strona główna

Bertrand RUSSELL

Drogi do wolności: socjalizm, anarchizm, syndykalizm

Przełożyła Amelja Kurlandzka, Warszawa: Rój 1935
Roads to Freedom: Socialism, Anarchism and Syndycalism
, 1918

Okropieństwa I wojny światowej sprawiły, że Russell porzucił badania logiczne - które przyniosły mu sławę - a pochłonęło go pytanie o to, jak zapewnić pokój. To był główny temat jego twórczości i działalności publicznej już do końca życia (po 1945 głównie w kontekście zbrojeń atomowych).
Pierwszą ważną książką na ten temat była wydana w 1916 Principles of Social Reconstruction.
Drogi do wolności zostały ukończone w kwietniu 1918. Po szeregu wstępnych rozważań Russell daje w rozdz. VIII zarys utopii, z którą wiąże nadzieję na powstanie świata wolnego od wojen, w którym złagodzone zostaną cierpienia, jakie dziś doskwierają ludzkości, a jednostki zyskają możliwość życia twórczego.
W przekładzie uwspółcześniam pisownię, ale bardzo rzadko zmieniam anarchiczny już styl. WS

Wstęp
I. Marks i doktryna socjalistyczna
II. Bakunin i anarchizm
III. Bunt syndykalistów
ZAGADNIENIA PRZYSZŁOŚCI
IV. Praca i wynagrodzenie
V. Rząd i prawo
VI. Stosunki międzynarodowe
VII. Nauka i sztuka w dobie socjalizmu
VIII. Jak świat mógłby wyglądać

VIII. Jak świat mógłby wyglądać?

W życiu codziennym większości mężczyzn i kobiet strach odgrywa większą rolę, niż nadzieja: myślą oni więcej o majętnościach, które inni mogą im zabrać, niż o radości, którą mogliby wnieść w swoje własne życie oraz w życie tych, z którymi się stykają.

Nie tak się jednak żyć powinno.

Ci, których życie posiada wartość dla nich samych, dla ich przyjaciół lub dla świata, czerpią natchnienie w nadziei i pokrzepienie w radości: wyobrażają sobie rzeczy, które mogłyby istnieć i sposób, w jaki należy je zrealizować. W swoich prywatnych stosunkach z ludźmi nie zaprząta ich obawa utraty okazywanego im przywiązania i szacunku: rozdają hojnie miłość i szacunek, a nagroda przychodzi sama bez żadnych starań z ich strony. Podczas pracy nie są zazdrośni o swoich współzawodników, lecz zajmują się tylko tym, co winno być wykonane. W polityce nie marnują czasu i energii na obronę niesprawiedliwych przywilejów swojej klasy lub narodu, lecz dążą do uczynienia świata jako całości szczęśliwszym, mniej okrutnym, mniej zdanym na pastwę konfliktów między chciwymi współzawodnikami i bogatszym w istoty ludzkie, których rozwój nie został zahamowany i skrępowany przez ucisk.

Człowiek, który żyje w tym duchu — duchu, zmierzającym do tworzenia raczej, niż posiadania — cieszy się pewnym zasadniczem szczęściem, którego nie mogą go całkowicie pozbawić niesprzyjające okoliczności. Jest to rodzaj życia zalecony przez Ewangelie i przez wszystkich wielkich mędrców świata. Ci, którzy go uprawiają, wyzwolili się z tyranii strachu, ponieważ to, co cenią najbardziej w swoim życiu, nie znajduje się na łasce sił zewnętrznych. Gdyby wszyscy ludzie mogli zdobyć się na tyle odwagi i przenikliwości, aby żyć w ten sposób mimo przeszkód i rozczarowań, nie byłoby potrzeby rozpoczynać dzieła odrodzenia świata od politycznych i gospodarczych reform: wszystkie potrzebne reformy zostałyby przeprowadzone automatycznie, bez żadnego oporu, dzięki moralnemu odrodzeniu jednostek. Chociaż jednak nauka Chrystusa została nominalnie przyjęta przez świat już od wielu wieków, zwolennicy jej są jeszcze prześladowani, podobnie jak byli nimi przed panowaniem Konstantyna. Doświadczenie pokazało, że niewielu ludzi umie dostrzec poza widocznymi dla wszystkich złymi stronami życia osoby, będącej poza nawiasem społeczeństwa, radość wewnętrzną, wypływającą z wiary i nadziei twórczej. Jeśli mamy przełamać panowanie strachu, to nie wystarcza głosić szerokim masom odwagę i obojętność na niepowodzenia: trzeba usunąć przyczyny strachu, sprawić, aby życie wartościowe przestało być niepomyślne w światowym znaczeniu tego słowa i zmniejszyć szkody, jakie można wyrządzić tym, którzy nie posiadają ostrożności potrzebnej do samoobrony.

Gdy zastanowimy się nad złymi stronami życia znanych nam ludzi, spostrzegamy, że dają się one w przybliżeniu zaliczyć do trzech kategorii. Pierwsza kategoria obejmuje zło natury fizycznej np. śmierć, ból i trudność utrzymania się z płodów ziemi. Jest to zło fizyczne. Do drugiej kategorii możemy zaliczyć zło, wypływające z wad charakteru lub ujemnych skłonności cierpiącego, np. niewiedzę, brak woli i gwałtowne namiętności. Jest to "zło, tkwiące w charakterze". Wreszcie w trzeciej kategorii znajduje się zło związane z władzą jednej jednostki lub grupy nad drugą: w obręb jego wchodzi nie tylko jawna tyrania, ale i wszelkie krępowanie swobodnego rozwoju czy to siłą, czy przez nadmierny wpływ umysłowy, jak to może się zdarzyć w wychowaniu. Jest to "zło, wynikające z władzy". Możemy wydać sąd o ustroju społecznym na podstawie jego stosunku do tych trzech rodzajów zła.

