strona główna
jiddu krishnamurti
Jiddu Krishnamurti
Z mów ostatnich
za: Total Freedom: The Esential Krishnamurti, przełożył Wojciech Sady
Całościowe działanie bez żalu
New Delhi, 13 listopada 1983 r.
Przyjaciele, gdybyście słuchali siebie, mówca byłby jedynie lustrem...
Waszyngton, 20
kwietnia 1985 Mamy wspólnie porozmawiać o całości egzystencji – od chwili narodzin do śmierci.
Waszyngton,
21 kwietnia 1985 Zamierzamy stanąć twarzą w twarz z prawdą, a nie żyć złudzeniami.
Przyjaciele, gdybyście słuchali siebie, mówca byłby jedynie lustrem, w którym ujrzelibyście się takimi, jacy jesteście. Jeśli widzicie siebie takimi, jacy jesteście, to możecie odrzucić lustro, rozbić je. Lustro jest nieważne. Bezwartościowe. Wartość ma to, że wyraźnie widzicie w tym lustrze siebie takimi, jacy jesteście, widzicie małostkowość, ciasnotę, brutalność, zmartwienia, lęki. Gdy zaczynacie rozumieć siebie, to wnikacie głęboko w coś, co przekracza wszelkie miary. Ale musicie zrobić pierwszy krok. I nikt nie zamierza wam w tym pomóc.
Myślimy wspólnie, krocząc drogą pełną spokoju i poczucia wielkiego piękna. Zastanówmy się, czym jest piękno. Patrzycie niekiedy na posąg, obraz, czy wspaniałe popiersie Buddy w muzeum, w domu i widzicie, jakie to cudowne; ale czym jest piękno, kryjące się poza słowami, poza strukturą obrazu, cieniami, proporcjami? Czy zawiera się w sposobie, w jaki patrzymy? W ludzkiej twarzy? Gdy widzisz cudowną górę na tle błękitnego nieba, głęboką dolinę i ośnieżone szczyty, kiedy spoglądasz na całe to piękno, na chwilę zapominasz o sobie. Góra jest tak ogromna, tak przedziwnie oświetlona przez wschodzące słońce, którego promienie padają na najwyższe szczyty, a cały twój mózg uderza dostojeństwo tego widoku, jego wspaniałość. I na chwilę zapominasz w ogóle o sobie, zapominasz o swych zmartwieniach, o swej żonie, swym mężu, swych dzieciach, o swym kraju. I patrzysz na ów widok całą swą istotą, a nie czujesz sprzeczności, rozdwojenia. Jego wspaniałość trwa, a ogrom tego piękna odsuwa na chwilę na bok jaźń, „ja”.
Kiedy tu wszedł, spojrzał na księżyc w nowiu, niesłychanie prosty. I dlatego pomyślał, jaki w ogóle sens ma mówienie? Jaki ma sens czytanie książek, udział w zebraniach, jaki ma sens cała ta egzystencja, jeśli nie umie się jasno patrzeć na tę prostą rzecz, z wielką miłością i uczuciem, prostą rzecz, podejść do życia, wraz z całą jego złożonością, prosto, bez całej tej nagromadzonej wiedzy o naszej przeszłości, o naszych tradycjach? Po prostu patrzeć na olbrzymi ruch życia, prosto, z mózgiem nie obarczonym, mózgiem czynnym, żywotnym, pełnym energii, jasno, prosto.
Powiedziawszy to, podążajmy wspólnie. My, ludzie, wiele wycierpieliśmy. Toczono nieustanne wojny. W ciągu ostatnich pięciu tysięcy lat nie było praktycznie roku bez wojny, ludzie zabijali jedni drugich, niszczyli to, co zbudowali, wielkie gmachy obracano w gruzy w ciągu paru chwil. Oto historia ludzkości, wieczny konflikt, wojny. A wskutek wojen człowiek cierpiał niesłychanie. Iluż ludzi opłakiwało synów, mężów okaleczonych na całe życie, bez rąk, bez nóg, ślepych. Ludzkość bez końca zalewała się łzami. I my też płaczemy, gdyż nasze życie jest puste, samotne. I my też cierpimy, każdy z nas, widzimy nie tylko cierpienia innych, ale też własny żal, ból, niepokój, nędzę ludzi, nie nędzę biednych, ale i nędzę własnych umysłów i serc. A gdy zaczynamy odkrywać tę olbrzymią nędzę, wbrew posiadanym informacjom i wiedzy, rodzi to również wielki smutek.
Istnieje smutek samotności, smutek wywołany przez nieludzkie traktowanie człowieka przez człowieka, smutek związany z utratą przyjaciela, brata, matki i tak dalej. Dźwigaliśmy ten smutek przez całe żywoty, przez tyle wieków. A nigdy nie zapytaliśmy, czy ta udręka może dobiec kresu. Pytamy o to teraz, wspólnie, patrząc na smutek świata i na smutek, w jakim żyjemy, we własnym sercu, we własnym umyśle, we własnym mózgu. Pytamy, czy ta udręka może kiedyś się skończyć, czy też mężczyźni i kobiety muszą nieustannie przenosić ją z przeszłości w przyszłość. Czy udręka może dobiec kresu?
Tak jak istnieje sztuka miłości, tak też istnieje sztuka zadawania pytań, wątpienia; wątpienia we własne wnioski, własne opinie, pytania, dlaczego znosimy ten wielki ciężar smutku. Smutek to również użalanie się nad sobą, uczucie zupełnej samotności, a także smutek wywołany przez wielkie niepowodzenia, porównania, przez cały ruch poczucia braku więzi z kimkolwiek. Nigdy jednak nie dochodzimy do samego końca. Raczej byśmy od tego uciekli, poszukali jakiegoś wsparcia, narkotyku niosącego nam pociechę.
A zatem, czy moglibyśmy nie próbować znaleźć odpowiedzi, nie pytać o to, czy smutek można pokonać, ale być czujni, tak aby widzieć pełne znaczenie tego słowa smutek. Smutek [sorrow] oznacza też, etymologicznie, żarliwość – nie pożądanie, ale żarliwość. Życie bez żaru staje się nudne, bezsensowne. A zniknięcie smutku rodzi żarliwość. Tak więc wspólnie przyglądamy się temu słowu, jego treści, znaczeniu tego, co zwie się smutkiem, a co człowiek dźwigał przez całe swe życie – przyglądamy się, bez usprawiedliwiania, nie znajdując przyczyny. Smutek ma wiele przyczyn – śmierć syna, niepowodzenie w drodze do sukcesu, niezdolność do samorealizacji, utożsamienia się z czymś itd., itd. – ale jeśli dociekasz przyczyn smutku, to powstrzymujesz się od przyjrzenia się temu słowu, jego pięknu, jego sile.
Smutek oznacza żal, zmartwienie, rozpaczliwą samotność, bezsens tej egzystencji. To wszystko i jeszcze więcej zawiera się w tym słowie. Czy umiesz spojrzeć na nie całościowo, tak jakbyś trzymał cenny klejnot, wspaniałą rzeźbę? Trzymaj je, trwaj przy nim i w żaden sposób nie pozwól myśli, by się wtrąciła w tę rzeczywistość. Jeśli zdołasz tak przy nim wytrwać, to samo to słowo, jego znaczenie, całkowicie znika. My jednak przy niczym nie trwamy. Zawsze chcemy znaleźć cel, a zatem zawsze oddalamy się od samego tego klejnotu, który zapewniłby nam wielką żywotność, wielką siłę, wielką żarliwość.
Czy wędrujemy razem, czy też jedynie słuchacie tych słów i wzruszacie się, popadacie w romantyczny nastrój, a w rezultacie nigdy na to coś nie patrzycie, na ból, żal, pustkę własnego bycia? Gdyby ktoś zdołał zatrzymać ten klejnot, to jest to wielki klejnot, lecz człowiek próbował zrobić wszystko, co możliwe, aby przed nim uciec; napisano o tym całe tomy. Ale księgi, wyjaśnienia, słowa, to nie fakty. Pozostań wśród faktów, a wtedy sama uwaga położy kres temu czemuś, co zwiemy smutkiem.
Tam, gdzie panuje smutek, nie pojawia się miłość. Miłość nie wiąże się z żadną z czynności ludzkiego mózgu. Miłość jest czymś, co się pojawia, gdy nie lękamy się, gdy znika smutek. Wtedy sama ta miłość staje się współczuciem, będącym żarliwością, z jej olbrzymią inteligencją.
Wszyscy mamy umrzeć, ale my, ludzie, odsuwamy to od siebie tak daleko, jak to tylko możliwe; a zatem pojawia się rozdwojenie: życie i śmierć. Zastanowiłeś się kiedyś, czym jest rozdwojenie i czy rozdwojenie, przeciwieństwo, w ogóle istnieje? Tradycja, wykształcenie, książki ukształtowały nas tak, byśmy myśleli, że istnieje rozdwojenie, sprzeczność, mężczyzna i kobieta, gniew i brak gniewu, przemoc i niestosowanie przemocy i tak dalej. A zatem podzieliliśmy całość życia na przeciwieństwa. Czy psychicznie istnieje coś takiego jak rozdwojenie, czy istnieje przeciwieństwo? Oczywiście, zachodzi przeciwieństwo między mężczyzną a kobietą, między światłem dnia a mrokiem, wschodem a zachodem słońca. Jesteś wyższy od swego sąsiada, jeden jest sprawiedliwszy od drugiego, ten jest bardziej uczony niż tamten; zachodzi to rozdwojenie fizyczne, przeciwieństwa, ciemne włosy, jasne włosy, piękny i brzydki.
