DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

PLATON

Menon

70A-81D ze skrótami, przełożył Władysław Witwicki ("dzielność" zamieniono na "cnota")

Menon: Możesz mi powiedzieć, Sokratesie, czy cnoty można się nauczyć, czy też nauczyć się jej nie można, ale ją ćwiczeniem można zdobyć? Czy też ani ćwiczeniem, ani nauką się jej nie zdobywa, tylko ona przysługuje ludziom z natury albo w innym jakimś sposobie?

(...)

Sokrates: (...) Podobnie jak moi współobywatele mam duży brak na tym punkcie i sam na siebie się zżymam, że o cnocie w ogóle nic nie wiem; a jak o czymś nie wiem, czym to jest, to jakże bym mógł wiedzieć, jakie to jest? (...)

Menon: Jakże to, na Gorgiaszaś nie natrafił, kiedy on tu był?

Sokrates: Natrafiłem.

Menon: A nie wydawało ci się, że on wie?

Sokrates: Nie bardzo dobrą mam pamięć, Menonie, tak że nie potrafię powiedzieć w tej chwili, jak mi się wtedy wydawało. Może być, że on wie. A ty wiesz, co on mówił? Więc mi przypomnij, jak mówił. A jeżeli chcesz, powiedz sam. Przecież jesteś tego samego zdania, co on.

Menon: Ja tak.

Sokrates: To jemu dajmy pokój. Przecież go i tak nie ma. A ty sam, na bogów, Menonie, czym - powiadasz - jest cnota? Powiedz, nie trzymaj pod korcem! Abym ja ten błogosławiony błąd popełnił, kiedy się pokaże, że ty to wiesz i Gorgiasz także, a ja powiedziałem, żem nigdy nie spotkał takiego, co to wie.

Menon: Nietrudno powiedzieć, Sokratesie. Naprzód, jeżeli ci chodzi o cnotę mężczyzny, łatwo powiedzieć, że cnota mężczyzny polega na tym, aby być zdolnym do zajmowania się sprawami państwa. I żeby przy tym zajęciu przyjaciołom wyświadczać przysługi, a nieprzyjaciołom szkodzić, a samemu się strzec, żeby cię szkoda nie spotkała. A jeżeli chcesz mówić o cnoty kobiety, to nietrudno ją opisać: kobieta powinna dobrze gospodarować, dbać o wszystko w domu i być poddaną mężowi. A inna znowu jest cnota dziecka, inna rodzaju żeńskiego, inna męskiego, inna starszego człowieka, inna wolnego, a inna niewolnika. I innych wiele cnót istnieje, więc to nie jest żaden kłopot powiedzieć o cnocie, czym jest. Bo zależnie od czynności i od wieku życia każdy z nas posiada jakąś cnotę potrzebną w każdej sprawie. I tak samo, mam wrażenie, Sokratesie, ma się rzecz z wadami człowieka.

Sokrates: Wiesz, Menonie, mnie bodaj że wielkie szczęście spotkało; jednej tylko szukałem cnoty, a tu ich cały rój koło ciebie znajduję. A tylko, Menonie, żeby już przy tym samym obrazie zostać, przy tym roju, to gdybym ja ciebie pytał o istotę pszczoły, czym ona jest, a ty byś mi powiedział, że ich jest dużo i są rozmaite, co byś mi wtedy odpowiedział na pytanie: czy ty powiadasz, że one są liczne i rozmaite i tym się od siebie różnią, tym właśnie, że są pszczołami, czy też tym właśnie one wcale się nie różnią, ale czymś innym, jak na przykład pięknością albo wielkością, albo czymś innym w tym rodzaju? Powiedz, co byś odpowiedział na to pytanie?

Menon: Ja bym odpowiedział, że tym się wcale nie różnią jedna od drugiej, że są pszczołami.

