strona główna
jiddu krishnamurti
Jiddu Krishnamurti
Pierwsza i ostatnia wolność
fragmenty z: The First and Last Freedom. London: Victor Gollancz 1954, przełożył Wojciech Sady
Wstęp
Czas a przeobrażenie
Wstęp
Wzajemne rozumienie się, nawet jeśli dobrze się znamy, jest niesłychanie trudne. Być może słowa, jakich użyję, będą dla was znaczyć coś innego niż dla mnie. Zrozumienie przychodzi, kiedy spotykamy się, wy i ja, na tym samym poziomie w tym samym czasie. To zaś zdarza się jedynie wtedy, gdy ludzi, męża i żonę, bliskich przyjaciół, łączy prawdziwe uczucie. To jest prawdziwa wspólnota. Natychmiastowe zrozumienie następuje, kiedy spotykamy się na tym samym poziomie w tym samym czasie.
Bardzo trudno jest porozumiewać się prosto, skutecznie i zdecydowanie. Używam słów prostych, nie technicznych, nie sądzę bowiem, aby jakaś sztuczna terminologia pomogła nam rozwiązać nasze trudne problemy; a zatem nie zamierzam używać jakichkolwiek terminów technicznych, psychologicznych bądź naukowych. Nie czytałem na szczęście żadnych książek z psychologii, ani książek religijnych. Chciałbym przekazać, w bardzo prostych słowach, jakich używamy na co dzień, głębsze znaczenie; to jest jednak bardzo trudne, jeśli nie wiecie, jak słuchać.
Istnieje sztuka słuchania. By naprawdę móc słuchać, trzeba porzucić wszelkie uprzedzenia, przyjęte z góry formuły, a także codzienne zajęcia. Gdy znajdujecie się w odbiorczym stanie umysłu, rozumienie przychodzi łatwo; słuchacie wtedy, gdy poświęcicie czemuś prawdziwą uwagę. Ale niestety, większość z nas słucha przez zasłonę oporu. Izolują nas uprzedzenia, religijne czy duchowe, psychologiczne czy naukowe; albo też codzienne troski, pragnienia i lęki. I zza takiej zasłony słuchamy. I dlatego naprawdę słuchamy własnego zgiełku, własnego hałasu, a nie tego, co się mówi. Niesłychanie trudno przychodzi odłożyć na bok swe wykształcenie, uprzedzenia, skłonności, opory i sięgnąć poza wyraz słowny, słuchać tak, aby natychmiast rozumieć. To jedna z naszych trudności.
Jeśli, w trakcie tej mowy, powiedziane zostanie coś, co sprzeciwia się twemu sposobowi myślenia i twej wierze, po prostu słuchaj, nie stawiaj oporu. Być może masz rację, a ja się mylę; ale słuchając i wspólnie rozważając, chcemy odkryć prawdę. Prawdy nie przekaże ci nikt inny. Ty musisz ją odkryć; aby zaś odkryć, musi zaistnieć taki stan umysłu, w którym postrzega się bezpośrednio. Nie ma bezpośredniego postrzegania, gdy pojawia się opór, zabezpieczanie się, ochrona. Rozumienie zyskuje się przez uświadomienie sobie tego, co jest. Znać dokładnie to, co jest, to, co rzeczywiste, faktyczne, bez interpretowania, bez potępiania czy usprawiedliwiania, to z pewnością początek mądrości. Jedynie wtedy, gdy zaczynamy interpretować, tłumaczyć zgodnie ze swym uwarunkowaniem, zgodnie ze swym uprzedzeniem, rozmijamy się z prawdą. Jest to, koniec końców, coś w rodzaju badania. Poznanie, czym coś jest, czym dokładnie jest, wymaga badań – nie trzeba tego interpretować wedle własnych nastrojów. I podobnie, jeśli jesteśmy w stanie patrzeć, obserwować, słuchać, być świadomi tego, co jest, dokładnie, wówczas problem ulega rozwiązaniu. I właśnie to zamierzamy czynić w trakcie tych wszystkich mów. Chcę wskazywać wam na to, co jest, a nie interpretować tego zgodnie ze swymi upodobaniami; wy zaś nie powinniście tego tłumaczyć zgodnie ze swym pochodzeniem czy wyobrażeniem.