Ale psychicznie, wewnętrznie, czy przeciwieństwa zachodzą? Twoja tradycja powiada, że tak. Napisano o tym książki, twierdzące, iż jedynie człowiek wyzwolon jest wolny od przeciwieństw – cóż za kompletny nonsens. Przykro mi. Ty i ja możemy spojrzeć na ten problem bardzo prosto – prosto, unikając wszystkich komplikacji wprowadzonych przez filozofów. Zachodzi rozdwojenie poza nami, ale wewnętrznie, psychicznie, w obrębie skóry jest tylko jedno. Jest gniew, na przykład, a kiedy powiadasz: „Nie wolno mi się gniewać”, następuje rozdwojenie, ideał, który myśl zaprojektowała, skonstruowała z bólu, jaki odczuwa. A zatem istnieje tylko ten fakt. Przemoc jest faktem, niestosowanie przemocy jest nie-faktem. Dlaczego więc przypisujemy taką wagę nie-faktowi, który staje się przeciwieństwem? Uwikłaliśmy się w te paskudne rozdwojenia, a to oznacza wybór, selekcjonowanie.
Czy istnieje przeciwieństwo, psychicznie, w czymkolwiek? Istnieją przemoc, gniew, nienawiść, niechęć. To są fakty. Ale wymyślone nie-fakty, w rodzaju niestosowania przemocy, nakazu lubienia ludzi ttd. itd., są po prostu nierealne. I dlatego istnieje tylko fakt. A fakt nie ma przeciwieństwa. Kiedy godzimy się z faktem, to nie wikłamy się w konflikt. Zrozumiałeś coś z tego? Ale cały nasz status społeczny na tym się opiera: jestem tym, nie wolno mi być tamtym; jestem tchórzem, muszę być dzielny; jestem na własny temat ignorantem, a zatem muszę się o sobie uczyć. Wszystko to mnie więzi. My zaś twierdzimy, że w rzeczywistości psychicznie nie ma żadnych w ogóle przeciwieństw. Przeciwieństwo skonstruowała bądź stworzyła myśl, aby uciec od rzeczywistości. Jestem brutalny, oto fakt; ale bardzo wielu ludzi mówi mi, że tak nie wolno. Powstrzymanie się od brutalności jest całkowicie nierzeczywiste, gdyż jestem brutalny. Ale jeśli pozostaję sam na sam z rzeczywistością, to mogę coś z tym zrobić, albo nie robić z tym niczego, nie udawać. Dążenie do ideału niestosowania przemocy to zabawa z sobą samym. Dążąc do niestosowania przemocy, faktycznie stosujesz przemoc. A zatem twierdzimy, że nie ma przeciwieństw psychicznych, jest tylko to, co jest. A jeśli to rozumiesz, to czy w ogóle istnieje konflikt dualizmu?
Mając mózg zdolny do rozumienia tego pytania o rozdwojenie, przyjrzyjmy się temu, co zwane jest życiem i śmiercią. Próbujemy całkowicie usunąć konflikt między tym, co jest, a „tym, co być powinno”. Wtedy mózg jest wolny i pełen energii, aby stanąć twarzą w twarz z rzeczami takimi, jakimi są. A zatem istnieją życie i umieranie jako dwa przeciwieństwa. Aby zrozumieć oba, życie i umieranie, musimy do tego podejść niedualistycznie. Czym jest życie, co nazywasz życiem? Chodzenie do biura od dziewiątej rano do szóstej wieczór, co dzień, przez całe życie, przez następnych sześćdziesiąt lat, awanse, bycie zastraszanym i zastraszanie innych? A może jesteś biznesmenem, wciąż pragnącym kolejnych pieniędzy, większej władzy, lepszego stanowiska, a potem wracasz do domu i kłócisz się z żoną, śpisz z nią lub dręczysz słowami bądź cieleśnie. I tak trwają ta nieustanna walka, nieustanny konflikt, wielka rozpacz, beznadziejność. Oto co nazywamy życiem. A na dnie serca kryją się lęk, rozpacz, niepokój, żal. To jest rzeczywistość, nieprawdaż? I lękasz się to porzucić, gdyż nadchodzi śmierć. Utożsamiasz się głęboko z tak zwanym życiem, zakorzeniłeś się w nim i lękasz się z tym wszystkim skończyć.
A zatem twierdzisz, że będzie następne życie. Następne życie to dalszy ciąg tego samego starego schematu, tylko być może w innym otoczeniu. Jeśli wierzysz w kolejne życie, to teraz musisz żyć właściwie – moralnie, etycznie, z poczuciem pokory. Ale tak naprawdę w następne życie nie wierzysz, mówisz o nim, piszesz na jego temat całe tomy. Jeśli naprawdę wierzysz, to musisz teraz żyć właściwie, gdyż jaki jesteś teraz, taka będzie twoja przyszłość. Jeśli teraz się nie zmienisz, twoja przyszłość będzie taka sama. To logiczne. Rozsądne.
Dla nas śmierć jest końcem wszystkiego, końcem przywiązań, końcem wszystkiego, coś nagromadził. Nie zabierzesz tego ze sobą. Może chcesz to zachować do ostatniej chwili, ale w żaden sposób nie zdołasz tego ze sobą zabrać. Podzieliłeś swój żywot na umieranie i życie, a z tego podziału powstał wielki lęk. Z powodu tego lęku wymyślamy wszelkiego rodzaju teorie, niosące wielkie pocieszenie; może to złudzenia, ale bardzo pocieszające. Złudzenia są wygodnie neurotyczne. Ale czy można, gdy żyjemy, umierać dla rzeczy, do których jesteśmy przywiązani? Jeśli zależy mi na reputacji, a śmierć nadchodzi, starzeję się i lękam, gdyż stracę wszystko. Czy zdołam więc całkowicie uwolnić się od tego wyobrażenia, od reputacji, którą się cieszę u ludzi? Tak że umieram w trakcie życia. A zatem krawędź dzieląca życie od umierania nie znajduje się gdzieś w oddali, jedno towarzyszy drugiemu. Czy rozumiesz to wielkie piękno, że co dzień, co sekundę niczego się nie gromadzi, psychicznie się nie gromadzi? Musisz zgromadzić ubrania, pieniądze i tak dalej, to inna sprawa, ale psychicznie nie ma gromadzenia jako wiedzy, jako przywiązania, mówienia „To moje”.
Zrobisz to? Czy faktycznie to zrobisz, tak że ów konflikt pomiędzy umieraniem a życiem, z całym kryjącym się w tym bólem, lękiem i niepokojem, całkowicie znika? Tak że się odradzasz – mózg się odradza. Wtedy mózg rodzi się na nowo, tak że zyskuje olbrzymią wolność. A zatem żyjąc, bądź ze śmiercią, tak że jesteś gościem w tym świecie, tak że nigdzie nie zapuszczasz korzeni, tak że masz umysł niesłychanie żywotny. Jeśli bowiem dźwigasz wszystkie ciężary dnia wczorajszego, twój umysł ulega mechanizacji, tępieje. Jeśli co dzień zostawiasz za sobą wszystkie psychiczne wspomnienia, krzywdy, bóle, oznacza to jednoczesne umieranie i życie. W tym nie ma lęku.
Co dzieje się z osobą, która niczego z tym nie robi? Proszę, powiedziano to z wielką pokorą, z wielkim współczuciem i sympatią. Dochodzą mnie słuchy o zupełnie innym sposobie życia. Widzę, że to logiczne, psychicznie zdrowe, czyste. Pojmuję to intelektualnie, werbalnie – i akceptuję. Ale nadal żyję w stary sposób, do którego przywykłem. I mam umrzeć, i lękam się, tak jak lęka się większość ludzi. A więc pytam, co się stanie? Czy się odrodzę?
Moja świadomość akceptuje ów stary sposób życia i ma nadzieję, że może następne życie da jej większą szansę. Ale czy ta świadomość, o której mówię, iż jest „moja”, jest w ogóle moją świadomością? Ta świadomość jest świadomością ludzkości. Każdy z nas w tej świadomości uczestniczy, a zatem nie jest ona moja. Proszę, musisz zadać pytanie, czy twoja świadomość jest twoją indywidualną świadomością, czy też podziela ją cała ludzkość. Wszyscy ludzie przechodzą przez to, przez co my przechodzimy, w odmiennych okolicznościach, w innej atmosferze. A więc faktycznie nie jesteś jednostką. Możesz od innego różnić się ciałem, mieć lepsze konto bankowe. Jeden jest kaleki, drugi zdrowy, ale wewnętrznie twoje bycie jest wspólne całej reszcie ludzkości. I dlatego jesteś ludzkością. Dopóki sądzisz, że jesteś jednostką, dopóty żyjesz wśród złudzeń, gdyż twoja świadomość, twoje życie jest wspólne wszystkim na tej ziemi. Tak więc gdy umrzesz, twoja świadomość, podzielana przez całą ludzkość, będzie trwać. A ta świadomość przejawia się przez kogoś, kto następnie twierdzi: „To moje”, „Jestem jednostką”, „Atman”, „dusza” i tak dalej.
A zatem istnieje zupełnie inny sposób życia. Wtedy pochłania cię już nie umieranie, ale życie – życie obejmujące śmierć i wraz z nią podążające. Zostawiam to wam. Jeśli tego nie rozumiecie, proszę, nie zaprzeczajcie, ale odkryjcie, pytajcie, kwestionujcie własną indywidualność. Można żyć psychicznie tak, aby nieustannie nie rejestrować, rejestrowanie znika. Schlebiają ci lub cię obrażają, zostaje to zapisane. A nie rejestrować pochlebstw bądź obraz, to mieć umysł wolny, nie obarczony tysiącami zapisów z tysięcy wczorajszych dni.
