strona główna
jiddu krishnamurti
Jiddu Krishnamurti
Siedem mów z lat 1934-1935
przełożył Wojciech Sady
W latach 1930-ch Krishnamurti był wciąż dość marnym
mówcą, a jego nauczanie nie przyjęło dojrzałej postaci. (Te oceny są niezależne
od pytania o to, czy i kiedy uzyskał on oświecenie).
Po rozwiązaniu w 1929 Zakonu Gwiazdy, Krishnamurti kontynuował
działalność nauczycielską na własną rękę.
Mowy, jakie wygłaszał w różnych krajach, były stenografowane, a następnie,
opracowane przez D. Rajagopala, publikowane przez The Star Publishing Trust, Hollywood. Tytuły tomów najczęściej: Verbatim
reports of talks and answers to questions by Krishnamurti..., Revised
report..., Authentic reports of talks given by
Krishnamurti..., (w miejscu kropek miejsce i/lub rok wystąpień).
Wszystkie tak wydane teksty, po porównaniu z przechowanymi w archiwach stenogramami, zamieszczono w THE COLLECTED WORKS OF J.
KRISHNAMURTI, 17 tomów, 1991-1992. W tej nowej edycji stare teksty nieco
zmieniono i uzupełniono. Choć brak krytycznego wstępu czy przypisów wskazujących
dokonane zmiany i wyjaśniających powody ich wprowadzenia, należy zapewne ufać
redaktorom i traktować wersje z CWJK jako podstawowe.
Przetłumaczone poniżej mowy
zostały przedrukowane w tomie Total Freedom
Czego chcę dokonać? (Meksyk, 20 października 1935)
Czego szukasz? (Ojai, 16 czerwca 1934)
Znaczenie środowiska (Ojai, 17 czerwca 1934)
Dynamiczne społeczeństwo (Ojai, 18 czerwca 1934)
Życie w ekstazie (Ojai, 29 czerwca 1934)
Być prawdziwym człowiekiem (Ojai, 30 czerwca 1934)
Wrażliwość na prawdę (Ojai, 1 lipca 1934)
Można by zapytać: „Czego chcesz dokonać? Jeśli nie chcesz, byśmy przystępowali do jakiegoś towarzystwa lub akceptowali pewne teorie, to czego chcesz dokonać?”
Jeśli o mnie chodzi, to chcę pomóc tobie, jednostce, przekroczyć strumień cierpienia, zamętu i konfliktu, dzięki głębokiej i pełnej samorealizacji. Tej samorealizacji nie osiąga się ani przez egoistyczne wyrażanie własnego „ja”, ani przez przymus i naśladownictwo; to dzięki jasnemu myśleniu i inteligentnemu działaniu przekroczymy ów strumień bólu i smutku. Istnieje rzeczywistość, którą da się zrozumieć jedynie w wyniku głębokiej i prawdziwej samorealizacji.
Zanim zdołamy zrozumieć bogactwo i piękno samorealizacji, umysł musi uwolnić się od podłoża tradycji, nawyków i uprzedzeń. Na przykład, jeśli należysz do jakiejś partii politycznej, to jej wąski, ograniczony punkt widzenia kształtuje wszystkie twe polityczne rozważania. Jeśli wychowano cię, ukształtowano, uwarunkowano w ramach pewnej religii, to spostrzegasz życie przez zasłonę jej uprzedzeń i złud. To podłoże tradycji udaremnia pełne rozumienie życia, a zatem wywołuje zamęt i cierpienie.
Gorąco was proszę, byście słuchali tego, co mam do powiedzenia, uwalniając się przynajmniej na tę godzinę od podłoża, na którym was wychowano, z jego tradycjami i uprzedzeniami, i myśleli prosto i bezpośrednio o licznych ludzkich problemach.
Być prawdziwie krytycznym nie znaczy przeciwstawiać się. Większość z nas przyuczono do przeciwstawiania się, a nie do krytykowania. Kiedy ktoś się po prostu przeciwstawia, zazwyczaj świadczy to o tym, że ma jakiś osobisty interes, który chce chronić, a to nie jest głębokie wniknięcie dzięki krytycznemu badaniu. Prawdziwa krytyka polega na próbie zrozumienia pełnego znaczenia wartości, bez przeszkód wznoszonych przez reakcje obronne.
Na całym świecie widać skrajną nędzę i skrajne bogactwo, nadmiar a jednocześnie głód; mamy podziały klasowe i nienawiść rasową, głupotę nacjonalizmu i potworne okrucieństwo wojny. Ludzie wyzyskują jedni drugich; także religie, z ich partykularnymi interesami, stały się środkami wyzysku i przyczyną podziałów między ludźmi. Szerzy się niepokój, zamęt, beznadzieja, frustracja.
Wszystko to widzimy. Stanowi to część naszego codziennego życia. Jeśli w ogóle jesteście ludźmi myślącymi, to, schwytani w koło cierpienia, musieliście zadać sobie pytanie, jak można rozwiązać te ludzkie problemy. Albo zdajecie sobie sprawę z chaosu, jaki panuje na świecie, albo pogrążeni jesteście we śnie, żyjecie w świecie fantazji, wśród złudzeń. Jeśli jesteście świadomi, to z pewnością zmagacie się z tymi problemami. Próbując je rozwiązać, niektórzy zwracają się do ekspertów i przejmują ich idee i teorie. Stopniowo organizują się w ekskluzywną grupę, a w rezultacie wchodzą w konflikt z innymi ekspertami i ich partiami. I tak jednostka staje się jedynie narzędziem w rękach grupy lub eksperta. Albo próbujecie rozwiązać te problemy kierując się pewnym szczególnym systemem, który, jeśli starannie go przebadać, okazuje się jedynie innym sposobem eksploatacji jednostki. A może myślicie, że aby zmienić całe to okrucieństwo i grozę, potrzebny jest masowy ruch, kolektywne działanie.
Idea masowego ruchu przekształca się w pusty slogan, jeśli ty – jednostka, stanowiąca część tej masy – nie rozumiesz swej prawdziwej funkcji. Prawdziwe kolektywne działanie jest możliwe jedynie wtedy, gdy ty – jednostka, będąca również masą – jesteś świadomy i bierzesz, bez przymusu, za swe postępowanie pełną odpowiedzialność.
Pamiętajcie, proszę, iż nie oferuję wam systemu filozoficznego, którym moglibyście ślepo się kierować, ale że próbuję obudzić pragnienie prawdziwej i inteligentnej samorealizacji, a tylko ona może przynieść światu szczęśliwy ład i pokój.
Fundamentalna i trwała zmiana w świecie, miłość i inteligentna samorealizacja, staną się możliwe jedynie wtedy, gdy się przebudzisz i zaczniesz wyzwalać się z sieci złudzeń, tych licznych iluzji, któreś stworzył z lęku. Tylko wtedy, gdy umysł uwalnia się od tych przeszkód, kiedy następuje ta głęboka, wewnętrzna, dobrowolna przemiana, możliwe staje się prawdziwe, trwałe, kolektywne działanie, w którym nie ma miejsca na przymus.
Proszę, zrozumcie, że mówię do was jako do jednostek, a nie do zbiorowości czy szczególnej partii. Jeśli nie przebudzisz się do pełnej odpowiedzialności, do samorealizacji, to twoja funkcja jako członka społeczności będzie nieuchronnie nieudana, ograniczona, a to sprowadza niedolę.
Pytanie więc brzmi: Jak może nastąpić ta głęboka, jednostkowa rewolucja? Jeśli ta prawdziwa, dobrowolna rewolucja ze strony jednostki nastąpi, to stworzycie właściwe środowisko dla wszystkich, bez podziałów klasowych czy rasowych. Wówczas świat stanie się prawdziwie ludzką jednością.
Jak zamierzacie przebudzić się, jako jednostki, do tej głębokiej rewolucji? To, co zamierzam powiedzieć, nie jest skomplikowane, jest proste; a obawiam się, że właśnie z powodu owej prostoty odrzucicie to jako niekonstruktywne. Konstruktywnym nazwalibyście określony plan, dokładną instrukcję, co robić. Ale jeśli zdołasz sam dla siebie zrozumieć, jakie to przeszkody udaremniają ci osiągnięcie głębokiej i prawdziwej samorealizacji, to nie staniesz się zwykłym naśladowcą i nikt cię nie wykorzysta. Zaś naśladownictwo szkodzi pełni.
Aby przejść tę głęboką rewolucję, musisz sobie w pełni uświadomić konstrukcję, którąś stworzył na własny temat i która teraz cię więzi. Mianowicie, wyznajemy obecnie pewne wartości, ideały, wierzenia, które funkcjonują jako sieć, w którą schwytany jest umysł, a kwestionując i rozumiejąc całe ich znaczenie pojmiemy, jak powstały. Zanim będziesz w stanie działać w pełni i prawdziwie, musisz poznać więzienie, w którym teraz żyjesz, jak zostało stworzone; badając je i nie broniąc się przy tym, odkryjesz sam dla siebie jego prawdziwe znaczenie, a tego nikt inny nie może ci przekazać. Przez przebudzenie własnej inteligencji, dzięki własnemu cierpieniu, odkryjesz, na czym polega prawdziwa samorealizacja.
Każdy z nas szuka bezpieczeństwa, pewności, przez egotystyczne myślenie i działanie, obiektywnie i subiektywnie. Jeśli uświadomisz sobie własne myśli, to ujrzysz, że gonisz za egotystyczną pewnością i bezpieczeństwem, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. W rzeczywistości, nie ma absolutnego podziału życia na świat obiektywny i subiektywny. Wprowadzam ten podział jedynie dla wygody.
Obiektywnie, owo poszukiwanie egotystycznego bezpieczeństwa i pewności znajduje wyraz w rodzinie, która staje się ośrodkiem wyzysku, opartego na żądzy posiadania. Jeśli to przebadasz, to pojmiesz, że tak zwana miłość do rodziny jest zwykłą zaborczością.
To poszukiwanie bezpieczeństwa znajduje też wyraz w podziałach klasowych, co dalej rozwija się w głupotę nacjonalizmu i imperializmu, rodzącą nienawiść, antagonizm rasowy i najwyższe okrucieństwa wojny. A zatem, z własnych egotystycznych pragnień stworzyliśmy świat narodowości i skonfliktowanych suwerennych rządów, których funkcją jest przygotowywanie wojen i kierowanie człowieka przeciw człowiekowi.
Egotystycznego bezpieczeństwa, pewności, szuka się dalej w tym, co zwie się religią. Odpowiada wam naiwna wiara, że boskie istoty stworzyły te zinstytucjonalizowane formy wierzeń, które nazywamy religiami. Stworzyliście je sami, dla własnej wygody; przez wieki zostały uświęcone, a teraz was zniewalają. Nie ma idealnych religii, a więc nie traćmy czasu na dyskusje o nich. Mogą takowe istnieć jedynie w teorii, nie w rzeczywistości. Zbadajmy, jak stworzyliśmy religie i w jaki sposób one nas zniewalają. Jeśli głęboko zbadasz je takimi, jakimi są, to pojmiesz, że są niczym innym jak własnym interesem zinstytucjonalizowanych wierzeń – posiadaniem, izolowaniem i wykorzystywaniem ludzi. Tak jak obiektywnie szukasz bezpieczeństwa, tak też subiektywnie szukasz innego jego rodzaju, pewności, nazywając ją nieśmiertelnością. Później, w trakcie tych mów, wyjaśnię, czym jest dla mnie prawdziwa nieśmiertelność.
W trakcie poszukiwań owej pewności rodzi się lęk, a zatem podporządkowujesz się innemu, kto ci tę nieśmiertelność obiecuje. Z lęku tworzysz autorytet duchowy, aby zaś autorytet ten sprawować istnieją księża, którzy cię wykorzystują posługując się dogmatem i wyznaniem wiary, uroczystościami, ceremoniałami i przepychem, a co na całym świecie nazywane jest religią. Z istoty opiera się ona na lęku, choć można to nazwać miłością Boga lub prawdą; jest, jeśli to inteligentnie zbadacie, zwykłym wytworem lęku i dlatego właśnie musi się stać jednym ze sposobów wykorzystywania człowieka. Z własnego pragnienia nieśmiertelności, dla zyskania samolubnej ciągłości, stworzyliście tę iluzję, którą zwiecie religią i nieświadomie lub świadomie staliście się jej więźniami. Można też nie należeć do żadnej szczególnej religii, ale być członkiem pewnej sekty, delikatnie obiecującej nagrodę, subtelny wzrost ego w życiu przyszłym. Lub można nie należeć do żadnego towarzystwa bądź sekty, a mimo to trwać będzie wewnętrzne pragnienie, tajemne i skrywane, by szukać własnej nieśmiertelności. Dopóki pragnie się własnej ciągłości w jakiejkolwiek postaci, nieuchronnie towarzyszy temu lęk, tworzący autorytet, a stąd bierze się subtelne okrucieństwo i głupota poddania się wyzyskowi. Ten wyzysk jest tak subtelny, tak wyrafinowany, że się w nim rozkochujemy, nazywając go postępem duchowym i rozwojem ku doskonałości.
A teraz ty, jednostka, musisz uświadomić sobie całą tę zawiłą strukturę, uświadomić sobie źródło lęku i chcieć je wykorzenić, niezależnie od konsekwencji. To oznacza indywidualne wejście w konflikt z istniejącymi ideałami i wartościami. A kiedy umysł uwalnia się od tego, co fałszywe, możliwe staje się tworzenie właściwego środowiska dla wszystkich.
Najpierw macie uświadomić sobie więzienie; następnie zauważycie, że wasza myśl nieustannie próbuje uniknąć konfliktu z wartościami tego więzienia. Ta ucieczka stwarza ideały, które, jakby nie były piękne, są jedynie złudzeniami. Jedną ze sztuczek umysłu jest ucieczka w ideał; jeśli bowiem umysł nie ucieka, to musi wejść w bezpośredni konflikt z więzieniem, ze środowiskiem. To znaczy, umysł chce raczej uciec w złudzenie niż stanąć twarzą w twarz z cierpieniem, które nieuchronnie powstaje, kiedy zaczyna się kwestionować wartości, moralność, religię więzienia.
Tak więc naprawdę liczy się wejście w konflikt z tradycjami i wartościami społeczeństwa i religii, które was zniewalają, a nie intelektualna ucieczka przez ideał. Kiedy zaczynacie kwestionować owe wartości, zaczynacie budzić tę prawdziwą inteligencję, która jedynie może rozwiązać liczne ludzkie problemy.
Dopóki umysł tkwi w fałszywych wartościach, samorealizacja jest niemożliwa. Jedynie pełnia odsłoni prawdę, ruch wiecznego życia.
Meksyk, 20 października 1935 r.
W trakcie tych mów chcę nie tyle zaoferować wam system myślowy, co przebudzić myśli, aby zaś tego dokonać wygłoszę pewne twierdzenia – naturalnie nie jako dogmaty – które, mam nadzieję, weźmiecie pod rozwagę. Namysł nad nimi rodzi wiele pytań; jeśli mi je łaskawie postawicie, spróbuję na nie odpowiedzieć i w ten sposób będziemy mogli dalej rozmawiać o tym, co chcę przekazać.
Zastanawiam się, dlaczego większość z was tu przybyła? Przypuszczalnie czegoś szukacie. A właściwie czego? Naturalnie nie da się na to odpowiedzieć, gdyż wasze poszukiwania są zróżnicowane, przedmiot waszych poszukiwań zmienia się, jest co chwila inny, tak więc ostatecznie nie wiecie, czego szukacie, czego chcecie. Niestety jednak popadliście w nawyk przechodzenia od jednego domniemanego nauczyciela religijnego do innego domniemanego nauczyciela religijnego, wstępowania do rozmaitych organizacji, towarzystw i kierowania się systemami; innymi słowy, próbujecie odkryć, co da wam większe i większe zadowolenie, silniej was zafascynuje.
Ten proces przechodzenia od jednej szkoły myślowej do drugiej, od jednego systemu myśli do innego, od jednego nauczyciela do drugiego, nazywacie poszukiwaniem prawdy. Innymi słowy, przechodzicie od jednej idei do drugiej, od jednego systemu myśli do innego, gromadząc, w nadziei zrozumienia życia, próbując zgłębić jego sens, jego walki, a za każdym razem oznajmiacie, żeście coś znaleźli.
Ja zaś mam nadzieję, że po zakończeniu moich mów nie powiecie, żeście coś znaleźli, gdyż z chwilą, w której coś znajdujecie, już jesteście zgubieni; jest to kotwica, której umysł się chwyta, a w rezultacie ustaje ten wieczny ruch, to poszukiwanie prawdy, o którym zamierzam mówić. Większość umysłów poszukuje celu określonego, z tym stanowczym pragnieniem znalezienia go, a gdy już to pragnienie się ustali, to coś znajdujecie. Nie będzie to jednak nic żywego; znajdziecie rzecz martwą i dlatego też odłożycie ją na bok i zwrócicie się ku innej; a ten proces nieustannego wybierania, nieustannego porzucania, nazywacie zdobywaniem mądrości, doświadczeń lub prawdy.
