strona główna
jiddu krishnamurti

Jiddu KRISHNAMURTI

Mowy we Włoszech 1933

za: Krishnamurti - Przemówienia, zeszyt X, s. 3-54

Poniższe mowy otwierają 17-tomowe THE COLLECTED WORKS OF J. KRISHNAMURTI, Kendall/Hunt Publications 1991-1992.

OD REDAKCJI
Zeszyt mniejszy jest pierwszym z cyklu broszur, zapowiedzianych w przedmowie rocznika III: "Przemówienia Krishnamurti". Są to tłumaczenia broszur, ukazujących się nieperiodycznie w języku angielskim, wydawanych przez Star Publishing Trust, 2123 North Beachwood Drive Hollywood, California, z siedzibą prawną w Ommen w Holandii. Zawierają one stenogramy przemówień i odczytów, wygłaszanych przez Krishnamurti, oraz odpowiedzi na zadawane mu pytania i jako takie oświetlają dokładnie ideologię autora.
Wydawca Helena Potulicka

Pierwsza pogadanka w Alpino, 1 lipca 1933
Pierwsza pogadanka w Stresa, 2 lipca 1933
Druga pogadanka w Alpino, 4 lipca 1933
Trzecia pogadanka w Alpino, 6 lipca 1933
Druga pogadanka w Stresa, 8 lipca 1933
Czwarta pogadanka w Alpino, 9 lipca 1933

Pierwsza pogadanka w Alpino

1 lipca 1933 r.

Przyjaciele, chciałbym byście wysnuwali swe odkrycia z życia, nie zaś z opisów innych ludzi. Gdyby np. ktoś opowiedział wam o tym krajobrazie, przybylibyście tu z umysłem przygotowanym przez ten opis i rzeczywistość mogłaby wam sprawić zawód. Nikt nie jest w stanie opisać rzeczywistości. Trzeba jej doświadczyć, zobaczyć ją, poczuć całą jej atmosferę. Gdy widzicie jej piękno i wdzięk, doświadczacie wówczas nowego, żywszego przypływu radości.

Większość ludzi, przekonanych, że dążą do prawdy, przygotowała już umysły na jej przyjęcie przez studiowanie opisów tego, do czego dążą. Gdy badacie religie i filozofie, widzicie, że wszystkie one usiłują opisywać rzeczywistość, usiłują opisywać prawdę, byście wiedzieli, czym się macie kierować.

Otóż ja nie mam zamiaru próbować opisać to, co jest prawdą dla mnie, gdyż byłoby to próżne usiłowanie. Człowiek nie może ani opisać ani przekazać innemu człowiekowi pełni jakiegoś doświadczenia. Każdy musi je przeżyć sam.

Jak większość ludzi i wyście czytali, słuchali, naśladowali, usiłowaliście dowiedzieć się, co powiedzieli inni o prawdzie i o Bogu, o życiu i nieśmiertelności. Posiadacie więc już gotowy obraz w waszym umyśle i obecnie pragniecie porównać ten obraz z tym, co zamierzam powiedzieć. To znaczy, że umysł wasz szuka tylko opisów, nie próbuje odkrywać od nowa, lecz usiłuje jedynie porównywać. A ponieważ ja nie będę próbował opisywać prawdy, gdyż nie można jej opisać, oczywiście w umysłach waszych powstanie zamęt.

Jeśli macie przed sobą obraz, który usiłujecie kopiować, ideał, do którego usiłujecie dążyć, nie możecie nigdy w sposób całkowity spotkać jakiegoś doświadczenia i nie będziecie nigdy całkowicie szczerzy, całkowicie prawdziwi w stosunku do siebie oraz swych czynów, będziecie zawsze osłaniali siebie ideałem. Jeślibyście naprawdę zbadali dokładnie umysł wasz i serce, zobaczylibyście, żeście tu przyszli by zdobyć coś nowego - nową ideę, nowe wrażenie, nowe wyjaśnienie życia, a to w celu urabiania zgodnie z tym swego własnego życia. Dlatego też w istocie szukacie zadawalającego wyjaśnienia. Nie przybyliście tu z postawą świeżości, by przez swe własne pojmowanie, przez swą własną intensywność móc odkryć radość naturalnego i bezpośredniego działania. Większość z was szuka jedynie opisowego wyjaśnienia prawdy, sądząc że gdy się dowie, czym jest prawda, będzie mogła kształtować swoje życie zgodnie z tym wiecznym światłem.

Jeśli taki jest motyw waszego szukania, to w takim razie nie jest to szukanie prawdy, lecz raczej pociechy, wygody, jest to jeno usiłowanie wymknięcia się niezliczonym konfliktom i walkom, którym musicie codziennie stawiać czoło.

Z cierpienia narodziła się potrzeba szukania prawdy, w cierpieniu tkwi przyczyna nieustępliwego badania i dążenia do prawdy. Jednak gdy cierpicie - a cierpi każdy człowiek - szukacie natychmiastowych środków zaradczych, szukacie pociechy. Gdy odczuwacie chwilowy ból fizyczny, kupujecie w najbliższym składzie aptecznym środek uśmierzający, by zmniejszyć swe cierpienia, tak samo gdy doświadczacie krótkotrwałej umysłowej czy uczuciowej udręki, szukacie pocieszenia i wyobrażacie sobie, że ta próba znalezienia ulgi w bólu jest poszukiwaniem prawdy. Tą jednak drogą dążycie ustawicznie do otrzymania odszkodowania za swe cierpienia, odszkodowania za wysiłek, który jesteście zmuszeni uczynić. Unikacie głównej przyczyny cierpienia, a przez to żyjecie życiem złudy.

Toteż ludzie, którzy ciągle głoszą, iż poszukują prawdy, w rzeczywistości jej nie znajdują. Doszli do przekonania, że ich życie jest niewystarczające, niecałkowite, pozbawione miłości, i sądzą, że przez usiłowanie dążenia do prawdy znajdą zadowolenie i pociechę. Jeżeli szczerze powiecie sobie, że szukacie jedynie pociechy oraz odszkodowania za trudności życia, to będziecie w stanie ująć to zagadnienie rozumnie. Lecz jak długo będziecie wmawiali w siebie, że szukacie czegoś więcej, aniżeli zwykłego odszkodowania, nie będziecie mogli ujrzeć sprawy jasno. Pierwszą zatem rzeczą jest przekonanie się, czy szukacie prawdy istotnie od podstaw.

Człowiek szukający prawdy nie jest jej uczniem. Przypuśćmy, że mi powiecie: "W życiu moim nie było miłości, było to życie ubogie, życie ustawicznych udręczeń, dlatego też dążę do prawdy by zyskać zadowolenie". Otóż muszę stwierdzić, że wasze szukanie zadowolenia jest najwyższa złudą. W życiu nie ma takiej rzeczy jak zadowolenie i pewność. Przede wszystkim zaś trzeba zrozumieć, że musicie być bezwzględnie szczerzy.

Lecz wy sami nie jesteście pewni, czego naprawdę pragniecie; pożądacie pociechy, wygody, wynagrodzenia, a jednocześnie pragniecie czegoś, co jest nieskończenie większe. W umysłach waszych panuje taki zamęt, że w jednym momencie zwracacie się do autorytetu, który ofiarowuje wam jakieś odszkodowanie i pocieszenie, a zaraz w następnym zwracacie się do kogoś innego, kto wam tej pociechy odmawia. W ten sposób życie wasze staje się pełne wyrafinowanej hipokryzji, staje się życiem zamętu. Spróbujcie przekonać się, co myślicie naprawdę, nie wmawiajcie w siebie, że myślicie to, co sądzicie, żeście powinni myśleć. I wówczas - jeśli będziecie świadomi, całkowicie czujni w tym, co czynicie - poznacie sami, bez samoanalizy, czego naprawdę pragniecie. Jeśli będziecie całkowicie odpowiedzialni w swych czynach, przekonacie się wówczas - bez samoanalizy - do czego naprawdę dążycie. Ten proces poznawania nie wymaga wielkiej siły woli, ani wielkiej mocy, lecz jedynie chęci dowiedzenia się, co sami myślicie, dowiedzenia się, czy jesteście naprawdę uczciwi, czy też żyjecie w omamieniu.

Przemawiając do grup słuchaczy na świecie całym przekonuję się, że coraz więcej i więcej ludzi zdaje się nie rozumieć tego co mówię. Dzieje się to dlatego, że przychodzą z ustalonymi pojęciami, słuchają tendencyjnie, nie usiłując zrozumieć, co mam do powiedzenia, lecz jedynie spodziewając się znaleźć to, czego sami tajemnie pragną. Próżne byłoby mówienie: "tu mamy nowy ideał, według którego musimy siebie kształtować". Raczej przekonajcie się, co naprawdę myślicie i czujecie.

Jak się o tym możecie przekonać? Według mnie możecie jedynie to uczynić, stając się świadomi całego swego życia, Wówczas odkryjecie, w jakiej mierze jesteście niewolnikami swych ideałów, a zobaczywszy to, przekonacie się również, żeście stworzyli ideały li tylko dla pocieszenia siebie.

Gdzie jest dualizm, gdzie są przeciwieństwa, tam musi być świadomość braku pełni. Umysł jest uwikłany w przeciwieństwa, takie jak kara i nagroda, dobro i zło, przeszłość i przyszłość, wygrana i strata. Myśl jest uwikłana w tę dwoistość, a stąd wypływa brak pełni w działaniu. Ten brak pełni powoduje cierpienia, konflikt wyboru, wysiłek i autorytet oraz ucieczkę od nieistotnego ku istotnymu.

Gdy odczuwacie brak pełni, gdy czujecie w sobie próżnię, to z tego uczucia próżni wyrasta cierpienie i tworzycie wówczas hasła, wzory, ideały, by wam służyły jako oparcie w tej próżni i uznajecie je jako swój zewnętrzny autorytet. Jaka jest wewnętrzna przyczyna zewnętrznego autorytetu, który sami dla siebie tworzycie? Przede wszystkim czujecie brak pełni i z tego powodu cierpicie. Jak długo nie zrozumiecie przyczyny istnienia autorytetu, tak długo będziecie jeno naśladowczą maszyną, a gdziekolwiek jest naśladownictwo, tam nie może być bogatego wypełniania się życia.

By zrozumieć przyczynę powstawania autorytetu, musicie prześledzić umysłowy i uczuciowy proces, który go tworzy. Przede wszystkim więc czujecie w sobie pustkę i by się pozbyć tego uczucia czynicie wysiłek, lecz przez ten wysiłek tworzycie jedynie przeciwieństwa, tworzycie dualizm, który tylko zwiększa brak pełni i pustkę. Jesteście odpowiedzialni za takie zewnętrzne autorytety jak religia, polityka, moralność, za takie autorytety jak postulaty ekonomiczne i społeczne. Z waszej pustki, z waszego braku pełni stworzyliście te zewnętrzne wzory, od których się obecnie usiłujecie wyzwolić. Przez ewolucję, przez rozwój, przez wyrastanie z nich pragniecie stworzyć dla siebie prawo wewnętrzne. Ponieważ zrozumieliście zewnętrzne wzory czy hasła, pragniecie uwolnić siebie od nich i rozwinąć w sobie swój własny wewnętrzny wzór. I utożsamiacie ten wewnętrzny wzór - który nazywacie "duchową rzeczywistością" - z jakimś prawem kosmicznym, co oznacza, że stwarzacie tylko jeszcze nowy podział, nowy dualizm.

Tak więc najpierw tworzycie prawo zewnętrzne, a potem chcecie wyrosnąć ponad nie, rozwijając w sobie prawo wewnętrzne, które utożsamiacie z wszechświatem, z całością. Tak się to dzieje. Wciąż jeszcze jesteście świadomi swego ograniczonego egotyzmu, który obecnie utożsamiacie z wielką złudą, nazywając ją kosmiczną. Toteż gdy mówicie: "Jestem posłuszny memu wewnętrznemu prawu", używacie tylko danego wyrażenia dla przesłonięcia swego pragnienia ucieczki. Według mnie człowiek, związany czy to zewnętrznym czy wewnętrznym prawem, jest zamknięty w więzieniu, jest opanowany przez złudę. A tym samym człowiek taki nie może zrozumieć bezpośredniego, naturalnego, zdrowego działania.

Po co tworzycie dla siebie wewnętrzne prawa? Czy nie dlatego, że walka w codziennym życiu jest tak wielka, tak nieharmonijna, że chcecie się od niej uchylić i stworzyć sobie wewnętrzne prawo, które się stanie waszą ucieczką? I stajecie się niewolnikami tego wewnętrznego autorytetu, tego wewnętrznego wzoru, ponieważ odrzuciliście jedynie zewnętrzny obraz, a na jego miejsce stworzyliście wewnętrzny.

Taką metodą nigdy nie osiągniecie prawdziwego rozpoznawania, a rozpoznawanie jest czymś zupełnie różnym od wyboru. Wybór musi istnieć tam, gdzie jest dualizm. Gdy umysł jest niecałkowity i jest świadom tej niecałkowitości, usiłuje on od niej uciec i w tym celu tworzy jej przeciwieństwo. Przeciwieństwem tym może być jakiś wzór zewnętrzny czy wewnętrzny, a z chwilą gdy wzór taki został ustalony, człowiek osądza już każde działanie, każde doświadczenie zgodnie z tym wzorem, a tym samym żyje w stanie ciągłego wyboru. Wybór rodzi się tylko z oporu. Gdzie jest rozpoznawanie, tam nie ma wysiłku.

Toteż według mnie całe to pojęcie usilnego dążenia do prawdy, do rzeczywistości, to czynienie ciągłych usiłowań jest w najwyższym stopniu fałszywe. Jak długo będziecie niecałkowici, będziecie doświadczali cierpienia, a tym samym będziecie zniewoleni do wyboru, do wysiłku, do nieustannej walki o to, co nazywacie duchowym osiągnięciem. Toteż twierdzę, że gdy umysł jest opanowany przez autorytet, nie może posiadać prawdziwego rozumienia, prawdziwej myśli. A ponieważ umysły większości spośród was są opanowane przez autorytet - co jest jedynie ucieczką od rozumienia, od rozpoznawania - nie możecie w sposób pełny spojrzeć w twarz żadnemu doświadczeniu życia. Dlatego żyjecie życiem dwoistym, życiem udanym, obłudnym życiem, w którym nie ma jednej chwili pełni.

Pierwsza pogadanka w Stresa

2 lipca 1933 r.

Przyjaciele, nie zamierzam w mych pogadankach rozsnuwać jakiejś intelektualnej teorii. Mam mówić o swym własnym doświadczeniu, które się nie narodziło z intelektualnych pojęć, lecz jest rzeczywiste. Nie uważajcie mnie, proszę, za filozofa, wykładającego nową serię pojęć, którymi wasz intelekt będzie mógł żonglować. Nie o to mi chodzi. Chciałbym raczej wyjaśnić, że prawda, że życie pełne i bogate nie może być urzeczywistnione za pośrednictwem jakiejkolwiek osoby, przy pomocy naśladowania czy też jakiejkolwiek formy autorytetu.

Większość z nas czuje w pewnych chwilach, że istnieje życie prawdziwe, wieczne coś, lecz chwile, w których to czujemy, są tak rzadkie, że to wieczne coś odsuwa się coraz bardziej i bardziej na drugi plan i wydaje się nam coraz mniej rzeczywiste.

Według mnie istnieje rzeczywistość, istnieje wieczna żywa rzeczywistość - nazywajcie ją Bogiem, nieśmiertelnością, wiecznością czy jak chcecie. Istnieje coś żywego, twórczego, czego nie można opisać, rzeczywistość bowiem wymyka się wszelkim opisom. Żaden opis prawdy nie może być trwały, gdyż jest on jedynie złudą słów. Nie możecie poznać miłości, gdy ją wam opisze inny człowiek; by ją poznać, musicie jej sami doświadczyć. Nie możecie wiedzieć, jakim jest smak soli, zanim jej sami nie skosztowaliście. A tymczasem tracimy czas na poszukiwanie opisów prawdy, zamiast usiłować odnaleźć sposób jej urzeczywistnienia. Twierdzę, że nie mogę opisać, nie mogę wyrazić słowami tej żywej rzeczywistości, która przechodzi wszelkie pojęcie postępu, wszelkie pojęcie wzrostu. Strzeżcie się człowieka, który usiłuje opisać tę żywą rzeczywistość, gdyż tego się nie da uczynić. Trzeba jej doświadczyć, trzeba ją przeżyć.

To urzeczywistnienie prawdy, wiecznego, nie leży w ruchu czasu, który jest jeno nawykiem umysłu. Gdy powiadacie, że macie urzeczywistnić prawdę z biegiem czasu, to znaczy w jakiejś przyszłości, wówczas odkładacie jedynie to rozumienie, które zawsze musi być w teraźniejszości. Jeśli jednak umysł rozumie całość życia i wolny jest od dzielenia czasu na przyszłość, teraźniejszość i przyszłość, wówczas następuje realizacja tej żywej wiecznej rzeczywistości.

