strona główna
jiddu krishnamurti
Jiddu Krishnamurti
Dziesięć mów z lat 1975-1976
za: Total Freedom: The Esential Krishnamurti, przełożył Wojciech Sady
Całościowe działanie bez żalu
mowa w Saanen, 14 lipca 1975 Myśl stworzyła ten świat...
mowa w Saanen, 16 lipca 1975 Mówiliśmy o tym, że świat poza nami i w nas jest pogrążony w chaosie...
mowa w Saanen, 18 lipca 1975 Mówiliśmy o rozumieniu naszych działań, naszego zachowania...
mowa w Saanen, 28 lipca 1975 Interesuje nas przede wszystkim przeobrażenie, radykalna przemiana ludzkiego umysłu.
Związek ze światem
Ojai, Kalifornia, 3 kwietnia 1976 My jesteśmy światem.
Ojai, Kalifornia, 4 kwietnia 1976 Całe nasze życie opiera się na myśleniu.
Ojai, Kalifornia, 10 kwietnia 1976 Jeśli jeden człowiek radykalnie zrozumie problem lęku
Ojai, Kalifornia, 11 kwietnia 1976 Dlaczego ludzki umysł goni za przyjemnością?
Ojai, Kalifornia, 17 kwietnia 1976 Obarczyliśmy słowo miłość tak wieloma znaczeniami...
Ojai, Kalifornia, 18 kwietnia 1976 Mówił przez ostatnich pięćdziesiąt lat i dłużej
Całościowe działanie bez żalu
Myśl stworzyła ten świat, świat polityki, świat ekonomii, świat biznesu, moralność społeczną i wszelkie struktury religijne. Wszystkie nasze problemy i wszelkie pragnienia, aby je rozwiązać, mieszczą się w obrębie świadomości, w obrębie obszaru stworzonego przez myśl. Tak więc myśl jest serią prób znalezienia odpowiedzi na ten nieład, jaki sama wprowadziła w nasze osobiste związki, w nasze stosunki ze społeczeństwem. Nawet wasze medytacje, nawet wasi bogowie, wasi Chrystusowie i wasi Buddowie są tworami myśli, która jest materią, która może funkcjonować jedynie w obrębie czasu. Sądzimy, że dzięki myśli, dzięki woli, dzięki ambicji, dzięki przymusowi i agresji, przez zastąpienie starych tradycji nowymi religiami, możemy rozwiązać wszystkie problemy wiążące się ze związkami między ludźmi.
Czy działanie myśli może rozwiązać te wszystkie problemy? Jeśli myśl na te wszystkie problemy odpowiedzi nie udzieli, to co je rozwiąże?
Czym jest świadomość? Czym działanie myśli? Wszystkie wasze medytacje dokonują się w tym kręgu; cała pogoń za przyjemnością, lęk, chciwość, zawiść, brutalność, gwałt mieszczą się w tym obszarze. A myśl nieustannie próbuje poza niego wykroczyć, stwierdzając istnienie tego, co niewysłowione, nienazywalne, niepoznawalne. Zawartość świadomości jest świadomością. Twoja świadomość i cudza świadomość to jej zawartość. Jeśli urodziła się w Indiach, to zawiera wszystkie tradycje, przesądy, nadzieje, lęki, smutki, niepokoje, gwałt, seksualne żądze, agresję, wiary i dogmaty tego kraju. A jednak zawartość świadomości jest niesłychanie podobna u tych urodzonych na Wschodzie i tych z Zachodu.
Przyjrzyj się, jeśli możesz, własnej świadomości. Jeśli wychowano cię w kulturze religijnej jako chrześcijanina, to wierzysz w zbawicieli, rytuały, wyznania wiary i dogmaty z jednej strony, z drugiej zaś uznajesz społeczną niemoralność, wojny, narody i podziały między nimi ograniczające ekspansję ekonomiczną, a także nie liczysz się z innymi. Twoja świadomość zawiera twe osobiste niedole, lęki, chciwość, agresywność, żądze, samotność, smutek, brak więzi z innymi, izolację, frustrację, zamęt, przygnębienie. I to stanowi świadomość, niezależnie od tego, czy jesteś człowiekiem Wschodu czy Zachodu – bywają różne odmiany, radości, czasem wiedzy jest więcej, a czasem mniej. Bez tej zawartości nie ma świadomości, jaką znamy.
Cała edukacja oparta jest na tym, że zdobywa się coraz więcej wiedzy, więcej informacji, ale funkcjonuje się nieodmiennie w tym kręgu. Każda reforma polityczna, oparta na jakiejś nowej filozofii, sprowadza się do wymyślania czegoś w obrębie tego obszaru. Tak więc człowiek, wciąż cierpiąc, nieszczęśliwy i samotny, lękając się i śmierci i życia, z nadzieją oczekuje na wielkiego przywódcę, który wydobędzie go z niedoli, na nowego zbawiciela, nowego polityka. W tym zamęcie postępujemy tak nieodpowiedzialnie, że z własnego chaosu chcemy stworzyć tyranów, w nadziei, że w obrębie tego obszaru oni zaprowadzą ład. Oto co dzieje się poza nami i w nas. Każdy przywódca, jakiego wybierzemy, będzie podobny do nas; nie wybierzemy takiego, który byłby zupełnie od nas inny. Oto prawdziwy obraz naszego życia: konflikt wewnątrz i na zewnątrz, zmagania, wzajemne sprzeciwy, przerażający egoizm.
Skoro w świecie jest tyle niedoli, koniecznie trzeba zbadać, samodzielnie – przez poważne, powolne, cierpliwe, pełne wahań dociekania – czy istnieje inny sposób rozwiązania tych problemów, nie angażujący myślenia. Czy istnieje działanie nie oparte na myśli? Czy istnieje inteligencja, nie będąca funkcją czy wytworem myślenia, której nie stworzyła myśl, której nie rodzą przebiegłość, tarcia i walki, coś zupełnie odmiennego?
Aby się porozumiewać, trzeba słuchać nie tyle mówcy, co samego aktu słuchania. Jak się słucha? Czy w ogóle kiedykolwiek słucha się naprawdę? Czy słuchamy swobodnie, czy też zawsze towarzyszą temu przebiegłe operacje myślowe, interpretacje lub uprzedzenia? Musimy słuchać, o ile jesteśmy w stanie, treści swej świadomości, słuchać nie tylko tego, co jest na powierzchni, a co jest dość proste, ale i jej głębszych warstw. Chodzi o słuchanie całości świadomości.
Jak słucha się własnej świadomości i jak się ją postrzega?
Mówca urodził się w pewnym kraju, gdzie jako bramin przyswoił sobie wszelkie uprzedzenia, głupstwa i przesądy, wiary, podziały klasowe. Młody umysł przyswoił tam sobie tradycję, rytuały, zdumiewającą ortodoksję i niesamowitą dyscyplinę, którą ta grupa sama sobie narzuciła. A następnie przenosi się na Zachód i znów przyswaja sobie wszystko, co tam napotyka. Jego świadomość zawiera to, co w niej umieszczono, to, czego się nauczył, to, czym są jego myśli i własne emocje przez myśl rozpoznawane. Oto świadomość tej osoby. Wszystkie jego problemy polityczne, religijne, osobiste, społeczne mieszczą się w tym obszarze. Wszystkie problemy tam się znajdują. A nie będąc w stanie rozwiązać ich samemu, zagląda do książek, pyta innych, co robić, jak medytować, jak uporać się ze związkiem ze swą żoną, dziewczyną czy z rodzicami. Czy powinien wierzyć w Jezusa lub w Buddę, a może w nowego guru, który wygaduje tyle nonsensów? Szuka nowej filozofii życiowej, nowej filozofii politycznej i tak dalej, a wszystko to dzieje się w obrębie tego obszaru.
Ludzie postępowali tak od niepamiętnych czasów, ale w tym kręgu odpowiedzi nie ma. Można medytować godzinami, przyjmując pewną postawę, w szczególny sposób oddychając, ale to dzieje się w obrębie tego obszaru, ponieważ chce się coś w wyniku medytacji zyskać.
A zatem istnieje ta treść świadomości: nudna, głupia, tradycyjna myśl, rozpoznająca wszystkie swe emocje – w przeciwnym razie nie są one emocjami. To zawsze jest myśl, będąca reakcją pamięci, wiedzy i obróbką doznań. Czy umysł mógłby się temu przyjrzeć? Czy możesz przyjrzeć się działaniu myśli?
Kiedy się przyglądasz, to kto jest obserwującym, który spogląda na zawartość? Czy jest czymś od tej zawartości odmiennym? Naprawdę bardzo ważne jest, aby o to zapytać i znaleźć odpowiedź. Czy obserwujący jest czymś innym niż ta zawartość, a zatem jest zdolny do tego, by ją zmienić i poza nią wykroczyć? Czy też obserwujący jest tym samym, co owa zawartość? Spójrzcie. Jeśli obserwujący – „ja”, które patrzy – jest czymś innym od tego, co obserwowane, to obserwującego i obserwowane coś oddziela, a zatem panuje konflikt: „Nie wolno mi tego czynić; powinienem czynić to a to”; „Muszę pozbyć się mego szczególnego uprzedzenia” – i przyjmuję nowe uprzedzenie; „Muszę pozbyć się swych starych bogów” – i znajduję sobie nowych. Tak więc póki trwa podział na obserwującego i obserwowane, musi panować konflikt. To jest zasada, prawo. A zatem, czy obserwuję zawartość swej świadomości tak, jakbym zaglądał z zewnątrz, zmieniając fragmenty i przemieszczając je w inne miejsca? Czy też ja, obserwujący, myślący, doświadczający, jestem tożsamy z tym, co obserwowane, doświadczane, myślane?
Jeśli spoglądam na zawartość swej świadomości jako obserwujący z zewnątrz, to musi powstać konflikt między tym, co obserwowane, a obserwującym. Musi panować konflikt i w stanie takiego konfliktu żyjemy: „ja” i „nie ja”, „my” i „oni”. Jeśli „ja”, obserwujący, jestem czymś innym niż gniew, to próbuję go kontrolować, tłumić, panować nad nim, przezwyciężać go i panuje konflikt. Ale czy obserwujący jest w ogóle czymś innym? Czy też jest z istoty tym samym, co to, co obserwowane? Jeśli jest tym samym, to konfliktu nie ma, nieprawdaż? Zrozumienie tego jest inteligencją. Wtedy działa inteligencja, a nie konflikt.
Wielka byłaby szkoda, gdybyście tej prostej rzeczy nie rozumieli. Człowiek żył w stanie konfliktu. Pragnie przez konflikt osiągnąć pokój. A tego się osiągnąć nie da; jakkolwiek wiele broni mielibyście przeciw równie potężnym broniom drugiej strony, pokój nigdy nie nastanie. Nastanie jedynie wtedy, gdy działać będzie inteligencja, ta inteligencja, która pojawia się wraz ze zrozumieniem, że nie ma różnicy między obserwującym a tym, co obserwowane. Wgląd w sam ten fakt, w samą tę prawdę, rodzi ową inteligencję.
To sprawa nadzwyczaj ważna, gdyż wtedy ujrzycie, że nie macie narodowości; można mieć paszport, a nie mieć narodowości. Nie macie bogów. Nie ma autorytetu, ani w was ani poza wami. Wtedy jedynym autorytetem jest inteligencja. Nie jest to przebiegła inteligencja myśli, która jest zwykłą wiedzą działającą w obrębie pewnego obszaru, co inteligencją nie jest.
Tak więc to należy najpierw zrozumieć, gdy spogląda się na swą świadomość: podział na myślącego i myśl, obserwującego i obserwowane, doznającego i doznanie jest fałszem, ponieważ są one tym samym. Nie ma myślącego, jeśli się nie myśli. Myśl stworzyła myślącego. To najpierw należy zrozumieć, wejrzeć w tę prawdę, w ten fakt, tak ewidentny jak to, że tu siedzicie, tak by nie było konfliktu między obserwującym a tym, co obserwowane.
A zatem, co zawiera wasza świadomość, zarówno ukryta, jak i jawna? Czy możecie na nią spojrzeć – i niczego nie próbować?
Można to stwierdzić, ale nie siedząc tutaj, tylko w relacjach z innymi. Stanowią one zwierciadło, w którym ujrzycie, nie zamykając oczu, nie odchodząc w ciemne lasy i pogrążając się w marzenia. Wchodząc w faktyczne związki z mężczyzną, kobietą, sąsiadem, politykiem, swymi bogami, swym guru, będziesz obserwował własne reakcje, nastawienia, uprzedzenia, wyobrażenia, nieustanne szukanie po omacku. Oto zawartość. Teraz jedynie orzesz, siać możesz tylko wtedy, gdy obserwujesz swe relacje z innymi i widzisz, co faktycznie zachodzi. Można patrzeć dowolnie długo i zacząć rozróżniać rozmaite cechy i tendencje, ale jeśli patrzy się jako obserwujący, różny od tego, co obserwowane, to nieuchronnie wywołuje się konflikt, a zatem dalsze cierpienia. Kiedy uzyskuje się wgląd i widzi tę prawdę, iż obserwujący jest obserwowanym, konflikt całkowicie wygasa. Wtedy zaczyna działać energia zupełnie innego rodzaju.
Istnieją różne rodzaje energii. Jest energia fizyczna, zawarta z dobrej żywności; bywa też energia, jaką stwarzają emocje, sentymenty; jest energia tworzona przez myśl w skutek różnych konfliktów i napięć. Żyliśmy dotąd w tym obszarze energii i nadal próbujemy w jego obrębie znaleźć większą energię, aby rozwiązać swe problemy. Istnieje energia innego rodzaju, lub też kontynuacja tej energii w zupełnie innej formie, kiedy umysł działa całościowo, nie w obszarze myśli, lecz inteligentnie.
Czy umysł jest w stanie obserwować to, co sam zawiera, nie dokonując przy tym wyborów, nie wydzielając jakiejś części, pewnej części fragmentu, ale obserwować całościowo? Kiedy patrzę na mapę Francji, płynąc z Anglii przez Kanał, widzę drogę wiodącą do Gstaad. Potrafię określić odległość, dostrzegam kierunek. Wszystko to jest bardzo proste, gdyż zostało zaznaczone na mapie, a ja się nią kieruję. Robiąc to nie patrzę na inne jej części; znam kierunek, w którym chcę jechać, on zaś wyklucza wszystkie inne. Podobnie umysł, szukający w danym kierunku, nie spostrzega całości. Jeśli chcę znaleźć coś, o czym sądzę, że istnieje, to kierunek został ustalony, idę w tę stronę, a mój umysł stracił zdolność widzenia całościowego. Kiedy więc patrzę na zawartość swej świadomości, która nie różni się od waszej, ustaliłem kierunek – by wyjść poza nią. Ruch w pewnym szczególnym kierunku, poszukiwanie danej przyjemności, nie chcenie uczynienia tego a tego, sprawiają, że tracimy zdolność widzenia całości. Jeśli jestem naukowcem, widzę jedynie w pewnym kierunku. Jeśli jestem artystą, podobnie. Jeśli mam pewien talent lub dar, widzę jedynie w pewnym kierunku. Tak więc umysł, o ile porusza się w szczególną stronę, nie jest w stanie spostrzegać całości i jej ogromu. Czy zatem umysł w ogóle może być nieukierunkowany?
To trudne pytanie. Proszę, słuchajcie go. Umysł, rzecz jasna, musi zwrócić się w pewną stronę, jeśli idę stąd do domu, lub kiedy prowadzę samochód bądź spełniam jakąś techniczną funkcję; ja jednak mówię teraz o umyśle, który rozumie naturę ukierunkowania, a w rezultacie jest zdolny do widzenia całości. Gdy widzi całość, może też działać w pewnym kierunku. Kiedy mam w umyśle cały obraz, mogę dostrzec detal; ale jeśli mój umysł operuje jedynie detalami, nie jestem w stanie ogarnąć całości. Jeśli niepokoją mnie własne opinie, niepokoje, to, co chcę zrobić, co zrobić muszę, nie mogę dostrzec całości. To oczywiste. Jeśli przybywam z Indii, pełen uprzedzeń, przesądów i tradycji, nie jestem w stanie widzieć całości. A zatem, czy umysł może być wolny od ukierunkowań? Co nie znaczy, że w żadną stronę się nie zwraca. Kiedy działa wychodząc z całości, kierunek staje się jasny, zdecydowany i skuteczny; ale gdy umysł działa jedynie w pewnym kierunku zgodnie ze wzorem, jaki sobie ustalił, to całości dostrzec nie jest w stanie.
Istnieje zawartość mojej świadomości. Ta zawartość tworzy moją świadomość. A czy umysł jest w stanie spojrzeć na nią jako na całość? Czy może po prostu patrzeć, bez ukierunkowania, nie formułując opinii, nie dokonując wyborów? To oznacza, że nie ma obserwującego, obserwujący jest bowiem przeszłością. Czy może spoglądać z tą inteligencją, której nie stworzyła myśl? Myśl jest bowiem przeszłością. Zróbcie to. Wymaga to niesłychanej dyscypliny, ale nie dyscypliny polegającej na tłumieniu, kontroli, naśladownictwie lub dostosowaniu się, ale dyscypliny, będącej aktem, w którym widzi się prawdę. Działanie prawdy stwarza swe własne działanie, a ono jest dyscypliną.
Czy twój umysł potrafi patrzeć na to, co sam zawiera, gdy mówisz do innego, na zawartość tkwiącą w gestach, w sposobie, w jaki chodzisz, w jaki siedzisz i jesz, w sposobie twego zachowania? Zachowanie ukazuje zawartość twej świadomości, niezależnie od tego, czy u jego podłoża leży przyjemność, nagroda czy ból, które stanowią część twej świadomości. Psychologowie twierdzą, że jak dotąd człowiek był kształcony zgodnie z zasadą kary i nagrody, piekła i nieba. Teraz, jak mówią, należy nas kształcić zgodnie z zasadą samych nagród, nie wolno karać, a trzeba tylko nagradzać – co sprowadza się do tego samego. Widzieć absurdalność kary i nagrody, to widzieć całość. Kiedy dostrzegasz całość, w trakcie twych działań funkcjonuje inteligencja, ty zaś nie zachowujesz się zgodnie z nagrodą czy karą.
W zachowaniu wyraża się zawartość twej świadomości. Możesz skryć się za zachowaniem wytwornym, starannie wyuczonym, ale jest ono jedynie mechaniczne. Stąd rodzi się inne pytanie: Czy umysł jest bez reszty maszyną, czy też istnieje jakaś część mózgu, która w ogóle maszyną nie jest?
Aby przypomnieć to, co powiedziano: Poza nami, w świecie politycznym, ekonomicznym, religijnym, społecznym i tak dalej, ludzie wciąż szukają. Są tam bogowie, nowi guru, nowi przywódcy. A jeśli bardzo uważnie obserwujesz to wszystko, dostrzeżesz, że człowiek funkcjonuje w obszarze myśli. Myśl, z istoty, nigdy nie jest wolna. Myśl jest zawsze stara, jest bowiem reakcją pamięci jako wiedzy i doznań. Myśl jest materią. Należy do świata materialnego, a próbuje uciec z tego świata w świat niematerialny. Ale próba ucieczki w świat niematerialny za pomocą myślenia jest nadal materialna. Mamy moralne, społeczne i ekonomiczne problemy jednostki i wspólnoty. Jednostka stanowi z istoty, z natury, część społeczności. Jednostka nie jest czymś innym niż wspólnota; może mieć swoiste skłonności, swoiste zajęcia, swoiste nastroje i tak dalej, ale ze swej natury stanowi część kultury, która jest społeczeństwem.
Takie właśnie są fakty, jeśli chodzi o to, co dzieje się wokół nas. Fakty, jeśli chodzi o to, co dzieje się w nas, są niemal takie same. Próbujemy znaleźć rozwiązanie głównych problemów ludzkiego życia dzięki operacjom myśli – myśli, którą Grecy narzucili Zachodowi, wraz ze swoją filozofią polityczną, matematyką i tak dalej. Myśl rozwiązania nie znalazła i nigdy nie znajdzie. A zatem musimy wniknąć w całą strukturę myśli i w treść, jaką stworzyła ona jako świadomość. Musimy obserwować działanie myśli w związkach z ludźmi, w codziennym życiu. Taka obserwacja pociąga za sobą wgląd w to, czy jest faktem, że obserwujący jest czymś innym niż to, co obserwowane, bo jeśli tak, to konflikt jest nieunikniony, niczym konflikt między dwiema ideologiami. Ideologie to wynalazki myśli, uwarunkowane przez kulturę, w której powstały.
A zatem, czy możesz, w trakcie codziennego życia, to obserwować? W trakcie takiej obserwacji stwierdzisz, czym jest twoje zachowanie, czy opiera się na zasadzie nagrody i kary – a taka jest większość naszych zachowań, jakkolwiek by nie były wytworne i wyrafinowane. Na podstawie takiej obserwacji zaczynamy się uczyć, czym jest prawdziwa inteligencja. Nie inteligencja pochodząca z książek czy z doświadczeń; to wcale nie jest inteligencja. Inteligencja nie ma nic wspólnego z myślą. Inteligencja działa, gdy umysł dostrzega całość, bezkresną całość – a nie mój kraj, moje problemy, moi mali bogowie, moje medytacje. Dostrzega wszystkie uwikłania życia. A ta cecha inteligencji ma własną, olbrzymią energię.
Saanen, 14 lipca 1974
Mówiliśmy o tym, że świat poza nami i w nas jest pogrążony w chaosie i że wszyscy politycy, przywódcy, kapłani próbują rozwiązać nasze problemy pozostając w obszarze myśli. Tak było przez długie wieki. A jednak widzimy, że cierpienie wciąż trwa: wojny się nie kończą, rządy są mniej lub bardziej skorumpowane, politycy prowadzą oszukańcze gry, a ideologie i systemy zajęły miejsce moralności i inteligencji. Widząc to wszystko, obiektywnie, bez najmniejszych uprzedzeń, nie angażując się w jakąś szczególną ideologię czy jakikolwiek system, obserwujemy, że myśl wprowadza podziały, a doskonałości myślenia niekoniecznie towarzyszy doskonałość postępowania.
Interesuje nas coś, przez co musi się przejść, co trzeba zbadać dogłębnie, tak jak to tylko możliwe, werbalnie i niewerbalnie. To wymaga ogromnej czujności, oddania i rozwagi, poczucia intymnego porozumienia z ludźmi. Ty i ja musimy wspólnie w tym uczestniczyć. Dzielisz to ze mną nie słuchając jedynie ciągu słów, idei czy pojęć – gdyż nie są to idee czy pojęcia, z którymi trzeba się zgodzić lub nie – ale prawdziwie biorąc w tym udział całym sercem, całym umysłem, angażując w to całą swoją energię. Takie poważne zainteresowanie i zaangażowanie ogromnie wiele odsłania, nie tylko źródło naszych myśli i jej intrygi, ale również źródło działań.
Żyjemy działając; działania w żaden sposób uniknąć nie zdołamy. Możesz wycofać się ze świata do klasztoru, złożyć śluby, ale to nadal jest działanie. Możesz wyspecjalizować się w jakiejś szczególnej dziedzinie, co da ci sposobność rozwinięcia swych talentów i zrobienia kariery – i to jest działanie. Działanie to również twe związki z innymi. Ruch życia jest działaniem.
