DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

PLOTYN

Enneady

przełożył Adam Krokiewicz

I.8. Jakie są i skąd są rzeczy złe? [fragmenty]

1. Ci, którzy dociekają, skąd przybyły rzeczy złe bądź do bytów w ogóle, bądź do pewnego rodzaju bytów, zaczną we właściwszy sposób swoje dociekania, jeżeli wpierw ustalą, czym jest zło i natura zła, albowiem wtedy będzie można poznać, skąd przybyło, gdzie ma siedzibę oraz czemu przygodnie towarzyszy, i w ogóle wtedy będzie można dojść do porozumienia, czy ono istnieje wśród bytów. (...)

3. Jeżeli więc takie są te byty i Tamto poza bytami, to nie będzie zła pośród bytów ani w Tamtym poza bytami, bo te rzeczy są dobre.

Pozostaje zatem, że jeśli zło jest, to jest wśród rzeczy, które nie istnieją, będąc jakby jakąś ideą niebytu i w jakiejś z rzeczy, zmieszanych z niebytem lub mającym coś wspólnego z niebytem.

A tym niebytem nie jest zgoła to, czego zupełnie nie ma, lecz to, co jest tylko różne od bytu. I nie jest to tak nie istniejące, jak ruch i spoczynek czegoś istniejącego, lecz jak obraz istniejącego lub coś, co jeszcze mniej istnieje. I jest tym każdy przedmiot zmysłowy tudzież wszystkie doznania zmysłowego przedmiotu lub coś jeszcze późniejszego od nich i jakby im towarzyszącego, lub początek tych rzeczy, lub jakiś jeden z dopełniających składników czegoś takiego.

I już chyba dojdzie ktoś na tej drodze do pojęcia zła, a mianowicie, że jest jak nie-miara w stosunku do miary i bezkres do kresu, i pozbawione idei do ideotwórczego, i zawsze potrzebujące w stosunku do samowystarczalnego, że jest zawsze nieokreślone, nie zatrzymujące się nigdzie, arcybierne, niesyte, że jest ubóstwem zupełnym. I nie są to przypadłości zła, lecz jest to jego jakby substancja i każda jego część, na którą spojrzysz, jest tym wszystkim. Wszystkie zaś rzeczy inne, ile ich go nabierze i upodobni się do niego, stają się złe, co jednak wcale nie znaczy, by były istotnie złe.

Więc jakiej "ostoi" przysługują te "przypadłości" tak, iż nie są od niej różne, lecz są nią? Przecież, jeżeli zło występuje na czymś różnym od siebie, to samo musiało być przedtem czymś, choćby nawet nie było żadną substancją. Oto jak dobro jest raz samo przez się, a drugi raz przymiotne, tak i zło jest raz samo przez się, a drugi raz stanowi już tylko przypadłość, która z nim licuje i występuje na czymś różnym od niego.

Więc cóż to za "niemiara", jeśli nie ta w "niezmierzonym"? Zaprawdę, jak jest miara, ale nie w zmierzonym, tak i niemiara nie jest w niezmierzonym. Jeżeli bowiem jest w innym od siebie, to albo w niezmierzonym, atoli ono nie potrzebuje niemiary, ponieważ samo jest niezmierzone, albo w zmierzonym, atoli niemożliwe, by zmierzone miało niemiarę, ponieważ jest właśnie zmierzone.

Więc musi być jakieś coś bezkresne w sobie i jakieś coś pozbawione znowu idei zasadniczo tudzież inne poprzednio wymienione rzeczy, które charakteryzowały naturę zła. A jeśli coś po nim jest takie, to albo ma przymieszane zło, albo dlatego jest takie, że się w nie wpatruje, albo wreszcie dlatego, że coś takiego czyni.

Wykrywa zatem rozum, że substancja, służąca za podłoże układom i ideom i kształtom i miarom i kresom i zdobiąca się cudzą świetnością, bo sama nie posiada żadnego dobra od siebie, owo w porównaniu ze światem bytów widmo, owa substancja zła (mian. materia), o ile w ogóle może być jakaś substancja zła, jest złem pierwszym i złem w sobie.

4. Natura ciał będzie tedy złem o tyle, że zawiera materię, ale nie będzie to pierwsze zło: oto mają one jakąś nierzetelną "ideę" i są pozbawione życia i niszczą się wzajemnie w swym pędzie bez żadnego ładu i przeszkadzają duszy w jej właściwym działaniu i uciekają od substancjalnego bytu w swym nieustannym nurcie jako wtóre zło. Natomiast dusza nie jest zła w sobie ani też nigdy nie staje się zła całkowicie. Lecz jaka dusza jest zła?

