strona główna

Francis BACON

Novum organum

tłum. Jan Wikarjak, fragmenty wybrane

[KSIĘGA PIERWSZA]
aforyzmów o tłumaczeniu przyrody i o królestwie człowieka

I. Człowiek, sługa i tłumacz przyrody, tyle może zdziałać i zrozumieć, ile z ładu przyrody spostrzeganiem lub umysłem zdoła uchwycić; poza tym nic nie wie i nic więcej nie może.

II. Niewiele są warte zarówno goła ręka, jak i sam sobie pozostawiony rozum. Dzieł dokonywa się przy pomocy narzędzi i środków pomocniczych; w niemniejszym stopniu potrzeba ich rozumowi niż ręce. I rzeczywiście, jak narzędzia ręki powodują ruch albo nim kierują, tak też narzędzia umysłu wspierają rozum albo go chronią.

III. Wiedza i potęga ludzka to jedno i to samo, gdyż nieznajomość przyczyny pozbawia nas skutku. Nie można bowiem przyrody zwyciężyć inaczej niż przez to, że się jej słucha, i to, co przy rozważaniu gra rolę przyczyny, w działaniu staje się niejako regułą.

IV. Wszystko, co przy działaniu człowiek zrobić może, to ciała stworzone przez naturę przysuwać i odsuwać; reszty dokonuje w sobie sama przyroda.

V. W tajniki przyrody zwykle zagłębiają się (z myślą o działaniu) mechanik, matematyk, lekarz, alchemik i magik; lecz wszyscy (jak obecnie sprawy stoją) nie wysilając się zbytnio, niewiele osiągają.

VI. Głupotą wprost wewnętrznie sprzeczną byłoby mniemanie, że czego dotąd nigdy nie zrobiono, tego można dokonać inaczej niż za pomocą nigdy dotąd nie stosowanych sposobów.

VII. Wydaje się, że płodów umysłu i ręki znajduje się niezwykle dużo w książkach i pracowniach. Lecz cała ta różnorodność polega tylko na wyszukanej subtelności wniosków wyprowadzonych z nielicznych dobrze znanych przesłanek, a nie na liczbie twierdzeń ogólnych.

VIII. Nawet dzieła już istniejące zawdzięczają swoje powstanie w większym stopniu przypadkowi i ślepemu doświadczeniu niż naukom: nauki bowiem, które obecnie posiadamy, są tylko pewnego rodzaju składnymi zestawieniami tego, co już przedtem wynaleziono, a nie metodami robienia odkryć ani też wskazówkami prowadzącymi do nowych dzieł.

XI. Podobnie jak nauki, które obecnie posiadamy, są bezużyteczne dla tworzenia dzieł, tak też logika, którą obecnie posiadamy, jest bezużyteczna dla tworzenia nauk,. .

XII. Logika, która jest w użyciu, przyczynia się raczej do utrwalania i utwierdzania błędów (które zasadzają się na pospolitych pojęciach), niż do poszukiwania prawdy; jest więc bardziej szkodliwa niż pożyteczna.

XIII. Sylogizmu nie używa się dla uzasadniania pierwszych zasad nauki, a do twierdzeń średniej ogólności próżno się go stosuje, ponieważ daleko mu do subtelności przyrody. Wymusza więc uznanie, ale nie opanowuje rzeczy.

XIV. Sylogizm składa się ze zdań, zdania ze słów, słowa zaś są znakami pojęć. Jeżeli więc same pojęcia (które stanowią podstawę) są niejasne i pochopnie wyabstrahowane z rzeczy, nie może być silne to, co się na nich opiera. Jedyna, więc nadzieja w prawdziwej indukcji.

XV. Wśród obecnych pojęć nie ma pojęć poprawnych ani wśród logicznych, ani wśród fizycznych: substancja, jakość, czynność, bierność, nawet byt, nie są dobrymi pojęciami; jeszcze gorsze są pojęcia: ciężkie, lekkie, gęste, cienkie, wilgotne, suche, powstawanie, zagłada, przyciąganie, odpychanie, element, materia, forma i inne tego rodzaju; wszystkie one są fantastyczne i źle określone.

XVI. Pojęcia najniższych gatunków: człowieka, psa, gołębia i bezpośrednich ujęć zmysłowych: ciepła, zimna, bieli, czerni nie wprowadzają zbytnio w błąd; jednak i one wskutek płynności materii i zazębiania się rzeczy, niekiedy ulegają zmąceniu. Wszystkie pozostałe pojęcia (którymi ludzie dotąd się posługiwali) to pojęcia błędne, w nieodpowiedni sposób z przedmiotów wyabstrahowane i utworzone.

XVII. Nie mniej dowolnie i błędnie jak przy wyabstrahowywaniu pojęć postępuje się przy ustanawianiu twierdzeń ogólnych i to nawet tych zasad naczelnych, które się opierają na pospolitej indukcji. Lecz w o wiele większym stopniu dotyczy to tych twierdzeń i zdań dalszych, które wyprowadza się przy pomocy sylogizmu.

XVIII. Dotychczasowe osiągnięcia w naukach są tego rodzaju, iż są niemal że z reguły zależne od pojęć pospolitych. Ażeby zaś dotrzeć do dalszych, głębszych tajników przyrody,. trzeba zarówno pojęcia jak i twierdzenia ogólne wyprowadzać z faktów drogą bardziej pewną i bezpieczną, i w ogóle stosować lepsze i pewniejsze zabiegi rozumu.

XIX. Dwie są i tylko dwie moigą .istnieć drogi poszukiwania i odkrywania prawdy. Jedna od zmysłów i twierdzeń szczegółowych wznosi się od razu do twierdzeń najbardziej ogólnych, i na podstawie tych zasad naczelnych i ich niewzruszonej prawdziwości ocenia i odkrywa twierdzenia średniej, ogólności; ta droga jest normalnie w użyciu. Druga wyprowadza twierdzenia ogólne ze zmysłów i twierdzeń szczegółowych, posuwając się nieprzerwanie i stopniowo wzwyż, aby na końcu dojść do tego, co najbardziej ogólne; ta droga jest prawdziwa, lecz nie uczęszczana.

XX. Rozum pozostawiony samemu sobie wkracza na tę właśnie drogę (oczywiście pierwszą), którą odbywa stosując się do prawideł dialektyki. Umysł bowiem namiętnie lubi przeskakiwać do tego, co bardziej ogólne, by przy tym się zatrzymać. Niebawem zaś czuje odrazę do doświadczenia, lecz to zło powiększa dopiero dialektyka, siląc się na efektowność w dysputach.

XXI. Rozum pozostawiony samemu sobie przy usposobieniu trzeźwym, cierpliwym i poważnym (zwłaszcza jeżeli nie doznaje przeszkód ze strony ogólnie przyjętych doktryn), próbuje nieco owej drugiej drogi, która jest właściwa, lecz niewielki czyni postęp, ponieważ rozum bez kierownictwa i pomocy jest niekonsekwentny i w ogóle niezdolny ido pokonania ciemności, w jakich pogrążone są rzeczy.

XXII. Jedna i druga droga wychodzi od zmysłów i szczegółów, a kończy się na tym, co najbardziej ogólne. Wszelako istnieje też między nimi niezmierna różnica. Podczas gdy pierwsza mimochodem tylko dotyka doświadczenia i szczegółów, druga zajmuje się nimi należycie i systematycznie; pierwsza już na początku ustanawia jakieś oderwane i bezużyteczne uogólnienia, druga stopniowo wznosi się do tego, co w rzeczywistości jest bardziej znane według natury.

XXIII. Wielka zachodzi różnica .między idolami umysłu ludzkiego a ideami umysłu boskiego; to jest między jakimiś pustymi urojeniami a prawdziwymi znakami i piętnami wyciśniętymi na stworzeniach stosownie do tego, jakimi są one naprawdę.

XXIV. Nie jest to w żaden sposób możliwe, by twierdzenia ogólne uzyskane na drodze argumentacji mogły się przydać do robienia nowych odkryć; subtelność przyrody bowiem jest wielokrotnie większa niż subtelność argumentacji. Natomiast twierdzenia ogólne wyprowadzone należycie i systematycznie ze szczegółowych faktów, łatwo z kolei wskazują i wyznaczają nowe fakty; sprawiają więc, że nauki stają się czynne.

XXV. Twierdzenia ogólne, które są obecnie w użyciu, miały źródło w szczupłym, potocznym doświadczeniu i w nielicznych szczegółowych faktach, które najczęściej się spotyka; przeważnie też na ich miarę zostały utworzone i zakrojone. Nic więc dziwnego, że nie prowadzą do nowych faktów. Kiedy zaś przypadkiem zajdzie jakiś wypadek niezgodny, którego przedtem nie zauważono albo nie poznano, ratuje się twierdzenie przez wprowadzenie jakiegoś bezwartościowego rozróżnienia, gdy tymczasem słuszniejszą byłoby rzeczą poprawić samo twierdzenie.

XXVI. Metodę ludzką, jaką zwykle stosujemy w odniesieniu do przyrody, w wykładzie naszym nazywamy zwykle antycypacjami przyrody (ponieważ jest to postępowanie lekkomyślne i przedwczesne), natomiast tamtą metodę, która w należyty sposób wychodzi od faktów, nazywamy tłumaczeniem przyrody.