Zapewne większość z was przybyła tutaj z tym nastawieniem, świadomie lub nieświadomie, tak więc swoje myśli angażujecie jedynie w poszukiwanie systemów i potwierdzeń, w pragnienie, by dołączyć się do jakiegoś ruchu lub utworzyć grupy; brak zaś wam jasności co do samych podstaw lub nie próbujecie zrozumieć, co znaczą te podstawy życia. A zatem, jak powiedziałem, nie proponuję ideału, który dałoby się naśladować, celu do znalezienia; zamierzam raczej przebudzić tę myśl, za pomocą której umysł może uwolnić się od tych rzeczy, któreście ustalili, co do których założyliście, że są prawdziwe.
Każdy z nas próbuje unieśmiertelnić wytwór środowiska; tę rzecz, która jest produktem środowiska, usiłujemy uczynić wieczną. A więc rozmaite lęki, nadzieje, tęsknoty, uprzedzenia, upodobania i osobiste poglądy, które gloryfikujemy jako nasz temperament, są, koniec końców, wytworem, produktem środowiska; zaś ta wiązka wspomnień, która jest wytworem środowiska, produktem reakcji na środowisko, staje się tą świadomością, którą nazywamy „ja”. Czyż nie tak? Cała walka rozgrywa się między tym wytworem środowiska, z którym umysł się utożsamia i który staje się „ja”, między tym czymś a środowiskiem. Koniec końców „ja”, świadomość, z którą umysł się utożsamia, jest wytworem środowiska. Ta walka toczy się między owym „ja” a nieustannie zmieniającym się środowiskiem.
Nieustannie poszukujecie dla tego „ja” nieśmiertelności. Innymi słowy, fałsz próbuje stać się tym, co rzeczywiste, co wieczne. Gdy rozumiecie znaczenie środowiska, nie ma reakcji, a w rezultacie nie ma konfliktu między reakcją, czyli tym, co nazywamy „ja”, a twórcą tej reakcji, czyli środowiskiem. Owo poszukiwanie nieśmiertelności, łaknienie pewności, trwałości, nazywane jest procesem ewolucji, procesem osiągania prawdy lub Boga, albo zrozumienia życia. I każdego, kto wam w tym pomaga, kto pomaga wam unieśmiertelnić te reakcje, które nazywamy „ja”, czynicie swoim odkupicielem, zbawcą, mistrzem, nauczycielem i stosujecie się do jego systemu. Idziecie za nim po zastanowieniu lub bezmyślnie; po zastanowieniu gdy sądzicie, że idziecie za nim inteligentnie, gdyż on zamierza poprowadzić was ku nieśmiertelności, ku urzeczywistnieniu tej ekstazy. To znaczy, chcecie, by ktoś inny unieśmiertelnił dla was tę reakcję, która jest rezultatem środowiska, a która sama w sobie jest z natury fałszywa. Z tego pragnienia, aby unieśmiertelnić to, co fałszywe, stwarzacie religie, socjologiczne systemy i podziały, metody polityczne, panacea ekonomiczne i standardy moralne. Tak więc stopniowo, w tym procesie tworzenia systemów mających jednostkę uczynić nieśmiertelną, trwałą, bezpieczną, owa jednostka kompletnie się gubi i wchodzi w konflikt z wytworami własnych poszukiwań, z tworami zrodzonymi z jej tęsknoty za bezpieczeństwem i tym, co nazywa nieśmiertelnością.
Koniec końców, dlaczego religie mają istnieć? Religie jako podziały myślowe wyrosły ze zbiorów wierzeń, wierzenia te gloryfikowały je i żywiły, jako że trwa to pragnienie, by się realizować, by uzyskiwać, by istniała nieśmiertelność.
Standardy moralne, powtórzmy to raz jeszcze, są jedynie wytworami społeczeństwa, tak by jednostkę przez nie zniewolić. Dla mnie, moralności nie da się ująć w standardy. Moralność i standardy nie mogą istnieć jednocześnie. Istnieć może jedynie inteligencja, która nie jest zestandaryzowana, której w standardy ująć się nie da. To jednak zgłębimy później.
Tak wiec to nieustanne poszukiwanie, w które schwytany jest każdy z nas, poszukiwanie szczęścia, prawdy, rzeczywistości, zdrowia – to nieustanne poszukiwanie każdy z nas kultywuje po to, aby zyskać bezpieczeństwo, trwałość. A z tego poszukiwania pewności musi rodzić się konflikt, konflikt między wytworem środowiska, czyli „ja”, a samym tym środowiskiem.
A jeśli zaczniecie się nad tym zastanawiać, to czym jest owo „ja”? Kiedy mówicie o „ja”, „moim”, moim domu, moich radościach, mojej żonie, moim dziecku, mojej miłości, moim temperamencie, to co to takiego? Jest to wyłącznie wytwór środowiska, a konflikt zachodzi między wytworem, „ja”, a samym środowiskiem. Konflikt zachodzić może, i nieuchronnie zachodzić musi, między fałszem a fałszem, nie zaś między prawdą a fałszem. Czyż nie tak? Wykluczony jest konflikt między tym, co prawdziwe, a tym, co fałszywe. Ale konflikt może i musi zachodzić między dwoma fałszami, między stopniami fałszywości, między przeciwieństwami.
Tak więc nie sądźcie, że walka między jaźnią a środowiskiem, którą nazywacie walką o prawdę, jest prawdziwa. Czyż w każdym z nas nie trwa walka, pomiędzy tobą a twoim otoczeniem, twoim środowiskiem, twoim mężem, twoją żoną, twoim dzieckiem, twoim sąsiadem, twoim społeczeństwem, twoimi organizacjami politycznymi? Czyż nie trwa nieustanna walka? Uważacie ją za niezbędną pomoc w osiąganiu szczęścia, prawdy, nieśmiertelności lub ekstazy. By to wyrazić inaczej: Tym, co uważacie za prawdę, jest jedynie samoświadomość, „ja”, które przez cały czas próbuje stać się nieśmiertelne, oraz środowisko, o którym powiadam, że jest nieustannym ruchem fałszu. Ten ruch fałszu staje się waszym wciąż zmieniającym się środowiskiem, co zwie się postępem, ewolucją. A więc, z mojego punktu widzenia, szczęścia lub prawdy lub Boga nie da się znaleźć jako wytworu środowiska, „ja”, nieustannie zmieniających się warunków.
Spróbuję to raz jeszcze wyrazić w inny sposób. Trwa konflikt, z którego każdy z was zdaje sobie sprawę, między wami a środowiskiem, warunkami. I mówicie sobie: „Gdybym zdołał pokonać środowisko, przezwyciężyć je, zdominować, to bym odkrył, to bym zrozumiał”; a zatem trwa ta nieustanna walka między wami a środowiskiem.
A co to takiego „ty sam”? Jest to jedynie wytwór, produkt środowiska. Co zatem robisz? Zwalczasz jeden fałsz innym fałszem, a środowisko będzie fałszywe, dopóki go nie zrozumiesz. Dlatego też środowisko wytwarza tę świadomość, którą nazywasz „ja”, a która nieustannie próbuje zyskać nieśmiertelność. Aby zaś ją unieśmiertelnić, niezbędne są liczne sposoby, środki, macie więc religie, systemy, filozofie, wszelkie niuanse i przeszkody, jakieście stworzyli. Stąd musi zachodzić konflikt pomiędzy wytworem środowiska a samym środowiskiem; i, jak powiedziałem, musi zachodzić konflikt pomiędzy fałszem a fałszem; nigdy pomiędzy prawdą a fałszem, podczas gdy głęboko w waszych umysłach tkwi idea, że w tej walce pomiędzy wytworem środowiska, czyli „ja”, a samym środowiskiem, zawiera się moc, mądrość, droga do wieczności, do rzeczywistości, prawda, szczęście.
Przede wszystkim powinno nas interesować to środowisko, a nie konflikt, nie to, jak go przezwyciężyć, jak od niego uciec. Krytycznie badając środowisko i próbując zrozumieć jego znaczenie, odkryjemy jego prawdziwą wartość. Czyż nie tak? Większość z nas jest uwikłana, schwytana w proces będący serią prób przezwyciężenia, ucieczki od okoliczności, środowiska; nie próbujemy zaś odkryć, co to wszystko znaczy, jaką ma przyczynę, jaki sens, jaką wartość. Kiedy dostrzegacie znaczenie środowiska, oznacza to drastyczne działanie, olbrzymi wstrząs życiowy, całkowitą, rewolucyjną przemianę wyobrażeń, wolną od autorytetu, od naśladownictwa. Bardzo niewielu jednak chce ujrzeć znaczenie środowiska, ponieważ to oznacza zmianę, radykalną zmianę, rewolucyjną zmianę, tego zaś chcą bardzo nieliczni. Tak więc większość, olbrzymia liczba ludzi, jest zainteresowana tym, jak środowiska uniknąć; skrywają je oni lub próbują znaleźć nowe substytuty przez pozbycie się Jezusa Chrystusa i ustanowienie nowego zbawiciela; poszukiwanie nowych nauczycieli w miejsce starych, nigdy jednak nie badają, czy w ogóle potrzebny jest im przewodnik. Samo to by pomogło, samo to nadałoby prawdziwe znaczenie owemu szczególnemu zapotrzebowaniu.
Tam więc, gdzie zaczyna się szukać substytutów, niezbędny jest autorytet, podążanie za przywódcą, a w rezultacie jednostka staje się jedynie trybem w społecznej i religijnej maszynerii życia. Jeśli przyjrzysz się temu bliżej, to dostrzeżesz, że twoje poszukiwania to nic ponad szukanie wygody, bezpieczeństwa i ucieczki; nie szukasz rozumienia, nie szukasz prawdy, szukasz raczej sposobu na uniknięcie wszelkich przeszkód, a w rezultacie na przezwyciężenie ich; koniec końców, wszelkie zwycięstwo jest jedynie substytutem, a w substytucie nie ma rozumienia.
Są ucieczki oferowane przez religie, z ich edyktami, moralnymi standardami, lękami, autorytetami; i są ucieczki przez wyrażenie własnego ja. Tym, co nazywasz wyrażeniem własnego ja, co większość ludzi tak nazywa, jest jedynie reakcja przeciw środowisku, jest jedynie wysiłek, aby wyrazić siebie przez reakcję przeciw środowisku – wyrazić własne ja w sztuce, w nauce, w różnych formach działalności. Nie włączam w to prawdziwego, spontanicznego wyrazu piękna, sztuki, nauki; one są same w sobie pełne. Mówię o człowieku, poszukującym tych rzeczy jako środków wyrażenia własnego ja. Prawdziwy artysta nie mówi o wyrażaniu swego ja, on wyraża to, co intensywnie czuje; jest jednak tak wielu udawanych artystów, podobnie jak udawanych ludzi uduchowionych, którzy przez cały czas poszukują wyrazu swego ja jako środka uzyskania czegoś, pewnego zaspokojenia, którego nie mogą znaleźć w środowisku, w którym żyją.
Z tych poszukiwań bezpieczeństwa i pewności utworzyliśmy religie – ze wszystkimi ich bredniami, podziałami, wyzyskiem – jako środki ucieczki; a te środki ucieczki stają się tak istotne, nabierają takiej wagi, gdyż stawienie czoła środowisku, czyli warunkom panującym wokół nas, wymaga olbrzymich działań, społecznych, dynamicznych działań, a bardzo niewielu chce takie działania przedsięwziąć. Przeciwnie, chcecie, aby was do działania zmusiły środowisko i okoliczności; to znaczy, jeśli ktoś staje się wysoce moralny i cnotliwy w wyniku depresji, powiadacie, cóż to za miły człowiek, jakże się zmienił. Ta wasza zmiana zależy od środowiska; a dopóki prawe działanie zależy od środowiska, niezbędne są środki ucieczki, substytuty, nazwijcie je religiami bądź jakoś inaczej, podczas gdy dla prawdziwego artysty, który jest także prawdziwie uduchowiony, istnieje spontaniczny wyraz, który sam w sobie jest wystarczający, pełny, całościowy.
Co zatem robicie? Co się każdemu z was przydarza? Czego próbujecie w życiu dokonać? Szukacie, ale czego? Trwa konflikt pomiędzy wami a nieustannym ruchem środowiska. Szukacie środków przezwyciężenia tego środowiska, aby utrwalić własną jaźń, która jest jedynie środowiska tego wytworem; albo, ponieważ środowisko tak często krzyżowało wam szyki, co uniemożliwia wam, jak to nazywacie, wyrażenie własnego ja, poszukujecie nowych środków wyrażenia siebie przez służenie ludzkości, przez reformy ekonomiczne i całą tę resztę.
Każdy musi odkryć, czego szuka; jeśli nie szuka, to zyskuje zaspokojenie i następuje rozpad. Jeśli trwa konflikt, to pojawia się pragnienie przezwyciężenia go, opanowania, ucieczki od niego. Jak już powiedziałem, konflikt może zachodzić jedynie między dwoma fałszami: pomiędzy tym rzekomym bytem, który nazywamy „ja”, a który dla mnie nie jest niczym więcej niż wytworem środowiska, a samym środowiskiem. Jeśli umysł zajmuje się wyłącznie przezwyciężaniem tej walki, to utrwala się fałsz, co z kolei wzmacnia konflikt, pomnaża cierpienie. Ale jeśli rozumie się znaczenie środowiska, czyli bogactwa, nędzy, wyzysku, zniewolenia, narodowości, religii i wszystkich bzdur współczesnego życia społecznego, nie próbując ich przezwyciężyć, ale widząc ich znaczenie, to nieuchronnie nastąpi indywidualne działanie i totalne przekształcenie wyobrażeń i myśli. Wtedy nie ma już walki, jest raczej światło rozpraszające mroki. Nie ma konfliktu między światłem a ciemnością. Nie ma konfliktu między prawdą a tym, co fałszywe. Konflikt jest jedynie tam, gdzie są przeciwieństwa.
Ojai, Kalifornia, 16 czerwca 1934 r.
Wczoraj, jak może pamiętacie, mówiłem o narodzinach konfliktu i o tym, w jaki sposób umysł próbuje go rozwiązać. Tego ranka chcę zastanowić się nad całą ideą konfliktu i dysharmonii oraz ukazać, jak beznadziejnie daremne są próby znalezienia owego rozwiązania, ponieważ samo poszukiwanie nie uśmierzy konfliktu jako takiego. Gdy szukacie rozwiązania, sposobów zakończenia konfliktu, to próbujecie jedynie narzucić nań lub podstawić w jego miejsce nowy zbiór idei, nowy zbiór teorii, lub też próbujecie całkowicie od konfliktu uciec. Tego właśnie szukają ludzie pragnący uśmierzyć swój konflikt.
Przyjrzyjcie się temu, a ujrzycie, że gdy pojawia się konflikt, od razu szukacie jego rozwiązania. Chcecie znaleźć sposób wyjścia z niego i na ogół taką drogę znajdujecie; ale konfliktu żeście nie usunęli, a jedynie przemieściliście go, podstawiając nowe środowisko, nowe warunki, co wywoła konflikt kolejny. Przyjrzyjmy się zatem całemu temu pojęciu konfliktu, jakie ma on źródła i co możemy z nim zrobić.
Cóż, konflikt jest wytworem środowiska, nieprawdaż? By to inaczej wyrazić, czym jest środowisko? Kiedy zwracacie na środowisko uwagę? Jedynie wtedy, gdy pojawia się konflikt i stawiacie środowisku opór. A zatem, jeśli przyjrzycie się własnemu życiu, to dostrzeżecie, że konflikt co chwila pcha je w innym kierunku, wypacza, kształtuje; a inteligencja, doskonała harmonia umysłu i serca, w ogóle nie odgrywa w waszym życiu roli. Środowisko zatem nieustannie kształtuje wasze życie, popycha was do działań, a naturalnie z tego nieustannego popychania, formowania, kształtowania, wypaczania rodzi się konflikt. Tam więc, gdzie trwa ów konfliktowy proces, nie ma miejsca na inteligencję. A jednak sądzimy, że przez nieustanne przechodzenie przez konflikt dotrzemy do tej inteligencji, tej pełni i tej wielkiej ekstazy. Ale przez gromadzenie konfliktów nie da się odkryć, jak żyć inteligentnie; można to odkryć jedynie wtedy, gdy zrozumie się owo środowisko, które konflikt stwarza, zwykłe zaś podstawianie, czyli wprowadzanie nowych warunków, konfliktu nie rozwiąże. A jednak, jeśli będziecie obserwowali, to ujrzycie, że gdy następuje konflikt, umysł szuka substytutu. Albo mówimy: „To dziedzictwo, warunki ekonomiczne, niegdysiejsze środowisko”, albo odwołujemy się do wiary w karmę, reinkarnację, ewolucję. Próbujemy więc usprawiedliwić obecny konflikt, w który umysł został schwytany, nie próbujemy zaś stwierdzić, jaka jest jego przyczyna, co by oznaczało badania nad rolą środowiska.