Różnica między tymi trzema rodzajami nie jest wyraźnie zarysowana. Walcząc z czysto fizycznym złem, nigdy nie możemy być pewni, że dotarliśmy do nieprzekraczalnej granicy: nie możemy pokonać śmierci, ale nauka może ją często odwlec i ostatecznie możliwe jest, że ogromna większość ludzi będzie żyć do późnej starości; nie możemy całkowicie usunąć bólu, lecz możemy go nieskończenie zmniejszyć, zapewniając wszystkim dobre warunki zdrowotne; nie możemy sprawić, aby ziemia dawała bez uprawy obfite plony, ale możemy zmniejszyć ilość pracy i ulepszyć jej warunki, póki nie przestanie być złem. Zło, tkwiące w charakterze, jest często rezultatem zła fizycznego w postaci choroby, a jeszcze częściej rezultatem zła, wynikającego z władzy, ponieważ tyrania upadla zarówno tych, którzy ją stosują, jak i (zwykle) tych, którzy ją znoszą. Zło, wynikające z władzy, pogłębia się dzięki wadom charakteru władców oraz obawie przed złem fizycznem, które łatwo stać się może udziałem ludzi, nie mających władzy. Dla tych wszystkich powodów powyższe trzy rodzaje zła przeplatają się ze sobą. Niemniej jednak, ogólnie mówiąc, możemy podzielić nasze nieszczęścia na te, których najbliższą przyczyną jest świat materjalny, te, które głównie przypisać należy naszym wadom i te, których źródłem jest podleganie obcej kontroli.

Główne metody walki z tymi odmianami zła są następujące: na zło fizyczne najlepszym środkiem jest nauka; na zło, tkwiące w charakterze — wychowanie (w najszerszem znaczeniu tego słowa) i swobodne ujście dla wszystkich popędów, które nie wypływają z żądzy panowania; na zło, wynikające z władzy — zreformowanie politycznej i gospodarczej organizacji społeczeństwa tak, aby jeden człowiek wtrącał się możliwie jak najmniej do spraw drugiego. Zaczniemy od trzeciego z wymienionych rodzajów zła, ponieważ socjalizm i anarchizm dokładały specjalnych starań, aby zmniejszyć szkodliwość władzy. Protest ich przeciw nierównościom majątkowym wypływał głównie z poczucia zła, mającego swe źródło we władzy, jaką daje bogactwo. Punkt ten został bardzo dobrze ujęty przez p. G. D. H. Cole'a:

„Chciałbym zapytać, jakie jest zasadnicze zło, trapiące nasze nowoczesne społeczeństwo i domagające się natychmiastowego usunięcia?
Na to pytanie można dać dwie odpowiedzi i pewny jestem, że wielu mających jak najlepsze chęci ludzi wybierze błędną odpowiedź. Powiedzą one NĘDZA, podczas gdy należałoby powiedzieć NIEWOLNICTWO. Spotykając się co dzień oko w oko z haniebnymi kontrastami bogactwa i niedostatku, wysokich dywidend i niskich płac, mając bolesną świadomość, że na próżno próbowaliby zrównoważyć szale ża pomocą prywatnej lub publicznej dobroczynności, odpowiedzieliby bez wahania, że pragną usunąć nędzę.
Doskonale! W tym punkcie każdy socjalista się z nimi zgodzi. Niemniej jednak ich odpowiedź na moje pytania jest błędna.
Nędza jest objawem: niewolnictwo chorobą. Krańcowości bogactwa i nędzy idą nieuchronnie w ślad za ostatecznościami przywileju i poddaństwa. Masy nie są ujarzmione dlatego, że są biedne, lecz są biedne ponieważ są ujarzmione. Jednakże socjaliści aż nazbyt często zwracali uwagę tylko na materialną niedolę biedaków, nie uświadamiając sobie, że podstawą jej jest duchowa degradacja niewolnika. [1]

Nie sądzę, aby jakikolwiek rozsądny człowiek mógł wątpić, że zło, wynikające z władzy, jest w obecnym ustroju o wiele większe niż to jest konieczne i że odpowiednia forma socjalizmu mogłaby je ogromnie zmniejszyć. Nieliczni wybrańcy fortuny są co prawda niezależni dzięki rencie lub procentom i nie mogliby bodaj mieć więcej wolności w innym ustroju. Lecz przeważająca większość nie tylko bardzo biednych ludzi, lecz i robotników wszystkich kategorii, a nawet przedstawicieli wolnych zawodów, znaglona jest koniecznością do zarobkowania. Niemal wszyscy zmuszeni są pracować tak ciężko, że niewiele pozostaje im czasu na rozrywki lub zajęcia nie związane z ich pracą zawodową. Ci, którzy mogą odpoczywać w podeszłym wieku, nudzą się, ponieważ nie wiedzą, jak wypełniać wolny czas i nie umieją się już interesować niczym poza swoją pracą. Szczęśliwcy ci należą jednak do wyjątków: większość musi ciężko pracować do późnej starości, mając wciąż widmo nędzy przed oczyma; bogatsi obawiają się, że nie będą w stanie dać swym dzieciom takiego wykształcenia lub opieki lekarskiej, jakie uważają za pożądane, biedniejsi zaś są często zagrożeni głodem. Prawie wszyscy pracownicy nie mają prawa kierowania swoją pracą: w ciągu całego dnia roboczego są tylko maszynami, pełniącymi wolę zwierzchnika. Praca wykonywana jest zwykle w nieprzyjemnych warunkach, pociągających za sobą ból i znój fizyczny. Jedyną pobudką do pracy jest zarobek: sama idea, że praca mogłaby być radością, podobnie jak praca artysty, jest zazwyczaj wyszydzana jako całkowicie utopijna.

Większa jednak część tego zła jest zupełnie zbyteczna. Gdyby można było doprowadzić cywilizowaną część ludzkości do tego, aby pragnęła własnego szczęścia bardziej niż cudzego bólu, gdyby ją można było namówić, aby zajmowała się raczej pracą konstrukcyjną nad ulepszeniami, z których korzystałaby na równi z całym światem, niż pracą destrukcyjną, której celem jest prześcignięcie innych klas lub narodów, cały ustrój gospodarczy świata mógłby być gruntownie zreformowany w ciągu jednego pokolenia.