XXVII. Antycypacje są dość silne dla pozyskania zgody, bo gdyby nawet ludzie oszaleli, byle na jedną modłę i w podobnej formie, dosyć dobrze mogliby się ze sobą zgadzać.

XXVIII. Co więcej, antycypacje zdobywają zgodę o wiele skuteczniej niż interpretacje; zebrane bowiem z kilku tylko faktów, i to przede wszystkim takich, które się spotyka na każdym kroku, natychmiast opanowują rozum i wypełniają wyobraźnię. Tymczasem interpretacje, przeciwnie, oparte na zebranych tu i ówdzie faktach nadzwyczaj różnorodnych i bardzo od siebie odległych, nie są w stanie wstrząsnąć nagle rozumem, skutkiem czego muszą się opinii ludzkiej wydawać twarde i dziwnie brzmiące, niemal tak, jak tajemnice wiary.

XXIX. W naukach, które zasadzają się na poglądach i mniemaniach, można posługiwać się antycypacjami i dialektyką; chodzi w nich bowiem o zdobycie uznania, a nie o rzecz samą.

XXX. Nawet jeśliby wszystkie wybitne umysły wszystkich wieków zeszły się razem i złączyły swoje wysiłki przekazując sobie nawzajem ich wyniki, to a tak na drodze antycypacji nie mogłoby dojść do wielkiego postępu w naukach. Albowiem zasadniczych błędów popełnionych przy pierwszym kształtowaniu umysłu nie można uleczyć przez stosowanie później znakomitych nawet zabiegów i leków.

XXXI. Próżno oczekiwałoby się wielkiego rozwoju nauk od powierzchownego zaszczepienia nowego na starym. Należy dokonać odnowy od najgłębszych fundamentów, jeżeli nie mamy ciągle kręcić się w kółko ze znikomym i pogardy niemal godnym postępem.

XXXII. Nienaruszony pozostaje szacunek należny starożytnym autorom, i to właściwie wszystkim; nie przeprowadzamy tu bowiem porównania zdolności lub talentów, lecz porównujemy tylko metody; nie podejmujemy się też roli sędziego, lecz jedynie roli przewodnika.

XXXIII. Ani o naszej metodzie, ani o odkryciach według niej dokonanych (trzeba to bowiem powiedzieć otwarcie) nie można wydać żadnego słusznego sądu na podstawie antycypacji (to jest metody obecnie stosowanej). Nie można bowiem żądać, ażeby wyrok zależał od kogoś, kto sam stoi przed sądem.

XXXIV. Niełatwa. też rzecz wyłożyć to lub wyjaśnić, co zamierzamy przedstawić; bo to, co samo w sobie jest nowe, będzie można zrozumieć jedynie przez zestawienie z tym, co stare.

XXXV. O wyprawie Francuzów do Itailii powiedział Borgia co następuje: przybyli z kredą w ręku, ażeby oznaczać kwatery, a nie z bronią, aby łamiąc przeszkody. Podobnie i nasza metoda jest tego rodzaju, że do umysłów zdolnych i pojętnych nasza nauka powinna sama wchodzić. Żadna bowiem polemika nie może mieć miejsca tam, gdzie panuje różnica co do naczelnych zasad i co do samych pojęć, a nawet co do form dowodzenia.

XXXVI. Pozostaje nam jeden prosty sposób wykładu, polegający na tym, że będziemy doprowadzać ludzi do bezpośredniego zetknięcia z poszczególnymi faktami w ich kolejności i porządku; oni zaś ze swej strony powinni na czas pewien stanowczo wyrzec się pojęć i zacząć obcować z samymi rzeczami.

XXXVII. Metoda tych, którzy stanęli na stanowisku akatalepsji i nasza droga, zgadzają się ze sobą do pewnego stopnia w swoich początkach; pod koniec wszakże niezmiernie się oddalają, a nawet się sobie przeciwstawiają. Tamci bowiem twierdzą po prostu, że w ogóle nic nie można wiedzieć, my natomiast, że niewiele można wiedzieć na temat przyrody, jeżeliby się szło tą drogą, która obecnie jest w użyciu; dalej tamci podkopują powagę zmysłów i rozumu, my zaś dostarczamy im obmyślone przez nas środki pomocy.

XXXVIII. Idole i fałszywe pojęcia, które opanowały już rozum ludzki i głęboko w nim zapuściły korzenie, nie tylko w ten sposób osaczają umysły ludzi, że prawda z trudem tylko znajduje do nich dostęp, lecz nawet po otwarciu i uzyskaniu dostępu, przy samej odnowie nauk znowu stawać będą na drodze i przeszkadzać, jeżeli ludzie, z góry ostrzeżeni, w miarę swych możliwości przed nimi się nie zabezpieczą.

XXXIX. Cztery są rodzaje idoli osaczających umysły ludzkie. Nadaliśmy im w wykładzie naszym nazwy; mianowicie pierwszy rodzaj to idole plemienia, drugi to idole jaskini, trzeci - idole rynku, czwarty - idole teatru.

XL. Tworzenie pojęć i wyprowadzanie twierdzeń ogólnych przy pomocy prawdziwej indukcji jest niewątpliwie najwłaściwszym środkiem, ażeby idole powstrzymać i usunąć. Jednak zwrócenie uwagi na idole i ich omówienie jest też wysoce pożyteczne. Nauka bowiem o idolach pozostaje w podobnym stosunku do tłumaczenia przyrody, co nauka o sofistycznych dowodach do zwykłej dialektyki.

XLI. Idole plemienne mają swe źródło w samej naturze ludzkiej, w samym plemieniu, czyli rodzie ludzkim. Fałszem bowiem jest twierdzenie, że zmysły ludzkie są miarą rzeczy. Przeciwnie, wszystkie percepcje, zarówno zmysłowe jak i umysłowe, są dostosowane do człowieka, a nie do wszechświata. Rozum ludzki podobny jest do zwierciadła, które będąc nierówne (dla promieni wysyłanych przez przedmioty), swoje właściwości na te przedmioty przenosi, przez co je zniekształca i zmienia.

XLII. Idole jaskini to idole jednostki ludzkiej. Albowiem (oprócz błędów związanych z naturą ludzką w ogóle) każda jednostka ma pewnego rodzaju jaskinię, czyli pieczarę osobistą, która załamuje i zniekształca światło naturalne. A dzieje się to bądź ma skutek właściwej każdemu jednostkowej jego natury, bądź na skutek wychowania i przestawania z innymi, bądź przez lekturę książek i autorytet osób, które się czci i podziwia, bądź przez różnicę wrażeń zależną od tego czy występują one w umyśle uprzedzonym i predysponowanym, czy też w umyśle zrównoważonym i spokojnym. Toteż duch ludzki (stosownie do tego, jak kształtuje się w jednostkach) jest czymś różnorodnym, zgoła niespokojnym i jakby przypadkowym. Słusznie więc powiedział Heraklit, że ludzie szukają wiedzy w małych światach, a nie w wielkim, czyli wspólnym dla wszystkich świecie.

XLIII. Są jeszcze idole wynikające niejako z wzajemnej bliskości i obcowania rodzaju ludzkiego, które nazywamy idolami rynku, ponieważ tam właśnie ludzie przestają i współdziałają ze sobą. Ludzie bowiem obcują ze sobą przez rozmowy; wyrazy zaś dobiera się stosownie do tego, jak je pospólstwo pojmuje. Toteż zły i niezręczny dobór wyrazów w dziwny sposób krępuje rozum. I ani definicje, ani objaśnienia, którymi uczeni w niektórych sprawach zwykle zabezpieczają się i bronią, żadną miarą nie poprawiają stanu rzeczy. Słowa całkowicie zadają gwałt rozumowi, wszystko mącą i przywodzą ludzi do niezliczonych jałowych kontrowersji i wymysłów.

XLIV. Są wreszcie idole, które weszły do umysłów ludzkich z rozmaitych doktryn filozoficznych, a także z przewrotnych prawideł dowodzenia; nazywamy je idolami teatru. Albowiem ile wynaleziono i przyjęto systemów filozoficznych, tyle naszym zdaniem stworzono i wystawiono sztuk, które przedstawiają urojone i dla sceny wymyślone światy. A nie mówimy tu tylko o obecnie panujących albo o dawniejszych doktrynach i sektach filozoficznych; wiele bowiem innych tego rodzaju sztuk można by wymyślić i ułożyć, gdyż błędy nawet zupełnie różne, mają przecież przyczyny po większej części jednakowe. I znowu mamy tu na myśli nie tylko całe systemy filozoficzne, lecz również wiele naczelnych zasad i twierdzeń naukowych, które nabrały mocy przez tradycję, łatwowierność i niedbalstwo. Lecz o tych poszczególnych rodzajach idoli należy pomówić szerzej i dokładniej, ażeby rozum ludzki przed nimi zabezpieczyć.