Sokrates: No, a gdybym potem powiedział: To właśnie mi podaj, Menonie, czym one się wcale nie różnią, tylko są przez to jednym i tym samym. Czym jest to właśnie, powiedz! Umiałbyś mi chyba odpowiedzieć?

Menon: Tak.

Sokrates: Tak samo ma się rzecz i z różnymi rodzajami cnoty; chociaż ich jest wiele i są różnorodne, mają wszystkie jakąś jedną postać, przez którą są zaletami. Pięknie by więc było, żeby zapytany przyjrzał się temu i wyjaśnił pytającemu, czym właśnie jest cnota. Czy też nie rozumiesz, co mam na myśli?

Menon: Zdaje mi się, że rozumiem, ale tego, o co mnie pytasz, nie mam pod ręką tak, jak bym tego pragnął.

Sokrates: A czy ty, Menonie, tylko o cnocie masz takie zdanie, że inna przysługuje mężczyźnie, inna kobiecie i tym tam innym, czy też i o zdrowiu, i o wielkości, i o sile myślisz sobie tak samo? Czy inne ci się wydaje zdrowie mężczyzny, a inne kobiety? Czy też wszędzie jest ta sama postać, gdzie tylko jest zdrowie, czy to w mężczyźnie, czy w czymkolwiek innym?

Menon: Wydaje mi się, że zdrowie mężczyzny i zdrowie kobiety to jedno i to samo.

Sokrates: Nieprawdaż, i wielkość, i siła tak samo? Jeśliby silna była kobieta, to tą samą postacią i tą samą siłą będzie silna? "Tą samą", to znaczy w moim rozumieniu, że siła niczym się nie różni ze względu na istotę siły, niezależnie od tego, czy w mężczyźnie wystąpi, czy w kobiecie; czy też wydaje ci się, że się czymś różni?

Menon: Mnie się nie wydaje.

Sokrates: A cnota będzie się czymś różniła ze względu na istotę cnoty, zależnie od tego, czy wystąpi w dziecku, czy w starcu, w kobiecie czy mężczyźnie?

Menon: Mnie się jakoś wydaje, Sokratesie, że to wcale nie jest podobne do tych innych rzeczy.

Sokrates: Cóż więc? Czy nie powiedziałeś, że cnotą mężczyzny jest dobrze państwem rządzić, a kobiety - domem?

Menon: Powiedziałem.

Sokrates: A czy jest rzeczą możliwą rządzić dobrze państwem czy domem albo czymkolwiek innym inaczej, niż rządząc roztropnie i sprawiedliwie?

Menon: Nie można.

Sokrates: Nieprawdaż, gdyby się ludzie rządzili sprawiedliwie i roztropnie, to by się rządzili sprawiedliwością i roztropnością?

Menon: Koniecznie.

Sokrates: Bo jednego i tego samego przecież potrzebują oboje, jeżeli mają być dobrymi: zarówno kobieta, jak i mężczyzna.

Menon: Zdaje się.

Sokrates: Cóż więc? I chłopiec, i starzec, jeśliby byli nieopanowani i niesprawiedliwi, mogliby być w jakikolwiek sposób dobrzy?

Menon: Przecież nie.

Sokrates: A tylko jeśli będą roztropni i sprawiedliwi?

Menon: Tak.

Sokrates: A zatem wszyscy ludzie w ten sam sposób stają się dobrymi; tego samego bowiem dostępując, stają się tacy?

Menon: Zdaje się.

Sokrates: Przecieżby nie mogli być dobrymi w ten sposób, gdyby cnota nie polegała na jednym i tym samym.

Menon: Przecież nie.

Sokrates: Skoro więc cnota każdej jednostki jest jedna i ta sama,  spróbuj powiedzieć i przypomnieć, za co ją uważa Gorgiasz, a ty razem z nim.

Menon: A cóż innego jak nie to: być zdolnym do rządzenia ludźmi jeżeli szukasz czegoś jednego we wszystkim.

