantycznego odwzorowania go. Nie zawiera nawet żadnej części takiego obrazu. Gdyby tak było, byłaby w nauce jakaś część stała, niezmienna, wiedza naukowa rosłaby przez prosty przyrost wiadomości, tymczasem doświadczenie uczy, że zmienia się ona ustawicznie jako całość. Najbardziej pewne, zasadnicze elementy zmieniają się. Każdy fachowiec odróżni stary podręcznik od nowego: jest w całości anachroniczny. Czy to będzie podręcznik fizyki, chemii czy bakteriologii z roku np. 1910 lub 1920, poznamy, że jest przestarzały nie tylko po braku późniejszych odkryć, ale po całym toku podstawowych wywodów.
Nie znam stałych, ostatecznych wyników w mojej dziedzinie, wiem natomiast, że każdy wynik staje się prędzej czy później źródłem nowych zagadnień, a skoro się je rozwiąże – już te dawne wyniki mają inny sens, niż sam ich autor przypuszczał. (…) Tylko przesądy i zabobony trwają bez zmian przez całe wieki, podobne w tym do tautologicznych twierdzeń matematyki lub logiki (1946).

Jeśli dzisiejsza wiedza naukowa wydaje się lepsza niż wiedza sprzed stu laty, to nie dlatego, że kreśli jej obraz bliższy "prawdzie obiektywnej":

Co do wyższości naszej wiedzy nad wiedzą sprzed 100 lat: Jest nas, pracowników nauki, dzisiaj dużo więcej niż było przed stu laty, mamy dłuższą historię za sobą, nasz świat zawiera więcej szczegółów, jest zawilszy – dlatego nasza nauka jest rozleglejsza, bogatsza w szczegóły i głębsza z powodu większej ilości związków wewnątrznaukowych, ale to wszystko Jeśli "stan ostateczny nauki" nic nie znaczy, czy może być mowa o zbliżaniu się do niego? (1946).

To, że pewien pogląd jawi nam się jako prawdziwy, jest oznaką naszego wykształcenia, a nie odpowiadania "jakiejś niezależnie istniejącej rzeczywistości" (1938). To, co członkowie danego kolektywu nazywają "prawdą", to z punktu widzenia socjologii poznania "aktualny etap przemian stylu myślowego" (1936, § VI) lub, innymi słowy, "zgodne ze stylem, jedynie możliwe rozwiązanie" (1935a, § IV.3). Zarazem, podkreśla Fleck, prawda nie jest ani subiektywna, ani względna:

Jest ona zawsze, lub prawie zawsze, w pełni zdeterminowana w obrębie jakiegoś stylu myślowego. Nie można powiedzieć, że ta sama myśl jest prawdziwa dla A, a fałszywa dla B. Jeśli A i B należą do tego samego kolektywu myślowego, to myśl jest dla obu albo fałszywa, albo prawdziwa. Jeśli natomiast należą do innych kolektywów, to nie jest to ta sama myśl, ponieważ musi ona być dla jednego z nich niejasna albo jest przezeń inaczej rozumiana. Prawda nie jest także konwencją, lecz w przekroju historycznym: zdarzeniem historyczno-myślowym, natomiast w związku chwilowym: stylowym przymusem myślowym (1935a, § IV.3).

8. O statusie i społecznej roli teorii stylów i kolektywów myślowych

Twierdzenie Flecka, że to, co głoszą teorie naukowe, nie pozostaje w żadnej analizowalnej relacji do rzeczywistości istniejącej niezależnie od kolektywnych aktów poznawczych, prowokuje pytanie, jaki był, jego zdaniem, status jego własnej teorii? Czy kreślone przez nią obrazy praktyki naukowej należy ustawić na jednym poziomie z mitami kreującymi własną rzeczywistość, czy też teoria ta miała jednak rzucać światło na to, co się faktycznie robi uprawiając naukę? Czy Fleck był relatywistą konsekwentnym, czy też był relatywistą w odniesieniu do wszystkiego z wyjątkiem własnej teorii poznania? Wszystko, o dziwo, wskazuje na to, że teorię stylów myślowych traktował realistycznie, jako prawdziwy w sensie klasycznym obraz praktyki naukowej i jej wytworów: chodziło mu o odróżnienie "marzeń o nauce od rzeczywistej postaci nauk" (1946). Tezy własnej teorii formułował w tonie stanowczym, zaś o poglądach empirystów logicznych czy konwencjonalistów pisał jako o błędach – a nie jako o odmiennych stylach myślowych. Negatywnych ocen odmiennych sposobów podejścia do badania nauki i poglądów na jej naturę jest u Flecka sporo. Oto parę cytatów.