XLV. Rozum ludzki ma tę właściwość, że skłonny jest przyjmować większy porządek i większą prawidłowość w świecie niż naprawdę znajduje, i jakkolwiek w przyrodzie istnieje wiele rzeczy jedynych w swoim rodzaju i całkiem od siebie różnych, to jednak rozum wymyśla między nimi paralele, odpowiedniości i stosunki, które w rzeczywistości nie istnieją. Stąd owe fikcje, że wszystkie ciała niebieskie poruszają się po doskonałych koliach - po całkowitym odrzuceniu linii spiralnych i drakonów (z wyjątkiem może samych nazw). Stąd wprowadzono tu ogień z jego kręgiem jako element dodatkowy, ażeby z trzema pozostałymi, które podpadają pod zmysły, utworzył czwórkę elementów. Przyjęło się także dowolnie, że tzw. elementy pozostają do siebie pod względom gęstości w stosunku dziesięć do jednego i inne tego rodzaju mrzonki. Ta fantastyczność panuje nie tylko w poglądach, lecz także w prostych pojęciach.

XLVI. Rozum ludzki, skoro raz przyjął pewien pogląd (czy to dlatego, że jest on tradycyjnie uznawany, czy też dlatego, że nam jest przyjemny), wszystko inne ściąga na jego poparcie i potwierdzenie. I choć większa jest może siła i liczba wypadków, które przemawiają przeciwko temu poglądowi, mimo to jednak nie zwraca na nie uwagi i albo lekceważy je, albo wprowadzając pewne drobne rozróżnienie usuwa je i odrzuca - kierując się uprzedzeniem grożącym poważnymi i zgubnymi następstwami, ażeby tylko powaga owych poprzednich koncepcji pozostała niezachwiana. Dlatego słusznie ktoś, komu pokazywano zawieszoną w świątyni tablicę z wizerunkami tych, co dopełnili swych ślubów w podzięce za to, że ocaleli z niebezpieczeństwa rozbicia okrętu - na natarczywe pytania: czy i teraz nie uznaje potęgi bogów, odpowiedział pytaniem: A gdzie są wizerunki tamtych, co po złożeniu ślubów zginęli? Tak samo przedstawia się sprawa z wszelkim .zabobonem, a więc z astrologią, snami, znakami, wiarą w karzącą sprawiedliwość itp. Ludzie znajdujący upodobanie w tego rodzaju urojeniach zwracają uwagę na te wypadki, w których się one spełniają, a te, w których zawodzą (chociaż zdarzają się one o wiele częściej) lekceważą i pomijają. Lecz o wiele bardziej niepostrzeżenie wciska się to zło do filozofii i nauk; w nich mianowicie to, co raz znalazło uznanie, zabarwia i nagina do siebie wszystko inne, choćby nawet to inne było o wiele silniejsze i słuszniejsze. Co więcej, niezależnie od tych upodobań i urojeń, o których mówiliśmy, rozum ludzki popełnia stale ten sobie właściwy błąd, że więcej porusza go i pobudza to, co twierdzące, niż to, co przeczące, podczas gdy właściwie powinien się ustosunkować jednakowo do obu; a nawet przeciwnie, gdyż przy ustalaniu prawdziwości każdego twierdzenia ogólnego większą wagę ma właśnie wypadek negatywny.

XLIX. Rozum ludzki nie odznacza się trzeźwym spojrzeniem, lecz podlega wpływom woli i uczuć; tak powstają nauki zbudowane wedle upodobań człowieka. Albowiem człowiek łatwiej wierzy w to, co wolałby, aby było prawdziwe. Stąd to pochodzi, że odrzuca rzeczy trudne, gdyż brak mu cierpliwości w prowadzeniu badań; rzeczy trzeźwe, ponieważ ograniczają nadzieję; głębie przyrody, z powodu przesądów; światło doświadczenia, przez zarozumiałość i pychę, aby ktoś nie powiedział, że umysł jego zajmuje się rzeczami błahymi i przemijającymi; poglądy przeciwne pospolitemu mniemaniu, ze względu na opinię gminu. Niezliczone są wreszcie, a niekiedy nieuchwytne, sposoby, którymi uczucia zabarwiają i zarażają rozum.

LXII. (...)
W ogóle zaś filozofia albo brała za dużo tam, gdzie było mało do wzięcia, albo za mało łam, gdzie można było wziąć więcej. W każdym razie filozofia opierała się na zbyt wąskiej podstawie doświadczenia i historii naturalnej, i wyrokowała na podstawie mniejszej ilości danych, niżby należało. Albowiem tzw. racjonalistyczny kierunek filozofii wyrywa z doświadczenia różne i pospolite dane, i to bez należytego ich stwierdzenia, bez dokładnego ich zbadania i odważenia, polegając poza tym głównie na medytacji i pracy umysłu. Istnieje też inna odmiana filozofów, którzy pracowali sumiennie i dokładnie nad nielicznymi eksperymentami i stąd ważyli się wyprowadzić i wymyślić cały system filozoficzny - w dziwny sposób naginając do niego wszystkie inne.
    Istnieje też trzecia odmiana filozofów, którzy kierując się wiarą i kultem religijnym mieszają do filozofii teologię i tradycję. Niektórzy spośród nich w swoich rojeniach posuwają się tak daleko, że po nauki zwracają się wprost do duchów i opiekuńczych geniuszy, i od nich je wyprowadzają. W ten sposób pień błędów i fałszywej filozofii rozdziela się na trzy odnogi: sofistyczną, empiryczną i zabobonną.

LXXI. Nauki, jakie obecnie posiadamy, pochodzą niemal całkowicie od Greków. Albowiem tego, co dodali pisarze rzymscy, arabscy czy późniejsi, nie jest wiele i niewielkie to ma znaczenie. Jakkolwiek zresztą ocenić ich dorobek, opiera się on na podstawie stworzonej przez Greków. A mądrość Greków była szkolarska i zbytnio gubiła się w dysputach - dla poszukiwania prawdy jest to zaś rodzaj najmniej przydatny. Toteż owa nazwa sofistów, którą niektórzy, chcący nazywać się raczej filozofami, z lekceważeniem odrzucali i przenieśli na starożytnych retorów, Gorgiasza, Protagorasa, Hippiasza, Polosa, odnosi się także do całego tego rodzaju, a więc do Pilaitona, Arystotelesa, Zenona, Epikura, Teofrasta i ich następców: Chryzypa, Karneadesa i innych. Ta tylko była między nimi różnica, że pierwsi wędrowali i zarabiali przenosząc się z miasta do miasta, wystawiając swą mądrość na pokaz i żądając za nią zapłaty - drudzy natomiast byli bardziej dostojni i więcej mieli godności, zwłaszcza ci, co mieli stałe siedziby, otwierali szkoły i darmo nauczali filoizofii. A jednak (choć pod innymi względami zachodziła między nimi różnica) jedni i drudzy po szkolarsku sprowadzali wszystko do dysput, tworzyli pewnego rodzaju sekty i herezje filozoficzne oraz wzajemnie się zwalczali, tak że ich nauki były po większej części (jak to dowcipnie określił Dionizjusz w stosunku do Platona) słowami próżnujących starców do niedoświadczonej młodzieży. Lecz owi dawniejsi spośród Greków: Empedokles, Aniaksagoras, Leukippos, Demokryt, Parmenides, Heraklit, Ksenofanes, Filolaos i inni (Pitagorasa bowiem jako oddanego zabobonom pomijamy) szkół (o ile nam wiadomo) nie otwierali, lecz w większym milczeniu, poważniej i prościej, to jest z mniejszą przesadą i okazałością oddawali się poszukiwaniu prawdy. Toteż, naszym zdaniem, ich postępowanie było o wiele słuszniejsze, tylko ich dzieła z biegiem czasu zostały przyćmione przez dzieła lżejsze, które bardziej odpowiadając pospolitym upodobaniom i gustom, z większym spotykają się uznaniem; bo czas jak rzeka przynosi do nas to, co lżejsze i bardziej nadęte, a pogrąża to, co bardziej ważkie i stałe. A jednak i oni nie byli całkiem wolni od wady swego narodu; ulegając ambicji i próżności, zbytnio się każdy z nich troszczył o stworzenie własnej sekty i zdobycie popularności. A należy uznać za stracone usiłowanie dotarcia do prawdy, kiedy się zbacza ku tego rodzaju błahostkom. Nie można też - jak się wydaje - pominąć owego sądu czy raczej proroctwa pewnego kapłana egipskiego o Grekach, że zawsze są dziećmi i nie posiadają ani starożytnej wiedzy, ani wiedzy o starożytności.
I niewątpliwie mają oni coś z tego, co właściwe dzieciom: skłonni są do paplania, płodzić zaś nie są zdolni. Albowiem ich mądrość wydaje się bogata w słowa, ale niepłodna w czyny. Toteż niedobre są oznaki, jakie dla filozofii, którą się dziś uprawia, można wyprowadzić z jej pochodzenia i z jej rodu.

