strona główna

Święty AUGUSTYN

Państwo Boże

De Civitate Dei (pisane 413-427), przełożył ks. Władysław Kubicki

XI. 3. O powadze ksiąg kanonicznych, z natchnienia Bożego spisanych

Ten (Bóg i człowiek), co mówił naprzód przez proroków, później sam bezpośrednio, wreszcie przez Apostołów, o ile za potrzebne to uważał, ustanowił też pismo, zwane kanonicznym, pismo największej powagi, któremu dajemy wiarę w tych wszystkich rzeczach, których się nie godzi nie znać, a do ich poznania własnym rozumem dojść nie potrafimy. Bo skoro sami świadectwo dajemy, iż możemy poznać te rzeczy, które nie są w oddaleniu od naszych zmysłów czy to wewnętrznych, czy zewnętrznych (dlatego takie rzeczy zowią się praesentia - obecne, podpadające pod zmysły, ponieważ są prae sensibus - przed zmysłami, tak jak się mówi, że mamy przed oczyma to, co jest obecne wzrokowi naszemu), to znowu gdy rzeczy oddalonych od naszych zmysłów poznać nie możemy na mocy własnego naszego świadectwa, wymagamy ku temu innych świadków i wierzymy tym, którzy bądź te rzeczy widzieli, bądź innymi zmysłami ciała poznali je, zależnie od tego, jakimi zmysłami są one poznawalne. Tak samo i co do rzeczy odczuwalnych duszą i umysłem (który by i zmysłem - sensus słusznie nazwać można, stąd też i wyraz sententia - myśl - pochodzi), czyli do rzeczy niewidzialnych, oddalonych od naszego zmysłu wewnętrznego, że i w tych rzeczach wierzyć musimy ludziom, którzy je otrzymali z łona światłości owej bezcielesnej lub tam je dostrzec mogą.

XI. 9. Co na zasadzie objawienia bożego roumieć mamy o stworzeniu aniołów

Ponieważ w księdze niniejszej postanowiłem mówić o powstaniu państwa świętego, a naprzód o tym, co dotyczy aniołów świętych, którzy są ważną częścią państwa tego, owszem, częścią o tyle świetniejszą, że nigdy nie pielgrzymowała - przeto będę chciał przy pomocy Bożej rozwinąć tutaj w miarę potrzeby to, co nam o aniołach Objawienie Boże głosi. Pismo Święte, mówiąc o stworzeniu świata, nigdzie wyraźnie nie powiada, czy, jak, i kiedy aniołowie stworzeni byli. A że pominięci tam być nie mogą, przeto oznaczeni są albo wyrazem niebo tam, gdzie jest powiedziane: Na początku uczynił Bóg niebo i ziemię, albo raczej przez owo światło, o którym niedawno mówiłem. Że pominięci nie byli, wnoszę z tego, co napisane jest, iż Bóg odpoczął dnia siódmego od wszystkich dzieł swoich, które uczynił, a sama księga zaczyna się od słów: Na początku uczynił Bóg niebo i ziemię, iżby przypuszczać nie można, że jeszcze coś innego przed niebem i ziemią uczynił. Ponieważ tedy zaczął od nieba i ziemi, i ziemia na początku uczyniona, jak pismo w dalszym ciągu mówi, niewidzialna jeszcze była i nie ułożona, a że światła nie było, panowały oczywiście ciemności nad przepaścią, to znaczy nad jakąś zwartą mieszaniną ziemi i wody (bo gdzie nie ma światła, muszą być ciemności), a potem dopiero, wszystko po kolei stwarzając, urządzał i, jak pismo opowiada, przez sześć dni dokończył - to wobec tego, jakżeby aniołowie pominięci być mogli, jak gdyby ich wcale nie było pomiędzy dziełami Bożymi, od których Bóg siódmego dnia odpoczął? Jeśli przeto nie opuszczono tutaj tego, że aniołowie są dziełami Boga, to jednakże wprost i wyraźnie o tym nie powiedziano. Za to w innym miejscu Pismo Święte najwyraźniej o tym świadczy. A mianowicie w hymnie trzech onych mężów w piecu powiedziano naprzód: Błogosławcie Pana wszystkie dzieła pańskie [Dan 3,57], a w wyszczególnieniu tych dzieł są też wymienieni aniołowie. W psalmie znów śpiewamy: Chwalcie Pana z niebios, chwalcie go na wysokościach; chwalcie go wszyscy aniołowie jego, chwalcie go wszystkie moce jego; chwalcie go słońce i księżycu, chwalcie go wszystkie gwiazdy i światło; chwalcie go niebiosa nad niebiosy i wody, które nad niebiosami są, niech chwalą imię pańskie; albowiem on rzekł i uczynione są, on rozkazał i stworzone są [Ps 148,1]. Toż i tu Boskie słowa najwyraźniej nam głoszą, iż aniołowie od Boga uczynieni zostali, ponieważ wypomina się tu aniołów pomiędzy wszelkimi niebiańskimi tworami, a potem o tych wszystkich tworach mówi się: On rzekł i uczynione są. Któż wobec tego ośmieli się wygłaszać zdanie, że aniołowie stworzeni zostali po tym wszystkim, co jest wyliczone w sześciu dniach stworzenia? A jeśliby i był ktoś tak nierozumny, to zdaniu jego da odpór owe nie mniejszej powagi pismo, gdzie Bóg tak mówi: Gdy światła niebieskie uczynione zostały, głosem wielkim chwalili mnie wszyscy aniołowie moi [Hiob 38,7]. Byli więc już aniołowie wtedy, gdy światła niebieskie uczynione zostały. A te uczynione były dnia czwartego. A więc powiemy może, że trzeciego dnia aniołowie uczynieni zostali. Broń Boże! Przecież to przed oczyma mamy, co było trzeciego dnia uczynione: wszak wtedy ziemia od wód oddzielona została i obydwa te żywioły przyjęły do siebie różne gatunki stworzeń, wedle rodzaju swego, i ziemia wydała wszystko, cokolwiek w niej korzenie zapuszcza. A więc może drugiego dnia? I to nie. Bo wtedy było uczynione utwierdzenie między wodami wyższymi i niższymi i nazwane było niebem. Na tym właśnie utwierdzeniu czwartego dnia gwiazdy uczynione zostały. A zatem, jeśli aniołowie znajdują się pomiędzy dziełami Bożymi owych dni - to są oni owym światłem, co otrzymało nazwę dnia, którego jedność, aby była uwydatniona - nazwany został nie dniem pierwszym, ale dniem jednym. (...)

 XI. 13. Czy wszyscy aniołowie stworzeni zostali w tak jednakowej szczęśliwości, że zarówno ci, co później upadli, nie mogli wiedzieć o przyszłym swym upadku, jako i ci, co wytrwali, nie wiedzieli naprzód, że po klęsce upadłych aniołów oni wytrwają w dobrym

(...) szczęśliwość, upragniony cel przez zdrową naturę duchową (intellectualis) z dwojga się składa, a mianowicie: żeby się bez żadnej przeszkody cieszyć dobrem niezmiennym, którym jest Bóg, i po wtóre, żeby ani na chwilę wątpliwości nie mieć, lecz pewnym być nieomylnie, że się w tym dobru najwyższym na wieki pozostanie. Wiemy o tym z wiary naszej świętej, że aniołowie światłości takiej właśnie szczęśliwości zażywają. Że zaś jej nie zażywali nawet przed swym upadkiem aniołowie występni, którzy dla przewrotności swej pozbawieni światłości onej zostali - to już samo przez się wynika. Atoli, skoro posiadali życie przed swoim grzechem, musimy twierdzić, że jakąś tam szczęśliwością cieszyli się oni, chociaż pozbawioną owej uprzedniej świadomości. Prawda, iż cierpka wydaje się myśl, że gdy aniołowie stworzeni zostali, już jedni z nich tak stworzeni byli, iż nie otrzymali tej uprzedniej świadomości o swym przyszłym bądź wytrwaniu, bądź upadku, podczas gdy inni przekonani byli z nieomylną pewnością o wiecznej swej szczęśliwości; chciałoby się wierzyć, że wszyscy aniołowie od początku istnienia swego w równym szczęśliwości stopniu byli i że to tak długo trwało, dopóki ci, co dziś są złymi, z własnej woli nie odpadli od owego zbawiennego światła. Ale, zaiste, jeszcze więcej cierpka by była myśl, że aniołowie święci nie są pewni swej wiecznej szczęśliwości i sami o sobie nie wiedzą nawet tego, czego myśmy się mogli o nich dowiedzieć z Pisma Świętego. Bo któż spośród chrześcijan-katolików nie wie o tym, że już ani jeden więcej diabeł nie powstanie z liczby aniołów dobrych, tak samo jak żaden z diabłów nie powróci już nigdy do grona dobrych aniołów? Wszak Prawda Boża obiecuje w Ewangelii świętym i wiernym, że równi będą aniołom Bożym, a jednocześnie obiecuje się im, iż wejdą do żywota wiecznego. Jeśli tedy my pewni jesteśmy, że nigdy z tej szczęśliwości wiecznej już nie wypadniemy, a oni tej by pewności nie mieli, to już my wtedy nad nich wyżsi będziemy, a nie równi im. Ponieważ zaś Prawda Najwyższa w żaden sposób zwodzić nas nie może i według niej równi im będziemy, to oczywisty wniosek, że i oni pewni być muszą wiecznej swej szczęśliwości. A że tamci drudzy (tj. ci, co upaść mieli) tej pewności nie mieli (bo ich szczęśliwość nie była wieczna, gdyż się skończyć miała, więc i pewni być nie mogli), wypada z tego, że albo nie byli równi w szczęściu aniołom wytrwałym, albo jeśli byli równi, to po ich upadku aniołowie dobrzy otrzymali zupełnie pewną świadomość, że już na wieki szczęśliwymi pozostaną. Chyba, żeby ktoś powiedział, iż to, co Pan w Ewangelii mówi o diable: ów był mężobójcą od początku i w prawdzie się nie został [J 8,44] tak rozumieć należy, że nie tylko mężobójca był od początku rodzaju ludzkiego, czyli od chwili uczynienia człowieka, którego mógł uwieść kłamstwem, lecz że też od początku własnego istnienia nie zostawał on w prawdzie, a przeto nigdy on wraz z aniołami świętymi szczęśliwy nie był. Odmawiał bowiem uległości Stwórcy swojemu i cieszył się w swej pysze własną niby władzą swoją, a przez to siebie i innych oszukiwał, bo nikt nigdy ujść nie mógł spod władzy Wszechmocnego. I kto w pokornej uległości trwać nie chce przy prawdzie istotnej, ten chce w próżnej swej wyniosłości okazywać to, co właściwie nie istnieje. Tak też rozumiane będzie, co Święty Jan Apostoł mówi: od początku diabeł grzeszy [1 J 3,8], to znaczy, od chwili stworzenia swego odtrącił sprawiedliwość, która tam tylko przebywa, gdzie jest wola dobra, Bogu uległa. Na to zdanie każdy się zgodzi, a nie pójdzie za zdaniem owych heretyckich manichejczyków i im podobnych zgubnych siewców zarazy, utrzymujących, że diabeł posiada własną naturę złą z odmiennego jakiegoś pierwiastka pochodzącą. Ci, co tak twierdzą, są wielce nierozumni, bo, uznając na równi z nami powagę słów ewangelicznych, nie zastanawiają się nad tym, że Pan nie powiedział przecież, iż diabeł obcy był prawdzie, lecz w prawdzie się nie został, chcąc wskazać na odpadnięcie diabła od prawdy, w której zaiste, gdyby się "był został", to by też przetrwał był jako jej uczestnik szczęśliwy wraz z aniołami dobrymi.

XI. 17. Zło nie jest naturą, lecz czymś przeciwnym naturze, i nie od Stworzyciela grzech pochodzi, lecz źródłem grzechu jest wola

Owo powiedzenie pisma: To jest początek utworu Pana, dobrze rozumiane nie odnosi się do złości diabła, lecz do natury. Bo to rzecz pewna, że tam, gdzie jest zło, musiała być przedtem natura bez tego zła. Ułomność bowiem wszelka tak dalece jest przeciwna naturze, że ją tylko uszkodzić może. Nie byłoby więc ułomnością odpadnięcie od Boga, gdyby raczej trwanie przy Bogu nie było właściwością tej natury, której skazą (brakiem) jest odpadanie od Boga. Z tego powodu właśnie zła wola jest doskonałym świadectwem natury dobrej. Lecz Bóg, Stwórca najlepszy natur dobrych, jest również sprawiedliwym kierownikiem złej woli: gdy zła wola nadużywa natury dobrej, on na dobre użytkuje nawet złą wolę. On przeto sprawił, że diabeł, stworzony przezeń jako dobry, złym się stawszy z własnej woli i do piekła przeznaczony, naigrawany był przez aniołów Bożych, to znaczy, że pokusy jego, przez które pragnie szkodzić świętym Bożym, pożytek im raczej przyniosły. A ponieważ Bogu, który go stworzył, nie była oczywiście nieznana przyszła jego przewrotność, i przewidywał Bóg, ku ilu dobrym rzeczom obróci złość sztańską, dlatego psalm powiada: Smok ten, któregoś uczynił ku naigrawaniu jemu - byśmy przez te słowa rozumieli, że Bóg już w samym stwarzaniu szatana, choć w dobroci swojej stworzył go dobrym, przygotował w przewidywaniu pewnym jego upadku - sposób zużytkowania jego złości na dobre.

XI. 19. Jak rozumieć te słowa: I rozdzielił Bóg między światłem i ciemnościami [Rdz 1,4]

Nawet niejasność słów Bożych ma ten pożytek, że wywołuje różne zdania o prawdzie i stawia je przed światło wiedzy naszej, ponieważ jeden tak to rozumie, inny - inaczej (ten jednak wykład ciemnego miejsca potwierdzony być powinien bądź świadectwem rzeczy oczywistych, bądź przez inne miejsca Pisma Świętego żadnej wątpliwości nie ulegające; rozprawiając wiele o miejscu ciemnym, albo dojdziemy do odgadnienia myśli piszącego, albo choć ona i niejasną pozostanie, to jednakże, przy sposobności rozprawiania nad tak ciemnym miejscem, niejedną się inną prawdę wypowie). I ja przypuszczam, że nie będzie niedorzecznym i niezgodnym z dziełami Bożymi mniemanie takie, że przez światłość ową, co naprzód uczyniona była, rozumieć będziemy stworzenie aniołów, i że odróżniono aniołów dobrych od nieczystych w tych słowach: rozdzielił Bóg między światłem i ciemnością; i nazwał Bóg światło dniem, a ciemności nazwał nocą [Rdz 1,4n]. Tego odróżnienia mógł dokonać ten tylko, który mógł z góry wiedzieć, że jedni aniołowie upadną i pozbawieni światła prawdy w mrocznej swej pysze pozostaną. Albowiem rozgraniczenie dnia zwykłego, powszechnie nam znanego, od nocy zwykłej, czyli światła fizycznego od ciemności fizycznych, powierzył Bóg owym pospolitym, dla umysłów naszych dostępnym, ciałom niebieskim: Niech się staną światła na utwierdzeniu nieba, aby świeciły nad ziemią i dzieliły między dniem i nocą - i nieco dalej mówi: uczynił Bóg dwa światła wielkie; światło większe na pierwiastki dnia, i światło mniejsze na pierwiastki nocy i gwiazdy; i postawił je Bóg na utwierdzeniu nieba świecić nad ziemią i rządzić dzień i noc, i dzielić między światłością a ciemnością. Natomiast podział czynić pomiędzy owym światłem, którym jest święty zespół anielski, jaśniejący duchowo odblaskiem prawdy, a wręcz mu przeciwną ciemnością, to jest wstrętnymi duszami złych, od światła sprawiedliwości odpadłych aniołów - taki podział czynić mógł tylko ten, przed którym nawet przyszłe zło, nie natury, lecz woli, nie mogło być zakryte i niewiadome.

XI. 24. O Trójcy Świętej, która we wszystkich sprawach swoich rozsiała ślady obrazu swego

Wierzymy, utrzymujemy i wytrwale głosimy, że Ojciec zrodził Słowo, to jest mądrość, przez którą wszystko uczynione jest; jednorodzonego Syna; jeden jednego; wieczny współwiecznego; najlepszy równie dobrego; nadto - że Duch Święty jest razem Duchem Ojca i Syna, i jest on współistotny i współwieczny z obydwoma; i że to całe jest i Trójcą z powodu własności osób, i jednym Bogiem dla niepodzielnego bóstwa, jako jednym Wszechmocnym dla niepodzielnej Wszechmocy; jednakże gdy o każdym z osobna się mówi, każdy z nich Bogiem jest i Wszechmocnym; gdy zaś o wszystkich razem - nie są to trzej bogowie albo trzej wszechmogący, lecz jeden Bóg Wszechmogący; taka jest tam w trzech nierozłączalna jedność, która chciała, by tak o niej głoszono. Czy zaś dobrego Ojca i dobrego Syna - Duch Święty, jako że wspólny jest obydwom, może być słusznie nazwany dobrocią obydwóch - nie śmiem tak skwapliwie i śmiało tego twierdzić; natomiast łatwiej się ośmielę nazwać go świętością obydwóch, nie jako przymiot obydwóch, lecz jako samą treść i trzecią w Trójcy osobę. Do tego pobudza mnie prawdopodobnie ta okoliczność, że choć i Ojciec jest duchem, i Syn jest duchem, i Ojciec jest święty, i Syn jest święty, osobną jednakże nazwę ma Duch Święty, niby świętość istotna i współistotna obydwóch. Lecz jeśli dobroć Boża nie jest niczym innym, jak świętością Bożą, to zaiste nie jest też to śmiałym jakimś domysłem, lecz wynikiem ścisłego rozumowania, kiedy powiemy, że w dziełach Boga (w zagadkowym sposobie mówienia Pisma Świętego gwoli ćwiczenia myśli naszej) okazuje się nam Trójca w tym trojakim zagadnieniu: kto uczynił wszelkie stworzenie, przez co uczynił i dlaczego uczynił. Okazuje się bowiem Ojciec słowa, który rzekł, żeby się stało. To co na skutek jego mowy się stało, niewątpliwie stało się przez Słowo. W tym znów miejscu: Widział Bóg, że jest dobre dostatecznie jest wyrażone, że Bóg nie dla jakiejś konieczności, nie dla swojej jakiejś potrzeby czy pożytku, lecz jedynie z dobroci swojej uczynił to, co uczynione zostało, czyli dlatego, iż dobre jest. Przeto po uczynieniu tych rzeczy powiedziane jest, iż dobre były - to znaczy zgodne z tą dobrocią, z której uczynione zostały. Jeżeli zaś pod tą dobrocią słusznie rozumiemy Ducha Świętego, mamy więc całą Trójcę w jej dziełach wskazaną. Z tego samego źródła pochodzi i początek, i wiedza, i szczęśliwość górnego Państwa Bożego, czyli aniołów świętych. Bo gdy spytamy, skąd ono powstało, odpowiemy: Bóg je założył; jeśli spytamy, skąd mądrość tego państwa, odpowiemy: Bóg je oświeca. A skąd szczęśliwość ma? - Bogiem się cieszy. Samo do bytu niewystarczalne, on utrzymuje; wpatrzone w siebie - oświeca; lgnące doń - radością napełnia. Jest, widzi, kocha. W wieczności Boga ma ono siłę; w prawdzie Bożej - oświecenie; w dobroci Bożej - radość.

XI. 26. Obraz Trójcy Świętej znajduje się do pewnego stopnia w naturze człowieka, jeszcze nie uszczęśliwionej na wieki

Lecz i my w sobie samych znaleźć możemy obraz Boży, czyli obraz Trójcy Najświętszej, chociaż obraz niedokładny, owszem, bardzo a bardzo daleki, nie współwieczny i krótko całość obejmując, obraz nie tej samej treści istotnej (substantiae), co istotna treść Boga, jednakże obraz takiej treści, której natura najbliższą jest Boga spomiędzy wszystkich natur przezeń uczynionych. Obraz ten jeszcze by przekształcić i udoskonalić trzeba, żeby podobieństwo było większe. Bo i my naprzód jesteśmy; i my wiemy o tym, że jesteśmy; i my miłujemy i to nasze istnienie, i tę naszą świadomość. W tych zaś trzech rzeczach wzmiankowanych nie dręczy nas żaden fałsz, który by był podobny do prawdy. Albowiem te rzeczy w pamięci swej mamy nie tak, jak rzeczy zewnętrzne zmysłami poznawalne, jak np. barwy wzrokiem, dźwięki słuchem, wonie wąchaniem, smaki smakowaniem, twardość lub miękkość dotykaniem poznawalne. Obrazy tych rzeczy zmysłowych, zupełnie do tych rzeczy podobne, nie tylko już obrazy materialne, możemy sobie na myśl przywodzić, zatrzymywać w pamięci i przez te wyobrażenia pobudzać się do pożądania tych rzeczy. Natomiast o tym, ża ja jestem, że wiem o tym i lubię to - jestem najpewniejszy bez żadnego złudnego wyobrażenia sobie obrazów czy widziadeł. Co do tych prawd nie ma żadnej obawy wobec takich zarzutów akademików, gdy pytają: a cóż będzie, jeśli się mylisz? Jeśli się mylę - to dowód, że jestem. Ten, co nie istnieje, nie może się mylić, skoro więc ja się mylę, to właśnie dlatego istnieję. Jeśli tedy jestem, skoro się mylę, to jakże mogę się mylić w tym, że jestem, skoro pewnym jest, że istnieję, gdy się mylę? Ponieważ więc byłbym, gdybym się mylił, to choćbym się i mylił, to niewątpliwie nie mylę się w tym, iż wiem, że jestem. Stąd wynika, że i co do tej mojej świadomości, iż jestem, nie mylę się. Tak bowiem, jak wiem to, iż jestem, tak samo wiem również i to, że wiem o tym. Gdy zaś te dwie rzeczy miłuję, to miłość tę dołączam jako coś trzeciego i coś równej wagi do tych rzeczy, o których wiem. Bo nie mylę się, że kocham, skoro się nie mylę co do tych rzeczy, które kocham; a choćby one nawet były fałszywe, to prawdą będzie, że fałszywe rzeczy kocham. Bo jakim prawem będzie mnie kto strofował o to i zabraniał mi miłować fałszywych rzeczy, jeśli to ma być fałszem, że ja je kocham? Ale że i tamte rzeczy (które kocham) prawdziwe są i pewne, któż wątpić będzie, że i sama miłość tych rzeczy - gdy są miłowane - jest prawdziwa i pewna? Zresztą tak dalece nie ma człowieka, który by nie chciał istnieć, jako i nie ma nikogo, kto by nie chciał być szczęśliwy. Bo i jakżeby mógł być szczęśliwy, gdyby był niczym?

