DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

George Edward MOORE

OBRONA ZDROWEGO ROZSĄDKU

A Defence of Common Sense, 1925, tłum. Wojciech Sady

Poniżej próbowałem po prostu, punkt po punkcie, przedstawić najważniejsze kwestie, co do których moje stanowisko filozoficzne różni się od stanowisk zajmowanych przez niektórych innych filozofów. Być może te kwestie, jakie miałem sposobność nadmienić, nie są bynajmniej najważniejsze i być może co do niektórych żaden filozof naprawdę się ode mnie nie różnił. Ale, o ile mogę sądzić, co do każdej z tych kwestii wielu naprawdę zajmowało stanowiska odmienne; choć (w każdym razie w większości przypadków) wielu też się ze mną co do nich zgadzało.

I. Kwestia pierwsza obejmuje wiele innych. A nie mogę jej przestawić tak jasno, jakbym tego pragnął, chyba że w trakcie dłuższego wywodu. Metoda, jakiej zamierzam w tym celu użyć, jest następująca. Chcę zacząć od sformułowania, w punkcie (1), całej długiej listy sądów, które na pierwszy rzut oka wydać się mogą tak oczywistymi truizmami, że nie warto ich wypowiadać: są to, faktycznie, zbiory sądów, z których o każdym (moim zdaniem) wiem z pewnością, iż jest prawdziwy. Następnie, w punkcie (2) wyrażę pojedynczy sąd, stwierdzający coś na temat całego zbioru klas sądów - z których każda określona jest jako klasa składająca się ze wszystkich sądów przypominających pod pewnym względem któryś z sądów z (1). A zatem (2) jest sądem, którego nie da się wyrazić póki nie poda się listy sądów (1) czy jakiejś listy podobnej. (2) sam jest sądem, który wydać się może tak oczywistym truizmem, że nie warto go wypowiadać: jest on też sądem, o którym (moim daniem) wiem z pewnością, że jest prawdziwy. Niemniej jednak, o ile mogę sądzić, jest to sąd, co do którego wielu filozofów, z rozmaitych powodów, było innego niż ja zdania; nawet jeśli  nie przeczyli wprost samemu (2), to wyznawali poglądy z nim niezgodne. Można zatem powiedzieć, że pierwszą z poruszanych przeze mnie kwestii jest to, że (2), wraz ze wszystkimi jego implikacjami, jest prawdziwy.

1. Rozpoczynam więc od listy truizmów, z których o każdym (moim zdaniem) wiem z pewnością, że jest prawdziwy. Lista ta ma zawierać sądy następujące:

Istnieje obecnie żywe ludzkie ciało, będące moim ciałem. Ciało to zostało urodzone w pewnej chwili w przeszłości i odtąd istniało nieprzerwanie, choć nie bez podlegania zmianom; było np. dużo mniejsze w chwili narodzin i przez pewien czas potem niż jest obecnie. Od chwili narodzin stykało się z powierzchnią ziemi lub było w jej pobliżu; w każdej chwili od jego narodzin istniało wiele innych rzeczy, mających kształty i rozmiary w trzech wymiarach (w tym samym znanym sensie, w jakim ono je ma), od których znajdowało się w różnych odległościach (w tym znanym sensie, w jakim pozostaje teraz w pewnej odległości od tego kominka i tej biblioteczki, w większej zaś odległości od biblioteczki, niż od kominka); istniały też ( w każdym razie bardzo często) pewne inne rzeczy tego rodzaju, z którymi się stykało (w tym znanym sensie, w jakim stykam się teraz z piórem, które trzymam w prawej dłoni i z paroma ubraniami, jakie właśnie noszę). Wśród rzeczy które, w tym sensie, tworzyły część jego otoczenia (tzn. stykały się z nim bądź postawały w pewnej, jakkolwiek dużej, od niego odległości) były, w każdej chwili od jego narodzin, wielkie ilości innych żywych ciał ludzkich, z których każde, jak ono (a) zostało w pewnej chwili urodzone, (b) istniało nieprzerwanie przez pewien czas potem, (c) pozostawało, w każdej chwili swego życia, w styczności z powierzchnią ziemi lub w jej pobliżu; wiele z tych ciał już umarło i przestało istnieć. Ale ziemia istniała też przez wiele lat zanim zostało urodzone moje ciało; a w ciągu wielu z tych lat w każdej chwili żyły na niej bardzo liczne ludzkie ciała; wiele z nich umarło i przestało istnieć przed moimi narodzinami. A wreszcie (by przejść do innej klasy sądów) jestem istotą ludzką i miałem, w różnych czasach odkąd urodzono moje ciało, wiele różnych doznań każdego z wielu różnych rodzajów: np. często spostrzegałem zarówno własne ciało, jak i inne rzeczy tworzące część jego otoczenia, włączając w to inne ludzkie ciała; nie tylko spostrzegałem rzeczy tego rodzaju, ale obserwowałem też fakty ich dotyczące, takie jak np. fakt, który obserwuję w tej chwili, że ten kominek znajduje się obecnie bliżej mego ciała niż ta biblioteczka; zdawałem sobie sprawę z innych faktów, których wówczas nie obserwowałem, takich jak np. fakt, z którego zdaję sobie sprawę w tej chwili, że moje ciało istniało wczoraj i było wówczas przez pewien czas bliżej tego kominka niż tej biblioteczki; żywiłem oczekiwania w odniesieniu do przyszłości i miałem wiele przekonań innych rodzajów, zarówno prawdziwych, jak i fałszywych; rozmyślałem o wyimaginowanych rzeczach, osobach i zdarzeniach, w których realność nie wierzyłem; miewałem sny; żywiłem też uczucia wielu różnych rodzajów. I tak jak moje ciało było ciałem istoty ludzkiej, a mianowicie mnie, która miała, w ciągu swego życia, wiele doznań każdego z tych (i innych) różnych rodzajów, tak w przypadku bardzo wielu innych ciał ludzkich, które żyły na ziemi, każde było ciałem innego człowieka, który miał, w trakcie życia tego ciała, wiele różnych doznań każdego z tych (i innych) różnych rodzajów.

(2) Przejdę teraz do pojedynczego truizmu którego, jak się okaże, nie da się wyrazić inaczej niż w odniesieniu do całej listy truizmów podanych właśnie w (1). Także o tym truizmie wiem (moim zdaniem) z pewnością, że jest prawdziwy; a oto on:

W przypadku bardzo wielu (nie mówię wszystkich) istot ludzkich należących do klasy (zawierającej mnie), określonej w następujący sposób, mianowicie jako ludzkie istoty mające ludzkie ciała, które zostały urodzone i żyły przez pewien czas na ziemi i które miały, w trakcie życia tych ciał, wiele różnych doznań każdego z rodzajów wymienionych w (1), jest prawdą, że każda często, podczas życia swego ciała, znała, w odniesieniu do siebie lub swego ciała i w odniesieniu do pewnego czasu wcześniejszego niż któraś z chwil, w trakcie których zapisałem sądy w (1), sąd odpowiadający każdemu z sądów w (1), w tym sensie, że stwierdza on w odniesieniu do niej lub jej ciała i owego wcześniejszego czasu (w każdym mianowicie przypadku czasu, w którym ona go znała) właśnie to, co odpowiedni sąd z (1) stwierdza w odniesieniu do mnie lub mego ciała w czasie, w którym ten sąd zapisałem.

Innymi słowy, (2) stwierdza tylko tyle (co wygląda na dość oczywisty truizm), że każdy z nas (rozumiejąc przez "nas" bardzo wiele ludzkich istot zdefiniowanej tu klasy) często wiedział, w odniesieniu do siebie lub swego ciała oraz do czasu, gdy to wiedział, to wszystko, o czym, zapisując swą listę sądów (1), twierdziłem, że wiem o sobie lub swoim ciele w czasie, gdy zapisałem ten sąd; tzn. tak jak ja wiedziałem (pisząc to) "Istnieje obecnie żywe ludzkie ciało będące moim ciałem", tak każdy z nas często w odniesieniu do swego ciała i pewnego innego czasu znał inny, ale odpowiadający mojemu sąd, który on mógłby wówczas prawidłowo wyrazić przez "Istnieje obecnie ludzkie ciało będące moim ciałem"; tak jak ja wiem, że "Wiele ludzkich ciał innych niż moje żyło dotąd na ziemi", tak każdy z nas często znał inny, ale odpowiadający mojemu sąd "Wiele ludzkich ciał innych niż moje żyło dotąd na ziemi"; tak jak ja wiem, że "Wiele ludzkich istot innych niż ja dotąd spostrzegało, śniło i czuło", tak każdy z nas często znał inny, ale odpowiadający mojemu sąd "Wiele ludzkich istot innych niż ja dotąd spostrzegało, śniło i czuło"; i tak dalej, w przypadku każdego z sądów wymienionych w (1).

Mam nadzieję, że nie ma jak dotąd trudności ze zrozumieniem, co ów sąd (2) stwierdza. Próbowałem na przykładach wyjaśnić, co rozumiem przez "sądy odpowiadające każdemu z sądów z (1)". Zaś (2) stwierdza po prostu, że każdy z nas często wiedział, że sąd odpowiadający (w tym sensie) każdemu z sądów z (1) jest prawdziwy - inny odpowiadający sąd, rzecz jasna, w każdej z chwil, w której wiedzieliśmy, że taki sąd jest prawdziwy.

Pozostają jednak dwie kwestie, które, zważywszy na sposób, w jaki niektórzy filozofowie używali języka angielskiego, należałoby, jak myślę, wyraźnie nadmienić, jeśli chcę dokładnie wyjaśnić, jak wiele stwierdzam stwierdzając (2).

