DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Ernst MACH

Charakter ekonomiczny badań przyrodniczych

Odczyt wygłoszony na posiedzeniu uroczystym Cesarskiej Akademii Nauk w Wiedniu, 25 maja 1882 r.
z: Odczyty popularno-naukowe E. Macha, przełożył Stanisław Kramsztyk, Łódź 1899
[uwspółcześniłem nieco pisownię, starając się nie naruszyć charakterystycznego stylu, W.S.]

Gdy myśl nasza ograniczonymi środkami swymi usiłuje odzwierciedlić bujne życie świata, którego sama drobną tylko jest cząstką, a którego wyczerpać kiedykolwiek nie ma nawet nadziei, to powinna ze wszech względów siłami swymi oszczędnie rozporządzać. Stąd to filozofia wszystkich czasów starała się zasadnicze rysy rzeczywistości objąć niewielką liczbą twierdzeń, organicznie zestawionych. "Życie nie rozumie śmierci, a śmierć nie rozumie życia", tak mówi stary filozof. Pomimo to wszakże, by ilość rzeczy niepojętych zmniejszyć, mozolono się bezustannie nad tym, by śmierć zrozumieć przez życie, a życie przez śmierć.

Demonami po ludzku czującymi wypełnioną przyrodę, znajdujemy w pojęciu narodów dawnych. Animistyczny pogląd na przyrodę, jak go słusznie i dobitnie nazywa Tylor, ["Początki cywilizacji", przekł. polski.] w istocie rzeczy dzieli murzyn, fetyszom cześć oddający w Afryce dzisiejszej, z najdalej w cywilizacji posuniętymi narodami starożytności.

Ani żydowski, ani chrześcijański monoteizm nie zdołał go nigdy zupełnie przezwyciężyć. Przybiera nawet groźne patologiczne rozmiary w zabobonach i prześladowaniu czarownic w wieku XVI i XVII, w czasach rozkwitu już wiedzy przyrodniczej. Podczas gdy Stevin, Kepler i Galileusz rozważnie kładą kamień na kamieniu pod gmach dzisiejszej nauki o przyrodzie, wyruszano do walki z grozą i okrucieństwem, z torturą i stosem, przeciw diabłom, zewsząd wyzierającym. I dziś nawet jeszcze, nie mówiąc już o wszelkich pozostałościach owych czasów, nie mówiąc o wszelkich śladach fetyszyzmu w naszych pojęciach fizykalnych, wciąż jeszcze żyją te wyobrażenia chociaż jakby utajone i wystraszone, w czczych zapędach spirytyzmów nowoczesnych.

Obok animistycznego tego zapatrywania wybija się też niekiedy w różnej formie od Demokryta aż do czasów obecnych, z jednakim roszczeniem do, wyłącznego pojmowania świata, pogląd, który nazwać możemy fizyczno-mechanicznym. Że pogląd ten trzyma dziś głos pierwszy, że on określa ideały i charakter naszego czasu, powątpiewać niepodobna. Był to wielki, otrzeźwiający ruch umysłowy, który ludzkość wieku XVIII do pełnej rozwagi doprowadził. Nakreślił on obraz przyświecający człowiekowi do pokonania dawnego barbarzyństwa i do osiągnięcia godnych go warunków bytu; stworzył krytykę czystego rozumu, który złudne rojenia dawnej metafizyki do krainy cieni zepchnął, a fizyczno-mechanicznemu poglądowi na przyrodę wtłoczył w rękę cugle, dotąd w niej pozostające.

Jakby toast natchniony na cześć pracy naukowej wieku XVIII brzmią nam często przytaczane słowa wielkiego Laplaće'a: "Umysł, któryby miał na chwilę dane wszelkie siły przyrody i położenia wzajemne wszystkich mas, który by nadto był dosyć potężnym, by dane te pod analizę podciągnąć, mógłby jednym i tym samym wzorem objąć ruchy mas największych i atomów najdrobniejszych, nic nie pozostawałoby dla niego niepewnym, przyszłość i przeszłość leżałaby otwarta przed jego oczyma" [Essai philosophique sur les probabilitiés (6 wyd. Paryż 1840, str. 6). W sformułowaniu tym brak niezbędnego uwzględnienia prędkości początkowych.] W wyrażeniu tym miał Laplace na myśli i atomy mózgu. Dobitniej jeszcze uczynili to niektórzy z jego następców, a w ogólności ideał Laplace'a nie jest zapewne obcy przeważnej liczbie dzisiejszych badaczy przyrody.

Ochotnie przyznajemy autorowi "mechaniki niebieskiej" wzniosłe uczucie, jakie w nim wzbudza olbrzymie wzrastająca oświata, której i my duchową naszą wolność zawdzięczamy. Dziś jednak, przy spokojniejszym umyśle i wobec nowej pracy, przystoi badaniu fizycznemu przez rozpoznanie swej natury ochronić się od złudzenia, aby natomiast tym pewniej do rzetelnych swych celów dążyć mogło. Jeżeli zaś w dalszych wywodach przekroczę niekiedy ciaśniejsze szranki mego przedmiotu i na spowinowacone pole sąsiednie przestąpię, przytoczyć mogę na swe usprawiedliwienie, że treść wspólna jest wszystkim dziedzinom, a stałe, nieusuwalne kopce graniczne nie istnieją tam przecież.

Wiara w tajemne potęgi czarodziejskie w przyrodzie zwolna zanikła, natomiast wszakże rozpostarła się wiara w potęgę czarodziejstw nauki. Wszakżeż ona całej ludzkości, a nie faworyzowanym tylko, jak to czyniła wieszczka kapryśna, rzuca na łono skarby, o jakich żadna baśń marzyć nie mogła.