LXXII. Niewiele pomyślniejsze są oznaki, których dostarczają właściwości czasu i epoki, niż te, których dostarcza charakter miejsca i narodu. Ciasna bowiem i ograniczona była w owej epoce znajomość czasu i świata; a jest to okoliczność bardzo szkodliwa, zwłaszcza dla tych, którzy ze wszystkim zdają się na doświadczenie. Nie mieli bowiem historii tysiąca lat, która by była godna tej nazwy, lecz jedynie baśnie i pogłoski o starożytności. Z krajów zaś i okolic świata drobną tylko część znali i wszystkich mieszkańców północy nazywali Scytami, wszystkich na zachodzie Celtami - bez jakiegokolwiek rozróżnienia; w Afryce nie znali nic poza bliższą częścią Etiopii, w Azji nic z tamtej strony Gangesu. Jeszcze zaś mniej wiedzieli o ziemiach Nowego Świata, o których nie posiadali nawet żadnych pewnych i zgodnych słuchów ani wieści. Dalej, wiele klimatów i stref, w których żyją i mieszkają niezliczone ludy, uważali oni za nie nadające się do zamieszkania. Co więcej, podróże Demokryta, Platona i Pitagorasa, które były raczej podmiejskimi wycieczkami niż dalekimi wyprawami, sławili jako coś wielkiego. W naszych zaś czasach liczne części Nowego Świata i najdalsze krańce Starego Świata zostały poznane. Niezmiernie też powiększył się zasób doświadczeń. Toteż jeżeli (zwyczajem astrologów) w czasie urodzin albo poczęcia doszukiwać się wróżebnych znaków, to o tych systemach - jak się wydaje - znaki te nic wielkiego nie zapowiadają.

LXXIII. Wśród oznak pozwalających ocenić systemy filozoficzne nie ma pewniejszych ani znamienitszych niż te, które się wyprowadza z ich owoców. Owoce bowiem i wynalazki stanowią niejako rękojmię i gwarancję prawdziwości systemów filozoficznych. Lecz z tych filozofii greckich i pochodzących od nich nauk szczegółowych, w ciągu tylu lat nie można przytoczyć ani jednego eksperymentu zmierzającego do ulżenia i polepszenia doli ludzkości, który by słusznie można było uznać za owoc rozważań i doktryn filozoficznych. Otwarcie i rozważnie stwierdza Celsus, że najpierw oczywiście powstała medycyna doświadczalna, a potem dopiero ludzie zaczęli na te tematy filozofować oraz wyszukiwać i podawać przyczyny; nie zaś odwrotnie, że z filozofii i znajomości przyczyn powstały albo wyłoniły się dopiero doświadczenia. Nic więc dziwnego, że u Egipcjan (którzy wynalazców zaliczali w poczet bogów i przyznawali im kult religijny) więcej było wizerunków nierozumnych zwierząt niż posągów ludzkich; bo nierozumne zwierzęta kierując się naturalnym instynktem dokonały wielu wynalazków, podczas gdy ludzie przez dyskusje i rozumowania osiągnęli niewiele albo w ogóle nic.
    Wszakże pracowitość chemików przyniosła pewne osiągnięcia, lecz jakby przypadkowo i mimochodem albo też przez pewne modyfikacje eksperymentów (jakie zwykle stosują mechanicy), a nie na podstawie jakiejś sztuki albo teorii. Albowiem ta, którą oni wymyślili, raczej mąci eksperymenty, niż je wspiera. Także ci, co zajmowali się tak zwaną magią naturalną, niewielu dokonali odkryć, a i te są bezwartościowe i polegają raczej na oszustwie. Dlatego zasadę, której przestrzega się w religii, że wiara przejawia się w uczynkach, całkiem dobrze odnieść można do filozofii: sądzić ją po owocach, jakie przynosi, i za bezużyteczną uznać taką, która jest bezpłodna, a tym bardziej, jeżeli zamiast winogron i oliwek przynosi ciernie i osty dysput i sporów.

LXXIV. Należy też wziąć pod uwagę oznaki przejawiające się; we wzroście i postępach systemów filozoficznych i nauk. Te bowiem, które opierają się na przyrodzie, wzrastają i rozwijają się; które zaś na opinii, zmieniają się, lecz nie rozwijają. Gdyby więc owe doktryny nie były jakby rośliny oderwane od swego korzenia, lecz tkwiły w łonie natury i czerpały z niej soki odżywcze, nie doszłoby z pewnością do tego stanu, który obserwujemy już przez dwa tysiące lat, mianowicie że nauki drepczą ciągle w miejscu i pozostają prawie w tym samym stanie bez jakiegokolwiek godnego wzmianki rozwoju; przeciwnie, raczej każda za czasów swego założyciela najbujniej kwitła, a potem podupadała. W sztukach zaś mechanicznych, które opierają się na naturze i na świetle doświadczenia, obserwujemy coś przeciwnego: mianowicie, jak długo spotykają się z uznaniem, jak gdyby napełnione jakimś ożywczym tchnieniem, ciągle są pełne sił życiowych i stale wzrastają; najpierw surowe, z czasem zyskują sprawność, następnie stają się wytrawne, a zawsze posuwają się naprzód.

LXXXI. Dalej pokazuje się znowu inna potężna i ważna przyczyna, dla której nauki mały poczyniły postęp. A polega ona na tym, że nie można w biegu posuwać się należycie naprzód, jeżeli sam cel nie został należycie ustawiony i wytknięty. Prawdziwy zaś i właściwy cel nauk - to nic innego, jak wyposażenie życia ludzkiego w nowe wynalazki i środki. Olbrzymia wszakże większość ludzi nic z tego nie rozumie, lecz pracuje dla zarobku i wedle rutyny. Czasem tylko traf zdarzy, że mistrz jakiś o bystrzejszym umyśle i chciwy sławy przyłoży się do jakiegoś nowego wynalazku, co zwykle łączy się z nakładem kosztów. Natomiast ogół ludzi tak daleki jest od tego, ażeby postawić sobie za cel powiększenie skarbca nauk i umiejętności, że nawet z tego dorobku, który jest pod ręką, nic więcej nie biorą ani nie szukają ponad to, co mogą obrócić na swój zawodowy użytek lub co może im przynieść zysk materialny albo uznanie, albo inne tego rodzaju korzyści. A jeżeli ktoś z całej tej masy zapłonie szlachetnym uczuciem do nauki ze względu na nią samą, to jednak okaże się, że i jego interesują raczej różnorodne rozważania i doktryny niż poważne i wytrwałe poszukiwanie prawdy. Jeżeli zaś wreszcie znajdzie się może jakiś inny poważniejszy badacz prawdy, to i on szukać będzie takiej prawdy, która by umysłowi i rozumowi dawała zadowolenie przez wskazywanie przyczyn dla rzeczy już poprzednio poznanych - a nie takiej prawdy, która by zdobywała nowe gwarancje dla dzieł i nowe światło dla twierdzeń ogólnych. Jeżeli więc nikt dotąd nie postawił należycie celu nauk, to nie można się dziwić, że się błądzi we wszystkim tym, co jest temu celowi podporządkowane.

LXXXII. Cel i kierunek nauk źle ludzie ustawili; lecz gdyby nawet ustawili je właściwie, to i tak droga, którą wybrali, jest zupełnie błędna i nie do przebycia. Toteż gdy się właściwie rzecz ocenia, zdumienie wprost ogarnia, że nikt ze śmiertelnych nie wziął sobie do serca i nie zatroszczył się o to, ażeby dla rozumu ludzkiego utorować i umocnić uporządkowaną i dobrze wytyczoną drogę od zmysłów wprost i od doświadczenia wychodzącą, ale że wszystko pozostawiono mrokowi tradycji albo wirowi i zamętowi argumentów, albo falom i manowcom przypadku czy bezplanowego i nieuporządkowanego doświadczenia. Niechże ktoś trzeźwo i dokładnie zastanowi się nad tym, jaka właściwie jest ta droga, którą ludzie zwykle postępują, gdy chcą coś zbadać lub wynaleźć, a niewątpliwie zauważy najpierw, że sposób odkrywania, z którym ludzie najbardziej są zżyci, jest niewymyślny i nie trzyma się żadnych prawideł. Polega on zaś na tym, że człowiek, który przygotowuje się i zabiera do odkrywania czegoś, najpierw bada i rozwija to, co inni na ten temat powiedzieli, następnie dodaje własne rozważania i przez wprowadzenie umysłu w ożywiony ruch podnieca i wzywa niejako swego własnego ducha, ażeby objawił mu swoje wyrocznie. Takie postępowanie jest całkowicie pozbawione podstaw i nie wychodzi poza wypowiadanie gołosłownych poglądów.
    Ktoś inny znów przywoła może do pomocy w odkrywaniu dialektykę; ta jednak tylko z nazwy ma jakiś związek z tym, o co tutaj chodzi. Dialektyka bowiem nie odkrywa naczelnych zasad ani najważniejszych twierdzeń ogólnych, na których opierają się umiejętności, lecz jedynie te twierdzenia, które wydają się zgodne z tamtymi. Dialektyka bowiem ludzi bardziej ciekawych i natarczywych, lubiących szukać trudności, którzy się od niej domagają zarówno dowodzenia jak i odkrywania naczelnych zasad, czyli pierwszych twierdzeń ogólnych, odprawia za pomocą dobrze znanej odpowiedzi - odsyła ich mianowicie do zaufania, jakim należy darzyć poszczególne umiejętności, i do złożenia im niejako przysięgi wiary.
    Pozostaje czyste doświadczenie, które, jeśli samo się nastręcza, nazywa się przypadkiem, jeśli się go poszukuje - eksperymentem. Ten zaś rodzaj doświadczenia to nic innego jak przysłowiowy groch z kapustą i czyste chodzenie po omacku, jakie ludzie stosują w nocy - dotykając wszystkiego, czy przypadkiem nie uda im się wpaść na właściwą drogę. Ale byłoby z ich strony o wiele lepiej i rozważniej poczekać do dnia albo zapalić światło, a potem dopiero udać się w drogę.
    Prawdziwy natomiast tok doświadczenia, przeciwnie - najpierw zapala światło, następnie .za pomocą światła pokazuje drogę, zaczynając nie od kapryśnego i błąkającego się, lecz od należycie uporządkowanego i ułożonego doświadczenia i wyprowadzając z niego ogólne twierdzenia, a z ustanowionych twierdzeń znowu dalsze .eksperymenty; albowiem nawet słowo Boże w stosunku do masy świata nie działało bez porządku.
    Dlatego niech ludzie przestaną się dziwić, że nauki nie przebyły swej trasy, skoro całkowicie zeszły z właściwej drogi. Zaniedbały bowiem zupełnie i porzuciły doświadczenie albo też zabłądziły w nim (jak w labiryncie) i i biegały w koło. Właściwie zaś ustalony tok prowadził pewną ścieżką przez lasy doświadczenia na otwartą przestrzeń twierdzeń ogólnych.