Sokrates: Szukam przecież. A czy i u dziecka cnota na tym samym będzie polegała, Menonie, i u sługi, żeby być zdolnym do rządzenia panem?

Menon: Nie bardzo mi się tak wydaje, Sokratesie.

Sokrates: Nie wypada przecież, przyjacielu; a jeszcze i na to popatrz. Powiadasz: być zdolnym do panowania. A czy nie dodamy w tym miejscu słówka "sprawiedliwie", a "niesprawiedliwie" to nie?

Menon: Ja mam wrażenie; sprawiedliwość przecież, Sokratesie, to cnota.

Sokrates: Czy to jest cnota, Menonie, czy pewna cnota?

Menon: Jak ty to mówisz?

Sokrates: Podobnie jak o czymkolwiek innym. Tak na przykład, jeśli chcesz, o okrągłości powiedziałbym, że jest pewnym kształtem, a nie tak po prostu, że to jest kształt. A dlatego tak właśnie bym powiedział, że istnieją także inne kształty.

Menon: Słusznie byś powiedział. Przecież i ja mówię, że istnieje nie tylko sprawiedliwość, ale inne cnoty też.

Sokrates: Jakież to? Powiedz! Tak, jak ja bym tobie inne kształty wymienił, gdybyś chciał, tak i ty mi wymień inne cnoty.

Menon: Zatem wydaje mi się, że cnotą jest męstwo i panowanie nad sobą, i mądrość, i szlachetność, i inne są rozmaite.

Sokrates: Znowu ta sama bieda, Menonie. Znowuśmy dużo cnót znaleźli, a szukaliśmy jednej; trochę inaczej niż przed chwilą. A tej jednej, która w nich wszystkich tkwi, nie możemy znaleźć.

Menon: Bo jakoś nie mogę, Sokratesie, tak jak ty szukasz, jednej cnoty uchwycić we wszystkich, jak się robiło w tamtych innych przykładach.

Sokrates: Nic dziwnego; ale ja się będę starał, jeżeli potrafię, żebyśmy do tego jakoś podeszli. Rozumiesz przecież chyba, że tak samo rzecz się ma ze wszystkim; jeżeliby cię ktoś znowu zapytał o to, co ja przed chwilą mówiłem, czym jest kształt, Menonie, i ty byś mu odpowiedział, że to okrągłość, a on by cię zapytał o to, co ja, czy okrągłość jest kształtem, czy też pewnym kształtem, powiedziałbyś mu przecież z pewnością, że pewnym kształtem.

Menon: Tak jest.

Sokrates: Nieprawdaż, dlatego że istnieją i inne kształty?

Menon: Tak.

Sokrates: A gdyby cię w dodatku pytał, jakie kształty, to byś powiedział?

Menon: Powiedziałbym.

Sokrates: I znowu, gdyby ktoś ciebie o barwę tak samo zapytywał, czym jest, a ty byś mówił, że to biel, a potem by pytający podchwycił: czy biel jest barwą, czy pewną barwą? - powiedziałbyś z pewnością, że pewną barwą, dlatego że bywają i inne barwy?

Menon: Tak bym powiedział.

Sokrates: A gdyby ci kazał wymieniać inne barwy, wymieniłbyś też inne, które nie mniej są barwami niż biel.

Menon: Tak jest.

Sokrates: Gdyby więc on tak, jak ja, szedł śladem tej myśli i powiedziałby: wciąż dochodzimy do jakiejś wielości, ale ja tak nie chcę, tylko, skoro tę wielość jakimś jednym imieniem nazywasz i każdy jej składnik nazywasz kształtem, choć są w nich i takie same, i przeciwne sobie, to powiedz, czym jest to coś, co obejmuje sobą i okrągłość, i płaskość, co ty nazywasz wyrazem "kształt" i mówisz, że okrągłość jest kształtem równie dobrze jak płaskość. Czy nie tak mówisz?

