DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
indeks | antologia religijna | antologia filozoficzna | filozofia nauki
Blaise PASCAL
MYŚLI
tłum. Tadeusz Żeleński (Boy), numery uwag wg wydania Chevaliera z 1954
70. Porządek. — Ująłbym chętnie tę rzecz, w takim porządku: aby wykazać próżność wszelakiego stanu, wskazać próżność pospolitych żywotów, a następnie próżność żywotów filozoficznych, pirrońskich, stoickich; ale nie zachowując porządku. Wiem po trosze, co to jest i jak mało ludzi to rozumie. Żadna wiedza ludzka nie może go zachować: święty Tomasz go nie zachował. Matematyka zachowuje go, ale jest bezużyteczna w swojej głębi.
71. Pirronizm. — Spiszę tutaj moje myśli bez porządku, ale może ten zamęt nie jest bez planu: jest to prawdziwy porządek, który zawsze będzie cechował mój przedmiot właśnie tym nieporządkiem. Za wiele zaszczytu uczyniłbym memu przedmiotowi, gdybym go traktował z porządkiem, skoro pragnę wykazać, że jest do tego niezdatny.
72. Porządek; przeciw zarzutowi, że w Piśmie świętym nie ma porządku.
-- Serce ma swój porządek; rozum ma swój, płynący z zasad i dowodów; serce
ma inny. Nie można udowadniać, że należy nam się miłość, wyszczególniając po
porządku powody do miłości; to byłoby śmieszne.
Chrystus, święty Paweł zachowują porządek miłości, a nie
rozumu; chcieli bowiem rozpalić, a nie nauczyć. Toż samo święty Augustyn; ten
porządek polega głównie na dygresjach w każdym punkcie odnoszącym się do celu,
tak by ukazywać go ciągle.
73. Część pierwsza. Nędza człowieka bez Boga.
Część druga:
Szczęśliwość człowieka z Bogiem.
Albo:
Część pierwsza:
Iż natura jest skażona, przez samą naturę.
Część druga:
Iż istnieje Odkupiciel, przez Pismo.
74. Nie ma na ziemi nic, co by nie ujawniało albo nędzy człowieka, albo miłosierdzia Boga, albo niemocy człowieka bez Boga, albo potęgi człowieka z Bogiem.
75. Znajomość Boga bez znajomości własnej nędzy rodzi pychę. Znajomość własnej nędzy bez znajomości Boga rodzi rozpacz. Znajomość Chrystusa stanowi pośrodek, ponieważ w niej znajdujemy i Boga, i swoją nędzę.
76. Przedmowa do pierwszej części — Mówić o tych, którzy
traktowali o poznaniu samego siebie; o podziałach Charrona, które
przygnębiają i nużą; o bezładzie Montaigne'a; dobrze czuł on w sobie brak
metody, którą omijał, skacząc z przedmiotu na przedmiot i nadając sobie pański
tonik.
Cóż to za głupi pomysł malować samego siebie! I to nie
mimochodem; na wspak swoim zasadom, jak zdarza się całemu światu; ale z zasady,
z pierwotnego i głównego planu. Mówić głupstwa przypadkiem i przez słabość to
zwyczajna choroba; ale mówić je z umysłu to już nie do zniesienia, i to jeszcze
takie...
77. Montaigne. — Wady Montaigne'a są znaczne. Sprośne wyrażenia: to się nie godzi, niech mi daruje panna de Gournay. Łatwowierny: ludzie bez oczu. Nieuk: kwadratura kota, świat większy. Jego zapatrywania na samobójstwo, na śmierć. Uczy nie dbać o zbawienie, bez lęku i bez żalu. Książka jego nie miała na celu skłonić ku pobożności, nie był tedy do tego obowiązany; ale zawsze się jest obowiązanym nie odwracać od niej. Można wyrozumieć jego nieco swobodne i zmysłowe zapatrywania w pewnych okolicznościach życia (730, [III, 9], 331, [II, 12]); ale nie można usprawiedliwić jego zgoła pogańskich mniemań o śmierci. To już jest wyrzeczenie się wszelkiej pobożności, jeśli kto nie chce bodaj umrzeć po chrześcijańsku; otóż on myśli przez całą książkę jeno o tym, aby umrzeć tchórzliwie i wygodnie.
78. To, co Montaigne ma dobrego, można zdobyć jedynie z trudem. To, co ma złego (rozumiem: prócz obyczajów), można by poprawić w jednej chwili, gdyby go ktoś ostrzegł, iż nadto bawi się w gawędy i nadto mówi o sobie.
79. Nie w Montaigne'u, ale w sobie znajduję wszystko, co tam widzę.
80. Spędziłem długi czas na zgłębianiu nauk oderwanych; ale zbyt mała okazja do wymiany myśli zmierziła mnie. Kiedy zabrałem się do studiowania człowieka, przekonałem się, że te nauki oderwane nie są dlań stworzone i że dalej odszedłem od mej kondycji wnikając w nie, niż inni — nie znając ich. Przebaczyłem innym ich nieznajomość, ale sądziłem bodaj, iż znajdę wielu towarzyszy w studiowaniu człowieka i że to jest jemu przyrodzona wiedza. Omyliłem się; jeszcze mniej ludzi studiuje tę wiedzę niż matematykę. Jedynie z braku zdatnosci do tego studium ludzie dociekają innych rzeczy; ale czyż nie prawda, że i to nie jest wiedza, która zda się człowiekowi, i że lepiej jest dlań nie znać siebie, aby być szczęśliwym?
81. Trzeba znać siebie samego: gdyby to nie posłużyło do znalezienia prawdy, służy przynajmniej do wytyczenia własnego życia, a nie ma nic godziwszego. (66)
82. Nie uczy się ludzi, jak być ludźmi, a uczy się ich wszystkiego innego; im zaś nigdy tyle nie zależy na reszcie, co na tym, aby być ludźmi. Zależy im wyłącznie na umiejętności jedynej rzeczy, której się nie uczą.