Czyż nie można więc uświadomić sobie wszystkiego takim, jakim jest? Od tego zaczynając, oczywiście, może pojawić się rozumienie. Uznanie, uświadomienie, dotarcie do tego, co jest, kładzie kres walce. Jeśli wiem, że jestem kłamcą i jest to fakt, który rozpoznaję, to walka się skończyła. Uznanie, uświadomienie sobie, jakim się jest, to początek mądrości, rozumienia uwalniającego od czasu. Wprowadzenie czasowości – nie chodzi o czas w sensie chronologicznym, ale jako o medium, proces psychiczny, umysłowy – jest destruktywne i stwarza zamęt.
Tak więc możemy zrozumieć to, co jest, kiedy rozpoznajemy je bez potępiania, bez usprawiedliwiania, bez identyfikowania. Wiedza o swych uwarunkowaniach, o tym, że jest się w pewnym stanie, już jest procesem wyzwalania się; ale człowiek, który nie uświadamia sobie swych uwarunkowań, swej walki, próbuje być czymś innym niż jest, a to wprowadza nawyki. A zatem, pamiętajmy o tym, że chcemy badać to, co jest, obserwować i uświadamiać sobie dokładnie to, co zachodzi, bez skrzywiania, bez nadawania interpretacji. Aby uświadomić sobie i śledzić to, co jest, potrzeba niesłychanie przenikliwego umysłu, niesłychanie miękkiego serca; albowiem to, co jest, nieustannie się porusza, wciąż ulega przeobrażeniom i jeśli umysł uwiązany jest do wierzeń, do wiedzy, to nie nadąża, przestaje śledzić szybki ruch tego, co jest. To, co jest, nie jest statyczne, pozostaje oczywiście w nieustannym ruchu, jak to ujrzycie, jeśli będziecie uważnie obserwować. Aby to śledzić, potrzeba bardzo bystrego umysłu i miękkiego serca – a to jest wykluczone, jeśli umysł jest statyczny, stały w wierze, pełen utrwalonych przesądów i sposobów identyfikacji. Zaś umysł i serce, o ile są oschłe, nie mogą podążać za tym, co jest, łatwo i szybko.
Nie trzeba, jak sądzę, długich dyskusji i licznych wypowiedzi słownych, by uświadomić sobie, że panują chaos, zamęt i niedola, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i wspólnotowym. Dzieje się tak nie tylko w Indiach, ale na całym świecie; w Chinach, Ameryce, Anglii, Niemczech i gdzie indziej, trwa zamęt, rośnie cierpienie. Dotyczy to nie tylko danego narodu, nie dzieje się w szczególnym stopniu tutaj, tak jest na całym świecie. Szerzy się niezwykle dotkliwe cierpienie, nie tylko indywidualne, ale i wspólnotowe. Jest to zatem katastrofa światowa, a ograniczanie jej do pewnego tylko rejonu geograficznego, pokolorowanego wycinka mapy, prowadzi do absurdu; albowiem wtedy nie zrozumiemy pełnego znaczenia tych cierpień, zarówno w skali indywidualnej, jak i globalnej. Uświadamiając sobie ten zamęt, jak na niego dziś odpowiemy? Jak zareagujemy?