Religie istniejące na całym świecie akceptują dogmaty, jakieś fantastyczne wierzenia, jakieś bezsensowne rytuały. Aby stwierdzić, czym jest religia, musimy wątpić w to, co zaakceptowane, mieć zapał i siłę, by to unicestwić. Trzeba kwestionować, wątpić, unicestwiać wszelkie struktury wzniesione przez myśl. Gdy się to wszystko kwestionuje, by odsłonić naturę religijnego mózgu, religijnego umysłu, badania muszą być nieskrępowane. Jeśli stawiasz hipotezę, trzeba jej dowieść pod mikroskopem bądź pod własnym, uważnym spojrzeniem. Jeżeli człowiek, ty, ma intencję, zapał, energię, żarliwe pragnienie, by odkryć, czy istnieje coś świętego, to aby to uczynić nie wolno się lękać, czuć niepokoju, panować musi całkowita wolność. Tym zaś jest medytacja.
Medytacja może być faktyczna, prawdziwa, uczciwa tylko wtedy, gdy nie ma lęku, krzywd, niepokoju, smutku. Medytuje się tylko wtedy, gdy nie podejmuje się świadomego wysiłku by medytować. Obawiam się, iż sprzeciwia się to wszystkiemu, w co wierzycie.
Jak natrafia się na to, co święte? Czy istnieje coś świętego? Człowiek przez długie wieki szukał czegoś poza. Od czasów starożytnych Sumerów, Egipcjan, Rzymian, ludzie szukiwali. Czcili światło, czcili słońce, czcili drzewa, czcili matkę, niczego nie znajdując. Czy więc zdołamy wspólnie odkryć, a raczej natrafić na to, co najświętsze?
To może pojawić się jedynie wtedy, gdy panuje absolutna cisza, gdy mózg zupełnie zamilkł. Możesz to sam dla siebie odkryć – jeśli jesteś uważny, czujny, zważasz na swe słowa, na ich znaczenie, nie mówisz jednego, a czynisz drugie, jeśli przez cały czas zważasz na to, że mózg ma własny, naturalny rytm. Ale na ten naturalny rytm myśl narzuciła najrozmaitsze rzeczy. Dla nas wiedza ma niesłychaną wagę. Zrobienie czegoś w sensie fizycznym wymaga wiedzy, ale wiedza psychologiczna, wiedza, jakąś nagromadził na temat doznanych krzywd, na temat własnej próżności, arogancji, ambicji, cała ta wiedza jest tobą. I posługując się nią próbujemy odkryć, czy istnieje coś najświętszego. Nigdy tego nie odkryjesz dzięki wiedzy, gdyż ma ona swe granice i zawsze mieć będzie – fizyczne, technologiczne i psychiczne.
A więc mózg musi całkowicie zamilknąć, nie w wyniku kontroli, nie dzięki zastosowaniu pewnej metody, pewnego systemu, nie przez pielęgnowanie ciszy. Cisza wymaga przestrzeni. Czyście zauważyli, jak mało mamy miejsca w mózgu? Jest zagracony, wypełnia go tyle tysięcy rzeczy; tak niewiele tam miejsca. A cisza potrzebuje przestrzeni, gdyż to, co bezmierne, co nienazywalne, nie może istnieć w małym, ciasnym mózgu lub być przez niego spostrzegane. Jeśli wyruszycie w podróż do własnego wnętrza, opróżnicie je ze wszystkiego, coście zgromadzili i wnikniecie bardzo, bardzo głęboko, to tam znajdziecie olbrzymią przestrzeń, tak zwaną pustkę, pełną energii.
A jedynie w tym stanie pojawia się to, co najświętsze.
New Delhi, 13 listopada 1983 r.
Prawda najświętsza
Mamy wspólnie porozmawiać o całości egzystencji – od chwili narodzin do śmierci. W tym czasie, czy to będzie pięćdziesiąt lat, dziewięćdziesiąt czy sto, przechodzimy przez wszelkiego rodzaju problemy i trudności. Mamy problemy ekonomiczne, społeczne i religijne, problemy z osobistymi stosunkami, problemy z indywidualnym spełnieniem, pragnieniem znalezienia tu czy tam korzeni. Nosimy w sobie niezliczone rany psychiczne, pełni jesteśmy lęków, przyjemności, wrażeń. Tak wiele jest w ludziach lęku, niepokoju, niepewności; gonią też za przyjemnością. Wszystkie ludzkie istoty na tej pięknej ziemi bardzo cierpią, udręczone samotnością. Mamy o tym wszystkim wspólnie porozmawiać, a także o tym, jakie miejsce zajmuje religia we współczesnym życiu. Zamierzamy też razem omówić zagadnienie śmierci, porozmawiać o naturze umysłu religijnego i medytacji. Czy istnieje coś, wykraczającego poza myśl i czy istnieje w życiu coś świętego, a może wszystko jest materią, tak że wiedziemy życie wyłącznie materialistyczne?
To jest rozmowa między wami a mówcą, w trakcie której nie zamierza się nikogo nawracać, nie uprawia się propagandy, nie wprowadza nowych teorii, idei i egzotycznych niedorzeczności. To byłoby straszne. Zamierzamy, jeśli pozwolicie, omówić nasze problemy jako dwaj przyjaciele. Choć nie znamy się, to chcemy porozmawiać, podyskutować – co jest o wiele ważniejsze niż wysłuchanie wykładu lub poleceń, co robić, w co wierzyć i tak dalej. Na odwrót, zamierzamy obserwować – bezstronnie, bezosobowo, nie trzymając się jakiegoś szczególnego problemu bądź teorii – co ludzkość uczyniła światu i cośmy uczynili jedni drugim. Zamierzamy wspólnie wyruszyć w bardzo długą, zawiłą podróż, i wy, podobnie jak mówca, ponosicie odpowiedzialność za to, abyśmy ze sobą rozmawiali, wspólnie badali, wspólnie oglądali stworzony przez nas świat.
Społeczeństwo, w którym żyjemy, zbudował człowiek. Każdy z nas się do tego przyczynił. Życie jest niesłychanie złożone. Chętnie przyglądamy się temu, co złożone, i komplikujemy to jeszcze bardziej. Nie spoglądamy na nic prosto, swym mózgiem, swym sercem, całą swą istotą. Żyliśmy na tej ziemi przez wiele tysiącleci, a w ciągu tego długiego czasu ludzkość znosiła udręki samotności, rozpaczy, niepewności, zamętu, wielokrotnych wyborów, a w rezultacie licznych komplikacji. Toczono wojny – nie tylko krwawe wojny fizyczne, ale i psychologiczne. I ludzie pytali, czy na tej ziemi może zapanować pokój. Ale najwyraźniej nie było to możliwe. Obecnie toczy się mniej więcej czterdzieści wojen, ideologicznych, teoretycznych, ekonomicznych, społecznych. W czasach historycznych, w ciągu jakichś pięciu czy sześciu tysięcy lat, wojny trwały praktycznie każdego roku. I dziś przygotowujemy się do wojny. Dwie ideologie, komunistyczna i tak zwana demokratyczna, są w stanie wojny o to, jakich narzędzi winniśmy używać, jak kontrolować zbrojenia. Wojna, jak się wydaje, to wspólna dola ludzkości. Na całym świecie widać wyścig zbrojeń, od najmniejszego narodu czy plemienia, po wyrafinowane, zamożne społeczności takie jak wasza. Czy na ziemi może zapanować pokój? Czy to w ogóle możliwe?
Powiedziano, że pokój panuje jedynie w niebie, a nie na ziemi. Powtarzano to na rozmaite sposoby, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Chrześcijanie popełnili na tej ziemi więcej zabójstw niż inni. Obserwujemy te fakty, tę rzeczywistość, nie opowiadając się po którejś ze stron. A są rozmaite religie. W buddyzmie nie ma Boga; w hinduizmie, jak ktoś policzył, jest około trzysta tysięcy bogów – to zabawne, możesz wybrać sobie takiego boga, jakiego zechcesz. W chrześcijaństwie i islamie Bóg jest tylko jeden, oparty na dwóch księgach, Biblii i Koranie. A więc religie podzieliły ludzi. Tak jak podzielił ludzi nacjonalizm, będący gloryfikowaną formą lojalności plemiennej, tak dzieli ich zapał religijny. Fundamentaliści w Indiach, tutaj, oraz w Europie, odradzają swe religijne tradycje. Zastanawiam się, czyście przyjrzeli się kiedyś słowu odradzanie? Można odrodzić jedynie coś, co umarło lub umiera. Nie da się odrodzić rzeczy żywej.
Człowiek zawsze żył w stanie konfliktu. Każdy na tym świecie przechodzi przez niedole wszelkiego rodzaju, wszelkiego rodzaju smutki, bóle, rozpaczliwą samotność; i marzymy, by od tego wszystkiego uciec. Obserwujemy wspólnie to niezwykłe zjawisko: człowiek, po upływie tysięcy lat, wciąż pozostaje barbarzyńcą – okrutnym, wulgarnym, pełnym obaw i nienawiści. Gwałt w świecie rośnie, a więc pytamy, czy na tej ziemi może zapanować pokój, gdyż bez pokoju, wewnętrznego, psychicznego, mózg nie rozkwita, a ludzie nie żyją w pełni, całościowo.
Dlaczego ludzkie istoty wciąż, po tak długiej ewolucji, w trakcie której zgromadziliśmy olbrzymie doświadczenie, wiedzę, niezliczone informacje, nieustannie żyją w stanie konfliktu? Oto prawdziwe pytanie. Albowiem gdy nie ma konfliktu, nastaje naturalnie pokój. Mężczyźni i kobiety ponoszą odpowiedzialność za to, by – nie gniewając się i nie irytując tym, co teraz wspólnie badamy – dociekać, nie tylko intelektualnie, werbalnie, ale swym sercem, swym mózgiem, całą swą istotą, i stwierdzić, dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy.
