DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Fryderyk NIETZSCHE

Zmierzch bożyszcz

przełożyła Krystyna Krzemieniowa, wybór za Zbigniew Kuderowicz, Nietzsche. Myśli i Ludzie. Wiedza Powszechna 1976.

1. Błąd zamiany przyczyny i skutku. — Nie ma bardziej niebezpiecznego błędu niż pomylenie przyczyny i skutku: uważam go za swoiste zdeprawowanie rozumu. A przecież błąd ten należy do najbardziej zadawnionych, a zarazem najświeższych nawyków ludzkości: uświęciliśmy go nawet, nosi miano "religii", "moralności". Zawiera go każde twierdzenie, które formułuje religia i etyka, kapłan i prawodawca moralności są sprawcami tego zepsucia rozumu. — Podaję przykład: każdy zna książkę sławnego Cornaro, w której doradza on skąpą dietę jako receptę na długie i szczęśliwe — a również cnotliwe — życie. Niewiele książek cieszyło się taką poczytnością, jeszcze teraz publikuje się ją corocznie w Anglii w tysiącach egzemplarzy. Nie wątpię w to, że niewiele książek (wyjąwszy, oczywiście, Biblię) wyrządziło tak wiele szkody, skróciło tyle żywotów, co to w dobrej intencji napisane curiosum. Powód: pomieszanie przyczyny i skutku. Poczciwy Włoch upatrywał w diecie przyczynę swego długiego życia: podczas gdy wstępny warunek długiego życia, nadzwyczaj powolna przemiana materii, niewielkie zużycie były przyczyną jego skąpej diety. Nie mógł z wyboru jeść mniej albo więcej, jego wstrzemięźliwość nie była wyrazem "wolnej woli". Chorował, jeśli jadł więcej. Kto wszakże nie jest karpiem, nie tylko dobrze czyni, porządnie jedząc, ale uważa to za konieczne. Uczony naszych dni, bardzo szybko zużywający energię nerwową, zginąłby przyjmując regime Cornaro. Crede experto [Wierz znawcy].

2. Najogólniejsza formuła, leżąca u podstaw wszelkiej religii i moralności, brzmi: "Czyń to i to, nie czyń tego i tego — a będziesz szczęśliwy! W przeciwnym wypadku..." Każda religia, każda moralność jest tym imperatywem, — nazywam go wielkim grzechem pierworodnym rozumu, nieśmiertelnym bezrozumem. W moich ustach ta formuła przechodzi w swoją odwrotność. — Pierwszy przykład mojego "przewartościowania wszystkich wartości": człowiek w pełni udany, "szczęśliwie utrafiony", musi podejmować pewne działania, innych zaś instynktownie unika, co oznacza, że w stosunki z ludźmi i rzeczami wnosi on przysługujący mu fizjologiczny porządek. Zatem przechodzi w formułę: jego cnotliwość jest następstwem jego szczęścia... Długi żywot, liczne potomstwo nie jest nagrodą za cnotliwość. To raczej sama cnotliwość jest owym zwolnieniem przemiany materii, któremu, między innymi, towarzyszy również długi żywot, liczne potomstwo, jednym słowem cornaryzm.

— Kościół i etyka powiadają: "grzech i luksus prowadzą do zagłady pokoleń i narodów". Mój wskrzeszony rozum powiada: jeśli naród, zdegenerowany fizjologicznie, zmierza ku zagładzie, to wynikają stąd grzech i luksus (to znaczy potrzeba wciąż silniejszych i częstszych podniet, znana każdej wyczerpanej naturze). Oto młody człowiek przedwcześnie przybrał blady i przywiędły wygląd. Jego przyjaciele mówią: to wina tej lub tej choroby. Ja powiadam: to że zachorował, że nie oparł się chorobie, było już następstwem jego zubożałego życia, dziedzicznego wyczerpania. Czytelnik gazet mówi: popełniając taki błąd, ta partia skazuje się na klęskę. Moja wyższa polityka powiada: partia, która popełnia taki błąd dogorywa — straciła pewność swego instynktu. Każdy błąd w tym rozumowaniu jest następstwem wynaturzenia instynktu, dysgregacji woli: niemal w tenże sam sposób definiuje się mierność. Wszystko, co dobre, jest instynktem — a zatem jest łatwe, konieczne, swobodne. Mozół jest zarzutem, Bóg różni się od herosa w sposób typowy (w moim języku: lekki chód jest pierwszym atrybutem boskości).