W ramach dotychczasowych cywilizacji, myśl prowadziła do działań pełnych konfliktów, sprzeczności, przeciwstawnych jedno drugiemu; wywołując w ten sposób niezliczone szkody i wielką niedolę. Czy możliwe jest doskonałe myślenie, a zatem doskonałe działanie? Czy też wtedy, gdy myśl wytwarza działanie, zawsze powstaje konflikt? To jest wasze życie i gdybyście je rozumieli, rozumieli swe zachowania, swe postępowanie, swe związki, swój zamęt, tak by stwierdzić, co czynić, aby wasze działanie było doskonałe na każdym poziomie, to musielibyście zapytać, czy istnieje działanie, którego myśl nie rozbija na części. Myśl z samej swej natury jest fragmentaryczna, a jednak za jej pomocą próbujemy na każdym poziomie znaleźć działanie wolne od sprzeczności, od żalu, całościowe, totalne, kompletne. Czy istnieje działanie w najwyższym stopniu doskonałe, a jednak nie oparte na ruchu myśli?
Dlaczego myśl – dzięki której żyjemy, od której zależy cała nasza społeczna moralność – wprowadza podziały? Myśl jest materią. Jest reakcją przeszłości. Tworzy ruch czasu jako wczoraj, dziś i jutro. Myśl ma swe źródła i korzenie w przeszłości, a będąc zakorzeniona w przeszłości, musi tworzyć czas jako ruch. Jak widzimy, z samej swej natury, dzięki samej swej funkcji i strukturze, myśl z istoty czerpie swój byt z przeszłości. Żyje w ramach tradycji, nagromadzonej wiedzy osiągniętej przez społeczność, w obrębie tej olbrzymiej masy wiedzy naukowej, która bez reszty należy do przeszłości. Myśl jest z istoty ruchem wychodzącym z przeszłości. I dlatego musi wprowadzać podziały. Może udawać, spekulować, wierzyć w to, że jest poza czasem; może sobie wyobrazić stan bezczasowy, ale nadal jest to myśl. Może udawać, że wykracza poza swe własne ograniczenia, ale nadal jest to myśl. A zatem, myśl tworzy wokół siebie granice czasu i to jest czynnik dokonujący podziałów.
Wszystkich nas wychowano w kręgu myśli. Edukacja jest ruchem myśli, zdobywaniem coraz większej wiedzy, doskonaleniem myślenia. Skoro myśl wprowadza podziały, to wszelkie działania, jakie stworzy, będą fragmentaryczne, a zatem będą prowadzić do konfliktów. To jest zasada. Człowiek żył, jak o tym wiemy z historii, w serii konfliktów i reakcji, co nieuchronnie wiodło do konfliktów dalszych. Widzimy to we współczesnym świecie. Panuje kryzys: myśl próbuje udzielić nań odpowiedzi, a same te odpowiedzi tworzą problemy kolejne. Jeden kraj dostarcza drugiemu broni, wiedząc doskonale, że wywoła to dalsze kłopoty i tak dalej, i tak dalej.
Czy zatem myśl jest w stanie zapoczątkować działanie totalne, całościowe, trzeźwe, wolne od sprzeczności? Nasze życie jest wewnętrznie sprzeczne: żyjemy na różnych poziomach – zawodowym, rodzinnym, naukowym, religijnym lub artystycznym – a każdy sprzeciwia się pozostałym, każdy jest we własnym zakresie wyspecjalizowany. Specjalizacja zaczyna wykluczać wszystko inne, a zatem wiedzie do sprzeczności, i dlatego też jest destruktywna. Myśl, dążąc w swych działaniach do doskonałości, specjalizuje się i prowadzi do dalszych konfliktów, do dalszych podziałów. Każda specjalizacja ma własny, ambitny cel; każda kariera wiedzie do swoistej satysfakcji, co sprzeciwia się, przeciwstawia sympatii, trosce, szacunkowi i miłości. Przyglądając się temu pytamy, czy istnieje działanie całościowe, nie fragmentaryczne, działanie wolne od żalu, poczucia spełnienia, poczucia frustracji.
Czy istnieje takie działanie? Pytamy o to przez całe życie, gdyż wszystko, co czynimy, powoduje pewien ból, wiedzie do pewnego zamętu lub do pewnej nagrody, do której dążąc tworzymy dalsze podziały. Nieuniknione, naturalne i logiczne jest pytanie, czy istnieje działanie nie zrodzone z poruszeń myśli.
Może się wydawać, że zmienię teraz temat, ale tak nie jest. Potrzebujemy energii. Mamy energię fizyczną, emocjonalną, energię nienawiści, energię pożądania, energię wielkiej pasji, oraz energię wielkiego napięcia, które powstaje na skutek poczucia frustracji, podziału, braku spełnienia. W miarę jak się starzejemy, ciało się zużywa, zaczynają się choroby i bóle, energia nas opuszcza. Większość naszej energii to wytwór konfliktu – jestem taki, a powinienem być inny – lub przestrachu i agresywnego pragnienia, by wciąż podążać w danym kierunku. Istnieje energia, zrodzona z zaangażowania w pewien ideał – na tym opiera się cały świat komunistyczny, od czasów Lenina do dziś, niszczący miliony ludzi, aby osiągnąć to, co uważa za słuszne. To daje człowiekowi olbrzymią energię. Święty, oddany ideałowi, obrazowi, wyobrażeniu, formule, ma energię niesłychaną. Idealiści pełni są olbrzymiej energii. Energii wymaga każda forma specjalizacji. Im bardziej się specjalizujesz, tym większą masz energię. Oto co widzimy nie tylko w sobie, ale i na zewnątrz.
Myśl stwarza swą własną energię. Aby wyprodukować tak wspaniałe urządzenie jak łódź podwodna, niezbędne są olbrzymia energia i współpraca, energia zrodzona z idei, z uporządkowanej myśli. A tego rodzaju energia jest zawsze – w głębokim tego słowa znaczeniu – destruktywna, albowiem wprowadza podziały.
Czy istnieje energia, która nie jest destruktywna, która nie wprowadza podziałów, nie jest mechaniczna, nie oparta na idei lub zaangażowaniu w ideologię? Czy istnieje energia, która w żaden sposób uwikłana w dziedzinę czasu jako myśli, ruchu?
Życie jest działaniem. W samym tym życiu wszelkie związki są działaniem, ruchem w działaniu. A ten ruch, to działanie, opiera się na myśli. Obecnie całe życie polityczne, religijne, społeczne i ekonomiczne, a także moralny relatywizm, oparte są na myśli, która wprowadza podziały, jest wewnętrznie sprzeczna i rodzi niedolę. Czy istnieje działanie w najmniejszym stopniu z tym nie związane? Aby to odkryć, potrzeba energii. Nie zwykłej energii intelektualnej, z całą jej nagromadzoną wiedzą, ani też energii emocjonalnej, rozpoznawalnej dla myśli, a zatem nadal stanowiącej część myślenia, ale energii, która może spowodować totalną transformację w samym funkcjonowaniu umysłu. Aby bardzo głęboko wniknąć w to, czy istnieje działanie nie oparte na poruszeniach myśli, potrzeba olbrzymiej energii, nie energii próbującej znaleźć cel, nie energii jaką posiadasz, gdy podążasz w szczególnym kierunku, ale energii, która jest w stanie przekształcić zawartość świadomości.
Aby wyrazić o inaczej, znamy zawartość własnej świadomości, jeśli w ogóle jesteśmy przytomni i śledzimy swe zachowanie, przyglądając się, słuchając. Pragnienie zmiany tej zawartości jest ruchem w pewnym szczególnym kierunku. To daje energię, ale wprowadza podziały. A jednak pojmujemy, że ta zawartość musi zostać totalnie przeobrażona, albowiem nie może być dalej tak jak jest, chyba że chcemy zniszczyć całą ludzkość. Ta zawartość tworzy świadomość. I dlatego, gdy następuje totalna transformacja zawartości, pojawia się odmienny rodzaj – nie nazwę tego świadomością – całkowicie inny poziom. Aby tę zmianę wywołać, potrzeba olbrzymiej energii.
Musimy zatem być wolni od ukierunkowań. Zobaczcie, proszę, jakie to logiczne, psychicznie zdrowe. Musimy uwolnić się od wyciągania wniosków. Chociaż logiczne wnioskowanie może dać wiele energii, to jest ona marnotrawiona. Umysł musi wyzwolić się z reakcji myślowych. Musi być wolny od ideałów, gdyż one znów wiodą w pewnym kierunku. Umysł musi oswobodzić się od wszystkich wprowadzających podziały poruszeń myśli, takich jak narodowość, rasa, religia.
A czy twój umysł może być od tego wszystkiego wolny? Jeśli nie, to czyń co tylko zechcesz – stój na głowie przez dziesięć tysięcy lat lub medytuj siedząc w pewnej pozycji i należycie oddychając przez kolejne tysiąclecia – a nigdy nie znajdziesz tego, co inne.
Czy zatem umysł zdoła, jak głupie, jak nieinteligentne są ideały? Czy możemy dostrzec tę prawdę, a nie tylko stwierdzić, że ideały są błędne i porzucić je? Bo jeśli dostrzegasz tę prawdę, to jesteś od nich wolny – nie tak jak wtedy, gdy badasz coś logicznie lub historycznie, ale tak jak wtedy, gdy dostrzegasz, że coś jest trujące i odrzucasz je. Nie ma konfliktu, ponieważ inteligencja widzi, że głupotą jest podążać drogą ideałów. Czy jesteś w stanie uwolnić swój umysł od tego wszystkiego?
Czy uwalniasz go za każdym razem po trochu, czy też uwalniasz go całkowicie? Jeśli robisz to po trochu, to pochłania to energię – przyglądanie się temu, jak głupia jest narodowość i odrzucanie jej; przyglądanie się ideałom i dostrzeganie, że wiodą one donikąd, że rodzą konflikt, oraz odrzucanie ich. Czy będziesz uwalniać umysł warstwa po warstwie, co zabierze czas, co zaangażuje analizę? Tradycja powiada, że trzeba postępować krok po kroku, że najpierw musisz uwolnić się od tego, kontrolować ciało, należycie oddychać. Psychologia nie tylko tradycyjna, ale i współczesna powiada, by iść krok po kroku, analizować, zrywać warstwę po warstwie. Można to robić całe lata, aż do śmierci. Czy przejdziesz przez ten długoletni proces? I czy nie jest to strata energii? Jeśli tak, to jak umysł opróżni się z tego, co sam zawiera, tak aby zyskać energię zupełnie innego rodzaju, totalnie odmienną egzystencję? Czy istnieje sposób, by patrzeć na to wszystko całościowo, a w rezultacie być całkowicie od tego wolnym?
Zawartość mego umysłu jest zawartością twego umysłu. Zawartość twej świadomości stanowi zawartość mej świadomości, nieco zmodyfikowaną, mniej lub bardziej podbarwioną, mniej lub bardziej rozbudowaną, z większą przymieszką pewnej sztuki a mniejszą czegoś tam, ale mniej lub bardziej taka sama. Umysł uświadamia to sobie i powiada: „Jak zdać sobie sprawę z tej całości, nie tylko z tego, co świadome, ale i z tego, co nieświadome?” Wiem, że mogę zdejmować warstwa po warstwie, zarówno świadomości, jak i nieświadomości; wiem, że mogę przejść przez ten proces, trwający pewien czas, analizując, znając niebezpieczeństwa analizy. Jestem w stanie to uczynić. Jest to tradycyjny, uznany sposób postępowania. I widzę, iż zabiera to nieskończenie wiele czasu, gdyż każdy krok w analizie musi być dokładny, w przeciwnym bowiem razie krok następny będzie zniekształcony przez analizę już przeprowadzoną. A zatem, każda analiza musi być zupełna, prawdziwa i ostateczna, gdyż inaczej gubię się. A kim jest analizujący? Czy analizujący nie jest tym, co analizowane? Tak więc widzę, że w ten sposób niczego nie osiągniemy.
Co zatem mam czynić? Co ma robić mój umysł, skoro dostrzegł, iż jest to absurdalne?
Czy jednak faktycznie dostrzegł on tę absurdalność, czy też wyobraża sobie, że ją dostrzegł, gdyż ktoś powiedział, iż jest to absurd? Jesteśmy ludźmi wtórnymi, czy więc akceptuję czyjś autorytet, kiedy powiadam, że to absurdalne? Jest to werbalne stwierdzenie nie odniesione do rzeczywistości. Ta akceptacja jest bezzasadna; nie prowadzi do żadnych rezultatów. A zatem umysł odrzuca autorytet, czy to tradycyjny, czy ten, który ukształtowałem z własnych pragnień i egoizmu, mój autorytet, który stwierdza, że wiem. Umysł całkowicie odrzuca autorytety. Nie autorytet prawa, co oczywiste, ale psychiczny autorytet kogoś, kto mówi ci, co czynić, gdyż jesteś zdezorientowany i szukasz kogoś, kto by cię od tego zamętu uwolnił, z własnego chaosu stwarzając autorytet. Historycznie tak to się przedstawia. Gdziekolwiek pojawia się chaos, człowiek zrywa się i bezwzględnie wprowadza pewnego rodzaju ład, który jest całkowitym nieładem. A zatem, czy umysł jest w stanie odrzucić autorytet dlatego, że dostrzega, jaki on naprawdę jest, jakie ma znaczenie, jaką naturę? Nie ma to być po prostu reakcja przeciw autorytetowi, bo jeśli przeciw niemu reagujecie, to stwarzacie inny autorytet. To oczywiste.
Czy umysł, twój umysł, może być wolny od tradycyjnego podejścia polegającego na analizie, introspekcyjnych próbach poprawy? Wszak dostrzegasz, czym naprawdę jest wolność od autorytetu; dlatego też nie ma guru, nie ma zbawiciela, nie da się, medytując, dojść krok po kroku do czegoś niezwykłego. Jest coś niezwykłego, ale na tej drodze osiągnąć się tego czegoś nie da. Czy umysł zdoła to wszystko odrzucić, zanegować, nie stawiając żadnego oporu? Aby to uczynić, musisz patrzeć. Musisz patrzeć na zewnątrz i do wewnątrz; słuchać muzyki świata i jego dysonansów, oraz muzyki wewnętrznej i dysonansów na zewnątrz, gdyż są jednym i tym samym. Stanowimy nieodłączną część świata. Aby tego dokonać, potrzebujemy energii, a tej energii nie dadzą nam pojęcia, słowa. Ta energia pojawia się, gdy wnikamy w nieład umysłu, który funkcjonuje mechanicznie w ruchu myśli. Tak więc żadnej wiary, żadnej idei, żadnego pojęcia, żadnego zaangażowania w tym obszarze. Wtedy, przez negację fałszu – a nie przez stawianie mu oporu lub reagowanie nań – przez niewybiórcze odrzucenie tego, co fałszywe, zyskujesz energię innego rodzaju.
To dość proste. Jeśli wspinasz się na szczyt góry, musisz pozbyć się tych wszystkich rzeczy, któreś dźwigał na równinie, musisz odłożyć je na bok. O wiele ważniejsze jest zrozumienie przywiązania i deprawujących składników myśli – przywiązania i władzy, różnych form dominacji, zepsucia związanego z własnością i posiadaniem – niż poszukiwanie bądź składanie ślubów.
Większość z nas przywiązuje się do posiadanych rzeczy, czy to do antycznego stolika, którego się dogląda i z wielką starannością poleruje, lub do domu, do pewnej osoby, grupy, idei lub do szczególnej formy doznań. Dlaczego umysł jest przywiązany – do naszego wyglądu, włosów, czy do zmartwień? Jest tak wiele rzeczy, do których się przywiązujemy. Dlaczego? A dalej, wiedząc, iż posiadanie w każdej formie stanowi jeden z najbardziej deprawujących czynników w życiu, powiadamy: „Nie posiadaj, miej parę niezbędnych ubrań, ale nie posiadaj, złóż śluby nieposiadania”. Jest w tym wiele udręki: „Chcę tego; muszę tego zaniechać, ślubowałem”. Posiadanie deprawuje, mówimy, trzeba się od posiadania uwolnić, a więc wikła się w to konflikt. Zrozumienie przywiązania jest o wiele ważniejsze niż oderwanie się odeń.
Dlaczego się przywiązujemy? Nie jak się oderwać, ale dlaczego umysł jest przywiązany? Dlaczego przywiązujecie się do swego domu, żony, dziewczyny, ideałów, medytacji, systemów? Dlaczego? Co by się stało, gdybyście się nie przywiązywali?
Przywiązanie daje umysłowi pewne zajęcie; nieustannie o czymś myślicie. Mózg i umysł powiadają: „Muszę się czymś zająć” – bogiem, seksem, alkoholem; „muszę się czymś zająć” – kuchnią, ładem społecznym, komuną, czymkolwiek. Z tej potrzeby bycia zajętym rodzi się przywiązanie, lgnięcie do czegoś. Dlaczego umysł musi być tak zajęty? Co by się stało, gdyby tak zajęty nie był? Zszedłby na manowce? Uległby dezintegracji? A może czułby się zupełnie nagi, pusty? Czy lęk przed tą pustką rodzi potrzebę bycia zajętym i, w rezultacie, przydaje znaczenia meblom, książkom, ideom i tak dalej? To z powodu uczucia pustki i samotności, nie bycia całością, umysł się przywiązuje. Czy umysł może żyć, być pełen sił, energii, głębi, bez przywiązań? Oczywiście, że tak.
Czy miłość jest przywiązaniem? Nie że miłość jest oddaleniem. Kiedy miłość wiąże się z przywiązaniem bądź oddaleniem, to jest, jak wszyscy wiemy, bolesna; przechodzimy przez ten szpetny stan.
Władza jest inną formą deprawacji – władza polityczna, religijna, władza w świecie interesów, władza pozwalająca na wykorzystanie posiadanego talentu. Z panowania nad kimś, nad swoim kucharzem bądź służącym, nad żoną lub mężem, czerpiesz wielką przyjemność. To inna forma deprawacji. Ta energia, która jest tak niezbędna dla przeobrażenia tego, co zawiera świadomość, zostaje na te wszystkie sposoby rozproszona. Czy możesz widzieć to jako fakt, jako niebezpieczny fakt? Nie względne zagrożenie, ale totalne zagrożenie dla ludzkości.
A jeśli spostrzegasz to jako realne zagrożenie, tak jakbyś widział niebezpieczeństwo, gdy spada kamień, to natychmiast się przed tym usuwasz i jesteś od tego wolny. Aby to obserwować, potrzeba pewnej wrażliwości, zarówno fizycznej, jak i psychicznej, a braknie ci jej, jeśli pozwalasz sobie na wiele – alkohol, seks, przepracowanie. Tak więc, jeśli w ogóle traktujesz to serio, jeśli poświęcasz temu uwagę, troskę, uczucie, to ujrzysz, że ta wolność od podziałów stworzonych przez myśl rodzi inny rodzaj energii, będącej inteligencją. Tej inteligencji nie zrodziła myśl. Nie jest to pełna sprytu inteligencja polityka, kapłana lub biznesmena. Powstaje ona z wolności, czyli z dostrzegania fałszu, nierealności tego wszystkiego. Czy twój umysł może widzieć to całościowo? Nie może, jeśli w ogóle zwraca się w jakimś kierunku.
Inteligentny umysł działa w obszarze myśli inteligentnie, rozsądnie, nie stawiając oporu. Jest wolny od struktury i konsekwencji przywiązania, od oddziaływania przywiązań, od dążenia do władzy i wszystkich związanych z tym komplikacji, bezwzględności tych dążeń. Widzi proces wprowadzania przez myśl podziałów, a widząc to jasno, całościowo, ma energię. Ta energia jest inteligencją. Mając tę energię, tę inteligencję, może działać w obszarze myśli, a nie na odwrót.
Można spostrzec, że nie istnieje podział na zewnętrze i wnętrze, są to wzajemne relacje. Widzi się to i widzi się też, iż do przeobrażenia umysłu potrzeba energii. A zatem porzuca się wszystko, co marnotrawne, wszystko co psychiczne, wszystko co podtrzymuje podziały i konflikty w obrębie umysłu. Można tego dokonać jedynie wtedy, gdy się to obserwuje, a nie gdy stawia się temu opór. Tak obserwować zaczyna się jedynie wtedy, gdy obserwujący jest tym, co obserwowane. Obserwujący jest przeszłością, przedstawianą przez myśl w kategoriach doświadczenia, wiedzy, wspomnień, tradycji; stanowią one istotę tego, co obserwowane. Tym, co obserwuje, a co jest wynikiem myślenia, jest nadal myśl. To myśl stworzyła panujące w świecie chaos, udrękę, głód, nędzę, brutalność, gwałt, trwające wciąż nieład i szaleństwo. I to obserwujący powiada: „Muszę to wszystko zmienić” – jeśli w ogóle jest inteligentny, jeśli w ogóle jest przytomny, a nie pochłonięty swym mizernym sposobem życia. Ale czy obserwujący różni się od tego, co obserwuje? On również został utworzony przez myśl, a zatem jest tym, co obserwowane. A kiedy zaczyna się to rozumieć, nie jako werbalne stwierdzenie, ale jako rzeczywistość, konflikt znika, a umysł wykracza poza ograniczenia, jakie myśl narzuciła działaniu.
Czy jesteś w stanie to uczynić? A jeśli nie, to dlaczego? Czy dlatego, żeś gnuśny, leniwy, zobojętniały, nie tylko na własne smutki, na własne cierpienie, na własną niedolę, ale też na niedolę milionów ludzi, na to co dzieje się w Rosji, w Indiach i gdzie indziej? Czy całkiem zobojętniałeś na to wszystko, gdyż chcesz znaleźć Boga, chcesz medytować, chcesz uczyć się należycie oddychać, mieć właściwe związki seksualne i tak dalej? Jeśli obchodzi cię cała ludzkość, nie jedynie sąsiad czy żona, ale cała ludzkość, to o ile widzisz całość, możesz uporządkować szczegóły. Ale nie możesz uporządkować szczegółów bez postrzegania całości. Politycy, analitycy, kapłani tego nie widzą. Jedynie ty i ja, jesteśmy ile jesteśmy w pełni odpowiedzialni, zainteresowani, poważni, zaangażowani, możemy stawić tym problemom czoła, albowiem ujrzeliśmy całość, a w rezultacie zyskaliśmy niesłychaną żywotność i inteligencję, a mimo to jesteśmy zdolni do funkcjonowania w szczegółach.
Saanen, 16 lipca 1974
Mówiliśmy o rozumieniu naszych działań, naszego zachowania i tego, co zawiera świadomość. Jeśli nie zrozumiemy natury i struktury tej świadomości, w obrębie której działamy, w której rodzą się całe nasze działanie i całe nasze myślenie, to, jak mi się wydaje, zawsze będziemy się potykać, żyć w zamęcie, toczyć nieustanną walkę w sobie i poza sobą. Nie zdołamy znaleźć spokoju, poczucia głębokiej, wewnętrznej ciszy. W świecie, który co dzień popada w coraz większe szaleństwo, gdzie tak wiele jest brutalności, gwałtów, oszustw i krętactw, jest tak niezbędne, abyśmy wszyscy rozumieli ten olbrzymi problem życia.
Teraz zajmiemy się tym, co zwane jest materializmem. Materializm określa życie jako materię, materię w ruchu ulegającą zmianom, a jest ona również świadomością i wolą. Musimy w to wniknąć, by stwierdzić, czy istnieje coś więcej niż materia i czy możemy poza nią wykroczyć. Nie jest to jedynie igraszka intelektualna i badanie, a raczej głębokie dociekania, czy nasze umysły i całe nasze życie społeczne, ekonomiczne, włączając w to świadomość i wolę, są bez reszty materialne. Czy cały byt, łącznie ze świadomością i wolą, to ruch i przemiany materii?