Próbowaliśmy różnych religii, różnych systemów ekonomicznych i społecznych, a jednak żyjemy w konflikcie. Czy ten konflikt w każdym z nas może zniknąć – całkowicie, nie częściowo, nie okazjonalnie? To bardzo poważne pytanie. Wymaga ono poważnej odpowiedzi. Dlaczego ludzkie istoty, łącznie z tobą, i chyba z mówcą, żyją w nieustannym konflikcie, wśród problemów i podziałów? Dlaczego podzieliliśmy świat na narody, grupy religijne, zachowania społeczne? Czy stać nas na poważne badanie nad możliwością położenia kresu konfliktowi? Najpierw psychicznie, wewnętrznie, gdyż jeśli wewnętrznie zyskamy pewnego rodzaju wolność, to stworzymy społeczeństwo, w którym nie będzie konfliktów. Jako ludzie, jako tak zwane jednostki, odpowiadamy za to, aby na serio poświęcić swe mózgi, swą energię, swą żarliwość odkrywaniu dla siebie – nie według jakiegoś filozofa czy psychiatry, ale stwierdzić dla siebie – czy ów konflikt między ludźmi może ustać.
Czym jest konflikt? Dlaczego z nim żyliśmy? Dlaczego mamy problemy? Proszę, podejmijcie te pytania wraz z mówcą. Czym jest problem? Etymologiczne znaczenie tego słowa to „coś w ciebie rzuconego”, wyzwanie, coś na co musisz odpowiedzieć. Kiedy jesteś dzieckiem, wysyłają cię do szkoły, gdzie masz problemy z pisaniem, matematyką, historią, fizyką, chemią i tak dalej. A więc od dzieciństwa wychowuje się was tak, byście mieli problemy. Obserwujecie to sami. Badamy wspólnie, przyglądamy się problemom, jakie mamy. Od dzieciństwa kształci się nas, wychowuje, uwarunkowuje tak, byśmy mieli problemy. A kiedy powstają problemy nowe, czego nie da się uniknąć, nasze mózgi, pełne problemów, próbują je rozwiązać, a w rezultacie jeszcze je powiększają, co właśnie dzieje się na świecie. Politycy na całej ziemi potęgują problem za problemem. A odpowiedzi nie znaleźli.
Czy można mieć umysł wolny, tak że rozwiązuje się problemy, a nie umysł zagracony problemami? Czy to możliwe? Jeśli odpowiadasz tak lub nie, przestajesz dociekać. W tym badaniu istotne jest, by zachować wielką dozę sceptycyzmu, by wątpić, by nie brać niczego za dobrą monetę czy akceptować w zależności od zyskiwanej przyjemności bądź zadowolenia. Życie to sprawa o wiele poważniejsza.
Powinniśmy badać nie tylko naturę konfliktu i problemów, ale chyba też coś może o wiele poważniejszego: na całym świecie, gdzie byśmy się nie udali, każdy człowiek na tej ziemi przechodzi przez wszelkiego rodzaju niedole. Miliony przelewały łzy, a od czasu do czasu śmiały się. Podobnie jak ty, każdy człowiek na tej ziemi był bardzo samotny, zrozpaczony, niespokojny, zdezorientowany, niepewny. Psychicznie jest to fakt, rzeczywistość. Da się to zaobserwować; ujrzysz to na każdej twarzy na tej ziemi. A więc psychicznie jesteś resztą ludzkości. Może jesteś wysoki, niski, czarny lub biały, ale psychicznie jesteś ludzkością. Proszę, zrozum – nie intelektualnie, ideologicznie, bądź jako hipotezę, ale jako to, co jest, jako palącą rzeczywistość – że psychicznie jesteś resztą ludzkości. A zatem, psychicznie nie jesteście jednostkami. Choć religie, wyjąwszy może pewne części hinduizmu i buddyzmu, żywiły, pobudzały poczucie indywidualnego rozwoju, lub zachowywały jednostkowe dusze i wszystkie te sprawy, to faktycznie twoja świadomość nie jest twoja. Należy ona do reszty ludzkości, ponieważ wszyscy przechodzimy przez ten sam młyn, ten sam nieustanny konflikt. Gdy to pojmiesz, nie emocjonalnie, nie jako pojęcie intelektualne, ale jako coś faktycznego, rzeczywistego, prawdziwego, to nie zabijesz już innego człowieka. Nie zabijesz innego, słowem bądź intelektualnie, ideologicznie bądź fizycznie, gdyż wtedy zabijasz siebie.
A jednak indywidualizm pobudzano na całym świecie. Każdy walczy o siebie, o swój sukces, o własne spełnienie, osiągnięcia, podąża za swymi pragnieniami i wywołuje w świecie zamęt. Proszę, zrozumcie to bardzo starannie. Nie twierdzimy, że każda jednostka nie jest ważna; wręcz przeciwnie, jeśli naprawdę zależy wam na pokoju – globalnym, a nie tylko na własnym małym podwórku – na czym musi zależeć ludziom poważnym, jako że jesteście resztą ludzkości, to jest to wielki obowiązek.
Tak więc musimy sami odkryć, dlaczego ludzie sprowadzili świat do tego, czym jest on teraz. Jaką to ma wszystko przyczynę? Dlaczego psujemy wszystko, czego się tkniemy? Dlaczego nasze osobiste związki są pełne konfliktów? Dlaczego panuje konflikt między twoim bogiem a bogiem innych? Musimy wspólnie zbadać, czy można konflikt usunąć. W przeciwnym razie na świecie nie zapanuje pokój. O pokoju na ziemi mówiono na długo przed chrześcijaństwem. Na długo przed chrześcijaństwem ludzie czcili drzewa, głazy, zwierzęta, pioruny, słońce; nie mieli poczucia „Boga”, gdyż uważali ziemię za matkę, którą należy czcić, chronić, zachować, a nie niszczyć, jak czynimy to teraz.
Czy możemy wszyscy patrzeć, bez zgadzania się lub nie zgadzania, na rzeczy takie, jakimi są; nie jakimi myślimy, że są, nie wychodząc od wyobrażenia bądź pojęcia o tym, co jest, a jedynie patrzeć? Patrzeć bez słów, jeśli to możliwe; co jest o wiele trudniejsze.
Przede wszystkim, żyjemy w świecie rzeczywistym. Nie zdołamy przed nim uciec do klasztoru czy dzięki doznaniom religijnym. Musimy wątpić we wszystkie swe doznania. Człowiek uczynił wszystko, co tylko na tej ziemi możliwe, aby uciec od rzeczywistości codziennego życia ze wszystkimi jego powikłaniami. Dlaczego pojawia się konflikt w związku kobiety i mężczyzny, podział seksualny? W tym osobliwym związku, mężczyzna kieruje się własnymi ambicjami, własną chciwością, własnymi pragnieniami, własnym spełnieniem, a kobieta czyni to samo. A zatem istnieją dwie ambitne, porywcze istoty, napędzane pragnieniem, dwie równoległe linie nigdzie się nie przecinające, chyba że w łóżku. Jak możliwy jest związek między dwojgiem ludzi, z których każde kieruje się własnymi pragnieniami, ambicjami, chciwością? W tym związku, z powodu podziału, nie ma miłości. Słowo miłość zniekształcono, opluto, zdegradowano; sprowadzono je do zmysłowości, do przyjemności. Miłość to nie przyjemność. Miłość nie jest czymś stworzonym przez myśl. Nie jest czymś zależnym od wrażeń. Jak więc możliwy jest właściwy, prawdziwy związek miedzy dwojgiem ludzi, gdy jedno i drugie uważa, że jest ważne? Własna korzyść to początek zepsucia, zniszczenia, czy to w przypadku polityka, czy człowieka religijnego. Własna korzyść opanowała świat, a w rezultacie panuje konflikt.
Istnieje podział, na Żyda i Araba, na chrześcijanina wierzącego w zbawiciela i na hinduistę, który w to nie wierzy. Panują podziały narodowościowe, religijne, indywidualne. Tam, gdzie zachodzi podział, konflikt jest nieuchronny. To jest prawo. A zatem przeżywamy swe codzienne życie w obrębie małego, ograniczonego ja, ubogiej jaźni. Jaźń jest zawsze ograniczona, a to stanowi przyczynę konfliktu. Oto centralne jądro naszej walki, bólu, niepokoju.
Uświadamiamy to sobie, na co naturalnie skazana jest większość ludzi, nie dlatego, że ci to powiedziano, bądź dlatego, żeś przeczytał jakąś książkę z filozofii czy psychologii, ale ponieważ jest to faktem. Każdy pochłonięty jest sobą. Żyje w oddzielnym świecie sam dla siebie. A w rezultacie następuje podział między tobą a kimś innym, między tobą a twą religią, między tobą a twym bogiem, między tobą a twymi ideologiami. A więc, czy potrafisz zrozumieć, nie intelektualnie, lecz dogłębnie, że jesteś resztą ludzkości? Cokolwiek czynisz, dobrego lub złego, wpływa to na resztę ludzkości, gdyż jesteś tą resztą.
Twoja świadomość nie jest twoja. Twoja świadomość składa się ze swej zawartości. Bez zawartości świadomości nie ma. Świadomość twoja, tak jak reszty ludzkości, składa się z wierzeń, lęków, bogów, osobistych ambicji. Cała twoja świadomość z tego się składa, a połączyła to myśl.
On ma nadzieję, że wyruszyliśmy w tę podróż wspólnie, że razem kroczymy tą samą drogą, a nie, iż wy wysłuchujecie szeregu idei. Nie gonimy za ideami czy ideologiami, ale stajemy z twarzą w twarz z rzeczywistością, gdyż w rzeczywistości i w wykraczaniu poza nią leży prawda. A gdy istnieje prawda, jest ona najniebezpieczniejszą z rzeczy. Prawda jest bardzo niebezpieczna, bowiem wywołuje wewnętrzną rewolucję.