LXXXIX. (...) Wreszcie stwierdzić można, że nierozsądek niektórych teologów niemal całkowicie zamknął drogę jakiejkolwiek, nawet ulepszonej filozofii. Jedni w swej naiwności obawiają się, ażeby przypadkiem głębsze dociekanie przyrody nie przekroczyło umiarem zakreślonych granic; przekręcają oni fałszywie słowa Pisma świętego skierowane przeciwko tym, co starają się zgłębić tajemnice Boże i przenoszą je na tajemnice przyrody, które żadnym zakazem nie są objęte. Drudzy zbyt chytrze kombinują i rozumują, że jeżeli przyczyny pośrednie pozostaną nieznane, wówczas poszczególne wypadki łatwiej będzie można odnieść do ręki i berła Bożego, co, ich zdaniem, wyjdzie szczególnie na korzyść religii, w rzeczywistości zaś nie jest niczym innym jak chęcią przysłużenia się Bogu przez kłamstwo. Inni lękają się działania przykładu, mianowicie ażeby poruszenia i zmiany powstające w filozofii nie wtargnęły w końcu do religii. Inni wreszcie wydają się zaniepokojeni tym, że przy badaniu przyrody może się znaleźć coś, co może zburzyć, a przynajmniej osłabić religijność (zwłaszcza u ludzi niewykształconych). Lecz te dwie ostatnie obawy - jak się nam wydaje - trącą w ogóle grzeszną mądrością, jak gdyby ludzie w zakątkach swego umysłu i w ukrytych myślach nie mieli zaufania do mocy religii i wątpili o panowaniu wiary nad zmysłami, i dlatego lękali się że ze strony poszukiwań prawdy w rzeczach związanych z przyrodą może im zagrażać niebezpieczeństwo. Tymczasem jeżeli trafnie rzecz ocenić, filozofia naturalna jest po słowie Bożym najpewniejszym lekarstwem przeciw przesądom, a zarazem najbardziej wypróbowanym pokarmem wiary. Dlatego przydziela się ją religii jako najwierniejszą służebnicę, ponieważ jedna objawia wolę Boga, druga - jego potęgę. Nie pomylił się bowiem ten, kto powiedział: "Błądzicie nie rozumiejąc Pism ani mocy Bożej" - splatając i łącząc w ten sposób nierozdzielnym węzłem pouczenie o woli i rozważanie o mocy.
    Wobec tego wszystkiego nie wydaje się dziwnym, że rozwój filozofii naturalnej został zatrzymany, skoro religia, która ma największy wpływ na umysły ludzkie, wskutek nierozsądku i niebacznego fanatyzmu niektórych ludzi, została gwałtem uprowadzona i przeszła do obozu przeciwnego.

XCV. Ci, co zajmowali się naukami, byli albo empirykami, albo dogmatykami. Empirycy, podobnie jak mrówki, zbierają tylko i używają. Racjonaliści na. wzór pająków sami z siebie snują wątek. Natomiast pszczoła postępuje w sposób pośredni: zbiera wprawdzie materiał z kwiatów ogrodu i pola, lecz własnymi siłami przerabia go i kształtuje. Nie inne też jest prawdziwe zadanie filozofii: nie opiera się ona bowiem wyłącznie ani szczególnie na sitach umysłu, nie składa też materiału dostarczonego przez historię naturalną i eksperymenty mechaniczne w pamięci w stanie surowym, lecz zmieniwszy i ukształtowawszy go uprzednio w rozumie. Dlatego w ściślejszym i niezłomnym przymierzu między tymi dwiema władzami, eksperymentalną i rozumową - w przymierzu, jakiego dotąd nigdy nie było - należy pokładać jak najlepsze nadzieje.

XCVIII. A dalej, podstawy doświadczenia (ponieważ do tego tematu trzeba przystąpić) dotychczas albo były niezwykle kruche, albo ich w ogóle nie było. Dotąd jeszcze nie zdobyto i nie zgromadzono materiału czy zapasu szczegółów, który by liczbą, rodzajem czy pewnością wystarczał do oświecenia rozumu albo pod innym względem okazał się dostateczny. Przeciwnie, uczeni (gnuśni zapewne i łatwowierni) jakieś niepewne doświadczenia i jakby wieści czy słuchy o nich przyjmowali dla zbudowania lub potwierdzenia swojej filozofii i przyznawali im wagę prawdziwego świadectwa. I taki system, jeżeli chodzi o doświadczenie, wprowadzono do filozofii, jak gdyby jakieś królestwo czy inne państwo wydawało ustawy i kierowało swoimi sprawami nie na podstawie pism i sprawozdań posłów i godnych zaufania informatorów, lecz na podstawie miejskich i ulicznych plotek. W historii naturalnej nie znajduje się nic w należyty sposób zbadanego, nic sprawdzonego, nic policzonego, nic zważonego ani zmierzonego. A to, co zostało zaobserwowane w sposób nieokreślony i chwiejny, to jest zwodniczą i niewiarygodną informacją.
    A może komu te słowa wydają się dziwne i podobne raczej do nieuzasadnionej skargi, skoro tak wielki człowiek jak Arystoteles, wsparty ponadto zasobami tak wielkiego króla, napisał tak dokładną historię naturalną zwierząt, do której inni z większą starannością (choć z mniejszym rozgłosem) wiele dorzucili, a inni znowu pisali obszerne historie i opowiadania o roślinach, o metalach i skamieniałościach. Otóż, zdaje się, że kto by tak mniemał, ten nie zwraca w dostatecznym stopniu uwagi i nie rozumie, o co właściwie obecnie chodzi. Inna jest bowiem metoda historii naturalnej, która została stworzona dla niej samej, inna zaś tej, która została opracowana dla dostarczenia rozumowi właściwych informacji dla zbudowania filozofii. Te dwie zaś historie różnią się pod wielu innymi względami, a szczególnie tym, że pierwsza z nich obejmuje rozmaitość gatunków przyrodniczych, ale nie eksperymenty sztuk mechanicznych. Albowiem jak w życiu publicznym czyjeś zdolności i ukryte skłonności umysłu czy uczuć lepiej wychodzą nią jaw, kiedy zostanie on wytrącony z równowagi, niż w innych sytuacjach - podobnie i tajemnice przyrody łatwiej się zdradzają, gdy się je za pomocą sztuk poddaje naciskowi niż wtedy, kiedy się je pozostawia własnemu biegowi. Toteż wtedy dopiero filozofii naturalnej będzie można rokować pomyślne widoki, kiedy historia naturalna (która stanowi jej bazę i fundament) zostanie lepiej ustawiona - ale nie wcześniej.

C. Lecz nie wystarczy szukać i starać się o większą liczbę eksperymentów, i to innego choćby, niż dotąd, rodzaju. Trzeba jeszcze wprowadzić zupełnie inną metodę, kolejność i tok przeprowadzania i posuwania naprzód doświadczenia. Bezplanowe bowiem i idące samopas doświadczenie (jak już wyżej powiedziano) to czyste chodzenie po omacku, i odurza ludzi raczej niż oświeca. Natomiast kiedy doświadczenie postępować będzie według określonego prawa, w należytym porządku i bez przerw, będzie można co do nauk nieco lepsze rokować nadzieje.

CI. Lecz jeśliby nawet taki zapas i materiał historii naturalnej i doświadczenia, jakiego wymaga się od dzieła rozumu czy dzieła filozoficznego, był już gotowy i pod ręką, to mimo to siły rozumu żadną miarą nie wystarczają na to, ażeby mógł on opanować ów materiał sam, polegając jedynie na pamięci. Nie wystarczają one do tego tak samo, jak nie usprawiedliwiają nadziei, aby ktoś mógł obliczenia jakiejś księgi gospodarczej pamięciowo przeprowadzić i opanować. A jednak dotychczas w badaniach naukowych większą rolę odgrywało rozważanie niż zapisywanie i dotąd jeszcze nie powstało doświadczenie naukowe. A przecież żadnego odkrycia nie należy aprobować, jeżeli nie jest sformułowane na piśmie. I dopiero, kiedy ten sposób wejdzie w użycie i powstanie doświadczenie naukowe, będzie można z nim łączyć lepsze nadzieje.