Menon: Tak jest.

Sokrates: Zatem gdybyś tak twierdził, wtedy ani o okrągłości nie mówisz, że jest albo okrągłością, albo płaskością, ani o płaskości nie mówisz, że jest albo płaskością, albo okrągłością?

Menon: Nie mówię przecież, Sokratesie.

Sokrates: Ale że kształtem jest, to mówisz równie dobrze o okrągłości, jak i o płaskości, i nie mówisz tego bardziej o jednym niż o drugim.

Menon: Prawdę mówisz.

Sokrates: Więc czym jest to, co ma tę nazwę "kształt", spróbuj powiedzieć! Więc gdybyś komuś, kto tak pyta albo o kształt, albo o barwę powiedział: Ależ, człowiecze, ja całkiem nie rozumiem, czego ty chcesz, ani nie wiem, o co chodzi - z pewnością by się zdziwił i powiedział: Nie rozumiesz, że ja szukam tego, co w tych wszystkich rzeczach jest jednym i tym samym. A czy i w tych rzeczach nie potrafiłbyś powiedzieć, Menonie, gdyby cię ktoś zapytał: Co właściwie jest w okrągłości i w płaskości, i w innych takich rzeczach, które kształtami nazywasz, co jest jednym i tym samym w nich wszystkich? Spróbuj to powiedzieć, abyś się przećwiczył do odpowiedzi w sprawie cnoty.

Menon: Nie, ty, Sokratesie, powiedz.

Sokrates: Chcesz, żebym to dla ciebie zrobił?

Menon: Bardzo.

Sokrates: A za to i ty mnie potem zechcesz powiedzieć coś o cnocie?

Menon: Owszem.

Sokrates: To trzeba się starać; warto przecież.

Menon: Tak jest.

Sokrates: A więc spróbujmy wytłumaczyć ci, co to jest kształt. Więc zobacz, czy przyjmiesz, że kształt jest tym oto: niech nam kształt będzie właśnie tym, co jedyne spośród wszystkiego, co istnieje, zawsze towarzyszy barwie. Wystarczy ci to? Czy chcesz jakoś inaczej? Ja bym był zadowolony, gdybyś mi chociażby tak określił cnotę.

Menon: Ależ to naiwne, Sokratesie.

Sokrates: Jak mówisz?

Menon: Że tam kształt jest, ty mówisz, czymś takim, co zawsze towarzyszy barwie - niech ci będzie. Ale gdyby ktoś powiedział, że nie wie, co to barwa, to co byś myślał o swojej odpowiedzi?

Sokrates: Że jest prawdziwa. Gdyby pytający był kimś spośród mędrców, którzy lubią dyskusje i spory, to bym dodał: ja powiedziałem swoje, a jeżeli nie mam słuszności, to twoja rzecz zabrać głos i zbijać. Ale jeżeliby się chciało rozmawiać po przyjacielsku, tak jak ja z tobą teraz, to by trzeba jakoś łagodniej odpowiadać; raczej tak, jak w zwyczajnej rozmowie. A charakter zwyczajnej rozmowy może na tym polega, żeby nie tylko dawać odpowiedzi prawdziwe, ale opierać się na tym, co zgodzi się przyjąć, jako rzecz znaną, uczestnik rozmowy. I ja tobie spróbuję tak odpowiedzieć. Powiedz mi: nazywasz coś końcem? Ja mam na myśli coś takiego jak kres, ostatek. Wszystko to uważam za jedno i to samo. Może by się z nami różnił Prodikos, ale ty z pewnością mówisz o niejednym, że się skończyło i ma kres. Ja właśnie to chcę powiedzieć, nic osobliwego.

Menon: Owszem, mówię i zdaje mi się, że rozumiem, co masz na myśli.

Sokrates: No cóż? Płaszczyzną nazywasz coś, a coś innego znowu bryłą, jak to te, w geometrii?

