DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Tomasso CAMPANELLA

Państwo Słońca

La Città del Sole (1602, publ.1623), tłum. L. i R. Brandwainowie

HOSPITALARIUSZ: Opowiedzże mi, proszę, o wszystkich przygodach, jakie miałeś ostatnio na morzu.

GENUEŃCZYK: Już ci mówiłem, jakem płynął dookoła świata i dotarł wreszcie do Taprobany; zmuszony wysiąść na brzeg, skryłem się do lasu z obawy przed tubylcami; gdy w końcu z niego wyszedłem, rozpostarła się przede mną duża równina, leżąca wprost na ekwatorze.

HOSPITALARIUSZ: A tam co się tobie przydarzyło?

GENUEŃCZYK: Nieoczekiwanie natknąłem się na duży zastęp zbrojnych mężczyzn i kobiet, z których wielu znało nasz język. Oni natychmiast zaprowadzili mnie do Miasta Słońca.

HOSPITALARIUSZ: Opowiedz, jak jest zbudowane to miasto i jak się rządzi.

GENUEŃCZYK: Na rozległej równinie wznosi się wysokie wzgórze, na którym leży większa część miasta; liczne jego okolice szerokim pierścieniem ciągną się u stóp góry, która jest tak wielka, że średnica miasta wynosi ponad dwie mile, obwód zaś siedem. A że leży na stokach górskich, w rzeczywistości ma większy obszar, niż gdyby było na równinie. Dzieli się miasto na siedem dużych obwodów lub kręgów, noszących nazwy siedmiu planet; wchodzisz z jednego kręgu do drugiego czterema brukowanymi ulicami, przez cztery bramy obrócone na cztery strony świata. W istocie miasto jest tak zbudowane, że gdyby się zdobyło szturmem pierwszy krąg, to drugi wypadłoby brać ze zdwojonym wysiłkiem, a trzeci z jeszcze większym, i tak ciągle należałoby w dwójnasób tracić siły i trud. A więc jeśliby kto zechciał zdobyć szturmem to miasto, musiałby je zdobywać siedmiokrotnie. Moim jednak zdaniem, nawet pierwszego kręgu nie podobna wziąć, gdyż bronią doń dostępu szeroki wał z ziemi, bastiony, wieże, bombardy i fosy. Wszedłszy więc przez północną bramę (która jest okuta żelazem i tak zbudowana, że daje się łatwo podnosić, opuszczać i szczelnie zamykać dzięki przemyślnie urządzonym wypustom, poruszającym się we wgłębieniach mocnych filarów) ujrzałem przestrzeń szerokości siedemdziesięciu kroków między pierwszym a drugim murem. Stamtąd widać duże gmachy, połączone z murem drugiego kręgu w ten sposób, że tworzą, rzec można, jakby jedną całość. W połowie ich wysokości biegną dookoła nieprzerwanym ciągiem łukowate sklepienia, na których mieszczą się galerie dla przechadzek; od dołu są one podparte wspaniałymi grubymi kolumnami, okalającymi je na podobieństwo perystylów lub klasztornych korytarzy. Z dołu budynki te mają wejścia tylko z wewnętrznej, wklęsłej strony muru; do parterowych pomieszczeń wchodzi się wprost z ulicy, do wyższych zaś — marmurowymi schodami, prowadzącymi do takichże krużganków wewnętrznych, a z nich — do górnych wspaniałych komnat z oknami na zewnętrzną i wewnętrzną stronę muru, przegrodzonych cienkimi ścianami. Wypukły, to jest zewnętrzny mur ma osiem cali grubości, wklęsły — trzy, a środkowe przegródki — od jednego do półtora.

Stąd droga prowadzi do drugiej przestrzeni między murami, o trzy prawie kroki węższej niż poprzednia, i znowu widać pierwszy mur następnego kręgu z podobnymi krużgankami na górze i na dole; od wewnętrznej strony ciągnie się drugi mur otaczający gmachy z takimiże perystylami i galeriami, wspartymi od dołu na kolumnach; na górze zaś, tam gdzie znajdują się podwoje do górnych komnat, ścianę zdobią wspaniałe malowidła. W ten sposób poprzez podobne kręgi i podwójne mury, które odgraniczają gmachy z wysuniętymi na zewnątrz krużgankami na kolumnach, dochodzisz aż do ostatniego kręgu, idąc ciągle po równej przestrzeni; jednakże przejście przez podwójne bramy, to znaczy w zewnętrznym i wewnętrznym murze, biegnie po stopniach; ale dzięki ich układowi nie spostrzeżesz prawie wchodzenia w górę, gdyż schody biegną na ukos i wznoszą się niezwykle łagodnie. Na szczycie góry, na otwartym obszernym placu widnieje pośrodku świątynia, niezwykłym kunsztem wzniesiona.

HOSPITALARIUSZ: Mówże dalej, mów, zaklinani cię na życie!

GENUEŃCZYK: Świątynia jaśnieje pięknem swej doskonalej okrągłości; nie otacza jej żaden mur, wspiera się jedynie na grubych, harmonii pełnych kolumnach. Ogromną kopułę o zadziwiającej budowie wieńczy pośrodku, czyli w zenicie, mała kopuła z oknem wprost nad ołtarzem. W centrum świątyni znajduje się ten jedyny ołtarz, odgrodzony kolumnami. Świątynia ma ponad trzysta pięćdziesiąt kroków obwodu. Na głowicach kolumn z zewnątrz opierają się łuki sklepień, wysunięte na osiem blisko kroków i podparte drugim rzędem kolumn, które spoczywają na grubym i mocnym parapecie wysokości trzech kroków; między nim a pierwszym rzędem kolumn biegną dolne krużganki, wykładane pięknym kamieniem; po wklęsłej stronie parapetu, przeciętego wieloma szerokimi przejściami, stoją nieprzenośne ławy; ale między wewnętrznymi kolumnami wspierającymi świątynię nie brak też przenośnych ozdobnych krzeseł. Na ołtarzu widać tylko jeden ogromny globus z obrazem całego nieba i drugi — z obrazem ziemi. Dalej, na sklepieniu wielkiej kopuły oznaczono wszystkie gwiazdy nieba od pierwszej do szóstej wielkości, podając pod każdą z nich w trzech krótkich wierszach jej nazwę i moce, jakimi wpływa na ziemskie sprawy. Są tam bieguny oraz większe i niniejsze kręgi, nakreślone w świątyni prostopadle do horyzontu, lecz nie wykończone, gdyż na dole nie ma muru; ale można je uzupełnić podług globusów z ołtarza. Posadzka lśni od drogocennych kamieni. Siedem złotych lamp, noszących nazwy siedmiu planet wisi płonąc niegasnącym ogniem. Małą kopułę nad świątynią otacza kilka niewielkich, lecz ładnych cel, a za otwartym przejściem nad krużgankami lub arkadami wewnętrznych i zewnętrznych kolumn jest ich wiele, przestronnych i ładnych, a mieszka w nich około czterdziestu ośmiu kapłanów i mężów świątobliwych. Nad mniejszą kopułą widać chorągiewkę wskazującą kierunki wiatrów, których rozróżniają aż trzydzieści sześć. Oni wiedzą, jaki rok każdy z nich zapowiada i jakie zmiany na lądzie i morzu przynosi, ale tylko w ich klimacie. Tamże, pod chorągiewką, przechowują zwój zapisany złotymi literami.

HOSPITALARIUSZ: Proszę cię, dzielny mężu, wyłóż mi dokładnie cały ich system rządzenia. To mnie szczególnie ciekawi.

GENUEŃCZYK: Głową państwa jest u nich kapłan, którego zwą w swoim języku HOH, co u nas znaczyłoby: Metafizyk. Ten sprawuje najwyższą władzę, zarówno świecką, jak i duchowną, i we wszelkich sprawach i sporach on wydaje wyroki ostateczne. U jego boku stoją trzej współwladcy: Pon, Sin i Mor, co w naszym jęzvku brzmi: Moc, Mądrość i Miłość. Do Mocy należą sprawy wojny i pokoju, rzemiosło wojenne, naczelne dowództwo na wojnie, ale i pod tym względem nie stoi on wyżej od ʘ. Kieruje również urzędami wojskowymi, żołnierzami, ma w swojej pieczy zaopatrzenie w broń, fortyfikacje, oblężenia, machiny wojenne, warsztaty i rzemieślników, którzy stanowią ich obsługę.

Mądrości podlegają nauki wvzwolone i techniczne oraz wszelkie inne umiejętności, odpowiedni urzędnicy, uczeni i szkoły. Ma on pod sobą tylu funkcjonariuszy, ile jest nauk: jest więc Astrolog, Kosmograf, Arytmetyk, Geometra, Historiograf, Poeta, Logik, Retor, Gramatyk, Medyk, Fizjolog, Polityk i Moralista. Jedyna ich księga, zwana Mądrość, zawiera niezwykle przystępny i treściwy wykład wszystkich nauk. Czytają ją ludowi według zwyczaju pitagorejczykówt.

Z polecenia Mądrości w całym mieście pokryto mury — zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, niższe i wyższe — przepięknymi malowidłami, które w niezwykle przejrzystym układzie przedstawiają wszystkie nauki. Na zewnętrznych ścianach świątyni widnieją gwiazdy, a przy każdej z nich podano w trzech wierszach jej wielkość, moc i ruch. Ujrzysz je również na zasłonach, które opuszcza się, ilekroć kapłan przemawia na zgromadzeniu, aby głos z należytą mocą docierał do słuchaczy. Na wewnętrznym murze pierwszego kręgu wzrok przyciągają figury matematyczne; nie brak z nich żadnej, a jest ich znacznie więcej, niż odkrył Archimedes i Euklides; nakreślono je proporcjonalnie do wysokości muru; każdej towarzyszy jeden wiersz odpowiedniego objaśnienia: są tam definicje, twierdzenia itp. Na zewnętrznej, wypukłej stronie muru znajduje się przede wszystkim ogromny obraz całej ziemi, a za nim szczegółowe karty przeróżnych krajów. Zwięzłą prozą opisano tu obyczaje, prawa, charakter, pochodzenie i siły ich mieszkańców. Również i alfabety, którymi posługują się te kraje, umieszczono nad alfabetem Miasta Słońca. Na wewnętrznym murze drugiego kręgu, czyli drugiego rzędu gmachów, widać — obok barwnych obrazów wszelkiego rodzaju drogich i pospolitych kamieni, minerałów i metali — również próbki w naturze, z podanymi wszędzie objaśnieniami w dwóch wierszach. Malowidła na zewnętrznej stronie muru przedstawiają morza i rzeki, jeziora i źródła całego świata, a także wina, oleje oraz wszelkie ciecze, z objaśnieniem ich pochodzenia, przymiotów i użyteczności; na występach muru, dla leczenia rozmaitych schorzeń, przechowuje się w naczyniach różne płyny, które liczą od stu do trzystu lat. Są tam również wierne obrazy gradu, śniegu, burzy i wszelkich innych zjawisk atmosferycznych, z odpowiednimi wierszami opisu. Co więcej, owładnęli sztuką wywoływania wszystkich tych zjawisk — wiatru, deszczu, gromów, tęczy itp. — u siebie, w pomieszczeniach zamkniętych.

Na wewnętrznej stronie muru trzeciego kręgu odtworzono wszelkie gatunki drzew i ziół; niektóre rosną w doniczkach na występach zewnętrznej ściany budynków. W objaśnieniach podano, gdzie je po raz pierwszy odkryto, jaką mają moc i właściwości, jakie podobieństwa do zjawisk niebieskich, do metali, do części ciała ludzkiego, do zjawisk morskich, jak się je stosuje w medycynie itd. Na zewnętrznej zaś — wszelkie rodzaje ryb żyjących w rzekach, jeziorach i morzach, ich zwyczaje, właściwości, sposób rozmnażania się, życia, hodowli, jaki z nich pożytek dla świata i dla nas, a także ich podobieństwo do przedmiotów niebieskich i ziemskich, naturalnych i sztucznych, tak że osłupiałem na widok ryby-biskupa, ryby-łańcucha, pancerza, gwoździa, gwiazdy, członka męskiego i ryb dokładnie odpowiadających swoim wyglądem rzeczom, które u nas istnieją. Można tam zobaczyć i jeża morskiego, konchę, ostrygi itp. I wszystko, cokolwiek godnego poznania jest w świecie wodnym, przedstawiono tu w zadziwiających obrazach i opatrzono opisem.

Na wewnętrznej stronie czwartego kręgu malowidła przedstawiają wszystkie gatunki ptaków, ich właściwości, wielkość, zwyczaje, upierzenie, tryb życia itp. I feniksa uważają oni za ptaka istniejącego w rzeczywistości. Na zewnętrznej stronie widnieją wszystkie rodzaje płazów, jak węże, smoki, robaki oraz owady, a więc muchy, komary, ślepy, chrząszcze itd., z objaśnieniami dotyczącymi ich mocy, właściwości, rodzajów jadu oraz sposobów zastosowania. Jest ich tam o wiele więcej, niżby można było sobie wyobrazić. Na wewnętrznej stronie muru piątego kręgu mamy wyższe gatunki zwierząt naszej kuli ziemskiej, i to w liczbie wprost zdumiewającej: nawet tysiącznej części ich nie znamy. A że jest ich bardzo wiele i dużych rozmiarów, namalowano je i na zewnętrznej stronie muru. Ile ras samych tylko koni! Co za wspaniałe kształty i jakie rzeczowe objaśnienia!

Na wewnętrznej stronie muru szóstego kręgu pokazano wszelkie rzemiosła z odpowiednimi narzędziami oraz użytek, jaki z nich robią różne narody; ułożono je według ważności i opatrzono opisami; obok widnieją także ich wynalazcy. Na zewnętrznej zaś stronie znajdują się podobizny wszystkich twórców nauk, wynalazców broni i prawodawców; widziałem tam Mojżesza, Ozyrysa, Jowisza, Merkurego, Likurga, Pompiliusza, Pitagorasa, Zalmoksysa, Solona, Charondasa, Foroneusza i wielu innych; trafił tam również Mahomet, którym jednak gardzą jako głupim i lichym prawodawcą. Ale na najbardziej poczesnym miejscu widziałem wizerunek Jezusa Chrystusa i dwunastu apostołów, których otaczają głęboką czcią, wielbiąc w nich nadludzi. Widziałem Cezara, Aleksandra, Pirrusa, Hannibala i innych bohaterów, okrytych sławą na wojnie i w czasie pokoju, głównie Rzymian, których podobizny mieszczą się na dolnej części muru, pod arkadami. I gdy w podziwie pytałem, skąd oni znają naszą historię, wytłumaczyli mi, że cenią znajomość wszystkich języków i stale rozsyłają po całym świecie specjalnych emisariuszy i posłów, zlecając im, aby poznawali dokładnie zwyczaje, siły, ustroje i dzieje poszczególnych narodów, wszystko, co jest dobre i złe u nich, i donosili o tym swojej rzeczypospolitej; to ich bardzo ciekawi. Dowiedziałem się, że bombardy i druk wynaleźli Chińczycy wcześniej niż my. Objaśnianiem tych obrazów zajmują się u nich preceptorzy, i dzieci bez wysiłku, jakby w zabawie, przed dziesiątym rokiem życia wdrażają się do wszystkich nauk w sposób poglądowy.

Miłość ma pieczę przede wszvstkim nad rodzeniem dzieci i nad tym, aby związek kobiety z mężczyzną wydał jak najlepsze potomstwo. Śmieją się też z nas, że przy naszej ogromnej dbałości o ulepszenie rasy psów i koni zaniedbujemy gatunek ludzki. W zakres władzy tego triumwira wchodzi również wychowanie niemowląt, lecznictwo, przygotowywanie leków, zasiewy, zbiory plonów i płodów, uprawa roli, pasterstwo, posiłki, kuchnia i w ogóle wszystko, co się odnosi do wyżywienia, odzieży i stosunków płciowych. Jemu też podlegają liczni kierownicy i kierowniczki, do tych spraw przydzieleni. Metafizyk zaś czuwa nad tym wszystkim za pośrednictwem wspomnianych już trzech współwładców; bez jego wiedzy nic się nie dzieje. Wszystkie sprawy rzeczypospolitej są roztrząsane przez te cztery osoby i zdanie Metafizyka wszyscy zgodnie przyjmują.

HOSPITALARIUSZ: A teraz powiedz, proszę cię: te ich władze, urzędy, obowiązki, wychowanie, tryb życia — co to jest: republika, monarchia czy też arystokracja?

GENUEŃCZYK: Lud ten przybył z Indii, uchodząc przed zalewem Mongołów pustoszących kraj, przed rozbójnikami i tyranami. W nowej ojczyźnie postanowił prowadzić życie filozofów na zasadach wspólnoty. Chociaż wśród pozostałych mieszkańców tej ziemi nie przyjęła się wspólnota kobiet, u nich samych jednak weszła w zwyczaj, jako że wszystkim władają po społu. Rozdział dóbr jest w ręku funkcjonariuszy; jednakże wiedzę, zaszczyty i rozkosz uważają za wspólne w takim stopniu, że nikt w tej dziedzinie niczego nie może sobie przywłaszczyć. Wszelka własność, jak twierdzą, powstaje i umacnia się dzięki temu, że każdy z nas ma swoje własne domostwo, własną żonę i dzieci. Stąd pochodzi samolubstwo, gdyż pragnąc zapewnić synowi bogactwa i zaszczyty i zostawić mu w dziedzictwie dużą fortunę, staje się każdy z nas albo złodziejem mienia publicznego, jeśli liczy na bezkarność ze względu na swoje dostatki i pochodzenie, albo sknerą, zdrajcą i obłudnikiem, gdy brak mu sił, mienia i paranteli. Ale gdy wyzbędziemy się samolubstwa, zostaje w nas tylko umiłowanie wspólnoty.

