DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

George Edward MOORE

Zasady etyki

Principia ethica (1903), przełożył Czesław Znamierowski, Fragmenty Przedmowy i rozdz. I.
Uwspółcześniono pisownię, ale tylko sporadycznie zmodyfikowano archaiczną dziś terminologię.

PRZEDMOWA

Zdaje mi się, iż w etyce, podobnie jak w innych naukach filozoficznych, trudności i różnice poglądów, z którymi spotykamy się, studiując historię tej nauki, mają głównie jedną prostą bardzo przyczynę; wynikają one mianowicie z tego, iż uczeni próbują od razu rozwiązywać zagadnienia, nie ustaliwszy uprzednio, jaka jest, biorąc dokładnie, treść zagadnienia, które mają rozstrzygnąć. Trudno przewidzieć, w jakim stopniu zostałaby usunięta ta przyczyna błędów, gdyby filozofowie starali się wyznaczyć ściśle treść stawianego pytania pierwej, nim podadzą odpowiedź; dokonanie analizy i przeprowadzenie rozróżnień jest często rzeczą bardzo trudną: często może się zdarzyć, że mimo naszych usilnych starań nie uda się nam próba takiego, koniecznego w badaniach, ścisłego ustalenia zagadnień. Lecz mimo to skłonny jestem mniemać, iż w wielu wypadkach należy tylko podjąć próbę śmiało i stanowczo, aby zapewnić sobie powodzenie; gdyby tylko w podobnych wypadkach próbę tę podjęto, znikłyby najbardziej jaskrawe trudności i różnice poglądów w filozofii. (...)

W tej książce starałem się rozróżnić jasno dwa rodzaje zagadnień, co do których moraliści głosili zawsze, że je rozwiązują; próbowałem zarazem wykazać, że prawie zawsze mieszali oni oba zagadnienia, zarówno jedno z drugim, jak i z innymi zagadnieniami. Dwa te zagadnienia można sformułować w sposób następujący: 1) Jakiego rodzaju rzeczy winny istnieć przez wzgląd na nie same? 2) Jakiego rodzaju czyny winniśmy spełniać? Starałem się ustalić dokładnie, co znaczy, gdy pytamy w odniesieniu do jakiejś rzeczy, czy winna ona istnieć przez wzgląd na nią samą, czy jest dobra sama przez się lub czy ma wartość wewnętrzną. Starałem się również dokładnie określić, co znaczy, gdy w odniesieniu do jakiegoś czynu pytamy, czy winniśmy go dokonać, czy jest to słuszny czyn, czy też obowiązek.

Jasne ujęcie natury tych dwóch zagadnień daje, według mnie, jeszcze jeden ważny wynik, mianowicie pociąga za sobą zrozumienie tego, jaki charakter mają argumenty, na których jedynie może opierać się dowód słuszności, czy niesłuszności zdania etycznego, jego potwierdzenie lub zakwestionowanie. Gdy już raz rozpoznamy właściwe i dokładne znaczenie wspomnianych dwóch zagadnień, wówczas, tak mniemam, staje się zupełnie jasne, jakiego rodzaju racje mogą być użyte, jako odpowiednie argumenty za lub przeciw poszczególnym rozwiązaniom tych zagadnień. Staje się wówczas jasne, że uzasadnienie odpowiedzi na pierwsze pytanie nie może się opierać na żadnych argumentach: ich prawdziwości lub błędności nie można wywnioskować z żadnej innej prawdy, a tylko z nich samych. Tutaj możemy wystrzegać się błędu, jedynie bacząc na to, aby wtedy, gdy rozwiązujemy jakieś zagadnienie tego rodzaju, w umyśle naszym nie powstawały i nie mieszały się z nim inne; że zaś niebezpieczeństwo takiego pomieszania jest wielkie, to starałem się wyjaśnić. (...)


ROZDZIAŁ I
Przedmiot etyki

1. Łatwo przytoczyć kilka takich sądów potocznych, których prawdziwością zajmuje się niewątpliwie etyka. Gdy mówimy: "to jest dobry człowiek", lub "ten jegomość jest nikczemny"; gdy pytamy: "co winienem uczynić?", "czy postępuję niesłusznie, czyniąc to a to?"; gdy rzucamy takie uwagi, jak "umiarkowanie jest cnotą, a pijaństwo wadą" - wówczas wypowiadamy zdania i pytania, których rozważenie naukowe należy niewątpliwie do zadań etyki. Jej to zadaniem jest rozważenie, która spośród możliwych odpowiedzi na pytanie: "jakie postępowanie jest słuszne?" jest prawdziwą, oraz wskazanie racji, na których podstawie moglibyśmy rozstrzygać o prawdziwości lub błędności naszych sądów, dotyczących charakteru ludzi czy też wartości moralnej ich czynów. W przeważnej większości wypadków, wypowiadając twierdzenia, w których mowa o "cnocie", "występku", "obowiązku", "powinności", o "dobrym" lub "złym", wypowiadamy sądy etyczne. Zastanawiając się nad ich prawdziwością, rozważamy tym samym jedno z zagadnień etyki.