CII. Ponadto, wobec tak wielkiej liczby i jakby armii szczegółów, i to tak rozproszonych i rozrzuconych, że do rozumu wprowadzają rozbicie i zamęt - niewiele należy oczekiwać od tych harców oraz bezładnych i pobieżnych czynności rozumu - chyba, że przy pomocy odpowiednich, dobrze ułożonych i jakby żywych tablic służących do odkrywania, nastąpi uszeregowanie i uporządkowanie szczegółów odnoszących się 'do badanego przedmiotu oraz że umysł skorzysta z porządkującej pomocy tych tablic.

CIV. Nie należy jednak pozwolić na to, ażeby rozum od szczegółów od razu przeskakiwał i niejako wzlatywał do oddalonych i jakby najogólniejszych twierdzeń (jakimi są tak zwane zasady naczelne umiejętności i rzeczy), i według ich rzekomo niewzruszonej prawdziwości uzasadniał i wyprowadzał twierdzenia średniej ogólności. Tak postępowano dotąd z przyrodzonej skłonności rozumu, a także na skutek przyzwyczajeń powstałych pod wpływem dowodzeń sylogistycznych. Lecz dla nauk wtedy dopiero będzie można rokować dobre nadzieje, kiedy po właściwej drabinie i po kolejnych szczeblach bez przerw i przeskoków wstępować się będzie od szczegółów do twierdzeń niższego rzędu, od tych do twierdzeń średniej ogólności, następnie do coraz wyższych i na końcu dopiero do najogólniejszych. Albowiem twierdzenia najniższe niewiele różnią się od prostego doświadczenia. Najwyższe zaś i najogólniejsze (jakie obecnie istnieją) są czysto pojęciowe i abstrakcyjne i nie mają w sobie nic ważkiego. Natomiast twierdzenia średniej ogólności to owe twierdzenia prawdziwe, ważkie i żywe, od których zależą ludzkie sprawy i koleje losu, a nad nimi wreszcie znajdują się owe właśnie twierdzenia najogólniejsze - ale oczywiście takie, które nie są czysto abstrakcyjne, lecz są rzetelnie określone przez twierdzenia średniej ogólności.
Rozumowa więc ludzkiemu nie trzeba dodawać skrzydeł, lecz raczej ołowiu i ciężarów, ażeby hamowały wszelkie wyskoki i wzloty. A dotąd tego nie czyniono. Kiedy zaś to nastąpi, będzie wolno co do nauk lepsze żywić nadzieje.

CV. Przy ustalaniu zaś ogólnego twierdzenia trzeba wymyślić inną postać indukcji niż ta, która dotąd była w użyciu - i to nie tylko do uzasadniania i odkrywania tak zwanych zasad naczelnych, lecz także do twierdzeń niższych i średnich, krótko mówiąc, do wszystkich. Indukcja bowiem, która polega na prostym wyliczaniu, to dzieciństwo; jej wnioski są niepewne i wystawione na niebezpieczeństwo ze strony wypadku sprzecznego, przeważnie też wydaje ona sąd na podstawie mniejszej liczby faktów niżby należało, i to tylko takich, które są pod ręką. Natomiast indukcja, która będzie użyteczna do odkrywania i uzasadniania nauk i umiejętności, powinna analizować naturę przez odpowiednie wyłączania i wykluczania, a następnie wziąwszy pod uwagę dostateczną ilość przypadków negatywnych przechodzi do wniosków na podstawie .przypadków pozytywnych. Dotąd tego nie robiono, a nawet zapewne nie czyniono prób w tym kierunku - z wyjątkiem jednego Platona, który dla wyprowadzania definicji i idei posługiwał się do pewnego stopnia tą właśnie postacią indukcji. Lecz ażeby z tej postaci indukcji, czyli dowodzenia uczynić metodę dobrą i prawomocną, trzeba dołożyć wielu starań, o czym dotąd nikt ze śmiertelnych nawet nie pomyślał; i więcej w to należy włożyć pracy niż dotąd wkładano jej w związku z sylogizmem. Z pomocy tego rodzaju indukcji należy korzystać nie tylko przy odkrywaniu twierdzeń ogólnych, lecz także przy określaniu pojęć. W tej właśnie indukcji pokładamy największą nadzieję.

CVIII. Tyle mieliśmy do powiedzenia o usunięciu niewiary i nabraniu otuchy na skutek porzucenia albo sprostowania błędów minionego okresu. Obecnie trzeba się rozejrzeć, czy istnieją jakieś inne podstawy nadziei. Narzuca się tutaj następująca uwaga. Jeżeli ludzie bez poszukiwań i zajmując się właściwie czym innym, jakby przypadkowo albo okolicznościowo dokonali wielu pożytecznych odkryć, to dla nikogo nie może ulegać wątpliwości, że ci sami ludzie stosując poszukiwania i zajmując się tą sprawą metodycznie i porządnie, a nie impulsywnie i dorywczo, muszą dokonać bez porównania więcej odkryć. Jakkolwiek bowiem raz albo dwa razy może się zdarzyć, że ktoś przypadkiem wpadnie szczęśliwie na to, co przedtem wymknęło się komuś, kto z wielkim wysiłkiem i starannością robił poszukiwania, to przecież ogólnie rzecz biorąc, dzieje się niewątpliwie na odwrót. Dlatego bez porównania liczniejszych i cenniejszych odkryć, i to w mniejszych odstępach czasu, oczekiwać należy od rozumnego, starannego, kierowanego i zamierzonego wysiłku ludzi niż od przypadku, instynktu zwierzęcego i tym podobnych czynników, które dotąd stanowiły źródło wynalazków.

CXVIII. Kiedy ktoś czytać będzie naszą historię i tablice odkrywania, niewątpliwie napotka w samych eksperymentach to lub owo, co mniej pewne albo zgoła fałszywe; i z tego powodu może pomyśli sobie, że nasze odkrycia opierają się na fałszywych i wątpliwych podstawach i zasadach naczelnych, lecz to nie ma żadnego znaczenia, w początkach bowiem takie rzeczy muszą się zdarzać. Podobnie kiedy w piśmie albo w druku postawi się jedną czy drugą literę fałszywie albo w niewłaściwym miejscu, dla czytelnika zwykle nie stanowi to wielkiej przeszkody, ponieważ błędy łatwo można poprawić na podstawie samej treści. Otóż należy też stwierdzić, że tak samo w historii naturalnej może zostać fałszywie uznanych i przyjętych wiele eksperymentów, które krótko potem z odkryciem przyczyn i twierdzeń ogólnych zostają wykreślone i odrzucone. Niemniej jednak jest prawdą, że jeżeli w historii naturalnej i eksperymentach często występować będą poważne i ciągłe błędy, to największy talent i największa umiejętność nie będzie w stanie ich poprawić ani sprostować. Jeżeli więc w naszej historii naturalnej, która z tak wielką starannością, powagą i niemal religijną pieczołowitością została uzasadniona i wypracowana, zdarzają się niekiedy w szczegółach pewne fałsze albo błędy, to cóż mówić o pospolitej historii naturalnej, która w porównaniu z naszą jest tak niedbała i byle jak zrobiona, albo o filozofii! i naukach zbudowanych na tego rodzaju piaskach (czy raczej mieliznach)? Dlatego niech nikogo nie niepokoi to, o czym wspomnieliśmy.

CXXVII. Podniesie też ktoś wątpliwość raczej niż zarzut czy mówimy tylko o filozofii naturalnej, czy taż mamy na myśli udoskonalenie według naszej metody także pozostałych nauk: logiki, etyki, polityki. Otóż my oczywiście to, co powiedzieliśmy, stosujemy do wszystkich nauk i jak logika pospolita, która kieruje wszystkim przez sylogizm, odnosi się nie tylko do nauk przyrodniczych, lecz w ogóle do wszystkich, tak też i nasza, która postępuje drogą indukcji, obejmuje wszystko. Tworzymy bowiem zarówno historię jak i tablice odkrywania dla gniewu, obawy, wstydu itp., a także dla przykładów z dziedziny polityki; dla czynności umysłowych, pamięci, składania i rozkładania, sądzenia i innych w nie mniejszym stopniu niż dla ciepła i zimna albo dla światła czy wegetacji itp. Jednak ponieważ nasza metoda tłumaczenia po przygotowaniu i uporządkowaniu historii rozpatruje nie tylko ruchy i kolejne czynności umysłu (jak logika pospolita), lecz także naturę rzeczy, przeto tak kierujemy umysłem, ażeby za pomocą sposobów nadających się przy każdym materiale mógł przystosować się do natury rzeczy. I dlatego w nauce tłumaczenia podajemy wiele różnych wskazówek, które w pewnej mierze przystosowują nasz sposób dokonywania odkryć do jakości przedmiotu naszych badań i warunków, w jakich się znajduje.