Konflikt może więc zachodzić jedynie między środowiskiem – czyli warunkami ekonomicznymi i społecznymi, dominacją polityczną, sąsiadami – między tym środowiskiem a jego wytworem, czyli „ja”. Konflikt trwa jedynie dopóty, dopóki ma miejsce reakcja na to środowisko, wytwarzająca „ja”, jaźń. Większość ludzi nie uświadamia sobie tego konfliktu – zachodzącego między własną jaźnią, która jest jedynie wytworem środowiska, a samym środowiskiem; bardzo niewielu zdaje sobie sprawę z tej nieustannej walki. Uświadamiamy sobie ów konflikt, tę dysharmonię, tę walkę pomiędzy fałszywym tworem środowiska, czyli „ja”, a samym środowiskiem, jedynie dzięki cierpieniu. Czyż nie tak? Jedynie dotkliwość cierpienia, dotkliwość bólu, ostrość dysharmonii sprawiają, że zaczynamy zdawać sobie z konfliktu sprawę.
Co się dzieje, gdy sobie to uświadamiamy? Co się dzieje, gdy tak dotkliwie cierpiąc zaczynamy sobie w pełni zdawać sprawę z trwającej bitwy, walki? Większość ludzi pragnie natychmiastowej ulgi, natychmiastowej odpowiedzi. Chcą uchronić się przed tym cierpieniem, i w rezultacie znajdują różne środki ucieczki, takie jak religie, podniecające zabawy, niedorzeczności i liczne tajemne drogi, któreśmy stworzyli, pragnąc chronić się przed ową walką. Cierpienie uświadamia nam ten konflikt, a jednak nie doprowadzi człowieka do owej pełni, owego bogactwa, owej obfitości, owej ekstazy życia, gdyż, koniec końców, cierpienie może jedynie uświadomić umysłowi wielką intensywność. Kiedy zaś umysł jest przenikliwy, zaczyna pytać – o środowisko, o warunki, a w tych dociekaniach funkcjonuje inteligencja; a tylko inteligencja doprowadzi człowieka do pełni życia i do odkrycia sensu cierpień. Inteligencja zaczyna funkcjonować z chwilą, gdy cierpienie staje się dokuczliwe, gdy umysł i serce już więcej nie uciekają, po różnych drogach, któreście tak sprytnie wytyczyli, a które z pozoru wydają się rozsądne, realne. Jeśli będziecie obserwować uważnie, bez uprzedzeń, to ujrzycie, że dopóki uciekacie, dopóty nie rozwiązujecie, nie stajecie z konfliktem twarzą w twarz i dlatego też cierpiąc jedynie gromadzicie złudzenia. A zatem, gdy przestaje się uciekać, dobrze znanymi kanałami, to w tym ostrym cierpieniu zaczyna funkcjonować inteligencja.
Proszę, nie zamierzam przytaczać wam przykładów czy przypowieści, chcę bowiem, abyście to przemyśleli, gdy zaś podaję przykłady, myślę za was, wy zaś jedynie słuchacie. Natomiast jeśli zaczniecie myśleć o tym, o czym mówię, to ujrzycie, będziecie sami dla siebie obserwowali, jak umysł, przyzwyczajony do tak licznych substytutów, autorytetów, ucieczek, nigdy nie dociera do tego punktu, w którym cierpienie staje się dotkliwe i zmusza inteligencję do funkcjonowania. A jedynie wtedy, gdy inteligencja funkcjonuje w pełni, można zlikwidować bez reszty przyczynę konfliktu.
Ilekroć nie rozumie się środowiska, musi zachodzić konflikt. Środowisko rodzi konflikt i dopóki nie rozumiemy środowiska, warunków, otoczenia, a jedynie szukamy dla tych warunków substytutów, dopóty unikając jednego konfliktu popadamy w drugi. Ale jeśli w stanie dotkliwego cierpienia, które w swej pełni rodzi konflikt, zaczynamy kwestionować środowisko, to rozumiemy jego prawdziwą wartość, a wtedy inteligencja funkcjonuje w sposób naturalny. Dotychczas umysł utożsamiał się z konfliktem, ze środowiskiem, z unikami a w rezultacie z cierpieniem; powiadasz więc „cierpię”, podczas gdy w stanie dotkliwego cierpienia, w tym napięciu cierpienia, w którym nie ma już ucieczki, umysł sam staje się inteligencją.
By wyrazić to jeszcze inaczej, dopóki szukamy rozwiązań, dopóki szukamy substytutów, autorytetów w danej sprawie i dążymy do złagodzenia konfliktu, dopóty umysł nieuchronnie utożsamia się z tym, co poszczególne; jeśli zaś umysł znajdzie się w tym stanie intensywnego cierpienia, w którym wszystkie drogi ucieczki zostały zamknięte, owa inteligencja zostanie przebudzona i będzie funkcjonować w sposób naturalny i spontaniczny.
Proszę, jeśli poeksperymentujecie z tym, to ujrzycie, że dostarczam wam nie teorii, ale czegoś, z czym możecie przystąpić do pracy, czegoś praktycznego. Żyjecie w tak wielu środowiskach, narzuconych wam przez społeczeństwo, religie, warunki ekonomiczne, podziały społeczne, przez wyzysk i zniewolenie polityczne. Ten przymus stworzył „ja”; jest w was „ja”, które walczy przeciw środowisku, a stąd rodzi się konflikt. Na nic się nie zda tworzenie nowego środowiska, ponieważ nadal trwać będzie to samo. Ale jeśli w trakcie tego konfliktu świadomie smucimy się i cierpimy – w każdym konflikcie obecne jest cierpienie, a tylko człowiek chce uciec od tej walki i w związku z tym szuka substytutów – jeśli w tym dotkliwym cierpieniu przestajesz szukać substytutów i naprawdę stajesz w obliczu faktów, to ujrzysz, iż umysł, będący zsumowaniem inteligencji, zaczyna odkrywać prawdziwą wartość środowiska, a wtedy uświadomisz sobie, że umysł jest od konfliktu wolny. Dotkliwe cierpienie likwiduje samo siebie. Tu więc leży zrozumienie przyczyny konfliktu.
Należy też pamiętać o tym, iż to, co nazywamy gromadzeniem smutków, nie wiedzie do intensywności, ani pomnażanie cierpienia nie wiedzie do jego likwidacji, gdyż cierpiący umysł zyskuje przenikliwość jedynie wtedy, gdy przestaje uciekać. A żaden konflikt nie wzbudzi tego cierpienia, tej dotkliwości cierpienia, gdy umysł próbuje uciec, gdyż w ucieczce nie ma inteligencji.
By to raz jeszcze krótko wyrazić, zanim odpowiem na pytania, jakie otrzymałem: Przede wszystkim, każdy jest uwikłany w cierpienie i konflikt, ale większość ludzi tego konfliktu sobie nie uświadamia; szukają jedynie substytutów, rozwiązań i ucieczek; a tymczasem, jeśli przestaną poszukiwać ucieczek i zaczną kwestionować środowisko, które ten konflikt wywołuje, to umysł zyska przenikliwość, żywotność, inteligencję. W tym napięciu umysł staje się inteligencją, a w rezultacie dostrzega pełną wartość i znaczenie środowiska, stwarzającego konflikt.
Cóż, jestem pewien, że połowa z was tego nie rozumie, ale to nie szkodzi. Przemyślcie to, naprawdę się nad tym zastanówcie i stwierdźcie, czy to, co mówię, nie jest prawdą. Ale przemyśleć nie znaczy zintelektualizować, czyli usiąść i sprawić, by intelekt obrócił to w nicość. W celu stwierdzenia, czy to, co mówię, jest prawdą, musicie wprowadzić to w czyn, aby zaś tego dokonać, musicie zakwestionować środowisko. To znaczy, jeśli weszliście w konflikt, to naturalnie musicie kwestionować środowisko, większość umysłów uległa jednak takiemu spaczeniu, że nie są świadome tego, iż za pomocą swych wspaniałych teorii szukają rozwiązań, ucieczek. Rozumują doskonale, lecz ich rozumowanie opiera się na poszukiwaniu ucieczki, z czego nie zdają sobie w pełni sprawy.
A zatem, jeśli trwa konflikt, i jeśli chcesz poznać jego przyczynę, to naturalnie umysł musi ją odkryć dzięki przenikliwości myśli i, w rezultacie, zakwestionowaniu tego wszystkiego, czym środowisko cię otacza – rodziny, sąsiadów, religii, autorytetów politycznych; a dzięki zakwestionowaniu pojawi się działanie przeciw temu środowisku. Jest rodzina, sąsiedzi i państwo, a kwestionując ich znaczenie ujrzysz, że inteligencja jest spontaniczna, nie da się jej uzyskać, nie da się jej kształtować. Zasiałeś ziarno uświadomienia, a z niego wyrasta kwiat inteligencji.
PYTAJĄCY: Powiadasz, że „ja” jest wytworem środowiska. Czy chcesz przez to powiedzieć, iż dałoby się stworzyć doskonałe środowisko, które by nie rozwijało świadomości „ja”? Jeśli tak, to doskonała wolność, o której mówisz, jest kwestią stworzenia właściwego środowiska. Czy mam rację?
KRISHNAMURTI: Proszę chwilę poczekać. Czy kiedykolwiek może zaistnieć właściwe środowisko, doskonałe środowisko? Nie. Porozmyślajmy wspólnie, rozważmy to w pełni.
Czym jest środowisko? Zostało ono stworzone, wszystkie te społeczne struktury zostały stworzone, przez ludzkie lęki, tęsknoty, nadzieje, pragnienia, osiągnięcia. Nie da się zaś zbudować doskonałego środowiska, gdyż każdy człowiek stwarza, według swych upodobań i pragnień, nowy zbiór warunków; mając jednak inteligentny umysł, można przedrzeć się przez te wszystkie fałszywe środowiska, a w rezultacie uwolnić się od świadomości „ja”. Cóż, świadomość „ja”, poczucie „moje”, jest wytworem środowiska, nieprawdaż? Nie sądzę, by trzeba to omawiać, gdyż jest to dość oczywiste.
Gdyby państwo dało ci dom i wszystko, czego potrzebujesz, zbędny byłby „mój dom”; mogłoby wtedy istnieć jakieś inne poczucie „moje”, dyskutujemy jednak nad kwestią szczegółową. Ponieważ tak w waszym przypadku nie było, istnieje poczucie „moje”, instynkt posiadania. Jest to wytwór środowiska, lecz jeśli umysł zaczyna je samo kwestionować, to przestaje na otoczenie reagować. Dlatego też nie interesuje nas możliwość istnienia doskonałego środowiska.
Koniec końców, czym jest doskonałe środowisko? Każdy ci powie, czym jest ono dla niego. Artysta powie jedno, finansista drugie, aktor filmowy jeszcze coś innego; każdy człowiek chce doskonałego środowiska, które go zadowoli, innymi słowy, które nie wywoła w nim konfliktu. Dlatego też istnieć ono nie może. Jeśli jednak pojawia się inteligencja, to środowisko traci wszelką wartość, wszelkie znaczenie, gdyż inteligencja wolna jest od okoliczności; funkcjonuje w pełni.
Pytamy więc nie o to, jak stworzyć doskonałe środowisko, ale raczej jak obudzić inteligencję wolną od środowiska, niedoskonałego czy doskonałego. Twierdzę, że można tego dokonać przez zakwestionowanie pełnej wartości każdego ze środowisk, w jakie schwytany jest umysł. Wtedy ujrzycie, żeście wolni od jakiegokolwiek szczególnego środowiska, albowiem wtedy funkcjonujecie inteligentnie, zaś środowisko już was nie popycha co chwila w inną stronę, nie wypacza, nie kształtuje.
P: Z pewnością nie masz na myśli tego, co zdają się przekazywać twoje słowa. Kiedy widzę występek szerzący się w świecie, czuję intensywne pragnienie, by z nim walczyć, by zwalczać też całe cierpienie, jakie on wywołuje w życiu moich bliźnich. To oznacza wielki konflikt, gdy bowiem próbuję pomóc, to często natrafiam na brutalny sprzeciw. Co więc upoważnia cię do twierdzenia, że nie ma konfliktu pomiędzy fałszem a prawdą?
K: Powiedziałem wczoraj, że walka jest możliwa jedynie między dwoma fałszami, konflikt jest możliwy jedynie między środowiskiem a jego wytworem, czyli „ja”. Zaś między jednym a drugim leżą niezliczone drogi ucieczki, stworzone przez „ja”, które nazywamy występkiem, dobrocią, moralnością, moralnymi standardami, lękami i wszelkimi rozlicznymi przeciwieństwami. A walczyć może jedynie jedno z drugim, fałszywy wytwór środowiska, czyli „ja”, z samym środowiskiem. Niemożliwa jest jednak walka między prawdą a fałszem. Czy to nie oczywiste? Napotykasz brutalny sprzeciw, ponieważ ktoś inny jest ignorantem. To nie znaczy, iż nie wolno ci walczyć – ale nie zakładaj, że walka jest prawa. Widzisz, istnieje naturalny sposób postępowania, spontaniczny, uroczy sposób działania, bez tej agresywnej, brutalnej prawości.
Przede wszystkim, aby walczyć, trzeba wiedzieć, przeciw czemu, a zatem niezbędne jest zrozumienie samych podstaw, a nie podziałów między dwoma fałszami. Teraz zdajemy sobie sprawę, tak w pełni zdajemy sobie sprawę z podziałów między fałszami, między wytworem a środowiskiem, że je zwalczamy i dlatego też chcemy reformować, chcemy zmieniać, chcemy przekształcać, nie zmieniając od podstaw całej struktury ludzkiego życia. To znaczy, nadal chcemy zachować świadomość „ja”, która jest fałszywą reakcją na środowisko; chcemy ją zachować, a jednak chcemy zmienić świat. Innymi słowy, chcecie mieć swoje konto bankowe, swój dobytek; chcecie zachować poczucie „moje”, a jednak chcecie zmienić świat, tak by nie było tych pojęć „moje” i „twoje”.
Tak więc najpierw musimy stwierdzić, czy zajmujemy się podstawami, czy jedynie powierzchnią. Dla mnie to, co powierzchowne, będzie istniało dopóty, dopóki zajmuje nas jedynie zmienianie środowiska, tak by złagodzić konflikt. Nadal więc chcecie lgnąć do świadomości „ja” jako „moje”, a jednak pragniecie zmieniać okoliczności, tak aby nie stwarzały konfliktu w owym „ja”. Nazywam to myśleniem powierzchownym, a z niego naturalnie powstaje powierzchowne działanie. A tymczasem jeśli myśli się o podstawach, to znaczy, kwestionuje się sam wytwór środowiska, czyli „ja” i, w rezultacie, kwestionuje samo środowisko, to działa się u podstaw, a w rezultacie tworzy się rzeczy trwałe. W tym tkwi ekstaza, radość obecnie wam nie znana, gdyż boicie się kierować działanie w same podstawy.
P: W trakcie wczorajszej mowy określiłeś środowisko jako ruch fałszu. Czy do środowiska zaliczasz wszystkie twory przyrody, łącznie z postaciami ludzi?
K: Czy środowisko nie zmienia się nieustannie? Nie dzieje się tak? Dla większości ludzi nie zmienia się ono, gdyż zmiana wymaga nieustannego dopasowywania się, a zatem ciągłej czujności umysłu, zaś większość ludzi chciałaby, aby warunki środowiskowe były statyczne. A jednak środowisko pozostaje w ruchu, wymyka się bowiem spod kontroli, a jest fałszywe, dopóki nie rozumie się jego znaczenia.
Czy do środowiska należy zaliczyć ludzi? Dlaczego mamy oddzielać ich od przyrody? Tak bardzo zajmuje nas przyroda, gdyż prawie całkowicie ją kontrolujemy, natomiast nie rozumiemy środowiska stworzonego przez istoty ludzkie. Spójrzcie na relacje międzyludzkie, między dwojgiem ludzi i na te wszystkie warunki przez ludzi stworzone, których nasze rozumienie nie ogarnia, mimo że dzięki nauce przyrodę w wielkiej mierze zrozumieliśmy i podporządkowaliśmy sobie.
A zatem nie interesuje nas stabilność, ciągłość środowiska, które rozumiemy, gdyż z chwilą, gdy osiągamy rozumienie, konflikt wygasa. Szukamy bezpieczeństwa, emocjonalnego i psychicznego, a jesteśmy szczęśliwi dopóty, dopóki mamy to bezpieczeństwo zapewnione. W rezultacie nigdy nie kwestionujemy środowiska, a stąd jego nieustanny ruch jest fałszywy, co wywołuje w każdym z nas zaburzenia. Dopóki trwa konflikt, świadczy to o tym, że nie zrozumieliśmy otaczających nas warunków; zaś ten ruch środowiska pozostaje fałszywy dopóty, dopóki nie zbadamy jego znaczenia. Można zaś je odkryć jedynie w stanie nieznośnej świadomości cierpienia.