Oto pierwsza z tych kwestii. Niektórzy filozofowie zdają się sądzić, że prawomocne jest użycie słowa "prawdziwy" w takim sensie, że sąd, który jest częściowo fałszywy, może mimo to być też prawdziwy; dlatego też niektórzy z nich powiedzieliby może, że sądy takie jak te wyliczone w (1) są, ich zdaniem, prawdziwe, choć przez cały czas są przekonani, że każdy taki sąd jest częściowo fałszywy. Dlatego chcę wyraźnie podkreślić, że nie używam "prawdziwy" w takim sensie. Używam go w takim sensie (i to jest, jak myślę, użycie potoczne), że jeśli sąd jest częściowo fałszywy, to wynika stąd, iż nie jest on prawdziwy, choć, rzecz jasna, może być częściowo prawdziwy. Twierdzę, krótko mówiąc, że wszystkie sądy z (1), a także wiele sądów odpowiadających każdemu z nich, są całkowicie prawdziwe; stwierdzam to stwierdzając (2). A wobec tego każdy filozof, który faktycznie jest przekonany, w odniesieniu do  którejś lub do wszystkich tych klas sądów, że każdy sąd z klasy, o której mowa, jest częściowo fałszywy, faktycznie się ze mną nie zgadza i wyznaje pogląd niezgodny z (2), choćby nawet uważał, że ma prawo mówić, iż jest przekonany, że pewne sądy należące do każdej w tych klas są "prawdziwe".

A oto kwestia druga. Niektórzy filozofowie zdają się sądzić, że prawomocne jest użycie takich wyrażeń jak np. "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości" tak, jak gdyby wyrażali coś, o czym naprawdę są przekonani, podczas gdy faktycznie żywią przekonanie, iż każdy sąd, który takie wyrażenie by wyrażało przy zwykłym rozumieniu jest, przynajmniej częściowo, fałszywe; a naprawdę są przekonani, że istnieje pewien inny zbiór sądów, związanych w w pewien sposób z tymi, które takie wyrażenia faktycznie wyrażają, które w przeciwieństwie do nich rzeczywiście są prawdziwe. To znaczy, używają wyrażenia "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości" aby wyrazić nie to, co wyrażałoby ono przy zwykłym rozumieniu, ale sąd, iż pewien sąd związany z nim w pewien sposób jest prawdziwy.; a przez cały czas żywią przekonanie, że sąd, który wyrażenie takie wyrażałoby przy zwykłym rozumieniu jest, przynajmniej częściowo, fałszywy. Dlatego chciałbym wyraźnie podkreślić, iż wyrażeń użytych w (1) nie używałem w żadnym tak subtelnym sensie. Rozumiem przez każde z nich dokładnie to, co każdy czytelnik, w trakcie lektury, zrozumie jako to, o co mi chodzi. I dlatego każdy filozof uważający, że każde z tych wyrażeń, o ile rozumie się je w sposób potoczny, wyraża sąd zawierający pewien popularny błąd, nie podziela moich przekonań i wyznaje pogląd niezgodny z (2), choćby nawet myślał, iż istnieje inny, prawdziwy sąd, dla wyrażenia którego można by w sposób prawomocny użyć wyrażenia, o którym mowa.

W tym, co właśnie powiedziałem, kryje się założenie, że istnieje pewne znaczenie, będące tym oto zwykłym czy potocznym znaczeniem takich wyrażeń, jak "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości". A jest to, jak się obawiam, założenie, które niektórzy filozofowie mogliby kwestionować. Myślą oni, jak się zdaje, że pytanie "Czy wierzysz w to, że ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości?" nie jest pytaniem jasnym, takim, na które odpowiedzieć by trzeba jasnym "Tak" lub "Nie", lub jasnym "Nie potrafię się zdecydować", ale należy do pytań, na które poprawna odpowiedź by brzmiała: "Wszystko zależy od tego, co rozumiesz przez 'ziemię', 'istnieje' i 'lata': jeśli rozumiesz to a to, i to a to, i to a to, to tak; ale jeśli rozumiesz to a to, i to a to, i to a to, lub to a to, i to a to, i to a to, lub to a to, i to a to, i to a to, to nie, a przynajmniej uważam, że jest to niesłychanie wątpliwe!".Zdaje mi się, że taki pogląd jest tak całkowicie błędny, jak tylko błędny jakikolwiek pogląd być może. Takie wyrażenie jak "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości" jest właśnie typem wyrażenia niedwuznacznego, a jego znaczenie wszyscy rozumiemy. Każdy, kto przyjmuje pogląd przeciwny musi, jak przypuszczam, mylić pytanie, czy rozumiemy jego znaczenie (co z pewnością ma miejsce) z zupełnie innym pytaniem, czy wiemy, co ono znaczy, w tym sensie, że jesteśmy w stanie podać poprawną analizę jego znaczenia. Pytanie o poprawną analizę tego oto sądu wypowiadanego przy danej okazji (gdyż, oczywiście, jak to podkreślałem definiując (2), wypowiadamy inny sąd w każdej z chwil, w których używamy tego wyrażenia) przez "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości" jest, jak mi się wydaje, niesłychanie trudne i nikt, przy czym będę teraz obstawał, nie zna na nie odpowiedzi. Ale uważać, że nie wiemy jak, jak pod pewnymi względami, wygląda analiza tego, co rozumiemy przez takie wyrażenie, to coś całkiem innego niż uważać, iż tego wyrażenia nie rozumiemy. Oczywistym jest, że nie możemy nawet postawić pytania, jak należy analizować to, co przez nie rozumiemy, jeśli go nie rozumiemy. Dlatego gdy tylko wiemy, że osoba używająca takiego wyrażenia używa go w w jego zwykłym sensie, to rozumiemy jego znaczenie. A zatem wyjaśniając, że używałem wyrażeń użytych w (1) w ich zwykłym sensie (tych z nich, które mają zwykły sens, co bynajmniej nie dotyczy wszystkich), uczyniłem wszystko, co trzeba, aby jasno przedstawić to, o co mi chodzi.

Ale teraz, zakładając, że wyrażenia, jakich użyłem, aby wyrazić (2) są rozumiane, to myślę, jak powiedziałem, że wielu filozofów naprawdę wyznawało poglądy niezgodne z (2). Można tych filozofów podzielić na dwie grupy. A. (2) stwierdza w odniesieniu do całego zbioru klas sądów tyle, że każdy z nas często wiedział, iż sądy należące do każdej z tych klas są prawdziwe. Jedynym zaś sposobem na wyznawanie poglądu niezgodnego z tym sądem jest, rzecz jasna, uważać w odniesieniu do jednej lub więcej z tych klas, że żadne sądy z tej klasy nie są prawdziwe - że wszystkie są, przynajmniej częściowo, fałszywe; jeśli zatem, w przypadku którejś z tych klas, żadne sądy z tej klasy nie są prawdziwe, to oczywiście nikt nie mógł wiedzieć, że pewne sądy z tej klasy są prawdziwe i dlatego też my nie mogliśmy wiedzieć, że sądy należące do każdej z tych klas są prawdziwe. I moje pierwsza grupa filozofów składa się z filozofów głoszących, z tego powodu, sądy niezgodne z (2). Uważali oni po prostu, w odniesieniu do jednej lub więcej z tych klas, że żadne sądy z tej klasy nie są prawdziwe. Niektórzy z nich uważali tak w odniesieniu do wszystkich tych klas, niektórzy zaś tylko w odniesieniu do części z nich. Lecz, rzecz jasna, niezależnie od tego, który z tych poglądów wyznawali, to wyznawali pogląd niezgodny z (2). B. Z drugiej strony niektórzy filozofowie nie ryzykowali twierdzenia, w odniesieniu do którejś spośród klas z (2), że żadne sądy z tej klasy nie są prawdziwe, stwierdzali natomiast, w przypadku pewnych z tych klas, że żadna istota ludzka nigdy nie wiedziała z pewnością, iż jakieś sądy z owej klasy są prawdziwe. To znaczy, że różnili się zupełnie od filozofów z grupy A tym, iż uważali, że sądy z wszystkich tych klas mogą być prawdziwe; niemniej jednak wyznawali pogląd niezgodny z (2) skoro uważali, w odniesieniu do pewnych z tych klas, iż nikt z nas nigdy nie wiedział, że sądy owej klasy są prawdziwe.

A. Powiedziałem, że niektórzy filozofowie należący do tej grupy uważali, że żaden sąd należący do którejkolwiek z klas z (2) nie jest w pełni prawdziwy, inni zaś uważali tak w odniesieniu do niektórych spośród klas z (2). I myślę, iż główny podział tego rodzaju był następujący. Niektóre spośród sądów z (1) (a zatem, rzecz jasna, wszystkie sądy należące do odpowiadających im klas z (2)) są sądami, które nie mogłyby być prawdziwe, gdyby pewne rzeczy materialne nie istniały i nie pozostawały ze sobą w relacjach przestrzennych: są zatem sądami, które w pewnym sensie implikują realność rzeczy materialnych oraz realność Przestrzeni. Np. sąd, że moje ciało istniało przez wiele lat w przeszłości i pozostawało w styczności z powierzchnią ziemi bądź niedaleko od niej, jest sądem implikującym zarówno realność rzeczy materialnych (pod warunkiem, że używa się "rzeczy materialne" w takim sensie, iż przeczenie realności rzeczy materialnych implikuje, że żaden sąd stwierdzający, iż ciała ludzkie istniały lub iż istniała ziemia, nie jest w pełni prawdziwy), jak i realność Przestrzeni (znów pod warunkiem, że używacie "Przestrzeń" w takim sensie, iż przeczenie realności Przestrzeni implikuje, że żaden sąd stwierdzający, iż coś pozostawało kiedyś w styczności lub w pewnej odległości od czegoś innego, w znanych sensach wskazanych w (1), nie jest w pełni prawdziwy). Ale inne spośród sądów z (1) (a zatem i sądów należących do odpowiadających im klas z (2)) nie implikują (przynajmniej w sposób oczywisty) ani realności rzeczy materialnych ani realności Przestrzeni: np. sądy, że często miewałem sny i że w różnych okresach czasu żywiłem wiele różnych uczuć. Prawdą jest, iż sądy z tej drugiej klasy implikują coś, co implikują także wszystkie sądy z pierwszej, że mianowicie (w pewnym sensie) Czas jest realny, a także implikują coś, czego sądy z klasy pierwszej nie czynią, iż mianowicie (w pewnym sensie) przynajmniej jedna Jaźń jest realna. Myślę jednak, że niektórzy filozofowie przeczący (w sensach, o jakich mowa) realności rzeczy materialnych bądź Przestrzeni, skłonni byliby przyjąć, iż Jaźnie i Czas są, w wymaganym sensie, realne. Z drugiej strony inni filozofowie używali wyrażenia "Czas nie jest realny" by wyrazić pewien wyznawany przez siebie pogląd; a przynajmniej część z nich, jak myślę, rozumiała przez to wyrażenie coś niezgodnego z prawdziwością pewnych sądów z (1) - rozumieli przez to mianowicie, że każdy sąd rodzaju wyrażanego przy użyciu "teraz" lub "obecnie", np. "Teraz patrzę i słucham" lub "Istnieje obecnie żywe ciało ludzkie", bądź przy użyciu czasu przeszłego, np. "Miałem w przeszłości wiele różnych doznań" lub "Ziemia istniała przez wiele lat" jest, przynajmniej częściowo, fałszywy.