Skoro jednak wszystkie umysły są uwikłane w podziały czasu, skoro myślą o czasie jako o przeszłym, teraźniejszym i przyszłym, powstaje z tego konflikt. I dalej - ponieważ podzieliliśmy działanie na przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, ponieważ dla nas działanie nie jest całkowite samo w sobie, lecz jest czymś spowodowanym przez motywy, przez strach, przez przewodników, przez spodziewaną nagrodę czy karę, umysły nasze są niezdatne do rozumienia ciągłej całości. Prawdziwe działanie może nastąpić tylko tam, gdzie umysł jest wolny od podziału czasu. Gdy działanie rodzi się z pełni, nie zaś w kategoriach czasu, to takie działanie jest harmonijne i jest wolne od pęt społecznych, klasowych, rasowych, religijnych i własnościowych.

Wyrażając to inaczej - działanie musi stać się naprawdę indywidualne. Nie używam tu wyrazu "indywidualny" w sensie przeciwstawiania jednostki wielu. Przez działanie indywidualne rozumiem działanie, zrodzone z całkowitego pojmowania, całkowitego rozumienia przez jednostkę, rozumienia nie narzuconego przez innych. Gdzie istnieje takie rozumienie, tam jest prawdziwa indywidualność, prawdziwa samotność - nie samotność płynąca z odosobnienia, lecz samotność zrodzona z pełnego pojmowania doświadczeń życia. Dla pełni działania umysł musi być wolny od tego pojęcia czasu jako wczoraj, dzisiaj i jutro. Jeśli umysł nie wyzwolił się od tego podziału, wówczas powstaje konflikt i prowadzi do cierpienia i do poszukiwania dróg ucieczki od tego cierpienia.

Twierdzę, że istnieje żywa rzeczywistość, nieśmiertelność, wieczność, której nie da się opisać; może ona być zrozumiana jedynie w pełni waszego własnego indywidualnego działania, nie zaś jako część budowy, nie jako część społecznego, politycznego czy religijnego mechanizmu. Dlatego też musicie wpierw dojść do istotnej indywidualności, zanim będziecie w stanie zrozumieć to, co jest prawdziwe. Jak długo działanie wasze nie bierze początku z tego wiecznego źródła, tak długo musi istnieć konflikt, musi być podział i ustawiczna walka.

Otóż każdy z nas zna konflikty, zmagania się, cierpienia, brak harmonii. Są to elementy, które w znacznej mierze składają się na nasze życie i których usiłujemy - świadomie czy nieświadomie - uniknąć. Lecz bardzo nieliczni znają sami przyczynę konfliktu. Intelektualnie mogą nawet znać tę przyczynę, lecz ta wiedza jest całkiem powierzchowna. Znać przyczynę - to znaczy być jej świadomym zarówno umysłem jak i sercem.

Ponieważ niewielu jest świadomych głębokiej przyczyny swego cierpienia, ogół więc czuje pragnienie ucieczki od cierpienia i to pragnienie ucieczki ukształtowało nasze moralne, społeczne i religijne systemy i tchnęło w nie życie. Nie mam czasu wchodzić w szczegóły, lecz jeśli zechcecie przemyśleć całą rzecz, zobaczycie, że nasze systemy religijne na świecie całym oparte są na tym pojęciu odkładania i unikania, wymykania się, na poszukiwaniu pośredników i pocieszycieli. Ponieważ nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze własne czyny, ponieważ chcemy uniknąć cierpienia, stwarzamy systemy i autorytety, które nam zapewnią pociechę i schronienie.

Jakaż więc jest przyczyna konfliktu? Dlaczego człowiek cierpi? Dlaczego musi nieustannie walczyć? Według mnie konflikt jest to zahamowanie biegu bezpośredniego działania, harmonijnej myśli i uczucia. Gdy myśl i uczucie są nieharmonijne, wówczas w działaniu następuje konflikt, to znaczy - gdy umysł i serce są w stanie niezgody, tworzą one przeszkodę dla przejawienia się harmonijnego działania i stąd konflikt. Taką przeszkodę dla harmonijnego działania stanowi pragnienie ucieczki, ustawiczne unikanie brania życia w całości, spotykanie go zawsze z brzemieniem tradycji - czy to religijnej, politycznej czy społecznej. Ta niezdolność do stawienia czoła doświadczeniu w całej jego pełni powoduje konflikt oraz pragnienie uniknięcia tego konfliktu.

Jeśli zastanowicie się nad swymi myślami i z nich wypływającymi czynami, przekonacie się, że gdzie jest pragnienie ucieczki, tam musi też być i dążenie do bezpieczeństwa, do pewności. Ponieważ w życiu spotykacie konflikty we wszystkich działaniach, przywiązaniach, myślach, pragniecie uciec od tych konfliktów do czegoś stałego, w jakieś zadowalające bezpieczeństwo. To też całe wasze działanie opiera się na tym pragnieniu bezpiecznej pewności. Lecz faktycznie pewność w życiu nie istnieje - ani fizyczna ani intelektualna, ani uczuciowa ani duchowa. Jeśli się czujecie pewni i bezpieczni, nigdy nie znajdziecie tej żywej rzeczywistości, a jednak większość z was szuka właśnie pewności.

Niektórzy z was dążą do fizycznej pewności drogą zdobywania bogactwa, wygody oraz władzy nad innymi, jaką daje bogactwo. Tym samym jesteście zainteresowani w społecznych różnicach i społecznych przywilejach, zapewniających wam stanowisko, z którego czerpiecie zadowolenie. Fizyczna pewność jest prymitywną formą pewności, lecz ponieważ osiągnięcie jej okazało się niemożliwym dla większości rodu ludzkiego, człowiek się zwrócił do bardziej subtelnych form pewności, które nazywa duchowymi czy religijnymi. Pragnąc uciec od konfliktów, szukacie sposobów zabezpieczenia się - fizycznego oraz duchowego - i ustalacie te sposoby. Tęsknota do fizycznego zabezpieczenia przejawia się w pragnieniu posiadania solidnego konta w banku, dobrego stanowiska, w pragnieniu stania się kimś znacznym w mieście, w walce o stopnie i tytuły i wszystkie takie bezsensowne głupstwa.

Następnie niektórzy z was stają się niezadowoleni z fizycznego zabezpieczenia i zwracają się do zabezpieczenia w bardziej subtelnej formie. Jest to wciąż zabezpieczenie, jeno trochę mniej oczywiste i nazywacie je duchowym. Lecz nie widzę istotnej różnicy pomiędzy jednym a drugim. Gdy jesteście już przesyceni fizyczną pewnością lub gdy nie możecie jej osiągnąć, zwracacie się ku temu, co nazywacie duchową pewnością. A zwróciwszy się ku temu, powołujecie do życia i ustalacie rzeczy, które zwiecie religią i zorganizowanymi duchowymi wierzeniami, Dlatego że pragniecie bezpieczeństwa, utwierdzacie pewną formę religijną, pewien system myśli filozoficznej, w które sami się wikłacie, którego stajecie się niewolnikami. Toteż według mnie religie ze wszystkimi swymi pośrednikami, ze swymi obrzędami, kapłanami rujnują twórcze rozumienie i wypaczają sąd.

Jedną z form religijnego zabezpieczenia jest wiara w reinkarnację, wiara w życie przyszłe wraz z tym wszystkim, co to wierzenie w sobie zawiera. Twierdzę, że jeśli człowiek hołduje jakiemukolwiek wierzeniu, nie może on poznać pełni życia. Działanie człowieka, który żyje pełnią, płynie ze źródła, w którym nie ma reakcji, a jest jeno akcja; lecz człowiek, który dąży do bezpieczeństwa, który pragnie od czegoś uciec, musi się trzymać wierzenia, ponieważ znajduje w nim oparcie i otuchę dla swego braku rozumienia.

Następnie istnieje zabezpieczenie, stworzone przez człowieka w pojęciu Boga. Wielu ludzi pyta mnie, czy wierzę w Boga, czy jest Bóg. To się nie nadaje do roztrząsania. Większość naszych pojęć o Bogu, o rzeczywistości, o prawdzie, stanowi jedynie filozoficzne naśladownictwo. Dlatego też są one w najwyższym stopniu fałszywe i wszystkie nasze religie oparte są na takich fałszach. Człowiek, który całe swoje życie przeżył w więzieniu, może jeno rozmyślać o wolności, człowiek, który nigdy nie doświadczył ekstazy wolności, nie może wiedzieć, czym jest wolność. Dlatego też mało jest pożytku z roztrząsania pojęć Boga czy prawdy; lecz jeśli posiadacie inteligencję oraz intensywność pragnienia, by móc obalić zapory wokół siebie, wówczas sami poznacie pełne przejawianie się życia i wówczas nie będziecie już niewolnikami systemu ani społecznego ani religijnego.

Istnieje jeszcze zabezpieczanie się drogą służenia. To znaczy, że z upodobaniem zatracacie siebie w grząskiej toni działalności, pracy. Przy pomocy tej działalności usiłujecie zabezpieczyć siebie przed spojrzeniem w twarz swym własnym nieustannym walkom.

Tak więc bezpieczeństwo, pewność jest jedynie ucieczką. A ponieważ większość ludzi usiłuje uciekać, zmechanizowali oni sami swe postępowanie w celu uniknięcia konfliktów. Tworzą religijne wierzenia, pojęcia, czczą wcielenie naśladownictwa, które nazywają Bogiem, usiłują zapomnieć o swojej nieudolności stawienia czoła walce, zatracając siebie w pracy. Wszystko to są drogi ucieczki.

Ażeby tę pewność zachować i utwierdzić, tworzycie autorytety. Czyż nie tak? Ażebyście mogli otrzymać pociechę, musicie mieć kogoś czy jakiś system, któryby ją wam dawał. Ażebyście mogli mieć pewność, musi istnieć jakaś osoba, jakieś pojęcie, jakieś wierzenie czy tradycja, które by was utwierdzały w tej pewności. Toteż w naszym usiłowaniu znalezienia pewności ustanawiamy autorytet i stajemy się niewolnikami tego autorytetu. W naszym dążeniu do zabezpieczenia siebie ustalamy religijne ideały, któreśmy stworzyli z obawy; szukamy pewności i bezpieczeństwa za pośrednictwem kapłanów czy duchowych przewodników, których zwiemy nauczycielami i mistrzami. Albo też szukamy naszego autorytetu w mocy tradycji - społecznej, ekonomicznej czy politycznej.

My sami, indywidualnie, ustaliliśmy te autorytety. Nie poczęły one istnieć same z siebie. Myśmy je ustalali w ciągu wieków i umysły nasze uległy okaleczeniu i wypaczeniu pod ich wpływem.

Przypuśćmy jednak, żeśmy odrzucili zewnętrzne autorytety; wówczas rozwinęliśmy wewnętrzny autorytet, który nazywamy intuicyjnym, duchowym, lecz który moim zdaniem mało się różni od zewnętrznego. Jeśli bowiem umysł zależny jest od autorytetu - czy to zewnętrznego czy wewnętrznego - nie może on być wolny, a tym samym nie może być zdolny do prawdziwego rozpoznawania. Gdy więc istnieje autorytet, zrodzony z dążenia do pewności, tam autorytet ten staje się źródłem egotyzmu.

Zobaczmy teraz, cośmy uczynili? Dzięki naszej słabości, naszemu pragnieniu mocy, naszemu dążeniu do bezpieczeństwa myśmy ustalili duchowe autorytety. l pragnęlibyśmy w tym bezpieczeństwie, które zwiemy nieśmiertelnością - przebywać wiecznie. Jeśli się przyjrzycie temu pragnieniu spokojnie, badawczo, zobaczycie, że nie jest ono niczym innym, jeno wysubtelnioną formą egotyzmu. Gdzie jest podział myśli, gdzie jest pojęcie "ja", pojęcie "moje" i "twoje", tam nie może być pełni w działaniu, a tym samym nie może być i rozumienia żywej rzeczywistości.

Lecz - a mam nadzieję, że to rozumiecie - ta żywa rzeczywistość, ta całość przejawia się w działaniu indywidualności. Już wyjaśniałem, co rozumiem przez indywidualność: stan, w którym działanie wypływa ze zrozumienia, wolnego od wszelkich wzorów czy nakazów - społecznych, ekonomicznych lub duchowych. To jest to, co nazywam prawdziwą indywidualnością, ponieważ jest to działanie, wynikłe z pełni rozumienia, podczas gdy egotyzm ma swe źródło w bezpieczeństwie, w tradycji, w wierzeniach. I dlatego działanie, spowodowane przez egotyzm, nigdy nie będzie całkowite, zawsze związane z nieustanną walką, cierpieniem i bólem.

To są niektóre z tych zawad i przeszkód, nie pozwalających człowiekowi zrealizować najwyższej rzeczywistości. Tę żywą rzeczywistość można zrozumieć tylko wtedy, gdy człowiek się uwolni od tych przeszkód. Wolność pełni nie leży w ucieczce od więzów, lecz w rozumieniu działania, co jest harmonią umysłu i serca.

Pozwólcie, że powiem to jaśniej. Większość ludzi myślących jest intelektualnie świadoma wielu przeszkód. Np. jeśli się zastanowicie nad takim rodzajem pewności jak zamożność, którą zdobywacie jako ochronę siebie, czy też nad duchowymi pojęciami, w których usiłujecie szukać schronienia, to zobaczycie ich krańcową jałowość.

Otóż badając te sposoby zabezpieczania siebie, możecie intelektualnie widzieć ich fałsz; według mnie jednak takie intelektualne uświadamianie sobie przeszkody nie jest wcale pełną świadomością. Jest to jedynie intelektualne pojęcie, nie zaś pełna świadomość. Ta ostatnia istnieje tylko tam, gdzie człowiek jest świadom tych przeszkód zarówno uczuciowo jak i umysłowo. Gdy obecnie myślicie o tych przeszkodach, prawdopodobnie rozważacie je tylko intelektualnie i powiadacie: "Wskaż nam sposób uwolnienia się od tych przeszkód". Oznacza to, że chcecie tylko przezwyciężyć przeszkody, a przez to stworzycie tylko nową serię sprzeciwów. Mam nadzieję, że to jest jasne? Mogę wam powiedzieć, że pewność jest jałowa, że nie posiada znaczenia i możecie się z tym zgodzić intelektualnie, lecz ponieważ przywykliście walczyć o tę pewność, z chwilą gdy stąd odejdziecie, będziecie walczyli dalej, lecz teraz już przeciwko pewności. W ten sposób szukacie tylko nowej drogi, nowej metody, nowej techniki, a to jest tylko odnowionym pragnieniem bezpieczeństwa w odmiennej formie.

Według mnie nie ma takiej rzeczy jak technika życia, jak technika realizowania prawdy. Jeśli by istniała taka technika, której byście się mogli nauczyć, stalibyście się po prostu niewolnikami nowego systemu.

Urzeczywistnienie prawdy przychodzi tylko tam, gdzie jest pełnia działania bez wysiłku. A wysiłek zanika dzięki uświadomieniu sobie przeszkód, nie zaś wówczas, gdy usiłujecie je zwalczać. To znaczy - gdy jesteście w pełni świadomi, sercem i umysłem, całą waszą rozbudzoną istotą, to taka świadomość uwolni was od przeszkód. Spróbujcie tego doświadczyć, a przekonacie się. Cokolwiek zwalczaliście, czyniło was swym niewolnikiem. Jedynie gdyście zrozumieli przeszkodę całą swoją istotą, jedynie gdyście naprawdę zrozumieli złudę bezpieczeństwa, nie będziecie już przeciwko niej walczyli. Lecz jeśli jesteście tylko intelektualnie świadomi przeszkód, w takim razie będziecie dalej przeciwko nim walczyli.

Wasze pojęcie życia opiera się na tej zasadzie. Wasze usiłowanie duchowych osiągnięć, duchowego wzrostu są wynikiem pragnienia dalszego zabezpieczenia siebie, dalszego rozszerzenia, dalszej chwały i stąd ta ciągła i nieustanna walka.

Dlatego też powiadam - nie szukajcie drogi ni metody. Nie ma metody ani drogi do prawdy. Nie szukajcie drogi, lecz stańcie się świadomi przeszkody, Świadomość nie może być tylko intelektualna, musi być zarówno uczuciowa jak i umysłowa, jest ona pełnią działania. I wówczas, w tym płomieniu czujnej świadomości wszystkie przeszkody odpadną, ponieważ człowiek je przeniknie. I wtedy będziecie mogli pojmować bezpośrednio, bez wyboru - co jest prawdziwe. Działanie wasze będzie wówczas wypływało z pełni, nie zaś z niecałkowitości bezpieczeństwa. I w tej to pełni, w tej harmonii umysłu i serca leży urzeczywistnienie wiecznego.

Druga pogadanka w Alpino

4 lipca 1933 r.

Przyjaciele, dzisiaj mam zamiar mówić o tym, co nazywamy ewolucją. Jest to trudny do omówienia przedmiot i możecie mnie źle zrozumieć. Jeśli nie będziecie całkowicie rozumieli, proszę, zadawajcie mi potem pytania.