CXXIX. Pozostaje nam jeszcze powiedzieć kilka słów o doniosłości celu, do którego zdążamy. Gdybyśmy wypowiedzieli je wcześniej, mogłyby się wydawać podobne do pobożnych życzeń, ale teraz po nabraniu otuchy i wyrugowaniu niesłusznych uprzedzeń, będą miały może więcej wagi. Gdybyśmy bowiem sami wszystko wykonali i całkowicie doprowadzili do końca, i nie wołali raz po raz innych do udziału i uczestnictwa w pracach, powstrzymalibyśmy się nawet od słów tego rodzaju, ażeby ich nie wzięto za wychwalanie własnej zasługi. Lecz ponieważ musimy ożywić przedsiębiorczość innych oraz pobudzić i zapalić ich umysły, wydaje się rzeczą słuszną uświadomić ludziom niektóre prawdy.
Najpierw więc, jak się zdaje, dokonywanie znakomitych wynalazków zajmuje pierwsze miejsce wśród ludzkich czynności. Sądziły tak już dawne stulecia. Wynalazcom bowiem oddawały cześć boską; tych zaś, co zasłużyli się w dziedzinie politycznej (jak założycieli miast i państw, prawodawców, wybawicieli ojczyzny z długotrwałych nieszczęść, pogromców tyranów i tym podobnych) czciły tylko jako herosów. I zaiste jeśliby ktoś zasługi te trafnie porównał, z pewnością uznałby za słuszny ten sąd dawnego wieku. Albowiem dobrodziejstwa wynalazców mogą się odnosić do całego rodu ludzkiego, polityczne zaś tylko do określonych ludzkich siedzib, te drugie nie trwają dłużej niż kilka wieków, tamte pierwsze jakby po wieczne czasy. I reformy polityczne rzadko odbywają się bez gwałtu i zamieszek, natomiast wynalazki uszczęśliwiają i świadczą dobrodziejstwa nie wyrządzając nikomu krzywdy ani przykrości.
(...)
    Dalej, jeśli ktoś rozważy, jak wielka zachodzi różnica między życiem ludzi w jakiejś najbardziej cywilizowanej prowincji Europy z jednej strony, a w jakiejś najbardziej dzikiej i barbarzyńskiej okolicy Nowych Indii z drugiej, dojdzie do przekonania, że różnią się one tak bardzo, iż zupełnie słusznie można powiedzieć: "człowiek jest dla człowieka bogiem" - nie tylko ze względu na pomoc i dobrodziejstwo, lecz także w wyniku porównania ich warunków życiowych. A sprawiają to nie ziemia, nie klimat, nie różnice cielesne, lecz kunszty.
    Warto dalej zwrócić uwagę na moc, wydolność i następstwa wynalazków, co w niczym nie występuje tak wyraźnie jak w tych trzech odkryciach, które były nieznane starożytnym, a których początki, chociaż niedawne, są nieznane i nikomu nie przyniosły stawy; mamy na myśli wynalazek druku, prochu strzelniczego i busoli morskiej. Te trzy bowiem wynalazki zmieniły całkowicie oblicze rzeczy i stosunki na świecie: pierwszy w dziedzinie nauk, drugi w sztuce wojennej, trzeci w żegludze morskiej. W ślad za tym poszły niezliczone dalsze zmiany, tak że żadna władza, żadna sekta, żadna gwiazda nie wywarła - zdaje się - większego skutku i jakby wpływu na sprawy ludzkie niż te wynalazki mechaniczne.
    Prócz tego nie od rzeczy będzie rozróżnić trzy rodzaje i jakby trzy stopnie ludzkiej ambicji. Pierwszy rodzaj występuje u tych, którzy swoją władzę chcą powiększyć we własnej ojczyźnie - to ambicja pospolita i niska. Drugi występuje u tych, którzy starają się powiększyć wpływy i władzę ojczyzny w obrębie rodzaju ludzkiego - ton rodzaj ambicji ma niewątpliwie więcej godności, lecz nie mniej łączy siłę z nim chciwości. Jeśliby zaś ktoś starał się ustanowić i powiększyć potęgę i panowanie samego rodzaju ludzkiego we wszechświecie, to taka ambicja (jeżeli tym mianem jeszcze można to nazywać) byłaby niewątpliwie bardziej zdrowa i dostojna, niż pozostałe. Panowanie zaś człowieka nad światem opiera się jodynie na kunsztach i naukach. .Nie można bowiem panować nad przyrodą inaczej niż przez to, że się jest jej posłusznym.
Poza tym jeżeli użyteczność jakiegoś jednego wynalazku tak oddziaływa na ludzi, że tego, który jakimś dobrodziejstwem potrafił sobie zobowiązać cały ród ludzki, uznali za istotę nadludzką, to o ileż wspanialszym wyda się dokonanie takiego wynalazku, za pomocą którego z łatwością będzie można dojść do wszystkich innych odkryć? A jednak (ażeby powiedzieć całą prawdę) jak odczuwamy wielką wdzięczność dla światła, ponieważ dzięki niemu możemy wybrać się w drogę, uprawiać umiejętności, czytać, rozpoznawać siebie nawzajem, niemniej jednak sam widok światła jest czymś wspanialszym i piękniejszym niż wieloraki jego użytek - tak z pewnością samo oglądanie rzeczy takich, jakimi są naprawdę bez zabobonu albo oszustwa, bez błędu, albo zmącenia, samo w sobie jest bardziej godne niż wszelki pożytek z wynalazków.
Jeśliby wreszcie ktoś wysunął jako zarzut, że nauki i kunszty bywają nadużywane dla złośliwych celów, zbytków itd., to niechaj się nikt tym nie przejmuje. To samo bowiem można powiedzieć o wszystkich dobrach tego świata: o talencie, dzielności, siłach, piękności, bogactwach, nawet o świetle i innych. Niechaj tylko ród ludzki odzyska swoje prawa w stosunku do przyrody, jakie mu się należą z boskiego nadania oraz ma całkowitą swobodę w korzystaniu z nich, a sposobami wyzyskania ich kierować będzie zdrowy rozsądek i prawdziwa religia.

CXXX. Obecnie nadszedł już zaiste czas, aby przedstawić samą sztukę tłumaczenia przyrody. Jakkolwiek podajemy w nim wskazówki, naszym zdaniem, bardziej pożyteczne i zupełnie prawdziwe, to jednak nie uważamy jej za absolutnie niezbędną (jak gdyby bez niej niczego nie można było dokonać) ani też za doskonałą. Albowiem jesteśmy tego zdania, że gdyby ludzie mieli na swe usługi właściwą historię natury i doświadczenia, gdyby się pilnie nią zajmowali oraz gdyby mogli sobie nakazać dwie rzeczy: jedno - żeby pozbyć się przekazanych poglądów i pojęć; drugie - ażeby do czasu powstrzymać umysł od najwyższych i najbardziej do nich zbliżonych uogólnień, to wtedy nawet dzięki własnej i przyrodzonej zdolności umysłu bez jakiejkolwiek innej sztuki mogliby wpaść na naszą formę tłumaczenia. Tłumaczenie bowiem jest właściwym i naturalnym zajęciem umysłu - oczywiście po usunięciu przeszkód. Jednak dzięki naszym wskazówkom wszystko z pewnością będzie w większej gotowości i o wiele pewniejsze.
Nie twierdzimy jednak bynajmniej, jakoby niczego już do nich nie można było dodać. Przeciwnie, my, którzy rozważamy umysł nie tylko w jego własnej zdolności, lecz także w jego związku z rzeczami, powinniśmy przyjąć za rzecz pewną, że wraz z odkryciami może rozwijać się również sztuka odkrywania.

KSIĘGA DRUGA
aforyzmów o tłumaczeniu przyrody czyli o królestwie człowieka

I. Wytworzyć a nadać jakiemuś ciału nową własność czy nowe własności - oto zadanie i cel ludzkiej mocy. Natomiast odkryć formę danej własności, czyli prawdziwą różnicę, czyli naturę twórczą, czyli źródło emanacji (takie bowiem mamy wyrazy, które najbardziej zbliżają się do oddania rzeczy) - oto zadanie i cel ludzkiej wiedzy. Tym zadaniom naczelnym są podporządkowane dwa inne zadania podrzędne i niższego stopnia: pierwszemu - przekształcanie konkretnych ciał jednego w drugie, w granicach możliwości; drugiemu - odkrywanie we wszelkim powstawaniu i ruchu ukrytego procesu przebiegającego nieprzerwanie od widocznej przyczyny sprawczej i widocznej materii do nadawanej jej formy; podobnie też odkrywanie ukrytej struktury ciał znajdujących się w spoczynku, a nie w ruchu.