Na to zgodzi się każdy; nie wystarcza to jednak zupełnie do określenia zakresu badań etyki. Zakres ten można wyznaczyć, jako całokształt wszystkich prawd o tym, co jest wszystkim tego rodzaju sądom wspólne i zarazem im tylko właściwe. Lecz tu powstaje natychmiast nowe pytanie: co wspólnego i im tylko właściwego posiadają sądy powyżej przytoczonego rodzaju? Na to pytanie poważni i znani badacze etyki dawali bardzo różne odpowiedzi, z których, być może, żadna nie jest zupełnie zadowalająca.

2. Jeżeli weźmiemy podobne do poprzednich przykłady, to nie omylimy się zbytnio, jeśli powiemy, że dotyczą one sprawy "postępowania", - a mianowicie pytania, co w postępowaniu istot ludzkich jest dobre a co złe, co słuszne a co niesłuszne. Mówiąc bowiem, że człowiek jest dobry, chcemy przez to zazwyczaj powiedzieć, że postępuje on słusznie; mówiąc, że pijaństwo jest występkiem, mniemamy zazwyczaj, że upić się jest postępkiem zdrożnym. Takie roztrząsanie postępowania ludzkiego jest właśnie tym, co najściślej kojarzy się z terminem "etyka". Skojarzenie to wytworzyło się, ponieważ postępowanie jest bez wątpienia najpowszechniejszym i najogólniej interesującym przedmiotem sądów etycznych.

Toteż widzimy, że niejeden badacz etyki gotów jest uznać twierdzenie, iż zadaniem etyki jest ustalenie probierza oceny postępowania ludzkiego, za odpowiednie i wystarczające określenie etyki. Filozofowie ci twierdzą, że zadanie etyki ogranicza się do badania "postępowania" lub "praktyki życiowej"; utrzymują, że termin "filozofia praktyczna" obejmuje wszelkie możliwe zagadnienia etyki. Otóż, nie wdając się w dyskusję o właściwym znaczeniu tego terminu (zagadnienia terminologiczne należy pozostawić autorom słowników i w ogóle ludziom, interesującym się słownictwem i literaturą - filozofia, jak przekonamy się później, nie ma z tymi zagadnieniami nic wspólnego), mogę powiedzieć, że terminu "etyka" zamierzam używać w szerszym, niż wspomniane, znaczeniu; jak sądzę, mój sposób interpretacji tego terminu opiera się na dość poważnej tradycji. Używam go dla oznaczenia zakresu badań, dla którego nie mamy innego terminu, a mianowicie dla oznaczenia ogólnych dociekań w sprawie, jakie rzeczy są dobre.

Etyka niewątpliwie zajmuje się pytaniem: co to jest postępowanie dobre; lecz, rzecz prosta, badań swych od tego zagadnienia nie rozpoczyna; najpierw musi powiedzieć nam, co to jest "dobre" i co to jest "postępowanie". "Dobre postępowanie" bowiem jest pojęciem złożonym: nie każde postępowanie jest dobre; postępowanie bywa niewątpliwie czasem złe, czasem obojętne. Z drugiej strony, nie tylko postępowanie, lecz i inne rzeczy mogą być dobre, a w takim razie "dobry" oznacza pewną cechę, która jest wspólna zarówno postępowaniu, jak innym rzeczom. Jeżeli spośród dobrych rzeczy poddamy rozważaniu jedynie "dobre postępowanie", wówczas grozi nam niebezpieczeństwo, że przyjmiemy za cechę "dobry" jakąś inną cechę, która nie jest wspólna wszystkim "dobrym rzeczom"; w ten sposób popełnimy błąd nawet w zakresie wywodów, dotyczących "dobrego postępowania" - to znaczy w zakresie etyki w węższym znaczeniu tego słowa - nie będziemy bowiem wiedzieli, co to jest w rzeczywistości dobre postępowanie. Ten błąd popełniło wielu pisarzy przez ograniczanie zakresu badań do zagadnienia postępowania. Postaram się zatem uniknąć tego błędu, rozpoczynając rozważania od tego, co jest "dobre" w ogóle. Mam nadzieję, że jeżeli uda się nam osiągnąć w tej sprawie coś pewnego, to będzie znacznie łatwiej rozwiązać zagadnienie, dotyczące dobrego postępowania, co jest bowiem postępowaniem, wiemy wszyscy doskonale. Zajmiemy się więc tutaj przede wszystkim zagadnieniem: co jest dobre, a co złe. Rozstrząsanie tego pytania zaliczam do zadań etyki, ponieważ w każdym razie musi ono wchodzić w jej zakres. (...)

6. Cóż więc oznacza słowo "dobry"? Jak określić, co to jest "dobry"? Może ktoś pomyśleć, że chodzi tu jedynie o zagadnienie terminologiczne. Istotnie, przez definicję rozumiemy często wyrażenie znaczenia jednego wyrazu za pomocą innych. Lecz ja nie takiej szukam definicji. Taka definicja nie może mieć w żadnej nauce, z wyjątkiem leksykografii, podstawowego znaczenia. Gdybym szukał tego rodzaju definicji, winien byłbym na pierwszym miejscu rozważyć, w jakim znaczeniu bywa ogólnie używany wyraz "dobry", lecz mnie nie chodzi tu o określenie, jakie jest właściwe znaczenie tego słowa, ustalone przez zwyczaj. Byłoby to wprawdzie niedorzecznością, gdybym próbował używać tego terminu dla oznaczenia czegoś, czego zazwyczaj on nie oznacza: gdybym na przykład oznajmił, że, używając słowa "dobry", mam na myśli przedmiot, który zazwyczaj oznaczamy słowem "stół". Będę więc używał tego wyrazu w znaczeniu, w którym, jak mniemam, zazwyczaj bywa używany; nie myślę tu jednak roztrząsać, czy mam słuszność, mniemając, że używam tego terminu w zwykłym jego znaczeniu. Mnie chodzi jedynie o przedmiot lub pojęcie, dla oznaczenia którego, jak mniemam - nie wiem, słusznie czy niesłusznie - wyraz ten powszechnie jest używany. Tutaj zmierzam właśnie do ustalenia natury tego przedmiotu czy pojęcia i zależy mi bardzo na tym, ażeby w tej sprawie osiągnąć wyniki, nie podlegające zakwestionowaniu.