Dziwić się więc niepodobna, że dalej stojący jej wielbiciele przypisują jej moc odsłonięcia bezdennych, zmysłom naszym niedostępnych głębi natury. Ona wszakże, co przybyła, by świat rozjaśnić, odsunąć od siebie może spokojnie wszelką ciemność mistyczną, wszelki pozór lśniący, których nie potrzebuje do usprawiedliwienia swych celów i do ozdoby otwarcie rozłożonych swych zdobyczy.

Skromne początki wiedzy odsłaniają nam najlepiej istotę jej prostą i zawsze jednaką. Na pół świadomie i mimowolnie zdobywa człowiek pierwszą znajomość natury, odtwarzając i przetwarzając instynktownie w myśli jej objawy, uzupełniając doświadczenie bardziej ociężałe myślą bystrzej ruchliwą, przede wszystkim jedynie dla swej korzyści materialnej. Wiąże on, podobnie jak zwierzę, ze szmerem w krzaku nieprzyjaciela, którego się lęka, ze skorupą jądro owocu, którego poszukuje, nie inaczej, jak przy linii widmowej wyobrażamy sobie w myśli wydającą ją substancję, przy pocieraniu szkła iskrę elektryczną. Świadomość przyczynowości w tej formie sięga zapewne głęboko poniżej stopnia, jaki zajmuje pies ulubiony Schopenhauera, a któremu on świadomość taką przypisuje. Sięga ona zapewne przez cały świat zwierzęcy i potwierdza słowa wielkiego myśliciela o woli, która rozum dla celów swoich stworzyła. Pierwsze te funkcje psychiczne tkwią w gospodarstwie organizmu niemniej ściśle, jak ruch i trawienie. Odczuwamy w nich potęgę żywiołową od dawna już wykonywanej czynności logicznej i fizjologicznej, którą od przodków naszych w dziedzictwie przejęliśmy.

Pierwsze te akty poznania tworzą i dziś jeszcze najsilniejszą podstawę wszelkiego myślenia naukowego. Wiadomości nasze instynktowne, jak je tu krótko nazwiemy, dlatego właśnie że świadomie i własnowolnie zgoła nie przyczyniliśmy się do nich, występują wobec nas z potęgą i pewnością logiczną, jakich nigdy osiągnąć nie mogą wiadomości, zyskane świadomie i dowolnie ze źródła znanego, a których omylność łatwo sprawdzić można.

Wszystkie tak zwane pewniki są to podobne wiadomości instynktowne. Nie tylko to, co ze świadomością zdobył, ale też potężny instynkt intelektualny, w połączeniu ze znaczną siłą pojmowania, czyni wielkiego badacza. Najważniejsze postępy wtedy zawsze miały miejsce, gdy to, co dawno już znane było instynktownie, udawało się przeprowadzić w formę jasnego pojęcia, które mogło być już dalej udzielanym i tym sposobem stawało się trwałą własnością ludzkości. Przez twierdzenie Newtona o równości działania i oddziaływania, które chociażby jako równość ciśnienia i przeciwciśnienia każdy czuł, ale którego przed nim nikt w pojęcie nie ujął, wzniosła się mechanika naraz na wyższy stopień rozwoju. Łatwo dałby się też pogląd ten poprzeć zdobyczami naukowymi Stevina, S. Carnota, Faradaya, J. R. Mayera i innych.

Cośmy tu mówili, tyczy się gruntu, z którego nauka wyrasta. Właściwe jej początki występują dopiero w społeczeństwie, a zwłaszcza w rzemiosłach, pod wpływem potrzeby przekazywania doświadczeń. Wtedy dopiero, jak to niejeden już autor dostrzegł, okazuje się konieczność jasnego doprowadzenia do świadomości ważnych i istotnych rysów doświadczenia, a to w celu jego wypowiedzenia i dalszego udzielania. Co nauką nazywamy, ma na celu jedynie oszczędzanie doświadczenia jednego człowieka przez doświadczenie drugiego.

Najcudowniejsza ekonomia udzielania wzajemnego polega na mowie. Podobne do układu czcionek, który, oszczędzając powtarzanie pisma, do różnych celów służy; podobne do niewielu dźwięków, z których najrozmaitsze tworzą się wyrazy, są też i wyrazy same. Jakby mozaikę, układa mowa zakrzepłe obrazy świata płynącego, utrwalając rzeczy najważniejsze, a pomijając obojętne, z poświęceniem wprawdzie ścisłości i wierności, natomiast wszakże z oszczędnością środków i pracy. Działa tak zresztą i samo myślenie, we wzajemnej łączności z mową pozostające. Jak artysta powołuje przygotowane już z góry tony fortepianu, tak i mówca pobudza w słuchaczach myśli, na liczne przypadki z góry już przygotowane, które z wielką szybkością a drobną zmudą wezwania słuchają.

Zasady, które znakomity ekonomista E. Herrmann uważa jako służące do ekonomii techniki, znajdują też pełne zastosowanie w dziedzinie pojęć powszednich i naukowych. W terminologii naukowej wzmogła się oczywiście ekonomia mowy. Co się zaś tyczy ekonomii komunikacji piśmiennej, wątpić chyba nie można, że nauka właśnie urzeczywistnić ma piękne marzenie dawne filozofów o międzynarodowym piśmie powszechnym. Niezbyt odległym czas ten już się wydaje. Znaki liczebne, znaki analizy matematycznej, symbole chemiczne, nuty muzyczne, obok których nietrudno byłoby też umieścić odpowiednie pismo barw, fonetyczne pismo Bruckego - stanowią doniosłe początki. Będą one konsekwentnie rozszerzone, a połączone z tym, czego uczy istniejące już pismo chińskie, wyrażające bezpośrednio pojęcia, uczynią zbytecznym oddzielne wynajdywanie i ustanawianie pisma uniwersalnego.