XI. 33. O dwóch społeczeństwach anielskich, odmiennych i nierównych, trafnie nazwanych aniołami światłości i aniołami ciemności

Piotr Apostoł najwyraźniej wskazuje, że niektórzy aniołowie zgrzeszywszy, na samo dno świata tego strąceni zostali, które ma im służyć za więzienie aż do chwili ostatecznego potępienia w dniu sądu ostatecznego. Mówi bowiem ten Apostoł, iż Bóg aniołom grzeszącym nie przebaczył, lecz strącając ich do ciemnych więzień, przeznaczył ich, aby byli zachowani na sąd karzący. Któż więc wątpić może, że tych Bóg oddzielił od aniołów dobrych, bądź z góry o tym wiedząc (vel praescientia), bądź już w samym czynie? I któż zaprzeczy temu, że dobrzy słusznie światłością się nazywają, skoro nawet my, dopiero wiarą żyjący i nadzieję mający, że z nimi się zrównamy, czegośmy wszak dotąd jeszcze nie osiągnęli - że my już światłością przez Apostoła nazwani jesteśmy: Byliście bowiem - powiada - niekiedy ciemnością, lecz teraz światłością w Panu [Ef 5,18]. Że zaś tych odstępców zupełnie trafnie nazywamy ciemnościami, każdy to zrozumie, co wie i wierzy, iż gorsi są oni od ludzi niewiernych. Stąd też, choćbyśmy i inne światło rozumieli w tych słowach: Rzekł Bóg: niech się stanie światłość i stała się świałość i choćby też inne ciemności rozumieć trzeba w tych słowach: Rozdzielił Bóg światłość od ciemności, myśmy jednak utrzymali się przy zdaniu, że oznaczają one dwa owe społeczeństwa aniołów: jedno, co się Bogiem cieszy, drugie, co się pychą nadyma; jedno, do którego rzeczono: Kłaniajcie się mu wszyscy aniołowie iego" w, a drugie, którego wódz mówi: To wszystko dam tobie, jeśli, upadłszy, uczynisz mi pokłon - jedno, pałające świętą miłością Boga, drugie - dymiące nieczystą miłością własnego wyniesienia się; a ponieważ jako napisane jest: Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę dawa [Jak 4,6], więc też tamto społeczeństwo, zamieszkujące niebiosa nad niebiosami, a to strącone z niebios - zgiełkiem i wrzaskiem napełniające najniższą warstwę przestrzeni powietrznej; tamto w ciszy świetlanej i świętej, to - miotane ciemnymi żądzami; tamto stosownie do skinienia Bożego miłościwie z pomocą przybywające lub sprawiedliwą karę wymierzające, a to - w swej dzikiej zawziętości dyszące żądzą podżegania i szkodzenia; tamto, służąc dobroci Bożej, czyni dobrze, ile tylko zechce, to, iżby nie szkodziło, ile zechce, mocą Bożą okiełznane jest; tamto, igraszkę sobie czyniące z tego drugiego, że wbrew swej woli pomaga sobie do udręczeń własnych - to zaś zazdroszczące tamtemu, gdy tamto zbiera pielgrzymów swoich. (...)

XII. 10. 0 zdaniu tych, którzy utrzymują, że rodzaj ludzki, tak jak i cały świat, zawsze istniał

Opuśćmy przypuszczenia ludzi nie wiedzących, co mówią o naturze albo o ustanowieniu rodzaju ludzkiego. Jedni, jak o całym świecie tak i o ludziach, wierzyli, że ci istnieli zawsze. Stąd Apulejusz, opisując ten rodzaj istot żywotnych, mówi: "Każdy z osobna - śmiertelny, wszyscy jednak w rodzaju swoim - zawsze istniejący". A gdy im się powie, że skoro rodzaj ludzki istniał zawsze, to ileż prawdy jest w tym, co ich historia opowiada o pierwszych wynalazcach różnych rzeczy, o tych, co umiejętności wszelkie i sztuki pierwsi wprowadzali albo o pierwszych mieszkańcach tej lub innej krainy, części ziemi lub wyspy jakiej - odpowiadają wtedy, że przez potopy i pożary w różnych okresach czasu przeliczne krainy, acz nie wszystkie, takiemu ulegają spustoszeniu, że zaledwie tam maleńka garstka ludzi zostaje, rozrastająca się w następnych pokoleniach od pierwotnej znów liczby; i tak od czasu do czasu okazuje się i powstaje, jak gdyby to była pierwsza gromada ludzka, kiedy właściwe jest to tylko odrodzenie dawnej gromady przerwanej i wyniszczonej owymi nadzwyczajnymi klęskami; zresztą - powiadają stanowczo, że człowiek tylko z człowieka istnieć może. Mówią to, co im się zdaje, nie - co wiedzą z pewnością.

 XII. 11. Fałszywość takiej historii, która czasom minionym liczne tysiące lat przypisuje

Wprowadzają ich w błąd niektóre ich pisma dowodzące fałszywie, że dzieje czasów obejmują liczne tysiące lat. My na zasadzie Pisma Świętego liczymy niecałe sześć tysięcy lat od stworzenia człowieka. Żeby się zbyt nie rozszerzać nad tym, jak próżne i na żadnej powadze nie oparte jest zdanie owych pism głoszących znacznie liczniejsze tysiące lat, powiem choćby to: ów list Aleksandra Wielkiego do Olimpiady, matki swej, zawierający opowiadanie pewnego kapłana egipskiego, wyczytane przezeń z pism, które Egipcjanie uważają za święte - wymienia państwa znane również historykom greckim. Podług tego listu, pomiędzy innymi, królestwo asyryjskie istnieje z górą pięć tysięcy lat; w greckiej zaś historii ma ono zaledwie około tysiąca trzystu lat, licząc od panowania Bela, którego i ów Egipcjanin umieszcza na samym czele panujących w tym państwie. Państwom: perskiemu i macedońskiemu aż do Aleksandra, któremu ów kapłan właśnie o tym opowiada, przeznacza z górą osiem tysięcy lat, gdy tymczasem podług greckich pisarzy państwo macedońskie do śmierci Aleksandra liczy czterysta osiemdziesiąt pięć lat istnienia, a perskie aż do podbicia go przez tegoż Aleksandra - dwieście trzydzieści trzy lata. Widzimy, że znacznie mniejsze są te liczby lat od owych egipskich i choćby je też nawet trzykrotnie pomnożyć, nie wyrównają tamtym. Bo powiadają, że niegdyś u Egipcjan liczono lata tak krótkie, iż cztery miesiące obejmowały, a więc cały i prawdziwy rok, jaki obecnie i my mamy i Egipcjanie, mieścił w sobie trzy owe starożytne ich lata. Ale choćby i tak było, to, jak powiedziałem, nie zgadza się grecka rachuba z egipską. Dlatego zaś raczej greckiej rachubie wierzyć musimy, ponieważ nie przekracza ona liczb prawdziwych, zawartych w naszych księgach prawdziwie świętych. (...)

XII. 18. Jak zdrowa wiara broni niezmienności wyroków Bożych i woli Bożej przeciwko dowodzącym, że dzieła Boże wiekuiście się powtarzają i że te same rzeczy po upływie pewnych wieków ustawicznie i w kółko powracają

I w to także nie wątpię, że zanim pierwszy człowiek stworzony został, żadnego człowieka nigdy przedtem nie było: nie było ani takiego, który by owymi jakimiś nawrotami czasów po nie wiem ile razy zjawiał się na nowo, też żadnego innego, mającego naturę podobną do natury ludzkiej. Nie lęka się ta moja wiara żadnych dowodów filozofów; z tych dowodów ten ma być najtrafniejszy, że, jak powiadają, wszystko to, co jest nieskończone, nie może być pojęte przez wiedzę skończoną. Z tego to powodu twierdzą, że Bóg dla wszystkich rzeczy skończonych, które czyni, ma też u siebie wszystkie podstawy (rationes) skończone. Dobroć zaś Bożą nie należy uważać za kiedykolwiek bezczynną, jakoby jej działanie miało być tylko czasowe, a wiecznie wstecz nie było go wcale. (...)

Te dowodzenia, którymi ludzie bezbożni chcą odwieść naszą pobożną wiarę z drogi prostej, żebyśmy wraz z nimi szli wokoło - te, mówię, dowodzenia, jeśli rozum zbić ich nie zdoła, wiara by wyśmiać powinna. Oprócz tego owe kręcące się kręgi (czasów), które domysł wynajduje, zdrowy rozum przy pomocy Bożej rujnuje. Przede wszystkim bowiem błądzą oni w tym, że ponieważ wolą chodzić po zawrotnych kołach niż prostą a prawą kroczyć drogą, mierzą umysł Boży całkowicie niezmienny, obejmujący wszelką nieskończoność i zdolny obliczyć wszystko, co niezliczone, bez żadnego wahania się myśli - ten umysł Boży mierzą miarą swojego ludzkiego, zmiennego i ciasnego umysłu; i dzieje się z nimi to, o czym Apostoł mówi: Porównując siebie samych ze sobą samymi, nie rozumieją [2 Kor 10,12]. Albowiem cokolwiek im nowego przychodzi do głowy, co mają uczynić, czynią to zamysłem nowym (bo zmienne mają umysły): stąd nie Boga przenikając myślą, bo tego nie potrafią, lecz siebie samych zamiast Boga myślą przenikając, porównują nie Boga, lecz siebie samych, i nie z Bogiem, lecz ze sobą. Nam zaś nie godzi się wierzyć, jakoby Bóg inaczej usposobiony był, gdy nie działa, a inaczej gdy działa; ponieważ nie można nawet mówić o usposobieniu Boga, jak gdyby w naturze jego stawało się coś takiego, czego przedtem nie było. (...) Bogu nie zmieniała i nie znosiła wola następująca innej woli poprzedniej, lecz jedna, ta sama wiekuista a niezmienna wola sprawiła, że rzeczy przezeń stworzone pierwej, dopóki nie były, nie były; i żeby później, gdy zaczęły być, były. W ten sposób chciał może okazać cudownie tym, co takie rzeczy widzieć mogą, jak dalece mógł się bez nich obyć i że stworzył je tylko z łaskawej dobroci swej, skoro bez nich pozostawał w wieczności początku nie mającej, a pozostawał bynajmniej nie w mniejszej szczęśliwości.

XII. 22. O stanowisku pierwszego jedynego człowieka, a w nim - rodzaju ludzkiego

Rozwikławszy, o ileśmy mogli, to najtrudniejsze zagadnienie o wieczności Boga, stwarzającego nowe rzeczy bez żadnej nowej woli, spostrzeżemy teraz łacno, iż lepiej było - jako się to właśnie stało, że Bóg z jednego człowieka, nasamprzód stworzonego, rozmnożył rodzaj ludzki, niż gdyby był wielu ludzi od razu stworzył. Zwierzęta stworzył Bóg jedne samotność lubiące i pojedynczo się włóczące, zamiłowane w okolicach głuchych, jak np. orły, sępy, lwy, wilki i tym podobne - inne znowu towarzyskie, lubiące gromadne życie w stadach, jak np. szpaki, daniele i im podobne; jednakże obu tych rodzajów nie rozmnażał Bóg z jednej pary, lecz rozkazał, iżby jednocześnie liczne ich okazy powstały. Człowieka zaś, którego obdarzył naturą niby pośrednią między aniołami a zwierzętami, stworzył jednego i jedynego, ażeby jako poddany Stwórcy swemu, niby prawdziwemu panu, strzegąc przykazań jego z pobożnym posłuszeństwem, nie przechodząc przez śmierć, otrzymał błogą i bez końca trwającą szczęśliwość, a jeśliby Pana Boga swego, zuchwale i nieposłusznie nadużywając wolnej swej woli, obrazić miał, wtedy zwierzęce miał życie prowadzić, jako sługa żądz cielesnych i na wieczną po śmierci karę miał być skazany.

Stworzył go Bóg jednego i jedynego, ale oczywiście nie iżby miał samotnikiem zostać bez towarzystwa ludzkiego, lecz iżby w ten sposób ocenić mógł silniej jedność pożycia towarzyskiego i węzeł zgody, iżby ludzi łączyło między sobą nie tylko podobieństwo natury, lecz też miłość rodzinna. Dlatego też podobało się Bogu nawet (pierwszą) niewiastę mającą się z mężem połączyć nie tak stworzyć jak męża, lecz z męża, iżby się wyłącznie z jednego tylko męża owego rodzaj ludzki rozmnożył.

XII. 23. Bóg z góry wiedział, że pierwszy człowiek przezeń stworzony zgrzeszy, a jednocześnie przewidział Bóg liczbę ludzi pobożnych od pierwszego pochodzących człowieka, którą on łaską swoją przeniesie do uczestnictwa anielskiego

Nie było to Bogu nieznane, że człowiek zgrzeszy i już jako podległy śmierci płodzić będzie ludzi mających umierać, śmiertelników, którzy ogromem grzechów swoich, aż do tego dojdą, że bezpieczniej i spokojniej żyć będą między sobą zwierzęta, pozbawione rozumnej woli, których mnóstwo Bóg na początku z wód i ziemi wyprowadził, niż ludzie, których rodzaj od jednego człowieka powstał dlatego, iżby umiłowali jedność i zgodę. Bo nigby przecież lwy między sobą, ani smoki między sobą takich wojen nie prowadziły, jak ludzie między sobą. Lecz przewidywał też Bóg lud pobożnych, mający być łaską jego powołany do przysposobienia - lud, co otrzymawszy odpuszczenie grzechów, przez Ducha Świętego usprawiedliwiony, zespolony ma być w pokoju wiekuistym z aniołami świętymi po zburzeniu wrogiej śmierci ostatecznej. Temu to ludowi pożyteczne będzie rozpamiętywanie tej prawdy, że Bóg z jednego człowieka rodzaj ludzki ustanowił, iżby przez to ludziom wskazał, jak miłą dlań jest jedność nawet wśród wielu.

XII. 24. O naturze duszy ludzkiej, stworzonej na obraz Boży

Uczynił tedy Bóg człowieka na obraz swój. Stworzył w nim mianowicie taką duszę, by przez jej rozum i pojętliwość wyższym był człowiek nad zwierzęta i ziemne, i pływające, i latające, jako umysłu takiego pozbawione. Naprzód mężczyznę z prochu ziemi ukształcił i duszę taką, jak powiedziałem, bądź uczynioną przedtem wlał weń tchnieniem swoim, bądź raczej uczynił ją samym tchnieniem, i ten dech tchnieniem uczyniony (bo tchnąć znaczy uczynić dech) z woli Bożej duszą był. Potem, wyjąwszy kość z boku jego, uczynił mu małżonkę ku pomocy rodzenia - na podobieństwo Boże. Tych rzeczy nie można przedstawiać sobie w sposób cielesny, jak widzimy zazwyczaj rzemieślników wyrabiających z jakiegoś materiału ziemskiego swoimi cielesnymi członkami wszelkie przedmioty sztuki. Ręka Boska jest to moc Boga, który też i widzialne rzeczy w niewidzialny sposób czyni. (...)

XIII. 1. O upadku pierwszych ludzi, który sprowadził śmierć

Porządek rzeczy wymaga, żebyśmy załatwiwszy się z bardzo trudnymi zagadnieniami o pochodzeniu świata naszego i o początku rodzaju ludzkiego, jęli się już teraz rozprawiania o upadku pierwszego człowieka, a raczej pierwszych ludzi, jako też o źródle śmierci i jej szerzeniu się wśród ludzi. Nie w taki bowiem sposób Bóg ludzi stworzył, jak stworzył aniołów, którzy choćby i zgrzeszyli, nie mogli umierać. Lecz w ten sposób, że gdyby ludzie spełnili obowiązek posłuszeństwa, otrzymaliby, bez przechodzenia przez śmierć, anielską nieśmiertelność i szczęśliwą wieczność; nieposłusznych zaś śmierć na mocy sprawiedliwego wyroku spotkać miała. O tym zresztą jużeśmy w poprzedniej księdze mówili.

XIII. 2. 0 jednej śmierci, która spotkać może dusze, choć dusza jakośkolwiek żyć będzie, i o drugiej śmierci, której ciało podlega

Uważam, że powinienem o samym rodzaju śmierci nieco szczegółowiej powiedzieć. Jakkolwiek wiemy o tym, że dusza ludzka jest rzeczywiście nieśmiertelna, lecz i ona ma niejakąś swoją śmierć. Nazywa się dusza nieśmiertelną dlatego, że bądź co bądź nie przestaje w jakiśkolwiek sposób żyć i czuć; ciało zaś dlatego śmiertelnym zowiemy, że może być całkowicie pozbawione życia i samo przez się w żaden sposób nie żyje. Śmierć duszy jest więc wtedy, gdy ją Bóg opuszcza, a śmierć ciała, gdy je opuszcza dusza. Jednej i drugiej rzeczy śmierć (czyli śmierć całego człowieka) jest wtedy, gdy dusza opuszczona przez Boga opuszcza ciało. Wtedy to bowiem dusza już nie żyje z Boga ani ciało z duszy. Po takiej śmierci całego człowieka następuje znów owa śmierć, którą księgi święte nazywają drugą śmiercią. Ją to Zbawiciel głosił, gdy mówił: Bójcie się tego, który ma władzę i ciało i duszę zatracić do piekła [Mt 10,28]. Ponieważ to nie może nastąpić rychlej, dopóki dusza z ciałem nie będzie tak złączona ściśle, iż nie będzie się mogła w żaden sposób z nim rozłączać, przetoż dziwne się to zdawać może, dlaczego ciało się nazywa zabite ową śmiercią, która go z duszą nie rozłącza, lecz w śmierci owej ciało z duszą złączone i czujące, cierpi katusze. (...) w potępieniu wiecznym, choć człowiek nie przestaje mieć czucia, lecz to czucie niczego przyjemnego i miłego nie doznaje ani też błogiego spokoju nie zażywa, lecz boleść i karę cierpi, przeto nie bez słuszności śmiercią się to raczej niż życiem nazywa. A dlatego owa śmierć nazywa się drugą, ponieważ jest po tej pierwszej, rozłączającej zespolone ze sobą natury: bądź Boga od duszy, bądź duszę od ciała. O tej tedy pierwszej śmierci ciała powiedzieć można, że dobra jest dla dobrych, a zła dla złych; druga zaś, ile że nie może być nigdy śmiercią dobrych, przeto dla nikogo dobra nie jest.

XIII. 3. Czy śmierć, która przez grzech pierwszych łudzi przeszła na wszystkich łudzi, jest nawet w świętych karą za grzech

Nie można milczeniem pominąć pytania, które się narzuca, czy rzeczywiście śmierć, odłączająca duszę od ciała, jest dla dobrych dobrą? Bo jeśli tak jest, to jakże pogodzić z tym ową prawdę, że i ta śmierć jest przecież karą za grzech? (...) Otóż, jakkolwiek pierwsi rodzice w takim zostawali stanie, że gdyby nie zgrzeszyli, nie zaznaliby żadnego rodzaju śmierci; lecz ciż sami pierwsi grzesznicy tak zostali śmiercią ukarani, że również wszystko z ich rodu pochodzące tej samej karze uległe być miało. Bo nie mogło z nich urodzić się nic odmiennego od nich samych. W miarę bowiem wielkości ich winy, kara ich zmieniła na gorsze ich naturę i to, co naprzód karą było w grzeszących pierwszych ludziach, już to drogą przyrodzoną szło dalej do następnych pokoleń. (...) czym jest człowiek rodzący, tym jest i człowiek - potomstwo. W pierwszym więc człowieku, który miał przez niewiastę przejść w potomstwo, był cały rodzaj ludzki, gdy owo złączenie małżonków przyjęło wyrok Boży potępięnia swego; i to, czym się stał człowiek nie wtedy, gdy był stwarzany, lecz - gdy grzeszył i karę otrzymywał, to samo też i zrodził; oczywiście - o ile mówimy w odniesieniu do początku grzechu i śmierci. Nie upadł przecież człowiek pierwszy z powodu grzechu i kary do tej niemowlęcej nieudolności umysłu i słabości duszy i ciała, którą widzimy u małych dzieci. (...) - otóż do tego dziecięcego początkowania pierwszy człowiek mimo zdrożonego zuchwalstwa swego i zasłużonego potępienia nie upadł i nie został w nie strącony; lecz do tyla skażona w nim została i zmieniona natura ludzka, iż cierpieć musiał harde w członkach nieposłuszeństwo zmierzające do pożądliwości, stać się musiał podległym niechybnej śmierci i, czym się sam stał po grzechu i karze, to samo rodzić też musiał, a więc ludzi, podległych grzechom i śmierci. Jeśli niemowlęta przez łaskę Pośrednika Chrystusa zwolnione zostaną z więzów tego grzechu, mogą jedynie ponieść tylko tę śmierć, która duszę od ciała odłącza; lecz nie wpadają one wtedy, od grzechu wolne, w oną śmierć drugą, która wieczną stanowi karę.

XIII. 4. Dlaczego śmierć, która jest karą za grzech, nie zostaje zniesiona dla tych, co przez łaskę odrodzenia odpuszczenie grzechów otrzymują

Jeśli to kogoś uderza, że śmierć jest karą za grzech, to dlaczegóż ponoszą śmierć nawet ci, których winy zmazane zostają przez łaskę Bożą, to odpowiadamy, (...) że dlatego dusza musi doświadczyć rozłączenia się z ciałem, nawet po usunięciu już węzłów grzechowych, ponieważ gdyby wnet po sakramencie odrodzenia następowała nieśmiertelność ciała, sama by wiara poderwaną została, bo wiara wtedy jest wiarą, gdy w nadziei oczekujemy tego, czego jeszcze w rzeczywistości nie widzimy. Siła tej wiary i walka o nią, szczególnie w dawniejszych czasach, pokonywałaby nawet bojaźń śmierci, co przede wszystkim wspaniale się okazało u świętych męczenników. Nie byłoby żadnego zwycięstwa w tej walce ani chwały żadnej z niego (choćby nawet i żadnej walki być nie mogło), gdyby po chrzcie odradzającym już by święci nie mieli ponosić śmierci cielesnej. A z dziećmi małymi każdy by biegł do chrztu po łaskę Chrystusową dlatego głównie, by się nie rozłączać z ciałem. W taki sposób nie mogłaby być wiara doświadczona niewidzialną nagrodą, lecz by nawet i wiary już nie było, gdyby ktoś za swe dzieło pragnął natychmiast nagrody i natychmiast by ją otrzymywał. (...) Bóg tak wielkiej łaski wiary udzielił, że śmierć, która, jak wiadomo, jest czymś przeciwnym życiu, stała się narzędziem, przez które dochodzi się do życia.