84. Dysproporcja [bezsilność] człowieka. (...)
Niechaj tedy człowiek przyjrzy się naturze w jej wzniosłym i pełnym majestacie,
niech oddali wzrok od niskich przedmiotów, które go otaczają. Niech spojrzy na
to olśniewające światło, niby lampa wiekuista oświecające wszechświat; niechaj
ziemia zda mu się jako punkcik w stosunku do rozległego kręgu, jaki ta gwiazda
opisuje:
i niech się zdumieje, że ów rozległy krąg jest jeno drobnym punkcikiem w
porównaniu z tym, jaki obejmują gwiazdy toczące się na firmamencie. Ale choć
nasz wzrok zatrzymuje się tutaj, niechaj wyobraźnia idzie dalej; wcześniej znuży
się pojmowaniem niż natura dostarczaniem przedmiotów. Cały ten widzialny świat
jest jeno niedostrzegalną drobiną na rozległym łonie natury. Żadna idea nie
zdoła się do tego zbliżyć. Darmo byśmy piętrzyli nasze pojęcia poza wszelkie
dające się pomyśleć przestrzenie; rodzimy jeno atomy w stosunku do
rzeczywistości rzeczy. Jest to nieskończona kula, której środek jest wszędzie,
powierzchnia nigdzie. Słowem, jest to najbardziej dotykalny znak wszechpotęgi
Boga, że nasza wyobraźnia gubi się w tej myśli.
Niechaj człowiek wróciwszy do siebie zważy, czym jest w porównaniu
do tego, co istnieje, niechaj spojrzy na się jak na coś zabłąkanego w tym
zakątku przyrody i niechaj z tej małej celi, w której go pomieszczono (mam na
myśli wszechświat), nauczy się oceniać ziemię, królestwa, miasta i samego siebie
wedle słusznej ceny. Czym jest człowiek w nieskończoności?
Ale jeśli chce oglądać inny cud, równie zdumiewający, niech zbada to, co zna
najdrobniejszego. Niechaj roztocz ukaże mu w swoim maleńkim ciele
części nieskończenie mniejsze, nogi ze stawami, żyły w tych nogach, krew w tych
żyłach, soki w tej krwi, krople w tych sokach, wapory w tych kroplach; niech
dzieląc jeszcze te ostatnie rzeczy wyczerpie swoje siły w tych wyobrażeniach i
niech ostatni przedmiot, do którego zdoła dojść, stanie się przedmiotem naszej
rozprawy; pomyśli może, że to jest ostateczna małość w przyrodzie. Otóż ukażę mu
tam nową otchłań. Chcę mu odmalować nie tylko wszechświat widzialny, ale
niezmierność tego, co może sobie wyroić w naturze w obrębie tej cząstki atomu.
Niechaj ujrzy tam nieskończoność światów, z których każdy ma swój firmament,
swoje planety, swoją ziemię — w tej samej proporcji co świat widzialny; na tej
ziemi zwierzęta i wreszcie żyjątka, w których odnajdzie to samo, co
znalazł w owych pierwszych; i znajdując znowuż w tych te same rzeczy bez końca i
spoczynku, niech się zgubi w tych cudach równie zdumiewających w swej małości,
jak inne w swym bezmiarze. Jak bowiem nie podziwiać, iż nasze ciało, które
dopiero co było niedostrzegalnym punktem w świecie, niedostrzegalnym znowu na
łonie wszystkiego, stało się obecnie kolosem, światem lub raczej wszystkim w
stosunku do nicości, do której niepodobna dotrzeć?
Kto się zważy w ten sposób, przestraszy się samym sobą i zawieszony między tymi
dwiema otchłaniami, Nieskończonością i Nicością, zadrży na widok owych cudów;
sądzę, iż mieniąc ciekawość swoją w podziw, skłonniejszy będzie przyglądać się
im w milczeniu, niż zarozumiale dociekać ich tajemnicy.
Ostatecznie bowiem czymże jest człowiek w przyrodzie? Nicością wobec
nieskończoności, wszystkim wobec nicości, pośrodkiem między niczym a wszystkim.
Jest nieskończenie oddalony od rozumienia ostateczności; cel rzeczy i ich
początki są dlań na zawsze ukryte w nieprzeniknionej tajemnicy; równie niezdolny
jest dojrzeć nicości, z której go wyrwano, jak nieskończoności, w której go
pogrążono.
Cóż ma tedy uczynić, jeśli nie zadowolić się jakimś pozorem pośrodka rzeczy w
wiekuistej niemożności poznania bądź celu ich, bądź początku? Wszystkie rzeczy
wyszły z nicości i biegną w nieskończoność. Któż nadąży tym zdumiewającym
wędrówkom? Autor tych cudów rozumie je — nikt inny.
Nie wpatrzywszy się w te nieskończoności, ludzie
zwrócili się zuchwale ku zgłębianiu natury, jak gdyby istniał jaki stosunek
między nimi a nią. Osobliwy pomysł: chcieli zrozumieć zasady rzeczy i z nich
dojść do poznania wszystkiego w zarozumieniu równie nieskończonym jak ich
przedmiot; to pewna bowiem, iż nie można powziąć tego zamiaru bez zarozumiałości
lub pojętności równie nieskończonej jak natura.
Człowiek oświecony rozumie, że skoro natura wyryła obraz swój i swego twórcy we
wszystkich rzeczach, mają one prawie wszystkie coś z tej podwójnej
nieskończoności. Tak widzimy, że wszystkie nauki nieskończone są w rozciągłości
swoich badań; któż bowiem wątpi, że matematyka na przykład posiada nieskończoną
nieskończoność możliwych twierdzeń? Są one zarówno nieskończone w mnogości, jak
w subtelności swych zasad; któż bowiem nie widzi, że te, które przedstawiono nam
jako ostateczne, nie wspierają się na samych sobie, ale oparte są na innych,
które znowuż wspierając się na innych, nie dopuszczają nigdy kresu? Ale my
czynimy z ostatnimi rzeczami dostrzegalnymi dla rozumu tak, jak się czyni w
rzeczach materialnych, gdzie nazywamy niepodzielnym ten punkt, poza którym już
zmysły nasze nic nie spostrzegają, mimo że jest podzielny w nieskończoność ze
swej natury.