Wszystkie cztery wyrażenia, jakie właśnie wprowadziłem, a mianowicie "Rzeczy materialne nie są realne", ""Przestrzeń nie jest realna", "Czas nie jest realny", "Jaźń nie jest realna" są, jak myślę, w przeciwieństwie do wyrażeń, których użyłem w (1), naprawdę dwuznaczne. I być może w przypadku każdego z nich jakiś filozof użył owego wyrażenia, aby wyrazić pewien wyznawany przez siebie pogląd, który nie był niezgodny z (2). Oczywiście obecnie takimi filozofami, o ile tacy są, się nie zajmuję. Ale wydaje mi się, że najbardziej naturalnym i prawidłowym sposobem użycia każdego z tych wyrażeń jest użycie, w którym wyraża ono pogląd niezgodny z (2); a w przypadku każdego z nich niektórzy filozofowie, jak myślę, naprawdę używali tego wyrażenia, by wyrazić taki pogląd. Wszyscy tacy filozofowie wyznawali zatem pogląd niezgodny z (2).

Wszystkie takie poglądy, czy to niezgodne ze wszystkimi sądami z (1), czy tylko z niektórymi z nich, są, jak mi się zdaje, z pewnością fałszywe i myślę, że następujące kwestie zasługują w odniesieniu do nich na uwagę.

(a) Jeśli któraś z klas sądów z (2) jest taka, że żaden z należących do niej sądów nie jest prawdziwy, to nigdy nie istniał żaden filozof, a zatem nikt nigdy nie mógł uważać, w odniesieniu do takiej klasy, iż żaden należący do niej sąd nie jest prawdziwy. Innymi słowy sąd, że pewne sądy należące do każdej z tych klas są prawdziwe, jest sądem o tej szczególnej własności, iż gdyby jakiś filozof kiedykolwiek mu przeczył, to z faktu, że mu przeczył wynika, iż przecząc mu musiał się mylić. A to dlatego, że kiedy mówię o "filozofach", to mam oczywiście na myśli (podobnie jak wszyscy) wyłącznie filozofów będących istotami ludzkimi o ludzkich ciałach, żyjących na ziemi i mających w różnych okresach czasu wiele różnych doznań. Jeśli zatem istnieli jacyś filozofowie, to istniały ludzkie istoty tej klasy; a jeśli istniały ludzkie istoty tej klasy, to cała reszta tego, co stwierdziłem w (1) jest oczywiście także prawdziwa. A zatem dowolny pogląd niezgodny z sądem, iż wiele sądów odpowiadających każdemu z sądów z (1) jest prawdziwych, może być prawdziwy jedynie przy założeniu, że żaden filozof nigdy żadnego takiego poglądu nie głosił. Wynika stąd zatem, iż rozważając, czy ten sąd jest prawdziwy, nie mogę w sposób konsekwentny uważać faktu, że wielu poważanych przeze mnie filozofów głosiło, o ile mi wiadomo, poglądy z nim niezgodne, za jakikolwiek przeciw niemu argument. Bo jeśli wiem, iż wyznawali oni takie poglądy, to ipso facto wiem, że się mylili; a jeśli nie mam powodu, by wierzyć, iż sąd o którym mowa jest prawdziwy, to mam jeszcze mniej powodów, by wierzyć, że żywili oni poglądy z nim niezgodne; mam bowiem większą pewność co do tego, iż oni istnieli i żywili jakieś poglądy, tzn. że sąd o którym mowa jest prawdziwy, niż że żywili oni jakieś poglądy z nim niezgodne.

(b) Sprawa się mianowicie tak przedstawia, że wszyscy filozofowie żywiący takie poglądy wielokrotnie, nawet w swych pracach filozoficznych, wyrażali inne poglądy z nimi sprzeczne: tzn. żaden filozof nie mógł żywić takich poglądów w sposób niesprzeczny. Sprzeczność ta wychodziła na jaw między innymi wtedy, gdy robili oni aluzje do istnienia innych filozofów. Albo gdy robili aluzje do istnienia rasy ludzkiej, a zwłaszcza gdy używali "my" w sensie, w jakim ja go wcześniej stale używałem, a w którym filozof stwierdzający, że :"my" robimy to a to, np. że "my czasem wierzymy w sądy, które nie są prawdziwe" stwierdza nie tylko, że on sam to właśnie robił, ale że bardzo wiele innych ludzkich istot, które miały ciała i żyły na ziemi, robiło to samo. Faktem jest oczywiście, że wszyscy filozofowie należeli do klasy istot ludzkich istniejących o tyle tylko, o ile (2) jest prawdziwe: to znaczy do klasy istot ludzkich, które często znały sądy odpowiadające każdemu z sądów z (1). Żywiąc poglądy niezgodne z sądem, że wszystkie sądy tych klas są prawdziwe, żywili więc poglądy sprzeczne z sądami, o których wiedzieli, iż są prawdziwe; a zatem pozostawało tylko czekać na to, by zdradzili się ze znajomością takich sądów. Dziwne jest te, że filozofowie byli stanie szczerze głosić, jako część swego filozoficznego credo, sądy sprzeczne z tym, o czym wiedzieli, iż jest prawdą; a jednak, o ile się orientuję, to się naprawdę często zdarzało. A zatem moje stanowisko w tej pierwszej kwestii różni się od stanowisk filozofów należących do grupy (A) nie tym, że uważam coś, czego oni nie uważają, a tylko tym, iż nie głoszę, jako części swego filozoficznego credo, tego, co oni głoszą jako część swojego - to znaczy sądów sprzecznych z pewnymi sądami, które głoszą zarówno oni, jak i ja. A wydaje mi się, że to ważna różnica.

(c) Niektórzy z tych filozofów wysunęli, dla poparcia swego stanowiska, argumenty, których celem było wykazanie, w przypadku niektórych lub wszystkich sądów z (1), że żaden sąd tego typu nie może być całkiem prawdziwy, gdyż z każdego takiego sądu wynikają dwa sądy niezgodne. Przyjmuję oczywiście, że gdyby z któregoś z sądów z (1) wynikały dwa sądy niezgodne, to nie mógłby on być prawdziwy. Ale wydaje mi się, że dysponuję absolutnie rozstrzygającym argumentem by wykazać, że z żadnego  nich dwa sądy niezgodne nie wynikają. A mianowicie: Wszystkie sądy z (1) są prawdziwe; z żadnego sądu prawdziwego nie wynikają dwa sądy niezgodne; a zatem z żadnego z sądów z (1) nie wynikają dwa sądy niezgodne.

(d) Choć, jak twierdziłem, żaden z filozofów, który w odniesieniu do któregoś z tych typów sądów uważał, że żadne sądy tego typu nie są prawdziwe, nie uniknął żywienia również innych poglądów, sprzecznych pod tym względem z jego poglądem, to nie myślę, iż pogląd, w odniesieniu do niektórych lub wszystkich tych typów, że żaden z należących do nich sądów nie jest prawdziwy, nie jest sam w sobie wewnętrznie sprzeczny, tzn. iż wynikają z niego dwa sądy niezgodne. Przeciwnie, jasne jest, jak mi się zdaje, że mogłoby być tak, by Czas nie był realny, by materialne rzeczy nie były realne, by Przestrzeń nie była realna, by jaźnie nie były realne. I na rzecz mego poglądu, że nic z tego, co mogłoby takie być, faktycznie takie nie jest, nie mam, jak myślę, lepszego argumentu niż ten po prostu - że mianowicie wszystkie sądy z (1) są faktycznie prawdziwe.

B. Ten pogląd, który zwykle uważa się za dużo bardziej umiarkowany niż A, ma, jak myślę, tę wadę, iż w przeciwieństwie do A jest naprawdę wewnętrznie sprzeczny, tzn. wynikają z niego  dwa sądy wzajemnie niezgodne.

Większość filozofów żywiących ten pogląd uważała, jak myślę, że choć każdy z nas zna sądy odpowiadające pewnym sądom z (1), mianowicie tym, które stwierdzają po prostu, iż ja sam miałem w przeszłości w wielu różnych okresach czasu doznania różnych rodzajów, to jednak nikt nie zna z pewnością żadnych sądów bądź to typu (a) stwierdzających istnienie rzeczy materialnych, bądź typu (b) stwierdzających istnienie innych jaźni poza sobą samym i to, że one również miały doznania. Przyznają oni, iż faktycznie wierzymy w sądy obu tych typów i że mogą one być prawdziwe: niektórzy powiedzieliby nawet, iż wiemy, że są wysoce prawdopodobne, ale przeczą temu, że kiedykolwiek wiemy z pewnością, iż są one prawdziwe. Niektórzy z nich mówili o takich przekonaniach jako o "przekonaniach Zdrowego Rozsądku", wyrażając w ten sposób swe przeświadczenie, iż przekonania tego rodzaju są powszechnie żywione przez ludzkość: ale są przeświadczeni, że we wszystkich przypadkach w takie rzeczy się jedynie wierzy, a nie wie się ich z pewnością; niektórzy wyrażali to mówiąc, że są one sprawą Wiary, a nie Wiedzy.