Czy kiedyś zastanowiło was pytanie, dlaczego zadajemy pytania? Nie żebyście czynić tego nie powinni, ale zastanawiamy się. Przypuśćmy, że o coś mówcę pytacie, a on odpowiada; albo to akceptujecie, albo odrzucacie. Jeśli odpowiedź was zadowala zgodnie z waszym uwarunkowaniem czy środowiskiem, to powiadacie: „Tak, całkowicie się z tobą zgadzam”. A jeśli się nie zgadzacie, mówicie: „Cóż za bzdura”. Ale jeśli zaczynacie badać samo pytanie, to czy odpowiedź jest czymś od niego odrębnym? A może odpowiedź tkwi w samym pytaniu? Zapach kwiatu jest kwiatem. Sam kwiat stanowi istotę owego zapachu. Lecz my tak bardzo zdani jesteśmy na pomoc ze strony innych, potrzebujemy ich zachęty, a także by rozwiązali nasze problemy, że w rezultacie z własnego zamętu stwarzamy autorytety, guru, księży.
Dobrze jest zadawać pytania. Widzicie, straciliśmy umiejętność prowadzenia dociekań, dyskutowania, nie opowiadania się po którejś ze stron, ale patrzenia na rzeczy. To bardzo złożone.
Powinniśmy też zapytać, dlaczego, od dzieciństwa, doznajemy psychicznych krzywd. Większość z nas psychicznie zraniono, a z owych ran, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, powstaje wiele naszych problemów. Dziecko ranią bury, brzydkie, brutalne, agresywne słowa. Gdy powiadasz: „Zostałem zraniony”, kim jest ten, kogo zraniono? Czy zraniono wyobrażenie, któreś o sobie stworzył, psychikę? Psychika to „ja”, a ja to wyobrażenie, które o sobie stworzyłem. Nie ma w tym nic duchowego. Oto inne brzydkie słowo, duchowy. Tak że wyobrażenie doznało krzywd, a my dźwigamy to wyobrażenie przez całe swoje życie. Jeśli jedno wyobrażenie nie jest przyjemne, tworzymy w to miejsce inne, miłe, wzmacniając je jako wartościowe, znaczące, nadające życiu intelektualny sens.
Czy można żyć na tej ziemi nie tworząc wyobrażeń o kimkolwiek – włączając w to boga, o ile ktoś taki istnieje – bez wyobrażeń o swej żonie, dzieciach i mężu, bądź o kimś innym? Nie mieć ani jednego wyobrażenia? Wtedy możliwe się staje, byśmy nie doznawali krzywd.
Sama tylko obserwacja bez zniekształceń różni się zupełnie od analizy, tak jak obserwujesz ubranie, twarz, sposób mówienia sąsiada; po prostu obserwować, nie krytykując, nie oceniając, nie wydając sądów, lecz obserwować. Obserwować drzewo, obserwować księżyc i bystry nurt rzeki. Kiedy tak obserwujesz, zadajesz sobie pytanie, czym jest piękno?
O pięknie wypowiadają się bez końca w czasopismach: że musisz być piękny, mieć piękną twarz, włosy, cerę. Czym jest piękno? Czy piękno tkwi w obrazie, malowidle, w dziwacznej współczesnej budowli? Czy piękno zawarte jest w wierszu? W fizycznej twarzy i ciele? Czyś kiedykolwiek zadał sobie to pytanie? Jeśli jesteś artystą, poetą bądź literatem, możesz przedstawić coś bardzo pięknego, namalować coś ślicznego, napisać wiersz, który naprawdę poruszy całą twą istotę. Czym więc jest piękno? Czyś kiedyś zauważył, że gdy dajesz ładną, skomplikowaną zabawkę niegrzecznemu dziecku, pochłania go ona zupełnie, a cała jego niegrzeczność znika, gdyż zostaje zaabsorbowane? Czy zaabsorbowanie wierszem, twarzą, obrazem, jest pięknem? Gdy spoglądasz na wspaniałą górę, której szczyt okrywają wieczne śniegi, na jej zarys na tle błękitnego nieba, na chwilę ogrom tej góry usuwa jaźń, „ja”, wraz ze wszystkimi moimi problemami, z całym mym niepokojem. W widzeniu majestatyczności wielkich skał, cudownych dolin i rzek, na tę chwilę, na tę sekundę, nie ma jaźni. A zatem góra usunęła jaźń, tak jak zabawka uspokaja dziecko. Ta góra, ta rzeka, głębia błękitnych dolin, rozpraszają na sekundę wszystkie twe problemy, całą twą próżność i niepokój. Wtedy mówisz: „Jakież to piękne”. Ale czy istnieje piękno bez zaabsorbowania czymś z zewnątrz? To znaczy, piękno jest tam, gdzie nie ma jaźni.
Tak więc piękno jest wtedy, gdy nie ma jaźni. To wymaga wielkiej medytacji, wielkich badań, olbrzymiego poczucia dyscypliny. Słowo dyscyplina [discipline] oznacza ucznia [disciple], który pobiera nauki u mistrza; uczy się, nie dyscyplinuje, tak jak w przypadku dopasowywania się, naśladowania, dostosowywania się. Uczenie się niesie ze sobą własną, wspaniałą dyscyplinę, a jest ona niezbędna, by zyskać wewnętrzne poczucie surowości.
Musimy też uważnie zbadać, czy można uwolnić się od lęku. To naprawdę ważne pytanie. Nie pytam o to za was, ale wy zadajecie to pytanie dla siebie. Czy można, żyjąc we współczesnym społeczeństwie, z całą jego brutalnością, niesłychaną i wciąż rosnącą agresją, być wolnym od lęku? Czym jest lęk? Ludzkość walczyła z lękiem, nigdy nie zdołała z nim się uporać. Nigdy. Istnieją rozmaite formy lęku. Miewa się własne, szczególne lęki: lękamy się śmierci, bogów, diabła, żony, męża, polityków. Bóg jeden wie, jak wiele lęków dręczy ludzi. Czym jest lęk? Nie chodzi o zwykłe doznanie lęku w jego rozlicznych postaciach, ale o rzeczywistość, faktyczność lęku. Jak on powstaje? Dlaczego ludzkość, która jest każdym z nas, pogodziła się z lękiem jako sposobem życia – przemoc w telewizji, przemoc w życiu codziennym, oraz najwyższa forma zorganizowanego zabijania, zwana wojną? Czy lęk nie wiąże się z przemocą? Badamy lęk, jego faktyczną prawdę, a nie ideę lęku. Idea lęku różni się od jego faktyczności.
Czym więc jest lęk? Jak powstaje? Jaki związek zachodzi między lękiem a czasem, a myślą? Można lękać się jutra lub wielu dni jutrzejszych, albo lękać się tego, co zdarzyło się wcześniej, w przeszłości, albo czuć lęk przed tym, co faktycznie dzieje się teraz. A lęk przed śmiercią jest lękiem podstawowym. Czy czas wywołuje lęk? Ktoś uczynił coś w przeszłości, aby cię skrzywdzić, a przeszłość jest czasem. Przyszłość jest czasem. Teraźniejszość jest czasem. Pytamy więc, czy czas stanowi centralny czynnik lęku? Lęk ma wiele, wiele gałęzi, wiele liści, ale niedobrze jest przycinać gałęzie. My pytamy, co stanowi korzeń lęku; nie chodzi o rozliczne formy lęku, albowiem lęk jest lękiem. Z lęku wymyśliliśmy bogów, zbawicieli. Jeśli nie ma w tobie ani odrobiny psychicznego lęku, doznajesz ogromnej ulgi, wielkiego poczucia wolności. Zrzuciłeś z siebie wszystkie życiowe ciężary.
Musimy bardzo poważnie, dokładnie, z wahaniem, rozważyć pytanie: Czy czas jest czynnikiem? Oczywiście. Mam teraz dobrą pracę; mogę ją stracić jutro, a zatem się lękam. Gdy lękam się, pojawiają się zazdrość, niepokój, nienawiść, przemoc. A zatem czas jest czynnikiem lęku. Czas jest czynnikiem i myśl jest czynnikiem, myślenie o tym, co się zdarzyło, co może się zdarzyć. Czy myślenie jest czynnikiem lęku? Czy myślenie wywołuje lęk? Widzimy, że czas spowodował lęk. Czas to nie tylko czas mierzony zegarem, ale i czas psychiczny, wewnętrzny: „Zamierzam być”; „Nie jestem dobry, ale będę”, „Przezwyciężę własną agresywność”, co znów jest przyszłością. Wszystko to wymaga czasu.
Czy jesteście na to wszystko przygotowani? Chcecie się w to zagłębić? Jeśli tak, dziwi mnie to, gdyż wszystkich was instruowano, informowano, psycholodzy, księża, przywódcy mówili wam, co robić; nieustannie szukacie pomocy i znajdujecie nowe sposoby jej uzyskiwania. A więc staliśmy się niewolnikami innych. Nie potrafimy swobodnie badać, stać psychicznie na własnych nogach.
Teraz zamierzamy rozważyć zagadnienie czasu. Czym jest czas? Niezależnie od zegara, od wschodów i zachodów słońca, od światłości i ciemności, czym jest czas? Proszę, jeśli naprawdę zrozumiecie wewnętrznie naturę czasu, zyskacie, sami dla siebie, niesłychane poczucie, że czas dla was w ogóle nie istnieje.