Z tych dwóch nieskończoności wiedzy nieskończoność wielkości jest o wiele
dotykalniejsza, dlatego niewielu zdarzyło się utrzymywać, że znają wszystkie
rzeczy. "Będę mówił o wszystkim", powiadał Demokryt.
Natomiast nieskończoność w małości jest o wiele mniej widoczna.
Filozofowie o wiele łatwiej mniemali, że tam dotrą, i wszyscy się o to rozbili.
To dało początek owym tak zwyczajnym tytułom: O zasadach rzeczy, O zasadach
filozofii i i
tym podobnym, równie napuszonym w istocie, mimo iż mniej z pozoru, co ów inny,
który bije w oczy: De omni re scibili.
Mniemamy, iż z natury jesteśmy o wiele zdatniejsi, aby dojść do jądra rzeczy,
niż aby ogarnąć ich rozmiary. Widoczny ogrom świata widocznie przewyższa nas;
natomiast ponieważ to my przewyższamy drobne rzeczy, sądzimy, że łatwiej zdołamy
je posiąść. Wszelako nie mniej zdatności potrzeba, aby dojść do nicości, co do
wszystkiego; do obu rzeczy potrzebna jest zdatność nieskończona: zdaje mi się,
że kto by pojął ostateczne pierwiastki rzeczy, mógłby też dojść do poznania
nieskończoności. Jedno zależy od drugiego i jedno prowadzi do drugiego. Te
skrajności stykają się i jednoczą właśnie dlatego, że są tak odległe i odnajdują
się w Bogu i tylko w Bogu.
Znajmy więc naszą wartość; jesteśmy czymś, lecz nie jesteśmy wszystkim; to, czym
możemy być, zasłania nam świadomość pierwszych zasad, które rodzą się z nicości,
a nikłość naszego istnienia broni nam widoku nieskończoności.
Nasz rozum zajmuje w porządku rzeczy poznawalnych to samo miejsce, co ciało
nasze w rozmiarach przyrody.
Jesteśmy ograniczeni w każdym kierunku; ten stan zajmujący środek między dwoma
krańcami przejawia się we wszystkich naszych zdolnościach. Zmysły nasze nie
chwytają nic krańcowego; zbyt wielki hałas nas ogłusza; zbytnie światło oślepia,
zbytnia odległość i zbytnia bliskość przeszkadza wzrokowi, zbytnia rozwlekłość i
zbytnia zwięzłość mowy zaciemniają ją, zbytnia prawda osłupia nas (znam takich,
którzy nie mogą zrozumieć, że jeżeli od zera odejmie się cztery, zostanie zero),
pierwsze zasady są dla nas zbyt oczywiste, zbyt wiele rozkoszy nuży, zbyt
wiele współdźwięków niemile razi w muzyce. Zbyt wiele dobrodziejstw drażni,
chcemy mieć z czego zapłacić dług z nawiązką: Beneficia eo usque laeta sunt,
dum videntur exsolvi posse; ubi multum antevenere, pro gratia odium redditur
["Dobrodziejstwa do tego kresu są miłe, dopóki nam się zdaje, że możemy je
odpłacić; gdy zbytnio przechodzą tę miarę, wdzięczność zamienia się w
nienawiść", Tacyt].
Nie czujemy ani nadmiernego gorąca, ani nadmiernego zimna. Własności krańcowe
szkodzą nam, ale nie są dotkliwe; nie czujemy ich już, cierpimy od nich. Zbyt
wczesna młodość i zbyt późna starość upośledzają umysł, toż samo za wiele i za
mało nauki, słowem, rzeczy krańcowe są dla nas tak, jakby nie istniały, i
my nie istniejemy w stosunku do nich: umykają nam albo my im.
Oto nasz prawdziwy stan; oto co nas czyni niezdolnymi i do wiedzy pewnej, i do
zupełnej niewiedzy. Żeglujemy po szerokim przestworzu, wciąż niepewni i
chwiejni, popychani od jednego do drugiego krańca. Czegokolwiek
chcielibyście się uczepić, wraz chwieje się to i oddala; a jeśli podążamy za
tym, wymyka się, wyślizguje się i wiekuiście ulata. Jest to stan naturalny,
najbardziej wszelako przeciwny naszym skłonnościom; pałamy żądzą znalezienia
oparcia i ostatecznej podstawy, aby zbudować na niej wieżę wznoszącą się
w nieskończoność; ale cały fundament trzaska i ziemia rozwiera się otchłanią.
Nie szukajmy tedy pewności i stałości. Rozum zawsze pada ofiarą pozorów, nic nie
zdoła ustalić skończoności między dwiema nieskończonościami, które obejmują ją i
umykają jej.
Skoro to dobrze zrozumiemy, sądzę, iż będziemy trwali spokojnie, każdy w tym
stanie, w jakim natura go pomieściła. Skoro ten pośrodek, który nam przypadł w
udziale, zawsze odległy jest od krańców, cóż znaczy, że człowiek będzie miał
nieco więcej zrozumienia rzeczy? Jeśli je ma, widzi świat z nieco bardziej
wysoka; ale czyż nie jest zawsze nieskończenie odległy od krańca i czyż trwanie
naszego życia nie jest jednako oddalone od wieczności, niechby i trwało dziesięć
lat dłużej?
W perspektywie tych nieskończoności wszystkie skończoności są równe; nie widzę
tedy, czemu raczej czepiać się tej niż innej. Samo porównanie między nami a
skończonością sprawia nam przykrość.
Gdyby człowiek zaczął od zgłębienia siebie, spostrzegłby, jak bardzo jest
niezdolny przejść tę granicę. W jaki sposób część mogłaby poznać całość? — Będzie może dążył do poznania bodaj tych części, do których jest w jakimś
stosunku? — Ależ cząstki świata tak się łączą i zazębiają wzajem, iż wydaje mi
się niemożliwe poznać jedną bez drugiej i bez wszystkiego...