Rządzą nami zmysły – smak, powonienie, dotyk i tak dalej; odgrywają w naszym życiu wielką rolę. Mózg, jeśli się go zbada, jeśli jest się świadomym jego działań, zawiera w swych komórkach wspomnienia jako doświadczenia i wiedzę. To, co zawierają owe komórki, jest materialne; a zatem myśl, zdolność myślenia, jest materią. A można sobie wyobrazić, myślowo skonstruować, jako myśl, „inność”; czyli coś innego niż materia – ale nadal jest to materia jako wyobrażenie. Wiemy, że żyjemy w świecie materialnym, ugruntowanym w naszych wrażeniach, pragnieniach i emocjach, i konstruujemy zawartość świadomości, będącą w istocie produktem myśli. Wiemy o tym, o ile nie popadamy w romantyzm, ale wnikamy w to bardzo głęboko i poważnie; a jednak, wiedząc o tym, mówimy, że musi istnieć „inność”, coś, co wykracza poza to. A zatem myśl zaczyna badać „to inne”. Ale gdy myśl bada „to inne”, jest ono nadal materialne. Trzeba to zrozumieć, gdyż wszyscy łatwo ulegamy nastrojom romantycznym; wszystkie nasze religie są sentymentalne i romantyczne. Żyjąc w ciasnych granicach materializmu, chcemy mieć coś o wiele większego poza nimi. To naturalne pragnienie. A zatem myśl konstruuje werbalną i niewerbalną strukturę Boga, inności, bezkresu, bezczasowości i tak dalej. Wciąż jednak jest to produktem myśli, a zatem nadal jest materialne.
Tak więc myśl stwarza formę poza sobą, sądząc, że ta forma – to wyobrażenie, ten pierwowzór – nie jest materialna. Ale ta forma jest produktem myślowym; ideał to wciąż wytwór myśli, a zatem nadal jest materialny. Jeśli pojedziecie do Indii czy gdzieś na Daleki Wschód, powiedzą wam, że to akceptują, twierdzą jednak, iż istnieje wyższa jaźń, nadświadomość, która przewyższa to, co materialne lub je w sobie mieści – tak jak na Zachodzie macie ducha. Określają to sanskryckim słowem Atman. Ale Atman, superświadomość, dusza, jest nadal produktem myśli. Myśl jest materią; jakkolwiek by się poruszała, wewnątrz i na zewnątrz, próbując wyjść poza siebie, jest wciąż materialna.
Tak więc powstaje pytanie: Czy umysł jest mechaniczny? To znaczy, czy w naszych umysłach myśli, uczucia, reakcje, poczucie obowiązku, związki, nawyki, opinie i tak dalej, są jedynie mechaniczne; czyli są reakcjami określonymi przez uwarunkowanie, przez wpływ środowiska? Jeśli nie ma w umyśle nic więcej, to żyjemy w ogromnym więzieniu, z którego nie ma ucieczki.
Przed takim problemem stał człowiek przez długie wieki. Wie, że żyje dzięki zmysłom, ulega pragnieniom, żądzom – seksualnym, intelektualnym i innym – i pyta: „Czy to wszystko?” Następnie zaczyna wymyślać bogów, superbogów, nadświadomość i tak dalej, i tak dalej. Wymyśliwszy i wytworzywszy formę, idzie za nią, sądząc, że jest niesłychanym idealistą bądź kimś ogromnie religijnym. Ale ta pogoń za tym, co nazywa „Bogiem” lub prawdą, jest wciąż pogonią za produktem myślenia, który jest materialny. Przyjrzyjcie się temu, co uczynił. Zobaczcie, co dla niego, co dla każdego z nas, zrobiły jego kościoły, świątynie, meczety. Poczujcie to wielkie oszustwo, którym go żywiono, a o którym sądzi, że jest nadzwyczaj idealistyczne. Kiedy zdajemy sobie z tego sprawę, na serio, przeżywamy szok, bowiem zostajemy odarci ze wszystkich złudzeń.
Jeśli zaszliśmy tak daleko, zaczynamy pytać, czy istnieje ruch nie będący ruchem myśli. Jak to stwierdzamy? Jeśli próbujemy odkryć, czy jest coś poza światem materialnym, to musimy zbadać, co stanowi przyczynę naszych poszukiwań. Czy przyczyną poszukiwań nie jest ucieczka od tego? Przyczyna oznacza motyw. Czy wszystkie nasze dociekania są motywowane? Bo jeśli tak, to wyrastają raczej z poszukiwania przyjemności lub ucieczki od lęku. Lub, jeśli motyw stanowi całkowite niezadowolenie z tego, co jest, to określa to swą własną odpowiedź. Dlatego też, aby badać „to inne”, mój umysł musi być wyzbyty przyczyn.
Jak powiedzieliśmy, i powtarzamy to raz jeszcze, w umyśle musi zajść przeobrażenie, nie peryferyjne reformy, ale rewolucja w głębi, aby rozwiązać problemy stworzone przez myśl, religijne, ekonomiczne, społeczne czy moralne. Jeśli nie jesteśmy fircykami, bawiącymi się jedynie teoriami i filozofiami wynalezionymi przez myśl, ale ludźmi naprawdę poważnymi, to musimy interesować się i bez reszty poświęcić pytaniu o przeobrażenie zawartości świadomości. Gdyż, jak powiedzieliśmy, to zawartość tworzy świadomość. I zapytaliśmy, kim jest ta istota, która ma to zmienić. Powiedzieliśmy, iż obserwujący jest tym, co obserwowane, a gdy oddziela się obserwującego od tego, co obserwowane, „ja” od „nie ja”, to zachodzi konflikt. Ten konflikt z istoty powoduje utratę energii. I kiedy mu się przyglądasz i stwierdzasz, że obserwujący jest tym, co obserwowane, likwidujesz konflikt całkowicie i masz olbrzymią energię, gdyż nie tracisz jej już na konflikty.
A ta energia występuje albo w dziedzinie myślenia, albo jest to energia nie mająca nic wspólnego z myślą. Czy dla umysłu obarczonego, uwarunkowanego i kształtowanego przez materialną myśl istnieje ruch inny niż ruch myślenia? Aby to stwierdzić, musimy przyjrzeć się przyczynie tego poszukiwania. Tam, gdzie jest myśl, jest też czas. Przyczyna wytwarza skutek, a ten skutek znów staje się przyczyną. To naprawdę nie jest trudne, jest to bowiem nasze życie; staje się trudne, gdy zaczynasz to traktować, postrzegać, jako coś odrębnego od codziennego życia.
Wyraźmy to inaczej. Czym jest cnota, moralność? Czy moralność jest przelotna? Względna? A może absolutna? Dla nas, we współczesnym świecie, moralność jest względna, a ten relatywizm niemal nas niszczy. A zatem pytamy: Czym jest cnota? Czy istnieje cnota absolutna, poczucie braku nienawiści w każdych okolicznościach? Czy istnieje całkowity pokój, absolutny pokój, którego nic nie może zakłócić? Czy można żyć bez najmniejszego poczucia agresji? A może agresja jest względna, nienawiść zmodyfikowana i tak dalej? A zatem, czym jest cnota? Jeśli mnie uderzysz, a ja oddam, a później za to przeproszę, to staje się to względne. Jeśli mam powód, by cię uderzyć lub nie lubić, lub by być agresywnym, ten powód sprawia, że moje działanie nie jest całościowe, a wobec tego jest względne. Czy istnieje sposób życia wolny od przyczyn? Albowiem z chwilą, gdy masz powód, życie staje się względne. Jeśli mam powód, by cię kochać – gdyż zapewniasz mi wygodę, psychicznie, fizycznie, seksualnie, moralnie – to nie jest to miłość. Tam więc, gdzie występuje przyczyna, działanie musi być względne. Ale gdy nie ma przyczyn, działanie będzie absolutne.
Spójrz, do dzieje się w twoim życiu, nie według wyjaśnień, jakie podaję. Jeśli od ciebie zależę, jeśli jestem do ciebie przywiązany, to ta zależność i przywiązanie mają przyczynę. Jest tak dlatego, że jestem samotny lub pragnę towarzystwa; chcę twojej miłości, twego uczucia, twej opieki, a zatem jestem do ciebie przywiązany. Z tego przywiązania rodzi się wielki smutek, ból. Ponieważ mnie nie kochasz, lub zaledwie mnie tolerujesz, lub darzysz mnie niewielkim uczuciem, a zwracasz się do kogoś innego, pojawiają się zazdrość, wrogość, nienawiść i cała ta reszta. Gdzie jest przyczyna, tam działanie, moralność muszą być względne.
Czy umysł może uwolnić się od formy, od ideału, od formy jako przyczyny, tak że jest zdolny do wykroczenia poza siebie? To naprawdę bardzo proste; słowa sprawiają, że staje się tak trudne. Słowa są niezbędne, aby się porozumiewać, ale jeśli żyje się jedynie na poziomie werbalnym, są absolutnie bezużyteczne. Przypomina to oranie, oranie, oranie – a niszczysz ziemię jedynie orząc.
Mamy ten problem, który człowiek usiłował rozwiązać od samego początku, a mianowicie: Czy całe życie jest mechaniczne? Całe życie materialne? Czy całe istnienie, włączając w to umysł, świadomość i wolę, jest materią? Tym jest całe twoje życie? Można udawać, że nie, ale faktycznie tak jest. Zamknięta w tym myśl stwarza formę, ideał tego, co najwyższe, najwyższą formę doskonałości, wielkiej szlachetności, bogów, a także inne rzeczy, jakie myśl w świecie wynalazła, olbrzymi ruch technologiczny. Wszystko to jest materią. A żyjąc na tym brzegu, co my, z naszymi wojnami, naszymi urazami, naszą przerażającą polityką – żyjąc po tej stronie rzeki, który jest materią, umysł powiada: „Chcę się przeprawić; tam musi coś być, albowiem to życie jest zbyt głupie”. I jest ono głupie: po prostu chodzić do biura, zarabiać pieniądze, mieć obowiązki, walczyć, konkurować, martwić się, rozpaczać, niepokoić się, smucić, a wreszcie umrzeć. Mówimy, że nie jest to wystarczająco dobre. Możemy wyrazić to bardziej filozoficznie, w języku ekstrawaganckim bądź romantycznym, ale widzimy, że jest głupie i chcemy czegoś więcej.
Potem mówimy: „Jak mamy przeprawić się przez rzekę na drugi brzeg?” Pytamy: „Kto nas przewiezie?” Gdy zadajemy to pytanie, pojawia się ksiądz, guru, człowiek wiedzący i powiada: „Chodź za mną” – a wtedy jesteśmy skończeni, gdyż on jest dokładnie taki jak my, ponieważ wciąż funkcjonuje dziedzinie myśli. Stworzył bogów, Jezusa, Buddę, Krisznę. Stworzył formę a ona jest równie materialistyczna, jak nasze wrażenia; jest wytworem myśli. I jeśli to jest absolutnie jasne i nie ucieka się w romantyzm, nie umywa idealistycznie rąk, nie szuka pocieszenia i wszystkich tych rzeczy wiodących do złudzeń, jeśli jest absolutnie jasne, że każda modyfikacja w dziedzinie świadomości to jedynie przejście od jednego przedmiotu do drugiego w dziedzinie myśli, to co umysł ma robić? A może ma nie robić?
Po pierwsze, w takim umyśle musi panować pełny ład, materialny ład, ponieważ jeśli znajduje się w stanie nieładu, to nie może się od siebie uwolnić. Myśl jest materią, a jej działania w obrębie świadomości stworzyły niesłychany zamęt i nieład. Politycznie, religijnie, społecznie, moralnie, w związkach, w każdym kierunku wywołała nieład. I takie jest twoje życie. Dopóki nie zapanuje absolutny ład – a używam słowa absolutny, a nie względny – dopóki w tym obszarze nie ma absolutnego ładu, dopóty każdy powód, by poza ten obszar wykroczyć, wciąż jest wytworem nieładu. A zatem niezbędny jest ład.
A jak nastaje ten ład politycznie, religijnie, intelektualnie, moralnie, fizycznie, w związkach – ład absolutny, nie praktyczny, nie względny? Jak umysł, wyćwiczony, wyedukowany, uwarunkowany tak, aby żyć w nieładzie i akceptować ów nieład, ma zaprowadzić w sobie ład? Pamiętaj, że jeśli powiadasz, że istnieje zewnętrzny czynnik, który zaprowadzi ład, to ów czynnik jest wytworem myśli, a zatem wywoła on sprzeczność – a w rezultacie nieład. Jeśli twierdzisz, że działanie woli zaprowadzi ład, to czym jest wola? „Zrobię to” – przyjrzyj się temu, zobacz. Kiedy jesteś agresywny, kiedy mówisz „Muszę to zrobić”, czym jest ta wola obecna w działaniu? Nie jest pragnieniem, zaplanowanym celem do osiągnięcia, osiąganiem celu zaplanowanego przez myśl jako ideał, jako forma, jako pierwotny wzorzec. Czy myśl może zaprowadzić ład? W ten sposób próbują go osiągnąć politycy, księża i tak zwani reformatorzy. Myśl stworzyła nieład. Co zatem mamy robić?
Czy umysł, twój umysł, jest w stanie obserwować, dostrzegać ów nieład? Jest się w stanie nieładu. Widzi się, że ćwiczenie woli, postępowanie za kimś, odczuwanie pragnienia przezwyciężenia nieładu, wciąż mają miejsce w dziedzinie nieładu. A zatem mówi się do siebie: „Co mam robić, co ma umysł robić?” Przede wszystkim, czy zna się nieład? Czy umysł widzi nieład, czy zna jedynie opis nieładu? Opisujesz mi górę, jej piękno, okrywające ją śniegi, jej zarys na tle błękitnego nieba, głębię cieni w lesie, płynące wody, poszum drzew, piękno tego wszystkiego. Opisujesz mi to, a ów opis urzeka mój umysł i żyję tym opisem. Ale opis nie jest tym, co zostało opisane. A zatem zadajemy sobie pytanie: „Urzekł mnie ów opis, czy też faktycznie dostrzegam nieład?” Jedno jest intelektualne, drugie faktyczne. A czy umysł obserwuje nieład, co oznacza brak słów, nie uleganie opisowi, ale po prostu obserwowanie tego niesłychanego nieładu? Czy umysł może tak obserwować? A gdy obserwuje się własny nieład, czy istnieje „obserwator” na to patrzący, czy też obserwującego w ogóle nie ma, a jest jedynie obserwowanie?
Obserwuję cię, widzę cię. Spotkałem cię rok temu; jesteś mi miły bądź niemiły, schlebiałeś mi lub mnie znieważyłeś, a może zignorowałeś. Wspomnienie o tym trwa. W tym roku cię spotykam, a pamięć reaguje. Ta pamięć jest przeszłością, a także obserwującym. To oczywiste. Czy umysł jest w stanie obserwować cały ten nieład, społeczny, moralny i tak dalej, stworzony przez myśl, w którym żyję, a który stanowi część mnie? Czy umiem obserwować ów nieład bez obserwującego? Jeśli istnieje obserwujący, spoglądający na nieład, to zachodzi podział na obserwującego i obserwowane. W tym podziale następuje konflikt: „Muszę to kontrolować, muszę to zmienić, muszę to stłumić, muszę to przezwyciężyć” i tak dalej. A gdy nie ma obserwującego, a jedynie się obserwuje, to nie ma konfliktu, istnieje jedynie obserwowanie. Wtedy dysponujemy energią, by wykroczyć poza nieład.
Tam, gdzie jest podział, musi zachodzić konflikt. Obserwujący, zakorzeniony w przeszłości, jest z istoty czynnikiem podziału. A czy umysł może dostrzec tę prawdę i obserwować faktyczny nieład twego życia, a nie opis? Czy umie obserwować twój nieład, twój zamęt, twoje niepokoje, twoje sprzeczności, twoje egoistyczne żądania, to wszystko? Obserwować. A jeśli obserwuje się bez obserwującego, to wykracza się poza to, co z kolei oznacza pełny ład, nie względny ład, ale ład matematyczny, który jest istotny zanim zdołasz pójść dalej. Bez ładu w świecie materialnym, w świecie materii, w świecie myśli, umysłowi brak oparcia, brak podstaw, na których by się poruszał.
Dlatego też niezbędne jest obserwowanie zachowania. Czy zachowuję się zgodnie z motywem, zgodnie z okolicznościami? Czy zachowuję się pragmatycznie, czy w każdych okolicznościach tak samo? Nie tak samo w sensie naśladowania wzorca; czy jest to zachowanie, które nie bywa względne, które nie opiera się na nagrodzie i karze? Zbadaj to, obserwuj, a stwierdzisz, jak straszne jest twoje zachowanie, jak patrzysz na zwierzchników i podwładnych i tak dalej. Nie ma stałego ruchu wolnego od motywu nagrody i kary.
Potem musisz też zbadać związki w świecie materialnym. Związek jest niesłychanie ważny, albowiem życie to związek. W jakim związku pozostajesz? Czy wchodzisz w jakiś związek? Związek oznacza adekwatną reakcję na każde wyzwanie. Gdy tak to badam, to czy związek z kimś innym jest osobisty i serdeczny, czy nie za bardzo? Czy opiera się na moich opiniach, moich wspomnieniach, moich krzywdach, moich żądaniach, moich pragnieniach seksualnych? Jeśli mój związek z tobą jest względny, to ulega zmianom: jednego dnia jestem ponury, a innego nie tak bardzo, następnego dnia jestem miły, a trzeciego cię nienawidzę, czwartego zaś kocham i tak dalej, i tak dalej. Jeśli ten związek mnie nie zadowala, pójdę do kogoś innego. Tę grę rozgrywaliśmy przez wieki. Obecnie jest bardziej otwarta, bardziej ekstrawagancka, bardziej wulgarna, to wszystko.
A zatem mój umysł musi stwierdzić, w jakich związkach faktycznie pozostaje. Jeśli brak harmonii w świecie materialnym, w którym żyję, który stanowi część mnie, we mnie, który jest moją świadomością, umysł nie zdoła poza siebie wykroczyć. Oto dlaczego wasze medytacje, postawy, ćwiczenia oddechowe, wyjazdy do Indii i poszukiwania, są tak zupełnie bezsensowne.
A zatem, czy mój związek jest względny? Czy wszystkie związki są względne? Czy też żadne w ogóle związki nie zachodzą, chyba że podział jako „ja” i „ty” nie istnieje? Jestem z tobą związany, bo cię kocham, bo dajesz mi jedzenie, ubrania, schronienie, zapewniasz seks, towarzystwo. Stworzyłem wspaniały obraz ciebie; możemy jedno drugie denerwować, irytować, ale to banał. I trwam przy tobie; jestem do ciebie przywiązany, a w tym przywiązaniu kryje się wielki ból, wielki smutek, cierpienie, udręka, zazdrość, antagonizm. A zatem mówię sobie: „Muszę się od tego uwolnić”. A uwalniając się przywiązuję się do kogoś innego. I gra zaczyna się od nowa. A zatem mówię sobie: „Na czym polega ten związek? Czy jestem związany? Czy kiedykolwiek mogę wejść w związek?” Istnieje w tym „ja”, które goni za swymi pragnieniami, ambicjami, chciwością, lękami, pragnieniem większego prestiżu, lepszego stanowiska i tak dalej; jest też ktoś inny, również idący za swymi pożądaniami. Czy w ogóle może zajść jakikolwiek związek między dwiema istotami ludzkimi, z których każda funkcjonuje zgodnie ze swymi wyłącznymi, egoistycznymi pragnieniami i za nimi się ugania?
Nie zachodzą związki w tym kierunku, ale mogą zachodzić tam, gdzie w ogóle nie ma „mnie”. Gdy „ja”, jako myśl, nie istnieje, wchodzę w związek; wtedy jestem związany z tobą, drzewami, górami, ludźmi. To zaś oznacza – nieprawdaż? – `miłość, która powstaje bez przyczyny.
Świadomość, wraz z tym, co zawiera, należy do dziedziny materii. Umysł nie jest w stanie poza to wykroczyć, chyba że panuje w nim pełny ład, a w jego związki są całkowicie wolne od konfliktów – chodzi o związki, w których nie ma „ja”.
To nie jest tylko wyjaśnienie słowne: mówca opowiada wam o tym, czym żyje, a nie o czym mówi; jeśli tym nie żyje, to jest to hipokryzja, nieprzyzwoitość.
Kiedy w umyśle panuje ład i poczucie pełnego związku, to co się dzieje? Wtedy umysł niczego nie szuka, nie popada w żadnego rodzaju złudzenia. To jest absolutnie konieczne, gdyż myśl może wynaleźć dowolne doznanie, dowolną wizję, dowolnego rodzaju superświadomość i całą tę resztę. Nie ma ideału, nie ma formy, jest tylko zachowanie, będące ładem i poczuciem związku z całą ludzkością. I tu macie podstawy.
Stąd powstaje inne pytanie: Czy umysł jest całkowicie uwarunkowany? Ten mózg ludzki miał tysiące i tysiące doświadczeń; wykształcono go na podstawie ogromnej nagromadzonej wiedzy, z książek i skądinąd, i teraz ona znajduje się w tym mózgu. A myśl operuje jedynie w dziedzinie tego, co znane. Może wynaleźć dziedzinę, która powiada: „Oprócz wiedzy, istnieje ‘ja’”, ale to jest za głupie. A zatem mój umysł pyta: Czy całość umysłu jest uwarunkowana przez czynniki ekonomiczne, społeczne, środowiskowe, religijne, przez kulturę, w której żył? Czy umysł, do którego należy mózg, jest całkowicie uwarunkowany w granicach czasu? Czy umysł jest zupełnym niewolnikiem?
Nie mów tak lub nie, bo wtedy już to rozwiązałeś, wtedy nie pozostaje już nic do zbadania. Ale umysł, który pyta, poszukuje, przygląda się, bez jakiegokolwiek motywu, bez ukierunkowania, mówi: „Czy umysł jest całkowicie uwarunkowany, a zatem zmechanizowany?”. [ze s.281, brak ostatniej linijki] dziedzinie wiedzy, naukowej, technologicznej, czy tradycji kapłańskiej. Działa mechanicznie: powtarza, powtarza, powtarza. Oto co się dzieje – powtarzanie pragnień, seksualnych bądź innych, powtarzanie, powtarzanie, powtarzanie. Dlatego też umysł zadaje sobie pytanie: „Czy ta całość jest zmechanizowana, czy też w dziedzinie umysłu istnieje obszar, który zmechanizowany nie jest?” Czy umysł może być wolny od związków przyczynowych, bo tam, gdzie działają przyczyny, cały ruch myśli musi być mechaniczny.
Saanen, 18 lipca 1974 r.
Interesuje nas przede wszystkim przeobrażenie, radykalna przemiana ludzkiego umysłu. Ludzki umysł obejmuje mózg, serce, organizm jako całość, umysł, który stworzył ten świat wokół nas, świat zepsucia, gwałtów, brutalności, próżności i wszystkich tych struktur, prowadzących do wojen. Interesuje nas zmiana zawartości świadomości, gdyż ta zawartość stanowi świadomość. Jeśli nie nastąpi ta radykalna rewolucja, ta psychiczna przemiana, to nie będzie końca konfliktom, nie ustaną cierpienie i wszystkie te gwałty, dziejące się na całym świecie.
