strona główna

Wojciech SADY

RACJONALNA REKONSTRUKCJA ODKRYĆ NAUKOWYCH

Wydawnictwo UMCS, Lublin 1990
dwa pierwsze rozdziały (o charakterze programowym) i bibliografia

Spis treści (w klamrach numery stron)

PRZEDMOWA {7}
1. ZMIANY PROGRAMU RACJONALNEJ REKONSTRUKCJI WIEDZY NAUKOWEJ {9}
1.1. Od struktury teorii ku historii nauki {12}
1.2. Od logiki uzasadniania do logiki odkryć {23}
2. PROGRAM RACJONALNEJ REKONSTRUKCJI ODKRYĆ NAUKOWYCH {32}
2.1. Kryteria racjonalnego formułowania hipotez {37}
3. ODKRYCIE PRAWA GRAWITACJI {49}
3.1. O naturze praw nauki {50}
3.2. Historia odkrycia prawa grawitacji {53}
3.3. Odkrycie prawa grawitacji - racjonalna rekonstrukcja {59}
4. ODKRYCIE NEPTUNA {68}
4.1. Zastosowania teorii - modele zjawisk {68}
4.2. Historia odkrycia planety Neptun {74}
4.3. Odkrycie Neptuna - racjonalna rekonstrukcja {77}
5. ODKRYCIE SZCZEGÓLNEJ TEORII WZGLĘDNOŚCI {84}
5.1. Czynna rola języka w poznaniu a możliwość rewolucji naukowych {87}
5.2. Historia odkrycia prawa Coulomba {90}
5.3. Odkrycie prawa Coulomba - racjonalna rekonstrukcja {93}
5.4. Zarys rozwoju teorii elektryczności i magnetyzmu od Orsteda do Webera {97}
5.5. Historia odkrycia równań Maxwella {101}
5.6. Odkrycie równań Maxwella - racjonalna rekonstrukcja {107}
5.7. Zarys rozwoju optyki ciał w ruchu od Fresnela do Voigta {112}
5.8. Zarys rozwoju elektrodynamiki ciał w ruchu od Maxwella do Lorentza {119}
5.9. Albert Einstein, "O elektrodynamice ciał w ruchu" {120}
5.10. Odkrycie szczególnej teorii względności - racjonalna rekonstrukcja {127}
5.11. Mechanizm rewolucji naukowych w kategoriach metodologii naukowych programów badawczych opisany {134}
6. TWORZENIE CZY ODKRYWANIE? {140}
BIBLIOGRAFIA {143}

PRZEDMOWA

Przedstawioną poniżej koncepcję interpretować można jako propozycję - poważnej - modyfikacji metodologii naukowych programów badawczych Imre Lakatosa. Jej sens można najkrócej wyrazić następująco: nie tylko procedury uzasadniania wiedzy, lecz również procedury jej odkrywania, podlegają racjonalnej rekonstrukcji.

Rozdział 1 pełni rolę pomocniczą, jego zadaniem jest określenie sensu moich wysiłków na tle XX-wiecznej filozofii nauki. Lakatosowskie kryteria racjonalnego uznawania wiedzy przyjmuję za własne. Natomiast w §2.1 podaję kryteria racjonalnego formułowania hipotez. W rozdziałach 3, 4 i 5 przedstawiam racjonalną rekonstrukcję wybranych odkryć z historii fizyki.

Praca ta jest raportem z dociekań, jakie nadal prowadzę. Gdybym opublikował ją później, pewne jej braki zostałyby może usunięte. Do najistotniejszych zaliczyć należy zapewne niejasności związane z powiązanymi ze sobą pojęciami indukcji i prostoty, a także z treścią §3.1: jest to raczej wskazanie kierunku, w jakim podjąć by należało badania, niż gotowa koncepcja. Opracowanie takiej koncepcji wymagałoby jednak, jak podejrzewam, narzędzi innych niż te, jakimi w tej chwili dysponuję. Owocnym punktem wyjścia okazać by się mogło strukturalistyczne podejście Sneeda-Stegmüllera; na pewne analogie między tym podejściem a moimi poglądami parokrotnie w tekście wskazuję. Myślę, że wartość tej pracy polega przede wszystkim na przedstawionych racjonalnych rekonstrukcjach historycznych przypadków odkryć. Nie zadowolą one zapewne logików, którzy domagaliby się dokonania formalizacji wchodzącej w grę wiedzy i dopiero potem wykazywania zachodzenia postulowanych związków logicznych. Ale jest to zadanie leżące poza zasięgiem ludzkich możliwości. Stajemy wobec tego przed dylematem: albo poprzestajemy, jak to wielu dziś czyni, na logicznej analizie przypadków tak uproszczonych, że tracących z realną nauką jakąkolwiek więź, albo próbujemy mówić coś o wiedzy naukowej takiej, jaką ona jest, a wtedy musimy poprzestawać na intuicyjnym tylko chwytaniu pewnych związków. Uważam, że nie należy się takich intuicji obawiać. Ze względu na obowiązujące dziś standardy wszystkim dowodom matematycznym przeprowadzanym przed końcem XIX w. brakowało pewnych zasadniczych elementów - ale przecież były to dowody poprawne, co widać po tym, że łatwo je dziś o elementy te uzupełnić, a otrzymane w ten sposób dowody nie budzą zastrzeżeń. Te dawne dowody uznać więc można za definitywne rozstrzygnięcie problemów prawdziwości odpowiednich twierdzeń. Choć pewne wnioski, jakie formułuję w tej pracy, są może przesadne, to sądzę, że w zrekonstruowanych przypadkach udało mi się w sposób definitywny wykazać, że w odkryciach naukowych logika faktycznie odgrywa istotną rolę i to - wbrew temu, co się na ten temat powszechnie sądzi - rolę współdecydującą o racjonalności całego przedsięwzięcia badawczego. Nie sądzę też, by moje rekonstrukcje ustępowały poziomem temu, co potrafią osiągnąć dziś inni - niech czytelnik sam porówna moje wywody ż tym, co prezentują J. Garrison (1988). S. A. Kleiner (1988) czy E. Zahar (1989). I to w dostatecznym chyba stopniu uzasadnia decyzję opublikowania tej pracy w jej obecnym stadium.

Lublin, 15 października 1990

Rozdział 1
ZMIANY PROGRAMU RACJONALNEJ REKONSTRUKCJI WIEDZY NAUKOWEJ

Elementy racjonalnej rekonstrukcji wiedzy naukowej znaleźć można już w Analitykach wtórych Arystotelesa, u XIV-wiecznych franciszkańskich nominalistów, w dziełach F. Bacona, W. Whewella, J. S. Milla, W. S. Jevonsa, C. S. Peirce'a i innych. Ale dla toczonych dziś sporów praktyczne znaczenie mają dzieje racjonalnych rekonstrukcji prowadzonych od polowy lat 20-ch naszego stulecia. Wtedy też R. Carnap wprowadził sam termin rationale Nachkonstruktion (Carnap 1928). Od tego czasu dzieje "epistemologicznej" filozofii nauki - zwanej też metodologią nauk - koncentrują się wokół problemu rekonstrukcji racjonalnych: kolejni myśliciele bądź to formułują i krytykują rozmaite rekonstrukcjonistyczne systemy, bądź starają się wykazać utopijność całego programu. Ale też w wyniku toczonych sporów sam wyjściowy program uległ poważnym modyfikacjom i dziś stawia się przed racjonalną rekonstrukcją zadania mniej lub bardziej odmienne od pierwotnie przyjętych, inaczej określa się metody realizacji tych zadań, stosuje się wreszcie (tak programowo jak faktycznie) inne kryteria oceny filozoficznych modeli wiedzy naukowej.

Celem tego rozdziału jest naszkicowanie podstawowych intuicji leżących u podłoża filozoficznego programu racjonalnej rekonstrukcji wiedzy naukowej, a także scharakteryzowanie dwóch nowych, powstałych w ciągu ostatnich 20 lat, wersji tego programu.

Skoro wiedza naukowa jest wytworem procesów myślowych, to jej powstanie i rozwój stanowią przedmiot badań psychologii, a także - ze względu na społeczny charakter poznania ludzkiego - socjologii. Psychologia poznawcza i socjologia wiedzy to dziś odrębne akademickie dyscypliny, choć żadna z nich - podobnie jak filozofia nauki - nie dopracowała się dotąd powszechnie uznanych wyników. Obie one zmierzają (w swych standardowych, co nie znaczy powszechnie uznanych, wersjach) do wyjaśnienia procesów poznawczych w podobny sposób, jak fizyka wyjaśnia zjawiska przyrodnicze: poszukuje się praw rządzących poznawaniem, z których wynikałoby, jakie, w danych okolicznościach, przekonania ludzie wytwarzają i/lub uznają za prawdziwe. Rozważmy przykład. Oto pewien osobnik doszedł do przekonania, że wszyscy otaczający go ludzie są skąpcami. Psychoanalityk po zbadaniu okoliczności całej sprawy wyjaśni to może odwołując się do działania obronnego mechanizmu projekcji, polegającego na rzutowaniu swych niepożądanych kulturowo cech na innych w celu poprawy samooceny i redukcji lęku.

Tego typu wyjaśnianie ma, jak każde wyjaśnianie naukowe, charakter opisowy a nie normatywny. Dlatego nie może zadowolić tych filozofów, którzy chcieliby dokonać oceny poznawczej wartości wiedzy. Psychosocjologiczne wyjaśnienie nie rozróżnia - ze względu na ich stosunek do prawdy i fałszu pojętych jako zgodność lub niezgodność przekonań z rzeczywistością - religijnych mitów o stworzeniu świata i biorącej początek z prac Einsteina i Friedmana teorii wielkiego wybuchu. Z punktu widzenia tych nauk obie koncepcje są np. sposobami adaptacji ludzi do środowiska, a choć ta druga jest w pewnych okolicznościach skuteczniejsza - raczej bomba atomowa niż modlitwa pomaga wygrać wojnę - to nie ma sensu mówić, że jest prawdziwsza.

Tymczasem konstytutywnym dla nurtu racjonalnych rekonstrukcji jest uznanie wiedzy naukowej za wzorzec wiedzy rzetelnej. Takie uderzające - zwłaszcza w zestawieniu z sytuacją filozofii - cechy nauki jak konkluzywność naukowych sporów, postęp naukowej wiedzy, a przede wszystkim trafność i precyzja naukowych przewidywań i bezprecedensowy pożytek praktyczny, jaki z wiedzy naukowej płynie, wytworzyły potężny efekt perswazyjny. W rezultacie powstało i ustaliło się przekonanie, że oto po trwającym tysiąclecia błądzeniu po omacku, zyskaliśmy sposób uzyskiwania wiedzy prawdziwie godnej tego miana. Przekonanie to należało teraz filozoficznie uzasadnić.

Mamy więc w punkcie wyjścia normatywną ocenę wiedzy naukowej. Ale, jak już powiedziano, psychosocjologiczne wyjaśnianie powstawania i rozwoju wiedzy na dokonanie tego typu oceny nie pozwala. A wręcz przeciwnie, dostarcza argumentów epistemologicznym sceptykom i relatywistom (będąc samo narażone na podobną trudność, na jaką narażone są filozoficzne odmiany sceptycyzmów i relatywizmów: psychosocjologicznemu wyjaśnieniu poddać można powstanie i/lub uznanie psychosocjologicznego wyjaśnienia, co wiedzie do regresu w nieskończoność i pozbawia wszelkie tego typu wyjaśnianie mocy obowiązującej). Jeśli chcemy ocen naszą utrzymać - i relatywizmu uniknąć - musimy wykroczyć poza psychologia poznawczą i socjologię wiedzy i wyjaśnić powstawanie i rozwój naukowego poznania nie w kategoriach podległych prawom zależności przyczynowo-skutkowych ale w kategoriach racji.

Trzeba zrekonstruować racje kryjące się za formułowaniem, modyfikowaniem, uznawaniem lub odrzucaniem naukowych twierdzeń.

Mamy dobre racje by sformułować i/lub uznać pewne twierdzenie, gdy jest ono twierdzeniem podstawowym, którego "prawdziwość" jest nam jakoś dana, bądź też twierdzenie to pozostaje w pewnych relacjach logicznych do twierdzeń podstawowych i może jeszcze do jakichś innych twierdzeń. Za twierdzenia podstawowe zwykle uznawano zdania opisujące to, co jest nam zmysłowo dane (zdania obserwacyjne, protokolarne, bazowe), czasem też zdania opisujące to, co dane "w sposób jasny i wyraźny" naszemu umysłowi, czasem jeszcze jakieś inne zdania. Jeśli o wspomniane relacje logiczne chodzi, to znów przedmiotem zażartych sporów było, kiedy i jakiego rodzaju relacje zachodzić powinny między twierdzeniami, aby zapewniało to racjonalność naszej wiedzy. Ale godzono się powszechnie np. na to, że nie wolno równocześnie uznawać dwóch zdań sprzecznych i że jeśli uznaje się pewne twierdzenia, to uznać też trzeba wszystkie twierdzenia logiczne z tamtych wynikające.

Przekonanie, że racjonalna rekonstrukcja - w przeciwieństwie do psychosocjologicznego wyjaśniania - pozwoli odróżnić wiedzę rzetelną od złudzeń, ma swe historyczne źródła w filozofii logiki Gottloba Fregego:

Przekonania, prawdziwe czy fałszywe, powstają według jakichś praw psychologicznych. Wyjaśnienie ich w oparciu o te prawa nie zastąpi jednak nigdy dowodu tego, czego dotyczą. Czy w owych zjawiskach psychicznych mogą również partycypować prawa logiczne? Nie zamierzam tego kwestionować, ale możliwość tu nie wystarczy. Mogły partycypować w nich także czynniki pozalogiczne, odwodzące od prawdy. Ocenić się to da tylko wtedy, gdy zna się już prawa prawdziwości. Wtedy jednak, rozstrzygając, czy przekonanie było usprawiedliwione, można będzie obyć się bez wyjaśnień psychologicznych. Aby wykluczyć wszelkie możliwe nieporozumienia i nie dopuścić do zatarcia granicy między psychologią a logiką, przypisuję logice zadanie wykrywania praw prawdziwości, nie zaś praw myślenia albo żywienia przekonań. (1918, s. 102)

Podobnie rzecz całą ujmował pozytywista logiczny, Hans Reichenbach:

Epistemologia zmierza do tego, by (...) skonstruować uzasadnialny zbiór operacji, który wprowadzić można między punkt wyjścia a rezultat procesu myślowego, zastępujący realne ogniwa pośrednie. Epistemologia rozważa zatem raczej logiczny substytut niż realne procesy. Dla określenia tego substytutu wprowadzę termin racjonalna rekonstrukcja. (1938, s. 5)
Sam proces myślenia wymyka się ścisłej analizie (...). O ile da się tu wykryć jakieś prawa, to formułuje je psychologia.

Zaś racjonalnej rekonstrukcji potrzebujemy dlatego, że rozróżnienie

(...) między myśleniem poprawnym a niepoprawnym nie może powstać w obrębie analizy psychologicznej. (Reichenbach 1947, s. 5)

Niezależnie od tego, jak faktycznie przebiegały dociekania (czego zwykłe nie wiemy), możliwość skonstruowania łańcucha prawomocnych rozumowań łączącego uzasadniony punkt wyjścia rozważań z ich wynikiem świadczyć ma o tym, że wynik ów zasługuje na dodatnią epistemologiczną ocenę. Gdy takiego pośredniego łańcucha skonstruować się mimo wysiłków nie udaje - i gdy poprzestać musimy na wyjaśnieniu psychosocjologicznym - rodzi to podejrzenie, że mamy oto do czynienia nie z wiedzą, ale ze złudzeniem.

Takie intuicje odnaleźć można już w Novum Organum F. Bacona: omówione w Części I przekonania, których powstanie da się wyjaśnić szczególną budową naszych zmysłów i umysłu, wrodzonymi i wyuczonymi cechami osobowości danego myśliciela i autorytarnym systemem kształcenia to złudzenia ("złudzenia rynku", wywołane przez "zły i niezręczny dobór wyrazów", należą chyba do innej kategorii); wiedzę prawdziwąuzyskuje się natomiast, dokonując przepisanych w Części II wnioskowań, wiodących od opartych na doświadczeniu twierdzeń szczegółowych do praw ogólnych (zob. §1.2). Podobnie cytowany przed chwilą Reichenbach twierdzi, że poglądy filozofów "spekulatywnych" (określenie to, mające charakter pejoratywny, stosuje do większości klasyków filozofii) wyjaśnić można przez ustalenie psychologicznych przyczyn, które ich dc poglądów tych przywiodły.

W dedukcji Descartesa próżno by szukać rzetelnej logiki, za to można z niej wydobyć niemałą ilość informacji psychologicznych. Właśnie poszukiwanie pewności doprowadziło tego wybitnego matematyka do tak zawiłej logiki (...). Psychologowie tłumaczą poszukiwanie pewności chęcią powrotu do czasów dzieciństwa wolnych od wątpliwości i charakteryzujących się zaufaniem w wiedzę rodziców. Chęć ta ulega na ogół wzmocnieniu na skutek wychowania, które uczy dziecko uważać wątpienie za grzech a zaufanie za nakaz religii. (1951, s. 40)

Ogólnie rzecz biorąc "W przypadku błędu możemy szukać tylko wyjaśnienia psychologicznego; prawda wymaga analizy logicznej", (s. 123)

Oczywiście, można by dodać, "spekulatywna" filozofia również zawiera wiele argumentów, różne jej twierdzenia wynikają z siebie wzajemnie, a jakaś część przesłanek przyjęta jest w sposób uzasadniony. Istnieje zapewne, ze względu na wymogi racjonalności, ciągłe spektrum przekonań, od luźnych zbiorów twierdzeń nie powiązanych żadnymi logicznymi związkami i przyjętych na zasadzie myślenia życzeniowego poczynając, na spójnych i dobrze uzasadnionych systemach kończąc Wiele naszych rozumowań ma też charakter entymematyczny: wykażemy ich racjonalność, jeśli rekonstruując je dodamy brakujące przesłanki, a te okażą się dobrze uzasadnione. Można się zatem spodziewać, że w przypadku systemów filozoficznych próby ich racjonalnej rekonstrukcji nie zdołają usunąć luk w rozumowaniach i/lub oprzeć ich na prawomocnie przyjętych przesłankach, ale przynajmniej czasami luk tych będzie niewiele, przesłanki zaś będą co najmniej dopuszczalne. Ale takie nieusuwalne luki i/lub bezzasadne przesłanki pojawią się zapewne też w rekonstrukcji niektórych systemów uchodzących za naukowe. Granica między nauką a nienauką jest, jak się wydaje, płynna - i trzeba raczej pogodzić się z tym faktem niż wytyczać arbitralne linie demarkacyjne.

1.1. OD STRUKTURY TEORII KU HISTORII NAUKI

Pierwsza, jak już powiedziano, ważna współcześnie wersja programu racjonalnych rekonstrukcji wiedzy sformułowana została w latach 20-ch naszego stulecia przez logicznych pozytywistów. Historycznie rzecz biorąc powstała jako narzędzie walki z metafizyką - i właśnie ów polemiczny kontekst ukształtował pewne wyjściowe założenia. Podstawowe pytanie brzmiało: co odróżnia naukę (której wzorce stanowiły mechanika klasyczna i teoria względności) od metafizyki (tu funkcję wzorców pełniły filozofie Hegla i Heideggera oraz astrologia)? Odpowiedzi na nie udzielano w dwóch częściach. Powiadano, po pierwsze, że zdania wypowiadane przez naukowców są, w przeciwieństwie do "zdań" metafizyków, sensowne (to przekonanie przejęto z Traktatu logiczno-filozoficznego Wittgensteina), sens ich zaś (jak twierdzono za Machem) jest sensem empirycznym. Pojmowano to w taki z grubsza sposób, że terminy, z jakich zdania naukowe są zbudowane, oznaczają rzeczy, własności, cechy itp. dane nam w doświadczeniu, powiązane są zaś w zdania w taki sposób, w jaki powiązane są ze sobą oznaczane przez nie elementy doświadczeń. (Pomijam znane spory między zwolennikami fenomenalistycznej i fizykalistycznej interpretacji takich zdań obserwacyjnych.) Po drugie, naukowcy mówią prawdziwie, a to dzięki temu, że formułują swe twierdzenia na podstawie wyników doświadczeń lub w oparciu o te wyniki je uznają bądź odrzucają.