HOSPITALARIUSZ: A. więc nikt nie zechce pracować, skoro będzie liczył na to, że przeżyje kosztem pracy innych, co już Arystoteles wytknął Platonowi.

GENUEŃCZYK: Ja tam rozprawiać nie umiem, niemniej jednak zapewniam cię: oni pałają tak wielką miłością do ojczyzny, że wprost trudno ją sobie wyobrazić; większą niż Rzymianie, którzy — jak głoszą podania — dobrowolnie umierali za swój kraj. Bo też w większym niż Rzymianie stopniu wyrzekli się własności. Jestem naprawdę przekonany, że gdyby bracia, mnisi i klerycy nasi nie ulegali miłości do krewnych i przyjaciół oraz nienasyconej żądzy dostojeństw, to byliby o wiele bardziej nieskazitelni, mniej przywiązywaliby się do własności, darzyliby większą miłością swych bliźnich, jak to było za czasów apostolskich, jak to dziś jeszcze większość czyni.

HOSPITALARIUSZ: Tak, zdaje się, mówi święty Augustyn; uważam jednak, że wśród tego rodzaju ludzi przyjaźń nie ma żadnego znaczenia, gdyż nie mają z czego wyświadczać sobie wzajemnych dobrodziejstw.

GENUEŃCZYK: A właśnie, że ogromne; warto bowiem zwrócić uwagę na to, że chociaż jeden drugiemu nie może robić żadnych podarunków — gdyż wszystko, czego im potrzeba, otrzymują od wspólnoty, przy czym funkcjonariusze skrupulatnie pilnują, by nikt nie otrzymywał więcej, niż mu się należy, nie pozbawiając ich wcale rzeczy niezbędnych — to jednak przyjaźń przejawia się u nich na wojnie, podczas choroby, przy współzawodnictwie w nauce, kiedy jeden drugiemu pomaga i dzieli się wiadomościami, czy też w pochwałach, czy w słowach zachęty, w czynnościach urzędowych, w użyczaniu sobie nawzajem rzeczy koniecznych.

Wszyscy rówieśnicy mówią do siebie "bracie", starszych od siebie o dwadzieścia dwa lata nazywają "ojcami", młodszych zaś o dwadzieścia dwa lata "synami". I funkcjonariusze baczną na to zwracają uwagę, aby jeden drugiemu nigdy nie uchybił w tym braterstwie.

HOSPITALARIUSZ: W jaki sposób?

GENUEŃCZYK: Mają tylu funkcjonariuszy, ile my rozróżniamy cnót: a więc jest funkcja zwana Wielkoduszność, jest Męstwo, Czystość, Szczodrobliwość, Sprawiedliwość karna i cywilna, Przemyślność. Szczerość, Dobroczynność, Wdzięczność, Pogoda, Pilność, Wstrzemięźliwość itd. Wybiera się na nie ludzi, których cnoty już od dzieciństwa w szkole uznano za najbardziej dla tych zajęć odpowiednie. A ponieważ nie można spotkać wśród nich ani rozboju, ani podstępnych mordów, ani gwałtu, ani kazirodztwa, ani cudzołóstwa, ani innych zbrodni, o które my się nawzajem oskarżamy, przeto oni ścigają u siebie niewdzięczność, złośliwość, odmowę uczciwego zadośćuczynienia, opieszałość, przygnębienie, zapalczywość, błazeństwo, obmowę, kłamstwo, którego nienawidzą więcej niż zarazy. I winnych pozbawia się za karę albo wspólnej uczty, albo obcowania z kobietami, albo innych zaszczytów — na przeciąg takiego czasu, jaki sędzia uzna za konieczny dla odkupienia winy.

HOSPITALARIUSZ: Powiedz, w jaki sposób odbywa się wybór funkcjonariuszy?

GENUEŃCZYK: Dobrze tego nie zrozumiesz, zanim nle poznasz ich trybu życia. Po pierwsze, masz wiedzieć, mężczyźni i kobiety noszą ten sam prawie ubiór, przystosowany do rzemiosła wojennego, z tą tylko różnicą, że u kobiet płaszcz sięga niżej kolan, u mężczyzn zaś do kolan. I wszyscy u nich pobierają wszelkie nauki razem. Między pierwszym a trzecim rokiem życia dzieci opanowują mowę i uczą się abecadła, spacerując dookoła murów. Dzielą się na cztery oddziały, którymi kierują czterej starcy, najbardziej doświadczeni spośród wszystkich nauczycieli. Oni właśnie nieco później zaprawiają dziatwę do gimnastyki i biegu, do rzucania dyskiem oraz do innych ćwiczeń i gier rozwijających wszystkie członki równomiernie, przy czym aż do siódmego roku życia wychowankowie chodzą zawsze boso i z odkrytą głową. W tym samym okresie zwiedzają pracownie szewców, piekarzy, kowali, stolarzy, malarzy itd., co pozwala poznać skłonności i uzdolnienia każdego ucznia. W ósmym roku życia dzieci zapoznaje się najpierw z elementarnymi zasadami matematyki, według rysunków na murze, a potem kieruje się je na wykłady różnych nauk przyrodniczych. Każdej z nich naucza po czterech wykładowców i w ciągu czterech godzin obsługują oni wszystkie cztery oddziały uczniów; i tak, gdy jedni uprawiają ćwiczenia cielesne, wykonują prace pożyteczne dla ogółu albo spełniają obowiązki społeczne, drudzy pilnie słuchają lekcji.

Później zajmują się wszyscy trudniejszymi naukami: matematyką, medycyną i innymi, wśród nieustannych dysput i zaciekłych sporów. Każdy z nich bowiem otrzymuje potem funkcję w zakresie tych nauk lub rzemiosł, w których najbardziej celował według zdania swego przełożonego, który jest sędzią zarazem. Wychodzą także na pola i pastwiska, aby naocznie poznać i opanować roboty rolne oraz chów bydła; i ten uchodzi za znakomitszego i bardziej dostojnego, kto więcej posiadł sztuk i rzemiosł oraz umiejętniej je stosuje. Właśnie dlatego kpią z nas, że nazywamy rzemieślników ludźmi niskiego stanu, a za szlachtę uważamy tych, którzy nie znają żadnego kunsztu, prowadzą próżniaczy tryb życia i mają mnóstwo sług dla swojej bezczynności i rozpusty. Jakby ze szkoły występku, wychodzi stąd na zgubę państwa tylu nierobów i złoczyńców. Wyboru zaś pozostałych funkcjonariuszy dokonują owi czterej główni władcy: ʘ, Pon, Sin i Mor oraz mistrzowie odpowiednich nauk i rzemiosł. Ci ostatni dobrze wiedzą, kto najbardziej nadaje się na kierownika danego zawodu lub opiekuna danej cnoty. Nikt sam się nie ubiega o godności, jak to u nas zwykle bywa, lecz na radzie funkcjonariusze podają kandydatów i każdy, kto zna te osoby, wypowiada się za nimi lub przeciw ich wyborowi.

Ale godność ʘ może osiągnąć tylko ten, który zna historię wszystkich ludów, wszystkie ich obyczaje, obrzędy religijne, prawa, wszystkie republiki i monarchie, prawodawców, twórców nauk i sztuk, układ oraz budowę niebios i ziemi. Musi również poznać wszystkie rzemiosła (w ciągu bowiem niespełna dwóch dni można każdego z nich się wyuczyć, nie dochodząc oczywiście do wprawy, niemniej zetknięcie się z rzemiosłem i oglądanie odpowiednich rysunków ułatwia rzecz całą). Obowiązuje go także znajomość nauk fizycznych, matematycznych i astrologicznych. Nie przywiązuje się tak wielkiej wagi do języków, gdyż mają wielu tłumaczy, których funkcje w rzeczypospolitej pełnią gramatycy. Lecz przede wszystkim należy doskonale opanować metafizykę i teologię; zgłębić założenia, zasady i osiągnięcia wszystkich sztuk oraz nauk; podobieństwa i różnice między rzeczami; konieczność, przeznaczenie i harmonię świata; potęgę, mądrość i miłość w rzeczach i w Bogu; stopnie bytów i ich odpowiedniki w rzeczach niebieskich, ziemskich, morskich i idealnych w Bogu, w tej mierze, w jakiej to jest dostępne dla śmiertelnika, a także poznać proroków i astrologię. Przeto już zawczasu wiedzą, kto zostanie ʘ. Nikt jednak przed ukończeniem trzydziestu pięciu lat nie może osiągnąć tej wysokiej godności. A piastuje się ten urząd bez przerwy tak długo, dopóki nie wyrośnie ktoś mędrszy od poprzednika i bardziej odpowiedni dla sprawowania władzy.

HOSPITALARIUSZ: Któż to może posiąść tyle wiadomości?! Poza tym człowiek pochłonięty nauką wydaje mi się raczej niezdolnym do rządzenia.

GENUEŃCZYK: Ten sam argument i ja przeciwstawiłem im, na co mi odparli: "Tlo właśnie my, przy tak wszechstronnie wykształconym mężu, mamy większą niż wy pewność, że będzie mądrze rządził; wy bowiem powierzacie państwo nieukom i dlatego tylko, że pochodzą ze znakomitego rodu lub że są elektami przemożnego stronnictwa, uważacie ich za odpowiednich do piastowania władzy. Ale nasz ʘ, nawet przy zupełnym braku doświadczenia w rządach, nigdy nie będzie ani okrutnikiem, ani zbrodniarzem, ani tyranem, dlatego właśnie, że tyle posiada wiadomości. A poza tym wiedzcie, że ten sam argument przeciw wam się obraca, skoro za najbardziej wykształconego u was uchodzi człowiek, który więcej poznał gramatyki lub logiki Arystotelesa czy też innego autora. Wasza wiedza wymaga tylko niewolniczej pamięci i trudu; przez nią człowiek tępieje, ponieważ ogarnia nie rzecz samą, lecz książkowe słowa, i ucząc się martwych znaków rzeczy — spłyca duszę. W wyniku nie rozumie tego, w jaki sposób Bóg rządzi istnością, nie zna praw i zwyczajów w naturze i wśród różnych ludów, co żadną miarą do naszego ʘ odnieść się nie może. Nie zdoła bowiem opanować tylu sztuk i nauk ten, kto nie posiada wybitnych i wszechstronnych zdolności, a zatem również bardzo dużych zdolności do rządzenia. Wiadomo nam również, że kto zajmuje się tylko jedną jakąś nauką, ani jej, ani innych nie zna należycie, i że kto wykazuje zdolności tylko w jednej dziedzinie wiedzy, zaczerpniętej z ksiąg, śniedzieje w nieuctwie. Ale to się nie zdarza z umysłami giętkimi, chłonącymi wszelkiego rodzaju umiejętności i z natury zdolnymi ogarnąć rzecz; a takim właśnie powinien być nasz ʘ. Prócz tego w naszym mieście, jak widzisz, z taką łatwością zdobywa się wiedzę, że u nas za jeden rok uczniowie czynią większe postępy niż u was w ciągu dziesięciu lub piętnastu lat. Sprawdź to, proszę, na naszych dzieciach".

I rzeczywiście, poraziła mnie wprost słuszność ich wywodów, jak też odpowiedzi tych dzieci, które dobrze znały mój język. Tak bowiem u nich jest, że każda trójka uczniów powinna znać albo nasz język, albo arabski, albo polski, albo jakiś inny, i zezwala im się tylko na taki wypoczynek, który wzbogaca ich wiadomości. W tym też celu wychodzą oni na okoliczne polany ćwiczyć się w biegu, strzelać z łuku, rzucać oszczepem, bić z rusznic, polować na dziką zwierzynę, rozpoznawać zioła, kamienie itp. oraz uczyć się uprawy roli i chowu bydła, na przemian jeden oddział po drugim.

Trzej zaś współwładcy ʘ muszą opanować tylko te nauki, które dotyczą zakresu ich czynności, przeto wiedzę ogólną, którą każdy musi posiadać, zdobywają poglądowo, a własne dziedziny nauki znają wyśmienicie, oczywiście lepiej niż ktokolwiek inny. Toteż Moc zna się najlepiej na sztuce jazdy konnej, na sprawowaniu szyków, rozbijaniu obozów, na fabrykacji wszelkiego rodzaju broni, machin wojennych, na wojennych podstępach, na całym rzemiośle wojennym w ogóle. Tacy władcy muszą też koniecznie być filozofami, historykami, politykami i fizykami. To samo odnosi się i do dwóch pozostałych triumwirów.

HOSPITALARIUSZ: Bardzo bym chciał, abyś mi opowiedział o wszystkich instytucjach, o każdej z oddzielna, i dokładnie wytłumaczył wychowanie społeczne Solariuszy.

GENUEŃCZYK: Mają wspólne domy mieszkalne, sypialnie, łóżka i wszelkie inne niezbędne rzeczy. Ale co sześć miesięcy kierownicy wyznaczają, kto w jakim kręgu będzie spał, kto w pierwszej sypialni, a kto w drugiej; każda z nich jest oznaczona literami na odrzwiach. Zarówno rzemiosła, jak i nauki są wspólne dla kobiet i mężczyzn, z tą różnicą, że najtrudniejsze rzemiosła i zajęcia poza obrębem miasta wykonują mężczyźni, jak na przykład: orkę, siew, zbiór plonów, młockę, a także winobranie. Natomiast do dojenia owiec i wyrabiania sera wyznacza się również kobiety; podobnie wychodzą one do pobliskich ogrodów podmiejskich zbierać i uprawiać warzywa. Zawody zaś, które wykonuje się siedząc lub stojąc, a więc tkanie, przędzenie, szycie, strzyżenie włosów i brody, przygotowywanie leków oraz wszelkiego rodzaju odzieży — należą do kobiet. Nie ma ich jednak w stolarstwie ani przy wyrobie broni. Nie zakazują im malarstwa, jeżeli która z nich zdradza w tym kierunku zdolności. Muzykę przejęły wyłącznie kobiety, gdyż brzmi w ich wykonaniu przyjemniej, oraz dzieci, z wyjątkiem gry na trąbach i na bębnach. Przygotowują również posiłki i nakrywają stoły. Lecz usługiwanie przy stole należy do obowiązków chłopców i dziewcząt aż do dwudziestego roku życia. Poszczególne kręgi mają swoje kuchnie, magazyny, schowki dla naczyń, zapasy jadła i napojów. Każdą czynność nadzorują czcigodny starzec i staruszka, którym przekazano władzę nad obsługą; mogą wychłostać lub nakazać, by wychłostano opieszałych oraz nieposłusznych; zarazem wyróżniają każdego chłopca czy dziewczynę, lepiej niż inni wykonujących poszczególne obowiązki. Cala młodzież usługuje starszym, którzy przekroczyli czterdziesty rok życia. A kierownik i kierowniczka rozsyłają na usługi wieczorem, gdy dorośli udają się na spoczynek, i rano po jednym lub dwóch młodych ludzi, według ustalonej kolejności, do każdej sypialni. Młodzi zaś nawzajem sobie usługują i biada uchylającym się od tego!

Stoły ustawione w dwóch rzędach mają z obu stron ławy. Po jednej stronie siedzą kobiety, po drugiej mężczyźni, i tak jak w refektarzach klasztornych panuje tam cisza. Podczas wspólnej biesiady młodzieniec z podwyższenia czyta w księdze śpiewnym głosem, wyraźnie i dobitnie, a funkcjonariusze często wypowiadają się przy ciekawszych ustępach tekstu. I rzeczywiście, aż miło patrzeć, jak zręcznie usługuje im dorodna młodzież w krótkich strojach, i aż serce rośnie na widok tylu przyjaciół, braci, synów, ojców i matek, żyjących razem tak statecznie, z godnością i w miłości. Każdy dostaje dla siebie serwetkę, miskę, dania mięsne i inne potrawy. Lekarze z urzędu wyznaczają kucharzom potrawy na każdy dzień, co gotować starcom, co młodym, a co chorym. Funkcjonariusze otrzymują porcje większe i lepsze, z czego zawsze użyczają trochę na stół dzieciom, które z rana wyróżniły się pilnością na lekcjach, w uczonych dysputach i na ćwiczeniach wojskowych. I to uchodzi za jeden z największych zaszczytów. W świąteczne zaś dni lubią za stołem słuchać śpiewu na kilka głosów lub solo przy akompaniamencie lutni. A że wszyscy biorą równy udział w pracach gospodarskich, nigdy nie odczuwa się żadnego niedostatku. Starsi, czcigodni ludzie mają nadzór nad kuchnią i obsługą refektarzy, troszczą się o czystość pościeli, pomieszczeń, naczyń, odzieży, warsztatów i magazynów, o odzieży.

