DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Imre LAKATOS

Nauka a pseudonauka

"Science and Pseudoscience", 1974, przełożył Wojciech Sady

Szacunek człowieka dla wiedzy jest jedną z jego najosobliwszych cech. Po łacinie wiedza to scientia, zaś nauka [science] stała się nazwą najbardziej poważanego rodzaju wiedzy. Co jednak odróżnia wiedzę od przesądów, ideologii czy pseudonauki? Kościół katolicki ekskomunikował zwolenników Kopernika, a Partia Komunistyczna prześladowała zwolenników Mendla, twierdząc, że ich doktryny były pseudonaukowe. Odróżnienie nauki od pseudonauki nie jest tylko problemem filozofii gabinetowej: ma ono wielkie znaczenie społeczne i polityczne.

Wielu filozofów próbowało rozwiązać ten problem w następujących kategoriach: zdanie stanowi wiedzę, jeśli dostatecznie wielu ludzi dostatecznie silnie w nie wierzy. Ale historia myśli wykazuje, że wielu ludzi bezgranicznie wierzyło w rzeczy absurdalne. Gdyby siła wiary była probierzem wiedzy, to niektóre opowieści o demonach, aniołach, diabłach, o niebie i piekle musielibyśmy uznać za wiedzę. Naukowcy, z drugiej strony, są bardzo sceptyczni nawet w stosunku do swych najlepszych teorii. Teoria Newtona jest najpotężniejszą z wytworzonych dotąd przez naukę, sam Newton jednak nie wierzył w to, że ciała przyciągają się wzajemnie na odległość. A zatem żaden stopień zaangażowania nie przekształca wiary w wiedzę. Faktycznie, probierzem postępowania naukowego jest pewien sceptycyzm nawet w stosunku do najukochańszych teorii. Ślepe zaangażowanie po stronie teorii nie jest intelektualną cnotą: jest intelektualnym przestępstwem.

A zatem zdanie może być pseudonaukowe nawet wtedy, gdy jest w pełni "wiarygodne" i wszyscy w nie wierzą, a może być naukowo wartościowe nawet jeśli jest niewiarygodne i nie wierzy w nie nikt. Teoria może mieć najwyższą wartość naukową nawet wtedy, gdy nie tylko nikt w nią nie wierzy, ale gdy nikt jej nie rozumie.

Poznawcza wartość teorii nie ma nic wspólnego z jej psychologicznym wpływem na ludzkie umysły. Wiara, zaangażowanie, rozumienie są stanami ludzkiej psychiki. Ale obiektywna, naukowa wartość teorii nie zależy od ludzkiego umysłu, który ją tworzy lub rozumie. Jej naukowa wartość zależy tylko od obiektywnego poparcia, jakie te przypuszczenia znajdują w faktach. Jak powiadał Hume:

Biorąc do ręki jakiś tom, traktujący np. o teologii albo szkolnej metafizyce, zapytujemy: Czy zawiera jakieś rozumowanie abstrakcyjne, dotyczące wielkości lub liczby? Nie. Czy zawiera jakieś oparte na doświadczeniu rozumowanie dotyczące faktów i istnienia? Nie. A więc w ogień z nim, albowiem nie może zawierać nic prócz sofisterii i złudzeń!

Ale na czym polega rozumowanie "doświadczalne"? Ogromna siedemnastowieczna literatura dotycząca czarów jest pełna sprawozdań z uważnych obserwacji i zaprzysiężonych zeznań - nawet na temat eksperymentów. Glanvill, nadworny filozof wczesnego Towarzystwa Królewskiego, uważał czary za wzorzec rozumowania doświadczalnego. Musimy zdefiniować rozumowanie doświadczalne zanim zaczniemy humowskie palenie książek.

W rozumowaniu naukowym teorie konfrontuje się z faktami; zaś jednym z kluczowych warunków takiego rozumowania jest to, że teorie muszą zostać poparte przez fakty. Ale w jaki dokładnie sposób fakty mogą poprzeć teorię?

Zaproponowano kilka różnych odpowiedzi. Sam Newton sądził, że wywiódł swe prawa z faktów. Dumny był, że nie wypowiadał zwykłych hipotez: publikował jedynie teorie dowiedzione przez fakty. Twierdził w szczególności, że wywnioskował swe prawa ze "zjawisk" dostarczonych przez Keplera. Ale jego przechwałki były nonsensowne, skoro według Keplera planety poruszają się po elipsach, zaś według teorii Newtona planety poruszałyby się po elipsach jedynie wtedy, gdyby nie zakłócały wzajemnie swego ruchu. Ale zakłócają. Oto dlaczego Newton musiał wymyślić teorię perturbacji, z której wynika, że żadna z planet po elipsie się nie porusza.