Odpowiedzi takie rodziły od razu dalsze problemy w obliczu faktu, że naukowcy używają terminów takich jak "siła", "pole magnetyczne" czy "foton" - którym nic, co w doświadczeniu dane, bezpośrednio nie odpowiada - a także przy ich pomocy formułują twierdzenia w rodzaju prawa grawitacji czy równań Maxwella, które jako takie nie zdają sprawy z wyników jakichkolwiek doświadczeń i których prawdziwości nie da się - z powodu ich ogólności - stwierdzić. Na to z kolei odpowiadano - i stanowiło to "twardy rdzeń" filozofii nauki logicznego pozytywizmu - że terminy, które doświadczalnych desygnatów nie mają, czyli terminy teoretyczne, definiowalne są przy pomocy terminów desygnaty takie mających, czyli terminów obserwacyjnych. W języku nauki występują ponadto terminy logiczne. Podział terminów języka nauki na trzy wymienione klasy miał być wyczerpujący i rozłączny. Jeśli zaś o ogólne twierdzenia teoretyczne (czyli twierdzenia, które poza terminami logicznymi i obserwacyjnymi zawierają jakieś terminy teoretyczne) chodzi, to twierdzono, że wynikają z nich zdania obserwacyjne, opisujące wyniki doświadczeń, których prawdziwość można więc doświadczalnie stwierdzić - a następnie, na tej podstawie, indukcyjnie można wnioskować o prawdziwości twierdzeń teoretycznych. Spodziewano się zazwyczaj, że na podstawie n potwierdzonych jednostkowych wniosków obserwacyjnych będzie można określićprawdopodobieństwo prawdziwości ogólnych teoretycznych przesłanek.

Nie ma powodu, by w tym miejscu przedstawiać wielokrotnie omawiane dzieje prób sformułowania reguł definiowania terminów teoretycznych (zob.zwł. Hempel 1950, Suppe 1974) i indukcyjnego potwierdzania teorii (zob. Lakatos 1968, Mortimer 1982). Dość, że żadnych zadowalających propozycji nie sformułowano. W kolejnych systemach ujawniano szereg trudności zarówno wewnętrznych (np. logiczne sprzeczności), jak zewnętrznych zewnętrznych (np. niezgodność pewnych konsekwencji systemów z uznanymi intuicjami). Próby ich usunięcia prowadziły do stałego komplikowania systemów wyjściowych, tymczasem trudności usunięte w jednych miejscach wyłaniały się nieubłaganie w innych.

Twardy rdzeń to, w sensie Lakatosa, ta część programu badawczego, która jest na mocy decyzji metodologicznej nieobalalna. Tak też to, co określiłem powyżej mianem twardego rdzenia logicznego pozytywizmu, nigdy obalone nie zostało. Rdzeń ów, sformułowany w latach 20-ch w Kołach Wiedeńskim i Berlińskim, broniony był przed kolejnymi anomaliami za pomocą stale rosnącego (by znów użyć Lakatosowskiej terminologii) pasa ochronnego twierdzeń pomocniczych. Trudno powiedzieć, czy modyfikacje te wiodły do "degenerującego się ciągu teorii" (jak twierdzi Lakatos 1968 w odniesieniu do ciągu logik indukcji) czy nie, dość, że w połowie lat 50-ch powszechnie poczęto tracić wiarę w to, że dalsze modyfikacje pasa ochronnego przyniosą pożądane rezultaty. Proces ten zaś jeszcze bardziej przyspieszyły i pogłębiły wymierzone wprost w twardy rdzeń krytyki W. V. O. Quine'a i H. Putnama.

Głęboki kryzys logicznego pozytywizmu umożliwił publiczne zaistnienie innego, konkurencyjnego programu racjonalnych rekonstrukcji wiedzy naukowej.

K. R. Popper swe główne dzieło Logik der Forschung opublikował w 1934 r. Ale przez następnych dwadzieścia lat książka ta bądź to pozostawała niezauważona, bądź traktowano ją jako dziwaczną nieco odmianę logicznego pozytywizmu, wmawiając przy tym Popperowi poglądy, których ten nigdy nie głosił. (Por. np. zinterpretowanie w Hempel 1950 zasady obalalności jako kryterium empirycznej sensowności.) Tymczasem Popper, mieszczący się raczej w kaniowskiej niż w empirystycznej tradycji epistemologicznej, nie tylko głosił twierdzenia sprzeczne z twierdzeniami twardego rdzenia logicznego pozytywizmu - odrzucając tak podział terminów na teoretyczne i obserwacyjne, jak kryterium indukcyjnego potwierdzania teorii - ale też zmieniał w dużej mierze sam przedmiot podlegający racjonalnej rekonstrukcji. A oto jak do tego doszło.

Jak powiedziano, logiczni pozytywiści dokonywali dwojakiej oceny teorii naukowych. Ocena wstępna dotyczyła formalnej struktury teorii, sprowadzała się zaś do ustalenia, czy teoria jest empirycznie potwierdzalna. Jeśli ocena wstępna wypadła pomyślnie, to na podstawie wyników doświadczeń ustalić należało, w jakim stopniu teoria została empirycznie potwierdzona. Jeśli stopień ten był odpowiednio wysoki, pomyślnie wypadała ocena końcowa.

Popper kryteria potwierdzalności i potwierdzania odrzucił z wielu powodów, z których zasadnicze wydają się dwa. (Zob. zwł. uwagi rozproszone w Popper 1963. Argumenty Poppera roją się od błędów i nieporozumień, istotnym jest jednak, że tak jego samego, jak wielu innych zdołały one przekonać.) Po pierwsze, kryteria takie wiodłyby do zabójczych dla nauki strategii badawczych: gdyby naukowcowi zależeć miało na możliwie najwyższym stopniu doświadczalnego potwierdzenia, to formułowałby on teorie jak najbezpieczniejsze, w jak najmniejszym stopniu wykraczające poza zaobserwowane fakty, a im mniej ścisłe tym lepiej. Tymczasem naukowiec formułować powinien, zdaniem Poppera, teorie maksymalnie śmiałe, zbudowane ze zdań ogólnych, stosujące się do możliwie najrozmaitszych zjawisk, ilościowo jak najściślejsze, a wreszcie dostarczające najbardziej nieoczekiwanych przewidywań. (Wzorcem dobrej teorii była dla Poppera teoria względności, przewidująca z ogromną precyzją szokujące swą niezwykłością zjawiska.) Po drugie, skoro teorio naukowe zawieraj prawa ogólne, z których wynika nieskończona liczba jednostkowych zdań obserwacyjnych, to ponieważ sprawdzić doświadczalnie możemy tylko skończoną ich liczbę, prawdopodobieństwo prawdziwości, jakie przypisać możemy prawu nauki, zawsze równe będzie zeru.

"Z materiału doświadczalnego można jedynie wyprowadzić wniosek o falszywości teorii, wnioskowanie to zaś jest wnioskowaniem czysto dedukcyjnym" (Popper 1963, s. 55). Na tej podstawie formułuje Popper dwa kryteria - będące swoistymi odpowiednikami wspomnianych kryteriów pozytywizmu logicznego - jakie spełniać powinna teoria, aby móc rościć sobie prawo do miana (dobrej) teorii naukowej. Ocena wstępna znów dotyczyła formalnej struktury teorii: teoria musi być doświadczalnie obalalna, tzn. zakazywać musi zachodzenia pewnych obserwowalnych zjawisk. Jeśli ta wstępna ocena wypadnie pomyślnie, to należy starać się znaleźć zjawiska przez teorię zakazane (czyni się to przede wszystkim sprawdzając te doświadczalne konsekwencje teorii, które na mocy tzw. wiedzy obiegowej są najmniej prawdopodobne). Jeśli mimo ponawianych prób teoria pozostanie nieobalona, pomyślnie wypada ocena "końcowa" (ująłem to słowo w cudzysłów, bowiem próby obalenia teorii nigdy się nie kończą).

Jest to jednak tylko pierwszy poziom popperowskich kryteriów naukowości. A istnieje w jego metodologii poziom drugi (1963, s. 41), większość zaś z narosłych wokół niej nieporozumień da się sprowadzić do ignorowania lub niedoceniania tego poziomu. Tak jak poziom pierwszy pojawił się w wyniku polemiki z pozytywizmem logicznym, tak drugi w wyniku polemiki z konwencjonalizmem. Przeciw pozytywistom logicznym Popper twierdził, jak powiedziano, że logika, nie pozwalając na potwierdzenie teorii, pozwala na jej obalenie. Ale już w początkach naszego stulecia Poincaré i Duhem wykazali, że wcale tak nie jest: niezgodność wynikających z teorii zdań obserwacyjnych z wynikami doświadczeń wcale nie zmusza nas do jej odrzucenia. Możemy zamiast tego, wedle dokonanej, przez Poppera rekonstrukcji konwencjonalizmu, uciec się w takiej sytuacji do jednej z czterech strategii "ratunkowych": (1) możemy uzupełnić teorię o jakieś hipotezy dodatkowe, które uzgodnią ją z wynikami kłopotliwych doświadczeń; (2) możemy zmodyfikować definicje pojęć (zamiast, zaobserwowawszy białego kruka, odrzucić zdanie "wszystkie kruki są czarne", orzec możemy, że ów ptak nie jest krukiem); (3) wątpić możemy w poprawność wyników doświadczeń; (4) podać możemy w wątpliwość wnikliwość teoretyka (twierdząc np., że jest on za mało pomysłowy, by teorię z wynikami doświadczeń jakoś uzgodnić). (Popper 1934,s. 70nn)

By bronić idei obalalności, Popper nałożył na stosowanie takich konwencjonalistycznych strategii szereg ograniczeń. Strategii (4) w ogóle stosować zabrania. Wobec strategii (3) stanowisko jego jest nie dość jasne, ogólnie jednak radzi intersubiektywnie sprawdzalnym wynikom doświadczeń ufać. Jeśli chodzi o strategię (2), to Popper pozwala na modyfikowanie pojęć teorii najogólniejszej, zabrania zaś zmieniać, w obliczu negatywnych wyników doświadczeń, znaczenia pojęć występujących (także) w teoriach mniej ogólnych. Teorii mniej ogólnych używa się, zdaniem Poppera, przy gromadzeniu i interpretacji danych doświadczalnych; a zatem sens jego dyrektywy jest, jak się wydaje, taki, że wolno dopasowywać teorię do danych, ale nie wolno dopasowywać danych do teorii. Najważniejsza jest jednak możliwość użycia strategii (l). W stosunku do niej, a także w stosunku do strategii (2) i (3), wprowadza Popper następujące ograniczenia: można teorię w obliczu negatywnych wyników doświadczeń modyfikować, ale tylko pod warunkiem, że teoria powstała w wyniku takiej modyfikacji będzie obalalna w stopniu wyższym, niż teoria pierwotna. Teorię zaś obalić jest tym łatwiej, im bardziej jest ona ogólna, im ściślejsza i im prostsza.

Te właśnie ograniczenia zmieniają w efekcie sam podległy racjonalnej rekonstrukcji przedmiot. Logiczni pozytywiści poddawali mianowicie racjonalnej rekonstrukcji pojedyncze teorie wzięte w ich "czasowych przekrojach". Oceniać miano potwierdzalność danej teorii i stopień jej potwierdzenia ze względu na dostępny w danym czasie materiał doświadczalny. Ale aby na drugim poziomie popperowskiej metodologii wystawić teorii epistemologiczną ocenę nie wystarczy stwierdzić, czy jest ona obalalna i czy, mimo podjętych w tym celu wysiłków, nie została obalona. Trzeba jeszcze uwzględnić jej stosunek do innych, dostępnych w danym czasie teorii konkurencyjnych, a także, w przypadku teorii otrzymanych w wyniku uzupełnienia teorii "obalonych" o hipotezy "ratunkowe", do teorii wyjściowych: czy mianowicie jest ona od swoich nieobalonych konkurentek i "obalonych" poprzedniczek ogólniejsza i/lub ściślejsza i/lub prostsza. A to z kolei oznacza, że racjonalnej rekonstrukcji podlegają nie "czasowe przekroje", ale rozwój wiedzy. W Logice odkrycia naukowego mamy na ten temat tylko rozprószone uwagi, wyraźny temu wyraz dał Popper dopiero w opublikowanym w 1960 r. artykule "Truth, Rationality, and the Growth of Knowledge":

Twierdzę, że ciągły rozwój jest koniecznym warunkiem racjonalnego i empirycznego charakteru wiedzy naukowej; gdy zaś wiedza przestaje się rozwijać, charakter ten musi utracić. Nauka jest racjonalna i empiryczna za sprawą sposobu, na jaki się rozwija, tzn. sposobu, na jaki naukowcy porównują zalety dostępnych teorii i wybierają lepszą ż nich lub sposobu (jeśli brak teorii zadowalającej) na jaki podają racje na . rzecz odrzucenia wszystkich teorii dostępnych, sugerując w ten sposób niektóre z warunków, jakie spełniać musi teoria zadowalająca. (Popper 1963, s. 215)

Program racjonalnej rekonstrukcji wiedzy naukowej zatrząsł się jako całość w posadach, gdy w 1962 r. ukazała się Struktura rewolucji naukowych T. S. Kuhna. Pozytywne poglądy Kuhna na mechanizmy rozwoju nauki obciążone były tyloma niejasnościami, że więcej chyba narobiły dla naszej metodologicznej świadomości szkody niż pożytku. Ale krytyczna strona książki sprawiła, że filozofia nauki po Kuhnie nie mogła pozostać taka, jaką była przed Kuhnem. By to wyjaśnić, cofnąć się muszę do czasu, od którego zacząłem tę historię.

Pozytywiści logiczni powiadali, że formułowane przez nich twierdzenia dotyczą nauk przyrodniczych. Ale faktycznie dotyczyły one opracowywanych przez nich systemów formalnych, wyrażanych w językach pierwszego rzędu z identycznością. Pominąwszy fakt, że formalizacji, a tym bardziej aksjomatyzacji, poddać można jedynie teorie dobrze rozwinięte, co wykluczało z zakresu racjonalnych rekonstrukcji wszelkie teorie będące w stadium rozwoju (a w takim stadium znajdują się, można podejrzewać, wszystkie używane w danym czasie teorie naukowe), to i te nieliczne teorie, które uznać można za dojrzałe, też przecież nie są wyrażone w języku pierwszego rzędu; występujące w nich terminy wcale nie dzielą się w jakiś wyraźny sposób na trzy rozłączne klasy terminów teoretycznych, obserwacyjnych i logicznych; terminy, które uchodzić mogą za teoretyczne, wcale nie są explicite zdefiniowane przy pomocy domniemanych terminów obserwacyjnych itd. Uważano jednak, jak się zdaje (deklaracje na ten temat są niestety rzadkie i nazbyt lakoniczne; w ogóle zadziwiająco mało uwagi poświęcali logiczni poźytywiści kwestii statusu prowadzonych przez siebie dociekań, zob. Suppe 1974, §111), że realne teorie naukowe to skrótowy sposób wyrażania tych treści, jakie w sposób jawny wyrazić by mogły dopiero konstrukcje zbudowane zgodnie z receptami Carnapa, Hempla i ich kolegów. Była to jakaś wersja machowskiej zasady ekonomii myślenia: gdybyśmy mieli mówić w sposób odzwierciedlający pełnię wyrażanego sensu, musielibyśmy mówić niesłychanie długo - dlatego skazani jesteśmy na używanie konwencjonalnych skrótów. Uważano jednak, że rzeczywiste teorie naukowe są przekładalne na systemy spełniające wymogi logicznego pozytywizmu. Właśnie możliwość przekładu teorii na taki logiczny substytut zaświadczać miała o jej naukowym charakterze.

Gdyby dla żadnej z istniejących teorii naukowych przekładu takiego dokonać się nie udało, można by odpowiedzieć w stylu Hegla: tym gorzej dla nauki. Ale raczej świadczyłoby to o tym, że wina jest po stronie istniejących wersji logicznego pozytywizmu. Rzecz jednak w tym, że nigdy prób dokonania takich przekładów nie podjęto! Może nie starczyło czasu, może uznano zadanie takie za beznadziejnie trudne, a może po prostu o to nie dbano. Tak czy inaczej, powodem sformułowania wyjściowej wersji całego programu były przekonania o charakterze filozoficznym (wręcz metafizycznym, by użyć tego budzącego u logicznych pozytywistów odrazę miana), a nie analiza realnych teorii naukowych (co stawia pod znakiem zapytania roszczenia całego nurtu do miana filozofii nauki). Z kolei jego ewolucja postępowała w wyniku prób usuwania ujawnianych w poszczególnych systemach trudności o charakterze logicznym, a jeśli pojawiały się też jakieś trudności "zewnętrzne", to polegały one na niezgodzie takiej czy innej koncepcji z pewnymi uznanymi intuicjami o charakterze filozoficznym. A trudno znaleźć w literaturze choćby jeden przypadek, w którym spory dotyczyłyby tego, czy głoszone metodologiczne twierdzenia odpowiadają realnym teoriom naukowym!

Popper, jak powiedziano, sformułował zasady racjonalnej rekonstrukcji nie izolowanych teorii w ich "zamkniętych" wersjach, ale całych zespołów teorii w ich historycznym rozwoju. Jednak i on nie zilustrował swych rozważań ani jednym historycznym studium przypadku! Jedyny może szkic takiej rekonstrukcji, jaki można u Poppera znaleźć, jest nie tylko wątpliwej jakości, ale dotyczy nie dziejów nauki, lecz jońskiej filozofii przyrody (1963, s. 148-52). Samo podstawowe twierdzenie Popperowskiej metodologii, że mianowicie rozwój wiedzy odbywa się w wyniku obalania teorii przez wyniki doświadczeń, pozostało nie poparte żadnymi historycznymi przykładami; a gdy się już takowe w formie lakonicznych napomknień pojawiały, niemal zawsze oparte były na nieporozumieniach. Popper fałszował więc historię fizyki twierdząc, że eksperyment Michelsona-Morleya obalił fizykę klasyczną, stanowiąc zarazem powód sformułowania teorii względności (zob. poniżej rozdz.5) i przypisując podobną rolę eksperymentom Lummera i Pringsheima w stosunku do praw promieniowania Wiena i Rayleigha-Jeansa z jednej, a teorii kwantów z drugiej strony (na temat roli eksperymentów Lummera, Pringsheima i innych zob. Szymborski 1980). Albo przykład z obaleniem parzystości przez eksperymenty pani Wu - podczas gdy eksperymenty te odegrały rolę akurat przeciwną: potwierdziły wyprowadzone wcześniej z elektrodynamiki kwantowej przez Lee i Younga przewidywanie, że parzystość może być w pewnych warunkach łamana (przytoczone przykłady znaleźć można m.in. w Popper 1934, s. 91 i Popper 1963, s. 220).

Otóż wspomniane przełomowe znaczenie książki Kuhna polegało na wykazaniu, przy użyciu bogatego materiału historycznego, że naukowcy (i to wybitni) postępują nagminnie tak, jak wedle Poppera postępować właśnie nie powinni - a postępowanie takie wiodło ich często do uznanych osiągnięć. A zatem naukowcy na co dzień ratują zagrożone przez wyniki doświadczeń teorie mnożąc bez większych skrupułów rozliczne hipotezy "ratunkowe", nagminnie ignorują kłopotliwe fakty uznając je za wynik błędów doświadczalnych lub odkładając do wyjaśnienia na później, a wreszcie za niepowodzenia w uzgadnianiu teorii z wynikami doświadczeń obwinia się często raczej uczonych niż panujące teorie (Kuhn 1962, s. 95-99).

Popper na te historyczne argumenty odpowiedział w stylu iście heglowskim: tym gorzej dla nauki.

Według mnie "normalny" naukowiec taki, jakim go Kuhn opisuje, jest osobą, której powinniśmy żałować (...) Przyznaję, że ten rodzaj postawy istnieje; istnieje zaś nie tylko wśród inżynierów, ale i wśród ludzi wyszkolonych na naukowców. Mogę tylko powiedzieć, że widzę bardzo wielkie niebezpieczeństwo w tym fakcie i w możliwości, że stanie się on normalny (...) niebezpieczeństwo dla nauki i - faktycznie - dla naszej cywilizacji.(...). Wierzę jednakże, iż Kuhn myli się sugerując, że to, co nazywa nauką "normalną", jest normalne. (Popper 1970, s. 52-53).

Ta odpowiedź Poppera służyć może za przedmiot anegdot, ostrzegawczy przykład dogmatyzmu u kogoś, kto filozofię swą właśnie walce z dogmatyzmem poświęcił. I oto zamiast cieszyć się z tego, że fakty obaliły jego koncepcję, umożliwiając tym samym dalszy rozwój, zachowuje się jak urażona królewna. Ale odpowiedź, jakiej udzielił w 1970 r. Kuhnowi najwybitniejszy z uczniów Poppera, Imre Lakatos, zasługuje na najwyższą uwagę.

Lakatos nie tylko zmodyfikował, w obliczu ujawnionych przez Kuhna faktów, popperowską metodologię. Dokonał też, po raz pierwszy w omawianym tu okresie, racjonalnej rekonstrukcji szeregu epizodów z dziejów fizyki i chemii usiłując wykazać, że nauka rozwija się w sposób co najmniej podobny do tego, jak się zgodnie z jego metodologią naukowych programów badawczych rozwijać powinna. Powrócił w ten sposób do zapomnianego niemal programu uprawiania filozofii nauki w oparciu o jej historię, realizowanego niegdyś z takim powodzeniem przez W. Whewella i P. Duhema. Po trzecie wreszcie, Lakatos jako pierwszy chyba określił, na czym polegać powinien stosunek racjonalnej rekonstrukcji historii nauki do historii rzeczywistej i podał kryteria oceny rekonstrukcjonistycznych programów ze względu na ten stosunek. A oto podstawowe tezy lakatosowskiej filozofii nauki (szczegółowe dość omówienie metodologii naukowych programów badawczych zob. Sady 1987).