Cały zasób wiedzy i kolektywna interakcja współdziałają w każdym, pojedynczym akcie poznania, który bez nich nie byłby zasadniczo możliwy. Każda teoria poznania, która nie uwzględnia tego socjologicznego uwarunkowania każdego poznania – jest tylko igraszką (1935a, § II.4).

Problem [rozwoju wiedzy naukowej] jest nierozwiązywalny z punktu widzenia indywidualnej teorii poznania. Jeśli jakieś odkrycie ma być dostępne badaniom, trzeba je rozpatrywać z punktu widzenia społecznego: tzn. należy je rozpatrywać jako zdarzenie społeczne (1935a, § III).

Niemożliwe jest (...) oderwane od historii poznawanie, podobnie jak niemożliwe jest poznawanie (...) dokonywane przez izolowanego badacza. Teoria poznania, która tego nie uwzględnia, jest zabawą" (1936, § VI).

Niezależnie od pytania o prawdziwość danej koncepcji, można pytać o jej społeczne funkcje. Bada się np., do jakich zachowań indywidualnych bądź społecznych prowadzi pewna doktryna religijna – i nie ma to nic wspólnego z pytaniem, czy i w jakim sensie jest ona prawdziwa. Jakie skutki dla społeczeństwa jako całości, a dla rozwoju nauki w szczególności, miałoby podniesienie teorii stylów myślowych do rangi powszechnie przejętej ideologii, to niesłychanie trudny problem. W tym miejscu ograniczę się do przedstawienia poglądów na ten temat samego Flecka.

Teoria stylów myślowych, rozwiewając mity klasycznej teorii poznania, uczyć będzie tolerancji, obalając – zapewne wraz z ideałem prawdy obiektywnej – "ów zły czar zacietrzewienia, z jakim fanatycy własnego stylu zwalczają ludzi odmiennego stylu" (1936, § VI). Odsłaniając zaś mechanizm działania propagandy, "uodporni przeciw bezwzględnej uległości jej: nauczy, że człowiek stoi ponad ideą, bo jest jej twórcą". Inna korzyść ma mieć charakter światopoglądowy:

(…) rzuca teoria stylów myślowych swoiste światło na stosunek między ‘rzeczywistością’ a ‘poznawaniem’: zanika przepaść między ‘naturą’ a ‘kulturą’, [albowiem uświadamiamy sobie, że] styl myślowy stwarza rzeczywistość nie inaczej niż inne twory kultury i zarazem sam przechodzi pewne harmonijne zmiany" (1936, § VI).

W pisanym w przededniu II wojny światowej artykule Nauka i środowisko Fleck szczególnie podkreślał niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą teza o kulturowym uwarunkowaniu wiedzy naukowej: wielu polityków – zwłaszcza naziści i komuniści – głosi na tej podstawie demagogiczne hasła polityczne i społeczne.

Z faktu socjologicznej, zespołowej natury poznania zrobiono naprzód polityczne hasło socjalnego, klasowego uwarunkowania wiedzy, a potem konkurencyjny kierunek polityczny stworzył ducha narodu i rasy (...). Ponieważ każda wiedza jest zależna od środowiska, więc trzeba proces odwrócić: do zmienionych sztucznie środowisk dorobić odpowiednią wiedzę. Przecież i tak nie ma obiektywnej nauki! Więc co prędzej trzeba "zrobić" lewicową lub prawicową, proletariacką lub narodową fizykę, chemię itd. Do politycznie potrzebnych, z góry przyjętych wyników dorobimy dowody. Zaprowadzimy planową gospodarkę myślową, biurokratyczne ośrodki zastąpią wolną twórczość, propaganda zastąpi autonomiczne przenikanie społeczeństwa. (...) Nieuk, czy półnieuk, który coś słyszał o wynikach sztucznej hodowli ras końskich, próbuje wyhodować konia ze skrzydłami (1939a).