Bezpośrednio na ciało wkładają oni białą koszulę, a na nią zwierzchnią szatę, która służy jednocześnie jako kaftan i spodnie; uszyta bez zakładek, jest ona przecięta od ramion do goleni i od pępka do pośladków, między lędźwiami; z jednej strony przecięcie ma pętelki, a z drugiej guziki, na które się zapina. Spodnie kończą się wiązaniami u samych kostek. Na stopy wdziewa każdy z nich wysokie, sięgające do połowy łydek kamasze, zapinane na klamry, a z wierzchu trzewiki. Wreszcie, jakeśmy już mówili, zarzucają płaszcz. I tak zręcznie leży na nich ubiór, że po zdjęciu płaszcza zarysowuje się dokładnie cała postać, przy czym żadnej ułomności ukryć niesposób. Cztery razy do roku zmieniają odzież, to jest: gdy słońce wkracza w znaki Barana, Baka, Wagi i Koziorożca. W przydzielaniu jej lekarze i szatni poszczególnych kręgów biorą pod uwagę zawód i potrzeby mieszkańców. Zadziwia wprost, jakie zapasy niezbędnej odzieży — cieplej i lekkiej, zależnie od pory roku — u nich znajdziesz. Noszą ubiory w białym kolorze i piorą je raz na miesiąc przy pomocy ługu lub mydła i tym podobnych środków. W dolnych pomieszczeniach znajdują się warsztaty, kuchnie, spiżarnie, składy żywności, zbrojownie, refektarze i łaźnie, aczkolwiek myją się przy kolumnach perystylów, gdzie woda spływa rynsztokami do kanałów ściekowych. We wszystkich kręgach place mają własne fontanny; tryska z nich woda doprowadzona rurami z wnętrza góry, wyłącznie przy pomocy misternie urządzonego żurawia. Korzystają z wody źródlanej oraz deszczowej, która zbiera się na dachach i spływa piaszczystymi przewodami do cystern. Często kąpią się też, zgodnie z zaleceniami lekarza i kierownika. Wszelkie, rzemiosła uprawiają na dole, pod arkadami, nauką zaś zajmują się na górze, na krużgankach i balkonach, gdzie widnieją świetniejsze obrazy; w świątyni natomiast oddają się wiedzy o bóstwie. Przy wejściach do domów lub na blankach okrężnych murów mieszczą się w każdym kręgu zegary słoneczne, zegary kurantowe oraz chorągiewki wskazujące kierunek wiatru.

HOSPITALARIUSZ: Opowiedz o rozmnażaniu się.

GENUEŃCZYK: Żadna kobieta nie może mieć stosunku z mężczyzną przed ukończeniem dziewiętnastu lat; mężczyzny natomiast nie wyznaczają do płodzenia dzieci przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia, a nawet i później, jeżeli jest słabej konstytucji. Niektórym zezwala się i przed tą granicą wieku na obcowanie z kobietami, ale tylko z bezpłodnymi lub ciężarnymi, aby się nikt do praktyk zakazanych nie uciekał. Sędziwi kierownicy i kierowniczki dbają o zaspokojenie potrzeb płciowych, właściwych młodzieńcom bardziej zmysłowym i pobudliwym, którzy zdradzają się w poufnych rozmowach albo podczas ćwiczeń w palestrze. Jednakże zezwolenie wydaje główny kierownik dla spraw prokreacji — doświadczony lekarz, podległy triumwirowi Miłości. Przychwycony na sodomii spotyka się z naganą i przez dwa dni musi nosić zawieszone na szyi trzewiki na znak, że zakłócił istniejący porządek, przewróciwszy go do góry nogami. Jeżeli powtórnie zawini, czeka go kara surowsza, niekiedy nawet śmierć. Tych zaś, którzy wstrzymują się od stosunków płciowych do dwudziestego pierwszego roku życia, a tym bardziej do dwudziestego siódmego, otaczają szczególnym szacunkiem i sławią w pieśniach na ogólnym zgromadzeniu. A że w palestrze kobiety i mężczyźni, zwyczajem starożytnych Soartan, ćwiczą nago, nadzorujący kierownicy mogą określić, kto jest zdatny, a kto zbyt wątły do stosunku, oraz jacy mężczyźni i kobiety budową ciała odpowiadają sobie nawzajem. Następnie — po dokładnej kąpieli — dopuszcza się ich do obcowania co trzecią noc. Niewiasty rosłe i ładne łączy się tylko z rosłymi i silnymi mężami; pełne — z chudymi, a chude — z pełnymi, aby dobrze i z pożytkiem nawzajem się uzupełniali. Wieczorem przychodzą chłopcy i ścielą łoże, a następnie wybrańcy udają się na spoczynek, zgodnie z nakazem kierownika i kierowniczki. Do spółkowania przystępują dopiero po przetrawieniu posiłku i po modlitwie do Boga. W sypialniach stoją piękne posągi znakomitych mężów, którym kobiety się przyglądają, po czym ze wzrokiem utkwionym w niebo proszą Stwórcę o godne potomstwo. Aż do godziny stosunku śpią w dwóch oddzielnych sypialniach. Wtedy wstaje kierowniczka i otwiera z zewnątrz drzwi obydwu pokojów. Godzinę tę określa astrolog i lekarz , którzy starają się uchwycić porę, gdy Wenera i Merkury są na wschód od Słońca, w przychylnym domu, w dobrym aspekcie Jowisza, jak również Saturna i Marsa, albo też poza ich aspektami. Szczególnie chodzi tu o Słońce i Księżyc, które najczęściej bywają afetyczne. Chętnie widzą Pannę w horoskopie, ale bardzo się wystrzegają, aby w kącie nie było szkodliwych planet, zakażających w kwadratowym i opozycyjnym aspekcie wszystkie kąty, od których zależy podstawowa zdolność do życia i szczęścia, stosownie do harmonii wszechświata w całości i w jego częściach. Oni wyczekują nie tyle satellitium, ile dobrych aspektów. Na satelitów zwracają uwagę przy zakładaniu miasta i ustanawianiu praw, ale pod warunkiem, aby przy tym nie przewodziły Mars i Saturn, chyba że zajmują najlepsze położenie. Biorą również pod uwagę układy gwiazd stałych.

Uważają za rzecz niedopuszczalną, by rodzice w ciągu trzydniowego okresu przed stosunkiem splamili się nasieniem i popełnili czyny niegodne lub nie pojednali się pokornie z Bogiem Najwyższym. Pozostali zaś, którzy dla rozkoszy, ze względu na zdrowie lub zmysłowość obcują z kobietami bezpłodnymi, ciężarnymi czy też wszetecznymi, nie przestrzegają tych zwyczajów. Natomiast funkcjonariusze, którzy zarazem są wszyscy kapłanami, a także ich uczeni kierownicy mogą płodzić tylko wtedy, jeśli przez szereg dni przestrzegają wielu dodatkowych warunków; wytężona bowiem praca umysłowa osłabia lotne cząsteczki w ich nerwach i mózg ich nie przelewa mocy; jako że stale nad czymś myślą, płodzą cherlawe potomstwo. Ale temu Solariusze starają się ze wszech miar zapobiec; kojarzą więc tych mędrców z kobietami żywego usposobienia, ruchliwymi i ładnymi. Mężczyzn zaś bystrych, żywych, niespokojnych i gwałtownych — z kobietami ociężałymi i łagodnymi z natury. Twierdzą też, że doskonałej budowy ciała, która sprzyja narodzinom cnót, nie da się osiągnąć ćwiczeniem; że ludzie ułomni z natury pracują dobrze tylko z obawy przed prawem lub Bogiem, a bez niej — tajnie lub jawnie niszczą państwo. Przeto całą uwagę należy przede wszystkim zwrócić na rozmnażanie się; cenić trzeba cechy przyrodzone rodziców, a nie posag i zwodniczą świetność rodu.

Jeżeli któraś z tych kobiet nie pocznie od jednego mężczyzny, to kojarzą ją z innymi; jeżeli jednak okaże się bezpłodną, przechodzi na wspólny użytek, lecz nie oddają jej wówczas czci należnej matronie ani na radzie do spraw rozmnażania się, ani w świątyni, ani przy stole; chodzi im bowiem o to, by żadna nie spowodowała sama bezpłodności gwoli rozpusty. Te zaś, które poczęły, przez piętnaście dni są wolne od pracy fizycznej. Potem przystępują do spokojnych zajęć, aby wzmocnić płód i otworzyć przewody, którymi pokarm doń dopływa, wreszcie, przechodząc do coraz trudniejszych zajęć, nabierają sił. Pozwala się im jadać tylko rzeczy pożywne, z przepisu lekarza. Po urodzeniu dzieci same żywią je i chowają w specjalnych wspólnych pomieszczeniach; karmią je piersią przez dwa lata i dłużej, zależnie od zaleceń Fizyka. Odstawione od piersi dziecko powierza się opiece kierowniczek, jeżeli jest płci żeńskiej, i kierowników, jeżeli jest płci męskiej. I tu razem z innymi dziećmi, bawiąc się, poznają one abecadło, oglądają obrazy, biegają, spacerują i mocują się; uczą się z malowideł historii oraz języków. Stroje ich są ozdobne i barwne. Po ukończeniu sześciu lat dzieci wdraża się do nauk przyrodniczych, a następnie do pozostałych, według uznania władz, po czym do rzemiosła. Mniej zdolne wysyła się na wieś, a gdy które z nich wykaże tam większe postępy, wraca do miasta. Ale przeważnie rówieśnicy, jako że urodzili się pod tą samą konstelacją, mają podobne zdolności, charakter i wygląd, skąd też pochodzi wielka i niezachwiana zgoda w państwie oraz wzajemna miłość i pomoc współobywateli, o nadawaniu imion.

Wybór imion nie jest dowolny; kieruje nim Metafizyk, zależnie od właściwości każdego obywatela, jak to było w zwyczaju u starożytnych Rzymian. Przeto jeden nazywa się "Piękny", drugi "Nosacz", inny znów "Grubonogi", ów "Srogi", tamten "Chudzielec" itd. A gdy ktoś wyróżni się w swoim kunszcie czy też wsławi wielkim czynem na wojnie lub w czasie pokoju, otrzymuje dodatkowo przydomek, w zależności od zawodu, jak np.: "Wspaniały Wielki Malarz", "Złoty", "Wyborny", "Przemyślny"; zależnie od czynu, jak np.: "Nosacz Waleczny", "Chytry", Wielki", "Największy Zwycięzca"; od nazwy pokonanego wroga, jak: "Afrykański", "Azjatycki", "Toskański"; zwycięzcę Manfreda lub Torteliusza zwą: "Chudzielec Manfredowy" lub "Torteliuszowy" itp. Przydomki te, wśród oklasków i przy dźwiękach muzyki, nadają dygnitarze, najczęściej zdobiąc przy tym skroń wyróżnionego wieńcem, odpowiednim dla danego czynu lub kunsztu itd. Złoto bowiem i srebro nie ma u nich żadnej wartości, chyba jako materiał do naczyń albo ozdób, stanowiących wspólną własność.

HOSPITALARIUSZ: Powiedz, proszę cię, czy nie znają zawiści i czy nie odczuwa żalu obywatel pominięty przy wyborze na kierownicze stanowisko albo na inną funkcję, o którą się ubiegał?

GENUEŃCZYK: Bynajmniej. Każdy bowiem ma wszystko, czego potrzebuje, a nawet uciech im nie brak. Rozmnażanie się traktują jako sprawę religijną, mającą na celu dobro państwa, a nie jednostek. W tym względzie należy władzom okazywać posłuszeństwo. Nasze zaś twierdzenie, że mężczyzna z natury dąży do posiadania własnej żony, domu i dzieci, aby znać i wychowywać swe potomstwo, Solariusze odrzucają utrzymując, że rozmnażanie się służy zachowaniu gatunku, jak mówi święty Tomasz, a nie poszczególnej jednostki. A więc wydawanie na świat potomstwa ma na względzie dobro państwa, dobro zaś osób prywatnych o tyle tylko, o ile stanowią one część państwa; a że osoby prywatne źle płodzą i źle wychowują, po większej części deprawując swe potomstwo na zgubę kraju, przeto świętą powinność doglądania tej sprawy, jako zasadniczej dla pomyślności rzeczypospolitej, powierzają pieczy funkcjonariuszy. Zapewnić powodzenie może tu ogół, a nie jednostka. Dobiera się więc rodzicieli i rodzicielki o najlepszych właściwościach przyrodzonych, zgodnie z zasadami filozofii. Platon uważa, że tego doboru należy dokonywać drogą losowania, ażeby ci, których się nie dopuszcza do pięknych kobiet, nie powstali w zawiści i gniewie przeciw władzy, i mniema, że mężczyzn niezdatnych do zapładniania urodziwych niewiast funkcjonariusze powinni chytrze oszukiwać przy losowaniu, tak aby im zawsze przypadały odpowiednie, a nie te, których pożądają.

Ale w Mieście Słońca nie ma potrzeby uciekać się do takich forteli i podsuwać brzydkim mężczyznom szpetne kobiety, gdyż nie spotyka się tam brzydoty. Kobiety bowiem dzięki zajęciom zyskują zdrowy kolor skóry, ciało ich krzepnie, stają się postawne i zwinne; piękno polega u nich właśnie na smukłości i jędrności. Dlatego na karę śmierci naraziłaby się kobieta, która by malowała twarz dla podniesienia swej urody lub nosiła obuwie z wysokimi obcasami, aby uchodzić za rosłą, lub też ubierała się w suknie z długim ogonem, by ukryć swe nieforemne nogi. Lecz gdyby nawet chciała, żadną miarą tego nie zrobi. Kto by jej niezbędnych środków dostarczył? Zepsucie tego rodzaju rodzi się u nas, jak twierdzą, z próżniactwa i gnuśności kobiet; oto dlaczego niewiasty tracą kolory, bledną, więdną i maleją. Toteż muszą się uciekać do różu i wysokich sandałów i powodzenie usiłują zdobyć nie przez tężyznę fizyczną, lecz przez gnuśne wydelikacenie. W ten sposób hamują rozwój naturalny, niszcząc zarazem zdrowie swoje i swego potomstwa. Poza tym, gdy jakiś mężczyzna zapłonie miłością do kobiety, wolno im rozmawiać ze sobą, żartować, obdarowywać się wzajemnie wiankami z kwiatów lub liści oraz wierszami. Lecz jeśli to zagraża potomstwu, żadną miarą nie zezwalają im na stosunek płciowy, chyba że kobieta już jest ciężarna (co mężczyźnie najbardziej odpowiada) lub bezpłodna. Zresztą miłość wyraża się u nich raczej w przyjaźni niż w zmysłowym pożądaniu.

Do przedmiotów domowego użytku i żywności mało przywiązują wagi, gdyż każdy dostaje tyle, ile mu potrzeba, a nabierają one u nich znaczenia jedynie wtedy, gdy stanowią zaszczytną nagrodę. Albowiem na uroczystościach państwo obdarowuje zazwyczaj bohaterów i bohaterki podczas biesiady ładnymi wieńcami lub smacznym daniem czy też odświętnym strojem.

Jakkolwiek w ciągu dnia i w granicach miasta noszą białą odzież, to w nocy i poza miastem — czerwoną z wełny albo jedwabiu. Czarnego koloru nie cierpią jak nieczystości, dlatego nienawidzą Japończyków, rozmiłowanych w ciemnym kolorze.

Za najgorszą wadę uważają pychę, a butne postępki karzą okrutną pogardą. Toteż usługiwania przy stole czy w kuchni lub pielęgnowania chorych itp. nikt za ujmę nie uważa. A wszelką służbę nazywają nauką. I równie, dowodzą, godzi się nogom chodzić i zadowi s..ć, jak oczom patrzeć i językowi mówić; podobnie jak to się dzieje z kałem, gdy zachodzi potrzeba, oczy wydzielają łzy, a język — ślinę. Dlatego każdy wykonuje, cokolwiek mu się zleci, jak najszczytniejsze zadanie. Nie ma u nich niewolników, którzy psują obyczaje, zaspokajają bowiem całkowicie, ba! nawet z nadmiarem, swoje własne potrzeby. A u nas, niestety, nie tak: siedemdziesiąt tysięcy dusz żyje w Neapolu, a z nich pracuje dziesięć albo piętnaście tysięcy; ci ostatni z dnia na dzień marnieją od ustawicznego trudu ponad siły i giną. Pozostałych zaś, tj. próżniaków, zżerają bezczynność, chciwość, choroby cielesne, rozpusta, lichwa itd.; przy tym psują i plugawią mnóstwo ludzi, utrzymując ich w niewolniczej uległości, w ubóstwie, w przymusie schlebiania, zaszczepiając im własne wady; stąd uszczerbek dla służby publicznej i czynności pożytecznych. Tylko nieliczni trudnią się pracą na roli, służbą wojskową, sztuką i rzemiosłem, i to niedbale zresztą i z wielkim obrzydzeniem.

Natomiast w Mieście Słońca obowiązki i zajęcia nakłada się na wszystkich, tak że każdemu wypada pracować zaledwie cztery godziny dziennie; pozostały czas obywatele mogą obrócić na przyjemną naukę, dysputy, czytanie, opowiadanie, pisanie, spacery, na rozwijanie ducha i ciała, czemu się też z radością oddają. Nie wolno u nich uprawiać gier wymagających pozycji siedzącej, takich jak gra w kości, kamienie, szachy itp. Grają natomiast w piłkę, palanta, w obręcz, mocują się, rzucają oszczepem, strzelają z łuku, z rusznic itd.

Ponadto twierdzą, że skrajna nędza rodzi nikczemność, chytrość, podstęp, robi z ludzi złodziei, zdrajców, wyrzutków, kłamców, krzywoprzysięzców itp., bogactwo zaś prowadzi do buty, pyszałkowatości, nieuctwa, rodzi zdrajców, fanfaronów, oszukańców, samochwałów, arogantów, ludzi o sercu twardym i nieczułym itp. Wspólnota dopiero czyni wszystkich bogatymi i biednymi zarazem; bogatymi — ponieważ wszystko mają, biednymi — gdyż na własność niczego nie posiadają; i dlatego nie oni służą rzeczom, lecz rzeczy im. Z tych też względów sławią świątobliwych chrześcijan, a zwłaszcza życie apostołów.