Lakatos zgadza się z twierdzeniem Kuhna, że nie ma zdań doświadczalnych obalających teorie, są zaś tylko doświadczalne anomalie, które czasem się ignoruje, czasem stają się przyczyną pewnego zakłopotania (w sensie psychologicznym), a czasem wyjaśniane są za pomocą modyfikacji, jakim poddaje się panującą teorię. Lakatos znosi też popperowski zakaz stosowania konwencjonalisfcycznej strategii (3), pozwalając naukowcom anomalie ignorować. Nie ma zresztą innego wyjścia, anomalie towarzyszą bowiem teoriom przez cały czas ich funkcjonowania - "w tym sensie wszystkie teorie rodzą się obalone i obalone umierają" (Lakatos 1978a; s. 5). Natomiast naukowcy próbują czasem niektóre anomalie usunąć, modyfikując w tym celu swoje teorie - i na tym koncentruje się uwaga Lakatosa.

Popper, jak powiedziano, od wprowadzanych w celu obrony teorii przed obaleniem hipotez wymagał m.in., by podnosiły ogólność teorii. Ignorując najwyraźniej popperowskie wymogi wzrostu ścisłości i prostoty, Lakatos zmienia kryterium wzrostu ogólności na kryterium teoretycznej postępowości: teoria t2 Jest postępowa teoretycznie względem teorii t1 wtedy i tylko wtedy, gdy (a) t2wyjaśnia wszystko to, co pomyślnie wyjaśnia t1; (b) t2 wyjaśnia pewne, brane przy jej konstruowaniu pod uwagę, zdania "obserwacyjne" O1,...,Ok będące dla t1 anomaliami; (c) z t2wynikają zdania "obserwacyjne" Ok+1,... nie wynikające z koniunkcji t1 i O1,...,Ok - tzn., że ratunkowa modyfikacja wiedzie do nowych (najlepiej "nieoczekiwanych", "kapitalnych") przewidywań.

Dalej Lakatos powraca do starej idei potwierdzania teorii przez wyniki doświadczeń, nie wierzy jednak w logikę indukcji. Zamiast tego wprowadza kryterium empirycznej postępowości: postępowa teoretycznie względem t1 teoria t2 Jest też postępowa empirycznie "jeśli przynajmniej niektóre z (jej) nowych przewidywań zostaną potwierdzone" (1978a, s. 179). Dobrze, jeśli będą to przewidywania zjawisk, których zajście bylo na mocy wcześniejszej wiedzy nieprawdopodobne. Nic zaś nie .szkodzi, jeśli część nowych przewidywań się nie sprawdzi - zostaną one po prostu dołączone do zbioru już istniejących anomalii, dostarczając może okazji do sformułowania wyjaśniającej je teorii t3 itd.

Aczkolwiek nieobecne jeszcze w (Lakatos 1970) pojawia się później kryterium trzecie: postępowości heurystycznej. Jest to najpoważniejsze novum, jakie wprowadził Lakatos w stosunku do metodologii Poppera. Ten ostatni proponował, by naszą przykładową teorię t2traktować jako teorię inną niż t1. Lakatosa jednak refleksja historyczna przywiodła do wniosku, że zwykle serie teorii wyrastających jedna z drugiej w celu wchłonięcia kolejnych anomalii łączą pewne istotne cechy wspólne, co przekształca serie takie w naukowe programy badawcze. Pewien mianowicie zbiór twierdzeń wspólny jest wszystkim teoriom w serii, a to dlatego, że konstytutywne dla programu badawczego zasadyheurystyki negatywnej zabraniają twierdzenia te - tworzące wspólnie twardy rdzeń programu - odrzucać czy modyfikować. Aby wyjaśniać anomalie można odrzucać lub modyfikować - tworzące łącznie pas ochronny - twierdzenia pozostałe; pas ochronny można też uzupełniać o twierdzenia nowe. Modyfikacje zaś pasa ochronnego winny być nie tytko teoretycznie i empirycznie postępowe, "pas ochronny hipotez pomocniczych budowany być w wielkiej mierze powinien zgodnie ze z góry przyjętą ideą unifikującą, ustanowioną wcześniej w pozytywnejheurystyce programu badawczego" (1978a, s. 149; podkr. moje).

Znów, podobnie jak w metodologiach pozytywizmu logicznego i Poppera, dokonuje się w metodologii naukowych programów badawczych ocen dwojakiego rodzaju. Ocena wstępna dotyczy stwierdzenia postępowości teoretycznej i heurystycznej programu; dokonuje się jej analizując formalne zależności pomiędzy kolejnymi teoriami w serii i odpowiednim zbiorem zdań "obserwacyjnych". Ocena "końcowa" dokonywana jest po przeprowadzeniu doświadczeń sprawdzających nowe przewidywania wynikające z ostatniej teorii w serii.

Racjonalnym jest rozwijać te programy badawcze, które są teoretycznie i/lub empirycznie i/lub heurystycznie postępowe, nieracjonalnym jest pracować w ramach programu, który charakteru takiego nie posiada i ulega degeneracji.

Przeciw temu stanowisku sformułować można oczywisty dość zarzut: stąd, że program ulega dziś degeneracji nie wynika, że dalsze modyfikacje nie mogą zamienić go w program postępowy - i na odwrót. Lakatos rychło złagodził więc swe wyjściowe stanowisko przyznając np.: "Trzeba traktować pączkujące programy wyrozumiale: upłynąć mogą dziesięciolecia zanim program oderwie się od ziemi i stanie się empirycznie postępowy" (1978a, s. 6). A stąd wniosek: metodologia naukowych programów badawczych

(...) pozwala ludziom robić co chcą, ale tylko pod warunkiem, że publicznie przyznają, jaki jest wynik rozgrywki pomiędzy nimi a ich rywalami. Istnieje wolność ("anarchia" jeśli Feyerabend woli to słowo) w tworzeniu i wyborze programu do pracy, ale wytwory muszą być osądzane. Ocena nie implikuje rady. (Lakatos 1978b, s. ,110)

Lakatos do końca bronił przekonania, że dostarczana przez jego metodologię ocena jest obiektywna, niezależna od tego, co ktokolwiek na temat poznawczych zalet czy wad programu badawczego sądzi. Do tej właśnie kwestii powrócę w §1.2.

Lakatos dokonał racjonalnej rekonstrukcji szeregu historycznych epizodów usiłując wykazać, że faktycznie naukowcy rozwijali zwykle swe programy badawcze do czasu, gdy były one postępowe, gdy zaś postępowymi być przestawały, porzucali je i poszukiwali nowych.

Kuhn początkowo na te racjonalne rekonstrukcje zareagował krytycznie: Lakatos za historię rzeczywistą podstawia swe historyczne zmyślenia, które, acz historię rzeczywistą przypominają, zostały sfabrykowane tak, aby pasować do metodologicznych koncepcji (Kuhn 1971). Później jednak, po przeczytaniu tomu prac historycznych metodologią naukowych programów badawczych inspirowanych (Howson 1976), przyznał, że coś trafnego w metodologii tej musi być, skoro prowadzi ona do tak owocnych historycznych badań (Kuhn 1980).

To przywiodło nas wprost do kwestii stosunku racjonalnych rekonstrukcji historii nauki do jej historii rzeczywistej. Zgódźmy się najpierw, że żadna neutralna, obiektywna narracja historyczna nie istnieje. Sam dobór historycznych faktów, które historyk uzna za ważne, zależy od jego - świadomych cxy nieświadomych - przekonań na temat natury nauki i mechanizmów jej rozwoju. Ale gdy już przekonania takie posiedliśmy, gdy wiemy, jakich faktów w historii nauki szukać i jak je ze sobą kojarzyć, to uzyskana w wyniku badań źródłowych historyczna narracja jest z naszymi wyjściowymi przekonaniami zgodna lub nie. Spodziewać się można, że w pełni zgodna nie będzie - w końcu "uczeni są tylko ludźmi", którzy czasem popełniają błędy, a czasem ulegają presji czynników o charakterze pozaracjonalnym zwodzących ich na poznawcze manowce.

Racjonalne wyjaśnienie danego epizodu z dziejów nauki musi zatem uwzględniać wpływ czynników pozaracjonalnych na myślenie i postępowanie badaczy. Spróbuję teraz podać ogólny schemat takiego racjonalnego wyjaśnienia, oparty na uwagach Lakatosa (1978a, s. 189-192) i Laudana (1977, s. 185), choć nieco rozszerzony i uogólniony. Nazwę go schematem (U). Oto on - w wyidealizowanej ze względu na postać przesłanek (5) i (6) postaci:

(1) O racjonalności uznawania (odrzucania) hipotez decyduje przestrzeganie kryteriów Ku.
(2) Zaszła sytuacja badawcza S.
(3) Z Ku wynika, że w S racjonalnym jest uznać (odrzucić) hipotezę H.
(4) Naukowiec (wspólnota naukowa) N jest racjonalny.
(5) N w rozważaniach nie popełnił błędu.
(6) Żadne pozaracjonalne czynniki nie mają (znaczącego) wpływu na decyzje N.
(7) N uznał (odrzucił) H.

Ustalenie przesłanki typu (2) i eksplanandum (7) to zadanie historyka nauki. (3) wyraża rezultat racjonalnej rekonstrukcji danego historycznego epizodu. Rezultat ten ma, podkreślmy, w stosunku do postępowania rzeczywistych naukowców charakter normatywny.

Przesłanka typu (4) wymaga komentarza. Jeśli o "ontologiczny" status kryteriów Ku chodzi - ich ustalenie, czyli ustalenie przesłanki typu (1), to zasadnicze zadanie filozofów nauki - to Lakatos przekonany był, że są to kryteria, wedle których dobrzy naukowcy faktycznie oceniają swe teorie i programy badawcze. Tyle, ze czynią to w sposób pod- czy pół-świadomy. Ten pogląd inspirowany był pracami Polany’ego na temat "milczącego wymiaru" wiedzy naukowej, wbrew jednak opiniom tego ostatniego Lakatos uważał, że owe "ukryte" reguły uprawiania nauki można zwerbalizować. Pogląd podobny głosił też K. Ajdukiewicz:

Normy poprawności procedury naukowej (...) wyczytuje metodologia z praktyki specjalistów (...) Lecz specjaliści, oceniając własne i cudze postępowanie naukowe, osądzają je w sposób zgodny z tymi normami, ale nie uświadamiają ich sobie na tyle wyraźnie, aby mogli z nich w sformułowaniu słownym zdać sprawę. Inaczej mówiąc, uczeni specjaliści mają wyrobione przez praktykę sumienie naukowe, ale nie zawsze zdają sobie wyraźnie sprawę z zasad, które głosem tego sumienia kierują. Skodyfikowanie więc zasad tego naukowego sumienia jest, zadaniem metodologii. (1970,s. 175)

Stwierdzenie zatem, że N był racjonalny oznacza, że (zazwyczaj) faktycznie oceniał hipotezy, teorie czy programy badawcze kierując się (świadomie lub nie) kryteriami Ku. Przeslanka (4), mająca charakter psychologiczny, pełni rolę pomostu pomiędzy normatywną racjonalną rekonstrukcją a opisową narracją historyczną.

Przesłanka typu (5) uwzględnia fakt ludzkiej omylności - należy ją moim zdaniem wprowadzić, choć Lakatos i Laudan na ten temat milczą.

Program racjonalnych rekonstrukcji, pisze Laudan, opiera się na założeniu,

(...) że gdy naukowiec czyni to, co racjonalnym jest czynić, nie potrzebujemy dłużej badać przyczyn jego działania; gdy zaś czyni to, co jest faktycznie irracjonalnym - nawet jeśli przekonany jest, iż jest to racjonalne - potrzeba nam pewnych dalszych wyjaśnień. (1977, s. 189)

W takich przypadkach w miejsce przesłanki (6) wprowadzić należy przesłanki o charakterze psychosocjologicznym, wyjaśniające rozbieżności pomiędzy racjonalną rekonstrukcją historii a historią rzeczywistą. Jeśli stwierdzimy, że pewien naukowiec (wspólnota naukowa) postępował wbrew zakładanym przez nas normom racjonalności, nie wymaga to jeszcze odrzucenia tych norm. Domniemywać możemy, że znalazł się on pod silnym wpływem jakichś zniekształcających jego myślenie czynników, że np. odrzucił dobrze uzasadnioną teorię gdyż przeczyła ona jego przekonaniom religijnym, czy uznał pseudonaukową bzdurę z lęku przed represjami politycznymi. Domysły takie nie są bynajmniej arbitralne, podlegają sprawdzeniu w oparciu o faktualne badania sterowane przez dostępne teorie z zakresu psychologii i socjologii wiedzy (choć dziś, ze względu na stan tych dyscyplin, uciekać się będziemy częściej do "życiowej mądrości" na temat charakterów i zachowań ludzi).

Jeśli w miejscach (5) i (6) wstawiłem przesłanki typu "negatywnego" to dlatego, że Lakatos zakłada, iż w przypadkach, na które zawodowe sumienie dobrych naukowców wskazuje jako na przypadki porządnego uprawiania nauki, należy się spodziewać, że naukowcy się nie mylili, a pozaracjonalne czynniki znaczącego wpływu nie wywarły. Podobnie sądzi Laudan: Dysponujemy wzorcowymi przykładami teorii naukowych (mechanika klasyczna, teoria względności) i wzorcowymi przykładami teorii pseudonaukowych (astrologia, filozofia Hegla) - i podobnie wzorcowymi przykładami zachowań racjonalnych i irracjonalnych. O przypadki pozostałe możemy się spierać, czy były one racjonalne = naukowe, czy nie. Ale gdyby z pewnej filozofii nauki wynikało np., że uznanie fizyki Newtona było w 1830 r. irracjonalne i że racjonalną była wówczas wiara w astrologię czy w heglizrn, filozofia ta uległaby dyskwalifikacji.

Przesłanki (1), (2) i (3) tworzą łącznie opis Lakatosowskiej historii wewnętrznej, która sama ma charakter normatywny wobec historii rzeczywistej. Niepuste wyjaśnienia psychosocjologiczne, które wstawiamy czasem w miejsce przesłanki (6), składają się na historię zewnętrzną.

Dziś, u progu lat 90-ch XX w., powiedzieć można, że żaden z zaproponowanych dotąd systemów racjonalnej rekonstrukcji nic jest, wolny od poważnych wad. Nie istnieje też obecnie żaden system ortodoksyjny, tak jak ortodoksyjnym był w okresie 1930-1955 pozytywizm logiczny. Jeśli można mówić o ortodoksji, to zawiera się ona w uznaniu (za Popperem) za przedmiot racjonalnej rekonstrukcji raczej rozwoju wiedzy niż izolowanych teorii i w przyjęciu (za Lakatosem) zwyczaju dokonywania racjonalnych rekonstrukcji tych epizodów z historii nauki, na które intuicje samych naukowców wskazują jako na przykłady racjonalnych procedur badawczych. I chyba nie można dziś traktować serio metodologicznych koncepcji tworzonych w oderwaniu od historii nauki czy bieżącej praktyki naukowej.

1. 2. OD LOGIKI UZASADNIANIA DO LOGIKI ODKRYĆ

Franciszek Bacon, którego - acz nie bez zastrzeżeń - uznać można za ojca nowożytnej filozofii nauki, uważał, iż właściwym celem tej dyscypliny jest dostarczenie metody dokonywania naukowych odkryć. Przy pomocy "prawdziwej indukcji", przebiegającej wedle skodyfikowanych przezeń tablic obecności, nieobecności i stopni, ustala się na podstawie zgromadzonych opisów faktów jednostkowych - "historii naturalnych i eksperymentalnych" - twierdzenia ogólne określające "formę danej własności", a także opisy "ukrytego procesu przebiegającego nieprzerwanie od widocznej przyczyny sprawczej i widocznej materii do nadanej jej formy" dla ciał ulegających zmianom, zaś "ukrytej struktury ciał" dla ciał zmianom nie ulegających (Bacon 1620, cz. II, § I). Sens baconowskich terminów: indukcja, własność, forma, struktura i innych to do dziś przedmiot nie kończących się sporów. Wydaje się jednak, że najbardziej naturalną interpretacją kanonów indukcji jest traktowanie ich jako schematów entymematycznych rozumowań dedukcyjnych: w niewyjaśniony przez Bacona sposób znamy z góry listę możliwych form własności badanej, kanony zaś służą temu, by wybrać spośród nich formę rzeczywistą.

Podobne były pod tym względem do kanonów Bacona indukcyjne kanony J. Herschela (1830), rozwinięte i sprecyzowane przez J. S. Milla (1843). Tym razem celem zastosowania kanonów miało być odkrycie ogólnych praw określających skutek danej przyczyny lub przyczynę danego skutku. Ale i tymi kanonami posłużyć się można dopiero wtedy, gdy lista skutków lub przyczyn możliwych jest z góry znana (Losee 1972, s. 151).

"Logika odkryć, tak jak pojmowała ją większość XVII i XVIII-wiecznych autorów, funkcjonować miała jako logika uzasadniania" (Laudan 1980, s. 176). F. Bacon uważał, że jego kanony gwarantować będą prawdziwość wiedzy przy ich pomocy uzyskanej. (Dlatego dziś interpretuje się zwykle jego indukcję jako dedukcję w przebraniu.) Inni, którzy tak mocnego stanowiska nie przyjmowali, sądzili jednak, że przestrzeganie w trakcie badań indukcyjnych reguł, nakazujących ostrożne wznoszenie się od jednostkowych faktów do coraz ogólniejszych praw, zapewni, że otrzymana w końcu teoria będzie prawdziwa z wysokim prawdopodobieństwem. Panowało też rozpowszechnione przez T. Reida przekonanie, że swe poznawcze sukcesy zawdzięczał Newton właśnie konsekwentnemu użyciu baconowskich kanonów indukcji (Reid 1785, s. 176; o roli Reida zob. Laudan 1981, s. 86-110).

Łącząc rozpropagowany przez Reida mit "indukcji ze zjawisk" z wyrwanym z kontekstu newtonowskim "hipotez nie wymyślam", za przeciwieństwo metody indukcyjnej uznano metodę hipotez. Hipoteza, jak powiadano, to twierdzenie nie wynikające w sposób prawomocny (indukcyjny) ze zgromadzonych - używając dzisiejszej terminologii - zdań obserwacyjnych lub uzyskanych już indukcyjnie twierdzeń pośredniego stopnia ogólności. Hipotezy buduje się dokonując "myślowego przeskoku" do twierdzeń o takim stopniu ogólności, do jakiego zgromadzona dotąd wiedza nas nie upoważnia. Naukowcy hipotez nie wymyślają - i tym właśnie różnią się od uprawiających ten rodzaj nieodpowiedzialnej spekulacji metafizyków. Hipoteza udaje wiedzę, będąc w istocie "sofisterią i złudzeniem".

Na takiej podstawie krytykowano tych, którzy do naukowego obrazu świata wprowadzali flogiston, płyny elektryczne czy atomy - byty, których istnienie na wyraźniej ze zjawisk nie wynikało. Jednak pod koniec XVIII wieku szereg naukowców - wśród których główną rolę, zdaniem Laudana (1981, s. 6-19), odegrali LeSage, Hartley i Boscovich - wolało w obliczu takich krytyk odrzucić nie własi teorie, ale dostarczającą krytykom racji metodologię. Przyznawali, że ich teorie nie zostały indukcyjnie ze zjawisk wywiedzione, ale wykazywali, że teoria Newtona też indukcyjnie ze zjawisk wywiedziona nie została. I że to samo dotyczy innych uznanych teorii. Dowodzili też, że indukcja - wbrew temu, czego od niej powszechnie oczekiwano - bynajmniej nie gwarantuje (prawdopodobnej) prawdziwości wiedzy przy jej pomocy uzyskanej.

Spróbujmy prześledzić epistemologiczne konsekwencje tych dwóch argumentów. Metoda nieindukcyjna - czyli, w ówczesnej terminologii, metoda hipotez - okazała się metodą wiodącą, przynajmniej niekiedy, do prawdziwych teorii. (Warto pamiętać, że na początku XIX w. powszechnie uważano mechanikę Newtona za niepodważalnie prawdziwą.) A skoro indukcja prawdziwości nie gwarantuje, to zarówno wniosek indukcyjny, jak i hipotezę poddać po ich sformułowaniu należy doświadczalnemu sprawdzeniu - i dopiero takie sprawdzenie pozwoli nam ocenić i prawdziwość. A stąd już tylko mały krok do uznania metody odkrycia ze epistemologicznie nieważną: tym, co rozstrzyga o poznawczej wartości danego twierdzenia, nie jest jego pochodzenie, ale to, czy i w jaki sposób przeszło ono przez doświadczalne sprawdziany, jakim poddano go już po sformułowaniu.