Menon: Nazywam.

Sokrates: A może jeszcze i przez to zrozumiesz, co ja nazywam kształtem. O każdym kształcie to mówię: dokąd bryła sięga, to jest kształt; wszystko to razem zbierając, powiedziałbym, że kształt to jest granica bryły.

Menon: A barwą co nazywasz, Sokratesie?

Sokrates: Ty urwis jesteś, Menonie. Starszego człowieka fatygujesz, żeby ci odpowiedzi dawał, a sam nie chcesz sobie przypomnieć i powiedzieć, co Gorgiasz nazywa cnotą.

(...)

Menon: Wydaje mi się więc, Sokratesie, że cnota polega na tym, jak to mówi poeta, żeby się cieszyć tym, co piękne, i mieć moc. I ja to nazywam cnotą, żeby ten, kto pragnie rzeczy pięknych, mógł je zdobywać.

Sokrates: Czy mówisz, że ten, kto pragnie rzeczy pięknych, pragnie tego, co dobre?

Menon: Ze wszech miar.

Sokrates: Czy dlatego, że są ludzie, którzy pragną rzeczy złych, a inni znowu rzeczy dobrych? Nie wydaje ci się, przyjacielu, żeby wszyscy pragnęli rzeczy dobrych?

Menon: Mnie się nie wydaje.

Sokrates: A więc niektórzy rzeczy złych?

Menon: Tak.

Sokrates: Oni sądzą, że rzeczy złe są dobre - tak mówisz - czy też, choć wiedzą, że one są złe, jednak ich pragną?

Menon: Wydaje mi się jedno i drugie.

Sokrates: Czy doprawdy wydaje ci się, Menonie, że ktoś wie, że zło jest złem, a pragnie go mimo to?

Menon: Naturalnie.

Sokrates: O co chodzi w pragnieniu? Żeby coś mieć?

Menon: Żeby mieć. Cóż innego?

Sokrates: Czy ten, który pragnie zła, sądzi, że zło przynosi pożytek temu, który by je miał, czy też on rozpoznaje, że zło szkodzi temu, który je ma?

Menon: Niektórzy ludzie sądzą, że zło przynosi pożytek, a są i tacy, którzy wiedzą o tym, że ono szkodzi.

Sokrates: A czy sądzisz, że rozpoznają zło i wiedzą, że ono jest złem, ci, którzy sądzą, że ono przynosi pożytek?

Menon: Nie bardzo mi się to wydaje.

Sokrates: Więc jasna rzecz, że ci ludzie nie pragną zła - ci, którzy go nie rozpoznają - tylko pragną tych rzeczy, które brali za dobre, chociaż one są złe; tak że ci, którzy ich nie rozpoznają i sądzą, że one są dobre, jasna rzecz, że pragną rzeczy dobrych. Czy nie?

Menon: Zdaje się, że ci ludzie tak.

Sokrates: Cóż więc? Ci, którzy pragną rzeczy złych, jak ty powiadasz, i sądzą, że zło szkodzi temu, który je ma, orientują się chyba w tym, że sami stąd szkody poniosą?

Menon: Oczywiście.

Sokrates: A o tych, co szkody ponoszą, oni nie myślą, że to są nędznicy, o ile szkody ponoszą?

Menon: I to oczywiste.

Sokrates: A nędznicy to nie są ludzie nieszczęśliwi?

Menon: Sądzę, że tak.

Sokrates: A czy istnieje człowiek, który pragnie być nędznikiem i nieszczęśliwcem?

Menon: Nie sądzę, Sokratesie.

Sokrates: A zatem złego nie chce nikt, Menonie, jeżeli nie chce sam być taki. Bo cóż innego znaczy być nędznikiem, jak nie: pragnąć rzeczy złych i osiągać je?

Menon: Zdaje się, że prawdę mówisz, Sokratesie, i nikt nie pragnie zła.