Łatwo jest dziś wykazać, że nie może istnieć sposób prawomocnego wyprowadzania praw przyrody z jakiejkolwiek skończonej liczby faktów; nadal jednak czytamy o teoriach naukowych wywiedzionych z faktów. Skąd bierze się ten nieustępliwy opór przeciw elementarnej logice?

Istnieje bardzo wiarygodne wyjaśnienie. Naukowcy pragną, by ich teorie były godne szacunku, by zasługiwały na miano "naukowych", czyli by były autentyczną wiedzą. A najistotniejsza z odmian wiedzy w wieku siedemnastym, gdy narodziła się nauka, dotyczyła Boga, Szatana, Raju i Piekieł. Jeśli żywiło się błędne przypuszczenia w sprawach teologicznych, to konsekwencją takiej pomyłki było wieczne potępienie. Wiedza teologiczna nie może być zawodna: musi być niewątpliwa. Oświecenie uznało, że w kwestiach teologicznych jesteśmy omylnymi ignorantami. Nie istnieje naukowa teologia, a zatem i wiedza teologiczna. Istnieć może jedynie wiedza o Przyrodzie, ale ten nowy rodzaj wiedzy należy oceniać zgodnie z normami, jakie przejęto wprost z teologii: musi być ona dowiedziona ponad wszelką wątpliwość. Nauka musi osiągnąć tę właśnie pewność, która umknęła teologii. Naukowcowi, zasługującemu na to miano, nie pozwolono zgadywać: musiał dowieść każdego wypowiadanego zdania na podstawie faktów. To było kryterium naukowej uczciwości. Teorie nie dowiedzione przez fakty uważano za grzeszną pseudonaukę, herezję w ramach naukowej wspólnoty.

Dopiero upadek teorii Newtona w tym stuleciu sprawił, że naukowcy pojęli, iż ich normy uczciwości były utopijne. Przed Einsteinem większość naukowców sądziła, że Newton rozszyfrował ostateczne boskie prawa dowodząc ich na podstawie faktów. Ampere na początku dziewiętnastego wieku uważał, że musi zatytułować swą książkę o spekulacjach dotyczących elektromagnetyzmu: Matematyczna teoria zjawisk elektrodynamicznych niedwuznacznie wydedukowana z eksperymentów. Pod koniec jednak przypadkiem wyznał, że niektóre z eksperymentów nigdy nie zostały wykonane, a nawet nie skonstruowano koniecznych w tym celu przyrządów!

Jeśli wszystkie teorie naukowe są w równym stopniu nieudowodnialne, to co odróżnia wiedzę naukową od złudzeń, naukę od pseudonauki?

Jednej z odpowiedzi na to pytanie udzielili dwudziestowieczni "logicy indukcyjni". Logika indukcyjna miała określić prawdopodobieństwa różnych teorii ze względu na ogół dostępnych danych doświadczalnych. Jeśli matematyczne prawdopodobieństwo teorii jest wysokie, to jest ona naukowa; jeśli jest niskie, a nawet zerowe, to naukowa nie jest. A zatem probierzem naukowej uczciwości byłoby powstrzymanie się od mówienia czegokolwiek, co nie jest przynajmniej wysoce prawdopodobne. Probabilizm ma atrakcyjną własność: zamiast dostarczać czarno-białego rozróżnienia między nauką a pseudonauką, dostarcza ciągłego spektrum, od kiepskich teorii o niskim prawdopodobieństwie do dobrych teorii o prawdopodobieństwie wysokim. Jednak w 1934 r. Karl Popper, jeden z najbardziej wpływowych filozofów naszych czasów, stwierdził, że matematyczne prawdopodobieństwo wszystkich teorii, naukowych lub pseudonaukowych, przy dowolnej liczbie danych doświadczalnych, wynosi zero. Jeśli Popper ma rację, to teorie naukowe nie tylko są równie nieudowodnialne, ale i równie nieprawdopodobne. Potrzebne było nowe kryterium demarkacji i Popper zaproponował dość zadziwiające. Teoria może być naukowa nawet wtedy, gdy ani odrobina danych doświadczalnych nie przemawia na jej korzyść, a może być pseudonaukowa nawet wtedy, gdy wszystkie dostępne dane za nią przemawiają. To znaczy, że naukowy bądź nienaukowy charakter teorii ustalony być może niezależnie od faktów. Teoria jest "naukowa", jeśli jesteśmy gotowi z góry określić eksperyment rozstrzygający (lub obserwację), który może ją sfalsyfikować, a jest pseudonaukowa, jeśli odmawiamy określenia takiego "potencjalnego falsyfikatora". Ale jeśli tak, to odróżniamy nie teorie naukowe od pseudonaukowych, ale raczej metodę naukową od metody nienaukowej. Marksizm jest dla popperystów naukowy, jeśli marksiści gotowi są określić fakty, które, gdyby zostały zaobserwowane, skłoniłyby ich do porzucenia marksizmu. Jeśli tego odmawiają, to marksizm staje się pseudonauką. Zapytajmy marksistę, jakie to wyobrażalne zdarzenie skłoniłoby go do zarzucenia jego marksizmu. Jeśli jest marksistą zaangażowanym, to z pewnością stwierdzi, że to niemoralne określać stan rzeczy, który mógłby marksizm sfalsyfikować. A zatem twierdzenie może przeobrazić się w pseudonaukowy dogmat lub stać się autentyczną wiedzą zależnie od tego, czy jesteśmy gotowi podać obserwowalne warunki, które by go obaliły.