Jeśli nawet w taki mniej więcej sposób w I połowie XIX wieku rozumowano, zupełnie niejasny jest dla mnie następny krok, jakiego wówczas dokonano: chodzi o przejście od przekonania, że logika odkrycia jest epistemologicznie nieważna do przekonania, że logika odkrycia nie istnieje. A tak właśnie twierdził W. Whewell:

Odkrycie naukowe zależeć musi zawsze od pewnego szczęśliwego pomysłu, którego początku wyśledzić nie sposób, od pewnego udanego rzutu intelektu wznoszącego się ponad wszelkie reguły. Nie można podać żadnych zasad nieuchronnie wiodących do odkrycia. (1847, t. II, s. 20-21)

Może pogląd taki przyjął się dlatego, że nie umiano niczym zastąpić zdetronizowanej logiki indukcji. Może oparty był na oświadczeniach samych naukowców. Tak czy inaczej gdzieś w latach 40-ch XIX w. starą ortodoksję, pogląd indukcyjno-dedukcyjny (indukcja wiedzie od opisów jednostkowych faktów do ogólnych teorii, dedukcja od ogólnych teorii do opisów jednostkowych faktów) zastąpiła ortodoksja nowa, pogląd hipotetyczno-dedukcyjny (teorie to hipotezy, wytwór ludzkiej pomysłowości, wyobraźni, natchnienia, z teorii tych wynikają dedukcyjnie opisy jednostkowych faktów). W sposób bezkrytyczny pogląd hipotetyczno-dedukcyjny przyjęli tak logiczni pozytywiści, jak i Popper. Oto parę znamiennych cytatów. Hans Reichenbach:

Sam fakt odkrycia wymyka się analizie logicznej; nie istnieją żadne reguły pozwalające stworzyć "maszynę do odkryć", która przejęłaby na siebie twórczy wysiłek umysłu ludzkiego (1951, s. 238)

Carl G.Hempel:

(...) nie istnieją zatem żadne ogólnie stosowalne "reguły indukcji", za pomocą których hipotezy lub teorie mogłyby być mechanicznie wyprowadzane lub wywnioskowywane z danych empirycznych. (1966, s. 15)

Rudolf Carnap:

(...) niemożliwe jest istnienie indukcyjnej maszyny - komputera, w którym moglibyśmy umieścić wszystkie stosowne zdania obserwacyjne i otrzymać na wyjściu trafny system praw, obserwacyjne zjawiska wyjaśniający. (1966, s. 33)

Karl R. Popper:

(...) praca naukowa polega na formułowaniu i sprawdzaniu teorii. Wydaje mi się, że stadium początkowe, akt powzięcia pomysłu czy wymyślania teorii, ani nie wymaga analizy logicznej, ani się takiej analizie nie poddaje. Pytanie, jak to się dzieje, że ktoś wpada na nowy pomysł - czy będzie nim temat muzyczny, intryga dramatyczna czy teoria naukowa - może być niezmiernie interesujące dla psychologii empirycznej, jest jednak bez znaczenia dla logicznej analizy wiedzy naukowej. Analiza logiczna nie zajmuje się bowiem pytaniami o fakty (...) ale wyłącznie pytaniami dotyczącymi prawomocności lub ważności (...). Jeśli chodzi o zadanie logiki wiedzy - w przeciwieństwie do psychologii wiedzy - oprę się na założeniu, że polega ono jedynie na badaniu metod stosowanych w trakcie systematycznego sprawdzania, jakiemu trzeba poddać każdą nową koncepcję, jeżeli mamy ją poważnie wziąć pod uwagę. (...). W tej mierze, w jakiej naukowiec krtycznie osądza, modyfikuje czy odrzuca własną inspirację, wolno nam traktować podjętą tu analizę metodologiczną jako pewnego rodzaju "racjonalną rekonstukcję" odpowiednich procesów myślowych. Jednakże procesy te nie są w ramach rekonstrukcji opisywane w taki sposób, w jaki naprawdę zachodzą: przynieść ona może jedynie logiczny szkielet procedury sprawdzania. Jest to jednak chyba wszystko, o co chodzić może tym, którzy mówią o "racjonalnej rekonstrukcji" dróg uzyskiwania wiedzy. (1934, s. 31)

Dalej jednak Popper przechodzi do twierdzenia o wiele mocniejszego:

(...) nie istnieje nic takiego, jak logiczna metoda wpadania na nowe pomysły lub logiczna rekonstrukcja owego procesu. Stanowisko swe ujmę mówiąc, że każde odkrycie kryje "element irracjonalny" albo "intuicję twórczą" w sensie Bergsona. (1934, s. 32)

Hipotezy, powtarzał Popper kilkanaście lat później, to "wolne wytwory naszych umysłów, rezultaty poetyckiej niemal intuicji" (1963, s. 192). (Pod koniec lat 60-ch Popper zmienił, jak się wydaje, radykalnie swe zdanie na ten temat, zob. np. Pietruska-Madej 1989; to jego nowe stanowisko obarczone jest jednak wieloma niejasnościami o podstawowym znaczeniu.)

W ciągu 150 lat jedynymi niemal obrońcami idei logiki odkryć byli C. S. Peirce (Fann 1970, Tursman 1987) i idący za nim N. R. Hanson (1958). Peirce sformułował zasady logiki (przejętej w dużej mierze od Arystotelesa) nazwanej przezeń logiką abdukcyjną, o której sądził, że rządzi dokonywaniem teoretycznych odkryć. Hanson z kolei - znacznie ją uprościwszy (Gutting 1980) i nazwawszy logiką retrodukcyjną -próbował użyć jej do rekonstrukcji wielkich odkryć z dziejów fizyki. Mówiąc ogólnie, rozumowanie retrodukcyjne przebiegać miało zdaniem Hansona następująco:

1. Obserwujemy pewne niezwykłe zjawisko P.
2. P byłoby wyjaśnialne jako rzecz oczywista, gdyby hipoteza H była prawdziwa.
3. Istnieje zatem racja by sądzić, że H jest prawdziwa. (1958, s. 86)

Tak pojęta logika retrodukcyjna nie jest logiką odkrycia w podobnym sensie, w jakim logikami odkrycia nie są kanony indukcji eliminacyjnej Bacona czy Milla. Z tych logik żadna nowych hipotez nie wytwarza. Kanony indukcji eliminacyjnej pozwalają jedynie na wybór hipotezy prawdziwej spośród hipotez już wymyślonych (nie wiadomo, w jaki sposób). Podobnie w rozumowaniach retrodukcyjnych o "odkrytej" hipotezie mówi się już w przesłance 2, a nie dopiero we wniosku 3. Wniosek sprowadza się do twierdzenia, że pewna już wymyślona (nie wiadomo, w jaki sposób) hipoteza zasługuje na to, by traktować ją serio (i poddać dalszym empirycznym sprawdzianom). Dlatego powiada się dziś zwykle, że logika abdukcji/retrodukcji, nie będąc logiką odkrywania, jest logiką wstępnej selekcji hipotez już wymyślonych (Curd 1980, s. 212-215; Schaffner 1980, s. 173-179, 189; podobna interpretacja logiki Peirce'a zob. Brown 1983: abdukcja to nie teoria odkrycia, ale taktyka testowania dostępnych już hipotez; zarzuty przeciw hansonowskiej logice "odkrycia" zebrał Nickles 1980c, s. 23-25).

Poza tym poświęcone filozofii odkrycia naukowego prace powstałe w okresie od połowy lat 20-ch do połowy lat 70-ch policzyć niemal można na palcach obu rąk. Trochę zajmowali się tą problematyką katoliccy filozofowie ze Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza R. J. Blackwell (1969) i P. R. Durbin (1968). Patrzeć na nie można jako na wyjątki potwierdzające regułę: filozofia nauki od Koła Wiedeńskiego do Lakatosa zajmowała się procedurami doświadczalnego sprawdzania wiedzy teoretycznej, lecz nie procedurami jej odkrywania.

Przełom rozpoczął się pod koniec lat 70-ch. Tę nową być może epokę w dziejach filozofii nauki symbolicznie otwarła konferencja, która odbyła się od 29 do 31 października 1978 r. na University of Nevada w Reno. Wygłoszone tam referaty ukazały się w 1980 r. w postaci dwóch tomów redagowanych przez Thomasa Nicklesa (1980a, 1980b), który z niewielką tylko przesadą pisał w Przedmowie, że zawierają one niemal tyle prac na temat naukowych odkryć, ile na ten temat napisali filozofowie od początku XX wieku. Nickles rzucił jednak hasło "Metodologia odkrycia bez logiki odkrycia" (1980a, s. 7) - i istotnie niewiele można znaleźć w obu tomach czegoś, co można by nazwać racjonalną rekonstrukcją odkryć naukowych.

W tym samym 1980 r. ukazał się poświęcony filozofii odkryć naukowych numer Revue Internationale de Philosophie 34, nr 131-132, w rok później zeszyt Synhese 47, nr l; tom (Grmek, Cimino, Cohen 1981) i tom (Dutton, Krausz 1981). Jak na początek było to niemało. Potem liczba filozoficznych rozpraw poświęconych odkryciom naukowym wyraźnie zmalała, sama problematyka zdobyła sobie jednak w filozofii nauki trwałe miejsce i trudno przewidzieć, jakie mogą być dalekosiężne skutki tej zmiany przedmiotu metodologicznych analiz.

Problematyką odkrywania zaczęli się też interesować socjologowie wiedzy, czego pierwszym ważnym wyrazem stała się książka A. Brannigana (1981).

Niektórzy spośród, jak ich określił Nickles, "przyjaciół odkrycia" uprawiać poczęli coś, co nazwać by już można racjonalną rekonstrukcją odkryć naukowych. Tak interpretować można prace nie wspomnianego dotąd Herberta A. Simona (laureata nagrody Nobla z ekonomii w 1978 r.), który już pod koniec lat 60-ch podjął próby dokonania komputerowej symulacji procesów odkrywania (te i inne jego prace znaleźć można w Simon 1977). Dziś prace te kontynuuje wspólnie z P. W. Langleyem, G. L. Bradshawem i filozofem nauki rodem z Warszawy J. M. Żytkowem (Langley, Bradshaw, Simon, Żytkow, 1987). Innym pionierem racjonalnej rekonstrukcji odkryć naukowych.jest od początku lat 80-ch Jaakko Hintikka, wykorzystujący w tym celu stworzoną przez siebie logikę pytań (autorską bibliografię tych prac znaleźć można w Hintikka 1987; godny uwagi jest tom Hintikka, Vandamme 1985 i teksty zebrane w Synthese 74, 1988, n-ry 1 i 2). Wreszcie racjonalne rekonstrukcje procedur odkrywania prowadzi główny dziś kontynuator metodologicznych idei Lakatosa, Elie Zahar (1983, 1989).

Trudno powiedzieć, skąd wziął się ten nagły renesans zainteresowań rozmaicie pojętą filozofią odkrycia naukowego. W literaturze przedmiotu ma miejsce sytuacja nader osobliwa. Najpierw przez 150 lat zgadzano się powszechnie, że problematyka odkryć naukowych do zakresu dociekań filozofii nauki nie należy - naukowychle na dobrą sprawę nie dbano o to, by poprzeć to przekonanie jakąś systematyczną argumentacją. Bo i po co argumenty, skoro i tak (prawie) wszyscy zgadzają się, iż tworzenie nowych hipotez i teorii to domena tego, co irracjonalne? A gdy z kolei pod koniec lat 70-ch zaczęto uprawiać filozofię odkryć, znów brak było porządnych argumentów, dlaczego należy się tą problematyką zajmować. Sformułowany przez Laudana zarzut, że dociekania nad naturą odkryć naukowych tak czy inaczej nie mają filozoficznego znaczenia, zadowalającej odpowiedzi, jak dotąd, się nie doczekał (Laudan 1980; ważnej odpowiedzi udzielił Laudanowi Nickles 1985, zob. też Jokic 1988). Różne rozproszone i cząstkowe argumenty, jakie da się w tekstach "przyjaciół odkrycia" znaleźć, brzmią raczej jak usprawiedliwienie faktu, że ten czy ów autor problematyką odkryć się zajmuje, niż jak punkt wyjścia filozoficznego programu badań nad odkryciami w nauce.

Skoro jednak wielu myślicieli, i to w dużej mierze niezależnie od siebie, doszło do przekonania, że procedury odkrywania hipotez i teorii naukowych należy włączyć w zakres dociekań filozofii nauki, to można się domyślać wpływu na ich postępowano jakichś powodów ponadjednostkowych. Myślę, że powodem takim jest kryzys, w jakim w latach 70-ch znalazła się racjonalistyczna filozofia nauki, ograniczona do logicznych analiz procedur uzasadniania. Objawem tego kryzysu było pojawienie się wielkiego nurtu postanalitycznej filozofii nauki. Tak jak logiczni pozytywiści czerpali w wielkiej mierze inspirację z wczesnej filozofii Wittgensteina, tak S. E Toulmin, N. R. Hanson, P. K. Feyerabend, a chyba i T. S. Kuhn, pozostawali pod wpływem Wittgensteina późnego. Nigdy nie wytworzyli oni zwartego nurtu, z różnych natomiast stron i na różne sposoby atakowali najbardziej podstawowe idee, na których wznosił się gmach programu racjonalnych rekonstrukcji wiedzy naukowej. Było to już nie wskazywanie na takie czy inne trudności, ale atak wymierzony w sam twardy rdzeń programu. Nie będę tych dobrze znanych spraw tutaj omawiał. Toczone spory nie doprowadziły do zwycięstwa którejś ze stron, ale jedno stało się w ich wyniku jasne: jeśli chcemy ocalić samą ideę racjonalnych rekonstrukcji, trzeba w istniejących jej programach dokonać zmian sięgających samych fundamentów. Jak przyznawał po latach Hempel: "zawsze przekonany byłem, że istnieją standardy racjonalności rządzące badaniami naukowymi, ale pojąłem wreszcie, że bardzo trudno jest zasady takie sformułować" (1979, s. 60).

Dwie były najpoważniejsze w latach 70-ch próby przebudowy owych fundamentów. Pierwsza, realizowana głównie przez P. C. Suppesa, J. Sneeda W. Stegmüllera, prowadzała się do zastąpienia zdaniowego ujęcia teorii naukowych ujęciem niezdaniowym, semantycznym. Druga to właśnie rozszerzenie zakresu racjonalnych rekonstrukcji na procedury tworzenia nowych hipotez i teorii.

Tak np. M. Meyer pisał, że pozytywiści logiczni ograniczali się do analiz nauki pojętej jako autonomiczny świat rezultatów badań i dociekali, co rezultaty te czyni naukowymi. Ale analiza samych rezultatów żadnych podstaw ich racjonalności nie ujawniła i tak pojęta nauka wylądowała na tym samym poziomie racjonalności - a raczej irracjonalności - co inne formy dyskursu. Racjonalną okaże się wiedza naukowa dopiero wtedy, gdy analizy nasze rozciągniemy na procesy jej uzyskiwani (Meyer 1980, s. 49-50).

Rozszerzenie zakresu filozoficznych analiz na procedury odkrywania sugerowane jest przez pewne uporczywe trudności, przed jakimi stoją dotychczasowe koncepcje uzasadniania wiedzy naukowej. Omówię krótko dwie z nich. Pierwsza jest dziś przedmiotem wielu sporów, drugiej nikt dotąd, wedle mej wiedzy, w druku nie omawiał. Pierwsza dotyczy indukcyjnych teorii potwierdzania, rozwijanych głównie ramach logicznego pozytywizmu, druga dedukcyjnej teorii sprawdzania Poppera i Lakatosa. (Inne argumenty za potrzebą włączenia problematyki odkryć w zakres dociekań filozofii nauki, wysnute z metodologii Poppera, a analogiczne do omawianych poniżej argumentów M. Pera, podał Worrall 1985. Zob. też Blackwell 1981/2 i Goldman 1983, § 4.)

Podstawowy schemat indukcyjnego potwierdzania teorii T przez fakty był następujący:

z T wynikają O1, O2, ..., On, On+1, ...
O1, O2, ..., On w świetle wyników doświadczeń okazały się prawdziwe 
T jest prawdziwa z prawdopodobieństwem p.

Z T wynikają pewne zdania obserwacyjne, z nich n pierwszych zostało doświadczalnie potwierdzonych; na tej podstawie pragniemy przypisać T jakieś prawdopodobieństwo. Powinno ono rosnąć w miarę, jak zwiększa się liczba potwierdzonych doświadczalnie konsekwencji obserwacyjnych T. Ale T jest teorią ogólną i nigdy wszystkich, nieskończenie przecież wielu, jej konsekwencji nie sprawdzimy. Twierdzenie Bayesa głosi, że prawdopodobieństwo x-a zględu na y, które oznaczamy p(x/y), wnosi p(x/y) = p(y/x) p(x) : p(y). Niech naszym x-em będzie T, zaś y-em zbiór potwierdzonych zdań obserwacyjnych. Ponieważ zdania te z T wynikają, to p(O1, O2, ..., On) = l. Otrzymujemy zatem p(T/O1, O2, ..., On) = p(T) : p(O1, O2, ..., On). p(T) to prawdopodobieństwo T nie poddanej żadnym empirycznym sprawdzianom, "prawdopodobieństwo początkowe", jakie miała w chwili, gdy opuściła naszą głowę. Otóż zgodnie z podejściem hipotetyczno-dedukcyjnym prawdopodobieństwo początkowe teorii powinno być równe zeru. Ale wtedy i prawdopodobieństwo końcowe, p(T/ O1, O2, ..., On) będzie równe zeru - i to bez względu na to, jak bardzo rosnąć będzie liczba potwierdzonych konsekwencji obserwacyjnych T. Czyli że wyniki doświadczeń żadnego poparcia teorii ogólnej nie udzielają. I to była rafa, o którą w taki czy inny sposób nieodmiennie rozbijały się teorie indukcyjnego potwierdzania. By fakty mogły potwierdzać teorię, musiałaby ona mieć niezerowe prawdopodobieństwo początkowe - a w ramach podejścia hipotetyczno-dedukcyjnego nadać je było można tylko w sposób całkowicie arbitralny.

M. Pera (1981), podejmując wcześniejsze sugestie Achinsteina (1971) twierdzi, że to właśnie logika odkrycia może tę trudność usunąć: racje, dla których teorię sformułowano, nadają jej potrzebne prawdopodobieństwo początkowe.

(...) rozważania dotyczące prawdopodobieństwa początkowego nie są czymś dodanym do hipotezy po jej wynalezieniu, ale są tymi właśnie racjami, w świetle których hipotezę tą poczęto lub rozwinięto. Równoważne to jest uznaniu, że hipoteza nie jest nie-logicznym czy przed-logicznym domysłem, ale że jest wiarygodnym wnioskiem lub konkluzją. (Pera 1981, s. 157)

Nikt jak dotąd nie podał reguł przypisywania teorii prawdopodobieństwa początkowego na podstawie analizy racji wiodących do jej sformułowania. Ale trudno zaprzeczyć, że można ten kierunek badań uznać za rokujący nadzieję na usunięcie wspomnianej podstawowej trudności, której nie zdołały przezwyciężyć klasyczne teorie indukcyjnego potwierdzania teorii.

Jeśli o Popperowską dedukcyjną teorię sprawdzania chodzi, to można dziś chyba powiedzieć, że została ona - w wersji oryginalnej - całkowicie zarzucona i że na placu boju pozostała tylko jej heretycka modyfikacja: metodologia naukowych programów badawczych. Była już wyżej mowa o tym, ze główne zarzuty przeciw metodologii Lakatosa związane były z prawomocnością rokowań na temat przyszłości programu badawczego na podstawie jego przeszłości (znany artykuł Urbach 1978 raczej narobił pod tym względem zamętu niż coś rozjaśnił). Dlatego Lakatos stwierdził w końcu, że metodologia jego nie udziela naukowcom rad; upierał się jednak przy tym, że ocena programu, jakiej metodologia jego dostarcza, jest obiektywna i że określa ona, dotychczasową przynajmniej, "moc heurestyczną" programu badawczego, definiowaną jako jego zdolność do antycypowania, w trakcie swego rozwoju, teoretycznie nowych faktów. Ale tę ponoć obietywną własność oceniamy przecież na podstawie serii teorii, które są, zdaniem Lakatosa, wytworem pomysłowości pracujących w ramach programu uczonych. I sam Lakatos przyznaje, że pomysłowość ta odegrać może role decydującą: "trudno pokonać program, o który walczą zdolni, pomysłowi badacze", "przyroda może krzyczeć NIE, ale ludzka pomysłowość krzyczeć może jeszcze głośniej" (Lakatos 1978a, s. 77, 149). Dlaczego zatem mielibyśmy za Lakatosem przyjąć np., że marksizm to program badawczy ulegający obiektywnej degeneracji (1978a, s. 6), a nie, że psychosocjologicznej degeneracji ulega społeczność marksistów, którzy poddani rozlicznym politycznym naciskom nie potrafią wykorzystać tkwiącego w ich programie potencjału? A czy teoretyczna i empiryczna postępowość mechaniki klasycznej w wiekach XVIII i XIX świadczyć ma o jej poznawczych zaletach, czy raczej o nadzwyczajnych talentach pracujących nad jej rozwojem uczonych? Co zatem poddajemy ocenie: talenty uczonych warunkowane czynnikami psychologicznymi i społecznymi, czy obiektywne epistemologiczne własności programu badawczego? Przekonany jestem, że metodologia Lakatosa nie dostarcza żadnych racji, by opowiedzieć się za drugą z tych odpowiedzi.