Szerzy się cierpienie – polityczne, społeczne, religijne; cała nasza psychiczna istota pogrążona jest w zamęcie, a wszyscy przywódcy, polityczni i religijni, nas zawiedli; wszystkie księgi straciły swój sens. Można zajrzeć do Bhagawadgity lub do Biblii, bądź do najnowszego traktatu o polityce czy psychologii i stwierdzić, że utraciły one owo brzmienie, tę prawdziwość; zamieniły się w zwykłe słowa. Ty, powtarzacz tych słów, pogrążony jesteś w zamęcie i niepewności, a zwykłe powtarzanie słów niczego nie przekazuje. I dlatego słowa i księgi utraciły swą wartość; jeśli więc cytujesz Biblię, Marksa czy Bhagawadgitę, to jako że ty, który to przytaczasz, sam jesteś niepewny i zagubiony, powtarzane przez ciebie słowa stają się kłamstwem; albowiem to, co tam napisano, zamienia się w zwykłą propagandę, a propaganda nie jest prawdą. A zatem, kiedy powtarzasz, przestałeś rozumieć stan, w którym sam się znajdujesz. Przekazujesz jedynie w autorytatywnych słowach własny zamęt. My natomiast próbujemy ten zamęt zrozumieć, a nie skrywać go pod cytatami. Jakiej zatem odpowiedzi udzielisz? Jak zareagujesz na ten niezwykły chaos, ten zamęt, tę niepewność egzystencji? Uświadom to sobie, gdy o tym mówię. Śledź nie moje słowa, ale działającą w tobie myśl. Większość z nas przywykła do bycia widzami, a nie uczestnikami gry. Czytamy książki, ale ich nie piszemy. Stało się to naszą tradycją, naszym narodowym i powszechnym zwyczajem, by być widzami, oglądać mecz piłkarski, obserwować polityków i mówców. Jesteśmy jedynie outsiderami, widzami, którzy utracili swój potencjał twórczy. I dlatego chcemy przyswajać sobie i uczestniczyć.
Ale jeśli będziecie tylko obserwować, jeśli będziecie zaledwie widzami, to niczego nie uchwycicie z sensu tej mowy, albowiem nie zamierzam udzielać wam informacji, jaką można znaleźć w encyklopedii. My próbujemy podążać wzajemnie za swymi myślami, śledzić tak daleko jak zdołamy, tak wnikliwie jak zdołamy, oznaki i reakcje naszych uczuć. Proszę więc, stwierdźcie, jak reagujecie na ten stan rzeczy, na to cierpienie; nie co ktoś inny o tym mówi, ale jak sami reagujecie. Pozostajecie obojętni, jeśli cierpienie i chaos przynoszą wam zysk, jeśli czerpiecie z tego korzyści ekonomiczne, społeczne, polityczne czy psychiczne. I dlatego nie przejmujecie się, jeśli ten chaos trwa nadal. Z pewnością, im więcej jest w świecie kłopotów, im więcej chaosu, tym bardziej szuka się bezpieczeństwa. Czyście tego nie zauważyli? Kiedy w świecie panuje zamęt, pod względem psychicznym i każdym innym, zamykacie się w pewnego rodzaju schronie, jaki daje wam bądź to konto bankowe, bądź pewna ideologia; albo zwracacie się do modlitwy, idziecie do świątyni, a to jest prawdziwą ucieczką od tego, co dzieje się na świecie. Powstaje coraz więcej sekt, coraz więcej „izmów” pojawia się na całym świecie. Ponieważ panuje coraz większy zamęt, to tym bardziej pragniecie przywódcy, kogoś, kto wyprowadzi was z tego bałaganu, tak więc zwracacie się do książek lub do jednego z najnowszych nauczycieli; albo też działacie i reagujecie zgodnie z lewicowym bądź prawicowym systemem, który zdaje się rozwiązywać dany problem. Tak właśnie się dzieje.
W chwili, gdy uświadamiacie sobie zamęt, dokładnie to, co jest, próbujecie od tego uciec. Te sekty, które oferują wam pewien system mający zlikwidować cierpienie – ekonomiczne, społeczne czy religijne – są najgorsze; wtedy bowiem system – religijny, czy też prawicowy lub lewicowy – a nie człowiek, staje się najważniejszy. System staje się ważny – filozofia, idea nabierają wagi – a nie człowiek. I dla idei, dla ideologii, gotowi jesteście poświęcić całą ludzkość, a to właśnie dzieje się na świecie. Nie jest to jedynie moja interpretacja; obserwując stwierdzicie, że tak właśnie się dzieje. System stał się ważny. I dlatego, skoro system nabrał wagi, ludzie, wy i ja, stracili znaczenie. A nadzorcy systemu, religijnego bądź społecznego, lewicowego bądź prawicowego, zyskują autorytet, przejmują władzę i w związku z tym poświęcają was, jednostki. Tak właśnie się dzieje.