Udzielanie naukowe zawiera zawsze opis, to jest odtworzenie doświadczenia w myśli, które ma doświadczenie zastąpić, a zatem je oszczędzić. Aby znów oszczędzić pracę nauczania i samego uczenia się, powstaje opis łączny. Jeżeli, dajmy na to, weźmiemy pod uwagę wielkość przyspieszenia, przez siłę ciężkości powodowanego, i Galileuszowe prawa spadku, to mamy w nich prostą i treściwą wskazówkę, jak odtworzyć w myśli wszystkie zachodzące ruchy, od spadku zależne. Formuła taka zastępuje wybornie ogromną tabelę, która za pomocą owej formuły w każdej chwili jak najłatwiej sporządzoną być może, zgoła pamięci nie obciążając.

Rozmaitych przypadków załamania światła nie mogłaby żadna pamięć objąć. Jeżeli wszakże znamy współczynniki załamania dla różnych środków, oraz pamiętamy prawo wstaw, to każdy dowolny przypadek załamania możemy bez trudności w myśli odtworzyć i uzupełnić. Korzyść polega na ulżeniu pamięci, co wspiera się jeszcze piśmiennym przechowywaniem ilości stałych. Więcej, ponad rozległe i zagęszczone sprawozdanie o faktach, podobne prawo przyrody nie zawiera. Owszem, zawiera ono zawsze mniej, aniżeli fakt sam, nie odtwarza ono bowiem całego faktu, ale jedynie tylko ważną dla nas jego stronę, gdyż umyślnie lub z konieczności pomijamy dokładność. Prawo natury daje się porównać do intelektualnych układów czcionek wyższego rzędu, częścią ruchomych, częścią stereotypowych, a te ostatnie przy nowych wydaniach doświadczenia często okazać się mogą szkodliwe.

Jeżeli rozglądamy pewną dziedzinę faktów, wydaje się nam ona różnorodną, niejednostajną, zawiłą i pełną sprzeczności. Z początku można zaledwie uchwycić każdy fakt oddzielny bez związku z innymi. Dziedzina, jak mówimy, jest niejasną. Stopniowo, wykrywamy proste i stateczne elementy mozaiki, z których cała dziedzina w myśli złożyć się daje. Skorośmy już do tego doszli, że w rozmaitości zawsze te same elementy znowu rozpoznajemy, to w dziedzinie tej nie czujemy się już obcy, rozglądamy się bez wysilenia, staje się ona dla nas wytłumaczoną.

Rzecz tę wyjaśnijmy przykładem. Zaledwie pojęliśmy prostolinijne rozchodzenie się światła, nawykły do tego bieg myśli roztrąca się o załamanie i uginanie. Zaledwie oswoiliśmy się z jednym współczynnikiem załamania, widzimy, że dla każdej barwy potrzebny jest współczynnik oddzielny. Jeżeliśmy do tego nawykli, że światło do światła dodane wzmaga jasność, dostrzegamy nagle przypadek przyciemnienia. Wreszcie jednak w tej uciskającej nas rozmaitości objawów światła poznajemy fakt przestrzennej i czasowej periodyczności światła, oraz zależną od substancji prędkość jego rozchodzenia się.

Cel taki, obejmowania wzrokiem z jak najmniejszym wysiłkiem danej dziedziny i odtwarzania wszystkich faktów jednym procesem myśli, może być ze wszelką słusznością nazwany ekonomicznym.

Najbardziej rozwiniętą jest ekonomia myśli w tej nauce, która dosięgła najwyższego rozwoju formalnego, którą i wiedza przyrodnicza tak często do pomocy powołuje, w matematyce. Jakkolwiek brzmieć to może osobliwie, moc matematyki polega na unikaniu myśli niepotrzebnych, na największej oszczędności operacji myślowych. Same już znaki porządkowe, które nazywamy liczbami, tworzą układ cudownej prostoty i oszczędności. Jeżeli przy mnożeniu liczby kilkocyfrowej przez użycie tabliczki mnożenia, stosujemy rezultaty działań już dokonanych, zamiast je za każdym razem powtarzać; jeżeli przy użyciu tablic logarytmicznych nowe, do wykonania dane działania zastępujemy dawno już dokonanymi i zyskujemy na tym oszczędność; jeżeli stosujemy determinanty, zamiast rozpoczynać za każdym razem na nowo rozwiązywanie danego układu równań; jeżeli nowe wyrażenie całkowe na dawno znane rozkładamy, to widzimy w tym słaby tylko odblask działalności umysłowej takiego Lagrange'a lub Cauchy'ego, który z bystrością wodza do operacji nowych całe zastępy dawniej wykonanych powołuje. Nie napotkamy zaprzeczenia, jeżeli powiemy, że zarówno najbardziej elementarna, jak i najwyższa matematyka jest ekonomicznie uporządkowanym, do użycia zawsze gotowym doświadczeniem liczebnym.

W algebrze wykonujemy, o ile to można, raz na zawsze operacje liczebne, tak, że w każdym poszczególnym przypadku reszta tylko pracy pozostaje. Stosowanie znaków algebraicznych i analitycznych, które są jedynie symbolami operacji do wykonania danych, powstaje pod wpływem uwagi, że można głowie ulżyć, oszczędzać ją dla ważniejszych i trudniejszych działań, a część mechanicznie powtarzającej się pracy ręce pozostawić. Następstwem jedynie tej metody, zaznaczającym dobrze ekonomiczny jej charakter, jest budowa maszyn rachunkowych. Wynalazca jednej z takich maszyn, matematyk Babbage, był zapewne pierwszym, co stosunek ten poznał i, chociaż pobieżnie tylko, przytoczył w dziele swym o znaczeniu maszyn i fabryk.