Człowiek na przykład jest w jakimś stosunku do wszystkiego, co zna. Potrzebuje
miejsca, aby go pomieściło, czasu do trwania, ruchu dla życia, żywiołów, aby go
utworzyły, ciepła i pokarmów dla odżywiania, powietrza dla oddychania; widzi
światło, czuje ciała; słowem, wszystko wchodzi z nim w związek. Aby zatem znać
człowieka, trzeba wiedzieć, skąd pochodzi, iż potrzebuje powietrza, aby istnieć;
aby zaś znać powietrze, trzeba wiedzieć, na czym polega jego związek z życiem
człowieka itd. Płomień nie może istnieć bez powietrza;
zatem aby znać jedno, trzeba znać drugie.
Ponieważ tedy wszystkie rzeczą są następstwem i przyczyną,
doznają i udzielają pomocy, pośredniczą i korzystają z pośrednictwa i wszystkie
łączą się naturalnym i tajemnym węzłem, który łączy najbardziej odległe i różne
części, uważam za niemożliwe znać części nie znając całości, jak również znać
całość nie znając poszczególnych części.
A niemocy naszej w poznaniu rzeczy dopełnia to, iż są one proste same w sobie,
my zaś jesteśmy złożeni z dwóch przeciwnych i różnorakich natur, z duszy i ciała.
Niepodobna bowiem, aby ta część, która w nas rozumuje, była innej natury niż
duchowej; a gdyby ktoś twierdził, że jesteśmy tylko cieleśni, toby nas odsunęło
o wiele bardziej od poznania rzeczy, ile że nie ma nic bardziej niepojętego, niż
rzec, że materia zna siebie samą: niepodobna nam pojąć, w jaki sposób ona
mogłaby się pojąć.
Tak więc jeśli jesteśmy po prostu materią, nie możemy zgoła nic poznać; jeśli zaś
składamy się z ducha i z materii, nie możemy poznać do gruntu rzeczy prostych,
cielesnych czy duchowych.
Stąd pochodzi, iż prawie wszyscy filozofowie mieszają pojęcia rzeczy i mówią o
rzeczach cielesnych duchowo, a o duchowych cieleśnie. Powiadają lekko, że ciała
dążą ku dołowi, że ciążą do swego środka, że bronią się przed zniweczeniem, że
lękają się próżni, że mają skłonności, sympatie, antypatie: wszystko rzeczy
właściwe jedynie duchom. Mówiąc zaś o duchach uważają je jakoby będące w jednym
miejscu i przypisują im poruszanie się z jednego miejsca na drugie: rzeczy
właściwe jedynie ciałom.
Zamiast odbierać czyste pojęcia tych rzeczy, barwimy je naszymi właściwościami i
nasycamy naszą złożoną istotą wszystkie rzeczy proste, które zważamy.
Któż by nie myślał widząc, jak składamy wszystkie rzeczy z ducha i ciała, że ta
mieszanina jest dla nas bardzo łatwa do pojęcia? Jest to wszelako rzecz, którą
pojmujemy najmniej. Człowiek jest dla siebie samego najbardziej zadziwiającym
przedmiotem w naturze: nie może bowiem pojąć, co to jest ciało, a jeszcze mniej,
co to duch, najmniej zaś, w jaki sposób ciało może być spojone z duchem. To jest
dlań szczyt trudności, a wszelako to jego własna istota: Modus, quo
corporibus adhaerent spiritus, comprehendi ab hominibus non potest, et hoc
tamen homo est.
Wreszcie, aby dopełnić dowodu naszej słabości, zakończę tymi dwiema uwagami.
196. Próżność nauk. — Wiedza rzeczy zewnętrznych nie okupi w chwilach rozterki niewiedzy moralnej; natomiast wiedza moralna zawsze okupi nieświadomość w rzeczach zewnętrznych.
201. Nuda. — Nie ma dla czołwieka nic równie nieznośnego, jak zażywać pełnego spoczynku, bez namiętności, bez spraw, rozrywek, zatrudnienia. Czuje wówczas swoją nicość, opuszczenie, niewystarczalność, zależność, niemoc, próżnię. Bezzwłocznie wyłoni się z głębi jego duszy nuda, melancholia, smutek, troska, żal, rozpacz.
203. Nic nam się nie podoba tak jak walka, ale nie zwycięstwo. Lubimy oglądać walki zwierząt, ale nie zwycięzcę pastwiącego się nad zwyciężonym. Cóż chcielibyśmy oglądać, jeżeli nie koniec zwycięstwa? A z chwilą gdy ono nadejdzie, odczuwamy przesyt. To samo w zabawie, to samo w szukaniu prawdy. Lubimy widzieć w dysputach starcie mniemań; ale kontemplować znalezioną prawdę — zgoła nie! Aby ją uważać z przyjemnością, trzeba nam widzieć rodzącą się z dysputy. Tak samo w namiętnościach jest przyjemność w tym, aby widzieć, jak dwie przeciwne moce się ścierają, ale gdy jedna weźmie górę, to już jedynie brutalność. Nie szukamy nigdy rzeczy, ale szukania rzeczy. Tak samo w teatrze sceny, malujące zadowolenie bez obawy, są mdłe, toż samo ostateczna nędza bez nadziei i miłość brutalna, i bezlitosne okrucieństwo.
205. Rozrywka. (...) całe nieszczęście ludzi pochodzi z jednej rzeczy, to
jest, że nie umieją pozostać w spokoju i w izbie. (...)
Stąd pochodzi, iż gra i towarzystwo kobiet, wojna,
wysokie urzędy są tak poszukiwane. Nie iżby w nich było
istotne szczęście i aby ktoś miał sobie wyobrażać, iż
prawdziwe szczęście jest w tym, aby mieć pieniądze,
które można zyskać w grze, albo w zającu, którego się
ściga: nie spojrzałoby się nań, gdyby go nam ofiarowano.
Nie owego miękkiego i spokojnego używania, które pozwala
nam pamiętać o naszym stanie, szukamy; ani
niebezpieczeństw wojny, ani mozołów urzędu, ale zgiełku,
który odwraca nasze myśli i jest dla nas rozrywką.