W tej sytuacji szczególnie potrzebujemy ogólnej socjologii myślenia, aby chroniła nas przez tego typu frazesami i demagogią, broniła autonomii kolektywów myślowych i naturalnego, a nie politycznie sterowanego, wpływu społeczeństwa na rozwój nauk.

Fleck nie odpowiedział jednak na kilka cisnących się na usta pytań. Po pierwsze, w jaki sposób socjologia wiedzy ma nas bronić przed polityczną manipulacją badaniami naukowymi? Po drugie, dlaczego planowane, polityczne ingerencje, w przeciwieństwie do "autonomicznego przenikania społeczeństwa", mają być dla rozwoju nauki szkodliwe (dlaczego np. "żywiołowa" presja nacjonalistyczna zaowocowała odkryciem reakcji Wassermanna, a presja inspirowana komunistyczną czy nazistowską ideologią nie miałaby prowadzić do dokonań co najmniej równie epokowych)? Po trzecie wreszcie – i najważniejsze – dlaczego należałoby w ogóle nauki bronić? Skoro nie zawiera ona "obiektywnego obrazu świata, (...) nie zawiera nawet żadnej części takiego obrazu", skoro "stwarza rzeczywistość nie inaczej niż inne twory kultury", to czy warto ubolewać, gdy nauka ginie? W imię jakich wartości? Nie sposób przecież wykluczyć, że dominacja naukowego obrazu świata odcina nas od tego, co najwartościowsze. Zaś usunięcie z kultury naukowych obrazów świata, a przynajmniej ograniczenie ich roli, pobudzi być może rozwój innych ujęć, które przyniosą ze sobą nie tyle materialny dobrobyt, co zbawienie wieczne.

W tekstach pisanych po II wojnie światowej Fleck szczególnie mocno podkreślał pozytywną rolę socjologii myślenia. Na poziomie jednostkowym, ukazując zespołową naturę myślenia sprawi, że umilkną bezsensowne spory "o ‘materializm’ i ‘idealizm’, o aprioryzm i empiryzm, (...) legendy o tajemniczej intuicji i ucieczka do metafizyki lub mistyki". Jednak zasadnicza misja teorii stylów myślowych ma, jego zdaniem, charakter społeczny. Po pierwsze, wyjaśniając mechanizmy narodzin, rozwoju, rozpowszechniania się i zaniku stylów myślowych, "da ona możliwość racjonalnego kierowania życiem intelektualnym społeczeństw". (Co jednak ma oznaczać owo "racjonalne kierowanie", Fleck nie wyjaśnia – a bez tego można jego słowa interpretować na rozmaite sposoby.) Po drugie, "znajdzie sposób uodporniania mas przeciw bezwzględnej propagandzie". (To z kolei brzmi niczym pobożne życzenie: jest bardziej prawdopodobne, że zrozumienie mechanizmów działania propagandy będzie służyć podniesieniu jej skuteczności niż uodporni przed nią masy.) Po trzecie – i najważniejsze – socjologia wiedzy,

(…) jako nauka porównawcza, będzie przeciwdziałała fanatyzmowi, temu wrogowi ludzkości nr 1. Zamiast światopoglądu, który ulega ustawicznym zmianom i jest zależny od chwili i miejsca, da pogląd na mechanizm powstawania światopoglądów. Zamiast tego, co ludzi dzieli, wskaże im to, co będąc wszystkim wspólne, zbliża ich do siebie (1947).

Brzmi to pięknie, ale tę rolę teoria stylów myślenia będzie pełnić jedynie wtedy, gdy zrozumie się ją jako rzeczywisty obraz światopoglądów, który nie zależy – w przeciwieństwie do wszystkiego innego – "od czasu i miejsca" i sam nie "ulega ustawicznym zmianom". Parę dodatkowych uwag można znaleźć w pisanym krótko przed śmiercią Kryzysie w nauce. Kulturowa misja nauki – znów nie ma ani słowa o tym, na czym ta misja miałaby polegać i dlaczego akurat nauka ma takową do wypełnienia – jest dziś, twierdzi Fleck szczególnie mocno zagrożona, gdyż nauka stała się służebnicą polityki i przemysłu, co z kolei powoduje, iż rośnie oportunizm wielu, zwłaszcza młodych naukowców. Taką postawę wywołuje rozziew między "oficjalnym poglądem na naturę nauki", zbudowanym wokół ideałów klasycznie pojętej "prawdy" i "obiektywności", a faktycznym postępowaniem badaczy. Epistemologia przywracająca jedność teorii i praktyki sprawi, że nauka stanie się czymś więcej niż tylko drogą do kariery, którą podąża się zgodnie z zasadą: "nie zadawać zbyt wielu pytań i być w dobrych stosunkach z tymi, którzy są u władzy". Dzięki socjologii myślenia,