Sokrates: A nieprawdaż, w tej chwili przecież mówiłeś, że cnota polega na tym, żeby chcieć tego, co dobre, i móc?

Menon: Powiedziałem tak.

Sokrates: Nieprawdaż, wedle tego wywodu to chcenie przysługuje wszystkim i pod tym względem wcale nie jest jeden od drugiego lepszy?

Menon: Zdaje się.

Sokrates: Zatem jasna rzecz, że jeżeli jest lepszy człowiek od drugiego, to musi być lepszy ze względu na możność.

Menon: Oczywiście.

Sokrates: Więc bodaj że, według twego zdania, cnota będzie to moc przysparzania dóbr.

Menon: Ze wszech miar, Sokratesie, wydaje mi się, że tak się rzecz ma, jak ty w tej chwili przyjmujesz.

Sokrates: Rozpatrzmy więc i to, czy prawdę mówisz. Bo może być, że masz rację. Mówisz, że cnota to jest zdolność do przysparzania dóbr?

Menon: Ja mówię.

Sokrates: A dobrami nazywasz, czy nie na przykład zdrowie i bogactwo, i zdobywanie złota i srebra, powiedziałbym, i zaszczytów w państwie, i rządów? Chyba nie jakieś tam inne rzeczy masz na myśli jako dobra, tylko takie właśnie?

Menon: Nie, tylko wszystkie tego rodzaju rzeczy mam na myśli.

Sokrates: No dobrze. Zatem cnota to zdobywanie złota i srebra, jak powiada Menon, Wielkiego Króla przyjaciel z dziada pradziada. A czy dodasz coś do tego gromadzenia, Menonie, na przykład to, żeby sprawiedliwie i zbożnie, czy też nic ci na tym nie zależy, ale gdyby ktoś nawet i niesprawiedliwie te rzeczy gromadził, ty jednak to nazwiesz cnotą?

Menon: Przecież nie, Sokratesie, tylko łotrostwem.

Sokrates: Przecież ze wszech miar potrzeba tak się wydaje - żeby przy tym gromadzeniu była sprawiedliwość albo panowanie nad sobą, albo zbożność, albo inna jakaś cząstka cnoty. A jeśli nie, to nie będzie to cnota, choćby wydobywała dobra.

Menon: Jakżeby bez tych rzeczy cnota mogła istnieć?

Sokrates: A nie zdobywać złota ani srebra, jeśliby to nie było sprawiedliwe, ani dla siebie samego, ani dla kogoś innego, to nie jest cnota i to właśnie jest bieda z nędzą?

Menon: Zdaje się.

Sokrates: Jeśli więc o takie dobra chodzi, to samo nagromadzenie ich wcale nie będzie w wyższym stopniu znamieniem cnoty niż ich brak. Tylko zdaje się, że co się przy sprawiedliwości robi, to będzie cnotą, a co bez tego wszystkiego - łotrostwem.

Menon: Wydaje mi się, że to oczywiste, co mówisz.

Sokrates: Nieprawdaż, każdą z tych rzeczy przed chwilą nazywaliśmy cząstką cnoty: i sprawiedliwość, i panowanie nad sobą, i wszystkie inne tego rodzaju.

Menon: Tak.

Sokrates: Zatem ty, Menonie, żartujesz sobie ze mnie?

Menon: Cóż znowu, Sokratesie?

Sokrates: Bo kiedym cię przed chwilą prosił, abyś nie łamał na kawałki i nie mieniał na drobne cnoty, i dałem ci przykłady, wedle których należałoby odpowiadać, tyś sobie to zlekceważył i mówisz mi, że cnota polega na tym, żeby móc dobra gromadzić przy sprawiedliwości; a to powiadasz, jest cząstka cnoty?

Menon: Powiadam.