Kto matematyką się zajmuje, może doznać niekiedy niemiłego uczucia, jakby nauka jego, ołówek jego nawet, przewyższał go swą mądrością, a wrażeniu takiemu nawet wielki Euler, jak sam przyznaje, nie zawsze mógł się obronić. Wytłumaczyć można sobie w pewnej mierze to uczucie, jeżeli zważymy, jak biegle działamy tu wielu obcymi myślami, które często z przed stuleci całych pochodzą. Jest to rzeczywiście po części obca inteligencja, która w nauce naprzeciw nas staje. Skoro zaś poznajemy, jak tu się rzeczy mają, niknie mistycyzm i tajemniczość wrażenia, zwłaszcza, że skoro chcemy, iść możemy torem każdej obcej myśli.

Fizyka jest to doświadczenie ekonomicznie uporządkowane. Nie tylko przegląd tego, co już posiadamy, staje się przez porządek ten umożliwionym, ale też braki i pożądane uzupełnienia występują wyraźnie, jak w każdym dobrym gospodarstwie. Fizyka dzieli z matematyką opis treściwy, krótkie i zwięzłe, a nadto wszelkie nieporozumienia usuwające określenie pojęć, z których każde znów wiele innych obejmuje, chociaż głowa nasza nie wydaje się tym obciążona. W każdej zaś chwili może być bogata treść wydobyta i rozwinięta aż do zupełnej jasności zmysłowej. Jakąż to np. obfitość uporządkowanych i do użycia gotowych myśli zawiera pojęcie potencjału. Nic więc dziwnego, że pojęciami, które tak wiele gotowej już pracy w sobie zawierają, ostatecznie w prosty sposób operować można. Z ekonomii więc własnego utrzymania jednostki wyrastają pierwsze wiadomości. Udzielanie ich skupia w jedno doświadczenia wielu ludzi, które wszakże kiedykolwiek rzeczywiście raz dokonane być musiały. Zarówno udzielanie, jak i potrzeba jednostki owładnięcia sumą swych doświadczeń najmniejszym nakładem myśli, zmusza do porządku ekonomicznego. Tym wszakże wyczerpuje się cała potęga zagadkowa nauki. W szczegółach nie może nam ona nic złożyć, czego by każdy nie mógł wykryć w przeciągu dostatecznie długiego czasu, nawet bez wszelkiej metody. Każde zadanie matematyczne mogłoby być rozwiązane przez liczenie bezpośrednie. Są przecież działania liczebne, które obecnie przeprowadzają się w ciągu kilku minut, ale do których wykonania bez metody cały żywot człowieka nie starczyłby ani w części. Podobnie jak człowiek sam na własną pracę skazany nigdy by nie zebrał znacznego majątku, gdyż gromadzenie pracy wielu ludzi w jednej ręce jest warunkiem potęgi i bogactwa, tak też w czasie ograniczonym i przy ograniczonej sile w jednej głowie jaka taka nauka osiągniętą być może jedynie przez troskliwą oszczędność w myślach, przez skupianie ekonomicznie uporządkowanego doświadczenia tysięcy. Tak więc wszystko, co czarodziejstwem wydawać się może, jak to dosyć często też i w życiu obywatelskim zachodzi, jest jedynie tylko wybornym gospodarstwem. Gospodarstwo wszakże nauki tym nad każdym innym góruje, że przez gromadzenie jej bogactwa nikt najmniejszej nie doznaje straty. Na tym polega jej błogosławieństwo, oswabadzająca, wyzwalająca jej siła.

x x x

Uznanie ekonomicznej natury nauki w ogólności może nam być pomocnym do ułatwienia oceny pewnych pojęć fizycznych.

Co przyczyną i skutkiem nazywamy, są to wybitne cechy doświadczenia, które ważne są dla jego odtwarzania w myśli naszej. Znaczenie ich blednie i przechodzi na inne nowe cechy, skoro doświadczenie dane staje się powszechnie znanym, potocznym. Skoro połączenie cech takich budzi w nas wrażenie konieczności, to stąd tylko pochodzi, że często nam się powiodło wtrącanie ogniw pośrednich, od dawna znanych, które stąd wyższą dla nas mają powagę. Gotowe doświadczenia do układu mozaiki myśli, z jakim idziemy naprzeciw każdego nowego przypadku, nazwał Kant wrodzonym pojęciem rozumowym.

Najbardziej imponujące twierdzenia fizyki, gdy je rozłożymy na elementy, nie różnią się niczym od twierdzeń opisowych historii naturalnej. Pytanie "dlaczego", które jest wszędzie celowym, gdzie idzie o rozjaśnienie sprzeczności, może, podobnie jak wszelkie nawyknienie celowe, przekroczyć poza cel właściwy i zadawane być może, gdzie nic już nie ma do rozumienia.

Gdybyśmy przypisać chcieli przyrodzie własność sprowadzania jednakich następstw w jednakich okolicznościach, nie umielibyśmy wynaleźć tych okoliczności jednakich. Natura istnieje. Jedynie nasze schematyzujące odtwarzanie sprowadza przypadki jednakie. W odtwarzaniu tym przeto tylko występuje wzajemna cech pewnych zależność.

Wszelkie usiłowania nasze odzwierciedlenia świata w myśli byłyby bezowocne, gdyby się nie powiodło wykrycie rzeczy trwałych w pstrej zmienności. Stąd to usilne utrzymywanie pojęcia materii, którego źródło nie różni się od pomysłów nowoczesnych o zachowaniu energii. Historia fizyki nastręcza liczne przykłady tego popędu we wszystkich prawie dziedzinach, a mile jego objawy dają się śledzić aż w izbie dziecinnej. "Gdzie podziewa się światło, gdy jest zgaszonym i nie ma go już w izbie?" Tak zapytuje dziecko. Nagłe skurczenie się balonu, wodorem wypełnionego, jest dla dziecka niepojęte, poszukuje wszędzie wielkiego ciała, które dopiero co tu było. Skąd przybywa ciepło? Gdzie się ciepło podziewa? Pytania tak dziecinne w ustach mężów dojrzałych określają charakter naszego wieku.