XIII. 14. Jakim człowiek uczyniony był przez Boga i do jakiej doli zeszedł własną swą wolą

Bóg, sprawca natur, a zaiste, nie sprawca błędów, stworzył człowieka prawego; lecz ten, z własnej woli spaczony i słusznie odrzucony, zrodził też spaczonych i odrzuconych. Wszyscyśmy bowiem byli w tym jednym, gdyśmy wszyscy nim jednym byli, tj. tym, co upadł w grzech przez niewiastę, uczynioną z niego, zanim zgrzeszył. Jeszcześmy nie mieli osobnej dla każdego stworzonej i każdemu udzielonej formy życia, lecz już była natura płodna, z której mieliśmy się zrodzić. Skażona przez grzech i więzami śmierci skrępowana, stąd słusznie potępiona, ta natura sprawia, iż z człowieka z taką naturą takiż sam człowiek musi się rodzić. Z błędu więc wolnej woli źle użytej powstaje cały szereg nieszczęść teraźniejszych, które wiodą cały rodzaj ludzki, wywodzący się z zaczątku skażonego niby z zepsutego korzenia, poprzez cały łańcuch nędz aż do ostatecznej zguby w drugiej onej śmierci, co końca nie ma. Ci tylko wyjątek stanowią, co przez łaskę Bożą uwolnić się od niej zdołają.

XIII. 20. Ciała świętych w nadziei teraz spoczywające doskonalszymi jeszcze będą, niż były ciała pierwszych ludzi przed ich grzechem

Dla świętych dusz ludzi zmarłych nie jest teraz przykra śmierć rozłączająca je od ciała, gdyż ciało ich odpoczywa w nadziei, choćby mu też kto nie wiem jakie zniewagi wyrządzał, których ono nie odczuwa już wcale. Dusze te nie pragną bynajmniej, jak się Platonowi zdawało, ponownego połączenia się z ciałami, zapomniawszy jakoby o całym dawnym życiu swoim, lecz raczej pomne obietnicy tego, który nikogo w błąd nie wprowadza, a który je zapewnił nawet o bezpieczeństwie i całości ich włosów, z upragnieniem i cierpliwością oczekują zmartwychwstania tych ciał, w których wycierpieli wiele, ale już niczego na przyszłość cierpieć nie mają. Jeśli bowiem nienawidzili ciała swego, gdy je jako przez swą niemoc oporne rozumowi powściągali mocą ducha, to o ileż więcej miłują to ciało, które już samo ma być duchowym ciałem. (...) Będzie bowiem ciało wtedy nie tylko różne od tego, jakie jest teraz choćby w najczerstwiejszym zdrowiu, lecz nawet i od tego różne, jakie mieli pierwsi ludzie przed grzechem: bo pierwsi ludzie, choćby nie byli umarli, gdyby nie byli zgrzeszyli, jednakże spożywali oni pokarmy, jak zwykle ludzie spożywają. Jeszcze więc nie duchowne, lecz ziemskie ciała mieli. Nie ulegałyby ich ciała starzeniu się i wyczerpaniu sił aż do śmierci (taki stan za szczególniejszą łaską Bożą podtrzymywało w nich drzewo żywota, które razem z drzewem zakazanym rosło w pośrodku raju), lecz i inne pokarmy przyjmowali oni, oprócz jedynie owoców z drzewa zakazanego; a nie dlatego było ono zakazane, iżby złym być miało, lecz iżby podnieść dobro czystego i prostego posłuszeństwa, które jest cnotą wielką w stworzeniu rozumnym, postawionym pod wolą Stwórcy i Pana. (...)

XIV. 1. Przez nieposłuszeństwo pierwszego człowieka wszyscy ludzie upadliby w wieczną przepaść śmierci wtórej, gdyby łaska Boża wielu nie oswobodziła

Już w księgach poprzednich mówiliśmy o tym, że Bóg z jednego tylko człowieka chciał ludzkość całą wywieść dlatego, iżby nie tylko podobieństwo natury jednoczyło rodzaj ludzki, lecz też żeby owe pewne węzły pokrewieństwa wiązały ludzi w jedności, zgodzie i pokoju. Żadna też jednostka z rodzaju tego śmierci zaznać nie miała, gdyby dwie pierwsze jednostki ludzkie, z których jedna przez żadną inną zrodzona nie została, a druga z tej najpierwszej powstała, nie zasłużyły sobie na śmierć przez nieposłuszeństwo. One to popełniły grzech tak wielce szkodliwy, iż przezeń skażona została natura ludzka i na potomstwo pierwszych ludzi przeniosła się skaza grzechu i niechybna śmierć. Władza śmierci tak swe panowanie rozciągnęła nad ludźmi, iż wszystkich strącała niby w przepaść na śmierć również wtórą, końca nie mającą, gdyby nienależna nikomu łaska Boża nie wyzwoliła z niej pewnej części ludzkości. (...) chociaż na świecie całym takie mnóstwo znajduje się przeróżnych narodów (...) to wszakże cały rodzaj ludzki z dwóch tylko społeczeństw się składa, które my zupełnie właściwie, idąc za naszymi księgami świętymi - dwoma państwami nazywamy. Jedno jest państwo ludzi pragnących żyć wedle ciała, drugie - pragnących żyć wedle ducha; każde w swojego rodzaju pokoju; a ponieważ osiągają to, czego pragną, więc też każde żyje w pokoju swojego rodzaju.

XIV. 9. O tych zaburzeniach ducha, które w życiu sprawiedliwych rodzą skłonności dobre

(...) Ponieważ tedy, żeby dojść do życia szczęśliwego, należy tu wieść życie prawe, więc też życie prawe ma prawe wszystkie te uczucia, a życie przewrotne - przewrotne uczucia. Życie zaś szczęśliwe i razem wieczne będzie mieć nie tylko prawą miłość i prawą radość, lecz też jedną i drugą - pewne; natomiast żadnej bojaźni i żadnej boleści mieć nie będzie. Z tego już w ogóle widać, jacy powinni być podczas tego pielgrzymowania obywatele Państwa Bożego żyjący wedle ducha, nie wedle ciała, czyli wedle Boga, nie wedle człowieka, a także jakimi będą kiedyś w onej nieśmiertelności, do której dążą. Tymczasem tamto państwo, czyli społeczeństwo niezbożnych, żyjących nie wedle Boga, lecz wedle człowieka, idąc za nauką ludzką i diabelską we czci bóstwa fałszywego, a pogardzie prawdziwego Boga, szamoce się nękane uczuciami złymi, niby chorobami i zamętem duszy. A jeśli i ma wśród swych obywateli i takich, co jakoby umieją panować nad takimi wzruszeniami i miarkować je, to ci tak są pychą nieznośną nadęci, że im mniej jest w nich dolegliwości, tym więcej nadętości. A choć niektórzy z tym dzikszą, im rzadziej się to zdarza, próżnością zakochani są w sobie samych, że trwają niewzruszeni, nie zbudzeni, nie złamani i nie zgięci jakimkolwiek wzruszeniem, to tacy raczej tracą wszystko, co ludzkie jest w nich, niż osiągają spokój prawdziwy. Nie dlatego jest coś dobre, że jest srogie i ciężkie, i nie dlatego jest coś zdrowe, że jest tępe.

XIV. 11. 0 upadku pierwszego człowieka, przez który dobrze zdziałana natura (ludzka) skażoną została; i nie może być naprawiona, jeno przez Sprawcę swego

Ponieważ Bóg wszystko przewidział, więc też nie mógł nie wiedzieć tego, że człowiek zgrzeszy: państwo święte winniśmy uznawać podług tego, co przewidział Bóg i rozrządził, a nie podług tego, co do naszej wiadomości dojść nie mogło, bo nie było w rozrządzeniu Bożym. Bo i nie mógł człowiek przez grzech swój zamieszania sprawić w zrządzeniach Bożych i jakoby zmusić Boga do zmiany tego, co był postanowił; ponieważ Bóg przewidując uprzedził jedno i drugie, to znaczy i to, jak człowiek, którego dobrym stworzył, złym się stanie, i to, co dobrego Bóg jeszcze i wtedy z człowieka zrobi. Chociaż się o Bogu mówi, że zmienia postanowienia swoje (stąd czytamy w Piśmie Świętym w przenośnym znaczeniu, że Bóg nawet żałował), to się ma rozumieć o zmianie bądź tego, czego się człowiek spodziewał, bądź też tego, czego wymagał porządek przyczyn naturalnych, a nie o zmianie tego, co Wszechmocny przewidywał, że ma uczynić. Uczynił tedy Bóg, jako jest napisane, człowieka prawego i tym samym człowieka dobrej woli. Nie byłby przecież prawy, dobrej nie mając woli. Dobra wola jest więc dziełem Bożym, bo z taką dobrą wolą człowiek przez Boga uczyniony został. Pierwsza zaś zła wola, ponieważ poprzedziła wszystkie złe sprawy w człowieku, była raczej pewnym brakiem, odjęciem czegoś od dzieła Bożego do dzieł swoich, aniżeli jakimś dziełem, i dlatego są to dzieła złe, bo są według siebie, nie według Boga, tak iż te dzieła były jakoby owoce złego drzewa, którym jest zła wola, albo raczej sam człowiek, jeśli jest złej woli. Zła wola, chociaż nie jest według natury, lecz jest przeciw naturze, ponieważ jest skazą, brakiem, ale należy do tej natury, której jest skazą, ponieważ inaczej istnieć nie może, jeno w naturze. Lecz jest ona w tej naturze, którą z niczego stworzył Bóg-Stwórca, nie którą zrodził Bóg z siebie samego, jak zrodził Słowo, przez które wszystko uczynione zostało. Bo jakkolwiek człowieka ulepił Bóg z prochu ziemi, ale i ta ziemia, jak i wszelka materia ziemska, zupełnie z niczego jest; i duszę z niczego uczynioną dał ciału i stał się człowiek. Dobro wszelkie tak dalece bierze górę nad złem, że chociaż zło istnieje z dopuszczenia Bożego, ażeby się okazało, jak to opatrzna sprawiedliwość Boża potrafi nawet złych rzeczy na dobre użyć, jednakże dobro bez zła samo istnieć może, jak np. istnieje choćby sam Bóg prawdziwy i najwyższy, albo jak istnieją wszelkie ponad tym ciemnym światem twory niebieskie niewidzialne i widzialne. Natomiast zło bez dobra nie mogłoby istnieć, ponieważ każda natura, w której zło istnieje, o ile jest naturą, jest zawsze dobrą. Usuwa się zaś zło nie przez jakąś nową przydatną naturę, ani przez odjęcie od natury jakiejś jej części, lecz przez uzdrowienie i poprawienie tego, co zostało skażone i zepsute. Wolna więc wola wtedy jest prawdziwie wolną, gdy nie służy skazom i grzechom. Taka dana była od Boga; a gdy utracona została przez własny błąd, nie może być znowu oddana przez nikogo, jeno przez tego samego, kto ją był dał. Przeto powiada Prawda: Jeśli was Syn wyswobodzi, wtedy prawdziwie wolni będziecie [J 8,36]. Znaczy to tyle, jak gdyby powiedziała: "Jeśli was Syn uczynił zbawionymi, wtedy prawdziwie zbawieni będziecie". Dlatego bowiem jest Oswobodzicielem, że jest Zbawicielem.

Żył tedy człowiek według Boga w raju i cielesnym, i duchowym. Nie był ci bowiem tylko raj cielesny dla dóbr cielesnych, bez raju duchowego dla dóbr umysłowych; ani też nie był sam duchowy, w którym by się człowiek cieszył tylko czuciem wewnętrznym bez cielesnego; w którym by zewnętrznymi zmysłami się cieszył. Był cały: i taki, i taki dla obojga tych rzeczy. Gdy jednakże później ów anioł pyszny, a tym samym i zazdrosny, przez ową właśnie pychę swoją odwrócił się od Boga, a ku sobie się zwrócił, i przenosząc w tyrańskiej jakiejś wyniosłości swej raczej mieć poddanych, niż być poddanym, strącony został z raju duchowego (o upadku jego i jego towarzyszy, którzy z aniołów Bożych stali się jego aniołami, sporo już, iłem mógł, napisałem w jedenastej i dwunastej księdze tego tu dzieła), wtedy idąc za złą radą przebiegłości swej, zapragnął wpełznąć w zmysły człowieka. Sam bowiem upadł był i zazdrościł człowiekowi, który trwał. W raju tedy cielesnym, gdzie wraz z dwojgiem ludzi owych, mężczyzną i niewiastą, żyły sobie różne zwierzęta ziemskie, uległe i nieszkodliwe, wybrał węża, zwierzę śliskie i ruchliwe w gibkich skrętach, nadające się do zamierzonego przezeń dzieła, aby przezeń mówić. Jako anioł i istota wyższej natury, przewrotnością ducha uczynił sobie uległym węża i nadużywszy go za narzędzie swoje, wdał się w pogawędkę z niewiastą. Zaczął mianowicie od niższej części owego stadła ludzkiego, żeby stopniowo przejść do całości. Nie uważał mężczyzny za łatwowiernego i za takiego, co łatwo da się kłamstwem uwikłać, lecz za ustępliwego dla cudzego błędu. (...) jak i o Salomonie nie podobna uwierzyć, iżby przez błąd własny miał myśleć, że trzeba bałwany czcić, lecz że skłoniły go do tego niewieście powaby, tak samo wierzyć w to trzeba, że i ów mąż uległ niewieście swojej, jeden jednej, człowiek człowiekowi, małżonek małżonce; uległ, łamiąc prawo Boże nie jako uwiedziony przypuszczeniem, że małżonka jego prawdę mówi, lecz że go z nią przyjaźń i miłość łączy. (...)

XIV. 12. Jak ciężki był grzech, którego się dopuścili pierwsi ludzie?

Niejednego to uderza, dlaczego inne grzechy nie sprawiają takiej zmiany w naturze ludzkiej, jaką uczyniło przestępstwo owo dwojga pierwszych ludzi. Ono to spowodowało tak wielkie zepsucie, jakie widzimy i odczuwamy, a przez nie i śmierć; przez nie też stał się człowiek uległy tylu i tak wielkim, a wręcz przeciwnym sobie żądzom. Tego wszystkiego przed grzechem, chociaż był w ciele duszą rządzonym, nie doświadczał, zaiste. Jeśli to kogo, jak powiedziałem, uderza, to niechże się takiemu nie zdaje, że było to dlatego lekkie i małe przewinienie, ponieważ popełniono je przez pokarm ani zły przecież, ani szkodliwy, tyle że zabroniony. Nie stworzyłby wszak Bóg i nie posadziłby czegoś złego w owym miejscu tak wielkiej szczęśliwości. Ale posłuszeństwo polecone było przykazaniem Bożym - cnota, która w stworzeniu rozumnym jest niby macierzą i stróżem wszelkich cnót; albowiem tak stworzenie uczynione jest, że gdy Stwórcy jest uległe, ma z tego pożytek; lecz zgubne jest dla stworzenia własną czynić wolę, nie zaś tego, przez kogo jest uczynione. Tak więc przykazanie tak łatwe do zachowania, zabraniające jeść z jednego tylko drzewa tam, gdzie mnóstwo innych drzew było; przykazanie tak krótkie, by je łatwo zapamiętać można, a przede wszystkim wtedy, gdy jeszcze pożądliwość żadna nie sprzeciwiała się woli, co dopiero nastąpiło później jako kara za przewinienie; takie przykazanie przestąpić tym większą nieprawość stanowi, im łatwiej je zachować było można.

XIV. 15. O sprawiedliwej zapłacie otrzymanej przez pierwszych ludzi za ich niesposłuszeństwo

(...) Za to wzgardzenie rozkazu Bożego nastąpiła kara. A kara taka, że człowiek, który zachowując to przykazanie miał się stać duchowy nawet ciałem, teraz stał się cielesny nawet duchem; i ten, co przez pychę sam powziął upodobanie w sobie, dostał od sprawiedliwości Bożej w darze siebie samego; ale nie tak, iżby sam miał całkowitą nad sobą władzę, lecz sam ze sobą skłócony, zamiast pożądanej wolności dostał się w srogą i opłakaną niewolę tego, do którego grzesząc przystał; z własnej woli umarły na duchu, a wbrew własnej woli mający umrzeć na ciele, ten, co był zbiegiem z żywota wiecznego, na wieczną też śmierć skazany został, o ile by mu łaska nie przyniosła wyzwolenia. Kto karę tę uważa za przesadną, czy też niesprawiedliwą, ten nie pojmuje i nie docenia rozmiarów złości grzechu tego, zwłaszcza że taka była łatwość niegrzeszenia. (...)

XIV. 16. Jak zła jest żądza (libido). Nazwa ta, choć ją dajemy różnym zdrożnym skłonnościom (vitiis), właściwie wszakże oznacza wzruszenie szpetnej namiętności

Choć tedy żądze są ku różnym rzeczom zwrócone, jednakże gdy mówimy o żądzy, nie dodając jakiej rzeczy żądza, to już zazwyczaj nie o żadnej innej myślimy, tylko o tej, co porusza sprośne części ciała. Ta bowiem zagarnia sobie nie tylko ciało całe i nie tylko na zewnątrz, lecz też i wewnątrz i wzburza całego człowieka, łącząc i mieszając uczucie duchowe z popędem ciała, z czego powstaje przyjemność taka, jak nie ma żadnej większej wśród wszelkich rozkoszy cielesnych; w chwili dojścia w tej rozkoszy do punktu ostatecznego cała prawie przytomność i niby czujność myśli zostaje pogrążona. Któż spośród miłośników mądrości i świętej rozkoszy, wiodący życie małżeńskie, lecz wedle upomnienia apostolskiego umiejący naczynie swe trzymać w świątobliwości i uczciwości, nie w chorobie żądzy, jako i poganie, którzy nie znają Boga [Tes 4,4] nie wolałby, gdyby mógł, płodzić dzieci bez tej lubieżności; iżby też nawet w tym obowiązku posiewania płodu swego tak posłusznie umysłowi jego służyły te członki, które na ten cel stworzone zostały, jako inne członki służą swoim celom, biorąc pobudkę z nakazu woli rozumnej, nie zaś z płomienia lubieżności. Tymczasem nawet sami miłośnicy tej rozkoszy nie zawsze, gdy chcą, mogą się podniecić czy to do spółkowania małżeńskiego, czy to do sprośnej nieczystości, gdy znów niekiedy natrętnie przybywa owo poruszenie, gdy go najmniej potrzeba, a znów niekiedy naraz opuszcza dyszącego z żądzy i gdy w duszy pożądliwość płonie, ziębnie w ciele; w taki to dziwny sposób nie tylko woli rodzenia, lecz i rozpustnej żądzy żądza służyć nie chce. Częstokroć cała się przeciwi umysłowi, który ją chce powściągnąć; niekiedy znów sama ze sobą skłócona i sprzeczna, wzrusza duszę, nie wzrusza ciała.

XIV. 26. Słuszne jest mniemanie, że szczęśliwość w raju żyjących ludzi pozwalała im spełniać obowiązek rodzenia dzieci bez zawstydzającej pożądliwości

Żył tedy człowiek w raju tak, jak chciał, dopóki chciał tego, co Bóg nakazał; żył, ciesząc się Bogiem i z tej dobroci, z Boga, sam dobrym był; żył bez żadnych potrzeb, mając w swej mocy zawsze takie życie. Nie brakło mu pokarmu, iżby głodnym nie był, ani napoju do zaspokojenia pragnienia oraz drzewa żywota, żeby go starość nie wyniszczyła. Nic mu żadnej skazy na ciele nie przynosiło, ani żadnych przykrych uczuć nie zaznawał z powodu ciała. Nie lękał się żadnej choroby z wewnątrz ani żadnego porażenia z zewnątrz. Na ciele zupełnie zdrowy, na duszy spokojny całkowicie. Jako w raju ani upałów, ani zimna nie było, tak i w mieszkańcu rajskim żadnego porażenia woli pochodzącego z pożądliwości lub bojaźni nie było. Najmniejszego smutku albo błahej wesołości. (...) Pracą żadną nie zajęty nie odczuwał człowiek żadnego zmęczenia i senność nie kleiła mimo woli jego powiek. W tak wymarzonych warunkach i w tak szczęśliwym bycie ludzi niepodobna przypuszczać, żeby posiew płodu nie mógł nastąpić bez pożądliwości chorobliwej; natomiast trzeba przypuszczać, że za skinieniem woli poruszałyby się owe członki tak samo jak i inne, i bez żadnej owej powabnej gorącej podniety, lecz ze spokojem umysłu i ciała, nie naruszając dziewiczej całości, udzielałby się małżonek łonu swej małżonki. (...) Podobnie jak przed urodzeniem nie bolesne stękanie niewiasty, lecz podnieta dojrzałości płodu rozluźniałaby wnętrzności matczyne, tak też gwoli zapłodnienia i poczęcia nie popęd lubieżny, lecz rozmyślne obcowanie połączyłoby dwie natury. (...)

Bóg jednakże wszechmogący i najwyższy, wszech natur Stwórca najlepszy, wspierający i wynagradzający wszelką wolę dobrą, a opuszczający i potępiający wszelką złą wolę, porządkujący zaś i dobrą, i złą wolę - Bóg ten miał to w wyrokach swoich, iżby dopełniona była pewna, w jego mądrości oznaczona liczba obywateli Państwa Jego, nawet spośród potępionego rodzaju ludzkiego. Wyróżnił ich zaś już nie dla ich zasług - ponieważ wszyscy, niby jedna bryła cała z jednego skażonego korzenia pochodząc, potępieni byli - lecz przez łaskę, i okazał tym wyzwolonym nie tylko za pomocą ich samych, lecz i za pomocą niewyzwolonych, jak wielki otrzymali dar. Każdy przecież wie, że mu się to nie należało i że tylko łaskawa dobroć (Boża) wyrwała go spośród złych, kiedy się stał wolny od współuczestnictwa tych ludzi, z którymi mu się wspólna a sprawiedliwa kara należała. Dlaczego by więc Pan Bóg miał nie stwarzać tych, o których wiedział, że grzeszą, kiedy właśnie w nich i za ich pomocą okazać mógł i to, na co ich wina zasłużyła, i to, co daje łaska Jego; a z drugiej strony, pod rządami Stwórcy cały przewrotny zamęt przez grzeszników sprawiony nie może zakłócić zgodnego porządku rzeczy?