PYTAJĄCY: Nie mam wątpliwości co do tego, że świadomość „ja” jest wytworem środowiska, ale czyż nie widzisz, że owo „ja” nie pojawiło się po raz pierwszy w tym życiu? Z tego, co mówisz, jasno wynika, że świadomość „ja”, będąca wytworem środowiska, musiała narodzić się w odległej przeszłości i będzie trwać w przyszłości?
K: Wiem, że jest to podchwytliwe pytanie o reinkarnację. Nie szkodzi. Przyjrzyjmy mu się. Przede wszystkim, jeśli się nad tym zastanowicie, to przyznacie, że „ja” jest wytworem środowiska. Nie obchodzi mnie, czy jest to środowisko niegdysiejsze czy obecne. Tak czy inaczej środowisko wiąże się z przeszłością. Zrobiłeś coś, czegoś nie zrozumiał, wczoraj uczyniłeś coś, czegoś nie zrozumiał i to wlecze się za tobą dopóki nie zrozumiesz. Nie uporasz się z niegdysiejszym środowiskiem, dopóki w pełni nie uświadomisz sobie teraźniejszości. Nieważne więc, czy umysł paraliżują warunki przeszłe, czy obecne. Ważne jest, byś zrozumiał środowisko, a to uwolni umysł od konfliktu.
Niektórzy wierzą, że „ja” narodziło się w odległej przeszłości i będzie trwało w przyszłości. Nic mnie to nie obchodzi, to w ogóle nie ma sensu. Pokażę dlaczego. Jeśli „ja” jest wytworem środowiska, jeśli „ja” jest niczym więcej niż esencją konfliktu, to umysł musi troszczyć się nie o kontynuację konfliktu, ale o uwolnienie się od niego. Tak więc nieważne jest, czy to niegdysiejsze środowisko paraliżuje umysł, czy też teraźniejsze go wypacza, a wreszcie czy owo „ja” narodziło się w odległej przeszłości. Liczy się to, czy w tym stanie cierpienia, w tej świadomości, w tej uświadomionej dotkliwości cierpienia, następuje rozpad „ja”.
To przywołuje na myśl ideę karmy. Wiecie, co to znaczy, mianowicie że w chwili obecnej dźwigacie ciężar, ciężar przeszłości w teraźniejszości. Czyli że przenosicie ze sobą środowisko przeszłości w teraźniejszość, a z powodu tego ciężaru kontrolujecie przyszłość, kształtujecie przyszłość. Jeśli się nad tym zastanowicie, to musi być tak, że jeśli umysł został wypaczony przez przeszłość, to naturalnie przyszłość również musi ulec wynaturzeniu, albowiem jeśli nie zrozumieliście wczorajszego środowiska, to nieuchronnie ma ono swą dzisiejszą kontynuację, a w rezultacie, ponieważ nie rozumiecie dzisiaj, nie będziecie naturalnie rozumieli jutro. To znaczy, jeśli nie pojęliście pełnego znaczenia środowiska albo działania, wypacza to wasze sądy o środowisku dzisiejszym, o dzisiejszym działaniu zrodzonym ze środowiska, co znów spaczy was jutro. Tak więc pozostajemy zamknięci w tym błędnym kole, a stąd bierze się idea ciągłego odradzania się, odradzania się pamięci lub odradzania się umysłu, podtrzymywanego przez środowisko.
Twierdzę jednak, że umysł można uwolnić od przeszłości, od przeszłego środowiska, niegdysiejszych przeszkód, i dlatego też można być wolnym od przyszłości, gdyż wtedy żyje się dynamicznie, intensywnie, wspaniale w teraźniejszości. W teraźniejszości jest wieczność; aby zaś to zrozumieć, umysł musi być wolny od ciężaru przeszłości; aby zaś uwolnić umysł od przeszłości, trzeba intensywnie kwestionować teraźniejszość, a nie zastanawiać się, w jaki sposób „ja” będzie trwało w przyszłości.
Ojai, Kalifornia, 17 czerwca 1934 r.
Dziś będziemy odpowiadać na pytania.
PYTAJĄCY: Czym dyscyplina wewnętrzna różni się od stłumienia?
KRISHNAMURTI: Nie sądzę, aby się bardzo od siebie różniły, gdyż jedno i drugie przeczy inteligencji. Stłumienie to prymitywna forma subtelniejszej dyscypliny wewnętrznej, która również jest wyparciem; to znaczy, zarówno stłumienie, jak i dyscyplina wewnętrzna są zwykłym dostosowaniem się do środowiska. Jedno, stłumienie, to forma prymitywna, drugie, dyscyplina wewnętrzna, to forma subtelna. Podłożem obu jest lęk; u podstaw stłumienia leży lęk oczywisty; dyscyplina wewnętrzna opiera się na lęku zrodzonym z utraty lub na lęku, który wyraża się w zdobywaniu.
Dyscyplina wewnętrzna – to co tak nazywacie – jest jedynie dostosowywaniem się do środowiska, które nie w pełni rozumiemy; dlatego też w tym dostosowywaniu się nieuchronnie dochodzi do wyparcia inteligencji. Dlaczego ktoś musi zdyscyplinować własne ja? Dlaczego narzucamy sobie dyscyplinę, zmuszamy własne ja do kształtowania się według pewnego szczególnego wzoru? Dlaczego tak wielu ludzi należy do różnych szkół dyscypliny, rzekomo wiodących do duchowości, do wzrostu rozumienia, dalszego rozkwitu myśli? Jak zobaczycie, im bardziej dyscyplinujecie, ćwiczycie umysł, tym większe stają się jego ograniczenia. Proszę, trzeba to przemyśleć starannie, delikatnie i wnikliwie, bez popadania w zamęt w wyniku wprowadzania innych kwestii. Używam tutaj wyrażenia dyscyplina wewnętrzna jak gdyby pytająco, to znaczy, dyscyplinujemy siebie według pewnego wzorca, przyjętego z góry lub wcześniej ustalonego, a zatem z pragnieniem, by coś osiągnąć, uzyskać, podczas gdy dla mnie sam proces dyscypliny, to nieustanne naginanie umysłu do szczególnego, z góry przyjętego wzorca, musi ostatecznie go sparaliżować. Umysł prawdziwie inteligentny nie podlega dyscyplinie wewnętrznej, gdyż inteligencja rodzi się z kwestionowania środowiska i odkrycia jego prawdziwego znaczenia. To odkrycie wywołuje prawdziwe dostosowanie się, nie dostosowanie się do szczególnego wzorca lub warunku, ale dostosowanie się przez zrozumienie, w rezultacie od owego warunku wolne.
Weźmy człowieka prymitywnego; co takiego on czyni? Nie podlega dyscyplinie, kontroli, niczego nie tłumi. Robi to, co robić pragnie, ten prymityw. Człowiek inteligentny również czyni to, czego pragnie, ale inteligentnie. Inteligencja nie rodzi się z dyscypliny wewnętrznej lub stłumienia. W pierwszym przypadku jest to bez reszty dążenie do spełnienia pragnień, człowiek prymitywny goniący za przedmiotem, którego pragnie. W drugim człowiek inteligentny dostrzega znaczenie pragnień oraz konflikt; człowiek prymitywny nie, dąży do wszystkiego, czego pragnie i wywołuje cierpienie oraz ból. Tak więc z mojego punktu widzenia dyscyplina wewnętrzna i stłumienie są do siebie podobne – jedno i drugie przeczy inteligencji.
Proszę, eksperymentujcie z tym, co powiedziałem o dyscyplinie, dyscyplinie wewnętrznej. Nie odrzucajcie tego, nie mówcie, że dyscyplina wewnętrzna jest niezbędna, albowiem w świecie zapanuje chaos – tak jakby już chaosu nie było; z drugiej strony, nie akceptujcie jedynie tego, co mówię, uznając to za prawdę. Opowiadam wam o czymś, z czym eksperymentowałem i czego prawdziwość stwierdziłem. Psychicznie, jak sądzę, jest to prawdą, gdyż dyscyplina wewnętrzna powoduje, że umysł zostaje uwiązany do szczególnej myśli, wiary lub ideału, że umysł zniewalają warunki; i tak jak zwierzę uwiązane do słupa może poruszać się jedynie tak daleko, jak sięga lina, tak też umysł uwiązany do wiary, wypaczony przez dyscyplinę wewnętrzną, porusza się w obrębie ograniczeń narzuconych przez te warunki. I dlatego taki umysł w ogóle nie jest umysłem, nie jest w stanie myśleć. Będzie może zdolny do przystosowania się do warunków panujących między słupem a najdalszym punktem, do którego sięga lina; ale taki umysł, takie serce, nie są zdolne do tego, by naprawdę myśleć i czuć. Ten umysł i to serce są zdyscyplinowane, okaleczone, spaczone przez wyparcie myślenia, wyparcie uczuć. Tak więc musicie obserwować, uświadomić sobie, jak funkcjonują wasze własne myśli i uczucia, nie chcąc kierować ich w żadną szczególną stronę. Przede wszystkim, zanim je gdzieś skierujecie, odkryjcie, jak funkcjonują. Zanim spróbujecie myśl i uczucie zmieniać, przeobrażać, stwierdźcie, w jaki sposób działają, a wtedy ujrzycie, że nieustannie dostosowują się do warunków panujących w obrębie ograniczeń określonych przez ów punkt wyznaczony przez pragnienie i jego spełnienie. Uświadomienie jest wolne od dyscypliny.
Weźmy przykład. Przypuśćmy, że jesteście snobami, przywiązanymi do swej klasy społecznej. Nie wiecie, że tak jest, ale chcecie to stwierdzić; jak to osiągniecie? Przez uświadomienie sobie własnych myśli i emocji. A co się wtedy dzieje? Załóżmy, że odkrywacie, iż jesteście snobami, a wtedy samo to odkrycie stwarza niepokój, konflikt; zaś sam ten konflikt likwiduje snobizm. Natomiast gdy jedynie dyscyplinujecie umysł tak, by nie był snobistyczny, rozwijacie inną cechę, przeciwieństwo bycia snobem, co, będąc rozmyślne, a zatem fałszywe, jest równie szkodliwe.
A zatem, ponieważ ustanowiliśmy rozmaite wzorce, różne cele, do których nieustannie – świadomie lub nieświadomie – dążymy, dyscyplinujemy swoje umysły i serca zgodnie z nimi, a w rezultacie nieuchronnie pojawia się kontrola i wypaczenia. Natomiast jeśli zaczyna się badać warunki stwarzające konflikt i w ten sposób budzi się inteligencję, to sama ta inteligencja tak bardzo dominuje, że nieustannie pozostaje w ruchu, a w rezultacie nie ma stałego punktu, który mógłby wywoływać konflikt.
P: Zważywszy, że „ja” jest zbudowane z reakcji pochodzących ze środowiska, za pomocą jakich metod można uciec od związanych z tym ograniczeń; albo jak zapoczątkować proces reorientacji, aby uniknąć konfliktu między tymi dwiema fałszywymi rzeczami?
K: Przede wszystkim, chcesz poznać metodę ucieczki od ograniczeń. Dlaczego? Dlaczego pytasz? Dlaczego zawsze pytasz o metodę, o system? Na co to wskazuje, to pragnienie metody? Każde zapotrzebowanie na metodę jest oznaką pragnienia ucieczki. Chcesz, abym wyłożył pewien system, tak byś mógł go naśladować. Innymi słowy, chcesz systemu obmyślonego tak, byś narzucił go na warunki wywołujące konflikt, tak byś mógł od wszelkich konfliktów uciec. Innymi słowy, szukasz jedynie sposobu dopasowania się do pewnego wzorca, tak aby uciec od konfliktu lub od swego środowiska. Oto pragnienie kryjące się za zapotrzebowaniem na metodę, na system. Widzisz, życie to nie Pelmanizm. Pragnienie metody jest w istocie oznaką pragnienia ucieczki.
Jak zapoczątkować proces reorientacji, aby uniknąć nieustannego konfliktu między tymi dwiema fałszywymi rzeczami? Przede wszystkim, czy uświadamiasz sobie, że pozostajesz w stanie konfliktu, zanim chcesz się dowiedzieć, jak się z niego wydostać? Czy też, uświadamiając sobie konflikt, szukasz jedynie schronienia, bezpiecznego miejsca, które nie tworzy dalszego konfliktu? A zatem zdecydujmy, czy chcesz schronienia, strefy bezpieczeństwa, które już nie będą wywoływały konfliktu, czy chcesz uciec od obecnego konfliktu i znaleźć się w warunkach, w których konfliktu żadnego nie będzie; czy też nie zdajesz sobie sprawy z konfliktu, w którym się znajdujesz, nie uświadamiasz go sobie. Jeśli nie uświadamiasz sobie tego konfliktu, tej bitwy trwającej między jaźnią a środowiskiem, jeśli nie zdajesz sobie z tej walki sprawy, to po co szukać kolejnych leków? Pozostań nieświadomy. Pozwól, by same warunki wywoływały niezbędny konflikt, a ty nie wtrącaj się, sztucznie, fałszywie nie wywołuj konfliktu, który nie istnieje w twym umyśle i sercu. Ty zaś sztucznie stwarzasz konflikt, gdyż obawiasz się, że coś cię ominie. Życie cię nie ominie. Jeśli uważasz inaczej, to coś jest z tobą niedobrze. Może jesteś neurotykiem, kimś nienormalnym.
Jeśli znajdziesz się w stanie konfliktu, nie będziesz mnie prosił o metodę. Gdybym ci zaoferował metodę, to jedynie byś siebie zgodnie z nią dyscyplinował, próbując naśladować ideał, wzór, który nakreśliłem, w rezultacie niszcząc własną inteligencję. Natomiast jeśli naprawdę uświadamiasz sobie ten konflikt, w tej świadomości cierpienie stanie się dotkliwe, a cierpiąc tak dotkliwie, tak intensywnie, usuniesz przyczynę cierpienia, a stanowi ją brak rozumienia środowiska.
Wiesz, żeś stracił wszelkie poczucie normalności, prostoty, bezpośredniości życia. Aby powrócić do tej normalności, tej prostoty, tej bezpośredniości, nie można kierować się metodą, nie można po prostu stać się automatem. A obawiam się, że większość z was poszukuje metod, sądzimy bowiem, że dzięki nim urzeczywistnimy pełnię, osiągniemy stabilność i trwałość. Dla mnie metody wiodą do powolnej stagnacji i rozpadu, nie mają nic wspólnego z prawdziwą duchowością, która, koniec końców, jest zsumowaniem inteligencji.
P: Mówisz o konieczności drastycznej rewolucji w życiu jednostki. Jeśli ona nie chce rewolucjonizować swego zewnętrznego, osobistego otoczenia, z powodu cierpień, jakie by to sprawiło jej rodzinie i przyjaciołom, to czy rewolucja wewnętrzna doprowadzi ją do wolności od wszelkich konfliktów?
K: Przede wszystkim, panowie, czy i wy nie czujecie, że konieczna jest drastyczna rewolucja w życiu jednostki? A może zadowala was po prostu to, co jest, wasze idee postępu, ewolucji, wasze pragnienie osiągania, wasze tęsknoty i zmienne przyjemności? Widzicie, z chwilą, gdy zaczynacie myśleć, naprawdę zaczynacie czuć, niezbędne staje się palące pożądanie drastycznej zmiany, drastycznej rewolucji, całkowitej reorientacji myślenia. A jeśli czujecie, że jest to niezbędne, to ani rodzina ani przyjaciele nie staną wam na drodze. Wtedy nie ma rewolucji ani zewnętrznej ani wewnętrznej; jest tylko rewolucja, zmiana. Jednakże z chwilą, gdy zaczynacie ją ograniczać mówiąc: „Nie wolno mi skrzywdzić rodziny, przyjaciół, księży, kapitalistycznych lub państwowych wyzyskiwaczy”, to naprawdę już nie dostrzegacie konieczności radykalnej zmiany, zastanawiacie się jedynie nad zmianą środowiska. A to jest po prostu bezwład, stwarzający kolejne fałszywe środowiska i przedłużający konflikt.