Jeżeli oddzielamy w myśli ciało od zmiennego otoczenia, w którym się porusza, to oddzielamy właściwie tylko jedną grupę wrażeń stosunkowo większej trwałości, do której myśi naszą przyczepiamy, z całej powodzi wrażeń. Niezmienności bezwzględnej grupa ta nie posiada. Już to jedno, już inne jej ogniwo niknie i przybywa, ukazuje się zmienionym i w pełnej równości nigdy właściwie nie wraca. Suma wszakże ogniw trwałych w zestawieniu ze zmiennymi, jeżeli zwłaszcza na ciągłość przejścia baczymy, jest zawsze tak wielka, że wydaje się nam z góry dostateczną do uznania ciała jako jednego i tegoż samego. Ponieważ z grupy wyłączyć możemy każde oddzielne ogniwo, a ciało nie przestaje być dla nas tym samym, łatwo możemy uwierzyć, że i po usunięciu wszystkich coś jeszcze zostaje poza tymi ogniwami. Wypływać stąd może, że w myśli przyjmujemy substancję, od wszelkich jej cech różną, "rzecz samą w sobie", której własności symbolami mają być wrażenia poczucia. Odwrotnie wszakże raczej powiedzieć należy, że ciała czyli rzeczy są to skrócone symbole myślowe pewnych grup wrażeń, symbole, które poza naszą myślą nie istnieją. Tak kupiec każdy etykietę skrzyni uważać będzie za symbol zawartego tam towaru, ale nie nawzajem. Zawartości, ale nie etykiecie przypisze wartość realną. Taż sama oszczędność, która nas skłoniła do rozwiązania pewnej grupy i obrania oddzielnych symboli dla jej części składowych, zawartych też i w innych grupach, może nas także poprowadzić do oznaczenia i całości symbolem.

Na starych pomnikach egipskich widzimy obrazy, które odpowiadają nie pojedynczemu spostrzeżeniu, ale złożone są ze spostrzeżeń różnych. Głowy i nogi figur ukazują się w profilu, nakrycie głowy i pierś widziane są z przodu itd. Jest to, powiedzieć można, wizerunek pośredni, w którym artysta utrwalił, co dla niego było ważnym, zaniechał zaś, co mu było obojętnym. Proces taki, na ścianach świątyń skamieniały, dostrzegać możemy żywym w rysunkach naszych dzieci, a objaw analogiczny obserwować przy tworzeniu się pojęć w głowach naszych. Jedynie tylko w tym ułatwieniu przeglądu możemy o jednym ciele mówić. Jeżeli mówimy jeszcze p sześcianie, którego stępiliśmy wierzchołki, chociaż już nie jest sześcianem, polega to na naturalnej oszczędności, która woli raczej dodać poprawkę do gotowego i powszedniego wyobrażenia, aniżeli nowe zupełnie tworzyć. Wszelki sąd na takim przebiegu polega.

Malarstwo Egipcjan i dzieci ostać się nie może przed okiem krytycznym. Tak samo dzieje się i z grubym wyobrażeniem ciała. Fizyk, który widzi, jak ciało się zgina, rozszerza, topi i ulatnia, rozkłada je na drobne części trwałe, chemik rozszczepia je na pierwiastki. Jednakże i taki pierwiastek, jak sód, nie jest niezmiennym. Z miękkiej, srebrzyste połyskującej masy powstaje przy ogrzewaniu ciecz, która w silniejszym żarze, przy usunięciu dostępu powietrza, zamienia się w parę fioletową przed lampą sodową, a przy wyższym jeszcze rozgrzaniu sama się żółtym światłem żarzy. Jeżeli pomimo tych zmian wciąż jeszcze nazwę sodu zachowujemy, dzieje się to dla ciągłości przejść, oraz dla koniecznej oszczędności. Para może się zagęścić, a biały metal znowu występuje. A nawet, gdy metal ten na powierzchnię wody złożony, w wodan tlenku sodu przeszedł, mogą przy odpowiednim traktowaniu zaginione zupełnie własności znów na jaw wystąpić, jak ciało, które przy ruchu przez czas pewien kryło się poza kolumną, znowu stać się może widocznym. Jest to bez wątpienia rzecz bardzo właściwa, na pogotowiu zawsze zatrzymywać nazwę i myśl dla pewnej grupy własności, gdziekolwiek te występować mogą. Nazwa ta wszakże i myśl ta nie jest niczym więcej, aniżeli ekonomicznie upraszczającym symbolem wszystkich owych zjawisk. Byłoby to czcze słowo dla tego, u kogo nie wywołuje całego szeregu należycie uporządkowanych wrażeń umysłowych. Toż samo zaś tyczy się cząsteczek i atomów, na które się dalej rozkłada pierwiastek chemiczny.

Zwykliśmy wprawdzie zachowanie ciężaru, albo, mówiąc ściślej, zachowanie masy uważać jako dowód bezpośredni trwałości materii. Jednakowoż, gdy do gruntu schodzimy, dowód ten rozwiewa się w takie mnóstwo działań instrumentalnych i intelektualnych, że poniekąd potwierdza on tylko równanie, któremu czynić mają zadość wyobrażenia nasze, odtwarzając fakty. Ciemnego kłaczka, który mimowolnie w myśli tu dodajemy, na zewnątrz naszej myśli na próżno poszukujemy.[ Pod hasłem nowoczesnym "przezwyciężenia materializmu naukowego" wypowiedziano niedawno podobne myśli z innego punktu zapatrywania.]