(...) mniej będzie okazji do hipokryzji. Rodzą się nowe ideały: nauki przyrodnicze i humanistyczne zbliżają się do siebie, a przyrodoznawstwo staje się bardziej ludzkie. A zatem lojalność naukowców w stosunku do ludzkości wzrośnie. Będzie odtąd można wyjaśnić naukowe konwencje, społeczne zwyczaje kolektywu naukowego. Naukowcy staną się skromniejsi, rozumiejąc, jak ograniczoną rolę odgrywa jednostka. (...) Porównawcze badania nad stylami myślowymi sprawią, że uczniowie staną się bardziej tolerancyjni wobec obcych stylów (...). Zwolennicy różnych stylów są w stanie cenić się wzajemnie, do pewnego stopnia nawet współpracować bez wzajemnego zrozumienia, jeśli wiedzą, że to odmienny sposób myślenia, a nie zła wola, stanowi przyczynę różnic. (...) Prawda naukowa przeobrazi się z czegoś sztywnego i stacjonarnego w dynamiczną, rozwijającą się, twórczą prawdę ludzką (1986).

BIBLIOGRAFIA

Poprzednicy

Chwistek L. (1917) Trzy odczyty odnoszące się do pojęcia istnienia (Nominalizm Poincarego i jego konsekwencje; Paradoksy logistyki; Pojęcie rzeczywistości), "Przegląd Filozoficzny" nr 2-4, s. 122-151; przedruk w: tenże, Pisma filozoficzne i logiczne, t. 1, PWN 1961, s. 3-29.

Frostig J. (1929) Das Schizophrene Denken: Phänomenologische Studien zum Problem der Widersinnigen Sätze, Georg Thieme.

Gumplowicz L. (1885) Grundriss der Soziologie, Manz.

Jerusalem W. (1924) Die soziale Bedingheit des Denkens und der Denkformen, w: Versuche zu einer Soziologie des Wissens, M. Scheler (red.), Duncker und Humblot, s. 182-207.

Lévy-Bruhl L. (1910) Les fonctions mentales dans les sociétés inférieures, F. Alcan. Wyd. pol. Czynności umysłowe w społeczeństwach pierwotnych, tłum. B. Szwarcman-Czarnota, WN PWN 1992.

Mannheim K. (1929) Ideologie und Utopie, F. Cohen. Wyd. pol. Ideologia i utopia, tłum. J. Miziński, Aletheia 2008.

Rybicki P. (1929) Nauka a formy życia społecznego. Kilka zagadnień z pogranicza socjologii i teorii nauki, "Nauka Polska" 11, s. 26-64.

Scheler M. (1924) Probleme einer Soziologie des Wissens, w: Versuche zu einer Soziologie des Wissens, M. Scheler (red.), Duncker und Humblot, s. 1-146. Wyd. pol. Problemy socjologii wiedzy, tłum. zbiorowe, PWN 1990.

Szumowski W. (1935) Historia medycyny filozoficznie ujęta, wyd. 4 Antyk – Marek Derewiecki 2008.

Książki i artykuły Flecka z zakresu teorii kolektywów myślowych i stylów myślowych

Fleck ogłosił jedną książkę i dwanaście artykułów z zakresu filozofii i socjologii nauki. Książka i dwa artykuły opublikowane zostały po niemiecku, dziewięć artykułów po polsku, jeden artykuł - pośmiertnie - po angielsku. Poniżej wymieniono te prace w porządku chronologicznym.

(1927) O niektórych swoistych cechach myślenia lekarskiego, "Archiwum Historii i Filozofii Medycyny oraz Historii Nauk Przyrodniczych" 6, s. 55-64.