A co stanowi przyczynę tego zamętu, tej niedoli? Jak to się stało, że zapanowały ta niedola, to cierpienie, ten lęk i oczekiwanie wojny, wybuchającej trzeciej wojny światowej? Co stanowi tego przyczynę? Oczywiście wskazuje to na załamanie się wszelkich moralnych, duchowych wartości i gloryfikację wartości zmysłowych, wartości rzeczy będących wytworem rąk i umysłu. Co się dzieje, gdy brak nam innych wartości niż wartość rzeczy zmysłowej, wartość wytworów umysłu, ręki, maszyny? Im większe znaczenie przypisujemy zmysłowej wartości rzeczy, tym większy panuje zamęt, nieprawdaż? To też nie jest moja teoria. Nie trzeba cytować książek, by stwierdzić, że wasze wartości, wasze bogactwa, wasza ekonomiczna i społeczna egzystencja są oparte na rzeczach wytworzonych przez ręce i umysł. Tak więc, żyjemy i funkcjonujemy przesiąknięci wartościami zmysłowymi, co oznacza, że rzeczy, rzeczy umysłu, rzeczy rąk, rzeczy maszyn, stały się ważne; a kiedy rzeczy stają się ważne, szczególnego znaczenia nabiera wiara – a tak właśnie dzieje się na świecie, nieprawdaż?
A zatem, nadawanie coraz większego znaczenia wartościom zmysłowym wywołuje zamęt. I, trwając w zamęcie, próbujemy od niego uciec, co przybiera różne formy, religijne, ekonomiczne bądź społeczne, przejawia się pod postacią ambicji, władzy, poszukiwania rzeczywistości. Ale rzeczywistość jest tuż tuż, nie trzeba jej szukać; a ten, kto szuka prawdy, nigdy jej nie znajdzie. Prawda jest w tym, co jest – a to jest jego pięknem. Ale z chwilą, gdy sobie to wyobrażasz, gdy tego szukasz, zaczynasz walczyć; a człowiek walczący nie jest w stanie zrozumieć. Oto dlaczego musimy być cisi, obserwujący, pasywnie świadomi. Widzimy, że nasze życie, nasze działanie, zawsze przebiega w polu destrukcji, w polu udręk; zamęt i chaos, niczym fale, zawsze nas ogarniają. Zamęt egzystencji nie ustaje ani na chwilę.
Cokolwiek teraz czynimy, wydaje się wieść do chaosu, wydaje się wieść do udręk i nieszczęść. Spójrzcie na własne życie, a ujrzycie, że przebiega ono zawsze na granicy udręki. Nasza praca, nasza aktywność społeczna, nasza polityka, różne zgromadzenia narodów mające powstrzymać wojnę, zawsze prowadzą do dalszej wojny. Destrukcja idzie w ślad za życiem; wszystko, co czynimy, wiedzie do śmierci. Oto co się faktycznie dzieje.
Czy można natychmiast położyć kres tej niedoli, a nie dawać się nieustannie unosić falom zamętu i udręki? To znaczy, pojawili się wielcy nauczyciele, Budda bądź Chrystus; zaakceptowali wiarę, uwalniając się, być może, od zamętu i udręki. Ale nie zapobiegli udręce, nie przerwali zamętu. Zamęt trwa i trwa udręka. Jeśli, widząc ten społeczny i ekonomiczny zamęt, ten chaos, tę niedolę, wycofacie się w tak zwane życie religijne i porzucicie ten świat, to być może poczujecie, że przyłączyliście się do tych wielkich nauczycieli. Ale świat nadal trwa w stanie chaosu, pełen niedoli i destrukcji, a bogaci i biedni nieustannie cierpią. Tak więc stoimy, wy i ja, w obliczu pytania, czy da się natychmiast położyć kres tej niedoli. Jeśli, żyjąc w świecie, odmówicie bycia jego częścią, to dopomożecie innym wyjść z tego chaosu – nie w przyszłości, nie jutro, ale teraz. To z pewnością jest nasz problem. Wojna prawdopodobnie nadchodzi, bardziej destruktywna, bardziej w swej formie przerażająca. Nie zdołamy jej rzecz jasna zapobiec, albowiem wchodzą w grę siły zbyt potężne i zbyt bliskie sobie. Ale dostrzegamy, wy i ja, zamęt i niedolę natychmiast, nieprawdaż? Musimy je dostrzec, a wtedy będziemy w stanie obudzić to samo zrozumienie prawdy u innych. Innymi słowy, czy możecie natychmiast być wolni? Bo tylko taka droga wyprowadza z niedoli. Postrzeganie jest możliwe jedynie w teraźniejszości; ale jeśli powiadacie „zrobię to jutro”, to fala zamętu was unosi i ani na chwilę się z niego nie wydobywacie.