Może się wydać, iż moja odpowiedź na pytanie, co to jest "dobry", zawodzi oczekiwanie. Na pytanie to odpowiadam mianowicie, iż dobry jest dobry i że to jest cała odpowiedź. Na pytanie zaś, jak zdefiniować pojęcie "dobry", odpowiadam, że pojęcia tego zdefiniować nie można; oto wszystko, co w tej sprawie mam do powiedzenia. Jakkolwiek może się wydać, że odpowiedzi te zawodzą oczekiwanie, mają one przecież podstawowe znaczenie. Czytelnik, oznajmiony z terminologią filozoficzną, jaśniej, być może, zrozumie doniosłość tych odpowiedzi dla dalszego toku rozważań etycznych, jeżeli odpowiedzi te wyrażę w formie następującego twierdzenia: zdania, dotyczące pojęcia "dobry", są zawsze syntetyczne, nigdy analityczne; rzecz oczywista, że sprawa to nie byle jakiej wagi. Wyrażając to samo bardziej popularnie, mogę powiedzieć: jeżeli słuszne są moje odpowiedzi, to nikt nie może nam narzucić, jako aksjomatów, zdań: "przyjemność jest jedynym dobrem", lub "dobrem jest to, co jest pożądane", jedynie na tej zasadzie, jakoby zdania te formułowały po prostu właściwe znaczenie wyrazu "dobry".

7. Postaram się wyjaśnić bardziej szczegółowo moje stanowisko. Twierdzę tedy, że "dobry" jest pojęciem prostym, podobnie, jak "żółty"; tak jak nie można w żaden absolutnie sposób wyjaśnić komuś, kto nie zna barwy żółtej, co to jest "żółty", podobnie nie można wyjaśnić, co to jest dobry. Definicje tego rodzaju, jakich poszukiwałem, definicje, określające realną istotę przedmiotu, czy pojęcia, oznaczonego przez wyraz, nie zaś mówiące jedynie o tym, co oznacza zazwyczaj dany wyraz, są możliwe tylko wtedy, gdy przedmiot lub pojęcie rozważane jest czymś złożonym. Możemy podać definicję konia, ponieważ koń posiada różne własności i cechy, które można wyliczyć. Ale wyliczywszy je wszystkie, rozłożywszy pojęcie konia na najprostsze składniki, nie możemy już dalej określać tych składników najprostszych, możemy je tylko przedstawić sobie lub postrzec, lecz nie możemy drogą definicji dać poznać ich istoty komuś, kto nie poznał ich bezpośrednio we własnym doświadczeniu. (...)

8. Mówiąc, że zdanie: "Koń jest zwierzęciem czworonożnym, posiadającym kopyta i należącym do rodzaju equus", jest definicją konia, możemy w rzeczywistości mieć na myśli jedną z trzech rzeczy następujących. 1) Może to po prostu znaczyć: "Gdy wymawiam słowo "koń", należy rozumieć, iż mówię o czworonożnym zwierzęciu, posiadającym kopyta i należącym do rodzaju equus". W tym znaczeniu zdanie to można by nazwać dowolną definicją słowną. Nie twierdzę, że "dobry" nie da się zdefiniować w tym znaczeniu. 2) Może to również znaczyć: "Większość Polaków, używając terminu "koń", ma na myśli czworonożne zwierzę, posiadające kopyta i należące do rodzaju equus". W tym znaczeniu zdanie to można nazwać właściwą definicją słowną. I tu znowu nie twierdzę bynajmniej, jakoby terminu "dobry" nie można było zdefiniować w ten sposób, można bowiem, rzecz pewna, ustalić, w jakim znaczeniu używany jest w danym języku dany wyraz. W przeciwnym razie nie moglibyśmy nigdy ustalić na przykład tego, że wyrazowi polskiemu "dobry" odpowiada francuski "bon" lub angielski "good". 3) Lecz podając definicję konia, możemy mieć również na myśli coś znacznie ważniejszego. Możemy mianowicie mieć na myśli to, iż pewien znany nam wszystkim przedmiot posiada takie a takie własności i cechy, że zbudowany jest w pewien określony sposób. Otóż, jeżeli rozumieć definicję w tym znaczeniu, to według mnie pojęcie "dobry" nie da się zdefiniować. Twierdzę, że nie jest to przedmiot złożony, który można by było rozłożyć w myśli na części składowe. (...)