HOSPITALARIUSZ: To, co mówisz wydaje mi się i piękne, i święte, ale wspólnotę kobiet znacznie trudniej jest przyjąć. Święty Klemens Rzymski powiada, że i kobiety, według postanowień apostołów, mają być wspólne, oraz chwali Platona i Sokratesa głoszących to samo; Iecz glossa rozumie tę wspólnotę w sensie usługiwania wszystkim, a nie wspólnoty łoża. I Tertulian zgadza się z glossą, mówiąc, że pierwsi chrześcijanie wszystkim władali po społu prócz żon, które tylko w usługiwaniu były wspólne.

GENUEŃCZYK: Nie bardzo się na tym wyznaję. Zauważyłem tylko, że u Solariuszy istnieje wspólnota kobiet pod względem usługiwania i łoża, nie zawsze jednak i nie tak, jak to bywa u zwierząt, które pokrywają pierwszą lepszą samicę, lecz dla płodzenia potomstwa, i to w pewnym porządku, o czym już mówiłem. Wydaje mi się, co prawda, że mogą w tej sprawie błądzić. Sami jednak powołują się na zdanie Sokratesa, Katona, Platona i św. Klemensa, lecz — jak powiadasz — źle go pojmując. Mówią, że św. Augustyn jeszcze goręcej zaleca wspólnotę, lecz nie chce wspólnoty łoża, ponieważ jest za nią herezja nikolaitów. Jeśli nasz Kościół zgodził się na własność prywatną, to chciał w ten sposób uniknąć większego zła, a nie liczył wcale na większe dobro. Być może, Solariusze zarzuciliby kiedyś ten zwyczaj; bowiem w państwach im podległych wspólny jest tylko majątek, bynajmniej zaś kobiety, jeśli nie brać pod uwagę usługiwania i rzemiosł. Jednakże przypisują to niedoskonałości tych ludzi, zbyt mało obeznanych z filozofią. Tym niemniej wysyłają swoich obywateli dla poznania obyczajów innych narodów, by stale przyswajać sobie wszystko, co jest najlepsze. W Mieście Słońca sposób życia wprawia kobiety do wojaczki i do innych zajęć. A że sam widziałem te niewiasty, zgadzam się z Platonem; racje naszego Kajetana nie bardzo do mnie przemawiają, a już najmniej Arystoteles. Wspaniałe i godne naśladowania jest to, że żadna ułomność fizyczna nie powoduje u nich próżniactwa, wyjąwszy podeszły wiek, ale i wtedy starcy służą radą. Tak więc chromy pełni straż, gdyż ma oczy do patrzenia, ślepy grępluje wełnę rękami, skubie puch na materace i poduszki, pozbawiony oczu i rąk oddaje państwu na usługi swój słuch, głos itp. i wreszcie, jeżeli ktoś włada jednym tylko członkiem, posługuje się nim pracując chociażby na wsi. Dostają dobre utrzymanie; pełnią też obowiązki wywiadowców i donoszą państwu wszystko, co posłyszą.

HOSPITALARIUSZ: A teraz opowiedz, proszę, o kunszcie wojennym, następnie wyłóż, co wiesz o sztukach i rzemiosłach, o trybie życia, naukach i wreszcie o ich religii.

 GENUEŃCZYK Triumwirowi Mory podlegają: szef broni, artylerii, kawalerii, piechoty, szef inżynierów, strategów itp. Każdy z nich z kolei ma pod sobą podwładnych specjalistów oraz wielu doskonałych rzemieślników wojennych. Ponadto podlegają mu atleci, którzy prowadzą ze wszystkimi ćwiczenia wojskowe; dojrzali wiekiem, są oni już doświadczonymi mistrzami i pod ich okiem młodzież, od trzynastego roku życia począwszy, ćwiczy się w sztuce wojennej, jakkolwiek i przedtem już kierownicy niższego stopnia uczyli ją zapasów, biegu, miotania kamieni itp. Teraz zaś uczy się walczyć z nieprzyjacielem, z końmi i słoniami, władać mieczem, dzidą, łukiem, proca, jeździć konno, nacierać, cofać się, zachowywać szyk bojowy, wspierać towarzyszy broni, uprzedzać ataki wroga i zwyciężać go; kobiety również zdobywają wszystkie te umiejętności pod wodzą swych kierowników i kierowniczek, aby w razie potrzeby pomagać mężczyznom podczas obrony itp. oraz strzec murów, gdy wróg znienacka napadnie i zaatakuje miasto, a za wzór stawiają sobie Spartanki i Amazonki.

Dlatego umieją dobrze strzelać z rusznic ognistymi kulami, odlewać kule z ołowiu, ciskać kamienie ze strzelnic, odpierać ataki; wyzbywają się wszelkiego strachu tym łatwiej, że za tchórzostwo grożą srogie kary. Śmierci wcale się nie boją, gdyż powszechnie wierzą w nieśmiertelność dusz i sądzą, że wychodząc z ciała łączą się one z dobrymi lub złymi duchami, zależnie od zasług lub przewinień w życiu doczesnym. Chociaż zbliżają się do braminów i poniekąd do pitagorejczyków, nie wierzą w wędrówkę dusz, wyjąwszy niektóre przypadki, z mocy osobnego wyroku Boga. I nieubłaganie ścigają wrogów państwa i religii, jako niegodnych żadnej wyrozumiałości. Co dwa miesiące robią przegląd wojska, a codziennie prowadzą zajęcia albo konno na polu, albo w mieście; ćwiczenia te obejmują także stale lekcje o sztuce wojennej; wiele uwagi udziela się czytaniu historii Mojżesza, Jozuego, Dawida, Machabeuszy, Cezara, Aleksandra, Scypiona, Hannibala itp. A potem każdy wypowiada swoje zdanie: "W tym wypadku dobrze postąpili, w tym źle, tu z pożytkiem, a tu godnie", na koniec zaś kierownik sprawę wyjaśnia i rozstrzyga.

HOSPITALARIUSZ: Ale z kim oni prowadzą wojny i z jakich przyczyn, skoro są tak szczęśliwi?

GENUEŃCZYK: Gdyby nawet wojny nigdy im nie zagrażały, nie przestaliby wcale zajmować się sztuką wojenną i łowami, ażeby przypadkiem nie zniewieścieć i nie dać się zaskoczyć okolicznościom. A poza tym na wyspie są jeszcze cztery królestwa, które im ogromnie zazdroszczą szczęśliwości, dlatego że ludność wolałaby żyć według zwyczaju Miasta Słońca i raczej jemu podlegać niż własnym królom; z tej racji często wszczynają wojny z Solariuszami, zarzucając im, że zagarnęli pograniczne ziemie i żyją niegodziwie, gdyż nie są bałwochwalcami i nie wierzą w przesądy pozostałych pogan ani starożytnych braminów. I tak jakby na buntowników napadają na nich Indowie, którym niegdyś podlegali, oraz Taprobańczycy, od których początkowo byli zależni.

Jednak zwycięsko wychodzą zawsze Solariusze. Gdy tylko doznają napaści, zniewagi, rozboju, gdy gnębi się ich sojuszników lub gdy inne państwa, uciskane przez tyranów, wzywają ich na pomoc jako wyzwolicieli, natychmiast zwołują naradę. Przede wszystkim modlą się na klęczkach do Boga, aby ich natchnął jak najlepszą radą. Następnie rozpatrują okoliczności sprawy i wtedy dopiero wypowiadają wojnę. Bez zwłoki ślą kapłana, tzw. orędownika; ten domaga się od nieprzyjaciół zwrotu zagrabionych rzeczy, zaniechania ucisku względem sojuszników lub obalenia tyranii. W razie odmowy wypowiada wojnę wzywając przy tym Boga Zemsty, Boga Sabaoth, na zgubę tych, którzy bronią niesłusznej sprawy. Gdy zaś wróg zwleka z odpowiedzią, kapłan daje mu jedną godzinę czasu do namysłu, jeżeli ma do czynienia z królem, trzy zaś — jeżeli z republiką, aby uniknąć jakiegokolwiek podstępu. Tak rozpoczynają wojnę przeciw gwałcicielom prawa naturalnego i religii.

Po wypowiedzeniu wojny zarządzenia wykonawcze wydaje jedynie zastępca Mocy. Moc zaś, jak dyktator rzymski, robi wszystko według swojego uznania i własnej woli, aby nie narazić państwa na szkodliwą zwłokę. Jednakże w szczególnie trudnych wypadkach radzi się ʘ, Mądrości i Miłości. Lecz przedtem rzecznik na Wielkiej Radzie podaje przyczynę zbrojnego zatargu i tłumaczy słuszność zamierzonej wyprawy. W skład Rady wchodzą wszyscy od dwudziestego roku życia począwszy i wyżej. Tą drogą właśnie wydaje się u nich konieczne zarządzenia.

Należy zaznaczyć, że w arsenałach przechowują wszelkiego rodzaju broń, której często używają podczas ćwiczeń w próbnych potyczkach. Zewnętrzne mury poszczególnych kręgów są najeżone bombardami, przy których czuwa obsługa w stałym pogotowiu; mają też inne miotacze tego rodzaju, tzw. działa, które do boju przewozi się na mułach, osłach i wozach. Gdy obozują w otwartym polu, umieszczają pośrodku tabor, armaty, wozy, drabiny oraz machiny oblężnicze. Z początku walczą wytrwale i zaciekle, a następnie odchodzą, każdy pod swoje znaki; nieprzyjaciel zaś daje się tym zmylić sądząc, że porzucają pozycje lub szykują się do ucieczki, i naciera; a wtedy Solariusze, zgrupowani na dwóch flankach w dwóch oddziałach, wydawszy artylerii rozkaz, by strzelała rozpalonymi pociskami, ponownie ruszają ze świeżym impetem na zmieszanego wroga. Wiele takich forteli jest u nich w użyciu. Swoimi podstępami wojennymi i stosowaniem machin górują nad wszystkimi śmiertelnikami. Obozy zakładają według wzoru rzymskiego; rozbijają namioty i okopują się wałem i fosą z zadziwiającą szybkością. Mają specjalnych mistrzów od robót, machin i dział; motyką i toporem umie się posługiwać każdy żołnierz. Pięciu, ośmiu lub dziesięciu dowódców, doświadczonych w sprawach szyków bojowych i forteli, stanowi radę wojenną; oni wydają rozkazy swoim oddziałom, zgodnie z uchwałami powziętymi zawczasu. Jest u nich w zwyczaju prowadzić ze sobą konny oddział uzbrojonych chłopców, aby uczyli się wojny i przywykali, jak wilczęta lub lwiątka, do przelewu krwi; w groźnej chwili ukrywa się ich w bezpiecznym miejscu wraz z wieloma uzbrojonymi kobietami. A po bitwie te same kobiety oraz chłopcy serdeczną troską otaczają wojowników, opatrują im rany, usługują i krzepią pieszczotą i słowem. Wprost podziwu godne, ile się tą drogą osiąga: wojownicy, chcąc żonom i dzieciom wykazać swe męstwo, zdobywają się na wielkie czyny, miłość prowadzi ich do zwycięstwa. Ten, kto pierwszy przy szturmie wdarł się na mury nieprzyjacielskie, otrzymuje po bitwie, wśród bojowych okrzyków kobiet i dzieci, zaszczytny wieniec z zieleni; kto udzielił pomocy towarzyszowi broni, tego nagradzają obywatelskim wieńcem z liści dębowych; a kto zabił tyrana, najcenniejsze po nim łupy ofiarowuje świątyni i otrzymuje od ʘ przydomek odpowiadający jego czynowi. Rozdaje się też inne wieńce w nagrodę.

Każdy jeździec jest uzbrojony w lancę i w przytroczone do czapraka dwie krócice należytego hartu, nieco zwężone u wylotu lufy, dzięki czemu przebijają wszelki pancerz żelazny; prócz tego każdy z nich ma miecz i kindżał. Inni zaś wojownicy, lekkozbrojni, używają żelaznej maczugi. Gdy bowiem ani miecz, ani krócica przebić nie zdoła żelaznej zbroi nieprzyjaciela, wtedy rzucają się na niego z maczugą, tak jak Achilles na Cygna, zadają cios i obalają na ziemię. Dwa łańcuchy, długości sześciu piędzi, zakończone żelaznymi kulami, zwisają z maczugi tak, że przy uderzeniu oplątują one szyję wroga, ciągną, zrzucają i walą na ziemię.

Aby zręczniej posługiwać się tą bronią, jeździec nie trzyma cugli w ręku, lecz kieruje nimi przy pomocy nóg; wodze składa na krzyż na czapraku, a końce ich przymocowuje sprzączkami nie do nóg, lecz do strzemion. Strzemiona zaś mają z zewnątrz żelazną kulę, a wewnątrz trójkąt. Przeto, naciskając na przemian nogami, jeździec powoduje obrót trójkąta, a ten z kolei — obrót kul przymocowanych sprzączkami do puślisk. Dzięki temu z nadzwyczajną szybkością ściągają lub rozluźniają uzdę, prawą nogą kierując konia w lewo, a lewą w prawo. Nawet Tatarzy nie znają tego sekretu; umieją co prawda kierować wodzami za pomocą nóg, ale skręcać, ściągać i rozluźniać cugli przy pomocy bloku strzemiennego nie potrafią. Bitwę rozpoczyna lekka kawaleria ogniem z rusznic, następnie idą do boju falangi wlóczników, wreszcie procarze; zajmują oni niepoślednie miejsce i zazwyczaj walczą w takim porządku, w jakim nitki przebiegają na osnowie: jedni więc wysuwają się naprzód, drudzy odchodzą na przemian do tyłu. Ponadto wojsko wspierają oddziały uzbrojone w długie kopie: walka na miecze zamyka bój.

Po zakończeniu działań wojennych obchodzą triumfy zwyczajem Rzymian, ba! uroczyściej nawet, odprawiają modły dziękczynne do Boga, i wtedy zjawia się w świątyni wódz, a powodzenie jak też niepowodzenie jego oręża opiewa poeta lub historyk, który zgodnie ze zwyczajem towarzyszył mu w wyprawie. Najwyższy władca wieńczy wawrzynem skroń wodza, a co dzielniejsi wojownicy otrzymują zaszczytne dary; zwalnia się ich też na wiele dni od robót publicznych. Nie sprawia im to jednak szczególnej przyjemności, ponieważ nie umieją próżnować, i dlatego samorzutnie pomagają przyjaciołom. Natomiast kto z własnej winy poniósł porażkę albo upuścił zwycięstwo z rąk, spotyka się z hańbiącą naganą, a kto pierwszy tył podał, tylko wtedy może uniknąć kary śmierci, jeżeli całe wojsko stara się ocalić mu życie, a poszczególni wojownicy biorą na siebie część kary. Lecz rzadko kiedy okazuje mu się tę łaskę, chyba że dużo okoliczności łagodzących za nią przemawia. Tego zaś, kto nie udzielił odpowiedniej pomocy sojusznikowi lub przyjacielowi, zwykli siec rózgami; za nieposłuszeństwo zrzucają winnego do rowu, bestiom na pożarcie, przy czym dostaje kij do ręki i jeżeli pokona, co jest rzeczą prawie niemożliwą, lwy i niedźwiedzie, które się tam znajdują, wraca ponownie do łaski.

Miasta podbite albo te, które im się dobrowolnie poddały, składają natychmiast swój majątek we wspólne władanie; otrzymują załogę i urzędników spośród Solariuszy, powoli przywykając do zwyczajów Miasta Słońca, wspólnej dla wszystkich stolicy; do niej posyłają także swych synów na naukę, przy czym żadnych kosztów nie ponoszą. Zbyt uciążliwa byłaby relacia o wywiadzie i szefie tego urzędu, o strażach, porządkach i zwyczajach w mieście i poza jego granicami. Zresztą sam możesz to sobie wyobrazić. Ponieważ przyszłych funkcjonariuszy wyznacza się u nich już w dzieciństwie, zależnie od skłonności i zaobserwowanej przy urodzeniu konstelacji, to każdy, pracując według swych naturalnych upodobań, pełni powinności należycie i z zadowoleniem, bo zgodnie z naturą. To samo mogę powiedzieć o służbie wojskowej i innych funkcjach.

Straże czuwają w mieście w dzień i w nocy przy czterech bramach i na zewnętrznych szańcach siódmego kręgu, na bastionach, wieżach i wewnętrznych wałach. W ciągu dnia na wartach stoją kobiety, w nocy saś mężczyźni. W ten sposób chcą zapobiec gnuśności i ustrzec się od wszelkich niespodzianek. Wartowników luzują, jak i u nas, co trzy godziny. O zachodzie słońca w takt bębna i przy dźwiękach muzyki rozprowadza się uzbrojone straże.

Łowy stanowią dla nich zaprawę do wojny; podczas uroczystości urządza się również igrzyska piesze i konne na niektórych placach; potem słuchają muzyki itd. Chętnie wybaczają wrogom winy i zniewagi i po zwycięstwie okazują im łaskę. Jeśli postanowili znieść mury lub uśmiercić nieprzyjaciela, czynią to wszystko w dniu zwycięstwa właśnie, a potem już świadczą pokonanym same dobrodziejstwa, gdyż celem walki, jak twierdzą, winna być poprawa, a nie zagłada zwyciężonych.