Jaki ustrój byłby najlepszy z punktu widzenia wolności? W jakim kierunku powinniśmy popchnąć siły postępu?

Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko ten punkt widzenia z pominięciem wszystkich innych względów, to nie mam wątpliwości, że najlepszy byłby ustrój zbliżony do tego, jaki propaguje Kropotkin, lecz bardziej dostosowany do życia praktycznego dzięki zaszczepieniu mu głównych zasad gildyjnego socjalizmu. Ponieważ wszystkie szczegóły są sporne, przedstawię bez żadnego argumentowania rodzaj organizacji pracy, który mógłby się wydawać najlepszy.

Wykształcenie powinno być przymusowe do szesnastego roku życia lub nawet dłużej; po tym okresie byłoby kontynuowane tylko na życzenie ucznia, lecz pozostałoby bezpłatne (dla tych, którzy by je mieć pragnęli) przynajmniej do pełnoletności. Po ukończeniu nauk nie powinno się nikogo zmuszać do pracy, a ci, którzy nie chcieliby pracować, otrzymywaliby minimum utrzymania i mieliby zupełną swobodę; prawdopodobnie jednak byłoby pożądane, aby opinia publiczna faworyzowała pracę, dzięki czemu stosunkowo mało osób wybierałoby bezczynność. Uprawnienie gospodarcze bezczynności miałoby tę wielką zaletę, że dostarczyłoby potężnego motywu do uprzyjemniania pracy; a nie można powiedzieć o żadnej społeczności, w której praca jest przeważnie nieprzyjemna, że znalazła rozwiązanie zagadnień gospodarczych. Wydaje mi się słusznym przypuszczenie, że niewielu ludzi obrałoby bezczynność. Przemawia za tym fakt, że nawet dzisiaj spośród dziesięciu osób, posiadających (powiedzmy) sto funtów rocznego dochodu z ulokowanego kapitału, dziewięć przynajmniej woli zwiększyć swój dochód przy pomocy pracy płatnej.

Przechodząc teraz do ogromnej większości, która wybierze pracę, możemy, jak sądzę, przypuścić, że przy pomocy nauki i wyeliminowania dużej ilości nieprodukcyjnych zajęć, wynikających z wewnętrznej i międzynarodowej konkurencji, można by zapewnić całej społeczności dobrobyt przy czterogodzinnym dniu roboczym. Doświadczeni pracodawcy kładą już obecnie nacisk na to, że ich pracownicy mogą faktycznie wyprodukować w ciągu sześciogodzinnego dnia roboczego równie dużo, jak wtedy, gdy pracują osiem godzin. W świecie, w którym wykształcenie techniczne stać będzie na wyższym niż teraz poziomie, ta sama tendencja silniej jeszcze będzie zaakcentowana. Ludzie będą się uczyć nie tylko, jak dzisiaj, jednego zawodu lub jednej czynncści, lecz kilku zawodów, tak że będą mogli zmieniać zajęcie stosownie do pór roku i fluktuacji popytu. Każda gałąź przemysłu będzie mieć samorząd we wszystkich swoich sprawach wewnętrznych i nawet poszczególne fabryki będą same decydować o wszystkich kwestiach, dotyczących jedynie ich pracowników. Zarząd nie będzie się składać, jak obecnie, z kapitalistów, lecz z wybranych przedstawicieli, podobnie jak to się dzieje w polityce. Stosunki między różnymi grupami producentów będą regulowane przez Kongres Gildyjny, sprawy dotyczące społeczności jako ogółu mieszkańców pewnego terytorium będzie w dalszym ciągu załatwiał parlament, a natomiast wszelkie spory między Kongresem Gildyjnym a parlamentem będą rozstrzygane przez ciało złożone z równej liczby przedstawicieli obu tych instytucji.

Płacy nie będzie się otrzymywać, jak dzisiaj, za pracę istotnie wymaganą i zrobioną, ale za gotowość do pracy. System ten został już przyjęty w wielu działach lepiej opłaconej pracy: człowiek, zajmujący pewne stanowisko, zachowuje je nawet wtedy, gdy ma bardzo mało do roboty. Obawa przed bezrobociem i utratą środków utrzymania nie będzie już dłużej prześladować ludzi, jak zmora. Czy wszyscy, którzy są gotowi pracować dostaną jednakową płacę, czy też przy wyjątkowej biegłości będzie się jeszcze miało prawo do wyjątkowej płacy — jest to sprawa, którą każda gildja może rozstrzygnąć samodzielnie. Śpiewak operowy, który nie otrzymywałby więcej, niż dekorator teatralny, wolałby może być dekoratorem, dopóki nie zmieniłoby się tego systemu: a w tym razie okazałoby się prawdopodobnie, że trzeba wyznaczyć wyższą płacę. Jeśliby jednak gildja głosowała za tym z własnej woli, bodajże nie krzywdziłoby to nikogo.

Jakkolwiek dałoby się dużo zrobić dla uprzyjemnienia pracy, należy przypuszczać, że pewne zajęcia pozostaną zawsze nieprzyjemne. Zamiast popychać ludzi do tej pracy za pomocą nędzy, można by ich przywabić wyższą płacą lub mniejszą ilością godzin pracy. Społeczeństwo miało by wtedy silną pobudkę gospodarczą do wynajdywania sposobów zmniejszenia przykrości powodowanej przez te wyjątkowe zajęcia.