9. Obawiam się, że nie usunąłem dotychczas głównej trudności, która może stać na przeszkodzie do uznania słuszności tego twierdzenia. Otóż muszę wyjaśnić, że nie twierdzę bynajmniej, jakoby dobro (rzeczy dobre) nie dało się w tym ostatnim znaczeniu zdefiniować. Gdybym takiego był zdania, nie pisałbym książki o etyce, w której głównym zadaniem moim jest przyczynić się do ustalenia właśnie definicji dobra. Właśnie dlatego kładę teraz szczególny nacisk na to, iż "dobry" jest pojęciem, nie dającym się zdefiniować, że uważam, iż przez to mniejszym stanie się niebezpieczeństwo popełnienia błędu w naszych poszukiwaniach definicji "dobra". Muszę popróbować wyjaśnić różnicę pomiędzy tymi dwoma pojęciami. Przypuszczam, że każdy zgodzi się na to, iż "dobry" jest przymiotnikiem. A zatem "dobro", "to, co jest dobre", musi być w takim razie rzeczownikiem, do którego przymiotnik "dobry" się stosuje; wyraz "dobro" musi oznaczać ogół wszystkich rzeczy, do których stosuje się przymiotnik "dobry". Lecz jeżeli o rzeczy, którą nazywamy "dobrem", możemy orzekać, iż przynależy jej cecha "dobry", to rzecz ta musi być czymś różnym od tej cechy. Ogół wszystkich tych rzeczy, do których słusznie stosuje się orzeczenie "dobry", będzie właśnie stanowił zakres pojęcia "dobro". Jest rzeczą możliwą, iż do rzeczy dobrych stosować się będą również i inne orzeczenia, prócz orzeczenia "dobry". Rzeczy dobre mogą być na przykład zarazem rzeczami sprawiającymi przyjemność, lub posiadać zawsze jakąś inną cechę. Jeżeli ta lub inna cecha w rzeczywistości niezmiennie przynależy rzeczom dobrym, to istotnie słuszne będzie zdanie, iż cecha ta jest dobra. Jeśli więc rzeczy dobre są zarazem zawsze przyjemne, to przyjemność jest dobrem. Stąd też wielu ludzi zdaje się sądzić, że, mówiąc np., iż "przyjemność jest dobra", lub "jedynie przyjemność jest dobra", w ten sposób definiujemy pojęcie "dobry". Nie mogę twierdzić stanowczo, że zdań tego rodzaju nie można nazywać definicjami; nie znam dostatecznie dobrze wszelkich możliwych znaczeń wyrazu "definicja", abym mógł decydować stanowczo w tej sprawie. Chcę tylko, aby czytelnik rozumiał, że nie taką definicję mam na myśli, gdy mówię, iż pojęcie "dobry" nie da się zdefiniować. Sam głęboko jestem przeświadczony, iż można znaleźć zdanie słuszne takiej postaci, jak: "przyjemność jest dobra, i jedynie przyjemność jest dobra"; gdyby to nie było możliwe, niemożliwa byłaby definicja pojęcia "dobro". Otóż uważam, że "dobro" można zdefiniować, lecz tym niemniej twierdzę, że pojęcie "dobry" zdefiniowane być nie może.

10. Pojęcie "dobry" - jeżeli przez wyraz ten rozumieć cechę, którą przypisujemy rzeczom, orzekając o nich, że są dobre - nie da się więc zdefiniować w tym trzecim, najważniejszym, znaczeniu, w którym definicja ustala, z jakich części składa się dana całość. W tym znaczeniu niemożliwa jest definicja pojęcia "dobry", jest ono bowiem pojęciem prostym i należy do tych niezliczonych przedmiotów myśli, które same, jako nierozkładalne terminy graniczne, nie podlegają zdefiniowaniu, lecz są materiałem, z którego zbudowana być musi wszelka definicja. Że liczba takich pojęć musi być nieskończona, staje się rzeczą oczywistą po pewnym zastanowieniu; wszelkie definiowanie polega przecież na analizie, która, posunięta do ostatecznej granicy, doprowadza nas do czegoś, co jest proste i różne w swej naturze od wszelkiej innej rzeczy; to nierozkładalne "coś" nadaje ten, a nie inny, swoisty charakter zawierającej je całości, która poza tym może być podobna do innych rzeczy złożonych. Nie ma więc żadnej wewnętrznej sprzeczności w twierdzeniu, że "dobry" oznacza jakość prostą i nie dającą się określić. Istnieje wiele innych jakości tego rodzaju.

Rozważmy na przykład, jakość "żółty". Możemy próbować ją określić, opisując jej odpowiednik fizyczny; możemy ustalić, pod działaniem jakiego rodzaju fal świetlnych normalne oko postrzega barwę żółtą. Ale chwila zastanowienia wystarcza, aby się przekonać, że te fale eteru nie są tym, co mamy na myśli, mówiąc o barwie żółtej. Fal samych nie postrzegamy. Wszak nie zdołalibyśmy odkryć ich istnienia, gdyby nie uderzyła nas uprzednio różnica pomiędzy różnymi jakościami barwnymi. O falach świetlnych mamy prawo powiedzieć co najwyżej, że są zjawiskiem w przestrzeni, odpowiadającym postrzeganej przez nas barwie żółtej.