Owej zmiany nie da się dokonać bez znajomości siebie, bez samowiedzy. Nie chodzi o wiedzę o „wyższej jaźni”, czy o wiedzę o jakiejś „najwyższej świadomości”, one bowiem wciąż należą do dziedziny myśli. Jeśli nie rozumie się własnej jaźni, jaźni codziennej – co ona myśli, co czyni, jej przywiązań, podstępów, ambicji, wszystkich jej egocentrycznych działań, utożsamiania się z czymś szlachetnym bądź nikczemnym, stanem lub jakimś ideałem – to nadal pozostajemy w kręgu „ja”. Jeśli nie rozumie się tej zawężającej się dziedziny, którą w tak niewielkim stopniu sobie uświadamiamy – dziedziny, do której należą zarówno nieświadomość, jak i świadomość, która dotyczy jednostkowego ego, jego jednostkowych ambicji i reakcji, które z istoty stanowią część całości, część społeczności, część kultury, w której ono żyje – jeśli nie zrozumiemy tego radykalnie, to zawartości świadomości przeobrazić się nie da.
„Rozumienie” to nie rzecz intelektualna, emocjonalna czy przelotna. Jest to coś, co pojawia się wraz z działaniem, chodzi zatem o rozumienie całkowite, a nie częściowe. Rozumiejąc siebie, własną świadomość i jej zawartość – gdyż nie ma świadomości bez zawartości – dostrzega się, że istnieją dwa zasadnicze czynniki, przyjemność i lęk. Nie da się ich odseparować. Tam, gdzie dąży się do przyjemności, trwa się przy niej i jej pragnie, tam nieuchronnie budzi się lęk. Rozumiejąc lęk, nie wolno lekceważyć faktu przyjemności.
Myśl jest miarą lęku. Myśl jest reakcją pamięci, będącej doświadczeniami i wiedzą, zgromadzoną w komórkach mózgowych i tkankach. Myśl jest materią. Cały świat jest zbudowany z myśli, sama jego natura, substancja i działania opierają się na myśli. Trzeba stwierdzić, czy to myśl zrodziła lęk. Nie jak się od lęku uwolnić; wolność od lęku pojawi się nieuchronnie, gdy zrozumie się strukturę, naturę i funkcjonowanie myśli.
Kiedy obserwuje się cały proces myślowy – który stworzył ten świat, ze wszystkimi jego religiami, wszystkimi jego bogami, jego zbawicielami, który stworzył materialistyczny świat, w którym żyjemy – widzi się, że dopóki tam funkcjonujemy i tam pozostajemy, lęk musi trwać. Lęk stanowi przyczynę samotności, ubóstwa, zarówno fizycznego, jak i psychicznego; powoduje przywiązanie do własności, do ludzi, idei, pojęć, narodów, rodzin. Dopóki myśl funkcjonuje w obrębie świata materialnego – a musi w tym świecie funkcjonować – lęk uniknąć się nie da. Co jeszcze nam pozostaje, jeśli żyjemy w świecie materialnym, gdyż tam musimy szukać bezpieczeństwa, fizycznego i psychicznego! Dopóki umysł szuka materialnego bezpieczeństwa, dopóki umysł domaga się trwałości, dopóty lęk musi trwać. A jednak mózg może funkcjonować efektywnie, obiektywnie, racjonalnie jedynie wtedy, gdy ma zapewnione pełne bezpieczeństwo. To oczywiste. Gdy brak mu bezpieczeństwa, szuka go w wierze w bogów, w symbolach, w ideologiach, w nacjonalizmach, co wiedzie do zachowań neurotycznych. Dopóki nazywam siebie nacjonalistą w odniesieniu do danego kraju, dopóty zachowuję się neurotycznie; wywołuję konflikty i podziały między ludźmi. To jedna z przyczyn lęku. Gdy zdajesz sobie z tego sprawę, gdy uświadamiasz sobie całą tego naturę, czy wciąż jesteś nacjonalistą? Jeśli tak, to przyjemność i lęk muszą trwać nadal.
Jeśli umysł żyje całkowicie w świecie materialnym. to nic oprócz materii – będącej myślą, świadomością i wolą – nie istnieje. Jeśli umysł tam żyje, lęk będzie trwał, tam bowiem nie ma niczego oprócz żądzy materialnego bezpieczeństwa i trwałości. A gdzie jest ta żądza, tam musi być lęk.
Wszystkie te rozmaite lęki kryją się w zakamarkach świadomości: lęki rasowe, kolektywne, lęk przed głodem i tak dalej. Są tam ukryte lęki i niesłychanie subtelne formy przyjemności. Istnieje lęk, zarówno świadomy, jak i nieświadomy, przed śmiercią, przed samotnością, przed utratą pracy, lęk przed tym, co powiedzą ludzie, lęk przez przywiązaniem i jego utratą, lęk przed niepowodzeniem, nie staniem się kimś wielkim. Czy można je wszystkie ujawnić – bez analizy? Widzieliśmy daremność psychoanalizy, to, że analizujący i analizowane są tym samym. A zatem, co ma umysł uczynić, gdy zda sobie sprawę z absurdalności, fałszywości analizy czy badań introspekcyjnych?
Aby zrozumieć, co umysł ma czynić, musimy rozważyć pytanie o medytację. Gdy używamy słowa medytacja, słuchajcie go tak, jakbyście nigdy go jeszcze nie słyszeli. Czym jest medytacja? Nie jak medytować; to nieważne, gdyż z chwilą, gdy rozumiecie, czym jest medytacja, następuje ona w sposób naturalny, niczym oddychanie. Czy można nauczyć się od kogoś innego, czym jest medytacja, odkryć jej rzeczywiste znaczenie? Napisano o niej grube tomy. Ludzie medytowali zgodnie ze szczególnymi systemami – Zen lub niezliczonymi odmianami i metodami systemów hinduistycznych. Wszystkie one sugerują, że jest cel do osiągnięcia dzięki kontroli. Kontrola wymaga kontrolującego. A czy kontrolujący jest czymś innym od tego, co kontrolowane? Grupy medytacyjne, ze swoimi systemami i ich filozofiami, mówią: „Kontroluj swoją myśl!” Myśl błąka się, a to prowadzi do marnotrawienia energii; oni mówią, że myśl musi zostać poddana absolutnej kontroli, zdyscyplinowana, ujarzmiona, w dążeniu do tej rzeczy zwanej oświeceniem, Bogiem, prawdą, czym chcecie, tym, co bezimienne. To, rzecz jasna, wymaga kontrolującego. A kto to taki? Czy ma on inne własności, inną naturę niż to, co, jak powiada, zamierza kontrolować? Trzeba to koniecznie zrozumieć.
Mówiący chce wskazać, że można żyć całkowicie życiem codziennym, bez kontroli, wbrew wszystkim tradycjom, odebranemu wykształceniu, wbrew społecznym i moralnym zachowaniom. Aby żyć życiem absolutnie wolnym od kontroli, musisz bardzo, bardzo głęboko rozumieć, kim jest kontrolujący, a co jest kontrolowane, to bowiem stanowi część medytacji. Czy kontrolujący różni się od tego, co kontroluje, czyli od myśli? Niektórzy twierdzą, że się różni, jest wyższą jaźnią, że stanowi część wyższej świadomości, istotę rozumienia bądź istotę przeszłości, która nagromadziła tak wiele wiedzy. Ale kontrolujący nadal znajduje się w dziedzinie myśli; a jakkolwiek by ta myśl nie była wzniosła, wciąż pozostaje w obszarze czasu i miar.
Czy dostrzegacie tę prawdę? Nie chodzi o słowną akceptację czy intelektualne zrozumienie, ale o tę prawdę, iż wszyscy bogowie, chrześcijański czy hinduistyczni, wszyscy, zostali wymyśleni. Myśl może odwzorować siebie w różnego rodzaju stany, we wszelkiego rodzaju złudzenia, a gdy myśl powiada, że istnieje wyższa jaźń, to nadal pozostaje to w dziedzinie myślenia, a w rezultacie wyższa jaźń wciąż jest materią.
Kiedy postrzegasz, że kontrolujący jest tym, co kontrolowane, cały aspekt medytacji ulega zmianie. Medytacja oznacza opróżnianie świadomości z tego, co ona zawiera. Jedynie wtedy umysł i mózg mogą zyskać absolutny spokój. Ów absolutny – nie względny – ów absolutny spokój jest niezbędny, by obserwować. Nie aby doświadczać! Doświadczenia, każdego rodzaju, już mieliśmy, a myśl pragnie kolejnych, włączając w to doświadczenie innego stanu, innego wymiaru. Utuczył nas ten świat i jego doświadczenia; są nudne, ograniczone, wąskie, chcemy zaś doświadczyć czegoś zupełnie innego. A doświadczanie wiąże się z rozpoznawaniem. Jeśli nie rozpoznaję, to czy doświadczam? Doświadczyłem widoku góry, jej piękna, cieni, głębokiego błękitu o świcie, całego poczucia czegoś niezwykłego i wspaniałego. To doświadczenie nie może istnieć bez związków z przeszłością. A zatem doświadczenie wymaga rozpoznawania płynącego z przeszłości. Umysł zaś chce doświadczyć czegoś najwyższego. Aby jednak móc to doświadczenie rozpoznać, musiał już je mieć. I dlatego nie jest ono tym, co najwyższe, wciąż jest projekcją myślową.
Medytacja jest tym, w czym nie ma doświadczeń. W czym nie ma czynnika czasu, pociągającego za sobą ruch i kierunek. Kierunek pociąga za sobą wolę. Czy umysł może opróżnić się z czasu, kierunku, ruchu, co prowadzi do zaniku myśli? Oto cały problem.
Potrzebujemy wiedzy by funkcjonować; aby mówić jakimś językiem potrzebujemy wiedzy; aby prowadzić samochód potrzebujemy wiedzy; aby cokolwiek robić potrzebujemy wiedzy. Jakie jest miejsce wiedzy w medytacji? A może w ogólne nie ma dla niej miejsca? Nie ma miejsca, albowiem wiedza jest jedynie przedłużeniem przeszłości, jest wciąż ruchem czasu. Czy zatem umysł zdoła opróżnić się z przeszłości i wkroczyć w ten obszar siebie, którego nie tknęła myśl? Jak dotąd, działaliśmy jedynie w obszarze myśli jako wiedzy. Czy istnieje jakaś inna część, jakiś inny obszar umysłu, obejmującego mózg, nie tknięty przez człowiecze walki, bóle, niepokoje, lęki, gwałty, wszystkie te rzeczy, których ludzie dokonali za pomocą myśli? Odkrycie tego obszaru jest medytacją.
To pociąga za sobą odkrycie, czy myśl może zniknąć, a jednak działać ilekroć to konieczne w dziedzinie wiedzy. Potrzebujemy wiedzy, w przeciwnym razie nie moglibyśmy funkcjonować, mówić, pisać i tak dalej. Wiedza jest konieczna by funkcjonować, a jej funkcjonowanie staje się neurotyczne, gdy prestiż zyskuje pierwszorzędną wagę, czyli gdy wkracza myśl jako „ja”. Tak więc wiedza jest konieczna, a jednak medytacja ma odkryć, lub ma natrafić na, lub obserwować, obszar, w którym nie ma poruszeń myśli. Czy jedno i drugie może sobie harmonijnie, na co dzień, towarzyszyć?
Ćwiczenia jogi znakomicie pomagają zachować zdrowie fizyczne i tak dalej. Ale dzięki nim nigdy nie dotrzecie do tego, co inne, nigdy! Jeśli bowiem nadajecie im pierwszorzędne znaczenie, to nie przywiązujecie wagi do zrozumienia siebie, czyli do czujności, do uświadomienia, do nieustannego zwracania uwagi na to, co robicie. To znaczy, do zwracania uwagi na to, jak i co mówicie, co myślicie, jak się zachowujecie, czy jesteście do czegoś przywiązani, czy się lękacie, czy gonicie za przyjemnościami i tak dalej, uświadamiania sobie wszystkich poruszeń myśli. Jeśli będziecie to sobie uświadamiali, i to naprawdę serio, to ustanowicie właściwe związki. To oczywiste. Gdy wszystko wokół was pogrążone jest w chaosie, gdy świat rozpada się, tak jak to się dzieje, związki nabierają olbrzymiej wagi. Kiedy ustala się całościowy związek, pełny związek – nie między tobą a mną, ale związek człowieka z całym światem – wtedy zyskuje się podstawę do medytacji.
Stąd można przejść do zachowania, jak się zachowywać. Jeśli twoje zachowanie opiera się na przyjemności lub na nagrodzie, to nie jest to zachowanie. Jest to po prostu pogoń za przyjemnością, a stąd rodzi się lęk. Związek, zachowanie i ład są absolutnie istotne, jeśli chcesz podjąć pytanie o medytację. Jeśliś nie położył tych fundamentów, to czyń co chcesz, stój na głowie, wdychaj i wydychaj powietrze przez następnych dziesięć tysięcy lat, powtarzaj słowa, słowa, ale medytacji w tym nie będzie. Jeśli masz pieniądze, możesz wyjechać do Indii. Nie wiem jednak, dlaczego wyjeżdżasz, oświecenia tam nie znajdziesz. Oświecenie jest tam, gdzie ty. I tam, gdzie jesteś, musisz zrozumieć siebie. Ustaliwszy to, położywszy fundamenty ładu – nie mechanicznego, ale ładu, który jest cnotą z chwili na chwilę, który nie polega na naśladowaniu wzorca, nie ładu establishmentu, nie ładu społecznego, który jest niemoralny – możesz przejść do pytania o to, czym jest medytacja.
Medytacja pociąga za sobą pogrążenie się umysłu w absolutnej ciszy. Nie jest to cisza stworzona, zaaranżowany akt woli, ale cisza, która nastaje naturalnie, gdyś ustalił ład, związek i zachowanie. Cisza jest konieczna. Jeśli mój umysł paple, tak jak to czyni większość umysłów, w tej paplaninie może nastać okres ciszy. Okres ciszy między dwiema paplaninami. To jednak nie jest cisza. Cisza to nie brak hałasu, to nie brak konfliktu. Cisza nastaje jedynie wtedy, gdy w pełni zrozumiano i przekroczono zawartość świadomości, co oznacza, iż obserwujący i to, co obserwowane są jednym i tym samym, oraz że nie ma kontrolującego. Gdy nie ma kontrolującego – co nie oznacza, że żyjesz w sposób niezdyscyplinowany – gdy nie ma kontrolującego, obserwującego, wtedy działa się natychmiastowo, a to niesie ze sobą wielką energię.
Medytacja oznacza opróżnianie świadomości z tego, co zawiera, to zaś następuje jedynie wtedy, gdy obserwuje się własną świadomość i jej zawartość bez obserwującego. Umiesz patrzeć na żonę, męża, dziewczynę, chłopaka, na górę, bez obserwującego? Obserwujący jest przeszłością. Dopóki istnieje obserwujący, nieuchronnie przetłumaczy wszystko, co obserwuje, na kategorie przeszłości; dlatego też jest on twórcą czasu. Oddziela to, co obserwowane, od obserwującego. W tym tkwi konflikt. Gdy obserwacja przebiega bez obserwującego, nie ma konfliktu, nie ma przeszłości; istnieje jedynie fakt, a tym masz energię, by poza niego wykroczyć. Zrób to, a odkryjesz.
Medytacja prowadzi do gromadzenia całej energii. Ustaliłeś ład, związek, zachowanie; a zatem w tej dziedzinie energii nie trwonisz. Ta energia jest konieczna by patrzeć bez obserwującego, ty zaś masz energię do wykroczenia poza. Mając tę energię, która nie została rozproszona, umysł widzi, że istnieje obszar nie tknięty przez myśl. Ale to wszystko wymaga olbrzymiej uwagi i dyscypliny. Nie jest to jedynie zabawka dla ludzi niedojrzałych. Medytacja wymaga olbrzymiej dyscypliny. Słowo dyscyplina znaczy uczyć się – nie kontrolować, ujarzmić, naśladować, dostosować się. Dyscyplina znaczy uczyć się. Od słowa dyscyplina [discipline] pochodzi „uczeń” [disciple], ten, kto chce uczyć się od mistrza, uczyć się. Tu jednak nie ma ani ucznia, ani mistrza, jest jedynie akt uczenia się, przez cały czas. A to wymaga wielkiej uwagi, wielkiej energii, tak że czuwasz, a więc nie tworzysz złudzeń. Łatwo tworzyć złudzenia; pojawiają się, gdy dążysz, pożądasz, chcesz, doświadczasz. Pragnienie stwarza złudzenia.
Wszystko to kształtuje umysł bardzo, bardzo poważny, oraz serce, które kocha, które nigdy nie doznało krzywdy. My, ludzie, od dzieciństwa doznajemy krzywd. Krzywdzą nas rodzice, spadają na nas krzywdy w świecie interesów. Doznajemy krzywd w każdym kierunku, a skrzywdzeni nie jesteśmy w stanie kochać. Czy więc umysł, który krzywdzono, może uwolnić się od tych wszystkich krzywd, stanowiących część naszej świadomości? Stwierdzisz, gdy się temu przyjrzysz, że całkowicie i nieodwołalnie można usunąć wszelkie krzywdy, a rezultacie doznawać miłości i współczucia. Współczuć znaczy żarliwie kochać wszystko, wszystkich ludzi (a nie jedynie swego partnera), wszystkie rzeczy tej ziemi, zwierzęta, drzewa, wszystko, co ta ziemia zawiera. Gdy ogarnie nas takie współczucie, nie będziemy grabić tej ziemi, jak to teraz czynimy i nie będziemy toczyć wojen.
Dla umysłu poważnego, w pełni oddanego, zainteresowanego, medytacja oznacza coś nadzwyczajnego, coś olbrzymiego. Medytując umysł odkrywa przestrzeń. Przestrzeń jest zawarta w pokoju, istnieje też przestrzeń poza nim. Myśl jako „ja” stwarza wąską przestrzeń, w której działa; stworzyła, wskutek krzywd, ze wszelkiego rodzaju powodów, mury, w obrębie których żyje. Istnieje ta wąska przestrzeń i przestrzeń, którą myśl stworzyła poza sobą. A czy istnieje przestrzeń, która nie ma granic, a zatem nie ma centrum? Oto medytacja, by to odkryć.
Dopóki istnieje centrum, „ja”, lub idea „ja”, ze wszystkimi jego przywiązaniami, samo to centrum stwarza przestrzeń wokół siebie. Tam, gdzie jest centrum, musi być granica. Granicę można rozszerzać, ale nadal ogranicza ją przestrzeń stworzona przez owo centrum. Medytacja wprowadza nas w przestrzeń, w której centrum nie istnieje; w rezultacie nie ma kierunku; w rezultacie nie płynie czas. Bez medytacji i zetknięcia się z tą rzeczą, której nie da się doświadczyć, której nie da się wyrazić słowami, która nie istnieje w czasie, która nie trwa, życie ma bardzo niewiele sensu. Można mieć mnóstwo pieniędzy lub ich nie mieć; można być przywiązanym do posiadanych rzeczy, do żony, do przyjaciela, lub można czcić swego małego boga, stworzonego przez myśl, ale dopóki tam żyjesz, trwać będą cierpienie, ból, niepokój i gwałt. A to, rzecz jasna, samo w sobie nie ma sensu. Jedynie gdy docierasz do tej przestrzeni – nie wymyślasz jej, nie projektujesz, nie wprowadzasz stosując jakiś system – jedynie wtedy życie zyskuje to niesłychane poczucie piękna i sens.
Saanen, 28 lipca 1974 r.
Związek ze światem
My jesteśmy światem. Świat to ty i ja, świata nie da się od nas oddzielić. Myśmy ten świat stworzyli – świat gwałtu, świat wojen, świat podziałów religijnych, seksu, zmartwień, zupełnego braku wzajemnego porozumienia, współczucia, szacunku dla innych. Do jakiego kraju na świecie by się nie pojechało, ludzie, czyli ty i ja, cierpią; zamartwiamy się, pogrążeni w niepewności, nie wiemy, co się zdarzy. Wszystko stało się niepewne. Na całym świecie, jako ludzie, jesteśmy smutni, zlęknieni, niespokojni, agresywni, wszystkiego niepewni, pozbawieni wiary w siebie. Wszyscy jesteśmy ze sobą związani. Jesteśmy światem zasadniczo, z gruntu, od podstaw. Świat jest tobą, a ty jesteś światem. Pojmując to gruntownie, dogłębnie, bez romantyzmu, nie intelektualnie ale faktycznie, widzimy, że nasz problem ma charakter globalnym. Nie jest to mój problem czy twój szczególny problem, jest to problem ludzkości.
A zatem zajmuje nas problem ludzkości, problem globalny, a chodzi o to, że ty jako człowiek żyjesz w świecie ulegającym dezintegracji. Gdy więc mówimy o związku, to mówimy o związku między człowiekiem a człowiekiem. Kiedy rozumiesz ten związek, to możesz znacznie się zbliżyć, a chodzi o związek między tobą a sąsiadem, tobą a żoną, tobą a synem i tak dalej. Jeśli brak ci globalnego, uniwersalnego poczucia całej ludzkości, będziesz żył porozbijany na kawałki, jako Amerykanin, Europejczyk, komunista, socjalista, hinduista bądź buddysta – i tak można mnożyć podziały stworzone przez człowieka. Zajmujemy się ludzkością, czyli tobą. Gdziekolwiek pojedziesz, człowiek cierpi, człowiek się obawia, człowiek chce stwierdzić, czy istnieje gdzieś jakaś prawda – czy istnieje jakiś bóg, czy istnieje coś świętego, czy istnieje wieczność, a może tylko koniec życia, a także czy człowiek kiedyś uwolni się od lęku, położy kres niedoli.
Kiedy mówimy człowiek [men], rozumiemy przez to również kobietę [woman]; nie kłóćmy się o słowa, to dziecinada.
W tym naszym wspólnym badaniu nie ma autorytetu, nie ma nauczyciela i nauczanego, guru i ucznia; i dlatego nie ma autorytetu. W świecie psychiki, w świecie ducha, nie ma autorytetu. Nie idziecie za mówcą i nie akceptujecie tego, co mówi. Dobrze jest zachować stanowczy sceptycyzm, ale sceptycyzm trzeba trzymać na smyczy, musicie też wiedzieć, kiedy mu popuścić, a kiedy poskromić. Badając ten ogromny problem egzystencji, obaj musimy być bardzo szczerzy i rozumieć, że nie ma autorytetu, tego, kto wie i tego, kto nie wie. Czy potrafisz patrzeć, to inna sprawa. Czy intensywnie, konsekwentnie prowadzisz dociekania, zależy od ciebie. Jeśli brak ci energii, zamiaru, niezbędnej wytrwałości, to tworzysz autorytet. Jeśli jesteś leniwy, niemrawy, wtedy przypisujesz autorytet komuś innemu. Albo jeśli żyjesz chaotycznie, a widzisz ład w czyimś życiu, to czynisz z niego autorytet. Proszę więc, zamierzamy wspólnie badać, bez żadnego poczucia autorytetu, co oznacza wolność patrzenia. Albowiem jedną z przyczyn tej dezintegracji społecznej stanowi to, że jesteśmy naśladowcami; akceptujemy autorytety duchowe, pośredników, kapłanów, psychoanalityków, jako swych przewodników w sprawach ducha. Kiedy powierzamy się w ręce innych, tracimy zdolność do dokonywania odkryć o sobie. Nie wyglądamy na zdolnych do spoglądania w siebie i bardzo uważnego badania całej ludzkiej egzystencji – czyli nas samych. Jeśli badamy, dociekamy wspólnie, a nie ma autorytetu, jest zaś jedynie wolność badań, jakież to piękne: wtedy ty i ja wchodzimy w związek.