Stąd pochodzi, że ludzie tak miłują gwar i zgiełk;
stąd pochodzi, iż więzienie jest tak straszliwą karą;
stąd pochodzi, iż rozkosz samotności jest rzeczą
niezrozumiałą. (...)
Mają tajemny instynkt, który ich pcha do szukania
rozrywki i zajęcia, a który pochodzi z poczucia ich
ustawicznej nędzy; mają też drugi tajemny instynkt,
pozostały nam z wielkości naszej pierwotnej natury, a
szepcący im, że prawdziwe szczęście leży jedynie w
spokoju, a nie w zgiełku. Z tych dwóch przeciwnych
instynktów tworzy się w nich mętny plan, kryjący się
ich wzrokowi w głębi duszy, który prze ich, aby dążyli
do spokoju przez niepokój i aby wyobrażali sobie ciągle,
iż zadowolenie, którego nie mają, przyjdzie, skoro
przezwyciężywszy jakieś trudności zdołają tą drogą
otworzyć drzwi do spoczynku. (...)
Ale powiecie, co za cel ma on w tym wszystkim? Ten,
aby się pochwalić jutro przed przyjaciółmi, że lepiej
grał niż drugi. Tak znów inni pocą się w swym gabinecie,
aby pokazać uczonym, iż rozwiązali zagadnienie
algebraiczne, którego nikt dotąd nie umiał rozwiązać;
tylu innych wystawia się na największe
niebezpieczeństwa, aby się później pochwalić zdobytą
fortecą, równie niedorzecznie, moim zdaniem; inni
wreszcie silą się stwierdzać wszystkie te rzeczy, nie
aby nabyć z nich więcej rozumu, ale tylko aby pokazać,
że wiedzą o nich. Ci już są najgłupsi z całej zgrai,
ponieważ są głupi ze świadomością, gdy o innych można
mniemać, że nie byliby tacy, gdyby mieli tę świadomość.
(...)
Zważcie tylko. Cóż innego znaczy być intendentem,
kanclerzem, prezydentem, jeśli nie znajdować się w
kondycji, w której od rana ma się koło siebie wielką
liczbę ludzi cisnących się ze wszech stron, aby nie
zostawić ani jednej godziny w dniu na myślenie nad sobą?
I kiedy taki dostojnik popadnie w niełaskę i kiedy go
odeślą do domu na wieś, gdzie nie brak mu ani dostatku,
ani służby, która spełnia każde jego życzenie, czuje się
nędzny i opuszczony, ponieważ nikt nie przeszkadza mu
myśleć o sobie.
207. Rozrywka. — Od dzieciństwa wkłada się ludzi do troski o ich honor, mienie, przyjaciół, a także o honor i mienie tychże przyjaciół. Przywala się ich sprawami, nauką języków i ćwiczeniami i budzi się w nich mniemanie, iż nie mogą być szczęśliwi, o ile zdrowie, honor, majątek ich samych, a także ich przyjaciół nie znajdują się w należytym stanie; że brak jednej z tych rzeczy uczyniłby ich nieszczęśliwymi. W ten sposób obarcza się ich ciężarami i sprawami, które ich gnębią od samego świtu. — Oto, powiecie, osobliwy sposób uszczęśliwiania! Cóż można by uczynić lepszego, aby ich unieszczęśliwić? — Jak to: co? Wystarczyłoby jeno odjąć im wszystkie te troski; wówczas przyjrzeliby się sobie, pomyśleliby, czym są, skąd pochodzą, dokąd idą; tak więc nie można nadto zatrudnić ich i odwrócić. I dlatego nagotowawszy im tyle spraw, jeśli mają chwilę wytchnienia, radzimy im, aby ją obrócili na rozrywkę, na zabawę i aby wciąż byli ze wszystkim zajęci. (...)
208. Wszelkie silne rozrywki niebezpieczne są dla życia chrześcijańskiego; ale ze wszystkich wymysłów świata nie masz niebezpieczniejszego niż teatr. Jest to tak naturalne i delikatne przedstawienie namiętności, iż porusza je i rodzi w naszym sercu (...).
210. Człowiek
wyraźnie stworzony jest do myślenia, to cała jego
godność; cała zaś jego zasługa i cały obowiązek to
myśleć, jak się należy. Owóż porządek myśli jest ten,
aby zacząć od siebie i od swego Stwórcy, i swego celu.
A o czym myśli świat? Nigdy o tym, ale o tańcu, o grze
na lutni, o śpiewaniu, o składaniu wierszy, gonitwie do
pierścienia itd.; o tym, aby się bić, aby zostać królem,
bez zastanowienia się nad tym, co to jest być królem, a
co być człowiekiem.
211. Kto nie widzi czczości świata, ten jest sam bardzo czczy. Toteż kto jej nie widzi, wyjąwszy młodych ludzi oddanych zgiełkowi i rozrywce, i myślom o przyszłości? Ale odejmijcie im rozrywkę, ujrzycie, iż będą usychać z nudów; czują wówczas swoją nicość nie znając jej: wiele snadź jest nieszczęśliwy ten, kto popada w nieznośny smutek, skoro tylko musi zważyć samego siebie i nic go od tego nie odrywa.
217. Nędza. — Jedyna rzecz, która nas pociesza w naszych niedolach, to rozrywka, a wszelako to jest największa z naszych niedoli; ona głównie przeszkadza nam myśleć o sobie i gubi nas niepostrzeżenie. Inaczej trwalibyśmy w nudzie, a ta nuda popchnęłaby nas do szukania trwalszego sposobu wyrwania się z niej. Ale rozrywka bawi nas i wiedzie nas niepostrzeżenie ku śmierci.
226. Bieżymy bez troski w przepaść, pomieściwszy przed sobą coś, co nam nie pozwala jej spostrzec.
227. Ostatni akt jest krwawy, choćby cała sztuka była i najpiękniejsza: gruda ziemi na głowę i oto koniec na zawsze.
370. Część druga. Iż człowiek bez wiary nie może poznać prawdziwego
dobra ani sprawiedliwości. — Wszyscy ludzie pragną być
szczęśliwi: nie ma tu wyjątku; mimo różnych środków, wszyscy dążą do tego celu.