Dla większości z nas pojęcie ewolucji zawiera w sobie serie osiągnięć, wynikających z ustawicznego wyboru pomiędzy tym co nazywamy nieistotnym a istotnym. Pod ewolucją rozumiemy porzucanie nieistotnego i zmierzanie ku istotnemu. Te serie ciągłych osiągnięć, będących rezultatem wyboru, zwiemy ewolucją. Cała nasza budowa myśli opiera się na tym pojęciu postępu i duchowego osiągania, na pojęciu coraz to dalszego wzrastania w kierunku istotnego, jako na rezultatach ciągle dokonywanego wyboru. Toteż przedstawiamy sobie działanie jako szereg osiągnięć - nieprawdaż?

Otóż gdy uważamy wzrost czy ewolucję za serie osiągnięć, to oczywista że działania nasze nigdy nie będą całkowite, będą one zawsze zmierzały od niższego ku wyższemu,  zawsze się będą wspinały, posuwały naprzód. Dlatego też - jeśli żyjemy pod wpływem tego pojęcia - działanie nasze czyni nas niewolnikami, staje się ciągłym, nieprzerwanym, niekończącym się wysiłkiem, wysiłkiem zawsze zwróconym ku zabezpieczeniu, ku pewności. Rzecz naturalna, że gdzie jest dążenie do pewności, tam jest i lęk, i ten lęk powoduje ciągłą świadomość tego, co nazywamy "ja". Czyż tak nie jest? Umysły większości z nas są uwikłane w to pojęcie osiągnięcia, dojścia, wspinania się coraz wyżej, czyli w pojęcie wyboru pomiędzy istotnym a nieistotnym. A ponieważ ten wybór, to posuwanie się naprzód, które nazywamy działaniem, jest tylko nieustanną walką, ciągłym wysiłkiem, życia nasze są również nieustannym wysiłkiem, nie zaś swobodnie, bezpośrednio płynącym działaniem.

Chcę przeprowadzić rozgraniczenie pomiędzy działaniem a osiągnięciem czy dojściem. Osiągnięcie jest czymś skończonym, gdy tymczasem działanie według mnie jest nieskończone. Zrozumiecie tę różnicę, gdy będę mówił dalej. Lecz teraz postarajmy się uświadomić sobie, że właśnie to rozumiemy przez ewolucję. Ciągłe posuwanie się drogą wyboru ku temu, co nazywamy istotnym, ciągłe dążenie do coraz to większego osiągnięcia.

Najwyższą błogością - a dla mnie nie jest to tylko teoria - jest życie bez wysiłku. Zaraz wyjaśnię, co rozumiem przez wysiłek. Dla większości spośród was wysiłek jest to jedynie wybór. Żyjecie wyborem, musicie wybierać. Lecz dlaczego wybieracie? Skąd ta konieczność, która was popędza, przynagla, zmusza do wybierania? Twierdzę, że konieczność ta istnieje tak długo, jak długo człowiek jest świadom pustki i osamotnienia w sobie samym. Ten brak pełni zmusza was do wyboru, do czynienia wysiłku,

Teraz zagadnienie polega nie na tym, jak tę pustkę wypełnić, lecz raczej na tym, co jest jej przyczyną? Według mnie pustka jest to działanie, zrodzone z wyboru, z dążenia do zysku, do korzyści. Próżnia zjawia się tam, gdzie działanie wynika z wyboru. A gdy pustka już jest, powstaje zagadnienie: "Jak mam tę próżnię wypełnić, jak się mam pozbyć tego uczucia osamotnienia, niekompletności?" Według mnie nie chodzi tu o wypełnienie próżni, gdyż nie będziecie w stanie nigdy jej wypełnić. A tymczasem większość ludzi to właśnie usiłuje czynić. Przy pomocy wrażeń, podniet, przyjemności, przy pomocy czułości czy zapomnienia się usiłują wypełnić tę próżnię, pomniejszyć to uczucie pustki. Lecz nigdy jej nie wypełnią, gdyż starają się uczynić to przez działanie, zrodzone z wyboru.

Próżnia istnieje, jak długo działanie oparte jest na wyborze, na upodobaniu i niechęci, na przyciąganiu i odpychaniu. Wybieracie, ponieważ to się wam nie podoba, a tamto podoba, nie jesteście z tego zadowoleni, lecz chcecie zadowolić siebie czymś innym. Albo też obawiacie się czegoś i pragniecie tego uniknąć. U większości ludzi działanie oparte jest na przyciąganiu i odpychaniu, a tym samym na strachu.

Otóż co się dzieje, gdy odrzucacie jedno, a wybieracie drugie? Opieracie wówczas swe działanie jedynie na przyciąganiu i odpychaniu, a przez to tworzycie przeciwieństwo. I stąd wypływa ten ustawiczny wybór, zawierający w sobie wysiłek. Jak długo dokonujecie wyboru, jak długo istnieje wybór, musi istnieć również dualizm. Możecie sądzić, żeście wybrali istotne; lecz ponieważ wybór wasz powstał z przyciągania i odpychania, z pożądania i strachu, tworzy on jedynie nowe nieistotne...

Oto czym jest wasze życie. Jednego dnia czegoś pożądacie i wybieracie to, ponieważ się wam podoba i pragniecie tego, bo daje wam radość i zadowolenie. Następnego dnia już jesteście tym przesyceni, straciło to dla was już wszelkie znaczenie i odrzucacie je, by wybrać coś innego. Tak więc wybór wasz opiera się na ciągłej zmianie wrażeń; wybieracie dzięki świadomości dualizmu i wybór ten tylko utrwala, uwiecznia przeciwieństwa.

Jak długo wybieracie pomiędzy przeciwieństwami, nie istnieje rozpoznawanie, a tym samym musi być wysiłek, nieustanny wysiłek, ciągłe przeciwieństwa i dualizm. I dlatego też wybór wasz jest nieustanny a wysiłek ciągły. Działanie wasze jest zawsze skończone, zawsze w granicach osiągnięcia i dlatego to pustka, którą odczuwacie, zawsze będzie istniała. Lecz jeśli umysł jest wolny od wyboru, jeśli posiada zdolność rozpoznawania, wówczas działanie jest nieskończone.

Wyjaśnię to jeszcze raz. Gdy mówicie: "Pragnę danej rzeczy", to przez ten wybór stworzyliście przeciwieństwo. I dalej, po tym wyborze, tworzycie nowe przeciwieństwo i tak przechodzicie ciągle od jednego przeciwieństwa do drugiego i jest w tym nieustanna walka, konflikt i cierpienie. Jeśli to sobie uświadomicie, jeśli naprawdę poczujecie całą swą istotą - to znaczy uczuciowo zarówno jak i umysłowo - jałowość wyboru, wówczas przestaniecie wybierać; wówczas przyjdzie rozpoznawanie oraz intuicyjna odpowiedź, która jest niezależna od wyboru - i to jest stan czujnej świadomości.

Gdy jesteście świadomi, że wybór wasz, zrodzony z przeciwieństw, tworzy jedynie nowe przeciwieństwo, wówczas pojmujecie, co jest prawdziwe. Lecz większość wśród was nie posiada ani intensywności pragnienia, ani czujnej świadomości, ponieważ pożądacie przeciwieństwa, ponieważ pragniecie wrażeń. I dlatego nigdy nie dochodzicie do rozpoznawania, nigdy nie osiągacie tej bogatej, pełnej, czujnej świadomości, która wyzwala umysł z przeciwieństw. W tej wolności od przeciwieństw działanie nie jest już osiąganiem, lecz wypełnianiem się, rodzi się ono z rozpoznawania, które jest nieskończone. Wtedy działanie wypływa z waszej własnej pełni, a w takim działaniu nie ma wyboru, a tym samym nie ma i wysiłku.

Aby poznać taką pełnię, taką rzeczywistość, musicie być w stanie intensywnej czujności, a stan ten daje się osiągnąć tylko wtedy, gdy stoicie w obliczu przełomu, katastrofy. Większość z was staje w obliczu pewnego rodzaju katastrof czy to w związku z pieniędzmi, czy z ludźmi, z miłością czy śmiercią. I gdy znajdujecie się w momencie takiego przełomu, musicie coś wybrać, coś zdecydować. Jakże wtedy decydujecie? Decyzja wasza wypływa ze strachu, z pożądania, z pragnienia wrażeń. Tym samym wy tylko odkładacie, wybieracie to, co jest dogodne, przyjemne i w ten sposób tworzycie nowy mrok, przez który musicie przejść. Jedynie gdy czujecie niedorzeczność waszej obecnej egzystencji - nie intelektualnie tylko, lecz całym sercem i umysłem - gdy naprawdę poczujecie niedorzeczność tego ciągłego wybierania - wówczas z tej świadomości rodzi się rozpoznanie. I wówczas nie wybieracie, wówczas działacie. Łatwo byłoby dać przykłady, lecz nie dam żadnych, gdyż często przyczyniają się one do zagmatwania sprawy.

Otóż według mnie czujność nie wynika z usiłowań obudzenia czujności; przychodzi ona sama ze siebie, gdy człowiek jest świadomy całą swoją istotą, gdy uświadamia sobie jałowość wyboru. Obecnie wybieracie pomiędzy dwiema rzeczami, pomiędzy dwiema możliwościami działania, wybieracie pomiędzy tym a tamtym, jedno rozumiecie, drugiego nie rozumiecie. I rezultatem takiego wyboru spodziewacie się wypełnić wasze życie. Działacie w myśl waszych pożądań, waszych pragnień. Oczywista, że gdy pragnienie się wypełniło, działanie dobiegło kresu. Ponieważ jednak dalej czujecie się samotni, oglądacie się za innym działaniem, za innym wypełnieniem się. Każdy z was stoi w obliczu dualizmu w działaniu, w obliczu wyboru czynienia tego czy owego, gdy się zaś staniecie świadomi jałowości wyboru, świadomi całą waszą istotą, bez wysiłku, wówczas będziecie rozpoznawali prawdziwie.

Możecie to sprawdzić doświadczalnie jedynie przeżywając rzeczywisty kryzys; nie można tego wypróbować intelektualnie, siedząc wygodnie i wyobrażając sobie jakiś mentalny konflikt. Można nauczyć się tej prawdy jedynie stojąc twarzą w twarz z bezwzględną koniecznością wyboru, gdy musicie powziąć decyzję, gdy cała wasza istota domaga się działania. Jeśli w takim momencie uświadamiacie sobie całą waszą istotą jałowość wyboru, to z tego rozwija się kwiat intuicji, kwiat rozpoznania. Działanie, które się z tego rodzi, jest nieskończone, jest ono wówczas życiem samym. Nie ma już wtedy rozdziału pomiędzy działaniem a działającym; wszystko się ciągnie nieprzerwanie. Nie ma tych czasowych wypełniań się, które wnet mijają.

PYTANIE: Wyjaśnij, proszę, co masz na myśli, mówiąc że dyscyplina jest bezużyteczna? Co rozumiesz przez samodyscyplinę?

KRISHNAMURTI: Gdybyście zrozumieli to, com mówił, widzielibyście jałowość samodyscypliny. Lecz wytłumaczę to ponownie i postaram się uczynić to jasnym.

Dlaczego sądzicie, że musicie poddawać siebie dyscyplinie? Po co chcecie to czynić? Gdy mówicie: "Muszę się poddać dyscyplinie", macie przed sobą wzór, do którego - jak sądzicie - musicie siebie dostosować. Samodyscyplina istnieje tak długo, jak długo pragniecie wypełnić pustkę w sobie, istnieje tak długo, jak długo się trzymacie pewnych opisów tego, czym jest Bóg, czym jest prawda, jak długo pielęgnujecie pewne ustalone moralne wzory i poddajecie siebie ich kierownictwu, znaczy to, że działanie wasze jest regulowane, kontrolowane przez pragnienie dostosowania się. Gdzie działanie rodzi się z rozpoznania, tam nie ma dyscypliny.

Zrozumcie, proszę, co mam na myśli, mówiąc o rozpoznaniu. Nie mówcie "Uczyłem się grać na fortepianie, czyż to nie wymaga dyscypliny?" Albo: "Studiowałem matematykę, czyż to nie jest dyscyplina?" Nie mówię o studiowaniu techniki, czego nie można nazywać dyscypliną. Mówię o postępowaniu w życiu. Czy to jest jasne? Obawiam się, że większość tego nie zrozumiała, gdyż być wolnym od pojęcia samodyscypliny jest rzeczą najbardziej trudną, jako że od dzieciństwa byliśmy niewolnikami dyscypliny, opanowywania. Odrzucanie pojęcia dyscypliny nie oznacza jednak, że musicie wpaść w przeciwieństwo, że musicie być chaotyczni. Twierdzę jedynie, że gdzie jest rozpoznanie, tam nie zachodzi potrzeba samodyscypliny, tam nie ma samodyscypliny.

Większość z was ma wpojony nawyk samodyscypliny. Przede wszystkim posiadacie urobiony myślowy obraz tego, co jest słuszne, co jest prawdziwe, jakim powinien być dobry charakter. I do tego myślowego obrazu usiłujecie dostosować wasze czyny. Działacie jedynie zgodnie z obrazem myślowym, któryście sobie stworzyli. Skoro macie z góry powzięte wyobrażenia o tym, co jest słuszne - a większość z was ma takie wyobrażenia - musicie zgodnie z nimi działać. Większość jest nieświadoma tego, że działa stosując się do ustalonego szablonu, lecz gdy dochodzicie do uświadomienia sobie, że tak działacie, wówczas już nie kopiujecie ani naśladujecie; wówczas wasze własne działanie objawia wam to, co jest słuszne.

Nasz trening fizyczny, nasz religijny i moralny trening zmierza ku temu, by urobić nas według pewnego szablonu. Większość z nas od dzieciństwa była wychowywana tak, by odpowiedzieć pewnym wzorom - społecznym, religijnym, ekonomicznym - i większość z nas nie jest tego świadoma. Dyscyplina stała się nawykiem i jesteście nieświadomi tego nawyku. Jedynie gdy staniecie się świadomi, że urabiacie siebie według pewnego wzoru, działanie wasze pocznie się rodzić z rozpoznawania.

Przede wszystkim więc musicie uświadomić sobie, po co się poddajecie dyscyplinie, a nie czy dyscyplina jest czy nie jest potrzebna. Co się stało z człowiekiem poprzez wieki całe poddawania się dyscyplinie? Stał się on bardziej maszyną, aniżeli ludzką istotą, osiągnął jeno większą zręczność w naśladowaniu, w mechanizowaniu siebie. Samodyscyplina, to znaczy dostosowywanie się do myślowego obrazu, utworzonego czy przez was samych, czy też przez kogoś innego, nie może doprowadzić do harmonii, stworzy jedynie chaos.

Co się dzieje, gdy usiłujecie poddawać siebie pewnej dyscyplinie? Działanie wasze tworzy w was zawsze wewnętrzną pustkę, ponieważ dążycie do tego, by czyny wasze odpowiadały jakiemuś wzorowi. Jeśli jednak staniecie się świadomi, że działacie zgodnie z jakimś szablonowym wzorem - czy to urobionym przez was samych, czy przez kogoś innego - wówczas pojmiecie fałsz naśladownictwa i czyny wasze będą się rodziły z rozpoznawania, czyli z harmonii waszego umysłu i serca.

Obecnie mentalnie pragniecie działać w pewnym kierunku, lecz uczuciowo wcale nie zmierzacie ku temu samemu i z tego wynika konflikt. W celu opanowania tego konfliktu szukacie pewności w autorytecie i autorytet ten staje się waszym gotowym wzorem. W ten sposób nie czynicie tego, co naprawdę czujecie i myślicie; pobudką waszego działania jest strach, pragnienie pewności i bezpieczeństwa; z takiego działania rodzi się samodyscyplina. Czy to rozumiecie?

Rozumienie całą intensywnością swojej istoty jest rzeczą całkiem różną od rozumienia li tylko intelektualnego. Gdy ludzie mówią "Rozumiem", zwykle rozumieją wyłącznie intelektualnie. Lecz analiza intelektualna nigdy nie wyzwoli was z nawyków samodyscypliny. Działając nie mówcie sobie: "Muszę się przekonać, czy ten czyn jest zrodzony z samodyscypliny, czy dąży on do uzgodnienia siebie ze wzorem". Usiłowania takie uniemożliwiają istotne działanie. Lecz jeśli w toku swego działania uświadomicie sobie, że naśladujecie, wówczas działanie wasze stanie się bezpośrednim.

Jakem już powiedział - jeśli będziecie badali każdy swój czyn, by określić czy został on zrodzony z samodyscypliny, z naśladownictwa, działanie wasze będzie się stawało coraz bardziej ograniczone. Będziecie wówczas napotykali na przeszkodę, opór. Nie będziecie naprawdę wcale działali. Lecz jeśli staniecie się świadomi - całą swoją istotą - jałowości naśladownictwa, jałowości dostosowywania się, wówczas działanie wasze nie będzie już naśladownicze, skrępowane, ograniczone. Im bardziej analizujecie swoje działanie, tym mniej działacie. Czyż nie tak? Według mnie analiza działania wcale nie uwalnia umysłu od naśladownictwa, które jest dostosowywaniem się, samodyscypliną; wyzwala umysł od naśladowania jedynie czujna świadomość całej naszej istoty w samym toku działania.