3. Błąd fałszywej przyczynowości. — Od wieków żywiono przekonanie, iż wiadomo, co to jest przyczyna: skąd wszakże zaczerpnęliśmy swoją wiedzę, mówiąc dokładniej, przeświadczenie, że coś na ten temat wiemy? Z dziedziny sławnych "faktów wewnętrznych", z których żaden dotychczas nie okazał się faktyczny. Wierzyliśmy, że sami aktami woli stanowimy przyczyny, sądziliśmy, że tu przynajmniej można przyczynowość przychwycić na gorącym uczynku. Nie wątpiono w to, że wszelkich antecedencji działania, jego przyczyn należałoby szukać w świadomości, że tam można by je odnaleźć, gdyby ich szukać — jako "motywy": inaczej działanie to nie byłoby efektem wolnego wyboru, człowiek nie byłby za nie odpowiedzialny. Wreszcie, któż chciałby przeczyć, że myśl ma przyczyny? Że "ja" jest przyczyną myśli?... Z tych trzech "faktów wewnętrznych", którymi przyczynowość zdawała się poręczać za siebie, pierwszy i najbardziej przekonujący mówi o woli jako przyczynie; koncepcja świadomości ("ducha") jako przyczyny, a następnie koncepcja ja ("podmiotu") jako przyczyny zrodziły się później, kiedy przyjęto już przyczynowość z woli jako fakt dany, jako empirię... Od tego czasu lepiej zrozumieliśmy ten problem. Dziś już nie wierzymy w to wszystko ani na jotę. "Świat wewnętrzny" jest całkowitą iluzją i omamem: wola jest jednym z nich. Wola niczego już nie wprawia w ruch, a więc niczego też nie wyjaśnia — jedynie towarzyszy zachodzącym zdarzeniom, może jej również nie być. Weźmy tak zwany "motyw": znów błąd. Jest to bowiem zaledwie zjawisko na powierzchni świadomości, występujące obok czynu, które raczej maskuje antecedencję czynu niż samo ów czyn przedstawia. A weźmy to ja! Stało się ono bajką, fikcją, grą słów: przestało całkiem myśleć, odczuwać i chcieć!... Co stąd wynika? Nie istnieją żadne przyczyny duchowej natury! Całą rzekomą empirię diabli wzięli! T o stąd wynika! — My zaś nadużyliśmy tej empirii, w oparciu o nią stworzyliśmy świat jako świat przyczynowy, jako świat woli, jako świat ducha. Najstarsza i najtrwalsza psychologia zabrała się tu do dzieła, lecz nie uczyniła nic poza tym, że wszelkie dzianie się uznała za czyn, każdy czyn za rezultat woli, świat za tłum sprawców, za wszelkim zaś dzianiem się widziała sprawcę (podmiot). Trzy "wewnętrzne fakty", te, w które człowiek najmocniej wierzył, wola, duch, ja, były jego własną projekcją — najpierw wywiódł pojęcie bytu z pojęcia ja, ustanowił "rzeczy" jako obdarzone bytem podług swego obrazu, podług pojęcia ja jako przyczyny. Czy może dziwić, że później znajdował w rzeczach zawsze tylko to, co w nie włożył? — Sama rzecz, powiedzmy raz jeszcze, pojęcie rzeczy jest jedynie refleksem wiary w ja jako przyczynę... a weźmy nawet wasz atom, panowie mechaniści i fizycy, ileż to błędu, ile rudymentarnej psychologii zalega jeszcze w waszym atomie! — Nie mówiąc już o "rzeczy samej w sobie", tej horrendum pudendum [zawstydzającej okropności] metafizyków! Błędne wyobrażenie o duchu jako przyczynie pomylone z realnością! I uczynione miarą realności! I nazwane Bogiem!