Jeżeli wybucha między nimi zatarg na skutek zniewagi lub też z jakiegokolwiek innego powodu — a spierają się prawie wyłącznie w obronie czci — władca i podporządkowany mu funkcjonariusz potajemnie karzą winnego za zniewagę czynną, wyrządzoną w pierwszym porywie gniewu; przy słownej zwykli odkładać decyzję aż do bitwy, gdyż mówią, że gniew należy wywrzeć na wrogu; kto na wojnie głośniejszych czynów dokona, ten uchodzi za obrońcę lepszej sprawy i prawdy, z czym się przeciwnik godzi. Karzą zgodnie z nakazami sprawiedliwości, a pojedynków nie tolerują, albowiem podrywają one powagę sądu i zadają gwałt prawdzie, ilekroć kończą się porażką prawego. Kto zaś chce dowieść słuszności swej sprawy, niech jej dochodzi na wojnie.

HOSPITALARIUSZ: To ważka racja, jeśli nie chcemy, by rozpanoszyły się stronnictwa na zgubę dla ojczyzny, by szalały wojny domowe, niosące nieraz tyranię, jak to widać na przykładzie Rzymu i Aten. A teraz opowiedz, proszę, czym się Solariusze zajmują.

GENUEŃCZYK: Jak już zapewne słyszałeś, rzemiosłem wojennym, pracą na roli, hodowlą bydła — zajmują się u nich wszyscy; każdy obywatel powinien posiąść te umiejętności, najbardziej, ich zdaniem, zaszczytne. Im więcej sztuk i rzemiosł człowiek zna, tym większym cieszy się poważaniem, przy czym każdy obiera zawód, do którego wykazuje szczególne zdolności. Trudniejsze rzemiosła, jak np. kowalstwo lub budownictwo itp., darzą większym szacunkiem i nikt się od nich nie uchyla, tym bardziej że skłonności w danym kierunku widać już od urodzenia; dzięki istniejącemu u nich podziałowi pracy każdy dostaje zajęcie, które nie tylko nie szkodzi zdrowiu, lecz wprost przeciwnie, krzepi nawet. Lżejszymi

rzemiosłami trudnią się kobiety. Wszyscy powinni umieć pływać; temu celowi służą baseny za murami i w samym mieście, w pobliżu wodotrysków. Handel u nich ma nikłe zastosowanie, jakkolwiek znają wartość pieniędzy i biją monety na utrzymanie posłów i wywiadu. Z różnych stron świata przybywają do Solariuszy kupcy nabywać od nich nadmiar dóbr miasta. Solariusze jednak nie chcą przyjmować pieniędzy, lecz stosownie do wartości biorą w zamian towary, których im brak, a często też kupują je za pieniądze. I śmieje się młódź miejska na widok stosu towarów, które kupcy oddają za tak znikomą zapłatę. Ale starych to nie śmieszy: boją się, że niewolnicy i cudzoziemcy mogliby wnieść zepsucie i podważyć porządek w państwie. Dlatego handlują u bram miejskich, a jeńców wojennych sprzedają albo przydzielają do kopania fos lub też do innych ciężkich robót poza granicami miasta.

Dla ochrony pól wysyła się stale cztery oddziały żołnierzy wraz z robotnikami. Wychodzą z czterech bram. skąd ciągną się do samego morza brukowane cegłą drogi gwoli łatwiejszego przewozu rzeczy i większej wygody podróżujących cudzoziemców.

Wobec przybyszy są bardzo uprzejmi i szczodrzy. Przez trzy dni żywią ich na koszt państwa. Przede wszystkim myją im nogi, następnie pokazują miasto i objaśniają jego budowę, dopuszczają ich do Rady i wspólnych biesiad. Specjalnie wyznaczeni ludzie troskliwie opiekują się gośćmi i czuwają nad nimi. Tych, którzy chcą zostać obywatelami Państwa Słońca, poddaje się miesięcznej próbie na wsi, a następnie takiej samej w mieście. Wreszcie, po podjęciu odpowiedniej uchwały, przyjmują ich z zachowaniem pewnych obrzędów, przysięgi itp.

Bardzo wiele uwagi poświęca się rolnictwu: nie ma ani jednej piędzi ziemi, która by u nich nie dawała płodów. Uwzględniają przy tym wiatry i przychylne gwiazdy. Pozostawiwszy nielicznych obywateli w mieście, idą wszyscy zbrojnie na pola orać, siać, okopywać, pleć, żąć, sprzątać z pól, zbierać winogrona; idą z trąbami, bębnami, ze sztandarem. I w ciągu nieznacznej zaiste liczby godzin wykonują wszystkie prace należycie. Używają wozów zaopatrzonych w żagle, które mogą poruszać się nawet przeciw wiatrowi, a gdy wiatru nie ma, dzięki niezwykle kunsztownej przekładni kół jedno zwierzę ciągnie duży wóz. Co to za wspaniały widok! Przez cały czas patrolują uzbrojone straże polne, luzując się na przemian. Nie użyźniają roli ani nawozem, ani namułem, gdyż sądzą, że od tego nasiona gniją, a pokarm z nich sporządzony skraca życie

i zabiera siły człowiekowi, podobnie jak się rzecz ma z kobietami, które rodzą cherlawe potomstwo, jeśli swą krasę zawdzięczają różowi, a nie czynnym zajęciom. Dlatego też nie zdobią sztucznie ziemi, lecz uprawiają troskliwie, używając przy tym tajnych środków, które powodują szybsze kiełkowanie, przynoszą obfity urodzaj i chronią nasiona od marnienia. Mają dla tych zagadnień księgę zwaną Georgica. Tylko niezbędna część ziemi idzie pod orkę, a pozostała służy dla wypasu bydła.

Szlachetną sztukę produkcji i hodowli koni, bydła, owiec, kóz, psów oraz wszelkiego rodzaju zwierząt domowych i oswojonych ceni się u nich tak wysoko jak za czasów Abrahama. Przy pokrywaniu troszczą się o jak najlepszy przypłód i dlatego odbywa się ono przed obrazami rasowych byków, koni, owiec itp. Rozpłodowców nie dopuszczają do klaczy na pastwisku, lecz kopulują je na majdanach stajen polowych, w odpowiednim czasie, gdy widzą w horoskopie Strzelca, w pomyślnym aspekcie Marsa i Jowisza. Dla bydła obserwuje się położenie Byka, dla owiec — Barana itd., zgodnie z zasadami nauki. Hodują stada kur pod pieczą Plejad, a także kaczki, gęsi, które kobiety z niemałym zadowoleniem pasą za miastem, gdzie mieszczą się ptaszarnie i gdzie wyrabiają ser, masło oraz inne przetwory mleczne. Hodują też mnóstwo kapłonów, rasowego ptactwa itp., według zaleceń księgi pod nazwą Bucolica.

Opływają we wszystko, gdyż każdy chce być pierwszy w pracy, która zajmuje im niewiele czasu i odpłaca bogatymi płodami, jako że sami są bardzo zdolni. I kto przewodzi innym w tego rodzaju zajęciach, nazywa się królem, gdyż — jak mówią — jest to tytuł właściwy takim właśnie ludziom, nie zaś nieukom. Zdumiewa widok zwartych oddziałów kobiet i mężczyzn, zawsze posłusznych królowi, nie wyrażających, w odróżnieniu od nas, niezadowolenia; uważają go bowiem za ojca lub starszego brata. W ich gajach i lasach pełno dzikiej zwierzyny, na którą często polują.

Bardzo też cenią sztukę żeglarską. Mają specjalne okręty i galery, bez pomocy wioseł i wiatru prujące fale morskie dzięki pewnemu misternemu mechanizmowi; mają i takie, które płyną za pomocą wiatru i wioseł. Znają się dobrze na gwiazdach oraz na przypływach i odpływach morza. Żeglują po to, by poznawać różne narody, kraje i rzeczy. Sami wobec nikogo nie stosują przemocy, ale siebie też nie dadzą skrzywdzić i tylko w odpowiedzi na napaść wszczynają walkę. Cały świat, dowodzą, dojdzie kiedyś do tego, że będzie żył według ich zwyczajów, przeto ciągle dowiadują się, czy nie ma gdzie narodu, który by prowadził życie jeszcze bardziej godziwe i chwalebne. Podziwiają naukę chrześcijańską i pragną życia apostolskiego dla siebie i dla nas. Są w przymierzu z Chińczykami i z wieloma ludami zamieszkującymi wyspy i kontynent: z Syjamem, Kaukacyną i Kalkutą, za których pośrednictwem mogą zasięgać wiadomości. Posługują się także ogniami sztucznymi w bitwach morskich i lądowych i wieloma fortelami, które stanowią ich tajemnicę; dzięki temu prawie zawsze wychodzą z walki zwycięsko.

HOSPITALARIUSZ: Bardzo bym chciał teraz usłyszeć, co jedzą i piją, jaki tryb życia prowadzą i do jakiego wieku dochodzą.

GENUEŃCZYK: Według ich zdania należy się przedtem troszczyć o życie całości, a później dopiero jej części. Dlatego gdy zakładali swe miasto, umieścili trwale znaki w czterech kątach świata. W horoskopie Jowisz i Lew były na wschód od Słońca, Merkury i Wenera — w Raku, w niewielkiej odległości, tak że miały charakter satelitów, Mars był w Strzelcu, w piątym domu, wzmacniając szczęśliwym aspektem afetę i horoskop; Księżyc znajdował się w Byku, w pomyślnym aspekcie względem Merkurego i Wenery, ale nie raził Słońca kwadraturą; Saturn podążał do czwartego domu, ani trochę jednak nie szkodząc Słońcu i Księżycowi, lecz utrwalając podstawy. Fortuna z Algolem była w dziesiątym domu, w czym Solariusze widzieli dla siebie zapowiedź władzy, potęgi i wielkości. Również i Merkury, w dobrym aspekcie Panny, oświetlony w absydzie Księżycem, nie może być złowieszczy; a skoro staje się radosny, to ich wiedza nie zawodzi. Mało dbają o to, by oczekiwać go w znaku Panny i w koniunkcji. Biorą także przy poczęciu pod uwagę położenie poszczególnych gwiazd w związku z ich wpływem na krzepkość i długowieczność, jak już było powiedziane. Twierdzą bowiem, że Bóg ustanowił przyczyny rzeczy, z których mędrzec powinien robić użytek, a nie nadużycie.

Pokarm ich stanowią: mięso, masło, miód, ser, daktyle i różne warzywa. Z początku byli przeciwni zabijaniu zwierząt, ponieważ wydawało się im to okrucieństwem. A później, gdy pojęli, że tak samo okrutne jest zabijanie roślin, które też mają czucie, i że wobec tego wypadłoby umierać z głodu, zrozumieli, że niższe gatunki są stworzone dla wyższych, i dlatego teraz jedzą wszystko. Niechętnie jednak zabijają zwierzęta rasowe, np. krowy i konie. Ściśle odróżniają pokarmy pożyteczne od szkodliwych, stosując się do wymogów medycyny. Pożywienie zazwyczaj zmienia się u nich trzykrotnie: jednego dnia jedzą mięso, drugiego — ryby, a trzeciego — jarzyny, następnie znowu wracają do mięsa, aby nie tyć i nie chudnąć. Starzy przyjmują strawę lekką, trzy razy dziennie i w niewielkiej ilości. Ogół zaś jada dwa razy, dzieci cztery, zgodnie z zaleceniami Fizyka. Żyją przeważnie do stu lat, a wielu do dwustu.

W piciu są bardzo umiarkowani. Młodzieży wzbraniają wina aż do dziewiętnastego roku życia, poza wypadkami, gdy wymaga tego stan zdrowia. Po przekroczeniu dziewiętnastu lat piją wino rozcieńczone wodą. Tak .samo kobiety. Starcy po pięćdziesiątce na ogół wody nie dolewają. Uwaga!

Jedzą to, co w danej porze roku jest najpożywniejsze, wykonując zalecenia Głównego Lekarza, który tą sprawą kieruje. Uważają, że co Bóg stworzył, nie jest szkodliwe, jeżeli tylko w użyciu nie przekracza się miary. Przeto w lecie jedzą owoce, bo są wilgotne, soczyste i rzeźwią podczas upału i skwaru; zimą — produkty suche, a jesienią — winogrona, ponieważ dał je Bóg przeciw melancholii i przygnębieniu.

Używają także bardzo dużo wonności. Z rana, gdy wstaną, wszyscy czeszą włosy, myją twarz i ręce w zimnej wodzie, po czym żują albo rozcierają rękami miętę, pietruszkę czy też koper, starsi zaś kadzidła. Zwróceni twarzą na wschód odmawiają krótką modlitwę, zupełnie podobną do tej, której nauczył nas Jezus Chrystus. Następnie jedni wychodzą usługiwać starcom, drudzy — śpiewać w chórze, inni znowu — pełnić państwowe powinności; potem udają się na pierwsze lekcje, potem do świątyni, potem zajmują się ćwiczeniami fizycznymi, potem siadają, by odpocząć trochę, i wreszcie przystępują do śniadania. Nie trapią ich ani podagra, ani chiragra, ani katar, ani ischias, ani kolki, ani wzdęcie, ani wiatry, albowiem te choroby biorą się od zbytniej ilości płynów i gazów, oni zaś umiarkowanym trybem życia i ćwiczeniami cielesnymi rozpędzają wszelką wilgotność i wiatry. Toteż za rzecz haniebną uchodzi u nich widok człowieka plującego lub charczącego; łączą to bowiem z niedostatecznym ćwiczeniem ciała albo gnuśnym lenistwem, albo z opilstwem i obżarstwem. Cierpią raczej na zapalenia i suche kurcze, na co pomaga obfite, soczyste i zdrowe pożywienie. Gorączkę trawiącą leczą przyjemnymi kąpielami i mleczną strawą, miłym pobytem na wsi, spokojnymi i wesołymi zajęciami. Choroby weneryczne są u nich mało rozpowszechnione, gdyż często obmywają ciało winem i nacierają wonnymi olejkami, pot zaś, który wydziela się podczas ćwiczeń, usuwa u nich szkodliwe wapory, rozkładające krew i szpik. Rzadziej chorują na suchoty, gdyż nie mają kataru piersi, a już bardzo rzadko cierpią na astmę, której sprzyja wielkie nagromadzenie wilgotności. Gorączki leczą piciem zimnej wody. Jednodniowe febry — korzennymi przyprawami, tłustym bulionem lub snem, albo dźwiękami muzyki lub głośną wesołością. Trzeciaczki — upustem krwi i rzewieniem albo podobnymi środkami przyciągającymi krew, albo też wywarem z korzeni roślin przeczyszczających i kwaśnych. Lecz na przeczyszczenie biorą rzadko. Kwartanę leczą łatwo, wywołując nagły przestrach lub też stosując zioła przeciwdziałające wilgotności, powodującej to cierpienie, i inne temu podobne środki. Zdradzili mi także tajniki leczenia wszystkich tych odmian febry. Szczególnie starannie leczą febry przewlekłe, których bardzo się boją; w walce z nimi uciekają się do obserwacji gwiazd, doboru ziół i modłów. Febry trapiącej co pięć, sześć lub osiem dni itp. prawie nie znają, gdyż nie cierpią na zgęszczone humory.

Kąpią się w łaźniach, zbudowanych na wzór rzymskich term; nacierają ciało olejkami, ale prócz tego mają jeszcze znacznie więcej nie znanych nam środków, które sami wynaleźli dla zachowania czystości, zdrowia i siły. Tymi oraz innymi sposobami walczą z padaczką, chorobą często u nich spotykaną.

HOSPITALARIUSZ: Jest ona oznaką niezwykłych uzdolnień; wiadomo, że Herkules, Scot, Sokrates, Kallimach i Mahomet cierpieli na tę samą przypadłość.

GENUEŃCZYK: Walczą z nią zanosząc modły do niebios, wzmacniając mózg za pomocą kwasów, wyszukanych rozrywek i tłustych bulionów, zaprawionych najprzedniejszą mąką pszenną. W przyprawianiu potraw są wprost mistrzami; dodają cynamonu, miodu, masła, dużo korzeni niezwykle krzepiących; tłuste potrawy łagodzą kwasem, aby zapobiec odbijaniu się. W odróżnieniu od Chińczyków nie piją napojów studzonych śniegiem ani sztucznie podgrzewanych; nie muszą uciekać się do takich środków przeciw humorom dla wzmocnienia naturalnego ciepła, gdyż cel ten osiągają tłuczonym czosnkiem, octem, macierzanką, miętą, bazylią, zwłaszcza w lecie i przy zmęczeniu. Znają także tajemnicę odmładzania sił życiowych co siedem lat, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla zdrowia, w sposób przyjemny i po prostu zadziwiający.

HOSPITALARIUSZ: Dotychczas jeszcze nie opowiedziałeś o naukach i urzędach.

GENUEŃCZYK: Owszem, mówiłem, ale żeś tak ciekaw, szerzej ci rzecz przedstawię. Przy każdym nowiu i pełni księżyca zbiera się po nabożeństwie zgromadzenie; uczestniczą w nim wszyscy, począwszy od dwudziestego roku życia, i każdy obywatel z oddzielna może się wypowiedzieć, jakie widzi niedomagania w państwie, kto z funkcjonariuszy pełni swe powinności dobrze, a kto źle. Poza tym co ósmy dzień zbierają się wszyscy dostojnicy państwowi, mianowicie Naczelny ʘ, a z nim Moc, Mądrość i Miłość oraz po trzech zastępców każdego triumwira, tak że razem jest ich trzynastu. Oni właśnie sprawują kierownictwo w odpowiednich dziedzinach. Moc kieruje sprawami wojny, Mądrość — naukami, Miłość — wyżywieniem, zaopatrzeniem w odzież, rozmnażaniem , się i wychowaniem. Na radę schodzą się także przełożeni wszystkich oddziałów, zarówno żeńskich, jak i męskich: dziesiętnicy, pięćdziesiętnicy i setnicy; omawiają sprawy państwowe i dokonują wyboru funkcjonariuszy, których uprzednio wysunięto na Wielkim Zgromadzeniu jako kandydatów. Podobnie ʘ i trzej jego współwładcy codziennie zbierają się, by rozpatrzyć sprawy bieżące, sprawdzić, zatwierdzić i wykonać postanowienia zebrań wyborczych, a także omówić inne konieczne zarządzenia. Do losowania uciekają się tylko w wypadkach, gdy całkowita rozterka uniemożliwia im decyzję. Funkcjonariuszy zmienia się zależnie od woli ludu, natomiast ci czterej najwyżsi są nieusuwalni, chyba że sami, po uprzedniej naradzie, ustąpią godność temu, kogo stanowczo uznają za mądrzejszego, zdolniejszego i bardziej prawego. Zaiste, są tak rozumni i uczciwi, że chętnie ustępują mądrzejszemu i od niego się uczą. Lecz tego rodzaju potrzeba zachodzi rzadko.