Trudność ta by zniknęła (mam nadzieję), gdyby kolejne teorie w ciągu były nie tyle wytworem podległej psychosocjologicznym uwarunkowaniom pomysłowości, co wytworem rozumowań w taki czy inny sposób podległych prawom logiki. Gdyby w szczególności każda teoria w Lakatosowskim ciągu była w jakimś sensie logicznym wnioskiem z teorii wcześniejszych i zdań opisujących wchłaniane do programu anomalie, wtedy postęp lub degeneracja rzeczywiście uchodzić by mogły za obiektywną oznakę poznawczych wad lub zalet programu badawczego.

Jeszcze innych argumentów za istnieniem logiki odkrycia dostarcza refleksja historyczna. Jak zauważył historyk nauki E. McMullin (1980), "Historycy nauki nie tylko mogą konstruować racjonalnie adekwatne wyjaśnienia poszczególnych odkryć, ale konstruować mogą te wyjaśnienia w kategoriach czynników poznawczych". A to znaczy, że historycy pisząc o odkryciach często nie traktują ich jako irracjonalnych wizji czy ślepych domysłów, lecz jako wypowiedzi motywowane przez poprzedzające odkrycie racje. Historycy, przyznaje McMullin, nie potrafią odkryć przewidzieć, ale rekonstruując je po fakcie zdają się nieraz redukować to, co twórcze, do tego, co oczekiwane. A choć żadnego jednolitego sposobu racjonalnego wyjaśniania odkryć historycy się nie dopracowali, to przecież znajdowane w ich pracach wyjaśnienia mogą przynajmniej sugerować, że logika może nam o odkryciach naukowych powiedzieć więcej, niż to dotąd sądzono.

Trudno na serio przypuszczać, by teorie naukowe tworzone być mogły metodą czystych prób i błędów. By w przypadkowy sposób otrzymać żądany układ 10 znaków spośród 30 liter alfabetu potrzeba przeciętnie 0,5 x 3010 prób. Jak można więc liczyć na to, że jakakolwiek teoria powstanie w sposób przypadkowy? A tymczasem wiele hipotez i teorii zostało w dziejach nauki sformułowanych jednocześnie i niezależnie przez dwu lub więcej badaczy. Gdy Newton sformułował podstawy mechaniki, jej wszystkie elementy znaleźć już można było rozproszone w pracach Borelliego, Huygensa i innych. Równocześnie z ogłoszeniem szczególnej teorii względności przez Einsteina, ukazał się artykuł Poincarego, zawierający teorię formalnie teorii Einsteina równoważną. Teorię kwantów sformułowano niezależnie w Kopenhadze i w Wiedniu. A przykłady równoczesnych odkryć hipotez i teorii mniej fundamentalnych mnożyć można niemal bez końca. Dlatego właśnie, twierdzi E. Pietruska-Madej (1985), filozofowie nauki zająć się powinni odkryciami naukowymi. To, jakie nowe idee pojawić się mogą w danym czasie w nauce, wyznaczone jest przez obiektywnie, w Popperowskim trzecio-światowym sensie, istniejącą sytuację odkryciogenną, która podlega analizie logicznej - a to jest zadanie dla filozofów nauki.

Jeśli odkryciami naukowymi rządzi jakaś logika, może być ona, jak to określa James Blachowicz, słabo generująca lub silnie generująca. W pierwszym przypadku logika działałaby jedynie jako wyrafinowany proces wstępnej selekcji hipotez, z góry zawężając zakres tych, które w danym przypadku mogą być brane pod uwagę. Logiki silnie generujące hipotezy wytwarzają (Blachowicz 1987, 1989).

Nie wiadomo dziś, czy i jaka logika wchodzić może w przypadku racjonalnych rekonstrukcji odkryć naukowych w grę, jakie mają być przesłanki rekonstruowanych rozumowań i co należy przyjąć za "jednostkowe" wnioski (tzn. co się odkrywa jednorazowo). Ale faktem jest, że próby dokonania takiej rekonstrukcji zostały już podjęte. A jeśli ktoś próbom tym będzie zarzucać, że nie doprowadziły jak dotąd do żadnych powszechnie uznanych rezultatów, to trzeba mu przypomnieć, ze w podobnej sytuacji znajdują się dziś wszystkie inne nurty filozofii nauki.

Rozdział 2
PROGRAM RACJONALNEJ REKONSTRUKCJI ODKRYĆ NAUKOWYCH

Wielu zatem filozofów nauki zaczęto od kilkunastu lat uprawiać filozofię odkrycia naukowego. I, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, brak wśród adeptów tej nowej dyscypliny jakiejkolwiek zgody co do tego, po co się problemami odkryć zajmować, w jaki sposób to czynić, jak oceniać uzyskane wyniki (uwagi w Nickles 1980b, s. V nie straciły po dziesięciu latach na aktualności). Nie ma nawet zgody co do tego, co - pod mianem odkrycia naukowego - stanowić ma właściwy przedmiot dociekań: czy chodzi np. o pewien proces psychiczny, o zwerbalizowany wytwór takiego procesu, o taki wytwór, który został publicznie za odkrycie uznany, o fakt pojawienia się odkrycia w danym czasie i miejscu, czy może jeszcze o coś innego. Dlatego, jak przypomina nam M. Finocchiaro (1980b), jeśli twierdzimy, że celem naszym jest racjonalne wyjaśnianie odkryć naukowych, to nadal pozostaje niejasnym, co właściwie chcemy wyjaśnić, co stanowi nasze explanandum. A cóż dopiero mówić o czekających nas w dalszej kolejności debatach na temat tego, w jaki sposób wyglądać ma explanans, jaki ma być stosunek całej tej konstrukcji do nauki rzeczywistej, a wreszcie na czym polegać ma filozoficzny sens całego przedsięwzięcia.

Nie będę próbował tej mozaiki programów, metod, stanowisk, jakie dziś określa się mianem filozofii odkryć naukowych, w jakikolwiek sposób porządkować. Brak należytej perspektywy czasowej czyniłby przedsięwzięcie takie zbyt ryzykownym. Co więcej, sądzę, że nie warto, że nie posunęłoby to naszego rozumienia (jakkolwiek pojętych) odkryć naukowych do przodu. Ten młody kierunek - czy raczej rodzina kierunków - w filozofii nauki nie ma, jak dotąd, swych liderów, żadne ze stanowisk nie zostało uznane za szczególnie reprezentatywne, nie wyłoniły się wyraźne prądy czy szkoły (wyjątek to może grupa filozofów skupionych wokół J. Hintikki).

Dlatego zamiast dyskutować programy i dokonania innych, sformułuję teraz własny program filozoficznych badań, który określę mianem programu racjonalnych rekonstrukcji odkryć naukowych. Polegać on będzie na przeniesieniu idei racjonalnego wyjaśniania historycznych przypadków uznawania lub odrzucania teorii czy programów badawczych Lakatosa-Laudana na dziedzinę historycznych przypadków odkryć naukowych. Formułuję ten program, po pierwsze, w przeświadczeniu, że nowe hipotezy i teorie w naukach przyrodniczych naprawdę są wytworem nie wolnej gry wyobraźni czy intuicyjnego wyczucia, ale rozumowań, które choć biegną nieraz krętymi drogami, podległe są regułom racjonalności. Po drugie zaś, mam nadzieję, że uda mi się w ten sposób obronić metodologię naukowych programów badawczych przed zarzutem, jaki sam wobec niej - w jej obecnej postaci - sformułowałem w §1.2.

Program racjonalnej rekonstrukcji odkryć naukowych dostarczać ma ocen aktów formułowania hipotez w naukach przyrodniczych pod względem ich racjonalności. Sformułuję też schemat racjonalnego wyjaśniania odkryć naukowych (O), analogiczny do sformułowanego w §1.1 schematu (U):

(1) O racjonalności formułowania hipotez decyduje przestrzeganie kryteriów KO.
(2) Zaszła sytuacja badawcza S.
(3) Z Ko wynika, że w S racjonalnym jest sformułować hipotezę H.
(4) Naukowiec N był racjonalny.
(5) N w rozważniach nie popełnił błędu.
(6) Żadne pozaracjonalne czynniki nie mają (znaczącego) wpływu na dociekania N
(7) N sformułował H.

Do schematu tego stosują się uwagi analogiczne do tych, jakie sformułowałem w odniesieniu do schematu (U).

W miejsca (2) i (7) podstawić należy wyniki historycznych badań. Oczywiście nie będzie to żadna "neutralna" narracja historyczna. Bez filozofii nauki, pisał Lakatos, historia nauki jest ślepa. To przyjęte ogólne koncepcje nauki rozstrzygają, jakie historyczne fakty są ważne i interesujące, w jaki sposób należy je ze sobą łączyć, jakie domysły formułować na temat, tych minionych zdarzeń, po których wszelki ślad zaginął i jak odtwarzać inne na podstawie świadectw niepełnych, jak oceniać wiarygodność źródeł itp. Wszystko to sprawia, że, jak ostrzegał historyk nauki M. D. Grmek:

(...) każdy historyczny przykład zaprzęgnięty być może do dowolnego rozsądnego stanowiska epistemologicznego, o ile z danego punktu widzenia dokona się selekcji dokumentów historycznych, a pewne szczegóły uzna się za nieważne. (1981, s. 16)

Nie jest to jednak, zdaniem Grmeka, powód, by popadać w relatywizm:

Zniekształcenia istnieją, ale wykryte być mogą przez krytyczną analizę. Neutralność historyka i filozofa nigdy nie jest w praktyce absolutna, fakt ten jednak nie wyklucza możliwości osiągania, krok po kroku, wiedzy coraz bardziej obiektywnej, (s. 16-17)

W ten sposób w miejsce jednej z przesłanek i w miejsce wniosku w schemacie racjonalnego wyjaśniania odkryć wstawia się "uteoretyzowane" wprawdzie, ale i podległe krytyce, wyniki historycznych badań - a to sprawia, że racjonalna rekonstrukcja nie jest "pusta" (Lakatos: bez historii nauki filozofia nauki jest pusta), że nie jest arbitralnym wymysłem, lecz, o czym za chwilę, sama podlega krytyce ze względu na zgodność lub niezgodność z historycznymi faktami.

Określenie zbioru kryteriów Ko stanowić będzie podstawowe zadanie tej pracy. Postaram się to zrobić już za chwilę. Będą to kryteria, z których wynikać ma, iż dysponując taką to a taką wiedzą zastaną racjonalnym jest - powinno się - sformułować taką to a taką hipotezę. Chodzi, chcę to wyraźnie podkreślić, o treść H, o to, co H mówi na temat badanych zjawisk, a nie np. o to, że H sformułowana została w danym czasie i miejscu.

(3) wyraża rezultat racjonalnej rekonstrukcji danego historycznego przypadku. (3) ma w stosunku do historii "rzeczywistej" charakter normatywny.

(4) to przesłanka o charakterze psychologicznym, pełniąca rolę pomostu między normatywną, racjonalną rekonstrukcją a opisową narracją historyczną. Powiada ona, że naukowcy faktycznie stosują się do kryteriów Ko, choć może nie czynią tego świadomie. Ponieważ założenie o racjonalności naukowców znajduje się wśród przesłanek schematu (O), to uzyskana za jego pośrednictwem zgodność normatywnej rekonstrukcji z opisową historią nie dowodzi, rzecz jasna, prawdziwości założenia. Być może zgodność ta jest wynikiem przypadku. Ale jeśli zgodność taką zaobserwujemy w wielu przypadkach kolejnych i jeśli rzadko notujemy przypadki (domniemanej) niezgodności, silnie potwierdzać to będzie nasze założenie, iż naukowcy faktycznie - choć tylko pół- czy pod-świadomie - stosują się do sformułowanego przez nas zbioru kryteriów.

Czasem, jak powiedziano, notować będziemy wyjątki. Jeśli chrześcijanin czasem cudzołoży lub kradnie, to nie myślmy na tej podstawie orzekać, że nie stosuje się on do wyznawanych norm etycznych - o ile tylko w większości przypadków postępować będzie zgodnie z nimi. Możemy w takiej sytuacji orzec, że kieruje się on wyznawaną etyką - tyle że czasem "ulega swym słabościom". Takie przypadki odstępstw mogą - i powinny - podlegać wyjaśnieniom psychosocjologicznym.

Podobnie w przypadku racjonalnej rekonstrukcji odkryć naukowych. Nie oczekujemy pełnej zgodności rekonstrukcji z historią nauki. Oczekujemy natomiast, że wyniki racjonalnej rekonstrukcji zgadzać się będą "z dobrym przybliżeniem" z oceną historycznych przypadków dokonywaną przez naukowców na mocy, jak pisał Ajdukiewicz, ich zawodowego sumienia - co wyraża użyta w schemacie (O) postać przesłanki (6). Odwołania się do takiego sumienia nie da się uniknąć. Jeśli chcemy porównać wyniki racjonalnej rekonstrukcji z historią nauki, musimy najpierw wiedzieć, które z epizodów historii ludzkiej kultury należą do historii tej jej szczególnej odmiany, jaką jest nauka. Nie będziemy przecież oczekiwać, że racjonalnej rekonstrukcji podlegać będzie proces, w wyniku którego Velikowsky sformułował swoją "teorię" ruchów planetarnych (zob. np. Garder 1957. s. 50-59). W tego typu przypadkach z góry oczekujemy, że odwołać się należy do wyjaśnień psychosocjologicznych, które wstawiamy w miejsce przesłanki (6). Oczywiście spotkać nas mogą niespodzianki: pewne epizody uchodzące powszechnie za pseudonaukowe mogą okazać się zgodne z ich racjonalną rekonstrukcją, co bądź to tłumaczyć można przypadkowym zbiegiem okoliczności, bądź też dokonać na tej podstawie ich rehabilitacji. I na odwrót.

Twierdzę zatem, że wyjaśnienia psychosocjologiczne są we wzorcowych przypadkach naukowości zbędne. Ale odnosi się to, rzecz jasna, tylko do treści nowej hipotezy, a nie do tego np., że pojawiła się ona w danym czasie i miejscu. Naukowcy, jak wszyscy, potrzebują psychologicznej motywacji do pracy czy materialnych warunków prowadzenia badań. Zachęty lub przeszkody stwarzane przez instytucje polityczne czy religijne, zapotrzebowanie na wyniki badań ze strony przemysłu czy wojska, wzajemne oddziaływanie na siebie członków społeczności naukowych - wszystko to rozwój badań przyspiesza lub spowalnia. Być może gdyby nie panująca w Zurichu na przełomie XIX i XX w. rewolucyjna atmosfera, Einstein nie dokonałby rewolucji w fizyce (tak twierdzi Feuer 1974). Ale przeczyłbym temu, że ta atmosfera wpłynęła na treść tego, co Einstein twierdził o własnościach czasu i przestrzeni. Atmosfera taka wpływa niewątpliwie na treści programów politycznych czy doktryn religijnych, lecz nie na treść teorii naukowej. By odkryć Urana, Herschel dysponować musiał materialnymi środkami na zbudowanie odpowiednio silnego teleskopu - ale to, kto i dlaczego środków tych mu dostarczył, nie wpłynęło przecież na to, w którym miejscu nieba dostrzegł on nową planetę. Jednocześnie w typowym przypadku pseudonauki, jakim były marksistowskie "teorie" społeczne za Stalina czy Breżniewa, już same wyniki "badań" empirycznych - takie, jakie publikowano w periodykach - zależały od tego, kto i dlaczego przeprowadzić te badania zlecił.

Obecność przesłanki typu (5) pozwala wyjaśnić odchylenia od racjonalności bez domniemywania wpływu czynników pozaracjonalnych. Czasem w miejsce (5) wstawić można założenie, że dany naukowiec pomylił się w obliczeniach, nie umiał obliczeń wykonać, czy może błędnie zanotował wskazania przyrządów. Założenia takie, warto podkreślić, mogą czasem zostać potwierdzone przez badania historyczne, np. znaleźć możemy - pobudzeni do poszukiwań wynikiem racjonalnej rekonstrukcji - błąd w zachowanych notatkach roboczych.

Nie chodzi tu, chcę to wyraźnie podkreślić, o dostarczanie jakichś przepisów na dokonywanie odkryć. A wydaje się, że wielu tak właśnie rozumie cel "logiki odkryć naukowych". Mój jednak problem to filozoficzny problem racjonalności aktów odkrywania. Ja po fakcie staram się ocenić, czy naukowiec sformułował taką właśnie hipotezę, jaką ze względu na kryteria racjonalności sformułować należało.

Oczywiście można na to odpowiedzieć, że tak jak kryteria Ko wskazać mogą prawidłową hipotezę w odniesieniu do epizodów wziętych z dziejów nauki, tak też (a) wskazać ją powinny w odniesieniu do sytuacji obecnej, że zatem (b) służyć powinny jako praktyczny przepis na dokonywanie odkryć. Moim zdaniem choć wymóg (a) jest słuszny, wymóg (b) słuszny nie jest. Oto dlaczego.

Sformułowane poniżej kryteria mówią tyle, że racjonalnie sformułowana hipoteza to hipoteza pozostająca w określonych logicznych związkach z wcześniejszą wiedzą naukową. Gdyby filozof chciał powiedzieć, jaką to hipotezę należałoby dziś sformułować, najpierw dobrze poznać by musiał stan obecnej wiedzy - a wtedy sam stałby się naukowcem i zacząłby uprawiać już nie filozofię nauki, ale naukę samą.Przewidywanie rozwoju nauki byłoby aktem uprawiania nauki. Nasz filozof-naukowiec różniłby się wprawdzie od innych naukowców tym, że dysponowałby nie tylko wiedzą naukową, ale i filozoficzną samoświadomością. Myślę jednak, że niewiele by mu to pomogło.

Przyjmuję, za Ajdukiewiczem i Lakatosem, że zadaniem filozofii nauki jest werbalizacja kryteriów, jakie (dobrzy) naukowcy faktycznie stosują w trakcie badań, choć czynią to pół- czy pod-świadomie. Co innego pytanie, na ile werbalizacja taka jest trafna, a co innego pytanie, czy i w jaki sposób udzielić może ona praktycznej pomocy. Piszący te słowa niedawno, z głową pełną książkowych reguł, uczył się jeździć samochodem; ale zaczął dobrze jeździć dopiero wtedy, gdy podstawowe czynności wykonywać zaczął odruchowo, bez świadomego pamiętania o regułach. Jego kolega, łucznik, opowiadał mu kiedyś, że dopóki myślał o tym, jak należy napiąć luk, jak rozluźniać mięśnie podczas strzału, jak spuszczać cięciwę, do celu trafiał rzadko; zaczął trafiać wtedy, gdy patrzył na cel zapominając o łuku. Podejrzewam, że dotyczy to każdej po mistrzowsku wykonywanej czynności, w tym i uprawiania nauki.

Wielu powie może w tym momencie, że cel, jaki sobie stawiam, jest wobec tego trywialny. Ale tak czy inaczej twierdzenie, jakiego będę dalej bronił, iż ilekroć formułowano w dziejach nauki nową hipotezę, hipoteza ta pozostawała w pewnych relacjach logicznych do zastanej wiedzy naukowej, z pewnością trywialne nie jest. Nie jest trywialne, po pierwsze, dlatego, że dotąd wszyscy niemal filozofowie nauki istnieniu takiej więzi przeczyli, twierdząc, że akt formułowania hipotezy to właśnie akt myślowego przeskoku, twórczy akt intuicji wznoszący się ponad wszelkie reguły. Ale bardziej jeszcze nie jest trywialne ze względu na światło, jakie twierdzenie takie - gdyby udało się je potwierdzić - rzuca na kwestię mechanizmów rozwoju wiedzy naukowej.

Znana, oparta na zgromadzonych wspomnieniach słynnych naukowców, książka J. Hadamarda (1945, zob. też Nałczadżjan 1979) wykazała ponad wszelką wątpliwość, że znaczna część procesów psychicznych wiodących do sformułowania nowej hipotezy przebiega w podświadomości. Słynne stały się doznania "Eureka!", gdy naukowiec budzący się ze snu czy spacerujący po parku z głową zaprzątniętą innymi myślami, stwierdza nagle, że zna rozwiązanie problemu, nad którym uprzednio długo i bezskutecznie (świadomie) rozmyślał; towarzyszą temu często objawy fizjologiczne, takie jak przyspieszony puls czy pocenie się, a często też uczucie euforycznego szczęścia.