Tu godną uwagi kwestią, której przyjmujący ten pogląd w ogóle, jak myślę, należycie nie docenili, jest to, iż w każdym przypadku przyjmujący go filozof stwierdza coś o "nas" - to znaczy nie po prostu o sobie, ale również o wielu innych istotach ludzkich. Gdy mówi "Żadna istota ludzka nigdy nie wiedziała o istnieniu innych istot ludzkich", to mówi: "Istniało wiele istot ludzkich oprócz mnie, a żadna z nich (łącznie ze mną) nigdy nie wiedziała o istnieniu innych istot ludzkich". Gdy mówi: "Te przekonania są przekonaniami Zdrowego Rozsądku, ale nie są one sprawą wiedzy", to mówi: "Istniało wiele innych istot ludzkich oprócz mnie, podzielających te przekonania, ale ani ja ani nikt inny nie wiedział, że są one prawdziwe". Innymi słowy, stwierdza on z przeświadczeniem, iż przekonania te przekonaniami Zdrowego Rozsądku i zdaje się częstokroć nie zauważać, że jeśli takimi są, to muszą być prawdziwe; gdyż z sądu, że są one przekonaniami Zdrowego Rozsądku, logicznie wynikają sądy zarówno typu (a), jak i typu (b); logicznie wynika z niego sąd, iż wiele istot ludzkich, oprócz samego filozofa, miało ludzkie ciała żyjące na ziemi i miało rozmaite doznania, włączając w to przekonania tego rodzaju. Właśnie dlatego to stanowisko, w przeciwieństwie do stanowisk grupy A, wydaje mi się wewnętrznie sprzeczne. Różni się ono od A tym, że wygłasza sąd dotyczący ludzkiej wiedzy w ogólności i dlatego też faktycznie stwierdza istnienie wielu istot ludzkich, podczas gdy filozofowie grupy A wyrażając swe stanowisko tego nie czynią: zaprzeczają oni jedynie innym swym twierdzeniom. Prawdą jest, że filozof mówiący "Istniało wiele istot ludzkich oprócz mnie, a nikt z nas nie wiedział o istnieniu żadnej istoty ludzkiej poza nim" przeczy sobie jedynie wtedy, gdy uważa, iż "Z pewnością istniało wiele istot ludzkich oprócz mnie" czy, innymi słowy, "Ja wiem, że istniało wiele istot ludzkich oprócz mnie". Jednak to właśnie, jak mi się wydaje, tacy filozofowie faktycznie głosili. Wydaje mi się, że stale zdradzają się oni z tym, iż uważają sąd, że owe przekonania przekonaniami Zdrowego Rozsądku, czy też sąd, iż sami nie są jedynymi przedstawicielami rasy ludzkiej, nie za po prostu prawdziwy, ale za prawdziwy na pewno; a nie może on być na pewno prawdziwy, chyba że co najmniej jeden przedstawiciel rasy ludzkiej, mianowicie oni sami, wiedział właśnie to, o czym ów przedstawiciel twierdził, że nie wiedziała tego żadna istota ludzka.

Niemniej jednak moje stanowisko, iż wiem na pewno, że wszystkie sądy z (1) są prawdziwe, z pewnością nie jest stanowiskiem, z zaprzeczenia którego wynikają dwa sądy niezgodne. Jeśli wiem, że wszystkie te sądy są prawdziwe, to, jak myślę, jest całkiem pewne, iż inne istoty ludzkie też znały odpowiadające im sądy: to znaczy, że (2) też jest prawdziwe, a ja wiem, że tak jest. Ale czy naprawdę wiem, iż wszystkie sądy z (1) są prawdziwe? A może tylko w nie wierzę? Lub wiem, że są bardzo prawdopodobne? Odpowiadając na to pytanie nie mam, jak myślę, nic lepszego do powiedzenia ponad to, iż wydaje mi się, że naprawdę wiem to z pewnością. Jest co prawda oczywiste, iż w przypadku większości z tych sądów nie znam ich bezpośrednio: to znaczy, znam je jedynie dlatego, że w przeszłości wiedziałem, iż prawdziwe są inne sądy, świadczące na ich korzyść. Jeśli na przykład naprawdę wiem, że ziemia istniała wiele lat przed moimi narodzinami, to z pewnością wiem to tylko dlatego, że znałem w przeszłości inne rzeczy o tym świadczące. I z pewnością nie wiem dokładnie, co to były za świadectwa. Jednak to wszystko nie stanowi, jak mi się wydaje, dobrej racji by wątpić, iż to wiem. Wszyscy, jak myślę, jesteśmy w tym dziwnym położeniu, że wiele wiemy, a wiemy też w odniesieniu do tego wszystkiego, iż musieliśmy dysponować świadectwami na jego rzecz, a jednak nie wiemy, skąd to wiemy, tzn. nie wiemy, co to były za świadectwa. Jeśli istnieje jakieś "my" i jeśli wiemy, że istnieje, to tak być musi: bo to, że istnieje "my", jest jedną z owych kwestii. Wydaje mi się zaś, że naprawdę wiem na pewno, iż wiem, że istnieje "my", to znaczy, że wiele innych istot ludzkich mających ludzkie ciała żyło na ziemi.

Jeśli temu pierwszemu punktowi mego stanowiska filozoficznego, a mianowicie memu przekonaniu o (2), mamy nadać jakąś nazwę, której filozofowie faktycznie używali w celu sklasyfikowania stanowisk innych filozofów, to, jak myślę, należałoby powiedzieć, iż jestem jednym z filozofów uważających, że "pogląd na świat Zdrowego Rozsądku" jest, co do pewnych podstawowych cech, całkowicie prawdziwy. Ale pamiętać należy, iż moim zdaniem wszyscy bez wyjątku filozofowie zgadzali się ze mną tak właśnie uważając: i że rzeczywista różnica, zwykle wyrażana w ten sposób, zachodzi tylko między filozofami, którzy również żywili poglądy sprzeczne z tymi cechami "poglądu na świat Zdrowego Rozsądku", a tymi, którzy tego nie czynili.

Cechy, o których mowa (a mianowicie sądy z dowolnej z klas zdefiniowanych w (2)) mają wszystkie tę szczególną własność, że mianowicie jeśli wiemy, iż są one cechami "poglądu na świat Zdrowego Rozsądku", to wynika stąd, że są one prawdziwe: twierdzenie, iż my wiemy, że są cechami poglądu na świat Zdrowego Rozsądku, a mimo to nie są prawdziwe, jest wewnętrznie sprzeczne; gdyż powiedzieć, że my o tym wiemy, to powiedzieć, iż są one prawdziwe. A wiele z nich ma też tę kolejną szczególną własność, że jeśli są one cechami poglądu na świat Zdrowego Rozsądku (niezależnie od tego, czy "my" o tym wiemy), to wynika stąd, iż są one prawdziwe, gdyż powiedzieć, że istnieje  "pogląd na świat Zdrowego Rozsądku" to powiedzieć, i są one prawdziwe. Zwroty "poglądy na świat Zdrowego Rozsądku" lub "przekonania Zdrowego Rozsądku" (tak jak używają ich filozofowie) są oczywiście nadzwyczaj niejasne; i, o ile wiem, istnieć może wiele sądów, które da się poprawnie nazwać cechami "poglądu na świat Zdrowego Rozsądku" czy "przekonań Zdrowego Rozsądku", które nie są prawdziwe i które zasługują na to, by wypowiadać je z taką pogardą, a jaką niektórzy filozofowie mówią o "przekonaniach Zdrowego Rozsądku". Ale mówić z pogardą o tych "przekonaniach Zdrowego Rozsądku", które wymieniłem, to oczywiście szczyt niedorzeczności. A istnieje rzecz jasna ogromna liczba innych cech "poglądu na świat Zdrowego Rozsądku" które, jeśli są prawdziwe, to są też prawdziwe z całą pewnością: np. że na powierzchni ziemi żyły nie tylko istoty ludzkie, ale też wiele gatunków roślin i zwierząt itd., itd.

II. Następną, jak mi się zdaje, pod względem ważności kwestię, co do której moje stanowisko filozoficzne różni się od stanowisk zajmowanych przez pewnych innych filozofów, wyrażę tak oto. Uważam mianowicie, że nie istnieją dobre racje, by zakładać bądź to (A) iż każdy fakt fizyczny zależy logicznie od pewnego faktu umysłowego, bądź (B) iż każdy fakt fizyczny zależy przyczynowo od pewnego faktu umysłowego. Mówiąc to nie twierdzę, rzecz jasna, że istnieją jakieś fakty fizyczne całkowicie niezależne (tzn. zarówno logicznie, jak i przyczynowo) od faktów umysłowych: faktycznie jestem przekonany, iż istnieją, ale tego nie stwierdzam. Stwierdzam tylko, że nie ma dobrych racji, by zakładać coś przeciwnego; przez co rozumiem, rzecz jasna, że żadne istoty ludzkie, które miały ludzkie ciała żyjące na ziemi nie miały, podczas życia swych ciał, żadnych dobrych racji, by zakładać coś przeciwnego. Wielu filozofów, jak myślę, nie tylko było przekonanych bądź o tym, że każdy fakt fizyczny zależy logicznie od pewnego faktu umysłowego ("fakt fizyczny" i "fakt umysłowy" trzeba rozumieć w tym sensie, w jakim używam tych terminów), bądź o tym, że każdy fakt fizyczny zależy przyczynowo od pewnego faktu umysłowego, bądź o jednym i drugim, ale i o tym, iż oni sami dysponowali dobrymi racjami na rzecz tych przekonań. A zatem różnię się od nich pod tym względem.