II. Niepomyślny obecny stan ludzkiej wiedzy ujawniła się także w twierdzeniach, które się pospolicie przyjmuje. Słusznie zakłada się, że prawdziwa wiedza - to znajomość przyczyn. Nie bez słuszności też przyjmuje się cztery przyczyny: materię, formę, przyczynę sprawczą i cel. Lecz spośród nich przyczyna celowa jest dla nauk raczej szkodliwa i na nic się nie przydaje - z wyjątkiem wypadków, gdy chodzi o działanie człowieka. Wykrywanie formy uważa się za sprawę beznadziejną. Przyczyna zaś sprawcza i materia (takie, jakich się poszukuje i jakie się przyjmuje, to znaczy jako przyczyny odległe bez związku z ukrytym procesem wiodącym do formy) są niedokładne i powierzchowne, i nauce prawdziwej i czynnej nic właściwie nie przynoszą. Nie zapomnieliśmy jednak o tym, że pogląd, jakoby formom przysługiwał byt naczelny, określiliśmy wyżej jako błąd umysłu ludzkiego i sprostowaliśmy go. Jakkolwiek bowiem w przyrodzie nic naprawdę nie istnieje oprócz ciał indywidualnych wykonujących indywidualne czyste akty zgodnie z ustalonym prawem, to jednak w naukach, owo właśnie prawo, jego poszukiwanie, odkrywanie i wyjaśnianie stanowi podstawę zarówno wiedzy jak i działania. To właśnie prawo i jego paragrafy określamy mianem form, zwłaszcza że ten termin przyjął się i jest powszechnie w użyciu.

III. Jeżeli ktoś zna przyczynę jakiejś własności (np. białości albo ciepła) w niektórych tylko przedmiotach, to jego wiedza jest niezupełna; jeżeli ktoś potrafi wywołać pewien skutek w niektórych tylko substancjach (spośród tych, które się do tego nadają) - to jego moc jest równie niezupełna. I jeżeli ktoś zna jedynie przyczynę sprawczą i materialną (które to przyczyny są płynne i stanowią tylko środki przenoszące i przyczyny wprowadzające formę w niektórych tylko wypadkach), ten w odniesieniu do substancji, która w pewnym stopniu jest podobna do dawniej znanych oraz stosownie dobrana, może dojść do nowych wyników, ale głębiej tkwiących granic rzeczy nie poruszy. Natomiast kto zna formy, ten chwyta to, co stanowi jedność własności w substancjach jak najbardziej do siebie niepodobnych. Może więc (czego dotąd nie uczyniono) dokonać takich odkryć i osiągnięć, jakie nigdy nie zostały urzeczywistnione ani przez zmienne koleje przyrody, ani przez najbardziej pomysłowe eksperymenty, ani nawet przez przypadek i jakie w ogóle nie przyszłyby człowiekowi na myśl. Dlatego z odkrycia form wypływa prawda badania i swoboda działania.

V. Dwa są rodzaje przepisów, czyli zasad dotyczących przekształcania ciał. Pierwszy traktuje ciało jako zbiór, czyli zespół prostych własności. Na przykład w złocie schodzą się następujące własności: jest żółte, ma taki a taki ciężar, jest kowalne i ciągliwe do takiego a takiego stopnia, nie ulatnia się, w ogniu nie traci nic ze swej ilości, przechodzi w stan ciekły o takim a takim stopniu płynności, daje się oddzielić i rozpuścić za pomocą takich a takich środków; i tak dalej co do pozostałych własności, które spotykają się w złocie. Tego rodzaju więc zasada wyprowadza rzecz z form prostych własności. Albowiem kto zna formy żółtości, ciężaru, ciągliwości, stanu stałego, ciekłego, rozpuszczalności, a także formy pozostałych własności i to w różnych ich stopniach i odmianach, a nadto zna metody ich wprowadzenia do ciał, ten będzie się starał i troszczył o to, aby te własności można było połączyć w jakimś ciele, aby w ten sposób nastąpiła jego przemiana w złoto. Ten sposób postępowania stanowi pierwszą metodę. Ta sama bowiem jest zasada tworzenia jakiejś jednej prostej własności co i większej ich ilości - tyle tylko, że człowiek jest bardziej skrępowany w działaniu i ma więcej kłopotu, gdy chodzi o większą ilość, a to z powodu trudności zjednoczenia tylu różnych własności, które łączą się łatwo jedynie na utartych i zwyczajnych drogach natury. Jakkolwiekby jednak z tym było, należy stwierdzić, że ten sposób postępowania (który zwraca uwagę na proste własności nawet w konkretnym ciele) wychodzi od tego, co w przyrodzie jest stałe, wieczne i powszechne, i potędze ludzkiej otwiera tak szerokie drogi, że w obecnym stanie rzeczy, myśl ludzka z trudem tylko może je uchwycić czy przedstawić sobie.
    Drugi natomiast rodzaj zasad (który zależy od odkrycia ukrytego procesu) nie wychodzi od prostych własności, lecz od konkretnych ciał - takich jakie znajdują się normalnie w przyrodzie. Jest tak na przykład w wypadku, gdy dochodzimy, z jakich to początków, w jaki sposób i przez jaki proces powstaje złoto albo jakiś inny metal czy kamień, i to od pierwszych jego zalążków albo pierwocin aż do całkowitego minerału; podobnie też jest, gdy dociekamy, przez jaki to proces powstają zioła, i to od pierwszego krzepnięcia soków w ziemi albo od nasienia aż do ukształtowanej rośliny - nie zapominając o całym owym paśmie kolejnych przemian oraz różnorodnych a nieustannych wysiłkach, jakie przy tym wykonuje przyroda; podobnie też, jeżeli chodzi o proces powstawania zwierząt w stopniowym rozwoju od poczęcia do wylęgu, a także w odniesieniu do innych ciał.
    Badanie takie jednakże odnosi się nie tylko do powstawania ciał, lecz także do innych ruchów i działań przyrody. Na przykład, gdy przedmiot badań stanowi cały proces odżywiania i kolejne jego stadia od pierwszego przyjęcia pokarmu do całkowitej asymilacji. Podobnie też, gdy chodzi o ruch dowolny istot żywych od pierwszego poruszenia wyobraźni i ciągłych wysiłków ducha aż do zgięcia i ruchu członków; albo też o przedstawienie ruchu języka, warg i reszty narządów mowy aż do wydania głosów artykułowanych. Albowiem ten rodzaj badań odnosi się także do własności konkretnych, czyli zespolonych w jednym układzie, i zwraca uwagę jakby na pojedyncze i specjalne przyzwyczajenia przyrody, a nie na podstawowe i ogólne prawa, które ustanawiają formy. Jednak trzeba przyznać, że ta druga metoda wydaje się wygodniejsza, bliższa i bodajże więcej rokuje nadziei niż owa pierwsza.
    Podobnie też w dziedzinie praktyki, która odpowiada tej właśnie dziedzinie teorii, rozszerza się krąg działania i postępuje się od tego, co zwykle w przyrodzie się spotyka, ku temu, co ciałom przyrodzonym najbliższe albo niezbyt od najbliższego odległe. Głębsze jednak i gruntowniejsze działanie mające za swój przedmiot przyrodę, całkowicie opiera się na zasadach pierwszego rodzaju. A nawet tam, gdzie człowiekowi nie jest dana możność działania, lecz tylko poznawania, jak np. w sprawach nieba (człowiek bowiem nie jest w stanie wpływać na niebo, zmieniać je albo przekształcać), badanie samego stanu faktycznego, czyli prawdziwego stanu rzeczy w niemniejszym stopniu niż poznawanie przyczyn i powinowactw odwołuje się do owych pierwszych powszechnych zasad dotyczących prostych własności (takich jak spontaniczny ruch obrotowy, przyciąganie, czyli siła magnetyczna i wiele innych, które są bardziej ogólne niż same sprawy nieba). Niechaj też nikt nie spodziewa się, że będzie mógł rozstrzygnąć kwestię czy to ziemia, czy też niebo w rzeczywistości się obraca w ruchu dziennym, jeżeli przedtem nie zrozumie istoty spontanicznego ruchu obrotowego.

IX. Z dwóch rodzajów twierdzeń ogólnych, o których wyżej była mowa, wywodzi się prawdziwy podział filozofii i nauk - jeżeli zastosować do naszego celu przyjęte terminy, które najbardziej zbliżają się do oddania rzeczy. Mianowicie badanie form, które (w zasadzie przynajmniej i według swego prawa) są wieczne i niezmienne, stanowi metafizykę; badanie zaś przyczyny sprawczej, materii, ukrytego procesu i ukrytej struktury (a to wszystko dotyczy pospolitego i zwykłego biegu natury, a nie podstawowych i wiecznych praw) stanowi fizykę: im zaś odpowiednio są podporządkowane dwie umiejętności praktyczne: fizyce - mechanika, metafizyce - magia (w oczyszczonym tego słowa znaczeniu) - z powodu jej szerokich dróg i większej władzy nad przyrodą.

Tu Bacon zaczyna badania nad formą ciepła, ilustrując zasady indukcji eliminacyjnej, którą proponuje jako podstawową metodę badań naukowych. Zestawia przypadki, w których własność ciepła występuje, następnie przypadki, w których własność ciepła nie występuje, a wreszcie takie, w których występuje ono w różnym stopniu. Dalej, a fragment ten stanowi 40% tekstu Novum organum, omawia dwadzieścia kilka rodzajów zjawisk, które, jak twierdzi, szczególnie wyraziście ujawniają formę danej własności. Rozważania te są pełne zamętu, a mity mieszają się w nich z faktami. Nikt dziś nie nazwie tego typu rozważań, a także "wniosków" do jakich Bacon dochodzi, mianem "naukowych".

strona główna