Na podstawie tego typu relacji psychologiczną teorię odkryć naukowych opracował A. Koestler (1965, 1981). Jego zdaniem, odkrycie naukowe polega na skojarzeniu dwóch idei, których nikt wcześniej nie kojarzył. Świadomość dokonać tego nie może, jest na to zbyt rozsądna. Wolna gra skojarzeń możliwa jest jedynie na poziomie podświadomym - który wcześniej otrzymał od świadomości materiał na prowadzenie takiej gry - i dopiero gotowy produkt całego procesu staje się znów świadomości dostępny.

Gdyby udało się pokazać, że w przypadkach wielkich odkryć naukowych nie było logicznej luki między nową hipotezą a wiedzą zastaną, wszystkie tego typu teorie podświadomej wolnej gry wyobraźni by upadły. Okazałoby się, że podświadomość funkcjonuje w sposób podległy kontroli logicznej - że podświadomość, przynajmniej w przypadku dobrych naukowców pracujących nad naukowymi problemami, jest zwykle racjonalna. A choć szczegółowy sposób jej funkcjonowania nadał pozostałby dla nas tajemnicą, twierdzenie takie stanowiłoby niewątpliwie pewien postęp.

Filozoficzne znaczenie przeprowadzonej racjonalnej rekonstrukcji znanych odkryć naukowych jest - co powinno być jasne w świetle uwag otwierających rozdz. l - niezależne od takich psychologicznych hipotez.

Hanson, jak powiedziano w §1.2, sformułować próbował logikę odkrycia, która w wyniku późniejszych dyskusji okazała się logiką wstępnej selekcji hipotez. Dało to początek wprowadzeniu modnego dziś rozróżnienia. Wcześniej Reichenbach (1938, § 1) rozróżnił kontekst odkrycia i kontekst uzasadniania, chcąc pierwotnie rozróżnić to, co w procesie rozwoju nauki podlegać miało analizie psycho-socjologicznej od tego, co podlega analizie logicznej. Potem jednak rozóżnienie to poczęto traktować jako rozróżnienie tego, co się robi w trakcie pracy nad sformułowaniem nowej hipotezy i tego, co się robi w trakcie jej doświadczalnego sprawdzania. I właśnie między tak rozumiane oba konteksty wstawiono niedawno kontekst trzeci (a potem jeszcze czwarty, Goldman 1983), nazwany przez Laudana kontekstem rozważania (context of pursuit, Laudan 1977). Chodzi z grubsza rzecz biorąc o to, że zanim nowo sformułowaną hipotezę poddamy doświadczalnemu sprawdzeniu, poddaje się ją wstępnej ocenie, która ma rozstrzygnąć, czy w ogóle poddać ją sprawdzeniu warto. W takim rozumieniu wprowadzenie kontekstu rozważania to nowość pozorna: taka ocena wstępna dokonywana jest, o czym była mowa w §1.1, również w ramach filozofii nauki pozytywizmu logicznego, Poppera i Lakatosa.

Interpretowana w kategoriach takich rozróżnień praca moja pozostaje więc w obrębie reichenbachowskiego kontekstu uzasadniania, w jego wstępnej części, wydzielonej później pod nazwą kontekstu rozważania. Tyle, że ocena wstępna opierała się w ujęciach tradycyjnych na stosunku teorii do (m.in.) przyszłych doświadczeń; w moim ujęciu o ocenie wstępnej decyduje natomiast stosunek nowej hipotezy do (m.in.) doświadczeń wcześniejszych: to, czy teoria pozostaje w pewnych relacjach logicznych do wiedzy zastanej, do której należą znane jej twórcy wyniki doświadczeń.

Pora wreszcie konkretnie odpowiedzieć na pytanie, o jakie wynikanie i z jakiej wiedzy chodzi - czyli na pytanie o

2. 1. KRYTERIA RACJONALNEGO FORMUŁOWANIA HIPOTEZ

M. V. Curd pisał, że racjonalna rekonstrukcja wytwarzania teorii to klasyfikacja i analiza wnioskowań przeprowadzanych przez naukowców w trakcie rozumowań wiodących do ich hipotez plus filozoficzne uzasadnienie, dlaczego wnioskowania te są racjonalne" (1980, s. 205). Sformułowanie takie wymaga moim zdaniem rozwinięcia. Jeśli zakładamy, że nowa hipoteza jest wnioskiem z wiedzy zastanej, to wynika stąd, że istnieją jakieś przesłanki i jakieś reguły wnioskowania, wiodące od tych przesłanek do nowej hipotezy. Powstają zatem dwa pytania:

• Jakiego rodzaju rozumowania wiodą do nowych hipotez w naukach?

• Jakich przesłanek w rozumowaniach tych się używa?

Na pierwsze pytanie odpowiem, że racjonalnie sformułowana hipoteza wynika logicznie z wiedzy zastanej lub jest odpowiedzią bezpośrednią na pytanie generowane przez wiedzę zastaną lub jest indukcyjnym uogólnieniem wiedzy zastanej.

Na drugie pytanie odpowiem, że na wiedzę zastaną - czyli na przesłanki odkrywczych rozumowań - składają się uznane teorie, dane doświadczalne i dodatkowa wiedza pochodząca z udanych zastosowań uznanych teorii.

Trzeba teraz sens tych odpowiedzi wyjaśnić, dodając tu i ówdzie stosowne uwagi. Rozpocznę od charakterystyki rozumowań.

Wynikanie logiczne

Najbardziej oczywistym przykładem rozumowań racjonalnych są rozumowania dedukcyjne, czyli rozumowania, w których wniosek wynika logicznie z przesłanek. Dedukcja, jak powiada się w logice klasycznej, przy prawdziwości przesłanek gwarantuje prawdziwość wniosku. W odniesieniu do nauk przyrodniczych, a zwłaszcza w odniesieniu do praw nauki (zob. §3.1), pojęcie prawdy budzi wiele poważnych zastrzeżeń, wolę go więc unikać. Dlatego rozumowanie dedukcyjne określę tu jako rozumowanie, którego każdy krok polega na zastosowaniu jakiejś reguły wnioskowania dostarczonej przez logikę, takiej jak np. reguła odrywania, reguła podstawiania, reguły dodawania i opuszczania kwantyfikatorów itp. Ale niezależnie od tych różnic interpretacyjnych, jeśli uznajemy pewne twierdzenia, to musimy uznać to wszystko, co z nich logicznie wynika. I nie możemy odrzucić żadnego wniosku bez odrzucenia choćby jednej z przesłanek.

Powiada się często, że za tę wielką zaletę, jaką jest niezawodność rozumowań dedukcyjnych, płacić trzeba równie wielką cenę: dedukcja nie rozszerza naszej wiedzy. Dedukcyjnie "odkrywamy" tylko to, co i tak w naszej wiedzy było zawarte -- choć przed przeprowadzeniem rozumowań nie byliśmy tego świadomi. Powiedzieć można językiem Fregego i Poppera: dedukcja przenosi twierdzenia istniejące wcześniej w trzecim świecie wiedzy zwerbalizowanej do drugiego świata subiektywnej świadomości, w niczym jednak nie zmienia świata trzeciego. A skoro przedmiotem racjonalnej rekonstrukcji jest ewolucja wiedzy zwerbalizowanej, a nie zmiany subiektywnych stanów świadomości, to prima facie wydaje się, że dedukcja do odkryć w interesującym nas sensie prowadzić nie może.

Sprawa nie jest jednak taka prosta. Rozpocznę wyjaśnienia od dygresji historycznej. Otóż wielu filozofów przeczących istnieniu logiki odkrycia zdaje się zakładać, że reguły takiej logiki winny być mechaniczne. Reichenbach, Hempel i Carnap wiązali nieistnienie logiki odkrycia z nieistnieniem "maszyny do odkryć" czy ''mechanicznych reguł wnioskowania". Jest to przedziwne nieporozumienie. Dowody w logice i matematyce polegają na wydedukowaniu twierdzenia z danego zbioru przesłanek - tymczasem, pominąwszy najbardziej elementarne teorie, żadne reguły mechanicznego dowodzenia twierdzeń nie istnieją (zob. np. Wartofsky 1980). Przeprowadzenie wielu rozumowań dedukcyjnych jest zadaniem wysoce nietrywialnym i nie wolno mieszać problemu wynikania logicznego z problemem istnienia mechanicznych reguł wnioskowania.

Oczywiście fakt logicznego wynikania twierdzenia z wiedzy zastanej nie pozbawia go hipotetycznego charakteru - cześć przesłanek może przecież okazać się fałszywa. Z fałszu może wyniknąć prawda, ale na ogół wynika z niego inny fałsz. W dziejach nauki pojawiać się też może wiele hipotez konkurencyjnych, z których każda jest logicznym wnioskiem z wiedzy zastanej, ale wynika z innego zbioru przesłanek, np. z różnych teorii konkurencyjnych lub z tej samej teorii w koniunkcji z różnymi wynikami doświadczeń.

I jeszcze jedna ważna uwaga. Aby, rekonstruując taki czy inny przypadek z dziejów nauki, wykazać, że miało wówczas miejsce logiczne wynikanie, należałoby najpierw sformalizować całą wchodzącą w grę wiedzę. Jest to, jak podkreśla W. Stegmüller (1979, s. 3-7), zadanie leżące poza zasięgiem ludzkich możliwości. Nasze szansę rosną, jeśli poprzestaniemy na wykazaniu matematycznego wynikania z siebie odpowiednich twierdzeń, co daje nam - w oparciu o wyniki uzyskane przez N. Whiteheada, B. Russella i innych - prawo by twierdzić, że mamy do czynienia z przypadkiem wynikania logicznego. Jeszcze bardziej liberalne kryterium to odwołanie się do "wyczucia" uczonych. Otóż jeśli uczeni dobrze znający daną dyscyplinę nauki zgodnie twierdzą, że w danej sytuacji problemowej jedyną możliwą do przyjęcia hipotezą jest H, to mamy podstawy by przypuszczać, że H wynika logicznie z przyjętej wcześniej wiedzy - i że można by to wykazać gdyby udało się wiedzę tę sformalizować.

Uwagi o luźnym związku między algorytmizowalnością a logicznością i o możliwościach domniemywania logiczności tam, gdzie nie potrafimy jej bezpośrednio wykazać, odnoszą się też do dwóch następnych typów rozumowań.

To, w jaki sposób dedukcja, sama naszej wiedzy nie rozszerzając, dać może początek rozszerzeniu naszej wiedzy, wyjaśnione zostanie §3.1.

Generowanie pytań przez zbiory zdań oznajmujących

Bywa tak, że zastana wiedza powoduje powstanie pytania. Jeśli np. uznajemy zdania "Jeśli Zofia jest matką Jana, to Jan jest synem Piotra lub Pawła" i "Zofia jest matką Jana", to powstaje pytanie (m.in.) "Czy Jan jest synem Piotra czy Pawła?" Zauważmy, że pytanie to powstaje w oparciu o te zdania niezależnie od tego, kto, kiedy i gdzie zdania te uznaje i niezależnie od tego, czy ktoś takie pytanie faktycznie zada. Wydaje się zatem, że o fakcie powstawania pewnych pytań w oparciu o pewien zbiór zdań decydują głównie logiczne formy tych zdań z jednej, a pytania z drugiej strony.

Aż do polowy lat 50-ch naszego stulecia logicy interesowali się jednak wyłącznie niemal zdaniami oznajmującymi. Logika pytań, zwana logiką erotetyczną, jest dziełem głównie ostatnich trzydziestu kilku lat, a jej klasycy to D. Harrah, N. D. Belnap, T. Kubiński, J. Hintikka.

Eksplikacją potocznego pojęcia powstawania pytań jest zaproponowana ostatnio przez A. Wiśniewskiego (1989) definicja relacji generowania pytań przez zbiory zdań oznajmujących. Relacja generowania zdefiniowana została w kategoriach semantycznych (teoriomodelowych), ścisłe jej w tym miejscu przedstawienie wymagałoby wprowadzenia szeregu pojęć pomocniczych. Nam wystarczy jednak powiedzenie, że jeśli zbiór zdań oznajmujących X generuje pytanie Q, to spełnione są m.in. następujące warunki:

(A) Jeśli wszystkie zadania X są prawdziwe; to istnieje co najmniej jedna prawdziwa odpowiedź bezpośrednia na Q. (Nadaje to generowaniu charakter quasi-dedukcyjny.)
(B) Q nie jest pytaniem, na które zawsze, bez względu na prawdziwość zdań z X, istnieje prawdziwa odpowiedź.
(C) Do zbioru X nie należy żadna odpowiedź bezpośrednia na Q ani żadna odpowiedź z X logicznie nie wynika.
(D) Z X wynikają wszystkie założenia Q.

Odpowiedź bezpośrednia to, intuicyjnie, najprostsza zadowalająca odpowiedź na pytanie; po ścisłą definicję tego pojęcia i pojęcia założeń pytania odesłać muszę do pracy Wiśniewskiego.)

Można wykazać, że do generowania pytania o skończonej liczbie odpowiedzi bezpośrednich dochodzi wtedy i tylko wtedy, gdy (a) ze zbioru X wynika alternatywa odpowiedzi bezpośrednich na to pytanie, (b) alternatywa ta nie jest tautologią i (c) żaden z jej członów z X nie wynika.

Do generowania pytania o przedmioty spełniające określony warunek, posiadającego nieskończenie wiele odpowiedzi bezpośrednich, dochodzi wtedy i tylko wtedy, gdy (a) z X wynika, że istnieją przedmioty spełniające rozważany warunek, (b) to; że istnieją takie przedmioty, nie jest tautologią, (c) z X nie wynika żadna odpowiedź bezpośrednia na to pytanie. (Zakładamy, że dysponujemy nazwami lub metodą tworzenia nazw wszystkich interesujących nas przedmiotów.)

Dlaczego racjonalnym jest formułowanie hipotezy będącej odpowiedzią bezpośrednią na pytanie generowane przez wiedzę zastaną? Znów sformułowania w kategoriach prawdy i fałszu zamienię na sformułowania w kategoriach uznawania i odrzucania twierdzeń. Otóż generowanie pytań w sensie Wiśniewskiego ma miejsce wtedy, gdy ze zbioru przesłanek (założeń pytania) żadna hipoteza danego rodzaju logicznie nie wynika, ale ze zbioru tego wynika skończona lub nieskończona alternatywa hipotez, spośród których co najmniej jedną - o czym mówi warunek (A) - uznać musimy, jeśli uznajemy wszystkie przesłanki. A zatem formułowane hipotezy - odpowiedzi na pytania generowane - nie są wytworem wolnej gry wyobraźni, lecz czymś, co wybieramy z logicznie wynikającego z wiedzy zastanej zbioru możliwości. Nie moglibyśmy tego powiedzieć o hipotezach będących odpowiedziami na pytania generowane, lecz nie odpowiedziami bezpośrednimi. (Taką odpowiedzą na nasze przykładowe pytanie byłoby "Jan jest synem Piotra, ale ten Piotr to straszny łajdak".) Te dodatkowe informacje zawarte w odpowiedzi byłyby już wytworem nie logiki, lecz wyobraźni.

Warunek (D) gwarantuje, że odpowiedź bezpośrednia na pytanie generowane przez wiedzę zastaną ma związek treściowy z tą wiedzą. Warunek (B) z kolei gwarantuje, że odpowiedź taka zapełnia faktycznie istniejące w tej wiedzy luki.

Wreszcie warunek (C) powiada, że do generowania pytania dochodzi wtedy, gdy z wiedzy generującej żadna odpowiedź na nie nie wynika. Z tego samego powodu pytania generowane są informatywne: z każdej odpowiedzi bezpośredniej na pytanie generowane wynika, w koniunkcji z wiedzą pytanie generującą, więcej niż wynika z samej wiedzy generującej. Stoimy zatem przed wyborem. Albo będziemy czekać, aż wiedza zastana wzbogaci się na tyle, że któraś z odpowiedzi bezpośrednich z niej logicznie wyniknie. Albo czekać nie będziemy i przyjmując na próbę różne możliwe odpowiedzi bezpośrednie wyprowadzać będziemy z nich i z wiedzy pytanie generującej nowe konsekwencje, co pozwoli nam, być może, poprzez sprawdzenie tych konsekwencji, rozwiązać problem stawiany przez pytanie.

Obie postawy są prawomocne, ale druga z nich tworzy nieporównanie większe szanse na szybki rozwój naszej wiedzy, prowadząc do nowych badań tak teoretycznych (rozwijanie konsekwencji przyjęcia różnych możliwych odpowiedzi) jak doświadczalnych (doświadczalne sprawdzanie takich, mniej lub bardziej odległych, konsekwencji). Sądzę, że bardzo wiele znaczących osiągnięć uzyskano dzięki przyjęciu tej drugiej postawy.

Pewne dalsze uwagi o generowaniu pytań w praktyce naukowej i związanych z relacją generowania dylematach racjonalnych rekonstrukcji znaleźć będzie można w rozdz. 4.

Uogólnienia indukcyjne

Niewiele jest problemów, które przysporzyły filozofom nauki więcej udręki, niż problem indukcji. Zarówno próby skodyfikowania reguł rozumowań indukcyjnych, jak i próby filozoficznego uzasadnienia indukcji nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Tymczasem na każdym niemal kroku widać, jak ludzie wyciągają indukcyjne wnioski - i jak czynią to naukowcy. Tak np. postępuje naukowiec łączący punkty doświadczalne krzywą - a jest to jedna z najpowszechniejszych i najpłodniejszych procedur. Łączyć punkty krzywą potrafią też odpowiednio zaprogramowane komputery. A filozofowie nadal nie potrafią powiedzieć, jak się to robi i dlaczego.

Nie jestem tak lekkomyślny by sądzić, że mnie uda się filozoficzne problemy indukcji, z którymi nie potrafili uporać się najlepsi, rozwiązać. Poczynię jedynie parę fragmentarycznych uwag na temat szczególnego przypadku rozumowań indukcyjnych, jakim jest właśnie dopasowywanie krzywej do danego zbioru punktów doświadczalnych. Poniższe rozstrzygnięcia sugerować będą, mam nadzieję, jak -przez analogię - podjąć można problemy innych indukcyjnych procedur.

Często ostatnio dyskutowana jest teza o niedookreśleniu teorii przez dane. Dla naszego przypadku przybiera ona postać od dawien dawna znanego dylematu: każdy zbiór punktów doświadczalnych połączyć można przy pomocy nieskończenie wielu różnych krzywych. A zatem, powiadali niektórzy, doświadczenie i logika nie determinują treści naszych teorii, pewną co najmniej rolę odgrywają tu dobrowolne decyzje.

Sami naukowcy takich problemów w praktyce badawczej nie mają i po prostu łączą punkty krzywą najprostszą z możliwych. I jeśli różnym naukowcom dostarczyć ten sam zbiór punktów, to okaże się niechybnie, że połączą go krzywymi bardzo podobnymi, jeśli nie wręcz identycznymi.

Poincaré, który w pełni doceniał tą praktyczną funkcję prostoty, pisał: "Każdy fakt można oczywiście uogólnić na nieskończoną ilość sposobów, z których należy wybierać; wyborem tym może kierować jedynie wzgląd na prostotę" (1902, s. 122). Ale prostotę wiązał Poincare (czasem przynajmniej) z kryteriami estetycznymi: naukowcy, podobni w tym względzie do artystów, szukają teorii, które wywołują w nich wrażenie piękna. Takie kryterium znów świadczyłoby o nieracjonalnej naturze nauki: uczucia zdają się, obok zmysłów i rozumu, współdecydować o treści naszych teorii.

Pytamy więc, czy można jakoś zredukować rolę woli i uczuć, podając filozoficzne argumenty za racjonalnością wyboru funkcji najprostszej z możliwych?

Lecz czyż niejasne pojęcie indukcji można uratować przy pomocy równie niejasnego pojęcia prostoty? Ale znów "prostota" to pojęcie, bez którego niemożliwa jest żadna racjonalna rekonstrukcja stosowanych w nauce procedur. M, Schlick przyznając, że rozróżnienie funkcji prostych i nie prostych nie jest jasne, stwierdzał:

Nawet jeśli nie potrafimy wyjaśnić, co naprawdę "prostota" znaczy, musimy uznać fakt, iż każdy naukowiec, któremu powiodło się ujęcie szeregu obserwacji za pomocą pewnej bardzo prostej formuły (np. funkcji liniowej, kwadratowej czy wykładniczej) nabiera natychmiast przekonania, że odkrył prawo. (1931, cyt. za Popper 1934, s. 114)

A, dodajmy, gdy punktów doświadczalnych przy pomocy prostej funkcji połączyć się nie udaje, naukowiec dochodzi zwykle do przekonania, że albo wyniki jego pomiarów uległy zakłóceniu przez jakieś nieznane i niekontrolowane czynniki, albo że stwierdzona zależność pomiędzy wielkościami badanymi jest przypadkowa, zależna ód szczególnych okoliczności - i jako taka na miano "prawa" nie zasługuje.