Moim zdaniem samoanaliza uniemożliwia działanie, niszczy pełnię przeżywania. Może się z tym nie zgadzacie, lecz proszę wysłuchajcie, co mam do powiedzenia, zanim zadecydujecie, czy się należy z tym zgadzać czy nie. Twierdzę, że ten ciągły proces samoanalizy, który jest samodyscypliną, ustawicznie narzuca ograniczenia swobodnemu biegowi życia, będącemu działaniem. Samodyscyplina bowiem opiera się na pojęciu osiągania, nie zaś na pojęciu pełni działania. Czy dostrzegacie różnicę? W pierwszym wypadku jest seria osiągnięć, a tym samym zawsze skończoność, podczas gdy w drugim działanie rodzi się z rozpoznania i takie działanie jest harmonijne, a przez to nieskończone. Czy to jest jasne?

Najbliższym razem, gdy sobie powiecie "nie powinienem", zastanówcie się nad sobą. Samodyscyplina, "muszę", "nie powinienem" oparte są na idei osiągania. Gdy uświadomicie sobie jałowość osiągania, gdy uświadomicie to sobie całą waszą istotą, uczuciowo zarówno jak i intelektualnie - wówczas nie będzie już "muszę" i "nie powinienem".

Obecnie jesteście uwikłani w te usiłowania dostosowania siebie do obrazu w swym umyśle, posiadacie nawyk myślenia "muszę" i "nie powinienem". Otóż za pierwszym razem, gdy to powiecie, stańcie się świadomi siebie, a ta czujna świadomość pozwoli wam rozpoznać, co jest prawdziwe i uwolni was od przeszkody tego "muszę" i nie "powinienem".

PYTANIE: Twierdzisz, że nikt nie może pomóc drugiemu. Po cóż w takim razie jeździsz po świecie i mówisz do ludzi?

KRISHNAMURT1: Czyż na to trzeba odpowiadać? W tym dużo się zawiera, jeśli tylko to zrozumiecie. Otóż większość z nas pragnie zdobywać mądrość czy prawdę za pośrednictwem innego człowieka, za pośrednictwem jakiegoś zewnętrznego czynnika. Lecz nikt nie może was uczynić artystą, tylko wy sami możecie to uczynić. To właśnie pragnę wam powiedzieć: mogę wam dać farby, pędzle, płótno, lecz wy sami musicie się stać artystą, malarzem. Ja nie mogę was nim uczynić. Tymczasem w waszych usiłowaniach stania się ludźmi duchowymi większość was szuka nauczycieli, zbawicieli - ja zaś twierdzę, że nikt na świecie nie może was wyzwolić od konfliktu cierpienia. Ktoś może wam dostarczyć materiałów, narzędzi, lecz nikt nie da wam płomienia twórczego życia.

Myślimy na ogół terminami techniki. Lecz technika nie przychodzi najpierw. Przede wszystkim musi być w was płomień pragnienia, a dopiero potem przyjdzie technika. Lecz powiecie mi - "pozwól mi się uczyć. Gdy się nauczę techniki malowania, wówczas będę mógł malować". Jest dużo książek, opisujących technikę malarstwa, lecz samo uczenie się techniki nigdy nie uczyni z was twórczego artysty. Tylko gdy jesteście całkowicie sami, bez techniki, bez mistrzów, tylko wtedy możecie znaleźć prawdę.

To przede wszystkim postarajmy się zrozumieć. Obecnie opieracie wasze pojęcia na dostosowywaniu się. Sądzicie, że istnieje jakiś wzór, jakaś droga, przy pomocy których możecie znaleźć prawdę. Lecz jeśli się nad tym zastanowicie, to zobaczycie, że nie ma takiej ścieżki, która by prowadziła do prawdy. Aby ktoś mógł was prowadzić ku prawdzie, musicie i wy i wasz przewodnik wiedzieć, co to jest prawda. Czyż nie tak? Twierdzę, że człowiek, który naucza prawdy, może ją posiadać, lecz jeśli wam proponuje poprowadzić was ku prawdzie i wy się dajecie prowadzić, to łudzicie się obaj. Jak możecie znać prawdę, pozostając jeszcze pod panowaniem złudy? Jeśli prawda w czymś jest, to się sama przejawia. Wielki poeta pragnie - pali się pragnieniem twórczego pisania i pisze. Jeśli macie pragnienie, to się nauczycie i techniki.

Czuję, że nikt nie może poprowadzić innego człowieka ku prawdzie, ponieważ prawda jest nieskończona. Jest to kraina, do której nie wiodą żadne ścieżki i nikt nie może wam powiedzieć, jak ją znaleźć. Nikt nie może was nauczyć, jak się stać artystą, może wam tylko dać pędzle i płótno i wskazać, jak macie się posługiwać farbami. Mnie nikt nie uczył, upewniam was, anim tego co mówię nie wziął z książek. Obserwowałem, walczyłem, pragnąłem dojść. Tylko gdy człowiek jest absolutnie nagi, niezależny od wszelkiej techniki, wolny od wszelkich nauczycieli, tylko wtedy może on dojść do odkrycia.

Trzecia pogadanka w Alpino

6 lipca 1933 r.

Przyjaciele, w pogadankach tych usiłowałem wykazać, że gdzie działanie zawiera w sobie wysiłek, samoopanowanie - a objaśniałem już, co rozumiem pod tym określeniem - tam musi być pomniejszanie i ograniczanie życia, gdzie zaś działanie jest wolne od wysiłku, bezpośrednie, tam jest pełnia życia. To co mówię odnosi się jednak do pełni samego życia, nie zaś do chaosu źle zrozumianego wyzwolenia. Wyjaśnię jeszcze raz, co rozumiem przez działanie, wolne od wysiłku.

Gdy jesteście świadomi braku pełni, odczuwacie pragnienie znalezienia celu, postawienia sobie jakiegoś zadania, które by się stało waszym autorytetem i spodziewacie się w ten sposób wypełnić tę pustkę, ten brak pełni. Większość z nas ustawicznie dąży do jakiejś mety, szuka celu, obrazu, ideału dla swej wygody czy pociechy. Nieustannie, pracowicie zdążamy do tego celu, ponieważ jesteśmy świadomi walki, którą powoduje brak pełni. Lecz gdybyśmy zrozumieli sam brak pełni, wówczas nie szukalibyśmy już celu, który jest tylko namiastką.

Aby zrozumieć brak pełni i jego przyczynę, musicie wpierw dojść, po co w ogóle szukacie celu? Po co pracowicie doń zdążacie? Dlaczego chcecie urabiać siebie zgodnie z jakimś ustalonym wzorem? Oto dlatego, że brak pełni, którego jesteście mniej lub bardziej świadomi, powoduje ciągły wysiłek, ciągłe zmaganie się, od których się umysł stara uchylić drogą ustalenia autorytetu, krzepiącego ideału, mającego służyć za przewodnika. W ten sposób działanie samo w sobie jest pozbawione wszelkiego znaczenia, staje się jedynie szczeblem, wiodącym do mety, do celu. W waszym dążeniu do prawdy posługujecie się działaniem jedynie jako środkiem, wiodącym do celu, a tym samym zatraca się znaczenie działania. Czynicie wielki wysiłek dojścia do celu i waga waszego działania leży w krańcowym osiągnięciu, do którego zdążacie - nie zaś w samym działaniu.

Większość ludzi dąży do zapłaty, usiłuje uniknąć kary. Pracują dla rezultatów; pobudzani są przez jakiś motyw, toteż działanie ich nie może być pełne, całkowite. Większość z was jest pojmana w to więzienie braku pełni, dlatego też powinniście się stać świadomi tego więzienia.

Jeśli myśl moja jest dla was niezrozumiała, przerywajcie mi proszę, a wyjaśnię ponownie.

Powiadam, że musicie się stać świadomi tego, iż jesteście więźniami, musicie uświadomić sobie, że ciągle usiłujecie uciec od braku pełni i że samo wasze szukanie prawdy jest jedynie ucieczką. To co nazywacie szukaniem prawdy, Boga - drogą samodyscypliny i osiągnięć - jest jedynie ucieczką od braku pełni.

Przyczyna braku pełni ma swe źródło właśnie w dążeniu do osiągnięcia, lecz wy ustawicznie unikacie tej przyczyny. Działanie, zrodzone z samodyscypliny, zrodzone ze strachu i z pragnienia osiągnięcia, jest przyczyną braku pełni. Otóż gdy staniecie się świadomi, że takie działanie jest właśnie samo przyczyną braku pełni, wówczas będziecie wolni od tego braku. Z chwilą, gdy stajecie się świadomi trucizny, przestaje ona być dla was problematem. Jest nim jedynie, póki jesteście nieświadomi jej działania na wasze życie.

Większość ludzi jednak nie zna przyczyny swego braku pełni i z tej niewiedzy powstaje nieustanny wysiłek. Gdy się stają świadomi przyczyny - a jest nią dążenie do osiągnięcia - to w tej świadomości właśnie jest pełnia, pełnia nie wymagająca wysiłku. Wówczas w działaniu waszym nie ma wysiłku, nie ma samoanalizy, nie ma dyscypliny.

Z braku pełni wynika szukanie pociechy, autorytetu, a usiłowanie osiągnięcia tego zamierzenia pozbawia działanie jego istotnego znaczenia. Lecz gdy stajecie się całkowicie - umysłem i sercem - świadomi przyczyny braku pełni, wówczas ten brak ustaje. Z takiej świadomości wypływa działanie, które jest nieskończone, ponieważ samo z siebie posiada znaczenie.

Innymi słowy - jak długo umysł i serce oddane są pożądaniu, pragnieniu - musi istnieć pustka. Pożądacie rzeczy, idei, osób tylko wówczas, gdy jesteście świadomi swej własnej pustki, a to pożądanie tworzy wybór. Gdziekolwiek jest pożądanie, tam musi być wybór, wybór zaś rzuca was w konflikt doświadczeń. Posiadacie zdolność wybierania i tą drogą ograniczacie sami siebie przez swój własny wybór. Wyzwolenie jest tylko tam, gdzie umysł jest wolny od wyboru.

Wszelkie pragnienie, wszelkie pożądanie oślepia i wybór wasz rodzi się z obawy, z pragnienia pociechy, wygody, zapłaty lub jest wynikiem sprytnych kalkulacji. Dlatego jest pożądanie, że w was jest pustka. Ponieważ zaś wybór wasz zawsze się opiera na pojęciu korzyści, zysku, nie może istnieć prawdziwe rozpoznawanie, prawdziwe pojmowanie - jest tylko pożądanie. Gdy wybieracie, jak to zwykliście czynić, wybór wasz tworzy jedynie nową serię okoliczności, powodujących dalsze konflikty i wybór. Wybór wasz, zrodzony z ograniczenia, staje się źródłem nowego szeregu ograniczeń i te ograniczenia tworzą świadomość "ja". Zwielokrotnienie wyboru nazywacie doświadczeniami. Spodziewacie się, że doświadczenia te wyzwolą was z więzów, lecz nie zdołają tego nigdy uczynić, ponieważ myślicie o nich jako o ciągłym procesie zdobywania.

Pozwólcie zilustrować to przykładem, który może zdoła przekazać moją myśl. Przypuśćmy, że zmarł ktoś bardzo przez was kochany. Śmierć ta jest faktem. Doświadczacie wówczas poczucia straty, gorącego pragnienia obecności tej osoby. Chcecie, by wasz przyjaciel wrócił i ponieważ nie możecie go mieć z powrotem, umysł wasz tworzy i przyjmuje pewne pojęcie, by zaspokoić to uczuciowe pożądanie.

Ktoś, kogoście kochali, został wam zabrany. Chcecie wówczas mieć go z powrotem, ponieważ cierpicie, ponieważ świadomi jesteście intensywnej pustki, osamotnienia. To znaczy - chcecie położyć kres waszymu cierpieniu, lub odsunąć je czy zapomnieć o nim; chcecie stępić świadomość tej pustki, która pozostawała w ukryciu, gdyście przebywali razem z ukochaną osobą. Wasze pożądanie wypływa z pragnienia pociechy; lecz ponieważ nie możecie osiągnąć pociechy obecności zmarłego, myślicie o jakiejś idei, która by mogła was zadowolić - o reinkarnacji, życiu pośmiertnym, o jedności wszelkiego życia. W takich pojęciach - nie wchodzę w to, czy są one słuszne czy niesłuszne, będziemy o tym mówili innym razem - w takich pojęciach więc szukacie pociechy. Ponieważ nie możecie mieć tego, kogo kochacie, czerpiecie mentalną pociechę z takich pojęć. Znaczy to, że bez istotnego rozpoznania przyjmujecie pojęcie, zasadę, które się zdają na razie was zadawalać, usuwać tę świadomość pustki, sprawiającej cierpienie.

Działanie więc wasze oparte jest na pojęciu pociechy, na pojęciu zwielokrotnienia doświadczeń; działanie wasze zostało określone przez wybór, który korzeniami swymi tkwi w pożądaniu. Lecz z chwilą, gdy się stajecie świadomi umysłem i sercem, całą swą istotą jałowości pożądania czy pragnienia - pustka znika. Obecnie jesteście tylko częściowo świadomi tej pustki, szukacie więc zadowolenia w czytaniu powieści, w zatracaniu siebie w rozrywkach, które człowiek stworzył w imię cywilizacji. I to poszukiwanie sensacyjnych wrażeń nazywacie doświadczeniem.

Musicie uświadomić sobie zarówno sercem jak umysłem, że przyczyną pustki jest pożądanie, które prowadzi do wyboru i przeszkadza istotnemu rozpoznaniu. Gdy staniecie się tego świadomi, wówczas przyjdzie kres pożądaniu.

Jakem już mówił - gdy człowiek czuje pustkę, brak czegoś, przyjmuje wówczas bez prawdziwego rozpoznania. A przecież większość działań, składających się na nasze życie, oparta jest na tym poczuciu braku i na pożądaniu. Możemy sądzić, że wybór nasz opiera się na rozsądku, na rozpoznaniu, możemy myśleć, że rozważamy możliwości i obliczamy szansę, zanim uczynimy wybór. Lecz ponieważ jest w nas tęsknota, poczucie braku, pożądanie, nie możemy mieć prawdziwego pojmowania ani rozpoznawania. Gdy to zrozumiecie, gdy to sobie uświadomicie całą waszą istotą - uczuciem zarówno jak i umysłem, gdy pojmiecie jałowość pożądania - wówczas to pożądanie ustanie, wówczas wyzwolicie się od uczucia pustki. I w tym płomieniu świadomości nie ma dyscypliny ni wysiłku.

Lecz my nie pojmujemy tego całkowicie, nie stajemy się świadomi, ponieważ w pożądaniu doznajemy przyjemności, ponieważ się ciągle spodziewamy, że przyjemność zapanuje nad bólem w pożądaniu. Walczymy o osiągnięcie przyjemności, nawet gdy wiemy, że nie jest ona wolna od bólu. Jeślibyście się stali całkowicie świadomi pełnego znaczenia tego procesu, dokonalibyście sami dla siebie cudu; doświadczylibyście wówczas wolności od pożądań, a tym samym wyzwolenia się od wyboru, nie bylibyście już dłużej tą ograniczoną świadomością, tym "ja".

Gdziekolwiek jest zależność, uciekanie się do kogoś, by nas podtrzymał, by dodał nam odwagi, gdziekolwiek jest pokładanie w kimś nadziei, tam jest samotność. W tym, że potrzebujecie kogoś dla waszego stawania się, dla szczęścia czy dobrego samopoczucia, w tym, że potrzebujecie szukać u kogoś pociechy, w waszej zależności od jakiejkolwiek osoby czy idei, jako autorytetu w sprawach religii, we wszystkim tym jest krańcowa samotność. Ponieważ jesteście zależni, a tym samym samotni, szukacie ukojenia lub drogi ucieczki, szukacie autorytetu i oparcia u kogoś, kto by was pocieszył. Lecz gdy uświadomicie sobie, że to wszystko jest fałszem, gdy uświadomicie to sobie sercem zarówno jak i umysłem, wówczas przychodzi kres samotności, gdyż wtedy nie potrzebujecie się na nikim opierać, aby być szczęśliwym.

Tak więc gdzie jest wybór, tam nie może być rozpoznania, gdyż rozpoznanie nie zna wyboru. Gdzie jest wybór, możność wybierania, tam jest tylko ograniczenie. Tylko tam, gdzie wybór ustaje, jest wyzwolenie, pełnia, bogactwo działania, które jest życiem samym. Twórczość nie zna wyboru, jak nie zna go życie ni rozumienie. Podobnież i prawda; jest ona ciągłym działaniem, wiecznym stawaniem się, w którym nie ma wyboru. Jest ona czystym rozpoznawaniem.

PYTANIE: Jak możemy się wyzbyć braku pełni, nie tworząc sobie jakiegoś ideału pełni? Ideał może nie być potrzebny po urzeczywistnieniu pełni, lecz zdaje się być nieuniknionym, zanim się pełnię osiągnie, jakkolwiek musi mieć charakter tymczasowy i będzie się zmieniał w miarę wzrostu rozumienia.