Surowe to pojęcie materii wdziera się niepostrzeżenie do nauki, ale okazuje się zawsze niedostatecznym i usuwać się musi do coraz mniejszych części świata. Stopień zresztą niższy nie staje się bynajmniej zbytecznym przez stopień wyższy, który się na nim buduje, podobnież jak najprostszy sposób przenoszenia się z miejsca na miejsce, chód nasz, nie stał się zbytecznym wobec dzisiejszych, potężnych środków przewozu. Dla fizyka ciało, jako suma wrażeń dotyku i światła, zeszczepionych wrażeniami przestrzeni, musi być również potocznym, jak dla zwierzęcia, które na zdobycz swą czyha. Stronnik wszakże teorii poznania powinien, jak geolog lub astronom, z procesów, które przed oczyma jego zachodzą, wnosić o tych, które je poprzedziły.

Wszystkie twierdzenia i pojęcia fizyczne są to przekazy skrócone, zawierające w sobie często dalsze jeszcze przekazy na doświadczenia ekonomicznie uporządkowane, do użycia gotowe. Przekazom takim, których treść rzadko tylko dokładnie wydobyć się daje, krótkość nadawać może niekiedy pozór istot samodzielnych. Nie chcemy się tu oczywiście zajmować mitami poetyckimi, jakie, dajmy na to, istnieją o czasie, wszystko rodzącym i wszystko znów niszczącym. Przypomnijmy sobie tylko, że Newton mówi jeszcze o czasie bezwzględnym, od wszelkich zjawisk niezależnym, jako też i o przestrzeni bezwzględnej; poza te poglądy nie wyszedł nawet Kant, a i dziś jeszcze traktuje się o nich poważnie. Dla przyrodnika każde oznaczenie czasu jest skróconym wyrażeniem zależności jednego zjawiska od innego, i zgoła niczym więcej. Jeżeli mówimy, że przyspieszenie ciała swobodnie spadającego wynosi 9,81 metra w ciągu sekundy, znaczy to, że prędkość ciała ku środkowi ziemi zwiększa się o 9,81 metra, skoro ziemia dokona 1/86400 swego obrotu, co znowu dalej poznanym być może jedynie ze stosunku jej do innych ciał niebieskich. Prędkość ze swej strony wyraża też tylko stosunek położenia ciała do położenia ziemi. [Stad staje się rzeczą jasną, że wszystkie tak zwane prawa elementarne zawierają przecież zawsze stosunek do całości.] Wszystkie zjawiska możemy, zamiast do ziemi, odnosić do zegara albo nawet do naszego wewnętrznego poczucia czasu. Ponieważ zaś istnieje łączność wszystkich zjawisk, a każde być może miarą pozostałych, powstaje łatwo złudzenie, jakoby czas niezależnie od wszystkich zjawisk miał jeszcze znaczenie jakiekolwiek. [Można by tu zarzucić, że gdyby obrót ziemi ulegał jakiejkolwiek chwiejności, zdołalibyśmy to zauważyć, i nie stracilibyśmy jednostki czasu, ale w miejsce powyższej obrali trwanie drgnięcia fal światła sodowego; znaczyłoby to wszakże tylko, że ze względów praktycznych ubieramy zjawisko, które służy za najprostszą i wspólną miarę dla wszystkich pozostałych.]

Badanie nasze poszukuje równań, zachodzących między pierwiastkami zjawisk. Równanie elipsy wyraża ogólniejszy związek, jaki wyobrazić sobie można między współrzędnymi, ale z tego wszakże rzetelne tylko wartości posiadają znaczenie geometryczne. Podobnież i równania między pierwiastkami zjawisk wyrażają związek ogólniejszy, dający się matematycznie pomyśleć; jednakże tylko określony kierunek zmian niektórych wartości jest fizycznie dopuszczalnym. Jak w elipsie pewne jedynie wartości, równaniu odpowiadające, tak też i w świecie pewne tylko zmiany wartości zachodzą. Ciała doznają zawsze przyspieszenia względem ziemi; różnice temperatur, same sobie pozostawione, stają się zawsze mniejsze itd. Nawet i co do danej nam przestrzeni nauczyły, jak wiadomo, dochodzenia matematyczne i fizjologiczne, że jest to tylko jeden przypadek rzeczywisty, wpośród mnóstwa, jakie pomyśleć można, a o którego właściwościach doświadczenie jedynie nauczyć nas może. U rozjaśniającej sile tej myśli powątpiewać nie można, jakkolwiek potworne być mogą zastosowania, do jakich ją naciągano.

Spróbujmyż teraz zebrać wyniki naszego przeglądu. W schematyzowaniu ekonomicznym nauki spoczywa jej siła, ale też i jej braki. Fakty przedstawiają się zawsze z poświęceniem zupełności, nie ściślej, aniżeli to naszym chwilowym potrzebom odpowiada. Nieprzystawanie przeto między myśleniem a doświadczeniem zawsze istnieć będzie, dopóki oboje kroczyć będą obok siebie; ostatecznie tylko ulega ono zmniejszaniu.

W rzeczywistości idzie zawsze jedynie o uzupełnienie częściowo odsłoniętego doświadczenia, o wyprowadzenie jednej części doświadczenia z innej. Wyobrażenia nasze muszą się przy tym bezpośrednio na wrażeniach opierać. Nazywamy to mierzeniem. Podobnie jak powstanie, tak też i stosowanie nauki związane jest z wielką statecznością naszego otoczenia. Czego nas ona uczy, jest to zależność wzajemna. Proroctwa bezwzględne nie mają przeto żadnego znaczenia naukowego. Gdyby w przestrzeni niebieskiej wielkie zaszły zmiany, zatraciłby się zarazem nasz system współrzędnych przestrzeni i czasu.