To, że jedni idą na wojnę, a drudzy nie, wynika u obydwu z tego samego
pragnienia, skojarzonego z odmiennym sposobem patrzenia. Wola [nie] czyni
najmniejszego kroku inaczej jak ku temu celowi. Jest to pobudka wszystkich
ludzi, nawet tego, który się wiesza.
A mimo to, od tak wielkiej liczby lat, nikt bez wiary nie doszedł do tego
punktu, do którego wszyscy mierzą ustawicznie. Wszyscy się skarżą: monarchowie i
poddani, szlachta i gmin; młodzi i starzy; silni i słabi;
uczeni i prostaczkowie; zdrowi i chorzy; we wszystkich krajach i czasach,
wiekach i stanach.
Tak długa, ciągła i jednostajna próba powinna nas była przekonać o niemożności
osiągnięcia szczęścia własnymi siłami. Ale przykład mało nas poucza; nie jest
nigdy tak doskonale podobny, aby nie było jakiejś subtelnej różnicy; stąd
spodziewamy się, iż nasze właśnie oczekiwanie nie dozna zawodu. I tak, gdy
rzeczywistość nie zadowala nas nigdy, doświadczenie mami nas i z nieszczęścia
w nieszczęście wiedzie nas do śmierci, która jest ostatecznym uwieńczeniem tego
wszystkiego.
O czymże więc woła wielkim głosem owo pragnienie i owa niemoc? O tym, że
istniało niegdyś w człowieku prawdziwe szczęście, po którym został nam obecnie
jeno znak i ślad zgoła próżny. Staramy się go daremnie wypełnić
wszystkim, co nas otacza, szukając w nieobecnych rzeczach pomocy, której nie
otrzymujemy od obecnych, ale wszystkie okazują się niezdatne; bo tę
nieskończoną otchłań może wypełnić jedynie przedmiot nieskończony i niezmienny,
to znaczy Bóg.
On jeden jest naszym prawdziwym dobrem: osobliwa rzecz, iż od czasu gdy nas
opuścił, nie ma w naturze nic, co by mogło Go nam zastąpić: gwiazdy, niebo,
ziemia, żywioły, rośliny, sałaty, pory, zwierzęta, owady, cielęta,
węże, febra, zaraza, wojna, głód, występki, cudzołóstwo, kazirodztwo. I od czasu
jak stradaliśmy prawdziwe dobro, wszystko po równi może nam się zdawać, nawet
nasze własne zniweczenie, mimo iż tak przeciwne Bogu, rozumowi i naturze.
Jedni szukają go we władzy, drudzy w osobliwościach i w naukach, inni w
rozkoszy. Inni, którzy w istocie bardziej się doń zbliżyli,
osądzili, iż nie trzeba, aby dobro powszechne i upragnione wszystkim mieściło
się w którejś rzeczy poszczególnej, którą może posiadać tylko jeden i które,
będąc podzielone, więcej martwią swego posiadacza brakiem cząstki, której mu zbywa, niż go zadowalają
posiadaniem tych, które ma. Zrozumieli,
iż prawdziwe dobro powinno być takie, aby wszyscy mogli je posiadać naraz, bez
uszczuplenia i zawiści, i aby nikt nie mógł go stracić wbrew swej woli. A racją
ich jest, iż skoro to pragnienie jest wrodzone człowiekowi, skoro znajduje się
nieodzownie we wszystkich i niepodobna go odczuwać, wnoszą stąd...
451.
Nieskończoność — nic. — Dusza nasza zabłąkała się w ciało, gdzie znajduje
liczbę, czas, wymiary; rozumuje o tym, nazywa to naturą, koniecznością i nie
może wierzyć w nic innego.
Jedność dodana do nieskończoności nie pomnaża jej ani o włos, tak jak stopa
dodana do nieskończonej miary. Skończoność unicestwia się w obliczu
nieskończoności i staje się czystą nicością. Tak nasz duch w obliczu Boga; tak
nasza sprawiedliwość wobec sprawiedliwości boskiej. Mniejsza jest dysproporcja
między sprawiedliwością naszą a boską niż między jednością a nieskończonością.
Sprawiedliwość Boga musi być olbrzymia, jak Jego miłosierdzie: owóż
sprawiedliwość wobec potępionych mniej jest olbrzymia i mniej musi uderzać niż
miłosierdzie wobec wybranych.
Wiemy, że istnieje nieskończoność, ale nie znamy jej natury. Wiemy na przykład,
że fałszem jest, aby liczby były skończone; zatem prawdą jest, że istnieje
nieskończoność w liczbie, ale nie wiemy, co to jest. Fałszem jest,
aby była parzysta, fałszem, aby była nieparzysta: za dodaniem bowiem jedności
nie zmieni swej natury;
a wszelako jest to liczba, wszelka zaś liczba jest parzysta albo nieparzysta
(prawda, iż to odnosi się do wszelkiej liczby skończonej). Tak samo można dobrze
wiedzieć, że jest Bóg, nie wiedząc, czym jest.
Czyż nie istnieje prawda istotna wobec tylu rzeczy prawdziwych, które nie są
samą prawdą?
Znamy tedy istnienie i naturę skończoności, ponieważ jesteśmy skończeni i
rozciągli jak ona. Znamy istnienie nieskończoności, a nie znamy jej natury,
ponieważ ma ona rozciągłość jak my, ale nie ma granic, jak my je mamy. Ale nie
znamy ani istnienia, ani natury Boga, ponieważ nie ma On ani rozciągłości, ani
granic.
Ale przez wiarę znamy Jego istnienie; przez chwałę poznamy Jego
naturę. Owóż wykazałem już, że można dobrze znać istnienie jakiejś rzeczy nie
znając jej natury.