Czy zatem kryterium falsyfikowalności Poppera jest właściwym rozwiązaniem problemu odróżnienia nauki od pseudonauki? Nie. Popperowskie kryterium ignoruje bowiem zastanawiającą trwałość teorii naukowych. Naukowcy są gruboskórni. Nie porzucają teorii jedynie dlatego, że fakty jej przeczą. Normalnie bądź to wynajdują jakąś hipotezę ratunkową, by wyjaśnić to, co nazywają w takich razach zwykłą anomalią, bądź, jeśli nie mogą tej anomalii wyjaśnić, ignorują ją i kierują uwagę ku innym problemom. Zauważmy, że naukowcy mówią o anomaliach, opornych przypadkach, a nie o obaleniach. Historia nauki jest, rzecz jasna, pełna opowieści, jak to eksperymenty rozstrzygające rzekomo uśmierciły teorie. Ale takie opowieści są zmyślane długo po porzuceniu teorii. Gdyby Popper zapytał kiedykolwiek newtonowskiego naukowca, w jakich to warunkach eksperymentalnych porzuciłby teorię Newtona, to niektórzy tacy naukowcy byliby dokładnie tak samo zakłopotani, jak niektórzy marksiści.

Co jest zatem probierzem nauki? Czy musimy skapitulować i przyznać, że rewolucja naukowa jest po prostu irracjonalną zmianą zaangażowań, że jest ona nawróceniem religijnym? Tom Kuhn, znakomity amerykański filozof nauki, doszedł do tego wniosku po odkryciu naiwności falsyfikacjonizmu Poppera. Jeśli jednak Kuhn ma rację, to nie istnieje wyraźna linia demarkacyjna między nauką a pseudonauką, rozróżnienie postępu naukowego i intelektualnego upadku, nie ma obiektywnych norm uczciwości. Ale jakie zatem kryteria może on zaoferować, by odróżnić postęp naukowy od intelektualnej degeneracji?

W ciągu ostatnich paru lat propagowałem metodologię naukowych programów badawczych, która rozwiązuje niektóre z problemów, jakich nie zdołali rozwiązać Popper i Kuhn.

Twierdzę, po pierwsze, że typową jednostką opisu wielkich osiągnięć naukowych jest nie izolowana hipoteza, a raczej program badawczy. Nauka nie jest po prostu serią prób i błędów, przypuszczeń i obaleń. "Wszystkie łabędzie są białe" może zostać sfalsyfikowane przez odkrycie jednego czarnego łabędzia. Ale takie trywialne próby i błędy nie zasługują na miano nauki. Nauka Newtona, na przykład, nie jest po prostu zbiorem czterech przypuszczeń - trzech praw mechaniki i prawa grawitacji. Te cztery prawa tworzą jedynie "twardy rdzeń" newtonowskiego programu, uporczywie broniony przed obaleniem przez szeroki "pas ochronny" hipotez pomocniczych. I, co jeszcze ważniejsze, program badawczy ma również "heurystykę", to znaczy skuteczny mechanizm rozwiązywania problemów, który, z pomocą wyrafinowanych technik matematycznych, przyswaja anomalie, a nawet przekształca je w świadectwa pozytywne. Na przykład, jeśli planeta nie porusza się dokładnie tak, jak powinna, naukowiec newtonowski sprawdza swe przypuszczenia dotyczące załamania promieni w atmosferze, dotyczące rozchodzenia się światła w burzach magnetycznych i setki innych przypuszczeń stanowiących części jego programu. Może nawet wymyślić nieznaną dotąd planetę i obliczyć jej położenie, masę i prędkość, by wyjaśnić ową anomalię.