Gdy geometra ująć chce postać linii krzywej, rozkłada ją przede wszystkim na drobne elementy prostolinijne. Wie on wszakże dobrze, że są one tylko środkiem przechodnim, obranym w tym celu, by ująć częściami, co się nie daje naraz uchwycić w całości. Skoro zaś prawo krzywej jest wynalezione, nie myślimy już o jej elementach. Tak też nie przystoi i wiedzy przyrodniczej, zmiennym środkom ekonomicznym, które sama stworzyła, cząsteczkom i atomom, przyznawać bytu realnego poza zjawiskami, a zapominając o roztropności, zdobytej w ostatnich czasach przez śmielszą jej siostrę filozofię, stawiać mitologię mechaniczną w miejsce animistycznej lub metafizycznej, a stąd rzekome zadania wytwarzać. Atom pozostać może zawsze środkiem przedstawiania zjawisk, jak funkcje matematyki. Z wolna wszakże, w miarę jak coraz lepiej materiałem swym owłada, opuszcza wiedza przyrodnicza mozaikową grę kamyków i stara się uchwycić granice i formy łożyska, którym przepływa żywy prąd zjawisk. Najoszczędniejsze, najprostsze wyrażenie pojęciowe faktów za swój cel uznaje.

x x x

Zadajmy sobie wreszcie jeszcze pytanie, czy taż sama metoda badania, którą dotąd rozważyliśmy jedynie jako ograniczoną do świata fizycznego, rozciąga się też i do dziedziny psychicznej. Dla przyrodnika pytanie to wydaje się niepotrzebnym. Nauki fizyczne i psychologiczne w jednaki sposób wytryskają z wiadomości, jakie instynktownie zyskujemy. Z czynów i twarzy ludzi wyczytujemy ich myśli, nie wiedząc, w jaki to dzieje się sposób. Podobnie, jak z góry określamy zachowanie się igły magnesowej względem prądu elektrycznego, wyobrażając w nim sobie pływaka Ampere'owego, tak też z góry wysnuwamy w myśli czyny ludzi, przyjmując, że posiadają oni podobne do naszych, związane z ich ciałem wrażenia, uczucia i pragnienia. Co tu instynktownie wykonujemy, musiałoby się nam wydawać najwytworniejszą metodą naukową, która doniosłością swą i pomysłowością genialną daleko pozostawia poza sobą regułę Ampere'a, gdyby każde dziecko nie odkrywało jej bezwiednie. Iść może zatem o to tylko, aby ująć naukowo, to znaczy przez pojęcia, co i bez tego osiągnąć możemy. W każdym wszakże razie jest w tym wiele do czynienia. Cały łańcuch faktów odsłonić trzeba między fizyką gestów i ruchów z jednej strony, a wrażeniem i myślą z drugiej.

"Ale w jaki sposób dałoby się wyjaśnić wrażenie ruchem atomów?" Pytanie takie często słyszymy. Zapewne, nie uda się to nigdy, podobnie jak z prawa załamania światła nie wysnuje się nigdy, że światło świeci i grzeje. Braku wszakże rozsądnej odpowiedzi na podobne pytania nie potrzebujemy bynajmniej żałować. Nie masz zgoła takiego pytania. Dziecko, które ze szczytów muru miejskiego spogląda na głęboki rów okalający, ze zdumieniem spostrzega ludzi, nie znając bowiem drogi wiodącej do bramy, nie pojmuje, jak z wysokiego muru mogli tam zstąpić. Tak też dzieje się z pojęciami fizycznymi. Przez abstrakcje nasze nie możemy wprawdzie do psychologii dostać się górą, ale wczołgać się do niej możemy dołem.

Przyjrzyjmy się bez uprzedzenia, jak tu się rzeczy mają. Świat składa się z barw, tonów, ze stopni ciepła, z ciśnień, przestrzeni, czasów itd., których teraz nie nazwiemy wrażeniami ani zjawiskami, w obu bowiem tych nazwach mieści się już jednostronna dowolna teoria. Nazwiemy je po prostu elementami. Ujęcie biegu tych elementów, czy to pośrednio, czy bezpośrednio, jest właściwym celem wiedzy przyrodniczej. Dopóki, nie zważając na własne ciało, zajmujemy się wzajemną zależnością owych grup elementów, które, nie wykluczając ludzi i zwierząt, tworzą obce ciała, pozostajemy fizykami. Rozpatrujemy np. zmianę czerwonej barwy danego ciała, następującą wskutek zmiany oświetlenia. Skoro wszakże rozpatrujemy wpływ na tę czerwień owych elementów, które własne nasze ciało stanowią, jesteśmy w dziedzinie psychologii fizjologicznej. Zamykamy oczy, a czerwień z całym światem widzialnym uchodzi. W ten sposób w polu wrażeń każdego zmysłu znajduje się część pewna, która na wszystkie części pozostałe wywiera wpływ odmienny i potężniejszy, aniżeli owe części nawzajem jedne na drugie. Tym wszakże wypowiedzieliśmy już wszystko. Ze względu na to nazywamy wrażeniami wszystkie elementy, o ile uważamy je w zależności od owej części szczególnej, czyli od naszego ciała. Że świat jest wrażeniem naszym, jest w tym znaczeniu rzeczą niewątpliwą. Z takiego wszakże pojmowania wytworzyć dla życia naszego system, którego pozostalibyśmy niewolnikami, byłoby rzeczą również niepotrzebną, jak dla matematyka, który szereg wartości zmiennych pewnej funkcji, poprzednio przyjęty jako stały, czyni teraz zmiennym, albo gdy przemienia ilości zmienne, między sobą niezależne, jakkolwiek odsłania to mu niekiedy poglądy niespodziane.