Czas to przeszłość, czas to przyszłość, czas to teraźniejszość. Cały ten cykl jest czasem. Przeszłość to twoje pochodzenie, to, coś myślał, przez coś przeszedł, twoje doznania, twoje uwarunkowania jako chrześcijanina, hinduisty, buddysty. Bez przeszłości nie byłoby cię tutaj. Zaprogramowano cię niczym komputer, powtarzając, powtarzając, powtarzając, przez dwa tysiące lat, a w przypadku hinduistów przez trzy do pięciu tysięcy lat. A więc przeszłość jest teraźniejszością; to, czym jesteś teraz, jest wytworem przeszłości. Dzień wczorajszy, lub tysiąc dni wczorajszych, jest tym, czym jesteś teraz, a zatem przyszłość jest teraz. W teraz zawiera się cały czas. To także jest fakt, rzeczywistość, a nie teoria. To, jaki jesteś, jest wytworem przeszłości, a to, jaki będziesz jutro, jest tym, jaki jesteś teraz. Jeśli teraz jestem brutalny, to będę brutalny jutro. A zatem jutro jest w teraz, w teraźniejszości, chyba że radykalnie, od podstaw wywołam mutację. W przeciwnym razie będę tym, czym byłem. Przeszliśmy długą ewolucję, ewoluując do obecnej postaci. I jeśli dalej będziemy rozgrywać tę grę, to następnego dnia będziemy brutalni, będziemy barbarzyńcami. A więc, skoro cały czas zawiera się w teraz – co jest faktem, rzeczywistością – czy teraz może nastąpić całościowa mutacja, zmieniająca całe nasze zachowanie i nasz sposób życia, myślenia, odczuwania? Jeśli bowiem radykalnie, psychicznie nie wywołamy mutacji, to będziemy dokładnie tacy, jacy byliśmy w przeszłości. Czy w ogóle możliwe jest wywołanie tej psychicznej mutacji?
Widzicie, jeśli przez całe życie zmierzałeś na północ, trzymając się określonego kierunku, bądź też nie trzymając się żadnego, a po prostu błąkając się, jak to czyni większość ludzi, i jeśli ktoś się pojawia i mówi ci najpoważniej, że marsz na północ do nikąd nie prowadzi, że u jego kresu niczego nie ma, to słuchasz uważnie, nie tylko uszami, ale dogłębnie. Mówią ci: „Idź na wschód albo na południe”, ty zaś odpowiadasz: „Zrobię to”. Z tą chwilą ruszasz w nowym kierunku i następuje mutacja. Mówca wyraził to bardzo prosto, ale jest to problem niesłychanie złożony: dogłębnie pojąć, że zmierzaliśmy tą drogą przez wieki i w ogóle się nie zmieniliśmy. Nadal jesteśmy agresywni, brutalni i tak dalej. Jeśli to faktycznie dostrzegamy, nie intelektualnie bądź werbalnie, ale dogłębnie, to zwracamy się w inną stronę. W tej sekundzie w samych komórkach mózgowych następuje mutacja.
Czas, jak powiedzieliśmy, jest ważny, gdyż żyjemy w czasie, lecz nie przeżywamy czasu jako całości, co jest teraźniejszością. W teraźniejszości zawiera się cały czas, przyszłość jest przeszłością. Jeśli dziś jestem agresywny, będę agresywny jutro. Lecz czy mogę dziś tę agresywność usunąć całkowicie, nie częściowo? Mogę. A czy to myśl wywołała lęk? Oczywiście, że tak. Nie akceptujcie słów mówcy, przyjrzyjcie się temu. Dziś jestem bezpieczny, ale lękam się tego, co może zdarzyć się jutro; może wybuchnie wojna, może zdarzy się jakaś inna katastrofa. A zatem czas i myśl stanowią korzeń lęku.
A czym jest myślenie? Jeśli czas i myśl są korzeniem lęku – a są nim w rzeczywistości – to czym jest myślenie? Dlaczego żyjemy, działamy, robimy wszystko, na podstawie myślenia? Wspaniałe europejskie katedry, ich piękno, konstrukcja, architektura, zostały stworzone przez myśl. Wszystkie religie i ich akcesoria, ich średniowieczne szaty, zostały stworzone przez myśl. Wszystkie rytuały zaaranżowała, urządziła myśl. I nasze wzajemne związki, mężczyzny i kobiety, opierają się na myśli. Kiedy prowadzisz samochód, opiera się to na myśli. Rozpoznawanie to myśl. A zatem musimy dociec, czym jest myśl.
Zapewne bardzo niewielu ludzi zadawało to pytanie. Mówca zadawał je przez sześćdziesiąt lat. Czym jest myśl? Jeśli zdołasz odkryć, jak myśl powstaje, gdzie się zaczyna, dlaczego nabrała w naszym życiu tak ogromnego znaczenia, to być może w trakcie samego tego badania nastąpi mutacja. Pytamy więc, czym jest myśl, czym jest myślenie? Nie czekajcie, aż ja na to odpowiem. Przyjrzyjcie się temu, obserwujcie.
Myślenie to słowo. Słowo jest ważne, jego brzmienie, jego jakość, głębia, piękno. Zwłaszcza brzmienie. Myślenie to część pamięci, nieprawdaż? Gdybyśmy niczego w ogóle nie pamiętali, to czy bylibyśmy w stanie myśleć? Nie. Nasz mózg jest narzędziem pamięci – wspomnień o rzeczach, które się zdarzyły, o doznaniach i tak dalej, całego tła pamięci. Źródłem pamięci jest wiedza, doświadczenie. A zatem doświadczenie, wiedza, pamięć i reakcja pamięci to myśl. Cały ten proces doświadczania, wspominania, zatrzymywania, staje się naszą wiedzą. Doświadczenie jest zawsze ograniczone, co naturalne. Czy doświadczenie jest czymś innym niż doświadczający? Wytężcie swe mózgi, stwierdźcie! Jeśli nie ma doświadczającego, to czy istnieje doświadczenie? Rzecz jasna nie. A zatem doświadczenie i doświadczający są tym samym, podobnie jak obserwujący i to, co obserwowane. Myślący nie jest odrębny od swych myśli. Myślący jest myślą.
Tak więc doświadczenie jest ograniczone, jak to można zaobserwować w świecie nauki lub w jakiejkolwiek innej dziedzinie. Oni dodają co dzień więcej i więcej i więcej do swej wiedzy dzięki doświadczeniom, przeprowadzając eksperymenty na zwierzętach i czyniąc te wszystkie straszne rzeczy. Wiedza ta zaś jest ograniczona, gdyż można ją uzupełniać. A zatem pamięć jest ograniczona. Wobec tego ograniczona jest też myśl. Tak więc myśl, będąc ograniczona, musi nieuchronnie wywoływać konflikt. Po prostu przyjrzyjcie się temu schematowi; nie akceptujcie tego, co twierdzi mówca. To absurdalne, on nie jest autorytetem, nie jest guru. Możemy ten fakt obserwować wspólnie, to, że myśl i czas stanowią korzeń lęku. Czas i myśl to jedno i to samo, nie są to dwa odrębne ruchy. Ujrzyj ten fakt, tę rzeczywistość, że czas i myśl, czaso-myśl, są korzeniem lęku. Po prostu obserwuj to w sobie. Nie oddalaj się od tej rzeczywistości, od tej prawdy, że lęk wywołują czas i myśl. Trzymaj się tego, trwaj przy tym, nie uciekaj. Tak to jest. Jak gdybyś trzymał w dłoni drogocenny klejnot. Widzisz całe jego piękno. Potem ujrzysz, sam dla siebie, że lęk psychicznie całkowicie znika. A gdy nie ma lęku, jesteście wolny. Gdy zaś panuje całkowita wolność, to nie czcisz bogów, nie odprawiasz rytuałów, jesteś wolnym człowiekiem.
Gdy ty sam stajesz się zarówno nauczycielem, jak i uczniem – uczniem, czyli człowiekiem, który się uczy, uczy, uczy, nie gromadząc wiedzy – to jesteś niezwykłą istotą ludzką.
Waszyngton D.C., 20 kwietnia 1985 r.
Zamierzamy stanąć twarzą w twarz z prawdą, a nie żyć złudzeniami. Żyjąc wśród złudzeń, bardzo trudno jest obserwować. Jeśli łudzisz się, a nie spoglądasz w oczy faktom, to niemożliwe staje się ujrzenie siebie takim, jakim się jest. My jednak lubimy złudzenia, iluzje, każdą formę oszustwa, gdyż boimy się przyjrzeć się sobie. Ujrzeć siebie jasno, dokładnie, można jedynie w zwierciadle związków; to jedyne lustro, jakim dysponujemy. W zwierciadle związków widzisz siebie takim, jakim jesteś, o ile pozwolisz sobie takim się ujrzeć.
Chcemy na różne sposoby doznawać nieustannej przyjemności: seksualnej, zmysłowej, intelektualnej, przyjemności płynącej z posiadania, z opanowania wyszukanej umiejętności, przyjemności czerpanej z posiadania licznych informacji, wielkiej wiedzy, a wreszcie ostatecznego zaspokojenia, które zwiemy „Bogiem”. Człowiek nieustannie dążył do przyjemności, w imię Boga, w imię pokoju, w imię ideologii. Jest też przyjemność, jaką daje władza, posiadanie władzy nad innymi, władzy politycznej. Czyś spostrzegł, że władza to coś szpetnego, kiedy ktoś dominuje w jakiejkolwiek formie nad innymi? Władza to jedna ze złych rzeczy w życiu. A przyjemność to odwrotna strona monety lęku. Gdy rozumie się dogłębnie, poważnie, wnikliwie naturę lęku, przyjemność jest zachwytem, widzeniem czegoś pięknego, widzeniem zachodu słońca czy porannego brzasku, cudownych barw, odbicia słońca na powierzchni wód. To jest rozkosz, my jednak kultywujemy to wspomnienie jako przyjemność.