W człowieku i w społeczeństwie, w którym on żyje, jedną z podstawowych przyczyn tej dezintegracji, tego rozpadu, stanowi zupełny brak ducha religijnego. Religia oznacza gromadzenie całej swej energii, aby badać prawdę; by odkryć, by wejść w ten stan umysłu bądź świadomości, w którym pojawia się prawda nie stworzona przez myśl. Jednym z czynników dezintegracji jest zupełny brak umysłu religijnego, a innym brak moralności – nie moralności chrześcijańskiej, moralności hinduistycznej czy moralności liberalnej; moralność pociąga za sobą uporządkowanie, podstawowy ład. Nie jest to ład zgodny z jakimś wzorcem, zgodny z praktyką środowiska, ale ład, który nastaje, gdy rozumie się naturę nieładu, ta zaś moralność jest rzeczą żywą.
Owym ulegającym dezintegracji światem jest twój umysł. Jesteś istotą społeczeństwa, w swoich związkach stanowisz podstawę społeczeństwa. Gdy zaś brakuje związku, następuje dezintegracja. A zatem, czym jest związek? Związek stanowi podstawę naszej egzystencji, podstawę naszego społeczeństwa, a jeśli się tego dogłębnie nie rozumie i tego związku nie przeobraża, to nie możemy przejść do pytania o medytację, czym jest religia, czym jest prawda i tak dalej. Tak więc na tej twardej podstawie musimy solidnie się oprzeć.
Musimy odkryć, co znaczy pozostawać we właściwych związkach. Słowo właściwy [accurate] faktycznie znaczy poprawny [correct]. Czym jest związek? Co znaczy być związanym z kimś innym – na płaszczyźnie fizycznej, seksualnej, na płaszczyźnie psychicznej, emocjonalnej, intelektualnej, na tej płaszczyźnie, którą zwie się miłością? Jeśli nie rozumie się jasno całej natury i struktury związku i się tym na co dzień nie żyje, to zabieranie się za medytowanie jest zupełną dziecinadą, nie ma sensu, wtedy bowiem medytacja staje się jedynie daremną ucieczką. Jeśli nie ustanowi się właściwego związku między sobą a kimś innym, stanowiącego samą podstawę egzystencji, to próba medytowania przeobraża się w unikanie rzeczywistości, co prowadzi do wszelkiego rodzaju neurotycznych, destruktywnych następstw.
W jakie więc wchodzimy ze sobą faktyczne związki w życiu codziennym? Jeśli to z bliska zbadasz, i nie obawiasz się, zobacz, co się dzieje. Masz pewne wyobrażenie o sobie, nieprawdaż? Masz obraz, ideę, pojęcie o sobie, zaś osoba, z którą jesteś związany, ma własne pojęcie, wyobrażenie, własny obraz siebie. Proszę, przyglądasz się sobie, a nie jedynie słuchasz tych słów. Słowa są zwierciadłem, a zwierciadło staje się bezużyteczne, kiedy faktycznie się sobie przyglądasz. A zatem ty i ktoś inny, mężczyzna i kobieta, chłopak i dziewczyna, lub mąż i żona, i tak dalej, każdy człowiek ma jakiś obraz, jakieś wyobrażenie, wniosek, ideę na własny temat.
Jeśli żyłeś z kimś przez tydzień, lub sto tygodni, to utworzyłeś jego lub jej obraz, a ta osoba utworzyła obraz ciebie. To fakt, nieprawdaż? Czy boisz się spojrzeć na ten obraz? Powstał on w ciągu wielu dni, wielu lat, w wyniku wielu wydarzeń: udręk, przyjemności, wygody, lęku, dominacji, posiadania, przywiązania, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Każdy człowiek ma wyobrażenie o sobie. Taka jest rzeczywistość, nieprawdaż? I to nazywasz związkiem. Ten związek zachodzi między dwoma obrazami, między dwoma wyobrażeniami. Prawda? Nie zgadzacie się z mówcą, przyglądacie się faktom. Te obrazy, lub wyobrażenia, lub wnioski, są wspomnieniami, które każdy zebrał, zgromadził w mózgu. I reagują na siebie zgodnie z tymi wyobrażeniami. Zostałeś skrzywdzony i ta krzywda jako wspomnienie zawarta jest w mózgu i reaguje. A zatem nasz związek nie jest rzeczywisty, ale oparty na wspomnieniach. Jeśli jesteś żonaty, to stworzyłeś obraz swej żony, a żona stworzyła obraz, wyobrażenie ciebie. Są to obrazy, wyobrażenia naprzykrzania się, przypadkowych uwag, krzywd, przyjemności, pociech, wspomnień erotycznych, tego wszystkiego. I ów związek zachodzi między tymi dwoma werbalnymi obrazami zawartymi w pamięci; nie jest rzeczywisty; a w rezultacie zawsze zachodzą podziały i konflikty. Gdy tym związku cię skrzywdzono, skrzywdzono wyobrażenie, któreś stworzył o sobie.
Zastanawiam się, czy faktycznie to w sobie obserwujecie, czy też słuchacie mówcy i zgadzacie się z nim. To dwa różne fakty. Jeśli zgadzacie się z mówcą, ma to bardzo niewiele sensu. Czy faktycznie widzicie, żeście stworzyli wyobrażenia o sobie i że krzywda istnieje z powodu tych wyobrażeń?
Tak więc w tym związku z ludźmi skrzywdzono nas. Wyobrażenie doznało krzywdy. Jeśli tego wyobrażenia w pełni nie uzdrowisz, zawsze będzie trwał konflikt. Są niegdysiejsze krzywdy, a doznacie może kolejnych. Skrzywdzono was w przeszłości; zdarza się to niestety od dzieciństwa – w szkole, na uczelni, w domu. Przez całe życie doznajemy krzywd, a ponieważ tak się dzieje, wznosimy wokół siebie mury obronne, aby nas więcej nie krzywdzono. A gdy się wznosi wokół siebie mury, następują podziały. Można rzec: „Kocham cię”, ale to tylko słowa, gdyż podział istnieje.
Czy jest możliwe w ogóle nie doznawać krzywd? Co nie oznacza wznoszenia obronnych murów, tak by nic nie mogło was dotknąć, ale by żyć nie stawiając oporu i w rezultacie nigdy nie doznawać krzywd.
Czy wiecie, co oznacza doznawanie krzywd? Kiedy porównuje się dziecko z kimś innym, wyrządza mu się krzywdę. Każda forma porównywania krzywdzi. Każda forma naśladownictwa, dostosowywania się, krzywdzi, nie tylko werbalnie, ale dogłębnie. A gdy ktoś zostaje skrzywdzony, to z tej krzywdy rodzi się gwałt. Czy więc można nie doznawać krzywd? Jak mamy uporać się z niegdysiejszymi krzywdami i zapobiec przyszłym? Odkryjemy to.
Gdy mówisz „Skrzywdzono mnie”, co za „ja” zostało skrzywdzone? Mówisz: „Tyś mnie skrzywdził” – słowem, gestem, nieuprzejmym zachowaniem i tak dalej, i tak dalej. Czym jest krzywda? Czyż nie wyobrażeniem, jakieś stworzył o sobie? Proszę, przyjrzyj się temu. To wyobrażenie jest jednym z czynników, jakie społeczeństwo, edukacja i środowisko w tobie wzniosły. „Ty” jesteś tym obrazem, tym wyobrażeniem, tym imieniem, tą formą, tymi cechami, tymi dziwactwami i tak dalej. Wszystko to jest tobą, obrazem, wyobrażeniem, którym jesteś. I to wyobrażenie zostało skrzywdzone. Wyciągasz wniosek o sobie, że jesteś tym czy tamtym, a gdy ten wniosek zostaje podważony, doznajesz krzywdy. A zatem, czy potrafisz żyć bez wniosku, bez obrazu, bez wyobrażenia o sobie? Dopóki masz wyobrażenie o sobie, dopóty nieustannie doznajesz krzywd. Możesz stawiać opór, możesz wznieść wokół siebie mur, ale gdy otacza cię mur, kiedy się wycofujesz, następuje podział, a wtedy musi pojawić się konflikt – taki jak ten między Arabami a Żydami, hinduistami a muzułmanami, komunistami a niekomunistami. Na mocy prawa, gdzie jest podział, tam musi być konflikt.
Czy jest więc możliwe, by w ogóle nie doznawać krzywd? To znaczy, mieć umysł niewinny, umysł niezdolny do doznawania krzywd. To bardzo ważne, by stwierdzić, czy można żyć z tym na co dzień. Nie wycofywać się do klasztoru czy jakiejś wspólnoty, gdzie panuje powszechna zgoda, popadać w ckliwość bądź sentymentalizm, ale faktycznie w życiu codziennym odkryć, czy można żyć bez wyobrażeń, a w rezultacie nie doznawać krzywd, czyli nie wchodzić w konflikt, nie wprowadzać psychicznych podziałów. Chcemy to odkryć. Zamierzamy zbadać, czy można żyć w ten sposób.
Najpierw uświadomcie sobie, że ma się to wyobrażenie. Jeśli mam wyobrażenie o sobie i ono doznaje krzywdy, a moja żona ma wyobrażenie o sobie i ona doznaje krzywdy, to jak możemy pozostawać w jakiegoś rodzaju związku? A zatem, czy jest możliwe, by nie mieć wyobrażeń, co oznacza nie doznawanie krzywd? Kogoś skrzywdzono w przeszłości, on zaś stawiał opór, wzniósł wokół siebie mur, lęka się kolejnych krzywd; w rezultacie wycofuje się, popada w izolację. A jak uporasz się z niegdysiejszymi krzywdami? Będziesz analizował, dlaczego zostałeś skrzywdzony, przyczyny krzywd. Czy zabierzesz się za to analitycznie?
Przyjrzyj się tradycji psychoanalizy. Zaakceptowaliśmy psychoanalizę jako część naszego życia. Jeśli nie potrafisz przeanalizować siebie, idziesz do specjalisty. Czym jest proces analizy? Istnieje analizujący i to, co analizowane. Podział już się dokonał. Ale czy analizujący nie jest tym, co analizowane? A zatem stworzyłeś sztuczny podział między jednym a drugim, faktycznie zaś analizujący jest tym, co analizowane. Tak więc w proces analizy uwikłany jest fundamentalny błąd. I na proces analizy poświęcasz czas – dni, miesiące, lata – grając w tę grę, wzbogacając jeden drugiego na własne szczególne sposoby, finansowo i emocjonalnie, i tak dalej. A zatem, pojąwszy, że w procesie psychoanalizy tkwi fundamentalny błąd, jak mamy się uwolnić od wszystkich przeszłych krzywd i wszelkich krzywd, które mogą pojawić się w przyszłości?
Pytamy wspólnie, mówca i wy, wspólnie chcemy faktycznie odkryć, w życiu codziennym, czy można żyć bez ani jednej krzywdy, gdyż wtedy dowiecie się, czym jest miłość.
Krzywda i pochlebstwo to jedno i to samo, nieprawdaż? Są to różne formy krzywd. Schlebiają ci, a ty to lubisz i pochlebca zostaje twym przyjacielem. Jest to więc kolejna forma wzmacniania wyobrażeń. Jednego chcesz, czego innego nie chcesz. Teraz zajmuje nas tylko to, czego nie chcemy, czyli nie doznawanie krzywd; ale chcemy czegoś innego, co jest przyjemne, co niesie pociechę, co jest miłe wyobrażeniom, jakie posiadamy. Oba więc są tym samym. A jak mam, jak ma człowiek, uwolnić się od krzywd? Musimy zatem przejść do pytania, czym jest uważność.
Co znaczy uważać? Jeśli wiecie, co znaczy uważać, być może rozwiąże to nasz problem. Czyście kiedyś poświęcili czemuś całą uwagę? Pełną uwagę, w której nie ma centrum, z którego uwaga wypływa? Gdy istnieje takie centrum, zachodzi podział. Wyraźmy to inaczej. Wiecie, czym jest bycie świadomym. Uświadamiamy sobie drzewa, pod którymi siedzimy, uświadamiamy sobie gałęzie, ich kolor i grubość, liście, cienie, uświadamiamy sobie całą przyrodę, jej piękno. [Mowy w Ojai wygłaszane są w dębowym gaju.] Uświadamiacie sobie też, że siedzicie na ziemi, uświadamiacie sobie kolor dywanu, mikrofon. A czy potraficie uświadamiać sobie to wszystko, mikrofon, dywan, ziemię, barwę liści i tak dalej, uświadamiać sobie to wszystko nie dokonując żadnych wyborów? Patrzeć na wszystko bez wyboru, bez ocen, po prostu patrzeć.
Jeśli potraficie patrzeć bez żadnych ocen, nie dokonując wyborów, po prostu patrzeć, w tej obserwacji nie ma obserwującego. Z chwilą, gdy pojawia się obserwujący, powstają uprzedzenia, upodobania i awersje, „wolę to, tego nie preferuję”, następują podziały. A zatem uwaga panuje jedynie wtedy, gdy nie ma istoty powiadającej: „Uważam”. Proszę, tak ważne jest, by to zrozumieć. Albowiem gdy zapanuje uwaga, gdy nastąpi uświadomienie wolne od wyborów, od ocen, po prostu obserwacja, wtedy ujrzycie, że już nie doznajecie krzywd, a krzywdy niegdysiejsze zostały starte. Ale w chwilą, gdy wkracza obserwujący, obserwujący doznaje krzywd.
Gdy więc panuje pełna uwaga, nie ma krzywd. Jeśli ktoś powie, że mówca jest głupcem bądź arogantem; gdy słucha się tych słów i poświęca im całą uwagę, nie pojawiają się przeszłe krzywdy czy krzywdy przyszłe, gdyż nie ma istoty, która obserwuje. Proszę, to bardzo ważne, albowiem dopóki zachodzi podział, dopóty musi trwać konflikt. Bardzo ważne jest, aby dostrzegać, borykając się z lękiem, przyjemnością, smutkiem, śmiercią, że dopóki istnieje podział między obserwującym, doznającym, myślącym a myślą, dopóty nieuchronnie trwa konflikt, podział, fragmentacja, a w rezultacie następuje dezintegracja. A zatem, czy umiecie obserwować drzewo, siebie, sąsiada, obserwować życie z pełną uwagą? A czy potraficie obserwować z pełną uwagą obraz, jaki macie o sobie? A kiedy zwracacie tę pełną uwagę, to czy w ogóle istnieje obraz?
Gdy nie ma wyobrażenia, obrazu, wniosku, to jaki wtedy zachodzi związek między dwiema istotami ludzkimi? Obecnie, co jest oczywistym faktem, nasz związek opiera się na podziale. Człowiek idzie do biura, gdzie jest brutalny i ambitny, chciwy; później idzie do domu i mówi: „Kochanie, aleś ty śliczna”. A zatem nasze życie rozdziera sprzeczność, i dlatego jest ono nieustanną bitwą, w rezultacie zaś związek nie zachodzi. Wejść w prawdziwie ludzkie związki to nie mieć żadnych w ogóle wyobrażeń, żadnych obrazów, żadnych wniosków. A to jest dość złożone, gdyż macie wspomnienia. Czy możecie uwolnić się od wspomnień wczorajszych zdarzeń? To wszystko się w tym kryje. A jaki związek zachodzi między dwojgiem ludzi, którzy nie mają wyobrażeń? Odkryjesz to, gdy sam będziesz od nich wolny. To może być miłość.
Czy więc można żyć, faktycznie na co dzień, bez podziału; czyli bez wojny, bez konfliktu?
Ojai, 3 kwietnia 1976 r.
Całe nasze życie opiera się na myśleniu. Wszystkie nasze działania to rezultaty myślenia, albo związanego z odległą przeszłością, albo z bezpośrednimi wymogami środowiska. Myśl przewodzi całemu naszemu życiu. Myśl podzieliła nas na narody, klasy, sekty religijne, wiary – z ich dogmatami, rytuałami. Myśl wzniosła świątynie – katolickie, protestanckie, hinduistyczne, a także rozmaite formy wschodnich struktur religijnych i propagandy. Jest to, jak sądzę, niezaprzeczalny fakt.
Czym jest myśl? Dlaczego nabrała w naszym życiu tak niesłychanego znaczenia? Nasza edukacja, nasze związki, oparte są na myśli, wyobrażeniu, strukturze werbalnej. Wszystko to stworzyła myśl. Dlaczego myśl stała się tak uporczywa, dlaczego działa tak nieustannie i wprowadza takie podziały?
Badając, dlaczego myśl zyskała tak wielkie znaczenie, musimy rozważyć pytanie o świadomość. Świadomość jest wypełniona myślą i rzeczami myśli. W głębi, na poziomie zarówno świadomym, jak i nieświadomym, wciąż trwa ruch myśli, z przeszłości, stykający się z teraźniejszością i tworzący przyszłość. Wszystko to jest ruchem myśli. Ruch wiąże się z czasem. Myśl wiąże się z pomiarem. Z zatem myśl jest ruchem, czasem i miarą. Czym jest proces myślenia? Jaka jest natura i struktura myśli? Oto nasze życie: działamy, żyjemy zgodnie z pewnymi schematami ustanowionymi przez myśl, świadomie i nieświadomie, w głębi. Zrozumienie myśli, jak się zdaje, jest niesłychanie ważne, gdyż myśl podzieliła ludzi, narodowo, geograficznie, w zależności od ich wiar, ich dogmatów. Myśl wzniosła całą strukturę pamięciową jako „ja” i „ty”, ego, osobowość i tak dalej.
Próbujemy odkryć, czy istnieje inna świadomość, której nie stworzyła myśl, a zatem musimy rozważyć świadomość taką, jaką znamy, wypełnioną przedmiotami myśli. Co stanowi źródło myślenia? Dlaczego myślenie, myśl, jest fragmentaryczne? Skąd bierze się myśl? Jaką naturę ma świadomość i dlaczego wypełniają ją te wszystkie poruszenia myśli? Musimy odkryć sami dla siebie, gdzie rodzi się myśl.
Czy myśl nie jest reakcją pamięci? Pamięć to wiedza zgromadzona jako doświadczenie. Istnieje doświadczenie, wiedza o tym doświadczeniu jako pamięć, a reakcją tej pamięci jest myślenie. A zatem źródło myślenia leży w przeszłości. Myśl wypływa więc z przeszłości. Jeśli to rozważycie, całe nasze życie opiera się na przeszłości, w przeszłości tkwią nasze korzenie. Wiedza to przeszłość, nie ma wiedzy o przyszłości, bądź o teraźniejszości. Zna się teraźniejszość jedynie wtedy, gdy w pełni rozumie się, czym jest struktura i natura przeszłości – i gdy ona znika.
Tak więc myśl jest reakcją ruchu biorącego początek w przeszłości. Przeszłość jest zgromadzona w mózgu jako doświadczenie i wiedza. A dlaczego myśl jest fragmentaryczna? Dlaczego wzniosła podziały między ludźmi – jako chrześcijanami, hinduistami, komunistami, socjalistami, kapitalistami, wierzącymi i niewierzącymi i tak dalej? Czy istnieje działanie nie oparte na myśli, nie wprowadzające podziałów, nie fragmentaryczne, wolne od żalu, bólu, smutku? Ten fragmentaryczny proces spostrzegamy w życiu codziennym jako „ja” i „ty”, „my” i „oni”, chrześcijanie i niechrześcijanie i tak dalej, i tak dalej. Fragment myśli może sądzić, że Bóg istnieje, ale Bóg jest wciąż wytworem myśli.
Myśl napełniła naszą świadomość własnymi fragmentami, a następnie powiada: „Muszę wykroczyć poza ten fragment, muszę osiągnąć oświecenie, muszę znaleźć Boga, muszę znaleźć prawdę, muszę wstąpić do nirwany”, jakkolwiek to zechcesz nazwać. Fragment próbuje zrozumieć to, co jest całością – co jest psychicznie zdrowe, święte – słowo całość wszystko to implikuje. A zatem fragment próbuje uchwycić lub natrafić na to, co jest całością. Tak więc medytuje, kontroluje, próbuje stosować się do systemu, aby do tego dotrzeć, ale to jest nadal ruch czasu jako fragment.
A zatem, dlaczego myśl jest fragmentem? Dlaczego stała się fragmentem? Dlaczego oddzieliła mnie od ciebie, nas od nich, buddystów, komunistów, socjalistów? Czy myśl dostrzega całość? Czy widzi siebie jako fragment? Czy też nigdy nie zdoła siebie spostrzec, ujrzeć własnych ograniczeń, ujrzeć swego fragmentarycznego ruchu, a w rezultacie nigdy nie ujrzy całości?
A teraz zostawmy to na chwilę i spróbujmy innego podejścia.
Czy rozumiesz, czy widzisz, że świadomość to jej zawartość? Zawartość świadomości tworzy świadomość. Jeśli jesteś chrześcijaninem, to zawartość twej świadomości, wszystkie wierzenia, dogmaty, rytuały, reakcje, przywiązania, niepokoje, lęki, smutki, aspiracje, wyobrażenia jakieś stworzył o sobie i o innych, wszystkie twe wnioski, twe uprzedzenia, wszystko to stanowi zawartość twojej świadomości. Tak to jest. A zatem twoja świadomość zbudowana jest z rzeczy, jakie zawiera. Zaś zawartość twej świadomości jest pełna rzeczy myśli – twej szkolnej wiedzy, wiedzy o własnych doświadczeniach, uprzedzeniach i tak dalej. A zatem twoja świadomość jest fragmentaryczna. I w obrębie tego obszaru próbujemy znaleźć rzeczywistość, prawdę, przez rozszerzanie go próbujemy poza niego wykroczyć.
Czy po prostu akceptujecie moja słowa, czy też sami obserwujecie, śledząc zawartość własnej świadomości i widząc, że wypełniają ją wszystkie te rzeczy, któreście zgromadzili? Nie tylko rzeczy zebrane przez was, ale i to, co zgromadziły przeszłe pokolenia – tradycje, sposoby postępowania. Wszystko to stanowi waszą świadomość, a ponieważ jest fragmentaryczna, a w rezultacie wprowadza podziały, to zawsze musi być w stanie konfliktu. Myśl zdaje sobie z tego sprawę i mówi do siebie: „Muszę poza to wykroczyć” – dzięki medytacji, kontroli, stłumieniu, dzięki rozmaitym formom rozszerzania świadomości. Taką grę rozgrywamy przez cały czas, trwając przy swej zawartości i próbując poza nią wykroczyć.
Tak więc myśl nie dostrzega całości, albowiem jest fragmentaryczna. Gdyby myśl mogła ujrzeć całość, byłaby całością, nie podejmowałaby wysiłków, by nią być – całością psychicznie zdrową, nie dokonującą podziałów, świętą. Ale nią nie jest. Obserwujący jest fragmentaryczny; powiada on: „Uświadamiam sobie ograniczenia własnej myśli”. Ten obserwujący jest przeszłością, a przeszłość, będąc fragmentaryczna, rozbija każde działanie na cząstki. Przeszłość jest wiedzą, doświadczeniem, tym wszystkim, co ludzie zgromadzili przez długie wieki. I sądzimy, że człowiek wznosi się człowieka dzięki wiedzy. Pytamy, czy wiedza jest narzędziem służącym wznoszeniu się, mimo że rozmaici profesorowie i eksperci orzekają, że wiedza stanowi ów sposób, gdyż wiedza jest przeszłością. Ruch myśli jest czasem, a sądzimy, iż czas sprawi, że dokonamy postępu, będziemy ewoluować, wzrastać, ale czas jest również fragmentaryczny.