W każdym społeczeństwie podobnym do tego, jakieśmy sobie wyobrażali, będzie jeszcze musiał istnieć pieniądz lub jakiś jego odpowiednik. Anarchistyczny plan bezpłatnego i równego rozdziału całkowitej produkcji nie usuwa potrzeby jakiegoś miernika wartości, ponieważ jeden człowiek będzie chciał otrzymać swoją część w jednej formie, a drugi w innej. Gdy nadejdzie dzień rozdawania przedmiotów zbytku, starsze panie odmówią przyjęcia przypadającej im części cygar, a młodzi ludzie — należnej im ilości piesków pokojowych: trzeba będzie zatem wiedzieć, ile cygar stanowi równoważnik jednego pieska. Najprościej byłoby wypłacać dochód, jak obecnie i pozwolić, aby wartości względne ustosunkowywały się do siebie odpowiednio do popytu. Gdyby jednak płacono kursującą dzisiaj monetą ludzie mogliby gromadzić ją i z czasem stawać się kapitalistami. Dla zapobieżenia temu najlepiej byłoby wypłacać banknoty ważne tylko na pewien okres czasu, powiedzmy na jeden rok od daty emisji. Pozwoliłoby to człowiekowi oszczędzać na wakacje, lecz nie przez czas nieokreślony. 

Bardzo wiele przemawia za anarchistycznym planem bezpłatnego rozdawania artykułów pierwszej potrzeby oraz wszystkich towarów, które łatwo można wyprodukować w odpowiedniej do zapotrzebowania ilości, wszystkim zgłaszającym się po nie, bez względu na to, ile będą żądać. Kwestia, czy ten plan powinien być przyjęty, jest moim zdaniem czysto techniczna: chodzi o to, czy można by go faktycznie przyjąć bez wielkich strat i czy nie spowodowałby skierowania rozrostu produkcji rzeczy niezbędnych do życia kosztem pracy, którą pożyteczniej byłoby zużytkować w inny sposób. Nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie, lecz uważam za wysoce prawdopodobne, że dzięki ciągłemu ulepszaniu metod produkcji ten anarchistyczny plan wcześniej lub później stanie się wykonalny; a wtedy należałoby go przyjąć.

Kobiety, pracujące w domu, zamężne lub niezamężne, otrzymywać będą tę samą płacę, co kobiety zatrudnione w przemyśle. Dzięki temu żony mieć będą całkowitą niezależność gospodarczą, którą trudno by im było osiągnąć w inny sposób, ponieważ młode matki nie powinny być zmuszane do pracy poza domem.

Koszty utrzymania dzieci nie będą, jak obecnie, obarczać rodziców. Dzieci otrzymywać będą, podobnie jak dorośli, swoją część rzeczy niezbędnych do życia i wykształcenie ich będzie bezpłatne.[2] Nie będzie już dzisiejszego ubiegania się zdolniejszych dzieci o stypendia: nie będzie się ich uczyć od dzieciństwa współzawodnictwa lub zmuszać do nienaturalnego wytężania mózgu, powodującego ospałość i słabowitość w późniejszym wieku. Wychowanie będzie daleko bardziej urozmaicone niż dzisiaj: zwróci się większą uwagę na dostosowanie go do potrzeb różnych typów młodzieży. Więcej będzie usiłowań pobudzenia inicjatywy uczniów i mniej pragnienia, aby wpoić w ich umysły wierzenia i nawyki uważane przez państwo za pożądane, głównie dlatego, że pomagają utrzymać istniejący stan rzeczy. Prawdopodobnie okaże się pożądane, aby ogromna większość dzieci wychowywana była w większym niż dotąd stopniu poza murami miasta. Co do starszych chłopców i dziewcząt, nie mających zainteresowań intelektualnych lub artystycznych, wychowanie techniczne poprowadzone w duchu liberalnym daleko lepiej rozwija ich zdolności umysłowe, niż nauka książkowa, którą uważają (jakkolwiek niesłusznie) za potrzebną jedynie do egzaminów. Prawdziwie pożyteczne wychowanie idzie po linii instynktownych zainteresowań dziecka, dostarczając mu wiedzy, której ono poszukuje, nie zaś suchych, szczegółowych informacji, nie mających żadnego związku z jego samorzutnymi pragnieniami.

Społeczeństwo nasze będzie posiadać rząd i prawo, lecz będą one ograniczone do minimum. Niektóre czyny będą w dalszym ciągu zakazane — np. morderstwo. Ale wszystkie niemal rozdziały kodeksu karnego, traktujące o przestępstwach przeciw własności, wyjdą z użycia, a wiele motywów, powodujących dzisiaj morderstwa, straci swoją siłę. Ci jednak, którzy będą jeszcze popełniać zbrodnie nie będą uważani za ludzi występnych lub zasługujących na naganę, lecz za nieszczęśliwych, których należy trzymać w pewnego rodzaju szpitalu dla umysłowo chorych, dopóki nie przestaną być niebezpieczeństwem dla ogółu. Wychowanie, swoboda i zniesienie własności prywatnej mogą niepomiernie zmniejszyć liczbę przestępstw. Dzięki metodzie kuracji indywidualnej będzie można zazwyczaj dopiąć tego, aby pierwsze przewinienie człowieka było zarazem ostatniem. Obłąkanych i głuptaków trzeba będzie naturalnie poddać dłuższej izolacji, lecz traktowanie ich będzie równie łagodne.

Rząd można rozpatrywać jako połączenie dwóch części składowych: jedną stanowią decyzje społeczności lub ogólnie uznanych organów, drugą — narzucanie tych decyzji wszystkim, którzy się im opierają. Pierwsza część nie wywołuje sprzeciwu anarchistów. Druga część w zwykłym państwie cywilizowanym może pozostać całkowicie w cieniu: ci, którzy sprzeciwiali się nowemu prawu, gdy było ono przedmiotem rozpraw, poddają mu się z reguły, gdy zostało uchwalone, ponieważ w ustabilizowanym i prawidłowo funkcjonującym społeczeństwie opór jest zwykle bezużyteczny. Pozostaje jednak możliwość użycia siły przez rząd i ona to właściwie jest przyczyną uległości, która czyni siłę zbyteczną. Gdyby, jak tego pragną anarchiści, rząd nie używał siły, większość mogłaby jeszcze zjednoczyć się i wystąpić przeciw mniejszości. Różnica polegałaby tylko na tym, że armia lub policja w większości byłaby ad hoc, a nie stała i zawodowa. W rezultacie każdy musiałby się zaprawiać do walki z obawy, aby dobrze wyćwiczona mniejszość nie zdobyła władzy i nie przywróciła dawnego oligarchicznego ustroju państwowego. Osiągnięcie celu anarchistów przy pomocy głoszonych przez nich metod wydaje się więc mało prawdopodobne.