KRISHNAMURTI: Samo już to wasze powiedzenie, że potrzebujecie ideału w celu przezwyciężenia niecałkowitości, wskazuje, że chcecie dorzucić, dołączyć ten ideał do swej niecałkowitości. Większość z was usiłuje to właśnie czynić. Pełnym, całkowitym człowiek się staje dopiero wówczas, gdy odnajdzie przyczynę braku pełni i jest świadom tej przyczyny. Lecz wy nie odnajdujecie przyczyny, nie rozumiecie tego co mówię, lub raczej rozumiecie to jedynie umysłem, jedynie intelektualnie. Każdy potrafi to uczynić, lecz by istotnie rozumieć, trzeba działać.

Czujecie tedy swoją niecałkowitość i dlatego szukacie ideału, ideału pełni. Czyli szukacie przeciwieństwa niecałkowitości i - pożądając tego przeciwieństwa - tworzycie po prostu nowe przeciwieństwo. Może to brzmi zagadkowo, lecz jest proste. Dążycie ciągle do tego, co się wam wydaje istotnym. Pewnego dnia coś się wam wydaje istotnym, wybieracie więc to, walczycie o to, zdobywacie, lecz w międzyczasie stało się to już nieistotnym. Otóż gdy umysł jest wolny od wszelkiego poczucia dualizmu, wolny od pojęcia istotnego i nieistotnego, wówczas nie stajecie wobec problematu wyboru, wówczas działacie w pełni rozpoznania i nie szukacie już wcielenia pełni.

Dlaczego tak was pociąga ideał wolności, gdy jesteście w więzieniu? Tworzycie czy wynajdujecie ten ideał wolności, ponieważ nie możecie uciec z więzienia. To samo dzieje się z waszymi ideałami, bóstwami, religiami. Są one wytworem pragnienia ucieczki w wygodę. Samiście uczynili ten świat więzieniem, więzieniem cierpienia i konfliktu; a ponieważ świat jest takim więzieniem, tworzycie więc idealnego boga, idealną wolność, idealną prawdę. I te ideały, te przeciwieństwa są jedynie usiłowaniami uczuciowej i umysłowej ucieczki. Wasze ideały są to środki ucieczki z więzienia, w którym jesteście zamknięci. Lecz jeśli staniecie się świadomi tego więzienia, jeśli staniecie się świadomi faktu, że usiłujecie uciekać, to ta świadomość zburzy więzienie i wówczas - zamiast tylko dążyć do wolności - poznacie ją naprawdę.

Wolność nie przychodzi do tego, kto szuka wolności. Prawdy nie odnajdzie ten, kto jej szuka. Jedynie gdy zdacie sobie sprawę całym swym umysłem i sercem ze stanu niewoli, w której żyjecie, gdy uświadomicie sobie znaczenie tego więzienia, tylko wtedy będziecie wolni, naturalnie i bez żadnego wysiłku. Takie uświadomienie może przyjść tylko wtedy, gdy przeżywacie chwile wielkiego przełomu, lecz większość z was usiłuje uniknąć takich chwil, albo też, gdy już stajecie w obliczu przełomu, szukacie od razu pociechy w pojęciu religii, w pojęciu Boga, ewolucji; zwracacie się do kapłanów, do przewodników duchowych o pokrzepienie, szukacie zapomnienia w rozrywkach. Wszystko to są jedynie ucieczki od konfliktu. Lecz jeśli istotnie zechcecie spojrzeć w oblicze katastrofy, która was spotyka, jeśli uświadomicie sobie jałowość, fałsz ucieczki, która jest jedynie odkładaniem działania, to w takiej świadomości rodzi się kwiat rozpoznania.

Musicie się więc stać świadomi w działaniu, co wam ujawni ukryte dążenie pożądania. Lecz taka świadomość nie wypływa z analizy. Analiza ogranicza jedynie działanie. Czym dostatecznie wyjaśnił to pytanie?

PYTANIE: Wyliczyłeś kolejne szczeble procesu tworzenia autorytetów. Czybyś nie zechciał wymienić stopni odwrotnego procesu - procesu wyzwalania się od wszelkiego autorytetu?

KRISHNAMURTI: Obawiam się, że pytanie nie zostało właściwie postawione. Pytacie nie o to, co stwarza autorytet, lecz jak się odeń wyzwolić. Powtórzę więc jeszcze raz: z chwilą gdy się staniecie świadomi przyczyny istnienia autorytetu, będziecie od tego autorytetu wolni. Ważną jest przyczyna tworzenia autorytetów, nie zaś szczeble wiodące do autorytetu czy też do odrzucania autorytetu.

Dlaczego tworzycie autorytety? Jaka jest przyczyna tego waszego tworzenia autorytetów? Jest nią - jakem już mówił - dążenie do pewności, do bezpieczeństwa, a muszę to powtarzać tak często, że stało się to dla was niemal formułką. Obecnie więc szukacie takiego stanu pewności czy bezpieczeństwa, w którym - jak sadzicie - nie będziecie już potrzebowali czynić żadnych wysiłków, ani nie będziecie potrzebowali walczyć z bliźnim. Lecz nie osiągniecie tego stanu bezpieczeństwa czy pewności, dążąc doń. Istnieje stan, który jest wypełnieniem się, który zapewnia szczęście, stan, w którym działanie nasze płynie z życia, lecz do tego stanu dochodzi się wówczas jedynie, gdy się już nie dąży do pewności. Jedynie gdy sobie uświadomicie całą swoją istotą, że taka rzecz jak pewność czy zabezpieczenie w życiu nie istnieje, jedynie gdy będziecie już wolni od tego ustawicznego szukania, tylko wówczas może przyjść wypełnienie się.

Tworzycie więc autorytety w postaci ideałów, w postaci religijnych, społecznych, ekonomicznych systemów, a wszystkie one są oparte na dążeniu do indywidualnego zabezpieczenia siebie. Toteż sami jesteście odpowiedzialni za stworzenie autorytetów, których staliście się niewolnikami. Autorytet sam przez się nie istnieje. Nie posiada on osobnego od swego twórcy bytu. Wyście go stworzyli i zanim nie staniecie się świadomi całą waszą istotą przyczyny jego stworzenia - będziecie jego niewolnikiem. Możecie się zaś stać świadomi tej przyczyny jedynie gdy działacie, nie zaś przez samoanalizę czy intelektualne roztrząsanie.

PYTANIE: Nie żądam szeregu przepisów, jak się stać świadomym, lecz bardzo bym chciał zrozumieć, czym jest ta czujna świadomość. Czyż nie trzeba wielkiego wysiłku, aby uświadamiać sobie każdą myśl, w miarę tego jak ona powstaje - zanim człowiek dojdzie do stanu, w którym już nie ma wysiłku?

KRISHNAMURTI: Dlaczego chcecie być świadomi? Po co jest wam potrzebna świadomość? Jeśli jesteście całkowicie zadowoleni z obecnego stanu rzeczy, to trwajcie w nim nadal. Gdy mówicie: "Muszę być świadomy", czynicie ze świadomości znowuż jeszcze jeden cel, który macie osiągnąć; przy pomocy takich środków nigdy nie staniecie się świadomi. Pozbyliście się jednej serii przepisów, a obecnie tworzycie nową serię, zamiast usiłować być świadomym w chwili wielkiego kryzysu, w chwili cierpienia.

Jak długo dążycie do wygody i pewności, jak długo jest wam dobrze, rozważacie po prostu sprawę intelektualnie i mówicie: "Muszę być świadomy". Lecz jeśli w czasie cierpienia usiłujecie zrozumieć jego znaczenie, jeśli nie próbujecie się odeń uchylić, jeżeli w najcięższej chwili dochodzicie do decyzji - zrodzonej nie z wyboru, lecz z samego działania - wówczas naprawdę staniecie się świadomi. Lecz gdy usiłujecie uchylić się, uniknąć cierpienia, wasze pragnienie stania się świadomym pozostanie jałowe. W istocie nie chcecie być świadomi, nie pragniecie odkryć przyczyny cierpienia, całe wasze zainteresowanie sprowadza się do tego, jak go uniknąć.

Przychodzicie tu i słuchacie, gdy mówię wam, że próżno jest uchylać się od konfliktu. A jednak pragniecie się uchylić. Toteż w rzeczywistości zastanawiacie się - jak uczynić jedno i drugie? Potajemnie, podstępnie w głębi swych umysłów pożądacie religii, bogów, środków ucieczki, któreście mądrze wynaleźli i zbudowali poprzez wieki. A jednak słuchacie mnie, gdy mówię, że nigdy nie znajdziecie prawdy jeśli będziecie kierowani przez kogoś, jeśli będziecie się uchylali, szukali bezpiecznej pewności, czego wynikiem jest tylko wieczne odosobnienie. Zapytujecie więc - jak moglibyśmy osiągnąć jedno i drugie? Jak uzgodnić ucieczkę, uchylanie się od cierpienia - ze świadomością? Pomieszaliście jedno z drugim i poszukujecie kompromisu; pytacie więc: "Jak mam się stać świadomym?"

Gdybyście zamiast tego szczerze sobie powiedzieli - "chcę się uchylić, pragnę wygody" - znaleźlibyście wyzyskiwaczy, którzy by wam dali to, czego pragniecie, Samiście stworzyli wyzyskiwaczy dzięki waszymu pragnieniu ucieczki. Zrozumcie, czego pragniecie, uświadomcie sobie, czego pożądacie, a wtedy nie powstanie kwestia świadomości. Pragniecie pociechy, ponieważ jesteście samotni. Lecz jeśli szukacie pociechy, bądźcie uczciwi, szczerzy, bądźcie świadomi, czego pragniecie, i wiedzcie, że tego właśnie szukacie. Wówczas rzecz stanie się zrozumiała.

Mogę wam powiedzieć, że rezultatem zależności od kogoś, rezultatem dążenia do wygody jest wieczne odosobnienie, samotność. Mogę uczynić to dla was jasnym, a wy z kolei możecie się zgodzić lub nie zgodzić. Mogę wam wykazać, że w pożądaniu jest wieczna pustka i nicość. Lecz wy z wrażeń, z przyjemności, z przemijających radości czerpiecie zadowolenie, które syci wasze pożądania, wasze pragnienia. I dlatego, gdy wam wykazuję fałsz waszych pożądań, nie wiecie jak postąpić. I w drodze kompromisu poddajecie siebie dyscyplinie, a ta próba dyscypliny niszczy wasze twórcze życie. Gdy naprawdę pojmiecie absurdalność, pustkę pożądania, to pożądanie to samo od was odpadnie bez waszego wysiłku. Jak długo jednak jesteście niewolniczo uzależnieni od pojęcia wyboru, musicie czynić wysiłek, a stąd, jako przeciwieństwo tego wysiłku, powstaje pragnienie świadomości, powstaje problem życia bez wysiłku.

PYTANIE: Przemawiasz do człowieka, lecz człowiek był wpierw dzieckiem. Jak możemy wychować dziecko bez dyscypliny?

KRISHNAMURTI: Czy się zgadzacie, że dyscyplina jest fałszem? Czy czujecie jałowość dyscypliny?

GŁOS Z AUDYTORIUM: Lecz Ty wychodzisz z punktu, gdzie człowiek już jest człowiekiem. Ja zaś chcę zacząć od dziecka. Jako takiego.

KRISHNAMURTI: Wszyscy jesteśmy dziećmi, wszyscy musimy zacząć i nie od drugich, lecz od siebie. A gdy to zrobimy, wówczas znajdziemy właśnie drogę postępowania z dziećmi. Nie możecie zaczynać od dzieci dlatego, że jesteście ich rodzicami, musicie zacząć od siebie. Przypuśćmy, że macie dziecko. Wierzycie w autorytet i wychowujecie je zgodnie z tym wierzeniem; lecz jeślibyście zrozumieli jałowość autorytetu, uwolnilibyście odeń wasze dziecko. Otóż przede wszystkim sami winniście poznać znaczenie autorytetu w życiu waszym.

To co mówię jest bardzo proste. Twierdzę, że autorytet tworzony jest wówczas, gdy umysł szuka wygody, pewności i bezpieczeństwa. Toteż zacznijcie od siebie. Zacznijcie od swego ogrodu, nie od cudzego. Chcecie stworzyć nowy system myśli, nowy system pojęć, nowy system postępowania. Lecz nie możecie stworzyć coś nowego przez reformowanie czegoś starego. Musicie zerwać ze starym, aby móc rozpocząć nowe. Ale będziecie w stanie zerwać ze starym jedynie wtedy, gdy zrozumiecie jego przyczynę.

Druga pogadanka w Stresa

8 lipca 1933 r.

PYTANIE: Mówią, że w istocie narzucasz więzy jednostce, a nie wyzwalasz ją. Czy to prawda?

KRISHNAMURTI: Gdy odpowiem na to pytanie, sami będziecie mogli osadzić, czy wyzwalam jednostkę, czy też narzucam jej więzy.

Weźmy jednostkę taką, jaką ona jest. Co rozumiemy przez jednostkę? Człowieka, znajdującego się pod władzą, pod panowaniem obaw, rozczarowań, pożądań, które stanowią pewien zespół okoliczności, czyniących go zależnym od siebie i zmuszających go, by się dostosował do społecznej budowy. Oto co rozumiemy przez indywiduum, jednostkę. Przez nasze obawy, zabobony, próżności i pożądania stworzyliśmy pewien splot okoliczności, któregośmy się stali niewolnikami. Zatraciliśmy niemal całkiem naszą indywidualność, naszą jedyność. Jeśli się przyjrzycie swemu działaniu w życiu codziennym, zobaczycie, że jest ono jedynie reakcją; oddźwiękiem na pewien szereg haseł, na pewną serię idei.

Proszę, siedźcie uważnie bieg mej myśli i nie mówcie, że skłaniam człowieka do wyzwolenia się, by mógł robić, co mu się podoba, by mógł szerzyć wokoło zniszczenie i klęski.

Przede wszystkim więc chcę uczynić jasnym, że jesteśmy jedynie reakcją na szereg haseł i pojęć, któreśmy stworzyli przez nasze cierpienie i strach, przez naszą niewiedzę, nasze pragnienie posiadania. Tę reakcję nazywamy indywidualnym działaniem, lecz według mnie nie jest to wcale działanie. Jest to ciągła reakcja, w której nie ma pozytywnej akcji.

Wyrażę to inaczej. Obecnie człowiek jest pustką reakcji, niczym więcej. Nie działa on z pełni swojej istoty, ze swej całkowitości, ze swej mądrości, - działa on jedynie w drodze reakcji. Twierdzę, że chaos i krańcowe zniszczenie panujące w świecie nastąpiły dlatego, że działamy, że czynimy wychodząc nie z naszej pełni, lecz ze strachu, z braku rozumienia. Z chwilą gdy uświadomimy sobie fakt, że to, co nazywamy indywidualnością, jest jedynie szeregiem reakcji, w których nie ma pełni działania, z chwilą gdy zrozumiemy, że ta indywidualność jest jedynie serią reakcji, w których jest ustawiczna pustka, próżnia, z tą chwila zaczniemy działać harmonijnie.

Jak się macie przekonać o wartości jakiegoś hasła czy programu, na których się opieracie? Nie przekonacie się, przeciwstawiając się temu hasłu w działaniu, lecz ważąc i zestawiając to, co naprawdę myślicie i czujecie, z tym, czego wymaga to hasło. Zobaczycie, że hasło wymaga pewnych działań, podczas gdy wasze własne instynktowne działanie zmierza w odmiennym kierunku. Cóż wówczas macie robić? Jeżeli uczynicie to, czego żąda wasz instynkt, działanie wasze będzie wiodło do chaosu, ponieważ nasze instynkty zostały wypaczone w ciągu wieków trwania tego, co nazywamy wychowaniem - wychowaniem, które jest całkowicie fałszywe. Wasz własny instynkt domaga się pewnego typu działania, lecz społeczeństwo, któreśmy - indywidualnie - stworzyli w biegu wieków, społeczeństwo, którego staliśmy się niewolnikami, żąda innego rodzaju działania. A jeśli będziecie działali zgodnie z szeregiem haseł, wysuwanych przez społeczeństwo, nie będzie to działanie w pełni rozumienia.

Głęboko, naprawdę zastanawiając się nad żądaniami swych instynktów oraz wymaganiami społeczeństwa dojdziecie do zrozumienia, jak można działać mądrze. Wówczas działanie wyzwala jednostkę, a nie zakuwa jej. Lecz wyzwolenie jednostki wymaga wielkiej powagi, gruntownego przenikania w głębię działania, nie jest ono rezultatem działania, zrodzonego z chwilowego popędu.