4. Błąd wyimaginowanych przyczyn. — Weźmy za punkt wyjścia sen: pod określone wrażenie, np. w rezultacie odległego strzału armatniego, podkłada się później jakąś przyczynę (nieraz bywa to cała niewielka powieść, w której osoba śniąca jest właśnie główną postacią). Wrażenie trwa tymczasem dalej, jako rodzaj rezonansu: jak gdyby czeka na moment, kiedy instynkt przyczynowy pozwoli mu wystąpić na plan pierwszy, — już nie w charakterze czegoś przypadkowego, ale "znaczącego". Strzał armatni wystąpił w sposób kauzalny, w pozornym odwróceniu czasu. To, co późniejsze, motywacja, zostaje przeżyte najpierw, często z wieloma szczegółami, które migają jak w świetle błyskawicy, następuje strzał... Co się stało? Wyobrażenia, zrodzone przez określone samopoczucie, zostały mylnie zrozumiane jako przyczyny strzału. — W istocie rzeczy podobnie postępujemy na jawie. Nasze najczęściej występujące ogólne uczucie — wszelkiego rodzaju tamowanie, napór, napięcie, eksplozja w akcji i reakcji narządów, a zwłaszcza stan nerwu sympatycznego — pobudzają nasz instynkt przyczynowy: chcemy mieć powód, by czuć się w ten i ten sposób, — czuć się kiepsko lub czuć się dobrze. Nigdy nie wystarczy nam samo proste stwierdzenie faktu, że czujemy się tak i tak: dopuszczamy ten fakt dopiero wtedy, uświadamiamy go sobie, kiedy daliśmy mu pewien rodzaj motywacji. — Przypomnienie, które, bez naszej wiedzy, aktywizuje się w takim wypadku, wprowadza wcześniejsze tego rodzaju stany i wrośnięte w nie interpretacje typu przyczynowego — nie zaś ich przyczynowości. Oczywiście przypomnienie przynosi również wiarę, że wyobrażenia, że towarzyszące procesy świadomościowe były przyczynami. W ten sposób powstaje nawyk określonego interpretowania przyczynowości, w istocie rzeczy hamujący, a nawet wykluczający zbadanie przyczyny.

5. Psychologiczne wyjaśnienie tego stanu rzeczy. Redukcja czegoś nieznanego do znanego przynosi ulgę, uspokaja, daje ponadto poczucie mocy. Z tym, co nieznane, łączy się niebezpieczeństwo, niepokój, troska — instynktownie zmierzamy do tego, aby zlikwidować te przykre sytuacje. Pierwsza zasada: jakiekolwiek wyjaśnienie lepsze jest niż żadne. Ponieważ w istocie rzeczy chodzi tylko o uwolnienie się od przygniatających wyobrażeń, nie sprawdza się surowo środków pozwalających je wyeliminować: pierwsze wyobrażenie, w którym to, co nieznane, ujawnia się jako znane, tak podnosi na duchu, że "przyjmuje się je za prawdziwe". Dowód przyjemności ("energii") jawi się jako kryterium prawdy. — Instynkt przyczynowości jest zatem uwarunkowany i pobudzany przez uczucie bojaźni. "Dlaczego" powinno, jeśli to możliwe, podawać nie tyle po prostu przyczynę, ile raczej pewien rodzaj przyczyny — przyczynę uspokajającą, uwalniającą, przynoszącą ulgę. Pierwszym rezultatem takiej potrzeby jest to, że jako przyczyna wprowadzone zostaje coś, co już jest znane, przeżyte, wpisane w pamięć. To, co nowe, nie przeżyte, obce zostaje wykluczone jako przyczyna. Poszukuje się zatem nie jakiegokolwiek rodzaju wyjaśnień jako przyczyny, ale wybranego i faworyzowanego rodzaju wyjaśnień, takich wyjaśnień, które najszybciej i najpewniej eliminują uczucie obcości, nowości, przeżywania po raz pierwszy — czyli wyjaśnień najbardziej zwyczajnych. — Rezultat: w coraz większym stopniu pewien rodzaj ustanawianych przyczyn zaczyna przeważać, koncentrując się w system i uzyskując w końcu dominację, to znaczy eliminując po prostu inne przyczyny i wyjaśnienia. — Bankier myśli od razu o "interesach", chrześcijanin o "grzechu", dziewczyna o swojej miłości.