Mówi (mian. Platon: cf. Phaedr. 256b) na przykład "ujarzmili to, gdzie złość duszy lęgnie się w naturalny sposób" i mówi tak, bo nierozumna część duszy dopuszcza do siebie zło, więc brak umiaru i zbytek i niedostatek, skąd rodzi się rozwiązłość i tchórzostwo i inna złość duszy, poniewolne namiętności, które zaszczepiają fałszywe mniemania, tak iż za złe i dobre uważa się rzeczy, jakich tamta część duszy unika i pragnie.

Ale czym jest to, co sprawiło ową złość, i jak ją sprowadzisz do poprzednio opisanego początku oraz przyczyny?

Chyba taka dusza nie jest, po pierwsze, zewnątrz materii i w zgodzie z sobą. Jest mianowicie zmieszana z bezmiarem i pozbawiona idei, która zdobi ładem i wiedzie do miary, albowiem złączyła się z ciałem, mającym materię. Następnie zaś i rozumna część duszy, jeżeli się nie uchroni od szkody, doznaje przeszkód w widzeniu tak z powodu namiętności, jak i z powodu zamroczenia przez materię i skłonu w stronę materii i w ogóle dlatego, że nie patrzy w stronę substancjalnego bytu, lecz w stronę powstawania, którego początkiem jest natura materii, natura tak zła, iż choćby się coś nawet jeszcze w niej nie pogrążyło, lecz tylko na nią spojrzało, to już napełnia je swoim złem. Pozbawiona bowiem dobra zupełnie, to znaczy, brak jego doszczętny i niedostatek czysty, upodabnia ta materia do siebie wszystko, co się jej tknie w jakikolwiek sposób.

Więc dusza doskonała i skłaniająca się do umysłu jest zawsze czysta i odwrócona od materii i ani nie patrzy, ani się nie zbliża do tego wszystkiego, co nieokreślone, co bezmierne, co złe. Toteż pozostaje czysta i określona przez umysł bezresztnie. A dusza znowu, która tym nie pozostała, lecz wyszła z siebie za sprawą swojej zgoła nie doskonałej i nie pierwszej części, owa jakby mara tamtej duszy, napełniona bezmiarem z powodu niedostatku w tym zakresie, w jakim mu uległa, widzi ciemność i ma już w sobie materię, ponieważ ogląda to, czego nie ogląda, jak to mówi się o nas, że widzimy także — ciemności.

(...)

7. Ale jakże znowu trzeba rozumieć, że jeżeli jest dobro, to z konieczności jest zło? Może tak, że we wszechświecie musi być materia? Przecież ten wszechświat musi składać się z przeciwieństw, alboby w ogóle nie był, gdyby nie było materii.

Więc "natura naszego świata jest zmieszana z umysłu i z konieczności" i wszystko, co do niego przychodzi od Boga, jest dobre, a rzeczy złe lęgną się z "prastarej natury", jak mówi (mian. Platon; cf. Tim. 47 e sq., 68 e sq., 90 d) o materii, służącej za podłoże, która jeszcze nie została przybrana ładem, gdyby się dała (mian. w tym stanie) oglądać (?).

A w jakim znaczeniu mówi (mian. Platon; cf. Theaet. 176 a) o "śmiertelnej naturze"? Bo dobrze: niech powiedzenie "nasz padół" oznacza świat!

Chyba mówi w tym znaczeniu, w jakim mówi: "Zaprawdę, skoro jesteście zrodzeni, nie jesteście nieśmiertelni, atoli zgoła nie będziecie dzięki mnie rozwiązani" (cf. Piat. Tim. 41 b). Jeżeli w tym znaczeniu, to słuszne byłyby słowa, że "rzeczy złe nie mogą zginąć".

Jakże więc ucieknie? "Nie za sprawą miejsca", powiada (cf. Plat. Theaet. 1.1.), "lecz skoro nabędzie cnotę i oddzieli się od ciała". Bo wtedy i od materii! Oto kto obcuje z ciałem, obcuje także z materią.

Słowa "oddzielić się" i "nie oddzielić się" wyjaśnia bodaj on sam. Słowa znowu "być pośród bogów" znaczą "pośród bogów umysłowych". Ci bowiem są naprawdę nieśmiertelni.

Konieczność zła można zaś także pojąć w następujący sposób: skoro nie tylko jest Dobro, to owo promieniowanie z Niego, lub jeśli ktoś woli tak mówić, owo ustawiczne zestępowanie i odstępowanie musi mieć swój ostatek i ten ostatek, po którym już nic nie może nastać, musi być złem; to, co jest po Pierwszem, jest z konieczności, a więc i ostatek, nim zaś jest materia, nie posiadająca już nic z dobra. Tak wygląda konieczność zła.