Teoria grawitacji Newtona, teoria względności Einsteina, mechanika kwantowa, marksizm, freudyzm, wszystkie one są programami badawczymi, każdy z charakterystycznym, uparcie bronionym, twardym rdzeniem, każdy z bardziej plastycznym pasem ochronnym i każdy z wypracowanym mechanizmem rozwiązywania problemów. Każdy z nich, w dowolnym stadium swego rozwoju, ma nie rozwiązane problemy i nie przyswojone anomalie. Wszystkie teorie w tym sensie rodzą się obalone i obalone umierają. Czy są jednak równie dobre? Jak dotąd opisywałem, czym są programy badawcze. Ale jak można odróżnić program naukowy lub postępowy od programu pseudonaukowego lub degenerującego się?

Wbrew opinii Poppera ta różnica nie może polegać na tym, że niektóre z programów są nadal nie obalone, podczas gdy inne już obalone zostały. Kiedy Newton publikował swoje Principia, było powszechnie wiadomo, że nie mogą one poprawnie wyjaśnić nawet ruchu Księżyca; faktycznie, ruch Księżyca obalał Newtona. Kauffman, znakomity fizyk, obalił teorię względności Einsteina akurat w roku, w którym została opublikowana. Ale wszystkie programy badawcze, jakie podziwiam, mają jedną cechę wspólną. Wszystkie one przewidują nowe fakty, fakty o jakich nawet nie śniono, lub jakim faktycznie przeczyły wcześniejsze lub konkurencyjne programy. W 1686 r., gdy Newton publikował swoją teorię grawitacji, istniały, na przykład, dwie teorie dotyczące komet. Bardziej popularna z nich uważała komety za sygnał gniewu Boga, ostrzegający, że uderzy On i sprowadzi nieszczęście. Mało znana teoria Keplera twierdziła, że komety są ciałami niebieskimi poruszającymi się po liniach prostych. Zgodnie zaś z teorią Newtona niektóre z nich poruszają się po hiperbolach i parabolach, by nigdy nie powrócić, inne poruszają się po zwykłych elipsach. Halley, pracujący w ramach programu Newtona, obliczył na podstawie obserwacji niewielkiego odcinka drogi komety, że powróci ona za siedemdziesiąt dwa lata, obliczył co do minuty, kiedy znów będzie ją widać w dobrze określonym miejscu nieba. To było niewiarygodne. Ale siedemdziesiąt dwa lata później, gdy Newton i Halley od dawna już nie żyli, kometa Halleya powróciła dokładnie tak, jak to Halley przewidział. W podobny sposób newtonowscy naukowcy przewidzieli istnienie i dokładny ruch małych planet, których nigdy przedtem nie obserwowano. Albo weźmy program Einsteina. Dokonał on oszałamiającego przewidywania, że gdy mierzy się odległość między dwiema gwiazdami w nocy i mierzy się tę odległość w ciągu dnia (gdy widać je podczas zaćmienia Słońca), to oba wyniki pomiarów będą się różnić. Nikt nie pomyślał o przeprowadzeniu takich obserwacji przed programem Einsteina. A zatem teoria w ramach postępowego programu badawczego wiedzie do odkrycia nie znanych dotąd nowych faktów. Natomiast w ramach programów degenerujących się teorie wytwarzane są jedynie w celu wchłonięcia faktów znanych. Czy na przykład marksizm kiedykolwiek skutecznie przewidział jakiś oszałamiający nowy fakt? Nigdy! Poczynił pewne słynne nieudane przewidywania. Przewidział skrajne zubożenie klasy robotniczej. Przewidział, że pierwsza rewolucja socjalistyczna nastąpi w społeczeństwie najbardziej rozwiniętym przemysłowo. Przewidział, że w społeczeństwach socjalistycznych rewolucji nie będzie. Przewidział, że między krajami socjalistycznymi nie będzie konfliktów interesów. A zatem wczesne przewidywania marksizmu były śmiałe i oszałamiające, ale zawiodły. Marksiści wyjaśnili wszystkie swoje niepowodzenia: wyjaśnili polepszenie warunków życia klasy pracującej wymyślając teorię imperializmu; wyjaśnili nawet, dlaczego pierwsza rewolucja socjalistyczna wybuchła w przemysłowo zacofanej Rosji. "Wyjaśnili" Berlin 1953, Budapeszt 1956, Pragę 1968. "Wyjaśnili" konflikt rosyjsko-chiński. Ale ich hipotezy pomocnicze były zmyślane po czasie, by bronić teorii marksistowskiej przed faktami. Program newtonowski wiódł do nowych faktów; marksistowski wlókł się za faktami i tylko usiłował je nadgonić.