Jeśli się nie mylimy, zapobiec panowaniu gwałtu w ludzkich sprawach, czy to wewnątrz kraju, czy też w stosunkach zagranicznych, może tylko władza, która zarezerwowałaby prawo do użycia siły wyłącznie dla siebie. Władza ta musiałaby być dostatecznie silna, aby widać było jasno, że wszelkie inne użycie siły okazałoby się daremne, chyba że miałoby na celu obronę swobody lub stawienie oporu niesprawiedliwości i w tym charakterze zdołałoby uzyskać poparcie opinii publicznej. Władza taka istnieje już wewnątrz kraju: jest nią państwo. W sprawach międzynarodowych jednak należy ją dopiero stworzyć. Trudności są ogromne, ale muszą być przezwyciężone, jeśli chcemy uratować świat od periodycznych wojen, z których każda będzie bardziej niszcząca od swych poprzedniczek. Nie sposób jeszcze przepowiedzieć, czy po obecnej wojnie utworzy się Ligę Narodów i czy będzie ona zdolna do wywiązania się z tego zadania. Jakkolwiekbądź trzeba będzie zastosować jakąś metodę zapobiegania wojnom, nim nasza utopia stanie się możliwa. Z chwilą gdy ludzie uwierzą, że świat jest zabezpieczony od wojny, cała trudność będzie rozwiązana: nie będzie się już wtedy stawiać żadnego poważnego oporu propozycjom rozpuszczenia narodowych armii i flot oraz zastąpienia ich przez nieliczną międzynarodową siłę zbrojną, służącą do ochrony przed nieucywilizowanymi szczepami. Gdy zaś stadium to zostanie osiągnięte, pokój będzie istotnie zapewniony.

Krytykowane przez anarchistów rządy większości w samej rzeczy zasługują na większość wysuniętych przeciw nim zarzutów. Więcej jeszcze powodu do zarzutów daje władza wykonawcza rządu w sprawach żywotnych dla szczęścia wszystkich, jak wypowiadanie wojny i zawieranie pokoju. Ale nie można uwolnić się od tych rzeczy nagle. Istnieją jednak dwie metody zmniejszenia szkody przez nie wyrządzanej. (i) Ucisk rządów większości można osłabić przez przekazanie władzy, przez pozostawienie decyzji w kwestiach, obchodzących w pierwszym rzędzie tylko jakiś odłam społeczeństwa, raczej temu odłamowi, niż Izbie Centralnej. W ten sposób ludzie nie będą już zmuszeni do poddawania się decyzjom powziętym w pośpiechu przez ludzi przeważnie nie orientujących się w rozważanej sprawie i nie zainteresowanych w niej osobiście. Należałoby dać autonomję w sprawach wewnętrznych nie tylko terytoriom, lecz wszystkim grupom mającym wspólne doniosłe zainteresowania, nie podzielane przez resztę społeczeństwa, jak np. gałęziom przemysłu lub kościołom. (2) Wielka władza, jaka przysługuje organom wykonawczym nowoczesnego państwa, wynika głównie z często zachodzącej potrzeby wydawania szybkich decyzji, szczególnie gdy chodzi o sprawy zagraniczne. Gdyby niebezpieczeństwo wojny zostało faktycznie usunięte, umożliwiłoby to wprowadzenie bardziej kłopotliwych, lecz mniej autokratycznych metod i ciało prawodawcze mogłoby odzyskać wiele uprawnień, które przywłaszczyła sobie władza wykonawcza. Za pomocą tych dwóch metod można powoli zmniejszyć stopień ograniczania wolności przez rząd. Pewna interwencja, a nawet pewne niebezpieczeństwo nieusprawiedliwionej i despotycznej interwencji, jest zasadniczą cechą rządu i musi istnieć przez cały czas jogo trwania. Dopóki jednak ludzie będą tak skłonni do gwałtu, jak obecnie, stosowanie siły rządowej wydaje się mniejszem złem. Możemy jednak mieć nadzieję, że z chwilą gdy zniknie niebezpieczeństwo wojny, gwałtowne popędy ludzi osłabną stopniowo, tym bardziej, że w tym wypadku będzie można ogromnie zmniejszyć zakres władzy jednostkowej, dzięki której rządzący stają się teraz autokratami i gotowi są dopuścić się niemal każdego tyrańskiego czynu w celu zgniecenia opozycji. Rozwój świata, w którym nawet rządowa siła zbrojna stanie się zbyteczna (chyba przeciw obłąkanym) musi być stopniowy. Jeśli jednak będzie procesem stopniowym, nie napotka żadnych przeszkód; i możemy się spodziewać, że gdy zostanie ukończony, sprawy komunalne zarządzane będą według zasad anarchizmu.

Jaki wpływ mieć będzie zarysowany przeze mnie ustrój polityczno-ekonomiczny na ujemne strony charakteru? Sądzę, że skutki jego będą niezwykle dobroczynne.

Proces kierowania myśli i wyobraźni ludzi na drogę wyłączającą używanie siły będzie wielce przyśpieszony przez zniesienie ustroju kapitalistycznego, byleby po tym ustroju nie nastąpiła jakaś forma socjalizmu państwowego, który zapewnia urzędnikom olbrzymią władzę. W chwili obecnej kapitalista ma większy wpływ na kształtowanie życia innych ludzi niż jakikolwiek człowiek mieć powinien; jego przyjaciele mają w swych rękach władzę państwową; jego władza gospodarcza jest prototypem władzy politycznej. W świecie, w którym wszyscy mężczyźni i kobiety cieszyć się będą swobodą gospodarczą, nie będzie przyzwyczajenia do rozkazywania, a co za tym idzie pociągu do despotyzmu; powstanie stopniowo łagodniejszy niż teraz typ charakteru. Ludzie są kształtowani przez okoliczności i nie rodzą się jako gotowe wytwory. Zły wpływ dzisiejszego ustroju gospodarczego na charakter i nadzieja, że własność społeczna da nieskończenie lepsze rezultaty, należą do najsilniejszych powodów, przemawiających za zmianą.