A czy da się dojść do tego stanu, kiedy sam spostrzegasz prawdę w jednej chwili, a w rezultacie kładziesz kres zamętowi? Twierdzę, że tak i że innego sposobu nie ma. Twierdzę, iż to zrobione być może i musi, nie w oparciu o przesąd czy wiarę. Wywołanie tej niezwykłej rewolucji – nie takiej, by pozbyć się kapitalistów i wprowadzić na urzędy inną grupę – wywołanie tej cudownej transformacji, co jest jedyną prawdziwą rewolucją, oto nasz problem. To, co powszechnie zwie się rewolucją, jest jedynie modyfikowaniem lub zachowaniem prawa zgodnie z ideami lewicy. Lewica, koniec końców, jest kontynuacją prawicy w zmodyfikowanej postaci. Jeśli prawica opiera się na wartościach zmysłowych, to lewica zachowuje te same wartości, jedynie w innym stopniu lub dając im inny wyraz. Dlatego prawdziwa rewolucja może nastąpić jedynie wtedy, gdy ty, jednostka, uświadomisz sobie swoje relacje z innymi. Oczywiście społeczeństwo jest tym, jaki jesteś w stosunkach z innymi, ze swą żoną, z dzieckiem, szefem, sąsiadem. Społeczeństwo samo w sobie nie istnieje. Społeczeństwo jest tym, co stworzyliśmy, wy i ja, w swych wzajemnych relacjach. Jest zewnętrzną projekcją wszystkich naszych wewnętrznych stanów psychicznych. Tak więc jeśli wy i ja siebie nie rozumiemy, to samo przeobrażanie zewnętrza, stanowiącego projekcję wnętrza, jest nieistotne; to znaczy, nie może nastąpić istotna zmiana czy modyfikacja w społeczeństwie, dopóki nie rozumiem siebie w relacji do was. Będąc zdezorientowany, jeśli chodzi o moje relacje, tworzę społeczeństwo, które stanowi replikę, zewnętrzny wyraz tego, czym sam jestem. To oczywisty fakt, o którym możemy dyskutować. Możemy dyskutować, czy społeczeństwo, zewnętrzny wyraz, stworzyło mnie, czy też ja stworzyłem społeczeństwo. Czyż nie jest więc oczywistym faktem, że to, jaki jestem w moich relacjach z innymi, tworzy społeczeństwo i że bez radykalnego przeobrażenia siebie nie jest możliwe przeobrażenie istotnych funkcji społecznych? Jeśli szukamy systemu, aby przeobrazić społeczeństwo, to jedynie uchylamy się przed problemem, albowiem system człowieka przeobrazić nie może; to człowiek, jak pokazuje historia, zawsze przeobraża system. Dopóki, w swoich relacjach z wami, nie rozumiem siebie, jestem przyczyną chaosu, destrukcji, lęku, brutalności. Rozumienie siebie nie jest kwestą czasu; mogę zrozumieć siebie w tej samej chwili. Jeśli powiadam „zrozumiem siebie jutro”, to wywołuję chaos i niedolę, moje działanie jest destruktywne. Z chwilą, gdy powiadam, że „będę” rozumiał, wprowadzam czynnik czasu, a zatem już unosi mnie fala zamętu i zniszczeń. Rozumienie następuje teraz, nie jutro. Jutro jest dla umysłu leniwego, niemrawego, nie zainteresowanego. Jeśli coś cię interesuje, robisz to natychmiast, następuje natychmiastowe rozumienie, natychmiastowa transformacja. Jeśli nie zmienisz się teraz, to nie zmienisz się nigdy, albowiem zmiana następująca jutro jest jedynie modyfikacją, a nie przeobrażeniem. Przeobrażenie może nastąpić jedynie natychmiast; rewolucja dokonuje się teraz, nie jutro.