Osoby przewodzące poszczególnym naukom podlegają triumwirowi Mądrości, z wyjątkiem Metafizyka; jest nim sam ʘ, który kieruje wszystkimi naukami jak architekt. Wstydziłby się, gdyby nie ogarniał wszystkiego, co jest dostępne dla śmiertelników. Mądrości podlegają więc: Gramatyk, Logik, Fizyk, Medyk, Polityk, Etyk, Ekonomista, Astrolog, Astronom, Geometra. Kosmograf, Muzyk, Perspektywista, Arytmetyk, Poeta, Retor, Malarz, Rzeźbiarz. Triumwirowi Miłości podlega: Przełożony dla spraw rozradzania się, Wychowawca, Medyk, Wielki Szatny, Agronom, Hodowca bydła, Hodowca trzody, Przełożony dla spraw oswajania zwierząt, Wielki Kuchmistrz, Specjalista od tuczenia itp. Triumwir Mocy kieruje Strategiem, Kampionistą, Przełożonym kunsztu kowalskiego, Szefem zbrojowni, Skarbnikiem, Szefem mennicy, Architektem, Szefem wywiadu, Szefem konnicy, Szefem piechoty, Koniuszym, Gladiatorem, Szefem artylerii, Szefem procarzy, Justycjariuszem. Ci wszyscy z kolei mają pod sobą oddzielnych mistrzów.

HOSPITALARTUSZ: A co powiesz o sędziach?

GENUEŃCZYK: Chciałem właśnie o tym mówić. Każdy Solariusz podlega jurysdykcji głównego kierownika swego zawodu. Wszyscy naczelnicy są więc sędziami i mogą karać wygnaniem, chłostą, naganą, pozbawieniem wspólnej biesiady, interdyktem kościelnym, zakazem obcowania z kobietami. W wypadkach ciężkiej zbrodni stosuje się karę śmierci lub też zasadę: oko za oko, nos za nos, ząb za ząb itd., zgodnie z prawem odwetu, jeżeli zbrodnię popełniono świadomie i z rozmysłem. Jeśli zaś podczas sporu i bez wszelkiego rozmysłu, wtedy wyrok ulega złagodzeniu już nie przez sędziego, lecz przez triumwirów, od których można zresztą odwołać się do ʘ, jednakże nie w drodze instancji sądowej, lecz z prośbą o ułaskawienie. Jemu przysługuje to prawo łaski. Więzień nie mają poza jedyną wieżą, w której zamyka się buntowniczych wrogów itp. Nie stosują procedury sądowej na piśmie, u nas powszechnie procesem zwanej, lecz sędziemu i Mocy przedstawia się oskarżenie i świadków, a obwiniony występuje w swojej obronie; zwalnia się go na miejscu albo też sędzia od razu wymierza mu karę; jeżeli zaś apeluje do jednego z triumwirów, to na drugi dzień albo uzyskuje zwolnienie, albo wyrok skazujący. Na trzeci dzień albo ʘ ułaskawia obwinionego i zwalnia, albo też wyrok nabiera ostatecznej mocy prawnej. Oskarżony jedna się z oskarżycielem i świadkami, jak gdyby z lekarzami swej choroby, ściskając ich i całując.

Wyrok śmierci wykonuje tylko lud własnoręcznie, zabijając lub kamienując, ale zacząć muszą oskarżyciel i świadkowie. Nie mają bowiem ani katów, ani liktorów, hańbiących rzeczpospolitą. Jednakże niektórym skazańcom przyznaje się prawo wyboru śmierci. Obłożeni woreczkami z prochem, podpalają je sami i giną w płomieniach, przy czym otoczenie zachęca ich do tego, aby umarli z godnością. Wszyscy obywatele wśród łez błagają Boga, by uśmierzył swój gniew, przejęci bólem, że musieli odsiec zgniły członek państwa. Tak długo jednak przekonują i nakłaniają winnego, aż ten sam nie zgodzi się i nie zapragnie wyroku śmierci; inaczej zgładzić go nie wolno. Natomiast za przestępstwa popełnione przeciw wolności rzeczypospolitej albo przeciw Bogu, albo też przeciw najwyższym władzom, wydają u nich wyrok bez litości i natychmiast. Takich przestępców karze się tylko śmiercią. Skazaniec musi wyjaśnić uczciwie przed ludem, dlaczego uważa, że nie zasługuje na stracenie, podać przestępstwa innych, którzy właśnie powinni ponieść śmierć, oraz wyjawić przewinienia funkcjonariuszy i dowieść, że im należy się surowsza kara, jeżeli tak mu nakazuje sumienie. i jeśli przedstawi dowody przekonywające, czeka go wygnanie, a miasto oczyszcza się modłami, nabożeństwem i pokutą. Wymienionych zaś przez oskarżonego nie prześladują, poprzestając na pouczeniu. Przestępstwa popełnione na skutek słabości lub niewiedzy karze się jedynie naganą i przymusowym wdrażaniem do wstrzemięźliwości albo wzmożoną nauką tych dyscyplin lub sztuk, przeciw którym dany osobnik wykroczył.

We wzajemnych stosunkach wydają się zupełnie członkami tego samego ciała, jeden częścią drugiego. Tu chciałbym ci zaznaczyć, że winowajca, który nie czekając na obwinienie, sam z własnej woli wyzna wszystko władzom i obieca poprawę, zanim zostanie oskarżony, nie podlega karze za nieujawnienie przestępstwa, lecz innemu wymiarowi sprawiedliwości. Bardzo tego przestrzegają, aby jeden drugiego nie spotwarzył, bo oszczerca musiałby ponieść karę zgodnie z prawem odwetu. Ponieważ zawsze chodzą i pracują grupami, dla udowodnienia winy oskarżonemu potrzeba pięciu świadków; w przeciwnym razie zwalnia się go pod przysięgą, z ostrzeżeniem. Jeżeli zaś będzie oskarżony po raz drugi i trzeci na podstawie zeznań dwóch albo trzech świadków, to otrzymuje karę obostrzoną w dwójnasób.

Ich prawa są nieliczne, zwięzłe i jasne. Widnieją one wyryte na miedzianej tablicy, wiszącej przy drzwiach świątyni, tj. pod kolumnadą. Ponadto na poszczególnych kolumnach umieszczono określenia podstawowych pojęć, w metafizycznym i bardzo zwartym stylu, jak np.: co to jest Bóg, co to jest anioł, świat, gwiazda, człowiek, los, cnota itd. Bardzo to trafnie ujęte. Są tam również podane definicje wszystkich cnót, a sędziowie mają swe krzesła, czyli trybunały, każdy pod odpowiednią kolumną, zaopatrzoną w określenie tej cnoty, o której wyrokuje. Podczas sprawowania sądów zasiadają tam i mówią podsądnemu: "Synu, zgrzeszyłeś przeciw tej świętej definicji (dobroczynności lub wielkoduszności itd.). Czytaj". I po rozpatrzeniu sprawy skazują go na karę przewidzianą dla przewinienia, którego się dopuścił, to jest za złe uczynki, małoduszność, pychę, niewdzięczność, opieszałość itp. Wyroki te są pewnymi i skutecznymi lekami; skazani przyjmują je raczej z przyjemnością, a nie jako kary.

HOSPITALARIUJSZ: Teraz należałoby opowiedzieć o ich kapłanach, ofia­rach, obrzędach i wierze.

GENUEŃCZYK: Najwyższym kapłanem jest sam ʘ, a spośród funkcjonariuszy tylko znaczniejsi są kapłanami. Ich obowiązek — to oczyszczać sumienia obywateli. Przeto całe miasto na tajnej spowiedzi, przyjętej również u nas, wyznaje swe grzechy władzom, które oczyszczają dusze i jednocześnie dowiadują się, jakiego rodzaju przewinienia ludność najczęściej popełnia. Następnie sami dostojnicy-kapłani spowiadają się ze swych grzechów trzem najwyższym władcom, powierzając zarazem cudze; nie wskazują jednak osób, lecz mówią ogólnie o najcięższych przede wszystkim i najbardziej szkodliwych dla rzeczypospolitej występkach. Triumwirowie zaś te właśnie grzechy i swoje własne wyznają samemu ʘ, który tą drogą dowiaduje się, jakie wykroczenia są najpospolitsze w mieście, i stara się je wyplenić odpowiednimi środkami. Składa więc ofiarę i zanosi modły do Boga, ale przedtem — ilekroć zachodzi potrzeba oczyszczenia — w świątyni przed ołtarzem wyznaje publicznie wobec Boga grzechy całego ludu, aczkolwiek nie podaje imienia żadnego grzesznika. I tak rozgrzesza lud, nawołując jednocześnie, aby wystrzegał się na przyszłość tego rodzaju występków, po czym składa już ofiarę Bogu i błaga, by przebaczył miastu, odpuścił mu grzechy, oświecił je i obronił.

Także zwierzchnicy poszczególnych miast, podległych Solariuszom, każdy z osobna spowiadają się raz do roku przed ʘ. Stąd zna on dobrze niedostatki prowincji i stara się zaradzić im przy pomocy środków ludzkich i boskich itd.

Ofiary składa się w sposób następujący: ʘ pyta lud, kto pragnie Bogu przynieść siebie w ofierze za swoich współobywateli, i najbardziej świątobliwy zgłasza się dobrowolnie. Wtedy, po przepisanych obrzędach i modłach, kładą go na czworokątną deskę, misternie przymocowaną czterema hakami do czterech sznurów, spuszczonych na czterech kółkach z małej kopuły, i wołają do Boga o litość, błagając, aby raczył przyjąć tę dobrowolną ludzką ofiarę, a nie wymuszoną, ze zwierzęcia, jak to jest w zwyczaju u pogan. Po czym ʘ każe wciągnąć powrozy, ofiarowany unosi się w górę ku środkowi małej kopuły i tam oddaje się żarliwym modłom. Kapłani mieszkający dookoła kopuły podają mu przez okno pożywienie — skąpe co prawda — tak długo, aż miasto nie będzie oczyszczone z grzechów, a on sam, modląc się i poszcząc, prosi Boga w niebiosach, aby przyjął jego dobrowolną ofiarę. Po upływie dwudziestu lub trzydziestu dni, po przebłaganiu gniewu bożego zostaje kapłanem albo (co się bardzo rzadko zdarza) wraca na dół, ale już zewnętrznymi, kapłańskimi schodami. I mąż ten cieszy się później wielkim poważaniem i czcią, gdyż gotów był pójść na śmierć za ojczyznę. Ale Bóg nie chce śmierci.

Ponadto w świątyni, u samej góry, przebywa dwudziestu czterech kapłanów, którzy o północy, w południe, rano i wieczorem, czyli cztery razy dziennie, śpiewają psalmy Bogu; ich obowiązkiem jest obserwować gwiazdy, przy pomocy astrolabiów oznaczać ich ruchy, poznawać ich siły oraz oddziaływanie na sprawy ludzkie. Dlatego wiedzą, gdzie i jakie zmiany na świecie zaszły lub zajść powinny i w jakim czasie, oraz posyłają emisariuszy dla sprawdzenia, czy tak się istotnie rzeczy mają, i notują prawdziwe i fałszywe przepowiednie, aby na podstawie tych doświadczeń przepowiadać jak najwierniej. Określają godziny dla płodzenia, dni siewu, żniwa, winobrania i są jakby pośrednikami i ogniwem łączącym Boga z ludźmi. Spośród nich najczęściej wywodzi się ʘ. Zapisują pamiętne wydarzenia i prowadzą badania naukowe. Na dół schodzą tylko na śniadanie i obiad, podobnie jak tchnienie ożywcze zstępuje z głowy do żołądka i wątroby; z kobietami nie obcują, wyjąwszy rzadkie wypadki, gdy tego wymaga stan zdrowia. Codziennie wchodzi do nich na górę ʘ, by wraz z nimi rozważyć wszystko, co odkryli nowego dla dobra miasta i wszystkich narodów świata.

W świątyni na dole stale ktoś z ludu modli się przed ołtarzem; co godzina zmienia go inny, jak to u nas jest przyjęte podczas czterdziestogodzinnego uroczystego nabożeństwa, i ten sposób modlenia się nazywają "ofiarą stałą". Po biesiadzie wielbią Boga muzyką. Następnie opiewają czyny bohaterów, których wydali chrześcijanie, Hebrajczycy, poganie oraz wszystkie inne narody, i tym się niezmiernie rozkoszują, jako że nikomu nie zazdroszczą. Śpiewają hymny do miłości, mądrości i do wszelkiej cnoty, pod kierownictwem swego króla. Każdy bierze niewiastę, którą sobie najbardziej upodobał, i z wdziękiem idą w harmonijne tany pod perystylami.

Kobiety noszą włosy długie, ściągnięte i zebrane na karku w węzeł i w jeden warkocz splecione; mężczyźni zaś — jeden tylko lok na dokładnie wystrzyżonej głowie, a jako nakrycie służy im chustka, na którą z wierzchu nakładają okrągłą czapeczkę, nieco większą od obwodu czaszki. W polu noszą kapelusze, w mieście zaś birety białe, czerwone lub pstre, zależnie od wykonywanego zawodu lub rodzaju służby. Funkcjonariusze mają nakrycia większe i bardziej okazałe.

Uroczyste święta przypadają u nich na okresy, gdy Słońce wkracza w cztery zwrotne punkty świata, to jest w znak Raka, Wagi, Koziorożca i Barana. Gra się wtedy mądre i piękne sztuki, coś w rodzaju komedii. Świętują też każdą pełnię i nów księżyca, dzień założenia miasta, rocznice zwycięstw itp. Uroczystości uświetniają śpiewem żeńskiego chóru, dźwiękami trąb, hukiem bębnów i biciem z bombard.

Podczas tych obchodów poeci sławią znakomitych wodzów i ich zwycięstwa. Kto jednak w pieśni zmyśla, nawet ku chwale któregokolwiek z bohaterów, podlega karze. Nie może być poetą ten, który folguje kłamliwej fikcji; swobodę tę uważają za zgubną dla ludzkości, gdyż zabiera nagrodę cnotliwym, a obdarza nią innych, częstokroć występnych — czy to ze strachu, czy też gwoli pochlebstwa, z uniżoności lub chciwości. Zasłużonym wznosi się pomniki tylko po śmierci. Za życia natomiast wpisują do księgi bohaterów każdego, kto dokonał nowych wynalazków lub niezwykle pożytecznych odkryć, lub też wyświadczył państwu szczególne przysługi bądź w czasie pokoju, bądź na wojnie.

Zwłok nie grzebią, lecz dla zapobieżenia zarazie spalają je po to, aby obróciły się w ogień, ten szlachetny i żywy pierwiastek, który pochodzi od słońca i do słońca wraca; po to wreszcie, by nie dać sposobności do bałwochwalstwa. Zachowują jednak posągi i wizerunki bohaterów, na które często patrzą ładne kobiety, przeznaczone przez państwo do rodzenia dzieci.

Przy modlitwie zwracają się w rytuale modlitewnym w cztery strony świata, a mianowicie: z rana na wschód, potem na zachód, potem na południe i w końcu na północ, a wieczorem na odwrót: wpierw na zachód, potem na wschód, potem na północ i w końcu na południe. Powtarzają przy tym jedną tylko modlitwę, w której proszą o zdrowie ciała i ducha oraz o szczęśliwość dla siebie i dla wszystkich Ludów. A kończą ją tymi słowami: "Jak Bóg uzna za stosowne". Natomiast modły publiczne trwają długo, a kieruje się je w stronę nieba. Dlatego też ołtarz jest okrągły i na krzyż przedzielony biegnącymi pod kątem prostym przejściami, którymi wchodzi ʘ po każdym czterokrotnym powtórzeniu modlitwy i ze wzrokiem utkwionym w niebo zanosi błagania do Boga, co uchodzi u nich za wielkie misterium. Szaty arcykapłana są wspaniałe i pełne wyrazu, podobnie jak strój Aarona. Okazałością naśladują naturę i zadziwić mogą kunsztem.

Czas oblicza się u nich według roku zwrotnikowego, a nie gwiazdowego, lecz rokrocznie zaznaczają, na ile jeden wyprzedza drugi. Są zdania, że słońce stale się zniża i dlatego, zataczając coraz węższe kręgi, osiąga zwrotniki i przesilenia dnia z nocą z każdym rokiem wcześniej; albo też wydaje się tak naszemu oku, że słońce wcześniej tam przybywa i zstępuje, gdyż widzimy je coraz niżej w pochyłości. Miesiące liczą według ruchu księżyca, rok zaś według ruchu słońca. A ponieważ pierwszy zbiega się z drugim tylko co dziewiętnaście lat, gdy Głowa Smoka także kończy swój obieg, stworzyli oni nową astronomię.