8. Jeżeli zaś ktoś powie, że nie z powodu materii staliśmy się źli, bo przecież ani niewiedza nie jest spowodowana przez materię, ani złe żądze, a nawet jeżeli z powodu zepsutego ciała następuje ogólny upadek, to jest to sprawa nie materii, lecz idei, na przykład różnych postaci gorąca i zimna, gorzkiego, słonego i reszty soków, dalej napełnień i wypróżnień, napełnień zaś nie po prostu, lecz napełnień takimi a takimi właśnie pokarmami, że takie jest w ogóle to, co sprawia i co stanowi o rozmaitych żądzach i, jeśli chcesz, o mylnych mniemaniach, tak iż złem byłaby raczej idea niż materia — to niemniej i wtedy będzie musiał on przyznać, że złem jest materia.

Zaprawdę, jakość, kiedy jest oddzielnie, nie czyni tego, co czyni wtedy, kiedy jest w materii, podobnie jak i nie "czyni" bez żelaza sam kształt topora. Idee w materii nie są następnie tymi samymi ideami, którymi by były, gdyby były same w sobie, lecz są "rozumnymi wątkami w materii", wątkami w niej spaczonymi i skażonymi jej naturą. Oto ani sam w sobie ogień nie pali, ani żadna inna z samych w sobie idei nie czyni tych rzeczy, które rzekomo ma wtedy czynić, kiedy się zmaterializuje.

Bo jeśli materia owładnie tym, co się na niej ujawniło, to paczy je i niszczy dodatkiem swej własnej, przeciwnej natury: nie przydaje zimna do gorąca, lecz do idei gorąca przywodzi właściwy sobie brak idei i właściwy sobie bezkształt do kształtu i właściwy sobie nadmiar oraz niedomiar do tego, co jest umiarowe, aż sprawi, iż ono już nie należy do siebie, lecz do niej, podobnie jak przy pożywieniu zwierząt to, co zostało uwnętrznione, nie jest już tym, czym przybyło, lecz jest krwią psa na przykład i w ogóle jest całe psie, podobnie jak wszelkie w ogóle soki wychodzą na korzyść owego zwierzęcia, które je wchłonęło. Jeżeli tedy ciało stanowi przyczynę zła, to i wtedy przyczyną zła będzie materia.

"Lecz trzeba ją było ujarzmić", powie ktoś inny. Atoli to, co by mogło ją ujarzmić, nie będzie czyste, jeżeli samo od niej nie ucieknie.

Takiej a takiej mieszaninie cielesnej przysługują zresztą gwałtowniejsze żądze, a przy tym u innych ludzi są te żądze inne, tak iż ono jej nie ujarzmia w każdym człowieku: są mianowicie ludzie raczej tępi i zimni oraz nieskorzy do sądu z powodu wadliwej mieszaniny cielesnej, przeciwne zaś znowu wady czynią ludzi lekkomyślnymi i chwiejnymi. Świadczą zaś temu także doraźne nastroje. Jesteśmy bowiem inni w naszych pożądaniach i myślach, kiedy jesteśmy syci, a inni, kiedy jesteśmy głodni, i znowu inni, kiedy się nasycimy tymi a tymi potrawami, a inni, kiedy tymi a tymi.

Niech tedy złem na pierwszym miejscu będzie niemiara, a to, co popadło w niemiarę czy z powodu upodobnienia się, czy z powodu jej przejęcia, niech będzie złem na drugim miejscu, bo zło tylko mu towarzyszy! I tak samo niech będzie na pierwszym miejscu ciemność, a na drugim to, co skażone ciemnością. Złość, będąca niewiedzą i niemiara duszy, jest tedy złem na drugim miejscu, a nie arcyzłem: przecież i cnota nie jest pierwszym Dobrem, lecz dobrem jest dlatego, że się (mian. dusza) do Niego upodobniła lub że Je przejęła.

9. Więc dzięki czemu to poznaliśmy? I przede wszystkim, dzięki czemu poznaliśmy "złość"? Jest jasne, że cnotę poznajemy umysłem samym i rozumem, bo poznaje siebie, ale jak poznajemy złość? Chyba, jak rozpoznajemy przy pomocy pionu prostopadłe i nieprostopadłe, chyba tak i to rozpoznajemy, co nie przylega do cnoty.

Czy więc je wtedy widzimy, czy też nie widzimy, ową złość mianowicie? Zupełnej złości chyba nie widzimy, gdyż jest bezkresem. Więc poznajemy ją negatywnie po zupełnym braku dobra, a złość niezupełną po pewnym jego niedostatku. Dostrzegając więc część dobra, uprzytamniamy sobie na podstawie obecnej części nieobecną resztę, która jest wprawdzie w całej idei, ale tutaj jej nie ma, i w tym znaczeniu mówimy o "złości", pogrzebawszy to, czego niedostaje, w nieokreślonym. Na przykład: jeżeli zobaczymy na materii jakieś brzydkie oblicze, ponieważ w nim nie zwyciężył wątek rozumny, tak iżby zakrył brzydotę materii, to wyobrażamy sobie, że oblicze jest brzydkie z powodu niedostatku idei.