Moim zdaniem, dajemy fałszywą wymówkę mówiąc, że nie wolno nam krzywdzić naszych rodzin i przyjaciół. Widzicie, gdy chce się zrobić coś naprawdę ważnego, to się to robi, nie zważając na rodzinę i przyjaciół, nieprawdaż? Wtedy nie zastanawiacie się nad tym, że ich skrzywdzicie. Wymyka wam się to spod kontroli; czujecie tak intensywnie, myślicie tak całościowo, że wyprowadza was to poza ograniczenia narzucane przez kręgi rodzinne, oficjalne więzy. Zaczynasz natomiast zważać na rodzinę, przyjaciół, ideały, wierzenia, tradycje, ustalony porządek rzeczy, jedynie wtedy, gdy wciąż trwasz przy czymś, co daje ci bezpieczeństwo, gdy brak tego wewnętrznego bogactwa, a wewnętrzne bogactwo zależy od zewnętrznych pobudzeń. A zatem, jeśli w pełni uświadamiamy sobie cierpienie, wywołane konfliktem, to nie zniewalają nas już żadne ortodoksje, rodzina czy przyjaciele. Chcecie znaleźć przyczynę tego cierpienia, chcecie odkryć znaczenie środowiska wywołującego ten konflikt; w tym zaś nie ma osobowości, nie ma ograniczonej myśli „ja”. A jedynie wtedy, gdy lgniecie do tej ograniczonej myśli „ja”, musicie rozważać, jak daleko macie zajść, a jak daleko nie.
Z pewnością prawdy, lub owego bóstwa rozumienia, nie szuka się lgnąc do rodziny, tradycji czy zwyczaju. Znajduje się je jedynie wtedy, gdy jest się kompletnie nagim, odartym ze swych tęsknot, nadziei, zabezpieczeń; a w tej bezpośredniej prostocie tkwi bogactwo życia.
P: Czy zechcesz wyjaśnić, dlaczego środowisko zaczęło być fałszywe, a nie prawdziwe? Skąd biorą początek cały ten zamęt i wszystkie te kłopoty?
K: Kto, waszym zdaniem, stworzył środowisko? Jakiś tajemniczy Bóg? Proszę, jeszcze chwila. Kto stworzył środowisko, strukturę społeczną, ekonomiczną, religijną? My. Każdy z nas indywidualnie się do tego przyczynił, aż przekształciło się to w kolektyw, zaś jednostka, która pomogła ów kolektyw stworzyć, teraz się w nim zagubiła, albowiem stał się jej środowiskiem, kształtującym ją szablonem. Pragnąc bezpieczeństwa – finansowego, moralnego i duchowego – stworzyłeś kapitalistyczne środowisko, w którym występują narodowości, podziały klasowe i wyzysk. Tyś to stworzył, ty i ja. To coś nie zaistniało w sposób cudowny. Dopóki poszukujesz bezpieczeństwa, znów będziesz stwarzał kolejny kapitalistyczny, zachłanny system odmiennego rodzaju, różniący się niuansami, innego koloru. Możesz unicestwić ten obecny model, ale dopóki trwać będzie zachłanność, stworzysz kolejne państwo kapitalistyczne, wprowadzając jedynie nową frazeologię, nowy żargon.
A to samo odnosi się do religii, ze wszystkimi ich absurdalnymi ceremoniałami, formami wyzysku, lękami. Kto je stworzył? Ty i ja. W ciągu wieków stworzyliśmy te rzeczy i poddaliśmy się im wskutek lęku. To jednostka stworzyła wszędzie fałszywe środowisko. I stała się niewolnikiem, zaś te fałszywe warunki zaowocowały fałszywym poszukiwaniem bezpieczeństwa dla tej samoświadomości, którą nazywacie „ja”, a zatem nieustanną walką między „ja” a fałszywym środowiskiem.
Chcecie wiedzieć, kto stworzył to środowisko, cały ten przerażający bałagan i wszystkie kłopoty, gdyż chcecie odkupiciela, który wyciągnie was z kłopotów i umieści w nowym niebie. Lgnąc do wszystkich swych osobliwych uprzedzeń, nadziei, lęków i preferencji, osobiście stworzyliście to środowisko, a zatem musicie osobiście je unicestwić, a nie czekać na system, który by się pojawił i je zmiótł. System zapewne się pojawi i je zmiecie, ale wtedy po prostu staniecie się niewolnikami tego systemu. System komunistyczny być może nastanie, a wtedy będziecie zapewne używali nowych słów, lecz reakcje pozostaną te same, zmieni się jedynie sposób i tempo reagowania.
Oto dlaczego któregoś dnia powiedziałem, że jeśli środowisko popycha cię do pewnych działań, to nie jest już ono prawe. Z prawością mamy do czynienia jedynie wtedy, gdy działanie rodzi się ze zrozumienia owego środowiska.
Tak więc indywidualnie musicie stać się świadomi. Zapewniam was, wtedy osobiście stworzycie coś olbrzymiego, nie społeczeństwo trzymające się po prostu ideału, a w rezultacie ulegające rozpadowi, ale społeczeństwo pozostające w nieustannym ruchu, nie takie, które osiąga kulminację i umiera. Jednostki ustalają cel, walczą o jego osiągnięcie, a po osiągnięciu załamują się. Przez cały czas próbują osiągnąć pewien cel i pozostają w stanie, który osiągnęły. Jaka jednostka, taki stan – ten stan nieustannie próbuje osiągnąć ideał, cel, natomiast moim zdaniem jednostka musi pozostawać w nieprzerwanym ruchu, musi wciąż się stawać, nie dążyć do kulminacji, nie dążyć do celu. Wtedy społeczeństwo, ten wyraz własnego „ja”, będzie w nieustannym ruchu.
P: Czy uważasz, że karma jest interakcją między fałszywym środowiskiem a fałszywym „ja”?
K: Widzisz, karma to słowo sanskryckie, które znaczy działać, robić, pracować, a także przywołuje na myśl przyczynę i skutek. Karma to zniewolenie, reakcja wytworzona przez środowisko, którego umysł nie zrozumiał. Jak to próbowałem wczoraj wyjaśnić, jeśli nie rozumiemy szczególnych warunków, to umysł z natury zostaje obarczony przez nie, przez brak rozumienia; nie rozumiejąc funkcjonujemy i działamy, a w rezultacie stwarzamy kolejne ciężary, większe ograniczenia.
A zatem musimy zrozumieć, co wywołuje ten brak rozumienia, co przeszkadza jednostce w ogarnięciu pełnego znaczenia środowiska, czy to niegdysiejszego, czy teraźniejszego. Aby zaś odkryć to znaczenie, musimy być naprawdę wolni od przesądów. Tak trudno naprawdę uwolnić się od stronniczości, od ulegania temperamentowi, od skrzywień; a bezpośrednie, otwarte podejście do środowiska wymaga olbrzymiej spostrzegawczości. Większość umysłów wypacza próżność, pragnienie wywarcia na innych wrażenia przez bycie kimś, lub pragnienie dotarcia do prawdy, lub ucieczki od środowiska, lub rozszerzenia własnej świadomości – czemu nadaje się jedynie specjalne duchowe nazwy – lub uprzedzenia nacjonalistyczne. Wszystkie te pragnienia uniemożliwiają umysłowi bezpośrednie postrzeganie pełnej wartości środowiska; a ponieważ większość umysłów ulega uprzedzeniom, to najpierw musimy sobie uświadomić własne ograniczenia. A gdy zaczynasz sobie to uświadamiać, w tej świadomości rodzi się konflikt. Gdy wiesz, że naprawdę rozpiera cię brutalna duma lub zarozumiałość, sama ta uświadomiona zarozumiałość zaczyna się rozpadać, albowiem dostrzegasz jej absurdalność; jeśli jednak zaczynasz ją po prostu skrywać, wywołuje ona dalsze choroby, kolejne fałszywe reakcje.
Aby więc żyć w każdej chwili teraz, bez ciężaru przeszłości lub teraźniejszości, bez paraliżujących wspomnień zrodzonych przez brak rozumienia, umysł musi ujmować rzeczy wciąż na nowo. Gdy ujmuje życie obciążony pewnością, zarozumiałą uczonością, ma to fatalne skutki, gdyż wiedza jest, koniec końców, jedynie sprawą przeszłości. Jeśli więc podchodzisz do życia na świeżo, to poznasz, co znaczy życie bez konfliktu, bez tego nieustannego męczącego wysiłku. Wtedy wędrujesz daleko po wezbranych wodach życia.
Ojai, Kalifornia, 18 czerwca 1934 r.
Dla mnie istnieje rzeczywistość, olbrzymia żywa prawda; aby zaś ją pojąć, niezbędna jest nadzwyczajna prostota myśli. To, co proste, jest nieskończenie subtelne, to, co proste, jest niesłychanie delikatne. Istnieje wielka subtelność, nieskończona subtelność i delikatność, a jeśli używasz samych słów jako środków dotarcia do tej delikatności, do tej prostoty myśli, to, jak się obawiam, nie pojmiesz tego, co chcę przekazać. Ale gdybyś użył znaczeń słów jako mostu do przekroczenia, to słowa nie staną się złudzeniem, w którym umysł się gubi.
Twierdzę, iż istnieje ta żywa rzeczywistość, nazwijcie ją Bogiem, prawdą, jak chcecie i że nie da się jej znaleźć czy urzeczywistnić w wyniku poszukiwań. Gdzie wchodzi w grę poszukiwanie, muszą pojawić się kontrast i rozdwojenie; ilekroć umysł szuka, nieuchronnie pociąga to za sobą podział, rozróżnienie, kontrast. Co nie znaczy, że umysł musi być zadowolony z siebie, musi znieruchomieć. Istnieje ta delikatna gotowość, która nie jest ani zadowoleniem, ani nieustannym wysiłkiem zrodzonym z poszukiwań, z pragnienia osiągnięcia, zyskania czegoś; a w tej delikatnej gotowości jest prostota, lecz nie prostota posiadania jedynie paru ubrań czy rzeczy. Nie mówię o takiej prostocie – ta jest zwyczajnie prymitywna – ale o prostocie zrodzonej z owej delikatności myśli, w której nie ma ani poszukiwań ani zadowolenia z siebie.
Jak powiedziałem, poszukiwanie pociąga za sobą rozdwojenie, kontrast. A tam, gdzie jest kontrast, rozdwojenie, nie da się uniknąć utożsamienia się z jednym z przeciwieństw, z tego zaś powstaje wewnętrzny przymus. Gdy, jak mówimy, szukamy, nasz umysł coś odrzuca i poszukuje substytutu, który go zadowoli, a w ten sposób stwarza rozdwojenie, stąd zaś wyrasta przymus wewnętrzny. Wszak wybór jednego jest przezwyciężeniem drugiego, nieprawdaż?
Kiedy mówimy, że poszukujemy nowej wartości lub że ją rozwijamy, jest to jedynie przezwyciężanie tej, w którą umysł już jest schwytany, a która stanowi przeciwieństwo tamtej. Ten wybór opiera się na atrakcyjności jednej lub na lęku przed drugą, a to lgnięcie wskutek atrakcyjności, lub odrzucenie w wyniku lęku, wpływa na umysł. Ten wpływ następnie niweczy rozumienie, a może zachodzić jedynie tam, gdzie są podziały, psychiczne podziały, która prowadzą do rozróżniania klas, narodów, religii, płci. To znaczy, gdy umysł próbuje przezwyciężać, musi wywoływać rozdwojenie, a samo to rozdwojenie niweczy rozumienie i stwarza rozróżnienia. To rozdwojenie wpływa na umysł, a w rezultacie umysł, kształtowany przez rozdwojenie, nie jest w stanie rozumieć znaczenia środowiska lub przyczyny konfliktu. Te psychiczne wpływy są zwyczajnymi reakcjami na środowisko, wychodzącymi z tego centrum świadomości „ja”, przejawiającymi się jako chęć i niechęć, albo antyteza, a naturalnie tam, gdzie są antytezy, przeciwieństwa, zrozumienie jest wykluczone. Z tego rozróżnienia wyrasta klasyfikacja wpływów jako korzystnych i złych. Dopóki umysł ulega wpływom – a wpływy rodzą się z przyciągania, antytez, przeciwieństw – nieuchronna jest dominacja lub przymus wywierany przez miłość, intelekt, społeczeństwo; a ów wpływ musi przeciwstawiać się temu rozumieniu, które jest samym pięknem, samą prawdą i miłością.
Jeśli zdołacie uświadomić sobie ów wpływ, to dostrzeżecie jego przyczynę. Większość ludzi, jak się wydaje, uświadamia to sobie powierzchownie, a nie głęboko. Jedynie wtedy, gdy wnikamy w najgłębsze warstwy świadomości, myślenia i emocji, dostrzega się ów podział wytworzony przez wpływ, który niweczy rozumienie.
PYTAJĄCY: Po wysłuchaniu twojej mowy dotyczącej pamięci, zupełnie straciłem własną. Stwierdzam, że nie pamiętam o swych wielkich długach. Czuję radość. Czy to jest wyzwolenie?
KRISHNAMURTI: Zapytaj tego, komu jesteś winien pieniądze. Co do tego, o czym próbowałem powiedzieć odnośnie pamięci, panują, jak się obawiam, pewne nieporozumienia. Jeśli polega się na pamięci jako wskazówce postępowania, jako sposobie wykonywania codziennych czynności, to ta pamięć nieuchronnie utrudni twoje działania, twoje postępowanie, gdyż wtedy twe działanie lub postępowanie jest jedynie wynikiem kalkulacji, a w rezultacie brak mu spontaniczności, bogactwa, pełni życia. To nie znaczy, że musisz zapomnieć o swych długach. Nie można zapomnieć przeszłości. Nie da się jej usunąć z umysłu. To niemożliwe. Będzie istnieć podświadomie, ale jeśli ta podświadoma, uśpiona pamięć wpływa na ciebie nieświadomie, kształtuje twe działanie, postępowanie, cały twój pogląd na życie, to ów wpływ nieuchronnie stwarza kolejne ograniczenia, narzuca kolejne jarzma na funkcjonowanie inteligencji.
Na przykład, przybyłem niedawno z Indii; odwiedziłem Australię i Nową Zelandię, gdzie spotkałem różnych ludzi, przyszło mi do głowy wiele myśli, obejrzałem wiele miejsc. Nie mogę o nich zapomnieć, choć wspomnienia zapewne zbledną. Ale reakcja na przeszłość może utrudnić pełne zrozumienie w chwili obecnej; może przeszkodzić inteligentnemu funkcjonowaniu mego umysłu. To znaczy, jeśli moje doznania i wspomnienia z przeszłości stają się obecnie przeszkodami z powodu swych reakcji, to nie jestem w stanie rozumieć lub żyć w pełni, intensywnie, w teraźniejszości.
Reagujesz na przeszłość, gdyż teraźniejszość straciła swe znaczenie, lub dlatego, że chcesz uniknąć teraźniejszości; a zatem wracasz do przeszłości i żyjesz w tym emocjonalnym napięciu, wśród reakcji piętrzących się wspomnień, gdyż wartość teraźniejszości jest tak znikoma. A zatem, gdy powiadasz „Zupełnie straciłem pamięć”, to, jak się obawiam, jest dla ciebie tylko jedno miejsce. Nie da się stracić pamięci, ale żyjąc całkowicie w teraźniejszości, w tej pełni chwili, uświadamiasz sobie wszystkie te podświadome powikłania wspomnień, uśpione nadzieje i tęsknoty, które napierają i udaremniają ci inteligentne funkcjonowanie w teraźniejszości. Jeśli to sobie uświadamiasz, jeśli zdajesz sobie sprawę z tych przeszkód, świadom tego jesteś w głębi, a nie na powierzchni, to uśpione podświadome wspomnienie, będące jedynie brakiem rozumienia i życiowej pełni, znika. A w rezultacie wciąż na nowo przyjmujesz każdą zmianę środowiska, każdy przebłysk myśli.
P: Twierdzisz, że pełne zrozumienie zewnętrznego i wewnętrznego środowiska jednostki uwalnia ją ze zniewolenia i smutku. Nawet jednak w tym stanie, jak można uwolnić się od nieopisywalnego smutku wywołanego, zgodnie z naturą rzeczy, śmiercią kogoś, kogo się naprawdę kocha?
K: Co stanowi w tym przypadku przyczynę cierpienia? I czym jest to, co zwiemy cierpieniem? Może cierpienie jest po prostu szokiem, który uświadamia umysłowi jego własną niewystarczalność? Zdanie sobie sprawy z tej niewystarczalności wywołuje tak zwany smutek. Przypuśćmy, że ktoś liczył na to, iż syn, mąż lub żona zaspokoi tę niewystarczalność, tę niekompletność; wskutek utraty owej ukochanej osoby ta pustka, ta próżnia została w pełni uświadomiona, a z tej świadomości wyłania się smutek i powiada się „Utraciłem kogoś”.
A zatem śmierć prowadzi, przede wszystkim, do pełnego uświadomienia sobie tej pustki, której starannie unikałeś. Tam więc, gdzie jest zależność, musi być pustka, powierzchowność, niewystarczalność, a w rezultacie smutek i ból. Nie chcemy przyjąć tego do wiadomości; nie pojmujemy, że stanowi to podstawową przyczynę. I zaczynamy mówić „Brakuje mi przyjaciela, żony, męża, dziecka. Jak mam uporać się z tą stratą? Jak mam przezwyciężyć ten smutek?”