Jaką funkcję nazywa się prostą? Są to, po pierwsze, podstawowe funkcje matematyczne, te, jakie można znaleźć na klawiaturze każdego komputera osobistego: xn, ax, log x, funkcje trygonometryczne i może jeszcze hiperboliczne. Są to, po drugie, funkcje złożone z tych funkcji podstawowych i otrzymane przez jednoczesne dopasowanie do danych możliwie niewielkiej liczby parametrów. W tym sensie funkcja y = ax2prostsza jest od y = ax2 + bx + c - w tym drugim przypadku dopasowujemy do danych parametry a, b i c, w pierwszym tylko parametr a.

Istnieje pewien dobry dość argument za racjonalnością reguły nakazującej szukać praw o prostej postaci. Otóż w trakcie badań doświadczalnych odkrywamy wielką ilość zależności, z których większość to zależności przypadkowe, będące wytworem szczególnych okoliczności, w jakich przeprowadzano doświadczenia. Ilekroć okoliczności takie się powtórzą, powtórzy się też stwierdzona zależność; zależności tej nie stwierdzimy jednak w przypadkach innych zjawisk. Na miano prawa nauki zasługuje zaś tylko taka zależność, której zachodzenie stwierdzać będziemy w przypadkach różnych zjawisk, często tak różnych, że bez pomocy teorii nigdy byśmy się nie domyślili, że zjawiska te podlegają tym samym prawom. Problem praktyczny polega na tym, jak w trakcie badań dokonać wstępnej selekcji tych odkrytych zależności, które nadają się na kandydatki do miana praw.

Reguła prostoty daje niezłe kryterium wstępnej oceny tego, które z odkrywanych zależności pretendować mogą, z większym od innych prawdpodobieństwem, do miana praw. Z góry wiadomo, że przez n punktów doświadczalnych da się przeprowadzić krzywą opisaną wielomianem stopnia n - 1. Ze względu na występowanie błędów doświadczalnych z jednej strony, a na stosowanie teoretycznych przybliżeń podczas wstępnego opracowywania wyników z drugiej strony, zawsze mamy do czynienia nie z punktami doświadczalnymi, ale z pewnymi obszarami o rozmytych brzegach, z "plamkami". Dlatego również wtedy, gdy liczba dopasowywanych parametrów jest niewiele mniejsza od liczby plamek doświadczalnych (na ile "niewiele", to zależy od szeregu zmiennych czynników, np. od wielkości błędów i stosowanych przybliżeń, całkowitej liczby punktów, ich rozrzutu itp.), możliwość przeprowadzenia przez nie takiej krzywej wydać się może sprawą przypadkowego zbiegu okoliczności. I na odwrót: jeśli wiele punktów układa się "z dobrym przybliżeniem" na krzywej otrzymanej w wyniku dopasowania jednego czy dwóch parametrów, świadczy to silnie o nieprzypadkowym charakterze odkrytego związku.

W świetle tego argumentu indukcja jawić się nam poczyna nie jako kryterium racjonalności, ale jako reguła efektywnego postępowania badawczego. Myślę, że tak istotnie jest. Myślę też, że rozumowania indukcyjne da się zinterpretować jako rozumowania dedukcyjne lub erotetyczne - a zatem, że racjonalna rekonstrukcja może się bez indukcji obejść.

Mając dane punkty (1, 64), (2, 16), (4, 4), (8, 1) i zakładając odpowiednie teorie matematyczne stwierdzić można, że punkty te leżą na krzywej y = 64 / x2 - i stwierdzenie to będzie mieć charakter wniosku dedukcyjnego, którego przy wymienionych przesłankach można dowieść. A zgodnie z tym, co będzie powiedziane w §3.1, sformułowanie takiego twierdzenia - odnoszącego się do danego zbioru punktów - wystarczy, by dać początek odkryciu prawa.

Oczywiście stwierdzić też można - znów w sposób czysto dedukcyjny - że podany zbiór punktów leży na którejś z nieskończenie wielu innych krzywych możliwych. Dlatego lepiej interpretować równanie y = 64 / x2 jako odpowiedź na pytanie generowane przez wiedzę zastaną. A oto jak można to uczynić.

Przypuśćmy, że nasze doświadczalne punkty wiążą (przy przyjętym systemie jednostek) wartości sił odpychających między jednoimiennie naelektryzowanymi ciałami (zmienne y) z odległością między nimi (zmienne x). Wykonując pomiar zakładaliśmy, że - przy innych warunkach stałych - warunkach mierzone siły mieć będą określoną wartość dla dowolnej odległości między ciałami. Zakładaliśmy zatem, że istnieje funkcja wyrażająca - w badanym przypadku przynajmniej - wartość sił odpychania elekrycznego w zależności od odległości. Jeśli do naszego założenia dodamy teraz uzyskane wyniki pomiarów, otrzymujemy: Istnieje funkcja... taka, że dla x = 1, y = 64 itd. A to, przy założeniu, że wszystkie funkcje wchodzące w grę są nazywalne, generuje pytanie: Jaka, to funkcja...?

Dlatego nasze doświadczenia nastawione są często od samego początku na ustalanie nie jednostkowych danych ale zależności funkcyjnych.

Pytanie generowane ma nieskończenie wiele możliwych odpowiedzi. Zasada indukcji ukierunkowuje poszukiwania odpowiedzi właściwej, nakazując wypróbowywać najpierw odpowiedzi najprostsze. Jest faktem - i być może ujawnia to coś z natury świata - że taki sposób postępowania prowadzi zwykle do poznawczych sukcesów. "Ucząc się o świecie uczymy się uczyć", powtarza Dudley Shapere (1984). Niewątpliwie nauczyliśmy się, że stosowanie zasady prostoty maksymalizuje efektywność badań.

A jednak dobrze jest mówić oddzielnie o rozumowaniach indukcyjnych. Ich autonomiczność bierze się z faktu, że w praktyce badawczej innych, bardziej złożonych możliwości w ogóle się nie wypróbowuje. Chyba że dalsze pomiary wykażą, że funkcja najprostsza do nowych wyników nie pasuje - ale i wtedy wypróbowujemy najprostszą z możliwych funkcji pasującą do rozszerzonego zbioru danych.

Podobnie nota bene działają symulujące odkrycia programy komputerowe. Tak np. o programie BACON Zytkow i Simon piszą: "Prostsze możliwości wypróbowuje się najpierw, a jeśli okażą się udane, ich bardziej złożone konkurentki w ogóle rozważane nie są" (l 988, s. 70).

Przejdźmy teraz do problemu przesłanek wiodących do odkryć rozumowań.

Teorie

Są to, po pierwsze, zastane teorie naukowe, pojmowane tu jako koniunkcje praw nauki.

Jeśli znów zajrzymy do cytowanych w §1.2 wypowiedzi Hempla i Carnapa stwierdzimy, że wymagali oni, by w odkrywczych rozumowaniach - gdyby takowe istniały - w roli przesłanek występowały wyłącznie zdania obserwacyjne. Na założeniu takim Hempel oparł swe argumenty mające świadczyć o nieistnieniu logiki odkrywania (1966). Teorie nie mogą powstawać jako indukcyjne uogólnienia faktów po pierwsze dlatego, że aby fakty uogólnić trzeba je najpierw poddać selekcji, a do tego potrzebna jest teoria. Po drugie, w teoriach występują terminy teoretyczne, nie występujące w opisach danych doświadczalnych. Żadna więc liczba zdań obserwacyjnych, nawet wyselekcjonowanych, nie może nas logicznie do teorii doprowadzić. Teorie mają obserwacyjne konsekwencje, ale zdania obserwacyjne nie mogą mieć konsekwencji teoretycznych.

Argumenty Hempla są, przy przyjętych przezeń założeniach, bez zarzutu. Hempel ma też rację twierdząc, że zaczynać badania musimy nie od obserwacji, lecz od teorii. Myli się natomiast sugerując, że teorie powstają w teoretycznej próżni. Każdą kolejną hipotezę formułuje się, będę twierdził, zakładając w punkcie wyjścia teorie zastane. To zastane teorie wskazują nam, które fakty nie zostały jeszcze w ich ramach wyjaśnione. To teorie narzucają nam sposoby, na jakie fakty doświadczalne opisujemy - a w opisach tych pojawiają się, i to w sposób nagminny, terminy "teoretyczne" (powrócę do tego w §5.3, odpowiadając na analogiczny do wspomnianego argumentu Hempla argument Carnapa). To zastane teorie wreszcie mówią nam, o jakiego rodzaju hipotezy należy je wzbogacić, by nie wyjaśnione dotąd fakty w ich ramach wyjaśnić. Wszystko to zilustrowana zostanie w dalszych częściach tej pracy.

Teorie to na każdym etapie rozwoju wiedzy naukowej poznawcze a priori, a - co uświadomił nam Kant - bez sądów a priori nie można formułować sądów a posteriori. Tyle że - wbrew opinii Kanta - ta aprioryczna podstawa naszych badań nieustannie się zmienia. Nie istnieje żadna bezzałożeniowa działalność poznawcza - a skoro coś musimy zakładać, to racjonalnym jest zakładać najlepszy z dostępnych systemów wiedzy o świecie - czyli zastane teorie naukowe.

Wiedza uzupełniająca

Nowe hipotezy formułuje się, jak będę twierdził, w wyniku teoretycznej analizy wyników doświadczalnych badań pewnych układów przyrodniczyzh. Za przesłanki tych analiz służą, jak powiedziano, zastane prawa nauki. Za przesłanki służą też, rzecz jasna, wyniki doświadczeń - o nich za chwilę. Ale do przsłanek dołącza się to, co wiadomo o badanym układzie na podstawie innych udanych zastosowań uznanych teorii.

Wyjaśnię to na przykładzie. Gdy badamy jakieś zjawisko elektromagnetyczne, czynimy zwykle założenia na temat np. tego, które z tworzących badany układ ciał są przewodnikami a które izolatorami, jakie są opory właściwe poszczególnych przewodników, jakie są współczynniki przenikalności elektrycznej i magnetycznej użytych, substancji (por. rozważania w §5.3). Teraz nie obserwujemy i nie mierzymy tych wszystkich własności - ustaliliśmy je uprzednio, stosując uznane teorie do analizy wyników innych doświadczeń. I zakładamy, że własności te będą takie same jak ustalone poprzednio, chyba że z naszych teorii wynika, że szczególna sytuacja eksperymentalna wywierać będzie na te własności wpływ. Założenie takie czyni się na mocy zasady, będącej odpowiednikiem (o ile go dobrze rozumiem) sneedowskiej zasady constraint (Sneed 1971, Stegmuller 1976). Jest ono, jak każde założenie, zawodne: możemy nie wiedzieć, że pewien czynnik, działający w naszym układzie eksperymentalnym, daną własność zmienia (że np. pod wpływem wysokiej temperatury lub promieniowania jonizującego pewna substancja z izolatora staje się przewodnikiem) lub możemy nie wiedzieć, że w badanym układzie taki czynnik działa (np. że pojawia się niekiedy promieniowanie jonizujące).

Niektórzy twierdzenia w rodzaju, że masa właściwa czy współczynnik przenikałności magnetycznej ołowiu wynoszą tyle to a tyle, nazywają prawami nauki. Oczywiście jest to kwestia konwencji (próby znalezienia uniwersalnego kryterium odróżniającego prawa nauki od innych formuł - z których najbardziej znane było to oparte na kontrfaktycznych okresach warunkowych - zawiodły), ale przyjęcie takiej konwencji wydaje mi się zdecydowanie niefortunne. Rozmnożyłoby to liczbę znanych w danym czasie praw do milionów. Własności takie podaje się dziś w po staci tabel i wykresów wypełniających grube tomy. Dlatego proponuję, by miano prawa nauki zachować dla formuł, w każdym sformułowaniu których występują co najmniej dwie zmienne i które określają, jaki niezmienny związek zachodzi między wartościami owych zmiennych.

Teorie mają (by znów użyć terminologii Sneeda) zastosowania, czyli modele, w których spełnione są składające się na nic prawa. Prawa ustalają "pionowe" związki między modelami. Zasada constraint, wprowadza natomiast między modelami związki "poziome".

Dane doświadczalne

Trzeci typ przesłanek występujących w wiodących do nowych hipotez rozumowaniach to zdania opisujące wyniki doświadczeń.

Przedmiotem rozważań teoretycznych jest nie tyle "to, co jawi się naszym zmysłom", ale wyniki doświadczeń opisane, ujęte w pewien system kategorii. W jaki sposób przechodzimy od danych do opisu danych to zagadnienie o ogromnej doniosłości. Doniosłość tą uświadomiły nam prace Hansona (1958, s.4-30, jest to rozwinięcie uwag późniejszego Wittgensteina), Kuhna i innych, ale jeśli chodzi o jego rozwiązanie, to zadziwiająco niewiele dotąd osiągnięto.

Przejścia tego można w ogóle nie dokonać - a wtedy doznanie zmysłowe nie staje się doświadczalnym odkryciem. W latach 80-ch i 90-ch XIX w. prowadzono intensywne badania nad wyładowaniami elektrycznymi w rozrzedzonych gazach, a zwłaszcza nad zjawiskiem promieni katodowych (czyli, wedle naszej wiedzy, strumieni elektronów). W trakcie tych eksperymentów nieustannie wytwarzano - jak dziś powiemy - promienie Roentgena, a używane oprzyrządowanie laboratoryjne pozwalało obserwować ślady tych promieni. I obserwowało je przed Roentgenem wielu znakomitych fizyków. Ale gdy F. Smith stwierdził, że leżące obok rury do wyładowań płyty fotograficzne ulegają zaczernieniu, polecił przenieść je do bardziej oddalonej szafki (Cooper 1968, s. 497). Crookes w podobnej sytuacji zareagował wysłaniem listu z reklamacją do producenta płyt (Wróblewski 1982, s. 103). Zjawiska związane z pojawieniem się promieni Roentgena przed rokiem 1895 obserwowali - o czym świadczą ich zachowane zapiski - Goldstein, J. J. Thomson i Lenard (Andersen, s. 84-86). Ale wszyscy oni bądź to obserwacje swoje zlekceważyli, bądź zinterpretowali w opaczny sposób. (Goldstein np. fakt, że ekran fluorescencyjny zwrócony w stronę anody świeci, uważał za potwierdzenie hipotezy falowej natury promieni katodowych.)

Podobne historie opowiadać można, w formie anegdot, bez końca. Opowiadać więc można, jak to na siedem lat przed Hertzem D. E. Hughes obserwował rozchodzenie się fal radiowych w powietrzu i jak przed Ireną i Frederikiem Joliot-Curie fizycy z laboratorium D. Lawrence'a obserwowali sztuczną promieniotwórczość - i jak widząc, nie widzieli. Więcej szczęścia miał C. D. Andersen, który jako pierwszy zauważył na kliszy ślad cząstki o masie elektronu i dodatnim ładunku elektrycznym. Ale i w tym przypadku

Gdy Andersen przekonał się, że takie cząstki rzeczywiście mogą istnieć, sprawdził poprzednio otrzymane fotografie i znalazł na nich więcej podobnych przypadków. Już poprzednio różni fizycy napotykali przypadki, które mogły być interpretowane jako tory dodatnich elektronów - pozytonów. Użyjmy słów Hansona: "przed Andersenem widziano pozytony, ale ich nie obserwowano". (Andersen, s. 159-60)

Są to nie tylko anegdoty, ale historie, ujawniające nam coś ważnego na temat na szego sposobu poznawania świata. Sugerują one m.in., że aby coś dostrzec, trzeba to umieć nazwać.

A oto przykład innego rodzaju. W 1827 r. botanik R. Brown zaobserwował pod mikroskpem chaotyczny ruch drobinek zawieszonych w cieczy. (Zjawisko to znano już w XVII w.) Pierwsze obserwacje Browna dokonane były na pyłku roślinnym, sądził on przeto, że dostrzega objawy życia. Ruch nie zmienił się jednak po przegotowaniu zawiesiny, a Brown stwierdził później, że wykonują go również drobinki substancji nieorganicznych. Szczególne zainteresowanie wzbudziło doświadczenie wykazujące, że ruch drobinek w zamkniętym hermetycznie zbiorniku jest po upływie roku taki sam jak pierwszego dnia, wbrew znacznym przecież siłom oporu ośrodka - sądzono nawet, że obserwacje te obalają zasadę zachowania energii. Przez 80 lat próbowano zjawisko ruchów Browna wyjaśnić.

Jedni widzieli domniemaną przyczynę w prądach, wywołanych w cieczy przez nierówną temperaturę i parowanie (Muncke, 1829 i 1830 r.), inni przypisywali główną rolę światłu (Regnault, 1858 r.), co zresztą znów prowadziło do prądów cieplnych, jakoby spowodowanych przez ogrzane ciałka; jeden z autorów sądził, że wyprowadził ruch z różnicy między ciepłem właściwym zawieszonej substancji i cieczy (Cantom, 1867 r.); później myślano o przyczynach natury elektrycznej (Jevons, 1870 r.). (Teske 1955, s. 186)

Niezgodnościom interpretacji towarzyszyły przez cały czas zadziwiające niezgodności rezultatów samych obserwacji.

Na pytanie, czy natężenie ruchu Browna zależy od barwy padającego światła, Wiener odpowiada: tak, Meade Bache: nie. Regnault wykrył, że natężenie światłą wpływa na intensywność ruchu, Gouy stwierdza, że tak nie jest. Nawet w stosunkowo prostej kwestii dotyczącej wpływu, jaki ma rozmiar ziarenek, nie było zgodności. (Teske 1955, s. 186)

Jak to możliwe, by obserwacje dostarczały sprzecznych danych?

W 1905 r. Einstein i, niezależnie, Smoluchowski podali uznany dziś teoretyczny model ruchów Browna: ruch drobinek wywołany jest przez cieplny ruch cząsteczek ośrodka i ich zderzenia (czy raczej fluktuacje liczby zderzeń) z drobinkami. Podstawową konsekwencją empiryczną takiego modelu było, iż średnie przesunięcie drobinki względem położenia początkowego jest proporcjonalne do pierwiastka z czasu. I oto znamienny fakt:

Ani Einstein, ani Smoluchowski nie mieli możliwości sprawdzenia na podstawie literatury naukowej, czy znaleziony wzór zgadza się z doświadczeniem. Mimo bowiem wielkiej liczby prac doświadczalnych o ruchach Browna żadna z nich nie zawierała dokładnych danych ilościowych. (Teske 1955, s. 166)

Empiryczne konsekwencje modelu Einsteina-Smoluchowskiego zostały potwierdzone przez późniejsze pomiary, dopiero bowiem po podaniu modelu przedmiotem badań stało się średnic przesuniecie drobinek w czasie.

Przy okazji wyjaśniły się wspomniane wyżej niezgodności w wynikach obserwacji. Otóż kierujące wcześniejszymi pomiarami modele traktowały ruch drobinek jako ruch prosty, za którego miarę przyjmowano jego średnią prędkość. Teraz okazało się, że w ten sposób mierzono wielkość pozorną. Ze względu na rzeczywisty charakter ruchu (który był wypadkową wielkiej ilości drobnych przesunięć) otrzymywano różne wartości "prędkości średniej" notując położenia w różnych odstępach czasu. Podsumowując tą historię A. Teske pisał:

(...) mierzeniu, jeśli ma być skuteczne, towarzyszyć musi teoretyczne wyjaśnienie, choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że pomiar jest czynnością niezależną, czynnością, która może być izolowana. Istotnie, poprawny pomiar pozostanie poprawny, lecz minie się z celem, jeżeli mierząc nie ma się właściwego - by użyć znanych słów Pawiowa -"ogólnego wyobrażenia o przedmiocie", (s. 189)

Świadomość takiego związku między działalnością doświadczalną a teoretyczną - tego, że to dopiero teoria rozstrzyga, co i w jaki sposób należy obserwować - zachęcać może do objęcia racjonalną rekonstrukcją również odkryć doświadczalnych. Ale przecież raportów z wyników doświadczeń nie sposób traktować jako dedukcyjnych wniosków czy odpowiedzi na pytania generowane - mimo wszystko mamy tu przecież do czynienia z przechodzeniem nie od jednych zdań do innych, ale z przejściem od obrazu do zdań - choćby nawet to przejście było przez pewne zdania sterowane. Dlatego odkrycia doświadczalne pozostają poza zasięgiem racjonalnych rekonstrukcji, przynajmniej takich, jakie prowadzi się w tej pracy - i muszę je, choć nie bez żalu, traktować niczym fakty pierwotne.

Trudno z góry wyrokować, czy zagadnienie formułowania zdań doświadczalnych może być w jakiś sposób rozwiązanie w ramach filozofii nauki. Ale w każdym razie filozoficzna nad nim refleksja wymagałaby narzędzi innych niż te, jakimi się tu posługuję.