Mówmy teraz wedle naturalnego poznania. Jeśli jest Bóg, jest On
nieskończenie niepojęty, skoro nie mając ani części, ani granic nie pozostaje do
nas w żadnym stosunku. Jesteśmy tedy niezdolni pojąć, ani czym jest, ani czy
jest; w tym stanie rzeczy któż ośmieli się rozstrzygnąć tę kwestię? Nie my,
którzy nie mamy z Nim żadnego punktu styczności.
Któż potępi tedy chrześcijan, że nie mogą uzasadnić swoich wierzeń, skoro sami
głoszą, iż wyznają religię, której nie mogą uzasadnić? Oświadczają,
przedstawiając ją światu, że to jest głupstwo, stultitia,
a wy się później skarżycie, że jej nie udowadniają! Gdyby jej dowodzili, nie
dotrzymaliby słowa; w tym, że nie mają dowodów, jest ich sens.
— Tak, ale przypuściwszy, że tłumaczy tych, którzy podają ją
jako taką, i oczyszcza ich z zarzutu, iż podają ją bez dowodów, nie
usprawiedliwia to tych, którzy ją przyjmują. Zbadajmyż ten punkt i powiedzmy:
"Bóg jest albo Go nie ma." Ale na którą stronę się przechylimy? Rozum nie może tu nic określić: nieskończony
chaos oddziela nas.
Na krańcu tego nieskończonego oddalenia rozgrywa się partia, w której wypadnie
orzeł czy reszka. Na co stawiacie? Rozumem nie możecie ani na to, ani na to;
rozumem nie możecie bronić żadnego z obu.
Nie zarzucajcie tedy błędu tym, którzy uczynili wybór; bo nie wiecie.
— Nie, ale będę im zarzucał, nie iż uczynili ten wybór, ale w ogóle
wybór; mimo bowiem że ten, który stawia na orła, i ów drugi popełniają jednaki
błąd, obaj popełniają błąd; słuszne jest nie zakładać się w ogóle.
— Tak, ale
trzeba się zakładać; to nie jest rzecz dobrowolna, zmuszony jesteś. Cóż
wybierzesz? Zastanów się. Skoro trzeba wybierać, zobaczmy, w czym mniej
ryzykujesz. Masz dwie rzeczy do stracenia: prawdę i dobro; i dwie do stawienia
na kartę: swój rozum i swoją wolę, swoją wiedzę i swoją szczęśliwość; twoja zaś
natura ma dwie rzeczy, przed którymi umyka: błąd i niedolę. Skoro trzeba
koniecznie wybierać, jeden wybór nie jest z większym uszczerbkiem dla twego
rozumu niż drugi. To punkt osądzony. A twoje szczęście? Zważmy zysk i stratę
zakładając się, że Bóg jest. Rozpatrzmy te dwa wypadki: jeśli wygrasz, zyskujesz
wszystko; jeśli przegrasz, nie tracisz nic. Zakładaj się tedy, że jest,
bez wahania.
— To cudowne. Tak, trzeba się zakładać, ale za wiele może stawiam.
— Zobaczmyż. Skoro są równe widoki zysku i straty, tedy gdybyś miał zyskać tylko
dwa życia za jedno, jeszcze mógłbyś się zakładać. A gdyby były
trzy do zyskania, trzeba by grać (skoro znajdziesz się w konieczności grania)
i byłbyś nierozsądny, skoro jesteś zmuszony grać, gdybyś nie postawił swego
życia, aby wygrać trzy za jedno w grze, w której jest równa szansa zysku i
straty. Ale tu chodzi o wieczność życia i szczęścia, a skoro tak jest, to gdyby
zachodziła nieskończona mnogość przypadków, z których jeden tylko byłby za
tobą, i tak jeszcze miałbyś rację postawić jedno, aby wygrać dwa;
a działałbyś nierozsądnie, gdybyś będąc zniewolony grać, wzdragał się stawić
jedno życie przeciw trzem w grze, w której w nieskończoności
przypadków jeden jest za tobą — jeżeliby było do wygrania nieskończone trwanie
życia nieskończenie szczęśliwego. Ale tutaj jest nieskończoność życia
nieskończenie szczęśliwego do wygrania, szansa wygranej przeciw skończonej
ilości szans straty i to, co stawiasz, jest skończone. Wybór jest
jasny: wszędzie, gdzie jest nieskończoność i gdzie nie ma nieskończonej ilości
szans straty przeciw szansie zysku, nie można się wahać, trzeba stawiać
wszystko. Tak więc kiedy się jest zmuszonym grać, trzeba być obranym z rozumu,
aby zachować życie raczej, niż rzucić je na hazard dla nieskończonego zysku,
równie prawdopodobnego jak utrata nicości.
Na nic bowiem nie zda się mówić, że niepewne jest, czy wygramy, a pewne, że
ryzykujemy; i że nieskończona odległość, jaka jest między pewnością tego,
co się naraża, a niepewnością tego, co się wygra, równa skończone
dobro, które się na pewno naraża, z nieskończonością, która jest niepewna. Tak
nie jest: tak samo każdy gracz ryzykuje pewne dla wygranej niepewnej,
a wszelako ryzykuje pewną skończoność, aby wybrać niepewną skończoność, i nie grzeszy
w tym przeciw rozumowi. Nie ma nieskończonej odległości między ową pewnością tego, co się naraża, a
niepewnością zysku; to fałsz. Jest to prawda, nieskończoność między pewnością
wygrania a pewnością przegrania. Ale między niepewnością wybrania a pewnością
tego, co się ryzykuje, zachodzi stosunek wedle proporcji zysku i straty: jeśli tedy tyleż jest
możliwości z jednej strony co z drugiej, partia jest równa; wówczas pewność
tego, co się naraża, równa jest niepewności zysku, bynajmniej zaś nie jest od
niej nieskończenie odległa. Tak więc twierdzenie nasze potęguje się w
nieskończoność, kiedy chodzi o narażenie czegoś skończonego w grze, gdzie są
równe widoki straty i zysku, a nieskończoność do wygrania. To zupełnie jasne;
jeśli ludzie w ogóle zdolni są do jakiej prawdy, to jest prawdą.