Jedynie na przykładach mogę wyjaśnić, jak używam terminu "fakt fizyczny". Przez "fakty fizyczne" rozumiem fakty takie jak: "Ten kominek znajduje się obecnie bliżej mego ciała niż ta biblioteczka", "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości", "Księżyc przez wiele lat w przeszłości był w każdej chwili bliżej Ziemi niż Słońca", "Ten kominek ma jasny kolor". Ale gdy mówię "fakty takie jak te", rozumiem przez to, rzecz jasna, fakty takie jak te pod pewnym względem; a nie potrafię określić, jaki to wzgląd. Termin "fakt" fizyczny" użyty jest jednakże w zwykły sposób; i, jak myślę, używam go w sensie potocznym. Co więcej, nie potrzeba definicji, by rozjaśnić to, o co mi chodzi, skoro wśród podanych przykładów, jakie podałem, jest parę, co do których uważam, że nie istnieje racja, by zakładać, że zależą one (tzn. te szczególne fakty fizyczne), logicznie bądź przyczynowo, od jakiegoś faktu umysłowego.

"Fakt umysłowy" to z drugiej strony wyrażenie o wiele bardziej niecodzienne, a używam go w specjalnie ograniczonym sensie, który, choć, jak myślę, jest sensem naturalnym, to trzeba go wyjaśnić. Istnieć może wiele innych sensów, w których można tego terminu poprawnie użyć, mnie jednak obchodzi tylko ten jeden; a zatem istotne jest, bym go wyjaśnił.

Istnieć mogą, jak uważam, "fakty umysłowe" trzech różnych rodzajów. Jedynie w odniesieniu do pierwszego z nich jestem pewien, że fakty tego rodzaju istnieją; ale gdyby istniały jakieś fakty któregoś z obu pozostałych rodzajów, to byłyby one "faktami umysłowymi" w mym ograniczonym sensie, a zatem muszę wyjaśnić, co rozumiem przez hipotezę, że istnieją fakty obu tych rodzajów.

(a) Oto mój rodzaj pierwszy. Jestem teraz świadomy, a także coś teraz widzę. Oba te fakty są faktami umysłowymi mego pierwszego rodzaju, a na ten rodzaj składają się wyłącznie fakty pod pewnym względem przypominające któryś z nich.

(α) Fakt, że jestem teraz świadomy, jest w pewnym sensie, rzecz jasna, w odniesieniu do szczególnego indywiduum i szczególnej chwili faktem tej treści, iż to indywiduum jest świadome w owej chwili. I każdy fakt przypominający go pod pewnym względem ma zostać zaliczony do faktów umysłowych mego pierwszego rodzaju. A zatem fakt, że byłem też świadomy w wielu różnych chwilach wczoraj, sam nie jest faktem tego rodzaju, ale wynika zeń, iż jest (czy, jakbyśmy to potocznie powiedzieli, jako że mowa o przeszłości, "było") wiele innych faktów tego rodzaju, a mianowicie każdy z faktów, które, w każdej z chwil, o których mowa, mógłbym poprawnie wyrazić przez "jestem teraz świadomy". Każdy fakt który, w tym sensie, jest faktem, w odniesieniu do pewnego indywiduum i pewnej chwili (niezależnie od tego, czy to indywiduum to ja sam, czy ktoś inny i czy czas jest obecny, czy przeszły), tej treści, że to indywiduum jest świadome w danej chwili, należy uznać za fakt umysłowy mego pierwszego rodzaju: nazywam takie fakty faktami klasy (α).

(β) Drugi z podanych przeze mnie przykładów, mianowicie fakt, iż coś teraz widzę, wiąże się rzecz jasna z faktem, że jestem teraz świadomy w szczególny sposób. Nie tylko wynika zeń fakt, iż jestem teraz świadomy (bo z faktu, że coś teraz widzę, wynika, iż jestem świadomy: nie mógłbym niczego widzieć nie będąc świadomy, choć zupełnie dobrze mógłbym być świadomy niczego nie widząc), ale jest również faktem, w odniesieniu do szczególnego sposobu (czy trybu) bycia świadomym, tej treści, że jestem świadomy w ten oto sposób: w tym samym sensie, w jakim z sądu (w odniesieniu do pewnej szczególnej rzeczy) "To jest czerwone" zarówno wynika sąd (w odniesieniu do tej samej rzeczy) "To jest kolorowe", jak i jest on sądem, w odniesieniu do specyficznego sposobu bycia kolorowym, tej treści, iż ta rzecz jest pokolorowana w ten sposób. A dowolny fakt powiązany w ten szczególny sposób z dowolnym faktem klasy (α), również należy zaliczyć do faktów umysłowych mego pierwszego rodzaju i nazwać faktem klasy (β). A zatem fakt, że teraz słyszę, podobnie jak fakt, że teraz widzę, jest faktem klasy (β); i podobnie każdy fakt, w odniesieniu do mnie samego i czasu przeszłego, który w owej chwili można było poprawnie wyrazić przez "teraz śnię", "teraz sobie wyobrażam", "uświadamiam sobie teraz fakt, iż..." itd. itd. Krótko mówiąc, dowolny fakt będący, w odniesieniu do szczególnego indywiduum (mnie lub kogoś innego), szczególnej chwili (obecnej lub przeszłej) i doznania jakiegoś szczególnego rodzaju, tej treści, że owo indywiduum ma w owej chwili doznanie tego szczególnego rodzaju, jest faktem klasy (β): i tylko takie fakty są faktami klasy (β).

Na mój pierwszy rodzaj faktów składają się wyłącznie fakty klasy (α) i (β), a zawiera on wszystkie fakty któregoś z tych rodzajów.

(b) To, że istnieje wiele faktów klas (α) i (β) jest, jak mi się zdaje, całkiem pewne. Ale wydaje mi się, że wielu filozofów żywiło w odniesieniu do analizy faktów klasy (α) pewien pogląd taki, że gdyby był on prawdziwy, to istniałyby fakty innego rodzaju, które również nazwałbym "faktami umysłowymi". Wcale nie jestem pewien, iż ta analiza jest prawdziwa, ale wydaje mi się, że taką być może; a skoro pojmujemy, co rozumie się przez przypuszczenie, iż jest ona prawdziwa, to możemy też pojąć, co oznacza przypuszczenie, że istnieją "fakty umysłowe" tego drugiego rodzaju.

Wielu filozofów żywiło, jak myślę, następujący pogląd na temat analizy tego, co każdy z nas wie, gdy wie (w dowolnej chwili) "Jestem teraz świadomy". Uważali mianowicie, że istnieje pewna własność wewnętrzna (którą wszyscy znamy i którą można by nazwać własnością "bycia doznaniem") taka, że w pewnej chwili, w której człowiek wie "Jestem teraz świadomy", wie on, w odniesieniu do tej własności, siebie samego i owej chwili "Zachodzi teraz zdarzenie mające tę własność (tzn. "jest doznaniem"), a będące moim doznaniem", a także taka, iż ów fakt jest tym, co wyraża on przez "Jestem teraz świadomy". I jeśli ten pogląd jest prawdziwy, to musi istnieć wiele faktów każdego z trzech rodzajów, a wszystkie z nich chciałbym nazwać "faktami umysłowymi"; mianowicie (1) fakty, w odniesieniu do pewnego zdarzenia mającego tę domniemaną własność wewnętrzną i do pewnej chwili, tej treści, że to zdarzenie zachodzi w owej chwili, (2) fakty, w odniesieniu do tej domniemanej własności wewnętrznej i pewnej chwili, tej treści, że pewne zdarzenie mające tę własność zachodzi w owej chwili, (3) fakty, w odniesieniu do pewnej własności będącej szczególnym sposobem posiadania tej domniemanej własności wewnętrznej (w sensie wyjaśnionym powyżej, w jakim "bycie czerwonym" jest szczególnym sposobem "bycia kolorowym") i pewnej chwili, tej treści, że pewne wydarzenie mające tę szczególną własność zachodzi w owej chwili. Oczywiście fakty żadnego z tych rodzajów nie tylko nie istnieją, ale nie mogą istnieć, o ile nie istnieje własność wewnętrzna powiązana z tym, co wszyscy wyrażamy (przy każdej okazji) przez "Jestem teraz świadomy", w sposób określony powyżej; i bardzo wątpię w to, czy jakaś taka własność istnieje; innymi słowy, choć wiem na pewno zarówno to, iż miałem wiele doznań i że miałem doznania wielu różnych rodzajów, to bardzo wątpię w to, czy powiedzenie tego pierwszego jest tym samym, co powiedzenie, iż zaszło wiele różnych zdarzeń, z których każde było doznaniem i zarazem moim doznaniem i czy powiedzenie tego drugiego jest tym samym co powiedzenie, że zaszło wiele zdarzeń, z których każde było moim doznaniem i z których każde miało też odrębną własność będącą szczególnym sposobem bycia doznaniem. Z sądu, iż miałem doznania, nie wynika nieuchronnie sąd, że zaszły pewne zdarzenia będące doznaniami; nie mogę z przekonaniem stwierdzić, że znam jakieś zdarzenia domniemanego rodzaju. A jednak wydaje mi się możliwym, że proponowana analiza "Jestem teraz świadomy" jest poprawna: że rzeczywiście znam zdarzenia domniemanego rodzaju, choć tego nie zauważam. A jeśli tak, to chciałbym nazwać trzy rodzaje faktów określone powyżej "faktami umysłowymi". Oczywiście, gdyby istniały "doznania" w tym sensie, to byłoby możliwe (jak to wielu uważało), że nie mogą istnieć doznania, które nie są doznaniami pewnego indywiduum; a w takim razie każdy fakt dowolnego z tych trzech rodzajów byłby logicznie zależny od pewnego faktu klasy (α) lub klasy (β), choć niekoniecznie z nimi tożsamy. Ale zdaje mi się też możliwe, że gdyby istniały "doznania", to mogłyby istnieć doznania nie należące do żadnego indywiduum; a w takim razie istniałyby "fakty umysłowe" ani tożsame z faktami klasy (α) lub klasy (β), ani od nich zależne logicznie.