Jak jednak wyobrażamy sobie to, co zgoła nie uzyskało ani odrobiny idei? Odejmując wszelką ideę w ogóle, mówimy chyba, że to, czemu ona nie przysługuje, jest materią, przy czym i my sami musimy uchwycić w nas bezkształt, w owym odjęciu wszelkiej idei, jeżeli mamy "ujrzeć" materię.

Toteż wtedy i ten umysł jest inny, nie umysł właściwy, skoro się ośmielił ujrzeć rzeczy nie swoje, na podobieństwo oka, które się oddaliło od światła, ażeby ujrzeć ciemność i równocześnie nie ujrzeć, bo porzuciło światło (z jakim nie można było ujrzeć ciemności, a bez niego znowu oko nie mogło ujrzeć, lecz tylko "nie-ujrzeć"), ażeby miało owo ujrzenie ciemności w ten sposób, w jaki mieć je mogło: więc w ten sposób także umysł, pozostawiwszy wewnątrz siebie swoje światło i jakby wyszedłszy z siebie na obce sobie bezdroża, popadł, nie niosąc z sobą swego światła, w swoje przeciwieństwo, by ujrzeć swoje przeciwieństwo.

(...)

11. Atoli natura, przeciwna każdej w ogóle idei, to pozbawienie (steresis), pozbawienie jest zaś zawsze w czymś innym i nie ma samoistnego bytu, tak iż jeżeli zło polega na pozbawieniu, to zło będzie w rzeczy pozbawionej idei, a więc nie będzie samo przez się. Jeżeli zatem zło będzie w duszy, a mianowicie pozbawienie, to zło i złość będzie w niej i nie będzie niczym zewnętrznym.

Są bodaj jeszcze inne wywody, zmierzające do zupełnego uchylenia materii, a inne znowu wywodzą, że nawet ona nie jest zła, skoro istnieje. Toteż nie należy zgoła szukać innego źródła zła, lecz założywszy je w duszy, założyć w ten sposób, że zło jest nieobecnością dobra.

Jeżeli jednak owo pozbawienie dotyczy jakiejś idei, która powinna być obecna, jeżeli jest pozbawieniem dobra w duszy, jeżeli wytwarza złość w duszy na mocy swej definicji, to dusza nie ma żadnego dobra. Nie ma zatem i życia, choć jest duszą. Więc dusza będzie rzeczą bezduszną, skoro nie ma nawet życia, czyli będąc duszą nie będzie duszą. Otóż dusza ma życie na mocy swej definicji, innymi słowy, nie ma owego pozbawienia dobra sama z siebie. Więc nosi znamię dobra, bo ma jakiś dobry ślad umysłu i nie jest złem sama z siebie. Więc nie jest też "złem pierwszym", ani też "pierwsze zło" nie stanowi jej atrybutu, bo nie jest prawdą, jakoby wszelkie w ogóle dobro było od niej daleko.

(...)

15. Jeżeli zaś ktoś twierdzi, że materii w ogóle nie ma, to trzeba mu wykazać na podstawie naszych rozważań o materii konieczność jej istnienia (hypostasis), bo tam rzekło się o tym obszerniej. A jeśli ktoś znowu będzie mówić, że pośród bytów nie ma zła zgoła, to musi usunąć także dobro i w ogóle twierdzić, że nie ma żadnej "rzeczy pożądanej", a więc i pożądania z jednej, i unikania z drugiej strony, a także myślenia, bo pożądanie dotyczy dobra, unikanie zła, a rozumne myślenie dobra i zła, przy czym ono samo jest jednym z dóbr. Musi być tedy i dobro, i dobro niezmieszane, a także to, co jest już zmieszane ze zła i dobra, i musi ono, jeżeli przybrało większą ilość zła, przechylić się już i samo w stronę owego zła zupełnego, jeżeli zaś ilość mniejszą, to w stronę dobra, jako że mniej jest w nim zła. (...)

Zło nie jest wreszcie, dzięki mocy i naturze dobra, samym tylko złem, albowiem ukazuje się z konieczności w jakichś pięknych więzach na podobieństwo jakichś jeńców w złotych kajdanach: one zakrywają materię, ażeby jej widok nie raził bogów i ażeby ludzie mieli nie zawsze tylko zło do widzenia, lecz ilekroć je nawet widzą, obcowali także z widziadłami piękna — gwoli przypomnienia!

strona główna