Przezwyciężenie jest zawsze jedynie substytutem. Brak w nim rozumienia, a w rezultacie smutek będzie trwał dalej, choć na czas jakiś znajdziesz może substytut, który całkowicie uśpi umysł. Jeśli nie próbujesz przezwyciężać, to zwracasz się do mediów, uczestniczysz w seansach spirytystycznych lub znajdujesz schronienie w naukowych dowodach na trwanie życia po śmierci. A zatem zaczynasz odkrywać rozmaite sposoby ucieczki lub podstawień, które na chwilę uwalniają cię od cierpienia, tymczasem gdyby ustało to pragnienie przezwyciężenia i gdyby naprawę zapanowało pragnienie zrozumienia – stwierdzenia, od podstaw – co powoduje ból i smutek, to odkryłbyś, że dopóki panują samotność, powierzchowność, pustka, niewystarczalność, co na zewnątrz przejawia się jako zależność, dopóty musi trwać ból. A tej niewystarczalności nie da się zapełnić przez przezwyciężanie przeszkód, przez podstawienia, przez ucieczkę czy przez gromadzenie – to są jedynie podstępne działania umysłu zagubionego w pogoni za zyskiem.
Cierpienie to po prostu ta wysoka, intensywna czystość myśli i uczuć, która zmusza cię do przyjęcia rzeczy takimi, jakie są. To jednak nie oznacza akceptacji, rezygnacji. Gdy widzisz rzeczy takimi, jakimi są w zwierciadle prawdy, będącego inteligencją, wtedy pojawia się radość, ekstaza; brak w tym rozdwojenia, poczucia straty, podziałów. Zapewniam was, że to nie jest teoria. Jeśli zastanowicie się nad tym, co teraz mówię, uwzględniając odpowiedź na pierwsze pytanie o pamięć, ujrzycie, jak pamięć wytwarza coraz silniejszą zależność, nieustanne emocjonalne spoglądanie wstecz na zdarzenie, aby wydobyć z niego reakcję, co staje na przeszkodzie pełnemu wyrażeniu inteligencji w chwili obecnej.
P: Co byś zasugerował lub doradził komuś, kogo dręczą silne pragnienia seksualne?
K: Koniec końców tam, gdzie brak twórczego wyrazu życia, nadajemy zbytnią wagę seksowi, a to staje się palącym problemem. A zatem w pytaniu chodzi nie o to, jakiej rady czy sugestii ja bym udzielił, lub jak można pokonać namiętność, pragnienie seksualne, ale o to, jak wyzwolić to twórcze życie, a nie jedynie opanować jedną z jego części, seks. To znaczy, jak zrozumieć całość, pełnię życia.
Cóż, współczesne wychowanie, okoliczności i środowisko, przymuszają cię do robienia czegoś, czego nienawidzisz. Budzi to w tobie odrazę, ale jesteś zmuszony to zrobić, gdyż brak ci odpowiedniego wyposażenia, właściwego treningu. W pracy okoliczności, warunki udaremniają ci całościowe, twórcze wyrażenie siebie, z zatem niezbędne jest ujście. Tym ujściem zaś staje się problem seksu, lub picia, lub jakiś idiotyczny, bezsensowny problem. Wszystkie te ujścia urastają do rangi problemów.
A może masz skłonności artystyczne. Artystów jest bardzo niewielu, ale ty być może masz skłonności, one zaś są nieustannie wypaczane, skrzywiane, blokowane, tak że brak ci sposobów prawdziwego wyrażania się, a w rezultacie zaczynasz nadawać zbędną wagę bądź to seksowi, bądź jakiejś manii religijnej. Albo twoje ambicje są blokowane, ograniczane, tłumione – i znów zbędną wagę nadaje się tym rzeczom, które powinny być normalne. A zatem, dopóki wszechstronnie nie zrozumiesz swych religijnych, politycznych, ekonomicznych i społecznych pragnień, oraz tego, co stoi im na przeszkodzie, naturalne funkcje życiowe nabierać będą niesłychanej wagi, zajmować w twym życiu pierwsze miejsce. Tak więc wszystkie te niezliczone problemy chciwości, żądzy posiadania, seksu, podziałów rasowych mają swą fałszywą miarę i fałszywą wartość. Ale gdybyś żył nie fragmentarycznie, ale całościowo, wszechstronnie, inteligentnie, to ujrzałbyś, że te problemy, obezwładniające umysł i niszczące twórcze życie, znikają, wtedy zaś inteligencja funkcjonuje normalnie, a w tym kryje się ekstaza.
P: Miałem wrażenie, że wcielam twoje idee w czyn; ale w moim życiu brak radości, nic nie budzi we mnie entuzjazmu. Próby zyskania pełnej świadomości nie rozproszyły zamętu, niczego w moim życiu nie zmieniły, nie obudziły sił witalnych. Moje życie nie ma dla mnie sensu większego niż miało wtedy, gdy przed siedmiu laty zacząłem cię słuchać. Co jest ze mną nie tak?
K: Ciekawe, czy pytający, przede wszystkim, zrozumiał to, o czym mówię, zanim zaczął wcielać moje idee w czyn. O jakie idee chodzi? I dlaczego są one moje? Nie przekazuję wam form czy zasad, którymi moglibyście się kierować w życiu, systemu, do którego moglibyście się stosować. Mówię jedynie, że aby żyć twórczo, z entuzjazmem, inteligentnie, witalnie, musi funkcjonować inteligencja. Ta inteligencja jest wypaczana, tłumiona przez to, co nazywane jest pamięcią, a że już wyjaśniłem, co przez to rozumiem, nie będę do tego wracał. Dopóki trwa ten nieustanny bój o zdobywanie czegoś, dopóki umysł ulega wpływom, musi trwać rozdwojenie, a w rezultacie ból, walka; zaś nasze poszukiwanie prawdy lub rzeczywistości jest jedynie ucieczką przed tym bólem.
Powiadam zatem, zdajcie sobie sprawę z tego, że ten wysiłek, walka, narzucające się wspomnienia niszczą waszą inteligencję. Chodzi nie o to, by stać się powierzchownie świadomym, ale o to, by wniknąć w pełną głębię świadomości, tak aby ani jedna nieświadoma reakcja nie została nieodkryta. Wszystko to wymaga myślenia; wszystko to wymaga czujności umysłu i serca, nie umysłu zaśmieconego przekonaniami, wiarami i ideałami. Większość umysłów jest obarczona nimi, a także pragnieniem postępowania za kimś. Gdy uświadamiacie sobie swe brzemię, nie mówcie, że nie wolno wam mieć ideałów, nie wolno wam w nic wierzyć, nie powtarzajcie wszystkich tych sloganów. Samo to „nie wolno” stwarza inną doktrynę, inną wiarę; po prostu uświadomcie to sobie, a w tej intensywnej świadomości, w tym płomieniu wytworzycie taki kryzys, taki konflikt, że sam ten konflikt unicestwi ową przeszkodę.
Wiem, że niektórzy przybywają tu rok po roku, a za każdym razem próbuję wyjaśnić te idee w inny sposób, obawiam się jednak, że bardzo niewiele myślą ludzie, którzy powiadają „Słuchaliśmy cię przez siedem lat”. Przez myślenie rozumiem nie zwykłe intelektualne rozumowanie, bo to są jedynie popioły, ale to trwanie między uczuciem a rozumem, między afektem a myślą; a na to trwanie nie wpływa, nie narusza go, konflikt przeciwieństw. Ale gdy brak zarówno zdolności do jasnego myślenia, jak i intensywności uczuć, jak można się przebudzić, jak można trwać, jak możliwe są ta czujność, to uświadomienie? A zatem życie staje się jałowe, puste, bezwartościowe.
A zatem, jeśli wolno mi to zasugerować, trzeba przede wszystkim stwierdzić, dlaczego myśli się w pewien sposób, dlaczego w pewien sposób się czuje. Nie próbuj tego zmienić, nie próbuj analizować swych myśli i uczuć; ale uświadom sobie, dlaczego popadłeś w szczególną rutynę myślową i jakie motywy kierują twym postępowaniem. Choć możesz odkryć motyw w wyniku analizy, choć możesz coś w wyniku analizy stwierdzić, nie będzie to rzeczywiste; będzie to rzeczywiste jedynie wtedy, gdy w chwili funkcjonowania swych myśli i uczuć intensywnie je sobie uświadamiasz. Wtedy ujrzysz ich nadzwyczajną subtelność, ich zwiewną delikatność. Dopóki powtarzasz „muszę” i „nie wolno mi”, dopóty ulegając tym wewnętrznym przymusom nie odkryjesz tej błyskawicznej wędrówki myśli i uczuć. A jestem pewien, że wychowano was w szkole „muszę” i „nie wolno mi”, a zatem zniszczyliście myślenie i uczucia. Systemy, metody skrępowały i okaleczyły was, uczynili to też wasi nauczyciele. Tak więc porzućcie wszystkie te przymusy i zakazy. To nie znaczy, że ma zapanować rozwiązłość, ale uświadomcie sobie, jak umysł nieustannie powiada „muszę” i „nie wolno mi”. A wtedy, tak jak kwiat rozkwita nad ranem, tak inteligencja się pojawia, jest, funkcjonuje, tworząc rozumienie.
P: O artyście niekiedy mówi się jako o kimś, kto osiąga to rozumienie, o którym mówisz, przynajmniej w chwili twórczej pracy. Ale gdy ktoś mu przeszkadza lub wchodzi w drogę, to może zareagować gwałtownie, usprawiedliwiając swoją reakcję jako przejaw temperamentu. Oczywiście w owej chwili nie żyje w pełni. Czy on naprawdę rozumie, jeśli tak łatwo wraca do samoświadomości?
K: Kim jest ten, kogo nazywasz artystą? Człowiek chwilowo twórczy? Dla mnie on artystą nie jest. Człowieka, który jedynie w rzadkich chwilach doznaje twórczego impulsu i wyraża tę twórczość za pomocą doskonałej techniki, z pewnością nie nazwalibyśmy artystą. Dla mnie, prawdziwy artysta to ktoś, kto żyje w pełni, harmonijnie, kto nie oddziela swej sztuki od życia, czyje życie jest ową ekspresją, czy to będzie obraz, utwór muzyczny, czy samo zachowanie; kto nie odseparował wyrazu, jaki daje na płótnie, w dźwiękach czy w kamieniu, od swego codziennego postępowania, codziennego życia. To wymaga najwyższej inteligencji, najwyższej harmonii. Dla mnie prawdziwy artysta to ktoś, kto posiadł tę harmonię. Wyrazić ją może na płótnie, może mówić, może malować; albo może nie wyrażać jej wcale, może ją czuć. Wszystko to jednak wymaga nieskazitelnej postawy, tej intensywnej świadomości, a w rezultacie wyraz artystyczny nie jest odseparowany od codziennego trwania życia.
Ojai, Kalifornia, 29 czerwca 1934
Tym, co nazywamy szczęściem lub ekstazą, jest dla mnie twórcze myślenie. A jest ono nie kończącym się ruchem myśli, uczuć i działań. To znaczy, kiedy ruchowi myśli, będącej uczuciem, będącej samym działaniem, nic nie staje na przeszkodzie, kiedy żadna idea jej do niczego nie zmusza, nie wpływa na nią i jej nie krępuje, kiedy nie rodzi się ona z podłoża tradycji czy nawyku, wtedy ten ruch jest twórczy. Dopóki myśl – nie będę za każdym razem powtarzał uczucie i działanie – dopóki myśl jest ograniczona, zniewolona przez ustaloną ideę, albo po prostu przystosowuje się do środowiska lub warunków, a w rezultacie ulega ograniczeniom, taka myśl twórcza nie jest.
Tak więc pytanie, jakie zadaje sobie każdy wnikliwy człowiek, brzmi, jak przebudzić to twórcze myślenie; albowiem gdy ono się pojawia, jako nie kończący się ruch, to nie może być mowy o ograniczeniach, o konflikcie.
A ten ruch twórczego myślenia nie dąży do tego, by w czymś się wyrazić, coś osiągnąć; jego rezultaty i manifestacje nie są jego ukoronowaniem. Nie ma on celu czy punktu kulminacyjnego, gdyż wiecznie pozostaje w ruchu. Większość umysłów dąży do jakiegoś rezultatu, celu, coś chce osiągnąć; kształtują one siebie zgodnie z ideą sukcesu, a taka myśl, takie myślenie nieustannie samo siebie ogranicza. Natomiast jeśli brak idei osiągania, a jedynie zachodzi nieprzerwany ruch myśli jako rozumienia, jako inteligencji, to ten ruch myśli jest twórczy. To znaczy, twórcze myślenie zanika gdy umysł kaleczy dostosowywanie się przez wpływ, lub gdy funkcjonuje on na podłożu tradycji, której nie rozumie, lub gdy trzyma się ustalonego punktu, niczym zwierzę uwiązane do pala. Dopóki istnieje to ograniczenie, to dostosowywanie się, wykluczone jest twórcze myślenie, inteligencja, poza którą nie ma wolności.
Ten twórczy ruch myśli nie dąży do rezultatu, nie osiąga punktu kulminacyjnego, albowiem rezultat bądź kulminacja jest zawsze wynikiem naprzemiennego spoczynku i ruchu, natomiast jeśli nie szuka się rezultatu, a jedynie trwa nieprzerwany ruch myśli, wtedy myślenie jest twórcze.
A dalej, twórcze myślenie nie zna podziałów wywołujących konflikt między myślą, uczuciem i działaniem. Owe podziały zaś istnieją jedynie wtedy, gdy szuka się celu, gdy mają miejsce dostosowywanie się i samozadowolenie z osiągniętej pewności.
Działanie, jak to wyjaśniłem, jest tym ruchem, który sam jest myślą i uczuciem. To działanie wiąże jednostkę ze społeczeństwem. Jest postępowaniem, pracą, współdziałaniem, które nazywamy spełnieniem. To znaczy, gdy umysł funkcjonuje nie szukając kulminacji, celu, a w rezultacie myśląc twórczo, myślenie to jest działaniem, które wiąże jednostkę ze społeczeństwem. A jeśli ten ruch myśli jest czysty, prosty, bezpośredni, spontaniczny, głęboki, to jednostka jest wolna od konfliktu skierowanego przeciw społeczeństwu, gdyż działanie jest wtedy samym wyrazem tego żywego, twórczego myślenia.
A zatem dla mnie nie istnieje sztuka myślenia, jest jedynie twórcze myślenie. Nie ma techniki myślenia, a jest jedynie spontaniczne, twórcze funkcjonowanie inteligencji, będące harmonią rozumu, uczuć i działania, nie oddzielonych lub odseparowanych jedno od drugiego.
A to myślenie i odczuwanie, bez poszukiwania nagrody, rezultatu, jest prawdziwym doświadczaniem, nieprawdaż? W rzeczywistym doświadczaniu, rzeczywistym eksperymentowaniu wykluczone jest poszukiwanie rezultatu, albowiem to eksperymentowanie jest ruchem twórczego myślenia. Aby eksperymentować, umysł musi nieustannie oswobadzać się od otoczenia, z którym w tym ruchu wchodzi w konflikt, od otoczenia, które nazywamy przeszłością. Twórcze myślenie jest niemożliwe, jeśli umysłowi stają na przeszkodzie poszukiwanie nagrody, dążenie do celu.
Kiedy umysł i serce poszukują rezultatu bądź zysku, co wywołuje samozadowolenie i stagnację, niezbędne są ćwiczenia, przezwyciężanie, dyscyplina, z której rodzi się konflikt. Większość ludzi uważa, że przez praktykowanie pewnej idei wyzwolą twórcze myślenie. A praktyka, jeśli zacznie się ją obserwować, zastanawiać się nad nią, jest niczym więcej niż wytworem rozdwojenia. Zaś działanie zrodzone z tego rozdwojenia nieuchronnie utrwali ów podział między umysłem a sercem, zaś takie działanie staje się po prostu wyrazem wyrachowanego, logicznego, samoobronnego wnioskowania. Jeśli praktykuje się samodyscyplinę, lub trwa ta nieustanna dominacja bądź wpływ okoliczności, to praktyka jest jedynie przeróbką, zmianą zmierzającą do celu; jest to po portu działanie w obszarze ograniczonej myśli, zwanej samoświadomością. A zatem praktyka nie prowadzi do twórczego myślenia.
Myśleć twórczo to zharmonizować umysł, uczucia i działania. To znaczy, jeśli jesteś zdecydowany działać, nie szukając nagrody i celu, to takie działanie, będąc wytworem inteligencji, usuwa wszelkie przeszkody, które w umyśle wytworzył brak rozumienia.
Jeśli umysł i serce opanowały lęk, brak rozumienia, przymus, to taki umysł, choć jest zdolny do myślenia w obrębie ustalonych granic, w ramach ograniczeń narzucanych przez lęk, w rzeczywistości nie myśli, a jego działania nieuchronnie stworzą nowe przeszkody. Dlatego też jego zdolność do myślenia jest zawsze ograniczona. Ale jeśli umysł uwalnia się przez zrozumienie okoliczności, a w rezultacie działa, to samo to działanie jest twórczym myśleniem.