(c) A wreszcie niektórzy filozofowie uważali, o ile wiem, że istnieją lub mogą istnieć fakty, będące faktami w odniesieniu do pewnego indywiduum, tej treści, że jest ono świadome lub jest świadome w pewien szczególny sposób, ale które różnią się od faktów klas (α) i (β) pod tym ważnym względem, że nie są one faktami w odniesieniu do pewnej chwili: rozważali możliwość, iż może istnieć jedno lub wiele indywiduów świadomych bezczasowo i świadomych bezczasowo na szczególne sposoby. A inni znów, jak myślę, wymyślili hipotezę, że własność wewnętrzna określona w (b) może być własnością przynależną nie tylko zdarzeniom, ale iż przynależy ona jednej lub więcej całości nie występujących w żadnej chwili: innymi słowy, może istnieć jedno lub wiele bezczasowych doznań, które mogą być lub nie być doznaniami pewnego indywiduum. Mam wielkie wątpliwości co do tego, czy któraś z tych hipotez mogłaby w ogóle być prawdziwa; nie mam jednak pewności, że nie są one możliwe: a gdyby były możliwe, to chciałbym nazwać "faktem umysłowym" każdy z faktów (gdyby takowe istniały) każdego z pięciu następujących rodzajów, mianowicie (1) każdy fakt będący faktem, w odniesieniu do pewnego indywiduum, że jest ono bezczasowo świadome, (2) każdy fakt będący faktem, w odniesieniu do pewnego indywiduum, że jest ono bezczasowo świadome w pewien szczególny sposób, (3) każdy fakt będący faktem, w odniesieniu do bezczasowego doznania, że ono istnieje, (4) każdy fakt będący faktem, w odniesieniu do domniemanej wewnętrznej własności "bycia doznaniem", że istnieje bezczasowo coś mającego tę własność, (5) każdy fakt będący faktem, w odniesieniu do pewnej własności będącej specyficznym sposobem bycia tej domniemanej własności wewnętrznej, iż istnieje bezczasowo coś mającego tę własność.

Określiłem zatem trzy różne rodzaje faktów, z których każdy jest taki, że gdyby istniały jakieś fakty tego rodzaju (tak jak z pewnością istnieją w przypadku pierwszego rodzaju), to fakty te byłyby "faktami umysłowymi" w moim rozumieniu; aby zaś uzupełnić definicję tego ograniczonego sensu, w jakim używam "faktów umysłowych" muszę jedynie dodać, że chcę tę nazwę stosować też do czwartej klasy faktów: mianowicie do każdego faktu będącego faktem, w odniesieniu do któregoś z tych trzech rodzajów faktów lub do jakichś rodzajów w nich zawartych, że istnieją fakty danego rodzaju; tzn. nie tylko każdy indywidualny fakt klasy (α) będzie, w moim rozumieniu, "faktem umysłowym", ale też każdy fakt ogólny "że istnieją fakty klasy (α)" sam będzie "faktem umysłowym"; i podobnie we wszystkich innych przypadkach: np. nie tylko fakt, iż w danej chwili postrzegam (będący faktem klasy β) będzie "faktem umysłowym", ale "faktem umysłowym" będzie też każdy fakt ogólny, że istnieją fakty, w odniesieniu do indywiduów i chwil, tej treści, że dane indywiduum postrzega w danej chwili.

A. Rozumiejąc "fakt fizyczny" i "fakt umysłowy" w sensach właśnie wyjaśnionych, uważam, że nie istnieją dobre racje by przypuszczać, że każdy fakt fizyczny zależy logicznie od pewnego faktu umysłowego. Używam zaś, w odniesieniu do dwóch faktów F1 i F2 , zwrotu "F1 zależy logicznie od F2" tam i tylko tam, gdzie F2 wynika z F1, bądź to w tym sensie, w którym z sądu "Teraz widzę" wynika sąd "Jestem teraz świadomy", lub z sądu (w odniesieniu do pewnej szczególnej rzeczy "To jest czerwone" wynika sąd "To jest kolorowe", bądź w sensie logicznie ściślejszym, w którym (na przykład) z sądu złożonego "Wszyscy ludzie są śmiertelni i pan Baldwin jest człowiekiem" wynika sąd "Pan Baldwin jest śmiertelny". Powiedzieć zatem o dwóch faktach F1 i F2, że "F1 nie zależy logicznie od F2", to powiedzieć jedynie, iż F1 mógłby być faktem nawet gdyby nie było faktu takiego jak F2; lub że sąd złożony "F1 jest faktem, ale nie ma takiego faktu jak F2" nie jest sądem wewnętrznie sprzecznym; tzn. nie wynikają zeń dwa sądy wzajemnie niezgodne.

Uważam zatem, że w przypadku pewnych faktów fizycznych nie istnieją dobre racje by przypuszczać, iż istnieje pewien fakt umysłowy taki, że dany fakt fizyczny nie mógłby być faktem, o ile nie byłoby też danego faktu umysłowego. Skoro uważam, że zachodzi to dla wszystkich tych czterech faktów fizycznych, które podałem jako przykłady takich faktów, to w pełni określiłem swe stanowisko. Nie istnieją na przykład dobre racje by przypuszczać, iż w ogóle istnieje jakiś taki fakt umysłowy, że fakt, iż ten kominek jest obecnie bliżej mego ciała niż ta biblioteczka, nie mógłby być faktem, o ile nie byłby faktem dany fakt umysłowy; i podobnie we wszystkich trzech pozostałych przypadkach.

Tak uważając z pewnością różnię się od pewnych filozofów. Różnię się na przykład od Berkeleya, który sądził, iż ten kominek, ta biblioteczka i moje ciało są wszystkie bądź to "ideami", bądź są "konstytuowane przez idee" i że żadna "idea" nie może istnieć nie będąc postrzeganą. Uważał zatem, że ten fakt fizyczny zależy logicznie od faktu umysłowego mojej czwartej klasy: mianowicie od faktu będącego faktem, iż istnieje przynajmniej jeden fakt będący faktem, w odniesieniu do pewnego indywiduum i obecnej chwili, tej treści, że to indywiduum w tej chwili coś postrzega. Nie twierdzi on, iż ten fakt fizyczny zależy logicznie od jakiegoś faktu będącego faktem którejś z mych pierwszych klas, np. od jakiegoś faktu będącego faktem, w odniesieniu do szczególnego indywiduum i czasu teraźniejszego, że to indywiduum w tej chwili coś postrzega; powiada natomiast, iż ten fakt fizyczny nie mógłby być faktem, o ile nie byłoby faktem, że istniał pewien fakt umysłowy tego rodzaju. A zdaje mi się, iż wielu filozofów, którzy może nie zgodziliby się bądź to z założeniem Berkeleya, że moje ciało jest "ideą" lub jest "konstytuowane przez idee" , bądź to z jego założeniem, iż idee nie mogą istnieć nie będąc postrzegane, bądź też z jednym i drugim, zgodziliby się jednak z nim co do tego, że ten fakt fizyczny zależy logicznie od pewnego "faktu umysłowego": np. powiedzieliby, iż nie mógłby on być faktem gdyby nie istniało w takiej czy innej chwili, lub nie istniało bezczasowo, pewne "doznanie". Wielu naprawdę, o ile się orientuję, uważało, że każdy fakt jest logicznie zależny od każdego innego faktu. I uważali, rzecz jasna, tak jak to sądził Berkeley, że dysponują dobrymi racjami na rzecz swoich poglądów.

B. Uważam też, że nie istnieje dobra racja by przypuszczać. że każdy fakt fizyczny zależy przyczynowo od pewnego faktu umysłowego. Mówiąc, że F1 zależy przyczynowo od F2 mam na myśli jedynie to, że F1 nie byłby faktem, gdyby faktem nie był F2, a nie (co właśnie stwierdza "zależny logicznie"), że nie można pomyśleć, by F1 był faktem, a faktem by nie był F2. Mogę to rozumienie zilustrować odwołując się do przykładu, jaki podałem przed chwilą. Fakt, że ten kominek jest obecnie bliżej mojego ciała niż ta biblioteczka, nie jest (co właśnie wyjaśniłem), na ile się orientuję, zależny logicznie od jakiegoś faktu umysłowego; mógłby być faktem nawet gdyby nie istniały żadne fakty umysłowe. Ale jest oczywiście zależny przyczynowo od wielu faktów umysłowych: mego ciała nie byłoby tutaj, gdybym w przeszłości nie był na różne sposoby świadomy; a ten kominek i ta biblioteczka oczywiście by nie istniały, gdyby inni ludzie również nie byli świadomi.

Ale w odniesieniu do dwóch faktów, które wymieniłem jako przypadki faktów fizycznych, mianowicie faktu, że ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości i faktu, że księżyc był przez wiele lat w przeszłości bliżej ziemi niż słońca, uważam, że nie istnieje dobra racja by przypuszczać, że są one przyczynowo zależne od jakiegoś faktu umysłowego. O ile się orientuję, to nie istnieje żadna racja by przypuszczać, iż istnieje jakiś fakt umysłowy, o którym można by prawdziwie orzec: gdyby ten fakt nie był faktem, ziemia nie istniałaby przez wiele lat w przeszłości. I tak uważając znów, jak myślę, różnię się od niektórych filozofów. Różnię się na przykład od tych, którzy uważali, że wszystkie rzeczy materialne zostały stworzone przez Boga i że mają dobre racje, by tak sądzić.

III. Właśnie wyjaśniłem, że różnię się od tych filozofów, którzy uważali, iż istnieje dobra racja by przypuszczać, że wszystkie rzeczy materialne zostały stworzone przez Boga. I jest, jak myślę, ważnym składnikiem mego stanowiska, o jakim należy wspomnieć, to, iż różnię się też od wszystkich filozofów, którzy uważali, że istnieje dobra racja by przypuszczać, iż Bóg w ogóle istnieje, niezależnie od tego, czy uważali za prawdopodobne, że stworzył on wszystkie rzeczy materialne.