Czym jest działanie? Wszyscy tak się krzątamy od rana do wieczora, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, mózg bez końca paple, przeskakuje nieprzerwanie z tematu na temat. W ciągu dnia i w ciągu nocy, we śnie, mózg nigdy nie spoczywa, pozostaje w nieustannym ruchu. Czym jest działanie, robienie czegoś? Samo słowo robienie jest w czasie teraźniejszym, nie jest to zrobiłem czy zrobię. Działanie oznacza robienie teraz, dokładnie, kompletnie, całościowo, jeśli wolno mi użyć tego słowa, działanie całkowite, kompletne, nie częściowe. Gdy działanie opiera się na jakiejś ideologii, to nie jest działaniem, nieprawdaż? Jest to dostosowywanie się do pewnego wzorca, któryś ustanowił, a w rezultacie jest niepełne, jest działaniem zgodnym z jakimś wspomnieniem, jakimś wnioskiem. Jeśli działasz zgodnie z pewną ideologią, z pewnym schematem bądź wnioskiem, to jest to niepełne, wewnętrznie sprzeczne.
Czy działanie wiąże się z ładem, czy z nieładem? Żyjemy w nieładzie, nasze życie jest chaotyczne, pełne zamętu i sprzeczności – mówimy jedno, a czynimy drugie; myślimy jedno, a postępujemy wręcz przeciwnie. Czym jest ład, a czym nieład i jaki związek zachodzi między działaniem a ładem i nieładem?
Czym jest nieład? Przyjrzyj się, proszę, temu słowu. Świat jest pogrążony w nieładzie. Dzieją się straszne rzeczy. Bardzo niewielu z nas faktycznie wie, co dzieje się w świecie nauki, w świecie sztuki wojennej, zna wszystkie te straszne rzeczy, mające miejsce w innych krajach. Panująca wszędzie nędza, bogacze i strasznie biedni, nieustanne zagrożenie wojną, jedno ugrupowanie polityczne przeciw innym ugrupowaniom politycznym. A zatem panuje olbrzymi nieład. To rzeczywistość, a nie wymysł czy złudzenie. Myśmy stworzyli ten nieład, gdyż sama nasza istota jest bezładna. I próbujemy zaprowadzić ład za pomocą reform społecznych. Bez zrozumienia nieładu i usunięcia go, próbujemy znaleźć ład. Podobnie zdezorientowany umysł próbuje znaleźć klarowność. A więc, czy można usunąć nieład z naszego życia, naszego codziennego życia? Nie chodzi o ład w niebie czy gdzie indziej, ale o to, czy w naszym codziennym życiu może panować ład? Czy da się usunąć nieład? Kiedy nieład niknie, w naturalny sposób pojawia się ład. Ten ład to życie, które nie przebiega zgodnie ze wzorcem czy szablonem.
Prowadzimy dociekania, przyglądając się sobie i o sobie się ucząc. Uczenie się nie polega na zdobywaniu wiedzy. Gdybyście łaskawie poświęcili temu odrobinę uwagi: uczenie się to proces nie mający końca, proces bezgraniczny, podczas gdy wiedza jest zawsze ograniczona. A uczenie się pociąga za sobą nie tylko obserwowanie wzrokowe, optyczne, ale też obserwowanie bez zniekształceń, widzenie rzeczy dokładnie takimi, jakimi są. To wymaga dyscypliny ze strony uczącego się, nie straszliwej dyscypliny ortodoksji, tradycji czy kierowania się pewnymi regułami, nakazami. To jest uczenie się dzięki czystej obserwacji, słyszeniu dokładnie tego, co ktoś mówi, bez jakichkolwiek zniekształceń. A uczenie się nie prowadzi do gromadzenia, gdyż pozostajesz w ruchu. Gdy uczymy się na temat panującego w nas nieładu, ład nastaje naturalnie, łatwo, nieoczekiwanie. A gdy panuje ład, ład jest cnotą. Nie ma innej cnoty oprócz pełnego ładu; czyli pełnej moralności, a nie jakiejś moralności narzuconej bądź nakazanej.
Każdy człowiek, bogaty czy biedny, intelektualista czy zwyczajny laik taki jak my, przechodzi przez cierpienia wszelkiej postaci. Czyś kiedyś przyjrzał się ludziom, którzy przez wieki, w trakcie tysięcy wojen, płakali? Na świecie panuje olbrzymie cierpienie. Nie żeby nie było też przyjemności, radości i tak dalej, ale rozumiejąc i być może kładąc kres udręce znajdziemy coś o wiele większego. Czy udręka kiedyś się skończy, czy też ludzkość jest na zawsze skazana na cierpienia, cierpienia nie tylko fizyczne, ale i psychiczne? Wewnętrznie cierpieliśmy ogromnie, nie mówiąc może o tym ani słowa i nie wypłakując swych serc. W ciągu całej tej długiej ewolucji, od zarania dziejów aż do chwili obecnej, każda istota ludzka na tej ziemi cierpiała. Udręka to nie tylko utrata kogoś, kogo, jak sądzisz, lubisz bądź kochasz, ale też udręka nędzarzy, analfabetów. Jeśli pojedziesz do Indii czy innych części świata, ujrzysz ludzi, małe dziewczynki i małych chłopców, idących wiele kilometrów do szkoły. Te dzieci nigdy nie będą zamożne, nigdy nie poprowadzą samochodu, zapewne nigdy nie wezmą ciepłej kąpieli. Mają jedno sari i to wszystko. I to jest udręka. A człowiek przejeżdżający obok samochodem i przyglądający się temu również cierpi, jeśli ma choć odrobinę wrażliwości, jeśli zdaje sobie z tego sprawę. Istnieje też udręka ignorancji; nie ignorancji jeśli chodzi o literaturę i temu podobne, ale udręka człowieka, który nie zna siebie. Są rozmaite sposoby cierpienia.
Czy ta udręka kiedyś się dla każdego skończy? Istnieje udręka wewnętrzna i udręka świata. Toczono tysiące wojen, ludzie zostawali kalekami, działy się potworne okrucieństwa. Każdy naród na tej ziemi dopuszczał się okrucieństw. To przerażające, a my wciąż podtrzymujemy to okrucieństwo. Okrucieństwo wywołuje olbrzymie cierpienia. Jako ludzie, po prostu obserwując, wrażliwie sobie to wszystko uświadamiając, widzimy, że udręka to rzecz straszna i pytamy, czy kiedyś się skończy. Proszę, zadaj sobie pytanie, czy udręka kiedyś się skończy? Albowiem, tak jak w przypadku nienawiści, gdy jesteśmy udręczeni, nie ma miłości. Kiedy cierpisz, pochłonięty własnym cierpieniem, jak mógłbyś kochać? Musimy więc zadać to pytanie, jakkolwiek by nie było trudne, nie aby znaleźć odpowiedź, ale by położyć kres udręce.
Czym jest udręka? Użalaniem się nad sobą? Proszę, zastanówcie się. Nie twierdzimy, że jest, albo że nie jest, my pytamy. Czy udrękę wywołuje użalanie się nad sobą? Czy stanowi ono jeden z czynników? Czy udrękę wywołują samotność, poczucie rozpaczliwej izolacji, a w owej izolacji brak jakichkolwiek związków?
Czy udręka to sprawa jedynie intelektualna, do zracjonalizowania, wyjaśnienia? A może da się z nią żyć nie pragnąc pocieszenia? To znaczy, żyć z cierpieniem, nie uciekać przed nim, nie racjonalizować go, nie znajdować pewnego osobliwego pocieszenia, jakiejś religijnej czy zwodniczej, romantycznej ucieczki, ale żyć z czymś, co ma olbrzymie znaczenie. Udręka to nie tylko wstrząs fizyczny; gdy traci się syna lub męża, żonę lub dziewczynę, następuje olbrzymi wstrząs biologiczny, doznaje się niemal paraliżu. Czy zdołamy ujrzeć cierpienie takim, jakim ono faktycznie w nas jest, i pozostać z nim, trwać przy nim, a nie oddalać się od niego? Cierpienie nie jest czymś innym od tego, kto cierpi. Osoba cierpiąca chce uciec, umknąć, robi co tylko może. Ale spojrzeć na nie tak, jak spoglądasz na piękne dziecko, trwać przy nim, nie uciekać, a wtedy ujrzysz sam dla siebie, o ile wejrzysz głęboko, że udręka znika. A gdy udręka dobiega kresu, pojawia się żarliwość. Nie pożądanie, nie podniecenie zmysłowe, ale żarliwość. Bardzo niewielu charakteryzuje taka żarliwość, gdyż tak bardzo pochłaniają nas własne żale, własne bóle, litowanie się nad sobą i próżność. Mamy olbrzymią energię, ale marnotrawimy ją na konflikty, wskutek lęku, wskutek nieustannej paplaniny o niczym. A w żarliwości kryje się wielka energia. Tej żarliwości się nie pobudza. Ona nie szuka bodźców; ona jest, niczym płomień. Pojawia się jedynie wtedy, gdy udręka dobiega kresu.
Kiedy twoja udręka się kończy, to nie jest to sprawa osobista, jesteś bowiem resztą ludzkości. Wszyscy cierpimy; wszystkich dręczy samotność; każda istota ludzka na tej ziemi, bogata czy biedna, uczona czy ciemna, miewa wielkie zmartwienia, świadome i nieświadome. Twoja świadomość nie jest twoja, to świadomość ludzkości. W tej świadomości zawarte są wszystkie twe wierzenia, twe udręki, twe żale, twa próżność, twa arogancja, dążenie do władzy, stanowiska. Oto twoja świadomość, podzielana przez wszystkie ludzkie istoty. I dlatego nie jest to twoja jednostkowa świadomość. A kiedy to naprawdę pojmiesz – nie werbalnie bądź intelektualnie, nie jako pojęcie, lecz jako rzeczywistość – to nie zabijesz drugiego człowieka, nie skrzywdzisz go. Zyskasz coś całkowicie innego, z zupełnie innego wymiaru.