Musicie więc rozpoznać, czym jesteście obecnie. Jakiekolwiek może być wasze wykształcenie, jesteście jedynie częściowo prawdziwym indywiduum, większa część istoty waszej jest określana przez reakcje na społeczeństwo, któreście stworzyli. Jesteście jedynie trybem w straszliwej machinie, którą nazywacie społeczeństwem, religią, polityką, i jak długo jesteście takim trybem, działanie wasze rodzi się z ograniczenia i prowadzi jedynie do dysharmonii i konfliktu. To wasze działanie dało w swym wyniku nasz obecny chaos. Lecz jeślibyście działali ze swej własnej pełni, odkrylibyście prawdziwą wartość społeczeństwa oraz instynkt, powodujący wasze działanie; wówczas działanie to byłoby harmonijne, a nie kompromisowe.

Przede wszystkim więc musicie się stać świadomi fałszywych wartości, które zostały ustalone poprzez wieki i których staliście się niewolnikami; musicie się stać świadomi wartości, aby poznać, czy są one prawdziwe czy fałszywe i musicie uczynić to sami. Nikt nie może tego zrobić za was i w tym leży wielkość i chwała człowieka. Drogą odkrywania prawdziwej wartości haseł wyzwalacie umysł od haseł fałszywych, przekazywanych pokoleniom przez wieki. Lecz takie wyzwolenie nie oznacza popędliwego, instynktownego działania, wiodącego do chaosu, oznacza ono działanie zrodzone z pełnej harmonii umysłu i serca.

PYTANIE: Nigdy nie żyłeś życiem człowieka ubogiego; zawsze posiadałeś ukryte zabezpieczenie swych zamożnych przyjaciół. Mówisz o całkowitym poniechaniu jakiejkolwiek pewności w życiu, lecz miliony ludzi żyją bez takiej pewności. Powiadasz, że człowiek nie jest w stanie uświadomić sobie to, czego nie doświadczył, a więc - konsekwentnie - nie możesz wiedzieć, czym są w istocie ubóstwo i brak fizycznego zabezpieczenia?

KRISHNAMURTI: Niejednokrotnie zadawano mi to pytanie. Często już nań odpowiadałem, lecz odpowiem ponownie.

Przede wszystkim, gdy mówię o pewności, mam na myśli tę pewność, którą umysł ustala dla swej własnej wygody. Człowiek musi posiadać fizyczne zabezpieczenie, pewien stopień fizycznej wygody - aby móc istnieć. Proszę więc nie mieszać jednego z drugim. Lecz każdy z was poszukuje nie tylko fizycznego, lecz umysłowego zabezpieczenia i w tym poszukiwaniu ustala autorytety. Gdy zrozumiecie kłamliwość tej pewności, do której dążycie, pewność ta wówczas przestanie mieć jakąkolwiek wartość i wówczas uświadomicie sobie, że jakkolwiek musi istnieć minimum fizycznej pewności, to jednak nawet ta pewność posiada bardzo niewielką wartość. l wówczas nie będziecie już koncentrowali całego waszego umysłu i serca na ustawicznym zdobywaniu fizycznej pewności.

Wyrażę to inaczej i mam nadzieję, że się to stanie jasne, jakkolwiek bardzo łatwo jest niewłaściwie zrozumieć to, co inny mówi. Człowiek musi przeniknąć poprzez złudę słów, aby odkryć myśl, którą ktoś inny chce mu przekazać. Spodziewam się, że postaracie się to uczynić podczas tej pogadanki.

Twierdzę, że wasze dążenie do cnoty, będącej jedynie przeciwieństwem tego, co nazywacie wadą - jest tylko dążeniem do zabezpieczenia siebie. Ponieważ w umysłach waszych posiadacie szereg wzorów, dążycie do cnoty dla tego zadowolenia, które ona wam da, cnota bowiem dla was jest jedynie środkiem, wiodącym do zdobywczej pewności. Nie staracie się osiągnąć cnoty dla jej własnej wewnętrznej wartości, lecz dla tego, co może ona dać wam w zamian. Toteż czyny wasze są związane jedynie z dążeniem do cnoty; same w sobie są pozbawione wartości. Umysł wasz ciągle dąży do cnoty, ażeby poprzez nią otrzymać coś innego i dlatego działanie wasze jest zawsze szczeblem, wiodącym do jakiegoś dalszego zdobywania.

Może większość z tu obecnych dąży raczej do duchowego, aniżeli fizycznego zabezpieczenia. I szukacie tego duchowego zabezpieczenia albo dlatego, że już posiadacie fizyczne - pokaźne konto w banku, zapewnioną pozycję, wysokie stanowisko w społeczeństwie - lub też dlatego, żeście nie mogli osiągnąć fizycznego zabezpieczenia i zwróciliście się przeto do duchowego, jako do zastępstwa pierwszego. Lecz podług mnie nie ma takiej rzeczy jak bezpieczna pewność, jak schronienie, w którym umysł i uczucie mogłyby znaleźć wygodę. Gdy to sobie uświadomicie, gdy umysł wasz będzie wolny od pojęcia wygody, wówczas nie będziecie się tak trzymali tej pewności, jak to czynicie obecnie.

Pytacie mnie, jak mogę rozumieć ubóstwo, jeślim go nie doświadczył. Odpowiedź jest prosta. Ponieważ nie dążę ani do fizycznego, "ani" duchowego zabezpieczenia siebie, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, czy dostanę pożywienie od mych przyjaciół, czy też będę na nie pracował. Ma to dla mnie bardzo małą wagę, czy będę podróżował, czy też nie będę. Gdy mnie zapraszają, przyjeżdżam, jeśli nie zaproszą - nie sprawi mi to wielkiej różnicy. Ponieważ bogaty jestem sam w sobie (a nie mówię tego przez pychę), ponieważ nie dążę do zabezpieczenia, mam mało fizycznych potrzeb. Lecz gdybym dążył do fizycznej wygody, wówczas kładłbym szczególny nacisk na fizyczne potrzeby, wówczas nadawałbym wagę ubóstwu.

Spójrzmy na to odmiennie. Większość niezgody i kłótni na świecie związana jest z posiadaniem czy nieposiadaniem, związana jest ze zdobywaniem jednego, z ochranianiem drugiego. Otóż dlaczego kładziemy taki nacisk na posiadanie? Czynimy to dlatego, że posiadanie zapewnia nam władzę, przyjemność, zadowolenie, daje nam niejako potwierdzenie naszej indywidualności i dostarcza pola dla naszego działania, naszej ambicji. Kładziemy taki nacisk na posiadanie dla tych rzeczy, które ono pozwała nam osiągać.

Lecz gdybyśmy się stali bogaci sami w sobie, wówczas życie płynęłoby poprzez nas harmonijnie, wówczas posiadanie czy ubóstwo nie miałoby już dla nas wielkiej wagi. Zatracamy bogactwo życia dlatego, że kładziemy nacisk na posiadanie, a tymczasem gdybyśmy byli całkowici w sobie samych, odnaleźlibyśmy wewnętrzną wartość rzeczy wszystkich i żylibyśmy w harmonii umysłu i serca.

PYTANIE: Mówiono, że jesteś przejawieniem się Chrystusa w naszych czasach. Co masz na to do powiedzenia? Jeśli to prawda, to dlaczego nie mówisz o miłości i współczuciu?

KRISHNAMURTI: Przyjaciele, dlaczego zadajecie takie pytanie? Dlaczego pytacie, czy jestem przejawieniem się Chrystusa? Dlatego, że pragniecie, abym was upewnił, iż jestem czy też nie jestem Chrystusem, byście mogli oceniać to co mówię zgodnie z posiadanym przez was wzorem. Dwa są powody, dla których o to pytacie: sądzicie, że wiecie czym jest Chrystus i dlatego mówicie - "będę zgodnie z tym działał", albo też - gdybym powiedział, że jestem Chrystusem - sądzilibyście, że to co mówię musi być prawdą. Nie uchylam się od odpowiedzi, lecz nie zamierzam mówić wam, kim jestem. Ma to bardzo małe znaczenie, a co więcej, jakże możecie wiedzieć, czym czy kim jestem, nawet gdybym wam to powiedział? Takie dociekania są bez wartości. Toteż nie zajmujmy się tym, kim jestem, lecz raczej rozpatrzmy powód, dla którego zadajecie to pytanie.

Pragniecie wiedzieć, kim jestem, ponieważ nie jesteście pewni samych siebie. Nie zamierzam mówić wam, czy jestem, czy nie jestem Chrystusem, nie zamierzam dawać kategorycznej odpowiedzi, gdyż według mnie samo pytanie jest bez znaczenia. Natomiast ważnym jest, czy to co mówię jest prawdą, a to nie zależy od tego, czym jestem. Istnieje coś, do czego możecie dojść tylko wyzwalając się ze swych przesądów oraz gotowych wzorów. Nie możecie osiągnąć istotnej wolności od przesądów przez oglądanie się na autorytet, przez dążenie ku zakreślonemu celowi, a tymczasem wy to właśnie czynicie - skrzętnie, podstępnie poszukujecie autorytetu, a w tym dążeniu sami siebie przetwarzacie w naśladowcze maszyny.

Pytacie, dlaczego nie mówię o miłości, o współczuciu. Czyż kwiat mówi o swojej woni? Kwiat po prostu jest. Mówiłem o miłości, lecz dla mnie ważne jest nie dyskutowanie o tym, czym jest miłość, czy czym jest współczucie, lecz wyzwolenie umysłu od wszystkich ograniczeń, które nie dopuszczają do bezpośredniego przejawienia się tego, co nazywamy miłością i współczuciem. Czym jest miłość, czym jest współczucie poznacie sami, gdy umysł wasz i serce będą wolne od ograniczenia, zwanego przez nas egotyzmem, samoświadomością. Wówczas będziecie wiedzieli nie pytając, nie dyskutując. Obecnie pytacie mnie, ponieważ sądzicie, że będziecie potem mogli działać zgodnie z tym, czego się ode mnie dowiecie, że wówczas będziecie mogli się oprzeć na autorytecie w swym działaniu.

Powtarzam więc znów - w istocie nie chodzi o to, czy mówię o miłości i współczuciu, lecz raczej o to, co przeszkadza naturalnemu, harmonijnemu życiu człowieka, pełni działania, która jest miłością. Mówiłem o wielu zaporach, które nie dopuszczają nas do naturalnego życia, i wyjaśniałem również, że takie życie nie oznacza instynktownego, chaotycznego działania, lecz bogate, pełne przeżywanie. Bogatemu, naturalnemu życiu przeszkadzały wieki dostosowywania się, wieki tego, co nazywamy wychowaniem, a co było jedynie procesem wytwarzania tak licznych ludzkich maszyn. Lecz gdy zrozumiecie przyczynę tych przeszkód i zapór, któreście sami stworzyli ze strachu, przez swe dążenie do pewności - wówczas sami również uwolnicie się od nich i wtedy zapanuje miłość. Lecz to jest realizacja, o której nie da się dyskutować. Nie dyskutujemy o świetle słonecznym. Ono jest; czujemy jego ciepło, pojmujemy jego przenikające piękno. Tylko gdy słońca nie ma, rozprawiamy o jego świetle. To samo jest z miłością i współczuciem.

PYTANIE: Nigdy nie dałeś nam jasnego pojęcia o tajemnicy śmierci i o życiu pośmiertnym, a jednak ciągle mówisz o nieśmiertelności. Wierzysz oczywiście w życie pośmiertne?

KRISHNAMURTI: Chcecie kategorycznie wiedzieć, czy jest unicestwienie po śmierci, czy też go nie ma; jest to błędne podejście do zagadnienia. Spodziewam się, że będziecie uważnie śledzili to co powiem, gdyż w przeciwnym razie odpowiedź moja nie będzie dla was jasna i będzie się wam zdawało, żem nie odpowiedział na pytanie. I proszę, przerywajcie mi, jeśli nie rozumiecie.

Co macie na myśli, gdy mówicie o śmierci? Swoje cierpienie z powodu czyjejś śmierci oraz strach przed własną. Cierpienie zostało obudzone przez czyjąś śmierć. Gdy umiera wasz przyjaciel, stajecie się świadomi osamotnienia, ponieważ opieraliście się na nim, ponieważ uzupełnialiście się wzajemnie, rozumieliście jeden drugiego, podtrzymywaliście siebie i dodawaliście sobie otuchy. Toteż gdy przyjaciel wasz odszedł, jesteście świadomi pustki, pragniecie, by wrócił i wypełnił tę część waszego życia, którą wypełniał przedtem.

Chcecie mieć z powrotem swego przyjaciela, lecz ponieważ nie jest to możliwe, zwracacie się do różnych intelektualnych pojęć, do różnych uczuciowych koncepcji, spodziewając się, że dadzą wam zadowolenie. Zwracacie się do tych pojęć, by znaleźć pociechę, wygodę, zamiast odszukać przyczynę swego cierpienia i na zawsze uwolnić się od pojęcia śmierci. Zwracacie się do całego szeregu pociech i zadowoleń, które stopniowo zmniejszają intensywność waszego cierpienia. A jednak, gdy śmierć powraca, doświadczacie znów tego samego cierpienia.

Przychodzi śmierć i zadaje wam dotkliwy ból. Odszedł ktoś, kogoście bardzo kochali, i jego nieobecność podkreśla wasze osamotnienie. Lecz zamiast szukać przyczyny tego osamotnienia, usiłujecie odeń uciec przy pomocy mentalnych i uczuciowych zadowoleń. Jaka jest przyczyna tego osamotnienia? Opieranie się na innym człowieku, niecałkowitość waszego własnego życia, ciągle usiłowanie unikania życia. Nie chcecie poznawać prawdziwej wartości faktów, wolicie przypisywać raczej wartość temu, co jest jedynie intelektualnym pojęciem. Toteż strata przyjaciela sprawia wam cierpienie, gdyż czyni was całkowicie świadomym waszego osamotnienia.

Następnie istnieje strach swej własnej śmierci. Pragnę wiedzieć, czy będę żył po śmierci, czy będę się reinkarnował, czy istnieje dla mnie ciągłość w jakiejkolwiek formie. Obchodzą mnie te nadzieje i obawy, ponieważ nie zaznałem bogatej chwili w mym życiu, ponieważ nie miałem jednego dnia bez konfliktu, jednego jedynego dnia, kiedy bym się czuł całkowitym, jak kwiat. Dlatego jest we mnie to intensywne pragnienie wypełnienia się, pragnienie, które zawiera w sobie pojęcie czasu.

Co mamy na myśli, gdy mówimy o "ja"? Jesteście świadomi "ja" jedynie wtedy, gdy znajdujecie się w konflikcie wyboru, w konflikcie dualizmu. W tym konflikcie stajecie się świadomi samego siebie i utożsamiacie siebie z jednym albo z drugim, a to ciągłe utożsamianie daje w swym rezultacie pojęcie "ja". Proszę, rozważcie to umysłem i sercem, gdyż nie jest to filozoficzna koncepcja, którą można przyjąć lub odrzucić.

Twierdzę, że przez konflikt, wynikający z wyboru, umysł ustalił pamięć, liczne pokłady pamięci; następnie został utożsamiony z tymi pokładami i sam siebie nazywa "ja", ego. Stąd powstaje pytanie: "co się ze mną stanie, gdy umrę? czy będę miał sposobność żyć znowu; czy istnieje przyszłe wypełnienie się?" Według mnie, pytania te zrodziły się z pożądania oraz z pogmatwania pojęć. Chodzi przede wszystkim o wyzwolenie umysłu z tego konfliktu wyboru, takie wyzwolenie się bowiem jest koniecznym warunkiem nieśmiertelności.

Dla większości ludzi pojęcie nieśmiertelności jest to ciągłość "ja", bez końca, poprzez czas. Twierdzę jednak, że pojęcie takie jest błędne. "W takim razie - powiadacie - musi być całkowite unicestwienie". Twierdzę, że to również nie jest prawdą. Wasze wierzenie, iż musi nastąpić całkowite unicestwienie z chwilą ustania ograniczonej świadomości, którą nazywamy "ja", jest fałszywe. Tą drogą nie możecie zrozumieć nieśmiertelności, gdyż umysł wasz jest uwikłany w przeciwieństwa. Nieśmiertelność jest wolna od wszelkich przeciwieństw; jest ona harmonijnem działaniem, w którym umysł jest w najwyższym stopniu wolny od konfliktu "ja".

Twierdzę, że istnieje nieśmiertelność, nieśmiertelność przechodząca wszelkie nasze pojęcia, teorie i wierzenia. Jedynie gdy dojdziecie do pełnego indywidualnego pojmowania przeciwieństw, będziecie od nich wolni. Jak długo umysł tworzy konflikt drogą wyboru, musi też istnieć świadomość w postaci pamięci, która jest tym "ja", a to właśnie "ja" obawia się śmierci i tęskni do swej własnej ciągłości. Dlatego też nie istnieje zdolność rozumienia pełni działania w teraźniejszości, która jest nieśmiertelnością.