I podobnie, podczas gdy niektórzy filozofowie uważali, że istnieje dobra racja by przypuszczać, iż my, istoty ludzkie, będziemy nadal istnieć i być świadomi po śmierci naszych ciał, ja uważam, że nie istnieje dobra racja, by tak przypuszczać.

IV. Przechodzę teraz do kwestii zupełnie innego rodzaju.

Jak to wyjaśniłem w części I, w ogóle nie wątpię w prawdziwość sądów takich jak "Ziemia istniała przez wiele lat w przeszłości", "Wiele ludzkich ciał żyło na niej przez wiele lat", tzn. sądów stwierdzających istnienie rzeczy materialnych: wręcz przeciwnie, uważam, że wszyscy wiemy, z pewnością, iż wiele takich sądów jest prawdziwych. Ale mam bardzo wiele wątpliwości co do tego, jaką, pod pewnymi względami, ma postać poprawna analiza takich sądów. I pod tym względem, jak sądzę, różnię się od wielu filozofów. Wielu zdawało się uważać, że nie ma w ogóle wątpliwości co do ich analizy ani, co za tym idzie, co do analizy sądu "Istniały rzeczy materialne" i to pod pewnymi względami, pod którymi, jak uważam, analiza owego sądu jest nadzwyczaj wątpliwa; a niektórzy z nich, jak widzieliśmy, uważająć, że nie ma wątpliwości co do ich analizy, zdają się wątpić, czy jakiekolwiek takie sądy są prawdziwe. Ja natomiast uważając, że nie ma wątpliwości co do tego, że wiele takich sądów jest całkowicie prawdziwych, uważam zarazem, iż jak dotąd żadnemu filozofowi nie udało się zaproponować ich analizy takiej, która by co do pewnych ważnych kwestii osiągnęła gdziekolwiek stan bliski niezawodnej prawdziwości.

Wydaje mi się całkiem oczywiste, że pytanie, jak należy analizować sądy podanego przed chwilą typu, zależy od pytania, jak należy analizować sądy innego, prostszego typu. Wiem, w tej chwili, że spostrzegam ludzką dłoń, pióro, kartkę papieru itp.; zdaje mi się też, iż nie będę wiedział, jak należy analizować sąd "Istnieją rzeczy materialne", dopóki się nie dowiem, jak, pod pewnymi względami, należy analizować te prostsze sądy. Ale nawet one nie są wystarczająco proste. Wydaje mi się zupełnie oczywiste, że moja wiedza, iż spostrzegam ludzką dłoń, jest dedukcyjnym wnioskiem z pary sądów jeszcze prostszych - sądów, które wyrazić mogę jedynie w postaci "Spostrzegam to" i "To jest ludzka dłoń". Właśnie analiza sądów ostatniego rodzaju rodzi, jak mi się zdaje, tak wielkie trudności, podczas gdy całe pytanie dotyczące natury rzeczy materialnych zależy oczywiście od ich analizy. Zadziwia mnie, iż wśród filozofów mówiących tak wiele o tym, czym rzeczy materialne i co to znaczy je spostrzegać, tak niewielu próbowało jasno zdać sprawę z tego, co dokładnie, wedle własnego mniemania, wiedzą (lub uważają, w razie gdyby utrzymywali, że nie wiemy, iż jakiekolwiek takie sądy są prawdziwe, a nawet że żadne takie sądy nie prawdziwe), gdy wiedzą lub uważają coś w rodzaju "To jest dłoń", "To jest Słońce", "To jest pies" itd. itd. itd.

Jeśli o analizę takich sądów chodzi, to tylko dwie rzeczy wydają mi się całkiem pewne (a nawet w odniesieniu do nich pewni filozofowie, jak się obawiam, będą się ode mnie różnić), a mianowicie, że kiedykolwiek wiem lub sądzę, iż taki sąd jest prawdziwy, to (1) zawsze istnieje pewna dana zmysłowa, o której dany sąd jest sądem - pewna dana zmysłowa będąca podmiotem (a, w pewnym sensie, głównym i ostatecznym podmiotem) owego sądu i (2) że jednakże tym, co wiem lub o czym sądzę, iż jest prawdą o tej danej zmysłowej, nie jest (w przypadku ogólnym) to, że ona sama jest dłonią, psem czy Słońcem itd. itd. itd., zależnie od okoliczności.

Niektórzy filozofowie wątpili, jak sądzę, w to, czy istnieją takie jakieś rzeczy, które inni filozofowie nazywali "danymi zmysłowymi" czy "wrażeniami". I jest, jak sądzę, całkiem możliwe, że niektórzy filozofowie (włączając w to mnie samego z przeszłości) używali tych terminów w takich sensach, iż jest naprawdę wątpliwym, czy coś takiego istnieje. Ale nie ma w ogóle wątpliwości, że istnieją dane zmysłowe w tym sensie, w jakim używam teraz tego terminu. Widzę ich w tej chwili ogromnie dużo, a odczuwam inne. I aby wskazać czytelnikowi, co takiego rozumiem przez dane zmysłowe, wystarczy, gdy poproszę go, by spojrzał na swą prawą dłoń. Jeśli to uczyni, to zdoła dostrzec coś (a, o ile nie widzi podwójnie, tylko jedną rzecz), w odniesieniu do czego pojmie, że, na pierwszy rzut oka, naturalnym jest przyjęcie poglądu, iż rzecz ta jest identyczna, nie, co prawda, z jego prawą dłonią, ale z tą częścią jej powierzchni, którą aktualnie widzi, a zdoła także (po chwili namysłu) pojąć, że wątpliwym jest, czy może to być identyczne z tą częścią powierzchni dłoni, o której mowa. Rzeczy tego rodzaju (pod pewnym względem) jak owa rzecz, którą widzi patrząc na swą dłoń, w odniesieniu do której może zrozumieć, jak to pewni filozofowie zakładali, że to jest część powierzchni jego dłoni, tej, którą widzi, podczas gdy inni zakładali, iż być nią nie może, są tym, co rozumiem przez "dane zmysłowe". Określiłem zatem ów termin w taki sposób, że pozostaje kwestią otwartą, czy dana zmysłowa, którą w tej chwili widzę patrząc na swą dłoń i która jest daną zmysłową tej dłoni, jest czy nie jest identyczna z tą częścią jej powierzchni, którą w tej chwili faktycznie widzę.

To, że tym, co wiem w odniesieniu do tej danej zmysłowej, gdy wiem "To jest ludzka dłoń", nie jest to, iż ona sama jest ludzką dłonią, zdaje mi się zupełnie pewne, gdyż wiem, że moja dłoń ma wiele części (np. swą drugą stronę i kości wewnątrz), które z pewnością nie są częściami tej danej zmysłowej.

A zatem sądzę, że analiza sądu "To jest ludzka dłoń" ma z pewnością postać "Istnieje pewna rzecz i tylko jedna rzecz, o której prawdą jest zarazem, iż jest ona ludzką dłonią i że ta powierzchnia jest częścią jej powierzchni". Innymi słowy, by wyrazić mój pogląd w kategoriach "teorii spostrzegania reprentatywnego", uważam za zupełnie pewne, iż mojej dłoni  nie spostrzegam bezpośrednio, że gdy mówi mi się (jak to można mi poprawnie powiedzieć), że ją "spostrzegam", wówczas to, iż ją "spostrzegam" znaczy, że spostrzegam (w innym i bardziej podstawowym sensie) coś, co (w stosownym sensie) jest jej reprezentacją, a mianowicie pewną część jej powierzchni.

I to jest wszystko, co uważam za pewne, jeśli chodzi o analizę sądu "To jest ludzka dłoń". Jak widzieliśmy, zawiera ona w swej analizie sąd o postaci "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni" (gdzie "To", oczywiście, oznacza coś innego niż w analizowanym sądzie oryginalnym). Ale ten sąd jest również, niewątpliwie, sądem o danej zmysłowej, którą teraz widzę, będącą daną zmysłową mojej dłoni. A to rodzi kolejne pytanie: Co, gdy wiem "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni", wiem o danej zmysłowej, o której mowa? Czy rzeczywiście wiem w tym przypadku o owej danej zmysłowej, że ona sama jest częścią powierzchni ludzkiej dłoni? Czy, jak to stwierdziliśmy w przypadku "To jest ludzka dłoń", że z pewnością nie gadałem o owej danej zmysłowej, iż ona sama jest ludzką dłonią, nie jest może tak, w przypadku tego nowego sądu, że nawet tutaj nie wiem, w odniesieniu do danej zmysłowej, że ona sama jest częścią powierzchni dłoni? A jeśli tak, to cóż takiego wiem o samej tej danej zmysłowej?

Na to pytanie, jak mi się zdaje, żaden filozof nie zaproponował jak dotąd odpowiedzi, która w jakimś punkcie byłaby niemal z pewnością prawdziwa.

Wydaje mi się, że są trzy i tylko trzy alternatywne typy możliwych odpowiedzi; wydaje mi się też, iż w stosunku do każdej z zaproponowanych dotąd odpowiedzi któegoś z tych typów można wysunąć bardzo poważne zarzuty.

1. Jest tylko jedna odpowiedź pierwszego rodzaju: że mianowicie tym, co rzeczywiście w tym przypadku wiem, jest to, iż sama ta dana zmysłowa jest częścią powierzchni ludzkiej dłoni. Że, innymi słowy, choć nie spostrzegam swojej dłoni bezpośrednio, to bezpośrednio spostrzegam część jej powierzchni; ża sama dana zmysłowa jest tą częścią jej powierzchni, a nie tylko czymś (w sensie, który pozostaje do określenia), co "reprezentuje" tę część jej powierzchni; a zatem, iż sens, w którym tę część powierzchni swojej dłoni "spostrzegam", nie jest z kolei sensem, który by należało określić przez odniesienie do trzeciego jeszcze, bardziej podstawowego sensu "spostrzegać", będącego tym jedynym sensem, w którym spostrzeganie jest bezpośrednie, tym mianowicie, w jakim spostrzegam daną zmysłową.