Kiedy to następuje, nie masz już żadnych problemów, gdyż jaźń nie martwi się o siebie. Wtedy znajdujesz się poza falą destrukcji.
Chciałbym pomówić trochę o czasie, sądzę bowiem, że bogactwa, piękna i sensu tego, co bezczasowe, tego, co prawdziwe, da się doświadczyć jedynie wtedy, gdy rozumiemy cały proces czasu. Koniec końców szukamy, każdy na swój sposób, poczucia szczęścia, bogactwa. Z pewnością życie, które ma sens, skarb prawdziwego szczęścia, nie przebiega w czasie. Takie życie, niczym miłość, jest bezczasowe; aby zaś zrozumieć to, co bezczasowe, nie możemy ujmować go w czasie, trzeba raczej zrozumieć sam czas. Nie wolno nam używać czasu jako sposobu osiągania, uzyskiwania, pojmowania tego, co bezczasowe. A to właśnie robimy przez większość życia: spędzamy czas próbując uchwycić to, co bezczasowe. Tak więc trzeba pojąć, co rozumiemy przez czas, gdyż, jak sądzę, możliwe jest uwolnienie się od niego. Bardzo ważne jest zrozumienie czasu jako całości.
Interesujące jest zdanie sobie sprawy z tego, że nasze życia upływają w większości w czasie – nie w sensie chronologicznego następstwa, minut, godzin, dni i lat, ale w sensie psychicznych wspomnień. Żyjemy w czasie, jesteśmy wytworem czasu. Nasze umysły są produktami wielu dni wczorajszych, a teraźniejszość jest jedynie przechodzeniem przyszłości w przeszłość. Nasze umysły, nasze działania, nasze bycia są oparte o czas; bez czasu nie jesteśmy w stanie myśleć, gdyż myśl jest wytworem czasu, myśl jest produktem wielu dni wczorajszych i nie ma myśli bez wspomnień. Pamięć jest czasem, istnieją bowiem dwa jego rodzaje, chronologiczny i psychiczny. Jest czas jako wczoraj na mocy zegara i jako wczoraj na mocy wspomnień. Nie można pozbyć się czasu chronologicznego; to byłoby absurdalne – spóźnilibyście się na pociąg. Ale czy w ogóle istnieje jakiś czas inny niż chronologiczny? Oczywiście, istnieje czas jako wczoraj, ale czy istnieje taki czas, o jakim myśli umysł? Czy istnieje czas poza umysłem? Z pewnością czas psychiczny jest produktem umysłu. Bez podstaw myślowych nie ma czasu – będącego jedynie wspomnieniem jako wczoraj w połączeniu z dziś, co formuje jutro. To znaczy, wspomnienie wczorajszego doznania, reagując na teraźniejszość, tworzy przyszłość, co jest nadal procesem myślowym, ścieżką, po której podąża umysł. Proces myślowy niesie ze sobą psychiczny postęp w czasie, ale czy jest on realny, tak realny, jak czas chronologiczny? I czy da się użyć czasu, tworzonego umysł, dla zrozumienie tego, co wieczne, bezczasowe? Jak powiedziałem, szczęście nie wiąże się z dniem jutrzejszym, nie jest produktem czasu, szczęście jest zawsze w teraźniejszości, jest stanem bezczasowym. Nie wiem, czyście zauważyli, że gdy znajdujecie się w stanie ekstazy, twórczej radości – grupa jasnych chmur na tle mrocznych – w tym momencie nie ma czasu: istnieje jedynie bezpośrednia teraźniejszość. Umysł, dochodząc do siebie po tym doznaniu, pamięta je i chce przedłużyć, gromadząc coraz więcej własnych treści i tym samym tworząc czas. Tak więc czas jest tworzony przez owo „więcej”. Czas jest zdobywaniem, jest też odrywaniem się, co nadal jest zdobyczą umysłu. I dlatego samo tylko dyscyplinowanie umysłu w czasie, warunkowanie go w ramach struktur czasowych, będących pamięcią, z pewnością nie odsłoni tego, co bezczasowe.