Sławią Ptolemeusza, podziwiają Kopernika, mimo że Arystarch i Filolaos byli jego poprzednikami. Powiadają jednak, że jeden używa kamyczków do obliczeń ruchu, drugi — bobu, ale żaden z nich nie rozlicza się prawdziwymi pieniędzmi i światu uiszcza należność rozrachunkowymi znakami, a nie pełnocenną monetą. Przeto Solariusze bardzo starannie zgłębiają tę sprawę; jest im to konieczne, chcą bowiem poznać budowę i urządzenie świata oraz rozstrzygnąć, czy zginie on, czy też nie, i kiedy. I wierzą niezachwianie w prawdziwość przepowiedni Jezusa Chrystusa o znakach na słońcu, księżycu i gwiazdach, co wśród nas odrzuca wielu głupców; tych powszechna zagłada, jak złodziej w nocy, zaskoczy. A więc oczekują odnowienia świata, być może i końca. Twierdzą, że to bardzo trudno rozstrzygnąć, czy powstał z niczego, czy z rumowisk innych światów, czy też z chaosu, lecz uważają za rzecz prawdopodobną, ba, nawet pewną, że został stworzony, a nie istniał od wieków. Przeto żywią w tej sprawie głęboką pogardę dla Arystotelesa, którego nazywają logikiem, a nie filozofem, i na podstawie anomalii wyprowadzają moc dowodów przeciw wieczności świata. Do słońca i gwiazd odnoszą się jak do istot żyjących, jak do posągów bożych, świątyń i żywych niebiańskich ołtarzy, lecz nie biją im pokłonów. Najbardziej czczą słońce. Ich zdaniem, żaden twór nie zasługuje na boskie uwielbienie, które okazują jedynie Bogu, i dlatego Jemu tylko służą, aby w odwet za bałwochwalstwo nie popaść w tyranię i nędzę. I pod postacią słońca podziwiają i poznają Boga, zwąc je wspaniałym obliczem bożym i żywym wizerunkiem, z którego spływa na ziemię światło, ciepło, życie i siła potrzebna do wytwarzania wszelkich dóbr. Przeto ołtarz jest zbudowany na kształt słońca i kapłani wielbią Boga w słońcu i gwiazdach — ołtarzach Pańskich, w niebie — świątyni Pańskiej, zanoszą błagania do dobrych aniołów — orędowników, przebywających na gwiazdach — żywych siedzibach. Albowiem Bóg, jak mówią, swą bezgraniczną wspaniałość okazał przede wszystkim w niebie i słońcu — w tym swoim władztwie i pomniku.

Odrzucają Ptolemeuszowe i Kopernikowskie ekscentryki i epicykle. Utrzymują, że istnieje tylko jedno niebo i że planety same poruszają się i wznoszą, gdy zbliżają się do słońca i są z nim w koniunkcji. Dlatego też wolniej biegną po większym kole naprzód, w kierunku ogólnego ruchu, gdy zaś podchodzą do słońca, to nieco się odchylają, aby przyjąć od niego światło, i rozpoczynają krótszy bieg, gdyż są bliżej ziemi, przez co szybciej pędzą naprzód. A kiedy biegną z jednakową szybkością co i gwiazdy stale, to nazywamy je stacjonarnymi, gdy biegną szybciej — wstecznymi, jak mówią zwyczajni astronomowie, a gdy wolniej — zdążającymi wprost ku większemu światłu, które przyjmują i do którego się wznoszą itd. Albowiem w kwadraturach i w opozycjach planety zniżają się, aby się od niego nie oddalać. Księżyc zaś i w opozycji, a tym bardziej w koniunkcji wznosi się dlatego, że jest poniżej słońca. Tak więc wszystkie ciała niebieskie, chociaż biegną ze wschodu na zachód, wydają się poruszać w przeciwnym kierunku, ponieważ całe niebo gwiezdne szybko się obraca w ciągu dwudziestu czterech godzin, a one wolniej; po drodze pozostają w tyle i wyprzedzane przez niebo robią wrażenie, jak gdyby biegły w odwrotnym kierunku. Natomiast nigdy nie widać, aby księżyc, który jest od nas najbliżej — czy to w opozycji, czy to w koniunkcji — biegł wstecz; ale i on tylko nieznacznie posuwa się do przodu wtedy, gdy jest całkowicie oświetlony z góry lub z dołu. Pierwsze bowiem niebo jest o tyle szybsze od księżyca, że biegnąc naprzód wyprzedza go o trzynaście stopni, o które, w porównaniu, księżyc zostaje w tyle; nie cofa się więc, lecz tylko zwalnia lub przyśpiesza ruch w przód lub do tyłu, skąd wynika oczywiście, że niepotrzebne są epicykle i ekscentryki, by objaśnić podnoszenie się, zniżanie, wsteczny i zwolniony ruch planet. W istocie Solariusze dowodzą, że błądzące ciała niebieskie zatrzymuje w pewnych częściach świata sympatia istot wyższych i z tego powodu zostają tam one dłużej, stąd określenie, że się wznoszą do absydy. Dalej, dłuższe przebywanie słońca na obszarze północnym niż południowym tłumaczą względami fizycznymi, a mianowicie tym, że wznosi się ono, by mocniej prażyć ziemię tam, gdzie jej przypadło w udziale więcej sił, kiedy samo słońce, zjawiwszy się razem ze światem, ruszyło wpierw na południe. Przeto utrzymują wespół z Chaldejczykami i starożytnymi Hebrajczykami, a wbrew sądom późniejszym, że świat powstał podczas naszej jesieni, czyli wiosny południowej półkuli. I tak wzniósłszy się, aby odzyskać to, co straciło, słońce więcej dni bawi na północy niż na południu i zdaje się wstępować na ekscentryk. Przy tym Solariusze nie są jednak pewni, czy słońce jest ośrodkiem dolnego świata, czy inne planety krążą wokół nieruchomych ośrodków, czy też biegną dookoła nich inne księżyce, podobnie jak dookoła naszej ziemi, ale nieustannie dociekają tu prawdy.

Utrzymują, że dwa są fizyczne początki rzeczy ziemskich, a mianowicie: słońce — ojciec i ziemia — matka. Powietrze, według nich, jest nieczystą częścią nieba, a cały ogień pochodzi od słońca. Morze jest potem ziemi lub wydzieliną z jej rozżarzonych i płynnych wnętrzności, a stanowi ono taką samą więź między powietrzem a ziemią jak krew między duchem i ciałem żywych tworów. Świat to wielka, żywa istota, my zaś żyjemy w jego trzewiach, jak robaki w naszych wnętrznościach. Przeto zależymy nie od opatrzności gwiazd, słońca i ziemi, lecz od Opatrzności Boskiej, gdyż dla nich, jako że dążą jedynie do pomnożenia własnej wielkości, przypadkowo urodziliśmy się i żyjemy; dla Boga zaś, którego one są narzędziem, zostaliśmy stworzeni za Jego przewidzeniem, w ustalonym porządku i przeznaczeni do wielkiego celu. Przeto jedynie Bogu jesteśmy zobowiązani jak ojcu, pomni, że wszystko zależy od Niego.

Niezachwianie wierzą w nieśmiertelność dusz; po śmierci przyłączają się one do hufca dobrych albo złych aniołów, zależnie od tego, do kogo zmarli bardziej się upodobnili w czynach swych za życia doczesnego. Każda bowiem rzecz szuka podobnej do siebie.

W poglądach na miejsca kar i nagród mało się od nas różnią. Nie są pewni, czy istnieją inne światy poza naszym, ale za niedorzeczność uważają twierdzenie, że niczego nie ma poza nim, ponieważ nie ma, dowodzą, nicości ani na świecie, ani poza jego granicami, i z Bogiem — istnością nieskończoną — nicość pogodzić się nie da; jednakże odrzucają istnienie nieskończoności materialnej.

Przyjmują dwie zasady metafizyczne: istność — to jest Boga Najwyższego — i nicość, która stanowi brak istności i granicę wszelkiego powstawania; nie staje się bowiem to, co istnieje, a więc nie było tego, co się staje. Tak samo, metafizycznie, z owej nicości oraz istności składa się skończony byt. Podobnie skłonność do nicości rodzi zło i grzech; powoduje go przyczyna niedostateczna, a nie sprawcza. Przez przyczynę niedostateczną rozumieją zaś brak mocy, mądrości lub woli. Stąd przede wszystkim wywodzą grzech, albowiem kto zna i może czynić dobro, powinien też chcieć tego, jako że wola rodzi się właśnie z mądrości i mocy, a nie na odwrót.

Zdumiewające jest to, że czczą Boga w Trójcy, twierdząc, że Bóg jest najwyższą mocą, a od niej pochodzi najwyższa mądrość, która tak samo jest Bogiem, a od nich miłość, która jest i mocą, i mądrością. Albowiem pochodne musi zachować naturę tego, od czego pochodzi, i nie może od niej odbiec. Nie umieją jednak rozróżnić osób Trójcy po imieniu, jak to jest w naszej wierze chrześcijańskiej, dlatego że nie znają objawienia, lecz wiedzą, że w Bogu jest pochodzenie i odniesienie siebie samego względem siebie, w sobie i poza sobą.

I tak, ich zdaniem, istota wszystkich bytów — o ile mają udział w istności — składa się metafizycznie z mocy, mądrości i miłości, o ile zaś uczestniczą w nicości — z niemocy, niewiedzy i nienawiści; dzięki jednym oni uzyskują zasługi, a przez drugie popełniają grzechy: albo grzech naturalny na skutek niewiedzy i niemocy, albo też grzech świadomy i umyślny na skutek wszystkich trzech niedostatków, albo też na skutek samej nienawiści. Przecież natura w swoich poszczególnych przejawach grzeszy z niemocy lub niewiedzy, tworząc dziwolągi. Wszystko to zresztą jest przewidziane przez Boga, wolnego od wszelkiej nicości, i przezeń ułożone, jako że jest istotą wszechmocną, wszechwiedzącą i doskonałą. Dlatego w Bogu żadne stworzenie nie grzeszy, a grzeszy poza Bogiem. Jednakże poza Boga możemy wyjść tylko dla siebie i ze względu na nas, nie zaś dla Niego i ze względu na Niego. W nas bowiem jest niedostateczność, a w Nim skuteczność. Dlatego grzech jest aktem Boga w tej mierze, w jakiej cechuje go istność i skuteczność; w tej zaś mierze, w jakiej zawiera nieistność i niedostateczność, które stanowią istotę samego grzechu, on jest w nas i od nas pochodzi, jako że na skutek właściwego nam nieporządku skłaniamy się do nicości.

HOSPITALARIUSZ: O Boże, co to za przenikliwi ludzie!

GENUEŃCZYK: Rzeczywiście, gdybym mógł wszystko zapamiętać i gdyby nie obawa, że się spóźnię, naopowiadałbym ci cudowności, ale nie zdążę na okręt, jeżeli się nie pośpieszę.

HOSPITALARIUSZ: Zaklinam cię, nie ukrywaj przede mną tej jednej rzeczy: co oni mówią o grzechu Adama?

GENUEŃCZYK: Solariusze wyraźnie przyznają, że na świecie panuje duże zepsucie i że ludzie nie kierują się istotnymi, wyższymi zasadami, że sprawiedliwi są prześladowani i nie mają posłuchu, a rządzą niegodziwcy, jakkolwiek nieszczęściem nazywają ich błogi żywot. Jest on jakąś nicością i pozorem bytu, gdyż nie ma ani królów, ani mędrców, ani ofiarnych ludzi, ani świętych, jeśli nazwa nie odpowiada rzeczywistości. Z tego wnioskują, że wielki zamęt powstał w sprawach ludzkich przez jakiś przypadek. Z początku, jak się wydaje, skłonni byli twierdzić za Platonem, że sfery niebieskie obracały się z obecnego zachodu w stronę, którą teraz określamy jako wschód, a potem przyjęły przeciwny bieg. Uważali także za możliwe i to, że sprawami niższego świata kieruje jakieś niższe bóstwo, za zezwoleniem bóstwa głównego; lecz teraz uznają ten sąd za niedorzeczny. I jeszcze głupiej jest, ich zdaniem, wierzyć, że z początku rządził dobrze Saturn, a potem — gorzej Jowisz, a następnie pozostałe planety po kolei, jakkolwiek uznają, że okresy świata są oznaczone właśnie według kolejności planet. Przyjmują też, że z powodu przemieszczenia absyd co tysiąc lat albo tysiąc sześćset zachodzą wszędzie znaczne zmiany. Nasz wiek należałoby uważać za wiek Merkurego, chociaż jest urozmaicony wielkimi koniunkcjami, a nawroty anomalii wywierają wpływ fatalny. Wreszcie uznają, że szczęśliwy jest chrześcijanin, gdyż wystarcza mu wiara, iż z grzechu Adama powstał tak wielki zamęt. Sądzą także, że z ojców na synów przechodzi raczej ciężar kary za winę niż sama wina.

Od synów zaś wraca wina na ojców w tej mierze, w jakiej zlekceważyli sprawę rozmnażania się i dopuścili do płodzenia w nieodpowiednim czasie i miejscu, zaniedbali sprawy doboru rodzicieli lub wychowania, źle uczyli i kształcili dzieci. Dlatego baczną uwagę zwraca się u nich na płodzenie i wychowanie; twierdzą, że kara i wina — zarówno synów, jak i rodziców — po brzegi zalewa rzeczpospolitą. Przeto wszystkie państwa ugrzęzły teraz w nieszczęściu i, co gorsza, pokojem i błogosławieństwem ludzie nazywają obecne zło, jako że nie doświadczyli dobra, a światem, jak im się wydaje, rządzi przypadek. W istocie jednak ten, kto ogarnia budowę świata i anatomię człowieka (uczą się jej często na skazańcach), anatomię roślin i zwierząt jak też użyteczność ich części i cząstek, musi na cały głos wielbić mądrość i opatrzność Boga. Człowiek powinien więc całkowicie oddać się religii i zawsze czcić swego Stwórcę. Ale tylko ten może to zrobić należycie i z łatwością, kto bada i głęboko przenika dzieła Boga, przestrzega Jego przykazań i kieruje się w swym postępowaniu słusznymi zasadami: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło" i "Cokolwiek chcecie, aby wam ludzie czynili, czyńcie i wy im". Z czego wynika, że skoro żądamy poszanowania i dobra od synów naszych i od ludzi, których sami nie obsypujemy łaskami, to jeszcze więcej sami winniśmy Bogu, od którego otrzymujemy wszystko i któremu całe nasze istnienie zawdzięczamy i wszędzie w Nim jesteśmy, chwała Jemu na wieki.

HOSPITALARIUSZ: Rzeczywiście, jeśli oni, znając tylko prawo natury, tak bardzo zbliżają się do chrystianizmu, który niczego ponad te prawa nie dodaje prócz sakramentów, pomocnych w przestrzeganiu ich, dla mnie stanowi to poważny argument na rzecz wiary chrześcijańskiej, że jest ze wszystkich najprawdziwsza i że po usunięciu nadużyć będzie panowała na całym świecie, jak uczą i spodziewają się znamienitsi teologowie. Wszak, powiadają, Hiszpanie odkryli Nowy Świat (jakkolwiek pierwszym odkrywcą był Kolumb, największy z bohaterów, ów rodak nasz genueński), aby wszystkie narody zjednoczyły się pod jednym prawem. A więc ci filozofowie będą świadkami prawdy, wybranymi przez Boga. Stąd widzę, że sami nie wiemy, co czynimy, a jesteśmy narzędziem w ręku Boga: ludzie, gnani żądzą złota i bogactw, szukają nowych krajów, Bóg zaś dąży do wyższego celu. Słońce stara się spalić ziemię, a zgoła nie rozwijać roślin i ludzi itd., ale Bóg wykorzystuje zmagania walczących dla rozkwitu życia. Cześć Mu i chwała!

GENUEŃCZYK: O, gdybyś wiedział, co oni mówią — na podstawie astrologii jak też przepowiedni naszych proroków — o wieku, który nadejdzie! Dowodzą, że w naszych czasach na przestrzeni stu lat jest więcej wydarzeń historycznych niż w całym świecie na przestrzeni minionych czterech tysięcy lat; że w tym stuleciu wydano więcej ksiąg niż w ciągu pięciu tysięcy lat ubiegłych. A ich wywody o zadziwiającym wynalazku druku, rusznic i zastosowaniu magnesu — tych znamiennych znakach, a zarazem środkach zjednoczenia mieszkańców świata w jedną owczarnię, oraz o tym, jak dokonały się te wynalazki podczas wielkich synodów w trójkącie Raka, gdy absyda Merkurego przebiegała przez gwiazdozbiór Niedźwiadka pod wpływem Księżyca i Marsa, sprzyjających w tym trójkącie nowym podróżom morskim, nowym królestwom i nowej broni! Ale gdy tylko absyda Saturna przejdzie przez Koziorożec, absyda Merkuriusza — przez Strzelca, a Mars — przez Pannę, po pierwszych wielkich synodach i ukazaniu się nowej gwiazdy w Kasjopei, powstanie nowa Monarchia, nastąpi przeobrażenie i odnowienie praw i nauk i pojawią się nowi prorocy, co wszystko, jak twierdzą, wróży wielki triumf świętemu narodowi. Ale najpierw wypada niszczyć i wykorzeniać, a później budować i sadzić itd. Puść mnie, bo mam jeszcze wiele spraw do załatwienia. O tym jednak wiedz, że oni już wynaleźli sztukę latania, której jedynie, jak się zdawało, brakło światu, i że w najbliższym czasie oczekuje się wynalezienia lunet oraz rogów słuchowych; dzięki jednym można będzie oglądać ukryte gwiazdy, przy pomocy drugich zaś słyszeć harmonię niebios.