Są dwa rodzaje czasu: fizyczny, chronologiczny czas mierzony zegarem – wczoraj, dziś i jutro – i psychiczny czas „będę”, psychiczne jutro, gdy będę w stanie osiągnąć oświecenie, gdy będę doskonały. Ale czy czas psychiczny w ogóle istnieje, czy też jest wynalazkiem myśli? Próbujemy odkryć, czy istnieje działanie nie oparte na przeszłości, a w rezultacie nie wprowadzające podziałów. Czy istnieje działanie pełne, całościowe, nie schwytane w sieć czasu?
Ujrzawszy działanie, ruch, jaki odbywa się w świecie – i w nas, którzy jesteśmy światem – chcemy następnie stwierdzić, czy istnieje działanie nie oparte na wnioskowaniu – gdyż wnioskowanie jest ruchem myśli – działanie nie oparte na ideale, co znów jest fragmentaryczne, działanie nie oparte na uprzedzeniu, działanie, które w każdej chwili jest pełne, całościowe, tak że nie ma w nim żalów, smutków, bólu. Czy nie chcesz zacząć tak działać? Żyjemy działając w sposób bolesny, z poczuciem niepewności, żalu – „Żałuję, że tak postąpiłem”. Znamy działanie niosące ze sobą żal, ból, smutek, zamęt i tak dalej, i chcemy stwierdzić, czy istnieje działanie pełne, a w rezultacie kompletne; z którym nie wiążą się żadne żale czy niegodziwe ruchy. Jest to, jak sądzę, wszystko, co inteligentne wśród ludzkich pragnień; a nie będąc w stanie tego czegoś znaleźć, człowiek wymyśla zewnętrznego pośrednika – jeśli zdołam dotrzeć do Boga, to poznam kompletne działanie. Nigdy nie dotrze do Boga, gdyż Bóg to jego własny wymysł! A zatem zamierzamy stwierdzić, czy istnieje działanie całościowe, zdrowe psychicznie, racjonalne, a w rezultacie święte.
Dlaczego myśl wynalazła ideał? Ideał stanowi przeciwieństwo tego, co jest. Ideał ulokowany został w przyszłości, a to, co jest, jest rzeczywiste. Nie wiemy, jak poradzić sobie z rzeczywistością, jak ją zrozumieć, jak poza nią wykroczyć, a w rezultacie, nie będąc w stanie jej zrozumieć, projektujemy ideał, fikcyjny, nierzeczywisty. A zatem pojawia się podział na to, co jest i na ideał, a stąd rodzi się konflikt. Myśl, będąc fragmentaryczna, nie jest zdolna do zrozumienia tego, co rzeczywiście jest w teraźniejszości. Sądzi, że zrozumie tworząc ideał i próbując go naśladować, a w rezultacie wywołuje coraz większy konflikt. Ale jeśli potrafi się patrzeć na teraźniejszość, to, co rzeczywiste, to, co jest, bez zasad, bez ideału, bez obserwującego, który jest przeszłością, wtedy staje się z rzeczywistością twarzą w twarz.
Czy można patrzeć na to, co jest, bez uprzedzeń, bez z góry przyjętych ocen? Czy umiesz patrzeć na to, co jest, bez obserwującego, który jest przeszłością? Powiedzmy, że zazdrościsz ludziom, jak postrzegasz tę zazdrość? Postrzegasz ją jako obserwujący, odmienny od zazdrości? Patrzysz na nią tak jakbyś był czymś odrębnym od zazdrości, ale faktem jest, że jesteś zazdrością. Nie jesteś odmiennym obserwującym; sam obserwujący jest tym. A zatem obserwujący jest tym, co obserwowane. Proszę, tak bardzo trzeba to zrozumieć. Gdy chwytasz tę prawdę, że obserwujący jest tym, co obserwowane, wtedy to, co obserwowane ulega radykalnej zmianie. Na przeszkodzie radykalnej zmianie tego, co jest, staje ingerencja obserwującego, który jest przeszłością. Zrozumienie tego likwiduje wszelki konflikt.
Wykształcono nas tak, byśmy przystosowali się do podziału na obserwującego i to, co obserwowane, a obserwujący zawsze usiłuje zrobić coś z przedmiotem obserwacji. Powiada: „Czuję zazdrość; stwierdzam, że zazdrość jest rozsądna; gdybym nie był zazdrosny, co stałoby się ze społeczeństwem?”; tłumię ją, racjonalizuję lub usprawiedliwiam, a to wszystko to konflikt. Z tego konfliktu powstają wszelkie rodzaje gwałtu. Ale rzeczywistym faktem jest to, że obserwujący jest tym, co obserwowane. I dlatego ów podział znika. Gdy jedynie obserwuje się fakt, ów fakt ulega radykalnemu przeobrażeniu. Czy można zatem żyć tak, aby żadne w ogóle konflikty nie wybuchały? Czyli być doskonale zdrowym psychicznie. To niezrównoważeni, psychicznie chorzy nieustannie wchodzą w konflikty.
Tak więc chce się znaleźć sposób życia wolnego od konfliktu, w którym myśl, będąca ruchem w czasie jako miarą, stwarzająca podziały, pojmuje własne ograniczenia i działa jedynie tam, gdzie to absolutnie konieczne, a w ogóle nie wkracza na teren psychologii. Myśl stworzyła psychikę, stany psychiczne, które są mną, moim ego. A myśl jest fragmentaryczna; w rezultacie to, co stworzyła, „ja”, jest fragmentaryczne. Następnie myśl powiada: „Muszę się zintegrować z całością” – co jest wykluczone. Czy więc myśl może pojąć, sama, że jest fragmentem i że każdy ruch, jakiego dokonuje, musi być fragmentaryczny? Czy pojmie, iż istnieje działanie nie fragmentaryczne, do którego dochodzi jedynie wtedy, gdy obserwujący jest tym, co obserwowane i że w jego trakcie to, co jest, ulega radykalnej zmianie?
Naszą świadomość wypełniają rzeczy myśli, a w rezultacie jest ona fragmentaryczna. Czy istnieje świadomość nie fragmentaryczna i czy myśl może ją znaleźć? Czy istnieje świadomość nie stworzona przez myśl? Podzieliliśmy wszechświat na „ja” i „ty”, „my” i „oni”, dobro i zło. Myśmy go podzielili, to znaczy, myśl go podzieliła. A potem myśl mówi do siebie: „Czy istnieje świadomość nie stworzona przeze mnie?” I jak zamierzasz ty, człowiek, odkryć, czy istnieje świadomość nie stworzona przez myśl? Ludzie próbowali tego dokonać przez tysiąclecia. To nie my teraz podejmujemy taką próbę. On orzekł, że musi istnieć inna świadomość, która nie jest świadomością tego rodzaju. A zatem powiada: „Muszę kontrolować myśl; musi istnieć system, który pozwoli ją kontrolować, a kiedy myśl zostanie poddana kontroli, utrzymana w ryzach, dowiem się, czym jest to, co inne”. Oto co stanowi całą podstawę medytacji: kontrola myśli. On nie pyta jednak, kim jest kontrolujący. Kontrolujący nadal jest myślą.
Aby więc znaleźć, natrafić na to, co nie zostało stworzone przez myśl, musimy zrozumieć miejsce myśli jako wiedzy, a także gdzie nie ma dla myśli żadnego miejsca, bez tłumienia jej. Myśl jako wiedza ma swoje miejsce wśród naszych codziennych, powierzchownych zajęć, gdy prowadzimy samochód, pracujemy w fabryce, piszemy. Można ulokować wiedzę we właściwym miejscu jedynie wtedy, gdy zrozumiało się całą naturę myślenia. Psychikę, „ja”, stworzyła myśl – moją cnotę, mój temperament, moje pragnienia, moje ambicje, moje osobliwe dziwactwa, moje doznania w przeciwieństwie do twoich. Wszystko to są produkty myślenia. Myśl jako wiedza ma swoje właściwe miejsce, ale nie ma dla niej miejsca w psychice. To znaczy, czy umysł, czy całą struktura psychiki, mogą przestać istnieć? Jedynie wtedy pojawia się świadomość całkowicie innego rodzaju – której nie znajdziesz dzięki medytacji.
Wszystkie rzeczy stworzone przez myśl to rzeczywistość. Ale myśl nie stworzyła góry bądź drzewa, a to jest również rzeczywistość. Wszyscy bogowie, wszelkie rytuały, wszystkie intrygi wytworzone w świecie przez myśl są rzeczywistością – wojna, zabijanie ludzi, gwałt, brutalność, bezduszność, zniszczenie są rzeczywistością wytworzoną przez myśl. Góry, drzewa, rzeki, piękno nieba są rzeczywistością, ich jednak myśl nie stworzyła. Wiara jest rzeczywistością stworzoną przez myśl, ale jest neurotyczna. Neuroza jest rzeczywistością. A prawda rzeczywistością nie jest. Myśl nigdy nie zetknie się z prawdą. Jaki zatem zachodzi związek między prawdą a rzeczywistością?
Rozważaliśmy naturę myśli. Powiedzieliśmy, że jest ona procesem materialnym, materią, gdyż jest zgromadzona w mózgu, stanowi część komórki, która jest materią. Myśl jest zatem procesem materialnym w czasie, w ruchu. A wszystko, co tylko ten ruch stwarza, jest rzeczywistością – zarówno neuroza, jak i tak zwane fragmenty są rzeczywistością. To, co faktyczne, jest rzeczywistością, tak jak mikrofon. Także przyroda jest rzeczywistością. Czym więc jest prawda? Czy myśl, fragmentaryczna, uwięziona w czasie, psotna, agresywna, może znaleźć prawdę, prawdę będącą całością, tym, co święte? A jeśli tego znaleźć nie może, to jaki związek zachodzi między myślą, rzeczywistością, a tym, co absolutne?
Cóż, wszystko to wymaga medytacji. Oto prawdziwa medytacja, a nie rzeczy importowane do tego kraju przez rozmaitych guru. Czy świadomość, będąca tym, co sama zawiera, jest w stanie rozszerzyć się tak, aby objąć świadomość prawdy? A może ta świadomość psychiki, „ja” z całą swą zawartością, muszą zniknąć zanim spostrzeże się prawdę? Musimy odkryć naturę psychiki stworzonej przez myśl. Czym jest „ja” – próżność, arogancja, pragnienie osiągnięć, sukcesu – do którego lgnie się tak rozpaczliwie? Jaką ma naturę? Jak powstało? Jeśli bowiem ono istnieje, to nie może istnieć to, co inne. Jeśli jestem egoistą, dopóki istnieje to psychiczne centrum, dopóty dla prawdy nie ma miejsca, gdyż prawda jest całością.
Jak zatem umysł – będący wszystkimi zmysłami, emocjami, wspomnieniami, uprzedzeniami, zasadami, ideałami, doświadczeniami, ogółem tego wszystkiego, czym jest psychika, czym jest ja – jak ma to zniknąć, a jednak działać w tym świecie?
Aby to stwierdzić, musimy wniknąć bardzo głęboko w pytanie o lęk, bardzo złożony problem przyjemności, oraz w pytanie o udrękę i o to, czy udręka kiedyś się skończy. Człowiek żył udręczony przez długie tysiąclecia. Nie był w stanie z tym skończyć. Musimy też rozważyć pytanie, czym są śmierć i miłość. Wszystko to bowiem stanowi macierz ja. Jest to więc sprawa bardzo, bardzo poważna, a nie jakaś zabawka. Trzeba poświęcić całe życie, by to zrozumieć. Żyć w tym świecie w pełni, zdrowo, bez psychiki; nie uciekać, nie wycofywać się do jakiegoś klasztoru czy komuny, ale żyć tutaj, w tym pomylonym, obłąkanym i zbrodniczym świecie, tak bardzo skorumpowanym, gdzie oddzielono politykę od etyki. Żyć w tym świecie trzeźwo, bez psychiki, „ja”, to olbrzymie wyzwanie. Wymaga to umysłu, który umie myśleć skrupulatnie, poprawnie, obiektywnie, dysponuje zmysłami w pełni przebudzonymi, nie zmąconymi przez alkohol, pośpiech i całą tę resztę. Niezbędny jest umysł bardzo zdrowy, a gdy znajduje się on pod wpływem narkotyków, gdy pali lub pije, zdrowy nie będzie; wszystko to umysł niszczy, stępia.
Ojai, 4 kwietnia 1976 r.
Jeśli jeden człowiek radykalnie zrozumie problem lęku i rozwiąże go, nie jutro czy kiedyś tam, ale natychmiast, to wpłynie na całą świadomość ludzkości. To fakt. Jak powiedzieliśmy, twoja świadomość nie stanowi twej prywatnej własności, jest wytworem czasu, tysięcy zdarzeń, doznań, poskładanych przez myśl. Ta świadomość pozostaje w nieustannym ruchu. Jest niczym strumień, ogromna rzeka, której część stanowisz. A zatem nie ma podziału na cząstki; a jeśli wnikniesz w to bardzo głęboko, to nie ma jednostek. Możesz tego nie lubić, ale przypatrz się. Jednostka to istota nie podzielona, niepodzielna, nie rozbita na cząstki, ale stanowiąca całość. Większość z nas jednak, niestety, jest podzielona, rozbita, podobnie jak reszta świata – nieszczęśliwa, niespokojna, zdezorientowana, zbolała, zlękniona.
Tak więc zamierzamy razem rozważyć pytanie o lęk i o to, czy może on zniknąć. To nasze wspólne pytanie. Lęk bywa znikomy lub stanowi ogromny ciężar. Istnieje lęk przed utratą pracy, lęk przed niepowodzeniem, lęk przed śmiercią, lęk przed nie byciem kochanym, lęk przed samotnością, izolacją, lęk związany z brakiem pewności siebie, lęk przed zależnością, lęk o to, że nie uczyniło się czegoś słusznego lub lęk przed naśladowaniem reszty tłumu, bądź przed pozostaniem z tyłu. Wiecie, jakie są lęki. Człowiek nigdy nie był w stanie uwolnić się od nich psychicznie. Lęk przygniótł jego umysł, zaćmił jego pogląd. Nie wie, jak uporać się z tymi lękami; i dlatego ucieka przed nimi w agresję, brutalność, arogancję, gorycz.
Co stanowi podstawową przyczynę lęku? Proszę, zajrzyjcie w siebie. Użyjcie tych słów jako zwierciadła, by odkryć własny lęk, a gdy obserwujecie, znajdźcie jego korzeń; nie gałęzie, liście, błahostki, ale podstawową przyczynę lęku. Ponieważ psychicznie, wewnętrznie istnieje lęk, każde działanie ulega spaczeniu i nie ma skrupulatnej, czystej obserwacji.
Co stanowi korzeń lęku? Czy nie to, że nie jest się w stanie znaleźć zupełnego bezpieczeństwa, psychicznie, wewnętrznie? Zupełnej, całkowitej pewności, bezpieczeństwa. Czy nie to, że szukamy trwałości, czegoś, co przetrwa, czegoś ostatecznego? Czy istnieje niepewność niebycia? Przede wszystkim zobaczmy, czy istnieje psychiczne bezpieczeństwo; ponieważ być może go szukamy, a w rezultacie stwarzamy niebezpieczeństwo w świecie zewnętrznym. Czym jest bezpieczeństwo, psychicznie, wewnętrznie? Co rozumiemy przez bycie bezpiecznym, przez niewzruszone, pewne, trwałe, niezachwiane bezpieczeństwo, tak że nic nie może nim zachwiać, zniszczyć go? Czy tego właśnie szukacie we wzajemnych związkach? W posiadaniu pełnej wiedzy i uzależnianiu od niej swej stabilności? Szukacie zatem trwałości, czegoś, czego nic nie jest w stanie zmienić, a zatem wieczności w sensie unicestwienia czasu.
Czy zatem czas jest jednym z czynników lęku? Istnieje czas mierzony zegarem, czas jako wczoraj, dziś i jutro. Chronologiczny czas jest niezbędny, on istnieje. A czy istnieje czas psychiczny? Czy dla mnie, dla ciebie, psychicznie istnieje jutro? Jeśli nie, to ogarnia nas olbrzymi lęk. Jeśli stajesz twarzą w twarz z faktem, że psychicznie nie ma jutra, to cały fundament się chwieje; gdyż jutro zamierzasz przeżyć większą przyjemność, jutro będziesz lepszy, jutro osiągniesz, jutro uwolnisz się od lęku. Czy zatem psychicznie istnieje jutro?
Jutro oznacza czas. Czas pociąga za sobą myśl, która sama w sobie jest fragmentaryczna; ona stworzyła czas psychiczny, w którym przechodzisz od tego, co jest, do „tego, co być powinno”. Czy więc czas jest czynnikiem lęku? Czas istnieje, ale czy w ogóle istnieje czas psychicznie: podjąć wysiłek, by czymś być? A czy istnieje lęk przed nieistnieniem? Czym jest to odwieczne pragnienie wyrażania siebie, „ja” wyrażające siebie, „ja” i „ty”, „ja”, „ego”? Stawcie temu czoło, gdyż to jest wasze życie, a jeśli to rozumiecie i uwalniacie się od lęku, to otwieracie wrota do raju.
Czym jest owo „ja”, które mówi: „muszę być”, „muszę medytować”, „muszę znaleźć Boga”, „muszę sobie uświadomić”, „muszę być szczęśliwy”, „jestem samotny”, „muszę odnieść sukces”, „jestem przerażony”, „muszą mi to powiedzieć”? Czy nie jest to imię, pan Taki-to-a-taki, forma, forma będąca ciałem widocznym w lustrze i wszystkimi związanymi z nim wspomnieniami, wszystkimi pojęciami o sobie, wyobrażeniem na własny temat, wyobrażeniem, które powiada: „Muszę być lepszy od ciebie”? Czy tego wszystkiego nie stworzyła myśl? Myśl sama jest fragmentem, a działalność tego fragmentu to nie tylko „ja”, ale i fragmenty, jakie stworzyła wokół – odrębne narody, odrębne klasy, wojny, to wszystko. A myśl to proces materialny zachodzący w czasie. Myśl to reakcja pamięci, doświadczeń, wiedzy, zgromadzonych w mózgu.
Tak więc „ja”, do którego lgniemy, to fikcja. To być może stanowi podstawową przyczynę lęku, lgnięcie do czegoś, co nie istnieje. Istnieje zatem fikcyjne, wymyślone „ja”, obraz, symbol, idea, wyobrażenie, stworzone przez myśl w czasie, które jest materialnym procesem, miarą. I to „ja”, niepewne co do samego swego istnienia, w głębi własnej istoty, może stanowić głęboką, podstawową przyczynę lęku. To nie znaczy, że jeśli brak ci „ja”, nie jesteś w stanie żyć w tym świecie. Wręcz przeciwnie.
A czy możesz przyjrzeć się ruchowi czasu? Czas jest ruchem. Ustanie tego ruchu to zatrzymanie czasu. Oto jeden z głównych czynników medytacji, tak że czas przestaje płynąć, psychicznie. A więc głęboko zakorzeniony lęk jest ruchem myśli w czasie, procesem materialnym, który stworzył sztuczną strukturę zwaną „ja”, a stworzywszy ją lgnie do niej. Myśl lgnie do stworzonego przez siebie fragmentu i sama jest fragmentem. Lęk uwikłany jest w związek, gdyż w związku stworzyliśmy wyobrażenie o tobie i o mnie. Oboje, mężczyzna i kobieta, mają wyobrażenie o sobie wzajem, obraz, symbol, stworzone przez czas, przez wiele dni, wiele lat, albo przez godzinę. A ich związek zachodzi między tymi dwoma wyobrażeniami. Przyjrzyj się temu, a ujrzysz, że takie są fakty. Lgniemy do obrazu, do wyobrażenia i lękamy się wyobrażenie to utracić. Brak wyobrażeń zmusza nas więc, byśmy spojrzeli jedno na drugie zupełnie inaczej.
Opisaliśmy słowami naturę, własność, strukturę tego, co nazywamy lękiem. A czy wiedząc, że ten opis nie jest tym, co opisane, spojrzysz nie na opis, ale na fakt? Możesz się mu przyjrzeć? To znaczy, czy umiesz go obserwować?
Trzeba koniecznie uczyć się, jak obserwować. Istnieje sztuka obserwacji. „Sztuka” znaczy umieszczanie rzeczy na ich właściwych miejscach, umieszczenie wszystkiego tam, gdzie przynależy. Czy umiesz obserwować to, co nazywa się lękiem? Czy ty, obserwujący, jesteś czymś innym od tego, co obserwowane? Kiedy gniewasz się, albo zazdrościsz, czy co tam innego, czy jesteś czymś innym od tego uczucia, któremu nadałeś miano „zazdrości”? A może jesteś zazdrością? A zatem obserwujący jest tym, co obserwowane. By to wyrazić inaczej, czy myślący jest czymś odmiennym od swej myśli? Lub jeszcze inaczej, czy doznający jest czymś innym od doznania? Jeśli nie jest czymś innym, to dlaczego poszukujesz doznań? Jeśli nie ma różnicy między obserwującym a tym, co obserwowane, to istnieje jedynie obserwowane. Istnieje więc jedynie myślenie, a nie myślący odmienny od myśli.
Chcesz doznań. Nudzą cię dotychczasowe, codzienne doznania seksualne, to, tamto i coś jeszcze, a zatem chcesz innych doznań – doznania boga, oświecenia, Jezusa, doznania świadomości Kriszny. Nigdy zaś nie zapytałeś, kim jest doznający i czy jest czymś odmiennym od tego, co doznawane. Chcesz doznać świadomości Kriszny, lub świadomości Jezusa, a może czegoś jeszcze, aby jednak tak się stało, musisz to rozpoznać, nieprawdaż? To znaczy, że już to znałeś. I dlatego doznający jest tym, co doznawane.
Czy umiesz więc patrzeć na lęk bez obserwującego? Ponieważ jesteś lękiem, lęk nie jest czymś innym niż ty. Kiedy się gniewasz, czy gniew różni się od ciebie? Jeśli twierdzisz, że się różni, to próbujesz go kontrolować, następnie próbujesz go racjonalizować, a wreszcie próbujesz coś z nim zrobić. Ale jeśli obserwujący jest tym, co obserwowane, to nie możesz nic z nim zrobić, ty jesteś tym. A zatem obserwuj lęk bez obserwującego.
Obserwując pojmuje się, że lęk nie jest czymś odrębnym od obserwującego. Kiedy obserwujący jest tym, co obserwowane, w tym, co obserwowane, zachodzi fundamentalna zmiana. Kiedy oddziela się obserwującego od tego, co obserwowane, ten podział rodzi konflikt. Mówię, że muszę się tego pozbyć, muszę to kontrolować, lub pytam, dlaczego nie miałbym się lękać, dlaczego z tych lęków nie powinny powstawać neurotyczne zachowania. Zawsze zachodzi sprzeczność, podział, a w rezultacie konflikt – w którym marnotrawi się energię. Marnotrawi się energię, gdy trwa konflikt, gdy próbuje się kontrolować, uciekać, idzie się do kogoś, by powiedział, jak pozbyć się lęku. Wszystko to są czynniki marnotrawienia energii. Jeśli nie marnotrawisz energii – a tak się dzieje tylko wtedy, gdy obserwujący jest tym, co obserwowane – to masz tę ogromną energię by przekształcić to, co jest. Sama obserwacja jest tą energią, która przekształca „to, co jest”. Zrób to, a zobaczysz, że całkowicie uwolniłeś się od psychicznych lęków.