— Przyznaję, godzę się. Ale czy nie byłoby jeszcze jakiego sposobu podpatrzenia
kart w tej grze?
— Owszem, Pismo itd.
— Tak; ale ja mam ręce związane, a usta nieme:
każą mi zakładać się, a nie mam swobody; nie chcą mi sfolgować, a mam taką
naturę, że nie umiem wierzyć. Cóż mam tedy uczynić?
— To prawda. Ale dowiedz się bodaj, że twoja niemoc wiary, skoro rozum skłania
cię do niej, a mimo to nie jesteś do niej zdolny, pochodzi jedynie z winy twoich
namiętności. Pracuj tedy nad tym, aby przekonać samego siebie nie mnożeniem
dowodów Boga, ale poskromieniem Swoich namiętności. Chcesz iść ku wierze,
a nie znasz drogi; chcesz się uleczyć z niedowiarstwa i żądasz leku; dowiaduj
się u tych,
którzy byli spętani jak ty, a którzy teraz zakładają się o wszystko, co mają; to
ludzie znający drogę, którą chciałbyś iść; wyleczeni z choroby, z której ty
chciałbyś się uleczyć. Naśladuj sposób, od którego oni zaczęli: to znaczy
czyniąc wszystko tak, jak gdyby wierzyli, biorąc wodę święconą, słuchając mszy
itd. W naturalnej drodze doprowadzi cię to do wiary i ogłupi cię.
— Ależ tego się właśnie obawiam.
— Czemu? Co masz do stracenia?
Ale gdyby dowieść, że to tam prowadzi, powiem ci, że to poskromi twoje
namiętności, które są główną przeszkodą itd.
Koniec tej rozprawy. — Owóż co ci grozi stąd, że obierzesz tę drogę?
Będziesz wierny, uczciwy, pokorny, wdzięczny, dobroczynny, przyjacielski,
szczery, prawdomówny. To prawda, nie będziesz opływał w zatrute uciechy, chwałę,
rozkosze; ale czyż nie będziesz miał innych? Powiadam ci, zyskasz
jeszcze w tym życiu: za każdym krokiem, jaki uczynisz na tej drodze, ujrzysz
tyle pewności zysku i taką nicość tego, co ryzykujesz, iż w końcu poznasz, że
założyłeś się o rzecz pewną, nieskończoną, za którą nie dałeś nic.
— Och, to, co mówisz, porywa mnie, zachwyca, itd., itd.
Jeśli to rozumowanie podoba ci się i zdaje ci się silne, wiedz, że wygłasza je
człowiek, który przedtem i potem upadł na kolana, aby się modlić do tej
nieskończonej i niepodzielnej Istoty, poddając Jej całego siebie, o to, aby
poddała sobie i ciebie dla twego własnego dobra i dla swojej chwały; tak siła
kojarzy się z tą pokorą.
477. Serce ma swoje racje, których rozum nie zna; widzimy to w tysiącu rzeczy. Twierdzę, że serce kocha z natury swojej powszechną istotę i też z natury swojej kocha samo siebie, wedle tego, ku czemu się zwróci; i tępieje na jedno lub drugie, zależnie od wyboru. Odrzuciłeś jedno, a zachowałeś drugie: czyż kochasz siebie z racji rozumu?
479.
Poznajemy prawdę nie tylko rozumem, ale i sercem, w ten sposób znamy pierwsze
zasady i na próżno rozumowanie, które nie ma w tym udziału, sili się je
zwalczyć. Pirrończycy, którzy obrali to za wyłączny swój cel, pracują nad tym
bezskutecznie. Wiemy, że nie śnimy, mimo iż niepodobna tego dowieść rozumem;
ta niemożność dowodzi tylko słabości naszego rozumu, a nie niepewności
wszelkiego naszego poznania, jak oni twierdzą. Znajomość bowiem pierwszych
zasad, jak przestrzeń, czas, ruch, liczby, jest równie mocna jak
którakolwiek z tych, które czerpiemy z rozumowania. I na tych wiadomościach serca i instynktu musi się opierać rozum i na nich
budować wszystkie swoje wywody. Serce czuje, że są trzy wymiary w przestrzeni
i że liczby są nieskończone; rozum dowodzi następnie, że nie ma dwóch kwadratów
liczb, z których jeden byłby podwójną drugiego. Zasady czujemy, twierdzenia
wyprowadzamy za pomocą dowodu; i jedno, i drugie pewnie, mimo że odmiennymi drogami. I równie bezcelowe i niedorzeczne jest, aby rozum żądał od
serca udowodnienia pierwszych zasad, nim zgodzi się na nie przystać, jak byłoby
niedorzeczne, aby serce — nim zgodzi się je przyjąć — żądało od rozumu czucia
wszystkich twierdzeń, które ten udowadnia.
Ta niemoc winna tedy prowadzić jedynie do upokorzenia rozumu, który chciałby
sądzić o wszystkim, ale nie do zwalczania naszej pewności, tak jak gdyby tylko
rozum zdolen był nas o czymś pouczyć. Dałby Bóg, abyśmy go, przeciwnie, nigdy
nie potrzebowali i abyśmy znali wszystkie rzeczy instynktem i uczuciem! Ale
natura odmówiła nam tego dobra; dała nam, przeciwnie, bardzo niewiele wiadomości
tego rodzaju; wszystkie inne możemy nabyć jedynie rozumowaniem.
I oto czemu ci, którym Bóg dał religię z poczucia serca,
bardzo są szczęśliwi i bardzo słusznie przekonani. Ale tym, którzy jej nie mają,
możemy ją dać jedynie rozumowaniem w oczekiwaniu, aż Bóg da im ją przez poczucie
serca, bez czego wiara jest jeno ludzka i bezużyteczna dla zbawienia.
480. Wiara — to dar Boga; nie sądźcie, bym twierdził, że to jest dar rozumowania. Inne religie nie mówią tego o swej wierze; aby dojść do niej, dawały jeno rozumowanie, które wszelako nie prowadzi do celu.
481. Boga czuje serce, nie rozum. Oto co jest wiara: Bóg dotykalny dla serca, nie dla rozumu.