Pewien bramin - jak głosi stara legenda hinduska - postanowił przy dopełnianiu ofiary religijnej oddać część swych posiadłości. Bramin ten miał małego syna, który obserwował ojca i zarzucał go pytaniami, aż go zniecierpliwił. Wreszcie syn zapytał: "A komu mnie zamierzasz oddać?" "Oddam cię Śmierci" odparł ojciec w gniewie. Otóż w dawnych czasach uważano, że cokolwiek zostało wyrzeczone, to winno być spełnione, bramin więc musiał posłać swego syna Śmierci w myśl porywczo wypowiedzianych słów. Gdy chłopak wędrował do domu Śmierci, przysłuchiwał się temu, co liczni nauczyciele mieli do powiedzenia o śmierci i życiu pośmiertnym. Gdy przybył już do domu Śmierci, ta była nieobecna, czekał więc trzy dni bez pożywienia, zgodnie ze starodawnym zwyczajem, wzbraniającym jedzenia w nieobecności gospodarza. Gdy wreszcie Śmierć przybyła, pokornie się usprawiedliwiała, że zmusiła bramina do czekania i na dowód skruchy obiecała chłopcu spełnić jakiekolwiek trzy jego życzenia.

Pierwszym życzeniem chłopca było, by go zwrócono ojcu. Drugim - by go nauczono pewnych obrzędowych rytuałów. W trzecim zaś życzeniu nic nie zażądał, lecz spytał: "Powiedz mi, Śmierci, prawdę o unicestwieniu. Z nauczycieli, których słuchałem w mojej wędrówce tutaj, jedni twierdzą, że następuje unicestwienie, inni zaś mówią, że istnieje ciągłość. Powiedz mi więc, o Śmierci, co jest prawdą?" "Nie zadawaj mi tego pytania", odrzekła Śmierć. Lecz chłopak nalegał. Wtedy w odpowiedzi na to pytanie Śmierć nauczyła chłopca znaczenia nieśmiertelności. Nie powiedziała mu, czy jest ciągłość, czy istnieje życie po śmierci, czy też następuje unicestwienie - Śmierć nauczyła go znaczenia nieśmiertelności.

Chcecie wiedzieć, czy istnieje ciągłość. Niektórzy uczeni dowodzą obecnie, że istnieje. Twierdzą to religie, wielu ludzi w to wierzy i możecie również w to wierzyć, jeśli chcecie. Lecz dla mnie jest to rzecz małej wagi. Konflikt pomiędzy życiem a śmiercią zawsze będzie istniał. Tylko gdy poznacie nieśmiertelność, nie będzie wówczas ani początku ani końca, tytko wówczas działanie jest wypełnieniem się i tylko wówczas jest ono nieskończone. Toteż znowu powtarzam, że pojęcie reinkarnacji małe posiada znaczenie. Nie ma nic trwałego w "ja", składa się ono z serii pamięci, zawierających w sobie konflikty. I nie możecie uczynić tego "ja" nieśmiertelnym. Podstawą waszej myśli jest szereg osiągnięć, a więc ciągły wysiłek, ciągle ograniczanie świadomości. A jednak spodziewacie się tą drogą urzeczywistnić nieśmiertelność, poczuć ekstazę nieskończoności.

Twierdzę, że nieśmiertelność jest rzeczywistością. Nie można o niej rozprawiać; możecie ją poznać w swym działaniu, działaniu zrodzonym z pełni, z bogactwa, z mądrości; nie możecie jednak osiągnąć tej pełni, tego bogactwa, słuchając duchowego przewodnika lub czytając pouczającą książkę. Mądrość pojawia się tylko tam, gdzie jest pełnia działania, gdzie jest całkowita czujna świadomość - świadomość całej naszej istoty w toku działania. I wówczas przekonacie się, że wszelkie książki i nauczyciele, którzy rzekomo mają prowadzić was do mądrości, nie mogą was nic nauczyć. Poznać to, co jest nieśmiertelne, wiecznotrwałe, możecie jedynie wówczas, gdy umysł jest wolny od wszelkiego poczucia indywidualności, stworzonego przez ograniczoną świadomość, będącą tym "ja".

PYTANIE: Jakie są przyczyny tego nieporozumienia, że zadajemy Ci pytania zamiast działać i żyć?

KRISHNAMURTI: Zadawanie pytań jest dobre, lecz jak przyjmujecie odpowiedź? Zadajecie pytanie i otrzymujecie na nie odpowiedź. Lecz co czynicie z tą odpowiedzią? Pytaliście mnie, co jest po śmierci i dałem wam moją odpowiedź. Otóż co z nią zrobicie? Czy złożycie ją w jakimś zakątku swego mózgu i pozostawicie ją tam? Posiadacie intelektualne spichrze i gromadzicie w nich pojęcia, których nie rozumiecie, lecz spodziewacie się, że mogą wam być użyteczne w trosce i cierpieniu. Jeślibyście rozumieli, jeślibyście skierowali całe wasze serce i umysł na to co mówię, wówczas działalibyście, wówczas działanie zrodziłoby się z waszej własnej pełni.

Są dwa sposoby zadawania pytań. Możecie zadawać pytanie w samym momencie najbardziej intensywnego cierpienia lub też można je zadawać intelektualnie, gdy jesteście znudzeni i spokojni. Jednego dnia pragniecie wiedzieć intelektualnie, innego dnia pytacie dlatego, że cierpicie i chcecie poznać powód waszego cierpienia. Otóż dowiedzieć się naprawdę możecie tylko wtedy, gdy zapytujecie z głębi istotnego cierpienia, gdy nie pragniecie od niego się uchylić, gdy spotykacie je twarzą w twarz; tylko wtedy poznacie wartość mojej odpowiedzi, jej ludzką wartość dla człowieka.

PYTANIE: Co rozumiesz - ściśle biorąc - przez działanie, nie wiodące do celu? Jeśli to jest bezpośredni oddźwięk całej naszej istoty, gdzie działanie i cel są jednym, jak może wszelkie działanie naszego życia codziennego nie zmierzać do celu?

KRISHNAMURTI: Samiście dali odpowiedź na to pytanie, lecz daliście ją bez zrozumienia. Co chcecie czynić bez celu w swym życiu codziennym? W życiu codziennym możecie mieć plan. Lecz gdy doświadczacie intensywnego cierpienia, gdy jesteście wciągnięci w wielką katastrofę, która wymaga bezpośredniej decyzji, wówczas działacie, nie zmierzając do celu, wówczas nie opieracie swego działania na motywach, ponieważ usiłujecie odnaleźć przyczynę waszego cierpienia całą waszą istotą. Lecz większość z was nie jest skłonna do pełnego działania. Ciągle usiłujecie uniknąć cierpienia, uchylić się odeń, nie chcecie spojrzeć mu prosto w twarz.

Objaśnię inaczej to co mam na myśli. Jeśli jesteście chrześcijanami, patrzycie na życie pod specjalnym kątem widzenia, jeśli jesteście hindusami, patrzycie nań pod innym kątem. Innymi słowy - podłoże waszego umysłu zabarwia wasz pogląd na życie i wszystko, co postrzegacie, widziane jest przez to zabarwienie. W ten sposób nigdy nie widzicie życia takim, jakim ono jest. Patrzycie nań przez zasłonę przesądu i dlatego działanie wasze musi być niepełne, zawsze musi posiadać jakiś motyw. Gdyby zaś umysł wasz był wolny od wszelkiego przesądu, wówczas spotykalibyście życie takim, jakim ono jest, spotykalibyście je w sposób pełny, nie szukając w nim zapłaty, ani też nie usiłując uciec od kary.

PYTANIE: Jaki jest związek pomiędzy techniką a życiem i dlaczego większość z nas bierze mylnie jedno za drugie?

KRISHNAMURTI: Życie, prawdę, trzeba przeżyć, lecz przejawienie wymaga jakiejś techniki. Ażeby móc malować, musicie się nauczyć techniki malarstwa; lecz wielki artysta, gdy czuje płomień twórczego porywu, nie będzie niewolnikiem techniki. Jeśli jesteście bogaci sami w sobie, życie wasze będzie proste. Wy jednak chcecie dojść do tego całkowitego bogactwa takimi zewnętrznymi środkami, jak prostota stroju, mieszkania, jak asceza i samodyscyplina. Innymi słowy - prostotę, która jest wynikiem wewnętrznego bogactwa, pragniecie osiągnąć przy pomocy środków technicznych. Nie ma takiej techniki, która by doprowadziła was do prostoty, nie ma takiej ścieżki, która by zaprowadziła was w krainę prawdy. Gdy zrozumiecie to całą swoją istotą, wówczas technika zajmie właściwe miejsce w życiu waszym.

Czwarta pogadanka w Alpino

9 lipca 1933 r.

Przyjaciele, zanim przystąpię do odpowiedzi na zadane mi pytania, omówię krótko zagadnienie pamięci i czasu.

Jeśli spotykacie jakieś doświadczenie w sposób pełny, całkowity, bez skłaniania się w którąkolwiek stronę, bez przesądów - nie pozostawia ono wówczas po sobie żadnej blizny, żadnego osadu w postaci pamięci. Każdy z was przechodzi poprzez doświadczenia i jeśli spotykacie je całkowicie, całą swą istotą, wówczas umysł nie zostaje zagarnięty przez falę pamięci. Gdy działanie wasze jest niecałkowite, gdy nie spotykacie doświadczenia w sposób pełny, lecz poprzez zapory tradycji, przesądu czy strachu, to w ślad za takim działaniem następuje dręczące działanie pamięci.

Jak długo istnieje ta blizna pamięci, musi istnieć również podział czasu na przeszły, obecny i przyszły. Jak długo umysł jest spętany pojęciem, że działanie musi być podzielone na przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, musi istnieć utożsamianie w czasie a tym samym ciągłość, z nich zaś powstaje obawa śmierci, obawa utraty miłości. Byśmy mogli zrozumieć rzeczywistość, nie znającą czasu, życie, nie znające czasu, działanie nasze musi być całkowite. Lecz nie staniemy się świadomi tej nie znającej czasu rzeczywistości, dążąc do niej, nie można zdobyć ją pytając - "Jak mam osiągnąć tego rodzaju świadomość?"

Co powoduje istnienie pamięci? Co staje na przeszkodzie naszemu całkowitemu, harmonijnemu, bogatemu we wszystkie doświadczenia życiowe działaniu? Niecałkowite działanie powstaje wtedy, gdy umysł i serce są ograniczone przez przeszkody, przez zapory. Jeśliby umysł i serce były wolne, spotkalibyście wówczas każde doświadczenie w sposób pełny. Lecz większość z was jest otoczona zaporami - zabezpieczania siebie, autorytetu, strachu, odkładania na później. A ponieważ macie już te zapory, naturalną jest rzeczą, że działacie w ich obrębie, a tym samym nie jesteście zdolni do działania całkowitego. Lecz gdy staniecie się świadomi tych barier, gdy staniecie się ich świadomi sercem i umysłem w samym napięciu cierpienia, wówczas ta czujność świadomości wyzwoli bez wysiłku umysł wasz od tych zapór, przeszkadzających całkowitemu działaniu.

Jak długo więc istnieje konflikt, tak długo trwa pamięć. To znaczy, że jeśli działanie wasze zrodziło się z braku pełni, to pamięć tego działania warunkuje teraźniejszość. Pamięć taka wywołuje konflikt w teraźniejszości i tworzy pojęcie stałości. Podziwiacie człowieka, który jest stały, człowieka, który ustalił jakąś zasadę i działa zgodnie z tą zasadą. Wiążecie pojęcie szlachetności i cnotliwości z osobą, która się odznacza stałością. Otóż stałość wypływa z pamięci. Ponieważ nie działaliście w sposób całkowity, ponieważ nie zrozumieliście całego znaczenia doświadczenia w teraźniejszości, ustalacie sztucznie zasadę, zgodnie z którą decydujecie żyć jutro. Tą drogą umysł wasz jest prowadzony, ćwiczony, opanowywany przez brak zrozumienia, który nazywacie stałością.

Proszę was, tylko nie przerzucajcie się zaraz w drugą skrajność, w przeciwieństwo, i nie sądźcie, żeście powinni być krańcowo niestali. Wcale nie skłaniam was do tego, abyście byli niestali. Mówię tylko o potrzebie wyzwolenia się od fetysza stałości, któregoście sobie stworzyli, wyzwolenia się od pojęcia, że musicie dopasować siebie do gotowego wzoru. Postawiliście sobie zasadę stałości dlatego, żeście nie zrozumieli; z waszego braku rozumienia wyprowadzacie pojęcie, że musicie być stali i mierzycie każde doświadczenie, w obliczu którego stajecie, ustalonym już z góry pojęciem, pojęciem czy zasadą, które się zrodziły jedynie z braku rozumienia.

Tak więc stałość, życie uzgodnione z gotowym wzorem istnieje tak długo, jak długo życiu waszymu brak bogactwa, jak długo działanie wasze nie jest całkowite. Jeślibyście obserwowali wasz umysł w samym toku działania, zobaczylibyście, że ciągle usiłujecie być stałymi. Mówicie zawsze - "muszę", albo "nie powinienem".

Spodziewam się, żeście zrozumieli, com mówił w poprzednich pogadankach; w przeciwnym razie to, co mówię dzisiaj, miałoby małe dla was znaczenie.

Powtarzam, że to pojęcie stałości rodzi się wtedy, gdy nie spotykacie życia w sposób pełny, całkowity, gdy spotykacie je poprzez pamięć. A gdy tak ciągle trzymacie się wzorów, umacniacie tylko trwałość tej pamięci. Stworzyliście pojęcie stałości przez odmowę swobodnego, otwartego, wolnego od przesadów spotykania każdego doświadczenia życia. Zawsze spotykacie doświadczenie częściowo i z tego powstają konflikty.

Powiadacie, żeście powinni mieć zasady, by przezwyciężyć te konflikty. Ustalacie więc zasadę, ideał, i walczycie o to, by od nich uzależnić swe działanie. Oznacza to, że ciągle usiłujecie naśladować; usiłujecie kontrolować swe codzienne doświadczenia, swe czyny codziennego życia, posługując się tym pojęciem stałości. Lecz gdy to naprawdę zrozumiecie, gdy zrozumiecie to umysłem i sercem, całą swoją istotą, wówczas ujrzycie fałsz naśladownictwa, fałsz nakazu stałości. Gdy się tego staniecie świadomi, zaczniecie bez wysiłku wyzwalać swój umysł od tego od dawna ustalonego nawyku stałości - jakkolwiek to wcale nie znaczy, byście mieli być niestali.

Według mnie więc stałość jest oznaką pamięci, która jest wynikiem braku istotnego zrozumienia doświadczenia. Ta zaś pamięć tworzy pojęcie czasu, tworzy pojęcie teraźniejszości, przeszłości i przyszłości, na których to pojęciach są oparte wszystkie nasze działania. Rozważamy, czym byliśmy wczoraj, czym będziemy jutro. Takie pojęcie czasu będzie istniało, dopóki umysł i serce są rozdzielone. Dopóki działanie nie wypływa z pełni, z całkowitości, musi istnieć podział czasu. Czas jest jedynie złudą, jest jedynie niecałkowitością działania.

Umysł, który usiłuje urobić siebie według pewnego ideału, który usiłuje być wiernym jakiejś zasadzie, tworzy oczywista konflikt, ponieważ ustawicznie ogranicza siebie w działaniu. Nie ma w tym wolności, nie ma w tym pojmowania doświadczenia. Spotykając życie w ten sposób, doświadczacie go tylko częściowo, dokonujecie wyboru i w tym wyborze zatracacie pełne znaczenie doświadczenia. Żyjecie niecałkowicie i dlatego szukacie pociechy w pojęciu reinkarnacji. Stąd też wasze pytanie: "co się ze mną stanie, gdy umrę?" Ponieważ nie żyjecie w sposób pełny w codziennym waszym życiu, powiadacie: "muszę mieć jakąś przyszłość, muszę mieć więcej czasu, aby móc w nim żyć całkowicie".

Nie szukajcie lekarstwa na niecałkowitość, lecz stańcie się świadomi przyczyny, która przeszkadza wam żyć całkowicie. I przekonacie się, że przyczyną tą jest naśladowanie, dostosowywanie się, stałość, szukanie zabezpieczenia, które daje początek autorytetowi. Wszystko to powstrzymuje was od pełni działania, ponieważ pod wpływem tych wszystkich ograniczeń działanie staje się jedynie szeregiem osiągnięć, prowadzących do określonego końca, a tym samym do ciągłego konfliktu i cierpienia.

Jedynie gdy będziecie spotykali doświadczenia bez żadnej zapory, znajdziecie nieustanną radość i wówczas nie będziecie już obarczeni ciężarem pamięci, przeszkadzającej w działaniu. Wówczas będziecie żyli w całkowitości czasu. I to dla mnie jest nieśmiertelnością.

PYTANIE: Medytacja i dyscyplina umysłu bardzo mi dopomogły w życiu. Teraz, słuchając Twej nauki, doznaję wielkiego  zamętu, ponieważ nauka ta odrzuca wszelką samodyscyplinę. Czy medytacja również nie ma dla Ciebie znaczenia? Czy też zamierzasz wskazać nam nowy sposób medytowania?