A jednak tego rodzaju pomieszanie pojęć w rozumowaniach, dotyczących pojęcia "dobry", spotykamy bardzo często. Możliwe jest, iż rzeczy dobre posiadają zarazem jakąś inną nieodłącznie właściwą im cechę, podobnie do tego na przykład, jak rzeczy, które mają barwę żółtą, wytwarzają zarazem fale świetlne pewnej określonej długości. I etyka ma faktycznie na celu ustalenie tego, jakie to cechy i własności, prócz jakości "dobry", przynależą wszystkim rzeczom dobrym. Lecz aż nazbyt wielu filozofów mniemało, iż ustalenie tych innych własności jest już definicją pojęcia "dobry", że własności te nie są w rzeczywistości czymś różnym od własności "dobry", lecz całkowicie i absolutnie z nią identyczne. Ten pogląd proponuję nazwać błędem naturalistycznym. Pogląd ten rozważymy obecnie.

11. Rozpatrzmy bliżej poglądy filozofów, którzy błąd ten popełniają. Przede wszystkim trzeba zauważyć, iż nie ma pomiędzy nimi zgody, przy tym nie tylko każdy z nich jest przekonany, iż pogląd jego na istotę pojęcia "dobry" jest słuszny, lecz próbuje nadto dowieść, iż inne poglądy na tę sprawę są błędne. Jeden z nich twierdzi, powiedzmy, że dobra jest przyjemność; drugi, że dobre jest to, co jest przedmiotem pożądania; każdy z nich będzie dowodził gorąco, że przeciwnik jest w błędzie. Czy dowód taki jest możliwy? Jeden z nich twierdzi, że dobre jest jedynie to, co jest przedmiotem pożądania, i stara się jednocześnie dowieść, że przyjemność nie jest dobrem. Tymczasem w rzeczywistości z twierdzenia jego, iż dobro znaczy to samo, co przedmiot pożądania; w odniesieniu do jego dowodu musi wynikać jedna z dwóch rzeczy następujących:

1) Może on starać się dowieść, iż przedmiot pożądania nie jest przyjemnością. Jeżeli jednak poprzestanie na tym, nie będą to właściwe dowody etyczne. Będzie to po prostu pewna teza psychologiczna. Pożądanie i przyjemność to dwa przeżycia psychiczne; nasz quasi-moralista twierdzi po prostu, że przyjemność nie bywa przedmiotem pożądania. Lecz jakiż to ma związek z kwestią, która jest przedmiotem dyskusji? Oponent naszego filozofa postawił tezę etyczną, że przyjemność jest dobra, i choćby nasz filozof milion razy dowiódł słuszności swej psychologicznej tezy, iż przyjemność nie jest przedmiotem pożądania, nie posunie przez to ani na krok naprzód dowodu, iż oponent jego jest w błędzie. Sytuację, która tu powstaje, można porównać z następującą. Ktoś powiada, przypuśćmy, że trójkąt jest kołem, ktoś inny odpowiada na to: "trójkąt jest linią prostą" i, jako jedyny argument, uzasadniający słuszność jego tezy, wysuwa twierdzenie, iż "linia prosta nie jest kołem". "To prawda, że linia prosta nie jest kołem", może odpowiedzieć pierwszy z rozmówców, "lecz tym niemniej trójkąt jest kołem i twoje argumenty bynajmniej twierdzenia mego nie obaliły". "Rzeczą pewną jest jedynie to, iż jeden z nas jest w błędzie, zgadzamy się bowiem obaj na to, iż trójkąt nie może być i linią prostą, i kołem; lecz który z nas jest w błędzie, tego nie rozstrzygnie żadne ludzkie rozumowanie, jeden z nas bowiem w swym rozumowaniu wychodzi z definicji trójkąta jako koła, drugi jako linii prostej". - Oto jedna z alternatyw, wobec których musi stanąć etyka naturalistyczna. Jeżeli w definicji pojęcia "dobry" założymy, że jakość "dobry" jest identyczna z jakąś inną, wówczas jest rzeczą niemożliwą dowieść błędności innych definicji, ani też nawet odrzucić taką definicję.

2) Druga alternatywa nie jest chyba dogodniejsza od pierwszej. Możliwe jest mianowicie, że dyskusja okaże się ostatecznie dyskusją czysto słowną. Gdy A powiada, że "dobry" znaczy to samo, co "przyjemny", B zaś utrzymuje, że "dobry" znaczy to samo, co "pożądany", to możliwe jest, iż obaj chcą przez to powiedzieć jedynie to, że termin "dobry" przeważnie bywa używany dla oznaczenia rzeczy przyjemnych, względnie rzeczy pożądanych. Sprawa, w jakim znaczeniu są używane faktycznie terminy, jest dość interesująca, lecz rozważanie jej nie wchodzi bynajmniej w zakres etyki, podobnie jak nie należy do niej przytoczone powyżej rozważanie psychologiczne. Sądzę przy tym, że żaden z przedstawicieli etyki naturalistycznej nie zechciałby przyznać, że jedynie tę sprawę leksykograficzną miał na myśli, wypowiadając swą tezę. Chodzi im wszystkim o to bardzo, aby przekonać nas, iż winniśmy czynić to właśnie, co oni nazywają dobrem. "Postępujcie tak a tak, ponieważ wyraz "dobry" zazwyczaj bywa używany dla oznaczenia postępków tego rodzaju" - taką, z tego punktu widzenia, byłaby zasadnicza treść ich doktryny. Doktryna ta, wobec tego, iż podaje przepisy postępowania, jest istotnie etyczna, tak jak tego chcą jej zwolennicy. Lecz jakże bezsensowne byłoby uzasadnienie tych przepisów, gdyby istotnie ktoś je chciał opierać na czysto formalnej językowej interpretacji podstawowej tezy. Równie dobra byłaby argumentacja następująca: "Winniście czynić to a to, ponieważ większość ludzi używa danego terminu dla oznaczenia czynów tego rodzaju". Lub: "Winniście mówić rzeczy niezgodne z prawdą, ponieważ przeważna część ludzi nazywa to kłamstwem". - Na argumentacje tego rodzaju można by odpowiedzieć: Moi drodzy, panowie! Chcemy od was, jako od nauczycieli moralności, dowiedzieć się nie tego, jak ludzie używają danego słowa, i nie tego nawet, jakiego rodzaju czyny ludzie darzą swym uznaniem; my chcemy wiedzieć po prostu, co to jest "dobry". Możemy zgodzić się istotnie, że to, co większość ludzi uważa za dobre, jest rzeczywiście dobro, a w każdym razie dobrze jest znać poglądy ludzkie w tej sprawie. Lecz mówiąc o poglądach różnych ludzi na to, co to jest "dobry", mamy na myśli to właśnie, co w słowach formułujemy; nie chodzi nam więc o to, czy rzecz, o której mowa, ludzie oznaczają wyrazem "koń", "stół" czy "krzesło", czy też wyrazami "dobry", "bon" lub "good". Chcemy wiedzieć, jaka jest istota tego, co nazywają. Nie możemy przypuszczać, że, twierdząc, iż "przyjemność jest dobra", chce ktoś przez to powiedzieć po prostu i jedynie, iż "przyjemność jest przyjemnością".