W świecie, jakiśmy sobie wyobrażali, z życia naszego usunięte będą zarówno obawy, jak i nadzieje, wypływające z warunków ekonomicznych. Nikt nie będzie drżeć przed widmem biedy lub rozpychać się łokciami w nadziei zdobycia bogactwa. Zniknie podział społeczeństwa na klasy, odgrywający tak wielką rolę w życiu dzisiejszem. Licho zarabiający przedstawiciel wolnego zawodu nie będzie żyć w strachu, że jego dzieci opuszczą się w hierarchii społecznej; ambitny pracownik nie będzie wyglądać dnia, gdy będzie mógł zostać z kolei wyzyskiwaczem. Młodzi ludzie, mający wyższe aspiracje, będą musieli marzyć o czymś innym niż o powodzeniu w interesach i bogactwie wyrastającem z ruiny konkurentów i degradacji robotników. W takim świecie zniknie większość koszmarów, kryjących się w zakamarkach ludzkiego umysłu; z drugiej strony ambicja i pragnienie wybicia się będą musiały przybrać formy szlachetniejsze od tych, które popiera społeczeństwo kupców. Wszelka działalność, która istotnie wyświadcza dobrodziejstwo ludzkości, będzie dostępna nie tylko dla szczęśliwych wybrańców, ale i dla wszystkich, którzy są dostatecznie ambitni i zdolni. Można z całą pewnością oczekiwać, że nauka, wynalazki oszczędzające pracę i postęp techniczny wszelkiego rodzaju będą więcej rozpowszechnione niż obecnie, ponieważ będą prowadzić do zaszczytów, a zaszczyty będą musiały zastąpić pieniądze dla młodych ludzi, pragnących osiągnąć powodzenie. Czy sztuka będzie kwitnąć w socjalistycznem społeczeństwie, zależy to od formy przyjętego socjalizmu; jeśli państwo lub jakakolwiek (mniejsza o nazwę) władza publiczna będzie obstawać przy kontrolowaniu sztuki i wydawaniu licencji tylko tym, których uważa za uzdolnionych, rezultaty będą katastrofalne. Jeśli jednak będzie rzeczywista swoboda, która pozwoli każdemu życzącemu sobie tego rozpocząć karierę artystyczną kosztem jakiejś ofiary z komfortu, to jest prawdopodobne, że atmosfera nadziei i brak przymusu gospodarczego o wiele zmniejszą trwonienie talentów, uwarunkowane naszym dzisiejszym ustrojem, oraz stopień dławienia impulsu w młynie walki o byt.

Gdy zostały zaspokojone elementarne potrzeby, istotne szczęście większości ludzi zależy od dwóch rzeczy: pracy i stosunków ze współbraćmi. W świecie, który odmalowaliśmy, praca będzie dobrowolna, niezbyt uciążliwa, zaciekawiająca ze względu na zainteresowanie, jakie budzi zbiorowe szybko posuwające się naprzód przedsięwzięcie i dająca nawet najmierniejszej jednostce coś z rozkoszy tworzenia. W stosunkach między ludźmi zmiana na lepsze będzie równie wielka, jak w dziedzinie pracy. Jedynie wartościowe są te stosunki między ludźmi, które opierają się na wzajemnej swobodzie, nie dopuszczającej żadnego panowania, żadnej niewoli, żadnego łącznika prócz przywiązania i żadnej gospodarczej lub konwencjonalnej konieczności zachowania pozorów, gdy zamarło już życie wewnętrzne. Jedną z największych okropności ustroju kapitalistycznego jest sposób, w jaki zatruwa on stosunki między mężczyznami a kobietami. Zło prostytucji jest ogólnie uznane, lecz jakkolwiek jest ono wielkie, wpływ warunków ekonomicznych na małżeństwo wydaje mi się jeszcze gorszy. Małżeństwo ma nierzadko posmak kupna, nabycia kobiety pod warunkiem zaofiarowania jej pewnego poziomu materjalnego komfortu. Bardzo często małżeństwo bodaj nie różni się od prostytucji poza tym, że trudniej jest z nim zerwać. Całe to zło opiera się na podstawie gospodarczej. Przyczyny ekonomiczne czynią z małżeństwa umowę handlową, w której uczucie jest rzeczą podrzędną, a jego brak nie stanowi wystarczającego powodu do uwolnienia kontrahentów. Małżeństwo powinno być dobrowolnym, spontanicznym spotkaniem obopólnych instynktów i budzić szczęście zmieszane z uczuciem podobnem do czci: powinno ono pociągać za sobą wzajemny szacunek, który sprawia, że najdrobniejsze nawet naruszenie wolności wydaje się zupełną niemożliwością, a wspólne życie narzucone przez jednego z małżonków wbrew woli drugiego — nie dającą się pomyśleć okropnością. Nie tak jednak pojmują małżeństwo prawnicy, spisujący intercyzy lub kapłani, obdarzający nazwą "sakramentu" instytucję, która udaje, że znajduje coś godnego uświęcenia w brutalnej żądzy lub pijackim okrucieństwie prawnego małżonka. Większość mężczyzn i kobiet nie stara się dzisiaj wnieść do małżeństwa ducha swobody: prawo daje im sposobność do folgowania chęci interweniowania i każde z małżonków godzi się z utratą pewnej części swojej swobody dla przyjemności ograniczenia swobody drugiego. Atmosfera zaś własności prywatnej utrudnia jeszcze bardziej narodzenie się jakiegoś lepszego ideału.