XIV. 27. Przewrotność, zarówno aniołów upadłych, jak i ludzi grzeszących, nie zamącą działania Opatrzności

(...) dlaczego dopuścił Bóg, żeby przez [złego] anioła kuszony był człowiek stworzony jako dobry, czyli dobrą wolę mający? Ponieważ tak był już utworzony człowiek, że gdyby dobrym będąc ufał pomocy Bożej, zwyciężyłby anioła złego; gdyby zaś Boga, Stwórcę i Wspomożyciela swego w pysznym upodobaniu w sobie samym porzucił - miał być sam zwyciężony: nagrodę by miał, trwając w woli dobrej wspartej pomocą Bożą, a karę - za odstępstwo od Boga przez wolę złą. (...) żyć dobrze bez Bożej pomocy nawet w raju było niemożliwe; ale nie było niemożliwe źle żyć, choć już wtedy szczęśliwość się straciło, a kara sprawiedliwa następowała. Gdy tedy nie był Bóg nieświadom tego przyszłego upadku ludzkiego, dlaczegóż nie zabronił, by był człowiek kuszony przez złego, zazdrosnego anioła? Bo choć wiedział dobrze, że człowiek zwyciężony będzie w tej pokusie, ale niemniej przewidywał też, że przez nasienie człowiecze pomocą Bożą wzmocnione, tenże sam diabeł będzie zwyciężony jeszcze większą chwałą świętych. (...) Bo nikt się przecież nie odważy utrzymywać lub głosić, że nie leżało to w mocy Boga, żeby nie było ani upadku anioła ani człowieka. A jednakże wolał Pan Bóg pozostawić tę władzę im samym i tak pokazać nędzę ich pychy i wysoką wartość łaski swej.

XIV. 28. Jakie jest państwo ziemskie, a jakie niebieskie?

Dwojaka tedy miłość dwojakie państwo uczyniła: ziemskie państwo uczyniła miłość własna aż do pogardy Boga posunięta; niebieskie państwo uczyniła miłość Boża aż do pogardy siebie samego posunięta. Ziemskie - w sobie chwały szuka, niebieskie - w Panu. Bo ziemskie szuka jej u ludzi; dla niebieskiego Bóg, sumienia świadek, jest chwałą najwyższą. Tamto we własnej chwale podnosi głowę swoją, a to mówi do Boga swego: Chwała moja i podwyższający głowę moją [Ps 3,4]. Nad ziemskim - władzę ma żądza panowania w jego książętach i w tych narodach, które sobie zhołdowało; w niebieskim służą sobie wszyscy wzajemnie: przełożeni pieczę mając, poddani słuchając z uległością. (...) w państwie niebieskim nie ma innej mądrości, jeno pobożność, przez którą godnie jest czczony Bóg prawdziwy i oczekiwana jest nagroda w towarzystwie świętych nie tylko ludzi, lecz też i aniołów, aby Bóg był wszystko we wszystkich [1 Kor 15,28].

XV. 9. O długim życiu ludzi przed potopem i o ludziach olbrzymiego wzrostu

Każdy przeto człowiek, rozsądnie się nad tymi rzeczami zastanawiający, nie będzie wątpił o tym, że Kain mógł nie tylko byle jakie, lecz i wielkie miasto założyć, skoro przez tak długi czas trwało wtedy życie ludzkie; chyba, że jakiś niedowiarek wystąpi przeciw nam z zarzutem z powodu onej długowieczności ludzi, podanej nam przez powagę pisma naszego i gotów będzie powiedzieć, że wierzyć w to nie można. Tacy nie wierzą również, że rozmiary ciała ludzkiego daleko wówczas większe były niż teraz. (...) O tym, jak olbrzymie były ciała ludzkie, przekonują niedowiarków częstokroć mogiły przez ząb czasu lub ruch wody albo przypadek jakiś obnażone, w których się okazują, albo z których wypadają nadzwyczaj wielkich rozmiarów kości zmarłych. (...) Ile jednak lat żył człowiek ówczesny - o tym ślady tego rodzaju nic nam teraz pewnego powiedzieć nie mogą. Ale z tego powodu nie możemy odmawiać wiary historii świętej; i o tyle ta względem niej niewiara nasza bezczelniejsza by była, o ile wyraźniej widzimy, że spełnia się to, co ta historia święta przepowiedziała. (...)

XV. 22. O upadku synów Bożych, uwiedzionych miłością ku niewiastom innego rodu, przez co wszyscy, oprócz ośmiorga ludzi, zasłużyli na zagładę w potopie

Skutkiem tej właśnie wolnej woli, gdy rodzaj ludzki rozwinął się i wzrósł, stało się pomieszanie i zlanie przez wspólny udział w złym obydwóch państw. I tutaj znowu zło początek swój wzięło od płci niewieściej. Nie w ten, co prawda, sposób, jak na początku było (bo teraz nie były uwiedzione czyimś podstępem niewiasty i nie namawiały swych mężów do grzechu). Lecz niewiasty państwa ziemskiego, złych od początku obyczajów, wśród społeczeństwa ludzi przyziemnych mieszkające, umiłowane zostały dla piękności ciała swego przez synów Bożych, czyli przez obywateli drugiego państwa, pielgrzymującego w tym świecie. I uroda jest wprawdzie darem Bożym, ale ją Bóg i złym hojnie udziela, żeby się ludziom dobrym nie wydawała czymś bardzo cennym. Przez porzucenie tedy dobra wielkiego i właściwego tylko ludziom dobrym, upadli ludzie ku najmniejszemu dobru, nie tylko ludziom dobrym właściwemu, lecz wspólnemu i dobrym i złym: synowie Boży zostali usidleni miłością córek ludzkich, a iżby się nimi cieszyć mogli jako żonami, skłonili się ku obyczajom społeczności ziemskiej, porzuciwszy bogobojność, utrzymywaną dotąd przez nich w społeczności świętej. (...)

XVI. 1. Czy po potopie, od Noego aż do Abrahama, znajdziemy rodziny żyjące według Boga?

Czy po potopie nie uległ przerwie pochód Państwa świętego, czyli też za wkroczeniem czasów bezbożności tak przerwany ów pochód został, że nie znalazł się między ludźmi ani jeden czciciel prawdziwego i jedynego Boga - trudno o tym coś dokładnego znaleźć w Piśmie Świętym. (...)

XVI. 12. O epokowej chwili za Abrahama, odkąd innym już torem układają się dzieje dziedzictwa świętego

Przypatrzmy się teraz pochodowi Państwa Bożego od owego zwrotnego w dziejach punktu, który stanowi patriarcha Abraham. Odtąd mamy wyraźniejsze wiadomości o Państwie Bożym i jaśniejsze proroctwa Boże, które widzimy spełnione w osobie Chrystusa. (...)

XVII. 1. O czasach proroków

Pochód Państwa Bożego poprzez czasów okręgi wskaże nam, w jaki sposób pełnią się proroctwa Boże, dane Abrahamowi, do którego nasienia, jak już wiemy, zaliczają się na mocy obietnicy Bożej zarówno naród żydowski - wedle ciała, jako też wszystkie narody - wedle wiary. Ponieważ poprzednią księgę zakończyliśmy na panowaniu króla Dawida, teraz od tego panowania zacząwszy, o następnych powiemy dziejach, dotykając nade wszystko tych rzeczy, które do zakresu dzieła naszego należą.

Od chwili, kiedy święty Samuel zaczął prorokować, i poprzez następne czasy, gdy naród żydowski do niewoli babilońskiej uprowadzony został, aż do czasu, kiedy stosownie do przepowiedni świętego Jeremiasza, Izraelici Po latach siedemdziesięciu powrócili z niewoli i dom Boży odbudowany został - cały ten czas - to czas proroków. (...) Gdybym chciał o wszystkim nadmienić, co prorocy o Chrystusie przepowiedzieli, podczas gdy Państwo Boże szło naprzód poprzez te czasy, zmieniając członków swoich przez śmierć odchodzących i przez narodziny następujących, zaszłoby się w bezmiar. (...)

XVII. 2. W którym by czasie spełniła się obietnica Boża o ziemi chananejskiej, co ja we władanie otrzymał już Izrael cielesny?

W poprzedniej księdze powiedzieliśmy, że od początku proroctw danych Abrahamowi, przyrzeczone były dwie rzeczy: jedna - że nasienie jego miało posiąść ziemię chananejską (...) - druga, o wiele ważniejsza, nie o nasieniu cielesnym, lecz o duchowym, przez które Abraham ojcem jest nie jednego narodu żydowskiego, lecz wszystkich narodów wstępujących w ślady wiary Abrahamowej. Początek tego obiecywania był w tych słowach: I będą błogosławione w tobie wszystkie pokolenia ziemi [Rdz 12,1]. (...)

Było tedy już nasienie Abrahamowe w ziemi obiecanej, tj. naród izraelski wedle ciała. (...) Wtedy spełniły się w znacznej mierze obietnice Boże co do tego narodu. Nie tylko te, co trzem onym ojcom: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi dane były, albo i wszystkie inne z owych czasów, lecz także i te, co dane były przez Mojżesza, przez którego naród ten z niewoli egipskiej wyzwolony został i który podał do wiadomości całe minione do jego czasów dzieje, gdy naród prowadził przez pustynię. (...) Ale też już nowych proroctw o tym przedmiocie nie było: oczekiwano tylko spełnienia się dawnych. Spełniły się zaś one za Dawida i syna jego Salomona, którego królestwo rozszerzyło się do takich granic, jakie przepowiedziane były. (...) Pozostawało to tylko jedno, żeby w tej ziemi, jeśli mowa o doczesnej pomyślności, utrzymał się naród hebrajski w trwałym jej posiadaniu przez całe szeregi pokoleń aż do końca świata tego, gdyby posłuszny był rozkazom Pana Boga.

Lecz, ponieważ Bóg wiedział, że Żydzi posłuszni Bogu nie będą, zesłał naprzód na nich karanie doczesne, którego użył ku ćwiczeniu nielicznych w tym narodzie wiernych sług swoich i ku przestrodze, w miarę potrzeby, przyszłych wiernych we wszystkich narodach, w których miał spełnić drugie proroctwo, objawiając Nowy Testament, przez wcielenie Chrystusa.

XVIII. 2. 0 królach państwa ziemskiego i tych jego dziejach, które wedle obliczenia współczesne są z dziejami świętymi od początku Abrahama

Społeczeństwo wszystkich po całym świecie śmiertelników, po różnych rozproszone krajach, w najrozmaitszych warunkach zamieszkiwania, związane jest wspólnością tej samej natury ludzkiej. Każdy z członków jego ubiega się o swój pożytek i każdy do zaspokojenia swych pragnień dąży. Gdy zaś rzeczy, będące przedmiotem ubiegania się i pożądania, nie starczą dla zaspokojenia wszystkich, albo choć i części ludzi, bo przedmiot pożądania nie jest jednaki dla wszystkich, społeczeństwo wówczas staje się częstokroć podzielone przeciw sobie i jedna część silniejsza uciska drugą. (...) Pomiędzy bardzo wielu królestwami tego świata, na które rozpadła się ludzkość w zabiegach o pożytki doczesne lub o żądz zaspokojenie (całą tę podzieloną na królestwa różne ludzkość nazywamy ogólnym mianem: państwo tego świata), spostrzegamy, że ponad inne wybitnie zajaśniały dwa królestwa, naprzód asyryjskie, później rzymskie, różniące się między sobą co do czasów istnienia swego i co do miejsca, ale mające względem siebie porządek następstwa. Albowiem jak asyryjskie było pierwej, a rzymskie później, tak znów pierwsze Powstało na Wschodzie, drugie na Zachodzie, a nadto, gdy się kończyło pierwsze, zaraz się zaczynało drugie. Inne królestwa i innych królów nazwałbym jako dodatki do tamtych.

(...) król Ninus, syn Bela, podbił, jak wieść niesie, całą Azję, która jest jedną z trzech części świata, a co do obszaru połowę świata stanowi, aż do granic libijskich. Jedni tylko Indowie na całym Wschodzie nie podlegali panowaniu jego. (...) W tym to królestwie, za czasów Ninusa, urodził się wśród Chaldejczyków, Abraham. (...)

XVIII. 42. Jakim to zrządzeniem Opatrzności Bożej Pismo Święte Starego Testamentu przetłumaczone zostało z hebrajskiego na grecki język, aby wszystkim narodom dostępne się stało?

Jeden z Ptolomeuszów, królów egipskich, chciał koniecznie poznać i mieć te księgi święte. Po zdumiewającej bowiem, ale nadzwyczaj krótko trwającej potędze Aleksandta Macedończyka, zwanego także Wielkim, który całą Azję, więcej, cały świat prawie, bądź to siłą oręża, bądź postrachem zdobył był, a na Wschodzie pomiędzy innymi krajami, także i Judeę zajął i opanował, gdy wodzowie jego, po jegoż śmierci nie podzielili się pokojowo dziedzictwem onym, lecz raczej rozproszyli owo nadzwyczaj obszerne państwo w niszczących wszystko wojnach, wtedy to Egipt zaczął mieć królów Ptolomeuszów. (...) Ptolomeusz, zwany Filadelfus, (...) prosił Eleazara, ówczesnego arcykapłana, aby mu dał księgi, o których na pewno musiał słyszeć z opowieści, że są to boskie księgi. Przetoż pragnął je koniecznie mieć w urządzonej przez siebie przesławnej bibliotece. Gdy arcykapłan przysłał mu te księgi hebrajskie, Ptolomeusz zażądał znów tłumaczy. I wyznaczono mu siedemdziesięciu dwóch tłumaczy, z każdego z dwunastu pokoleń po sześciu mężów, znających doskonale obydwa języki, tj. hebrajski i grecki. Ustalił się ten zwyczaj, że to ich tłumaczenie nazywa się jednak tłumaczeniem siedemdziesięciu (Septuaginta). Jest opowieść prawdziwa, że tak dziwna, tak zdumiewająca, prawdziwie cudowna była jedność ich słów, iż podczas gdy każdy z tych tłumaczy zupełnie osobno był umieszczony do tej pracy (bo tak chciał Ptolomeusz doświadczyć ich sumienności) - żaden z nich nie różnił się od innych ani w jednym wyrazie co do znaczenia i mocy tego wyrazu, ani też w porządku wyrazów w zdaniu. I tak dalece jednakowe były ich tłumaczenia, jak gdyby jeden to tłumaczył, co tłumaczyli wszyscy. Bo był też rzeczywiście we wszystkich Duch jeden. A dlatego otrzymali tak dziwny dar od Boga, aby w ten sposób zaleconą była powaga tych pism, nie jako dzieł ludzkich, lecz takich, jakimi były, to jest Boskich; a to dla pożytku tych ludów, które kiedyś uwierzyć miały, co też już widzimy, że się spełniło.

XVIII. 43. O powadze tłumaczenia siedemdziesięciu, która, nie naruszając czci należnej hebrajskiemu tekstowi, pierwsze miejsce ponad wszystkimi tłumaczeniami zająć powinna

(...) Z tego tłumaczenia siedemdziesięciu powstało też tłumaczenie na język łaciński i tego używają kościoły łacińskie. Chociaż i za naszych czasów był kapłan Hieronim, mąż wielkiej nauki i biegły we wszystkich trzech językach, który nie z greckiego, lecz z hebrajskiego języka przełożył to Pismo na łacińską mowę. Lecz chociaż Żydzi jego tłumaczenie, przeprowadzone z taką znajomością języków, uznają za wierne, a o tłumaczeniu siedemdziesięciu mówią, że błędne jest w wielu miejscach, to jednakże Kościoły Chrystusowe uważają, że nikogo wyżej stawiać nie można nad powagę tylu ludzi, wybranych wyłącznie do tego dzieła przez ówczesnego arcykapłana Eleazara. (...) Bo ten sam Duch Święty, który był w prorokach, gdy swe proroctwa pisali, był też w siedemdziesięciu mężach, gdy te proroctwa tłumaczyli. I mógł (...) mówić Duch Święty to samo, ale w inny sposób, to znaczy, że choć nie te same słowa, ale ta sama treść okazała się tym, co dobrze zdanie zrozumieli. Wreszcie mógł też Duch Święty opuścić coś lub dodać, żeby i tym sposobem okazać, iż w sprawie tej nie działała owa ludzka niewolnicza zależność tłumacza od każdego słówka, lecz raczej Boska władność, napełniająca umysł tłumacza i rządząca nim. (...)

XVIII. 46. 0 narodzeniu Zbawiciela naszego, w którym Słowo ciałem się stało, i o rozproszeniu Żydów między wszystkie narody, jako w proroctwach przepowiedziano

Za panowania tedy Heroda w Judei, a gdy u Rzymian już po zmianie ustroju rządu, panował Cezar August, który sprawił to, że pokój zapanował w całym świecie, wtedy to narodził się Chrystus, w Betlejem Judzkim, jako ongi przepowiedziane było, człowiek rzeczywisty z rzeczywistego człowieka-dziewicy, Bóg ukryty z Boga Ojca. Tak bowiem przepowiedział był prorok Oto panna w żywocie pocznie i porodzi syna, i nazwą imię jego Emanuel, co się wykłada: z nami Bóg [Iz 7,14; Mt 1,23]. Ten, aby okazać swe bóstwo, liczne czynił cuda. Niektóre z tych cudów, uznane za dostateczne dowody Jego bóstwa, zawierają księgi Ewangelii. Pierwszy z tych cudów jest, że tak się dziwnie narodził, ostatni zaś, że wraz ze zmartwychwstałym ciałem swoim wstąpił do nieba. (...)

XVIII. 47. Czy przed czasami chrześcijańskimi byli jacy uczestnicy Państwa Niebieskiego poza narodem żydowskim?

Gdybyśmy wiedzieli, albo się kiedyś dowiedzieli o jakim obcym pisarzu, to jest nie pochodzącym z narodu izraelskiego i przez naród ten nie przyjętym do kanonu Pisma Świętego, że prorokował o Chrystusie, to o nim tylko w dodatku naszym możemy wspomnieć. Nie przeto, by był koniecznie potrzebny wtedy, gdyby takiego wcale nie było, lecz, że zupełnie trafne jest przypuszczenie, iż byli też wśród innych narodów ludzie, którym ta tajemnica objawiona została i którzy byli pobudzeni do zgłoszenia jej, bądź to jako mający jej łaskę, bądź łaski pozbawieni, lecz pouczeni przez złych aniołów; bo ci, jak wiemy, nawet wobec samego Chrystusa, nie uznanego przez Żydów, wyznawali Go. (...) żył Hiob (...) Nie wątpię, że jest tu zrządzenie Boże, byśmy przez tego jednego (świętego męża) dowiedzieli się, że mogli być po innych też narodach ludzie, żyjący wedle Boga i podobający się Bogu, należący do duchowej Jerozolimy. (...)

XVIII. 49. O równym dla wszystkich rozroście Kościoła, przez co źli razem z wybranymi pomieszani są na tym świecie

Na tym świecie marnym, w te dni złe doczesności, kiedy Kościół przez poniżenie doczesne zdobywa przyszłe wywyższenie i hartuje się biczem ustawicznego lęku i męką utrapień, i utrudzeniem w pracach, i niebezpieczeństwem pokus, jedyną się ciesząc nadzieją, która wtedy płonną nie jest, w tym tedy życiu źli są pomieszani z dobrymi. Jedni i drudzy zgromadzeni są, niby w owej sieci ewangelicznej, i tak w tym świecie, jakoby w morzu, i źli, i dobrzy siecią objęci pospołu pływają, dopóki się do brzegu nie przybędzie, gdzie źli od dobrych odłączeni będą. (...) To się teraz dzieje, odkąd naprzód przez usta poprzednika swego Jana, potem przez własne usta oznajmił i rzekł, mówiąc: Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie [Mt 3,2]. Wybrał uczniów, których też Apostołami nazywał, ubogo urodzonych, niepoczesnych, nieuczonych, aby sam w nich i był tym, cokolwiek wielkiego w nich było, i czynił to, cokolwiek wielkiego czynili. Miał między nimi jednego, z którym się dobrze obszedł, choć ten był uczeń zły, a przez to i spełnił ułożony porządek męki swej i Kościołowi dał przykład cierpliwości względem złych. Posiawszy ziarna Ewangelii świętej, o ile potrzeba było, aby to bezpośrednio, w ciele zostając, uczynił, umęczony został, umarł i zmartwychwstał, okazując nam przez mękę, cośmy dla prawdy znosić powinni, a przez zmartwychwstanie, czego się w wieczności spodziewać mamy, nie mówiąc już o głębi Tajemnicy, zawartej w przelaniu Krwi Jego na odpuszczenie grzechów. Przebywał na ziemi przez dni czterdzieści z uczniami swoimi i przed ich oczami wstąpił do nieba, a po dniach dziesięciu zesłał obiecanego Ducha Świętego. Największym, a nieuchronnym znakiem zstępującego Ducha Świętego na tych, co uwierzyli, było, iż każdy z nich mówił językami wszystkich narodów, przez co Duch Święty zaznaczył przyszłą jedność Kościoła Katolickiego we wszech narodach, które w taki sposób wszystkimi językami mówić miały.

XVIII. 51. Nawet przez niezgody heretyków umacnia się wiara katolicka

Widząc diabeł, że pustoszeją jego świątynie pogańskie i rodzaj ludzki podąża ku imieniu Pośrednika-Oswobodziciela, heretyków pobudził, by ci, nosząc nazwę chrześcijan, wrogo stanęli przeciw nauce chrześcijańskiej, jak gdyby mogli byli być cierpiani obojętnie i bez nagany w Państwie Bożym, tak, jako w państwie pomieszania, gdzie bez różnicy przebywali filozofowie o różnych i wręcz przeciwnych sobie przekonaniach. Otóż w Kościele Chrystusowym wszyscy, którzykolwiek są niezdrowych i skażonych zasad trzymają, jeśli pomimo upomnienia, by powrócili do zasad prawych i dobrych, uparcie się temu sprzeciwiają i zgubnych swoich a zatrutych nauk porzucić nie chcą, lecz trwają przy ich obronie, stają się heretykami i uważani są za odpadłych od łona Kościoła do szeregów nieprzyjaciół, walczących z Kościołem. Ale i w ten sposób nawet, przewrotnością swoją pożytek przynoszą owym prawdziwym katolickim członkom Chrystusa, gdyż Bóg i złych ku dobremu używa i tym, co Go miłują, wszystko służy ku dobremu. Wszyscy bowiem nieprzyjaciele Kościoła, jakimkolwiek błędem zaślepieni, lub nie wiem, jaką przewrotnością zepsuci, otrzymawszy władzę trapienia kogoś na ciele, ćwiczą Kościół w cierpliwości; jeśli zaś tylko nauką błędną walczą z Kościołem, ćwiczą go w mądrości. A że należy i nieprzyjaciół miłować, ćwiczą go w cnocie miłości bliźniego (...). A heretycy znów, skoro o nich wiadomo, że imię chrześcijan noszą, że mają sakramenty chrześcijańskie, i Pismo, i kapłaństwo, wielką boleść sprawiają duszom pobożnym, ponieważ wielu, co by chciało chrześcijanami zostać, wahać się musi z ich powodu. (...)