Racjonalnej rekonstrukcji podlegają zatem wyłącznie odkrycia "teoretyczne". Będą to, po pierwsze, odkrycia praw nauki - kilka takich odkryć zrekonstruowanych zostanie w rozdziałach 3 i 5. Będą to, po drugie, odkrycia przedmiotów (obiektów, substancji itp.), które Carnap nazywał teoretycznymi. Chodzi, z grubsza rzecz biorąc, o formułowanie twierdzeń w rodzaju "Ten (odkryty wcześniej doświadczalnie) obiekt na niebie jest kometą" lub "Promienie katodowe (odkryte i badane wcześniej doświadczalnie) są strumieniem elektronów". Tego typu odkrycie będzie przedmiotem rekonstrukcji przeprowadzonej w rozdziale 4. Szczególną wagę posiadają dziś problemy rewolucji naukowych. Rozdział 5, jako całość, dostarczyć ma racjonalnego wyjaśnienia procesu formułowania nowego programu badawczego

BIBLIOGRAFIA

Bibliografię tę rozszerzyłem o parę dziesiątków pozycji, do których brak odnośników w tekście książki. Chciałem w ten sposób dać polskiemu czytelnikowi dość kompletne zestawienie literatury - w językach angielskim i polskim - z zakresu filozofii odkryć naukowych. Pomijam prace o charakterze głównie historycznym - i dlatego nie zamieściłem poniżej np. artykułu N. R. Hansona, "Discovering the Positron", British Journal for the Philosophy of Science 12 (1961), s. 194-214, 299-313. Pomijam też, z paroma wyjątkami, prace z dziedziny psychologii i socjologii odkryć naukowych. Jeśli o teksty z filozofii nauki chodzi, to wybrałem w zasadzie te, które mają odkrycia za główny przedmiot rozważań, a nie czynią na ten temat marginalne tylko uwagi. Aby ograniczyć te uzupełnienia do rozsądnych rozmiarów, nie wymieniam tekstów zamieszczonych w książkach i numerach czasopism wymienionych w §1.2; pomijam też wcześniejsze prace tych autorów, którzy potem myśli tam zawarte rozwijali gdzie indziej. Czy wszystkie pominięcia są słuszne, nie wiem. Liczne uzupełnienia, jeśli chodzi o prace sprzed 1981 r., znaleźć można w opracowanej przez R. 3. Blackwell a A Bibliography of the Phihsophy of Science 1945-1981, London 1983, §4.3.
W przypadku pozycji tłumaczonych na język polski podaję po nazwisku autora rok wydania oryginału, ale reszta danych odnosi się tylko do wydania polskiego - i do niego odnoszą się podane w tekście numery stron.

Achinstein, P. (1971), Law and Explanation, Oxford.

Ajdukiewicz, K. (1970), Logika pragmatyczna, Warszawa.

Andersen, D. L., Odkrycie elektronu, Warszawa 1971.

Aster, E. von (1963), Historia filozofii, Warszawa 1969.

Bacon, F. (1620), Novum Organum, Warszawa 1955.

Baird, D. (1987), "Explanatory Factor Anałysis, Instruments and the Logic of Discovery", British Journal for the Phihsophy of Science 38, s. 319-337.

Blachowicz, J. (1987), "Discovery as Correction", Synthese 71, s. 235-321.

Blachowicz, J. (1989), "Discovery and Ampliative Inference", Philosophy o f Science 56, s. 438-462.

Blackwell, R. J. (1969), Discovery in the Physical Sciences, Indiana.

Blackwell. R. J. (1976), "Scientific Discovery and the Laws of Logie", New Scholasticism 50, s. 333-344.

Blackwell, R. J. (1981-82), "A new Direction in the Philosophy of Science", The Modern Schoolman 59, s. 55-59.

Bork, A. M. (1966), "Fizyka przed Einsteinem", W: Kruczek (1983), s. 320-342.

Brannigan, A. (1981), The Social Basis of Scientific Discoveries, Cambridge.

Brown, W. M. (1983), "The Economy of Peirce's Abduction", Transactions of the C. S. Peirce Society 19, s. 397-412.

Butterfield, H. (1958), Rodowód współczesnej nauki 1300-1800, Warszawa 1963.

Carnap, R. (1928), Der Logische Aufbau der Welt, Berlin.

Carnap, R. (1966), Philosophical Foundations of Physics, New York.

Caws, P. (1969), "Struktura odkrycia naukowego", Zagadnienia Naukoznawstwa nr 3, 1970, s. 90-100.

Cohen, I. B. (1960), Od Kopernika do Newtona, Warszawa 1964.

Cooper, L. N. (1968), Istota i struktura fizyki, Warszawa 1975.

Crombie, A. C. (1959), Nauka średniowieczna i początki nauki nowożytnej, Warszawa 1960.

Curd, M. (1980), "The Logic of Discovery: An Analysis of Three Approaches", W: Nickles (1980a), s. 201-220.

Czarnocka, M., Żytkow, J. M. (1978) "O redukcji mechaniki klasycznej do relatywistycznej", Studia Filozoficzne nr 8-9, s. 185-196.

Daniel, S. H. (1982), "Myth and the Grammar of Discovery in Francis Bacon", Philosophy and Rhetoric 15, s. 219-237.

Durbin, P. R. (1968), Logic and Scientific Discovery, Milwaukee.

Durbin, P. R. (1977), "Is the Case for a Logie of Discovery Closed?", New Scholasticism 51, s. 396-403.

Dutton, D., Krausz, M. (eds.) (1981), The Concept of Creativity in Science and Art, The Hague.

Einstein, A. (1905), "O elektrodynamice ciał w ruchu", W: Kruczek (1981), s. 23-59.

Einstein, A. (1916), O szczególnej i ogólnej teorii względności, Warszawa 1922.

Einstein, A. (1948), "Twórcza autobiografia",. W: Kruczek (1983), s. 89-137.

Everitt, C. W. F. (1975), James Clerk Maxwell: Physicist and Natural Philosopher, New York.

Falk, A. E. (1966), "Two Conceptions of a Logic of Discovery", Proceedings of American Catholic Association 40, s. 203-208.

Fann, K. T. (1970), Peirce's Theory of Abduction, The Hague.

Feuer, L. S. (1974), Einstein and the Generation of Science, New York.

Feyerabend, P. K. (1963), "Jak być dobrym empirystą?" W: tenże, Jak być dobrym empirystą?, Warszawa 1979.

Finocchiaro, M. (1980a), "Scientific Discoveries as Growth of Understanding: The Case of Newton’s Gravitation", W: Nickles (1980a), s. 235-256.

Finocchiaro, M. (1980b), glos w dyskusji W: Nickles (1980b), s. 25-28.

Frege, G. (1918), "Myśl. Studium logiczne", W: tenże, Pisma semantyczne, Warszawa 1977.

Gardner, M. (1957), Pseudonauka i pseudouczeni, Warszawa 1966.

Garrison, J. W. (1988), "Hintikka, Laudan and Newton: An Interrogative Model of Scientific Discovery", Synthese 74, s. 145-172.

Goldman, A. I. (1983), "Epistemology and the Theory of Problem Solving", Synthese 55, s. 21-48.

Grmek, M. D. (1981), "A Plea for Freeing the History of Scientific Discoveries from Myth", W: Grmek, Cohen, Cimino, (eds.) (1981), s. 9-42.

Grmek, M. D., Cohen, R. S., Cimino, G. (eds.) (1981), On Scientific Discovery, Dordrecht.

Grotowski, M., Sadziewiczowa, M., Werner, M., Ziemecki, S. (1931), Dzieje rozwoju fizyki w zarysach, Warszawa.

Gutting, G. (1973), "A Defence of the Logic of Discovery", Philosophical Forum 4, s. 384-405.

Gutting, G. (1980), "The Logic of Invention", W: Nickles (1980a), s. 221-234.

Hadamard, J. (1945), Psychologia odkryć matematycznych, Warszawa 1964.

Hanson, N. R. (1958), Patterns of discovery, Cambridge.

Hanson, N. R. (1958a), "The Logic of Discovery", Journal of Phiłosophy 55, s. 1073-1089.

Hanson, N. R. (1960), "More on «The Logic of Discovery»", Journal of Philosophy 57, s. 182-188.

Hanson, N. R. (1963), "Retroductive Inference", W: B. Baumrin (ed.), Philosophy of Science: The Delaware Seminar, New York, s. 21-37.

Hanson, N. R. (1967), "An Anatomy of Discovery", Journal of Philosophy 64, s. 321-352.

Harman, G, (1965), "The Inference to the Best Explanation", Philosophical Review, 64, s. 88-95.

Heilbron, J. L. (1979), Electricity in the 17th and 18th Centuries, Berkeley.

Hempel, C. G. (1950), "Problems and Changes in the Empiricist Criterion of Meaning", Revue Internationale de Philosophie 11, s. 41-63.

Hempel, C. G. (1966), Podstawy nauk przyrodniczych, Warszawa 1968.

Hempel, C. G. (1979), "Scientific Rationality: Anałytic vs. Pragmatic Perspectives", W: T. G. Geraets (ed.), Rationality Today, Ottawa 1979.

Herschel, J. F. W. (1830), Wstęp do hadań przyrodniczych, Warszawa 1955.

Hintikka, J. (1987), "The Interrogative Approach to Inquiry and Probabilistic Inference", Erkenntnis 26, s. 429-442.

Hintikka, J., Vandamme, F. (eds.) (1985), Logic of Discovery and Logie of Discourse, Ghent.

Hirosige, T. (1974a), "The Ether Problem, the Mechanistic Worldview, and the Origins of the Theory of Relativity", Historical Studies in the Physical Sciences 7, s. 3-83.

Hirosige, T. (1974b), "Wprowadzenie: węzłowe problemy historii nowej fizyki", Zagadnienia Naukoznawstwa nr 1, 1978, s. 135 139.

Hittiangadi, J. (1980), "The Vanishing Context of Discovery: Newton’s Discovery of Gravity", W: Nickles, (1980a), s. 257-266.

Holland, J. H., Holyoak, K. J., Nisbett, R. E., Thagard, P. R., (1986), Induction. Process of Inference, Learning, and Discovery, Cambridge Mas.

Holton, G. (1969), "Einstein, Michelson and «Crucial» Experiment", Isis 60, s. 133-197.

Howson, C. (ed.) (1976), Method and Appraisal in the Physical Sciences, Cambridge.

Hoyningen-Huene, P. (1987), "On the Distinction Between the «Context» of Discovery and the «Context» of Justification", Epistemologia 10, s. 81-88.

Jammer, M. (1974), The Philosophy of Quantum Mechanics, New York.

Jason, G. (1989), The Logic of Scientific Discovery, New York.

Jokic, A. (1988), "Scientific Discovery: Is It a Legitimate Subject.?" W: A. Pavkovic (ed.), Contemporary Yugoslav Philosophy, Dordrecht.

Kleiner, S. A. (1988a), "Erotetic Logic and Scientific Inquiry", Synthese 74, s. 19-46.

Kleiner, S. A. (1988b), "The Logic of Discovery and Darvinian's Pre-Malthusian Researches", Biology and Philosophy 3, s. 293-315.

Koestler, A. (1965), The Act of Creation, New York.

Koestler, A. (1981), "The Three Domains of Creativity", W: Dutton, Krausz (1981), s. 1-17.

Kordig, C. R. (1978), "Discovery and Justification", Philosophy of Science 45, s. 110-117.

Krajewski, W. (1982), Prawa nauki, Warszawa.

Kruczek, W. (red.) (1981), Szczególna teoria względności, Warszawa.

Kruczek, W. (red.) (1983), Historia i filozofia teorii względności, Warszawa.

Kuhn, T. S. (1962), Struktura rewolucji naukowych, Warszawa 1968.

Kuhn, T. S. (1971), "Notes on Lakatos", W: Boston Studies in the Philosophy of Science 8, s. 137-146.

Kuhn, T. S. (1980), "The Halt and the Blind", British Journal for the Philosophy of Science 31, s. 181-192.

Lakatos. I. (1968), "Changes in the Problem of Inductive Logic", przedruk W: Lakatos, (1978b), s. 128-200.

Lakatos, I. (1970), "Falsification and the Methodology of Scientific Research Programmes", przedruk W: Lakatos (1978a), s. 8-101.

Lakatos, I. (1978a), The Methodology of Scientific Research Programmes. Philosophical Papers vol.1, Cambridge.

Lakatos, I. (1978b), Mathematics, Science and Epistemology. Philosophical Papers vol. 2, Cambridge.

Landau, L. D., Lifszyc, E. M. (1973), Teoria pola, Warszawa 1980.

Langley, P., Simon, H. A., Bradshaw, G. L., Żytkow, J. M. (1987), Scientific Discovery. Computationał Explanations of the Creative Process, Cambridge Mas.

Laudan, L. (1977), Progress and Its Problems, Berkeley.

Laudan, L. (1980), "Why Was the Logic of Discovery Abandoned?", W: Nickles (1980a), s. 173-184.

Laudan, L. (1981), Science and Hypothesis, Dordrecht.

Laudan, L. (1984), Science and Value, Berkeley.

Losee, J. P. (1972), A Historical Introduction to the Philosophy of Science, Oxford.

Lugg, A. (1985), "The Process of Discovery", Philosophy of Science 52, s. 207-220.

Magee, B. (1973), Karl Popper, New York.

Maxwell, J. C. (1890), Scientific Papers of James Clerk Maxwell vol. 1, Cambridge.

Maxwell, N. (1974), "The Rationality of Scientific Discovery", Philosophy of Science 41, s. 123-153, 247-295.

McLaughlin, R. (1982), "Invention and Induction: Laudan, Simon and the Logic of Discovery", Philosophy of Science 49, s. 198-211.

McMullin, E. (1980), głos w dyskusji W: Nickles (1980b), s. 28-33.

Meyer, M. (1980), "Science as a Questioning-Process", Revue Internationale de Philosophie 34, s. 49-89.

Mill, J. S. (1843), System logiki dedukcyjnej i indukcyjnej, Warszawa 1962.

Miller, A. J. (1981), Albert’s Einstein Special Theory of Relativity. Emergencje and Earły Interpretations (1905-1911), London.

Mortimer, H. (1982), Logika indukcji, Warszawa.

Nałczadżjan, A., Intuicja a odkrycie naukowe, Warszawa 1979.

Nickles, T. (ed.) (1980a), Scientific Discovery: Logic and Rationality, Dordrecht.

Nickles, T. (ed.) (1980b), Scientific Discovery: Case Studies, Dordrecht.

Nickles, T. (1980c), " Introductory Essay: Scientific Discovery and the Future of Philosophy of Science", W: Nickles (1980a), s. 1-59.

Nickles, T. (1985), "Beyond Divorce: Current Status of the Discovery Debate", Philosophy of Science 52, s. 177-206.

Pais, A. (1982). "Subtle is the Lord...". The Science and Life of Albert Einstein, Oxford.

Pera, M. (1981), "Inductive Method and Scientific Discovery", W: Grmek, Cohen, Cimino (1981), s. 141-166.

Pietruska-Madej, E. (1985), "Should Philosophers of Science Consider Scientific Discovery?", Ratio 27, s. 7-18.

Pietruska-Madej, E. (1989), "Epistemologia wobec problemu twórczości", Studia Filozoficzne nr 12, s. 113-124.

Pietruska-Madej, E. (1990), Odkrycie naukowe. Kontrowersje filozoficzne, Warszawa.

Poincaré, H. (1902), Nauka i hipoteza, Warszawa 1908.

Popper, K. R. (1934), Logika odkrycia naukowego, Warszawa 1977.

Popper, K. R. (1963), Conjectures and Refutation, New York.

Popper, K. R. (1970), "Normal Science and Its Danger", W: I. Lakatos, A. Musgrave (eds.), Criticism and the Growth of Knowledge, Cambridge.

Popper, K. R. (1972), Objective Knowledge: An Evolutionary Approach, New York.

Reichenbach, H. (1938), Experience and Prediction, Chicago. (Polski przekład §1, "Trzy zadania epistemologii", Studia Filozoficzne nr 7-8, 1989, s. 205-212.)

Reichenbach, H. (1947), Elementy logiki symbolicznej, fragm. W: J. Pęk (red.), Logika i język, Warszawa 1967.

Reichenbach, H. (1951), Powstanie filozofii naukowej, Warszawa 1960.

Reid, T. (1785), Rozważania poznawczych władzach poznawczych człowieka, Warszawa 1975.

Sady. W. (1982), "Co to znaczy, że coś istnieje?", Studia Filozoficzne nr 11-12, s. 3-20.

Sady, W. (1984), "Język i świat. Wprowadzenie do Traktatu logiczno-filozoficznego", Colloquia Communia nr 2, s. 11-48.

Sady, W. (1986), "Naukowcy: rewolucjoniści czy konserwatyści?", Studia Filozoficzne nr 4, s. 51-66.

Sady, W. (1987), "O trzech sensach, w jakich metodologia Lakatosa jest metodologią normatywną", Colloquia Communia nr 3-4, s. 33-56.

Sady, W. (1989), "O tym, jak G. F. FitzGerald naukową sławę zdobył", Problemy nr l, s. 34-35.

Schaffner, K. F. (1980), "Discovery in the Biomedical Sciences: Logic or Irrational Intuition?", W: Nickles (1980b), s. 171-206.

Schiller, F. C. S. (1917), "Scientific Discovery and Logical Proof", W: C. Singer (ed.), Studies in the History and the Methods of the Sciences,Oxford.

Shapere, D. (1984), Reason and the Search for Knowledge, Dordrecht.

Siegel, H. (1980), "Justification, Discovery and the Naturalizing of Epistemology", Philosophy ofScience 47, s. 297-321.

Siegel, H. (1983), "Truth, Problem-Solving and the Rationality of Science", Studies in History and Philosophy of Science 14, s. 89-112.

Simon, H. A. (1977), Models of Discovery, Dordrecht.

Sneed, J. (1971), The Logical Structure of Mathematical Physics, Dordrecht.

Spasskij, B. I. (1977), Istoria fizyki, Moskwa.

Stegmüller, W. (1976), The Structure and Dynamics ofTheories, New York.

Stegmüller, W. (1979), The Structuralist View of Theories, Berlin.

Suppe, F. (1974), "The Search for Philosophic Understanding of Scientific Theories", W: F.Suppe (ed.), The Structure of Scientific Theories, Urbana.

Szymborski, K. (1980), Relacje teorii i eksperymentu w genezie fizyki kwantowej, Wrocław.

Taton, R. (1957), Reason and Chance in Scientific Discovery, New York.

Teske, A. (1955), Marian Smoluchowski - życie i twórczość, Warszawa.

Thomson, J. J. (1904), Electricity and Matter, Westminster.

Thuillier, P. (1971), "Jak powstają teorie naukowe", Zagadnienia Naukoznawstwa nr 2, 1972, s. 244-268.

Tibbets, P. (1980), "The Subjective Element in Scientific Discovery", Dialectica 34, s. 155-160.

Toulmin, S. E. (1974), "Rationality and Scientific Discovery", W: K. Schaffner, R. S. Cohen, (eds.), PSA 1972, Dordrecht.

Tursman, R. (1987), Peirce's Theory of Scientific Discovery: A System of Logic Conceived as Semiotic, Bloomington.

Urbach, P. (1978), "The Objective Promise of a Research Programme", W: G. Radnitzky, G. Andersen (eds.), Progress and Rationality of Science, Dordrecht.

Wartofsky, M. W. (1980), "Scientific Judgment: Creativity and Discovery in Scientific Thought", W: Nickles (1980b), s. 1-16.

Wertheimer, M. (1959), Productive Thinking, New York.

Whewell, W. (1847), Philosophy of the Inductive Sciences, 2nd ed., London.

Whittaker, E. T. (1951), A History of the Theories of Aether and Electricity: The Classical Theories, London.

Whittaker, E. T. (1953), A History of the Theories of Aether and Electricity: The Modern Theories 1920-1926, London.

Whorf, B. L. (1956), Język, myśl i rzeczywistość, Warszawa 1982.

Wiśniewski, A. (1988), "The Generating of Questions", W: L. Koj, A. Wiśniewski, Inquines into the Generating and Proper Use of Questions, Lublin, s. 91-155.

Witkowski, A. (1903), Eter, Kraków.

Wittgenstein, L. (1953), Dociekania filozoficzne, Warszawa 1972.

Wittgenstein, L. (1969), "O pewności", Colloquia Communia nr 2,1984,s. 97-167.

Worrall, J. (1985), "Scientific Discovery and Theory-Confirmation", W: J. Pitt (ed.), Change and Progress in Modern Science, Dordrecht.

Wróblewski, A. K. (1982), Prawda i mity w fizyce, Wrocław.

Zahar, E. (1973), "Why Did Einstein’s Programme Supersede Lorentz's?", Britisb Journal for the Philosophy of Science 24, s. 95-123, 223-262.

Zahar, E. (1983), "Logika odkrycia czy psychologia inwencji?", Zagadnienia Naukoznawstwa nr 4, 1984, s. 611-626.

Zahar, E. (1989), Einstein's Revolution. A Study in Heuristic, La Salle.

Zamecki, S. (1988), Pojęcie odkrycia naukowego a historia dziedziny nauki, Wrocław.

Żytkow, J. M., Lewenstam, A. (1978), "O przekładalności języków teorii naukowych przedzielonych rewolucją naukową", W: W. Krajewski i in. (red.), Relacje między teoriami a rozwój nauki, Wrocław.

Żytkow, J. M., Simon, H. A. (1988), "Normative Systems of Discovery and Logic of Search", Synthese 74, s. 65-90.

strona główna