12. Przypuśćmy, że ktoś powiada: "mnie jest przyjemnie", i że zdanie to nie jest ani fałszem, ani kłamstwem, lecz zdaniem prawdziwym. Cóż w takim razie zdanie to znaczy? Znaczy ono, że w świadomości człowieka, który je wypowiada, że w pewnej określonej świadomości, różniącej się od innych pewnymi, jej tylko właściwymi cechami, istnieje w danej chwili pewien określony stan uczuciowy, zwany przyjemnością. "Jest mi przyjemnie" znaczy po prostu "doznaję przyjemności". Doznanie przyjemności może mieć różną intensywność, a nawet, być może, różne odcienie jakościowe. Jeżeli jednak to, czego doznajemy, jest rzeczywiście przyjemnością, w takim razie przedmiotem przeżycia jest pewna określona rzecz, absolutnie nie dająca się zdefiniować, rzecz niezmienna, zawsze ta sama poprzez wszelkie stopniowania intensywności i odcienie jakościowe. Możemy co do niej stwierdzić, w jakim stosunku pozostaje do innych rzeczy: na przykład to, iż powstaje w świadomości, że wywołuje pożądanie, że przeżywamy ją świadomie itp., itp. Możemy, powtarzam, opisać jej stosunek do innych rzeczy, lecz nie możemy jej zdefiniować. l gdyby ktoś próbował podać definicję przyjemności, utożsamiając ją z jakimś innym przedmiotem doświadczenia, gdyby ktoś na przykład powiedział, że przyjemność znaczy to samo, co wrażenie czerwoności, i chciał dalej wyciągnąć stąd wniosek, iż przyjemność jest barwą, mielibyśmy prawo śmiać się z niego i z góry poddać w wątpliwość dalsze jego wywody na temat przyjemności. Mielibyśmy tu do czynienia z tym samym błędem, który nazwałem powyżej błędem naturalistycznym. To, że "doznawać przyjemności" nie znaczy "doznawać wrażenia czerwoności", ani w ogóle nic podobnego, nie przeszkadza nam rozumieć właściwego znaczenia tego terminu. Wystarcza nam to, że wiemy, iż "doznawać przyjemności" znaczy to samo, co "mieć wrażenie przyjemności", i jakkolwiek przyjemność nie da się absolutnie zdefiniować, jakkolwiek przyjemność jest przyjemnością i niczym innym, to przecież nie czujemy żadnej trudności, wypowiadając zdanie: "ja doznaję przyjemności", a to dlatego, że nie utożsamiamy w tym zdaniu podmiotu z orzeczeniem. Podobnie nie powinno wywoływać żadnych trudności to, iż, twierdząc, że "przyjemność jest dobra", nie utożsamiam przecież pojęcia "przyjemność" z pojęciem "dobry". Gdyby ktoś, mówiąc "ja doznaję przyjemności", utożsamiał "ja" z "doznawaniem przyjemności", nie nazwałbym tego błędem naturalistycznym, jakkolwiek byłby to ten sam błąd, który w rozważaniach etycznych nazwałem tym właśnie terminem. Powód tego jest dostatecznie jasny. Pomieszania ze sobą dwóch rzeczy jednorodnych, należących do dziedziny rzeczywistości doświadczalnej, czyli dwóch obiektów natury w najszerszym znaczeniu tego słowa, nie ma powodu nazywać błędem naturalistycznym. Natomiast uzasadnioną jest rzeczą nazywać błędem naturalistycznym pomieszanie jakości "dobry", która nie jest przedmiotem naturalnym, z jakimkolwiek przedmiotem natury. To, że pomieszanie dotyczy tu jakości "dobry", wyróżnia je od innych, ponieważ zaś tak powszechnie w rozumowaniach etycznych jest spotykane, należy więc oznaczyć je specjalnym terminem. Co się zaś tyczy powodów, dla których jakości "dobry" nie należy uważać za przedmiot natury, omówienie ich odkładamy na później. Na teraz wystarczy, jeżeli zaznaczymy, że gdyby nawet jakość "dobry" była przedmiotem natury, nie zmieniłoby to istoty błędu, ani nie zmniejszyło jego wagi ani trochę. Wszystko, co powiedziałem o tym błędzie, pozostałoby równie słusznym, tylko termin, którym go oznaczyłem, nie byłby już tak odpowiedni, jak według mnie jest obecnie. Zresztą nie troszczę się o nazwy, idzie mi o sam błąd. Mniejsza, jak go nazwiemy, byleśmy go rozpoznali, spotkawszy w jakimś rozważaniu. A można się z nim spotkać w każdym prawie dziele etycznym. Zazwyczaj nie zostaje dostrzeżony, i właśnie dlatego jest rzeczą konieczną zilustrować go na wielu przykładach, a wygodną - oznaczyć go specjalnym terminem. (...)