XIX. 9. O przyjaźni aniołów świętych, która nie może być człowiekowi w tym życiu jawnie okazana z powodu podstępu szatanów. W ich to sidła wpadli ci, co myśleli, iż wielu bogów czcić powinni

(...) niekiedy szatan, jak czytamy, przybiera na się postać anioła światłości, by kusić tych, którym albo potrzeba, by byli doświadczani, albo według sprawiedliwości w błąd wprowadzeni, przeto niezbędne tu jest wielkie miłosierdzie Boże, aby ktoś w przekonaniu, że dobrych aniołów ma przyjaciółmi, nie miał demonów przewrotnych za udanych przyjaciół, tym szkodliwszych, im podstępniejszymi i kłamliwszymi są nieprzyjaciółmi człowieka. Dla kogóż, zaiste, niezbędne jest to miłosierdzie Boże, jeśli nie dla tej wielkiej nędzy ludzkiej, upośledzonej taką nieświadomością, iż łatwo przez podstęp diabelski w błąd wprowadzona bywa? Toż jest rzeczą, żadnej wątpliwości nie ulegającą, że ci filozofowie w mieście bezbożnym, co twierdzili, iż bogowie są im przyjaciółmi, wpadli między złych duchów, którym podlega całe to państwo, przeznaczone na karanie wieczne wraz z nimi. Ze samych ich obrządków świętych, lub raczej świętokradzkich, przez które w ich mniemaniu cześć bóstwom oddawano i z igrzysk najwstrętniejszych, w których zbrodnie bogów wystawiano dla ich jakoby przebłagania, gdy sami owi bogowie wymyślili te bezeceństwa i sami nad nimi czuwali, dostatecznie się okazuje, kogo to ci filozofowie czcili.

XIX. 27. 0 pokoju tych, co Bogu służą. Całkowity tego pokoju majestat nie może być osiągnięty w tym życiu

Nasz zaś własny pokój jest i tutaj: z Bogiem przez wiarę i będzie na wieki: również z Bogiem przez widzenie (Go). Ale tutaj, czy to będzie tamten wspólny z Babilonem pokój, czy też ten nasz własny, jest on taki, że raczej pociecha to wśród nędzy, niż wesele w szczęśliwości stanie. (...) Świadkiem tego jest modlitwa całego Państwa Bożego, pielgrzymującego na tej ziemi. Woła ono bowiem do Boga przez usta wszystkich członków swoich: Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. [Mt 5,12] A nie jest ci skuteczna modlitwa ta za takich, co ich wiara bez uczynków martwa jest, jeno za takich, których wiara przez miłość działa Bo jakkolwiek rozum Bogu poddany jest, w tym jednakże życiu śmiertelnym i w ciele skazitelnym, które duszę obciąża, nie panuje on doskonale nad zepsuciem, dlatego też taka modlitwa konieczna jest dla sprawiedliwych. Bo rzeczywiście, żeby tam nie wiem jak rozum panował nad wadami, to nigdy nie panuje bez walki. I nawet dobrze walczącemu i już panującemu nad pokonanymi i ujarzmionymi takimi nieprzyjaciółmi zawsze się wymknie choć cokolwiek takiego, przez co się zgrzeszy, jeśli nie czynem popędliwym, to z pewnością słówkiem nieostrożnym lub myślą lotną. (...) W onym zaś ostatecznym pokoju, do którego sprawiedliwość doczesna zmierzać powinna i dla którego osiągnięcia tę sprawiedliwość zachowywać się powinno, ponieważ po uleczeniu nieśmiertelności i nieskazitelności już natura ułomności mieć nie będzie i nic nam już sprzeciwiać się nie będzie, czy to z zewnątrz od kogoś, czy z nas samych, więc nie będzie potrzeby, aby rozum panował nad ułomnościami, bo tych już wcale nie będzie. Natomiast Bóg panować będzie nad człowiekiem, a duch nad ciałem. (...)

XIX. 28. Jaki będzie ostateczny los bezbożnych po ich śmierci?

Dla tych zaś, co do tego Państwa Bożego nie należą, będzie przeciwnie: nieszczęście wiekuiste, które się też drugą śmiercią nazywa; bo ani nie można powiedzieć, że dusza tam żyje, skoro od życia Bożego oddalona jest, ani że żyje ciało, gdy mękom wiecznym podlegać będzie. A ta śmierć druga okrutniejsza będzie, dlatego, że nie będzie mogła zakończyć się śmiercią. (...)

 XX. 1. Jakkolwiek Bóg każdego czasu sądzi, w tej księdze ma być rozprawa wyłącznie o sądzie ostatecznym

(...) To, co publicznie wyznaje i czego naucza cały Kościół Boga prawdziwego, że Chrystus przyjdzie z nieba sądzić żywych i umarłych, nazywamy ostatecznym dniem sądu Bożego, to znaczy ostatecznym czasem. Bo przez ile dni ciągnąć się będzie ten sąd - nie wiadomo, lecz każdy, kto Pismo Święte, choćby nie wiem jak powierzchownie czytał, wie o tym, że Pismo Święte ma zwyczaj mówić dzień zamiast jakiegoś okresu czasu. Dlatego zaś, mówiąc o dniu sądu Bożego, dodajemy ostatni, albo ostateczny, bo Bóg i teraz sądzi, i od początku istnienia rodzaju ludzkiego sądził, wyganiając z raju i pozbawiając drzewa żywota pierwszych ludzi, sprawców wielkiego grzechu; ba, nawet jeszcze dawniej sądy sprawował niewątpliwie, gdy aniołom grzeszącym nie przebaczył, których książę, własnego szczęścia niszczyciel, przez zazdrość ludzkie szczęście wywrócił. Tedy nie bez wyroku jego sądu wysokiego, a sprawiedliwego, zarówno w przestworzach zaświata, jako i na tej ziemi ta tak nędzna dola i duchów upadłych, i ludzi przeciążona jest błędem i smutkiem. (...) Bo i czarci błagają, by ich nie męczono i jest to, zaiste, sprawiedliwe, że albo im się mąk ujmuje, albo każdy, stosownie do stopnia złości swojej, męczon bywa. A i ludzie, częstokroć jawnie, a skrycie - zawsze, ponoszą kary Boże za czyny swoje, albo w tym życiu, albo po śmierci; choć żaden człowiek nie postępuje dobrze, jeśli go Boża nie wspiera pomoc; jako też żaden z szatanów czy z ludzi nie postępuje źle, jeśli nie dopuszcza tego Bóg w wielkiej sprawiedliwości swojej. (...)

XX. 2. O zmienności losów ludzkich, o których nie można powiedzieć, by ludzi spotykały bez wyroku Bożego, chociaż to nie jest namacalne

W tym życiu doczesnym uczymy się i cierpliwie znosić kary, które nawet dobrzy ponoszą, i nie przywiązywać wiele wagi do dóbr, które i złych ludzi udziałem bywają. W ten to sposób nawet z rzeczy, w których nie widać sprawiedliwości Bożej, zbawienną czerpiemy naukę. Nie wiemy bowiem, dlaczego Bóg tak rozrządza, że niejeden dobry człowiek biedę cierpi, zły zaś opływa w bogactwa. (...) pożytecznego społeczeństwu niech zabiera śmierć przedwczesna, a ten, co zdawałoby się, iż nawet na świat przychodzić nie powinien, niech żyje jak najdłużej; obciążony zbrodniami niech dochodzi do wysokich zaszczytów, a człowieka bez skazy niech okryją mroki przeciętności. Któż wyliczy inne tego rodzaju niesprawiedliwości, jakich by wiele można nazbierać? (...) zbawienną z tego naukę bierzemy, aby nie przywiązywać wielkiej wagi zarówno do tych dóbr, jak i do tych nieszczęść doczesnych, które widzimy, iż wspólne są dobrym i złym, ale natomiast pożądać tych dóbr, co wyłącznie do dobrych należą, a strzec się nade wszystko nieszczęścia, co wyłącznie jest złych udziałem. Gdy zaś na ów sąd Boży przyjdziemy, którego chwila ma własną nazwę "dzień sądu", a niekiedy "dzień pański", nie tylko okaże się najsprawiedliwsze to wszystko, co wtedy będzie osądzone, lecz także to wszystko, cokolwiek od początku osądzone było i co jeszcze aż do czasu onego osądzone będzie. Tam się również okaże, jak sprawiedliwe było rozrządzenie Boże, iż wiele sprawiedliwych wyroków Boga, a nawet prawie wszystkich, niedostępne były dla oczu i rozumu śmiertelników. Ale jednakże nie jest dla wiary ludzi pobożnych niedostępne, iż sprawiedliwe jest to, co jest niedostępne.

XX. 8. 0 związaniu i rozwiązaniu diabła

Potem - tak dalej mówi Księga Objawienia - ma być rozwiązany w krótkim czasie. Czyżby to miało znaczyć, że dopóki diabeł związany jest i zamknięty, nie może zwieść Kościoła, a to rozwiązanie jego będzie dlatego, żeby mógł to uczynić? Broń Boże! Nigdy przezeń zwiedziony nie będzie Kościół, przeznaczony z góry i wybrany przed założeniem świata, Kościół, o którym powiedziane jest: Zna Pan, którzy są jego [2 Tym 2,19]. A więc będzie tu i nadal Kościół po ten czas, w którym uwolniony będzie diabeł, jako był tutaj od czasu założenia swego i będzie po wsze czasy, oczywiście w nowo zrodzonych pokoleniach, które następują po umarłych. Albowiem nieco niżej mówi, iż uwolniony diabeł pociągnie uwiedzione przez się narody po całym okręgu świata do wojny przeciw Kościołowi, a liczba tych nieprzyjaciół będzie jako piasek morski. (...) związanie diabła jest to niepozwolenie mu wykonywania całkowitej siły pokusy, którą włada, działając już to przemocą, już podstępem, gwoli zwodzeniu ludzi na swą stronę, przymuszając ich do tego gwałtem lub też oszukując podstępnie. Gdyby mu to było pozwolone przez tak długi czas i przy takiej słabości wielu ludzi, to bardzo liczni, których Bóg od tego zachować pragnie, byliby przez szatana albo odwróceni od wiary, alboby im szatan przeszkadzał w przystąpieniu do wiary; aby tego uczynić nie zdołał - uwiązany jest.

(...) W końcu rozwiąże go Bóg, aby Państwo Boże ku najwyższej chwale Zbawcy, Wspomożyciela i Oswobodziciela swego ujrzało, jak potężnego wroga zwyciężyło. W porównaniu do onych przyszłych świętych i wiernych czymże my zaiste jesteśmy, skoro dla ich doświadczenia zwolniony będzie tak potężny nieprzyjaciel, z którym my, choć teraz związany jest, walczymy wśród tylu niebezpieczeństw? Ale i w tym czasie, który my teraz przeżywamy, byli i są bez wątpienia tak rozsądni i dzielni rycerze Chrystusowi, że chociażby i naonczas żyli na tym świecie, kiedy szatan zwolniony będzie, ustrzegliby się z wielką mądrością wszystkich zasadzek i napaści jego i z wielką by cierpliwością wytrwali.(...)

XX. 14. 0 skazaniu diabła i sług jego i jeszcze w streszczeniu o zmartwychwstaniu ciał wszystkich zmarłych tudzież o wyroku ostatecznej nagrody lub kary

Po tym, co powiedziano o ostatnim prześladowaniu, w krótkich słowach zawiera się to wszystko, co już na sądzie ostatecznym diabeł i państwo wraże wraz z księciem swoim cierpieć ma. Mówi bowiem księga prorocza: A diabeł, który je zwodził, wrzucon jest w jezioro ognia i siarki, gdzie i bestia, i fałszywy prorok; i męczeni będą we dnie i w nocy na wieki wieków. (..) Pismo Święte, pragnąc w tym miejscu jedną rzecz oznajmić, mówi: I drugą księgę otworzono. Należy zatem rozumieć, że jest niejaka moc Boża, która sprawi, iż każdemu człowiekowi wszystkie czyny jego, dobre, czy złe staną przed oczyma duszy, aby samo to uświadomienie było oskarżycielem lub obrońcą sumienia, i w ten sposób wszyscy razem i każdy po szczególe sądzony będzie. (...)

XX. 16. O nowym niebie i nowej ziemi

Skończywszy o sądzie, na którym źli osądzeni być mają, wypada, aby teraz prorok i o dobrych coś powiedział. Już bowiem wyłuszczył to, co krótko przez Pana zawyrokowane było: Tak pójdą ci na karę wieczną. Wymaga teraz porządek rzeczy, aby wyłuszczyć i to, co się z powyższym zdaniem wiąże: Sprawiedliwi zaś do żywota wiecznego [Mt 25,46]. Mówi więc: / widziałem niebo nowe i ziemię nową. Albowiem pierwsze niebo i ziemia odeszły, a morza już nie masz [Ap 21,1]. W takim to porządku zajdzie ta zmiana, jako już wyżej zaznaczył, mówiąc, iż widział siedzącego na stolicy, od którego oblicza uciekło niebo i ziemia. Po zasądzeniu tych, co nie są zapisani w księdze żywota, i po wtrąceniu ich w ogień wieczny (...), tedy postać świata tego przeminie, spalona ogniem tej ziemi tak, jak potop sprawiony był zalewem wód tej ziemi. (...) Powiedzenie zaś to: A morza już nie masz, czy ono znaczy, iż morze wskutek owego niesłychanego żaru wyschnie czy też na lepsze się również zamieni, trudno coś o tym powiedzieć. (...)

XX. 22. Jakie będzie wyjście świętych ku oglądaniu kary złych?

Jakimże sposobem wyjdą dobrzy, aby oglądać kary złych? Czyż ruchem ciała porzucić mają święte owe stolice i przybyć do miejsca kary, aby cieleśnie obecni patrzyli się na męki złych? Broń Boże! Pójdą, ale swoją wiedzą. (...) Ci, co będą w karaniu, nie będą wiedzieć, co się dzieje wewnątrz w weselu Pana, ale ci, co będą w tym weselu, dowiedzą się, co się dzieje zewnątrz w owych ciemnościach zewnętrznych. (...)

XXI. 1. O porządku rozprawy, w której naprzód mówić będziemy o wiecznie trwającej karze potępieńców wraz z diabłem, po czym powiemy o wiecznej szczęśliwości świętych

Jakiego rodzaju będzie kara szatana i wszystkich do niego należących, kiedy przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, sędziego żywych i umarłych, dojdą do końca swego obydwa państwa, z których jedno jest Boże, drugie diabelskie, musimy w tej księdze to pytanie jak najdokładniej, o ile to przy pomocy Boskiej zdołamy, roztrząsnąć. Porządek wybrałem taki, że nie naprzód będę rozprawiać o szczęśliwości świętych, a to dlatego, że chociaż i kara wieczna, i szczęśliwość wieczna dotyczą ciał naszych, to jednak trudniejszą wydaje się wiara w ustawiczne przebywanie ciał w mękach wiecznych, niż wiara w pozostanie ciał bez wszelkiej boleści w szczęśliwości wiecznej; gdy przeto dowiodę, że kara owa nie jest do nie do uwierzenia, dopomoże mi to bardzo, iżby daleko łatwiej uwierzono w przyszłą nieśmiertelność ciała u świętych wolną od wszelkiej przykrości. Ten porządek nie jest też całkiem obcy Pismu Świętemu, (...) jak np.: Pośle syn człowieczy anioły swoje, a zbiorą z królestwa jego wszystkie zgorszenia i wrzucą w piec ognia gorejący; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów: tedy sprawiedliwi świecić będą, jako słońce w królestwie ojca swego [Mt 13,41], albo i owo: Tak pójdą ci na karę wieczną, a sprawiedliwi do żywota wiecznego [Mt 25,46].

XXI. 3. Czy koniecznym następstwem bólu cielesnego jest zniszczenie ciała?

(...) Gdy kto powie, że nie ma żadnego (...) ciała mięsnego które by cierpieć mogło, a nie mogło umrzeć, to cóż taki twierdzi, jak nie to tylko, do czego ludzie doszli zmysłami ciała i doświadczeniem? Bo nie znają innego ciała, tylko śmiertelne; i cały ich dowód na tym polega, że czego oni nie doświadczyli, to tego w żaden sposób być nie może. (...) Ale z ciałem owym przyszłym dusza tak będzie ściśle związana, iż węzła tego zarówno żadna długość czasu nie rozwiąże, jako też żaden ból nie rozerwie. A przetoż choć teraz nie ma takiego ciała, któte by mogło uczucie bólu ponosić, a śmierci nie ponieść, ale w przyszłości takie będzie ciało, jakiego teraz nie ma, bo i śmierć będzie taka, jakiej teraz nie ma. Bo nie będzie to śmierć lada jaka, lecz śmierć wieczna, w której dusza żyć nie będzie mogła, nie posiadając Boga, ani też pozbyć się cierpień ciała, umierając. Śmierć pierwsza wygania z ciała duszę, nie chcąc tego, ale tamta druga śmierć tęż duszę zatrzymuje w ciele (...).

(...) Nadto, gdy się dobrze zastanowimy, to ból, tak zwany cielesny, jest raczej w duszy. Bolenie bowiem należy do duszy, nie do ciała, nawet wtedy, gdy przyczyna tej boleści od ciała pochodzi. Dusza boleje w tym miejscu, w którym jest ciało uszkodzone. (...) Zresztą, jeśli ciała to sprawiają, że dusze cierpią, to czemuż ciała, mogąc duszę przyprawić o cierpienie, nie mogą jej o śmierć przyprawić? Ponieważ z tego, że coś sprawia cierpienie, nie wynika, by i śmierć sprawiać miało. Dlaczegóż więc to ma być nie do uwierzenia, że płomienie mogą owym ciałom tak samo cierpienia sprawiać, nie powodując śmierci, jak właśnie ciała sprawiają cierpienie duszom, chociaż przez to nie uśmiercają dusz. Cierpienie zatem bynajmniej nie jest dowodem, by po nim koniecznie śmierć nastąpić miała.

XXI. 9. O piekle i jakości kar wiecznych

To więc, co Bóg przez proroka swego powiedział o karze wiecznej, że: Robak ich nie umrze i ogień ich nie zgaśnie [Iz 66,24], spełni się, na pewno się spełni. Żeby nam to jeszcze głębiej wrazić w pamięć, sam Pan Jezus, mówiąc o członkach, co nas gorszą, a właściwie o ludziach, którzy są nam tak mili, jak najbliższe członki własne, i te nakazuje obciąć, tak powiada: Lepiej jest tobie wnijść do żywota ułomnym, niż mając obie ręce, iść do piekła, w ogień nieugaszony: gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie. Podobnież znów o nodze mówi: Lepiej jest tobie wnijść chromym do żywota wiecznego, niż mając obie nogi być wrzuconym do piekła ognia nieugaszonego, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie. Nie inaczej mówi i o oku: Lepiej jest tobie wnijść jednookim do królestwa Bożego, niźli mając obie oczy, wrzuconym być do piekła ognistego, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie. Nie zawahał się trzykrotnie powtórzyć te same słowa w jednym miejscu. Któż się nie przerazi tym powtórzeniem i przypomnieniem tej kary z tak silnym naciskiem przez usta samego Boga? (...)

XXI. 10. Czy ogień piekielny, jako cielesny (fizyczny), może swym dotknięciem parzyć złe duchy, czyli diabłów, pozbawionych ciała

Narzuca się teraz pytanie: Jeśli to nie ma być ogień bezcielesny, jakim jest np. boleść duszy; lecz ogień fizyczny (corporalis), parzący przy dotknięciu, żeby ciała w nim mękę ponosiły, to jakimże sposobem może on być karą duchów złych? Wszak ten sam ogień ma być użyty za narzędzie kary, zarówno dla ludzi, jak i dla czartów, podług słów Chrystusowych: Idźcie ode mnie przeklęci w ogień wieczny, któty zgotowany jest diabłu i aniołom jego. [Mt 25,41]. Możliwe, że czarci mają jakieś swoiste ciała, jak wielu uczonych przypuszczało, ciała utworzone z gęstego powietrza i wilgotnego, którego uderzenie czujemy przy powiewie wiatru. Gdyby ten żywioł (tj. wilgotne powietrze) nie był wrażliwy na ogień, to by sam nie parzył, jak parzy np. w łaźniach (parowych). Bo żeby mogło parzyć powietrze, musi być samo sparzone; udziela tego, co samo ponosi. Jeśli zaś kto twierdzi, że czarci żadnych ciał nie mają, nie warto sobie nad tym głowy suszyć i nie warto prowadzić o to zawziętych sporów. Bo i czemu byśmy nie mogli powiedzieć, że nawet duchy bezcielesne w jakiś dziwny, ale pewny sposób mogą cierpieć karę ognia cielesnego, skoro dusze ludzkie, które wszak niewątpliwie są bezcielesne, mogły i teraz być w członkach cielesnych zamknione i będą mogły naonczas być nierozłącznie związane z ciałami swoimi. A więc i duchy czartów, albo raczej duchy-czarty, choćby żadnych ciał nie mieli, a więc bezcieleśni, będą się stykać z ogniem, piekącym ich nie w taki sposób, iżby te płomienie, co ich ogarną, miały przez związek z nimi ożywić się i stać się istotami, złożonymi z duszy i ciała; lecz, jak powiedziałem, sposobem dziwnym i nieokreślonym: tak się zetkną z ogniem, iż z niego wezmą karę, a życia mu nie oddadzą. Albowiem i ten sposób złączenia się, sposób odmienny, przez który duchy, z ciałami się zetknąwszy, stają się istotami żyjącymi, z duszy i ciała złożonymi (animalia), jest również ze wszech miar dziwny i niepojęty przez człowieka, choć właśnie sam człowiek jest istotą taką.

(...) owo piekło, które się też jeziorem ognia i siarki nazywa, będzie ogniem cielesnym i dręczyć będzie ciała potępionych; albo i ludzkie ciała i czartowskie, ludzkie - ciała stałe, czartowskie - powietrzne, albo tylko ludzkie ciała wraz z duszami, czartów zaś tylko jako duchów bez ciał, ale stykających się z płomieniami w ten sposób, że karę brać będą, życia nie oddając. Jeden bowiem wspólny będzie ogień dla jednych i dla drugich, jak głosi Prawda.

XXI. 11. Czy sprawiedliwość obejmuje w sobie i to, żeby czas karania nie był rozleglejszy od czasu grzeszenia?

Niektórzy spośród tych, przeciwko którym stajemy w obronie Państwa Bożego, uważają za niesprawiedliwość, żeby za grzechy, choćby nie wiem jak wielkie, ale w ciągu krótkiego przeciągu czasu popełnione, miał być każdy karany karaniem wiecznym; jak gdyby kiedykolwiek i jakiekolwiek prawo sprawiedliwe wymagało, żeby tylko przez tyle czasu karany był każdy, przez ile dopuszczał się winy zasługującej na karę. Jest - powiada Tuliusz - osiem rodzajów kary w prawodawstwie: grzywna, wieża, chłosta, odwet, hańba, wywołanie, gardło i niewola. Któraż z tych kar może być w tak krótkim czasie wykonana, jak krótko trwało przewinienie, żeby ta chwila cierpienia kary odpowiadała długości czasu, w którym grzech był spełniany? Chyba jeden odwet. (...) To jest bowiem możliwe, żeby winowajca w tak krótkim czasie stracił oko z wyroku sprawiedliwości, jak szybko wyłupił komuś niegodziwie i grzesznie. Ale już na przykład kara chłosty, którą się słusznie naznacza za pocałowanie cudzej żony, czyż wtedy ten, co to uczynił w jedno mgnienie oka, nie jest smagany przez nieporównanie dłuższy czas, czas godzin całych; i słodycz tej króciutkiej przyjemności nie jestże karana długotrwałym bólem? (...) A cóż dopiero grzywny czy pozbawienie mienia (konfiskata), hańba, wywołanie i niewola, rzadko kiedy darowywane, czy łagodzone, czyliż jako kary w tym tylko życiu ponoszone, nie są stosunkowo podobne do kar wiecznych? Nie mogąc być wiecznymi, bo i to życie, tymi karami chłostane, nie sięga aż do wieczności, a jednakże grzechy, karane tymi tak bardzo długimi karami, w jednej chwili mogą być popełniane. (...)