Czy przeobrażenie jest kwestią czasu? Większość z nas nawykła do myśli, że czas jest po temu niezbędny: jestem czymś i zmiana tego, czym jestem, w to, czym być powinienem, wymaga czasu. Jestem chciwy, w czego powstaje zamęt, wrogość, konflikt, niedola; i sądzimy, że czas jest konieczny, aby dokonać tego przeobrażenia, przestać być chciwym. To znaczy, uważamy czas za środek służący rozwinięciu czegoś większego, stania się czymś. Problem brzmi: jest się porywczym, chciwym, podłym. Czy aby przeobrazić to, co jest, konieczny jest czas? Po pierwsze, dlaczego chcemy zmienić to, co jest, doprowadzić do przeobrażenia? Dlaczego? Ponieważ to, jacy jesteśmy, nas nie zadowala; wzbudza to konflikty, niepokoje i nie lubiąc tego stanu chcemy czegoś lepszego, szlachetniejszego, bardziej idealistycznego. Pragniemy przeobrażenia, gdyż odczuwamy ból, niewygodę, wywołujemy konflikty. Czy czas przezwycięża konflikty? Jeśli twierdzicie, że tak, to nadal znajdujecie się w stanie konfliktu. Powiecie może, że pozbycie się konfliktu, zmienienie tego, jacy jesteście, zajmie dwadzieścia dni lub dwadzieścia lat, ale w ciągu tego czasu nadal pozostajecie w konflikcie i dlatego też czas nie przynosi przeobrażenia. Kiedy używamy czasu jako środka pozwalającego zyskać pewną cechę, cnotę lub stan bycia, to jedynie odkładamy na później to, co jest lub tego unikamy; myślę, że tę kwestię trzeba dobrze zrozumieć. Chciwość lub przemoc wywołują ból, niepokój w świecie naszych związków z innymi, czyli społeczeństwa, a uświadamiając sobie ten stan niepokoju, który nazywamy chciwością lub przemocą, mówimy do siebie: „Z czasem się z tego wydostanę. Będę ćwiczył się w niestosowaniu przemocy, będę ćwiczył się w braku zazdrości, będę szerzył pokój.” Cóż, chcecie się ćwiczyć w niestosowaniu przemocy, ponieważ przemoc jest stanem niepokoju, konfliktu, a sądzicie, że z czasem usuniecie przemoc i przezwyciężycie konflikt. A co się faktycznie dzieje? Będąc w stanie konfliktu, chcecie osiągnąć stan od konfliktu wolny. A czy ten stan braku konfliktu jest wytworem czasu, pewnego okresu? Oczywiście nie, ponieważ podczas osiągania stanu niestosowania przemocy, nadal jesteście brutalni, a w rezultacie nadal skłóceni.
Nasz problem brzmi, czy konflikt, niepokój można przezwyciężyć w ciągu pewnego okresu czasu, w ciągu dni, lat, bądź całych żywotów? Co się dzieje, gdy powiadacie: „Zamierzam ćwiczyć się w niestosowaniu przemocy przez pewien czas”? Samo to ćwiczenie się wskazuje na to, że pozostajecie w stanie konfliktu, nieprawdaż? Ćwiczenia byłyby zbędne, gdybyście nie stawiali oporu konfliktowi; twierdzicie, że sprzeciwienie się konfliktowi stanowi konieczny warunek przezwyciężenia go, a na ten sprzeciw musicie mieć czas. Ale sam ten sprzeciw jest formą konfliktu. Tracicie energię na stawienie oporu konfliktowi występującemu w formie, której nadajecie miano chciwości, zawiści i przemocy, ale wasz umysł nadal trwa w stanie konfliktu, a zatem ważne jest, by ujrzeć fałszywość tego zależnego od czasu procesu jako środka przezwyciężenia przemocy, a przez to uwolnienia się od owego procesu. Wtedy jesteście zdolni do bycia tym, czym jesteście: psychicznym niepokojem, który jest samą przemocą.