Nie w ten sposób pojmowane będą stosunki między ludźmi, gdy nieszczęsne dziedzictwo niewoli ekonomicznej przestanie kształtować nasze instynkty. Uczucie będzie jedynym węzłem łączącym mężów i żony oraz rodziców i dzieci; gdy wygaśnie, wszyscy uznawać będą, że nie pozostało nic, co by zachować było warto. Ponieważ uczucie będzie niewymuszone, mężczyźni i kobiety nie znajdą w życiu prywatnym podniety i ujścia dla żądzy przewodzenia, lecz twórcze pierwiastki ich miłości mieć będą szersze pole działania. Cześć dla duszy ukochanej istoty będzie trafiać się częściej niż teraz: w obecnych czasach wielu mężczyzn kocha swoje żony w ten sam sposób, jak baraninę t.j. jako coś do pożarcia i zniszczenia. W miłości jednak, która idzie w parze z czcią, kryje się radość zupełnie inna od tej, jaką daje poczucie władzy, radość zadawalająca ducha, a nie tylko instynkty; a jednoczesne zadowolenie ducha i instynktu konieczne jest do osiągnięcia szczęścia w życiu lub do stworzenia sobie egzystencji, mogącej wydobyć na jaw najlepsze impulsy, do jakich mężczyzna lub kobieta są zdolni.

W świecie, jaki chcielibyśmy ujrzeć, będzie więcej radości życia niż w posępnej tragedji współczesnego dnia powszedniego. Tak jak rzeczy się mają, większość ludzi po okresie wczesnej młodości jest wykoślawiona przez przezorność, niezdolna już do beztroskiej wesołości, lecz tylko do czegoś w rodzaju uroczystej zabawy o wyznaczonej godzinie. Rada "bądźcie jako małe dzieci" byłaby dobra dla wielu ludzi pod niejednym względem, idzie jednak w parze z inną wskazówką "nie troszczcie się o dzień jutrzejszy", której trudno usłuchać w opartym na współzawodnictwie świecie. Ludzie nauki posiadają często, nawet w późnej starości, coś z dziecięcej prostoty: ich zagłębienie się w abstrakcyjnych myślach trzyma ich z dala od świata, a szacunek dla ich pracy skłania świat do chronienia ich przed zagładą pomimo ich niewinności. Ludziom tym udało się spędzić życie w ten sposób, w jaki wszyscy ludzie żyć powinni; lecz tak jak się rzeczy mają walka ekonomiczna uniemożliwia ogromnej większości ten tryb życia.

Co mamy wreszcie powiedzieć o wpływie projektowanego przez nas świata na zło fizyczne? Czy mniej będzie chorób niż obecnie? Czy zwiększy się wydajność danej ilości pracy ? Czy też ludność będzie przerastać najniższą normę środków utrzymania, jak uczył Malthus w celu zwalczania optymizmu Godwina?

Sądzę, że odpowiedź na te wszystkie pytania zależy ostatecznie od stopnia energji intelektualnej, jakiej możemy się spodziewać po społeczeństwie, które wyrzekło się bodźca ekonomicznego współzawodnictwa. Czy w podobnym świecie ludzie staną się leniwi i apatyczni? Czy przestaną myśleć? Czy ci, którzy myślą, natkną się na mur bezmyślnego konserwatyzmu bardziej jeszcze nieprzenikniony od tego, przed którym stoją obecnie? Są to ważne pytania, gdyż ostatecznie ludzkość musi się zwrócić właśnie do nauki, jeśli ma zwalczać z powodzeniem zło fizyczne.

Jeśli inne wysunięte przez nas warunki będą mogły być osiągnięte, to wydaje się prawie pewne, że będzie mniej chorób, niż obecnie. Ludność nie będzie już stłoczona w nędznych norach, dzieci będą daleko więcej przebywać na wsi, na świeżem powietrzu; dzień roboczy będzie trwać tylko tak długo, aby praca była zdrowa, a nie nadmierna i wyczerpująca, jak to się dzieje w chwili obecnej.

Co do postępów nauki, to zależą one w bardzo dużej mierze od stopnia swobody intelektualnej istniejącej w nowym społeczeństwie. Jeśli wszelka nauka będzie zorganizowana i dozorowana przez państwo, stanie się w krótkim czasie stereotypowa i martwa. Nie będzie się dokonywać zasadniczych odkryć, gdyż dopóki się ich nie zrobi, będą się wydawać zbyt wątpliwe, aby można było usprawiedliwić wykładanie na ten cel funduszy publicznych. Władza będzie w rękach starców, a zwłaszcza w rękach ludzi znanych zaszczytnie na polu nauki; ludzie tacy będą wrogo usposobieni wobec młodych uczonych, którzy nie zechcą im schlebiać, godząc się na ich teorie. Należy się obawiać, że w dobie biurokratycznego socjalizmu państwowego nauka przestanie być postępowa i nabierze średniowiecznego szacunku dla autorytetów.

Istnieją jednak wszelkie powody do sądzenia, że w bardziej wolnościowym ustroju, który pozwoliłby wszelkiego rodzaju grupom angażować dowolną ilość uczonych i wyznaczyłby „płacę włóczęgi" tym, którzy pragnęliby zgłębiać jakąś nową i wskutek tego nieuznaną jeszcze dziedzinę nauki, nastąpiłby niewidziany dotąd rozkwit nauki.[3] Jeśliby zaś tak było, to nie sądzę, aby istniały jakieś inne zastrzeżenia co do fizycznej możliwości naszego systemu.

Kwestja ilości godzin pracy potrzebnej do stworzenia ogólnego materialnego dobrobytu jest częściowo zależna od techniki, a częściowo od organizacji. Możemy przypuścić, że ustałaby nieprodukcyjna praca wydatkowana na zbrojenia; obronę narodową, reklamy, kosztowne przedmioty zbytku dla bogaczy lub jakieś inne błahostki spotykane w naszym opartym na współzawodnictwie ustroju. Gdyby każda gildja przemysłowa zapewniła sobie na pewną ilość lat całkowite lub częściowe korzyści, wypływające z zastosowania przez nią jakiegoś nowego wynalazku lub metody, to jest niemal pewne, że postęp techniczny otrzymałby wszelkie możliwe poparcie. Życie odkrywcy lub wynalazcy jest samo przez się przyjemne: ci, którzy je obierają przy teraźniejszych warunkach, czynią to pod wpływem nie tyle motywów natury gospodarczej, ile pod wpływem zainteresowania swoją pracą oraz nadziei zaszczytów, a motywy te działałyby w szerszym zakresie niż dzisiaj, gdyż mniej ludzi byłoby zmuszonych przez konieczności ekonomiczne do ich odrzucenia. Nie ma zaś żadnej wątpliwości, że umysł pracowałby bardziej wnikliwie i twórczo w świecie, w którym instynkt byłby mniej krępowany, w którym radość życia byłaby większa i w którym skutkiem tego ludzie mieliby więcej siły żywotnej niż obecnie.