HOSPITALARIUSZ Czyżby? Ach, ach, ach, ależ to wspaniałe! Lecz Rak jest żeńskim znakiem Wenery i Księżyca. Jakiż więc wpływ dobroczynny może mieć w powietrzu, skoro jest znakiem wodnym, i w jaki sposób gwiazdy mogą to wiedzieć i czynić? Na wszystko Bóg wyznaczył właściwy czas. Zbyt gorliwie oddają się astrologii.

GENUEŃCZYK: A oni mi na to: Bóg jest przyczyną bezpośrednio-powszechną wszystkiego, nie w sensie bezpośredniości szczególnej przyczyny, lecz powszechnego początku i mocy; to nie Bóg je, gdy je Piotr, nie Bóg moczy się i kradnie, choć daje możliwość i zdolność jedzenia, moczenia się i brania, jako bezpośrednia przyczyna, od której nie ma wcześniejszej i wobec której każda inna jest bardziej szczegółową, modyfikującą niezmierzoność boskiego działania.

HOSPITALARIUSZ: O, jak wspaniale o tym samym mówią nasi uczeni scholastycy, szczególnie boski Tomasz w wywodzie przeciw mahometańskim filozofom, którzy utrzymują, że działanie pierwszej przyczyny jest bardziej bezpośrednie w skutku niż działanie przyczyny wtórnej. O tym patrz ks. 3 Summy przeciw poganom, rozdział 70, oraz 2, dystynkcja 37, a raczej kwestia 1, artykuły 3 i 5, a także pisma pomniejsze, 9, kwestia 38, gdzie uczy, że powszechna przyczyna działa bezpośrednio w sensie początku, a nie w sensie skutku, jak to ma miejsce z przyczyną szczegółową. Mów dalej!

GENUEŃCZYK: A więc powiadają, że Bóg stworzył przyczyny dla wszystkich przyszłych działań, powszechne i szczegółowe, a te ostatnie nie mogą działać, gdy nie działają powszechne. Nie może bowiem roślina rozkwitać, jeśli nie ogrzewa jej z bliska słońce. Okoliczności zaś zależą od przyczyn powszechnych, to znaczy od niebieskich, zatem wszystkie nasze działania są uzależnione od działania nieba. Przyczyny wolne wykorzystują okoliczności zarówno dla siebie, jak i dla innych rzeczy niekiedy. Albowiem za pomocą ognia człowiek zmusza drzewa, by kwitły, i lampą oświetla dom, gdy nie ma słońca. Natomiast przyczyny naturalne zależą od okoliczności. I podobnie jak jedno dzieje się w dzień, drugie nocą, jedno zimą, drugie latem, wiosną lub jesienią, zarówno z przyczyn wolnych, jak i naturalnych, tak samo jedno dzieje się w jednym wieku, drugie — w drugim. I podobnie jak wolna przyczyna nie jest zmuszona spać z nadejściem nocy ani wstawać o brzasku, lecz działa stosownie do swoich potrzeb, wykorzystując w ten sposób zmiany czasu, tak też nic nie zmusza jej wynajdywać rusznice lub druk, gdy zachodzą wielkie synody w Baku, ani tworzyć monarchie, gdy synody zachodzą w Baranie. To samo dotyczy też i reszty: zasiewów we wrześniu, obcinania drzew w marcu itd. I nie mogą uwierzyć, żeby arcykapłan tak mądrych chrześcijan zabraniał astrologii, poza wypadkami, gdy się jej nadużywa do przepowiadania działań zależnych od wolnej woli i wydarzeń nadprzyrodzonych, jako że gwiazdy dla zjawisk nadprzyrodzonych są tylko znakami, dla naturalnych zaś przyczynami powszechnymi, a dla działań zależnych od woli — jedynie sposobnością, pobudką i zachętą. Przecież wschód słońca nie zmusza nas, lecz pobudza do wstawania z pościeli, stwarzając po temu dogodność, tak samo jak w nocy niewygodnie jest wstawać, a wygodnie spać. Gdy więc działają na wolną wolę pośrednio i w sposób przypadłościowy, wpływając na ciało i właściwy mu zmysł, związany z narządem cielesnym, wrażenia te wzniecają w duszy miłość, nienawiść, gniew lub też inne uczucia. Ale nawet wtedy dusza może poddać się lub oprzeć rozbudzonej namiętności. I tak herezje i wojny, i głód, na które gwiazdy wskazują, po większej części biorą się stąd, że ludzie na ogół dają się powodować raczej siłą zmysłów niż rozumem, przez co w działaniach popadają z nim w sprzeczność. Niekiedy także, ulegając uczuciu, postępują rozumnie, gdy np. w porywie słusznego gniewu wszczynają sprawiedliwą wojnę.

HOSPITALARIUSZ: O tym również wspaniale mówi boski Tomasz oraz nasz arcykapłan. Zgadza się on na korzystanie z astrologii w medycynie, rolnictwie i żeglarstwie, razem ze wszystkimi swoimi scholastykami, którzy zezwalają nawet przy aktach woli stosować przypuszczalne przepowiednie. Ale wskutek wzrostu złośliwości oraz nadużycia tego pozwolenia zabraniają nie domysłów, lecz opartych na domysłach prognostyków, nie dlatego, że są zawsze fałszywe, lecz po większej części lub zawsze niebezpieczne. Ufni bowiem w astrologię władcy i ludy ważą się na mnóstwo szkodliwych przedsięwzięć, a jeśli nawet zamyślą pożyteczne, to skazane na niepowodzenie, jak to widać na przykładzie Arbacesa, Agatokla, Druzusa, Archelaosa, i tego samego wreszcie spodziewamy się po pewnym księciu Finlandii z powodu przepowiedni Tychona. A z naszymi kapłanami też zbyt zuchwale poczynają sobie władcy, ufni w tego rodzaju oszukańcze wróżby szarlatanów.

GENUEŃCZYK: Tak też i Solariusze mówią, żeby w jednym wypadku zabraniać tych prognostyków jako fałszywych, a w drugim jako niebezpiecznych, ponieważ mogą doprowadzić albo do bałwochwalstwa, albo do zniszczenia wolności, albo do podważenia ustroju państwowego. Co więcej, Solariusze, powiadam ci, już wynaleźli sposób unikania złowieszczego wpływu gwiazd, gdyż wszelką sztukę daje Bóg nie inaczej, jak tylko na pożytek. Przeto ilekroć zbliża się zaćmienie (bądź to niezdrowe tylko, jakie bywa przy interregnum dobroczynnych gwiazd, bądź wręcz zgubne, gdy panoszą się złoczynne), czy to złowieszcza kometa, czy zła dążność w miejscu afetycznym, zamykają tego, komu gwiazdy grożą nieszczęściem, w białym pokoju, opryskanym wonnościami i octem różanym, zapalają siedem świec z wosku zmieszanego z aromatami, czynią radosną muzykę i prowadzą wesołe rozmowy, aby rozegnać zarodki zarazy, przez powietrze przedostające się z nieba.

HOSPITALARIUSZ: Doprawdy, dobre to środki i jak mądrze je stosują! Albowiem niebo oddziaływa materialnie i materialnymi środkami można mu przeciwdziałać, lecz zastrzeżenia budzi liczba świec, jak gdyby siła w liczbie się zawierała, a to trąci przesądem.

GENUEŃCZYK: W istocie, opierają się na nauce Pitagorasa o sile oddziaływania liczb, ale nie wiem, czy z przesądu, a polegają nie na samej liczbie, lecz na środkach leczniczych w połączeniu z liczbą.

HOSPITALARIUSZ: A więc to wcale nie przesąd. Żaden bowiem kanon ani Pismo święte nie potępia siły liczb, przeciwnie, medycy posługują się nią w różnych okresach i przesileniach chorób. I w Piśmie jest powiedziane, że "Bóg stworzył wszystko pod liczbą, wagą i miarą", i tajemnicza siła liczb potwierdza się siedmioma dniami stworzenia świata, siedmioma aniołami dmącymi w trąby, siedmioma czaszami, siedmioma piorunami, siedmioma świecznikami, siedmioma pieczęciami, siedmioma sakramentami, siedmioma darami Ducha Świętego, siedmioma oczami w kamieniu Zachariasza. Ileż stąd rozważań filozoficznych u św. Augustyna, św. Hilarego i Orygenesa o sile liczb, a zwłaszcza o znaczeniu siedmiokrotności! Nie potępiałbym więc Solariuszy, ponieważ występują jako lekarze chorób pochodzących z nieba, jako obrońcy wolnej woli. Siedmioma bowiem lampami naśladują niebo w jego siedmiu planetach, podobnie jak Mojżesz swoimi siedmioma świecznikami. W Rzymie uznano za przesąd przypisywanie siły, która pochodzi od Boga, jedynie liczbom samym, a nie rzeczom wyliczonym i temu, w czym się nie przejawia zastosowanie ani wpływ liczb. Tak samo przesądnie postępuje ten, kto posługuje się zjawiskiem atmosferycznym albo zielem jako skutecznym środkiem tam, gdzie one żadnego wpływu w istocie nie mają. Jest to czczy ceremoniał, którym diabeł, małpując Boga, chce naśladować twórcę liczb. I u Wergilego raduje go liczba nieparzysta. Tak więc, jeśliby kto naturalną siłę rzewienia przypisywał hubie przez nieuctwo — nie jest to przesąd, gdy zaś hubie lub liczbie przypisuje się siłę Bożą — jest to przesąd. Patrz, co w tej sprawie mówią teologowie. A teraz wróć do opowiadania, od któregośmy odbiegli.

GENUEŃCZYK: A więc Solariusze sądzą, że znaki żeńskie przynoszą obfitość tym krajom, w których rządy sprawują kobiety, i dają władzę na ziemi rzeczom słabszym, dzięki sprzyjającym i korzystnym okolicznościom oraz dzięki temu, że jednych chronią od trosk, a drugim przysparzają ich, jak już uprzednio powiedzieliśmy. Stąd też staje się zrozumiałe, że w tym wieku zaczęło przeważać panowanie kobiet. I tak między Nubią i Monopotapą zjawiły się nowe Amazonki, a w Europie na tronach zasiadły: Roksolana w Turcji, Bona w Polsce, Maria na Węgrzech, Elżbieta w Anglii, Katarzyna we Francji, Blanka w Etrurii, Małgorzata w Belgii, Maria w Szkocji i w Hiszpanii Izabella, za której panowania odkryto Nowy Świat. Poeta tego wieku zaczyna od kobiet:

Le donne, i cavalier, l'arme e gli amori.
[Panie, rycerze, broń, miłosne strzały, dworskie i grzmiące sprawy śpiewać życzę].

Rozpanoszyli się też, na skutek trójkąta Marsa i pozostawania Merkurego w apogeum, poeci-potwarcy i heretycy; pod wpływem Księżyca i Wenery mówią ciągle o rozpuście i sprośnościach; wszyscy mężczyźni starają się upodobnić do kobiet i płcią, i mową, gdyż jeden drugiego zwie vossignoria [Wasza Dostojność].

W Afryce, gdzie dominuje Rak i Niedźwiadek, prócz Amazonek pojawiły się w Fezie i Maroku publiczne lupanary zniewieściałych mężczyzn oraz inne niezliczone plugastwa, do których układ świata skłania, lecz nie zmusza. Nie znaczy to jeszcze, że trójkąt Raka (znak zwrotnika, miejsce egzaltacji Jowisza, apogeum Słońca i troistość Marsa), jak gdyby za pośrednictwem Księżyca, Marsa i Wenery spowodował odkrycie nowej półkuli, wspaniałej drogi dookoła świata i panowanie kobiet, a za pośrednictwem Merkurego i Marsa — wynalazek druku i broni palnej. To nie było przyczyną, ale raczej okazją dla ludzi, aby dokonała się wielka przemiana praw dzięki Opatrzności Boskiej, zawsze zmierzającej ku dobru, jeśli tylko my tych zamiarów nie krzyżujemy.

Przy tym opowiedzieli mi nadzwyczajne rzeczy o zgodności zjawisk niebieskich i ziemskich, o stanie umysłów oraz o rozprzestrzenianiu się wiary chrześcijańskiej w Nowym Świecie, o jej niewzruszonej mocy w Italii i Hiszpanii, o zachwianiu w Niemczech Północnych, Anglii, Skandynawii, Panonii. Odnośnych przepowiedni nawet i wspominać nie chcę, gdyż ze słusznych względów zabronił tego nasz papież w niewyczerpanej swej mądrości. Pominę też i reformy Xerifa i Sofiego w Afryce i Persji, podjęte wtedy, gdy u nas Wicklef, Hus i Luter podważali religię, a minoryci i kapucyni lal dodawali jej blasku. Nie będę też mówił i o tym, w jaki sposób to samo przesunięcie ciał niebieskich jedni wykorzystują ku dobru, drudzy nadużywają ku złu, aczkolwiek apostoł zalicza herezję do dzieł ciała, należy więc ona do namiętności zmysłowych, spowodowanych przez Marsa, Saturna i Wenerę w warunkach nieprzymuszonego ulegania im naszej woli.

Jednakże dodam jeszcze, że Solariusze już wynaleźli sztukę latania oraz inne umiejętności pod wpływem Księżyca i Merkurego, przy poparciu absydy Słońca. Te bowiem planety sprzyjają sztuce latania w powietrzu, które w naszych krajach jest wodniste i płynne, a na równiku lekkie i lotne dzięki położeniu ziemi pod niebem bardziej słonecznym. Stworzyli też nową astronomię, według której na drugiej półkuli, na południe od równika, domem Słońca jest Wodnik, domem Księżyca Koziorożec itd. Wszystkie znaki i moce odwracają w ten sposób, i na równiku między zwrotnikami znaki nazywają się inaczej, inaczej też przydziela się je planetom niż poza równikiem i w okolicach podbiegunowych. Jest to konieczne, bo zgodne z prawami natury. O, czegom się tylko nie dowiedział od tych mędrców o przesunięciach absyd, mimośrodów, nachylenia ekliptyki, zrównań dnia z nocą, przesileń słonecznych, biegunów, o zakłóceniach ciał niebieskich przy wahaniach machiny niebios w bezmiarze przestrzeni, o symbolicznym powiązaniu rzeczy naszego świata z tym, co istnieje poza nim, o wielu zmianach, jakie nastąpią po wielkim synodzie w oznaczających zrównanie znakach Barana i Wagi, przy odnowieniu anomalii, o zdumiewających zjawiskach, jakie przyniesie wielka koniunkcja przy utrwaleniu tego, co określono w związku ze zmianą i odnowieniem ruchu gwiazd.

Ale, proszę cię, nie zatrzymuj mnie dłużej, mam jeszcze dużo spraw do załatwienia; wiesz przecież, co mnie niepokoi. Odłóżmy to na inny raz. Chciałbym tylko napomknąć jeszcze, że oni niezbicie dowodzą wolnej woli człowieka i twierdzą, że jeżeli czterdziestogodzinne potworne tortury, którym poddali pewnego cenionego wśród nich filozofa wrogowie, nie zdołały wymusić na nim ani słówka pożądanych zeznań, gdyż postanowił w duchu milczeć, zatem i gwiazdy, które wpływają z daleka i łagodnie, nie mogą zmusić nas do działania wbrew naszemu postanowieniu.

I nie rządzi nami przymus nakazów bożych, gdyż człowiek jest na tyle wolny, że potrafi nawet bluźnić Bogu. Bóg zaś ani sam siebie, ani innych przeciw sobie nie zniewala. Czyż Bóg jest rozdzielony? Jednakże gwiazdy wywierają wpływ, nieodczuwalnie co prawda i łagodnie, na nasze zmysły i dlatego każdy, kto bardziej ulega uczuciu niż boskiemu rozumowi, popada w ich jarzmo. Albowiem tenże sam układ gwiazd, który z trupiej myśli heretyków rozniósł po świecie cuchnące wyziewy, w tym samym czasie u założycieli zakonu jezuitów, minorytów i kapucynów wyzwolił wonny wiew cnót. I pod tąże samą konstelacją Kolumb i Cortez rozszerzyli wiarę chrześcijańską na drugiej półkuli. O wielu zaś innych rzeczach, które oczekują świat, jeszcze ci opowiem innym razem.

HOSPITALARIUSZ: Powiedz mi to przynajmniej, w jaki sposób wprawiają w ruch okręty bez wiatru i wioseł?

GENUEŃCZYK: Za pomocą wachlarza przymocowanego nad rufą. Wachlarz ten umieszczają na końcu żerdzi, a na drugim jej końcu wisi ciężar dla równowagi, tak iż chłopiec może go jedną ręką podnosić i opuszczać. Przy dużym zaś maszcie jest on umocowany na swobodnie obracającej się osi, na dwóch widłach. Poza tym niektóre ich okręty wprawia w ruch para kół, obracających się w wodzie przy pomocy lin, które biegną od drugiego kola, umieszczonego na przedzie okrętu, i obejmują na krzyż koła na rufie. Duże koło, które obraca mniejsze, zanurzone w wodzie, daje się wprawiać w ruch równie łatwo, jak to ma miejsce w przyrządzie, za pomocą którego Kalabryjki i Francuzki nawijają, skręcają lub przędą nić.

HOSPITALARIUSZ: Poczekaj, poczekaj trochę!

GENUEŃCZYK: Nie mogę, nie mogę!

strona główna