Co jest ważne, istotne dla zrozumienia jakiegokolwiek problemu, ludzkiego czy naukowego? Czyż nie cichy umysł? Umysł pochłonięty rozumieniem. Nie umysł, który coś wyklucza, który próbuje się skoncentrować, co znów jest usiłowaniem stawienia oporu. Jeśli naprawdę chcę coś zrozumieć, to umysł natychmiast cichnie. Kiedy chce się posłuchać muzyki lub obejrzeć ulubiony, wzruszający obraz, w jakim stanie jest umysł? Czyż natychmiast nie nastaje cisza? Kiedy słucha się muzyki, umysł nie wędruje wokół; słucha się. Podobnie, jeśli chcecie zrozumieć konflikt, to już w ogóle nie zależycie od czasu; po prostu stajecie twarzą w twarz z tym, co jest, czyli z konfliktem. Wtedy natychmiast nastaje cisza, spokój umysłu. Kiedy nie zależycie już od czasu jako środka przeobrażenia tego, co jest, albowiem widzicie fałszywość owego procesu, wówczas stajecie twarzą w twarz z tym, co jest, a jako że interesuje was zrozumienie tego, co jest, to w naturalny sposób wasz umysł cichnie. W tym czujnym, choć biernym stanie umysłu pojawia się rozumienie. Dopóki umysł jest w konflikcie, oskarżając, stawiając opór, potępiając, rozumienie jest wykluczone. Jeśli chcę ciebie rozumieć, nie wolno mi cię rzecz jasna potępiać. To ten cichy umysł, spokojny umysł wywołuje przeobrażenie. Kiedy umysł nie stawia już oporu, już nie unika, już nie odrzuca i nie potępia tego, co jest, ale jest po prostu biernie świadomy, wtedy w tej bierności umysłu stwierdzicie, jeśli naprawdę wnikniecie w ów problem, że następuje przeobrażenie.
Rewolucja jest możliwa jedynie teraz, nie w przyszłości; odrodzenie jest dziś, nie jutro. Jeśli poeksperymentujecie z tym, o czym mówiłem, odkryjecie, że istnieje natychmiastowe odrodzenie, nowość, świeżość; albowiem umysł zawsze jest cichy, gdy go coś interesuje, gdy pragnie rozumienia. Trudność w przypadku większości z nas polega na tym, iż nie mamy zamiaru rozumieć, gdyż obawiamy się, że gdybyśmy zrozumieli, mogłoby to wywołać rewolucyjne działanie w naszym życiu. I dlatego też stawiamy opór. Jest to mechanizm obronny, funkcjonujący wtedy, gdy używamy czasu lub ideału jako środka służącego stopniowemu przeobrażeniu.
A zatem, odrodzenie jest możliwe jedynie w teraźniejszości, nie w przyszłości, nie jutro. Człowiek polegający na czasie jako na środku, za pomocą którego może osiągnąć szczęście, prawdę lub Boga, po prostu siebie oszukuje; żyje w niewiedzy, a zatem w konflikcie. Człowiek, który widzi, że czas nie stanowi sposobu na wyjście z trudności i który jest w rezultacie wolny od fałszu, taki człowiek naturalnie zamierza rozumieć; dlatego też jego umysł jest spontanicznie spokojny, wolny od przymusu, od ćwiczeń. Kiedy umysł jest cichy, spokojny, kiedy nie szuka odpowiedzi lub jakiegoś rozwiązania, nie stawia oporu i nie czyni uników – jedynie wtedy może nastąpić odrodzenie, albowiem wtedy umysł jest w stanie postrzegać to, co prawdziwe. To prawda wyzwala, a nie nasz wysiłek, by być wolnym.