Jeśliś słuchał całym swym sercem i umysłem, to wstając będziesz wolny od lęku. To znaczy, żeś słuchał. To znaczy, iż jest to twój problem i że absolutnie konieczne jest rozwiązanie go, nie jutro, ale natychmiast. Czyli, gdy coś spostrzegasz, to działasz natychmiast, a to spostrzeganie jest możliwe jedynie wtedy, gdy spostrzegający jest tym, co spostrzegane, gdyż daje ci to pełną energię. Całościowa obserwacja jest możliwa jedynie wtedy, gdy nie ma obserwującego – obserwującego będącego przeszłością. Gdy obserwuje się z tą pełną uwagą, to, co obserwowane, ulega fundamentalnemu przeobrażeniu. Chwyciłeś? Zrób to!
Ojai, 10 kwietnia 1976 r.
Dlaczego ludzki umysł goni za przyjemnością? Nie twierdzimy, że przyjemności być nie powinno, ale chcemy rozważyć jej naturę, gdyż najwyraźniej ludzie nieustannie oddają się przyjemnościom. Dlaczego tak bardzo pożąda się przyjemności, najłatwiejszego sposobu działania, najwygodniejszego sposobu życia, dlaczego goni się nie tylko za przyjemnościami fizycznymi, zmysłowymi, ale i za psychicznymi? Najwyższą zaś przyjemność stanowi Bóg, oświecenie. Czym jest przyjemność? Być może jest odwrotną stroną monety lęku. Większość ludzi lekceważy lęk, nie wie jak się z nim uporać i stale dąży do przyjemności.
Część naszego mózgu uległa mechanizacji w wyniku oddziaływania kultury, tradycji, nawyków, środowiska i tak dalej. Czy przyjemność jest mechaniczna? Czy jest powtarzaniem pewnych wczorajszych rozkoszy, seksualnych bądź innych, co staje się wspomnieniem, my zaś gonimy za wspomnieniem jako przyjemnością? Interesuje nas przeobrażenie ludzkiego umysłu. Nie możemy dalej żyć tak, jak żyjemy. W naszych umysłach, w naszych sercach, w całym naszym sposobie życia musi dokonać się radykalna zmiana, a zatem trzeba koniecznie stwierdzić, dlaczego my, ludzie, zostaliśmy uwięzieni w tej wiecznej pogoni za przyjemnością.
Przyjrzyjmy się temu. Wczoraj miały miejsce pewne rozkoszne incydenty, zdarzyło się coś, co ogromnie lubisz. Zostało zapisane w mózgu i stało się wspomnieniem. Następnie myśl powiada: „Muszę mieć tego więcej”. Jest to powtarzanie incydentu, który przeminął, który myśl uznała za przyjemny, pogoń za nim dziś i jutro. To, oczywiście, jest mechanistyczne, mechaniczne.
Jaka jest różnica między przyjemnością, zadowoleniem a radością? Są trzy rzeczy: przyjemność, zadowolenie i radość. Można kształtować przyjemność – gust, wszelkie zachowania zmysłowe. Czy można kształtować zadowolenie? A czy można kształtować radość? Radość przychodzi nieproszona, w wyniku osobliwego splotu okoliczności. Nagle ogarnia cię uczucie niesłychanego, niewyrażalnego szczęścia. Następnie myśl to przejmuje i mówi: „Muszę mieć tego więcej”. Z chwilą więc, gdy myśl wtrąca się w to, co nazywamy radością, a co przychodzi nieproszone, zamienia się to w przyjemność. A w rezultacie ulega mechanizacji.
Takie jest zatem nasze życie, wciąż pełne powtórzeń, wciąż powielające to, co było, a jest już martwe, ożywiane przez myśl i poszukiwane jako przyjemność. Spoglądamy na coś pięknego, na drzewa, chmury i światło. Gdy jednak wkracza myśl i mówi: „To coś najcudowniejszego”, to już to się skończyło. Czy umiesz więc spojrzeć na piękno przyrody, piękno tego świata, wszystkimi zmysłami i nie pozwolić myśli w to wkroczyć? Zadowolenie trwa przez chwilę, ale gdy myśl je przejmuje, staje się ono przyjemnością i ulega mechanizacji. Proszę, tu trzeba umysłu ogromnie żywego, czujnego, świadomego. Eksperymentujcie z tym teraz, w miarę jak mówimy. Spójrzcie na te drzewa, światło słoneczne, piękno tych wzgórz, cienie i ich taniec wśród szczytów, na dolinę. To rozkosz. Czy umiesz na to patrzeć bez myśli, która by się w to wtrącała, a potem przestać nie pragnąc kontynuacji? To, co kontynuowane, ulega mechanizacji. W tym, co się kończy, jest nowy początek. Chwytacie?
Uzyskałeś w to wgląd, nieprawdaż? Proszę, śledź to uważnie. Miałeś wgląd; czy jest on wytworem myśli? A zatem coś znalazłeś. To znaczy, gdy pojawia się wgląd i działanie z niego płynące, nie jest to mechaniczne. Wgląd lub inteligencja nie jest wytworem myśli; jest to działanie niemechaniczne. Kiedy tylko myśl przejmuje kontrolę nad chwilą rozkoszy, ulega to mechanizacji. Widzieliście to. Spostrzeżenie tego jest inteligencją, nieprawdaż? Czy możecie zawsze działać zgodnie z tą inteligencją, a nie zgodnie z pełnym powtórzeń ruchem myśli? Widzicie różnicę?
Widzimy zatem ruch przyjemności, oparty na pragnieniu będącym wrażeniem. Oglądanie drzew, chmur, nieba, gwiazd i księżyca, robi wrażenie niesłychane, jeśli postrzega się wszystkimi zmysłami. Potem wkracza myśl. Tak więc tam, gdzie jest wrażenie plus myśl, pojawia się pragnienie. A zatem, wrażenia, działanie zmysłów w stanie największej czujności, plus myśl, to pragnienie. Widzicie to? Jak to widzicie? Widzicie, gdyż obserwuje to wasza inteligencja. Ta inteligencja nie jest wytworem myśli.
Czyście się zastanawiali, dlaczego ludzie cierpią, zarówno biologicznie, jak i wewnętrznie, dlaczego żyją we łzach? Czym jest to cierpienie? Czy kiedyś ustanie, czy też jest nieustannym ruchem trwającym od początku ludzkości do samego końca? Czy musimy to znosić, żyć z tym?
Zinstytucjonalizowane religie, oparte na autorytecie i wierze, nigdy tego problemy nie rozwiązały. Chrześcijaństwo powiada, że ktoś za ciebie cierpiał i jakoś ciągniesz to dalej. Hinduiści i buddyści mają własne wyjaśnienia. Tak więc człowiek żył pogrążony w smutku od najdawniejszych czasów. Czy można położyć temu kres? Jeśli nie, to nie ma współczucia, nie ma miłości. Sądzimy, że cierpienie jest konieczne, lub że nie ma na nie rady; dlatego trzeba przed nim uciec. I wypracowaliśmy wspaniałą sieć ucieczek.
Czym jest udręka? Jest to coś, co nazywamy udręką, a jest to ból, żal, samotność, poczucie całkowitej izolacji, brak nadziei, brak poczucia związku czy porozumienia, całkowita izolacja. Ludzkość żyła z tym czymś tak wielkim i zapewne pielęgnowała to, gdyż nie wie, jak to usunąć. Zamierzamy stwierdzić, czy można udręce położyć kres, albowiem bez położenia jej kresu nie ma miłości. Gdy panuje miłość, czy będziesz cierpiał za innego? Gdy panuje miłość, czy nadal będziesz udręczony? Możesz odczuwać współczucie, życzliwość, być szczodrym, w czymś uczestniczyć, ale miłość to coś zupełnie innego, inny wymiar, na który można się natknąć jedynie wtedy, gdy udręka niknie.
Cierpisz, gdy umiera ktoś, kogo „kochasz”. Czujesz się strasznie samotny, gdy straciłeś kogoś, od kogo zależałeś. Kiedy czujesz, że nie potrafisz wspiąć się po drabinie sukcesu, kiedy ktoś, kogo, jak sądzisz, kochasz, twej miłości nie odwzajemnia, kiedy twoja wiara, w której znajdujesz fałszywe bezpieczeństwo, ulega zachwianiu, gdy umiera któreś z twoich rodziców, syn lub brat, cierpisz.
Co faktycznie się dzieje, gdy cierpisz? Nie biologicznie, fizjologicznie, ale psychicznie, co jest o wiele przenikliwsze, o wiele głębsze, o wiele straszliwsze. Możesz ronić łzy, uciekać przed cierpieniem, nie patrzeć na nie, ale ono nieustannie trwa. Udręka to ludzki los, każdy go zna. Uciekamy przed nią, racjonalizujemy ją, usprawiedliwiamy lub mówimy, że każdy człowiek cierpi, więc i ja cierpieć muszę. A jeśli ulegasz przesądom religijnym, twierdzisz, że to dzieło Boga. A są to wszystko sposoby i środki uciekania przed faktem, tym, co jest, czyli udręką. A jeśli nie uciekasz, to znaczy, nie racjonalizujesz, nie unikasz, nie uzasadniasz, po prostu pozostajesz sam na sam z tym ogromem cierpienia, bez ruchu myśli, to masz całą tę energię, by zrozumieć ową rzecz, którą nazywasz udręką.
Jeśli pozostajesz, bez najmniejszego ruchu myśli, z tym, co nazwałeś udręką, to ulega to przeobrażeniu. I przekształca się w żarliwe uczucie. Podstawowym znaczeniem udręki jest żarliwość. Gdy przed nim uciekasz, tracisz tę cechę, która pojawia się wraz z cierpieniem, a chodzi o pełną żarliwość, która nie ma nic wspólnego z pożądaniem i pragnieniem. Gdy uzyskujesz wgląd w udrękę i pozostajesz z nią bez reszty, bez najmniejszego poruszenia myśli, wyłania się z tego ów dziwny płomień żarliwego uczucia. A musisz mieć żarliwość, w przeciwnym razie nie możesz niczego stworzyć.
Żarliwe uczucie [passion] rodzi współczucie [compassion]. Współczucie oznacza żarliwe uczucie do wszystkich rzeczy, do wszystkich ludzi. Tak więc następuje kres udręki, a jedynie wtedy zaczynasz rozumieć, co znaczy kochać.
A zatem musi się uzyskać wgląd w lęk, wgląd w związek, w całą naturę i strukturę myśli, myśli rodzącej lęk, goniącej za przyjemnością, a także w zanik udręki. Jeśli masz wgląd w to wszystko, to masz tę inteligencję, która przekształca twe mechaniczne działania w coś całkowicie niemechanicznego. Nie myślcie o tym odchodząc stąd! Nie macie czasu. Gdy myślicie o tym, co zostało powiedziane, wasze myślenie staje się tradycyjne, mechaniczne i puste, ale gdy siedzicie tutaj, wspólnie bierzecie w tym udział, dzieje się to teraz. Musi się zdarzyć teraz, w przeciwnym razie nie zdarzy się nigdy, gdyż myśl to udaremni. Myśl nie dysponuje wglądem. Zyskaj wgląd w to, co zostało wskazane, wiedząc, że opis nie jest tym, co opisane, a musi to nastąpić natychmiast, teraz. Myślenie o tym to tylko strata czasu. Kiedy coś podzielasz, podzielasz to teraz.
Ojai, 11 kwietnia 1976 r.
Obarczyliśmy słowo miłość tak wieloma znaczeniami, w większości zmysłowymi. Używając tego słowa, znając wszystkie związane z nim komplikacje, jego znaczenie, musimy wspólnie zbadać strukturę i naturę tego, co zwie się miłością.
Czy miłość to pragnienie bądź przyjemność? Czym jest pragnienie i jak powstaje? Jak rozkwita? Jakie ma korzenie? Jak powstaje? Najwyraźniej dla większości z nas miłość wiąże się bezpośrednio z pragnieniem – seksualnie, psychicznie, biologicznie i duchowo. Przedmioty pragnienia zmieniają się, ale jego korzeń jest jeden i ten sam. Jak zatem w każdym z nas rodzi się pragnienie?
Religie oparte na wierze, religie autorytetów, które w ogóle religiami nie są, orzekły, że aby służyć Bogu musimy uwolnić się od pragnienia. A zatem mnisi, hinduscy sannyasini, próbują je stłumić, a w procesie wypierania utożsamiają się z pewnym wyobrażeniem, imieniem, a w rezultacie sądzą, że problem rozwiązali. Płoną wewnątrz od żądzy, ale tłumią ją za pomocą rytuałów, dyscypliny, wysiłków, wszelkich form dostosowywania się. Stanowiło to wielki problem dla ludzi, którzy bardzo poważnie chcieli stwierdzić, czy istnieje prawda, gdyż pragnienie rodzi złudzenia. Pragnienie rodzi doznania, a gdy lgniesz do doznania, zamienia się ono w złudzenie. Utożsamiliśmy miłość z pragnieniem.
Czy pragnienie nie jest wrażeniem – czyli działaniem zmysłów plus myśl? Wrażenia plus myśl to pragnienie. Czy to fakt, czy jedynie wyraz idei? Czy umiesz patrzeć na coś w pełni, wszystkimi zmysłami? A w trakcie tego patrzenia skończyć z tym i nie pozwolić myśli wkroczyć w działania zmysłów? To znaczy, gdy postrzegasz drzewa, góry, ludzką twarz, nieustanny ruch morza, wszystkimi zmysłami, oczami, uszami i nerwami, czy umiesz postrzegać to w pełni i nie pozwolić myśli w to wkroczyć, wtrącić się? Wtedy spostrzegasz całościowo, natomiast gdy myśl wtrąca się w to spostrzeżenie, rozpada się ono na kawałki. A zatem pragnienie jest fragmentaryczne.
Niestety, lub na szczęście – to zależy od ciebie – utożsamiliśmy pragnienie z tym, co zwie się miłością. Czy miłość jest pragnieniem? Czy miłość jest przywiązaniem? Skoroś się do czegoś przywiązał, jesteś tym. Skoroś się całkowicie z czymś utożsamił, jesteś tym. Dlaczego tak bardzo chcesz się utożsamić, przywiązać do czegoś? Dlaczego jeden człowiek przywiązuje się do drugiego? Czyż przywiązanie nie rodzi lęku, lęku przed utratą przedmiotu przywiązania? Przywiązawszy się, stajesz się zazdrosny, zlękniony, niespokojny, są to oczywiste zjawiska. Przywiązujesz się z powodu własnej niewystarczalności, samotności. I z tej niewystarczalności, samotności, poczucia braku, lgniesz do kogoś innego. Czy więc przywiązanie jest miłością? Tam, gdzie jest przywiązanie, musi być wyzysk. A my używamy owego słowa miłość, aby to wszystko ogarnąć. A czy miłość jest zazdrością?
Nic z tego nie istnieje jako przywiązanie, gdy rozumiesz, że tej pustki w twoim wnętrzu nic innego nigdy nie napełni. Musisz się temu przyjrzeć. Nie wolno ci od tego uciekać, musisz to w pełni obserwować. Wtedy ujrzysz, że samotność odchodzi w całkowity niebyt. Wtedy nie ma tego samotnego przywiązania. Wtedy być może dowiemy się, czym jest miłość. W przywiązaniu kryje się lęk, niepokój, nienawiść, wszystkie te konflikty panujące w związkach; a czy tam, gdzie jest konflikt, możliwa jest miłość? A czy może ona być tam, gdzie ambicja? Gdy zrzucisz z siebie ambicję, niepokój, przywiązanie, i gdy zrozumiesz do głębi znaczenie i rolę przyjemności oraz pragnienia, to być może natkniesz się na tę przedziwną rzecz zwaną miłością. A z tego powstaje współczucie. Współczucie to najwyższa forma inteligencji. Jeżeli współczujesz, a w rezultacie jesteś inteligentny, to uczynisz właściwą rzecz we właściwej chwili. Mam nadzieję, że to chwytacie, nie werbalnie, ale faktycznie w swych sercach, umysłach.
I jest też pytanie o to, czym jest śmierć. Dziwnie jest tak o niej mówić w ten piękny poranek, ale stanowi ona część naszego życia. Nie wniknąć w pełne znaczenie tego słowa i nie wiedzieć, co ono za sobą pociąga, odcinać się od niego, uciekać przed nim lub go unikać, nie rozmawiać o nim, to wprowadzać podziały w życie, które jest ruchem całościowym. Musimy w to pytanie wniknąć. Nie tylko starzy, ale i młodzi; wszystkich nas to dotyczy. A zatem co znaczy życie i co znaczy umieranie? Co rozumiemy przez życie, nasze codzienne życie? Wysiłek, walkę, konflikt, przyjemność, niepokój, niepewność, lęk przed utratą pracy, lub o zachowanie posady, próby dostania lepszego zajęcia i tak dalej, nieustanna walka, nieustanny wysiłek, lęk, niepokój, a od czasu do czasu radość – oto nasze życie, jeśli uczciwie to przyznamy. Oto nasza codzienna egzystencja. Do tej nie kończącej się szamotaniny lgniemy i mówimy, że jest ona życiem.
A czym wobec tego jest umieranie? Końcem tak zwanego życia? Biologicznym końcem? Czy też końcem tego olbrzymiego strumienia konfliktu, smutku, bólu, niepokoju, stworzonego przez człowieka? Proszę, mówimy o twoim życiu, nie chodzi o opis życia mówcy czy kogoś tam. Zajmujemy się twoim życiem, twoim codziennym życiem. Jeśli w twoim codziennym życiu nie dokona się radykalne przeobrażenie, to będziemy stwarzali coraz większą niedolę dla siebie i innych ludzi, co właśnie dzieje się wokół. Czym więc jest umieranie?
Istnieje śmierć biologiczna w wyniku wypadku, w wyniku choroby. A ciało, organizm, zużywa się i umiera. Ciało ma własną inteligencję, ale zniszczyliśmy ją wskutek picia, zażywania narkotyków, nieustannych wysiłków, toczonych bitew. Zażywając rozmaite narkotyki i środki chemiczne, lekarstwa, zniszczyliśmy tę wrodzoną inteligencję organizmu, a zatem ciało umiera w wyniku stałego napięcia, zużycia.
Czy organizm, to biologiczne narzędzie wyposażone w mózg, może nie ulec zapsuciu? Nasz mózg psuje się w miarę starzenia. Czy mózg może zachować młodość przez cały czas i nie ulec zepsuciu? Gdy nie ustają tarcie, wysiłek, walka, zarówno biologiczne, jak i psychiczne, umysł psuć się musi. Czy istnieje sposób życia wolny od wysiłku, tak że mózg zawsze jest młody, świeży, aktywny, stanowczy. Jest to możliwe. Czy codziennie uświadamiamy sobie toczącą się w nas nieustannie walkę – próby bycia czymś, próby naśladowania, próby dostosowania się, stania się ideałem, co jest procesem mechanicznym? Czy wiecie, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że to wszystko robicie? Nie pytajcie, jak to zatrzymać, jak zerwać z mechaniczną rutyną, ale uświadamiajcie to sobie bez jakichkolwiek wyborów, po prostu przyglądajcie się, gdyż jeśli podejmujecie wysiłek, to już to zniszczyliście. Czy umiecie niewybiórczo obserwować mechaniczny ruch umysłu, a raczej jednej jego części, którą kształtowano przez długie wieki tak, by działała mechanicznie? Po prostu to sobie uświadamiajcie, nie próbując tego poprawić, nie próbując tego zmieniać, gdyż z prób zmieniania rodzi się konflikt. Jak powiedzieliśmy, tam, gdzie jest rozdwojenie, gdzie obserwującego odróżnia się od tego, co obserwowane, konflikt jest nieuchronny. Kiedy nie ma obserwującego, a jest jedynie obserwacja, to nie ma też konfliktu.
Jeśli w ciągu dnia w pełni uświadamiacie sobie wszystkie te mechaniczne ruchy, sposoby swego myślenia, pragnienia, to w nocy, poszedłszy spać, stwierdzicie, wbrew temu, co mówią wszyscy naukowcy, że nic wam się nie śni. Umysł, mózg jest cichy, gdyż wszystkie wasze problemy rozpłynęły się w ciągu dnia, o ile byliście uważni, czujni, świadomi. I gdy idziecie spać, panuje spokój; mózg pozostaje może w ruchu, ale jest to ruch cichy, a nie wzburzony, niespokojny. W rezultacie mózg zaprowadza w sobie ład, tak że staje się młody, świeży. Nie może być młody, świeży i stanowczy, jeśli doznał jakiejś krzywdy. Kiedy jest wolny od krzywd, mózg nie stawia oporu.
Pominąwszy biologiczne umieranie organizmu, czym jest śmierć? Czym jest to, czego się tak lękasz? Końca swych doznań? Końca swej wiedzy? Końca wszystkich rzeczy, do których jesteś psychicznie przywiązany? Biologicznie, gdy przychodzi śmierć, kończy się wszystko, do czego jesteś przywiązany. Nie zabierzesz ze sobą swego domu, mebli, a nawet swych guru – guru katolickich, protestanckich czy hinduistycznych. Czym więc jest to, czego ludzie tak strasznie się lękają? Lękają się, że coś się kończy, kończy się psychicznie, wewnętrznie.
I wiedząc, że to się kończy, chcemy pocieszenia, a zatem mówimy, że musi istnieć ciąg dalszy. Starożytni Hindusi twierdzili, że istnieje dalszy ciąg, zwany reinkarnacją. Powiedzieli, że odrodzisz się do następnego życia zgodnie z tym, coś uczynił w tym życiu. Jeśli postępowałeś właściwie, przyzwoicie, moralnie, to w następnym życiu będziesz lepszy, a przez ciąg wcieleń, zależnie od twego postępowania, dotrzesz ostatecznie do najwyższej zasady. To bardzo pocieszająca teoria i miliony w nią wierzą. Podejście buddyjskie jest takie, że życie to nieustanny strumień, nieustanny ruch, a w jego trakcie wyodrębnia się pewien fragment, który staje się „ty”, „ja”, który wskutek upływu czasu, wskutek nieustannego ruchu, ulega zmianom. I oczywiście chrześcijanie, po swojemu, wierzą w zmartwychwstanie; wierzą w to, że ich Bóg po śmierci wskrzesi ich fizycznie.
My twierdzimy coś zupełnie innego. Proszę, słuchaj, gdyż ujrzysz, jeśli naprawdę to zrozumiesz, że istnieje bezczasowy ruch, bezczasowy stan. Po pierwsze, jak powiedzieliśmy, świat jest tobą, a ty jesteś światem. Wszyscy ludzie radykalnie, u samych podstaw, są zlęknieni, niespokojni, pogrążeni w smutku, zamęcie, nieszczęśliwi, a sporadycznie radośni; psychicznie jest to stały ruch, a gdziekolwiek ludzie się znajdą, jest to ten sam strumień. Jest to ten sam strumień; dlatego też ty jesteś światem, a świat jest tobą. To fakt. Możesz mieć inny temperament, odmienne uzdolnienia, dziwactwa, ale to są reakcje kultury, w której ramach żyjesz. Ale podstawowy strumień jest ten sam.
Dlatego też nie ma indywidualności. Indywidualność pociąga za sobą pełnię, niepodzielną jednostkę, a ty taką niepodzielną jednostką nie jesteś. Jesteś podzielony, rozbity; w rezultacie faktycznie nie jesteś niepodzielną jednostką. Stajesz się zupełną jednostką w pełnym tego słowa znaczeniu wtedy, gdy jesteś całością, w której nie ma fragmentarycznych działań. Słowo całość oznacza zdrowie psychiczne, świętość. Ty jesteś światem, a świat jest tobą, pozostajesz zaś schwytany w ten wciąż płynący strumień. Ale udręce można położyć kres, można zlikwidować lęk – nie jutro, faktycznie teraz; wtedy wychodzisz z owego strumienia – nie ty, jest znak obecności, znajdującej się poza strumieniem lub od niego uwolnionej, gdyż ten strumień jest czasem.