6. Cała dziedzina moralności i religii mieści się w tym pojęciu wyimaginowanych przyczyn. — "Wyjaśnianie" nieprzyjemnych powszechnych uczuć. Warunkowane są one przez istoty wrogo wobec nas usposobione (złe duchy: najbardziej znany przypadek — histeryczki fałszywie rozumiane jako czarownice). Warunkowane są one przez działania, których nie sposób aprobować (uczucie "grzechu", "grzeszności" podsuwane pod złą kondycję fizjologiczną — człowiek zawsze znajduje powody niezadowolenia z siebie). Warunkowane są one jako kary, jako zapłata za coś, czego nie powinni byśmy czynić, czym nie powinni byśmy być (w nieprzyzwoitej formie uogólnił to Schopenhauer w zdaniu, w którym moralność jawi się jako to, czym jest, jako trucicielka i oszczerczyni życia: "każdy wielki ból, czy to cielesny, czy duchowy, stanowi to, na co zasługujemy, bowiem nie mógłby nam się trafić, gdybyśmy nań nie zasługiwali" (Świat jako wola i wyobrażenie, 2, 266). Warunkowane są one jako następstwa nie przemyślanych, źle kończących się poczynań (— afekty, zmysły potraktowane jako przyczyna, jako "winne"; fizjologiczne kryzysy interpretowane za pomocą innych kryzysów jako "zasłużone"). — "Wyjaśnianie" przyjemnych uczuć powszechnych. Warunkowane są one ufnością w Boga. Warunkowane są przez świadomość dobrych poczynań (tak zwane "czyste sumienie", stan fizjologiczny, który ze względu na bliskie podobieństwo łatwo niekiedy pomylić ze zdrowym trawieniem). Warunkowane są przez pomyślne zakończenie przedsięwzięć (— naiwny i mylny wniosek: szczęśliwe zakończenie przedsięwzięcia wcale nie dostarcza przyjemnych uczuć hipochondrykowi lub komuś w rodzaju Pascala). Warunkowane są one przez wiarę, nadzieję i miłość — cnoty chrześcijańskie. — W istocie wszystkie te domniemane wyjaśnienia są stanami następczymi i jak gdyby przekładem uczuć satysfakcji i niezadowolenia na fałszywy dialekt: człowiek może ufać, ponieważ podstawowe uczucie fizjologiczne jest znów silne i bogate; człowiek ufa Bogu, ponieważ uczucie pełni i siły daje mu spokój. — Moralność i religia mieszczą się bez reszty w zakresie psychologii błędu: w każdym poszczególnym wypadku zamieniono przyczynę i skutek; lub też prawdę z oddziaływaniem tego, w co uwierzono i co przyjęto za prawdziwe; albo też stan świadomości wzięto za przyczynę tego stanu.