15. Pierwszy nasz wniosek co do przedmiotu, którym zajmuje się etyka, możemy więc sformułować w sposób następujący: istnieje pewien prosty, nie dający się zdefiniować i zanalizować przedmiot myśli, i etykę można określić jako naukę, która bada ten przedmiot. Rzecz to obojętna, jakim mianem oznaczymy ten przedmiot, byleśmy tylko jasno uświadamiali sobie, czym jest i że od innych jest różny. Treść sądów etycznych odnosi się właśnie do niego. Lecz sądy etyczne mogą pozostawać w dwojakim stosunku do pojęcia "dobry", rozróżnienie to jest bardzo ważne, jeżeli mamy dokładnie określić całkowity zakres sądów etycznych. Nim przystąpiłem do przeprowadzenia dowodu, iż w pojęciach etycznych tkwi podstawowe pojęcie, nie dające się zdefiniować, wypowiedziałem (§4) zdanie, że dla badań etycznych jest rzeczą niezbędną wyliczenie wszelkich powszechnie prawdziwych sądów etycznych, których treścią jest stwierdzenie, że rzecz jakaś jest zawsze dobra. Jakkolwiek wszystkie sądy podobne odnoszą się do jednego i jedynego w swoim rodzaju pojęcia, które oznaczyłem wyrazem "dobry", to przecież nie wszystkie odnoszą się w sposób jednakowy. Jedne stwierdzają, że ta jedyna w swym rodzaju cecha zawsze przywiązana jest do rozważanej rzeczy, inne stwierdzają tylko, iż rzecz rozważana jest przyczyną lub koniecznym warunkiem istnienia innych rzeczy, do których przynależy zawsze ta jedyna w swym rodzaju cecha. Dwa te rodzaje sądów różnią się od siebie w sposób zasadniczy; z tego, że rozróżnienie to nie jest jasno przeprowadzone, wynika znaczna część trudności, z którymi spotykamy się w zwykłej spekulacji etycznej. Różnica pomiędzy tymi rodzajami sądów znalazła wyraz w języku potocznym w przeciwstawieniu terminów "dobry jako środek" i "dobry sam przez się", "wartość rzeczy jako środka" i "wartość wewnętrzna". Ale terminy te dadzą się zastosować poprawnie jedynie w wypadkach, nie pozostawiających żadnych wątpliwości; wynika to, zdaje się, z tego, iż pojęcia, oznaczone przez te terminy, nie były nigdy specjalnym przedmiotem badania. Rozróżnienie to możemy omówić w krótkich słowach w sposób następujący.