PYTAJĄCY: Czy zechciałbyś podać przykład praktycznego ćwiczenia nieustannej świadomości i wyboru w życiu codziennym?
KRISHNAMURTI: Czy zadałbyś to pytanie, gdyby w twym pokoju znalazł się jadowity wąż? Wówczas nie pytałbyś: „Jak mam zachować czujność? Jak mam zyskać intensywną świadomość?” Pytasz o to jedynie wtedy, gdy nie jesteś pewien, czy jadowity wąż jest w twoim pokoju. Albo sobie tego zupełnie nie uświadamiasz, albo chcesz pobawić się z tym wężem, rozkoszować się jego bólem i radościami.
Proszę, wysłuchaj tego uważnie. Uświadomienie, ta czujność umysłu i uczuć, są nieosiągalne, dopóki umysł pozostaje uwikłany zarówno w ból, jak i w przyjemność. To znaczy, gdy doznanie sprawia ci ból, a jednocześnie sprawia ci przyjemność, to niczego z tym nie robisz. Działasz jedynie wtedy, gdy ból przeważa nad przyjemnością, ale jeśli przyjemność jest większa, to w ogóle nic w tej sprawie nie robisz, albowiem brak dotkliwego konfliktu. Jedynie gdy ból przeważa nad przyjemnością, jest dotkliwszy niż przyjemność, domagasz się działania.
Większość ludzi czeka, aż ból wzrośnie, zanim zaczną działać, a w okresie tych oczekiwań chcą wiedzieć, jak zyskać świadomość. Nikt im tego nie jest w stanie powiedzieć. Czekają, aż ból wzrośnie, nim zaczną działać; to znaczy, czekają na ból, aby związany z nim wewnętrzny impuls zmusił ich do działań, a ten przymus wewnętrzny jest wyzbyty inteligencji. To jedynie środowisko, a nie inteligencja, zmusza ich do działania w pewien szczególny sposób. Dlatego też, gdy umysł pogrążony jest w tym marazmie, gdy brak w nim tego napięcia, naturalnie przybędzie bólu, zaostrzy się konflikt.
Sytuacja polityczna wskazuje na to, że wojna zapewne znów wybuchnie. Może nastąpi to za dwa lata, za pięć lat, za dziesięć. Człowiek inteligentny to pojmuje i inteligentnie działa. Ale ten, kto pogrążył się w marazmie, kto czeka, aby ból zmusił go do działania, liczy na to, że większy chaos, większe cierpienie dostarczą mu bodźca, by działać, a w rezultacie jego inteligencja nie funkcjonuje. Jest się świadomym jedynie wtedy, gdy umysł i serce są w stanie napięcia, wielkiego naprężenia.
Na przykład, gdy widzisz, że zaborczość nieuchronnie wiedzie do połowiczności, gdy widzisz, że niewystarczalność, ubóstwo, powierzchowność, nieuchronnie wywołują zależność, kiedy zdajesz sobie z tego sprawę, co dzieje się z twoim umysłem i sercem? Natychmiast pojawia się pragnienie, by tę powierzchowność pogłębić; ale poza tym, gdy widzisz daremność nieustannego gromadzenia, zaczynasz sobie uświadamiać, jak funkcjonuje twój umysł. Widzisz, że w zwyczajnym gromadzeniu brak miejsca na twórcze myślenie; a jednak twój umysł nadal gromadzi. Dlatego gdy zaczniesz to sobie uświadamiać, wywołasz konflikt, a on sam zlikwiduje przyczynę gromadzenia.
P: W jaki sposób polityk rozumiejący to, co mówisz, mógłby dać temu publiczny wyraz? A może jest bardziej prawdopodobne, że wycofałby się z polityki, gdyby zrozumiał fałszywość ich zasad i celów?
K: Gdyby zrozumiał to, co mówię, nie oddzielałby polityki od życia w jego całokształcie. I nie pojmuję, dlaczego miałby się wycofać. Koniec końców, polityka jest dziś po prostu narzędziem wyzysku; ale gdyby rozważał życie jako całość, a nie tylko politykę – a przez politykę rozumie się jedynie swój kraj, swój naród i wyzysk innych – i gdyby rozpatrywał ludzkie problemy nie jako zagadnienia narodowe, ale ogólnoświatowe, nie jako amerykańskie, hinduskie czy niemieckie, to, gdyby rozumiał moje słowa, byłby prawdziwym człowiekiem, a nie politykiem. Dla mnie bycie prawdziwym człowiekiem, a nie wyzyskiwaczem, nie jedynie ekspertem w pewnym szczególnym zakresie, to rzecz najważniejsza. Tu, jak sądzę, tkwi źródło niezgody. Polityk zajmuje się jedynie polityką, moralista moralnością, tak zwany nauczyciel duchowy sprawami ducha, a każdy sądzi, że jest znawcą i wyklucza wszystkich innych. Na tym opiera się cała struktura naszego społeczeństwa, a zatem ci przywódcy w różnych dziedzinach wywołują większy zamęt i większą niedolę, natomiast gdybyśmy my, jako ludzie, dostrzegli bezpośredni związek między tym wszystkim, między polityką, religią, ekonomią i życiem społecznym, gdybyśmy ten związek dostrzegli, to nie myślelibyśmy i nie działali odrębnie, indywidualistycznie.
W Indiach, na przykład, miliony głodują. Hindus, który jest nacjonalistą, powiada: „Najpierw wzmocnijmy swe uczucia patriotyczne; potem będziemy w stanie rozwiązać problem głodu”, natomiast moim zdaniem nie da się rozwiązać problemu głodu przez rozwój nacjonalizmu, a wręcz przeciwnie; głód to problem globalny, a ów proces izolowania się jedynie zwiększa niedożywienie. A zatem, jeśli polityk podejmuje problemy ludzkiego życia jedynie jako polityk, to ktoś taki jeszcze powiększa zamęt, pomnaża niedole; ale jeśli bierze on pod rozwagę całość życia, nie rozróżniając ras, narodów i klas, wtedy jest prawdziwym człowiekiem, choćby był politykiem.
P: Powiedziałeś, że z dwoma lub trzema innymi, którzy by rozumieli, mógłbyś zmienić świat. Wielu wierzy, że sami zrozumieli, i że są inni podobni, tacy jak artyści czy naukowcy, a jednak świat się nie zmienił. Powiedz, proszę, w jaki sposób zmieniłbyś świat. Czy nie zmieniasz go teraz, może powoli i nieznacznie, ale jednak zdecydowanie, przez to, co mówisz, jak żyjesz i przez wpływ, jaki niewątpliwie wywrzesz na ludzkie myślenie w nadchodzących latach? Czy tę właśnie zmianę miałeś na myśli, czy też chodziło o coś, co by natychmiast wstrząsnęło strukturą polityczną, ekonomiczną i rasową?
K: Obawiam się, że nigdy nie pomyślałem o natychmiastowości działania i jego skutku. Aby wywrzeć trwały, prawdziwy wpływ, za działaniem musi kryć się wielka obserwacja, myśl i inteligencja, a tak niewielu ludzi chce myśleć twórczo lub uwolnić się od wpływu i stronniczości. Jeśli zaczniesz myśleć indywidualnie, to będziesz w stanie inteligentnie współpracować; lecz dopóki nie ma inteligencji, możliwa jest nie współpraca, a jedynie przymus, stąd zaś rodzi się chaos.
P: W jakim stopniu człowiek jest w stanie kontrolować własne działania? Jeśli, w dowolnej chwili, jesteśmy sumą naszych wcześniejszych doznań, a nie ma duchowego „ja”, to czy jest możliwe, aby człowiek działał w jakiś inny sposób niż ten, który określa jego dziedzictwo, suma ćwiczeń, jakie przeszedł i bodziec, który na niego w danej chwili oddziałuje? Jeśli tak, to co i w jaki sposób wywoduje zmiany w tych fizycznych procesach?
K: „W jakim stopniu człowiek jest w stanie kontrolować własne działania?” Człowiek nie kontroluje własnych działań, jeśli nie zrozumiał środowiska. Wtedy działa jedynie pod przymusem, jaki wywiera środowisko, pod jego wpływem; takie działanie w ogóle nie jest działaniem, jest jedynie reakcją lub samoobroną. Gdy jednak człowiek zaczyna rozumieć środowisko, dostrzegać jego pełne znaczenie i wartość, wtedy jest inteligentny; a w rezultacie funkcjonuje inteligentnie niezależnie od warunków.
„Jeśli, w dowolnej chwili, jesteśmy sumą naszych wcześniejszych doznań, a nie ma duchowego ‘ja’, to czy jest możliwe, aby człowiek działał w jakiś inny sposób niż ten, który określa jego dziedzictwo, suma ćwiczeń, jakie przeszedł i bodziec, który na niego w danej chwili oddziałuje?”
Tu znów stosuje się to, co powiedziałem. To znaczy, jeśli po prostu działa się pod brzemieniem przeszłości, dziedzictwa czy to indywidualnego, czy rasowego, takie działanie jest jedynie reakcją lękową; ale jeśli rozumie się to, co podświadome, czyli to, co się niegdyś nagromadziło, to wyzwala nas to od przeszłości, a zatem od przymusów środowiskowych.
Koniec końców, środowisko jest zarówno obecne, jak i przeszłe. Nie rozumie się teraźniejszości, gdyż umysł zaćmiewa przeszłość; aby zaś uwolnić umysł od podświadomych, nieświadomych przeszkód związanych z przeszłością, na nic się nie zda cofanie się pamięcią w przeszłość, trzeba natomiast mieć pełną świadomość w teraźniejszości. W tej świadomości, w tej pełnej świadomości chwili obecnej, wszystkie przeszłe przeszkody uaktywniają się, wzbierają, a wtedy, jeśli jest się świadomym, dostrzega się pełne znaczenie przeszłości, a w rezultacie rozumie się teraźniejszość.
„Jeśli tak, to co i w jaki sposób wywoduje zmiany w tych fizycznych procesach?” O ile rozumiem pytającego, to chce on wiedzieć, co wytwarza to działanie, do jakiego zmusza go środowisko. Działa on w szczególny sposób, przymuszony przez środowisko, ale gdyby inteligentnie je rozumiał, to nie byłoby żadnych przymusów, byłoby rozumienie, samo będące działaniem.
P: Żyję w świecie chaosu, politycznie, ekonomicznie i społecznie, związany prawami i konwencjami ograniczającymi moją wolność. Kiedy me pragnienia kolidują z tymi restrykcjami, muszę łamać prawo i przyjąć konsekwencje, lub stłumić swe pragnienia. Gdzie więc, w takim świecie, szukać ucieczki przed samodyscypliną?
K: Samodyscyplina to po prostu przystosowanie się do środowiska, wywołane przez konflikt. To właśnie nazywam samodyscypliną. Ustanowiłeś wzór, ideał, który funkcjonuje jako przymus i zmuszasz umysł, by dostosował się do tego środowiska, zmuszasz go, modyfikujesz, kontrolujesz. A co się wtedy dzieje? Naprawdę niszczysz kreatywność; wypaczasz, tłumisz twórcze uczucie. Ale jeśli zaczynasz rozumieć środowisko, to odtąd niczego nie wypierasz i nie dostosowujesz się po prostu do otoczenia, co nazywasz samodyscypliną.
Jak więc można zrozumieć środowisko? Jak zdołasz zrozumieć jego pełną wartość, znaczenie? Co przeszkadza ci ujrzeć jego znaczenie? Przede wszystkim lęk. Lęk jest przyczyną poszukiwania ochrony lub bezpieczeństwa, bezpieczeństwa bądź to fizycznego, duchowego, religijnego, bądź emocjonalnego. Dopóki trwa to poszukiwanie, trwać musi lęk, co następnie wznosi bariery między twym umysłem a twym środowiskiem, a w rezultacie wywołuje konflikt. A tego konfliktu nie jesteś w stanie zlikwidować dopóki interesuje cię jedynie dopasowywanie się, modyfikowanie, a nie próbujesz odkryć fundamentalnej przyczyny lęku.
Tak więc tam, gdzie poszukuje się bezpieczeństwa, pewności, celu, co uniemożliwia twórcze myślenie, nie da się uniknąć dostosowywania się, zwanego samodyscypliną, które jest jedynie wewnętrznym przymusem, naśladowaniem wzorca. Natomiast gdy umysł spostrzega, że gromadzenie rzeczy bądź wiedzy nie zapewnia niczego takiego jak bezpieczeństwo, to zostaje uwolniony od lęku, a w rezultacie umysł jest inteligencją, to zaś, co jest inteligencją, siebie nie dyscyplinuje. Samodyscyplina ma miejsce jedynie tam, gdzie brak inteligencji. Tam, gdzie jest inteligencja, jest rozumienie, wolne od wpływu, od kontroli i dominacji.
P: Jak można przebudzić myślenie w organizmie, w którym brak mechanizmu niezbędnego dla uchwycenia abstrakcyjnych idei?
K: W wyniku prostego procesu cierpienia; w wyniku procesu nieustannego doznawania. Ale widzisz, tak schroniliśmy się za fałszywymi wartościami, że w ogóle przestaliśmy myśleć, a potem pytamy: „Co mamy robić? Jak mamy przebudzić myślenie?” Wykształciliśmy w sobie lęki, które gloryfikujemy jako wartości i ideały, za którymi umysł się chroni, a wszelkie działanie bierze początek z tego schronienia, z tej formy. I dlatego się nie myśli. Macie konwencje, a dostosowywanie się do nich nazywa się myśleniem i działaniem, to zaś nie jest żadne myślenie i działanie, gdyż zrodziło się z lęku, a w rezultacie paraliżuje umysł.
Jak można przebudzić myślenie? Okoliczności, śmierć ukochanej osoby, katastrofa, bądź depresja, pchają cię do konfliktu. Inne okoliczności zmuszają cię do działania, a ten wewnętrzny przymus uniemożliwia przebudzenie myślenia, albowiem działasz pod presją lęku. Ale jeśli zaczynasz dostrzegać, że nie wolno ci czekać, aby okoliczności zmusiły cię do działania, to zaczynasz obserwować same te okoliczności; wtedy zaczynasz owe okoliczności, owo środowisko przenikać i rozumieć. Nie czekasz, aby depresja przeobraziła cię w człowieka cnotliwego, ale wyzwalasz umysł od zaborczości, od wewnętrznego przymusu.
System konsumpcyjny oparty jest na idei, że możesz posiadać, a posiadanie jest legalne. Posiadanie cię gloryfikuje. Im więcej masz, tym za lepszego, szlachetniejszego uchodzisz. Wyście ten system stworzyli i staliście się jego niewolnikami. Możecie stworzyć inne społeczeństwo, nie oparte na żądzy posiadania, a to społeczeństwo zapewne zmusi was jako jednostki do dostosowania się do jego konwencji, tak jak to społeczeństwo zmusza was, byście dostosowali się do jego zachłanności. Czym się różnią? Niczym. Wy jako jednostki jesteście po prostu zmuszani przez okoliczności lub prawo do działania w określonym kierunku, a w rezultacie twórcze myślenia w ogóle się nie pojawia. Jeśli natomiast zaczyna funkcjonować inteligencja, to żadne społeczeństwo, zachłanne czy nie, was nie zniewala. Ale aby wyzwolić umysł, niezbędna jest wielka intensywność; konieczna jest ta nieustanna czujność, obserwacja, która sama wywołuje konflikt. Sama ta czujność wytwarza niepokój, a gdy zapanuje ten kryzys, ta intensywność konfliktu, wtedy umysł, o ile nie ucieka, zaczyna myśleć na nowo, myśleć twórczo, a samo to myślenie jest wiecznością.
Ojai, Kalifornia, 30 czerwca 1934
Większość ludzi, jak sądzę, zatraciła sztukę słuchania. Przynieśli ze sobą swe szczególne problemy i uważają, że rozwiąże je wysłuchanie mojej mowy. Obawiam się, że tak się nie stanie; ale gdy się wie, jak słuchać, zaczyna się rozumieć całość, a umysł nie jest już uwikłany w szczegóły.
A zatem, jeśli mi wolno zasugerować, nie próbujcie w tej mowie znaleźć rozwiązania waszych szczególnych problemów, lub ulgi w cierpieniu. Mogę wam pomóc, a raczej wy sobie pomożecie, jedynie wtedy, gdy będziecie myśleli na nowo, twórczo. Ujmujcie życie nie jako zbiór różnych, odrębnych problemów, ale wszechstronnie, jako całość, umysłem, którego nie paraliżuje poszukiwanie rozwiązań. Jeśli będziecie słuchali nie obciążeni problemami i ujmując sprawy wszechstronnie, to ujrzycie, że wasz szczególny problem ma inne znaczenie; a choć nie da się go rozwiązać od razu, zaczniecie dostrzegać jego prawdziwą przyczynę. Gdy będziecie myśleć na nowo, ponownie uczyć się myśleć, znikną problemy i konflikty obciążające umysł i serce, z których biorą początek dysharmonia, ból i cierpienie.