KRISHNAMURTI: Jakem już objaśniał - gdzie się dokonuje wyboru, tam musi być konflikt, wybór bowiem oparty jest na pożądaniu, na poczuciu braku. Gdzie jest pożądanie, tam nie może być rozpoznania, a tym samym wybór wasz stwarza tylko dalszą przeszkodę. Gdy cierpicie, pragniecie szczęścia, pociechy, chcecie uciec od cierpienia, lecz ponieważ pragnienie przeszkadza rozpoznaniu, przyjmujecie ślepo każde pojęcie, każde wierzenie, które według waszego mniemania może wam przynieść ulgę w tym konflikcie. Możecie sądzić, że rozumujecie przy dokonywaniu wyboru, lecz tak nie jest.

Tą drogą ustalacie pojęcia, które nazywacie szlachetnymi, wartościowymi, godnymi podziwu i przymuszacie swój umysł, by się dostrajał do tych pojęć, albo też skupiacie się na poszczególnym wizerunku czy obrazie i w ten sposób wprowadzacie podział w swoje działanie. Staracie się poddać wasze działanie kontroli medytacji, kontroli wyboru. Jeśli nie rozumiecie tego co mówię, proszę mi przerywać, abyśmy mogli to przedyskutować.

Jużem mówił, że gdy doświadczacie cierpienia, natychmiast poczynacie szukać jego przeciwieństwa. Chcecie znaleźć pokrzepienie i w tym dążeniu przyjmujecie wszelką pociechę, wszelkie złagodzenie, przynoszące chwilowe zadowolenie. I możecie sądzić, iż rozumujecie, zanim przyjmiecie taką pociechę, taką ulgę, lecz w rzeczywistości przyjmujecie to ślepo, bez rozumowania, tam bowiem, gdzie się czegoś pożąda, nie może być prawdziwego rozpoznawania.

Otóż medytacja dla większości ludzi oparta jest na pojęciu wyboru. W Indiach jest to doprowadzone do krańcowości. Tam człowiek, który potrafi siedzieć nieporuszony przez długi przeciąg czasu, ustawicznie skupiony na jednym pojęciu, uważany jest za człowieka uduchowionego. Lecz co uczynił on faktycznie? Odrzucił wszelkie pojęcia, wyjąwszy jedno, które dowolnie wybrał i ten jego wybór daje mu zadowolenie. Wyćwiczył swój umysł w koncentrowaniu się na tym jedynym pojęciu, tym jednym obrazie; opanowuje a tym samym ogranicza swój umysł i spodziewa się w ten sposób przezwyciężyć konflikt.

Otóż według mnie takie pojęcie medytacji, - oczywista żem go tu nie opisał szczegółowo - jest w najwyższym stopniu niedorzeczne. Nie jest to w rzeczywistości medytacja, jest to sprytna ucieczka od konfliktu, jest to intelektualny wyczyn, nie mający nic wspólnego z prawdziwym przeżywaniem, Wyćwiczyliście swój umysł w dopasowywaniu się do pewnych przepisów, zgodnie z którymi spodziewacie się doznawać życia. Lecz nigdy nie doświadczycie życia, jak długo będziecie tkwili w tym gotowym odlewie. Życie ominie was, ponieważ jużeście ograniczyli swój umysł przez swój własny wybór.

Dlaczego jesteście przekonani, że musicie medytować? Czy przez medytację rozumiecie koncentrację? Jeśli jesteście czymś naprawdę zainteresowani, wówczas nie potrzebujecie walczyć, nie potrzebujecie przymuszać siebie, aby się na tym skupić. Tylko gdy nie jesteście zainteresowani, musicie brutalnie i gwałtownie siebie przymuszać. Lecz czyniąc to niszczycie swój umysł i nie jest on już wówczas wolny, zarówno jak i wasze uczucie. Jedno i drugie jest okaleczone. Twierdzę, że jest radość i pokój w medytacji, wolnej od wysiłku, lecz może to przyjść dopiero wtedy, gdy umysł wasz będzie uwolniony od wszelkiego wyboru, gdy nie będzie już wprowadzał podziału w działanie.

Usiłowaliśmy wdrożyć umysł i serce do kroczenia określoną droga życia, zgodnie z tradycją, lecz przez takie wyćwiczenie myśmy nie doszli do rozumienia, myśmy tylko tworzyli przeciwieństwa. Nie twierdzę oczywista, że działanie ma być impetyczne i chaotyczne. Mówię tytko, że gdy umysł jest uwikłany w podziały, podział ten będzie dalej istniał, nawet jeśli będziecie usiłowali go usunąć przy pomocy wierności zasadzie, nawet jeśli będziecie próbowali opanować go i przezwyciężyć przez ustalenie ideału. To, co nazywacie życiem duchowym, jest ciągłym wysiłkiem, nieustannym zmaganiem się, by umysł mógł się utrzymać przy jednym pojęciu, jednym obrazie; jest to więc życie, które nie jest pełne, nie jest całkowite.

Po wysłuchaniu tej pogadanki możecie powiedzieć: "mówiono mi, żem powinien żyć w sposób pełny i całkowity, żem nie powinien być stały - będę więc robił, co mi się podoba". Otóż to nie jest pojęcie, które pragnąłbym, by wam pozostawiła moja ostatnia pogadanka. Nie mówię wcale o działaniu, które miałoby być tylko impetyczne, impulsywne, bezmyślne, mówię o działaniu, które jest całkowite, które jest ekstazą. I twierdzę, że nie możecie działać w sposób pełny, przymuszając swój umysł, gorliwie go urabiając, żyjąc w ciągłym dostosowywaniu się do idei, zasady czy celu.

Czyście się kiedy zastanawiali nad osobą medytującą? Jest to ktoś, kto wybiera. Wybiera to, co mu się podoba, co mu zapewni tak zwaną przezeń pomoc. Otóż to, czego szuka naprawdę, jest to coś, co ma mu dać pociechę, zadowolenie, rodzaj martwego pokoju, zastoju. A jednak tego, kto potrafi medytować, nazywamy wielkim człowiekiem, człowiekiem duchowym.

Cały nasz wysiłek jest kierowany ku temu, aby to, co nazywamy słusznymi pojęciami, uzyskało przewagę nad tym, co uważamy za pojęcia błędne i usiłowaniem tym ustawicznie wprowadzamy podział w działanie. Nie uwalniamy umysłu od podziału, nie rozumiemy, że ten ustawiczny wybór, zrodzony z poczucia braku, z pustki, z pożądania, jest przyczyną tego podziału. Gdy doświadczamy uczucia pustki, pragniemy tę pustkę, tę próżnię wypełnić; gdy odczuwamy brak pełni, chcemy uciec od tego braku, który nam sprawia cierpienie; w tym celu wynajdujemy intelektualne zadośćuczynienie, które nazywamy medytacją.

Powiecie mi zapewne, żem nie dał wam konstrukcyjnych czy pozytywnych wskazówek. Strzeżcie się człowieka, który ofiarowuje wam pozytywne metody, gdyż daje on wam jedynie wzór, modłę. Jeśli naprawdę żyjecie, jeśli usiłujecie wyzwolić umysł i serce ze wszelkiego ograniczenia - nie przez samoanalizę czy introspekcję, lecz przez świadomość w działaniu - to przeszkody, które teraz stoją na zawadzie pełni waszego życia, odpadną. Ta czujna świadomość jest radością medytacji, medytacji, która nie jest jednogodzinnym wysiłkiem, lecz która jest działaniem, która jest samym życiem.

Pytacie mnie: "Czy możesz nam podać nowy sposób medytacji?" Otóż wy medytujecie w celu osiągnięcia pewnego rezultatu, medytujecie z wyobrażeniem zysku, tak samo jak żyjecie z ideą osiągnięcia szczytów duchowych, wysokości duchowej. Możecie walczyć o tę duchową wyżynę, lecz upewniam was, iż jakkolwiek będzie mogło się zdawać, żeście ją osiągnęli, będziecie dalej doświadczali uczucia pustki. Medytacja wasza nie posiada wartości sama w sobie, jak i działanie wasze nie ma wartości samo w sobie, ponieważ ciągle chodzi wam o osiągnięcie szczytu, o zapłatę. Jedynie gdy umysł i serce będą wolne od tego pojęcia osiągnięcia, pojęcia zrodzonego z wysiłku, z wyboru i zysku - jedynie gdy będziecie wolni od tego pojęcia, tylko wtedy - powiadam - poznacie wieczne życie, które nie jest niczym skończonym, lecz wiecznym stawaniem się, wiecznym odnawianiem się.

PYTANIE: Stwierdzam w sobie istnienie konfliktu wewnętrznego, lecz konflikt ten nie wywołuje we mnie stanu napięcia, niszczącego płomienia, któryby mnie zmusił do rozwiązania konfliktu i do realizacji prawdy. Co byś uczynił na moim miejscu?

KRISHNAMURTI: Pytający powiada, że stwierdza w sobie konflikt wewnętrzny, lecz konflikt ten nie doprowadza do stanu krytycznego a tym samym i do działania. Uważam, że tak się dzieje z większością ludzi. Pytacie, co macie robić, Cokolwiek będziecie usiłowali robić, będziecie to robili intelektualnie, a dzięki temu będzie to fałszywe. Jedynie gdy rzeczywiście zechcecie stanąć wobec swego konfliktu i zrozumieć go w pełni, dojdzie on do swego szczytowego napięcia. Ponieważ jednak moment taki wymaga działania, większość z was nie ma ochoty tego doświadczyć.

Ja nie mogę doprowadzić was do stanu kryzysu. Konflikt jest w was, lecz wy pragniecie odeń uciec, pragniecie znaleźć sposoby uniknięcia go, odłożenia go. Gdy więc mówicie: "nie mogę doprowadzić napięcia mego konfliktu do konieczności rozwiązania", słowa te świadczą jedynie o tym, iż umysł wasz usiłuje uniknąć konfliktu - oraz wolności, która jest rezultatem śmiałego stanięcia z nim do walki. Jak długo umysł wasz starannie, gorliwie unika konfliktu, jak długo szuka pokrzepienia w ucieczce, nikt nie może dopomóc wam do pełnego działania, nikt nie może doprowadzić was do stanu przesilenia, które rozstrzygnie wasz konflikt. Gdy sobie to raz uświadomicie - nie tylko ujrzycie intelektualnie, lecz poczujecie prawdę tego - wówczas konflikt wasz wywoła płomień, który go spali.

PYTANIE: Oto do jakich doszedłem wniosków, słuchając Ciebie: człowiek tylko w chwili kryzysu dochodzi do świadomości; stan kryzysu zawiera w sobie cierpienie. Jeśli więc człowiek ma mieć zawsze czujną świadomość, musi on ustawicznie żyć w stanie kryzysu, to znaczy w stanie mentalnego cierpienia i udręki. Jest to doktryna pesymizmu, nie zaś szczęścia i ekstazy, o których mówisz.

KRISHNAMURTI: Obawiam się, żeście nie słuchali tego, com mówił. Są bowiem dwa rodzaje słuchania - jeden polega na słuchaniu jedynie słów, jak słuchacie, gdy nie jesteście naprawdę zainteresowani, gdy nie usiłujecie dotrzeć do głębi problemu; i drugi rodzaj słuchania, który chwyta istotne znaczenie tego, co było powiedziane, który wymaga żywego, przenikliwego umysłu. Otóż myślę, żeście w istocie nie słuchali tego, co mówiłem.

Przede wszystkim więc jeśli nie ma konfliktu, jeśli w życiu waszym nie ma momentów krytycznych i jeśli jesteście doskonale szczęśliwi, w takim razie po co się kłopotać o konflikty i kryzysy? Bardzo się cieszę, jeśli nie cierpicie. Cały nasz system życia jest tak skonstruowany, że możecie uciec od cierpienia. Lecz człowieka, który staje do walki z przyczyną cierpienia, a przez to wyzwala się z tego cierpienia, nazywacie pesymistą.

Znów wyjaśnię pokrótce to com mówił, byście mogli zrozumieć. Każdy z was jest świadom wielkiej pustki, wielkiej próżni wewnętrznej i, będąc świadomi tej pustki, albo usiłujecie ją wypełnić, albo od niej uciec - jedno i drugie sprowadza się do tego samego. Wybieracie, co ma wypełnić tę próżnię i to wybieranie nazywacie postępem czy doświadczeniem. Lecz wybór wasz opiera się na pragnieniu wrażeń, na pożądaniu, a tym samym nie ma w nim ani rozpoznania, ani inteligencji, ani mądrości. Dzisiaj wybieracie to, co zapewnia wam większe zadowolenie, silniejsze wrażenie od tych, któreście odnieśli z wczorajszego wyboru. To więc, co nazywacie wyborem, jest jedynie waszym sposobem ucieczki od pustki wewnętrznej i tą drogą odkładacie jedynie zrozumienie przyczyny cierpienia.

Kolejne przechodzenie od strapienia do strapienia, od wrażenia do wrażenia nazywacie ewolucją, wzrostem. Jednego dnia wybieracie kapelusz, który sprawia wam zadowolenie, następnego dnia nuży już was to zadowolenie i chcecie innego - auta, domu lub tego, co zwiecie miłością. Z czasem, gdy i to was znudzi, pragniecie idei czy obrazu Boga. W ten sposób postępujecie naprzód od pragnienia kapelusza do pragnienia Boga i sądzicie, żeście dokonali godnego podziwu postępu duchowego. Wszystkie jednak te akty wyboru są oparte po prostu na szukaniu silnego wrażenia i wszystko, czegoście dokonali, sprowadza się jedynie do zmiany obiektów wyboru.

Gdzie jest wybór, tam musi być konflikt, ponieważ wybór zasadza się na pożądaniu, na pragnieniu wypełnienia pustki wewnętrznej lub ucieczki od niej. Zamiast usiłować zrozumieć przyczynę cierpienia, próbujecie ciągle przezwyciężyć to cierpienie lub uciec od niego, co na jedno wychodzi. Lecz mówię wam - odnajdźcie przyczynę waszego cierpienia i odkryjecie wówczas, że tą przyczyną jest ciągłe poczucie braku, ustawiczne pożądanie, które zaciemnia rozpoznawanie. Jeśli to zrozumiecie - jeśli zrozumiecie to nie tylko intelektualnie lecz całą swoją istotą - wówczas działanie wasze wyzwoli się z ograniczeń wyboru. Wówczas będziecie naprawdę żyli - naturalnie, harmonijnie, a nie indywidualistycznie, w krańcowym chaosie, jak obecnie. Jeśli żyjecie w sposób pełny, to życie wasze nie doprowadzi do dysharmonii, gdyż działanie będzie się rodziło z bogactwa, a nie z ubóstwa.

PYTANIE: Jak mogę poznać działanie oraz złudę, z której ono powstaje, jeśli nie zgłębię i nie zbadam tego działania? Jak możemy się spodziewać, że rozpoznamy nasze zapory, jeśli nie będziemy ich badali? A w takim razie dlaczego mamy nie analizować działania?

KRISHNAMURTI: Proszę was, ponieważ czas mój jest ograniczony, to już ostatnie pytanie, na które będę mógł odpowiedzieć.

Czyście próbowali analizować swoje działanie? Otóż gdyście je analizowali, było ono już martwe. Jeśli próbujecie analizować swe ruchy podczas tańca, to kładziecie kres tym ruchom, lecz jeśli ruch wasz powstał w pełni czujności, pełni świadomości, wtedy wiecie, jakim jest ten ruch w samym momencie jego dokonywania się, wiecie, nie usiłując go analizować. Czy to jest jasne?

Twierdzę, że o ile będziecie analizowali działanie, nigdy nie będziecie działali, granice waszego działania ulegną stopniowemu zwężeniu i w końcu zamrze ono całkowicie. To samo się odnosi do waszego umysłu, myśli, wzruszenia. Gdy zaczynacie analizować, kładziecie kres ruchowi; gdy spróbujecie poddać sekcji intensywne uczucie, to uczucie wygaśnie. Lecz jeśli jesteście czujni w sercu swym i umyśle, jeśli jesteście całkowicie świadomi swego działania, wtedy będziecie znali źródło, z którego to działanie wypływa. Gdy działamy, robimy to częściowo, nigdy nie działamy całą naszą istotą. I dlatego, w toku naszych usiłowań dania przewagi umysłowi czy sercu i opanowania jednego przez drugie, sądzimy, że analizowanie naszego działania jest konieczne.

To, co usiłuję wam wyjaśnić, wymaga rozumienia, którego nie można przekazać słowami. Jedynie w momencie istotnej czujności możecie się stać świadomi tej walki o panowanie; wówczas, jeżeli wam istotnie chodzi o działanie harmonijne, całkowite, uświadomicie sobie, że to wasze działanie znajduje się pod wpływem waszej obawy przed opinią publiczną, pod wpływem nakazów systemu społecznego oraz pojęć cywilizacji. Wówczas staniecie się świadomi waszych obaw i przesądów bez ich analizowania, a z chwilą gdy stajecie się świadomi w działaniu, te obawy i przesądy znikają.

Gdy jesteście sercem i umysłem świadomi konieczności całkowitego działania, wówczas działacie harmonijnie. Wówczas wszystkie wasze obawy, zapory, wasze pragnienia władzy, osiągnięcia, wszystko to się ujawni i cienie dysharmonii rozproszą się.

jiddu krishnamurti