Sokrates: Nieprawdaż, wynika z tego, co przyznajesz, że cnotą jest działać wedle pewnej cząstki cnoty, cokolwiek by się robiło, bo przecież sprawiedliwość uważasz za cząstkę cnoty i każdą z tych tak samo.

Menon: Więc co z tego?

Sokrates: Ja to mam na myśli, że kiedym cię prosił, abyś mówił o cnocie w ogóle, tyś wcale nie powiedział, czym ona jest, a mówisz, że cnotą jest każda działalność, byleby dokonywana przy pewnej cząstce cnoty - jak gdybyś już powiedział, czym jest cnota w ogóle, i jak bym już miał to rozumieć, choćbyś ty ją mieniał na drobne cząstki. Więc mam wrażenie, że potrzeba ci na nowo tego samego zapytania, kochany Menonie: czym jest cnota, skoro cnotą ma być wszelka działalność przy sprawiedliwości. Czy nie uważasz, że potrzeba znowu tego samego zapytania; czy ty myślisz, że ktoś może wiedzieć, czym jest cząstka cnoty, jeżeli cnoty samej nie zna?

Menon: Nie zdaje mi się.

Sokrates: Więc jeżeli pamiętasz, że, kiedym ja ci dał odpowiedź w sprawie kształtu, odrzuciliśmy gdzieś taką odpowiedź, dlatego że w niej była próba odpowiadania za pomocą czegoś, czego się dopiero szukało, a jeszcze na to nie było zgody.

Menon: I słusznieśmy odrzucili, Sokratesie.

Sokrates: Więc niech się i tobie, mój złoty, nie zdaje, że kiedy się dopiero szuka cnoty całej, czym ona jest, ty potrafisz ją komukolwiek wyjaśnić podając w odpowiedzi jej cząstki albo cokolwiek innego w ten sam sposób mówiąc. Przecież znowu będzie potrzeba tego samego zapytania, że czym niby ma być cnota, kiedy ty mówisz to, co mówisz. Czy masz wrażenie, że nie mówię do rzeczy?

Menon: Mnie się przynajmniej wydaje, że słusznie mówisz.

Sokrates: To odpowiadaj na nowo, od początku. Co ty nazywasz cnotą, i ty, i twój przyjaciel?

Menon: Sokratesie, słyszałem ci ja jeszcze, zanimem cię spotkał, że ty nic, tylko sam wciąż nic nie wiesz i nic nie masz, i drugich też w kłopot i w biedę wprowadzasz. I teraz też, mam wrażenie, czary na mnie rzucasz i duru jakiegoś mi zadajesz, i po prostu czarodziejskie nade mną odprawiasz praktyki, tak żem się cały kłopotem i niewiedzą napełnił. Ty mi w ogóle wyglądasz, jeżeli wolno nieco zażartować, zupełnie tak, i z wejrzenia, i pod innymi względami, jak ta płaska drętwa morska. Ona też zawsze tak: kiedy się kto do niej zbliży i dotknie, zaraz go w odrętwienie wprawia. Mam wrażenie, żeś ty też w tej chwili coś takiego mi zrobił, żem zdrętwiał. Doprawdy, mnie przynajmniej i dusza, i usta całkiem zdrętwiały; nie mam nic, co bym ci dał w odpowiedz!. A przecież ja tysiąc razy tyle myśli wypowiadałem o cnocie, i to przed wieloma ludźmi, i bardzo dobrze - tak mi się przynajmniej samemu wydawało. A w tej chwili w ogóle nie potrafię powiedzieć, czym ona jest. (...)

Sokrates: (...) A ja sam, jeżeli ta drętwa, sama zdrętwiała, przez to i drugich w odrętwienie wprawia, to ja jestem do niej podobny. A jeżeli nie, to nie. Bo to nie tak, żebym ja sam miał dużo, a tylko drugich w biedę wprowadzał, tylko całkiem na pewno ja sam nic nie mam i przez to drugich też w biedę wciągam. Tak i teraz o tej cnocie - co to jest, ja sam nie wiem. A ty możeś przedtem wiedział, zanimeś się ze mną nie zetknął, a teraz jesteś podobny do tego, co nie wie. Ale ja jednak chcę to razem z tobą rozpatrzyć i szukać razem, co to jest.