XXI. 12. O ciężkości winy pierworodnej, która pociąga za sobą karę wieczną dla tych wszystkich, co będą poza łaską Zbawicielową

Kara wieczna dlatego tak przykra i niesprawiedliwa wydaje się zmysłom ludzkim, że ludzie w tym nędznym, śmiertelnym i zmysłowym życiu nie mają tej wysokiej i czystej mądrości, żeby odczuć mogli i zrozumieć, jak wielkiej dopuszczono się złości w pierworodnym przewinieniu. Bo im więcej człowiek Bogiem się cieszył, tym większa była niegodziwość opuszczać Boga i dlatego stał się człowiek godzien wiecznego karania, bo sam wniwecz obrócił w sobie to dobro, które by mogło być wieczne. Stąd cały rodzaj ludzki stał się jedną bryłą potępioną; albowiem ten, co pierwszy się dopuścił winy owej, skarany został wraz z całym szczepem swoim, który w nim, niby w korzeniu, tkwił; tak że nikt wolny być nie miał od tej kary sprawiedliwej i należytej, chyba z litościwej i niezależnej łaski. Stąd dzielić się musi rodzaj ludzki w ten sposób, iż jedni ludzie dadzą dowód z siebie, jakiej ceny jest łaska miłosierdzia Bożego, a drudzy, co znaczy sprawiedliwa kara. Wszyscy ludzie nie mogliby dać z siebie dowodu obydwóch tych rzeczy; ponieważ, gdyby wszyscy pozostali ukarani potępieniem sprawiedliwym, w nikim by nie stała się widzialna łaska miłosierdzia; tak samo znów, gdyby wszyscy z mroków do światła przeniesieni zostali, w nikim by się nie okazała prawdziwość kary. Dlatego znacznie więcej jest ludzi w karze, niż w świetle, iżby jasne było to, co się wszystkim należało. Gdyby wszyscy otrzymali to, co im się należało, nikt by nie mógł sarkać na sprawiedliwość karzącego sprawiedliwie; a skoro tak wielu staje się wyzwolonymi od tego karania, jest, zaiste, powód do składania najgorętszych dziękczynień temu, co nas wyzwala, za dar darmo dany.

XXI. 16. Pod jakimi prawami łaski Bożej pozostaje każdy wiek życia odrodzonych?

Tak wielkie jednakże jest miłosierdzie Boże nad naczyniami miłosierdzia, które ku chwale przygotował [Rz 9,23], że nawet pierwszy okres życia człowieczego, czyli niemowlęctwo, ulegające ciału bez żadnego sprzeciwu, i drugi okres, dziecięctwem zwany, kiedy to jeszcze rozum nie podjął tej walki i wszystkim prawie grzesznym przyjemnościom ulega, choć mówić już człowiek może i dlatego niemowlęctwo już jakoby przebył, ale nie ma w tym wieku jeszcze tyle silnego umysłu, iżby być zdolnym do spełnienia jakiegoś przykazania, to jeśli jednak przyjął sakramenty Pośrednikowe, choćby też i życie zakończył doczesne w tych latach, przenosząc je mianowicie spod władztwa mroków do Królestwa Chrystusowego, nie tylko nie będzie na kary wieczne przeznaczony, lecz nawet najmniejszej czyśćcowej męki po śmierci nie poniesie. Samo bowiem duchowe odrodzenie wystarcza, żeby to, co wynika z układu między cielesnym urodzeniem a śmiercią, nie przyniosło po śmierci szkody. Skoro się zaś już doszło do tego wieku, kiedy człowiek przykazanie rozumie i może ulegać nakazom prawa, wojnę podjąć musi przeciwko nieprawościom i wojnę tę toczyć zawzięcie, by nie doprowadziła do upadków potępienia godnych. Te zaś, dopóki się nie wzmocniły nawykiem (swych) zwycięstw, łatwo same bywają zwyciężane i ustępują; lecz gdy się przyzwyczajają do zwyciężania i rozkazywania, ciężkiego wysiłku potrzeba, by je pokonać. A dzieje się to pokonywanie prawdziwie i szczerze wtedy tylko, gdy pochodzi z umiłowania prawdziwej sprawiedliwości; ta zaś jest jedynie w wierze Chrystusowej. Bo gdy prawo nakazujące istnieje, nie ma ducha, co krzepi, to wtedy, ponieważ przez sam zakaz wzrasta i zwycięża pożądanie grzechu, dołącza się do pożądania wina przestępstwa. Bywa i to niekiedy, że wyraźne występki zostają zwyciężane przez inne występki ukryte, które uchodzą za cnoty, a między nimi pierwsze miejsce zajmuje pycha i pewne zabójcze dla duszy wyniosłe upodobanie w sobie. A więc wtedy tylko uważać należy występki za zwyciężone, gdy się je zwycięża miłością Boga, którą sam Bóg wyłącznie daje i nie inaczej daje, jeno przez pośrednika między Bogiem i ludźmi, człowieka Jezusa Chrystusa, który się stał uczestnikiem śmiertelności naszej, iżby nas czynił uczestnikami boskości swojej. Nader nieliczni są tacy szczęśliwcy, żeby od samej młodości swojej nie popełnili żadnego grzechu śmiertelnego, bądź przez wszeteczeństwo, bądź inne jakieś zbtodnie i nieprawości i żeby nadzwyczajnym jakimś wysiłkiem ducha w karbach utrzymywać mogli to wszystko, co wiedzie do swawoli ciała. Bardzo natomiast liczni są tacy, co otrzymawszy przykazanie, choć z początku, pokonani przewagą występków, to przykazanie przestępowali, teraz uciekają się do łaski wspomagającej i z jej to pomocą, pokutując mocniej i walcząc usilniej, gdyż umysł swój Bogu już poddali i ciało pod władzę umysłu podbili, stają się zwycięzcami. Ktokolwiek zatem uniknąć chce kary wiecznej, nie tylko się ma ochrzcić, lecz też i usprawiedliwić w Chrystusie, wtedy to prawdziwie przejdzie od diabła do Chrystusa. Czyśćcowych zaś kar nie należy żadnych innych przypuszczać, jak tylko te, które będą przed owym ostatecznym sądem straszliwym. Nie można też bynajmniej sprzeciwiać się temu zdaniu, że sam też ogień wieczny, stosownie do winy, dla jednych będzie lżejszy, dla innych cięższy; albo siła i gorącość ognia owego różne będą w miarę tego, jak sobie kto zasłużył; albo choć i jednakowo parzyć będzie, ale ból niejednakowo będzie odczuwany.

XXI. 17. 0 tych, co myślą, ze na wieki nikt nie będzie kary ponosił

Myślę, że teraz wypadnie nam spokojnie pomówić z tymi miłosiernymi, którzy nie chcą wierzyć, żeby wieczne miało być karanie bądź wszystkich ludzi, których sędzia najsprawiedliwszy osądził na karę piekielną, bądź przynajmniej niektórych spośród nich; powiadają natomiast, że po upływie pewnych dłuższych lub krótszych okresów czasu, stosownie do ciężkości każdego grzechu, będą ludzie z piekła zwolnieni. Jeszcze miłosierniejszy pod tym względem okazał się Orygenes, utrzymując, że nawet sam diabeł i aniołowie jego po przycięższych i przydłuższych karach, wedle miary swej winy, wybawieni z onych mąk zostaną i domieszani do towarzystwa aniołów świętych. Lecz tego pisarza słusznie Kościół zganił już to z powodu powyższego błędu, już dla wielu innych błędów, a zwłaszcza o zmieniających się bez ustanku okresach szczęśliwości i nieszczęśliwości i o ustawicznych w ciągu pewnego ustalonego czasu przejściach i powrotach ludzi z jednych takich okresów do drugich - bez końca. Przez taką naukę i jego mniemane miłosierdzie, kiedy karania ponosić muszą i fałszywą im szczęśliwość przeznacza, bo według jego nauki nie będą święci nigdy mieli prawdziwej i pewnej, bez obawy utraty, radości z wiekuistego dobra pochodzącej. Zupełnie znów innym błędem jest miłosierdzie, z ludzkiego współczucia pochodzące, tych co myślą, że ludzie potępieni na sądzie ostatecznym doczesne tylko kary ponosić będą, a wszyscy po dłuższym lub krótszym odbyciu tych kar, dostąpią szczęśliwości wiecznej. Jeśliby takie zdanie dlatego dobre i prawdziwe być miało, że jest pełne miłosierdzia, to by wypadało, że im będzie miłosierniejsze, tym lepsze i prawdziwsze być musi. Niechże się rozszerzy i pogłębi źródło tego miłosierdzia i obejmuje też aniołów potępionych, niechże i oni choćby po najdłuższych wiekach kary, uwolnieni wreszcie zostaną. Wszak skoro owo źródło skrapiać może całą naturę ludzką, dlaczegóż, gdy do anielskiej się dochodzi, ma wnet wysychać? Lecz nikt się nie ośmieli aż tak daleko posunąć miłosierdzia swego, żeby dojść aż do uwolnienia samego nawet diabła. Lecz gdyby się taki znalazł, to by jeszcze i tamtych przewyższył miłosierdziem swoim. Jednakże taki o tyle by szkaradniej błądził i o tyle by przewrotniej przeczył wyraźnym słowom Bożym, o ile by się za litościwszego uważał.

XXI. 24. Przeciwko zdaniu tych, co mówią, że na sądzie Bożym wszyscy grzesznicy dostąpią odpuszczenia z powodu wstawiennictwa świętych

To, co tu powiemy, może być użyte również przeciwko tym, co to w strachu o własną skórę chcą przeciw słowom Bożym wytaczać niby to miłosierdzie Boże jeszcze większe tak, że te słowa wyrzeczone przez Boga, iż ludzie cierpieć będą, są dlatego prawdziwe, że ludzie godni są cierpienia, ale nie dlatego, że istotnie cierpieć będą. Daruje im Bóg - powiadają - dla próśb świętych swoich, którzy tym usilniej błagać będą za nieprzyjaciół swoich, im świętsi wtedy będą, a modlitwa ich tym będzie skuteczniejsza i tym więcej zasługująca na wysłuchanie u Boga, że już i najmniejszego grzechu mieć nie będą. Więc dlaczegóż to w tej doskonałej świętości swojej nie będą zasyłać do Boga tych przeczystych i potężnych do uproszenia wszystkiego i litościwych próśb również i za tych aniołów, którym zgotowany jest ogień wieczny? Dlaczego nie będą błagać za nich, żeby Bóg złagodził wyrok swój i zlitował się i wybawił ich od owego ognia? Czyżby się i taki kto znalazł, co by śmiał twierdzić, że i aniołowie święci wraz z ludźmi świętymi, którzy wtedy aniołom równi będą, prosić będą i za potępionych aniołów, i za ludzi, żeby dla miłosierdzia Bożego nie cierpieli tego, na co prawdziwie i sprawiedliwie zasłużyli? Nie, tego nikt zdrowo myślący nie powiedział i nie powie. Gdyby tak być miało, to by i Kościołowi nic nie przeszkadzało, żeby się też i teraz modlił za czarta i aniołów jego, bo nakazał Boski Mistrz Kościołowi modlić się za nieprzyjaciół swoich. Ta sama przyczyna, dla której Kościół nie modli się teraz za złych aniołów, o których wie, że są jego nieprzyjaciółmi, jest zarazem przyczyną, że i na sądzie owym nie będzie się modlił nawet za ludzi skazanych na karę wieczną, choć będzie wtedy Kościół w najdoskonalszej świętości. Teraz modli się za nieprzyjaciół spośród ludzi, bo jest teraz czas zbawiennej pokuty. Bo i o cóż się przede wszystkim modli za nich, jak nie o to ażeby im dał Bóg - jak mówi Apostoł - pokutowanie i żeby upamiętali się od sideł diabelskich, który je w więzieniu dzierży wedle woli jego [2 Tym 2,25]. Wreszcie, gdy Kościół mógł na pewno wiedzieć, którzy to są ci, co choć jeszcze na tym świecie żyją, jednak przeznaczeni są na ogień wieczny wraz z czartem, to tak samo by się za nich nie modlił, jak się za czarta nie modli. Lecz ponieważ o nikim pewności takiej mieć nie może, modli się w ogóle za wszystkich żyjących nieprzyjaciół swoich; ale nie co do wszystkich modły jego są wysłuchiwane. Wysłuchiwane są tylko za tych, co choć się Kościołowi sprzeciwiają, jednakże przeznaczeni są na to, iżby modły Kościoła za nich wnoszone, były wysłuchane, i żeby się stali dziećmi Kościoła. Jeśli zaś są tacy, co aż do śmierci mieć będą serce nieskruszone i z nieprzyjaciół nie zamienią się na synów Kościoła, czyli wtedy za nich, to jest za dusze takich zmarłych, modli się Kościół? Dlaczego nie? Ponieważ, skoro ktoś w ciele będąc nie przeszedł do Chrystusa, już jest uważany za należącego do czarta. (...)

 (...) Na próżno człowiek po wyjściu z tego ciała szuka tego, czego zaniedbał zdobyć, gdy jeszcze był w ciele. (...)

XXI. 25. Czy ci, co u heretyków ochrzczeni zostali, a potem przez złe życie złymi się stali, albo ci, co u katolików ochrzczeni przeszli do herezji lub schizmy; albo ci, co katolikami pozostali i u katolików chrzest przyjęli, ale złe życie do końca prowadzili, mogą się spodziewać darowania kary wiecznej na tej podstawie, że przyjęli sakramenty święte

Odpowiedzmy teraz tym, którzy już nie tylko ani diabłu ani aniołom jego bynajmiej nie obiecują, jako tamci, wyzwolenia z ognia wiecznego, ale nawet i nie wszystkim ludziom obiecują to wyzwolenie, lecz tym wyłącznie, którzy zostali obmyci chrztem Chrystusowym i stawali się uczestnikami Ciała i Krwi Pańskiej, choćby też żyli byle jak i choćby pozostawali w herezji lub bezbożności. Lecz sprzeciwia się im Apostoł, gdy mówi: A jawne są uczynki ciała, które są: poróbstwo, nieczystość, wszeteczeństwo, bałwochwalstwo, czarowania, nieprzyjaźń, swary, zawiści, niesnaski, rozterki, kacerstwa, zazdrości, pijaństwa, biesiady i tym podobne. 0 których opowiadam wam, jakom przedtem opowiedział, iż którzy takowe rzeczy czynią, królestwa Bożego nie posiądą [Gal 5,19]. Gdyby więc tacy, choćby po nie wiem jak długim czasie wyzwoleni z mąk, posiedli królestwo Boże, fałszywym by się okazał ten wyrok apostolski. A ponieważ fałszywy on nie jest, przeto i Królestwa Bożego tacy nie posiądą. A skoro nie będą nigdy w posiadaniu Królestwa Bożego, zatrzymani będą w karaniu wiecznym; albowiem nie ma miejsca pośredniego, gdzie mógłby przebywać bez karania ten, co w Królestwie Bożym osadzony nie będzie.

(...) heretycy i odszczepieńcy, odłączeni od jedności tego Ciała, mogą ten sam sakrament przyjmować, ale bez pożytku dla siebie, owszem, ze szkodą i stąd raczej surowiej osądzeni będą, niż żeby mieli być oswobodzeni z mąk, choćby i po dłuższym czasie. Bo nie są oni w tym związku pokoju, którego wyrazem jest ten sakrament. (...)

XXII. 1. 0 stanowisku i losach aniołów i ludzi

Stosownie do zapowiedzi naszej, danej w księdze poprzedniej, niniejsza księga, ostatnia w tym dziele, zawierać będzie rozprawę o wiecznej szczęśliwości Państwa Bożego. Szczęśliwość ta wieczną się nazywa nie dlatego, żeby po wielu, wielu wiekach trwania skończyć się jednakże kiedykolwiek miała, lecz, że jako w Ewangelii napisane jest, królestwa jego nie będzie końca [Łk 1,33]. (...) Sprawi zaś to Bóg Wszechmogący, tego Państwa założyciel. Obiecał bowiem, a kłamać nie może, a dla tych, którym dał wiarę w te rzeczy, już dotąd wiele innych rzeczy zdziałał obiecanych i nieobiecanych. Jest ci on bowiem tym, który na początku utworzył świat pełen wszelkich rzeczy dobrych widzialnych i niewidzialnych; a w tym świecie nic lepszego uczynić nie mógł nad duchy rozumem obdarzone, zdolne do wmyślania się w Boga, władne nad sobą samymi, związane w jedną rzeszę, którą nazywamy świętym i górnym miastem; w mieście tym wszystko to, czym się one duchy nazywają i przez co szczęśliwe są, jest to sam Bóg, który jest przeto jakoby wspólnym ich życiem i pokarmem. Ten to Bóg nadał taką wolną wolę tejże rozumnej naturze, że gdyby zechciała, mogła Boga, czyli szczęśliwość swoją porzucić, po czym od razu nieszczęście dla niej nastąpić by miało. Ten to Bóg, wiedząc z góry, że niektórzy aniołowie przez wyniosłość, gdy zechcą sami sobie wystarczyć do życia szczęśliwego, staną się zbiegami porzucającymi najwyższe dobro, nie pozbawił ich jednakże tej władzy, uważając, iż to będzie potężniejsze i lepsze, żeby i z rzeczy złych dobre czynione były, niż żeby nie dopuszczać wcale do powstania złych rzeczy. (...) Ten to Bóg najsprawiedliwszą karą wiecznego nieszczęścia dotknął aniołów za ich dobrowolny upadek, innym zaś, co wytrwali przy dobru najwyższym, aby na przyszłość pewni byli swojego bez końca wytrwania, dał niejako w nagrodę owo właśnie na zawsze wytrwanie. Ten to Bóg uczynił człowieka również dobrego, tak samo wolną wolą obdarzonego, istotę duszą ożywioną (animal), istotę ziemską, ale godną nieba, jeśliby przy swym Twórcy trwała; gdyby jednak człowiek miał Boga opuścić, nastąpić miało nieszczęście, zastosowane do jego natury (podobnież i tutaj przewidział Bóg, że człowiek przestępując prawo Boże odbiegnie od Boga i zgrzeszy; pomimo tego nie odjął Bóg człowiekowi wolnej woli, bo przewidywał jednocześnie, co miał dobrego uczynić ze złości człowieka). Ten Bóg spośród słusznie i sprawiedliwie potępionego rodzaju śmiertelników zbiera łaską swoją lud tak liczny, by zeń dopełnił i odnowił liczbę aniołów, zmniejszoną przez upadek złych aniołów i aby w ten sposób owo umiłowane przezeń górne miasto nie miało uszczerbku w liczbie obywateli swoich, lecz owszem, żeby się bodaj i większą jeszcze ich liczbą cieszyć mogło.

XXII. 9. Wszystkie cuda, zdziałane przez męczenników w imię Chrystusowe, dają świadectwo ich wierze w Chrystusa

Czyż nie są te cuda świadectwem tej wiary, która nam głosi o zmartwychwstaniu cielesnym Chrystusa i o jego wstąpieniu do nieba w ciele swoim? Sami też męczennicy, za tę wiarę męczeni, tej wierze świadectwo dawali. A dając świadectwo tej wierze, znosić musieli ciosy od świata tego, wrogiego i okrutnego. I pokonali ten świat nie przez walkę z nim, lecz przez śmierć swoją. Ci, co za tę wiarę umarli, mogą wyjednać u Boga te cuda, bo dla imienia tego, Bogu życie swe oddali. (...) Rzeczy cudowne działa Bóg albo bezpośrednio przez siebie w sposób tak cudowny, jak cudowne jest działanie Wiekuistego w rzeczach doczesnych, albo też przez sługi swoje; te zaś cuda, które przez sługi czyni albo je czyni po części przez dusze męczenników tak samo jak i przez ludzi jeszcze w ciele żyjących, albo też wszystkie je czyni przez aniołów, którym niewidzialnie, bezcieleśnie i niezmiennie nakazuje, iżby to, o co męczennicy tylko proszą i czego pragną, uczynione zostało; i to się nazywa, że jest uczynione przez męczenników, choć sami męczennicy tego nie czynią. (...)

XXII. 10. O ileż godniejsza jest cześć męczenników, dokonujących wiele dziwnych rzeczy, iżby Bóg prawdziwy był przez to uczczony, niż czartów czyniących niekiedy rzeczy dziwne, żeby ich za bogów miano

Mogą tu powiedzieć poganie, że i ich bogowie czynili pewne rzeczy dziwne. Dobre już i to, że zaczynają swych bogów porównywać ledwie do naszych ludzi zmarłych. Ale też może powiedzą, że oni mają bogów właśnie z ludzi zmarłych pochodzących, np. Herkulesa, Romulusa i innych wielu, o których mniemają, że zostali przyjęci do liczby bóstw. Nasi męczennicy nie są dla nas żadnymi bogami, bo my mamy jednego Boga, który i naszym jest Bogiem i męczenników. Jednakże żadnego porównania być nie może pomiędzy cudami, które się dzieją w miejscach poświęconych pamięci męczenników naszych a owymi dziwami, co się zdarzać jakoby mają w ich świątyniach. Jeśliby, zaprawdę, można było zrobić tu jakieś zestawienie, to chyba takie, że jak magowie faraona przez Mojżesza zwyciężeni zostali, tak ich bogowie przez naszych męczenników. Owe ich dziwy czynili czarci, nadęci pychą nieczystą, chcąc przed ludźmi za bogów uchodzić. A nasze cuda czynią męczennicy, albo raczej Bóg za ich współdziałaniem czy modlitwą czyni, ażeby się przez to utwierdzała ta wiara, że oni nie są naszymi bogami, lecz że mają jedynego wspólnego z nami Boga. Oni (tj. poganie) nadto takim swoim bogom i świątynie pobudowali, i ołtarze wznieśli, i kapłanów, i ofiary poustanawiali. My zaś naszym męczennikom świątyń, jakby jakim bogom, nie stawiamy, lecz tylko jako ludziom umarłym, których dusze żyją u Boga; stawiamy im pomniki i budujemy ołtarze nie dlatego, iżbyśmy na nich męczennikom ofiatę składali, lecz składamy ofiarę Bogu jedynemu - naszemu i męczennikom Boga. Przy tej ofierze są wypominani w pewnym miejscu i podług stałego porządku męczennicy, jako ludzie Boży, co świat zwyciężali w wyznawaniu Boga, jednakże kapłan ofiarę składający bynajmniej do nich się nie zwraca. Albowiem ofiarę składa on Bogu, nie świętym, choć tę ofiarę składa na ich grobowcu, ponieważ jest on kapłanem Boga, a nie świętych męczenników. (...)