Jeżeli na rzecz tę zapatrujemy się w sposób tak naiwny, to nie wydaje się rzeczą wątpliwą, że metoda fizjologii psychologicznej może być fizyczną jedynie, że nawet nauka ta częścią tylko staje się fizyki. Przedmiot jej nie różni się od przedmiotu fizyki. Stosunek wrażeń do fizyki naszego ciała pozna ona niewątpliwie. Dowiedzieliśmy się już od jednego z członków tej Akademii, że sześciorakiej wielokrotności wrażeń barwnych odpowiada też, według wszelkiego prawdopodobieństwa, sześcioraka wielokrotność procesu chemicznego substancji wzrokowej, trojakiej wielokrotności wrażeń przestrzeni potrójna wielokrotność procesu fizjologicznego. Siedzimy i wykrywamy drogi odruchów i woli; dochodzimy, która okolica mózgu mowie, która miejscozmienności służy. Co wreszcie jeszcze od naszego ciała zależy, myśli mianowicie, zasadniczo nowych trudności już nie sprowadzi. Skoro doświadczenie fakty te jasno przedstawi, a nauka uporządkuje je ekonomicznie, by łatwo rozejrzeć się dały, wtedy też, wątpić nie należy, że je rozumieć będziemy. Innego bowiem rozumienia, jak owładnięcie taktami przez myśl, nigdy nie było. Nauka nie wytwarza faktu jednego z drugiego, ale porządkuje fakty znane.

Rozważmy jeszcze nieco bliżej badanie psychologiczno-fizjologiczne. Mamy jasne zupełnie wyobrażenie o tym, jak ciało porusza się w obrębie swego otoczenia. Optyczne pole naszego widzenia jest dla nas bardzo dostępne. Zwykle wszakże podać nie umiemy, jak doszliśmy do pewnej myśli, z którego zakątka umysłowego pola widzenia wysunęła się, ani też, przez jakie miejsce przesłaną została podnieta do pewnego ruchu. Tego duchowego pola widzenia nie poznamy też przez obserwację nas samych. Obserwacja nas samych w połączeniu z badaniem fizjologicznym, które jest dalszym ciągiem związków fizycznych, roztoczyć może przed nami jasno to pole widzenia, a wtedy też właściwie dopiero ujawni naszego człowieka wewnętrznego.

Wiedza przyrody, czyli fizyka w najrozleglejszym znaczeniu, daje nam znajomość najmocniejszych związków między grupami elementów. Na oddzielne części składowe tych grup nie powinniśmy z początku za wiele zważać, jeżeli zachować chcemy całość, która by się ująć dała. Fizyka, ponieważ to jest dla niej łatwiejsze, zamiast równań między zmiennymi pierwotnymi, daje równania między ich funkcjami. Fizjologia psychologiczna uczy oddzielać od ciała, co jest widzialnym, słyszalnym, dotykalnym, a wspierana przy tym dzielnie przez fizykę, wynagradza jej to znów sowicie, jak to okazuje się już z samych działów, na które się fizyka rozpada. Co jest widzialne, rozkłada fizjologia na wrażenia światła i wrażenia przestrzeni, pierwsze znów na barwy, a drugie również na ich części składowe; szmery rozkłada na dźwięki, te znów na tony, itd. Analiza ta może być niewątpliwie znacznie dalej prowadzona, aniżeli to dotąd zrobiono. Wreszcie będzie też można również wykazać, co jest wspólną podstawą bardzo oderwanych, a jednak określonych czynności logicznych, jak to z taką pewnością wyczuwa bystry prawnik lub matematyk, gdzie nieświadomy puste tylko słyszy wyrazy. Fizjologia, jednym słowem, ujawni nam właściwe elementy realne świata. Psychologia fizjologiczna pozostaje przeto w takim stosunku do fizyki w znaczeniu najrozleglejszym, jak chemia do fizyki w znaczeniu ściślejszym. Poparcie wzajemne, jakie sobie wiedza przyrodnicza i psychologia świadczyć będą, potężniejszym będzie daleko, aniżeli poparcie, jakie obecnie dają sobie wzajem fizyka i chemia, a rozjaśnienia, jakie z łączności tej wypływają, pozostawią poza sobą daleko wnioski dzisiejszej fizyki mechanicznej.

Jakimi pojęciami obejmiemy świat, gdy przed nami rozłoży się zamknięty pierścień faktów fizycznych i psychologicznych, którego obecnie widzimy tylko dwa rozdzielone odłamy, tego, oczywiście, przy początku pracy powiedzieć nie możemy. Znajdą się ludzie, którzy zamiast krętą ścieżką logicznego przypadku historycznego kroczyć, uznają prawo i mieć będą odwagę obrać drogę prostą do wyżyn, z których wszystek prąd faktów da się rozejrzeć. Czy wtedy pojęcie, które dziś materią nazywamy, poza użytkiem podręcznym, mieć będzie jeszcze jakie znaczenie naukowe, tego nie wiemy. Zapewne wszakże potomkowie nasi dziwić się będą, jak mogły nagle w naszym fizycznym świecie atomów zagubić się barwy i dźwięki, które przecież są nam najbliższe, jak mogliśmy naraz być zdumieni, że to, co na zewnątrz puka i kołacze, wewnątrz w głowie świeci i śpiewa, jak my pytać mogliśmy, w jaki sposób materia czuć może, czyli zatem, jak czuje taki symbol myślowy pewnej grupy wrażeń.

Liniami ostrymi nie zdołamy nakreślić wiedzy przyszłości. Przeczuwać jedynie możemy, że ciężka przegroda między człowiekiem a światem stopniowo zanikać będzie, że ludzie z mniejszym samolubstwem i z cieplejszym uczuciem zachowywać się będą nie tylko względem siebie, ale również względem całej przyrody organicznej, a także względem tak zwanej przyrody martwej. Przeczucie podobne owiało może przed dwoma tysiącami lat wielkim filozofem chińskim Liciusem, gdy na stare kości ludzkie wskazując, stylem lapidarnym, dyktowanym przez właściwe pismo chińskie, do uczniów swoich te słowa wypowiedział: "One tylko i ja mamy świadomość, że ani żyjemy, ani martwi jesteśmy".

strona główna