16. Twierdząc, że jakaś rzecz jest "dobra jako środek", wypowiadamy sąd, dotyczący związków przyczynowych, w jakich rzecz dana z innymi rzeczami pozostaje, ustalamy bowiem po pierwsze to, iż będzie ona miała jakiś szczególny skutek, po drugie zaś, że skutek ten będzie sam przez się dobry. Lecz wiadomą jest rzeczą, jak trudne jest ustalenie sądów powszechnie prawdziwych, dotyczących związków przyczynowych. Że trudność ta jest istotnie bardzo wielka, świadczy o tym długa droga rozwoju, którą musiały przebyć nauki fizyczne, nim osiągnęły ścisłość, oraz względnie niewielka ilość praw, które nauki te zdołały ustalić dotychczas. Co się zaś tyczy tych rzeczy, które najczęściej są przedmiotem sądów etycznych, a mianowicie czynów, to rzecz jasna, że tutaj nie możemy zadowolić się tym, iż nasze sądy powszechne, dotyczące związków przyczynowych, są prawdziwe, choćby miały nawet walor praw naukowych. W tej dziedzinie nie możemy nawet ustalić praw hipotetycznych, które by stwierdzały: "W tych ściśle warunkach czyn dany zawsze wywoła ściśle ten sam, taki a taki skutek". Tymczasem do tego, aby sąd etyczny, dotyczący skutków danego czynu, był poprawny, potrzeba czegoś więcej, a to pod dwoma względami. 1) Trzeba, abyśmy wiedzieli, że dany czyn wywoła pewien określony skutek, bez względu na okoliczności, w których zostanie dokonany. Tymczasem jest to, oczywiście, niemożliwe. Jest rzeczą pewną, że w różnych okolicznościach ten sam czyn może wywołać skutki całkowicie różne, o ile chodzi o te momenty, od których zależy wartość skutku. Nie mamy więc nigdy prawa wypowiadać coś więcej ponad uogólnienie, że "ten skutek wynika, na ogół biorąc, z tego rodzaju czynu", a i to uogólnienie nawet będzie słuszne jedynie wtedy, jeżeli okoliczności, przy których czyn dany zostaje spełniony, będą na ogół te same. W rzeczywistości warunki i okoliczności zewnętrzne pozostają w znacznej rozciągłości niezmienne w granicach poszczególnej epoki i układu społecznego. Jeżeli natomiast weźmiemy pod uwagę różne epoki, to w wielu wypadkach nader ważnych normalne okoliczności, towarzyszące czynowi danego rodzaju, będą do tego stopnia różne, iż uogólnienie, słuszne dla jednej epoki, może być błędne dla innej. Żaden więc z sądów etycznych, stwierdzających, że czyn pewnego rodzaju jest dobry jako środek, prowadzący do określonego rodzaju skutku, nie będzie prawdziwy powszechnie, wiele zaś sądów, prawdziwych ogólnie dla pewnej określonej epoki, będzie błędnymi, na ogół biorąc, dla innej. 2) Dla oceny czynu jest rzeczą konieczną, nie tylko abyśmy wiedzieli, że czyn będzie miał jakiś jeden dobry skutek, lecz abyśmy mogli zarazem ustalić, biorąc w rachubę wszystkie skutki, które czyn rozważany pociągnie, iż suma dobra, przez czyn ten osiągnięta, będzie większa, niż przy zrealizowaniu jakiegokolwiek innego czynu. Innymi słowy twierdząc, że czyn jakiś jest, biorąc ogólnie, środkiem do osiągnięcia dobra, ustalamy nie tylko to, iż czyn dany wywołuje jakieś dobre skutki, lecz coś więcej, a mianowicie, że on i skutki, z niego płynące, realizują maksimum dobra, jakie w danych okolicznościach można osiągnąć. Pod tym względem ustalenie prawdziwych sądów etycznych, dotyczących skutków czynu, nasuwa, wskutek zawiłości przedmiotu, trudności znacznie większe, niż ustalenie praw naukowych. Aby ustalić prawo naukowe, wystarczy rozważyć pojedyncze ogniwo przyczynowe; aby zaś ustalić sąd etyczny, należy koniecznie rozważyć nie tylko bezpośredni skutek uważanego czynu, lecz cały łańcuch jego skutków, jak daleko w przyszłość może sięgnąć nasz wzrok. Tymczasem jest rzeczą oczywistą, że przewidywania nasze nie mogą nigdy sięgnąć tak daleko, abyśmy mieli możność upewnienia się, iż rozważany czyn da istotnie maksimum dobrych skutków. Musimy z konieczności ograniczyć przewidywania możliwych skutków danego czynu do niezbyt długiego okresu czasu i zadowolić się, jeżeli osiągniemy prawdopodobieństwo, iż czyn, rozważany w tym ograniczonym okresie, zrealizuje maksimum dobra. Zazwyczaj jednak - należy na to zwrócić uwagę, jako na rzecz dużej wagi - w sądach naszych, dotyczących oceny czynów, jako śródków, jest brany w rachubę cały łańcuch możliwych skutków w przeciągu okresu czasu znacznej długości; ta sprawa obliczenia przyszłych skutków czynu wyłania się w każdej dyskusji etycznej. Ma ona duże znaczenie praktyczne, jednocześnie zaś jest tym momentem komplikującym, który czyni ustalenie etycznych uogólnień o tyle trudniejszym od ustalenia praw naukowych. Najpospolitsze reguły postępowania nawet opierają się na takich rozważaniach w sprawie ustosunkowania przyszłych złych skutków do bezpośrednich korzyści, płynących z danego czynu. I jeżeli nawet nie możemy nigdy ustalić z pewnością, jak zapewnić największą możliwą sumę dobra, to przynajmniej próbujemy upewnić się, że prawdopodobne złe następstwa danego czynu nie będą większe, niż bezpośrednie korzyści. (...)

23. W rozdziale tym starałem się zwrócić szczególną uwagę czytelnika na następujące tezy: 1) Cechą charakterystyczną etyki jest nie to, że bada twierdzenia, dotyczące postępowania ludzkiego, lecz to, że rozważa twierdzenia, dotyczące tych cech rzeczy, które oznaczamy terminami "dobry" i "zły". Badania etyczne muszą obejmować rozstrząsanie prawdziwości wszystkich podobnych sądów, wyłączając jedynie te, w których orzeczenie "dobry" odnosi się do poszczególnych rzeczy indywidualnych (1-4). 2) Cecha ta, wyznaczająca zakres i przedmiot etyki, jest sama w sobie prosta i nie da się określić (5-14). 3) Wszelkie twierdzenia, dotyczące stosunku tej cechy do innych rzeczy, dzielą się na dwa i tylko na dwa rodzaje: stwierdzają one bądź to, w jakim stopniu rzecz jakaś sama w sobie posiada tę cechę, bądź też związek przyczynowy pomiędzy daną rzeczą a inną, która tę cechę posiada (15-17). 4) Wreszcie, rozważając stopniowanie, w jakim różne rzeczy cechę tę posiadają, musimy wziąć pod uwagę fakt, że całość może posiadać ją w stopniu różnym od arytmetycznej sumy jej części (18-22)

strona główna