XXII. 14. Czy niemowlęta zmartwychwstaną w takiego kształtu ciałach, takie by miały, gdyby doszły do wieku dorosłego?

Inaczej nie możemy sądzić o niemowlętach, jak tylko tak, że nie w tych maleńkich swoich ciałkach zmartwychwstaną, w których pomarły, lecz że otrzymają za cudownym zrządzeniem Bożym od razu gotowe ciało, jakie by miały w późniejszym wieku. (...) wszystkie członki ciała tkwią już ukryte w nasieniu; chociaż niektórych spośród nich nawet po urodzeniu człowiek jeszcze nie ma, na przykład zębów itp. (...) Ten więc zarodek mając na względzie, nie potrzebujemy się obawiać braków jakichś w zmartwychwstaniu ciała naszego. (...)

XXII. 16. Jak rozumieć trzeba upodobnienie świętych do obrazu syna Bożego?

Podobnież i owo powiedzenie, że przeznaczeni podobni się staną obrazowi Syna Bożego [Rz 4,13], (...) rozumieć należy nie o wielkości ciała, lecz o wieku. Wszyscy przeto zmartwychwstaną w ciele takich rozmiarów, jakie mieli, albo byliby mieli w wieku dojrzałej młodzieńczości; jakkolwiek nic by też złego nie było, gdyby ktoś miał ciało dziecka, albo i starca, skoro tam nie będzie żadnej słabości czy braków zarówno na duszy, jak i na ciele. A przetoż, gdyby ktoś utrzymywał, że wszyscy powstaną w takim kształcie ciała, w jakim poumierali, nie warto bynajmniej kruszyć kopii w upornej obronie przeciwnego zdania.

XXII. 17. Czy ciała niewieście w płci swojej zmartwychwstaną i w niej pozostaną?

Są tacy, co opierając się na tych powiedzeniach pańskich: Ażbyśmy się wszyscy zeszli (w jedność wiary), w męża doskonałego w miarę wieku pełności Chrystusowej [Ef 4,13], tudzież: podobni obrazowi Syna Bożego [Rz 8,29] mniemają, że nawet niewiasty nie zmartwychwstaną w płci swojej, lecz że wszyscy powstaną w płci męskiej, ponieważ Bóg tylko mężczyzn z ziemi stworzył, a niewiastę z męża. Mnie się jednakże mądrzejszym wydaje zdanie tych, co nie wątpią, że i jedna, i druga płeć zmartwychwstanie. Bo przecież nie będzie tam żadnej lubieżności, żeby się kto miał wstydzić. Toż przed grzechem pierworodnym i mąż, i niewiasta nadzy byli, a nie wstydzili się. Owym więc ciałom to, co jest grzeszne, odjęte będzie, natura zaś cała i zdrowa pozostanie. Nie jest przecież czymś ujemnym sama płeć niewieścia, lecz jest natura skażona, która wtedy będzie już wolna i od spółkowania, i od rodzenia. Albowiem niewieście członki nie będą wtedy służyć do użytku dawnego, lecz ku nowej ozdobie, która nie będzie wzbudzać pożądliwości patrzącego. Już bowiem wtedy żadnej pożądliwości nie będzie, lecz wychwalać będą wszyscy mądrość i miłosierdzie Boga, który nie tylko stworzył był to, czego nie było, ale też (później) uleczył od zepsucia to, co było. (...) sam Pan Jezus, zapytany przez Saduceuszów, odrzucających zmartwychwstanie, do którego z siedmiu braci należeć będzie żona, która była z kolei żoną wszystkich siedmiu, (...) odpowiedział: (...) w zmartwychwstaniu ani za mąż wychodzić, ani się żenić będą, lecz będą jako aniołowie Boży w niebie; równi aniołom, oczywiście swą nieśmiertelnością i szczęśliwością, nie zaś ciałem. (...) Powiedział więc Pan, że nie będzie w zmartwychwstaniu związków małżeńskich, ale nie powiedział, że nie będzie niewiast. (...)

XXII. 19. Wszelkie ułomności, szpecące w tym życiu ciało człowieka, nie będą istnieć w zmartwychwstaniu, gdyż tam pozostanie tylko przyrodzona substancj ciała, natomiast jakość i rozmiary ciała razem utworzą jedną piękność

Cóż teraz mam odpowiedzieć na ów zarzut co do włosów i paznokci? Wszak zgodziwszy się raz na to, że o tyle tylko nic z ciała nie zginie na zawsze, o ile nie zniekształci ciała, już tym samym rozumiemy, że to, co sprawiłoby brzydotę swymi potwornymi rozmiarami, będzie włączone tylko do całości bryły cielesnej, a nie do tych miejsc, gdzie by zeszpeciło kształty pewnych członków. (...) Dlatego też włosy tyle razy strzyżone i paznokcie tyle tazy obcinane nie wrócą na swoje dawne miejsca, boby je oszpeciły; jednakże nie przepadną one dla zmartwychwstałego człowieka, bo bez względu na to, jakie tam one miejsce znajdą w ciele, obrócą się w to ciało przy zmienności materii i obrócą się tak, aby kształtny stosunek członków był zachowany. (...) to, co się niekształtnym zrodziło (nie z innej oczywiście przyczyny, jeno z tej, iżby się i w ten też sposób okazało, że to życie doczesne jest życiem pokutniczym), w ten sposób powróci, żeby całość materii zachowana została, a niekształtność wszystka usunięta. Artysta, zrobiwszy z jakiegoś tam powodu posąg niekształtny, może go przetopić i zrobić zeń nie wiem jak piękny i nic a nic materiału nie straci, lecz tylko wady usunie. Jeśli coś w owym pierwszym posągu nie pięknie wystawało i nie harmonizowało z innymi częściami, nie potrzebuje tego odcinać i odłączać, lecz przelać i pomieszać z całym materiałem tak, iżby ilości materiału nie zmniejszyć, a brzydoty już nie wznawiać. Jeśli tak człowiek-mistrz uczynić może, to cóż powiemy o Mistrzu wszechpotężnym? (...)

Nie mają się tedy czego obawiać ani chuderlacy, ani tłuściochy, żeby i tam nie byli takimi, jakimi i tutaj nie chcieliby być, żeby tylko mogli. Wszelka piękność ciała polega na zgodności pojedynczych części jako też na piękności cery. Gdzie nie ma wzajemnej zgodności (harmonii) części, to uderza w oczy coś, co jest albo jakieś koślawe, albo za małe, albo za wielkie. Otóż nie będzie żadnej niezgodności części tam, gdzie i to, co krzywe, naprostowane będzie, i to, co za małe, Stwórca będzie wiedział, z czego dopełnić; a od tego, co jest za duże, będzie w ten sposób odjęte nieco, że jednak z całości bryły cielesnej nic nie zginie. A jakaż dopiero piękna będzie barwność cery tam, kędy sprawiedliwi jaśnieć będą jako słońce w królestwie Ojca swego. Jasność ciała Chrystusowego po zmartwychwstaniu - tak wierzyć trzeba - była raczej ukryta przed oczami uczniów, a nie żeby jej wcale miało nie być. (...)

Nie wiem, czym się to dzieje, ale ku męczennikom świętym taką miłością pałamy, żebyśmy radzi byli oglądać też w onym królestwie (niebieskim) na ich ciałach blizny ran poniesionych dla imienia Chrystusowego; a może też i będziemy je widzieć. Nie będzie to bowiem jakąś brzydotą, lecz zaszczytem i ozdobą (...) cnoty. Jeśli jednakże męczennikom odcięto, czy odjęto jakieś członki, nie będą oni wszakże pozbawieni w zmartwychwstaniu tych członków, (...) to i na owych członkach, nie zaginionych, lecz przywróconych, okażą się blizny w tych miejscach, gdzie członki te były kaleczone i rąbane przy ich obcinaniu. (...)

 XXII. 22. 0 nędzach i cierpieniach, którym słusznie za karę pierwszego przestępstwa ulega rodzaj ludzki, od których wybawić nas może tylko łaska Chrystusowa

Jeśli chodzi o źródło tych nędz i boleści życia doczesnego, to pochodzą one stąd, że cały rodzaj śmiertelników skazany został na karę. Samo to życie, jeśli je życiem nazwać można, życie pełne cierpień, daje świadectwo o tym. Czegóż bowiem dowodzi owa wprost przerażająca głębia głupoty ludzkiej, z której wszystkie powstały błędy, co jakimś ciemnym łonem okryły całe potomstwo Adamowe tak, że człowiek nie ma mocy wydostać się zeń bez trudu, bólu i trwogi? Skąd owo zamiłowanie rzeczy próżnych i szkodliwych, a z niego powstające dokuczliwe troski, zamęty, zgryzoty, niepokoje, niezdrowe radości; niezgody, kłótnie, wojny, zdrady, nienawiści, zacięte gniewy; oszustwa, pochlebstwa, podstęp, kradzieże, łupiestwa, wiarołomstwa; pycha, wyniosłość, zawiść, zabójstwa, ojcobójstwa, okrucieństwa, dzikość; przewrotność, swawola, bezczelność, bezwstyd, wszeteczeństwo, poróbstwa, cudzołóstwa, kazirodztwa i tyle zbrodni przeciw naturze ku obojej płci, samogwałty i nieczystości i to takie, które nawet wstyd nazywać; świętokradztwa, kacerstwa, bluźnierstwa, krzywoprzysięstwa; krzywdzenie niewinnych, potwarze, podejścia, zmowy występne, fałszywe świadectwa, niegodziwe sądy; gwałty, rozboje i tyle, tyle wszelkiego zła, co nawet na pamięć nie przyjdzie, a jednak nie opuszcza ludzi w tym życiu? Prawda, że te zbrodnie właściwe są tylko ludziom złym, ale pochodzą one wszystkie niby z korzenia, z owego ogłupienia i z owej przewrotnej miłości, z którymi się już rodzi każde dziecię Adamowe. Któż bo tego nie wie, z jak zupełnym brakiem pojęcia o prawdzie wstępuje człowiek w to życie od niemowlęctwa swego, albo ileż to próżnych i złych pragnień widać już w pacholęcym wieku; gdyby tak pozwolono żyć człowiekowi, jak chce i czyni, co tylko chce, to wpadłby pewnie, jeśli nie we wszystkie te zbrodnie i występki, które wyliczyłem, lub wyliczyć nie zdołałem - to przynajmniej bardzo wiele z nich.

Lecz ponieważ kierownictwo Boże nie opuszcza całkowicie tych, co na karę skazani są, i ponieważ Bóg w gniewie swoim nie powściąga zmiłowań swoich, więc też nad samymi pierwszymi wzruszeniami umysłu ludzkiego czuwają zakaz i nauka w wychowaniu, walczące z tymi mrokami, z którymi na świat przychodzimy i sprzeciwiające się naporowi złego. Ale i te zakazy i ta nauka w wychowaniu już pełne są trudów i przykrości. Owe różne straszenia małych dzieci, żeby je powstrzymać od różnych głupstw? Owi wychowawcy, nauczyciele, bicie po łapach, paski, rózgi, owa dyscyplinka, o której Pismo Święte mówi, żeby obijać nią boki umiłowanego syna, aby snadź nie urósł niepohamowany, bo gdy już zatwardnieje, z ledwością, albo i wcale nie może być pohamowany? Ku czemu te wszelkie kary służą, jeśli nie ku temu, aby zwalczać nieświadomość i okiełznać złą żądzę; a to są owe nieszczęsne braki, z którymi na ten świat przychodzimy. Czegóż to dowodzi, że z trudem coś w pamięć wdrażamy, a bez żadnego trudu zapominamy; z trudem uczymy się, bez trudu nieświadomi jesteśmy; z trudem czynni się stajemy, bez trudu ospali? Czyż się z tego nie okazuje, do czego ciąży i skłania się skażona natura i jakiej pomocy potrzebuje, by się z tego uwolnić? Ociężałość, gnuśność, lenistwo i niedbalstwo, są to oczywiście błędy, polegające na unikaniu pracy; praca zaś, chociaż pożyteczna, jest karą.

Ale oprócz tych przykrości, które dzieci ponoszą, przykrości, bez których nie można nauczyć się tego, czego starsi wymagają, choć ci starsi tak mało wymagają dla siebie, ileż to i tak dotkliwych przykrości dręczy rodzaj ludzki? Mówimy to już nie o tych przykrościach, któte pochodzą od złości i przewrotności ludzi złych, lecz o tych, co są wynikiem naszego tutaj stanowiska i wspólnej nędzy ludzkiej. Jakież słowa ludzkie wyliczą te boleści? kto je pojmie należycie? Ileż to trwogi, ile klęsk sprowadza na ludzi sieroctwo i żałoba; ile bólu sprawia krzywda i krzywdzące potępiania kogoś; oszustwa, kłamstwa ludzkie, fałszywe podejrzenia, wszystkie okropne zbrodnie i występki cudze! Bo następstwem tych zbrodni jest grabież i niewola, więzy i więzienie, wygnanie i męki, obcinanie członków, pozbawianie zmysłów, gwałty zadawane ciału dla nieczystej żądzy gnębiciela i wiele, wiele innych podobnych oktopności. A cóż powiem o nędzach i klęskach, które pochodzą od tych niezliczonych wypadków, co z zewnątrz czyhają, aby ciału szkodzić: od upałów i mrozów, od burz, deszczy, powodzi, błyskawic i grzmotów, gradu, piorunów, trzęsienia i pękania ziemi, zawalenia się murów, od potknięcia się zaprzęgowych zwierząt albo przelęknienia się ich lub nawet rozzłoszczenia zdradliwego; od tylu trucizn i zarazków zawartych w krzewach, w wodach, w powietrzu lub zwierzętach; od ukąszenia zwierząt bądź tylko bolesnych, bądź też i śmiertelnych; od wścieklizny pochodzącej od psa wściekłego, kiedy to nieraz miłego i przyjacielskiego zwierzęcia pan jego musi się więcej bać, nie bez wielkiej przykrości, niż lwa jakiego albo smoka; a jeśli jeszcze przypadkiem zadraśnie i zarazi człowieka, czyni go w tej strasznej chorobie tak szalonym, że właśni rodzice, współmałżonka lub dzieci muszą go się więcej bać, niż dzikiego zwierzęcia. Albo na ileż przykrości i niebezpieczeństw narażeni są ci, co po morzu żeglują, albo i na lądzie podróż odbywają! Zresztą, gdziekolwiek człowiek się obróci, czyż nie jest narażony na przeróżne niespodziane wypadki? Wraca ktoś z podwórza i wchodzi do domu swego zdrowiusieńki; nagle upadł, łamie nogę i to jest przyczyną rychłej śmierci. Zdawałoby się, że już najbezpieczniejszy jest ten, co siedzi spokojnie. A oto Heli, kapłan, upadł z krzesła, na którym siedział i umarł z tego. Rolnicy, a nawet wszyscy ludzie w ustawicznej są obawie o zasiewy i urodzaje, żeby im nie zaszkodziły te przeróżne klęski, pochodzące bądź z nieba, bądź z ziemi, bądź od szkodliwych stworzeń. Spokojni zazwyczaj bywają dopiero, gdy już zboże zebrane i zwiezione. Jednak wiemy i o takich, że nagła powódź najpiękniejsze zbiory z gumien im zabrała i uniosła, gdy ludzie przed wodą uciec musieli. A przeciw tysiącznym sposobom najazdów diabelskich, kto będzie polegać na niewinności swojej? Że tego zaufania mieć nie można, dowodzi ta okoliczność, że złe duchy nawet ochrzczone dzieci małe, nad które nic niewinniejszego nie ma, tak męczą nieraz, że w tych dzieciach wyraźniej, niż w kimkolwiek innym, okazuje się z dopuszczenia Bożego, jak opłakana jest nędza życia doczesnego i jednocześnie, jak godna pożądania szczęśliwość przyszłego żywota. A już nie z zewnątrz, lecz z samego ciała ileż to cierpień sprawiają choroby tak liczne, że ich wszystkich nawet księgi lekarskie nie znają; w niejednej z tych chorób, ba, prawie we wszystkich, same zabiegi lekarskie i zażywanie lekarstw prawdziwą mękę stanowią, żeby przykrymi środkami od przykrej śmierci wyrwać człowieka chorego. A upał okrutny czyż nie doprowadzał ludzi spragnionych aż do tego, że nawet urynę ludzką, nawet własną pili? Głód również czy nie doprowadzał do tego ludzi, że nie mogli się nawet powstrzymać od pożerania ciała ludzkiego, i to nie ciała znalezionych zmarłych ludzi, lecz umyślnie przez siebie zabitych w tym celu; i to nie ludzi obcych, bo bywało i tak, że matki z niepojętym okrucieństwem, spowodowanym przez wściekły głód, pożerały własne dzieci. Wreszcie nawet i sen, który się przecież spoczynkiem nazywa, któż wypowie, jaki ten spoczynek niespokojny często bywa wskutek marzeń sennych i jak ciężką trwogą dręczy nieraz biedną duszę ludzką i zmysły nasze trwogą przed rzeczami wprawdzie urojonymi, ale tak wyraźnie przedstawionymi we śnie, że ich niepodobna od prawdziwych odróżnić. Tymi urojonymi widziadłami dręczą się też ludzie i na jawie w niektórych chorobach i w zatruciach. Lecz i duchy złe niekiedy oszukują ludzi zdrowych takimi widziadłami, i choć ich uwieść przez to nie zdołają, jednak chcą zmysły ludzkie łudzić samym pożądaniem czegoś fałszywego, w jaki bądź sposób zalecanego.

Od tego istnego piekła w tym życiu nędznym uwolnić nas może tylko łaska Zbawiciela Chrystusa Boga i Pana naszego (oznacza to samo imię Jezus, które się wykłada: Zbawiciel), nade wszystko, iżby po tym nędznym życiu nie ogarnęło nas nie życie nędzniejsze i wieczne, lecz nędzniejsza i wieczna śmierć. Albowiem w tym życiu, choć wielkie bywają pociechy w cierpieniach i pomoce w chorobach od różnych rzeczy świętych i od świętych pańskich, jednakże te dobrodziejstwa nie zawsze bywają udzielane proszącym dlatego, żeby ktoś nie dla tych jedynie celów (doczesnych) do religii dążył, bo do niej dążyć mamy przede wszystkim dla innego życia, w którym już żadnych bólów nie będzie; i tych to właśnie, co ten cel lepiej rozumieją, już wszystkich bez wyjątku wspiera łaska Boża w tych przeciwnościach doczesnych, iżby je tym mężniejszym sercem znosili, im wytrwalszą ufność posiadają. Do tego celu, powiadają uczeni tego świata, służy też filozofia, lecz prawdziwą filozofią, jak Tuliusz twierdzi, obdarzyli bogowie tylko nielicznych. Żaden też większy nad nią dar nie był i nie mógł być dany ludziom. W taki sposób i nasi przeciwnicy zmuszeni zostali tak czy owak przyznać, że filozofia, nie jakakolwiek, lecz prawdziwa filozofia, z łaski Bożej jest dana. Jeśli zaś nielicznym tylko ludziom dana jest od Boga prawdziwa filozofia, jako pomoc przeciwko utrapieniom życia tego, to już to samo dowodzi, że rodzaj ludzki skazany jest na ponoszenie tych utrapień. Jako zaś sami oni powiadają, że nad ten dar Boży żadnego już większego być nie może, tak też wierzyć trzeba, że dać go mógł nie żaden inny bóg, jak tylko ten, którego i oni sami, wyznawcy wielu bogów, uważają za najwyższego.

 XXII. 23. Oprócz przeciwności, co wspólne są ludziom złym i dobrym, są jeszcze inne, które szczególnie dręczą ludzi sprawiedliwych

Oprócz tych nędz żywota doczesnego, które są wspólne tak złym, jak i dobrym, mają ludzie sprawiedliwi w tym życiu jeszcze pewne, sobie tylko właściwe trudy, którymi walczą przeciwko grzechom, i wśród pokus, i niebezpieczeństw, nieodłącznych od takiej walki, ustawicznie przebywać muszą.

Czasem bowiem silniej, czasem łagodniej, ale bez przerwy ciało pożąda przeciw duchowi, a duch przeciw ciału; ażebyśmy nie czynili tego, czego nam się chce, idąc za wszelką złą pożądliwością, lecz byśmy, o ile Bóg nam sił dodaje, nie przyzwalali na nią i ją przez to zwyciężali przez ustawiczne czuwanie nad sobą. To ustawiczne czuwanie w tym kierunku wytężamy, żeby nas żaden pozór prawdy w błąd nie wprowadził; żeby nas przebiegłość mowy czyjejś nie usidliła; żeby nam cienie błędów czyichś nie zamroczyły wzroku; iżbyśmy snadź dobrego za złe, a złego za dobre nie uznali; iżby nas bojaźń nie odwiodła od tego, co czynić należy, a pożądliwość nie skłoniła nas do czynienia tego, czego czynić nie wolno; żeby słońce nad gniewem naszym nie zachodziło, żeby zawzięta niechęć nie skłaniała nas do oddawania złym za złe; by nas nie pożerał smutek szkaradny i niepomierny; żeby się serce nasze nie stało niewdzięczne i nieczułe za otrzymywane dobrodziejstwa; żebyśmy mając sumienie czyste nie trapili się zbytnio w zgiełku złych języków ludzkich; żeby lekkomyślne posądzanie kogoś przez nas nie usidliło nas; żeby nas znów nie złamały cudze o nas, a fałszywe sądy; żeby grzech w śmiertelnym ciele naszym nie królował (tak), byśmy posłuszni mieli być jego pożądliwościom, iżby członki nasze nie były wydawane orężem niesprawiedliwości grzechowi [Rz 6,12n], żeby oko nie szło za pożądliwością; żeby wzrok nasz, lub myśl nasza nie zatrzymywały się nad tym, co złe żądze wzbudza; żebyśmy z upodobaniem nie słuchali słów niegodziwych i brzydkich; żeby się nigdy nic takiego nie uczyniło, czego czynić nie wolno, choć to i nęci; żebyśmy zwycięstwa w tej wojnie, pełnej trudu i niebezpieczeństw, nie spodziewali się otrzymać własnymi siłami naszymi, albo już otrzymywane zwycięstwo nie przypisywali własnym siłom, lecz łasce tego, o którym Apostoł mówi: Lecz dzięki Bogu, który nam dał zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa [1 Kor 15,57] (...). Pamiętać jednakże powinniśmy o tym, że choćbyśmy nie wiem jakim męstwem walczyli przeciw grzechom, a nawet choćbyśmy grzechy pokonać i ujarzmić zdołali, to wszakże dopóki w tym ciele jesteśmy, nie braknie nam nigdy powodu, by się do Boga odezwać: Odpuść nam nasze winy. W owym dopiero królestwie, kędy na zawsze w ciałach nieśmiertelnych będziemy, ani walk już staczać nie będziemy, ani win żadnych mieć nie będziemy. I nie mielibyśmy ich nigdy i nigdzie, gdyby natura w tej prawości pozostała była, w której była stworzona. Tym sposobem te nasze teraźniejsze utarczki, w których się na niebezpieczeństwo narażamy i z których chcielibyśmy wyjść na cało przez ostateczne zwycięstwo, stanowią utrapienie w tym życiu, które, jak nam dowodzą te liczne i ciężkie nędze, jest życiem przeznaczonym na karę.