Czym jest miłość? Tak swobodnie słowa miłość używamy. Nabrało znaczenia jedynie zmysłowego, seksualnego; utożsamiono miłość z przyjemnością. Aby zaś znaleźć ów aromat, musimy zastanowić się nad tym, co miłością nie jest. Do tego, co pozytywne, dochodzimy przez negację, nie na odwrót. Przez zanegowanie tego, co nie jest miłością, dochodzisz do olbrzymiej prawdy, do miłości.
Miłość nie jest nienawiścią, to oczywiste. Miłość to nie próżność, arogancja. Miłości nie dzierży ręka władzy: żądza władzy, czy to nad małym dzieckiem, czy nad grupą ludzi bądź narodem, na pewno nie jest miłością. Miłość to nie przyjemność. Miłość to nie pragnienie. Miłość z całą pewnością nie jest myślą. Gdy jesteś ambitny, agresywny – a wszystkich was wychowano tak, byście dążyli do sukcesów, do sławy, a to wszystko to dziecinada – jak miałbyś kochać?
A więc miłość jest czymś, czego nie da się przywołać bądź ukształtować. Pojawia się w sposób naturalny, łatwy, gdy nie ma owych innych rzeczy. Napotykamy zaś ją ucząc się o sobie. Tam, gdzie jest miłość, jest też współczucie; a współczucie ma własną inteligencję. Jest to najwyższa forma inteligencji, nie inteligencja myśli, sprytu i podstępu. Jedynie wtedy, gdy panują pełna miłość i współczucie, pojawia się ta doskonała, niemechaniczna inteligencja.
Porozmawiamy o śmierci? Interesuje was odkrycie, czym jest śmierć? Co oznacza to słowo śmierć, umieranie, koniec? Nie tylko koniec, ale co dzieje się po śmierci? Czy zachowujemy wspomnienia z własnego życia? Cały świat Dalekiego Wschodu wierzy w reinkarnację; to znaczy, umieram, wiodłem nędzne życie, zrobiłem może tu i tam coś dobrego, ale w następnym życiu będę lepszy, uczynię więcej dobra. Opiera się to na nagrodzie i karze, jak wszystko inne w życiu. A w chrześcijaństwie mamy zmartwychwstanie, i tak dalej.
Jeśli na chwilę odłożymy to wszystko na bok, naprawdę odłożymy, nie czepiając się tego czy owego, to czym jest śmierć? Co znaczy umierać? Nie tylko biologicznie, fizycznie, ale i psychicznie. Zgromadziliśmy tyle wspomnień, nabyliśmy skłonności, umiejętności, wykształciliśmy w sobie dziwactwa, weszliśmy w posiadanie rzeczy, pieniędzy, zyskaliśmy wiedzę, przyjaźnie; a śmierć nadchodzi i mówi: „Przykro mi, niczego ze sobą nie zabierzesz”. Co znaczy umierać? Jak mamy tego dociec? Żyję, co dzień daję sobie jakoś radę; to rutyna, mechaniczna, nędzna, szczęśliwa, nieszczęśliwa. I nadchodzi śmierć, wskutek wypadku, z powodu choroby, starości. Lękamy się śmierci, nie dostrzegamy ogromu tej nadzwyczajnej rzeczy. Rodzi się dziecko, zaczyna istnieć nowa istota ludzka. To nadzwyczajne wydarzenie. I to dziecko dorasta i staje się tym, czym staliście się wy wszyscy, a potem umiera. Śmierć to też coś niezwykłego; musi przyjść; a nie ujrzycie jej głębi i wielkości, jeśli się lękacie.
Śmierć z pewnością oznacza koniec wszystkiego, koniec moich związków, koniec wszystkich rzeczy, które zgromadziłem w życiu, całej wiedzy, wszystkich doświadczeń. Wiodłem idiotyczne, bezsensowne życie, lub próbowałem intelektualnie znaleźć jego sens; potem przychodzi śmierć i mówi: „To koniec”. Ale lękam się, to nie może być koniec. Tak wiele zdobyłem, tak wiele nagromadziłem, nie tylko mebli i obrazów. Utożsamiam się z tymi meblami, obrazami bądź z kontem bankowym, a więc jestem kontem bankowym, obrazami, meblami. Kiedy tak całkowicie się z czymś utożsamiasz, jesteś tym czymś. Zakorzeniłem się. Otoczyłem się tyloma rzeczami. A śmierć przychodzi i wymiata to wszystko do czysta. Tak więc zadaję sobie pytanie, czy można żyć ze śmiercią przez cały czas? Nie gdy minie dziewięćdziesiąt czy sto lat, nie u kresu mego życia, ale czy – angażując w to całą swą energię, żywotność i wszystko, co się dzieje – mogę żyć ze śmiercią przez cały czas? Nie popełniać samobójstwa, nie o to mi chodzi, to głupota, ale żyć ze śmiercią, co oznacza kończenie każdego dnia ze wszystkim, co zgromadziłem. Kończenie.
Czyś kiedyś zapytał, czym jest ciągłość, a czym koniec? To, co trwa dalej, nie jest w stanie się odnowić, odrodzić. Czy mogę więc żyć ze śmiercią, co oznacza, że wszystko, co uczyniłem i zgromadziłem, kończy się? Kończenie jest o wiele ważniejsze niż kontynuacja. Kończenie się oznacza początek czegoś nowego. Jeśli jedynie kontynuujesz, ten sam schemat powtarza się w różnej formie. Czy mogę zatem żyć ze śmiercią? To oznacza wolność, pełną, totalną, całościową wolność. A w tej wolności są wielka miłość i współczucie, a także owa inteligencja, która nie ma kresu, która jest olbrzymia.
Człowiek zawsze szukał czegoś, co by wykraczało poza ten ból, niepokój, udrękę. Czy istnieje coś, co jest święte, wieczne, co pozostaje poza zasięgiem myśli? To pytanie zadawano od najdawniejszych czasów. Co jest święte? Czym jest to, co bezczasowe, niezniszczalne, nienazywalne, co nie ma żadnych cech, żadnych ograniczeń, co wieczne? Czy jest coś takiego? Człowiek pytał o to przez tysiące i tysiące lat. Czcił słońce, ziemię, przyrodę, drzewa, ptaki; wszystko, co żyło na tej ziemi, człowiek czcił od najdawniejszych czasów. Wedy i Upaniszady nie wspominają o Bogu. To, co najwyższe, twierdzą, jest nieprzejawione.
A zatem wy też o to pytacie? Pytacie, czy istnieje coś świętego? Czy istnieje coś, czego nie stworzyła myśl, tak jak stworzyła wszystkie zinstytucjonalizowane religie? Czym jest religia? Nie tylko czym jest religia, ale czym jest religijny mózg, religijny umysł? Aby to głęboko, a nie powierzchownie, zbadać, niezbędna jest całkowita wolność. Nie wolność od tego czy owego, ale wolność jako całość, sama w sobie. Czy można, żyjąc w tym brzydkim świecie, być wolnym od bólu, udręki, niepokoju, samotności?
Jeśli w czyimś życiu panuje ład, prawdziwy ład, to czym jest medytacja? Czy polega na kierowaniu się pewnymi systemami, metodami: metodą Zen, medytacją buddyjską, medytacją hinduistyczną i metodami najnowszych guru? Jeśli medytacja jest zdeterminowana, jeśli polega na kierowaniu się systemem, metodą, jeśli praktykuje się ją dzień po dniu, to co dzieje się z ludzkim mózgiem? Coraz bardziej i bardziej tępieje. A może medytacja to coś zupełnie innego? Nie ma nic wspólnego z metodą, systemem, praktykami i nie ulega mechanizacji. Nie może być medytacją świadomą. Niczym człowiek świadomie pragnący pieniędzy i za pieniędzmi goniący: świadomie medytujesz, chcąc osiągnąć spokój, ciszę. Człowiek goniący za pieniędzmi, sukcesem, władzą i człowiek, który dąży do tak zwanej duchowości, są tacy sami.
Czy istnieje medytacja niezdeterminowana, której się nie praktykuje? Istnieje, lecz wymaga to ogromnej uwagi. Ta uwaga to płomień, a nie jest ona czymś, do czego można dojść; jest to uwaga skierowana teraz na wszystko, na każde słowo, każdy gest, każdą myśl; chodzi o uwagę kompletną, nie częściową. Jeśli teraz słuchasz częściowo, to nie zwracasz pełnej uwagi. Gdy jesteś w pełni uważny, to nie ma jaźni, nie ma ograniczeń.
Obecnie mózg jest pełen informacji, zagracony, nie ma w nim wolnej przestrzeni, a przestrzeń jest niezbędna. Przestrzeń oznacza energię. Gdy nie ma przestrzeni, masz energię bardzo ograniczoną. Mózg jest obecnie tak obładowany wiedzą, teoriami, władzą, stanowiskiem, tak nieustannie skłócony i zagracony, że nie ma w nim wolnej przestrzeni. A wolność, pełna wolność to posiadanie przestrzeni bez granic. Mózg ma niesłychane zdolności, nieskończone zdolności, myśmy jednak go zawęzili i uczynili małostkowym. Gdy jest ta przestrzeń i pustka, a w rezultacie olbrzymia energia – czyli żarliwość, miłość, współczucie i inteligencja – to pojawia się ta prawda najświętsza, której człowiek szukał od niepamiętnych czasów. Tej prawdy nie znajdziecie w żadnej świątyni, w żadnym meczecie, w żadnym kościele. I nie wiedzie do niej żadna ścieżka oprócz tej biegnącej przez zrozumienie siebie, badanie, studiowanie, uczenie się. Wtedy jest to, co wieczne.
Waszyngton D.C., 21 kwietnia 1985 r