Ten strumień jest czasem. A zatem musisz stwierdzić, czy czas da się zatrzymać. Czas zatrzymuje się, gdy ów strumień już nie płynie. Ten strumień to lęk, ten strumień to konflikt, ten strumień to udręka i cały zamęt, jakiego człowiek narobił za pomocą myśli. Tak więc jest to strumień czasu. Kiedy strumień zanika, czas się zatrzymuje; w rezultacie pojawia się całkowicie inny wymiar.
A więc tym, co obawiamy się stracić, gdy przychodzi śmierć, jest struktura myśli, która ukształtowała „mnie”, formę, imię, a także przywiązanie do tej formy i tego imienia, które są bólem, przyjemnością, niepokojem. Wszystko to jest „mną”, „tobą”. Powiesz może, że istnieje wyższe ja, ale to nadal jest wytwór myśli. Tak więc ów ruch, w który schwytani są ludzie, to ruch czasu, podtrzymywany przez myśl. Im większa pojemność tego strumienia, tym większa pojemność myśli. A gdy ów strumień, będący naszą świadomością i wszystkim, co ona zawiera, zanika, wtedy czas zatrzymuje się, a w rezultacie pojawia się zupełnie inny wymiar. Kiedy zaś to zrozumiesz, nie werbalnie, ale dogłębnie, i będziesz żyć tym na co dzień – a można to zrobić – zobaczysz, że śmierć zyskała zupełnie inne znaczenie.
Ojai, 17 kwietnia 1976 r.
Mówił przez ostatnich pięćdziesiąt lat i dłużej, spotykał wielu ludzi, rozmawiał nie tylko o ich osobistych problemach, ale i o globalnych problemach ludzkości, o wielkim zamęcie, niedoli, niesłychanym braku czystości. I w miarę upływu tych wszystkich dni i lat stawało się coraz i coraz jaśniejsze, że jeśli ludzie radykalnie się nie przeobrażą, to być może zniszczymy nie tylko siebie, ale i ziemię. A zatem wydaje się nam, że musi istnieć grupa ludzi niesłychanie poważnych, zaangażowanych – nie powierzchownie, nie dopasowujących się do środowiska i okoliczności, ale dogłębnie – i którzy żyć będą w sposób pełny, szlachetny, intensywny i czysty. W przeciwnym razie tracimy tych niewiele lat, jakie nam pozostały.
Tak więc rozmawialiśmy o rozmaitych sprawach, takich jak zupełny brak związków między ludźmi; mówiliśmy o procesie myślowym jako ruchu materialnym w czasie i orzekliśmy, że myśl w ogóle nie nadaje się do rozwiązania naszych ludzkich problemów, ona bowiem je stworzyła. Myśl nie jest w stanie ich rozwiązać, gdyż stanowi fragment, materialny proces i ruch podległy pomiarowi. Rozmawialiśmy też o lęku i jego zaniku, o rozumieniu całego złożonego problemu przyjemności i o ustaniu smutku, rozmawialiśmy też o miłości i o śmierci.
Ponieważ interesują nas bardzo głębokie problemy egzystencjalne, nie wolno nam odkładać na bok pytań o religię, medytację, a także o to, czy istnieje coś świętego.
Właściwe słuchanie jest sztuką. Sztuką jest też widzieć rzeczy takimi, jakimi są. I uczyć się, nie od innych, całej zawartości własnej, ludzkiej świadomości, która jest wytworem tysiącleci ludzkich wysiłków, smutków, udręk, niepokojów. To wszystko jest w nas. W uczeniu się, jak patrzeć na całą zawartość tej świadomości, jak jej słuchać, w obserwowaniu tej świadomości, zawarte jest działanie.
Zamierzamy wspólnie porozmawiać o religii, albowiem stanowi ona twórczy czynnik nowej kultury. Jeśli nie ma religii, to kultura umiera, cywilizacja ulega rozpadowi. Zastanawiając się nad tym, jaki jest świat, z całą jego brutalnością, gwałtem, wojnami, podziałami, nienawiścią klasową i tak dalej, co razem świadczy o degeneracji ludzkiego umysłu, dobrze by było odkryć dla siebie, czym jest religia. Czy jest zespołem wierzeń? Odprawianiem rytuałów, powtarzaniem bez końca słów, które tak naprawdę pozbawione są wszelkiego sensu? Chodzeniem w niedzielę rano do kościoła, do świątyni bądź do meczetu, powtarzaniem pewnych pieśni, pewnych słów? Jeśli na serio zadamy sobie to pytanie, to cóż za konieczność kryje się w danym wierzeniu, w danym wniosku? Wierzenia, wnioski dzielą ludzi. W tej małej wiosce spotykamy pięć czy sześć wyznań chrześcijańskich. A na całym świecie istnieją wielkie podziały, wprowadzone przez tak zwane religie – hinduizm, buddyzm, islam i chrześcijaństwo, oraz ich niezliczone odłamy. Na czym więc w ogóle polega waga wierzeń? A może wiara przeszkadza zrozumieniu, czym jest prawda?
Czy religia rozmija się z codziennym życiem, czy też jest ruchem, który w nasze życie wprowadza ład? Jeśli się rozmija z naszym życiem codziennym, to może jedynie wywołać dalszy zamęt, dalszy konflikt.
Aby odkryć znaczenie religii, w życiu musi panować ład. Nasze życie jest pełne chaosu, rozdarte sprzecznościami, nieuporządkowane, rozbite; jak w takim życiu może zapanować ład? Ład to nie akceptacja planu. Ład pojawia się tylko wtedy, gdy pojmujemy, gdy w pełni, niewybiórczo, uświadamiamy sobie własny zamęt, własne nieuporządkowane życie. Z niewybiórczego uświadomienia nieładu powstaje ład; to znaczy, ze zrozumienia, z obserwacji naszego codziennego życia, w którym panuje nieład. Taka obserwacja nie opiera się na potępianiu, racjonalizacji, ocenianiu. Z tej niewybiórczej świadomości rodzi się ład, a ów ład jest czymś żywym; i dlatego trwa w nieustannym ruchu. Mimo że dla obecnego pokolenia moralność nic nie znaczy, moralność w swej istocie jest ładem. A bez ładu, jak możliwa jest czystość?
Część z tego dotyka pytania o medytację; bez ładu w życiu, nie będąc w pełni moralnym w swym codziennym postępowaniu, jak w ogóle można myśleć o medytowaniu? Można siedzieć ze skrzyżowanymi nogami przez resztę życia, przez kolejnych dziesięć czy milion wcieleń, oddychać w pewien sposób, wyuczony w Indiach, ale nigdy nie natrafi się na to, co jest prawdą, gdyż życie pogrążone jest w nieładzie. Dlatego, zanim choćby pomyślisz o medytowaniu, musisz zaprowadzić w swym życiu ład; jeśli „medytujesz” żyjąc w nieładzie, to jest to cudowna ucieczka, pozbawiona wszelkiego znaczenia, wszelkiego sensu. Proszę, zrozum to. Medytacja to najcudowniejsza z rzeczy, ale nie taka, jaką ty uprawiasz. W twoich związkach musi panować ład, a jest to możliwe jedynie wtedy, gdy nie ma lęku. Ładu nie tworzy myśl. Jeśli stworzyła go myśl, to wywoła to dalszy nieład.
Aby znaleźć, aby natrafić na to, co najświętsze, życie musi być solidnie wsparte na ładzie. A waga wszelkich medytacji polega na tym, aby natrafić na tę ciszę. Nawet biologicznie, psychicznie, aby coś jasno widzieć, aby patrzeć na drzewa, grę świateł wśród liści, zieloną trawę oraz wzgórza, i jasno je widzieć, umysł musi być cichy, nieprawdaż? To takie proste, a my to tak komplikujemy. Aby cokolwiek widzieć jasno, aby jasno obserwować, niezbędny jest cichy umysł, nieprawdaż? Jeśli paplacie i paplacie, to nie ujrzycie drzewa, nie ujrzycie głębi cieni, piękna pnia czy konaru. Ujrzycie to dopiero wtedy, gdy umysł ucichnie.
Zobacz ten fakt, kryjące się za nim racje, jego logikę: możesz widzieć coś jasno jedynie wtedy, gdy twój umysł jest cichy. Nie usłyszysz tego, co mówi ktoś inny, jeśli przez cały czas mówisz do siebie. A zatem, jeśli chcesz wyraźnie kogoś słyszeć, musisz zamilknąć. Tak więc cisza jest absolutnie konieczna, aby spostrzegać to, co dzieje się poza nami i w nas. Zewnętrze i wnętrze to ten sam ruch, nie różnią się one od siebie. Jest to ruch jednolity, lecz myśmy go podzielili na wewnętrzny i zewnętrzny. Obserwując jasno to, co zewnętrzne, odkrywa się następnie wnętrze, a wreszcie dostrzega się, że jest to jeden ruch. Aby to jasno ujrzeć, trzeba patrzeć, obserwować w ciszy.
Wspólnie badamy znaczenie i głębię tego, co zwie się religią, aby stwierdzić, czy jest coś niezniszczalnego, nietkniętego przez myśl, co nie jest złudzeniem, co nie jest projekcją naszych pragnień bądź jakimś doznaniem, ale czymś, z czym myśl nigdy nie weszła w styczność, czymś całkowicie oryginalnym. I aby się na to natknąć, powiedzieliśmy, że w życiu codziennym musi panować ład, stanowiący istotę cnoty.
Istnieją różne rodzaje ciszy, nieprawdaż? Istnieje cisza oddzielająca dwa zgiełki – czy to jest cisza? Istnieje cisza między dwiema myślami – czy to jest cisza? Istnieje tek zwany pokój między dwiema wojnami – czy to jest pokój? Czym zatem jest cisza? Czy stworzyła ją myśl? Czy jest wystudiowana? Czy jest czymś sfabrykowanym, gdyż rozumiesz, że jeśli chcesz ujrzeć „niebo”, musisz być cichy? Następnie powiadasz: „Jak mam być cichy? Naucz mnie, jak pogrążyć się w ciszy”. Pragnąc dowiedzieć się, czym jest cisza, ludzie zaczynają wymyślać systemy, metody, sposoby jej osiągania.
Jeśliś to raz zrozumiał, nie tkniesz już żadnego systemu. Cóż bowiem pociągają za sobą system i ćwiczenia? Powtarzanie, ćwiczenie, ćwiczenie, ćwiczenie, kontrolę, podejmowanie wysiłku, a w rezultacie uleganie mechanizacji. Jak już powiedzieliśmy, część naszego mózgu uległa mechanizacji. Powiedzieliśmy, że myśl w swojej istocie działa mechanicznie, gdyż jest powtórzeniem, bądź reakcją pamięci. A gdy już żyjemy życiem zmechanizowanym i próbujemy poza taki sposób życia wykroczyć przez wprowadzenie innego mechanicznego procesu, a mianowicie systemów, metod, ćwiczeń, to nadal jesteśmy zmechanizowani. Gdyś zatem raz ujrzał tę prawdę, logikę, tę rację, nigdy nie tkniesz się systemów, metod, ćwiczeń. Wszystko, co zostało zaaranżowane, stworzone przez myśl – jakkolwiek by nie było piękne, logiczne, starożytne, tradycyjne – jeszcze bardziej umysł mechanizuje, a ostatecznie stępia. Samo ujrzenie tej prawdy likwiduje pragnienie systemów, metod.
Jeśli ciszy nie stworzyła myśl, to czym ona jest? By widzieć jasno, musisz być cichy, by wyraźnie słyszeć, umysłowi nie wolno paplać. Gdy dostrzegasz tę prawdę, to tak się dzieje. Aby być cichy, nie musisz się wysilać.
Czym zatem jest to, co jest ciche? Przyjrzymy się temu badając uświadomienie. Czym jest uświadomienie, zdawanie sobie z czegoś sprawy? Gdy tak tu siedzicie, uświadamiacie sobie drzewa, cienie, grę świateł wśród liści, ich ruch. [Mowa odbywa się na świeżym powietrzu, w dębowym gaju.] Kiedy patrzycie na drzewo, zdajecie sobie sprawę z jego obecności. Czy umiecie na nie patrzeć bez werbalizacji? Po prostu patrzeć, nie nadając mu nazwy, nie przypisując mu cech, nie opisując, po prostu patrzeć.
Nigdy po prostu nie obserwujemy: patrzymy i mówimy: „Jakież to piękne”, „Jakie brzydkie”, „Ależ to użyteczne”, w zależności od swych uwarunkowań. A zatem nigdy nie obserwujesz rzeczy takimi, jakimi są. A czy umiesz obserwować, czy widzisz piękno całej tej krainy, tych wszystkich wzgórz, ich spokój, rzucane przez nie cienie, po prostu obserwujesz, bez żadnej reakcji ze strony myśli, bez żadnej reakcji typu lubię bądź nie lubię? Po prostu obserwować, oto uświadomienie. Uświadamiać sobie świat wokół ciebie, a następnie uświadamiać sobie świat w tobie. Świat wewnętrzny jest o wiele bardziej złożony. Świat wewnętrzny to cała nasza świadomość. A ta świadomość jest tym, co zawiera. Świat w tobie jest o wiele bardziej złożony, o wiele subtelniejszy, a jeśli ma się energię, zdolność, intensywność i czystość potrzebne do tego, by weń wniknąć, to natrafia się na niebywałą głębię. A zatem, uświadom sobie najpierw to, co zewnętrzne, przyjrzyj mu się i uświadom sobie wszystkie swe na niego reakcje, a potem wykrocz poza owe reakcje i obserwuj. A teraz w ten sam sposób wniknij we własny świat, czyli w swą świadomość, z całą jej zawartością, ze wszystkimi jej doznaniami, z całą jej wiedzą, z jej upodobaniami, z jej lękami, niepokojami, smutkiem, bólem. Bądź świadom tej olbrzymiej zawartości, do której człowiek wciąż coś dokładał przez tysiące lat, zdawaj sobie z niej sprawę.
Czy można zdawać sobie sprawę w pełni? Czy też musimy brać jeden kawałek po drugim, warstwę po warstwie, fragment po fragmencie? Zawartość świadomości tworzy świadomość; jeśli nie ma zawartości, nie ma też świadomości, takiej, jaką znamy. Czy zrozumiesz zawartość świadomości kawałek po kawałku? A może istnieje jej rozumienie całościowe? Zawartość twojej świadomości to twoje uwarunkowanie – jako chrześcijanina, jako socjalisty, przez klimat, przez pożywienie, przez to wszystko, co człowiek uczynił sobie i innym, przez jego identyfikacje, jego wierzenia. To wszystko jest świadomością. Czy aby tę świadomość zrozumieć będziesz ją badał porcja po porcji? A może istnieje sposób patrzenia na nią jako całość, tak że nie zajmie ci to czasu?
Istnieje sposób patrzenia na nią jako całość, nie na fragment po fragmencie. A jest to możliwe tylko wtedy, gdy rozumie się uświadomienie. Można więc uświadomić sobie świat wokół siebie, oglądać własne reakcje na świat zewnętrzny i obserwować świat zewnętrzny bez reagowania. I przejść od zewnętrza do wnętrza, z całą jego zawartością, stanowiącą świadomość, aby je obserwować. Najpierw będzie się na to reagować, naturalnie: „Nie lubię”, „Lubię”, „Jakież to piękne”, „Ależ to było przyjemne”, „Chciałbym coś z tego zachować” i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Obserwuj tę reakcję, a potem wykrocz poza nią. Jeśli poza nią wykroczysz, ujrzysz całą zawartość w jednej chwili.
To stanowi część medytacji: widzieć zewnętrze faktycznie takim, jakim jest, nie jakim chciałoby się, by było, wojny, antagonizmy, nienawiści, niezliczone zniewagi i krzywdy, jakich ludzie doznają, smutek, ból, niepokój, samotność, brak miłości, obserwować to wszystko. A co się wtedy dzieje? Wtedy ujrzysz, że gromadzi się energia, gdyż panuje ład, a w rezultacie energii się nie marnotrawi. Kiedy w życiu codziennym panuje ład matematyczny, energia się nie rozprasza. Gdy panuje ład, następuje jej nagromadzenie. I mając tę energię obserwuj świat i siebie, i zrozum, że świat tam na zewnątrz i tutaj to ten sam ruch. Energia się gromadzi, gdy obserwuje się bez obserwującego. Obserwujący jest przeszłością, przeszłością będącą wszelkimi uprzedzeniami, opiniami, wnioskami, tradycyjnymi reakcjami. Obserwujący, będąc przeszłością, styka się z teraźniejszością, i próbuje przetłumaczyć to, co jest, zgodnie z niegdysiejszymi wnioskami. Słusznie? To nadaje przeszłości dalszy ruch w czasie jako przyszłość. Jesteś wytworem przeszłości. To fakt. Część twego mózgu jest, jako wiedza, wytworem serii przygód, zdarzeń, doznań, a wiedza jest zawsze przeszłością. Ów ruch przeszłości styka się z teraźniejszością i teraźniejszość przekłada, lub modyfikuje, zgodnie z przeszłością, i w ten sposób utrzymuje ją w ruchu w przyszłość. Przeszłość, stykająca się z teraźniejszością, to ruch; teraźniejszość też jest ruchem; jeśli przeszłość stykająca się z teraźniejszością w tej samej chwili znika, co oznacza brak ruchu, to czas zatrzymuje się.
Tak więc medytacja wprowadza w życie ład, a tym samym gromadzi wielką energię, a także likwiduje konflikt między obserwującym, a tym, co obserwowane, co jeszcze energii dodaje. Tam, gdzie występuje podział między obserwującym, a tym, co obserwowane, konflikt jest nieuchronny. Kiedy się gniewasz, w chwili gniewu, w sekundzie gniewu nie ma podziału, ale w sekundę potem podział się pojawia: „Nie wolno mi się gniewać” lub „Dlaczego nie miałbym się gniewać?” Tam, gdzie jest podział, musi nastąpić konflikt. Konflikt, z całą związaną z nim przemocą, jest marnotrawstwem energii. Gromadzenie całej energii to początek ciszy.
Żyjemy pełni zamętu, nasza świadomość wrze, toczy nieustanną walkę, dokonuje nieustannych wyborów, czemuś przeczy, czegoś się domaga, dominuje, przywiązuje się. Nieustannie walczy, cały czas się gotuje; a wrząc marnotrawi energię. Ustanie tego wrzenia stanowi część medytacji. Nie w wyniku kontroli. W chwili, gdy kontrolujesz, kim jest kontrolujący? Proszę, wniknijcie w to sami. Kontrolujący to część myśli. Kiedy kontrolujący próbuje kontrolować myśl, marnotrawi energię. Lecz jeśli widzisz tę prawdę, że kontrolujący jest tym, co kontrolowane, to konflikt wygasa. A to oznacza, że masz dalszą energię, ona zaś jest niezbędna, ta pełna energia, nie wytworzona w wyniku tarć. Tarcie ma swą własną energię, ale tej energii, o której mówimy, nie wytwarza myśl, a zatem nie jest ona produktem tarć. Ta energia jest niezbędna, aby natknąć się na to, co święte, co jest umysłem religijnym.
Medytacja opróżniania więc świadomość z jej zawartości – z lęków, niepokojów, konfliktów w związkach – kładzie kres udręce, a w rezultacie jest współczuciem. Likwidacja treści świadomości jest zupełną ciszą. Wtedy ta cisza jest pełna energii. Nie jest to cisza pusta. Nie jest to cisza, która chce czegoś więcej.
Tak więc medytacja to nie powtarzanie mantr, nie po prostu siedzenie i uważne oddychanie. Medytacja musi nastać całkowicie nieproszona, niezaaranżowana, nieprzygotowana. A to oznacza brak miary. Jeśli zaszło się tak daleko – nie, to nie jest ani daleko, ani blisko – jeśli się tego dokonało, to pojawia się ta pustka.
A teraz zaczekajcie minutę. Naukowcy mówią, że w tej pustce tkwi energia. My twierdzimy, że w tym medytacyjnym procesie, ruchu, pojawia się zupełnie inny rodzaj świadomości wymiaru, w którym zawiera się cała energia, zgromadzona wskutek medytacji, panującego w życiu ładu. Masz pełną energię – istnieje pełna energia. A w tej pustce nie ma niczego. Jest nicość. Nicość [nothing] znaczy nie-coś [not a thing]. Coś oznacza myśl. Myśl to proces materialny. A zatem w tej pustce myśl w ogóle nie istnieje. I dlatego nie ma doznającego, który doznaje tej pełnej nicości.
Czym jest piękno? Ono również stanowi część naszego życia. Cieniem? Zarysem budynku? Obrazem? Wspaniałymi kulturami istniejącymi w świecie? Górami? Płynącymi wodami? Piękną twarzą? Czym jest piękno? Czyż piękno nie istnieje wtedy, gdy nie ma ośrodka konfliktu? Kiedy mówisz „Jakież to piękne”, to jakie uczucie za tym się kryje? Jaką naturę mają emocje, wzbieranie czegoś? Czy to jest piękno? A może piękno to całkowita nieobecność obserwującego? Kiedy jedynie w pełni się obserwuje, nie dokonując wyborów, nie wprowadzając podziałów, pojawić się musi to poczucie piękna. To może być tym, co święte. Nie piękno kobiecej czy męskiej postaci. Istnieje piękno kobiety i mężczyzny, piękno drzewa, piękno linii, tafli wodnej, falującego morza, lecz oby odkryć, oby natknąć się na to poczucie pełnej nieobecności czegokolwiek, co sprzeczne, czegoś pełnego, zupełnego, zdrowego psychicznie, racjonalnego. Taki umysł jest umysłem pięknym, umysłem religijnym. W nim bowiem ucieleśnia się pełna energia.
Tak więc istnieje coś świętego, czego nie tknęła myśl, czego nie tknęli bądź nie zepsuli ludzie, z ich pragnieniami, trwogami, kłótniami i szelmostwem. A natknięcie się na to stanowi nie tylko część medytacji, ale też usuwa smutek, co jest początkiem mądrości. Mądrość zatem to nie uczenie się z książek bądź chodzenie do szkoły. Kiedy w tobie jako człowieku znika smutek, to z tego powstaje mądrość.
A kiedy człowiek się przeobraża, kiedy ty się radykalnie przeobrażasz, to wywierasz wpływ na całą świadomość ludzkości. Ty jesteś ludzkością, ty jesteś ruchem ludzkości. To fakt, to rzeczywistość. Jeśli się zmieniasz, to wpływasz na świat. Ponosisz więc za to ogromną odpowiedzialność. Musisz bardzo sceptycznie podchodzić do wszelkich doznań psychicznych, subiektywnych przeżyć, ponieważ są niesłychanie destruktywne.
Tak więc medytacja pociąga za sobą życie w wielkim ładzie, a w rezultacie wielką cnotę, moralność. Pociąga też za sobą zrozumienie i głębię piękna. I prowadzi do opróżnienia tej świadomości, która jest tobą, ze wszystkich przywiązań, lęków, nadziei, rozpaczy, opróżniania ze wszystkiego przez obserwowanie.
Wtedy masz tę energię, jedynie która może odkryć to, co wieczne, co nie ma ani początku, ani końca.
Ojai, 18 kwietnia 1976 r.