XXII. 24. 0 dobrodziejstwach, którymi Stwórca napełnił nawet to na karę przeznaczone życie

Zastanówmy się teraz nad tym, że ten nędzny żywot rodzaju ludzkiego, gdzie okazuje się sprawiedliwość karzącego Boga, jest jednocześnie pełen rozlicznego i wielorakiego dobra, danego nam przez dobroć tegoż Boga, rządzącego wszystkim stworzeniem swoim. Po pierwsze, błogosławieństwa owego, które jeszcze przed grzechem ogłosił, mówiąc: Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie ziemię [Rdz 1,28], nie cofnął Bóg po grzechu; jakoż i w potępionym rodzaju ludzkim pozostała z daru Bożego płodność. I nie zdoła skaza grzechowa znieść w nas owej przedziwnej mocy, którą ma nasienie i jeszcze dziwniejszej, która to nasienie wytwarza w nas, mocy nadanej i niejako wszczepionej w ciało ludzkie, przez co jednocześnie wtrącony jest w nas zarodek nieuniknionej śmierci. Obydwie te rzeczy razem płyną jakoby jednym prądem, jednym strumieniem poprzez rodzaj ludzki: zło zaciągamy od rodzica naszego, dobro zlewa na nas Twórca nasz. Pierworodne zło dwojakie złe rzeczy zawiera: grzech i karę. Pierworodne dobro także: mnożenie się (gatunkowe) i kształtowanie. (...) Więc też człowieka Bóg tak stworzył, że mu dodał płodność pewną, iżby mógł mnożyć innych ludzi, wszczepiając w tych spłodzonych przez się taką samą zdolność płodzenia; zdolność - ale nie konieczność. Bóg bowiem wedle swej woli niektórym ludziom tę zdolność odjął i uczynił ich niepłodnymi. Całemu jednak rodzajowi ludzkiemu nie odjął zdolności tej, którym w ogólnym błogosławieństwie raz na zawsze dał, udzieliwszy jej pierwszym współmałżonkom. (...) Dał tedy Bóg duszy ludzkiej umysł. Rozum jednak i pojętliwość w niemowlęciu uśpione są niejako, jak gdyby tych władz wcale tam nie było: mają się one dopiero obudzić i wyłonić, gdy nadejdzie wiek odpowiedni do nauki i wiedzy i zdatny do poznawania prawdy i umiłowania dobra. Niechże wtedy umysł człowieka, już tę zdolność osiągnąwszy, wchłania mądrość i zdobi się w cnoty. Niech cnotami uzbrojony rozsądnie, mężnie a z powściągliwością i sprawiedliwością walczy przeciw błędom i innym wrodzonym brakom innej rzeczy, lecz onego najwyższego i niezmiennego dobra. Ale chociażby człowiek tego i nie wykonał, to sama już zdolność do wykonania rzeczy tak dobrych, zdolność dana naturze rozumnej od Pana Boga - kto godnie wypowie i oceni, jak wielkim jest dobrodziejstwem i jak cudownym dziełem Wszechmocnego! Oprócz bowiem sztuki życia prawego i sztuki dojścia do szczęśliwości nieśmiertelnej, sztuk, które się nazywają cnotami i tylko z łaski Bożej, która jest w Chrystusie, udzielane bywają synom obietnicy i królestwa, czyż umysł ludzki nie obmyślił i nie wyhodował tylu innych wielkich sztuk, z których jedne służą potrzebom, inne przyjemnościom? Ta świetna potęga myśli i rozumu ludzkiego nawet w tych rzeczach, które są zbędne, albo nawet niebezpieczne i szkodliwe, a pożądane przez ludzi, czyż nie dowodzi, jakim dobrem natura ludzka obdarzona jest, że do takich wynalazków doszedł umysł ludzki, tylu rzeczy mógł się człowiek nauczyć, w tylu rzeczach wyćwiczyć? Przemysł ludzki do jakichże wspaniałych i zdumiewających dzieł doszedł, np. w tkactwie i w budownictwie? Jakie postępy poczynił w rolnictwie albo w budowie okrętów? Czegóż nie wymyślił i czego nie dokonał w wyrobie przeróżnych naczyń, najrozmaitszych posągów i malowideł? Jakich to pomysłów nie wprowadzono w czyn w teatrach, żeby widzowie mogli oglądać rzeczy zdumiewające i słyszeć rzeczy niesłychane? Ile różnych sposobów wynaleziono, żeby zwierzęta nierozumne pochwycić lub zabić, albo oswoić? A ludzie przeciw ludziom ileż to obmyślili trucizn, oręża, machin wojennych; albo gwoli zachowania zdrowia ciała lub przywrócenia tego zdrowia, ileż leków i zabiegów lekarskich? A ku przyjemności podniebienia co za portawy i przyprawy i podniety apetytu wymyślono? Do udzielenia komuś swych myśli lub wdrożenia komuś swych przekonań przeróżne i liczne znaki wymyślono, głównie zaś - słowa i pismo; dla uweselenia ducha jakież ozdobne kształty wymowy, ileż pieśni i wierszy utworzono przeróżnych; by uszy słodyczą napawać, tyle narzędzi muzycznych, tyle piosenek i śpiewów różnego rodzaju powstało; do jakiej wprawy doszedł umysł ludzki w różnych wymierzeniach i obliczeniach; z jaką przenikliwością obliczył ruchy i kierunki ciał niebieskich; ile zdobył wiedzy i poznania przyrody! Kto by potrafił to wszystko wyliczyć, szczególnie, gdybyśmy chcieli nie tylko ogólnikowo i gromadnie zestawić to wszystko, lecz się i nad pojedynczymi rzeczami zastanawiać? Wreszcie nawet ku obronie błędów i zmyśleń ileż się znakomitych umysłów wytężało, mianowicie filozofów i heretyków - choć mniejsza o to, ile to wartości miało? Wszak teraz mówimy tylko o naturze umysłu ludzkiego, który jest ozdobą tego życia śmiertelnego, nie zaś o wierze i o drodze prawdy, wiodącej do tamtego nieśmiertelnego życia. Tej, tak wspaniałej natury Twórca, ponieważ jest prawdziwym i najwyższym Bogiem i sam rządzi wszystkim stworzeniem swoim, nad którym władzę najwyższą dzierży i najsprawiedliwszą, nigdy by, oczywiście, nie dopuścił, żeby ta natura na te doczesne nędze skazana była, a z tych doczesnych na wieczne jeszcze pójść miała, z wyjątkiem tych, co się zbawią, gdyby nie potworny grzech człowieka pierwszego, od którego wszyscy pochodzimy.

Lecz oto i w ciele nawet ludzkim, które z ciałami zwierząt pod względem śmiertelności zrównane jest, a od wielu zwierząt niedołężniejsze, jak wielka przebija dobroć Boża, jak cudowna opatrzność Stwórcy! Czyż i te miejsca ciała, gdzie zmysły są umieszczone i wszystkie inne członki, nie są tak rozmieszczone i sam wygląd, kształt i postawa całego ciała nie są tak urządzone, iżby wskazywały, że przeznaczone są na służenie duszy rozumem obdarzonej? Nie jest człowiek stworzony na podobieństwo zwierząt, rozumu pozbawionych, które, jak widzimy, do ziemi są pochylone: kształt ciała jego ku niebu wyprostowany przypomina mu, że w tych rzeczach smakować ma, co na wysokości są. Dalej dziwna ruchliwość języka i rąk, tak potrzebna i zastosowana do mówienia, do pisania, do wykonywania różnych dzieł sztuki i spełniania wielu czynności, czyż nie jest wskazówką, jaka jest ta dusza, której takie ciało na usługi dodano? Zresztą, pomijając już tę stronę użyteczności, pochodzącej z pracy różnych części ciała, widzimy w tych częściach ciała taką zgodność na każdym kroku, tak piękną równość we wzajemnym do siebie stosunku, że nie wie człowiek, czy w utworzeniu tego ciała więcej miano na względzie pożytek, czyli też piękno i ozdobę. Bo zaprawdę, nic takiego w ciele nie znajdziemy, co ku pożytkowi stworzone jest, a co by jednocześnie nie było ozdobą tego ciała. Lepiej byśmy to zrozumieć jeszcze mogli, gdybyśmy dobrze poznać mogli wszystkie wartości tych miar, które w ciele wszystko spajają i dostosowują do celu właściwego. Możliwe jest, że niektóre z tych wartości przy pilnym badaniu tych części, co są na zewnątrz widzialne, może wyśledzić ludzka biegłość. Tych jednakże, co są ukryte i niedostępne wzrokowi naszemu, jak np. owe niesłychanie powikłane zwoje żył, nerwów i wnętrzności, tajemnice tych miejsc, gdzie jest siedlisko i źródło życia, nikt zbadać i określić nie zdoła. Prawda, że zamiłowani w wiedzy lekarze, tak zwani anatomowie, nie bez pewnego okrucieństwa rozcinają ciała umarłych albo też umierających pod ich badawczym nożem i w ten sposób wszystkie ukryte części ciała ludzkiego, choć w niezbyt ludzki sposób, zbadane zostały. Czyniono w tym celu, iżby się nauczyć, co, gdzie i w jaki sposób leczyć potrzeba. Pomimo tego wartości, o których mówimy, a z których się składa owa stosowna łączność, tak zwana po grecku άρμονια, łączność wszystkich części wewnątrz i zewnątrz w jedno jakoby narzędzie, w całość ciała ludzkiego, mogę powiedzieć, że je ktoś należycie zrozumiał, skoro się nikt nawet badać ich nie odważył? Gdyby one mogły być należycie poznane nawet w wewnętrznych organach ciała, które nie są wcale piękne, to jednakże zachwyt by w nas wzbudzało piękno umysłowe, zachwyt pożądańszy i milszy dla umysłu (bezpośredniego), niż ten zachwyt, co pochodzi z jakiegokolwiek pięknego kształtu, miłego tylko oczom, pośrednim narzędziom umysłu. Są przecież pewne rzeczy w ciele ludzkim, służące tylko do upiększania ciała, nie do jakiegokolwiek użytku. Takimi są na przykład brodawki przy piersiach męskich; taką jest broda na twarzy. Że broda nie jest ku jakieś obronie twarzy męskiej, dowodzi tego gładkość twarzy u niewiast, które jako istoty słabsze, tym bardziej obronę twarzy mieć powinny. Jeśli tedy każdy z widzialnych członków ciała ludzkiego, o tym nikt nie wątpi, tak jest zastosowany do jakichś praktycznych potrzeb, żeby jednocześnie służył i ku ozdobie człowieka, a oprócz tego są i takie, które wyłącznie ku ozdobie służą, a praktycznego zastosowania nie mają, przeto łatwo dochodzimy do wniosku, że przy stwarzaniu człowieka więcej ważył wzgląd na dostojną urodę ciała, niż na pożytek praktyczny. (...)

A jakaż mowa ludzka wypowie, ile to piękna dla oczu i ile pożytków we wszystkich innych tworach otrzymał ze szczodrobliwości Bożej człowiek, choć na te trudy i nędze doczesne skazany i odepchnięty? Ileż wdzięku widzimy w tych niezliczonych barwach i odcieniach niebios, ziemi i morza? W tym mnóstwie światła samego i tak cudownej jego wspaniałości; w słońcu, księżycu i gwiazdach; w cienistych gajach, w kwiatach różnobarwnych, pełnych woni; w tych niezliczonych rodzajach ptactwa śpiewającego i bogato upierzonego; w tylu odmianach zwierząt rozmaitego kształtu i wielkości, z których najwięcej podziwu godne owe najmniejsze (bo więcej nas w zdumienie wprawiają dzieła dokonane przez mrówki lub pszczoły, niż przeogromne cielska wielorybów); ileż wreszcie uroku ma w sobie wspaniały widok morza, kiedy, zmieniając niby szaty swoje, raz się odziewa w zieloność, i to wielorakich odcieni, to znowu w purpurę lub szafir? Ale cóż za czarowny widok, gdy się burzy i pieni, a tym milej wtedy patrzeć na nie, gdy tylko wzrok pieści patrzącego, a nie miota i męczy żeglującego! Ileż to wszędy pokarmów zabezpieczających nas od głodu? Jaka rozmaitość w ich smaku, żeby nam się nie uprzykrzyły; rozmaitość, nadana im z bogactw przyrody, a nie pochodząca ze sztuki i pracy kucharskiej? Ile z różnych rzeczy czerpiemy środków dla utrzymania zdrowia albo przywrócenia zdrowia? Jakaż wdzięczna owa stała kolej następujących po sobie dnia i nocy! Jak rozkoszne jest umiarkowane świeże powietrze! Ile jest materiału do wyrobu odzieży w roślinach i zwierzętach! Niepodobna wyliczyć wszystkiego. Bo choćbyśmy nawet tylko te rzeczy, którem tutaj ścieśnił, jak gdyby na jeden jakiś stos, chciał po kolei jakby zawinięte paczki porozwijać i roztrząsać, to ileż bym czasu potrzebował na każdą, skoro każda z nich wiele, wiele szczegółów w sobie zawiera! I te wszystkie dobra i wdzięki to tylko pociechy dla nędzarzy i skazańców, nie zaś nagroda błogosławionych. Czymże dopiero będą tamte (przyszłe) dobra i piękna, jeśli już tutaj jest ich tyle, tak cudnych i wspaniałych! Czegóż Bóg nie da tym, których do życia przeznaczył, jeśli tu już dał tyle przeznaczonym na śmierć! (...)

XXII. 29. Jakie będzie widzenie Boga przez świętych w życiu przyszłym?

Zastanówmy się wreszcie nad tym, co też święci w tych ciałach swoich nieśmiertelnych i uduchowionych czynić będą, gdy już przy łaskawej pomocy Bożej to ciało ich rozpocznie życie nie cielesne, lecz duchowe. Jaka tam będzie ta ich czynność albo raczej jaki spokój i odpoczynek, tego, jeśli mam prawdę powiedzieć, nie wiem. Nigdym tego bowiem władzami ciała nie doświadczył. Gdybym zaś powiedział, żem widział to umysłem, czyli rozumem, to czymże jest i jakże maluczkim rozum nasz wobec tych wzniosłości? Wszak jest tam, jak Apostoł mówi, pokój Boży, który przewyższa wszelkie pojęcie [Flp 4,7], jakież to pojęcie? Oczywista, że nasze, albo jeszcze może i aniołów świętych; bo przecież nie Boże. Jeśli tedy święci żyć mają w pokoju Bożym, to zaiste w tym właśnie pokoju, który przewyższa wszelkie pojęcie. (...)

(...) jest możliwe i bardzo prawdopodobne, że my wówczas tak widzieć będziemy wszelkie ciała doczesne nowego nieba i nowej ziemi, że jednocześnie widzieć będziemy wszędzie obecnego tam Boga, kierującego wszystkimi rzeczami cielesnymi. (...) A zatem albo przez oczy owe tak Bóg będzie widziany, że oczy z powodu nadzywczajnej wyższości swojej mieć będą w sobie coś podobnego do umysłu, przez co będą mogły widzieć nawet naturę bezcielesną; ale wyjaśnić to przez jakieś przykłady, czy porównania, albo przez świadectwa Pisma Świętego jest rzeczą trudną, a nawet niemożliwą, albo też, i to już jest łatwiejsze do zrozumienia, tak Bóg da się nam poznać i tak będzie nam jawny, że duchem widzialny będzie przez każdego z nas w każdym z nas; widzialny będzie przez jednego w drugim; widzialny będzie w sobie samym; widzialny w nowym niebie i na ziemi nowej, i w każdym stworzeniu, które wówczas istnieć będzie; widzialny będzie przez ciała w każdym ciele, dokądkolwiek zwróci się przenikliwy wzrok duchowego ciała. (...)

XXII. 30. O wiecznej szczęśliwości Państwa Bożego i o odpoczywaniu wiecznym

Jakże wielka będzie szczęśliwość owa, kędy już nic a nic złego nie będzie i żadnego nie zabraknie dobra, kędy się tylko Boga wychwalać będzie, Boga, który wszystkim będzie we wszystkim! Bo i nie wiem, cóż by innego czynić można tam, gdzie i nigdzie nie będzie bezczynności i zarazem żadna potrzeba do pracy zmuszać nie będzie. Poucza mnie o tym pieśń święta, gdzie czytam lub słyszę te słowa: Błogosławieni, którzy mieszkają w domu twoim, na wieki wieków wychwalać cię będą [Ps 83,5]. (...) Bo cóż znaczy to, co obiecał przez proroka: Ja będę Bogiem ich, a oni będą dla mnie ludem [Kpł 26,12], jeśli nie to: Ja będę źródłem nasycenia, ja będę tym wszystkim, czego godziwie ludzie pożądają; będę i życiem, i zdrowiem, i pokarmem, i dostatkiem, i chwałą, i czcią, i pokojem, i wszelakim dobrem. (...)

Jakie będą stopnie czci i chwały, stosowne do zasług każdego, nikt o tym wiedzieć, a tym mniej powiedzieć nie może. Że jednakże będą takie stopnie, o tym wątpić niepodobna. To jeszcze wielkie dobrodziejstwo będzie w onym państwie świętym, że nikt na niższym stopniu chwały będący, nie będzie zazdrościł temu, co będzie na stopniu wyższym: podobnie jak i teraz aniołowie nie zazdroszczą archaniołom. (...)

Nie będą też święci pozbawieni wolnej woli przez to, że grzechy nie będą mogły pociągnąć ich ku sobie. Owszem, jeszcze wolniejsza będzie wola, nie krępowana rozkoszą grzeszenia aż do niezłomnego rozkoszowania się w niegrzeszeniu. Pierwotna bowiem wola, dana człowiekowi, gdy w sprawiedliwości stworzony został, mogła nie grzeszyć, lecz mogła i grzeszyć; owa zaś w niebie wolna wola tym będzie potężniejsza, że nie będzie mogła grzeszyć. Ale i to nie będzie pochodzić z mocy jej natury, lecz z daru Bożego. Bóg z natury swej nie może grzeszyć - uczestnik zaś Boga od niegoż otrzymuje to, iż grzeszyć nie może. Zachować zaś należało pewne stopniowanie w darach Bożych: naprzód więc dana była taka wola, że człowiek mógł nie grzeszyć, a w końcu dana będzie taka, że człowiek nie będzie mógł grzeszyć. Tamta pierwsza dana była dla uzyskania sobie zasługi, druga zaś przeznaczona była jako nagroda zasługi. Lecz ponieważ natura pierwsza, mogąc zgrzeszyć, zgrzeszyła, przeto obfitszą łaską uwalniana bywa, iżby dojść mogła do wolności takiej, w której by już grzeszyć nie można. Podobnie jak pierwsza nieśmiertelność, przez grzech Adamów postradana, na tym polegała, że mógł człowiek nie umrzeć, a druga nieśmiertelność, ostateczna taka jest, iż człowiek nie może umrzeć - tak samo też i wolna wola: pierwsza mogła nie grzeszyć, ostateczna nie może grzeszyć. (...)

(...) święci nie będą pamiętać poprzednich cierpień swoich; bo tak dalece pozbawieni będą wszelkich tych cierpień, że będą one zupełnie wygładzone z ich uczucia. Natomiast potęgą wiedzy, która w świętych wielka będzie, poznawać oni doskonale będą nie tylko dawne cierpienia własne, ale też i wieczną nędzę potępionych. (...)

Jeśli też liczbę epok, niby dni po sobie następujących, wymierzymy podług takich określonych przestrzeni czasu, jakie w Piśmie Świętym są ukazane i wyrażane, to ten sabbatyzm jeszcze jawniej nam się przedstawi, bo wypadnie właśnie na siódmym miejscu. Pierwsza mianowicie epoka, niby pierwszy dzień, jest od Adama do potopu; drugi od potopu do Abrahama. Nie są one podobne jednaką przestrzenią czasu, lecz liczbą pokoleń: jedna i druga z tych epok zawietają po dziesięć pokoleń. Odtąd już, jak Mateusz Ewangelista wypomina, następują aż do przyjścia Chrystusowego trzy okresy, z których każdy zawiera po czternaście pokoleń, a mianowicie: od Abrahama aż do Dawida jeden; drugi od Dawida do przesiedlenia się ludu do Babilonii; trzeci od owej chwili aż do narodzenia Chrystusa w ciele ludzkim. Otóż mamy już pięć dni. Szósty dzień jest teraz: nie mierzymy już liczbą pokoleń przeto, że powiedziane jest: Nie wasza rzecz jest znać czasy które ojciec w swej władzy położył [Dz 1,7]. Po obecnym okresie, już jakoby w siódmym dniu, odpocznie Bóg, sprawiwszy to, że sam ten dzień siódmy, którym my będziemy, odpocznie w nim, w Bogu. O tych wreszcie okresach czasu nie pora jest teraz długo i szczegółowo rozprawiać: dosyć, że ten siódmy okres to będzie nasz sabbat, którego końcem nie będzie wieczór, lecz będzie dzień pański (niedziela), niby ósmy wieczny dzień, uświęcony zmartwychwstaniem Chrystusowym - niedziela, która jest proroczym obrazem odpoczynku nie tylko ducha, lecz i ciała. Tam to odpoczywać będziemy i widzieć; widzieć i kochać; kochać i chwalić. Oto, co będzie na końcu bez końca. Jakiż bo inny jest nasz cel, jak nie ten jedyny, aby dojść do królestwa, które żadnego końca nie ma?

Zdaje się, że oto przy pomocy Bożej spłaciłem dług temu olbrzymiemu dziełu. Komu się zdaje, że jest ono jeszcze za szczupłe, albo za obszerne, niech mi przebaczy; ci zaś, którzy uważają, że nie jest ani za duże, ani za małe, niechaj nie mnie, lecz Bogu wraz ze mną wspólnie zanoszą dzięki.

Amen. Amen.

strona główna