(1929) Zur Krise der ‘Wirklichkeit’, "Die Naturwissenschaften" 17, s. 425-430. Wyd. pol. O kryzysie "rzeczywistości", tłum. W. A. Niemirowski, w: Fleck (2006), s. 174-184; tłum. S. Werner, w: Fleck (2007), s. 55-66.

(1934) Jak powstał odczyn Bordel-Wassermanna i jak w ogóle powstaje odkrycie naukowe, "Polska Gazeta Lekarska" 3, s. 181-182 i 202-205.

(1935a) Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache. Einführung in die Lehre vom Denkstil und Denkkollektiv, Bruno Schwabe und Co. Wyd. polskie Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym, tłum. M. Tuszkiewicz, Wyd. Lubelskie 1986; przedruk w: Fleck (2007), s. 31-163.

(1935b) O obserwacji naukowej i postrzeganiu w ogóle, "Przegląd Filozoficzny" 38, s. 57-76.

(1935c) Zur Frage der Grundlagen der medizinischen Erkenntnis, "Klinische Wochenschrift" 14, s. 1255-1259. Wyd. pol. Zagadnienie podstaw poznania medycznego, tłum. W. A. Niemirowski, w: Fleck (2006), s. 201-213; tłum. S. Werner, w: Fleck (2007), 133-145.

(1936) Zagadnienie teorii poznawania, "Przegląd Filozoficzny" 39, s. 3-37.

(1938) W sprawie artykułu p. Izydory Dąbskiej w Przeglądzie Filozoficznym, "Przegląd Filozoficzny" 41, s. 192-195.

(1939a) Nauka a środowisko, "Przegląd Współczesny" nr 8-9, s. 149-156.

(1939b) Odpowiedź na uwagi Tadeusza Bilikiewicza, "Przegląd Współczesny" nr 8-9, s. 168-174.

(1946) Problemy naukoznawstwa, "Życie Nauki. Miesięcznik Naukoznawczy" 1, s. 322-336.

(1947) Patrzeć, widzieć, wiedzieć, "Problemy" nr 2: 74-84.

(1986) Crisis in Science. Towards a Free and More Human Science, w: Cognition and Fact - Materials on Ludwik Fleck, R. S. Cohen, T. Schnelle (red.), Reidel 1986, s. 153-158. Wyd. pol. Kryzys w nauce. Ku nauce wolnej i bardziej ludzkiej, tłum. W. Sady, w: Fleck (2006), s.324-329; Kryzys w naukach przyrodniczych. Ku naukom przyrodniczym wolnym i bardziej ludzkim, tłum. S. Werner, w: Fleck (2007), s. 185-191.

(2006) Psychosocjologia poznania naukowego. Powstanie i rozwój faktu naukowego oraz inne pisma z filozofii poznania, Z. Cackowski i S. Symotiuk (red.), Wyd. UMCS. W tomie zebrano wszystkie teksty wymienione powyżej, polskojęzyczne i w przekładach na język polski.

(2007) Style myślowe i fakty. Artykuły i świadectwa, S. Werner, C. Zittel i F. Schmaltz (red.), Wyd. IFiS PAN. W tomie zebrano wszystkie artykuły wymienione powyżej, dodano kilka tekstów popularnonaukowych, listów, materiałów bibliograficznych oraz szereg opinii naukowych i wspomnień o Flecku. Na s. 405-418 pełna bibliografia prac Flecka, zarówno medycznych, jak i filozoficznych. Lekturę tomu psuje bardzo duża ilość błędów literowych.

Pełną bibliografię prac Flecka, łącznie z artykułami z zakresu mikrobiologii i medycyny, znaleźć można w Cognition and Fact : Materials on Ludwik Fleck, R. S. Cohen, Thomas Schnelle (eds), Reidel: Dordrecht, 1986, a także w Ludwik Fleck, Style myślowe i fakty. Artykuły i świadectwa, Sylwia Werner, Claus Zittel, Florian Schmaltz (red.), Warszawa: IFiS PAN, 2007, s. 405-418 (niestety, przedrukowane w tej książce teksty Flecka roją się od błędów).

reprezentatywna bibliografia opracowań anglojęzycznych zob. Ludwik Fleck w The Stanford Encyclopedia of Philosophy.