Pozostaje jeszcze kwestja ludnościowa, która od czasów Malthusa jest ostatniem schronieniem tych, którym nie podoba się możliwość lepszego świata. Kwestia ta przedstawia się jednak teraz zupełnie inaczej niż sto lat temu. Spadek liczby urodzeń we wszystkich krajach cywilizowanych będzie najpewniej trwać w dalszym ciągu bez względu na to, jaki przyjmiemy ustrój gospodarczy. Nasuwa to myśl, że zaludnienie Europy Zachodniej nie przekroczy prawdopodobnie dzisiejszego poziomu (szczególnie gdy uwzględnimy przypuszczalne skutki wojen) i że zaludnienie Ameryki będzie prawdopodobnie wzrastać jedynie wskutek imigracji. Liczba murzynów w krajach tropikalnych może wzrastać w dalszym ciągu, lecz nie będą oni prawdopodobnie stanowić poważnego niebezpieczeństwa dla białych, zamieszkujących strefę umiarkowaną. Pozostaje naturalnie żółte niebezpieczeństwo; jest jednak zupełnie prawdopodobne, że zanim stanie się poważne, liczba urodzeń w krajach azjatyckich również zacznie spadać. Jeśli to nie nastąpi, znajdą się inne sposoby rozwiązania tej kwestii; a w każdym razie cała ta sprawa zanadto opiera się na domysłach, aby mogła poważnie zagrażać naszym nadziejom. Wnioskuję stąd, że chociaż nic na pewno nie można przewidzieć, to nie ma żadnego słusznego powodu do uważania możliwego wzrostu ludności za poważną przeszkodę do socjalizmu.

Rozważania nasze doprowadziły nas do mniemania, że własność społeczna ziemi i kapitału, stanowiąca charakterystyczną tezę socjalizmu i anarcho-komunizmu, jest niezbędnym krokiem do usunięcia zła, które trapi świat obecnie i do stworzenia takiego społeczeństwa, jakiego by sobie życzył każdy humanitarny człowiek. Chociaż jednak socjalizm jest konieczny, to sam jeden żadną miarą nie wystarcza. Istnieją różne formy socjalizmu: forma, przy której państwo jest pracodawcą, a wszyscy pracownicy otrzymują od niego płacę, pociąga za sobą niebezpieczeństwo tyranii i hamowania postępu, które uczyniłoby ją — jeśli to możliwe — gorszą jeszcze od dzisiejszego ustroju. Z drugiej strony anarchizm, który unika niebezpieczeństw socjalizmu państwowego, sam nie jest wolny od niebezpieczeństw i trudności, które nasuwają przypuszczenie, że nie mógłby on potrwać długo, nawet gdyby był zaprowadzony na pewien okres czasu. Niemniej jednak pozostaje on ideałem, do którego powinniśmy starać się jak najbardziej zbliżyć i który, mam nadzieję, zostanie całkowicie osiągnięty w jakiejś oddalonej epoce. Syndykalizm przejął wiele wad od anarchizmu i podobnie jak ten ostatni okazałby się nietrwały, ponieważ odczuto by niemal od razu potrzebę centralnego rządu. Zalecany przeze mnie system jest formą socjalizmu gildyjnego bardziej może przechylającego się ku anarchizmowi, niżby to pochwalał zdeklarowany zwolennik gildji. Pozycja anarchizmu jest najsilniejsza w sprawach pomijanych zazwyczaj przez polityków — należy do nich nauka i sztuka, stosunki między ludźmi i radość życia — i te właśnie rzeczy mieliśmy głównie na względzie, przyjmując takie mniej lub więcej anarchistyczne propozycje, jak "płaca włóczęgi". Ustrój społeczny powinno się sądzić przynajmniej tak samo po jego rezultatach poza dziedziną polityki i ekonomji, jak po wynikach osiągniętych w obrębie tej dziedziny. Jeśli socjalizm kiedykolwiek nadejdzie, okaże się prawdopodobnie dobroczynny tylko pod warunkiem, że dobra niematerialne będą cenione i świadomie poszukiwane.

Świat, który musimy starać się stworzyć, to świat ożywiony duchem twórczym, Zmieniający życie w przygodę pełną radości i nadziei, budzącą raczej impulsy konstrukcyjne niż pragnienie zachowania tego, co posiadamy lub zawładnięcia tym, co posiadają inni. Musi to być świat, w którym uczucie nie zna więzów, w którym miłość oczyszczona jest z instynktu panowania, w którym okrucieństwo i zawiść roztopiły się pod wpływem szczęścia i nieskrępowanego rozwoju wszystkich instynktów, będących osnową życia i dostarczających mu duchowej rozkoszy. Świat taki jest możliwy i czeka tylko na ludzi, którzy by pragnęli go stworzyć.

W międzyczasie świat, w którym żyjemy, ma inne cele. Przeminie on jednak, spalony w ogniu własnych namiętności; a z popiołów jego wynurzy się nowy i młodszy świat, pełen ożywczej nadziei, ze światłem jutrzenki w oku.


[1] Self—Government in Industry, G. Bell and Sons, 1917, str. 110-11.

[2] Niektórzy mogą się obawiać, że pociągnie to za sobą nadmierny wzrost ludności, sądzę jednak, że obawy te są nieuzasadnione. Patrz wyżej rozdział IV "Praca i wynagrodzenie", jak również rozdz. VI Principles of Social Reconstruction, George Allen and Unwin Ltd.

[3] Patrz rozbiór tej kwestii w poprzednim rozdziale.

strona główna