Jeśli ten pogląd jest prawdziwy (a sądzę, że taki być może), to, jak mi się zdaje, z pewnością musimy porzucić pogląd, uznawany przez wielu filozofów za niezawodnie prawdziwy, a mianowicie, że nasze dane zmysłowe naprawdę zawsze mają te własności, jakie nam we wrażeniach ukazują. Wiem przecież, że gdyby ktoś inny patrzył przez mikroskop na tę samą powierzchnię, którą ja widzę gołym okiem, to ujrzana przez niego dana zmysłowa ukazałaby mu we wrażeniach własności bardzo różne od i nieporównywalne z tymi, jakie mi ukazuje we wrażeniach moja dana zmysłowa; a przecież, jeśli moja dana zmysłowa jest identyczna z tą powierzchnią, którą obaj widzimy, to jego dana zmysłowa również musi być z nią identyczna. Tak więc moja dana zmysłowa może być identyczna z tą powierzchnią jedynie pod warunkiem, że jest identyczna z jego daną zmysłową; skoro zaś jego dana zmysłowa ukazuje mu we wrażeniach własności niezgodne z tymi, które we wrażeniach ukazuje mi moja, to jego dana zmysłowa może byćidentyczna z moją tylko pod warunkiem, że ta dana zmysłowa albo nie ma własności, które mi we wrażeniach ukazuje, albo nie ma tych, które we wrażeniach ukazuje jemu.

Nie sądzę jednak, by był to, w stosunku do poglądu tego pierwszego typu, zarzut śmiertelny. O wiele poważniejszy zarzut powiada, jak mi się zdaje, iż gdy widzimy rzecz podwójnie (mamy to, co nazywa się jej "podwójnym obrazem", to z pewnością mamy dwie dane zmysłowe, z których każda jest daną tej widzianej powierzchni, a zatem obie nie mogą być z nią identyczne; a jednak wydaje się, iż jeśli jakaś dana zmysłowa jest kiedykolwiek identyczna z tą powierzchnią, której daną zmysłową stanowi, to każdy z tych tak zwanych "obrazów" takim by być musiał. Wygląda więc na to, że każda dana zmysłowa jest, koniec końców, jedynie "reprezentacją" powierzchni, której daną zmysłową stanowi.

2. Ale jeśli tak, to w jakiej relacji pozostaje ona do owej powierzchni?

Ów drugi typ poglądów głosi, że wiedząc, iż "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni", wiem w odniesieniu do danej zmysłowej bądącej daną tej powierzchni nie to, że ona sama jest częścią powierzchni ludzkiej dłoni, ale coś następującego rodzaju. Zachodzi, powiada on, pewna relacja R taka, że tym, co wiem w odniesieniu do tej danej zmysłowej jest bądź "Istnieje jedna i tylko jedna rzecz, o któej prawdą jest zarazem, iż jest ona częścią powierzchni ludzkiej dłoni i że pozostaje w relacji R do tej danej zmysłowej", bądź też "Istnieje zbiór rzeczy, o których prawdą jest zarazem, iż ów zbiót ujęty kolektywnie jest częścią powierzchni ludzkiej dłoni, a także, że każdy element tego zbioru pozostaje w R do tej danej zmysłowej, a nic, co nie jest elementem tego zbioru, w R do niej nie pozostaje".

Oczywiście, w przypadku tego drugiego typu możliwych jest wiele różnych poglądów, odmiennych ze względu na pogląd, jaki przyjmują co do tego, czym jest relacja R. Ale tylko jeden z nich jest, jak mi się zdaje, wiarygodny; ten mianowicie, wedle którego R jest relacją ostateczną i nieanalizowalną, którą wyrazić można mówiąc, iż "xRy" znaczy to samo, co "y jest wyglądem lub przejawem x". Odpowiedź ta prowadziłaby zatem do następującej analizy zdania "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni": "Istnieje jedna i tylko jedna rzecz, o której prawdą jest zarazem, iż jest ona częścią powierzchni ludzkiej dłoni, jak i to, że ta dana zmysłowa jest jej wyglądem lub przejawem".

W stosunku do tego rodzaju poglądu również istnieją, jak mi się wydaje, bardzo poważne zarzuty, wywiedzione zwłaszcza z rozważań nad pytaniem, skąd w ogóle możemy wiedzieć, w odniesieniu do jakichkolwiek z naszych danych zmysłowych, że istnieje jedna i tylko jedna rzecz pozostająca do nich w takiej domniemanej ostatecznej relacji; a jeśli to wiemy, to skąd w ogóle możemy o takich rzeczach wiedzieć coś więcej, np. jakiego są kształtu lub rozmiaru.

3. Jeśli odrzucimy 1 i 2, to jedyną, jak mi się wydaje, alternatywę stanowi trzeci typ odpowiedzi; J. S. Mill dawał, jak mi się wydaje, do zrozumienia, że jest to prawdziwy typ odpowiedzi, mówiąc, iż rzeczy materialne są "stałymi możliwościami wrażeń". Sądził on, jak się wydaje, że gdy znam fakt w rodzaju "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni", to tym, co wiem w odniesieniu do danej zmysłowej będącej głównym przedmiotem tego faktu, jest nie to, iż ona sama jest częścią powierzchni ludzkiej dłoni ani też, w odniesieniu do jakiejkolwiek relacji, że owa rzecz pozostająca do niej w tej relacji jest częścią powierzchni ludzkiej dłoni, znam natomiast cały zbiór hipotetycznych faktów, z których każdy jest faktem o formie "Gdyby spełnione były te warunki, to spostrzegałbym daną zmysłową powiązaną wewnętrznie w ten sposób z daną zmysłową". "Gdyby spełnione były te (inne) warunki, to spostrzegałbym daną zmysłową powiązaną wewnątrznie w ten (inny) sposób z daną zmysłową", itd., itd.

W odniesieniu do tego trzeciego rodzaju poglądów na analizę sądów rozważanego przez nas rodzaju znów wydaje mi się, że być może jest on prawdziwy; jest jednak, jak mi się wydaje, wielkim błędem uważać (jak zdawali się uważać sam Mill i inni), iż jest on z pewnością lub niemal z pewnością prawdziwy, podobnie jak uważać, w odniesieniu do 1 i 2, że są one z pewnością lub niemal z pewnością prawdziwe. Istnieją, jak mi się wydaje, bardzo poważne przeciw niemu zarzuty; trzy w szczególności: (a) że choć zazwyczaj znam fakt taki jak "To jest dłoń", to z pewnością znam pewne hipotetyczne fakty o formie "Gdyby te warunki były spełnione, spostrzegałbym daną zmysłową tego rodzaju, będącą daną zmysłową tej samej powierzchni, której daną zmysłową ona stanowi", to jest, jak mi się wydaje, wątpliwe, czy jakieś warunki, w odniesieniu do których to wiem, same nie są warunkami o formie "Gdyby ta a ta rzecz materialna znalazła się tam a tam i w tych warunkach...", (b) że znów wydaje się bardzo wątpliwe, czy istnieje jakaś relacja wewnątrzna taka, iż moja wiedza, że (w tych warunkach) spostrzegałbym daną zmysłową tego rodzaju, będącą daną zmysłową tej samej powierzchni, której daną zmysłową ona stanowi, jest równoważna wiedzy, w odniesieniu do tej relacji, iż w tych warunkach spostrzegałbym daną zmysłową powiązaną ową relacją z daną zmysłową i (c) że gdyby to było prawdą, to sens, w jakim powierzchnia materialna jest "okrągła" lub "kwadratowa", byłby z konieczności zupełnie inny niż sens, w jakim nasze dane zmysłowe ukazują się nam we wrażeniach jako "okrągłe" lub "kwadratowe".

V. Tak jak uważam, iż sąd "Istnieją i istniały rzeczy materialne" jest z pewnością prawdziwy, ale że żadna z udzielonych dotąd odpowiedzi na pytanie, jak ten sąd należy analizować, nie jest w żadnym punkcie niezawodnie prawdziwa, tak też uważam, iż sąd "Istnieje i istniało wiele jaźni" jest na pewno prawdziwy, ale że tu znów wszystkie zaproponowane dotąd przez filozofów analizy tego sądu są wysoce wątpliwe.

To, że spostrzegam w tej chwili wiele różnych danych zmysłowych i że w wielu chwilach w przeszłości spostrzegałem wiele różnych danych zmysłowych, wiem na pewno - to znaczy wiem, iż istnieją fakty umysłowe klasy (β), powiązane w sposób, które poprawnie wyraża powiedzenie, że wszystkie one są faktami o mnie; ale jak tego rodzaju związki należy analizować, tego na pewno nie wiem, ani też nie sądzę, by jakiś inny filozof to wiedział w stopniu bliskim pewności. Tak jak w przypadku sądu "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni" istnieje kilka skrajnie różnych poglądów na temat jego analizy, a każdy z nich, jak mi się wydaje, jest możliwy, ale żaden nie jest bliski pewności, tak też jest w przypadku sądu "Ta dana zmysłowa, tamta i tamta są wszystkie w tej chwili przeze mnie spostrzegane", a tym bardziej w przypadku sądu "Ja spostrzegam w tej chwili tę daną zmysłową i ja w przeszłości spostrzegałem dane zmysłowe tych innych rodzajów". Nie ma, jak mi się zdaje, żadnych wątpliwości co do prawdziwości tych sądów, a jednak co do tego, jak wygląda ich poprawna analiza, są, jak mi się zdaje, wątpliwości ogromne - poprawna analiza może, na przykład, być tak paradoksalna, jak trzeci pogląd wyrażony w IV na temat analizy "To jest część powierzchni ludzkiej dłoni", choć jest, jak mi się zdaje, równie wątpliwe, czy jest ona tak paradoksalna, jak w tamtym przypadku. Z drugiej strony, jak mi się zdaje, wielu filozofów zakładało, że jest niewiele lub nie ma żadnych wątpliwości co do poprawnej analizy takich sądów; wielu też z nich, odwracając akurat moje stanowisko, uważało też, iż same te sądy nie są prawdziwe.