Menon: I w jaki sposób będziesz razem szukał, Sokratesie, tego, o czym w ogóle nie wiesz, co to jest? Bo którą z tych rzeczy, o których nic nie wiesz, weźmiesz przed siebie i zaczniesz szukać? Przecież, gdybyś nawet w sam raz na nią natrafił, to jak będziesz wiedział, że to jest właśnie to, czegoś nie znał?

Sokrates: Ja rozumiem, co ty chcesz powiedzieć, Menonie. Widzisz, jaką ty sporną myśl wprowadzasz, że nie może człowiek szukać ani tego, co zna, ani tego, czego nie zna. Bo jak zna, to przecież nie będzie szukał. Już to zna. Takiemu nie trzeba dopiero szukać. Ani tego, czego nie zna. Bo wtedy nie wie tego nawet, czego ma szukać.

Menon: Nieprawdaż, to dobrze powiedziane - ta myśl, Sokratesie, nie zdaje ci się?

Sokrates: Mnie przynajmniej nie.

Menon: Możesz powiedzieć, dlaczego, z jakiego względu?

Sokrates: Mogę, bom słyszał mężów i kobiety mądrych w dziedzinie boskich spraw.

Menon: Kiedy jaką myśl wypowiadali?

Sokrates: Prawdziwą, mam wrażenie, i piękną.

Menon: Jakąż to myśl i kto to powiada?

Sokrates: Ci, co to mówią, do kapłanów należą i kapłanek, którym zależy na tym, żeby umieć zdawać sprawę z tego, co robią. A Pindar też to powiada i wielu innych poetów, w których bóg mieszka. Oto, co oni mówią; uważaj tylko, czy ci się wyda, że mówią prawdę. Powiadają, że dusza ludzka jest nieśmiertelna i raz kończy - to się nazywa konaniem, a raz się znowu odradza, i nie ginie nigdy. I dlatego trzeba życie jak najzbożniej przeżyć.

(...)

Skoro więc dusza jest nieśmiertelna i nie raz jeden się rodzi, i już widziała to, co tu, i to, co w Hadesie wszystko, to nie ma takich rzeczy, których by nie umiała. Tak że nic dziwnego, że i o cnocie, i o innych rzeczach przypomnieć sobie potrafi to, co przecież przedtem wiedziała. A że jest całej przyrodzie pokrewna i wyuczyła się wszystkiego, więc nic nie przeszkadza, żeby przypomniawszy sobie jeden jakiś szczegół - a to ludzie nazywają uczeniem się - wszystko inne człowiek sam odnajdywał, jeżeli się trafi mężny, a nie zmęczy się i nie upadnie szukając. Przecież szukanie i uczenie się to w ogóle jest przypominanie sobie.

Nieprawdaż, nie trzeba wierzyć tamtej spornej myśli, bo ona by z nas próżniaków zrobiła - najchętniej słuchają jej ludzie leniwi - a ta znowu myśl pobudza nas do roboty i do badań. Ja wierzę, że ona jest prawdziwa, i dlatego chcę z tobą dochodzić, czym jest cnota.

Zaraz dalej Sokrates zaczyna pytaniami skłaniać niewolnika do sformułowania twierdzenia geometrycznego, by wykazać, że - skoro nikt go w tym życiu nie uczył geometrii - on sobie to twierdzenie przypomina. Czyli że musiał je znać zanim się narodził. Następnie, wracając do rozmowy z Menonem, odróżnia Sokrates wiedzę od mniemania prawdziwego. Dialog kończy się jednak bez uzyskania odpowiedzi na pytanie, czym jest cnota.