7. Błąd wolnej woli. — Nie odczuwamy dziś już żadnej solidarności z pojęciem "wolnej woli": zbyt dobrze wiemy, czym ono jest — to najbardziej nieczysta sztuczka teologów, służąca temu, aby ludzkość obarczyć "odpowiedzialnością" w ich sensie, to znaczy uczynić ją zależną od nich. Odsłaniam tu tylko psychologię wszelkiego obarczania odpowiedzialnością. — Wszędzie, gdzie poszukuje się sfer odpowiedzialności, tym, co poszukuje, jest zazwyczaj instynktowna chęć karania i sądzenia. Pozbawiono niewinności cały proces stawania się, wszelkie przejawy "po prostu bycia" sprowadzając do woli, zamierzeń i aktów odpowiedzialności: teoria woli w istocie rzeczy została wynaleziona dla karania, to znaczy chęci znajdowania winnego. Czynnikiem pierwotnie warunkującym całą dawną psychologię, psychologię woli, było to, że jej twórcy, kapłani stojący na czele dawnych wspólnot, chcieli posiąść prawo wymierzania kar — lub nadać to prawo Bogu... Stworzono koncepcję ludzi "wolnych", aby można ich było sądzić i karać, aby mogli być winnymi: w rezultacie każda czynność musiała być pomyślana jako czynność chciana, a źródła każdej czynności musiano upatrywać w świadomości (czyniąc tym samym najbardziej podstawowe fałszerstwo in psychologicis zasadą samej psychologii...). Dzisiaj, kiedy ogarnął nas prąd odwrotny, kiedy my, immoraliści, z całą energią podejmujemy próbę usunięcia ze świata pojęcia winy i pojęcia kary, tudzież oczyszczenia z nich psychologii, historii, społecznych instytucji i sankcji, nie ma dla nas bardziej radykalnego antagonisty niż teologowie, którzy posługując się pojęciem "moralnego porządku świata" nadal "karą" i "winą" wnoszą zarazę w niewinność procesu powstawania. Chrześcijaństwo jest metafizyką kata...

8. Jakaż zatem może być nasza doktryna? — Że nikt nie nadaje człowiekowi jego cech — ani Bóg, ani społeczeństwo, ani rodzice, ani przodkowie, ani on sam (odrzucone tu ostatecznie bezsensowne wyobrażenie było jako "intelligibilna wolność" przedmiotem nauk Kanta, zresztą wykładał je również już Platon). Nikt nie jest odpowiedzialny za to, że w ogóle istnieje, że ma takie i takie właściwości, że znajduje się w danych warunkach i danym otoczeniu. Fatalnego charakteru jego istoty nie sposób wyodrębnić z fatalności wszystkiego tego, co było i co będzie. Chrakter ten nie jest następstwem szczególnego zamierzenia, woli, celu, nie stanowi próby osiągnięcia "ideału człowieka" czy "ideału szczęścia" bądź też "ideału etycznego" — absurdalna jest chęć wtłoczenia go w ramy jakiegoś celu. Sami wynaleźliśmy pojęcie celu: w realnej rzeczywistości nie ma celu. Istnieje się w sposób konieczny, jest się cząstką zrządzenia losu, należy się do całości, jest się w całości — nie istnieje nic, co mogłoby nasz byt osądzać, mierzyć, porównywać, potępiać, bowiem oznaczałoby to osądzać, mierzyć, porównywać, potępiać całość... Ale nie istnieje nic poza całością! — To, że nikt już nie będzie obarczany odpowiedzialnością, że sposobu istnienia nie będzie można redukować do causa prima, że świat nie jest jednością ani pod względem zmysłowości, ani "ducha" — to dopiero stanowi wielkie wyzwolenie — dzięki temu zostaje ponownie przywrócona niewinność stawania się... Pojęcie "Bóg" było dotychczas największą obiekcją przeciw istnieniu... Negujemy istnienie Boga, negujemy odpowiedzialność przed Bogiem: dzięki temu dopiero uwalniamy świat.

strona główna