Podsumujmy. Probierzem postępu empirycznego nie są trywialne weryfikacje: Popper ma rację, że są ich miliony. To, że upuszczone kamienie spadają w kierunku Ziemi, nie jest sukcesem teorii Newtona, choćby się to nie wiem jak często powtarzało. Ale tak zwane "obalenia" nie są, jak to głosił Popper, probierzem empirycznej porażki, skoro wszystkie programy wyrastają w niewyczerpywalnym oceanie anomalii. To, co się naprawdę liczy, to dramatyczne, nieoczekiwane, oszałamiające przewidywania: paru z nich wystarczy by przechylić szalę. Tam, gdzie teoria wlecze się za faktami, mamy do czynienia z marnymi, degenerującymi się programami.

Jak dochodzi zatem do rewolucji naukowych? Jeśli mamy dwa konkurencyjne programy badawcze i jeden z nich jest postępowy a drugi ulega degeneracji, naukowcy wykazują skłonność do przechodzenia na stronę programu postępowego. Na tym polega racjonalność rewolucji naukowych. Ale podczas gdy intelektualna uczciwość polega na publicznym zdawaniu sprawy z sytuacji, to nie jest nieuczciwym trwać przy programie degenerującym się i próbować przekształcić go w program postępowy.

W przeciwieństwie do Poppera, metodologia naukowych programów badawczych nie oferuje racjonalności natychmiastowej. Musimy traktować rozkwitające programy pobłażliwie: całe dekady mogą upłynąć, nim programy oderwą się od ziemi i staną się empirycznie postępowe. Krytyka nie polega na popperowskim szybkim zabijaniu, przez obalenie. Istotna krytyka jest zawsze konstruktywna: nie ma obalenia bez lepszej teorii. Kuhn myli się sądząc, że rewolucje naukowe są nagłą, irracjonalną zmianą wyobrażeń. Historia nauki obala zarówno Poppera, jak Kuhna: przy bliższym zbadaniu eksperymenty rozstrzygające Poppera i rewolucje Kuhna okazują się mitami: normalnie ma miejsce zastępowanie degenerujących się programów badawczych przez programy postępowe.

Problem odróżnienia nauki od pseudonauki ma poważne implikacje również dla instytucjonalizacji krytyki. Teoria Kopernika została zakazana przez Kościół katolicki w 1616 r. ponieważ, jak stwierdzono, była pseudonaukowa. Została zdjęta z indeksu w 1820 r., ponieważ do tego czasu Kościół uznał, że fakty jej dowiodły, a zatem stała się naukowa. Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego zadekretował w 1949 r., że genetyka Mendla jest pseudonaukowa, a jej obrońców, takich jak akademik Wawiłow, zabito w obozach koncentracyjnych; po zamordowaniu Wawiłowa genetyka Mendlowska została zrehabilitowana; ale prawo Partii do decydowania, co jest naukowe i publikowalne, a co pseudonaukowe i karalne, zostało utrzymane w mocy. Nowe liberalne organizacje rządowe Zachodu również korzystają z prawa do odmowy wolności słowa temu, co uważają za pseudonaukę, jak to widzieliśmy w przypadku debaty na temat związku rasy i inteligencji. Wszystkie te osądy były nieuchronnie oparte na pewnego rodzaju kryterium demarkacji. Oto dlaczego problem odróżniania nauki od pseudonauki nie jest pseudoproblemem gabinetowych filozofów: ma on poważne implikacje etyczne i polityczne.

strona główna