Każdego, mniej lub bardziej, dręczą pragnienia, których przedmiot zmienia się w zależności od środowiska, temperamentu i dziedzictwa. W zależności od szczególnych warunków, od szczególnego wykształcenia i wychowania, religijnego, społecznego i ekonomicznego, ustanawia się pewne cele, które próbuje się nieustannie osiągać, a to dążenie pełni w życiu rolę nadrzędną.
Skoro już te cele ustanowiono, pojawiają się naturalnie specjaliści, pełniący funkcję przewodników w spełnianiu owych pragnień. Stąd doskonalenie techniki, specjalizacja stają się po prostu środkami służącymi osiąganiu celu; aby zaś osiągnąć ów cel, który ustaliłeś na podstawie swych uwarunkowań religijnych, ekonomicznych i społecznych, niezbędni ci są specjaliści. Tak więc twoje działanie traci swój sens, swą wartość, albowiem zajmujesz się osiąganiem celu, a nie, będącym działaniem, realizowaniem inteligencji; zajmujesz się dotarciem, a nie tym, co jest samą realizacją. Życie staje się jedynie środkiem służącym osiąganiu celu, szkołą, w której uczysz się ów cel osiągać. W rezultacie działanie staje się środkiem, za pomocą którego docierasz do celu, który ustaliłeś pod wpływem rozmaitych okoliczności i uwarunkowań. A zatem życie staje się szkołą wielkiego konfliktu i walki, nigdy zaś sprawą realizacji, bogactwa, pełni.
Zaczynasz wobec tego pytać, jaki jest cel życia, czemu ono służy? O to pyta większość ludzi; o tym właśnie myśli większość zgromadzonych tutaj. Dlaczego żyjemy? Jaki jest cel? Czemu to służy? Interesuje was raczej zamiar, cel, niż życie w teraźniejszości; natomiast człowiek, który się realizuje, nie pyta o cel, ponieważ sama realizacja wystarcza. Ale jeśli nie wiesz, jak się zrealizować, jak żyć w pełni, bogato, wystarczająco, zaczynasz pytać o zamiar, o cel, sądzisz bowiem, że zdołasz sprostać życiu znając cel – myślisz, że przynajmniej możesz poznać cel – a poznawszy cel masz nadzieję, iż użyjesz doznań jako środków do niego wiodących. W rezultacie życie staje się środkiem, stopniem, wartością w dochodzeniu do tego osiągnięcia.
Świadomie lub nieświadomie, ukradkiem lub otwarcie, zaczynamy pytać o cel życia, a każdemu tak zwani specjaliści udzielają odpowiedzi. Artysta, zapytany o cel życia, powie, że jest nim wyrażenie siebie w obrazie, rzeźbie, muzyce bądź poezji; zapytany o to ekonomista odpowie, że jest nim praca, produkcja, współdziałanie, życie razem, funkcjonowanie jako grupa, jako społeczność; jeśli zaś zapytamy o to człowieka religijnego, powie, że celem życia jest poszukiwanie i uzyskanie boskości, życie zgodnie z prawami ustanowionymi przez nauczycieli, proroków, zbawicieli, zaś przez życie zgodne z ich prawami i dekretami można osiągnąć tę prawdę, która jest Bogiem. Każdy specjalista udziela własnej odpowiedzi na pytanie o cel życia, a zależnie od swego temperamentu, upodobań i wyobrażeń, zaczynasz ustanawiać te cele jako własne ideały.
Takie ideały i cele stały się jedynie schronieniem, albowiem używasz ich by kierować sobą i chronić siebie w tym zamęcie. A zatem zaczynasz używać owych ideałów do oceniania swych doznań, do badań nad warunkami swego środowiska. Zaczynasz, nie pragnąc zrozumieć lub zrealizować siebie, po prostu badać cel środowiska; a odkrywając ten cel, zależnie od swych uwarunkowań, uprzedzeń, unikasz jedynie konfliktu związanego z życiem pozbawionym rozumienia.
Tak więc umysł podzielił życie na ideały, cele, rezultaty, osiągnięcia; oraz zamęt, konflikt, niepokój, dysharmonię; a także wyodrębnił ciebie, samoświadomość. To znaczy, umysł podzielił życie na te trzy dziedziny. Uwikłałeś się w zamęt, a zatem w tym zamęcie, tym konflikcie, tym niepokoju, rodzącym jedynie smutek, pracujesz dla osiągnięcia celu. Brniesz przez ten zamęt ku celowi, ku schronieniu, ku osiągnięciu ideału; a te ideały, cele, schronienia zaprojektowane zostały przez ekspertów od spraw ekonomii, religii, ducha.
Tak więc, z jednej strony, brniesz przez warunki i środowisko, wywołując konflikt gdy próbujesz realizować ideały i cele, które z drugiej strony stały się schronieniami i kryjówkami. Samo pytanie o cel życia jest oznaką braku inteligencji w teraźniejszości; a człowiek w pełni aktywny – nie zagubiony w działaniach, jak większość Amerykanów, ale w pełni aktywny, inteligentnie, emocjonalnie, żyjący pełnią życia – zrealizował siebie. I dlatego pytanie o cel życia jest daremne, albowiem nie ma czegoś takiego jak cel i początek; jest jedynie nieustanny ruch twórczego myślenia, a to, co nazywacie problemami, to wytwory waszego brnięcia przez ten zamęt ku jakiemuś rezultatowi. To znaczy, interesuje was, jak przezwyciężyć ów zamęt, jak dopasować się do środowiska, tak by dotrzeć do celu. Tego dotyczy całe wasze życie, a nie was i celu. To was nie interesuje, zajmuje was zamęt, to, jak przez niego przebrnąć, jak go opanować, przezwyciężyć, a w rezultacie jak go uniknąć. Chcecie znaleźć ten doskonały unik, który nazywacie ideałem, to doskonałe schronienie, które nazywacie celem życia, a które jest jedynie ucieczką od obecnego zamętu.
Naturalnie, gdy próbujecie przezwyciężyć, opanować, uniknąć i dotrzeć do owego doskonałego celu, zaczyna się poszukiwanie systemów i przywódców, przewodników, nauczycieli i ekspertów; dla mnie wszyscy oni są wyzyskiwaczami. Systemy, metody i ich nauczyciele, oraz wszystkie te komplikacje związane z ich rywalizacją i kuszącymi propozycjami, obietnicami i oszustwami, stwarzają podziały w życiu znane jako sekty i kulty.
Oto co się dzieje. Kiedy dążysz do rezultatu, chcesz coś osiągnąć, przezwyciężyć zamęt, a nie zastanawiasz się nad świadomością „ty”, „ja” i nad celem, do którego nieprzerwanie i świadomie bądź nieświadomie dążysz, naturalnie musisz stwarzać wyzyskiwaczy, przeszłych albo teraźniejszych; i wikłasz się w ich małostkowość, ich zawiści, ich dyscypliny, ich dysharmonie i ich podziały. A zatem zwykłe pragnienie przejścia przez ten zamęt stwarza każdorazowo dalsze problemy, gdyż nie bierze się pod rozwagę działającego i sposobu, w jaki działa, a jedynie rozważa się scenę zamętu jako środek dojścia do celu.
Dla mnie zamęt, cel i „ty” są tym samym; nie czymś odrębnym. Ten podział jest sztuczny, stworzyło go pragnienie, by coś zyskać, dążenie do zachłannego gromadzenia, zrodzone z niewystarczalności.
Uświadamiając sobie pustkę, powierzchowność, zaczynamy pojmować beznadziejną niewystarczalność swego myślenia i odczuwania, a zatem w naszej myśli powstaje idea gromadzenia, stąd zaś rodzi się podział na „ty”, samoświadomość i cel. Dla mnie, jak powiedziałem, takie rozróżnienie nie istnieje, gdyż z chwilą realizacji znikają ten, kto czyni i czyn, a jest jedynie twórczy ruch myśli nie szukającej rezultatu, a zatem jest ustawiczne życie będące nieśmiertelnością.
Ale wyście życie podzielili. Rozważmy, czym jest owo „ja”, ten czyniący, ten obserwator, to centrum konfliktu. Jest jedynie długim, ciągłym zwojem wspomnień. Owo „ja” jest zwojem wspomnień, w którym występują wypukłości. Te wypukłości lub zagłębienia nazywamy kompleksami i stąd wypływają nasze działania. To znaczy, umysł, uświadamiając sobie niewystarczalność, dąży do zyskania czegoś, a w rezultacie stwarza rozróżnienia, podziały. Taki umysł nie jest w stanie zrozumieć otoczenia, a że nie potrafi go zrozumieć, musi kierować się nagromadzonymi wspomnieniami; albowiem wspomnienia są serią nabytków, które kierują nas do celu. Takie jest zadanie pamięci. Wspomnienie jest brakiem rozumienia; ten brak rozumienia stanowi wasze środowisko i stąd pochodzi wasze działanie.
Te wspomnienia kierują was do celu, a ów cel, z góry ustalony, jest jedynie schronieniem mającym zapewnić nam bezpieczeństwo, które zwiecie ideałem, osiągnięciem, prawdą, Bogiem lub doskonałością. Początek i koniec, „ty” i cel, są wytworami broniącego siebie umysłu.
Wyjaśniłem, jak powstaje broniący siebie umysł; powstaje jako wytwór świadomości lub zdania sobie sprawy z pustki, braku. I dlatego zaczyna myśleć w kategoriach osiągania, zdobywania i na tej podstawie zaczyna funkcjonować, wprowadzając w życie podziały i narzucając ograniczenia na swe działania. A zatem cel i „ty” jesteście wytworami tego broniącego siebie umysłu; zamęt, konflikt i dysharmonia są jedynie procesem samoobrony, rodzą się z tego bronienia siebie, duchowego i ekonomicznego.
Duchowo i ekonomicznie poszukujecie bezpieczeństwa, gdyż jeśli chodzi o swe bogactwo, swe rozumienie, swą pełnię, swą realizację, polegacie na gromadzeniu. A zatem spryciarze, zarówno w świecie duchowym, jak i ekonomicznym, was wyzyskują, jedni i drudzy bowiem dążą do władzy gloryfikując zabezpieczanie się. Tak więc każdy umysł podejmuje olbrzymi wysiłek, by siebie chronić, a cel, środki i „ty” to nic innego niż proces samoobrony. Co się dzieje, gdy zachodzi ten proces? Nieuchronnie następuje konflikt z okolicznościami, które zwiemy społeczeństwem; istnieje „ty” próbujące bronić się przed kolektywem, grupą, wspólnotą.
A twierdzenie przeciwne nie jest prawdziwe. To znaczy, nie sądźcie, że jeśli przestaniecie się bronić, zginiecie. Wręcz przeciwnie, zginiesz. jeśli bronisz siebie z powodu niewystarczalności, z powodu powierzchowności myśli i uczuć. Ale jeśli po prostu przestajesz się bronić, gdyż sądzisz, że w ten sposób znajdziesz prawdę, znów będzie to jedynie inna forma obrony.
Tak więc skoro w ciągu wieków, pokolenie za pokoleniem, budowaliśmy to koło zabezpieczania się, duchowego i ekonomicznego, to zbadajmy, czy realne jest osiągnięcie duchowego lub ekonomicznego bezpieczeństwa. Być może ekonomicznie na chwilę można się zabezpieczyć. Człowiek, który ma pieniądze i liczne posiadłości, który swemu ciału zapewnił wygody i przyjemności, jest zazwyczaj, jeśli się temu przyjrzycie, najmniej wystarczalny i inteligentny, a po omacku szuka tak zwanej ochrony duchowej.
Zapytajmy jednak, czy naprawdę istnieje duchowe zabezpieczenie się, albowiem widzimy, że bezpieczeństwa ekonomicznego nie ma. Iluzoryczność bezpieczeństwa ekonomicznego ukazują depresje, kryzysy, wojny, katastrofy i chaos. Dostrzegamy to, a zatem zwracamy się w stronę bezpieczeństwa duchowego. Dla mnie jednak bezpieczeństwo nie istnieje, nie można siebie zabezpieczyć i nigdy nie stanie się to możliwe. Twierdzę, że istnieje jedynie mądrość, która jest rozumieniem, a nie zabezpieczeniem siebie. To znaczy, bezpieczeństwo, zabezpieczenie się, jest wytworem niewystarczalności, w której brak inteligencji, brak twórczego myślenia, w której trwa nieustanna walka pomiędzy „tobą” a społeczeństwem, a wtedy spryciarze bezwzględnie cię wykorzystują. Dopóki trwa to dążenie do zabezpieczenia się, konflikt jest nieuchronny, a zatem nie będzie rozumienia, mądrości. I jak długo istnieje to podejście, na próżno poszukujesz duchowości, prawdy lub Boga, albowiem jest to tylko poszukiwanie większej władzy, większego bezpieczeństwa.
Jedynie wtedy, gdy umysł, który znalazł schronienie za murem zabezpieczania się, uwalnia się od własnych wytworów, może pojawić się ta cudowna rzeczywistość. Koniec końców mury zabezpieczania się są tworami umysłu, który, świadomie bądź nieświadomie, wznosi te ochronne mury, a za nimi znajduje schronienie. Zbudowaliśmy te bariery nieświadomie lub świadomie, a nasze umysły są tak okaleczone, skrępowane, obezwładnione, że działanie wywołuje większy konflikt, dalsze niepokoje.
Tak więc zwykłe poszukiwanie rozwiązania waszych problemów nie uwolni umysłu od stwarzania problemów kolejnych. Dopóki istnieje to centrum zabezpieczania siebie, zrodzone z niewystarczalności, dopóty trwać muszą niepokoje, olbrzymi smutek i ból; a nie da się uwolnić umysłu od smutku przez zdyscyplinowanie go tak, by nie był niewystarczalny. To znaczy, nie możesz narzucić sobie dyscypliny, lub poddać się wpływom warunków i środowiska, tak by nie być powierzchownym. Mówisz sobie: „Jestem powierzchowny, stwierdzam ten fakt, a jak mam się tego pozbyć?” Powiadam, nie próbuj się tego pozbyć, bo w ten sposób jedynie podstawiasz coś w zamian, ale uświadom sobie, zdaj sobie sprawę z tego, co powoduje tę niewystarczalność. Nie da się tego wymusić, nie osiągnie się tego na siłę; nie wpłyną na to ideał, lęk, dążenie do zabawy i władzy. Można odkryć przyczynę niewystarczalności jedynie przez uświadomienie. Czyli, przez patrzenie na środowisko i wniknięcie w jego znaczenie ujawnione zostaną przebiegłe subtelności zabezpieczania się.
Koniec końców, zabezpieczanie się jest rezultatem niewystarczalności, a jako że umysł został wyćwiczony, przez wieki pozostawał w niewoli, nie da się go poddać dyscyplinie, nie da się go przezwyciężyć. Jeśli to uczynisz, stracisz z oczu znaczenie oszustw i subtelności myśli i uczuć, za którymi umysł znalazł schronienie; aby zaś te subtelności odkryć, musisz stać się świadomy.
A być świadomym nie znaczy zmieniać. Nasz umysł jest przyzwyczajony do przekształcania, co jest zwykłym modyfikowaniem, dostosowywaniem, przystosowywaniem do warunków; gdy zaś staniecie się świadomi, odkryjecie pełne znaczenie środowiska. I dlatego nie ma modyfikacji, a jest całkowita wolność od tego środowiska.
Jedynie wtedy, gdy te wszystkie mury obronne runą w płomieniu świadomości, wolnej od modyfikowania, zmieniania czy dostosowywania, ale w pełni rozumiejącej znaczenie środowiska ze wszystkimi jego subtelnościami – jedynie w wyniku tego rozumienia pojawia się to, co wieczne; albowiem w nim nie ma „ty” funkcjonującego jako centrum zabezpieczania się. Ale dopóki istnieje to centrum zabezpieczania się, musi trwać zamęt, muszą trwać niepokój, dysharmonia i konflikt. Nie da się zniszczyć tych przeszkód przez narzucanie sobie dyscypliny lub kierowanie się systemem lub naśladowanie wzorca; można je zrozumieć, ze wszystkimi ich komplikacjami, jedynie przez pełne uświadomienie sobie umysłu i serca. Wtedy pojawia się ekstaza, ten żywy ruch prawdy, który jest nie celem ani kulminacją, ale zawsze twórczym życiem, ekstazą, której nie da się opisać, gdyż wszelki opis nieuchronnie ją zniszczy. Dopóki nie jesteś wrażliwy na prawdę, nie ma ekstazy, nie ma nieśmiertelności.
Ojai, Kalifornia, 1 lipca 1934 r.